Tagi
budda, doświadczanie pustki, intelekt, kalu rinpocze, Medytacja, natura umysłu, nauczyciel, pustka, rinpocze, umysł, wolność, współodczuwanie, Świadomość
Są dwa rodzaje podejścia do medytacji – dwa rodzaje metod.
Pierwszy rodzaj to otrzymywanie instrukcji od swojego nauczyciela, udanie się do domu i rozmyślanie o tym. W gruncie rzeczy oznacza to udanie się do domu w celu analizowania swojej świadomości, przyglądania się swojemu umysłowi wciąż od nowa.
Jest to intelektualna albo analityczna medytacja uczonego – pandita, to po tybetańsku Penditai – cze – gom.
Inny sposób podejścia do tego bezpośredniego doświadczenia umysłu nosi nazwę „Kusali Dżokgom” i oznacza intuicyjną, opartą na bezpośrednim przeżyciu medytację. Ten empiryczny rodzaj medytacji nie jest oparty na intelektualnej analizie .
Zatem istnieją dwa podejścia : można analizować świadomość określając czy umysł posiada takie czy inne właściwości albo można po prostu pozostawić umysł taki jakim jest i stawać się go świadomym bez żadnych intelektualnych poszukiwań.
Teraz rozważmy ten właśnie rodzaj intuicyjnej medytacji, gdyż faktycznie byłoby dla nas najbardziej korzystne doświadczyć tego, rzeczywiście wprowadzić umysł w stan medytacji, nie próbując w jakikolwiek sposób osiągnąć jakiegoś szczególnego doświadczenia. W dzisiejszym świecie o niewiarygodnym poziomie intelektualnego i technicznego wyrafinowania, które umożliwia ludziom sięgnięcie do granic poznania , natura umysłu i świadomość staną się nieuchronnie obiektem spekulacji i dociekań.
Nie jestem jednak pewien w jakim stopniu będzie to skuteczne. Na przykład jeżeli szukam Kalu Rinpocze, mógłbym przeszukać całą planetę a mimo to nie znaleźć go. Analogicznie jeżeli szuka się umysłu lub obserwuje się go, to obserwującym jest sam umysł, a gdy umysł stara się znaleźć umysł, nie wydaje się to być drogą właściwą.
Z drugiej strony jeżeli szukam Kalu Rinpocze i ktoś życzliwy postawi przede mną lustro, wówczas mogę znaleźć go natychmiast, tam gdzie był prze cały czas. W ten sposób instrukcja Guru, medytacja oraz umysł świadczący samego siebie działa jak swojego rodzaju zwierciadło i jeżeli jest się zdolnym do przyjęcia instrukcji medytacyjnej oraz do bezpośredniego jej zastosowania, wtedy kto wie ?
Może to być skuteczne, można znaleźć siebie, można znaleźć umysł. Wielu ludzi napotyka na trudności w uczeniu się właściwego medytowania i zdobywaniu pewnego rodzaju doświadczeń co do podstawowej natury umysłu.
To nie oznacza, że ktoś nie posiada natury Buddy, albo, że w jakiś sposób nie jest obdarzony możliwości osiągnięcia oświecenia. To po prostu oznacza, że zaciemnienia są dość mocne, że zasłony karmiczne spowijające umysł są jeszcze gęste i nie pozwalają na bezpośrednie doświadczenie umysłu. Oto dlaczego inne praktyki Dharmy, takie jak praktyka oczyszczająca (Dordże Sempa), praktyka gromadzenia zasługi i pogłębiania świadomości itp. wspierają medytację. […]
Zastanawiając się nad własną sytuacją można się przekonać, że podobni jak wszystkie istoty czujące posiadamy różne poziomy zaciemnień : dualistyczne lgnięcie, niewiedzę, emocjonalne i karmiczne skłonności, które powodują, że doświadczamy różnych rodzajów cierpienia i niezadowolenia.
Istnieją cierpienia starości, chorób, śmierci oraz obawy, które pochodzą z tego, że nie wiemy dokąd idziemy po śmierci. Jeżeli widzi się swoją własną sytuację jest się w rzeczywistości zupełnie bezradnym i jest się po prostu bezwolnie miotanym z bardzo małą kontrolą wolności.
