Tagi
Bóg, miłość, partnerstwo, przyjaźń z bogiem, rozmowy z Bogiem, szczęście, walsch, wolność, zazdrość, związki, Świadomość
fragment książki Przyjaźń z Bogiem (kontynuacji Rozmów z Bogiem) N. D. Walscha
Wyzbądź się przekonania, że twoje szczęście zależy od czynników wobec ciebie zewnętrznych, a wyzbędziesz się zazdrości. Pozbądź się myśli, że w miłości chodzi o to, co otrzymujesz w zamian za to, co dajesz, a pozbędziesz się zazdrości. Rozstań się z roszczeniami co do czasu, sił lub miłości drugiej osoby, a rozstaniesz się z zazdrością.
Tak, ale jak to zrobić?
Nadaj swojemu życiu nowy sens. Zrozum, że jego cel nie ma nic wspólnego z tym, co możesz z niego wynieść, ale mnóstwo wspólnego z tym, co możesz do niego wnieść. To samo dotyczy związków.
Celem życia jest stwarzanie siebie na nowo, w następnym najwspanialszym wydaniu najszczytniejszej wizji siebie, jaka kiedykolwiek ci się zamarzyła. Ogłaszanie i ucieleśnianie, wyrażanie i spełnianie, doświadczanie i poznawanie swej prawdziwej istoty.
Nie wymaga to udziału innych ludzi – ani tej drugiej szczególnej osoby. Dlatego można kochać innych nie żądając od nich niczego.
Myśl, że można być zazdrosnym o czas, jaku twoi ukochani spędzają grając w golfa, w biurze czy też w ramionach innej osoby, możliwa jest tylko wtedy, jeśli wyobrażasz sobie, że twoje szczęście doznaje uszczerbku, kiedy jest szczęśliwy ten, kogo kochasz.
Chwileczkę. Czy to znaczy, że nie powinniśmy odczuwać zazdrości nawet wtedy, gdy nasz partner spędza czas w ramionach innej osoby? Chcesz powiedzieć, że niewierność jest w porządku?
Nie ma czegoś takiego jak w porządku i nie w porządku. To są wyznaczniki, które sami ustalacie. „Tworzycie je – i zmieniacie – na miarę swojego rozwoju.
Odzywają się głosy, że na tym właśnie po lega problem dzisiejszego społeczeństwa: że jesteśmy nieodpowiedzialni pod względem duchowym i społecznym. Zmieniamy swoje wartości pod wpływem chwili, dostosowujemy je do swoich celów.
Oczywiście. W ten sposób życie toczy się naprzód. Gdybyście tego nie robili, życie nie mogłoby posuwać się do przodu. Nie dokonałby się żaden postęp. Czy naprawdę chcecie bez końca obstawać przy dawnych wartościach?
Niektórzy chcą.
Chcą wieszać kobiety na placu, jako domniemane wiedźmy, co miało miejsce zaledwie kilka pokoleń wstecz? Chcą, aby kościół wysyłał żołnierzy na krucjaty by wycinać w pień tych, którzy nie wyznają jedynej Prawdziwej Wiary?
Posługujesz się historycznymi przykładami zachowań, które wynikały ze źle pojętych wartości, a nie z dawnych wartości. Wyrośliśmy już z tego.
Czyżby? A przyglądałeś się ostatnio światu? Ale to zupełnie inna historia. Trzymajmy się tematu.
Zmienianie uznawanych wartości świadczy o dojrzewaniu społeczeństwa.
Przechodzicie jako społeczeństwo do kolejnego, wyższego etapu.
Zmieniacie swoje wartości, albowiem zbieracie nieustannie nowe informacje, otwieracie się na nowe doświadczenia, rozważacie nowe koncepcje, odkrywacie nowe spojrzenia na rzeczywistość i dzięki temu wciąż na nowo siebie definiujecie.
To oznaka rozwoju, a nie odpowiedzialności.
Wyjaśnijmy to sobie. Czy jest oznaką rozwoju nieprzejmowanie się tym, że nasz partner rzuca się w cudze ramiona?!
Jest oznaka rozwoju niedopuszczenie do tego, aby odebrało to wam spokój ducha. Zburzyło całe wasze życie. Doprowadziło do samobójstwa albo zabójstwa. Wszystko to niestety zdarzało się z tego powodu. Nawet dziś niektórzy z was uśmiercają innych, a większość uśmierca swoją miłość z tego powodu.
Cóż, zabijania, rzecz jasna, nie pochwalam, ale czy można ocalić swoją miłość, jeśli twój ukochany kocha jednocześnie inną osobę?
To, że kocha inna osobę, nie znaczy, że nie kocha ciebie. Czy musi kochać tylko i wyłącznie ciebie, aby była to prawdziwa miłość? Czy tak to sobie wyobrażacie?
Tak, do ciężkiej cholery! Tak odpowiedziałoby wielu ludzi. Tak, do ciężkiej cholery.
Nic dziwnego, że tak trudno pogodzić się wam z tym, że Bóg kocha wszystkich równo.
