Tagi

, , , , , , , , , , , , , ,

placz
Fragment pochodzi z: Wojciech Kruczyński – „Wirus samotności

Samotność nie pojawia się w tym momencie, gdy telefon przestaje się odzywać albo, gdy odchodzi ktoś bliski. Samotność jest w nas już wcześniej, przyczajona, wyciszona, czekająca, by w odpowiednim momencie się ujawnić.
Tak jak zaszczepiony dawno temu wirus, który zaatakuje w sprzyjających okolicznościach. Niektórzy z nas są odporni na wielokrotne czasem rozczarowania czy nawet porzucenia przez bliskich sercu ludzi – inni po miłosnym zawodzie zamykają się w czterech ścianach i latami leczą rany.
Niektórzy nie mogą się opędzić od nic nieznaczących znajomości – dla innych, nawet krótka wymiana zdań w taksówce lub u fryzjera jest już towarzyskim sukcesem.

Jak to się dzieje, że wirus samotności jednych zabija, a innych omija z daleka?

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, zacząłem penetrować przeszłość. Czyniłem to jednak zbyt powierzchownie – wciąż nie mogłem dotrzeć do źródeł samotności. Odczuwałem ją w małżeństwie, na młodzieżowych prywatkach, w przedszkolu…
Im dalej sięgałem pamięcią, tym więcej się pojawiało smutnych wspomnień. W końcu, między innymi, uciekając się do stosowania własnej psychoterapii, sięgnąłem najdalej, jak to możliwe: do czasów, których nie pamięta się świadomie, lecz odczuwa ich działanie w swych tęsknotach, fantazjach i niewytłumaczalnych uczuciach, należących jakby do kogoś innego, nieznajomego, czasem przerażającego.
Sięgnąłem do czasów nazywanych niekiedy utraconym rajem dzieciństwa, ale które nie zawsze na takie miano zasługują. Wybierz się tam ze mną. Nie bój się – jestem obok i trzymam cię za rękę.

Nie ma jak u Mamy – Pierwotny kokon

Przed wirusem samotności, na samym początku twojego życia, może ochronić cię tylko jedno: ciepły i wygodny brzuch Mamy, w którym mieszkasz kilka cudownych miesięcy.
Nie musisz się starać o nic, nie musisz niczego pragnąć: twoje potrzeby są zaspokajane, zanim je sobie uświadomisz. Jest ciepło i miękko. Doskonała jedność, bez strachu, bez łez, bez samotności. Do tego stanu zdarza się nam tęsknić, szczególnie wtedy, gdy świat się wydaje nieprzyjazny, codzienność zbyt trudna do zniesienia, dotyka nas cierpienie.
Gdy zwijasz się w kłębek pod kołdrą i zapadasz w półsen, który odgradza cię od nierozwiązywalnych problemów, to właśnie próbujesz odtworzyć ów idealny stan.
Kiedy znieczulasz się kolejną porcją alkoholu lub sięgasz po kolejną dawkę narkotyku, to właśnie chcesz odnaleźć choć na chwilę tę utraconą, błogą bezmyślność płodowego życia. Niestety, nazajutrz znów trzeba będzie się na nowo urodzić, a narodziny są momentem, w którym dotkliwie, bez żadnej taryfy ulgowej odczuwasz dojmujący ból samotności.

Zawsze, gdy dopada mnie myśl o wycofaniu się na jakiś czas z życia, uświadamiam sobie nieuchronność faktu, iż będę musiał w końcu wyjść z ciepłego kokonu i przeżyć szok ponownego spotkania z rzeczywistością. To odbiera mi chęć powrotu do matczynego łona. Mam wrażenie, że bycie tam, to najprzyjemniejsze uczucie na świecie, ale twoje i moje miejsce jest nieodwołalnie tutaj, wśród ludzi. Jeśli zaryzykujemy powroty, to tylko na gapę – i jak każdy gapowicz będziemy stamtąd bez pardonu wyrzucani, na zbity pysk. Za każdym razem odczujemy to bardziej boleśnie.