Zdając sobie sprawę i rozumiejąc, że wszystkie istoty są dokładnie w takiej samej sytuacji i są przedmiotem takich samych ograniczeń i cierpień możemy z nimi współodczuwać. […]
Jeśli chodzi o samą praktykę, powinno się pamiętać o tym, że istotna jest fizyczna postawa ciała. Ciało powinno być wyprostowane, ale nie powinno być sztywne, lecz powinno zachowywać równowagę, ponieważ istnieje ścisły związek, pomiędzy umysłem i ciałem.
Umysł do pewnego stopnia zależy od ciała i na poziomie fizycznym jest bardzo czuły i wrażliwy na zmiany zachodzące w ciele. Jeśli chodzi o postawę ciała, to przy medytacji ciało powinno być wyprostowane.
Jeżeli chodzi o umysł, to w czasie medytacji powinien on być rozluźniony i wolny od jakiegokolwiek wysiłku.
Trzeba pozwolić umysłowi spoczywać w jego naturalnym stanie.
Ilustracją tego jest kocioł napełniony wodą, do którego dostało się błoto.
Jeżeli chce się zobaczyć przejrzystość wody, trzeba po prostu pozostawić garnek w spokoju i woda staje się czysta.
Tak więc istotą tej medytacji jest to, że każde obmyślanie i sztuczność są przeciwne jej duchowi. Pozwala się po prostu umysłowi pozostać w spoczynku, pozwala się umysłowi odprężyć, aby doświadczyć jego przejrzystości.
Jeżeli chodzi o technikę oznacza to, że umysł nie patrzy na zewnątrz, ani nie jest w jakikolwiek sposób ukierunkowany, nie ma żadnego wysiłku aby robić coś lepszego lub gorszego, lecz po prostu pozwala się umysłowi być rozluźnionym, tak więc pozostaje on niezachwiany. Jest to po prostu naga świadomość świadomej inteligencji.
To wszystko, co konieczne jest do medytacji. Kiedy pozostawi się umysł w tej niewymyślnej medytacji, a stanie się on ociężały, tępy i owa iskra świadomości zgaśnie, wtedy to nie jest to dokładnie to, do czego dążymy, do czego zmierza nasza praca. Po prostu chodzi o to, aby istniała tylko ta iskra niezmąconej świadomości.
Tylko ta iskra.
Wiemy, że jest wiele myśli, które mogą pozostawać w umyśle. Nasza metoda nie polega na tłumieniu, czy odcinaniu myśli, jak ma to miejsce w praktyce Shamata albo Shine, które służą rozwijaniu uspokojenia.
W medytacji Shamata chodzi o odcięcie myśli i powrócenie do medytacji. Tutaj zaś nie o to chodzi. Doświadczenie Mahamundry albo całkowicie rozbudzone doświadczenie nie jest jeszcze możliwe lecz chodzi o ten szczególny sposób, aby przypatrzeć się myślom jako ani dobrym ani złym.
Chodzi po prostu o to, aby być świadomym ich, gdy powstają.
Część tej migoczącej świadomości obejmuje także myśli. Nie zachodzi jednak nic ponad to – żadnej próby podążania za nimi lub stłumienia ich.
Jeżeli przyjmie się taką metodę postępowania z myślami, nie uważając ich ani za dobre, ani za złe, takie, czy inne, lecz jest się po prostu świadomym ich, gdy powstają, wówczas myśli mogą bardzo łatwo rozpuścić się z powrotem w pustce umysłu. Bez wzglądu na to, czy one pojawiają się tam czy nie, musi się po prostu być świadomym ich obecności. Poza tą nagą świadomością umysłu jest jeszcze myśl, że niczego więcej nie potrzeba. Gampopa stwierdza, że gdy umysł jest wolny od sztucznego stwarzania czegokolwiek, jest pełen szczęśliwości, podobnie woda, gdy nie jest wstrząsana staje się przejrzysta.
Trzy aspekty umysłu
Można również rozważać tę medytację z punktu widzenia trzech aspektów umysłu, jego podstawowej pustki, w której nie ma nic poza nią samą, jego jasności, albo świetlistej możliwości i jego zdolności do niepowstrzymanego przejawiania się.
