Tagi
cierpienie, defetyzm, depresja, negatywizm, negatywne myślenie, pozytywne myślenie, preston, przygnębienie, smutek, zranienie, Świadomość, żal
W ostatnich latach psychiatrzy i psychologowie stworzyli terapię poznawczą, która pomaga w walce z depresją…
(jeśli spodziewaliście się czegoś innego po tym tytule.Sorry!.. 🙂 – przypis autorki bloga)
Ta forma leczenia stała się popularna z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że jest skuteczna. W trakcie sześcioletnich badań prowadzonych przez Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego udowodniono, że terapia poznawcza jest bardzo skuteczna w leczeniu lekkiej i średnio ciężkiej depresji.
Skutecznością dorównuje terapii farmakologicznej” – doniósł „Time” 26 maja 1986 roku.
Inne liczne, niezależne badania naukowe też udowodniły, że ta metoda metoda się sprawdza. (Badania na tym polu zostały opisane przez doktora Aarona Becka w książce Cognitwe Therapy of Depression).
Skuteczność terapii poznawczej została więc potwierdzona w badaniach, czego nie można powiedzieć o wielu innych sposobach leczenia. Drugim powodem, który sprawił, że to podejście stało się tak popularne, jest fakt, że z metod terapii poznawczej mogą korzystać zarówno specjaliści, jak i sami chorzy.
W tym rozdziale chcę przedstawić założenia tej terapii i pokazać, jak można samodzielnie wprowadzić je w życie. Z doświadczenia wiem, że większość osób szybko się uczy technik poznawczych, ponieważ w znacznym stopniu opierają się one na zdrowym rozsądku.
Po przeczytaniu tego rozdziału będziesz umiał samodzielnie je stosować w celu osłabienia depresyjnego nastroju.
Chwilowa poprawa humoru nie uleczy głębokiej depresji, ale kiedy jesteś w depresji i możesz zrobić coś, co w kilka minut sprawi, że poczujesz się trochę lepiej, łatwiej uwierzysz, że masz kontrolę nad swoimi uczuciami i odzyskasz nadzieję.
Co więcej, stosowanie metod poznawczych przez kilka kolejnych tygodni w znaczącym stopniu zmniejsza objawy depresji. Badania to potwierdziły. Wiem, że człowiekowi w depresji trudno jest uwierzyć, iż istnieje metoda, która pozwala samodzielnie poprawić sobie nastrój.
Wiele osób próbowało różnych sposobów, żeby się wydobyć z przygnębienia, ale doświadczyło jedynie frustracji, bo wszystkie wysiłki spełzały na niczym. Kędy nic nie pomaga, łatwo można popaść w pesymizm i nabrać przeświadczenia, że jest się całkowicie bezradnym.
Nic nie uleczy głębokiej depresji szybko i całkowicie, ale wiele technik terapii poznawczej od razu poprawia nastrój.
Czytaj dalej, żeby się o tym przekonać.
W pierwszej części książki była mowa o tym, że niektóre rodzaje depresji mają podłoże biologiczne.
Z rozdziału piętnastego można się dowiedzieć, jak sobie radzić z taką depresją. Często jednak depresję wywołują czynniki środowiskowe.
Czasami są to konkretne, łatwe do ustalenia wydarzenia, takie jak rozwód, utrata pracy, śmierć przyjaciela bądź członka rodziny. Innym razem chodzi o bardziej subtelne problemy, takie jak stopniowe wygasanie uczucia w małżeństwie, powolne uświadamianie sobie, że marzenia, którymi się dotąd żyło, nigdy się nie spełnią (czasem chodzi o nadzieję na sukces zawodowy, czasem o znalezienie szczęścia w bliskiej relacji).
Wszystkie wydarzenia – czy to nagłe i konkretne, czy trudne do ustalenia i nieokreślone -łączą się z rozczarowaniem i poczuciem straty.
Czy każda strata i każde rozczarowanie kończy się depresją?
Zdecydowanie nie!
Kiedy coś tracimy, najczęściej jesteśmy smutni, ale między smutkiem a depresją jest ogromna różnica. Zęby zrozumieć, jak się rozwija depresja, musimy zacząć od następującego stwierdzenia:
„Nastroje są wytworem sfery poznawczej”. (DavidBurns, 1980).
