Tagi
choroba, dzieci, dziecko, epidemia, Jaśkowski, lekarze, lobby medyczne, medycyna, odporność, profilaktyczne szczepienia, szczepienia, szczepionki, zdrowie, Świadomość
Dziś chciałabym przedstawić fragment artykułu który znalazłam na stronie Astromarii, głównie dlatego, że liczę na wasze opinie na temat potencjalnej szkodliwości szczepień/ich skutków.
…Zachęcam wszystkich do wypowiadania się 🙂
Co sądzicie o tym tekście?
————————————————————————–
Przed tygodniem odbyła się w Warszawie staraniem p. prof. Majewskiej z INiP pierwsza międzynarodowa konferencja dotycząca powikłań poszczepiennych. Jako autor pierwszych prac w Polsce na temat szkodliwości szczepień, publikowanych w biuletynach Izb Lekarskich już w 1996 roku byłem szczególnie zainteresowany bezpośrednią konfrontacją naukowców z USA, Anglii i Niemiec z naszymi zwolennikami przymusowych szczepień.
Okazało się, że sytuacja jest dużo gorsza aniżeli ta opisywana przeze mnie przed 13 laty. Przeprowadzone w różnych ośrodkach naukowych badania eksperymentalne, kliniczne i statystyczne udowodniły ponad wszelką wątpliwość, nie tylko bezpodstawność stosowania masowych szczepień, ale także pokazały toksyczność tego co nazywa się enigmatycznie dobrodziejstwem ludzkości. Obecnie już tylko wyjątkowo niedokształcony osobnik może mówić o pozytywnej stronie szczepień.
Przykładowo, dodawanie rtęci do szczepionek rozpoczęto w 1930 roku. Do tego czasu nie znano choroby zwanej autyzmem. Po raz pierwszy opisano takie chore dziecko w 1938 roku.
Ale gwałtowny wzrost zachorowań na autyzm, zdrowych dzieci w 2-4 roku życia, nastąpił dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, po wprowadzeniu tzw. szczepionek potrójnych. O ile w latach 70-tych notowano jedno zachorowanie na autyzm na 10 000 nowo narodzonych dzieci, to po wprowadzeniu tych nowych szczepionek w 1991 roku jedno zachorowanie na 150 zaszczepionych dzieci.
Gdyby stosować zasady farmakopei (czyli biblii dla lekarzy i służby zdrowia) to taka ilość rtęci, zawartej w szczepionce mogłaby być użyta dla dziecka o wadze 135 kg. Wiadomo, że ośrodki szczepionkowe zalecają jednorocznemu dziecku nawet 10 szczepionek. W tej sytuacji takie dziecko powinno ważyć ponad 1350 kg w pierwszym roku życia. W tej sytuacji toksyczność tylko rtęci zawartej w jednej ampułce, przekracza dopuszczalne normy ponad 100 razy czyli 10 000%. I chyba tak należy liczyć zysk producentów i ich pomagierów w rozprowadzaniu tego środka. Do tego należy doliczyć toksyczność glinu i innych pierwiastków zawartych w szczepionce.
Były bardzo ciekawe osobiste refleksje naukowców z USA, którzy opisywali swoje problemy powstałe w chwili publikacji pierwszych dowodów na toksyczność szczepionek. Wielu z nich pozbawiono pracy i zastosowano swoisty ostracyzm, nie zapraszania na sympozja i konferencje naukowe. Bardzo ciekawe były prace doświadczalne pokazujące wpływ jonów wapnia już w 3 minucie po podaniu szczepionki szczurom. Jeżeli takie zmiany obserwujemy już w 3 minucie po podaniu iniekcji to co dzieje się z mózgiem małego człowieczka, szczególnie narażonego w okresie wzrostu na wszelkiego rodzaju uszkodzenia?
Obalono także wszelkie mity o rzekomej skuteczności szczepionek w zwalczaniu hipotetycznych epidemii. Jak powszechnie wiadomo symbolem skuteczności szczepień przymusowych jest rzekome zwalczenie, dzięki szczepieniom ospy niestety osobnicy wyrażający takie pogląd posiadają minimalną wiedzę w zakresie historii medycyny i powtarzają jedynie teksty reklamowe producentów szczepionek. Szczepienia przeciwko ospie wprowadzono w 1801 i już po 178 latach WHO uznało, że można zaprzestać szczepień w związku ze zwalczeniem ospy. Tak więc zwalczenie jednej choroby zajęło „rządowej” medycynie aż 7 pokoleń. Każdy kto zna chociaż trochę historię medycyny wie, że inną chorobę wirusową tzw. poty angielskie „natura” zwalczyła w ciągu jednego pokolenia. Pierwsze zachorowania w Gdańsku stwierdzono w 1709 roku, a zakończenie nawrotów epidemii nastąpiło już w 1736 roku, tak skutecznie, ze do dnia dzisiejszego nie potrafimy znaleźć jej śladów. W wymienionym okresie ta bardzo ciężka choroba uśmierciła prawie 60% mieszkańców Gdańska. Zupełnym kuriozum był natomiast poddawania szczepieniom przeciwko ospie dzieci w Polsce jeszcze do 1981 roku, a więc 3 lata po zakończeniu szczepień przez WHO.
No tak, ale zapasy szczepionek były i trzeba je było rozchodować.
Policzmy: 3 lata razy około 500 000 dzieci i razy 50 zł. „Czysty” dochód do prywatnej kieszeni, z państwowej kasy. Podobnie „upłynniono” zapasy szczepionek w 1997 roku w czasie słynnej powodzi na południu Polski. Wiadomo, ze na wytworzenie przeciwciał potrzeba około 3 do 6 tygodni. Tak więc szczepienie w czasie powodzi tylko pogarszało stan zdrowotny pacjenta, narażając go, gdyby taka sytuacja wystąpiła, na sepię. Ale odpowiednia reklama w prasie i TV zrobiła swoje i ludzie godzinami stali w kolejce do szczepień, co pokazała TV.
Podobnie, pomimo szczepień notujemy, od początku lat 90-tych ubiegłego wieku, nawrót zachorowań na gruźlicę, rzekomo z powodu zakażeń przybyłych do nas z dawnej Rosji. Niestety choroba występuje u ludzi szczepionych. Tak więc albo szczepionka jest nieskuteczna, dlaczego więc wydajemy pieniądze na jej zakup?