Ten stan spoczywania jest związany z podstawową pustką umysłu, podczas, gdy świadomość wiąże się z jego niepohamowanym manifestowaniem się.
Buddyjscy mistrzowie tantryczni Indii, Mahasidhowie zwykli mówić, że medytacja sama w sobie nie ma nic wspólnego z wysiłkiem medytowania, i że jak długo używa się jakiejś konkretnej techniki, jakiegoś szczególnego wysiłku intelektualnego aby medytować, to nie jest to prawdziwa medytacja.
W prawdziwej medytacji nie zachodzi medytowanie.
Nie ma medytowania nad czymkolwiek w tej prawdziwej medytacji, jest po prostu bezpośrednie, naturalne doświadczenie umysłu.
Dzięki temu rodzajowi medytacji następuje pewne ustabilizowanie umysłu. Jest to aspekt doświadczenia zwany Shmata.
Chociaż ta iskra przejrzystości nigdy nie opuszcza umysłu, staje się on jednak bardziej uspokojony i nie jest już tak poruszany jak poprzednio.
Nie jest to tępota letargu, lecz spokój umysłu.
Z powodu tego wyciszenia i spokoju umysłu może dojść do rozwinięcia się pustej, a jednak przejrzystej i promieniującej natury umysłu, tej iskry świadomości, która jest niepowstrzymanym przejawianiem się umysłu. Kiedy wszystkie one zaistnieją razem, wówczas to bezpośrednie doświadczenie dojrzewa w to, co nazywamy Vipasana, czyli wglądem w rzeczywistą naturę umysłu.
Jeżeli osiągnie się takie doświadczenie Mahamundry, można je utrzymać i uczynić stałym elementem swojego doświadczenia, wówczas całkowite i zupełne oświecenie, Stan Buddy nie jest już odległym celem.
Może to być kwestia miesięcy, może lat, lecz z pewnością nastąpi ostatecznie w tym życiu. Osiągnięcie takiego autentycznego doświadczenia Mahamudry sprawi, że nie ma potrzeby szukać innych środków oczyszczenia się, ponieważ negatywne zaciemnienia i pomieszania naszego życia są neutralizowane przez jedno doświadczenie Mahamudry.
Nie ma innej metody, czy techniki, która przynosi więcej pożytku aniżeli to bezpośrednie doświadczenie. Jest tak dlatego, ponieważ wszystko, co negatywne, wszystkie zaciemnienia rozwijają się z naiwnego lgnięcia do „ego”, do „ja”, do jaźni, jako do czegoś ostatecznie rzeczywistego oraz z lgnięcia do wszystkiego, czego się doświadcza jako ostatecznie rzeczywistego.
Przede wszystkim to naiwne lgnięcie samo w sobie i samo z siebie jest przyczyną naszych problemów.
Jeżeli posiada się dogłębne doświadczenie Mahamudry, to ukazuje nam ono względność naszych doświadczeń i wówczas następuje odcięcie gruntu, na którym stoimy. W tym punkcie grunt się ucina i nie ma już miejsca na powstawanie negatywnych myśli, ponieważ nie ma przywiązania do ja
albo nie – ja.
Biblioteka Buddyjska – Kalu Rinpocze – Dotykając natury umysłu
Powiązane:
• ABC medytacji
• Ćwiczenia uwalniające energię
Dedal nie podcinał ludziom skrzydeł.
Mam nadzieję, że Zenforest pisząc to co napisała, nie podcięła tobie skrzydeł.
Tak czy owak, myślę, że Zenforest musiała ostatnio coś ostro działać w kuchni skoro ma takie zupkowe skojarzenia. 🙂
Zenforest, biedactwo, mam nadzieję, że zupa nie była za słona? 😀
Indram
Ten Dedal to miał być metaforyczny, nie mów, że nie zrozumiałeś. 🙂
Ja tam lubię słoną zupę. 🙂
Zen, you see? True can get along with you. Without any violence. 🙂
If you say so, Indram. 🙂
O, widzisz, nawet ja mogę get along with you, true. 🙂
true, a umiesz gotować? 😀
Wow, na chwilę zniknęłam a dyskusja rozwija się w nieoczekiwane kierunki 😉
True, no offence, moje odczucia są jak wiadomo – subiektywne, co chciałam przekazać to, że dobrze iż tu jesteś – taki jaki jesteś
indram:
„Nie jestem pewien, czy świadomość jednostkowa jest w stanie przeżyć śmierć ciała, ale i tego nie wykluczam”
Ja również nie wierzę, że świadomość jednostkowa (ja to rozumiem jako ego) przeżywa śmierć.