Mówisz, że nie pamiętasz tamtego stanu, że to niemożliwe, by zachowały się jakiekolwiek wspomnienia. Dlaczego więc wciąż chcesz tam wracać?
Dlaczego codzienna rzeczywistość wywołuje w tobie niechęć i strach?
Dlaczego wmawiasz sobie: wszystko przez to, że żyję w takim paskudnym miejscu, w tym zakłamanym kraju, gdzie jedni tylko wykorzystują drugich, gdzie nie ma miejsca dla takich jak ja? Gdybym tylko żyła w innym miejscu, w Kanadzie, w Nowej Zelandii, może w Australii – o tak, tam wszystko potoczyłoby się inaczej… Nie łudź się: byłoby dokładnie tak samo, jak tu. Gdziekolwiek bowiem pójdziesz, zabierzesz swego wirusa samotności ze sobą.
Twoje marzenia dotyczą tak naprawdę Nibylandii, szczęśliwego kraju, do którego nie ma już powrotu. Pierwotny kokon jest dla nas właściwym miejscem tylko wtedy, gdy się jeszcze nie narodziliśmy. W rzeczywistości niewiele różni się od śmierci. Nie zdajemy w nim sobie sprawy z własnego istnienia. Szczęście, którego się w nim doszukujemy, jest złudzeniem.

Wiem, to, co piszę , brzmi okrutnie i niesprawiedliwie. Nie zgadzasz się na to, złościsz. To dobry znak, taka złość. Prawdziwy świat witamy bowiem krzykiem.
Narodziny cichego dziecka zawsze wywołują panikę na sali porodowej. Rozpaczliwy krzyk, to najlepszy komentarz nowo narodzonego do sytuacji, którą zastał tu, na miejscu.
To jego pierwsze doświadczenie – wygnania z raju i samotności.

Pierwszy krzyk

Wyobraź sobie, że słodko śpisz w swojej ciepłej, ulubionej pościeli. Jest tak wygodnie, że nie musisz nawet zmieniać pozycji. Trwasz w błogostanie, któremu towarzyszą miłe senne fantazje, jutrzejszy dzień na razie nie istnieje. Nagle ktoś brutalnie wyrywa cię z tego przyjemnego odrętwienia, ciągnie siłą na zimne podwórko i każe tam stać, nagiej, bezbronnej i wystraszonej.
Wokół czają się postacie bez twarzy, dotykają nieznanymi przedmiotami, przestawiają cię z miejsca na miejsce. Nie odpowiadają na pytania.
Nie wiesz, jak się z nimi porozumieć, jak im dać do zrozumienia, że jest ci zimno, że jesteś głodna. Więc krzyczysz, ile sił, ze złości.
Gardło cię boli od krzyku na zimnym powietrzu, więc wściekła krzyczysz coraz głośniej…
Koszmarna wizja, prawda?
Ale właśnie czegoś takiego doświadczyliśmy – kiedyś, dawno temu.

Nie mogłaś zachować tych wspomnień w świadomości, ale twoje ciało może wciąż pamiętać wstrząsający szok narodzin. Do dziś, w swoich najgłębszych uczuciach i przekonaniach możesz nie zgadzać się na to niespodziewane wrzucenie w świat, który zupełnie ci nie odpowiada.

Noworodek często znajduje się w sytuacji przypominającej taki właśnie, senny koszmar. Jest mu zimno, niewygodnie, powietrze rani płuca, a każdy głośniejszy dźwięk przeraża.
Wokół drą się rozpaczliwie inni towarzysze niedoli – ale on o tym nie wie i tym bardziej przeraża go fakt własnego, zwielokrotnionego przez inne dzieci wrzasku. Nie jest świadom własnego istnienia, więc ma wrażenie, iż z bólu krzyczy cały świat.