Albo powinniśmy szukać innej przyczyny np. niedoboru białka z powodu jedzenia kartkowych przydziałów kości w stanie wojennym lat 80-tych, a obecnie tych wszystkich fastfoodów i kiełbas faszerowanych genetycznie modyfikowaną soją.
Podobnie przymusowe szczepienia przeciwko WZW wprowadzono w 8 lat po stwierdzeniu radykalnego spadku zachorowań na tą chorobę. W dodatku szczepi się głównie dzieci, które raczej nie zachorują. Tak samo było z „epidemią” błonicy w 1993-4 roku, kiedy to chorowały dzieci szczepione równie często jak i nie szczepione.
Należy także zwalczać kolejny absurd przemysłu szczepionkowego o rzekomej konieczności szczepienia całej populacji, bo inaczej może rozwinąć się epidemia. Jeżeli szczepienia są skutecznym sposobem zapobiegania chorobom, to osoby zaszczepione nie powinny zachorować w żadnym przypadku, a te nieszczepione będą sobie same winne. Niestety jak obserwujemy efekty szczepień przeciwko grypie to sytuacja jest odwrotna. Ciężki przebieg grypy obserwuje się dużo częściej u osób szczepionych, aniżeli u nieszczepionych. Podobnie było z zachorowaniami na błonicę w latach 1993-94.
Nikt również nie wyjaśnia rodzicom, że szczepienie uodparnia na 3-7 lat, więc szczepiąc 6 letnie dziecko spowodujemy, że może ono zachorować w np. 20 roku życia, kiedy to przebieg choroby jest znacznie cięższy. Nikt nie wyjaśnia rodzicom, że naturalne przebycie choroby daje odporność dożywotnią.
WSSE wymagają szczepień przeciwko żółtaczce zakaźnej przed każdą operacją, co każdy chory doświadcza przed każdą operacją, co każdy chory doświadcza osobiście. To znaczy, że WSSE twierdzą, że na salach operacyjnych jest tak brudno, że pacjent może ulec zakażeniu. Tylko dlaczego nikt nie słyszał o wydanym zarządzeniu zamknięcia Sali operacyjnej? Innymi słowy WSSE nie umie udowodnić zakażenia chirurgicznego, ale znalazła uzasadnienie sprzedaży szczepionek. Chociaż wiadomo, że źródłem zakażenia z równym prawdopodobieństwem może być stosunek seksualny albo zakażony pokarm. Dawniejszy podział na tzw. Żółtaczkę pokarmową i wszczepienną od lat jest nieaktualny. O tym wiedzą wszyscy zainteresowani. Ale nie znana jest żadna akcja WSEE zamykająca restauracje, które nie posiadają sterylizatora do mycia naczyń. Nawet większość szpitali nie posiada takich urządzeń. A szkoły, a przedszkola? Czyli nie szczepienia są problemem ale czystość.
Jak to podał prof. Boyd E. Haley, koszt produkcji jednej szczepionki – ampułki to 2 centy, a koszt sprzedaży to ok. 50 dolarów. Takiego zysku nie mają nawet dilerzy narkotyków, czy też handlarze bronią. A poza tym sprzedaż szczepionek jest legalnym sposobem okradania ludzi. Najciekawsze jest to, że na Konferencji byli nie tylko naukowcy, ale i rodzice dzieci chorujących na autyzm, ale nie było ani jednego przedstawiciela ekip wprowadzających szczepionki na rynek Polski np. te z Korei powodujące ostatnio potwierdzone zgony dzieci. Nie wspomniano również, że w świetle konstytucji Polskiej masowe tzw. profilaktyczne szczepienia są nielegalne i sprzeczne z prawem…
Źródło : Astromaria
http://astromaria.wordpress.com/2009/10/06/jeszcze-o-szczepieniach-czyli-jak-totalitaryzm-zamienil-bagnety-na-igly/
(Źródło: „Wegetariański świat”, grudzień 2008, str. 32
autor – dr n. med Jerzy Jaśkowski)
W tym kontekście zobacz także związane bezpośrednio z tym tematem:
Artykuł o szczepieniach z serwisu Niepełnosprawni:
Zenforest, zgodzę się z o tyle z Vundermanem że twoje przymykanie oka na wszystko jest nienaturalne. To skrajna postawa, która nie jest zdrowa. W większości dyskusji kładziesz po sobie uszy.
Zdrowe podejście to takie, które czasem pozwala na swobodę a czasem pilnuje. To tak samo jak z wychowaniem dzieci, wiadomo co się dzieje gdy się im pozwala na wszystko.
Na razie, inni mają większe prawa na tym blogu niż ty.
Mogą zachowywać się jak chcą, a gdy ty spróbujesz zrobić coś co im nie pasuje, dostajesz po uszach.
Mówiłem ci setki razy żebyś zaczęła wprowadzać porządek, bo ten blog przestanie wyglądać tak jakbyś chciała i przestanie ci być przyjemnie na niego wchodzić i nad nim pracować. Stracisz kilku ludzi, owszem, tych którzy chcą by wszystko na tym blogu było takie jak oni chcą żeby było, pies im mordę lizał. Boisz się tego?
Trueneutral
*Sama przeczytaj to sobie sama i zastanów się, jak to zostaje odebrane na tym blogu. *
Taaaa, Zenforest, zastanów się. Przecież nie wolno ci zachowywać się w żaden sposób który mógłby być źle odebrany na blogu…Musisz być zawsze na baczność.
*Generalnie Zen, to wydaje mi się, że w tej kwestii to Ty masz negatywne podejście, a nie reszta. Znosiłaś gorsze odpowiedzi, zachowując spokój – może warto przyjrzeć się sobie raz jeszcze? *
Taaaa, Zenforest, przyjrzyj się sobie! Koniecznie!
A nuż jeszcze został w tobie jakiś cień ludzkiej reakcji? Nie spodobały ci się nasze wypowiedzi? JAK SMIESZ! Nie bój się, wyplewimy to. Będziesz akceptować wszystko.
*Dziwi mnie jednak to, że jak już o czymś wspomniałem, to zareagowałaś wycofaniem i odbiciem piłeczki. *
Taaa, bo przecież nie wolno ci tak reagować, prawda?
Trueneutral zawsze odpowiada i ustosunkowuje się do wszystkiego, no przecież!
I finalna moja uwaga. Większość facetów na tym blogu nawet cię nie lubi bo jesteś babą co ma autorytet a tego nie zniesie żadne męskie ego. Moje też z trudem 🙂 A ty im bardziej się starasz być miła i wyrozumiała, tym więcej tego typu tekstów jak powyżej dostaniesz.
