• Archiwum postów
  • Inspiracje
    • Alaja – kosmiczna świadomość
    • Czakram Gardła
    • Czakram Korony
    • Czakram Podbrzusza (czakra krzyżowa, czakra seksu)
    • Czakram Podstawy (czakra korzenia)
    • Czakram Serca
    • Czakram Splotu Słonecznego
    • Czakram Trzeciego Oka
  • Literatura
  • Haiku
  • Huna
  • Kwestie prawne
  • Kontakt + Zasady
    •  
  • FAQ

Rozwój i Świadomość

~ There are no ordinary moments…

Rozwój i Świadomość

Tag Archives: cierpienie

Zdrowa psychika = zdrowe ciało?

23 Środa Czer 2010

Posted by ME in Refleksje nad życiem, zdrowie

≈ 45 Komentarzy

Tagi

choroba, ciało, cierpienie, Dethlefsen, samopoznanie, symptom, symptomy, transformacja, transmutacja, uzdrowienie, zdrowie, zrozumienie, Świadomość

choroba
Opuszczamy, jednoznacznie i rozmyślnie, obszar „medycyny naukowej”.
Nie rościmy sobie pretensji do „naukowości”, gdyż punkt, z którego wychodzimy, jest zupełnie inny. Z rozmysłem wychodzimy poza ramy nauki, gdyż ta ogranicza się przecież do szczebla funkcjonalnego, tym samym jednocześnie uniemożliwiając zamanifestowanie się znaczenia i sensu choroby.

Postępując w ten sposób, nie wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom zagorzałych racjonalistów i materialistów; zwracamy się do ludzi gotowych podążać krętymi i bynajmniej nie zawsze logicznymi ścieżkami ludzkiej świadomości.

Dobrą pomocą w takiej podróży przez ludzką duszę są: obrazowe myślenie, fantazja, umiejętność kojarzenia, ironia i słyszenie podtekstów językowych. Nasza droga będzie wymagać – i to w znacznej mierze – umiejętności radzenia sobie z paradoksami i dwuznacznościami bez natychmiastowego wymuszania jednoznaczności poprzez niszczenie jej biegunów.

Ciało nigdy nie jest chore lub zdrowe, gdyż wyrażają się w nim jedynie informacje pochodzące ze świadomości.

Ciało samo z siebie niczego nie czyni, o czym każdy może się przekonać, obserwując zwłoki.
Ciało żywego człowieka zawdzięcza swe funkcje właśnie owym dwóm instancjom niematerialnym, które zazwyczaj nazywamy świadomością i życiem (duszą).
Świadomość przedstawia przy tym informację, która objawia się w ciele i podlega transpozycji do sfery widzialnej.
Świadomość ma się do ciała tak jak program radiowy do odbiornika.

To, co nieustannie dzieje się w ciele istoty żywej, jest wyrazem odpowiedniej informacji ewentualnie zagęszczenia odpowiedniego obrazu (obraz to po grecku eidolon, odpowiada mu zatem również pojęcie „idei”).
Gdy jakaś funkcja wymyka się spod kontroli, w mniejszym lub większym stopniu zaczyna zagrażać harmonii całości, wtedy mówimy o chorobie.

Choroba oznacza więc odejście od harmonii czy też zakwestionowanie zrównoważonego dotychczas porządku (później przekonamy się, że, widziana pod innym kątem, choroba jest właściwie ustanowieniem równowagi).
Zakłócenie harmonii dokonuje się jednak w świadomości na płaszczyźnie informacji i objawia się jedynie w ciele.

Ciało jest zatem sferą objawiania się i urzeczywistniania świadomości, a tym samym także wszystkich procesów i zmian, które dokonują się w świadomości.

Tak jak cały świat materialny jest jedynie sceną, na której przyjmuje kształt gra archetypów, stając się w ten sposób alegorią, tak i materialne ciało jest sceną, na której obrazy świadomości pragną uzyskać swój wyraz.

Dlatego gdy świadomość człowieka popada w stan nierównowagi, staje się to widoczne i odczuwalne w jego ciele jako symptom. Stąd wprowadzającym w błąd jest twierdzenie, że ciało jest chore – chory może być jedynie człowiek – natomiast owo bycie chorym objawia się w ciele jako symptom. (Gdy wystawia się tragedię, przecież nie scena jest tragiczna, lecz utwór!)

Symptomów jest wiele – ale wszystkie są wyrazem jednego i tego samego zdarzenia, które nazywamy chorobą, a które zawsze dokonuje się w świadomości człowieka.
Tak jak ciało nie może żyć bez świadomości, tak też bez świadomości nie może „chorować”.

W tym miejscu zapewne zrozumiałe stanie się zastrzeżenie, że nie akceptujemy przyjętego dziś powszechnie podziału na choroby somatyczne, psychosomatyczne, psychiczne i umysłowe. Tego rodzaju koncepcja raczej utrudnia niż ułatwia możliwość rozumienia istoty rzeczy.

Nasz sposób widzenia sprawy odpowiada do pewnego stopnia modelowi psychosomatycznemu, z tą wszakże różnicą, że odnosimy go do wszystkich symptomów, nie czyniąc żadnych wyjątków.

Rozróżnienie „somatyczny” /”psychiczny” można w najlepszym razie odnieść do płaszczyzny, na której symptom się manifestuje – ale jest ono bezużyteczne, gdy idzie o lokalizację choroby.

Starożytne pojęcie chorób ducha jest zupełnie mylące, gdyż duch nigdy nie może zachorować – w tym wypadku chodzi wyłącznie o symptomy, które manifestują się na płaszczyźnie psychicznej, a więc w świadomości człowieka.

Wraz z pojęciowym rozróżnieniem między chorobą (płaszczyzna świadomości) a symptomem . (płaszczyzna cielesna) nasz sposób widzenia choroby nieuchronnie ulegnie przemieszczeniu.

Działamy zatem jak krytyk, który próbuje poprawić złą sztukę teatralną nie poprzez analizę i zmianę kulis, rekwizytów i aktorów, lecz od razu zabiera się do samego tekstu.

Konsekwencją pojawienia się symptomu w ciele człowieka jest (w mniejszym lub większym stopniu) zwrócenie nań uwagi i przerwanie w ten sposób, niekiedy gwałtownie, dotychczasowej jednostajności życia.

Symptom jest sygnałem, który ściąga na siebie uwagę, zainteresowanie i energię, a tym samym powoduje zakwestionowanie normalnego, równomiernego toku życia.

Symptom wymusza na nas uwagę – czy chcemy tego, czy też nie.

To pochodzące z zewnątrz zakłócenie odczuwamy jako pewnego rodzaju dyskomfort i dlatego mamy zazwyczaj tylko jedno pragnienie: spowodować, by czynnik zakłócający zniknął. Człowiek nie lubi, gdy mu coś zakłóca normalny tok życia – dlatego podejmuje walkę z symptomem. Walka absorbuje, jest zajęciem przykuwającym uwagę – w ten sposób symptom powoduje sytuację, w której musimy się nim zająć.

Od czasów Hipokratesa medycyna szkolna próbuje wmawiać chorym, że symptom jest wydarzeniem mniej lub bardziej przypadkowym, którego przyczyn należy szukać w procesach funkcjonalnych.

By je zbadać, dokłada się znacznych starań. Medycyna szkolna starannie unika nadawania symptomowi znaczenia, odsyłając tym samym zarówno sam symptom, jak i całą chorobę w obszar pozbawionej znaczenia błahości.

Ale tym sposobem sygnał traci swą właściwą funkcję – symptomy zostają pozbawione znaczenia sygnalnego.

Cokolwiek w naszym organizmie manifestuje się jako symptom, jest ujawnieniem niewidzialnego procesu i przez swą funkcję sygnalną ma przerwać nasz dotychczasowy sposób po-stępowania, wskazać na fakt, że coś jest nie w porządku, i skłonić nas do zastanowienia się nad przyczyną.

Tu też nie byłoby rzeczą rozsądną wyładowanie złości na symptomie, a chęć jego wyeliminowania przez uniemożliwienie mu manifestowania się byłaby wręcz absurdalna.

Symptomu nie wolno zablokować, trzeba natomiast spowodować sytuację, w której okaże się zbędny.
Ale i tutaj trzeba odwrócić wzrok od symptomu i spojrzeć głębiej, jeśli mamy się nauczyć rozumienia znaczenia symptomu.

Wszakże na niezdolności do dokonania tego kroku polega problem medycyny szkolnej – jest za bardzo zafascynowana symptomami. Dlatego właśnie stawia na jednej płaszczyźnie symptom i chorobę, tzn. nie potrafi rozdzielić treści i formy.

Dlatego też z tak wielkim nakładem sił i środków technicznych medycyna szkolna zabiera się do leczenia narządów i części ciała – nigdy zaś człowieka, który jest chory.

Dążyy do tego, by kiedyś tam, w przyszłości, móc uniemożliwić pojawianie się jakichkolwiek symptomów, bez zastanowienia się, czy taka koncepcja może być w ogóle zrealizowana i czy ma sens.

To zdumiewające, w jak niewielkim stopniu rzeczywistość jest w stanie otrzeźwić rozgorączkowane głowy ludzi goniących za takim celem.
A przecież od czasów pojawienia się tak zwanej współczesnej medycyny naukowej liczba chorych nie zmniejszyła się nawet o ułamek procenta.

Jest, jak dawniej, tak dziś, tyle samo chorych – jedynie symptomy uległy zmianom.

Ten otrzeźwiający fakt próbuje się maskować różnymi statystykami, które odwołują się do określonych grup symptomów.

Tak na przykład z dumą obwieszcza się zwycięstwo nad chorobami zakaźnymi, zapominając jednocześnie wspomnieć, jakie inne choroby w tym okresie zyskały na znaczeniu i częstotliwości.

Patrzenie staje się uczciwe dopiero z chwilą, gdy zamiast symptomów widzi się „chorobę jako taką” – a liczba tych przypadków jak dotąd nie zmalała i z pewnością także w przyszłości nie zmaleje.

Podsumujmy raz jeszcze: choroba jest stanem wskazującym, że człowiek w swej świadomości przestał być w porządku czy też w harmonii.
Ta utrata wewnętrznej równowagi objawia się w ciele jako symptom.

Symptom jest zatem sygnałem i nośnikiem informacji, gdyż poprzez fakt swego pojawienia się przerywa dotychczasowy tok życia i zmusza nas do zwrócenia nań uwagi.

Symptom sygnalizuje nam, że jako świadoma istota, jesteśmy chorzy, tzn. wypadliśmy ze stanu równowagi naszych wewnętrznych sił duchowych.
Symptom mówi nam, że czegoś nam brakuje.
„Co panu dolega?” (po niemiecku gra słów: Was fehlt Ihnen = [dosł.] czego panu brakuje?) pytano dawniej chorego – ten zawsze odpowiadał: „Mam bóle”.

Choremu zawsze czegoś brakuje i jest to jakiś brak w świadomości – gdyby mu nie brakowało, byłby przecież zdrowy, tzn. cały i doskonały.
Jeśli wszakże czegoś mu do zdrowia brakuje, wtedy jest nie-cały, czyli chory.

Gdy człowiekowi udaje się pojąć ową różnicę między chorobą a symptomem, wtedy za jednym zamachem zmienia się jego zasadnicza postawa wobec choroby i sposób podejścia do niej.
Przestaje on traktować symptom jako swego głównego wroga, którego zwalczanie i zniszczenie jest celem najwyższym; odkrywa w nim partnera, który może mu pomóc odnaleźć to, czego mu brakuje, a tym samym przezwyciężyć rzeczywistą chorobę.

Tym razem symptom staje się nauczycielem, który pomoże nam zatroszczyć się o własny rozwój i własną świadomość, który potrafi też okazać się wielce surowy i twardy, jeśli będziemy lekce sobie ważyć to nasze najwyższe przykazanie.

Choroba zna tylko jeden cel: pozwolić nam wyzdrowieć.

Symptom może nam powiedzieć, czego nam na tej drodze jeszcze brak – wszakże pod warunkiem, że potrafimy zrozumieć mowę symptomów.

Ponowne nauczenie się języka symptomów jest zadaniem tej książki.

Mówimy ponowne nauczenie się, gdyż język ten istnieje z dawien dawna i dlatego nie trzeba go odkrywać, a jedynie ponownie odnaleźć.
Cały nasz język jest psychosomatyczny, a to znaczy, że zna on związki między ciałem a duszą.

Nauczmy się na nowo wsłuchiwać w tę dwuznaczeniowość naszego języka, a wtedy bardzo szybko usłyszymy i zrozumiemy, o czym mówią nasze symptomy.

Jeśli odważymy się wsłuchać w to, co mają nam do powiedzenia, i zaczniemy się z nimi komunikować, staną się naszym nieprzekupnym nauczycielem na drodze do prawdziwego uzdrowienia. Mówiąc, czego nam właściwie brak, zapoznając ze sprawami, które jeszcze musimy zintegrować w naszej świadomości, dają nam szansę uczynienia zbędnymi symptomów jako takich – właśnie poprzez proces uczenia się i przyswajania przez świadomość.

Tutaj tkwi różnica między zwalczaniem a transmutowaniem choroby.
Wyleczenie rodzi się wyłącznie z transmutowanej choroby, a nigdy z przezwyciężonego symptomu, gdyż wyleczenie zakłada, jeśli spojrzymy na to z samego tylko językowego punktu widzenia, że człowiek jest zdrowszy, a to znaczy w większym stopniu pełny, kompletny.

Wyleczenie polega na dołączeniu do niej elementu brakującego, jest zatem niemożliwe bez rozszerzenia świadomości.

Choroba i zdrowie są parą pojęć, które odnoszą się tylko do świadomości i nie mają zastosowania do ciała – ciało nie może być ani chore, ani zdrowe.

Mogą się w nim jedynie odzwierciedlać odpowiadające tym pojęciom stany świadomości.

Thorwald Dethlefsen – Przez chorobę do samopoznania

Powiązane posty

• Biografia staje się biologią. Jak być zdrowym? Krótki poradnik.

• Efekt placebo. Szokująca historia pewnego pacjenta.

• Ulecz swoje ciało !

• Stres i napięcie = początek choroby

• Filozofia zdrowia

• Kryzys fizyczny…paradoksalnie uzdrawia?

• Masaż leczy duszę

• Przyczynowość w medycynie. Całkowita zmiana paradygmatu?

Reklama

Negatywizm: jak się nim posługiwać i jak z niego zrezgnować?

27 Środa Sty 2010

Posted by ME in Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 85 Komentarzy

Tagi

akceptacja, cierpienie, depresja, Medytacja, negatywizm, negatywne myślenie, pesymizm, potęga teraźniejszości, pozytywne myślenie, przygnębienie, spokój, tolle, wyciszenie, Świadomość

Wszelki opór wewnętrzny odczuwa się jako rodzaj negatywizmu.
Wręcz można powiedzieć, że wszelki negatywizm jest tożsamy z oporem.
W tym kontekście są to nieomal syno­nimy.

Istnieje szeroki wachlarz postaw negatywnych – od irytacji lub zniecierpliwienia aż po wściekłą furię, od sarkazmu, przygnę­bienia czy ponurej urazy aż po samobójczą rozpacz.

Pod wpływem oporu byle drob­nostka potrafi wywołać silną reakcję negatywną: gniew, depre­sję lub głęboki żal.

Nasze ego wierzy, że dzięki negatywizmowi zdoła manipulować rzeczywistością i uzyska to, czego pragnie.
Wierzy, że uda mu się w ten sposób wywołać pożądaną sytuację bądź unicestwić niepożądaną.
Jak słusznie stwierdza autor Lekcji cudów, cierpienie zawsze podszyte jest nieświadomą wiarą, że „kupisz” sobie za nie przedmiot swoich pragnień.

Gdybyś rzekomy „ty” – czyli umysł – nie wierzył, że cierpienie może wywołać sku­tek, o jaki ci chodzi, po cóż byś je stwarzał?

Prawda jest oczywi­ście taka, że negatywizm wcale nie daje pożądanych skutków. Nie tylko nie wywołuje sytuacji, jakiej byśmy sobie życzyli, ale uniemożliwia jej pojawienie się.
Zamiast unicestwić sytuację nie­pożądaną, jedynie ją utrwala.
Cała jego „skuteczność” sprowa­dza się do wzmacniania ego – i z tej właśnie przyczyny ego uwiel­bia wszystko, co negatywne.

Gdy już utożsamiłeś się z czymś negatywnym, nie chcesz wyrzec się tego utożsamienia, a na głęboko nieświadomym po­ziomie wcale nie pragniesz pozytywnej zmiany.
Zagroziłaby ona bowiem twojej tożsamości, zgodnie z którą masz być przy­gnębiony, wściekły i skrzywdzony.

Wszelkie pozytywne wpły­wy, jakie pojawią się w twoim życiu, będziesz więc ignorował, negował lub sabotował.
Jest to częste zjawisko. A zarazem zu­pełny obłęd.

Żadna inna forma ży­cia na kuli ziemskiej nie wie, co to negatywizm: znany jest on wyłącznie ludziom.
Widziałeś kiedyś nieszczęśliwego delfina, żabę, która miała problemy z samooceną, kota, co nie potrafił się zrelaksować, albo ptaka, hołubiącego nienawiść i urazę?
Je­dynie zwierzęta, żyjące w bliskim kontakcie z ludźmi i poprzez nich wchodzące w kontakt z ludzkim umysłem oraz jego obłę­dem, zdradzają czasem coś w rodzaju negatywnych skłonności czy objawów nerwicy.
Przyjrzyj się dowolnemu zwierzęciu lub roślinie i ucz się od tego żywego organizmu, jak w pełni akceptować to, co j e s t -jak poddać się teraźniejszości.
Niech zwierzę lub roślina uczy cię Istnienia.
Niech cię uczy rzetelności – tego, jak być jednią, jak być całym, być sobą, być rzeczywistym.
Niech cię uczy, jak żyć i umierać – i jak z życia i z umierania nie robić problemu.

Ale czy nie bywa i tak, że negatywna emocja zawiera ważny ko­munikat?
Ma przykład jeśli często miewam depresję, może to znaczyć, że z moim życiem coś jest nie w porządku. Sygnał ten może mnie zmusić, żebym przyjrzał się swojej sytuacji życiowej i dokonał w niej zmian.
Muszę więc słuchać, co mówi mi emocja, zamiast bagatelizować ją jako coś negatywnego.

Regularnie powracające emocje negatywne niekiedy rzeczy­wiście mogą być sygnałem, podobnie jak bywa nim choroba.
Ale wszelkie zmiany, jakich dokonasz – w pracy, w związkach osobistych czy w szerzej pojętym otoczeniu – będą miały cha­rakter czysto kosmetyczny, jeśli nie spowoduje ich zmiana two­jego poziomu świadomości.
Ta zaś może nastąpić tylko w jeden sposób: poprzez większą obecność.
Począwszy od pewnego jej poziomu, wiesz bez pomocy negatywnych sygnałów, czego do­maga się twoja sytuacja życiowa. Dopóki jednak miewasz nega­tywne popędy, rób z nich użytek. Niech ci przypominają, że powinieneś być bardziej świadomy.

Jak zapobiec pojawianiu się negatywnych skłonności i jak się ich pozbyć, gdy już się pojawią?

Przestaną się pojawiać, kiedy staniesz się bez reszty obec­ny. Gdy Twoja uwaga skupiona będzie tylko i wyłącznie na bieżącej chwili. Tu i teraz.
Ale nie zniechęcaj się, gdy uwaga będzie ci uciekać w analizowanie wydarzeń i przykrości z przeszłości.
Jak dotąd niewielu ludzi na kuli ziem­skiej potrafi utrzymać stan ciągłej obecności, chociaż niektórzy są tego coraz bliżsi.

Ilekroć zauważysz, że odzywa się w tobie coś negatywnego, potraktuj to nie jak porażkę, lecz jak pożyteczny znak, który mówi ci: „Zbudź się. Wyskocz z umysłu. Bądź obecny”.

W późniejszych latach życia Aldous Huxley ogromnie zain­teresował się naukami duchowymi i napisał powieść, zatytuło­waną Wyspa. Jej bohater w wyniku katastrofy okrętowej ląduje na dalekiej wyspie, pozbawionej wszelkiego kontaktu ze światem.
Istnieje tam jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, któ­rej niezwykłość polega na tym, że jej przedstawiciele są w przeciwieństwie do reszty ludzkości całkowicie poczytalni. Pierwsze, co zauważa rozbitek, to kolorowe papugi, które sie­dzą w koronach drzew i raz po raz skrzeczą: „Uwaga. Tu i teraz. Uwaga. Tu i teraz”. Z dalszego ciągu powieści dowiadujemy się, że wyspiarze nauczyli je tak mówić, ponieważ chcieli mieć sygnał, który by ich nieustannie przywracał do stanu obecności.

Ilekroć więc czujesz, że budzi się w tobie coś negatywnego – pod wpływem zewnętrznego bodźca, twojej własnej myśli albo i bez żadnej uświadomionej przyczyny – potraktuj to jak okrzyk:
„Uwaga. Tu i teraz. Zbudź się”.
Nawet najlżejsza iryta­cja jest znamienna, trzeba ją więc przyjąć do wiadomości i pod­dać oględzinom; w przeciwnym razie będą w tobie narastały pokłady niezaobserwowanych reakcji.

Być może –jak już wcze­śniej sugerowałem – zdołasz najzwyczajniej w świecie porzu­cić negatywną skłonność, gdy poczujesz, że nie chcesz w sobie nosić negatywnej energii, która z nią się wiąże, i że nie jest ci ona do niczego potrzebna.
Ale jeśli już się z nią rozstajesz, zrób to grun­townie.
Jeśli zaś nie zdołasz jej poniechać, pogódź się po prostu z jej istnieniem i –jak już wcześniej mówiłem – skup się na odczuciach, obserwuj je.

Gdy nie udaje ci się poniechać negatywnej reakcji, mo­żesz ją rozpuścić, wyobrażając sobie, że zewnętrzny bodziec, który ją wywołał, przenika przez ciebie jak przez powietrze.

Radzę najpierw ćwiczyć tę umiejętność w drobnych, wręcz bła­hych sprawach. Powiedzmy, że siedzisz sobie spokojnie w domu.
Nagle po drugiej stronie ulicy zaczyna wyć alarm samocho­dowy.
Budzi się irytacja.
Po co ci ona?
Po nic.
Czemu więc ją w sobie wywołałeś?
To nie ty: wywołał ją umysł. Stało się to zu­pełnie automatycznie, bez udziału świadomości.
Czemu umysł wywołał irytację?
Ponieważ tkwi w nieświadomym przeświadczeniu, że jego opór (który ty odczuwasz jako pewien rodzaj negatywizmu bądź cierpienia) w ten czy inny sposób unicestwi niepożądaną sytuację.
Jest to oczywiście złudzenie.
Opór umy­słu – w tym akurat wypadku będzie to irytacja lub gniew – wy­wołuje znacznie większe zamieszanie niż pierwotna przyczyna, którą umysł próbuje rozpuścić.

Wszystko to można potraktować jako praktykę duchową.

Poczuj, że stajesz się przeźroczysty, dematerializujesz się.

Niech hałas lub inny bodziec, budzący w tobie negatywną reakcję, przepłynie przez ciebie na wskroś, nie napotykając twardej zapory.

Jak już mówiłem, na początek wybieraj do tych ćwiczeń sprawy drobne: alarm samochodowy, szczekanie psa, krzyki dzieci, korek uliczny.

Zamiast wznosić w sobie zaporę, w którą raz po raz boleśnie uderza coś, co „nie powinno mieć miejsca”, pozwól, żeby wszystko przez ciebie przepływało.

Ktoś odzywa się do ciebie grubiańsko albo uszczypliwie.
Zamiast reagować nieświadomie i negatywnie – atakiem, obro­ną lub oddaleniem – pozwalasz, żeby usłyszane słowa przepły­nęły przez ciebie
.
Nie stawiaj najmniejszego oporu.

Zachowuj się tak, jakby nie istniał już w tobie nikt, kogo można zranić.

Na tym właśnie polega między innymi zdolność wybaczania i współczucia.
Dzięki niej stajesz się nietykalny.
Jeśli zechcesz, możesz, owszem, powiedzieć roz­mówcy, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia, ale nie ma on już władzy nad twoim stanem ducha.

Tylko ty sam sprawujesz tę władzę – nie kto inny ani nie twój umysł. Dopóki zaś sta­wiasz opór, jego mechanizm zawsze działa tak samo – niezależ­nie od tego, czy bodźcem będzie alarm samochodowy, czyjeś grubiańskie zachowanie, powódź, trzęsienie ziemi lub utrata całego majątku.

