Tagi
akceptacja, buddyzm, dławienie, joga, Medytacja, Nisargadatta Maharaj, przemoc, tłumienie, uzdrowienie, wolność, wysiłek, wyzwolenie, zrozumienie, Świadomość
M: Wzywanie lub zmuszanie do cierpienia ma w sobie coś z okrucieństwa i przemocy, a owoc przemocy nie może być słodki. Są w życiu sytuacje przykre, których nie można uniknąć i na które człowiek musi być przygotowany. Zdarzają się też sytuacje ohydne, które człowiek stwarza rozmyślnie lub przez zaniedbanie; na nich trzeba się uczyć sztuki niepowtarzania tych samych błędów.
Ból jest bólem i trzeba go znieść. Nie ma niczego takiego jak przezwyciężanie bólu i nie jest do tego potrzebna zaprawa. Przygotowywanie się na przyszłość, wyrabianie w sobie odpowiednich postaw, jest oznaką lęku.
R: Jeśli pozostanę bierny, nic nie ulegnie zmianie. Jeśli będę aktywny, muszę stosować przemoc. Co można uczynić, aby nie być biernym ani gwałtownym?
M: Istnieje oczywiście droga ani gwałtowna, ani niegwałtowna, a jednak wysoce skuteczna. Niech pan spojrzy na siebie samego, niech pan zobaczy, jaki pan jest i takiego siebie zaakceptuje, a potem zgłębi, czym pan jest. Gwałt i jego przeciwieństwo określają pańską postawę wobec innych. Jaźń w stosunku do siebie samej nie jest gwałtowna ani niegwałtowna, nie jest świadoma siebie samej ani nieświadoma. Jeśli siebie zna, wszystko, co uczyni, będzie właściwe, jeśli siebie nie zna, wszystko, co uczyni, będzie niewłaściwe.
R: Co pan ma na myśli mówiąc: „znam siebie takiego, jakim jestem”?
M: Jestem poza umysłem. Formuła „jestem” nie jest myślą w umyśle. To umysł mi się zdarzył, a nie ja umysłowi. A ponieważ czas i przestrzeń są w umyśle, ja istnieję poza czasem i przestrzenią – wieczny i wszechobecny.
R: Czy pan to mówi poważnie? Czy pan naprawdę uważa, że istnieje wszędzie i we wszystkich czasach?
M: Tak. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak dla pana jest oczywista swoboda poruszania się. Niech pan wyobrazi sobie drzewo pytające małpę: „Czy naprawdę sądzisz, że możesz poruszać się z miejsca na miejsce?” A małpa odpowiada: „Tak właśnie sądzę”.
R: Czy jest pan także wolny od związków przyczynowych? Czy może pan czynić cuda?
M: Sam świat jest cudem. Jestem poza cudami – w pełni normalny. U mnie wszystko zdarza się tak, jak powinno się zdarzać. Nie mieszam się do dzieła stworzenia. Po co mi drobne cuda, gdy największy z cudów dzieje się na moich oczach przez cały czas? Cokolwiek człowiek widzi, widzi swą własną istotę. Niech pan przeniknie głębiej siebie samego i tam szuka. W odkrywaniu siebie nie ma żadnego przymusu. Usuwanie tego, co fałszywe, nie jest gwałtem.
R: Gdy badam siebie samego lub zagłębiam się w sobie z myślą, że będzie to dla mnie korzystne z tego czy innego powodu to i tak uchylam się od tego, czym jestem.
M: Słusznie. Prawdziwe badanie skierowane jest zawsze ku czemuś, a nie od czegoś. Gdy zastanawiamy się, jak coś zdobyć lub jak czegoś uniknąć, nie przeprowadzamy wcale badania. Aby jakąś rzecz poznać, trzeba ją w pełni zaakceptować.
R: Tak. Aby poznać Boga, muszę zaakceptować Boga. Jakie to straszne!
M: Zanim zaakceptuje pan Boga, musi pan zaakceptować siebie samego, a to jest jeszcze straszniejsze. Pierwsze kroki w samoakceptacji nie są bynajmniej przyjemne, bo to, co się spostrzega, nie jest miłym obrazem. Trzeba wielkiej odwagi, aby pójść dalej.