Cóż, większość ludzi potrzebuje w jakimś stopniu poczucia bezpieczeństwa. Bez tego, jeśli partner nam tego nie zapewni, miłość obumiera, czy tego chcemy czy nie.
To nie miłość obumiera, lecz potrzeba.
Decydujecie, że nie potrzebujecie już tej osoby. W istocie nie chcecie jej potrzebować, ponieważ jest to dla was zbyt bolesne. Postanawiacie więc: nie potrzebuję, abyś dalej mnie kochała. Idź i kochaj, kogo zapragniesz. Ja się stad wynoszę.
To właśnie się dzieje. Zabijacie potrzebę. Nie uśmiercacie miłości. W gruncie rzeczy są tacy, którzy noszą w sobie te miłość po wsze czasy.
Przyjaciele powiadają, że wciąż płonie w tobie ogień. Bo tak jest! To światło waszej miłości, płomień namiętności, nadal w tobie gorejący, dający blask widoczny dla każdego. Ale to nic złego. Tak powinno być – biorąc pod uwagę to, kim i czym, jak powiadacie, jesteście i co ogłaszacie jako swój wybór.
Czyli ktoś nigdy już się więcej nie zakocha, bo wciąż płonie w nim ogień dawnej miłości?
Dlaczego musi ustać miłość do jednej osoby, abyś mógł pokochać druga? Czy nie można kochać więcej niż jednej osoby naraz?
Na ogół nie. To znaczy, nie w taki sposób.
Chodzi ci o miłość erotyczna?
Nie, romantyczną. Miłość do towarzyszki życia. Ludzie potrzebują towarzysza na całe życie.
Kłopot w tym, że ludzie przeważnie mylą miłość z potrzeba. Myślą, że te dwa słowa i te dwa doświadczenia, są zamienne. A nie są. Kochać kogoś, a potrzebować kogoś, to dwie różne rzeczy.
Można kogoś kochać i jednocześnie go potrzebować, ale nie kocha się dlatego, że się kogoś potrzebuje. Jeśli kochasz kogoś, ponieważ go potrzebujesz, to wcale nie kochasz jego, tylko to, co tobie zapewnia.
Jeśli kochasz drugiego za to, kim jest, bez względu na to, czy daje ci to, czego tobie potrzeba, czy nie, wówczas prawdziwie miłujesz. Kiedy nie potrzeba ci niczego, wtedy dopiero może zaistnieć prawdziwa miłość.
Pamiętaj, miłość nie zna warunków, granic, potrzeb.
Tak kocham was Ja. Lecz wam nie mieści się w głowie odbieranie takiej miłości, ponieważ nie mieści się wam w głowie jej wyrażanie. Stad bierze się cała bieda na tym świecie.
Ale do rzeczy – zważywszy na to, że jak powiadacie, pragniecie stać się wysoko rozwiniętymi istotami, niewierność, jak to określasz, nie jest w porządku. Z tego względu, że się nie sprawdza.
Nie doprowadzi was tam, dokąd jak mówicie, zmierzacie.
Ponieważ niewierność oznacza nieprawdę, a w głębi duszy pojmujecie, że wysoko rozwinięte istoty żyją i oddychają prawda, czerpią z niej swój byt – zawsze i wszędzie i o każdej porze. Nie tyle mówią prawdę, co są prawda.
Bycie istotą wysoko rozwiniętą oznacza bycie szczerym.
Przede wszystkim, szczerym wobec siebie samego, dalej, szczerym wobec drugiego, a następnie szczerym wobec wszystkich innych. Jeśli nie jesteś uczciwy w stosunku do siebie samego, nie jesteś uczciwy wobec innych. Tak wiec jeśli kochasz kogoś innego niż osoba, która życzy sobie, abyś kochał wyłącznie ją, musisz przedstawić sprawę jasno, szczerze, otwarcie, bezpośrednio i niezwłocznie.
I wtedy będzie to do przyjęcia?
Nikt nie ma obowiązku akceptować niczego.
W związkach pomiędzy wysoko rozwiniętymi istotami każdy po prostu żyje swoja prawdą – i każdy komunikuje swoja prawdę. Jeśli coś się komuś przytrafia, po prostu daje się temu wyraz. Jeśli coś jest dla kogoś nie do przyjęcia, po prostu mówi się o tym. Prawdę komunikuje się wszystkim o wszystkim, przez cały czas. To radosna ceremonia, nie uciążliwy obowiązek.
Prawdę powinno się świętować, nie wyznawać z konieczności. Ale nie można świętować prawdy, której nauczono cię wstydzić się. A nauczono cię wstydzić się tego, kogo, jak, kiedy i dlaczego kochasz. Wpojony ci wstyd za własne pragnienia i pasje, za uwielbianie czegokolwiek, od tańców, przez bita śmietanę, do innych ludzi.
Nade wszystko zaś naliczono cię wstydzić się miłości własnej. Lecz jak możesz pokochać drugiego, jeśli nie wolno ci kochać tego, który ma być tym kochającym? Przed takim właśnie dylematem stajecie, jeśli chodzi o Boga.