Pytanie : Od dawna medytuję, biorę udział w warsztatach, przeczyta­łem wiele książek o tematyce duchowej, staram się żyć, nie stawiając oporu, ale jeśli spytasz, czy odnalazłem prawdziwy i trwały spokój wewnętrzny, to powiem szczerze, że mi się nie udało. Dlaczego? Co jeszcze mogę zrobić, żeby go znaleźć?

Wciąż szukasz na zewnątrz i tak już do tego przywykłeś, że nie potrafisz zaniechać poszukiwań.
Łudzisz się, że do celu po­zwoli ci się zbliżyć kolejny warsztat, kolejna technika.
Moja rada: nie szukaj spokoju.
Nie szukaj żadnego innego stanu niż ten, w którym akurat jesteś, bo wywołasz we własnym wnętrzu kon­flikt i nieświadomy opór.
Wybacz sobie to, że nie jesteś spokoj­ny.  Zaakceptuj to na tą chwilę.
Kiedy całkowicie pogodzisz się ze swoim niepokojem, na­tychmiast przeistoczy się on w spokój. Wszystko, co w pełni zaakceptujesz, doprowadzi cię do celu, do spokoju.
Ten właśnie cud zdarza się, gdy się poddasz.

E. Tolle Potęga teraźniejszości

Artykuł z serii: Przypomnienie

Powiązane posty :

• Wojna w Tobie trwa

• Nauka akceptacji dobrego i złego

• Dzień Uwagi

• Wyostrz swoją uwagę

• Ciemna noc duszy

• Spogladaj głębiej…

• Źródło natchnienia jest w Tobie

• Bez granic

Maxa Longa – poglądy na Boga.

03 Wtorek List 2009

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Zen, Świadomość

≈ 15 Komentarzy

Tagi

Bóg, byt, cierpienie, czucie, freedom, koan, long, max long, myślenie, odczucie, potok życia, poświadomość, przypowieść, różna, rozum, uczucie, wrażenia, Zen

serce
Fragment książki:
Max Freedom Long  – Dążenie ku Światłu

Rozważmy dziwny fakt, że chociaż wiemy, iż Bóg jest we wszystkim, także w naszych ciałach i umysłach, nie możemy Go odczuć żadnym z pięciu zmysłów.

Wydaje się, iż cały sekret tkwi w tym, że Bóg czuje razem z nami poprzez zmysły i że nasz wysiłek, by Go nimi odczuć, daje nam równie mało satysfakcji, jak wysiłek, by poczuć samych siebie. Nie jest łatwo poczuć naszą najgłębszą istotę, której zupełnie nie dotyczy to, czy jest nam ciepło, czy zimno, czy czujemy się szczęśliwi, czy przygnębieni, ociężali czy lekcy. Zmysły służą nam po to, by uświadomić nam rzeczy zewnętrzne, a nie wewnętrzne, które tworzą Ja.

Równie dziwne jest, że nie potrafiąc wyczuć Ja w sobie jako czegoś, co miałoby zapach lub smak, było twarde bądź miękkie, stale mamy przemożne poczucie bycia indywidualną istotą, Ja, tożsamością – jakkolwiek to nazwiemy.

Nie umiemy wyobrazić sobie swego Ja w kategoriach świata fizycznego. Nie możemy wyobrazić sobie jego wyglądu, jego głosu czy siły jego ręki.
A jednak, nie ma na tym świecie zdrowego na umyśle człowieka, który dałby się przekonać, nawet najbardziej uczonymi argumentami, że nie istnieje jako Ja, zupełnie niezależne od ciała.
Jest to przyrodzona WIARA – co warto zapamiętać.[…]

Dojście do wyczuwania Boga w ten sam niewytłumaczalny sposób, w jaki odczuwamy siebie jako Ja, to sprawa zasadnicza, jeśli mamy stworzyć w umyśle mądry obraz Boga i Stworzenia, który wesprze naszą pracę nad osiąganiem rozumienia siebie jako Ich integralnej części.

Nauka odczuwania Boga, tak jak odczuwamy Ja w sobie, zaczyna się od pracy świadomego umysłu. Dociekamy istoty rzeczy – to właśnie robimy teraz razem. Przekonujemy średnie Ja czyli racjonalne świadome Ja naszego umysłu, że musi być jakiś Bóg – że Bóg istnieje.
(M.F.Long używa terminów Niższe, Średnie i Wyższe Ja, co ~z grubsza~ odpowiada terminom Podświadomość, Świadomość ego oraz Nadświadomość,  przyp. zenforest),
Nie jest to bardzo trudne, bo możemy postrzegać Boga jako życie we wszystkich rzeczach i potrafimy zaakceptować dowody, które same zewsząd się narzucają.

Ale jeśli chodzi o rozwinięcie wewnętrznego poczucia, które mówi nam, że Bóg jest tak bliski, tak realny i tak bardzo w nas jak nasze własne Ja, to do procesów rozumowych musimy dodać jeszcze coś ponadto.

To dodatkowe coś jest dokładnie tak samo dziwne, jak dziwne jest istniejące w nas poczucie prawdziwości naszego Ja. Jest to zarazem wyczuwanie, jeśli można to tak ująć, w którym nie bierze udziału żaden z pięciu zmysłów.
To tak, jakbyśmy zdołali rozwinąć szósty zmysł, intuicję, która pozwala nam czuć i wiedzieć bez wrażeń fizycznych.

Napisano setki książek o drogach i sposobach poznania, czy też „realizacji” Boga.
Większość z nich ma niewiele do zaoferowania, bo autorzy nie zdają sobie sprawy, że to niższe, czyli podświadome Ja w nas pozostaje w najbliższym kontakcie ze światem, w którym Bóg „porusza się i ma Swój byt”.
Kiedy już średnie Ja zrobi, co leży w jego mocy, by pojąć Boga, trzeba się zwrócić do niższego Ja i nauczyć się odczuwać poprzez nie – zupełnie poza zwykłymi, czyli znanymi nam zmysłami – obecność Bożą przenikającą wszystko, co istnieje. Jest to proces wchodzenia w Boga tam, gdzie jest On obecny w świecie wokół nas, a nie jednoczenia się z Nim w jakimś dalekim niebie, gdzie jest on jakoby czystym Duchem.

To odczucie można porównać do wielkiego cichego przepływu Bytu – bardzo rozszerzonej świadomości Ja. Mędrcy nazwali ten przepływ Rzeką Życia.
Mówimy o upływie Czasu. Od dawna upodobano sobie ideę płynności i ruchu, a także wielkiej rzeczywistości. Zatem, aby wejść w potok, łączymy się z niższym Ja, przestajemy rozumować na temat Boga, natomiast usiłujemy odczuć Go szóstym zmysłem wiary, jaka wypływa z niższego Ja.

Ważne jest, aby ZAPRZESTAĆ POSŁUGIWANIA SIĘ ROZUMEM,
o czym od wieków doskonale wiadomo niektórym z najstarszych religii. Na przykład w odmianie buddyzmu znanej na Zachodzie jako Zen jedna z praktyk polega na tym, że mnichom w klasztorach daje się zagadki, nad którymi mają rozmyślać, problemy tak postawione, że rozum w żaden możliwy sposób nie potrafi ich rozwiązać. (Taka zagadka nazywa się koan).

Dla ilustracji przytoczę opowieść o mnichu Zen, który dawno temu praktykował w Japonii.

Pragnął on dojść do poznania, urzeczywistnienia siebie jako Ja i zmagał się z umysłem, zmysłami i pamięcią, usiłując przeniknąć poza to, co zewnętrzne, do cichego wewnętrznego jądra swej Istoty. Pewnego dnia udał się do swojego mistrza i powiedział:

– Poddaję się. Nigdy nie potrafię osiągnąć Urzeczywistnienia. Przyszedłem, by Cię pożegnać i podziękować za wszystko, co uczyniłeś, by pomóc mi odnaleźć Światło.

Mistrz skinął głową i powrócił do głębokiej medytacji, nie udzielając mu ani słowa współczucia czy nadziei. Mnich odszedł smutny, w wielkiej rozpaczy. Chodził bez celu ogrodowymi alejkami, powtarzając sobie:

– Jedyne, co mi pozostaje, to zdjąć szatę i powrócić do świata. Nie udało mi się.

Tak rozmyślając, zbliżał się do krzewu róży, przy którym poprzedniego dnia długo stał w podziwie. W całym swym dotychczasowym życiu nigdy nie widział tak doskonałej róży i patrzenie na nią sprawiało mu ogromną radość. Odczuwał też nieco dumy, ponieważ pomagał w uprawie ogrodu. Teraz pomyślał strapiony, że rzuci jeszcze jedno ostatnie spojrzenie na doskonały kwiat.

– Będzie mi zawsze przypominać – powiedział sobie – o doskonałości, która istnieje tu w tym ogrodzie, ale która mi się ciągle wymykała.

Raz jeszcze podszedł do róży. Zwieszała główkę, wyblakła, i jej płatki zaczęły opadać. Utraciła swe piękno i zapach. Wielki żal wypełnił mu serce. Wyciągnął rękę i dotknął wyblakłych płatków, jak gdyby mógł w jakiś sposób przynieść jej ulgę.
Nagle poczuł, że cały świat cierpi i że on sam jest całym cierpieniem świata. Po paru chwilach popędził z powrotem do swego mistrza.

Mistrz otworzył oczy i uśmiechnął się.

– Ach – powiedział radośnie – a więc nareszcie przestałeś myśleć o Bogu i nauczyłeś się Go odczuwać? – Urwał i przyjrzał się uczniowi pytająco. – Czy potrafisz teraz rozwiązać swój koan?

– Nie da się tego wyrazić w słowach – padła cicha odpowiedź. – Tak naprawdę rzeczy zewnętrzne nie istnieją w sposób rzeczywisty.
Bóg jest zarazem ciszą, nicością i Wszystkim. Dopiero gdy poczuje się wszystkie rzeczy w sobie, można siebie poznać… Wczoraj widziałem doskonałą różę, ale kiedy dzisiaj przechodziłem obok…

– Tak, tak, oczywiście – przerwał mistrz. –
– Przestałeś myśleć i stałeś się zdolny do odczuwania.
Poczułeś Boga i odkryłeś, że nie przypomina On niczego, co do tej pory poznałeś. Ale słowa potrafią tylko lekko dotknąć tych spraw. Musiałeś poznać Byt w sobie, odczuć Go…
Teraz jednakże pora na herbatę. Usiądź przy mnie, a ja dam ci nowy koan, nad którym popracujesz; i wkrótce poczynisz szybkie postępy.
Pokaż mi teraz, jak wyjść, jednocześnie wchodząc. Nie ma drzwi. Pokaż mi, jak je zamkniesz…

*

AFORYZM II.
Jeśli sądzisz, że odnalazłeś Boga, poproś Go, by do ciebie przemówił. Poproś, aby dotknął twego czoła, żeby dał ci znak, tchnienie pięknego zapachu, błysk koloru albo dźwięk niebiańskiej muzyki. Jeśli coś takiego się pojawi, NIE będzie to od Boga. On przemawia od wewnątrz.
Ty jesteś Bogiem. Ty musisz dać znak. Wejść w Potok Życia.

Jest to paradoks. Oznacza, że kiedy popełni się błąd myślenia o sobie jako o kimś oddzielonym i bytującym z dala od Boga oraz błąd oczekiwania, że Bóg przyjdzie z zewnątrz, by dać „znak” albo jakieś wrażenie, pora udać się do niższego Ja.

Czuć Boga to znaczy zaniechać wszelkiego odczuwania z zewnątrz i dać się pochłonąć Przepływowi, który zawiera wszystkie uczucia.
Aby otrzymać czystą biel, która nie jest żadnym kolorem, miesza się trzy podstawowe barwy światła; podobnie człowiek rzuca wszystko, co jego, w potok, nic nie zatrzymując, oddając każdy najmniejszy ślad błędnego poczucia oddzielności.

Najpierw zatapiamy się w naszym niższym Ja, przestając zupełnie rozumować, wyciszając wszelką myśl.

Kiedy, po dostatecznej praktyce, potrafimy to uczynić, wtedy wraz z niższym Ja opuszczamy się na większą głębokość: Boga-we-Wszystkim.
Można to również pojmować jako rozszerzanie się w przestrzeni.
Pozwalamy pęknąć granicom.
Pozwalamy, by poczucie Ja rozszerzyło się w poczucie Wszystkiego.
Owo Wszystko niektórzy nazwali Tym lub Tamtym. Może najmądrzejsi są ci, którzy nie dają temu w ogóle nazwy, mówiąc, że trzeba to poczuć, wejść w to i poznać – a nie nazywać czy opisywać.

Ci, którzy pragną „znaku”, aby upewnić się, że Bóg naprawdę istnieje (a grupa ta zawsze była liczna), sami muszą stać się znakiem. Aby poznać Go do końca, musimy stać się jednym z Nim w cichym słuchaniu bez uszu, obserwowaniu bez oczu. To raczej serce niż umysł zasygnalizuje poznanie tej PRAWDY, która, raz odczuta, pozostanie na zawsze z człowiekiem jako sama substancja wiary.

Fragment książki:  Freedom Long Max – Dążenie ku Światłu

Zobacz także

• Dziecinna wizja Boga. Pułapka języka.

• Krótka historia Boga

• Bóg – to jest…

• Dobro i zło

• Czy Bóg karze za grzechy? Czy ludzie?

• Rozmowy z Bogiem

• Bóg nie żyje? Szatan nie żyje?


Demony, które niosą Przebudzenie

27 Niedziela Wrz 2009

Posted by ME in Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość

≈ 265 Komentarzy

Tagi

budda, buddyzm, cierpienie, cziedryn, demony, dobro, ego, mara, Medytacja, oświecenie, pema, przebudzenie, wyzwolenie, zło, Świadomość

wyzwolenie6

Dzisiaj ponownie odkryłam ten tekst Pemy Cziedryn.
Uważam, że jest on świetnym uzupełnieniem dyskusji, która odbyła się ostatnio pod artykułami o Tolle i o diable.

Poza tym, prowadząc korespondencję mailową z paroma osobami: majkiem79, felicitą oraz pinią – zastanawiałam się nad kilkoma kwestiami, o których rozmawialiśmy i mam wrażenie, że dla każdej z tych osób,  poniższy artykuł jest w jakiś sposób godną uwagi lekturą 🙂 Dla każdego… w nieco innym obszarze !
Jest odpowiedzią na zadane i niezadane pytania, lub odniesieniem do wcześniejszych dyskusji 🙂

Tak więc, specjalnie dla Was, przedstawiam fragment książki „Kiedy życie nas przerasta”
– mimo że nie jest krótki, warto dotrwać do końca i przeczytać uważnie – pomiędzy zdaniami znajdziecie sporo nawiązań do naszych rozmów.

Wszystkich pozostałych czytelników bloga, zachęcam do tego artykułu tym bardziej.
Jeśli przeczytać go powoli i bacznie, można odkryć w nim drugie albo i trzecie dno… 🙂
Zapraszam!

———————————————————————————————————————–

Wszystkie demony wskazują drogę do całkowitego przebudzenia i życia wolnego od kurczowego uścisku, życia i zarazem umierania, chwila po chwili, przy każdym wydechu.
Kiedy się budzimy, możemy zacząć żyć w pełni, nie szukając gorączkowo przyjemności i nie unikając bólu, nie odtwarzając starego siebie, ilekroć rozpadniemy się na kawałki.

Tej nocy, kiedy miał osiągnąć oświecenie,
Budda usiadł pod drzewem.

Gdy tak medytował, zaatakowały go demony (mary).
Mówi się, że wojownicy Mary kierowali przeciw Buddzie włócznie i strzały, jednak ich ostrza zamieniały się w kwiaty.


Czego uczy ta historia?
Według mnie tego, że rzeczy, które z przyzwyczajenia traktujemy jako przeszkody, mogą okazać się pożyteczne.

Przeszkody te to jedynie sposób, w jaki świat i całe nasze doświadczenie wskazują nam miejsce, w którym utknęliśmy.

Patrząc na włócznię lub strzałę, możemy nauczyć się widzieć kwiat.
Czy doświadczamy tego, co się wydarza, jako przeszkody i wroga, czy jako nauczyciela i przyjaciela,  zależy od tego, jak odbieramy rzeczywistość. Zależy od naszego związku z sobą samym.

Nauki mówią, że przeszkody mogą powstawać na poziomie zewnętrznym i wewnętrznym.
W tym rozumieniu poziom zewnętrzny to poczucie, że zostaliśmy przez kogoś lub coś zranieni, to zaburzenie spokoju i równowagi, które, jak nam się wydawało, święcie się nam należały.
A tu jakiś łobuz wszystko zniszczył!!!

Ten rodzaj przeszkód pojawia się w związkach z ludźmi oraz w wielu innych sytuacjach, gdy czujemy się rozczarowani, zranieni, zdezorientowani i zagrożeni.
Ludzie doświadczają takich uczuć od zarania dziejów.
Na poziomie wewnętrznym jednak nie atakuje nas nic poza naszym własnym pomieszaniem.
Nie ma tu żadnej solidnej przeszkody – tylko manifestuje się w ten sposób nasza potrzeba ochraniania ego.

Prawdopodobnie jedynym wrogiem jest niezadowolenie z doświadczanej w danym momencie rzeczywistości i płynąca stąd chęć, aby ta chwila odeszła jak najszybciej.

Praktykując medytację odkrywamy jednak, że nic nie odchodzi, dopóki nie nauczy nas tego, co mamy wiedzieć.

Możemy pędzić na drugi koniec świata z prędkością 200 kilometrów na godzinę, by uciec od problemu, ale on będzie już tam na nas czekał.

Będzie wracał pod nową nazwą nową postacią – dopóki nie nauczymy się tego, czego ma on nas nauczyć: w którym miejscu oddzielamy się od rzeczywistości, w jaki sposób wycofujemy się zamiast się otworzyć, jak się zamykamy, zamiast w pełni doświadczać wszystkiego, co nas spotyka, bez wahania i chowania się w sobie.

Trungpa Rinpocze zadał kiedyś grupie swoich uczniów pytanie:
„Co robicie, kiedy czujecie się przyparci  do muru? Co robicie, gdy wszystko staje się nie do zniesienia?”.
Wszyscy zastanawialiśmy się, co odpowiedzieć.
Wtedy Rinpocze zaczął nas pytać po kolei. Byliśmy tak przestraszeni, że odpowiadaliśmy zupełnie szczerze. Prawie wszyscy mówiliśmy, że postawieni w sytuacji bez wyjścia czujemy się kompletnie rozbici, zapominamy o praktyce i reagujemy nawykowo.
Nie trzeba dodawać, że od tamtej pory zaczęliśmy widzieć bardziej wyraźnie, jak reagujemy, kiedy sytuacja wydaje nam się nie do zniesienia. Naprawdę zaczęliśmy dostrzegać, co robimy.
Czy się zamykamy czy otwieramy?
Czy czujemy niechęć i gorycz czy może łagodniejemy?
Czy stajemy się mądrzejsi czy głupsi?
Czy w wyniku doświadczanego bólu wiemy więcej czy mniej o tym, co to znaczy być człowiekiem?
Czy jesteśmy bardziej krytyczni wobec świata czy może bardziej szczodrzy?
Czy strzały wojsk Mary już nas przeszyły czy może w locie zamieniły się w kwiaty?

Tradycyjne nauki o wojownikach Mary wyjaśniają naturę przeszkód oraz procesu, w którym człowiek nawykowo ulega pomieszaniu i traci zaufanie do swej pierwotnej mądrości.

Nauki dostarczają opisu dobrze znanych sposobów, jakie stosujemy, próbując uniknąć konfrontacji z rzeczywistością.

Mówi się w nich o czterech _marach_.
-Pierwsza to _dewaputramara_, jest ona związana z poszukiwaniem przyjemności.
-Druga, zwana _skandhamarą_, odnosi się do sposobu, w jaki wciąż na nowo próbujemy siebie odtwarzać, odzyskiwać grunt pod stopami, być tym, za kogo się uważamy.
-Trzecia to _kleśamara_ – oznacza sposób, w jaki wykorzystujemy emocje, aby pogrążyć się w otępieniu, nieświadomości lub uśpieniu.
-Czwarta, _jamamara_, jest związana z lękiem przed śmiercią.

Opisy sposobów ich działania pokazują, jak _mary_, które atakowały Buddę, atakują również nas.

_Dewaputramara_ działa tak:
kiedy jesteśmy zażenowani lub czujemy się niezręcznie, kiedy w jakiejkolwiek formie odczuwamy cierpienie, wówczas na oślep rzucamy się przed siebie w poszukiwaniu dobrego samopoczucia.
Niemal każda napotkana przeszkoda jest w stanie pozbawić nas oparcia, destabilizując rzeczywistość, którą do tej pory uważaliśmy za stałą i bezpieczną.
Kiedy czujemy się zagrożeni, nie możemy znieść bólu, niepokoju, niepewności, ssania w dołku, gorąca narastającej złości lub gorzkiego smaku niechęci. Próbujemy zatem uchwycić się jakiegoś przyjemnego doświadczenia.
Reagujemy zgodnie z tragicznie ludzkim nawykiem szukania przyjemności i unikania bólu.

_Dewaputramara_

-ujawnia, w jaki sposób jesteśmy uzależnieni od nawyku unikania cierpienia. Kiedy pojawia się cierpienie, szukamy czegoś, co je zagłuszy. Sięgamy po alkohol lub narkotyki, żujemy gumę albo włączamy radio.
Niekiedy nawet oddajemy się medytacji , aby uciec od irytujących, nieprzyjemnych aspektów istnienia.
=Ktoś właśnie wypuścił strzałę w naszym kierunku lub podniósł na nas miecz.
A my, zamiast pozwolić, by zagrożenie zamieniło się w kwiaty, na wszelkie możliwe sposoby usiłujemy go uniknąć.
Istnieją przecież niezliczone sposoby poszukiwania przyjemności i ucieczki od bólu. Nie zawsze jednak nasza skłonność do poszukiwania przyjemności stanowi przeszkodę. Szukanie przyjemności może się stać okazją do obserwowania swoich  zachowań w obliczu bólu. Zamiast za wszelką cenę unikać cierpienia i braku równowagi, możemy spróbować uzmysłowić sobie swój jakże ludzki lęk, będący przyczyną całego nieszczęścia na tym świecie. Otwierając serce i uświadamiając sobie swoją skłonność do ucieczki, przyjrzawszy się z wielką łagodnością i jasnością własnej słabości, możemy strzały _ dewaputramary_ przemienić w kwiaty.

W ten sposób odkryjemy, że to, co wydaje się odstręczające, jest w istocie źródłem mądrości i pozwala nam ponownie zjednoczyć się z umysłem pierwotnej mądrości.

_Skandhamara_

-ma wpływ na sposób, w jaki reagujemy, kiedy usuwa nam się grunt pod nogami. Mamy wówczas poczucie, że straciliśmy wszystko, co miało jakąś wartość. Jak gdyby wyrzucono nas z gniazda. Lecimy w przestrzeni, nie wiedząc, co się wydarzy.
Mieliśmy wszystko, wszystko tak dobrze się układało, a tu nagle wybuchła bomba atomowa i rozbiła w pył cały nasz świat. Nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy.
W takiej chwili czym prędzej odtwarzamy siebie od nowa.
Jak najszybciej powracamy na twardy grunt wyobrażeń o sobie, gnani – jak zwykł mawiać Trungpa Rinpocze – tęsknotą za _sansarą_.
rozpadTymczasem gdy nasz świat się rozpada, pojawia się przed nami wspaniała szansa.
Nie mamy jednak na tyle zaufania do naszej wewnętrznej mądrości, by po prostu pozwolić rzeczom pozostać w tym stanie.
Naszą nawykową reakcją jest chęć odzyskania siebie – choćby oznaczało to powrót do starej złości, goryczy, niechęci, lęku czy zagubienia.
Rekonstruujemy zatem swą trwałą, dobrze znaną, niezmienną osobowość, cyzelując ją niczym Michał Anioł swe dzieło.
_Mara_ ta nie aranżuje tragedii czy melodramatu, raczej komedię sytuacyjną. Gdy jesteśmy bliscy zrozumienia czegoś ważnego, blisko rzeczywistego otwarcia serca, możliwości czystego widzenia – zakładamy maskę z krzaczastymi brwiami i wielkim nosem.
Istny Groucho Marx! A potem przestajemy się śmiać i już nie pozwalamy niczemu odejść, bo moglibyśmy wtedy odkryć… no właśnie, co?