Jedyne, co pomaga, to spokój. Niech pan popatrzy na siebie w zupełnym spokoju i nie próbuje siebie oceniać. Gdy pan spojrzy na osobę, o której pan sądził że jest panem, pamiętając, że nie jest pan tym, co pan widzi, to podstawowe pytanie w procesie samopoznania będzie brzmiało „Nie jestem tym – czym zatem jestem?” Nie ma innych dróg wyzwolenia, wszystkie inne zawodzą. Niech pan śmiało od rzuci wszystko, czym pan nie jest, a wtedy prawdziwe „ja” wyłoni się w pełnej chwały pustce, w bezrzeczowości.
R: Świat przechodzi gwałtowne przemiany. Widać to szczegół nie wyraźnie w Stanach Zjednoczonych, ale i w wielu innych krajach dzieje się to samo. Wzrost zbrodni – z jednej stron) a z drugiej – coraz więcej prawdziwej świętości. Powstają wspólnoty, a niektóre z nich odznaczają się wysokim poziomem integracji i dyscypliny. Wygląda to tak, jakby zło samo się niszczyło za pomocą swych własnych sukcesów, jak ogień pochłaniający swoje paliwo, podczas gdy dobro, jak życie, się utrwala.
M: Jak długo dzieli pan zjawiska na dobre i złe, może pan mieć rację. W rzeczywistości dobro staje się złem, a zło – dobrem, dzięki temu, że się uzupełniają.
R: A miłość?
M: Gdy miłość przeradza się w żądzę, prowadzi do zguby.
R: Czym jest żądza?
M: Pamiętanie – wyobrażanie sobie – antycypacja. Jest ona zmysłowa, jest swego rodzaju nałogiem.
R: Czy wstrzemięźliwość (brahmaczarja) jest również w jodze potrzebna?
M: Życie oparte na przymusie i dławieniu uczuć nie jest zgodne z jogą. Pragnienia winny być swobodne, a umysł wolny od pamięci. Osiąga się to drogą zrozumienia, a nie przez postanowienie, które jest tylko inną formą pamiętania. Umysł rozumiejący jest wolny od pragnień i obaw. Kiedy one się pojawiają, trzeba je zrozumieć, a nie dławić i zmieniać.
R: Jak mogę dojść do zrozumienia?
M: Dzięki medytacji. A medytacja to wzmożenie uwagi. Trzeba być w pełni świadomym swego problemu, przyjrzeć mu się ze wszystkich stron, zaobserwować, jak on wpływa na życie. A potem przestać się nim zajmować. Nic więcej nie może pan zrobić.
R: Czy to uczyni mnie wolnym?
M: Będzie pan wolny od tego, co pan zrozumiał. Na pojawianie się zewnętrznych oznak wolności trzeba będzie jeszcze zaczekać, ale zmiany w panu już zaszły. Niech pan nie spodziewa się doskonałości. Nie ma doskonałości w świecie zjawisk. Detale muszą się dotrzeć. Żaden problem nie jest rozwiązany bez reszty, ale może pan wznieść się na poziom, na którym problemy tracą swe znaczenie.
Nisargadatta Maharaj – Rozmowy z mędrcem
Zobacz też
Terra, dobra uwaga. Ścieżka środka nie oznacza by całe życie jeść letnie jedzenie 😉 To znaczy – czasem jeść zimne, czasem gorące 😉
Zauważyłam, że wielu ludzi tak rozumie ścieżkę środka (jako całkowite „unikanie skrajności”) bo być może to się tak samo narzuca. Tymczasem to też jest pewna skrajność !
Mimo, że faktycznie większość rzeczy użyte w skrajnej formie okazuje się szkodliwe, to z drugiej strony – może być przełomowe energetycznie, niejako „wyzwolić” nową jakość życia.
Opowiadałam kiedyś o tym jak byłam na szczycie Krywania, w trakcie potężnej burzy, gdy pioruny biły dokoła mnie. Po tym przeżyciu – wszystko wydawało mi się nowe, inne, piękniejsze, żywsze. Mimo, że coś jest niebezpieczne, nie znaczy że nie da się z tego zrobić użytku. Wszystko siedzi w naszych łepetynkach 😉
Co do medytacji, to nie uważam akurat podanego przez ciebie przypadku za przegięcie 🙂 Miałam nieco podobne przeżycia, choć nie przeginałam.
„Wyjście” poza obręb ciała, uczucie rozszerzenia świadomości na cały wszechświat, poczucie wszechmocy, wszechwiedzy, poczucie bycia fizyczną(nie tylko duchową) -jednością z wszechświatem, widzenie obiektów na odległość kilkuset metrów, widzenie z tył za mną, poczucie była doskonałą kulą, itp.
