Tagi
denis, dusza, dusza zwierzęca, ewolucja, inkarnacja, reinkarnacja, Rozwój, sprawiedliwość, wcielenia, wędrówka dusz
Fragment książki Leona Denisa, „Życie po śmierci”
wydanej w 1924 roku.
Wielokrotność istnień
W jakiej postaci rozwija się życie nieśmiertelne i czym jest właściwie życie duszy?
Chcąc odpowiedzieć na te pytania, trzeba zbadać u źródła zagadnienie istnień. Wiemy, że na naszej ziemi życie występuje zrazu pod najprostszymi postaciami, by w dalszej ewolucji przez różne formy i gatunki dojść do człowieka, korony stworzenia ziemskiego.
Stopniowo rozwijają się i doskonalą organizmy, wzrasta wrażliwość. Z wolna życie dobywa się z więzów materii, ślepy instynkt ustępuje miejsca inteligencji i rozumowi.
Czy każda dusza stąpała po tej drabinie ewolucji, której dolne szczeble nurzają się w mrocznych przepaściach? Czy każda musiała ożywiać organizmy zaczątkowe, przybierać niższe formy życia, zanim zdobyła świadomość i wolność?
Badanie charakteru ludzkiego, tak pełnego jeszcze cech zwierzęcych, kazałoby nam tak przypuszczać. Rozstrzygać o tym byłoby jednak przedwcześnie.
Poczucie bezwzględnej sprawiedliwości mówi nam, że zwierzę, tak jak człowiek, nie powinno żyć i cierpieć, mając w niebyt perspektywie.
Nieprzerwany, a w górę dążący łańcuch zdaje się wiązać wszystkie stworzenia – minerał z rośliną, roślinę ze zwierzęciem, a zwierzę z człowiekiem.
Może je nawet łączyć dwojako, materialnie i duchowo. Te dwie formy życia mogą być równoległe i solidarne, gdyż życie jest wszędzie tym samym przejawem ducha.
Aczkolwiek kiedy dusza dojdzie do stanu ludzkiego i zdobędzie świadomość, cofać się już nie może. Na każdym stopniu
rozwoju przywdziewa ona kształty odpowiadające jej wartości osobistej. Nie należy obwiniać Boga, że stworzył kształty poczwarne czy szkodliwe.
Istoty przybierają taką postać, jaka wynika z ich poprzednich skłonności i nabytych przyzwyczajeń.
Zdarza się prawdzie, że dusze ludzkie biorą na siebie ciała wątłe i chorowite, by […] zdobyć cechy niezbędne do ich postępu; przyroda jednak nie dopuszcza wyboru, istota z konieczności wpada we władzę tych zamiłowań, które w sobie wczęśniej rozwinęła.
Każdy uważny badacz stwierdzić może to stopniowanie rozwoju.
Już u zwierząt domowych dostrzegamy różnice charakteru.
W tym samym gatunku zdarzają się indywidua bardziej lub mniej rozwinięte. Niektóre posiadają nawet przymioty zbliżone wyraźnie do ludzkich i zdolne są czuć i okazywać przywiązanie.
A ponieważ materia nie może czuć ani kochać, trzeba więc przypuścić istnienie w nich duszy w stanic zaczątkowym.
Cóż przy tym sprawiedliwszego, wspanialszego, cóż bardziej zgodnego z prawem postępu niż to wznoszenie się dusz przez kolejne etapy, w ciągu których kształtują się same, wyzwalają pomału z niskich instynktów, rozbijają pancerz egoizmu, by budzić się do życia rozumu, miłości i swobody.
Jest w najwyższym stopniu sprawiedliwe, by ten okres terminowania obowiązywał wszystkich na równi, by żadna istota nie zdobyła wyższego stanu, dopóki nie zyska nowych zalet.
Dzień, w którym dusza, doszedłszy do stanu ludzkiego, osiągnie autonomię, swą odpowiedzialność moralną i pojmie obowiązek, nie jest jeszcze dniem osiągniętego celu i ukończonej ewolucji.
Teraz dopiero rozpoczyna się jej dzieło i nowe zadania ją czekają. Walka przeszłości to zaledwie preludia tych bojów, które czekają na nią w przyszłości.
Dalej odradzać się będzie na tej ziemi w ciałach ludzkich. Za każdym pojawieniem się w odmłodzonym organizmie podejmie przerwane przez śmierć dzieło udoskonalenia i pójdzie nieco dalej.
Dusza, wieczna podróżniczka, musi postępować ze sfery w sferę ku dobru, ku nieskończonemu rozumowi, zdobywać nowe stopnie, rosnąć w wiedzę, w mądrość, w cnotę.
Każde nasze ziemskie istnienie jest tylko epizodem naszego życia nieśmiertelnego.
Żadna dusza nie mogłaby w tym krótkim czasie pozbyć się wad, błędów, pospolitych pożądań, świadczących tak jasno o życiach ubiegłych i jej pochodzeniu.