Taka sytuacja, niczym skierowane w nas ostrze, stwarza okazję, by w jednym przebłysku uświadomić sobie uporczywe próby zrekonstruowania swojego ego.
W ten sposób „niebezpieczna” sytuacja zamienia się w kwiat. I wtedy możemy pozwolić sobie na ciekawość, otwartość wobec tego, co się właśnie wydarzyło i co jeszcze ma się wydarzyć. Zamiast walczyć o odzyskanie własnego wyobrażenia o tym, kim jesteśmy, możemy dotrzeć do umysłu „nie wiem” – umysłu pierwotnej mądrości.

_Kleśamara_

-steruje naszymi emocjami.
Kiedy pojawia się jakieś intensywne uczucie, zamiast pozwolić mu odejść, wpadamy w popłoch.
Tworzymy ciąg myśli, z których każda następna coraz bardziej podnosi temperaturę emocji.
Zamiast spocząć w stanie otwartości, świadomie nie unikając dyskomfortu, podsycamy tylko ten ogień. Swoimi myślami i odczuciami podtrzymujemy go i nie pozwalamy, by się wypalił.
Kiedy cały świat się nam rozpada i czujemy się niepewni, rozczarowani, wstrząśnięci i zawstydzeni, jedyne, co nam wówczas pozostaje, to przejrzysty, bezstronny i świeży umysł.
Niestety, tracimy go z oczu. Odczuwamy natomiast ogromny niepokój i strach przed nowym życiem. Wyolbrzymiamy te uczucia i oto już  maszerujemy ulicą z wielkim transparentem głoszącym, że wszystko jest złe.
Pukamy do każdych drzwi i prosimy o podpisy pod petycją, dopóki nie zbierze się cała armia ludzi, którzy zgadzają się z nami – że wszystko jest złe.

Zapominamy o prawdach, które pojęliśmy podczas medytacji. Bo kiedy pojawiają się rzeczywiście silne emocje, nagromadzone przez nas doktryny i przekonania tracą ważność – emocje okazują się o wiele silniejsze.

Tak więc to, co istniało niegdyś jako ogromna, otwarta przestrzeń, zamienia się w pożar lasu, wojnę światową, wybuch wulkanu, wielki przypływ.
Tak używamy swoich emocji. My ich używamy.

W swojej istocie są one częścią dobrodziejstwa bycia żywym człowiekiem. Jednak my, zamiast pozwolić im po prostu istnieć, sięgamy po nie i używamy, aby odzyskać twardy grunt pod nogami. Emocje pomagają nam zaprzeczyć, że nikt nigdy się nie dowiedział ani nie dowie się, co się tak naprawdę dzieje.

Używając ich, próbujemy uczynić wszystko bezpiecznym, przewidywalnym i ponownie rzeczywistym, aby tylko ukryć przed sobą prawdę. A moglibyśmy po prostu usiąść, poczuć moc swoich emocji i pozwolić im przeminąć.

Nie ma szczególnej potrzeby roztrząsania win ani szukania usprawiedliwień.
My jednak wciąż podlewamy ogień swych emocji naftą, żeby je mocniej poczuć, aż stają się prawdziwsze, stają się rzeczywistością same dla siebie.
Tymczasem nie musimy pozwalać emocjom wodzić się za nos.
Jeśli umiemy patrzeć na nie i dostrzegać ich dzikość, to możemy stać się przyjaźni i łagodni nie tylko wobec siebie, ale także wobec wszystkich ludzi, a co za tym idzie – wobec wszystkich czujących istot.

Zdajmy sobie wreszcie sprawę, że powtarzamy to samo głupie zachowanie wciąż i wciąż od nowa dlatego, że nie chcemy odczuwać niepewności, niewygody i cierpienia niewiedzy.
Dopiero teraz pojawia się w nas prawdziwe współczucie dla siebie i innych, widzimy bowiem, co się dzieje i jak reagujemy, kiedy wszystko się rozpada.
Ta właśnie uważność przemienia ostrze w kwiat.

W ten sposób to, co wydaje się brzydkie, problematyczne i niechciane, staje się naszym nauczycielem.

_jamamara_

Myślę, że wszystkie _mary_ biorą się z lęku przed śmiercią, ale _jamamara_ jest w nim szczególnie zakorzeniona. Kiedy mówimy o dobrym życiu, rozpatrując je ze zwykłego, uwarunkowanego punktu widzenia, uważamy, że nam się powiodło.
Czujemy, że jesteśmy „dobrymi ludźmi”.
Mamy wiele zalet, cieszymy się spokojem i nie dajemy się wytrącić z równowagi, kiedy zamierzają się na nas wrogowie. Należymy do tych, którzy wiedzą, co należy zrobić, aby przemienić strzałę w kwiat. Tak dobrze czujemy się sami ze sobą….W końcu udało nam się powiązać wszystkie końce.
Jesteśmy szczęśliwi.
Wydaje nam się, że na tym właśnie polega życie. Sądzimy, że gdybyśmy tylko wystarczająco często medytowali czy uprawiali jogging lub gdybyśmy właściwie się odżywiali, wszystko byłoby idealnie.
Ale z punktu widzenia istoty oświeconej jest to „śmierć”.
Poszukiwanie bezpieczeństwa lub doskonałości, odnajdywanie poczucia potwierdzenia i stabilizacji, pewności siebie i wygody, jest swego rodzaju śmiercią.
Brakuje w tym świeżego powietrza.
Nie ma przestrzeni, w której coś niespodziewanego mogłoby nagle pojawić się i zmienić wszystko. Kontrolując swoje życie, zabijamy chwilę obecną.
W ten sposób narażamy się na klęskę, bo wcześniej czy później doświadczymy czegoś, na co nie będziemy mieli wpływu: spali się nasz dom, umrze ktoś, kogo kochamy, dowiemy się, że mamy raka, spadnie nam na głowę cegła, ktoś wyleje sok pomidorowy na nasz biały garnitur albo pójdziemy do swojej ulubionej restauracji i okaże się, że karta dań świeci pustką, a na sali siedzi siedemset osób.

Życie jest wyzwaniem i właśnie to stanowi jego istotę.
Czasem jest słodkie, a czasem gorzkie.

Raz nasze ciało jest spięte, innym razem odprężone. Czasem boli nas głowa, innym razem czujemy się zupełnie zdrowi.

Z perspektywy przebudzenia próby rozwiązania wszystkich życiowych problemów oznaczają śmierć, ponieważ wymagają odrzucenia sporej części naszego podstawowego doświadczenia.

Jest coś agresywnego w takim podejściu do życia, które wygładza wszelkie nierówności i niedoskonałości.
Być w pełni człowiekiem, żywym i całkowicie oświeconym, oznacza zgodę na nieustanne bycie wyrzucanym z gniazda.

Żyć w pełni, to ciągle przebywać na ziemi niczyjej, doświadczać każdego momentu jako zupełnie świeżego i nowego.

Życie oznacza gotowość do ciągłego umierania.

Z punktu widzenia przebudzenia, to właśnie jest życie, podczas gdy chęć uchwycenia tego, co posiadamy, chęć znajdowania w każdym doświadczeniu potwierdzenia, pochwały, poczucia wspólnoty – to śmierć.

Jeśli zatem mówimy, że _jamamara_ jest lękiem przed śmiercią, to w zasadzie mówimy o lęku przed życiem.

Chcemy być doskonali, a jednak cóż, wciąż widzimy swoje niedoskonałości i nie ma sposobu, żeby to  zmienić. Nie ma dokąd uciec. Wtedy właśnie ostrze przemienia się w kwiat.
Trzymamy się tego, co widzimy, czujemy to, co czujemy – nawiązujemy kontakt z własnym umysłem mądrości.

Czy Budda by się przebudził,
gdyby nie pojawiły się _mary_?

Czy bez nich osiągnąłby oświecenie?
Czyż nie zachowały się one jak najlepsi przyjaciele, pokazując mu, kim jest i co jest prawdą?

Wszystkie _mary_ wskazują drogę do całkowitego przebudzenia i życia wolnego od kurczowego uścisku, życia pełnego gotowości do umierania, chwila po chwili, przy każdym wydechu.

Kiedy się budzimy, możemy zacząć żyć w pełni, nie szukając przyjemności i nie unikając bólu, nie odtwarzając starego siebie, ilekroć rozpadniemy się na kawałki.

oswiecenieMożemy pozwolić sobie na odczuwanie emocji jako gorących lub zimnych, rozedrganych lub łagodnych, zamiast używać ich do wzmagania swojej niewiedzy i głupoty.

Możemy porzucić chęć bycia doskonałym i dzięki temu przeżywać każdy moment jak najpełniej.

Próba ucieczki nie jest receptą na bycie w pełni ludzką istotą. Uciekać od bezpośredniości naszego doświadczenia to jak wybierać śmierć zamiast życia.

Przyglądając się własnym reakcjom na zagrożenie, możemy zawsze powrócić do pierwotnego umysłu mądrości. Zamiast próbować pozbyć się czegoś albo ulegać dualistycznemu przeświadczeniu, że jesteśmy atakowani, wykorzystajmy okazję, by zobaczyć, jak się zamykamy, gdy zostajemy przyparci do muru. Wtedy właśnie otwieramy swoje serce. W ten sposób budzimy swoją mądrość i wchodzimy w kontakt z pierwotną naturą buddy.

Na bazie: Kiedy życie nas przerasta, Pema Cziedryn

Część druga : https://zenforest.wordpress.com/2009/10/14/demony-ktore-niosa-przebudzenie-cz-ii

Polecam także

• Nie możesz zgubić drogi

• Czy wszyscy jesteśmy szaleni?

• Wybieraj swój świat świadomie

• Przestrzeń w Tobie

• Holonomiczny wszechświat i… holograficzna świadomość

• Jedyna rzecz, nad którą całkowicie panujesz

• Narodziny świadomości

Zbiorowe wzorce cierpienia u kobiet

22 Poniedziałek Czer 2009

Posted by ME in Refleksje nad życiem

≈ 130 Komentarzy

Tagi

ciało bolesne, cierpienie, cierpienie kobiet, cierpiące kobiety, ego, kobieta, kobiety, nieuzdrowiona przeszłość, oświecenie, tolle, tożsamość ofiary, uważność, wolność, wyzwolenie, wzorce cierpienia, zbiorce cierpienia kobiet, zbiorowe wzorce cierpienia, Świadomość, ścieżka rozwoju

woman10
W poniższym artykule autor posługuje się charakterystycznym dla siebie terminem „ciało bolesne”, którego wyjaśnienie znajdziecie tutaj

Pytanie: Czemu dla kobiet ciało bolesne jest dużą przeszkodą na ścieżce rozwoju?
Ciało bolesne prócz aspektu osobistego ma też zazwyczaj aspekt zbiorowy.
Ten osobisty tworzy się z osadu bolesnych emocji, których sam w przeszłości doznałeś. Zbiorowy powstaje natomiast z bólu, który przez tysiące lat gromadził się w zbiorowej psychice ludzkiej jako pozostałość chorób, tortur, wojen, zabójstw, okrucieństw, szaleństw itd.

Osobiste ciało bolesne każdego człowieka czerpie zarazem soki ze zbiorowego ciała bolesnego. W tym ostatnim można wyróżnić wiele kategorii. Na przykład pewnym rasom ludzkim bądź też krajom, nękanym szczególnie brutalnymi odmianami  konfliktów czy przemocy, zbiorowe ciało bolesne bardziej ciąży.

Osoba obarczona silnym ciałem bolesnym i za mało świadoma, żeby wyzbyć się tożsamości z nim, nie tylko będzie musiała nieustannie lub cyklicznie przeżywać na nowo swoje bolesne emocje, lecz łatwo może też stać się sprawcą albo ofiarą gwałtu – zależnie od tego, jaki charakter ma jej ciało bolesne: czynny czy raczej bierny.

W innych aspektach jednak, człowiek taki może być bardzo wysoko na ścieżce rozwoju.
Nie jest oczywiście powiedziane, że wykorzysta tę szansę, ale skoro tkwi w koszmarze, będzie miał zapewne silniejszą motywację do tego, żeby się przebudzić, niż ktoś, kto tylko trzęsie się na wybojach zwykłego snu.

Każda kobieta – z wyjątkiem tych w pełni świadomych – prócz osobistego ciała bolesnego ma też swój udział w czymś, co można by nazwać zbiorowym ciałem bolesnym kobiet. Składa się ono z nagromadzonego bólu, który kobiety wycierpiały w ciągu tysiącleci – po części dlatego, że podporządkowali je sobie mężczyźni, po części zaś wskutek istnienia niewolnictwa, wyzysku, gwałtów, rodzenia i tracenia dzieci itd.

W bólu emocjonalnym lub fizycznym, jaki u wielu kobiet występuje przed krwawieniem miesięcznym i podczas niego, przejawia się zbiorowy aspekt ciała bolesnego, które budzi się wtedy z uśpienia, chociaż mogą je też uruchomić inne okoliczności. Ból ten ogranicza swobodę przepływu energii życiowej, którego fizycznym przejawem jest miesiączka.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tej kwestii i zobaczmy, w jaki sposób menstruacja może się stać katalizatorem rozwoju. Często się zdarza, że kobieta wpada wtedy w niewolę ciała bolesnego. Zawiera ono ogrom energii, która z łatwością może sprawić, że bezwiednie z nim się utożsamisz.
Ulegasz wówczas opętaniu przez pole energetyczne, które gnieździ się w twojej przestrzeni wewnętrznej i podszywa się pod ciebie, chociaż oczywiście wcale tobą nie jest. Przemawia twoim głosem, działa i myśli za twoim pośrednictwem. Stwarza w twoim życiu niedobre sytuacje, żeby z nich czerpać energię.
Pragnie coraz to nowych dawek bólu w dowolnej formie.
Opisałem już wcześniej ten proces. Może on przybrać naprawdę jadowitą i niszczycielską postać.
Objawia się wtedy czysty ból, miniony ból – który nie jest tobą.

Już dziś znacznie więcej kobiet niż mężczyzn zbliża się do stanu pełnej świadomości, a w nadchodzących latach będzie ich coraz szybciej przybywać[to stwierdzenie, to raczej kurtuazja ze strony autora…przypis Zenforest]. Mężczyźni może im kiedyś dorównają, ale przez dłuższy czas utrzyma się rozziew między świadomością jednej a drugiej płci.
Kobiety wchodzą z powrotem w swoją przyrodzoną rolę, w której czują się zatem naturalniej od mężczyzn: jest to rola pomostu między światem przejawionym a sferą Nieprzejawionego, między fizycznością a duchem. Jako kobieta masz głównie za zadanie tak przeistoczyć ciało bolesne, żeby nie wkraczało między ciebie a twoją prawdziwą jaźń — istotę tego, czym jesteś.

Na drodze do oświecenia musisz oczywiście uporać się też z drugą przeszkodą, którą stanowi myślący umysł, ale podczas rozprawy z ciałem bolesnym staniesz się tak bardzo obecna, że pozwoli ci to wyzbyć się utożsamienia z umysłem. Pamiętaj przede wszystkim, że dopóki ból jest tworzywem twojej tożsamości, nie zdołasz się od niego uwolnić.
Dopóki część twojego poczucia Ja” tkwi ulokowana w bolesnych emocjach, dopóty przed każdą swoją próbą uleczenia tego bólu będziesz się nieświadomie wzbraniać lub ją sabotować. Dlaczego? Po prostu dlatego, że nie chcesz ponieść choćby najmniejszego uszczerbku, a ból zdążył już się stać istotną częścią ciebie.

Proces ten przebiega nieświadomie, a można go przezwyciężyć jedynie uświadamiając go sobie. Kiedy nagle spostrzeżesz, że jesteś – i to nie od dziś – przywiązana do własnego bólu, może to być spory szok. Lecz gdy tylko uświadomisz sobie ten fakt, więź z bólem zniknie.

Ciało bolesne stanowi pole energii – można by nieomal powiedzieć: osobny byt, chwilowo gnieżdżący się w twojej przestrzeni wewnętrznej.
Jest to energia życiowa, która uwięziona, przestała płynąć.

Ciało bolesne wzięło się oczywiście stąd, że „coś” kiedyś się wydarzyło. Jest wciąż w tobie żywą przeszłością, a jeśli utożsamiasz się z nim, to zarazem i z nią.

Tożsamość ofiary -opiera się na przeświadczeniu, jakoby przeszłość miała większą moc od teraźniejszości, podczas gdy tak naprawdę jest akurat odwrotnie.

Tożsamość ofiary stoi na wierze, jakoby inni ludzie byli odpowiedzialni za to, że jesteś tym, kim jesteś, że doznajesz bolesnych emocji lub nie umiesz być prawdziwą sobą.
A tymczasem jedyna rzeczywista moc tkwi w bieżącej chwili: moc twojej własnej obecności.

Skoro tylko uświadomisz sobie ten fakt, pojmiesz, że odtąd za swoją przestrzeń wewnętrzną odpowiadasz wyłącznie ty sama, nikt inny, a przeszłość nie sprosta potędze teraźniejszości.

*
A zatem utożsamienie z ciałem bolesnym  – nie pozwala ci rozprawić się z nim.
Są kobiety, które osiągnęły już, co prawda, wystarczającą świadomość, żeby na poziomie osobistym rozstać się z tożsamością ofiary, wciąż jednak kurczowo trzymają się tej tożsamości w jej aspekcie zbiorowym, rozpamiętując, „co mężczyźni zrobili kobietom”.

Mają rację – a jednocześnie jej nie mają.

-Mają rację o tyle, że zbiorowe ciało bolesne kobiet rzeczywiście jest w znacznej mierze dziełem męskiej wobec nich przemocy i tłamszenia, jakiemu od całych tysiącleci podlega żeńska zasada na kuli ziemskiej.

-Nie mają zaś racji, jeśli budują na tym swoje poczucie ,Ja”, przez co same zamykają się z powrotem w więzieniu zbiorowej tożsamości ofiary.

Dopóki kobieta hołubi w sobie gniew, urazę lub potępienie, kurczowo trzyma się ciała bolesnego.

Może jej to wprawdzie dawać kojące poczucie tożsamości, solidarności z innymi kobietami, zarazem jednak przykuwają do przeszłości i nie pozwala dotrzeć do całej pełni własnej istoty i prawdziwej mocy.

Gdy kobiety unikają mężczyzn, sprzyja to narastaniu w nich poczucia odrębności, a więc wzmacnia ego.
Im zaś jest ono silniejsze, tym dalej ci do twojej prawdziwej natury. Nie buduj więc swojej tożsamości na ciele bolesnym. Lepiej zrób z niego narzędzie oświecenia. Przeistocz je w świadomość.

Jedną z najlepszych okazji jest miesiączka. Wierzę, że w najbliższych latach wielu kobietom właśnie w czasie miesiączki uda się osiągnąć stan pełnej świadomości. Zazwyczaj przeżywają one ten okres w sposób nieświadomy, ponieważ dostają się we władzę zbiorowego ciała bolesnego kobiet.

Począwszy od pewnego poziomu świadomości, można jednak odwrócić sytuację, tak aby świadomość nie malała, lecz rosła. Naszkicowałem już wcześniej podstawy tego procesu, ale znów go omówię, tym razem w związku ze zbiorowym ciałem bolesnym kobiet.
Kiedy wiesz, że nadchodzi czas menstruacji, zanim jeszcze poczujesz pierwsze oznaki tak zwanego napięcia przed miesiączkowego, zwiastującego rychłe przebudzenie zbiorowego ciała bolesnego kobiet, wzmóż czujność i bądź jak najbardziej obecna we własnym ciele. Gdy się pojawi pierwszy znak, musisz być na tyle czujna, żeby go rozpoznać, zanim ciało bolesne tobą zawładnie.

Takim znakiem może być nagła i silna irytacja, fala gniewu albo jakiś czysto fizyczny symptom. Niezależnie od tego, jaką sygnał ten przybierze formę, zauważ go, zanim dostaniesz się we władzę ciała bolesnego. Musisz w tym celu po prostu skupić uwagę na dostrzeżonym objawie.

Jeśli będzie nim emocja, poczuj ukryty za nią silny ładunek energii i więdz, że jest to ciało bolesne.

Jednocześnie bądź tą wiedzą, czyli uświadamiaj sobie swoją przytomną obecność i czuj jej moc.
Każda emocja, którą obdarzysz swoją obecnością, szybko osłabnie i ulegnie przeistoczeniu.

Jeśli zaś sygnał przybierze formę czysto fizycznego symptomu, skupiając na nim uwagę nie dopuścisz, żeby przedzierzgnął się w emocję lub w myśl. Bądź stale czujna i czekaj na kolejny znak od ciała bolesnego, a gdy się pojawi, wychwyć go tak jak poprzedni.

Kiedy ciało bolesne całkiem się zbudzi z uśpienia, przez pewien czas możesz odczuwać w swojej przestrzeni wewnętrznej znaczne wzburzenie, trwające nawet i kilka dni.

Niezależnie od formy, jaką ono przybierze, pozostań obecna. Skup się na nim bez reszty. Obserwuj to wewnętrzne zamieszanie. Wiedz o nim. Trwaj w tej wiedzy i sama nią bądź.
Pamiętaj: nie pozwól, żeby ciało bolesne posłużyło się twoim umysłem i zawładnęło myślami.
Przyglądaj mu się.
Odczuwaj jego energię bezpośrednio, w ciele.

Jak już wiesz, z pełnym skupieniem uwagi idzie w parze pełna akceptacja. Dzięki wytrwale podtrzymywanej uwadze, a więc i akceptacji, dokonuje się przeistoczenie.

Ciało bolesne przemienia się w promienną świadomość, podobnie jak kawał drewna położony w ogniu lub blisko niego sam ogniem się zajmuje.
Miesiączka staje się wtedy nie tylko radosnym i satysfakcjonującym przejawem twojej kobiecości, lecz także świętym czasem przeistoczenia, kiedy to rodzi się z ciebie nowa świadomość.
Twoja prawdziwa natura lśni wtedy pełnym blaskiem, zarówno w swoim żeńskim aspekcie bogini, jak i w transcendentalnym aspekcie boskiej Istoty, którą jesteś tam, gdzie nie ma podziału na męskość i kobiecość.
Jeśli mężczyzna, z którym jesteś, osiągnął dostatecznie wysoki poziom świadomości, może ci pomóc w ten sposób, że podczas twojej miesiączki będzie bardzo obecny.
Jeśli pozostanie obecny, ilekroć cofniesz się do stadium bezwiednego utożsamienia z ciałem bolesnym – co skądinąd może się zdarzyć i z początku niewątpliwie będzie się zdarzało – uda ci się szybko powrócić do stanu obecności.
Innymi słowy, za każdym razem, gdy twoje ciało bolesne chwilowo przejmie władzę – czy to w trakcie miesiączki, czy kiedy indziej – partner nie popełni tego błędu, żeby uznać je za twoje prawdziwe jestestwo.
Nawet jeśli twoje ciało bolesne go zaatakuje – bo też zapewne tak zrobi – on nie zareaguje tak, jakbyś to „ty” go napastowała: nie zamknie się w sobie ani nie zacznie w ten czy inny sposób się bronić, lecz nadal będzie stwarzał przestrzeń intensywnej obecności.
I to już wystarczy, aby dokonała się przemiana.
Przy jakiejś innej okazji będziesz mogła odwzajemnić mu się tym samym albo pomóc mu wyzwolić świadomość z umysłu, jeśli za każdym razem, gdy mężczyzna utożsami się z własnym myśleniem, skierujesz jego uwagę ku temu, co dzieje się tu i teraz. Powstanie dzięki temu między wami stałe pole energii, nastrojonej na czystą, wysoką częstotliwość.

Żadne urojenie, żaden ból ani konflikt – nic, co nie jest wami, nic, co nie jest miłością -w polu tym nie przetrwa. Tak spełnia się boski, trans-personalny cel waszego związku. Staje się on wirem świadomości, który wciągnie w siebie wiele innych osób.

E. Tolle Potęga Teraźniejszości

Powiązane posty

•Kobiecość kontrolowana

• Kobieta bez winy i wstydu

• Zintegruj w sobie męskość i kobiecość

• Idea zazdrości – Bóg, kobiety i wartości.