Wspomnisz moje słowa, jeszcze zobaczysz.
Rozmawiałem z tobą na gg i wiem że masz jednak jakieś emocje. Nie musisz się czuć winna, że dasz im wyraz na blogu, choćby komuś się to nie podobało. To moja życzliwa rada.
Witam!
Moim zdaniem nie można generalizować, że szczepionki definitywnie są złe lub dobre.
Szczepionki przysłużyły się ludzkości, pozwoliły uratować życie ludzi ale obecnie nie liczą się ludzie, ich zdrowie lecz pieniądze, które można zarobić.
Dla koncernów medycznych jesteśmy tylko „jednostkami nabywczymi leków” – jest to określenie z materiałów szkoleniowych koncernu farmaceutycznego.
Lek to produkt, który trzeba sprzedać. Niedawno czytałem gdzieś, że jakaś firma wyprodukowała maść. Aby ją sprzedać wymyślono schorzenie, na które ta maść pomaga. Do tego odpowiednia kampania reklamowa, która wzbudzi strach, lęk i ludzie będą kupować produkt.
Ponoć koncerny farmaceutyczne przeznaczają 40% zysków na reklamę a 20% na badania nad nowymi lekami.
Wracając do szczepionek. Mam dzieci. Szczepiłem je na szczepienia obowiązkowe. I dość. Żadnych dodatkowo kupowanych szczepionek na coś tam. Nie dałem się ogłupić.
Kiedyś były choroby wieku dziecięcego np. wiatrówka, świnka, różyczka. Dziecko je przechodziło i nabywało odporności. Moje też. Teraz ze zdziwieniem przeczytałem o szczepionce na wiatrówkę. Można kupić i zaszczepić dziecko. Rodzic jest spokojny a koncern ma kasę w kieszeni. Prawda?
Kiedyś nie słyszałem o pneumokokach, HPV. Ludzie chorowali, może umierali ale takie jest życie.
Teraz pełno reklam bo trzeba sprzedać szczepionki.
W sezonie kleszczowym reklamuje się szczepionkę na odkleszczowe zapalenie opon mózgowych a tak naprawdę to małe prawdopodobieństwo jest aby je złapać. Złapać można boreliozę bo to jest plaga a lekarze nie mają pojęcia o jej diagnozowaniu i leczeniu.
A grypa? Trzeba położyć się do łóżka, poleżeć, odpocząć i organizm sam sobie poradzi. Ale po co jak nie ma czasu i przy okazji można zarobić na ludzkiej naiwności.
Polecam tekst: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96857,6214402,Grypa___chce_byc_zdrowy_w_trzy_dni_.html
2 razy szczepiłem się i tak chorowałem. Dałem sobie z tym spokój. Jak mnie grypa bierze kładę się do łóżka, karzę postawić sobie bańki, pije herbatę z sokiem z dzikiego bzu, jem czosnek i robie masaże receptorów na stopach. Dzieciom też. I jest ok.
Co do tego co Zen napisała o duchowych aspektach czuje, że ma dużo racji. Tak bardzo w duchowości nie siedzę. Staram się mieć ostrożne podejście i do tej sfery bo oszołomów nie brakuje. Taki już jestem
Szczepionki są potrzebne, wspomagają organizm ale wiele z nich jest produktem marketingowym i szkoda na nie zdrowia oraz pieniędzy.
Pozdrawiam!
Ech, wybacz Blue, chyba już mnie zmęczyła ta dyskusja. 😉
Zind.
Proszę cię uprzejmie, dajmy już spokój mojej osobie i prawdziwym/nieprawdziwym docinkom pod jej adresem.
Jako gospodarz – jestem osobą którą „widać”, na świeczniku, moje zachowanie i wypowiedzi są pod pewną lupą i jestem trochę bardziej rozliczana z tego co robię – może to i prawda.
Tylko nie bardzo da się z tym coś zrobić, zatem po co to w nieskończoność wałkować? 🙂 Przyjmijmy rzeczywistość jaką jest. Wiesz jak jest z przekonywaniem kogoś do swoich racji. I tak każdy myśli swoje 😉
Skupmy się może na dyskusji o szczepionkach. Wiele osób napisało naprawdę ciekawe, osobiste posty, które rzucają dodatkowe światło na to czym są szczepionki, i jak reagowały na nich dzieci. To cenne relacje.
bumel
W porządku. Przyznam ci rację, że mnie także bardziej podobały się niektóre dawne dyskusje, atmosfera była też nieco inna.
Te współczesne czasem zaczynają kończyć się jak jednojajowe bliźnięta, zawsze tak samo, dzieląc ludzi na tych co wierzą bardziej w duchowe wyjaśnienia, i tych którzy wierzą w naukę. Co ciekawe, nie tak często – łącząc.
Raz, drugi trzeci, aż robi się to męczące i zaczyna dominować, stawać męczącą specyfiką tego bloga. Czy taki jest mój pomysł na ten blog? „Wojenka duchowość-nauka” ? Zdecydowanie nie. Będę się starała tonować w przyszłości tego typu tendencje 🙂
Majk, czemu do mnie piszesz? chodzi o tego wczorajszego posta?
BlueMind, tak, post majka79 trafił do spamu z jakiegoś powodu 😉 dopiero dziś go opublikowałam 😉
„Będę się starała tonować w przyszłości tego typu tendencje :)”
Wiesz, że możesz stracić część osób przyzwyczajonych do absolutnej wolności na blogu? Pamiętasz poprzedni wątek „Luźne dyskusje?” Zrobiłem wysiłek i wyszukałem go 🙂 https://zenforest.wordpress.com/inspiracje/luzne-dyskusje/
Są osoby, które będą się ostro sprzeciwiały jakimkolwiek obostrzeniom.Czemu? Ponieważ nikt nie lubi być ograniczany, być na cudzych prawach a nie na swoich. Może nawet niektórzy założą swoje blogi, jak terraustralis? Chętnie odwiedziłbym blog takiego Trueneutral 🙂
Bez przesady, aż tak źle nie będzie (chyba?) 🙂 Chociaż bloga True, to rzeczywiście bym odwiedziła, na pewno byłby ciekawy 🙂
Nikt, ale nauka życia w ograniczeniach czasem bywa bardziej pouczająca niż w totalnej wolności. I niesie więcej wyzwań. Musisz sobie radzić z ograniczonymi zasobami, równie dobrze jak z nieograniczonymi, niech mi ktoś powie, że to nie napędza rozwoju i pomysłowości 😉
Poza tym ktoś kiedyś powiedział, że do totalnej wolności się dopiero dojrzewa 🙂 I wtedy się ją o wiele bardziej ceni, niż gdy się ma ją za free.