Sfera poznawcza obejmuje różne procesy psychiczne, między innymi:
-myślenie,
-postrzeganie,
-przekonania i
-postawy.
To, jak patrzymy na rzeczywistość i jak ją interpretujemy, ma wielki wpływ na nasze uczucia.
Rozważmy następujący przykład:
dwóch robotników zatrudnionych w jednej fabryce spotyka ten sam los – dowiadują się, że fabryka zostanie zlikwidowana i w związku z tym stracą pracę.
Załóżmy, że możemy czytać w ich myślach:
• Bob: „Boże, to okropne. I co ja teraz zrobię? Muszę jakoś wyżywić rodzinę, ale nie znajdę innej pracy… Nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić. Mam czterdzieści pięć lat, a dzisiaj wszyscy szukają młodych pracowników”.
• Jim: „Będzie ciężko. Co robić? O nową pracę nie będzie łatwo, ale tutaj wystawią mi dobrą opinię i mam spore doświadczenie. Muszę jak najszybciej zacząć się za czymś rozglądać”.
Często na początku depresji człowiek zaczyna reagować negatywnie i myśleć pesymistycznie. Bob popełnił w myśleniu kilka błędów, które narażają go na cierpienie.
Po pierwsze przewiduje przyszłość i widzi ją w czarnych barwach („Nie znajdę innej pracy… Nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić”).
Gdyby jego przepowiednie okazały się prawdziwe, miałby powód, żeby rozpaczać, ale skąd Bob wie, że to, co sobie wyobraża, jest prawdą?
Gdzie są na to dowody?
Ludzie w depresji często przyjmują swoje pesymistyczne przewidywania za prawdę. Po drugie, Bob wyciąga pewne wnioski na temat rzeczywistości („Dzisiaj wszyscy szukają młodych pracowników”).
Czy to prawda?
Raczej nie, ale Bob czuje, że tak jest, i wpada w rozpacz lub ogarnia go przerażenie.
Możliwe, że o pracę jest trudno, ale większości ludzi wcześniej czy później udaje się znaleźć zatrudnienie. W dodatku Bob ignoruje pozytywne aspekty sytuacji.
To naturalne, że czuje się źle w związku z utratą pracy. Na jego miejscu nikt by się nie cieszył. Obaj mężczyźni mają więc powód do zdenerwowania, ale tylko Bob myśli bardzo pesymistycznie, przez co naraża się na dodatkowe cierpienie.
Jim reaguje inaczej. Przyznaje, że utrata pracy jest przykrym doświadczeniem; zamykanie oczu na problemy, na własny ból i na nieszczęście w niczym nie pomaga. Jim nie wyciąga pochopnych wniosków, nie maluje w myślach czarnego obrazu przyszłości i nie pomija pozytywnych aspektów rzeczywistości. Mimo że znalazł się w takiej samej sytuacji jak Bob, nie zapomina że zdobył pewne umiejętności i doświadczenie zawodowe. Jest gotowy podjąć nową pracę, która polega na szukaniu pracy.
Mam nadzieję, że ten przykład przekonał cię, iż to, jak człowiek interpretuje sytuację i jak o niej myśli, ma duży wpływ na jego uczucia. Inny przykład.
Lecisz samolotem na drugi koniec kraju, by spotkać się z rodziną. Ktoś ma czekać na ciebie na lotnisku. Wchodzisz do poczekalni, rozglądasz się i stwierdzasz, że nikt po ciebie nie przyszedł.
Czekasz pół godziny – na próżno.
Co myślisz?
Myśli mają ogromny wpływ na to, jak się będziesz czuł.
Oto kilka przykładowych myśli i zrodzonych z nich emocji ;
1. „Boże, mam nadzieję, że po drodze nie mieli mgły”/Zmartwienie
2. „Może ja coś pochrzaniłem? Może podałem im złą datę? /Pretensje do siebie
3. „Aż trudno uwierzyć, ale zapomnieli o mnie!”/ Złość na znajomych
4. „Pewnie utknęli w korku”/ Lekkie niezadowolenie
5. „Nie rozumiem, dlaczego nikogo nie ma. Będę musiał do nich zadzwonić albo wziąć taksówkę”/ Brak silnych uczuć
Nie wiesz, co się stało, możesz najwyżej snuć domysły.