Buddyskie podejście do tematu gniewu

14 Wtorek Kwi 2009

Posted by ME in Refleksje nad życiem

≈ 6 Komentarzy

Tagi

buddyzm, cierpienie, emocje, gniew, rinpocze, spokój, trucizny, wyciszenie, Świadomość

patrzac
Gyatrul Rinpocze

Nikt na świecie nie pragnie ani strachu, ani cierpienia i ubóstwa, ale wszystkie te problemy wciąż istnieją niezależnie od tego, jak silne są ludzkie starania aby je przezwyciężyć.
Wydaje się, że problemy jakie mamy w dzisiejszym świecie są nawet większe niż te z jakimi borykali się ludzie dawniej. Teraz istnieje o wiele większa presja, większe jest prawdopodobieństwo zaistnienia różnych psychicznych uzależnień i tak dalej.
Ludzie mają więcej problemów w umysłach.
[…] Cierpienie jest w twoim umyśle. Na przykład, niektórzy posiadają dużo pieniędzy, lecz wciąż są nieszczęśliwi i niezaspokojeni, myślą tylko o tym, że wciąż potrzebują więcej i więcej. Bogata osoba może nie odczuwać cierpienia związanego z ubóstwem, jednak wciąż może cierpieć wewnętrznie.

ĆWICZENIE UMYSŁU I TRZY TRUCIZNY

Uświadomienie sobie, że ubóstwo pojawia się wewnątrz, daje nam możliwość posługiwania się wieloma metodami pracy z umysłem. Dzięki nim można uwolnić się od problemów i żyć lepiej zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i prywatnej. Żeby to osiągnąć musisz pracować z umysłem.

Aby zrozumieć czym jest prawdziwy problem i nauczyć się sposobu wyzwolenia się od niego, należy po pierwsze znać tło tego problemu i jego rzeczywistą przyczynę.

Kiedy już znana jest przyczyna, wówczas można poznać lekarstwo na dany problem, tak jak lekarz, który musi najpierw rozpoznać na jaką chorobę cierpi pacjent, zanim zdecyduje się jakiego lekarstwa użyć. W dzisiejszym świecie istnieje wiele problemów, które są wynikiem „trzech trucizn”.
Trucizny niewiedzy i niezrozumienia, gniewu oraz pragnienia.
Nazywa się je „truciznami”, ponieważ wszystkie problemy biorą z nich swój początek.
Gniew jest przyczyną wielu problemów w codziennym życiu stwarza on poczucie dyskomfortu, sprawia, że stajemy się mało wydajni w pracy i jest przyczyną braku wytrwałości w praktykowaniu Dharmy. Trening umysłu może pomóc w radzeniu sobie z gniewem i uwolnić od problemów, których przyczyną jest gniew.
Gniew powstaje ze zbytniego dążenia do własnych korzyści i przywiązania do siebie.

Kiedy jesteś zbyt mocno przywiązany do siebie samego, wówczas ignorujesz i nie szanujesz uczuć innych. Gdy zbyt usilnie dążysz do osiągnięcia korzyści dla siebie, inne osoby często reagują negatywnie, co powoduje cierpienie, dyskomfort i gniew. Zbyt dużo przywiązania do samego siebie i braku szacunku względem uczuć innych ludzi jest przyczyną niazadowolenia, a kiedy ktoś jest niezadowolony z tego co ma, wówczas staje się nieszczęśliwy. Z powodu zbyt silnego przywiązania i samozadowolenia, kiedy pragniesz czegoś, w nieunikniony sposób ranisz innych ludzi żeby osiągnąć cel.
Zwłaszcza jeśli pragniesz tego tak mocno, że nie przejmujesz się, gdy inni cierpią z twojego powodu. Także wtedy, gdy jesteś niecierpliwy, kiedy czegoś pragniesz i próbując to osiągnąć, stwarzasz cierpienie i frustrację. W wielu wypadkach, osiągnięcie rezultatów wymaga pewnego czasu. Jeżeli jesteś niecierpliwy i nie potrafisz czekać, wówczas nie osiągasz tego do czego dążysz i to także jest przyczyną cierpienia i frustracji. Są to przykłady na to, jak rozwija się gniew.

OPANOWYWANIE PRZYCZYN GNIEWU

Możemy wyróżnić dwie główne przyczyny cierpienia przywiązanie do samego siebie i frustracje pochodzące z pożądania. Także gniew ma dwie podstawowe przyczyny. Pierwszą przyczyną gniewu jest ego, czyli silne przywiązanie do siebie.

Tam gdzie jest „ja”, jest także „moje”, „moje rzeczy”, „moja rodzina”, cały świat jest ze mną związany. Nawet wróg jest „moim” wrogiem. Za sprawą takiego myślenia cały świat zaczyna się ode „mnie”, od „ja”. Gdy nie odczuwasz silnego przywiązania do siebie jako „ja”, wtedy nie masz zbyt wielu problemów z innymi ludźmi. Jeżeli nie posiadasz tej silnej tendencji, wówczas wszystkie twoje problemy i całe cierpienie staje się podobne do iluzji, a wiedząc, że własne problemy i cierpienie są po prostu iluzją, nie cierpisz tak bardzo.

Drugą przyczyną gniewu jest frustracja, wszelkiego rodzaju frustracje wynikające z pożądania. Kiedy jesteś zniesławiany, czujesz, że jest ci przykro, odczuwasz frustrację. Kiedy twoja praca jest mało efektywna, także wtedy stajesz się sfrustrowany.

Są to wczesne stadia gniewu i jest to najlepszy czas aby pracować nad własnym umysłem. Jeśli gniew już się zamanifestował, wówczas zastosowanie ćwiczeń z umysłem staje się trudne. Głównym problemem jest to, że nie potrafisz opanować gniewu, a wówczas nie masz chęci na trening umysłu, lecz tylko na pokazywanie złości. Gdybyś wtedy zechciał posłużyć się treningiem umysłu, z pewnością byłbyś w stanie ujarzmić gniew, ponieważ tak naprawdę gniew nie istnieje.

Problem leży w tym, że chcesz pozwolić by gniew się przejawił.
Dlatego najlepszym czasem na pracę z umysłem jest chwila, kiedy frustracja dopiero się zaczęła, a gniew nie pojawił się jeszcze na zewnątrz.
Jeśli pierwsze przyczyny są unieszkodliwione, bądź jeśli zniszczyłeś pierwszą przyczynę, wtedy nie rozwiną się żadne inne problemy. Taki rezultat osiąga się pracując przez długi czas, jednak od zaraz możesz zacząć uczyć się, jak pracować z drugą przyczyną gniewu frustracjami.

Jak opanować pierwszą przyczynę gniewu, którą jest nadmierne przywiązanie do siebie, oraz drugą przyczynę tego rodzaju cierpienia, bycie sfrustrowanym?

Po pierwsze, ważne i skuteczne jest myślenie o tym, co gniew ze sobą przynosi. Gniew powoduje dwa różne rodzaje rezultatów widoczne i niewidoczne. Widoczne rezultaty to te, które możemy zobaczyć, w naszym obecnym życiu, podczas gdy niewidocznych nie możemy w nim dostrzec.

Biorąc pod uwagę widzialne rezultaty gniewu, kiedy oddychasz normalnie, okazujesz właściwe poczucie braku przywiązania, lecz jeśli gniew jest obecny, czujesz się niespokojny i odczuwasz niewygodę w ciele.
Nie potrafisz siedzieć spokojnie, wyraz twojej twarzy nadaje ci nieprzyjemny wygląd, jesteś przykry dla otoczenia.
Gniew osłabia apetyt i jedzenie nie smakuje dobrze. Zacięty gniew nie pozwala ci zasnąć, zwłaszcza jeśli odczuwasz nienawiść.

Ludzie odczuwający nienawiść właściwie karzą sami siebie.

Na przykład, jeśli dwoje ludzi bije się i następnie się rozstaje, szybciej zapomni o zatargu ta z nich, która nie myśli o tym.

Druga osoba cierpi tak długo, jak długo utrzymuje w sobie żywy obraz sprzeczki.

Najgorszą rzeczą w gniewie jest to, że zniekształca on umysł. Decyzje podejmowane w gniewie są zwykle błędne, ponieważ opierają się na uczuciu, a nie na wiedzy.
Takie decyzje mają za przewodnika nieprzyjemne odczucia, jest więc ważne, żeby powstrzymywać się przed podejmowaniem ich w tym stanie. Gniew niszczy również przyjaźnie. Kiedy jest się pełnym gniewu, można zranić i urazić najbliższych.
Gdy mija, wyrzucamy to sobie, dlatego odczuwając gniew czujemy się nieszczęśliwi. Jeżeli jesteś gniewny w pracy, nawet jeśli starasz się to ukryć, klient wyczuje to, a ty stracisz pracę. Nie można ukryć gniewu inni ludzie zawsze go poczują i będą cię unikać.
Kiedy utracisz poczucie szczęścia, utracisz powodzenie, co z kolei stanie się przyczyną następnych kłopotów i problemów, podsycających uczucie gniewu coraz bardziej.
Zatrzymanie gniewu oznacza zatrzymanie doświadczania przeszkadzających emocji przez powiedzenie sobie „przerwij to doświadczenie”.

Więcej w Biblioteka Buddyjska – Gyatrul Rinpocze – jak pracować z gniewem

Powiązane posty

• Gniew, poczucie winy, lęk i samotność – czym naprawdę są?

• Zostań mistrzem swoich emocji?

• Otwarty umysł: Wolność od negatywnych emocji.

• Uciszenie silnych emocji – wg Huny

• Napięcie i odprężenie

• Sztuka bycia opanowanym – Emocje pod kontrolą.

Ból a medytacja

05 Czwartek Mar 2009

Posted by ME in Medytacja, Świadomość

≈ 11 Komentarzy

Tagi

ból, cierpienie, cierpienie fizyczne, Henepola Gunaratana, Medytacja, medytować, postawa, praktyka, uważność, vipassana, Świadomość

myslenie

Nikt nie lubi bólu, choć każdy go czasem doświadcza.
To jedno z doświadczeń życiowych i z pewnością pojawi się podczas medytacji w takiej czy innej formie. Radzenie sobie z bólem to proces przebiegający w dwóch etapach. Najpierw pozbądź się go, jeśli to możliwe, lub na tyle, na ile to możliwe. Następnie, jeśli nie ustaje, wykorzystaj go jako przedmiot medytacji. Pierwszy krok to radzić sobie z nim na poziomie fizycznym. Być może jest oznaką takiej czy innej choroby, bólu głowy, gorączki, siniaków lub czegokolwiek innego.
W takim przypadku, zanim zasiądziesz do medytacji, zastosuj tradycyjną kurację medyczną: weź leki, zastosuj maść lub coś, co zwykle stosujesz. Ponadto, istnieje ból charakterystyczny dla pozycji siedzącej. Jeśli nigdy nie siedzisz długo na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, to najpierw będziesz musiał się do tego przystosować.

Niewygoda do pewnego stopnia jest nieunikniona. W zależności od tego, gdzie odczuwasz ból, można zastosować różne środki. Jeśli bolą cię nogi lub kolana, sprawdź spodnie. Jeśli są za ciasne lub uszyte z grubego materiału, mogą przeszkadzać. Przebierz się. Sprawdź również poduszkę. Powinna mieć po ściśnięciu około 8 cm grubości. Jeśli boli cię okolica talii, poluźnij pasek. Rozluźnij gumkę lub odepnij guzik w pasie, w razie potrzeby. Jeśli boli cię dolna część pleców, to prawdopodobne siedzisz w niewłaściwej pozycji. Garbienie się nigdy nie jest wygodne, wyprostuj się.
Nie usztywniaj się ani nie spinaj, ale siedź z wyprostowanym kręgosłupem. Ból szyi lub górnej części kręgosłupa ma kilka przyczyn. Pierwsza z nich to niewłaściwe ułożenie rąk. Ręce powinny spoczywać wygodnie na udach. Nie przyciągaj ich do talii. Rozluźnij ramiona i mięśnie szyi. Nie pozwól, by głowa opadała do przodu. Trzymaj ją prosto, w jednej linii z kręgosłupem. Pomimo zastosowania powyższych porad, ból wciąż może się utrzymywać. W takim wypadku zrób następującą rzecz: uczyń ból przedmiotem medytacji. Nie daj się ponieść emocjom. Po prostu uważnie obserwuj ból.
Kiedy stanie się uporczywy, przekonasz się, że odciąga twą uwagę od oddechu. Nie walcz. Pozwól, by uwaga skupiła się doznaniu.
W pełni zanurz się w ból.
Nie blokuj tego doświadczenia.
Badaj to doznanie.
Wyjdź poza reakcję unikania i dotrzyj do czystego doznania, które się pod nią znajduje.
Odkryjesz dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest proste doznanie – ból sam w sobie. Drugą jest twój opór wobec tego doznania.

Opór

Reakcja oporu jest częściowo mentalna a częściowo fizyczna. Na część fizyczną składa się napięcie mięśni w bolącym miejscu i wokół niego.
Rozluźnij te mięśnie. Zajmij się nimi stopniowo, jeden po drugim, i rozluźnij każdy całkowicie. Prawdopodobnie już sam ten krok znacznie zmniejszy ból.

Następnie zajmij się mentalną stroną oporu. Kiedy spinasz się fizycznie, spinasz się również psychicznie. Twój umysł chwyta się kurczowo doznania bólu, próbujesz odgrodzić się od niego i wyrzucić ze świadomości. Odrzucenie to niezwerbalizowana postawa typu „nie lubię tego uczucia” lub „zostaw mnie w spokoju”. Jest ledwie dostrzegalna. Ale jest i możesz ją odnaleźć, jeśli naprawdę jej poszukasz.

Znajdź ją i rozluźnij ją również.
Ta ostatnia część jest ledwie uchwytna. Nie ma słów, by opisać to działanie dokładnie. Najlepiej podejść do tego, używając analogii. Sprawdź, jak radzisz sobie z napiętymi mięśniami, i zrób to samo w sferze umysłowej – rozluźnij umysł w taki sam sposób, w jaki rozluźniasz ciało.

Buddyzm uznaje, że ciało i umysł są ściśle ze sobą połączone. Jest to do tego stopnia prawdziwe, że wielu ludzi nie postrzega tego jak procedury składającej się z dwóch części. Dla nich rozluźnić ciało to rozluźnić umysł i na odwrót. Ci ludzie doświadczą całkowitego rozluźnienia, fizycznego i psychicznego, jako jednego procesu. Tak czy inaczej, rozluźnij się całkowicie, aż twoja świadomość zwolni przy przeszkodzie, którą sam zbudowałeś.

To luka, poczucie dystansu pomiędzy jaźnią a innymi.

To granica pomiędzy „ja” a „bólem”.
Usuń tę przeszkodę, a oddzielenie znika.

Zwalniając, wypływasz na wzburzone morze doświadczeń i stapiasz się z bólem. Stajesz się bólem. Obserwujesz jego przypływy i odpływy i dzieje się coś zaskakującego. Już nie boli. Cierpienie odchodzi. Pozostaje tylko ból, doświadczenie, nic więcej. „Ja”, które czuło ból, odeszło.

W efekcie jest wolność od bólu. To proces narastający.
Na początku odniesiesz sukces w przypadku niewielkiego bólu.
Gdy będzie silny, może ci się nie udać. Jak w przypadku większości naszych umiejętności, w miarę praktyki, będzie coraz lepiej. Im więcej praktykujesz, z tym większym bólem sobie poradzisz. Zrozum to dokładnie. Nie zalecamy tutaj masochizmu. Nie chodzi o umartwianie się. To jest ćwiczenie w świadomości, a nie w umartwianiu się. Jeśli ból stanie się nie do zniesienia, możesz poruszyć się, ale zrób to powoli i świadomie.

Obserwuj swoje ruchy. Sprawdź, jak odczuwasz ruch. Obserwuj, jak wpływa on na ból. Obserwuj, jak ból się zmniejsza. Ale mimo to postaraj się nie ruszać za wiele. Im mniej się ruszasz, tym łatwiej jest pozostać w pełni świadomym.
Czasem początkujący w medytacji mówią, że trudno im pozostać uważnym, kiedy czują ból.
Ta trudność wynika z nieporozumienia.
Uczniowie ci postrzegają uważność jako coś odrębnego od doświadczenia bólu.
Tak nie jest.
Uważność nigdy nie istnieje sama z siebie. Zawsze ma jakiś obiekt, a jeden obiekt jest równie dobry jak drugi.
Ból to stan umysłu. Możesz być świadomy bólu tak samo, jak jesteś świadomy oddechu. Reguły, które omówiliśmy w rozdziale czwartym, stosują się do bólu tak samo, jak stosują się do jakiegokolwiek innego stanu umysłu.
Bądź ostrożny, by ani nie przecenić, ani nie zlekceważyć tego odczucia. Nic do niego nie dodawaj, ale nie trać żadnej jego części. Nie zabrudzaj czystego doświadczenia pojęciami i obrazami lub myśleniem dyskursywnym. Utrzymuj świadomość w chwili obecnej, w bólu, tak byś nie przegapił ani jego początku, ani końca. Jeśli nie postrzegamy bólu w świetle uważności, daje on początek reakcjom emocjonalnym, takim jak lęk, niepokój lub gniew.
Jeśli postrzegamy go prawidłowo, nie ma takich reakcji, pojawi się zaledwie odczucie, prosta energia. Kiedy już nauczysz się techniki radzenia sobie z bólem fizycznym, możesz używać jej do wszystkiego innego w swoim życiu. Możesz używać jej w jakiejkolwiek nieprzyjemnej sytuacji. Co skutkuje w przypadku bólu, zadziała też w przypadku niepokoju lub chronicznej depresji. Technika ta jest jedną z najbardziej użytecznych i uniwersalnych. Jest to cierpliwość.

Vipassana – Henepola Gunaratana

Powiązane:

• Szaman i ból

• ABC medytacji

• Czym jest medytacja?

• Ćwiczenia uwalniające energię

• Medytacja chodząca

• Medytacja a palenie papierosów

Czy można pomóc sobie samemu? :)

12 Poniedziałek Sty 2009

Posted by ME in Refleksje nad życiem

≈ 21 Komentarzy

Tagi

cierpienie, defetyzm, depresja, negatywizm, negatywne myślenie, pozytywne myślenie, preston, przygnębienie, smutek, zranienie, Świadomość, żal

duszek2

W ostatnich latach psychiatrzy i psychologowie stworzyli terapię poznawczą, która pomaga w walce z depresją…
(jeśli spodziewaliście się czegoś innego po tym tytule.Sorry!.. 🙂 – przypis autorki bloga)

Ta forma leczenia stała się popularna z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że jest skuteczna. W trakcie sześcioletnich badań prowadzonych przez Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego udowodniono, że terapia poznawcza jest bardzo skuteczna w leczeniu lekkiej i średnio ciężkiej depresji.
Skutecznością dorównuje terapii farmakologicznej” – doniósł „Time” 26 maja 1986 roku.
Inne liczne, niezależne badania naukowe też udowodniły, że ta metoda metoda się sprawdza. (Badania na tym polu zostały opisane przez doktora Aarona Becka w książce Cognitwe Therapy of Depression).

Skuteczność terapii poznawczej została więc potwierdzona w badaniach, czego nie można powiedzieć o wielu innych sposobach leczenia. Drugim powodem, który sprawił, że to podejście stało się tak popularne, jest fakt, że z metod terapii poznawczej mogą korzystać zarówno specjaliści, jak i sami chorzy.

W tym rozdziale chcę przedstawić założenia tej terapii i pokazać, jak można samodzielnie wprowadzić je w życie. Z doświadczenia wiem, że większość osób szybko się uczy technik poznawczych, ponieważ w znacznym stopniu opierają się one na zdrowym rozsądku.

Po przeczytaniu tego rozdziału będziesz umiał samodzielnie je stosować w celu osłabienia depresyjnego nastroju.
Chwilowa poprawa humoru nie uleczy głębokiej depresji, ale kiedy jesteś w depresji i możesz zrobić coś, co w kilka minut sprawi, że poczujesz się trochę lepiej, łatwiej uwierzysz, że masz kontrolę nad swoimi uczuciami i odzyskasz nadzieję.
Co więcej, stosowanie metod poznawczych przez kilka kolejnych tygodni w znaczącym stopniu zmniejsza objawy depresji. Badania to potwierdziły. Wiem, że człowiekowi w depresji trudno jest uwierzyć, iż istnieje metoda, która pozwala samodzielnie poprawić sobie nastrój.
Wiele osób próbowało różnych sposobów, żeby się wydobyć z przygnębienia, ale doświadczyło jedynie frustracji, bo wszystkie wysiłki spełzały na niczym. Kędy nic nie pomaga, łatwo można popaść w pesymizm i nabrać przeświadczenia, że jest się całkowicie bezradnym.
Nic nie uleczy głębokiej depresji szybko i całkowicie, ale wiele technik terapii poznawczej od razu poprawia nastrój.
Czytaj dalej, żeby się o tym przekonać.

W pierwszej części książki była mowa o tym, że niektóre rodzaje depresji mają podłoże biologiczne.
Z rozdziału piętnastego można się dowiedzieć, jak sobie radzić z taką depresją. Często jednak depresję wywołują czynniki środowiskowe.
Czasami są to konkretne, łatwe do ustalenia wydarzenia, takie jak rozwód, utrata pracy, śmierć przyjaciela bądź członka rodziny. Innym razem chodzi o bardziej subtelne problemy, takie jak stopniowe wygasanie uczucia w małżeństwie, powolne uświadamianie sobie, że marzenia, którymi się dotąd żyło, nigdy się nie spełnią (czasem chodzi o nadzieję na sukces zawodowy, czasem o znalezienie szczęścia w bliskiej relacji).

Wszystkie wydarzenia – czy to nagłe i konkretne, czy trudne do ustalenia i nieokreślone -łączą się z rozczarowaniem i poczuciem straty.
Czy każda strata i każde rozczarowanie kończy się depresją?
Zdecydowanie nie!
Kiedy coś tracimy, najczęściej jesteśmy smutni, ale między smutkiem a depresją jest ogromna różnica. Zęby zrozumieć, jak się rozwija depresja, musimy zacząć od następującego stwierdzenia:
„Nastroje są wytworem sfery poznawczej”. (DavidBurns, 1980).
Sfera poznawcza obejmuje różne procesy psychiczne, między innymi:
-myślenie,
-postrzeganie,
-przekonania i
-postawy.
To, jak patrzymy na rzeczywistość i jak ją interpretujemy, ma wielki wpływ na nasze uczucia.

Rozważmy następujący przykład:
dwóch robotników zatrudnionych w jednej fabryce spotyka ten sam los – dowiadują się, że fabryka zostanie zlikwidowana i w związku z tym stracą pracę.
Załóżmy, że możemy czytać w ich myślach:
• Bob: „Boże, to okropne. I co ja teraz zrobię? Muszę jakoś wyżywić rodzinę, ale nie znajdę innej pracy… Nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić. Mam czterdzieści pięć lat, a dzisiaj wszyscy szukają młodych pracowników”.
• Jim: „Będzie ciężko. Co robić? O nową pracę nie będzie łatwo, ale tutaj wystawią mi dobrą opinię i mam spore doświadczenie. Muszę jak najszybciej zacząć się za czymś rozglądać”.

Często na początku depresji człowiek zaczyna reagować negatywnie i myśleć pesymistycznie. Bob popełnił w myśleniu kilka błędów, które narażają go na cierpienie.
Po pierwsze przewiduje przyszłość i widzi ją w czarnych barwach („Nie znajdę innej pracy… Nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić”).
Gdyby jego przepowiednie okazały się prawdziwe, miałby powód, żeby rozpaczać, ale skąd Bob wie, że to, co sobie wyobraża, jest prawdą?
Gdzie są na to dowody?
Ludzie w depresji często przyjmują swoje pesymistyczne przewidywania za prawdę. Po drugie, Bob wyciąga pewne wnioski na temat rzeczywistości („Dzisiaj wszyscy szukają młodych pracowników”).
Czy to prawda?
Raczej nie, ale Bob czuje, że tak jest, i wpada w rozpacz lub ogarnia go przerażenie.
Możliwe, że o pracę jest trudno, ale większości ludzi wcześniej czy później udaje się znaleźć zatrudnienie. W dodatku Bob ignoruje pozytywne aspekty sytuacji.
To naturalne, że czuje się źle w związku z utratą pracy. Na jego miejscu nikt by się nie cieszył. Obaj mężczyźni mają więc powód do zdenerwowania, ale tylko Bob myśli bardzo pesymistycznie, przez co naraża się na dodatkowe cierpienie.
Jim reaguje inaczej. Przyznaje, że utrata pracy jest przykrym doświadczeniem; zamykanie oczu na problemy, na własny ból i na nieszczęście w niczym nie pomaga. Jim nie wyciąga pochopnych wniosków, nie maluje w myślach czarnego obrazu przyszłości i nie pomija pozytywnych aspektów rzeczywistości. Mimo że znalazł się w takiej samej sytuacji jak Bob, nie zapomina że zdobył pewne umiejętności i doświadczenie zawodowe. Jest gotowy podjąć nową pracę, która polega na szukaniu pracy.