Ale o co chodzi z tą „wolnością na blogu”?
Blog jest blogiem, przypomina trochę wykład – to nie jest forum dyskusyjne. Zenforest wyszukuje ciekawe informacje i podsuwa temat do przemyśleń, my komentujemy. Nikt z nas nie może przecież tworzyć postów, prawda?
Przestańcie ograniczać Zenforest, „tego nie postuj, tego też nie”, bo najgorszą rzeczą jest chęć podzielenia się z kimś czymś interesującym, momentalnie zgaszona przez myśl, że zostanie to mocno skrytykowane. Wtedy naprawdę się odechciewa.
Do komentujących:
Personalne atakowanie autora postu jest bardzo niedojrzałe, w szczególności zważywszy na fakt, iż posty Zenforest są często bazowane na zewnętrznych źródłach.
Jak ktoś się chce wyżyć, niech wali głową w mur. 😛
Szczepionki to niemała kontrowersja, z tego widzę.
Moje dziecko także miało nieprzyjemną przygodę, po jednej ze szczepionek spał nam prawie 3 dni, a przez następny miesiąc pogorszyła mu się wymowa, prawie bełkotał, stał się nerwowy i pobudliwy. Lekarz nas wyśmiał.
Pomógł dopiero wyjazd na cały miesiąc do rodziny w góry. Karmiliśmy go 100% ekologicznie, nieduże ilości cukru, warzywa, soki, mięso od sąsiadów, kurki zza płota. Poświęciliśmy mu maksimum uwagi, żona nosiła go na rękach, był przytulony cały czas do mnie albo do niej. Po tym czasie nastąpiła powolna regeneracja, tego (cokolwiek to było) co zostało uszkodzone. Obecnie czuje się już dobrze, ale podziękowałem szczepionkom, tak jak kilka osób powyżej. Nie chcę się objadać stresem i wypalać mózg mojemu dziecku.
Pewnie, nie każda szczepionka tak zadziała, sprawa jasna i czasem są one niezbędne, ale to prawdziwa loteria! Jeden skończy z powikłaniami, drugi nawet nie poczuje. 🙂 Przypadki indywidualne.
Zenforest-
– fajnie jeśli wróci bardziej duchowa atmosfera na blog. Środek ciężkości ostatnio przesunął się nie tyle w stronę naukowego widzenia świata, ale w stronę walki – jednego spojrzenia z drugim. Za często to wraca.
Na początku wyglądało to na zwykłe dyskusje, ale powoli transformowało się w coś niezdrowego. Pod tym artykułem to już od samej góry pojawiły się jakieś inwektywy pod adresem osób, które mają duchowe podejście, że to niby ciemnogród i trzeba ich besztać…No proszę, panowie. To już poniżej poziomu jaki chciałbym widzieć. Przynajmniej na tym blogu.
Rzeczowa, wyważona krytyka(niektórzy potrafili tak pisać!) to co innego niż prostactwo i chamstwo (co inna część zaprezentowała).
Z opóźnieniem znalazłem w komentarzach link do listu Czajkowskiej-Majewskiej. Zginął w powodzi wypowiedzi. Ledwie zacząłem zgłębiać treść, żeby odpowiedzieć, znalazłem gotową, fachową odpowiedź. Przy okazji odpowiada ona na twierdzenia Jaśkiewicza, znacznie szerzej, konkretniej i bardziej fachowo niż moje skromne próby:
http://blogdebart.pl/2009/10/08/doktor-jaskowski-autorytet-1/
Blue, tamten komentarz trochę się urwał z kontekstu, nawiązywał do naszej dyskusji nt. „wibracji poszczepiennych” 🙂
Ciekawy artykuł na temat świnskiej grypy i manipulacji opinią publiczną:
http://wolnemedia.net/?p=17616
ciekawa metoda, mogłabyś ją jakoś dokładniej opisać? w ogóle ciekawi mnie jak inni medytują. Można wyłapać wiele ciekawych i bardzo pomocnych wskazówek.
tatusoo, właśnie to jest najsmutniejsze, że lekarze wyśmiewają takie intuicje rodziców. Byc może gdyby tego nie robili byłoby więcej konkretnych dowodów dla przeciwników szczepionek, ale może właśnie dlatego nie chcą tego robic.
Uważam, z własnego doświadczenia, że wiele rzeczy szkodzi długo terminowo lub po długim terminie i tego właśnie lekarze nie uznają, nie wiążą z danym zdarzeniem, a powinni i powinni bardzo indywidualne podchodzic do ludzi, szczególnie ci rodzinni. U nas jest na przykład taki problem, że po mleku z kartonu dzieci dostają kaszlu, ale nie po jednym czy dwóch, a po kilku tygodniach picia takiego mleka (wśród zróżnicowanego odżywiania). Testy na alergie nie wykazały uczulenia. Po mleku prosto od krowy nic im nie jest. Jak wiele jest jeszcze takich rzeczy, które szkodzą, a których działania nie zauważamy, bo jest zbyt delikatne za to podstępne? po których zauważeniu lekarze nas wyśmieją? mam wrażenie, że oni nie nadążają sami z obserwowaniem i wiązaniem ze sobą zjawisk, może tylko odwalają ciężką robotę, biorą kasę (może od firm farmaceutycznych?) i idą spac, nic więcej im się nie chce?
ma to coś wspólnego z tym? http://pl.wikipedia.org/wiki/Przejrzyste_%C5%9Awiat%C5%82o
KtośTam, Tatus007, dzięki za wszelkie uwagi.
Bluemind
Medytacja ta akurat – polega na tym, że zaczynam do koncentracji na oddechu, robią głębokie, ale nie przesadne(żeby nie prze-energetyzować, bo włączą się emocje) wdechy i wydechy.
Najpierw staram się poczuć sam oddech, powietrze wpływające i wypływające.
Pozwalam aby moja świadomość stała sie tym oddechem.
„Świadomość – oddycha we mnie”, to piękne, przestrzenne doznanie.
W drugiej kolejności, zaczynam rozprzestrzeniać energię tego oddechu po całym ciele, najpierw w klatce piersiowej, potem ramionach, biodrach, barkach, szyi, głowie i kończynach.
Razem z uwagą, rozprowadzam po ciele świadomość.