Twoje uczucia i ich siła nie zależą bezpośrednio od sytuacji, lecz od twojej reakcji.
Osoba, której myśli zostały przedstawione w punkcie piątym, nie wyciąga pochopnych wniosków i nie stara się przewidywać przyszłości, tylko szuka najlepszego rozwiązania nieoczekiwanego problemu.
Powiedz mi, co myślisz
Podstawowe założenie poznawczego podejścia do walki z depresją mówi, że w stresującej sytuacji, kiedy coś tracimy albo przeżywamy rozczarowanie, w naszej głowie uruchamia się łańcuch myśli.
Aktywność psychiczna może pójść dwoma torami.
Po pierwsze możesz realistycznie postrzegać sytuację i tak samo o niej myśleć. W takim przypadku twoje uczucia będą normalne i pomogą Ci przystosować się do okoliczności.
Na przykład smutek lub żal są normalną reakcją emocjonalną na stratę. Normalny smutek jest bolesny, ale z czasem zaczyna słabnąć.
Osoba, która odczuwa zwykły żal, nie popada w pesymizm i zachowuje poczucie własnej wartości.
Możesz jednak wybrać inną drogę. Twoje procesy poznawcze mogą być zaburzone (szczególnie przez nadmierny pesymizm).
Silnie negatywne myśli często wydają się prawdziwe, ale rzadko takimi są.
Zaburzenia, o których myślę, to:
• wypaczone, negatywne postrzeganie siebie, swojej obecnej sytuacji i doświadczeń,
• bardzo pesymistyczne myślenie o przyszłości,
• niedostrzeganie pozytywnych aspektów danej sytuacji.
Taką negatywną, zniekształcającą rzeczywistość percepcję często nazywa się zakłóceniami poznawczymi.
Skutki błędnego, zniekształconego myślenia i postrzegania to:
• skrajny pesymizm,
• zniszczenie poczucia własnej wartości i szacunku dla własnej osoby,
• niszczące uczucia, które nasilają cierpienie i uniemożliwiają odzyskanie równowagi.
Reakcje te dają początek procesowi depresyjnemu, który coraz bardziej nasila cierpienie.
Depresja zaczyna się od narastającej lawiny negatywnych myśli (podobnie jak pożar zaczyna się od jednej iskierki), prowadzącej do gwałtownego wybuchu czarnowidztwa.
U człowieka w depresji takie negatywne myśli pojawiają się dosłownie setki razy w ciągu dnia i powodują cierpienie i pesymizm.
Później wystarczy, że osoba pogrążona w depresji dołączy od czasu do czasu jakąś bolesną myśl, tak jak dorzuca się drewna do ogniska, żeby podtrzymać ogień. Negatywne myśli, powtarzane niemal bez przerwy, nasilają depresję i przeszkadzają w odzyskaniu emocjonalnej równowagi. Rany są nieustannie rozdrapywane, jak w naszym wcześniejszym przykładzie ze strupem na nie-obandażowanym kolanie.
Dlaczego jednak ktoś miałby specjalnie robić coś, co zwiększa ból i uniemożliwia odzyskanie równowagi?
Gdyby ta czynność była świadoma, prawie nikt by tak nie postępował, ale większość ludzi nie uświadamia sobie, że ich procesy poznawcze są zakłócone.
Nie ma tu świadomego, dobrowolnego aktu, takie myśli same przychodzą do głowy.
Proces, który jest nieświadomy, pozostaje poza naszą kontrolą.
Intelekt nie ma z tym nic wspólnego.
Nawet najbardziej inteligentni ludzie czasami zaczynają myśleć negatywnie.
To, czy jesteśmy mądrzy, czy ograniczeni, nie ma żadnego znaczenia. Na szczęście możemy się nauczyć technik, które pozwolą powstrzymać ten niszczący proces. Pora się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat…
Więcej w:John Preston – „Pokonać depresję”
Powiązane posty
• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle
• Depresja. Jak sobie z nią radzić?
• Źródło depresji: dzieciństwo?