Mam nadzieję, że ten przykład przekonał cię, iż to, jak człowiek interpretuje sytuację i jak o niej myśli, ma duży wpływ na jego uczucia. Inny przykład.
Lecisz samolotem na drugi koniec kraju, by spotkać się z rodziną. Ktoś ma czekać na ciebie na lotnisku. Wchodzisz do poczekalni, rozglądasz się i stwierdzasz, że nikt po ciebie nie przyszedł.
Czekasz pół godziny – na próżno.
Co myślisz?
Myśli mają ogromny wpływ na to, jak się będziesz czuł.
Oto kilka przykładowych myśli i zrodzonych z nich emocji ;
1. „Boże, mam nadzieję, że po drodze nie mieli mgły”/Zmartwienie
2. „Może ja coś pochrzaniłem? Może podałem im złą datę? /Pretensje do siebie
3. „Aż trudno uwierzyć, ale zapomnieli o mnie!”/ Złość na znajomych
4. „Pewnie utknęli w korku”/ Lekkie niezadowolenie
5. „Nie rozumiem, dlaczego nikogo nie ma. Będę musiał do nich zadzwonić albo wziąć taksówkę”/ Brak silnych uczuć

Nie wiesz, co się stało, możesz najwyżej snuć domysły.
Twoje uczucia i ich siła nie zależą bezpośrednio od sytuacji, lecz od twojej reakcji.
Osoba, której myśli zostały przedstawione w punkcie piątym, nie wyciąga pochopnych wniosków i nie stara się przewidywać przyszłości, tylko szuka najlepszego rozwiązania nieoczekiwanego problemu.

Powiedz mi, co myślisz

Podstawowe założenie poznawczego podejścia do walki z depresją mówi, że w stresującej sytuacji, kiedy coś tracimy albo przeżywamy rozczarowanie, w naszej głowie uruchamia się łańcuch myśli.
Aktywność psychiczna może pójść dwoma torami.
Po pierwsze możesz realistycznie postrzegać sytuację i tak samo o niej myśleć. W takim przypadku twoje uczucia będą normalne i pomogą Ci przystosować się do okoliczności.
Na przykład smutek lub żal są normalną reakcją emocjonalną na stratę. Normalny smutek jest bolesny, ale z czasem zaczyna słabnąć.
Osoba, która odczuwa zwykły żal, nie popada w pesymizm i zachowuje poczucie własnej wartości.

Możesz jednak wybrać inną drogę. Twoje procesy poznawcze mogą być zaburzone (szczególnie przez nadmierny pesymizm).

Silnie negatywne myśli często wydają się prawdziwe, ale rzadko takimi są.
Zaburzenia, o których myślę, to:
• wypaczone, negatywne postrzeganie siebie, swojej obecnej sytuacji i doświadczeń,
• bardzo pesymistyczne myślenie o przyszłości,
• niedostrzeganie pozytywnych aspektów danej sytuacji.
Taką negatywną, zniekształcającą rzeczywistość percepcję często nazywa się zakłóceniami poznawczymi.

Skutki błędnego, zniekształconego myślenia i postrzegania to:
• skrajny pesymizm,
• zniszczenie poczucia własnej wartości i szacunku dla własnej osoby,
• niszczące uczucia, które nasilają cierpienie i uniemożliwiają odzyskanie równowagi.

Reakcje te dają początek procesowi depresyjnemu, który coraz bardziej nasila cierpienie.
Depresja zaczyna się od narastającej lawiny negatywnych myśli (podobnie jak pożar zaczyna się od jednej iskierki), prowadzącej do gwałtownego wybuchu czarnowidztwa.
U człowieka w depresji takie negatywne myśli pojawiają się dosłownie setki razy w ciągu dnia i powodują cierpienie i pesymizm.
Później wystarczy, że osoba pogrążona w depresji dołączy od czasu do czasu jakąś bolesną myśl, tak jak dorzuca się drewna do ogniska, żeby podtrzymać ogień. Negatywne myśli, powtarzane niemal bez przerwy, nasilają depresję i przeszkadzają w odzyskaniu emocjonalnej równowagi. Rany są nieustannie rozdrapywane, jak w naszym wcześniejszym przykładzie ze strupem na nie-obandażowanym kolanie.

Dlaczego jednak ktoś miałby specjalnie robić coś, co zwiększa ból i uniemożliwia odzyskanie równowagi?

Gdyby ta czynność była świadoma, prawie nikt by tak nie postępował, ale większość ludzi nie uświadamia sobie, że ich procesy poznawcze są zakłócone.
Nie ma tu świadomego, dobrowolnego aktu, takie myśli same przychodzą do głowy.
Proces, który jest nieświadomy, pozostaje poza naszą kontrolą.
Intelekt nie ma z tym nic wspólnego.
Nawet najbardziej inteligentni ludzie czasami zaczynają myśleć negatywnie.
To, czy jesteśmy mądrzy, czy ograniczeni, nie ma żadnego znaczenia. Na szczęście możemy się nauczyć technik, które pozwolą powstrzymać ten niszczący proces. Pora się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat…

Więcej w:John Preston – „Pokonać depresję
”

Powiązane posty

• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle

• Depresja. Jak sobie z nią radzić?

• Źródło depresji: dzieciństwo?

• Pierwotne zranienie. Dotknąć czy nie?

• Koniec z “dramatami” w Twoim życiu

• Uzdrowienie cierpienia z przeszłości

Kobieta, która zgubiła. Kobieta, która odnalazła.

26 Piątek Gru 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój

≈ 40 Komentarzy

Tagi

byt, cierpienie, ego, istnienie, kobieta, ofiara, przywiązanie, rak, tolle, wyzwolenie, Świadomość

kobieta1
W czasie gdy widywałem się z ludźmi jako doradca i duchowy nauczyciel, odwiedzałem dwa razy w tygodniu kobietę, której ciało było zaatakowane przez raka.
Była to nauczycielka w średnim wieku.
Lekarze dawali jej nie więcej niż kilka miesięcy życia.

Czasami w trakcie naszych spotkań wymienialiśmy kilka słów, jednak najczęściej siedzieliśmy po prostu w milczeniu. Kiedy to robiliśmy, ona mogła doświadczyć pierwszych przebłysków cichego bezruchu wewnątrz siebie, stanu, który wcześniej nie mógł zaistnieć podczas jej zapracowanego, nauczycielskiego życia.

Kiedy pewnego dnia przyjechałem do niej, była w stanie wielkiego wzburzenia i stresu.
„Co się wydarzyło?” – zapytałem.
Okazało się, że zniknął jej diamentowy pierścień, pamiątka o wielkiej wartości zarówno materialnej, jak i sentymentalnej. Kobieta była pewna, że został skradziony przez opiekunkę, która codziennie przychodziła do niej na parę godzin.
Wyrzucając z siebie emocje mówiła, że nie rozumie, jak ktoś może być tak nieczuły i pozbawiony serca, aby jej to zrobić.

Zapytała mnie, czy powinna wpierw porozmawiać z opiekunką, czy od razu zadzwonić na policję.

Powiedziałem, że nie mogę jej powiedzieć co zrobić, ale poprosiłem, aby przez chwilę zastanowiła się nad wartością zagubionego przedmiotu w obliczu tego momentu życia, w którym teraz się znajduje.

„Nic nie rozumiesz” – odpowiedziała. „To był pierścień mojej babki. Nosiłam go każdego dnia, zanim zachorowałam i moje ręce stały się zbyt spuchnięte, aby go zakładać. To dla mnie coś więcej niż zwykła ozdoba. Jak mogę się nie złościć?”

Szybkość jej odpowiedzi, gniew i obronny ton w głosie wskazywały, że nie była jeszcze dość obecna, aby skierować uwagę do wewnątrz, oddzielić reakcję od samej sytuacji i obserwować je obie.
Wzburzenie i defensywna postawa były oznakami, że ego wciąż przez nią przemawiało.

Powiedziałem: „Zadam ci teraz kilka pytań, lecz zamiast od razu odpowiadać na nie, sprawdź czy potrafisz poszukać odpowiedzi w sobie. Zrobię małą przerwę po każdym pytaniu. Kiedy przyjdzie odpowiedź, nie musi się pojawić w formie słów”.

Kobieta zgodziła się i odparła, że jest gotowa słuchać.
Zapytałem:
„-Czy zdajesz sobie sprawę, że być może całkiem niedługo i tak będziesz musiała rozstać się ze swoim pierścieniem?
-Jak dużo czasu jest ci potrzebne, zanim będziesz gotowa go porzucić?
-Czy będzie ‘ciebie’ mniej, kiedy go zostawisz?
-Czy to, kim jesteś, zostało umniejszone przez tę stratę?”
Nastało kilka minut milczenia po ostatnim pytaniu.
Kiedy znowu zaczęła mówić, na jej twarzy pojawił się uśmiech i wydawała się być spokojniejsza.

„Ostatnie pytanie uświadomiło mi coś ważnego. Najpierw udałam się po odpowiedź do umysłu, który powiedział – ‘tak, oczywiście zostałaś umniejszona’.
Wtedy zapytałam siebie jeszcze raz – ‘czy to, kim jestem, zostało uszczuplone?’
Tym razem próbowałam raczej poczuć odpowiedź niż ją wymyślić. I nagle mogłam doświadczyć moją „JEST-NOŚĆ”. Nigdy wcześniej tak się nie czułam.
Jeśli potrafię czuć to JA-JESTEM tak mocno, oznacza to, że ono nie doznało żadnego uszczerbku. Ciągle jeszcze to czuję, coś pełnego pokoju, a równocześnie tak bardzo żywego.”
„To jest radość Istnienia” – powiedziałem.
„Możesz ją czuć tylko wtedy, gdy wydostaniesz się na zewnątrz swej głowy. Istnienie musi być odczuwane. Nie może być „myślane”.
Ego nic o nim nie wie, bo samo jest zlepkiem myśli.
Pierścień był tak naprawdę w twojej głowie jako myśl, którą pomyliłaś z poczuciem tego, kim jesteś. Pomyślałaś, że JA-JESTEM albo jakaś jego część tkwiły w pierścieniu. Czegokolwiek szuka ego i do czego się przywiązuje, to tylko substytuty Istnienia, którego ono nie potrafi pojąć i odczuć.

Owszem, możesz szanować i troszczyć się o rzeczy, lecz jeśli się do nich przywiążesz, wiedz, że to ego.

W istocie tak naprawdę nigdy nie przywiązujesz się do przedmiotów, a tylko do myśli, w których wiele jest ‘ja’, ‘mnie’ czy ‘moje’.
Kiedy całkowicie zaakceptujesz stratę, wykraczasz ponad ego i to kim jesteś, owo JA JESTEM, które jest świadomością samą w sobie, wyłania się.”
Kobieta powiedziała: „Teraz pojmuję coś, co powiedział Jezus, a czego sensu nigdy wcześniej nie rozumiałam: ‘Jeśli ktoś weźmie ci koszulę, oddaj mu i płaszcz.’”
„To prawda” – odparłem. „To nie znaczy, że nie powinnaś teraz zamykać na klucz swoich drzwi. Oznacza to tylko tyle, że czasami oddawanie rzeczy jest aktem dużo większej mocy niż chronienie ich, chowanie i przywiązywanie się.”

W ostatnich tygodniach życia, kiedy ciało słabło, kobieta stawała się coraz bardziej przeźroczysta, jakby to światło przeświecało przez nią. Wiele ze swojego majątku oddała innym, a część opiekunce, o której myślała, że ukradła jej pierścień.
Z każdym takim aktem jej radość pogłębiała się. Kiedy zadzwoniła jej matka, aby powiadomić o śmierci córki, wspomniała też, że po jej zgonie odnalazł się zagubiony pierścień. Był w szafce na lekarstwa w łazience. Czy to zwróciła go opiekunka czy był tam przez cały czas – tego nikt nigdy już się nie dowie.

Jedno jest jednak pewne – życie przyniesie ci każde doświadczenie, które jest najbardziej pomocne dla ewolucji twej świadomości.
A skąd będziesz wiedział, jakiego doświadczenia potrzebujesz?
Stąd, że jest to to, co jest ci dane przeżywać w tym właśnie momencie.

Czy jest więc czymś niewłaściwym duma ze swych posiadłości lub odczuwanie zawiści wobec ludzi, którzy mają więcej niż ty?
Nie. Poczucia dumy, potrzeba by się wyróżnić, jawne wywyższanie własnego ‘ja’ poprzez ‘więcej niż’ czy umniejszanie, poprzez ‘mniej niż’, nie jest ani dobre ani złe – to tylko działania ego.
Ego nie jest złe, jest tylko nieświadome.

Kiedy obserwujesz je w sobie, zaczynasz wykraczać ponad.
Nie bierz ego zbyt serio.
Kiedy odkryjesz w sobie egotyczne zachowanie – uśmiechnij się. Czasem nawet możesz roześmiać się w głos. Jak ludzkość mogła dać się nabierać przez tak długi czas? Nade wszystko jednak wiedz, że ego nie jest czymś osobistym. Nie jest ono tym, kim naprawdę jesteś. Jeśli rozpatrujesz ego jako swój osobisty problem, generujesz go coraz więcej.

E.Tolle, Nowa Ziemia

Powiązane posty

• Narodziny Ego

• Ego a osobowość ofiary

• Nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość

• Co wpływa na nasze życie?

• Wyzwolenie z chaosu myśli

• Zaminowane obszary umysłu

Sen Planety

22 Poniedziałek Gru 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 30 Komentarzy

Tagi

cierpienie, emocjonalna trucizna, planeta, ruiz, sen, sen ludzkości, sen planety, udręka, wzorce, Świadomość

planeta
Jesteś siłą która bawi się Twoim umysłem i posługuje się twoim ciałem jak ulubioną zabawką, i to jest główny powód twojego tutaj pobytu: bawić się i cieszyć.
Urodziliśmy się z prawem do szczęścia, prawem do radości życia. Nie jesteśmy tu po to, by cierpieć. Jeśli ktoś pragnie cierpieć, proszę bardzo, jednak nie jest to nasz obowiązek nie musimy cierpieć.
Dlaczego więc cierpimy?
Ponieważ cały świat cierpi, więc zakładamy, że cierpienie jest normą.
Potem tworzymy sobie cały system przekonań, który utwierdza nas w tej „prawdzie”. Nasze religie głoszą, że przybyliśmy tu, by cierpieć, że życie jest padołem łez. Męcz się dzisiaj, wykaż cierpliwość i pokorę, a kiedy umrzesz, zostanie ci to wynagrodzone.
Brzmi ładnie, tyle że to nieprawda.
Wybraliśmy cierpienie, ponieważ nauczono nas cierpieć.
Jeśli nadal będziemy dokonywać takich samych wyborów, nigdy nie przestaniemy cierpieć.

Sen Planety zawiera w sobie historię ludzkości, ewolucję rodzaju ludzkiego, a cierpienie jest rezultatem ewolucji.
Człowiek cierpi, bo wie.
Wiemy to, w co wierzymy.
Znamy te wszystkie kłamstwa, a ponieważ nie możemy ich spełnić, cierpimy.

To nieprawda, że kiedy umrzesz, pójdziesz do piekła albo do nieba. Żyjesz w piekle albo żyjesz w niebie, ale teraz.
Piekło i niebo istnieją wyłącznie na poziomie umysłu.
Jeśli cierpisz teraz, będziesz też cierpieć po śmierci, ponieważ umysł nie umiera razem z mózgiem. Sen trwa i kiedy naszym snem jest piekło, po śmierci wciąż śnimy w tym samym piekle.
Jedyną różnicą między śmiercią i snem jest to, że kiedy śpisz, możesz się obudzić, bo mózg pracuje. Kiedy umieramy, nie możemy się obudzić, ponieważ mózg również umarł, ale sen trwa.
Raj lub piekło są tu i teraz.
Nie musisz czekać, aż umrzesz.
Jeśli weźmiesz odpowiedzialność za swoje życie, za swoje postępowanie, przyszłość będzie w twoich rękach i możesz żyć w raju, dopóki twoje ciało żyje.

Sen, jaki większość ludzi śni na tej planecie, jest oczywiście piekłem.
To nie jest ani słuszne, ani niesłuszne, ani dobre, ani złe, i nikt nie jest temu winien.
Czy możemy obwiniać rodziców?
Nie. Chcieli jak najlepiej, kiedy jeszcze w dzieciństwie cię wychowywali. Ich rodzice robili to samo: też starali się ze wszystkich sił.
Jeśli masz dzieci, też nie wiesz, jak mógłbyś je inaczej wychować.
Stać się świadomym nie oznacza, że trzeba kogoś winić albo dręczyć się poczuciem winy za to, co sam zrobiłeś.

Dlaczego mamy się poczuwać do winy za chorobę umysłu, która jest jak epidemia?

Już wiesz, że wszystko, co istnieje, jest doskonałe. Jesteś doskonały taki, jaki jesteś. To prawda. Jesteś mistrzem.
Nawet kiedy ćwiczysz gniew i zazdrość, twój gniew i twoja zazdrość są doskonałe.
Nawet jeśli przeżywasz wielki dramat, jest on doskonały, jest piękny.

Kiedy oglądasz film w rodzaju „Przeminęło z wiatrem”, potrafisz płakać nad losem jego bohaterów. Kto powiedział, że piekło nie jest piękne?
Piekło może być inspirujące.
Jest doskonałe, ponieważ wszystko jest doskonałe.
Nawet jeśli śnisz w swoim życiu sen o piekle, jesteś doskonały taki, jaki jesteś.
To wiedza każe nam wierzyć, że jesteśmy niedoskonali. Wiedza jest tylko opisem snu. Sen nie jest rzeczywisty, więc i wiedza jest nierzeczywista. Skądkolwiek wiedza pochodzi, zawsze jest prawdziwa tylko z jednego punktu widzenia.

Jeśli podniesiesz percepcję na wyższy poziom, przestaje być prawdziwa.
Nigdy nie potrafimy odnaleźć się w naszej wiedzy i z naszą wiedzą.
Bo czego w końcu szukamy?
Tego, jak odnaleźć siebie, jak być ze sobą, jak żyć swoim własnym życiem, a nie życiem Demona, życiem, na jakie nas zaprogramowano.

To nie wiedza prowadzi nas do nas samych.
To mądrość. Należy rozróżniać wiedzę i mądrość, ponieważ nie są tym samym. Główny sposób posługiwania się wiedzą polega na porozumiewaniu się z innymi, na pogodzeniu się z tym, co widzimy.
Wiedza jest jedynym narzędziem komunikacji, bo ludzie nie potrafią przekazywać informacji z serca do serca. Ważne jest, w jaki sposób korzystamy ze swej wiedzy, bowiem stajemy się niewolnikami wiedzy i tracimy w ten sposób wolność.

Mądrość nie ma nic wspólnego z wiedzą. Ma natomiast wiele wspólnego z wolnością. Kiedy jesteś mądry, masz wolność swobodnego używania swego umysłu i prowadzenia własnego życia.
Zdrowy umysł jest wolny od Demona, jest wolny w taki sposób, jak przed udomowieniem.
Kiedy uzdrowisz swój umysł, kiedy wyzwolisz się ze Snu, stracisz niewinność, ale zyskasz mądrość.

Pod wieloma względami staniesz się znowu dzieckiem, z jedną różnicą: dziecko jest niewinne i dlatego może pogrążyć się w cierpieniu lub nieszczęściu.
Ten, kto wychodzi ze Snu, jest mądry, bo teraz wie.
Posiadł też wiedzę o Śnie.
Każdy, absolutnie każdy, może być mądry.
Kiedy jesteś mądry, życie jest łatwe, ponieważ stałeś się tym, kim naprawdę jesteś.
Trudno być kimś, kim się nie jest, stale przekonywać siebie i innych, że jesteś taki, jaki nie jesteś. Starania, aby być kimś, kim się nie jest, pochłaniają całą twoją energię. Bycie sobą nie wymaga żadnego wysiłku.
Kiedy stajesz się mądry, nie musisz już przywdziewać tych wszystkich wizerunków, przyjmować tych wszystkich masek, które stworzyłeś.
Nie musisz udawać, że jesteś jakiś inny. Akceptujesz siebie takim, jaki jesteś, a całkowita akceptacja własnej osoby przenosi się także na innych. Nie próbujesz już zmieniać innych ludzi ani narzucać im swego punktu widzenia.
Szanujesz cudze przekonania.
Akceptujesz swoje ciało i własne człowieczeństwo wraz ze wszystkimi instynktami twego ciała. Nie ma nic nagannego w tym, że się jest zwierzęciem.

Jesteśmy zwierzętami, a zwierzę zawsze kieruje się instynktem. Jesteśmy ludźmi, a ponieważ staliśmy się inteligentni, nauczyliśmy się tłumić w sobie instynkty, nie słuchamy tego, co płynie z serca. Dlatego występujemy przeciw naszemu ciału, próbujemy zdusić potrzeby ciała albo ignorować ich istnienie. To nie jest mądre.

Kiedy zyskujesz mądrość, zaczynasz szanować swoje ciało, swój umysł i duszę. Kiedy stajesz się mądry, twoim życiem kieruje serce, nie głowa. Już nie działasz wbrew sobie, wbrew swemu szczęściu, wbrew miłości.

Już nie dźwigasz brzemienia winy i samooskarżeń, już nie sądzisz ani siebie, ani nikogo innego. Od tego momentu wszystkie przekonania, które powodują, że jesteś nieszczęśliwy, które każą ci zmagać się z życiem, a jednocześnie ci je utrudniają, po prostu znikają.

Zwalcz wszystkie pokusy, żeby być tym, kim nie jesteś. Stań się tym, czym jesteś naprawdę. Kiedy się poddasz swojej naturze, temu, czym jesteś naprawdę, przestaniesz cierpieć.
Kiedy poddasz się swej prawdziwej istocie, poddasz się Życiu, poddasz się Bogu. Poddanie kończy walkę, kończy opór i cierpienie.

Mądry zawsze wybiera prostą drogę, a to oznacza bycie sobą, kimkolwiek jesteś. Cierpienie to sprzeciwianie się Bogu. Im bardziej się sprzeciwiasz, tym bardziej cierpisz. To proste.

Wyobraź sobie, że z dnia na dzień budzisz się ze Snu i jesteś zupełnie zdrowy.
Nie masz ran ani emocjonalnej trucizny.
Wyobraź sobie to poczucie wolności! Wszystko cię uszczęśliwia, nawet to, że żyjesz. Dlaczego? Dlatego że zdrowa istota ludzka nie obawia się wyrażania miłości. Nie boisz się żyć, nie boisz się kochać. Wyobraź sobie, jakie byłoby twoje życie, jak traktowałbyś bliskich, gdyby twoje emocje nie były już tak poranione!

Szkoły mistyczne całego świata nazywają to przebudzeniem. To tak, jakbyś się obudził pewnego dnia bez emocjonalnych okaleczeń. Kiedy nie masz ran, znikają ograniczenia, zaczynasz widzieć to, co jest, a nie to, co ci mówi twój system przekonań.

Z otwartymi oczyma i wolny od ran, stajesz się sceptykiem nie po to, by pokazać wszystkim, jaki jesteś mądry, i nie po to, by naśmiewać się z ludzi, którzy wierzą w te wszystkie kłamstwa. Nie. Przebudzony, stajesz się sceptykiem, ponieważ rozumiesz, że Sen jest nieprawdziwy. Otwierasz oczy, budzisz się i wszystko staje się oczywiste.

Kiedy się obudzisz, przekraczasz granicę i nie ma odwrotu. Już nigdy nie będziesz patrzył na świat jak dawniej. Nadal śnisz, bo nie możesz tego uniknąć, ponieważ sen jest funkcją umysłu. Różnica polega na tym, że teraz wiesz, iż to tylko sen. Wiedząc o tym, możesz się nim cieszyć albo martwić. To zależy od ciebie.

Przebudzenie jest jak prywatka na tysiąc osób, gdzie wszyscy z wyjątkiem ciebie są pijani.
Tylko ty jesteś trzeźwy na tej imprezie. To jest przebudzenie. Większość ludzi patrzy na świat poprzez swe emocjonalne rany zakażone trucizną. Są nieświadomi, że żyją we śnie o piekle, tak jak ryba nie ma świadomości, że żyje w wodzie.