Najpierw gdy zaczynałam taka medytację, nie było to łatwe, gdyż udawało mi się tylko punktowo ‚być’ w różnych miejscach ciała, ale tego można się nauczyć dość szybko.
Całe ciało staje się domem świadomości.
Potem oczywiście stopniowo ją jeszcze rozszerzasz na przestrzeń dokoła, ciało eteryczne, aurę, i dalej, aż, jeśli masz na daną chwilę wysoki poziom energii, „wysokie wibracje”, to udaje się poczuć świadomością cały wszechświat 😉
Ale konkretnie w tamtym, opisanym, przypadku medytacja nie chciała mi wyjść za Chiny Ludowe 😉 Próbowałam, i w rozluźnieniu i w pewnej presji,
nic nie działało.
Nieraz gdy miałam katar albo jakieś zaziębienie, udawało mi się to zrobić bez większego problemu, i świetnie pomagało na zdrowie, bo takie rozprzestrzenienie świadomości podnosi wibracje ciała, i szybciej zdrowiejesz.
Łączy się to także z tym że gdy wzmacniasz świadomość, świadome postrzeganie, zaczynasz widzieć wyraźniej „pięknie rozświetlone”(a właściwie przejrzałe i spasione :)) struktury problemu/wzorca w Twojej podświadomości, które odpowiadają za atak choroby.
Zabierają one cześć twojej energii.
Takie obniżenie wibracji, umożliwiło w pierwszej kolejności, wtargnięcie patogenów do Twojego systemu.
Bakterie i wirusy żyją generalnie w niskich wibracjach, więc tego typu medytacja wspomaga również ciało.
(Od razu mówię że nadmierne zasilanie jakiegoś wzorca energią, np zamartwianie się, przejmowanie, obsesja, nie jest jedynym powodem choroby, to jasne ! 😉 Inne to mogą być np ‚nie-doenergetyzowanie’ całości systemu przez długotrwały wyczerpujący tryb życia, który wydrenował z nas energii, etc…itd..powodów naprawdę sporo !)
Z jakichś przyczyn po szczepionce szło mi to opornie i następnych miesiącach nie udawało mi się wejść w tak głęboką medytację jak zwykle, ale to już opisywałam w jednym z poprzednich postów. Najciekawsze w tym jest to, że wtedy nie wiedziałam nic o szczepionkach(nie szczepiłabym się zapewne wcale) więc zasugerowanie byłoby dość trudne.
Inotuo,
Rak, intuicja nie cieszy się niestety wielką popularnością w pewnych kręgach, wynika to jednak z tego że większość ludzi nie umie odróżnić podszeptu intuicji od np przypływu emocji czy paniki, a czasem nawet paranoi, wtedy, gdy twierdzą że to „mówi intuicja”, pozbawiają ją niejako wiarygodności.
Niestety tak bywa, dlatego czasem nie dziwię się osobom które odbierają jej rację bytu, ponieważ trudno trafić na osobę z na tyle oczyszczonym czakramem 3 oka, aby jej intuicja działała niezawodnie.
Nie jest to jednak sprawa beznadziejna:) Kształcenie duchowe które człowiek może sam sobie indywidualnie zaaplikować :), może zawierać trening intuicji, który wzmacnia rzeczony czakram i uczy nasłuchiwać jej subtelnego głosu.
Tu są pewne wskazówki:
https://zenforest.wordpress.com/2009/01/22/rozwijanie-swiadomej-intuicji/
a tu coś jeszcze o intuicji bardziej „naukowo”, powiedzmy 🙂
https://zenforest.wordpress.com/2007/11/25/czym-jest-intuicja/
„Także nie pytałbym studenta medycyny o zdanie w temacie szczepionek. Co niby ma napisać? Że to co studiuje jest mniej wiarygodne niż czyjś duchowy wgląd ? Strzeliłby sobie w kostkę tym, i swoim kolegom.”
– Bumel, słuszna uwaga, mam podobne odczucia. Na tej zasadzie można zacząć argumentować, że właściwie cała współczesna medycyna nadaje się do kosza..
A może potrzebne jest tutaj jednak nieco bardziej wyważone i wypośrodkowane podejście, uwzględniające realistycznie zarówno możliwości medycyny „materialnej”, jej zalety i zagrożenia, jak i te nieco bardziej duchowe ujęcie tematu; a nie licytacja na zasadzie „kto ma rację i całą rację.” Przykładem na to, że to działa z powodzeniem jest np medycyna chińska, gdzie nacisk kładzie się i na ducha i na ciało.
zenforest,
Tak sobie dzisiaj pomyślałem, że jest zaskakująco mało informacji zwrotnych od ludzi którzy praktykują medytacje lub coś w tym stylu. Sam nie wiem czy warto mówić o takich rzeczach czy nie. Z jednej strony tak jak to ładnie ujęto w twoim najświeższym wpisie „It’s easy to miss something you don’t looking for”. Medytacja bez intencji i instrukcji na początku to tylko bezsensowne błąkanie się świadomości i rozwijanie pomieszania…
Z drugiej strony jest to tak indywidualna kwestia, że udostępnianie wewnętrznych przeżyć szerszej publice może okazać się ograniczające. Szczególnie jeśli ktoś jeszcze nie przeszedł etapu „lasu” jak to niedawno ładnie określiłaś.
Sam nie wiem… mi zawsze dużo dawało jeśli ktoś podzielił się czymś co zrobił skutecznie, oczywiście jeśli nie był to zbyt ezoteryczny „odjazd” typu zaślubiny z Jezusem..:)) Może to rozszerzyć postrzeganie świata na nowe możliwości, ale też na nowe odjazdy oderwane od realności… dylemat: inspirować, czy nie inspirować:))
Blue Mind, nie bardzo wiem o co ci chodzi, wybacz. 🙂
Zadajesz mi pytanie o medytację, którą sobie robiłam po otrzymaniu szczepionki, zatem odpowiedziałam ci na to pytanie, bo ostatnio po tym jak komuś nie odpowiadałam na pytanie – zrobiło się jakieś przezabawne nieporozumienie 🙂
Miałam zatem ci nie odpowiadać? To był jakiś zakręcony test, tak? 😉
Powiada się, że ten co „mówi, nie wie, ten co wie, nie mówi”.
Jest w tym dużo prawdy, bo ten co mówi, obcina swoje doświadczenie o ten wymiar, którego nie da się przekazać, zatem to co mówi nie jest do końca adekwatne. Jest wybrakowane….a jeśli takowe jest , w takim razie powstaje pytanie o sens przekazywania w ogóle takich opisów!