Gdyby umiał myśleć, być może uznałby, że właśnie umarł i znalazł się w piekle. Ale on jeszcze nie myśli. Nie może uspokoić się nadzieją, że ktoś zaraz przyjdzie i pomoże. Jest kompletnie sam, bez przeszłości, bez przyszłości, bez żadnego pomysłu na tę sytuację – oprócz panicznego wrzasku.

Ta pierwsza, nieświadoma próba kontaktu z otoczeniem, wyraża jego kompletną niezgodę na zastany świat. Jego samotność jest całkowita i tragiczna przez to, że nie zdaje sobie sprawy z istnienia innych ludzi, którzy za chwilę, miejmy nadzieję, przyjdą mu z pomocą.

A ty – czy zgadzasz się na świat, w który ktoś cię wrzucił bez pytania o zgodę?

Czy zgadzasz się na ból, który towarzyszy twojemu życiu?

Czy zgadzasz się na niesprawiedliwość, która dotyka ciebie i innych ?

Czy zgadzasz się na śmierć bliskich ci osób i ich nieodwołalną nieobecność?

Jeśli nie, jeśli nie zgadzasz się na to wszystko, to jesteś równie samotna, jak ten przerażony noworodek – i pozostaje ci tylko rozpaczliwy krzyk.
Nikt bowiem nie przyjdzie, by zaspokoić twe pragnienia nieśmiertelności i braku cierpienia.
Takiej osoby nie ma, i dlatego właśnie każdy z nas, nawet najbardziej szczęśliwy i zadowolony z tego, co daje mu los, jest w jakiś sposób samotny przez całe swoje życie.

W każdym jego okresie istnieje jednak ktoś, kto potrafi twój ból ukoić i zapełnić czarną dziurę samotności prawie całkowicie. Będę w mojej opowieści zaznaczał obecność tej osoby, pisząc o niej z dużej litery.
Gdy jesteś wygrażającym światu małymi piąstkami niemowlakiem, na długo zanim staniesz się tą osobą, będzie umiała uzdrowić swój wirus samotności – taką pierwszą osobą może być tylko Mama.

milosc-matki

Nadzieja na szczepionkę

Kiedy tak zanosisz się od krzyku i płaczu w kompletnej beznadziei, wydarza się cud.
Nagle robi się ciepło, nie leżysz już bezradnie na plecach, machając łapkami jak przewrócony chrabąszcz, ale odczuwasz znajome, rozkoszne kołysanie.
Podrażniona skóra przestaje piec, a do brzucha spływa życiodajny napój. Robi się błogo, świat już nie jest otchłanią cierpienia, ale zaczyna przypominać niedawny jeszcze stan bezmyślnej szczęśliwości. Jeszcze nie wiesz, że twoja Mama, gdy już doszła do siebie po bólu rodzenia, wzięła cię na ręce, przewinęła, nakarmiła i utuliła do snu. Być może masz niejasne wrażenie minionego koszmaru, ale to wszystko – świat wrócił do idealnej równowagi.
Chwila rozpaczliwej samotności niczego cię nie nauczyła.
Dzięki temu możesz zasnąć na kilkanaście godzin, bez zamartwiania się o przyszłość.

Gdy budzisz się nazajutrz, ku twemu przerażeniu historia się powtarza. Znów cierpienie, znów brak nadziei, znów samotne wołanie na puszczy. Lecz cud znów się wydarza, nawet szybciej niż przedtem. Znów jest błogo, świat znów jest przyjaznym miejscem. Po paru dniach lub tygodniach takich doświadczeń zaczynasz odnajdywać w tym rytmie wzlotów i upadków jakiś mglisty sens.

Po wrzasku zawsze przychodzi ukojenie, ze świata jawy zawsze można uciec w sen. Te dwa sposoby na życie jeszcze niewiele się od siebie różnią, ale w pierwszym z nich zdecydowanie częściej wydarzają się rzeczy nagłe i groźne. Fantazja przeplata się swobodnie z rzeczywistością, ale wszystkim daje się jednak coraz lepiej sterować. Może ten świat nie jest o wiele gorszy od tego poprzedniego?