Obejmując czas, którego wymagała ludzkość od swego pojawienia się na ziemi, by dojść do stanu cywilizacji, zrozumiemy, że dusza mająca zrealizować swe przeznaczenia i, idąc z jasności w jasność, dojść do absolutu, do Boga, musi mieć na to okresy czasu bez granic i wciąż odradzające się życia.
Jedynie wielokrotność istnień wyjaśnić może różnicę charakterów, rozmaitość zdolności, nierównomierność przymiotów moralnych, jednym słowem, wszystkie nierówności, które nas uderzają.
Nie uwzględniwszy tego prawa, na próżno można by pytać, dlaczego niektórzy ludzie posiadają talenty, szlachetne uczucia, podniosłe dążenia, gdy udziałem tylu innych jest głupota, pospolite instynkty i brzydkie namiętności.
Co myśleć o Bogu, który wyznaczając nam jedno tylko życie cielesne, tak nierówno by nas obdzielił, stwarzając dzikusa i cywilizowanego jednocześnie.
Bez prawa wcieleń ponownych światem rządziłaby niesprawiedliwość!
Wpływ środowiska, dziedziczność, różnice wychowania, choć mają pewne znaczenie, nie wystarczają jednak do wytłumaczenia tych nierówności.
Widzimy, że członkowie tej samej rodziny, podobni ciałem i krwią, karmieni jednymi naukami, różnią się w wielu punktach. Ludzie doskonali mieli potworów za potomków, na przykład Marek Aureliusz […]
Gdyby wszystko zaczynało się dla nas jednocześnie z życiem obecnym, jak objaśnić tyle różnicy w inteligencji, tyle stopni cnót czy występków, tyle szczebli w położeniach ludzkich?
Nieprzenikniona tajemnica okrywałaby pochodzenie tych geniuszów, tych cudownych umysłów, które od dzieciństwa rzucają się z zapałem na drogę sztuki czy wiedzy, podczas gdy tylu młodych ludzi ślęczy mozolnie nad książkami i pomimo wysiłków nie przekracza mierności.
Wszystkie te ciemności rozprasza doktryna istnień wielokrotnych.
Istoty wyróżniające się potęgą umysłową czy moralną żyły więcej razy, pracowały bardziej, zdobyły rozleglejsze doświadczenia i zdolności.
Postęp i wzniesienie się istot zależy wyłącznie od ich prac, od rozwijanej w boju życiowym energii.
Jedne walczą dzielnie i przechodzą szybko po stopniach dzielących je od życia wyższego, inne są opieszałe i wiodą życia bezczynne i jałowe w ciągu wielu stuleci.
Nierówności te jednak, będące wynikiem działalności przeszłej, mogą być odkupione i pokryte w życiach przyszłych.
W rezultacie istota stwarza sama siebie przez stopniowe rozwijanie posiadanych sił.
Życie jej, na początku drogi nieświadome, staje się bardziej inteligentne i świadome, gdy doszedłszy do progu człowieczeństwa, posiądzie ona swoje „ja”. I nawet wówczas jej wolność ograniczają prawa naturalne, czuwające nad jej bytem dalszym.
W ten sposób wolna wola i fatalizm równoważą się nawzajem.
Wolność, a co za tym idzie odpowiedzialność – zawsze są proporcjonalne do rozwoju istoty.
Oto jedyne rozumne rozwiązanie zagadnienia.
Przez kolejność czasów, na powierzchni tysiąca światów rozwijają się nasze istnienia, giną i odnawiają, w każdym z nich znika odrobina zła, która w nas jest; nasze dusze wzmagają się na siłach, oczyszczają, dążą głębiej po świętej drodze, aż wyzwolone z bolesnych odrodzeń osiągną własną zasługą dostęp do kręgów wyższych, gdzie promienieje wieczyście piękno, mądrość, potęga i miłość!
Leon Denis , Życie po śmierci, 1924
Sporym zainteresowanie m cieszy się temat reinkarnacji.
Udało mi się troche uporządkować myśli.
Odkrywając siebie w atmie jako jaźń, samoświadomość wchodzę w wielodymensyjny świat, obrastając we władze umysłowe. Każda z dymensji, dostarcza mi ciało subtelne, będące cząstka swojego środowiska, wzbogacając mnie zachodzącym w nich zjawiskami.
Na końcu w ciele fizycznym mam wole, pamięć, charakter …..
Interesująca wydaje się sama Jaźń. Poczucie pustki, poszukiwane w czasie medytacji, przybliża trochę właściwości Jaźni. Dzięki naszej jaźni jest w ogóle możliwe znalezienie jakiejkolwiek obserwującej pustki w sobie. Jestem ale nic nie robię, pozbawiony przyczyny ruchu. Jakiś obserwator, w którym wszystko zamiera. Ta cześć, mała iskierka w atmie, wystrzelona z większego skupiska W.Jaźni podlega reinkarnacji, przezywając indywidualne trwanie w czasie cyklu. W momencie powrotu staje się bez znaczenia czy to ta sama cząsteczka musi powrócić, gdyż stapia się jak mały płomień z dużym w większe skupisko Jaźni. Przy kolejnych cyklach z tego samego pomnienia wyszczególniony zostanie kolejny płomyk jaźni, wskakując na kolejna przygodę. Nowy płomień oderwany ze wspólnej świecy.