Kiedy się przebudzimy i zobaczymy, że jesteśmy jedyną trzeźwą osobą na przyjęciu, gdzie wszyscy są pijani, poczujemy współczucie, ponieważ też byliśmy kiedyś odurzeni. Nie możemy nikogo oceniać, nawet ludzi w piekle, ponieważ sami też tam byliśmy.

Kiedy się obudzisz, twoje serce będzie wyrazem Ducha, wyrazem Miłości, wyrazem Życia. Przebudzenie następuje, kiedy zyskujesz świadomość, że to ty jesteś Życiem. Kiedy jesteś świadom, że ty jesteś tą siłą, która stanowi Życie, wszystko staje się możliwe.
Cuda zdarzają się czasami, ponieważ sprawia je serce. Serce pozostaje w bezpośredniej jedności z ludzką duszą, a kiedy serce mówi, to nawet przy oporze ze strony głowy coś się wewnątrz nas zmienia, twoje serce otwiera inne serca, i prawdziwa miłość staje się możliwa.

Ruiz Don Miguel – Ścieżka Miłości. Sztuka budowania związków

Powiązane posty

• Mistrz snu

• Przestać żyć we władzy Demona

• Jesteśmy Bogiem

• Szamanizm a sny

• Uzdrowienie cierpienia z przeszłości

• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej

Niepowodzenie to błogosławieństwo w przebraniu

17 Środa Gru 2008

Posted by ME in Rozwój, Świadomość

≈ 12 Komentarzy

Tagi

ból, błogosławieństwo, cierpienie, dynamika, lever, niepowodzenie, otwartość, porażka, prawo zmiany, recesja, regresja, siła, sukces, zasada zmiany, zmiana, zmiana postrzegania, Świadomość

indywidualista
Niepowodzenie i cierpienie, chociaż zawsze są wyzwaniem i często są dosyć bolesne, nie muszą nas pokonać. Stare powiedzenie: „Nie ważne czy wygrasz czy przegrasz – ważne że grasz” zawiera w sobie wielką prawdę.

Jeżeli próbujemy uciec od niepowodzeń, wtedy cofamy się w naszym życiu i nie uczymy się niczego.

Z drugiej strony, jeżeli stawiamy czoła niepowodzeniom – i nie ważne czy je pokonamy czy chwilowo będziemy pokonani – możemy dzięki tym doświadczeniom dużo się nauczyć i wzrosnąć.

Chociaż, wolelibyśmy iść przez życie nie doświadczając na swojej drodze niepowodzeń, te niepowodzenia kształtują naszą osobowość. Całkiem często sposób, w jaki nasze niepowodzenia nas ukształtują, może być dla nas dobry jeżeli tylko nauczymy się żyć ponad nimi, zamiast przytłoczeni ich ciężarem.

Jak to jest możliwe, że niepowodzenia potrafią popychać nas w życiu do przodu, a nie trzymać w miejscu? Istnieje sześć wypróbowanych zasad, których możemy nauczyć się dzięki stawianiu czoła niepowodzeniom. Są to:
1) Niepowodzenia zmieniają nasze postrzeganie świata
2) Niepowodzenia wyzwalają to, co w nas najlepsze
3) Niepowodzenia sprawiają, że stajemy się silniejsi
4) Niepowodzenia otwierają przed nami nowe możliwości
5) Niepowodzenia zmuszają nas do zmiany
6) Niepowodzenia budują pewność siebie

Przyjrzyjmy się każdej z tych zasad i zobaczmy, jak mogą one nam pomóc w pokonywaniu lub budowaniu drzwi w murach naszego życia.

PORAŻKI ZMIENIAJĄ NASZE POSTRZEGANIE ŚWIATA

Wszyscy zbyt dużo czasu i energii zużywamy na zamartwianie się małymi rzeczami i nie zauważamy większych błogosławieństw i możliwości, które leżą pod naszymi nogami.
Jedna z najlepszych rad, jaką mogę dać ludziom, brzmi: „Nie zagłębiaj się w płytkie sprawy”. Spójrzmy prawdzie w oczy, kiedy wszystko jest już powiedziane, większość rzeczy, które nas trapią w życiu, to bardzo małe rzeczy!

Chciałbym opowiedzieć wam historię, która wytłumaczy wam, co miałem na myśli mówiąc, że niepowodzenia zmieniają nasze postrzeganie świata.

Historia dotyczy Dr Paula W. Branda, światowej sławy eksperta w dziedzinie trądu, który był szefem oddziału rehabilitacji dla ludzi chorych na trąd w Carville w Louisianie.
Dr Brand pewnego wieczora doświadczył czegoś, co zmieniło całe jego postrzeganie życia – dosłownie z dnia na dzień!
Dr Brand wrócił właśnie z wyczerpującego, transatlantyckiego lotu i zdejmował buty, by przygotować się do pójścia do łóżka.
Nagle zauważył, że jedna z jego pięt jest zdrętwiała. To przeraziło go bardzo. Wiedział bowiem, że zdrętwienie części ciała jest charakterystycznym objawem trądu.

Dr Brand był sławny dzięki swoim wzmacniającym operacjom ludzi trędowatych w Indiach. Przekonał się i swój personel, że trąd nie jest zaraźliwy w momencie, kiedy osiągnie pewne stadium. Prywatnie jednak ciągle zadawał sobie pytanie, czy możliwe jest, że się zarazi nawet jeżeli choroba osiągnęła niezaraźliwe stadium.

Prawie mechanicznie wstał z łóżka i wziął ostrą szpilkę. Ukłuł nią zdrętwiałą piętę i nic nie poczuł. Wciskał szpilkę coraz głębiej, aż do momentu, w którym poleciała krew, ale wciąż nic nie czuł.

Całą noc myślał o tym, co stanie się jeżeli naprawdę jest chory na trąd. Wiedział, że taka diagnoza podważy zaufanie personelu i ludzie zaczną się bać chorych na trąd. I. oczywiście, będzie musiał odizolować się od rodziny, tak by nie mieli żadnej styczności z tą chorobą.

Rano wstał z łóżka, by ponownie potwierdzić rezultaty poprzedniej nocy. Ukłuł swoją piętę ostrą szpilką… i krzyknął! Jak zbawienne było uczucie bólu! Był to znak, że żyje i że nie jest chory na trąd. Od tamtego dnia, kiedykolwiek Brand skręci kostkę, skaleczy się, lub doświadczy jakiegokolwiek bólu, wykrzykuje: „Dzięki Ci Boże za ból!”

Ból z reguły nie jest czymś, za co jesteśmy wdzięczni.
Dr Brand doświadczył bólu nie jako zła zwiastującego problemy, ale jako coś dobrego, co jest oznaką zdrowia. W dodatku zaczął inaczej patrzeć na swój dobrobyt i zdrowie.

Jeżeli doświadczymy niepowodzenia, możemy nauczyć się patrzeć na rzeczy z innej perspektywy. Jeżeli spotkamy się z większymi problemami życia, wtedy te małe zmartwienia, jak utknięcie w windzie lub korku ulicznym, nie wydają się być aż tak ważne.

PORAŻKI UJAWNIAJĄ NASZE NAJLEPSZE CECHY

Powiedzenie „Ciągłe słońce stwarza pustynię” przypomina nam o wadze niepowodzeń.
Kiedy nie ma niepowodzeń, stajemy się w pełni zadowoleni z tego, kim jesteśmy, i nie staramy się poprawiać. W rezultacie zmieniamy się emocjonalnie i twórczo w pustynię.

Na Florydzie jest modne stare powiedzenie, które mówi, że stawy zamieszkiwane przez aligatory mają najzdrowsze ryby. Dlaczego?
Ponieważ ryby muszą żyć w ciągłym pogotowiu, bo w przeciwnym razie aligatory zjedzą je na śniadanie.
W naszym życiu jest podobnie, niepowodzenia to emocjonalne aligatory, które sprawiają, że ludzie są silni, trwają w pogotowiu – i żyją!

Nowa Zelandia jest rajem dla wielu gatunków ptaków, ponieważ nie ma tam naturalnych drapieżników i jest w bród jedzenia. Istnieje jednak zła strona tego ptasiego raju. Ptaki nie muszą uciekać przed drapieżnikami, a jedzenie mają tuż pod nosem, więc wiele z nich traci zdolność latania!
Faktem jest, że Nowa Zelandia jest domem największej liczby ptaków nielotów – kiwi i pingwiny to najlepszy przykład – niż każdy inny kraj na świecie. Na ironię, naukowcy wierzą, że ptaki te miały kiedyś skrzydła, ale straciły je w wyniku nieużywania.

Potrzeba matką wynalazku
Więcej dowodów mówiących o wadze niepowodzeń możemy dostrzec obserwując sposób, w jaki mama orlica zachęca swoje dzieci do samodzielności. Możemy zauważyć, że buduje swoje gniazdo na najwyższym czubku drzewa lub na szczycie góry.

Na początku buduje podstawę swojego gniazda, składającą się z ostrych przedmiotów, takich jak kolce lub wyszczerbione kamienie. Potem buduje cieple i wygodne gniazdo, wykładając je miękkimi materiałami, takimi jak wełna, pióra i futerka zwierząt, które zabiła.

Kiedy orlątka dorosną i nadchodzi czas kiedy powinny stać się samodzielne i samodzielnie szukać pożywienia, mama orlica rozrywa gniazdo swoimi ostrymi szponami. W rezultacie, ostre przedmioty wychodzą ponad wygodną warstwę i kłują młode orły.
Ostatecznie orlątka stają się tak wynędzniałe, że opuszczają gniazdo w poszukiwaniu bardziej wygodnego domu. Mama orlica nie jest dla nich okrutna.
Robi to, co dla nich najlepsze i uczy je samodzielności. Bez takiej przykrości nigdy nie opuściłyby domowego gniazda i nie doświadczyły swojego pełnego, majestatycznego potencjału.

To samo dotyczy ludzi.
Bez niepowodzeń nigdy nie poczulibyśmy się zmuszeni do osiągnięcia naszego pełnego potencjału, żyjąc w wygodnych, cieplarnianych warunkach.

Naukowcy zauważyli, że niektóre z największych technicznych wynalazków powstały w zimniejszych klimatach świata, ponieważ mieszkańcy byli zmuszeni do zmagania się z żywiołami i naturą.

Prawdą jest, że potrzeba jest matką wynalazku a niepowodzenia kształtują charakter.
Ta prawda odnosi się tez do życia i wiary.
Często zdarza się. że jesteśmy niezadowoleni z tego, jak toczą się nasze sprawy.
Wtedy staramy się szukać nowej drogi postępu i stajemy się tymi, którymi chcieliśmy być.
W zależności od tego, jaką drogę obierzemy podczas spotkania z niepowodzeniami, możemy się cofnąć lub iść dalej naprzód.

Charles C. Lever – Jeżeli nie możesz pokonać muru, zbuduj drzwi

Powiązane posty

• Porażka jest matką sukcesu

• Kryzys fizyczny…paradoksalnie uzdrawia?

• Historia prawdziwego sukcesu

• Nie możesz zgubić drogi

•Krytyka w pracy a inteligencja emocjonalna

• Cierpienie może być najcenniejszą lekcją – historia Dana

• Rezygnacja i bezradność w obliczu trudności – jak pokonać pesymizm?

• Czarne, nieznane drzwi

Źródło depresji: dzieciństwo?

15 Poniedziałek Gru 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, zdrowie

≈ 28 Komentarzy

Tagi

ból, brak bliskości, chłód emocjonalny, cierpienie, DDA, depresja, dorosłe dziecko alkoholika, dzieciństwo, dziecko, emocje, maltertowanie, nadmierna reakcja, odrzucenie, preston, problemy emocjonalne, przeżycia, rozpacz, wykrozystanie, Świadomość

dziecko
Wyobraźmy sobie, że dwie osoby mają się ścigać boso na parkingu wysypanym żwirem.
Jeden z zawodników od początku ma stopy pokryte pęcherzami. Dla obu biegaczy wyścig będzie się wiązał z dużym bólem, ale ten, który już na starcie miał obolałe stopy, ucierpi bardziej. Udowodniono, że podobnie jest w życiu emocjonalnym: ktoś, kto w dzieciństwie wiele wycierpiał, po osiągnięciu dojrzałości jest bardziej narażony na depresję.
To nie znaczy, że bolesne przeżycia w pierwszych latach życia zawsze kończą się depresją w wieku dorosłym, jednak na pewno zwiększają podatność na tę chorobę.

Doświadczenia z dzieciństwa, takie jak te, które opisuję na kilku następnych stronach, tłumaczą, dlaczego w stresujących okolicznościach jedna osoba daje sobie radę, a inna popada w depresję.
• Zaniedbywanie.
Najnowsze badania pokazały, że zaniedbywanie dziecka na wczesnym etapie rozwoju może doprowadzić do zaburzeń w rozwoju mózgu (szczególnie podwzgórza, co powoduje trwałe zwiększenie wydzielania pewnych związków chemicznych w mózgu, pobudzających produkcję kortyko-tropiny). Jeśli doszło do takich zaburzeń (szczególnie w pierwszych miesiącach życia), zmiany w funkcjonowaniu mózgu mogą być nieodwracalne, nawet gdyby okoliczności zewnętrzne się poprawiły. Osoby, które w dzieciństwie były zaniedbywane, w wieku dorosłym są bardziej narażone na depresję. Dzisiaj wiemy, jak bardzo ważne jest przytulanie, dotykanie i kołysanie niemowląt i małych dzieci.

• Utrata bliskiej osoby w dzieciństwie.
Małe dzieci są szczególnie wrażliwe na rozłąkę z bliskimi. To normalne, że na początkowym etapie rozwoju więzi z rodziną – a zwłaszcza z jednym z rodziców – są bardzo silne. Zdarza się, że dziecko traci któregoś z rodziców na skutek śmierci, rozwodu, separacji, częstych wyjazdów służbowych albo długiej hospitalizacji. Jeśli dziecko doświadcza ze strony matki lub ojca chłodu emocjonalnego i braku zainteresowania, również może czuć, że ich straciło, mimo że fizycznie rodzice są obecni. Ciężka choroba także może emocjonalnie oddzielać dziecko od rodziców. Dzieci rodziców chorych na depresję często same na nią cierpią. Nawet jeśli matka i ojciec bardzo kochają swojego potomka, depresja odbiera im siły i zdolność do angażowania się w jego życie.

Zdarza się, że dziecko jest niechciane, niekochane albo że wyjątkowo stresująca sytuacja rodzinna sprawia, iż rodzice traktują je surowo lub odtrącają. Dzieci alkoholików zwykle są bardzo zaniedbane emocjonalnie. Długotrwałe nadużywanie alkoholu niszczy rodziców i może ich uczynić niezdolnymi do zbudowania więzi z dziećmi. W wieku dorosłym wiele takich dzieci cierpi z powodu braku zaangażowania emocjonalnego rodziców w dzieciństwie.

Dzieci w wielu sytuacjach mogą doświadczyć bolesnej straty, która sprawi, że w życiu dorosłym będą się borykać z poważnymi trudnościami.

Mam na myśli trzy problemy:
– Trudności w nawiązywaniu intymnych więzi.
Dziecko, które przywiązało się do jednego z rodziców, a potem go straciło, może się stać przesadnie ostrożne w kontaktach z ludźmi. Takie dzieci pragną bliskości, ale bardzo się boją odrzucenia oraz straty i ze strachu nie potrafią się do nikogo zbliżyć. Tęsknota za miłością i emocjonalna izolacja zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia depresji.
– Niepokój i strach.
W życiu dziecka rodzice są źródłem poczucia bezpieczeństwa. Kiedy ich zabraknie, dziecko czuje się zagrożone i się boi.
– Głęboki smutek i żal.
Lęk przed bliskością, brak poczucia bezpieczeństwa i smutek potrafią trwać w człowieku nawet wiele lat po wydarzeniach, które je zrodziły. Dzieci, które mają za sobą traumatyczne przeżycia, potrafią bardzo silnie reagować na każdą stratę. Pewne wydarzenia mogą odnawiać głębokie, niezagojone rany z przeszłości. Dopiero kiedy się weźmie pod uwagę doświadczenia z dzieciństwa, można zrozumieć, dlaczego konkretny człowiek tak silnie reaguje na stratę.

Linda ma dwadzieścia siedem lat i nie ma męża. Z wyraźnym zażenowaniem i z oporami wyznała mi, że wpadła w depresję, kiedy zdechł jej ukochany kot, Callie. „Wiem, że to głupie. Każdemu jest smutno, kiedy zdycha jego zwierzątko, ale ja po śmierci Callie całkiem się załamałam” -powiedziała. Przyjaciele nie pojmowali, dlaczego śmierć kota sprawiła jej tak wielki ból, aleja w trakcie rozmowy zrozumiałem ją.
Kiedy Linda była mała, jej matka zachorowała psychicznie i często przebywała w szpitalu. Ojciec nie chciał lub nie potrafił sobie poradzić z wychowaniem córki i dwóch synów, więc za każdym razem, kiedy matka szła do szpitala, na wiele miesięcy oddawał dzieci do domu opieki (Linda nazywała go sierocińcem).
„Za pierwszym razem, kiedy tata przyszedł nas odwiedzić, bardzo płakałam i tata powiedział, że nie jest w stanie tego znieść. Potem przestał przychodzić”.
Ze strachu, że może więcej nie zobaczyć ojca, Linda nauczyła się powstrzymywać łzy, nawet kiedy była bardzo smutna, a w „sierocińcu” miała wiele powodów do smutku. Nauczyła się ukrywać swoje uczucia.
Później, kiedy miała kilkanaście lat, bała się bliskich związków, w kontaktach z ludźmi zachowywała duży dystans i rzadko spotykała się z chłopcami, mimo że tęskniła za miłością i bliskością. Całą swoją czułość przelała na Callie.
Nie dość, że wraz ze śmiercią kota straciła ulubione zwierzątko, to jeszcze przypomniały się jej bolesne uczucia z dzieciństwa. Linda powinna rozumieć, dlaczego jej reakcja na śmierć zwierzęcia jest tak silna.
Po kilku sesjach psychoterapeutycznych, podczas których przeżycia z pierwszych lat życia Lindy zostały dokładnie omówione, pacjentka stwierdziła: „Teraz lepiej rozumiem swoje emocje. Nadal odczuwam silny ból, ale już nie uważam swoich uczuć za dziwne ani za nienormalne. Rozumiem, skąd się bierze ten ból”.

Na szczęście straty poniesione w dzieciństwie nie przesądzają o tym, że dziecko w dorosłym życiu zachoruje na depresję. Dwie ważne rzeczy mogą pomóc maluchowi poradzić sobie z bolesną stratą. Pierwszą jest emocjonalna bliskość dorosłej osoby.
Często w życiu dziecka, które straciło matkę lub ojca, najważniejsze miejsce zajmuje drugie z rodziców, babcia, dziadek albo ciotka.
Po drugie trzeba pomóc dziecku w przeżywaniu żalu. Gdyby ojciec Lindy okazywał jej czułość, gdyby nie oddawał dzieci albo przynajmniej pozwolił córce płakać, jej życie wyglądałoby inaczej. Pokazując dziecku, że sieje rozumie, pozwalając mu się wypłakać i wyżalić w obliczu tragedii, okazując mu współczucie i mówiąc o swoich uczuciach, można pomóc zagoić rany, które bolą przez całe życie, jeśli nie zostaną w porę uleczone.

• Nadmierna surowość. Każdemu z rodziców zdarza się stracić panowanie nad sobą, każdy bywa niewrażliwy, każdy popełnia błędy i sprawia swoim dzieciom ból, ale sporadyczne pomyłki nie zostawiają głębokich śladów. Wielu specjalistów zajmujących się rozwojem dziecka twierdzi, że wystarczy stworzyć w domu „dość dobrą” atmosferę, żeby dzieci się rozwijały i rozkwitały.

„Dość dobra” atmosfera panuje w domu, w którym z reguły doświadcza się przyjemnych lub neutralnych emocji i w którym jest więcej dobra niż zła. Ostatecznie, nikt z nas nie jest doskonały!
Jednak w zbyt wielu domach panuje nienaturalnie surowa atmosfera. Zdarzają się rodziny, w których dzieci są bite.
Znacznie częściej maluchy traktuje się tak, że czują się bezwartościowe, niechciane, głupie i złe. Niedawno w sklepie spożywczym widziałem ojca, który potrząsał swoim synem, mówiąc: „Jesteś śmierdzącym gówniarzem”.
Dziecko czuło się poniżone i upokorzone. Takie zachowanie ojca na pewno zostawiło w chłopcu głęboki ślad, szczególnie jeśli podobne słowa słyszy na co dzień. Jeśli poniżające stwierdzenia wychodzą z ust tak ważnego człowieka, jak matka lub ojciec, dziecko w nie wierzy i dorasta w przeświadczeniu, że jest nic niewarte. Później nawet najdrobniejsze porażki i rozczarowania będą mu o tym przypominały.
Jeden z moich pacjentów powiedział: „No właśnie! Tak było, kiedy schrzaniłem coś w pracy i szef mnie objechał. Myślałem, że ma w pełni rację. Zawsze byłem do niczego i zawsze taki będę!”.
Porażki i rozczarowania są naturalną częścią dorosłego życia. W najlepszym razie nasze życie jest tylko ciężkie. Surowa atmosfera w domu rodzinnym sprawia, że później każdy stres jest znacznie bardziej bolesny i niszczący.

• Brak wsparcia w czasie dojrzewania.
Dzieci trzeba chronić przed niebezpieczeństwem i dbać o nie, ale trzeba je też zachęcać do dojrzewania. Wewnętrzna siła popycha każdego człowieka ku dojrzałości; wzrastamy, stajemy się coraz bardziej sobą, chcemy mieć własne zdanie, podejmować różne działania, sprawdzać się i zostawić coś po sobie. Niektórzy rodzice nie popierają tego dążenia do dojrzałości.
Kiedy małe dziecko, realizując wewnętrzną potrzebę, chce stanąć na własnych nogach, kiedy zaczyna się odsuwać od rodziców, oni mogą się poczuć zranieni, odsunięci, mogą się złościć i utrudniać proces dojrzewania, lekceważyć dziecko, traktując je tak, jakby nadal było całkowicie bezradne i nie umiało niczego zrobić samodzielnie.
Na przykład kiedy maluch uczy się chodzić, biegną mu na pomoc od razu, kiedy się tylko zaczyna przewracać. Może im się wydawać, że robią to z troski o bezpieczeństwo, ale w rzeczywistości przekazują dziecku następującą informację: „Widzę, że jesteś bezradny. Myślę, że sam nie dasz sobie rady. Sądzę, że nie potrafisz zrobić tego dobrze, więc będę cię chronił i wyręczał”.

Zwykle rodzice nie rozumieją, jak poważne konsekwencje ma takie postępowanie. Jeśli ich nastawienie się nie zmieni, dziecko przez cały okres dojrzewania będzie przekonane, że niczego nie potrafi i z niczym sobie nie radzi.
Później, w życiu dorosłym, nieustannie będzie potrzebowało czyjejś pomocy. Jeśli straci małżonka lub któregoś z rodziców, będzie bardzo cierpiało, bo jest głęboko przekonane, że samo nie da sobie rady.

Oprócz normalnego żalu doświadczy również niewiary we własne siły.

Kiedy dziecko zaczyna podejmować różne działania samodzielnie, zdarza się, że jest wyśmiewane lub lekceważone przez rodziców. Jeden z moich pacjentów powiedział, że pamięta, jak zrobił model samolotu z drewna i z kilku gwoździ. Chciał być majsterkowiczem, jak jego tata. Kiedy ojciec zobaczył dzieło syna, zaczął się śmiać i, żartując, pokazał zabawkę swoim kolegom. „Poczułem się tak bardzo upokorzony, że nigdy więcej nie próbowałem majsterkować”. Rodzice powinni wspierać wczesne dążenia dziecka do niezależności i do wyrażania siebie.

W niektórych rodzinach od dzieci wymaga się doskonałości. Choćby córka czy syn nie wiem jak się starali, zawsze coś jest nie tak, jak być powinno. Jeśli dostają same piątki, słyszą: „Dlaczego to nie są piątki z plusem?” i czują, że to, co osiągnęli, jest nie dość dobre. Z czasem takie traktowanie niszczy szacunek dziecka do własnej osoby.

W ludziach, którzy w dzieciństwie nie byli wspierani w dążeniu do dojrzałości, przykre przeżycia wieku dorosłego (szczególnie porażki) budzą bolesne wspomnienia. Dzieci, które były przez rodziców wspierane, czują w głębi duszy, że sobie poradzą, dlatego niepowodzenia ich nie niszczą (mimo że są bolesne).