A może nawet taki delikwent nie sięgnął dość głęboko, bo stałby tylko wtedy milcząc, wstrząśnięty dotykiem sacrum? ( Dodam, ze miałam tak jakiś czas, po głębszych medytacjach, ale im oddalałam się czasowo od danego doświadczenia, tym bardziej ubierało się ono w słowa 😉
Jednak istnieje też inny punkt widzenia.
Osoby, które choć trochę medytowały, to już zupełnie inni odbiorcy takiego opisu. Oni nie wezmą wody pokazanej im na ręku – za ocean. 🙂
Wiedzą, że to tylko wskazówka, drogowskaz. Że prawdziwe doświadczenie rozegra się w nich samych. Że muszą do niego dotrzeć.
Ponieważ na tym blogu(duchowym blogu…) wiele osób medytuje lub próbowało medytacji , dlatego gdy podaję jakiś opis, mam pewność, że ta grupa potraktuje to jak zbiór luźnych wskazówek a nie jak dosłowny instruktaż.
Jeśli jednak tak się zdarzy, że ktoś potraktuje to jako dosłowny instruktaż, siądzie do medytacji i zacznie próbować, to…………………
……..może się zdarzyć, że wzrośnie PONAD ten instruktaż i to już samo w sobie, będzie bezcenne. Dla tego człowieka.
Każdy ma prawo do swoich wątpliwości, ale moja odpowiedź brzmi: inspirować.
I tak ten co nie ma tego przeczytać, nie przeczyta, zapewniam cię.
A ten co ma przeczytać…to przeczyta i tak. Jak nie na tym blogu, to w poradnikach medytacji czy w tekstach joginów.
A jak ktoś potrzebuje zaślubin z Jezusem? To co nam do tego? Taki ma widać kaprys, ochotę, etap. 🙂
Dziś dałam sobie prawo do kaprysów, po raz pierwszy od wielu lat ciągłych wysiłków bycia zawsze „poprawną”, czemu nie mam więc uznać ich u innych ;)?
—————————
majk79
Przyznam, że jestem już trochę zmęczona powtarzaniem, że nie mam nic przeciwko podejściu naukowemu. 🙂
Zauważyliście, że od jakiegoś czasu pojawia się tu slogan:
„mieszajmy na tym blogu podejście naukowe z duchowym, to najlepsza ścieżka, najbardziej inspirująca”
Może cześć osób chciałaby aby tak ten blog wyglądał i ma taką jego wizję?
Jednak wczoraj uświadomiłam sobie, że mnie taka wizja nie do końca odpowiada.
Czułam się znudzona wchodząc na niektóre dyskusje, w których osoby wołały o naukowe dowody. A wolałabym nie nabierać zniechęcenia do własnego bloga 🙂
To zaczęło się dziać powoli, dlatego, jak sądzę, pojawiła się ta sytuacja by mi pewne rzeczy unaocznić. Widocznie mam ten blog jeszcze trochę prowadzić, skoro taka wskazówka się pojawiła. 🙂
Dla mnie dowody naukowe, owszem, są ważne ale nie aż tak jak jak czyjeś osobiste doświadczenie, a tych na szczęście na blogu nie brakuje, niektórzy piszą bardzo osobiste relacje, opowiadają o swoich przejściach, to ma dla mnie ogromną wartość.
Kilka osobistych historii w wątku powyżej było dla mnie bardzo cennych.
Bardziej, moi drodzy, niż słownikowe definicje szczepionek, „merytoryczne dane statystyczne i odwołania do konkretnych źródeł” (parafraza jednego komentarza, który przed chwila dostałam) 🙂
I to też dla mnie jest kolejna ważna sprawa, którą sytuacja mi unaoczniła.
Liczą się dla mnie raczej ludzie, uczucia, przeżycia, niż suche, naukowe fakty.
Chciałabym by interpretacje jakie się na tym blogu pojawiały i dyskusje, nie musiały się za kazdym razem umacniać w naukowych odkryciach, bo inspiracja nie musi wypływać z faktu naukowego, czasem może wypływać z… koanu! 🙂
Z kilku słów, z krótkiej paraboli, z przypowiastki, i może być ona nawet bardziej transformująca.
I liczyć się dla życia człowieka, dla złagodzenia jego cierpienia, dla poprawy sytuacji osobistej. A nie dla „racji”, o której się tu tyle mówi…
Ktoś chce inspirować się nauką, ma do tego prawo, znajdzie w niej masę cudownych odkryć. Na tym blogu dalej będę umieszczała naukowe artykuły i patrzyła na sprawy z punktu widzenia nauki ale… nie chcę już z tego uczynić tendencji pół-na pół.
Wiem, że to co jest odpowiada części z was, szanuję to, ale nie mogę obiecać, że na blogu nie pojawią się pewne zmiany.
Być może cześć z was odejdzie, być może cześć uzna że Zenforest zwariowała 🙂 🙂
Cześć z was (pewnie męska) powie, że przesadzam…
„Przecież nic się nie dzieje, Zen”
„Przecież było ok”
„Skąd aż taka decyzja!?”
„Wyciągasz przedwczesne wnioski po jednej(czy aby na pewno?) burzliwej dyskusji”
„Przecież na blogu jest teraz tak konstruktywnie”
‚Po co zmieniać to co jest już dobre?”
Ale niektórzy już tak mają z default’u że przyklejają każdej irracjonalnej decyzji łatę „przesady” albo „histerii” 🙂 (zwłaszcza takiej, która godzi w ich interesy)
(wierzcie lub nie, ale niektóre powyższe cytaty pochodzą z prawdziwych „apeli” jakie już dostałam!…wow, zmiana! to brzmi niepokojąco , a już się tak ciepło umościliśmy 🙂 Ego zawsze boi się utracić tego do czego nawykło
———————–
No a na koniec.
Wszystko co napisałam powyżej sprowadza się do ponownego uświadomienia sobie faktu, że ścieżka środka wcale nie musi oznaczać tego, by cały czas być po środku! Może także oznaczać by czasem być bardziej po jednej, czasem po drugiej stronie 🙂 I może to jest dopiero złoty środek 😉
Ok, sorry Zen, że tak porozbijałem te maile, ale odnoszę się do kilku kwestii i taki sposób dialogu bardziej mi „leży”. Tak więc odpisuję na Twojego ostatniego posta.