Jednym słowem , znalezienie siebie za życia we Wspólnej Jaźni jest wielkim przeżyciem. To znaczy odnalezienie swojego domu, w którym nieborak Jaźń odzyskuje zamarłe na przystanku ATMY, swoje większe niż za życia władze umysłowe.
Wspólny bank danych, znajduje się poza naszym wielodymensyjnym ciałem , w którym podróżujemy, stad problemy z dotarciem do jego zawartości. Konieczne jest zdobycie trudnej umiejętności podróżowania, by tam świadomie buszować.
Celem tych cykli jest doświadczenie, zbierane w konkretnym celu.
Warstwa fizyczna zmusza nas do wielkiej odpowiedzialności myśli i przestrzegania obowiązujących w nim reguł, -uczymy się wybierać, rozwijając gatunek ludzki.
Do jakiegoś momentu nasza jaźń jest rozdzielona i tkwi w tym po śmierci. Może się zwiesić w bezruchu lub być obdarzona umysłem. Sporo mam jeszcze niejasności, co do wewnętrznych mechanizmów, zachodzących w W.J
Przypuszcza się, ze ostatecznym celem tych reinkarnacyjnych zabiegów jest budowanie kolejnych światów, ale już jako doświadczona, jednostka (Wyższa Jaźń) , poszerzenie go jako wyszczególniona z Boga mała wykonawcza jednostka.
Sporo wniosków ominąłem, do tego miejsca daje mi się jeszcze potwierdzać.
Całość jest dla mnie ciągle bardzo skomplikowana.
pozdro
Poplątałem zdanie:
W momencie powracania w cykle, staje się bez znaczenia ,czy to ta sama cząsteczka jaźni powraca, gdyż stapiamy się jak mały płomień z dużym w większe skupisko Jaźni, odnajdując z łatwością na nowo nasz podmiot.
Zbyszku,
świetny post!
Nie zrozumiałem ani słowa 😉
hallo Neccy (troche pozna odpowiedz) , moim zdaniem trudno byc czlowiekiem zyjacym i nie miec tych wszystkich uczuc- milosc, nienawisc, strach ,bol(duchowy),empatia. Jesli tego nie mozna odczuwac to jest sie natura martwa
właśnie pytanie czy to MY jesteśmy tymi wszystkimi uczuciami i doznaniami na powierzchni?
czy one nas stanowią?
a gdy znikają te wszystkie emocje jakie nami targają, to czy nie ma już nic pod spodem, jest tylko pustka, nicość?
wdaje mi sie , ze w momencie kiedy nic nie nie czuje to jestem duchowym trupem
Hm, odważne stwierdzenie. Nie czuje ale w jakim znaczeniu?
Nie byłbym jednak taki czy pod spodem jesteśmy duchowym trupem…
Myślę, że te emocje i ta cała powierzchnia to bardziej jak taki kokon którego potrzebuje motyl by dojrzeć. To co pod spodem może być zaskakujące 🙂
Wojtek napisał kiedyś taki komentarz:
https://zenforest.wordpress.com/2007/10/26/ego-a-osobowsc-ofiary/#comment-4
Jest tam krótka przypowiastka, która fajnie odpowiada na Wasze rozważania – majka, Zind 🙂
„nie czuje” -zgadzam sie z moim dobrobytem i nie dziele go z innymi
W dalszym ciągu nie rozumiem Twojej wypowiedzi.
Najpierw piszesz:
wdaje mi sie , ze w momencie kiedy nic nie nie czuje to jestem duchowym trupem
A potem piszesz
“nie czuje” -zgadzam sie z moim dobrobytem i nie dziele go z innymi
Lub może ktoś inny mi wytłumaczy o co chodzi?
Zaczynam obawiać się o stan mojego umysłu ;( Może miałem jakiś mikrowylew i nie rozumiem już najprostszych sformułowań? 🙂
Zind może nie wszystko trzeba ro-zu-mieć.
Niektóre rzeczy po prostu sobie są. Majka miała ochotę tak właśnie ująć swoje myśli i to zrobiła to po swojemu.
mówię sobie jakiś znany ten tekst:) a to przecież, Leon Denis – Życie po śmierci:) czytałem tą książke i bardzo mi sie podobała:) jedyna sprawiedliwość jak pisze autor musi się zawierać w tych słowach: Bez prawa wcieleń ponownych światem rządziłaby niesprawiedliwość:)
polecam całą książkę i pozdrawiam:)
„Bez prawa wcieleń ponownych światem rządziłaby niesprawiedliwość” teoria tego gościa idealnie się pokrywa z moim poglądem… Dla mnie oprócz deja vu i tych innych potwierdzeń na wielokrotne odradzanie się jest właśnie proste pytanie : Czy Bóg byłby tak niesprawiedliwy obdarzając jednego większym talentem ,drugiego mniejszym,czy jednego bardziej odporną psychiką,drugiego nie?? (można by było wymieniać w nieskończoność)
Pozdrawiam:)