To co widziałam przy łóżku umierającego na białaczkę człowieka wyglądało wszakże niesamowicie.
Cała jego aura zdawała się tasować, porzadkować, mogę to jedynie porównać do układania ubrań przed podróżą, w walizce.
Skarpety tu, swetry tu, spodnie tu. To co podobne zbiegało się z podobnym, kolory ukłądały się jak tęcza.
Zupełnie jakby miało przetrwać tylko to co prawdziwie esencjonalne dla życia tej jednostki, najważniejsze trendy, tendencje: ważne, być może dla Wszechświata lub „………” <- tu podstawić dowolny termin jaki preferujecie 😉
(pole morfogenetyczne, etc)
Cała struktura zdawała się być „wyciągana”, zupełnie jakby w talii miał przewiązany sznurek, jego ciało eteryczne robiło „mostek” w środkowej części odrywając się, a potem wracając na chwilę.
Jakby jakaś siła go wypychała ze środka albo wyciągała na zewnątrz.
Kiedyś już o tym pisałam. Że nie przetrwa informacja że Marek miał niebieskie oczy, lubił lody i czerwony kolor. Ale może jakoś przetrwać ogólne poczucie bycia odrzuconym przez matkę, którego doświadczył w dzieciństwie a które zaważyło na CAŁYM jego życiu, jego relacjach, poczuciu bezpieczeństwa, etc…Najważniejsza tendencja, która będzie szukać „uzdrowienia”, „rozładowania się”.
Rozumiem, że cała wasza trójka odrzuca takie podejście.
Ok 🙂
Ale ja inaczej wytłumaczyć tego co widziałam nie umiem, dla mnie to było tak jasne, oczywiste i logiczne wtedy, gdy na to patrzyłam….. Widziałam jak to co esencjonalne dla…Wszechświata, dla jego rozwoju jako całości, przechodziło dalej a szczegóły ulegały zatarciu…
Może to bzdura, może miałam halucynacje, może całkowicie się mylę w interpretacji.
Ale jak na razie nie znajduję lepszego rozwiązania.
Więc to musi mi wystarczyć na tym etapie 🙂
————–
Jacenty ja rozumiem Twoje podejście pod hasłem „weryfikowalność, hipoteza naukowa, empiryczne dowody, etc”,
– ale przyznam, że naprawdę trudno jest coś takiego tutaj przedstawić…Przynajmniej mnie…Bo gdy próbuję podchodzić tylko naukowo…czuję…że coś mi umyka…
Pozdrawiam 🙂
Zen, czuję się pominięty!
Ja się przecież nie podpisuję pod sceptyczno-naukowymi kolegami powyżej.
Dla mnie *zdroworozsądkowość* to nie jest jakaś idealna cecha do której bym dążył !
Życie nie jest zdroworozsądkowe.
Gdybym chciał wciąż patrzeć na świat w ten sposób musiałbym wciąż z nim walczyć, bo dokoła widziałbym masę naruszeń zdrowego rozsądku.
Życie jest płynne, jest procesem, dynamicznym, zmiennym, zaskakującym, tajemniczym.
Nie musi być opisane i zrozumiane od A do Z!
Wiem, że porządkujący umysł tego chce, chce kontrolować i rozumieć wszystko.
Ale *wszystko* wciąż się wymyka — więc tworzymy coraz większe przybliżenia i uproszczenia! Tysiące modeli, z których jeden koniecznie musimy sobie wybrać, żeby móc powiedzieć *wierzę w reinkarnację* / *nie wierzę w reinkarnację*
To tylko chwilowy manifest ego. Jutro się zmieni.
Nie zamykajcie się stale w podejściu *co nie jest sprawdzone to nie istnieje*.
indram
„Po kobiecemu: dzisiaj czuje to, jutro tamto, dzisiaj pomieszała zupkę i akurat takie “warzywka” na wierzch wypłynęły”
Nie bardzo wiem co masz na myśli.