„mieszajmy na tym blogu podejście naukowe z duchowym, to najlepsza ścieżka, najbardziej inspirująca”
– Zen, ale jakie mieszanie? Z mojego doświadczenia wynika, że nauki nie powinno się mieszać z duchowością bo z tego co najwyżej wyjdzie kogiel mogiel. Tu bardziej chodzi o dopełnianie sie tych podejść – nie jako sprzeczne, ale w pewnym zakresie uzupełniające się. Nauka mówi o pewnych zagadnieniach w perspektywie bardziej społecznej, ogólnej, natomiast duchowość – bardziej w perspektywie osobistej („first person”). Dwie różne ćwiartki – siegając do terminologii Wilbera. Na pewno ciekawie jest natommiast umieć czytać oba języki.
„Wiem, że to co jest odpowiada części z was, szanuję to, ale nie mogę obiecać, że na blogu nie pojawią się pewne zmiany.”
– tak, tylko wtedy jest coś za coś – w ten sposób przymykasz drzwi dla innych. Czyżyś liczyła na mniej sporów na blogu? No nie wiem, tak jak mówię, uważam, że ostatnio było tu całkiem spokojnie i twórczo (proszę przejrzeć dyskusje pod ostatnimi artykułami przed tymi nieszczęsnymi szczepionkami). Ale ok, to jest Twój wybór, zapewne jesteś tego w pełni świadoma. Jak do tej pory jednak chyba nieprzypadkwo na ten blog trafia także trochę ludzi z nieco bardziej naukowo „ześrodkowanym” światopoglądem. Są to ludzie, którzy rozumieją, ze nauka nie jest satysfakcjonującym narzędziem samopoznania w wymiarze duchowo – osobistym (nie to jest wszak jej zadaniem) i szukają nowych inspiracji – nie koniecznie spod znaku wróżek tarota i czarownic. A przy tym mają pewne opory przed rzucaniem się zrazu na „głębokie duchowe wody” (bo są tutaj na blogu naprawdę głebokie wody, przynajmniej w mojej opinii). Efekt więc może być taki, że blog stanie się bardziej niszowy i elitarny. Taka jest kolej rzeczy w przypadku każdej specjalizacji, dlatego (tak jak w przypadku szczepionek;) jest to po prostu kwestia wyboru. A zauważ Zenforest, że najwięcej ludzi, którzy o tego bloga przybywają i się w nim ocierają to – spośród tych powiedźmy „nie-duchowiaków”, to nie świadkowie jehowy, zielonoświątkowcy, ateiści, czy nawet nie „niedzielni praktykujący” – ale właśnie ludzie o bardziej naukowym światopoglądzie. I to oni w większości prawdopodobnie odpadną.
Dla mnie dowody naukowe, owszem, są ważne ale nie aż tak jak jak czyjeś osobiste doświadczenie, a tych na szczęście na blogu nie brakuje, niektórzy piszą bardzo osobiste relacje, opowiadają o swoich przejściach, to ma dla mnie ogromną wartość.
– Zen, ale Ty jesteś naprawdę dobra w „metodologii naukowej”, czy ja się mylę? A ona ujmuje przecież także te „bardziej indywidualne” przypadki, ale właśnie bardziej w takiej szerszej, społecznej perspektywie. Gubi wprawdzie przez to pewne indywidualne sprawy, ale daje też coś innego oprócz, tzn pewną potencjanie wartościową i pożyteczną perspektywę – jeśli tylko umie się ją odpowiednio odczytywać. Poza tym, naprawdę trudno jest mówić o rzetelności w przypadku wyrywkowych pojedyńczych relacji. Nie dlatego, że są błędne, ale właśnie dlatego, że są jednostkowe. Możesz wtedy pokusić się o wyrobienie sobie jednostronnego zdania i niechcący zrobić komuś niedziwiedzią przysługę. Ok, ale pomińmy ten fakt. Otóż przyjrzałem się jeszcze raz powyższym osobistym relacjom, o ktorych mówisz. I co widzę? Że są zróżnicowane. Nie wszyscy są na nie, część osób ma jednak bardzie pozytywne doświadczenia w temacie. Podobne zróżnicowanie w osobistych relacjach odnośnie szczepień zauważyłem też na innych blogach, które pozwoliłem sobie odwiedzić (np na blogu psychotropa jest bardzo ciekawa i rzeczowa dyskusa na ten temat). I teraz powstaje pytanie: co mamy z tym fantem zrobić? Czy mamy jedynie się zamykać w swojej jak to wcześniej ująłem „first person” perspektywie i opinii, czy pozostać otwartym na niektóre inne również pożyteczne dane, włączając również te „suche (brr;), naukowe”. Przecież to też jest potencjalnie niezłe źródło wiedzy, dla tych którzy po prostu w danej chwili muszą mieć pewien ogląd w sprawie, który jeśli nawet nie rozstrzygnie, to być może pomoże podjąć konstruktywną decyzję. Np w sytuacji czy zaszczepić dziecko na żółtaczkę czy nie.
Kilka osobistych historii w wątku powyżej było dla mnie bardzo cennych.
Bardziej, moi drodzy, niż słownikowe definicje szczepionek, “merytoryczne dane statystyczne i odwołania do konkretnych źródeł” (parafraza jednego komentarza, który przed chwila dostałam)
– Zaryzykowałbym Zen, że one też jednak są cenne. Dlaczego? Dlatego, że np dzięki temu osoba zastanawiająca się czy ma sięgnąć po daną szczepionkę czy nie ma dostęp do pewnych potencjalnie wartościowych danych – np czy ta szczepionka jest dla niej bezpieczna (czy np nie zawiera jakichś specyficznych dla danej osoby alergenów). Albo czy istnieją inne, lepsze odpowiedniki. Przeczież od tego są te dane, to nie jest zabójstwo ducha a zwykłe praktyczne podejście do sprawy.