• Pierwotne zranienie. Dotknąć czy nie?
elvaan said:
Dobre, nawet bardzo, dodając do tego „Radykalne Wybaczanie” i ma się Ultima Weapon na depresję;)
no prawie
To prawda że depresja jest kwestią postrzegania swojej obecnej sytuacji – ale wiele osób będących w tym stanie pogrąża się w nim jak w nałogu – są nauczeni takiej reakcji na przeciwności i robią to już odruchowo. Uzależniają się też od dowalania sobie bo świetnym wtedy uczuciem jest kiedy znajdzie się pocieszyciela i mimo jego pomocy dalej będą sobie wypominać.
A interesującym faktem jest też że depresja dotyka również osób młodych, często w wieku szkolnym (depresja młodzieńcza). Presja, presja, presja…
terraustralis said:
Znam te wszystkie teorie, ktore sa tu wymieniane i sa dla mnie dosc oczywiste. No ale czlowiek, ktory sie doluje nie wie o tym.
Mysle, ze w walce z depresja ma duze znaczenie poziom ekonomiczny danego kraju. Wiec jest to inaczej postrzegane w Bangladeszu gdzie ludzie mysla o przetrwaniu a inaczej w USA.
Kiedys w komunizmie w Polsce wydawalo sie ze z ludzmi w USA jest cos nie tak bo tak czesto odwiedzaja psychologa.
Ciekawa rzecza jest tez stwierdzenie, ze depresja potrafi byc uzalezniona biologicznie.
Tak jest w moim przypadku. Moze to pomoze komus jak powiem, ze bardzo pomaga mi Gabapentin (neurontin), ktory jest odpowiednikiem naturalnego kwasu GABA w mozgu (vide kwas GABA na Wikipedii) Naturalny kwas Gaba (moze Gabba ? ) robi shut down of everything. Jak juz sie pokona ta biologiczna przeciwnosc to o wiele latwiej zaczac ta terapie poznawcza. Niestety gabapentin (neurontin) jest niesamowicie drogi.
terraustralis said:
Tym ktorzy nie moga sie wybrac na Bali czy Tahiti aby sie oddepresic polecam moje dzisiejsze zdjecia
🙂
Jacenty said:
Bardzo interesujący artykuł. Istotnie, jeśli depresja nie przybiera bardzo silnej postaci opisane techniki mogą być bardzo pomocne i skuteczne w pomaganiu sobie. Czasem jednak to nie pomaga. Dobrze ilustruje taką sytuacje poniższe stwierdzenie autora:
„Dlaczego jednak ktoś miałby specjalnie robić coś, co zwiększa ból i uniemożliwia odzyskanie równowagi?
Gdyby ta czynność była świadoma, prawie nikt by tak nie postępował, ale większość ludzi nie uświadamia sobie, że ich procesy poznawcze są zakłócone.
Nie ma tu świadomego, dobrowolnego aktu, takie myśli same przychodzą do głowy.”
I tu wkraczamy w nieco inne obszary. W jaki sposób radzić sobie z tym co głęboko ukryte? nieświadome? schowane w ukrytych warstwach przetwarzania, jakby powiedzieli neuro-kognitywiści. Nawiążę przy tym temacie do medytacji. Doświadczenie mi pokazało, że jej sukcesywna praktyka czyni umysł bardziej odpornym, hartuje go i sprawia, że dużo łatwiej zapanować nad karuzelą czarnych scenariuszy, gdy zacznie pojawiać się w głowie.
terraustralis said:
Jacenty
apropo pomocy medytacji to wez pod uwage, ze na przyklad mlodzi mnisi buddyjscy sa pod kontrola mnicha starszego, ktory ich mobilizuje, daje rady, wspomaganie, feed back.
Jezeli ktos siedzi sam w domu i bedac w depresji zacznie medytowac bez tego feed back to nie widze sytuacji takiej osoby tak dobrze.
You need a lot of resilience but if if you have this resilience in the first place you don’t get depressed then anyway.
zenforest said:
terra ma nieco racji, medytacja nie jest panaceum dla wszystkich. Osoby z problemami psychicznymi, lub w dużych depresjach powinny zachować ostrożność.
Rozmawiałam z osobą która prowadzi ośrodek medytacyjny i powiedziała mi (oczywiście poufnie) że wiele osób – nazwijmy ich „niestabilni psychicznie”, po roku praktyki czują się nieraz gorzej niż na początku.
Weszli głębiej w swoje problemy, a nie byli na to gotowi.
Idąc na spotkanie z medytacją – nie chcieli bolesnej operacji. Oczekiwali tylko pogłaskania, ukojenia, ulgi.