Zind
„Zen, czuję się pominięty!”
Etam, po prostu wiem, że przychylasz się bardziej do tezy reinkarnacji niż do niebytu po śmierci 😉
„Nie zamykajcie się stale w podejściu *co nie jest sprawdzone to nie istnieje*.”
Staram się nie zamykać.
Indram.
Tak, coś tam umiem ugotować. 🙂
Zen.
Wiem, że to nie był „offence” , a nawet jak był, to ja tego tak nie odebrałem. 🙂 Po prostu nieco rozbawił mnie ten opis. 🙂
Zenforest, bardzo intrygujący opis procesu umierania, z tego co pamiętam, pracowałaś kiedyś jako wolontariuszka w szpitalu onkologicznym, czy często obserwowałaś takie zjawiska?
Ja potrafię dostrzec ciało eteryczne człowieka i od czasu do czasu kolorki. Widziałam moją babcię gdy umierała, jej ciało przybrało kolor perły, widziałam jak cała się świeci, jakby miała jarzeniówkę pod skórą. Wspominam do dziś ten spokój, z którym gasła.
Zen, ciekawe to co piszesz. Czy miałaś wrażenie, że ta osoba była świadoma Twojej obecności? Byłem kiedyś świadkiem wypadku, nie widzę aury ani ciała eterycznego, ale miałem silne odczucie, w chwili gdy odstąpiono od reanimacji, że ta osoba jest wciąż świadoma i obserwuje nas, może się zasugerowałem, ale to było przeżycie wywołujące dreszcze. Pamiętam też zmianę odbioru ciała, najpierw czułem, że jest żywe, a potem nagle jakaś taka pustka, wyglądało jak manekin, jakby zabrakło czegoś naprawdę ważnego.
moksza, tak pracowałam.
Widziałam kilka osób umierających.
Z każdym razem widok był dość podobny, choć w przypadku osób będących na początku procesu, o wiele słabszy, aura była mocno rozjaśniona, „lżejsza”, lekko pulsująca.
Inni chorzy, poddawani chemioterapii mieli zniszczone, „pogruchotane” aury, szare, nikłe. Ci którzy nie mieli wiary w wyzdrowienie, szybciej słabli. Ci co wierzyli i chcieli naprawdę żyć, mieli w szarej aurze takie cienkie zielone smugi (mi się to kojarzyło z pędami roślin!) które z czasem gęstniały, i w miarę jak obraz krwi się poprawiał, oni odzyskiwali siły.
filip, nie, nie miałam tego odczucia, nie czułam że jestem ważna dla tego człowieka, to była JEGO chwila.
Co do odbioru ciała, trafiłeś w 100%, genialnie to ująłeś. 🙂
Żywy człowiek dla mnie – skrajnie różni się od martwego w odbiorze, nawet jeśli to samo ciało, kilka minut później – nic nie zostaje z tego co znałeś, co czułeś.
Ciało bez tej potężnej…. life force…. przypomina pustą, nieważną skorupę, która nie ma najmniejszego znaczenia.
Widziałam oczy człowieka który zmarł. To było jak patrzeć w oczy lalki, pustka, nic, przedmiot. Nie było esencji, blasku, tego ognia, nie było tego co naprawdę miało znaczenie.
Zniknęło.
Dlatego dla mnie człowiek nigdy nie był i nie będzie tylko ciałem. Ciało wg mnie jest animowanym przez energię skafandrem, przez które ona się przejawia.
Ważnym, cennym, podtrzymującym istnienie energii, ale bez tej energii…zamienia się w proch. 😦
Mnie również ktoś umarł na rękach; co prawda nie byłem w stanie zaobserwować, co się działo z aurą, to jednak różnica pomiędzy żywym i martwym ciałem była ogromna.
Gdy byłem dzieckiem, umarł mi kot.
Tak, już widzę te kpiące uśmieszki. 🙂
Wy tu o śmierci ludzkiej a ja o kociej.