• Maltretowanie i seksualne wykorzystywanie dziecka ma głęboki wpływ na jego życie emocjonalne i wyrządza wiele szkody, szczególnie jeśli oprawcami byli rodzice.
Matka i ojciec powinni dać dziecku poczucie trwałości, bezpieczeństwa i muszą zasługiwać na zaufanie. Wielu uczonych, zajmujących się dziećmi maltretowanymi i wykorzystywanymi seksualnie przez rodziców, uważa, że takie traktowanie niszczy w młodym człowieku poczucie bezpieczeństwa. Wiele (może nawet większość) ofiar wierzy, że wina leży po ich stronie.
W wypadku dzieci wykorzystywanych seksualnie jest to szczególnie prawdziwe. Gdzieś w głębi serca są przekonane, że to one są za wszystko odpowiedzialne, że są wstrętne i złe. Tego rodzaju doświadczenia niszczą poczucie własnej wartości.

Doświadczenia z dzieciństwa kształtują rozwój dziecka i mogą mieć wpływ na umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami w życiu dorosłym Większość dzieci nigdy nie wyrasta z bolesnych uczuć, których doświadczyły. Kiedy przychodzi im wziąć udział w wyścigu, Jakim jest dorosłe życie, stają na starcie głęboko zranione.

John Preston – Pokonać depresję

Powiązane posty

• Niewinny dorosły człowiek

• Dziecko w rodzinie alkoholika

• Pierwotne zranienie. Dotknąć czy nie?

• Czy Twoje narodziny były traumatyczne?

•Zranione czy radosne dzieci?

• Wewnętrzne dziecko

• List ojca do syna. Wyznanie.

Zagadnienie zła – okiem Hindusa.

14 Niedziela Gru 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, zdrowie, Zen, Świadomość

≈ 4 Komentarze

Tagi

akceptacja, cierpienie, dobro, dobro i zło, harmonia, koniec cierpienia, sadhana, tagore, zrozumienie, zło, Świadomość

zlo
Fragment książki : „Sadhana”, autorstwa Rabindranath Tagore

Pytanie, dlaczego na świecie istnieje zło, należy do pytań w rodzaju, dlaczego istnieje niedoskonałość lub też, innymi słowy, dlaczego istnieje świat.

Czy ta niedoskonałość jest prawdą decydującą, czy zło jest absolutne i ostateczne?
Rzeka ma swe granice, swe brzegi, czy jednak składa się tylko z brzegów? Lub też czy owe brzegi, to jedyne znane nam a stanowiące o rzece fakty?
Czy nie te przeszkody właśnie nadają wodom rzeki ich ruch ku przodowi? Lina holownicza krępuje łódź, lecz czy celem jej jest tylko to skrępowanie?
Czy lina ta nie ciągnie równocześnie łodzi naprzód?

Bieg świata ma swe granice, ponieważ inaczej świat nie mógłby istnieć, jednakże zadaniem i przeznaczeniem jego nie jest to ścieśnienie się w granicach, lecz jego ruch, dążący do nieograniczoności.
Na tym świecie istnieją zarówno przeszkody i cierpienia, lecz że istnieje prawo i porządek, piękno i radość, dobroć i miłość. Cud cudów to idea Boga, tląca się we wnętrzu ludzkim.

W głębiach swego życia człowiek uczył, iż to, co mu się zjawia jako coś niedoskonałego, jest manifestacją doskonałości.
Podobnie osoba muzykalna zdaje sobie sprawę z doskonałości pieśni, gdy w rzeczywistości przysłuchuje się tylko następującym po sobie nutom.

Człowiek odkrył doniosłą paradoksalną prawdę, iż to, co jest ograniczone, nie jest uwięzione w szrankach swego ograniczenia, przeciwnie, wciąż idzie naprzód, bezustannie odrzucając swą skończoność.

W rzeczy samej niedoskonałość nie jest zgoła zaprzeczeniem doskonałości, skończoność nie przeczy nieskończoności; jest to całość wyrażona przez części, nieskończoność, odkryta w granicach.

Ból, który daje nam odczuć naszą doczesność, w życiu naszym nie jest wcale czymś stałym, nie jest też bynajmniej, jak radość, celem sam w sobie.
Doświadczyć go znaczy poznać, iż on nie jest składową częścią prawdziwej, nie przemijającej twórczości.
Jest tym, czym w naszym życiu umysłowym jest błąd.
Studiować historię rozwoju nauki znaczy wędrować labiryntem błędów, jakie ona w swoim czasie szerzyła, nikt jednakże naprawdę nie uwierzy, jakoby wiedza była… doskonałym środkiem rozpowszechniania błędów!

To nie niezliczone omyłki, lecz stopniowe dochodzenie dzięki nim prawdy jest tym ważnym i doniosłym faktem, który w historii nauki przede wszystkim zasługuje na uwagę.

Błąd, już skutkiem samej swej natury, nie może utrzymać się trwale; nie może ostać się wobec prawdy; podobny do włóczęgi musi opuścić swe mieszkanie natychmiast, jak tylko nie jest w stanie zapłacić w całości rachunku.

Podobnie jak to się ma z błędem umysłowym, istotą zła we wszelkiej formie jest przede wszystkim jego nietrwałość, ponieważ ono w żaden sposób nie może pogodzić się z całością.
Całość wciąż się poprawia, prostuje i zmienia wygląd.
Gdybyśmy mogli zebrać statystyczne dane co do olbrzymiej ilości wypadków i tragedii, mających miejsce w każdej chwili na ziemi, zapewne przerazilibyśmy się.
Ale zło znajduje się w bezustannym ruchu; jego cały niezmierzony ogrom nigdy trwale nie tamuje naszego życia i widzimy, że mimo wszystko, dla istot żyjących ziemia, woda i powietrze są słodkie i czyste, jak były.

Wszystkie takie obliczenia statystyczne są z naszej strony wysiłkiem utrwalenia i przedstawienia w stanie stałym zjawisk przemijających, skutkiem czego zjawiska te w umyśle naszym nabierają znaczenia większej wagi, niż ją w rzeczywistości mają.

Stąd też człowiek, którego zawód związany jest z pewnym poglądem na świat, będzie zawsze skłonny do wyolbrzymiania jego proporcji; kładąc zbyt wielki nacisk na sobie znane fakty, traci z oczu prawdę.

Detektyw ma sposobność studiowania rozlicznych zbrodni, rzadko kiedy jednak zdaje sobie sprawę z ich stosunku do całości ekonomii społecznej.
Kiedy wiedza zbiera fakty, mające unaocznić nam walkę o byt w świecie zwierzęcym, w umyśle naszym powstaje obraz przyrody zbroczonej krwią od stóp do głów. W tych obrazach, jakie nam umysł nasz maluje, nadajemy trwałość barwom i kształtom, które w rzeczywistości są przemijające.

Da się to porównać z obliczaniem ciśnienia powietrza na każdy cal kwadratowy naszego ciała dla udowodnienia, iż ciężar ten musi nas zmiażdżyć.

Mimo wszystko jednak każdy ciężar można jakoś rozłożyć i my zupełnie lekko niesiemy swe brzemię. Wszystko dzieje się zgodnie z naturalnym biegiem rzeczy.

Walka o byt w przyrodzie niejedno też daje w zamian. Jest to przecież miłość dla dzieci i przyjaciół, jest poświęcenie samego siebie pochodzące z miłości, zaś ta miłość stanowi pozytywny element życia.
Jeśli badawcze światło swej obserwacji zatrzymamy na fakcie śmierci, świat wyda się nam podobnym do olbrzymich jatek.
Przekonujemy się jednak, iż w świecie życia myśl o śmierci może najmniej w umyśle naszym waży, nie dlatego, aby była najmniej oczywista, lecz ponieważ jest negatywnym objawem życia.

Tak samo, wbrew faktowi, iż mrugając powiekami, co sekundę zamykamy oczy, w rachubę wchodzi tylko ich otwieranie.
Życie, jako całość, nigdy nie traktuje śmierci poważnie.
W obliczu niechybnej śmierci, śmieje się, tańczy i bawi, buduje, zbiera bogactwa i kocha się.

Tylko wziąwszy pod uwagę pewien jakiś indywidualny fakt śmierci, spostrzegamy pustkę życia i wpadamy w przestrach.
Tracimy z oczu widok całości życia, którego śmierć jest zaledwie częścią.

Podobnie ma się rzecz, kiedy przez mikroskop patrzymy na kawałek sukna czy innego materiału; widzimy przed sobą sieć, wpatrujemy się w ogromne dziury i drżymy w wyobraźni.
Naprawdę jednak śmierć wcale nie jest ani ostatnią ani ostateczną rzeczywistością.
Przedstawia się tak czarno jak niebo przedstawia się niebiesko, ale śmierć nie czyni życia, tak jak niebo nie bawi błękitem skrzydeł ptaków.

Przyglądając się dziecku, próbującemu chodzić, widzimy tylko, jak niezliczone razy ono upada; sukcesy jego są nieliczne.
Gdybyśmy obserwacje swe ograniczyli do krótkiego przeciągu czasu, widok ten byłby wprost okrutny.

Stwierdzamy jednak, iż wbrew tym bezustannym upadkom jakiś poryw radości podtrzymuje dziecię w jego na pozór niemożliwych do uskutecznienia usiłowaniach.
Widzimy, iż ono nie myśli o swych licznych upadkach, lecz raczej o sztuce utrzymania równowagi choćby przez krótką chwilę.

Podobnie, jak to się ma z upadkami dziecka, próbującego chodzić, i my w życiu swoim co dzień napotykamy cierpienia pod różnymi postaciami a wykazujące nam niedoskonałość naszego poznania sił, jakimi rozporządzamy, wreszcie sposobu użycia woli.
Oczywiście, gdyby te cierpienia wykazywały nam tylko naszą słabość, umarli byśmy wskutek bezbrzeżnego przygnębienia.
Jest rzeczą prostą, że jeśli obierzemy jako teren swej obserwacji ograniczony zakres własnej działalności, indywidualne nasze niepowodzenia i niedostatki zarysują się w umyśle naszym w wielkich rozmiarach…. ale życie instynktownie kieruje nas ku szerszym widnokręgom i stawia przed nami większe cele, które stale wyciągają nas z obrębu granic danej chwili.

Ożywia nas nadzieja, krocząca zawsze na czele ograniczonych doświadczeń naszej teraźniejszości; jest to ta nieśmiertelna nasza wiara w nieskończoność, wiara, nie uznająca nigdy naszych niepowodzeń za fakty trwałe i niezmienne i nie ograniczająca nigdy swego terenu, wiara, która ma odwagę, głosić jedność człowieka z boskością, a której najbardziej fantastyczne marzenia i sny na co dzień się sprawdzają.

Widzimy prawdę, kiedy zwracamy umysł ku nieskończoności. Ideał prawdy leży nie w bieżącej, być może bolesnej teraźniejszości, nie w naszych bezpośrednich wrażeniach, lecz w świadomości naszej całości, kompletności, dającej nam przedsmak tego, czym moglibyśmy być i czym powinniśmy być.

Zło nie może zatrzymać życia na gościńcu i obrabowywać go z jego własności. Albowiem nawet zło musi przeminąć i przemienić się w dobro; nie może stanąć i wydać bitwy wszystkiemu.

W rzeczywistości człowiek nie wierzy naprawdę w zło, jak nie wierzy, aby skrzypce wymyślono tylko jako narzędzie wyszukanych tortur dla ucha, mimo, iż przy pomocy statystycznych danych możemy dowieść, iż prawdopodobieństwo dysonansów jest tu większe niż prawdopodobieństwo harmonii i że na jednego człowieka, umiejącego grać na skrzypcach, przypada tysiąc ludzi, którzy na instrumencie tym grać nie umieją.
Możliwość doskonałości przeważa jednak nad danymi przeciwnościami.

Nie ulega wątpliwości, iż znajdowali się ludzie, którzy zapewniali, że życie jest złem absolutnym, ale człowiek nie może brać ich na serio.

Ich pesymizm jest tylko pozą intelektualną lub sentymentalną, zaś życie samo w sobie jest optymistyczne i pragnie iść naprzód.

Pesymizm jest czymś w rodzaju umysłowej dipsomanii – odsuwa zdrowy pokarm, pozwala sobie na silny napitek oskarżeń i wytwarza sztuczne przygnębienie, które znowu domaga się podniecających trunków.

Gdyby życie było złem, nie trzeba by było czekać na filozofa, który by potrafił tego dowieść,
Wygląda to, jak gdybyśmy o popełnieniu samobójstwa chcieli przekonać człowieka, który zdrów i cały stoi przed nami.
Istnienie samo w sobie już jest dowodem, że świat nie jest i nigdy nie będzie zdominowany złem.

Niedoskonałość, która nigdy nie jest zupełną niedoskonałością, lecz która ma jako ideał doskonałość, musi przejść przez nieustającą realizację.

Poznaliśmy to co jest dobre, pokochaliśmy je i najgłębszą cześć oddaliśmy ludziom, którzy swym życiem dali mu świadectwo. Należy teraz odpowiedzieć na pytanie: Co jest dobre? Jak to sobie wyobraża nasza natura moralna? Odpowiem na to, że, kiedy w człowieku zaczyna się zarysowywać wizja jego prawdziwego „ja”, kiedy on zdaje sobie sprawę, iż znaczy o wiele więcej, niż mu się dotychczas wydawało, wtedy budzi się w nim świadomość jego natury moralnej.
Widzi wówczas, czym być powinien i ten stan, którego jeszcze nie doznał, nabiera w jego oczach cech znacznie większej rzeczywistości, niż stan, w którym się właśnie znajduje. Stosownie do tego musi się też nieodzownie zmienić jego perspektywa życiowa i jego wola zajmuje miejsce jego życzeń.

Albowiem wola jest najwyższym życzeniem szerszego życia, życia, którego większa część jest jeszcze na razie nie do osiągnięcia, którego cele nie są nam jeszcze po większej części widoczne. Wtedy przychodzi do starcia między naszym niższym ja a wyższym ja, między naszymi życzeniami a wolą, między upragnieniem rzeczy działających nam na zmysły a dążeniem naszego serca.

I wtedy zaczynamy rozróżniać, co jest naszym bezpośrednim życzeniem a co jest dobre, albowiem dobre i korzystne dla nas – jest to, czego pragnie nasze wyższe „ja”.
Ten zmysł, to poczucie dobrego, pochodzi z prawdziwszego przeglądu naszego życia, biorącego w rachubę nie tylko znajdującą się przed nami teraźniejszość lecz i to, czego nie ma i czego prawdopodobnie, z ludzkiego punktu widzenia, nigdy być nie może.

Nasza zdolność moralna jest właśnie tą zdolnością, dzięki której możemy zrozumieć, iż życie nasze nie składa się z fragmentów bezcelowych i pozbawionych wszelkiego związku. To poczucie moralne daje człowiekowi nie tylko moc widzenia, iż jego „ja” ma pewną ciągłość w czasie, ale pozwala mu też widzieć, że nie postępuje właściwie, kiedy się zamyka wyłącznie w swym własnym ,ja”.

Najważniejszą nauką, jaką człowiek może wyciągnąć ze swego życia, nie jest to, iż na tym świecie istnieje cierpienie, lecz że od człowieka tylko zależy zapisać je na swoje dobro i że on może przemienić je w radość.

O prawdzie tej bynajmniej nie zapomina i nie ma na świecie człowieka, który by wyrzekł się swego prawa cierpienia, albowiem to daje mu prawo być człowiekiem.
Pewnego dnia żona biednego robotnika skarżyła się gorzko przede mną, iż najstarszy jej syn miał część roku spędzić w domu bogatych krewnych. Uprzejma chęć ulżenia jej w kłopotach sprawiła jej ból, albowiem kłopoty i tron matki stanowią prawo jej miłości jej własność, której ona nie chciała podporządkować rozkazom żadnych konieczności.
Wolność człowieka nie polega bynajmniej na zupełnym wyzwoleniu z wszelkich kłopotów, lecz na tym, iż on może podjąć się trudów i kłopotów dla swego własnego dobra i że może uczynić je częścią składową swej radości.

Może się to jednak stać tylko wówczas, kiedy uświadomimy sobie, iż nasze indywidualne „ja” nie jest najwyższą treścią naszej istoty, lecz że mamy w sobie człowieka wszechświata, który jest nieśmiertelny i nie obawia się ani śmierci ani cierpienia, zaś ból uważa tylko za odwrotną stronę radości.

Kto sobie to uświadomił, ten wie, iż właśnie cierpienie naprawdę wzbogaca nas, istoty niedoskonałe czyniąc nas zarazem wielkimi i godnymi zajęcia miejsca po boku doskonałości.

On wie, że nie jesteśmy żebrakami, że dobrą monetą musimy płacić za wszystko, co naprawdę na tym świecie ma wartość, za naszą moc, wiedzę, mądrość i miłość, że cierpienie symbolizuje nam nieskończoność możliwej doskonałości, wiecznego rozwoju radości, i że człowiek, który traci wszelkie upodobania w przyjmowaniu cierpienia, upada coraz niżej i niżej, pogrążając się w odmętach nędzy i poniżenia.
Tylko kiedy człowiek wzywa pomocy cierpienia dla zaspokojenia swej chęci użycia, staje się ono złem i mści się za wyrządzoną sobie zniewagę wtrąceniem go w otchłań nieszczęścia. Albowiem cierpienie jest dziewiczą kapłanką, poświęconą służbie doskonałości, zaś kiedy, zająwszy należne sobie miejsce przed ołtarzem nieskończoności, odsuwa swą ciemną zasłonę i odkrywa oblicze, widzącemu wydaje się ono objawieniem najwyższej radości.

Fragment książki :”Sadhana”, autorstwa Rabindranath Tagore

Powiązane posty

• Koniec z “dramatami” w Twoim życiu

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle

• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle

• Czy jesteś podzielony na “dobrego” i “złego”?

• Wojna w Tobie trwa

• Nauka akceptacji dobrego i złego


Obnażanie sie do „ja”

05 Piątek Gru 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój

≈ 18 Komentarzy

Tagi

cierpienie, ego, etykietki, identyfikacja, indywidualność, mello, mnie, moje, przywiązanie, szczęście, Świadomość

obnazony
A teraz proponuję następujące ćwiczenie. Proszę napisać na kawałku papieru krótką charakterystykę siebie. Na przykład: człowiek interesu, ksiądz, człowiek, katolik, Żyd…

Cokolwiek. Niektórzy, jak widzę, piszą takie rzeczy: poszukujący pielgrzym, kompetentny, żywotny, niecierpliwy, skoncentrowany, elastyczny, pojednawczy, kochanek, istota ludzka, nadmiernie ustrukturalizowany. Jest to, mam nadzieję, owoc samoobserwacji. Jak gdybyś patrzył na kogoś innego, nie na siebie. Zauważcie jednak, że macie do czynienia z „ja”, które obserwuje „mnie”. Jest to interesujący fenomen, który od wieków fascynuje filozofów i mistyków, naukowców, psychologów. „Ja” może obserwować „mnie”.
Wygląda na to, że zwierzęta nie są w stanie tego dokonać. Wydaje się również, że potrzebna jest do tego określona doza inteligencji. To, co zamierzam wam teraz powiedzieć, nie jest metafizyką, nie jest też filozofią. To czysta obserwacja i zdrowy rozsądek. Wielcy mistycy Wschodu odwołują się tak naprawdę do „ja”, a nie do „mnie”.
W istocie niektórzy z tych mistyków uczą, że zaczynać powinniśmy od rzeczy, od świadomości rzeczy, by następnie przechodzić do świadomości myśli (czyli do „mnie”) i dopiero na końcu osiągnąć świadomość tego, który myśli. Rzeczy, myśli, myśliciel. Tak naprawdę szukamy myśliciela. Czy myślący zna samego siebie? Czy mogę wiedzieć, czym jest „ja”? Niektórzy z mistyków odpowiadają: „Czy nóż może ciąć sam siebie? Czy ząb może sam siebie pogryźć? Czy oko widzi samo siebie? Czy ja może poznać siebie?”

Mnie jednak interesuje coś nieskończenie bardziej praktycznego, a mianowicie to, czym „ja” nie jest. Będę teraz posuwał się tak małymi kroczkami, jak tylko to jest możliwe, gdyż konsekwencje mogą być nieobliczalne. Niezwykle wspaniałe albo ponad miarę tragiczne, to zależy od waszego punktu widzenia.

Posłuchajcie. Czy jestem moimi myślami o tym, że myślę? Nie. Myśli przychodzą i odchodzą. Nie jestem moimi myślami. Czy jestem moim ciałem? Wiem, że miliony komórek naszego ciała ulegają w każdej minucie zmianie lub są odnawiane tak, że co siedem lat wszystkie zostają wymienione. Komórki pojawiają się i znikają. Rosną i obumierają. Ale „ja” wydaje się trwać. Czy więc moje ciało to ja? Na pewno nie!

Jestem czymś innym i czymś więcej niż moje ciało. Można by powiedzieć, że ciało jest częścią „ja”, ale jest to podlegająca zmianie część „ja”. Jest w ciągłym ruchu, podlega nieustannej zmianie. Nazywamy je zawsze tak samo, ale ono się zmienia. Podobnie mamy jedną nazwę dla wodospadu Niagara, ale wodospad ten tworzony jest przez wodę, która za każdym razem jest inna. Używamy tej samej nazwy dla ciągle zmieniającej się rzeczywistości.

A moje imię? Czy „ja” jest moim imieniem? Nie ulega wątpliwości, że nie, gdyż mogę zmieniać imię nie zmieniając „ja”. A moja kariera? A moje poglądy? Mówię, że jestem katolikiem, wyznawcą judaizmu – czy to jest istotna część mojego „ja”? Czy jeśli przyjmę inną religię, to „ja” ulegnie zmianie? Czy mam wówczas nowe „ja”, czy też to samo „ja”, tyle że zmienione? Innymi słowy, czy moje imię jest istotną częścią mnie, mojego „ja”? Czy moja religia jest istotną częścią mojego „ja”? Przytoczyłem historyjkę o małej dziewczynce, która pyta małego chłopca, czy jest prezbiterianinem. Ktoś opowiedział mi inną, o Paddy. Paddy idzie ulicą Belfastu i nagle od tylu czuje przystawiony do głowy pistolet. Słyszy:

– Jesteś katolikiem czy protestantem?

Paddy musi szybko myśleć. Odpowiada więc:

– Jestem Żydem.

Na co słyszy głos: – Jestem największym szczęściarzem pośród Arabów w Belfaście.

Etykietki są dla nas niezwykle ważne. „Jestem republikaninem” – mówimy. Ale czy rzeczywiście? Nie myślisz chyba poważnie, że przystępując do jakiejś partii zyskujesz nowe „ja”. Czy nie jest to stare „ja” z nowymi politycznymi przekonaniami? Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, który pytał swego przyjaciela:

– Czy zamierzasz głosować na republikanów?

– Nie, będę głosował na demokratów – pada odpowiedz.

– Mój ojciec był demokratą, mój dziadek był demokratą, mój pradziad też był demokratą.

– Dziwaczne rozumowanie. Gdyby twój ojciec był koniokradem, tak jak i dziadek, a może również pradziadek, to kim byłbyś?

– Ach – odpowiada przyjaciel – wówczas byłbym republikaninem.

Tak wiele życia poświęcamy przywiązywaniu wagi do etykietek, naszych własnych i innych. Słowem, szyldy identyfikujemy z ludzkim „ja”. Często pojawiają się etykietki: „katolik”, „protestant”. Pewien człowiek poszedł kiedyś do księdza i poprosił:

– Ojcze, chciałbym, abyś odprawił mszę za mego psa.

Ksiądz był oburzony. – Mszę za twego psa, co ty sobie wyobrażasz!

– Pokochałem tego psa i chciałbym zamówić mszę w jego intencji.

– Nie odprawiamy tu mszy w intencji psów. Może pan zapytać gdzie indziej, czy nie odprawiono by takiej mszy – odparł ksiądz.

Wychodząc mężczyzna rzucił księdzu:

– Trudno. Ja naprawdę kochałem tego psa. Podczas mszy za niego zamierzałem dać milion dolarów na ofiarę.

Na to ksiądz:

– Niech pan chwilę poczeka. Nie powiedział mi pan przecież, że pański pies był katolikiem.