Co dostali?
Zobaczyli siebie od podszewki, a nie mając zdrowego ego na starcie praktyki, nie wytrzymali tego bliskiego kontaktu ze swoim wnętrzem, jakiego doświadczali w medytacji.
(Mam na myśli medytację wglądu).
Medytacja otwiera nas na to co było stłumione. Zaczynamy to widzieć. Jeśli sprawy idą idealnie – utrzymujemy umysł obserwatora, i spokojnie się przyglądamy emocjom i myślom, które wypływają z głębokich warstw. Jeśli nie……
To może być dla niektórych za trudne.
Oszukiwanie się, że medytacja jest zbawienna w 100% przypadków, jest nadużyciem.
Czy gdy ktoś ma chorą nogę i zacznie biegać, jego zdrowie się poprawi?
Tylko ten, kto na starcie był zdrowy, ale niewytrenowany, zyska na treningu biegania. Zyska więcej zdrowia.
Pisze to , ponieważ wiem ile osób jest rozczarowanych medytacją, czytając o niej najpierw same peany w internecie.
Zatem odrobina zdrowej (trzeźwo:Czy jestem naprawdę gotów?) oceny własnych predyspozycji, powinna być udziałem każdego adepta medytacji 😉
Z jednym wszakże zgodzę się z Jacentym:
– nawet medytacja z prowadzeniem nie zawsze jest wystarczająca. Czasem pewna robota musi być dokonana wcześniej – na innych poziomach i innymi technikami = by przygotować grunt pod medytację.
Zind said:
Zen, rozumiem co masz na myśli, ale żeby też nie przesadzić w druga stronę i nie odstraszyć 😀
dorota said:
hm, mam pytanie Zenforest. Do psychologa czy psychoanalityka (ale z tym to bywa roznie) idzie osoba wlasnie ze slabym ego. I powodow takiego slabego ego szuka sie wlasnie w tlumieniu i nieswiadomosci, tych przezyc, emocji, wiec dotarcie do nich jest niezbedne. Chociaz jak moja mama chodzila do psychiatry, to nie wiem czy pani doktor widziala, ze mama jest niegotowa i dlatego to zrobila, w kazdym razie nigdzie nie „grzebaly”, mame uspokojono, podniesiono na duchu i poglaskano wlasnie. W sumie to ma na celu chyba wzmocnienie ego. Moze jedno i drugie (wzmacnianie i podwazanie jego podstaw) powinno sie dziac jedno obok drugiego, albo to moja jakas myslowa akrobatyka.
Zenforest, co masz na mysli mowiac, inne techniki na innych poziomach, jesli chodzi o przygotowanie do medytacji?
dorota said:
Pytanie sie gdzies zagubilo po drodze :] ale juz poszlo:)
orion77 said:
Myślę, że świadomość społeczeństwa jest dość ważna w rozwiązywaniu problemu depresji.
Bardzo często dotyka młodzież. Gdy mnie przyszło się zmierzyć z depresją mojego syna -(mam nadzieję, że nie będzie mi miał za złe gdy natknie się na tę wypowiedź, i sam weźmie udział w dyskusji bowiem problem zna z autopsji , a przez swoje wypowiedzi pomoże innym )
– był rok 2000 – popełniłam wiele błędów i nadal je popełniam zanim zorientowałam się, że omijanie szkoły przez mojego syna wielkim łukiem to nie jest zwykłe lenistwo.
Rozmawiałam w szkole z wychowawczynią ale źle to wykorzystała i syn tylko bardziej się zamknął nie mając już do mnie takiego zaufania.
W szkole zero zrozumienia i pomocy. Zostałam sama z problemem no, a przede wszystkim mój syn.
Była to szkoła średnia- gdy zabierałam dokumenty powiedziano, że widocznie syn może pozwolić sobie na bycie w depresji; nie dyskutowałam nie było sensu.
Psycholog, psychiatra bez rezultatu. Najpierw był problem by przekonać o potrzebie kontaktu, że to lekarz jak każdy inny. Potem ciężko było w ogóle zmobilizować syna do pójścia – wyjścia z domu.
Często zaglądałam w nocy do syna sprawdzając czy
żyje.
Oczywiście rozmawiałam z niektórymi znajomymi o problemie bo nie wiedziałam jak postępować.