Taaa, ale co z tego. Umarł mi kot i powiem wam, że miałem takie samo odczucie. Zniknęła przyjazna ciepła kulka a zamienił się w sztywne, zimne odpychające truchło, które wydawało się czymś całkiem innymi niż zwierzę z którym się bawiłem przez połowę mego dzieciństwa.
Rozumiem świetnie to co opisujecie.
Nawet to z oczami. Przypominały srebrne puste blaszki, nie było w nich życia.
Gdy znika ta energia, ten *life force*, jak chce Zen, nie zostaje już nic ciekawego do oglądania, dobrze to skwitowaliście.
To co ma w sobie Tę energię, jest piękne, jest twórcze i także – jest dzikie, jest porażające! Ale jest! Pulsuje mocą, potencją, życiem.
Jacenty:
^poprzeć to dowodami a jeśli ich nie ma to przynajmniej zaproponować jakąś sprawdzalną hipotezę.^
Jacenty, nie chcę i ja przyłączyć się do szeregu etykietkujących, którzy pojawili się w powyższych komentarzach, ale odniosłam wrażenie, czytając z wielką uwagą Twoje powyższe wypowiedzi, że poruszasz się w dość określonym, bezpiecznym gruncie istniejącej wiedzy psychologicznej i naukowej.
Jesteś bardzo mocny mentalnie.
Osoba zajmująca się jasnowidzeniem pewnie powiedziałaby że masz mocne ciało mentalne, ale słabsze przyczynowe.
Czemu? 🙂 Bo opierasz się bardziej na swoim intelekcie i książkach jakie przeczytałeś – skromnie w to jednak włączając intuicję, personalne przeżycia, osobiste doświadczenie. Dystansujesz się od tego.
Czemu? Nie ufasz sobie?
Mężczyźni też mają intuicję!
Ona dodaje słowom autentyczności 🙂
Zbyt usilnie próbujesz nieuchwytne – przetłumaczyć na uchwytne.
Ja nie wykluczam, że Wszystko jest uchwytne na pewnym poziomie, mam jednak nieodparte wrażenie, że nie jest to uchwytne na razie ani dla Ciebie ani pewnie dla mnie. 🙂
Gdy człowiek za bardzo się stara, by wyjaśnić wszystko z punku widzenia naukowego, to co jawi się na początku jako zaleta, zaczyna z czasem ograniczać, zamykać perspektywę 🙂
Życzę więcej odwagi i wolności! 🙂
ps. Masz ciekawego bloga. Bardzo intelektualny 😉
*********************
Teraz kilka słów do Zenforest.
Na początku czytając Ciebie doznawałam mieszanych uczuć i lekkiego niepokoju, bo piszesz o rzeczach, które są dla mnie niepoznane, których sama nie doświadczyłam.
Ciężko przeskoczyć z jednego obszaru odczuwania w drugi, jeśli nie ma się zaufania do drugiego człowieka. Jeśli nie wierzy się jeszcze w jego autorytet, za krótko zna.
Ale przyznam Ci, że podoba mi się iż piszesz o własnych doświadczeniach, że starasz się raczej przechodzić od doświadczeń – do teorii a nie czyjeś teorie przenosić na doświadczenia, jak robi to większość wygodnych osób, które obawiają się zaryzykować i wystąpić przed szereg, ponieważ za mocno się z nim utożsamiły.
Takie postępowanie jak Twoje zawsze niesie obawę przed nadmiernym subiektywizmem, ale może dlatego brzmisz świeżo?
Ładny start – daję ci kredyt, zobaczymy co będzie dalej 🙂
Gratuluję i Tobie ciekawego bloga, wydajesz się niebanalną osobą. Będę tu zaglądała 🙂
[..] jakby najmocniej dotknac zycia mozna poprzez smierc
Oh! No to koleżanka Anja wystawiła tekst 🙂 Mocne.
Czy ja także doczekam się własnego profilu psychologicznego !? 😉
Niedoczekanie Zind !