Tak to już jest, że duchowość jest dobra w opisywaniu jednostkowych doświadczeń, gdy jednak przechodzimy do opisu czegoś na szerszym społecznym tle – nie zawsze. Wiem, że osobiste relacje są bardziej „do serca przytul”, ale to jest chyba jednak nieco dłuższa historia – tak na moją intucję i na mój rozum. 😉 Pozwalają nam rozważyć obie racje i świadomie podjąć decyzję, a należy przecież pamiętać, że nie każdy ma intuicję i wgląd na poziomie hinduskiego jogina. Może natomiast pomóc podejmować świadome, roztropne decyzje również w oparciu o dane naukowe. I m.in. takiego właśnie podejścia ma w zamierzeniu uczyć nauka. A pamiętać trzeba, że nauka i statystyka m.in. dlatego mają sens ponieważ osobiste doświadczenie, choćy nie wiem jak bogate i plastyczne nie jest doskonale miarodajne – a takie właśnie odnoszę wrażenie jak czytam dyskusje z gatunku „szczepienie – tak czy nie” – na Twoim i na innych blogach (W pełni zgadzam się w tej kwestii z Indramem, który sprawę wytłuszczył w jednym ze swoich komentarzy). W przerwie całego zgiełku tej dyskusji postarałem się wyrobić na ten temat nieco szersze zdanie i to niniejszym tu czynie – szanując zarazem wartość jednostkowych relacji. Oczywiście – mogę się mylić (kto jest nieomylny?), ale to już niech każdy oceni sobie sam z osobna.
Zenforest, dziękuję Ci za to, że jesteś w tym zakręconym na maksa świecie, dziękuje Ci za ten blog, na którym codziennie sobie świętuje moja dusza i dziekuję Ci za temat o intuicji, jeden z wielu, arcyciekawy.
Wynotowałam sobie/ można na własny użytek?/ w punktach i będę ćwiczyć.
kocham Cię, szanuję i podziwiam
mnie uchodzi takie wyznanie nawet poprzez takie … medium
jeżeli pozwolisz napisałabym do ciebie emaila, mam pytanie
Eliszka
Świetny post, majk79 i rozumiem wszystkie twoje argumenty –
ale naprawdę trudno będzie mi prowadzić bloga pod wizję innej osoby.
To trochę tak jak wykonywać czyjeś zlecenia w nielubianej pracy 😉 Na pewno byś nie chciał, prawda ? 🙂
Masz oczywiście wiele racji, mogę stracić grupę osób, które mają potrzebę uzupełniania każdego duchowego poglądu naukowym(czy jak tam chcesz to ująć), jestem tego świadoma…
…albo może niekoniecznie? myślę że nie wszyscy odejdą bo wciąż wielu z nich czerpie z samej tylko duchowości (albo psychologii, a ona nie zniknie!) pełnymi garściami 🙂
Co do artykułu o szczepionkach, tak, pod nim zasadne były naukowe dociekania. Sama jego forma miała naśladować naukowy wywód, nawet dla autora.
Zatem problemu nie ma tu żadnego.
To coś innego przyciągnęło moją uwagę.
Zachwyty jakie wyraziła pewna grupa osób dla postawy niektórych najostrzejszych krytykantów, są dla mnie sygnałem że takie tendencje mogą (nie muszą, ale jest znaczące prawdopodobieństwo) się z czasem umacniać i na tym blogu podział będzie się pogłębiał.
Gdy będę chciała umieścić artykuł o np jasnowidzeniu, zderzę się ze ścianą.
Widocznie mój blog jest jednak przeznaczony dla trochę innej widowni?
Przede wszystkim jednak jestem z serca wdzięczna wszystkim za wzięcie udziału w powyższej dyskusji 🙂 Wskazaliście mi wiele rzeczy!
Bardzo dużo się z niej nauczyłam i – przede wszystkim, po raz pierwszy pozwoliłam sobie zobaczyć czego ja tak naprawdę chcę, a nie czego „oczekują po mnie” inni.
majk79, dzięki za tak długi i rozbudowany post 🙂
musiałeś go pisać chyba z godzinę 🙂 !
Eliszka, oczywiście, pisz śmiało 🙂
I ja się cieszę, że zrezygnowałaś z tłumienia tego co chcesz.
To nie było zdrowe, zdziwiłabyś się ale wielu ludzi na blogu zauważało, że twoje unikanie konfrontacji i spuszczanie uszu po sobie jest dziwne,
i wcale nie świadczy o wysokim poziomie duchowego rozwoju.
Osoba, która jest na mądra duchowo wymyka się formułkom słownikowym,nie musi spełniać 10 zasad mistrza duchowego.
1) zawsze ustępować
2) zawsze być miłym
3) zawsze pozwalać na wszystko (bo taki jest naturalny bieg rzeczy ble ble)
4) pozwalać by inni na nią naskakiwali a samemu tylko się głupio uśmiechać i mówić: *ależ ja wcale tego nie odbieram jako ataku*itp.
Przecież to jest paranoja 😉
Zauważ, twój przeciwnik w tej powyższej dyskusji, Vunderman, był właśnie tym który ci zwrócił na to uwagę. Na konfliktach też można wyjść z zyskiem, nie? 🙂
Tworzysz ten blog, a samo tworzenie zawiera w sobie pewną dyscyplinę w sterowaniu energią. Go girl!
Ze swojej strony powiem, że do wszystkich „rewelacji naukowych” mam mieszany stosunek. Nawet jak jakiś doktor napisze, że jakaś szczepionka nie jest toksyczna, to tylko zagłębienie się w aktualną pracę może powiedzieć, czy naciągał badania czy nie. Różne są tricki, bierze się inne populacje, różne przedziały wiekowe, albo ogranicza się losowość próby, eliminując niewygodne przypadki…
Sama siedziałam w biologicznych badaniach naukowych: Tam coraz mniej liczy się praktyczna wartość badań, a coraz więcej „pomysł, publikacja, konferencje, tytuł naukowy”. Ludzie naginają wyniki badań tak, aby coś wyszło po ich myśli.
„Kurczę, ten trend sekularny nie chce mi wyjść na tej próbie… w takim razie wezmę i zlogarytmuję wszystkie wyniki, żeby zarysować większe różnice… a Potem wykonam ten i tamten test z takim a takim błędem pomiarowym…”
Jak się chce, aby coś wyszło, to tak będziesz obracał danymi, aż Ci wyjdzie 🙂 Bo nigdy nic nie widać „ewidentnie”.
Coraz bardziej przekonuję się, że trzy zasady w życiu : prostota, jasność i naturalność są fundamentem poszukiwań i ułatwiają przebicie się
przez chaos dzisiejszego świata. Prostota wszak jest warunkiem wielkości.
Te trzy cechy składają się na jedno pojęcie.
I wystarczy patrzeć uważnie przed siebie i rozglądać się dookoła, bez pośpiechu, bez wysiłku, za to z otwartymi oczami i z wolnym nieograniczonym umysłem.
Życie, a właściwie jego doświadczanie jest dwojakiego rodzaju : świadome i nieświadome. To drugie jest tłem dla wszystkiego.
Mam nadzieję, że zachowałam kontekst tematu szczepień.