Trudno było mi go namówić do zmiany psychologa ale udało się. Okazało się, że jeden z moich znajomych zajmuje się takimi przypadkami – do póki był w kraju przyjeżdżał do domu. Rezultaty po dłuższym czasie okazały się rewelacyjne. Syn zaczął się otwierać na wielu płaszczyznach naraz. Gdy wyciągnął na wierzch problem – miał łzy w oczach i ja również ze wzruszenia i z radości, że dotarł do przyczyny bólu.
Problem wydaje się taki banalny – dotyczy wyglądu
syna. Pamiętam bardzo często przychodził z nim będąc w podstawówce: mówiłam, że jest ładny – – miał piegi tak jak ja; mówiłam, że twarz bez piegów to jak niebo bez gwiazd.
W rozmowie przypomniałam mu o tych naszych rozmowach.Powiedziałam również by popatrzył na
aktorów i w lustro – jest eleganckim, ładnym przystojnym młodzieńcem.
Powiedział: tak pamiętam, ale jesteś moją mamą
i zawsze dla Ciebie będę najładniejszy, a mnie mówiła nie jedna osoba a kilkanaście.
Rozmawiamy ze sobą coraz częściej na temat naszych podobnych schematów zachowywania się,
ja mówię o swoich i o poszukiwaniach rozwiązań.
Mimo to dalej nie wiem jak wspierać bo robię to źle o czym mi mówi; a ja szukam sposobu by przełamać stare schematy.
zenforest said:
Dorota
Odniose sie ponownie do sedna mojego przekazu, ostrożności w dobieraniu medytacji dla osób w poważnych depresjach/ niezrównoważonych psychicznie (niegotowych na pewne przeżycia).
To co napisałam wynika z doświadczenia osoby, która prowadzi medytację dla dużych grup osób, jej obserwacje i wieloletnia praktyka z grupą tych samych osób, skłoniły ją(właściwie jego) do takich wniosków. Moje własne obserwacje są w pewien sposób zbliżone. Osoby, które miały tak zwane „jazdy” przed medytacją, czasem niestety…wpadły w jeszcze głębsze. Czasem warto takie rzeczy jasno napisać.
„Do psychologa czy psychoanalityka (ale z tym to bywa roznie) idzie osoba wlasnie ze slabym ego”
Mi nie chodziło o słabe/silne ale chore/zdrowe.
Ale odpowiadając na powyższe: To jest pewne uproszczenie.
Myślę, że nie da się jednym zdaniem podsumować osób, które chodzą do psychoanalityków.
Takie osoby mogą nie mieć zdrowego ego, co nie znaczy – że mają słabe…! 🙂
Można mieć pokręconą, neurotyczną osobowość, bardzo silną, ale opartą na złych podstawach i założeniach, które szkodzą im samym i sabotują ich życie.
Takie osoby mogą różnie zareagować na medytację. Albo te błędne schematy zaczną się rozpadać, albo, jeśli medytacja będzie prowadzona niewłaściwe, umacniać się, konstruując nowe, zastępcze ego, oparte na swoich doświadczeniach „quasi-medytacyjnych”. Widziałam już takie przypadki.
😦
ps. Abstrahuję tutaj od definicji słowa ego 😉
dorota said:
orion77, Przypomina mi to sytuacje z moja mama:) Kiedy dzieciaki „nienawidzily mnie” za rudawe wlosy i piegi, mama byla zaskoczona i mowila jaki to piekny kolor wlosow, tez ile to pan chcialoby taki i sobie na taki farbuje. Ale to bylo jak dwa rozne swiaty, ten, w ktorym mialam zyc, to niestety byl ten gdzie mnie odrzucali. A nie chcialam sie chowac w ramiona mamy, bo to byla dla mnie lekka porazka, choc fajna do czasu. Nie wiem jaka masz relacje z synem, ale ja z moja mama nie czulam niczego co nas dzieli, ale chcialam miec wlasne samodzielne zycie, gdzie mi sie „udaje”. Wlasnie potrzebowalam, zeby mama na mnie i to wszystko spojzala z jakims dystansem, bardziej obiektywnie, nawet nie jak na swoje dziecko. Wtedy bylaby szansa, ze to co mowi dziala tez na zewnatrz, wtedy kiedy jej nie ma jest sie samym. Ma sie do dyspozycji wlasne uczucia i intelekt i ma sie na celu nie tylko radzenie sobie, ale tez jakis rozwoj i istnienie. Mi w mojej mamie jakby przeszkadzalo, tez to, ze to my „ja i brat” jestesmy jej zyciem, nie wiem czy tak jest w twoim przypadku. Wiem, ze jak mama zaczela mnie pytac, co robi zle itd. to wtedy ja juz sie poczulam, ze ona mnie juz nie nauczy jak w tamtym swiecie sobie radzic, bo chce, zebym to ja cos ja uczyla. Z jednej strony cieszylam sie, ze mam takie prawo, ale z drugiej po kazdej porazce swiat sie wydawal coraz bardziej przerazajacy. No i taty brakowalo, ktory byl jak moj mlodszy brat:)
ania.dorota said:
Zainteresowała mnie wasza dyskusja o medytacji; od jakiegoś czasu zaczynam iść w tym kierunku.