Pozwól koleżance Anji przebrnąć przez wszystkie Twoje wpisy zanim uzyskasz ‚swój profil psychologiczny’ i ewentualną akceptację 😉
Basiu, to prawda, na razie przeczytałam skromną ilość komentarzy. Zaledwie wystarczającą na dwa profile ! 😉
Anju
dziękuję za pozytywną opinię o moim blogu. Jako wyraz jego pozytywnej oceny odczytałem słowo „ciekawy” 🙂 Nie dystansuję się od intuicji, dystansuję się od wiary w teorie, które mnie nie przekonują jak np. reinkarnacja. Jeśli chodzi o przeżycia, doświadczenia wewnętrzne to mam dystans w tym sensie w jakim opisałem do precyzyjne w notce „Uchwycić świadomość…” oraz w notce „Opuszczając getto wiary” Nie dystansuję sie wobec samych przeżyć ale ich możliwych interpreatacji, to dwie różne sprawy 🙂
Pozdrawiam i zapraszam częściej do mojej mentalnej kapliczki dociekliwości 🙂
Świadomość istnieje poza ciałem. Jestem tego przykładem. Pamiętam swój okres sprzed narodzin. Pamiętam tylko pewne fragmenty. Powiem to w taki sposób: stan nicniepamiętania, zero świadomości (nie wiem co było jeszcze wcześniej), potem byłem w czerni całkowitej, gdzie zacząłem odzyskiwać swoją świadomość, cząsteczki tej czerni jakoś tak szybko się poruszały tak jak w TV jak nie ma programy. tylko o wiele drobniejsze i szybsze, następnie pamiętam jak unosiłem się nad świeżo zbudowanym kościołem w miejscowości, w której będę inkarnował, wiedziałem, że to za 100 lat nastąpi – nie wiem skąd to wiedziałem – po prostu wiedziałem, widziałem ul XX-lecia, później pamiętam jak budowali bloki (jak się urodziłem już były zbudowane), widziałem okno swojego przyszłego pokoju, zacząłem się poruszać w jego kierunku, aha, widziałem też moją przyszłą sąsiadkę, która przechodziła koło mojego bloku od strony okna mojego pokoju. W pokoju była moja przyszła mama. Nagle zobaczyłem swój płód. Jak zacząłem w niego wnikać widziałem wnętrze mojej mamy – ciemno czerwony kolor, praktycznie czerń. Pamiętam też moment swoich narodzin. Wszystko było takie białe, jaskrawe, że masakra. Dalej to pamiętam, jak leżałem na oddziale dla noworodków – ur się 5 II 1990r a na oddziale przybywałem do 9 II – sprawdziłem w książeczce zdrowia. Może moja historia nikogo nie przekona, ale ja swoje wiem. Szkoda, że tylko fragmenty pamiętam, ale cóż – tak miało być.
Sugerujesz zatem, że twoja „dusza” weszła w ciało które było już płodem na którymś tam etapie rozwoju, a nie rozwijała się momentu powstania zygoty?
Ja pamiętam z relacji osób zajmujących się regresingiem i samego Leszka zresztą, że dusza nie jest związana z zarodkiem na stałe od momentu poczęcia. Wchodzi i wychodzi swobodnie coby pod koniec już się związać mocniej 😉
Sama jestem ciekawa relacji innych osób na ten temat.
Michał, długo sobie czekałeś na tą inkarnację swoją drogą.
Ileż ja to się osłuchałam głupot, że nie da rady tak sobie czekać bez opętywania kogoś bo należy się czymś żywić 😛 I jak mocno w to wierzyłam ! uf…
Ostatnio właśnie czytałam sporo o buddyjskiej tezie „nasion karmicznych” które wschodzą na gruncie ciała, kształtując go już od samego początku. (cytat z wiki:„Strumień świadomości, niosący w sobie karmiczne nasiona z poprzednich żywotów manifestuje się w kolejnym ciele, którego kształt i miejsce odrodzenia zależne jest od tychże nasion karmicznych” )
Żadna „dusza” konkretna, żadne specyficzne „ego” z poprzednich wcieleń nie przechodzi, tylko pewne… tendencje. Przechylenie kwantowej wagi prawdopodobieństw w to, że coś pójdzie tak właśnie a nie inaczej. Te nasiona to zaledwie „ślady” poprzednich czynów, „płynące” z prądem superświadomości, a nie ich klarowne odwzorowania.
Dość ciekawa koncepcja i dobra zabawa intelektualna, można sobie wyobrazić wiele możliwych implikacji takiego rozwiązania 🙂