Tam nie działo się wiele – tutaj można przynajmniej trochę porządzić. Wkrótce zdajesz sobie sprawę, że im głośniejszy wrzask, tym szybsze zaspokojenie. Gdy się dobrze natężysz, błogość przychodzi niemal natychmiast.

Już wiesz – świat jest na twoje usługi.

Dzięki temu odkryciu samotność przestaje doskwierać na tyle, że możesz się skupić na tym, co widzisz, co słyszysz, co czujesz własną skórą. Gdy coś ci nie odpowiada, wystarczy wrzasnąć rozkazująco i świat od razu dostosuje się do twoich życzeń.

Jednak nie każdemu z nas jest dane takie piękne doświadczenie.
Już w tym najwcześniejszym okresie życia możesz wchłonąć wirusa samotności. Jeśli twoja Mama czujnie śpi, nadąża z przygotowaniem jedzenia, z dostarczaniem pieluch i w dodatku robi to z radością – wirus nie będzie miał do ciebie dostępu.

Jeśli jednak Mama nie nadąża, jest chora lub w ogóle jej nie ma, świat już na zawsze pozostanie dla ciebie miejscem wrogim i nieprzyjemnym.
Wiele matek odczuwa w tym okresie spadek nastroju, prowadzący często do rozwinięcia się depresji poporodowej. Czasem boją się nowej i nieznanej przyszłości, a czasem trudno im się pożegnać z przeszłością, kiedy to one były hołubionym dzieckiem. Jakakolwiek byłaby przyczyna, cierpi na tym nowy, mały obywatel tego świata. Jeśli jednak Mama szybko dojdzie do zdrowia (a tak zwykle się dzieje), nie ma wielkiego niebezpieczeństwa.

Wirus samotności zaatakuje z całą siłą wtedy, gdy Mama na początku twej drogi cię opuści i nie znajdzie się nikt na jej miejsce. Wówczas zatrzymasz się gdzieś między tamtym światem a tym.

Tamten świat pozostanie na zawsze rajem utraconym – ten świat natomiast będzie zbyt przerażający, aby w nim normalnie żyć. Choroba sieroca jest chorobą z samotności.
Wirus jest wtedy tak silny i bezkarny, a ty tak słaby i bezbronny, że może on cię nawet zabić.

Jeśli nie zabije, będzie cię trawił po trochu, przez całe życie.
Stanie między tobą a każdą osobą, która spróbuje się do ciebie zbliżyć.

Zamiast kojącego ciepła odczujesz przemożny lęk.
Najbardziej przychylni ci ludzie będą przez ciebie odbierani jako wrogowie.
Nawet, jeśli urodzi się w tobie miłość, także odbierzesz ją jako zagrożenie i czym prędzej od niej uciekniesz – do swej mysiej dziury, do swego niedoskonałego kokonu samotności.

Jeśli dzięki pełnej poświęcenia i miłości opiece Mamy nie doświadczyłaś świata jako miejsca, w którym warto żyć (chociażby po to, by zaprowadzać w nim ład swoim wrzaskiem), to każda nowa rzecz będzie odbierana jako zamach na twoje życie.

Samotność w takim świecie jest jedyną szansą na wytchnienie, na chwilę spokoju.
Anna, jedna z moich pacjentek, porzucona w dzieciństwie przez matkę, powiedziała: „W samotności widzę ciepło. Bo chłód w porównaniu z mrozem jest ciepły”…

Fragment pochodzi z: Wojciech Kruczyński – „Wirus samotności

Powiązane posty

Samotność a zależność od innych

Samotność czy osamotnienie?

Wybacz sobie i wybacz innym

Cztery kroki do wolności

Czy istnieje dobra samotność?

Luźne rozważania o ludzkiej samotności