Wiele lat temu zaczęłam terapię, ostatnie kilka lat bardzo intensywną; po wieloletnim okresie kręcenia się w kółko i pertraktowania sama ze sobą.
Kiedy niedawno zaczęłam czytać o medytacji i próbować technik Uwagi oddechu stwierdziłam, ze prowadzi mnie to do tego do czego sama dochodziłam choć nie na wszystko znajdowałam nazwę i zastanawiałam się nieraz czy jestem wariatką? Czy terapeuta rozumie o czym ja mówię?
Anyway, nazywałam to schodzeniem do rany a czytając Osho i De Mello wreszcie czułam, ze ktoś pisze o tym, co robiłam.
Tyle że stałe utrzymywanie Uwagi nie jest dla mnie dzisiaj możliwe-za dużo traumy,za mało oparcia w sobie.
Zorientowałam się, że najsłabszym moim ogniwem jest identyfikacja myśli i że właściwie to to jest najboleśniejsze-prawdy które nawet przede mną zakrywam a które zapodają mi uczucia i lęki. Kiedy zidentyfikuję myśl i stanę przed nią,wtedy się już całość rany otwiera powoli, schodzę w nią,wgłąb siebie.
Na poziomie takiej pracy, czyli nie mówię o doświadczaniu transcendentalnych stanów,czuję że medytacja robi to samo co właściwa praca terapeutyczna. Pytanie, czy nauczyciel medytacji moze w takich wypadkach udzielić komuś potrzebnego wsparcia, jeśli ktoś zejdzie do rany. Chyba właśnie nie,domyślam się że dlatego ludzie na początku ‚podróży’ nie dadzą sobie rady z medytacją; bo na początku samemu nie mozna raczej dać sobie rady. A nauczyciel nie jest terapeutą i nie udzieli ci wsparcia na tym trudnym początku.
Ja po 3 latach intensywnej pracy teraputycznej dopiero teraz zaczynam dawac sobie rade sama, a i to czasem wracam na chwile do spotkań z terapeutą bo czuję ze potrzebuję na chwilę wsparcia jeśli podróż jest bolesna.
Mimo to, właściwie już dzięki pierwszym doświadczeniom z cwiczeniem obserwacji oddechu i myśli byłam w stanie na trzeźwo przeżyć swój ‚stan samobójczy’ ; doszłodo mnie ze to jedynie przepłynie, pamiętałam że to mnie nie zabije.
Wiecie co, w tych poróżach zawsze otwieram ranę mojego dzieciństwa.
łoj łoj…jakby tak można było bez bólu!
pozdrawiam was-Ania
zenforest said:
„Chyba właśnie nie,domyślam się że dlatego ludzie na początku ‘podróży’ nie dadzą sobie rady z medytacją; bo na początku samemu nie mozna raczej dać sobie rady.”
Dokładnie.
Dlatego właśnie podkreślałam, że to tyczy się głównie osób, które wiele wycierpiały, nie czują się na siłach, maja stany depresyjne.
Ktoś kto czuje się silny, scentrowany i optymistyczny na co dzień – będzie miał dość sił, by — gdy dotknie tych tych „ran” — podołać ich ciężarowi.
Ktoś kto i tak na co dzień dźwiga ich brzemię, może czuć się dodatkowo obciążony.