Jak możecie kochać Mnie, skoro nie wolno wam kochać swojej własnej istoty? Lecz powiadam wam – po raz kolejny: wszyscy prawdziwi Mistrzowie głosili swoja chwałę i zachęcali innych do tego samego.
Wstępujesz na drogę ku swej chwale z chwila, kiedy wstępujesz na drogę ku swej prawdzie. A drogę te obierasz, kiedy obwieszczasz, że odtąd będziesz mówił prawdę zawsze, każdemu i o wszystkim, że będziesz żył swoja prawdą.
W takim oddaniu prawdzie nie ma miejsca na niewierność.
Lecz oświadczenie komuś, że kocha się innego, nie jest zdrada. Wręcz przeciwnie, to uczciwość.
A uczciwość to najwyższa forma miłości.
fragment książki Przyjaźń z Bogiem (kontynuacji Rozmów z Bogiem) N. D. Walscha
Powiązane
• Dziecinna wizja Boga. Pułapka języka.
Felicita said:
trueneutral,
ciekawy osobisty post.
kocha, nie kocha, kocha,nie kocha..zwyczajna dziewczęca rymowanka przy zrywaniu listków kwiatów..z jednej strony tchnie romantyzmem..z drugiej – jest tak bardzo warunkowa.. 🙂
miłość niesie ryzyko..i chyba to jest piękne.. 🙂
vamas said:
zgodze sie, ciekawy komentarz, Truneutral
moje podejscie do zdrady jest podobne, podobnie jak ty, zostalem tez kiedys zdradzony i na poczatku palalem krwawa nienawiscia i zadza zemsty.
kisilem sie w tych emocjach calkiem dlugo,bo okolo 2 lat.
zbieglo sie to w czasie z zakonczeniem moich studiow i o maly wlos a moja depresja nie sprowadzilaby na mnie porazki w zaliczeniu uniwerku
(ktos zrobil mi cos niefajnego, a ja z tego powodu o maly wlos nie zrobilem sobie czegos niefajnego…dziwne przeniesienie, nieprawdaz?)
kazdej osobie z ktora nawiazalem blizsza znajomosc nie omieszkalem opowiedziec o tej su.., o tej dziw…, ktora zrobila ze mnie rogacza.
potem poznalem inna dziewczyne i…tak jakos wyszlo ze tym razem mnie pociagnelo na boczny tor (btw. ta osoba z ktora dokonalem skoku w bok zostala potem moja zona )
wlasciwie od tego momentu zaczalem glebiej drazyc temat zdrady, zastanawiac sie jakie emocje maja zastosowanie w takim przypadku, czy jest sens tworzyc cala mase kontraktow na posiadanie drugiego czlowieka, budowac milosc w oparciu o to ze sie mocniej kogos przywiazalo do siebie?
a potem miec zal ze ktos nie chce spelniac moich oczekiwan?
„Miłość, wierność, oddanie – to są wartości wręcz archaiczne, sprawdzone, uznane przez ludzi za dobre. Czy jest sens obalać znaczenie wierności?”
alez nikt nie mowi ze to nie sa fajne wartosci ! 🙂
ale w artykule pisze jasno, nie zdradzaj, bo to oszustwo (takze wobec siebie)
– najpierw powiedz szczerze, ze odchodzisz, postaw sprawe jasno
chodzi o to by nie tkwic na sile w czyms co nie sprawia ci radosci
Ktośtam said:
Ciekawe komentarze, Trueneutral, vamas. Dają dużo do myślenia.
trueneutral said:
A i jeszcze jedno. Nie chodzi o to, żeby pragnąć być zdradzonym, albo zakładać, że w końcu każdy zdradzi, czy też wypinać się na związki. Mam na myśli to, że moim zdaniem należy szukać kogoś, komu można ufać, a to z kolei jest po prostu nasza wiara w tą osobę w ten związek. Wierzymy komuś, ufamy, że nas nie zdradzi. Ale jeśli jednak z jakiegoś powodu zostaniemy zdradzeni, dla własnego zdrowia i szczęścia lepiej po prostu nie oceniać tego negatywnie, ani partnerki, ani siebie. To tylko uwikła nas w spiralę nienawiści. Nie ważne, czy obwinisz partnera czy siebie. To bardzo prostu sposób na całkowite zatracenie się. Oczywiście… takie zdarzenia czasem są potrzebne, bo pomagają porzucić swoje iluzje, ale równie dobrze mogą całkowicie pochłonąć. Nie znaczy to też, że po zdradzie ktoś ma dalej żyć z partnerem. To już raczej kwestia wyboru.
Maria said:
Zdrada często otwiera oczy na siebie, na drugiego człowieka, na związek, na życie w ogóle. Nie bierze się znikąd. Jest wynikiem tego, co być może od dawna było tłumione. Trzeba otworzyć oczy, zajrzeć w głąb siebie. To może być początek niesamowitych zmian. Trudno postrzegać zdradę jako coś pozytywnego, ale być może po to się zdarzyła, żeby zobaczyć rzeczy takimi jakimi są, nie przez pryzmat wytworzonych przez nas iluzji.
pinia said:
Zen, z calego serca dziekuje Ci za ten tekst. Bardzo mocny.
I bardzo madry.