To są naprawdę bardzo popularne zjawiska przy długotrwałej medytacji. Popytajcie ludzi którzy mają za sobą kilka lat regularnej medytacji a opowiedzą wam różne cuda 😉 Albo i nie, bo to jest czasem tak dziwne i zabawne że nie sposób opisać, bez narażania się na żarty i spojrzenia niedowiarków 😉
Przegięciem w takiej sytuacji byłoby raczej zamedytować się na śmierć albo doprowadzić do samospalenia, itp.
To co opisałeś to popularne zjawiska towarzyszące gwałtownej energetycznej zmianie w ciele. Widocznie twoje ciało doświadczyło mocnego szoku przy przejściu z jednego ‚poziomu’ wibracji na inna i niejako…”wyzwoliłeś” nową jakość 😉
Zenforest
Dzieki za pochwale. Potrzebowalem tego. Jak pojade do budystow za 9 godzin to bede bardzo zmotywowany.
Juz sama podroz do nich oznacza zmotywowanie i forme wchodzenia w niejaki stan hipnozy =bede dobrze medytowal.
Jezeli ktos jest „silny” (powiedzmy ze kontynuuje wyzwalanie w sobie motywacji na cdzien) to takiej osobie wystarczy slowo klucz, ktore zapowie sobie i wszystko zaczyna sie „dziac”.
Ale co jakis czas musze dokonac „fizycznego aktu” -pojechanie do klasztoru) aby osiagnac swoja „nirwane”.
Mysle ze dlatego mnichom jest latwiej bo maja odpowiednie stroje, odpowiedni rygor dnia. Zewnetrzny swiat ich nie rozprasza.
Jak mowia: It’s all in the state of your mind. Jezeli medytuje obok siebie z 500 osob to jakby elektryzuje sie od tego powietrze. To nawet powala moja zone, ktora nic z tego nie rozumie i jest tylko biernym obserwatorem.
Ave. 🙂
P.S. mojemu sasiadowi odbija bo nie ma pracy – codziennie kosi ten sam trawnik – moze to dla niego forma medytacji.
„Jezeli medytuje obok siebie z 500 osob to jakby elektryzuje sie od tego powietrze. To nawet powala moja zone, ktora nic z tego nie rozumie i jest tylko biernym obserwatorem.”
prawda, bywa tak, że nawet samo miejsce ma w sobie jakiś bliżej niezdefiniowany power. Kiedy pierwszy raz przyczłapałem na pustą salę dharmy odebrało mi głos i zawiesiłem się niemiłosiernie na kilka długich chwil. Intensywna praktyka (co nie znaczy, że określona długość praktykowania dla każdego niesie ten sam efekt) daje różnego rodzaju doswiadczenia, o których czesto trudno komuś opowiedzieć. Koszenie trawy też to robi – często kosze trawnik, ale to chyba nie o mnie mówisz 🙂
terra – wybierasz się na odosobnienie? gdzies w polsce?
„Mysle ze dlatego mnichom jest latwiej bo maja odpowiednie stroje, odpowiedni rygor dnia. Zewnetrzny swiat ich nie rozprasza.”
to jest kwestia dyscypliny. Im jest o tyle łatwiej, ze dyscyplina jest ze stali – tak to zbudowała tradycja przekazywana od wielu wieków. Tu tysiąc pokłonów (ktoś by bowiedział, że przegięcie:)), tam 100 dni śpiewania sutry etc. Na zachodzie (w polce też) powstają nowe tradycje, które chcą zrobić możliwość takiej dyscypliny w życiu codziennym, bez potrzeby wybierania się do himalajów czy japonii.
focase terra – wybierasz się na odosobnienie? gdzies w polsce?
Dzieki focase za zaproszenie ale mam blizej do Japonii – gdzies tylko z 10 tys km.
Do Polski to pol rownika czyli 20 tys km. Wiekszego odosobnienia niz tu gdzie mieszkam to nie ma. 🙂
Ci co w Kanadzie to maja do Polski skok za miedze bo podrozuja po malym rownolezniku.
Tez Cie zapraszam.
Zgadzaam sie – dyscyplina jest konieczna.
Ja tez probuje nowej tradycji czyli dyscypliny w dniu codziennym.
Aktualnie oprozniam dom aby zapanowal Zen.