Jacenty said:
mając na myśli wspomaganie medytacyjne, chciałem przekazać ideę, ze dobrze jest praktykować sukcesywnie, wówczas stajemy się bardziej odporni i trudniej popaść nam w depresję nawet jeśli mamy do czynienia z depresjogennymi czynnikami, zgadzam się z wami, że medytacja nie się depresji leczyć, chodziło mi raczej o profilaktyczne działanie medytacji
Jacenty said:
medytacja wydaje się mieć właściwości podobne do szczepionki 🙂 jeśli chodzi o samo leczenie depresji poprzez medytacje to dobrze określił to kiedyś pewien neuropsycholog – to ja leczenie raka witaminą C, może trochę przesadził, ale wydaje się, że dobrze pokazał sedno sprawy
orion77 said:
Dorota
dzięki za podzielenie się swoimi odczuciami.
Myślę, że dopiero po przeczytaniu tego co Ty piszesz, jak i coś w podobnym stylu umieszczone na blogu w innym artykule dało mi do zrozumienia iż zamiast bardziej przyjrzeć się temu co dziecko czuje w takiej chwili, jak się z tym czuje – nie dałam mu potrzebnego wówczas oparcia. Zrozumiałam to dzisiaj przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę. Niby jakaś nić wsparcia była, ale pojawiła się nutka starego schematu.
Co do relacji jakie są między nami, każde z nas może mieć odmienne zdanie. Wprawdzie mówimy sobie, co czujemy jeżeli się zranimy. Ja byłam wychowywana pod kloszem, swoje dzieci starałam nauczyć samodzielności i odpowiedzialności – mogłam nieraz przeginać – to się zdarza.
Wiele w tym czasie się wydarzyło – nagła śmierć mojego jedynego brata z którym syn był bardzo związany, nowe mieszkanie – rodzeństwo się usamodzielniło – ja zapracowana zostawał sam. Proponowałam rozwiązanie by nie był sam w ciągu dnia ale było dla niego nie do przyjęcia.
Ma swój pokój gdy chcę wejść pukam – tego potrzebował, więc tak umówiliśmy się – ma swoje grono znajomych.
Moje dzieci, są moimi dziećmi mają swoje życie, swoje zainteresowania a ja swoje – aczkolwiek niektóre zainteresowania mamy wspólne.
pozdrawiam
yaza said:
wybrałam to miejsce, aby wyrazić swoje zdanie
czytam od kilku dni-jeszcze mi trochę zostało-jak dobrze, że „to” jest.
Osobiście przez kilkanaście lat, moze wiecej, opierałam sie na Kapleau (czyli zen), L.Żądło, de Mello, NTestament, a ostatnio, przypadkiem zostałam zmuszona” do przeczytania Faktów i mitów” z kilku lat…szukałam, myslałam, przetrawiałam…i tak już zostanie, bo nie widzę żadnej innej drogi dla siebie…to było koniecznością wręcz.
Jeszcze (po tylu latach rozumienia” zen) nie potrafię usiąść w zazen…ale
zajmowanie się rozwojem’ jest jedyną rzeczą, która mi wychodzi pomimo bardzo bolesnych doświadczeń i prób z tak zwanego normalnego życia…i inaczej jak „konieczność” nie mogę tego nazwać
Zind said:
„Jeszcze (po tylu latach rozumienia” zen) nie potrafię usiąść w zazen”
To spróbuj na leżąco . Wiele osób odradza medytacje na leżąco ale jeśli uda ci się nie zasnąć, rezultaty mogą być szybsze. Łatwiej się rozluźnić.
yaza said:
Dziękuję Zind. Czasem używałam tej pozycji nieświadomie, a może nie uznawałam jej jako właściwej”.
Mam też jedną sprawę, o której chciałabym więcej wiedzieć (ponoć przeginam intelektualnie ze stratą dla intuicji): czy ktoś wie jaki wpływ może wywierać na innych osoba ze zdolnościami paranormalnymi, która zajmuje się uzdrawianiem’ korzystając z energii, jasnowidzenia, a może manipulacji? Nie wiem, czy rozpisywać się na ten temat
zenforest said:
Taki wpływ na jaki TY jej pozwolisz . Jeśli uwierzysz że ci szkodzi, zaczniesz czuć się gorzej. Siła sugestii jest ogromna.