Jeśli jesteś uwikłany w sieć etykietek, jakie mają one znaczenie względem „ja”? Czy można byłoby powiedzieć, że „ja” nie jest żadną etykietką, z którą jesteśmy związani? Etykietki należą do „mnie”. To, co podlega nieustannej zmianie, to właśnie owo „mnie”. Czy „ja” podlega jakimkolwiek zmianom? To prawda, bez względu na to, jakie etykietki masz na myśli (być może za wyjątkiem „istoty ludzkiej”) stosować je należy do „mnie”. A więc, kiedy wyjdziesz na zewnątrz siebie i obserwujesz „mnie”, przestajesz identyfikować się ze „mną”.

Cierpienie istnieje we „mnie” i zaczyna się wówczas, gdy identyfikujesz, „ja” z „mnie”.

Załóżmy, że obawiasz się czegoś lub czegoś pożądasz, albo też czymś się niepokoisz. Kiedy „ja” nie identyfikuje się z pieniędzmi, nazwiskiem, narodowością, osobami, przyjaciółmi ani z żadną inną cechą, wówczas „ja” nigdy nie jest zagrożone.

Pomyśl o czymś, co było powodem bólu, zmartwienia czy niepokoju. Cóż takiego odkryjesz? Po pierwsze, uchwycisz pożądanie kryjące się za cierpieniem. Stwierdzisz, że jest coś, czego bardzo chcesz i gdyby nie to pragnienie, nie doznawałbyś cierpienia. Czym jest to pożądanie?

Po drugie, stwierdzisz, że nie jest to jedynie proste pożądanie. Jest ono uwikłane w identyfikację. Musiałeś sobie w jakiś sposób powiedzieć: „Istnienie mego, ‚ja’ nieodłącznie związane jest z tym pożądaniem”. Cierpienie wynika z identyfikowania siebie z czymś, co jest na zewnątrz lub wewnątrz psychiki człowieka.

A de Mello, Przebudzenie

Powiązane posty

• Poznawaj siebie – podejście Zen

• Kto jest premierem w Twoim rządzie?

• Narodziny Ego

• Ego a osobowość ofiary

• Wewnetrznie podzieleni

• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej

• Tak mocno pragniesz…? Oto przyczyna dlaczego nie otrzymujesz.

Odrobina gloryfikacji cierpienia…i jego wartości praktyczne :)

26 Środa List 2008

Posted by ME in Rozwój, zdrowie, Świadomość

≈ 9 Komentarzy

Tagi

akceptacja, ból, cierpienie, cierpienie dzieci, cierpienie dziecka, dzieci, nowa ziemia, obecność, pozwolenie na cierpienie, tolle, tragedia, uważność, zrozumienie, zrozumienie cierpienia, Świadomość

aniol
Jeśli masz małe dzieci, ofiaruj im pomoc, ochronę i przewodnictwo najlepsze jakie możesz, lecz co ważniejsze daj im przestrzeń – przestrzeń by mogły być.
Dzieci przychodzą na ten świat przez ciebie, ale nie są ‘twoje’. Przyjmowanie, że wiesz co jest dla nich najlepsze może być prawdziwe kiedy są bardzo małe, jednak im stają się starsze, przestaje być aktualne. Im więcej masz oczekiwań jak powinno wyglądać ich życie, tym bardziej utkwiłeś w umyśle, zamiast być dla nich obecnym. Tak czy owak na pewno popełnią błędy i doświadczą cierpienia tak jak wszyscy ludzie.
To co uważasz za ich błąd może tak wyglądać tylko z twojej perspektywy.
To co dla ciebie jest pomyłką może być dla nich dokładnie tym, co muszą przejść lub doświadczyć.

Daj im więc tyle pomocy i przewodnictwa ile potrafisz, lecz miej świadomość, że będziesz musiał pozwolić na popełnianie błędów, kiedy zaczną osiągać dorosłość.
Czasami będziesz również musiał pozwolić im cierpieć.
Cierpienie może ich dotknąć zupełnie z zaskoczenia, lub jako wynik wcześniejszych pomyłek.
Czy nie byłoby cudownie gdybyś mógł oszczędzić dzieciom całego cierpienia?
Nie, nie byłoby.
To nie pozwoliłoby im się rozwijać.
Pozostałyby płytkie i stale utożsamiające się z zewnętrzną formą rzeczy.

Cierpienie prowadzi do głębi. Sprzeciwiasz się cierpieniu, ponieważ go nie rozumiesz.
Tymczasem paradoksem jest, że z jednej strony przyczyną cierpienia jest identyfikacja z formą, a z drugiej niszczy ono to utożsamienie. Mnóstwo bólu pochodzi od ego, lecz w rezultacie cierpienie je rozpuszcza.
Dzieje się tak jednak wtedy, gdy cierpisz świadomie.

Przeznaczeniem ludzkości jest wyjść ponad cierpienie, lecz nie w sposób jaki myśli ego.

Jednym z błędnych jego założeń, jednym z filarów jego istnienia jest bowiem wierzenie
– ‘nie powinienem cierpieć’.
Czasami ta myśl przenosi się na kogoś innego – ‘moje dzieci nie powinny cierpieć’ .
Ta myśl sama w sobie leży u korzeni cierpienia i w istocie je potęguje.

Cierpienie ma szlachetny cel – ewolucję świadomości i wypalenie ego.
Człowiek na krzyżu jest archetypowym tego przykładem – jest każdym mężczyzną i każdą kobietą.
Tak długo jak opierasz się cierpieniu spowalniasz cały proces, ponieważ opór tworzy więcej ego do wypalenia.

Z drugiej strony, jeśli zaakceptujesz cierpienie, które i tak już się dzieje wszystko ulega przyspieszeniu, ponieważ cierpisz świadomie.

Możesz i potrafisz przyjąć zarówno własne cierpienie jak i ból bliskich ci osób.
W trakcie świadomego cierpienia następuje przeistoczenie – ogień bólu staje się światłem świadomości.

Ego mówi – ‘nie powinienem cierpieć’ – i sama ta myśl sprawia, że cierpisz dużo bardziej, ponieważ potęguje je bunt i złość jaki odczuwasz wobec faktu że cierpienie ciebie dotknęło.

W istocie to wypaczenie prawdy, która jest zawsze paradoksalna.
W tym przypadku brzmi ona – musisz powiedzieć cierpieniu ‘tak’, zanim wykroczysz ponad nie.

Nieszczęśliwość w tle

Ego tworzy oddzielenie a oddzielenie tworzy cierpienie.
Ego jest zatem wyraźnie patologiczne.
Poza oczywistymi jego przejawami takimi jak gniew czy nienawiść istnieje mnóstwo subtelnych form negatywności, które są tak powszechne, że nie są zwykle rozpoznawane jako takie.

Dla przykładu są to
– niecierpliwość,
– irytacja,
– nerwowość,
– poczucie, że ma się wszystkiego dość.

Wszystkie te formy tworzą coś co można by określić jako nieszczęśliwość w tle, rodzaj podskórnego szumu – stan, który nieustannie dominuje u większości ludzi.

Musisz być w najwyższym stopniu czujny i absolutnie obecny, aby móc to odkryć i zauważyć w sobie. Kiedykolwiek zdajesz sobie sprawę z tych stanów –
to moment przebudzenia, nieidentyfikacji z umysłem.

Jednym z bardziej powszechnych, negatywnych stanów, który właśnie z racji swej powszechności łatwo przeoczyć to wszechobecne poczucie niezadowolenia, które najlepiej można opisać jako pojawiająca się gdzieś w tle pretensja.

Może ona dotyczyć zarówno czegoś konkretnego jak i niekonkretnego.
Wiele osób spędza w tym stanie większą część swojego życia.
Tak bardzo się z tym identyfikują, że nie są już w stanie stanąć obok i zobaczyć tego.

Za tym uczuciem, kryją się pewne nieświadomie utrzymywane przekonania lub myśli.
Ludzie produkują te myśli, dokładnie w ten sam sposób jak śnią sny, gdy śpią. Mówiąc inaczej nie zdają sobie sprawy z ich wytwarzania, podobnie jak śpiący nie wie, że śni.

Oto kilka z bardziej powszechnych, nieświadomych myśli, które zasilają poczucie niezadowolenia, wewnętrznej pretensji.
Celowo usunąłem z nich konkretną treść, tak aby pozostała tylko sama struktura. W ten sposób są bardziej widoczne i czytelne. Kiedykolwiek w twym życiu pojawi się w tle nieszczęśliwość (lub nawet na pierwszym planie) będziesz mógł to rozpoznać wstawiając do tych myśli własną treść, zgodnie z osobistą sytuacją.

„Jest coś co powinno się wydarzyć w moim życiu, zanim będę szczęśliwy, spełniony, zanim odnajdę pokój. Żałuję, że to się jeszcze nie zdarzyło. Być może moje niezadowolenie sprawi, że kiedyś się to wydarzy.”

„Coś wydarzyło się w przeszłości, co nie powinno się wydarzyć i czuję z tego powodu niezadowolenie. Gdyby to nie miało miejsca, mógłbym łatwo odnaleźć spokój”

„Właśnie teraz wydarza się coś takiego, co nie powinno się dziać. To powstrzymuje mnie od bycia szczęśliwym, spokojnym i zadowolonym”.

Często te nieświadome przekonania skierowane są do jakiejś osoby i wówczas ‘dzianie się’ zamienia się na ‘działanie’:

„Powinieneś zrobić to czy tamto, abym ja mógł odnaleźć pokój.
Żałuję, że jeszcze tego nie zrobiłeś.
Być może moje niezadowolenie sprawi, że to zrobisz”

„Powiedziałeś lub zrobiłeś (albo nie udało ci się zrobić) coś w przeszłości i to powstrzymuje mnie od spełnienia. Z tego powodu nie mogę odnaleźć spokoju.”

„To co robisz, lub czego nie robisz teraz nie pozwala mi być szczęśliwym. Przez ciebie nie mogę być zadowolony

Wszystkie powyższe przekonania i myśli nie rozpoznane wtedy, gdy się pojawiają, mylimy z rzeczywistością.

A w istocie są tylko fałszywymi historiami, tworzonymi przez ego, które chce nas przekonać, że są powody abyśmy właśnie teraz nie mogli odnaleźć pokoju i spełnienia.

Trwanie w pokoju i bycie tym kim jesteśmy, bycie sobą, to w istocie jedno i to samo.
Ego zaś podszeptuje – może w jakiejś nieokreślonej chwili w przyszłości odnajdę pokój – jeśli wydarzy się to lub tamto, zdobędę coś, lub kogoś albo stanę się kimś.

Może też mówić – nie mogę być szczęśliwy, ponieważ to czy tamto wydarzyło się w przeszłości. Posłuchajcie historii, które opowiadają ludzie.
Wszystkim można nadać jeden tytuł: „Dlaczego nie mogę odnaleźć szczęścia i spełnienia teraz?”.

Ego nie wie, że jedyna chwila, aby poczuć prawdziwą radość jest TERAZ.
Cóż, nie wie, a może boi się tego odkryć.
W istocie bowiem, pokój odnaleziony w chwili obecnej jest jego końcem.

Jak odnaleźć pokój w TERAZ?
Przez bycie w pokoju z teraźniejszym momentem. Chwila obecna to pole, na którym wydarza się gra życia. Nie może się dziać gdziekolwiek indziej. Kiedy będziesz już w zgodzie z chwilą obecną, zauważ co się wydarza, co możesz wybrać albo zrobić, a raczej jak życie ‘działa’ przez ciebie.
Są trzy słowa, które przekazują sekret sztuki życia, sekret wszelkiego sukcesu i szczęścia
– JEDNOŚĆ Z ŻYCIEM.

Bycie w jedności z życiem, to bycie w jedności z TERAZ.
Zdajesz sobie wtedy sprawę, że w rzeczywistości nie ty przeżywasz swe życie, ale to życie ‘przeżywa’ ciebie. życie jest tancerzem, a ty tańcem.

Ego uwielbia swoje użalanie się nad rzeczywistością.
A co to jest rzeczywistość?
Cokolwiek jest.
Budda nazywał to tatata – „takością” życia, co nie jest niczym więcej niż takością tej chwili.
Życiem – takim jakie po prostu jest.

Opór wobec tej „takości” życia jest jedną z głównych cech ego.
Wytwarza negatywność na której się rozwija, bunt, opór i nieszczęśliwość, które kocha.

W ten sposób, opierając się temu co jest, sprawiasz – nie wiedząc nawet o tym – że ty i inni cierpią, że tworzysz piekło na ziemi.
Kreowanie cierpienia bez wiedzy o tym to esencja nieświadomego życia, to bycie całkowicie w uchwycie ego.

Stopień niezdolności ego do rozpoznania siebie i zobaczenia co wyprawia jest wstrząsający i niewiarygodny.
Będzie robić dokładnie to samo, za co potępia innych i nie widzieć tego.
Gdy zwraca się na to uwagę, będzie używać gniewnego zaprzeczenia, przebiegłych argumentów, samousprawiedliwiania się, aby tylko wypaczyć fakty.

Zobaczcie: ludzie to robią, korporacje to robią, rządy to robią.
Kiedy to nie działa ego ucieka się do krzyku, a nawet przemocy fizycznej.
Wyślijcie żołnierzy!
Aby zakończyć niedolę, która dotyka ludzką rasę od tysięcy lat, musisz rozpocząć od siebie i wziąć odpowiedzialność za swój wewnętrzny stan w każdej chwili.
To znaczy w TERAZ.
Zapytaj sam siebie – Czy jest jakaś negatywność we mnie w tej chwili?
Obudź się na tą chwilę.

Bądź czujny i uważny wobec swych myśli i emocji. Zauważaj zwłaszcza różne przejawy nieszczęśliwości w tle, które opisałem wcześniej – niezadowolenie, nerwowość, poczucie, że ma się czegoś dość etc.

Bądź świadomy myśli, które zdają się usprawiedliwiać lub wyjaśniać tę nieszczęśliwość, a w istocie ją powodują i wzmacniają.

W chwili gdy stajesz się świadomy jakiegoś negatywnego stanu w sobie to nie oznacza, że poniosłeś porażkę.
Wręcz przeciwnie!
Odniosłeś sukces.

Bowiem do czasu, gdy pojawi się taka świadomość tkwisz w utożsamieniu z wewnętrznymi stanami, a taka identyfikacja to nic innego jak ego.
Wraz ze świadomą uważnością wyzwalasz się z identyfikacji z myślami, emocjami i reakcjami.
I nie chodzi tu o ich wypieranie czy zaprzeczanie.
Myśli, emocje i reakcje są rozpoznawane jako takie i w tym momencie rozpoznania nie dochodzi już do automatycznej identyfikacji.

W twoim poczuciu siebie, tego kim w istocie jesteś następuje subtelna, ale wielka przemiana.
Wcześniej byłeś myślami, emocjami i reakcjami – teraz zaś jesteś uważnością, świadomą Obecnością, która jest świadkiem wszystkich stanów i obiektów.

„Kiedyś uwolnię się od ego”.
Kto to mówi?
Ego.

Uwolnienie od ego wcale nie jest wielką rzeczą, wręcz powiedziałbym, że małą.
Wystarczy jeśli będziesz świadomy swoich myśli i emocji wtedy, gdy się dzieją. W istocie to nie jest żadne ‘działanie’ tylko ‘widzenie’.
A więc prawdą jest, że nie możesz zrobić nic, aby uwolnić się od ego.
Emocje a nawet myśli, dzięki świadomości stają się bezosobowe.
Ich nieosobowa natura zostaje rozpoznana. Nie ma w nich już więcej poczucia siebie.
One są po prostu ludzkimi emocjami, ludzkimi myślami.
Cała twoja życiowa historia, która ostatecznie jest tylko opowieścią, zlepkiem myśli i emocji, staje się
drugorzędna i nie zajmuje już więcej pierwszego planu świadomości.  Nie musisz się z nią utożsamiać i przywiązywać do niej, gdyż dostrzegasz już, że to przywiązanie do niej – rodzi cierpienie.

Jesteś światłem Obecności, świadomością, która jest ważniejsza i głębsza niż jakiekolwiek myśli czy emocje.

~E. Tolle, Nowa Ziemia

Poczytaj także

• Koniec cierpienia – inspirujące cytaty z Thich Nhat Hanh

• Koniec z “dramatami” w Twoim życiu

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle

• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle

• Cierpienie może być najcenniejszą lekcją – historia Dana

• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej

• Czy wiesz dlaczego cierpisz?

• Rezygnacja i bezradność w obliczu trudności – jak pokonać pesymizm?

Uzdrowienie cierpienia z przeszłości

14 Piątek List 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 5 Komentarzy

Tagi

ból, ciało bolesne, cierpienie, energia bólu, energia emocji, negatywna energia, nowa ziemia, tolle, wolność, wyzwolenie, zjadający towarzysze, zranienie, Świadomość

wyzwolenie
Kiedyś przyszła do mnie kobieta w wieku około 30 lat.
W momencie przywitania wyczułem ból, skrywany za uprzejmym i sztucznym uśmiechem. Zaczęła opowiadać swoją historię i w przeciągu paru chwil ten uśmiech zamienił się w grymas bólu.
Pojawił się niekontrolowany szloch.
Powiedziała, że czuje się samotna i niespełniona.
Było w tym wiele gniewu i smutku.
Już jako dziecko została wykorzystana przez używającego fizycznej przemocy ojca. To pozwoliło szybko się zorientować, że jej ból nie był spowodowany obecnymi sytuacjami i warunkami, ale tworzyło go wyjątkowo ciężkie ciało bolesne.
Ono stało się filtrem, przez które postrzegała całą życiową sytuację.
Dziewczyna nie była już w stanie widzieć zależności pomiędzy emocjonalnym bólem i myślami, całkowicie identyfikując się z obydwoma.
Nie dostrzegała, że stale karmiła ciało bolesne swoimi myślami.
Innymi słowy, żyła z ciężarem głęboko nieszczęśliwego ja.

Z drugiej strony, na pewnym poziomie, musiało docierać do niej, że sama jest sprawcą podtrzymywania bólu, że sama jest ciężarem dla siebie.
To sprawiło, że była gotowa się obudzić i dlatego przyszła.
Skierowałem jej uwagę na to, co czuła wewnątrz ciała i poprosiłem by poczuła emocje bezpośrednio, nie używając filtra nieszczęśliwych myśli czy własnej nieszczęśliwej przeszłości.

Powiedziała wtedy, że przyszła do mnie oczekując wskazania drogi wyjścia z bólu, a nie zagłębiania się w niego.
Niechętnie, ale jednak zrobiła to o co prosiłem.
Łzy popłynęły po twarzy, całe jej ciało zaczęło drżeć.
Powiedziałem: „W tej chwili to jest to, co czujesz. Nic nie możesz z tym zrobić, bo to jest to, co odczuwasz właśnie w tym momencie. Czy teraz, zamiast pragnienia, by ta chwila była inna niż jest, co tylko przydaje więcej bólu niż już czujesz, mogłabyś całkowicie przyjąć to, czym wypełniony jest ten moment?”
Była cicho przez chwilę, nagle jednak zaczęła wyglądać na zniecierpliwioną, jakby chciała wstać i wyjść. Powiedziała:
„Nie. Nie chcę tego zaakceptować”.
„Kto teraz to mówi?”– spytałem.
„Ty czy nieszczęśliwość w tobie? Czy potrafisz dostrzec, że twój ból – z powodu bycia nieszczęśliwą – jest jeszcze jednym pokładem nieszczęścia?”.
Na chwilę znowu się uciszyła.
„Nie nalegam, abyś zrobiła cokolwiek. Wszystko o co proszę, to byś odpowiedziała sobie na pytanie czy możesz pozwolić wszystkim obecnym uczuciom tu być. Innymi słowy i może zabrzmi to dziwnie – jeżeli nie masz nic przeciwko temu, by być nieszczęśliwą, co dzieje się z tą nieszczęśliwością? Czy chcesz się tego dowiedzieć?”.
Przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną, lecz po minucie lub dwóch, nagle zauważyłem znaczną zmianę w jej polu energii.
Powiedziała: „To dziwne. Wciąż jestem nieszczęśliwa, ale teraz jest wokół tego przestrzeń. To wszystko wydaje się mniej znaczyć”.
To był pierwszy raz kiedy usłyszałem, by ktoś ujął to w ten sposób – „jest przestrzeń wokół mojego nieszczęścia”.
Ta przestrzeń pojawia się rzecz jasna, kiedy istnieje wewnętrzna akceptacja wszystkiego, cokolwiek jest przeżywane w chwili obecnej.
Niewiele już powiedziałem, pozwalając jej być z tym doświadczeniem. Później zrozumiała, że w chwili, gdy przestała identyfikować się z uczuciem- tą starą bolesną emocją, która w niej żyła- w chwili, gdy całą swoją uwagę skierowała bezpośrednio na nie – bez próby opierania się – nie mogło ono dłużej kontrolować jej myślenia i podtrzymywać mentalnie wykreowanej konstrukcji pod tytułem – „nieszczęśliwe ja”.

W jej życiu pojawił się nowy wymiar, który wykroczył ponad osobistą przeszłość – wymiar Obecności. Ponieważ nie można być nieszczęśliwym bez nieszczęśliwej historii, był to koniec jej cierpienia.
Był to również początek końca jej bolesnego ciała.

Emocja sama w sobie nie jest nieszczęśliwością.
Tylko emocja plus nieszczęśliwa historia, tworzą ból i zgryzotę.
Kiedy nasze spotkanie dobiegło końca, to było tak spełniające wiedzieć, że właśnie doświadczyłem wzrostu Obecności w innej ludzkiej istocie.
Jedynym prawdziwym powodem naszej egzystencji w ludzkiej formie, jest wnoszenie tego wymiaru do świata. Byłem świadkiem zanikania ciała bolesnego nie przez walkę z nim, lecz przez prześwietlanie go światłem świadomości.

Kilka minut po wyjściu kobiety, przyjechała do mnie przyjaciółka, aby coś zostawić. Gdy tylko weszła do pokoju powiedziała: „Co tu się wydarzyło?Czuję jakąś ciężką i mroczną energię. Od razu robi się niedobrze. Powinieneś chyba otworzyć okno i zapalić jakieś kadzidło”.
Wyjaśniłem, że właśnie byłem świadkiem wielkiego wyzwolenia pewnej osoby o bardzo gęstym ciele bolesnym i to co można odczuć, musi być energią, która uwolniła się w czasie sesji. Znajoma nie zgodziła się jednak zostać i posłuchać.
Chciała wyjść tak szybko, jak to możliwe. Otworzyłem okno i wyszedłem na kolację do małej, hinduskiej restauracji w pobliżu. […]

Fragment z :”Nowa Ziemia” , E. Tolle

Powiązane posty

• Ciemna strona emocji?

• Cykle życia i śmierci – Twoje istnienie.

• Ciemna noc duszy

• Zostań mistrzem swoich emocji?

• Uciszenie silnych emocji – wg Huny

•Sztuka bycia opanowanym – Emocje pod kontrolą.

Ciemna strona emocji?

13 Czwartek List 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, zdrowie, Świadomość

≈ 4 Komentarze

Tagi

ból, blokada energetyczna, blokady energetyczne, chowanie emocji, ciało bolesne, cierpienie, demon, formy myślowe, huna, kumulacja energii, opętanie, potęga teraźniejszości, tolle, wypieranie emocji, Świadomość

emocje

czyli „Ciało bolesne”

wg E. Tolle, „Potęga Teraźniejszości”.

Dopóki umiejętność bycia w Tu i Teraz jest ci niedostępna, każde bolesne emocjonalnie doznanie pozostawia po sobie osad cierpienia.
Żyje ono w tobie jeszcze długo po fakcie, miesza się z zadawnionym bólem, który wcześniej w sobie miałeś, i wrasta w umysł i ciało.
Zasada ta oczywiście dotyczy także wszystkiego, co wycierpiałeś w dzieciństwie z powodu nieświadomości świata, w którym zdarzyło ci się urodzić.
Z nagromadzonego bólu powstaje negatywne pole energetyczne, wypełniające twoje ciało i umysł.
Jeśli masz wrażenie, że jest to niewidzialny, odrębny byt, niewiele się mylisz.
Z bólu emocjonalnego powstaje bowiem – ciało bolesne – skumulowana, bolesna energia.
Ma ono dwa tryby istnienia: utajony i czynny.
U jednej osoby może przez dziewięćdziesiąt procent czasu pozostawać w uśpieniu, natomiast u innej, głęboko nieszczęśliwej, potrafi być stale aktywne.
Niektórzy ludzie uczestniczą w życiu niemal wyłącznie za pośrednictwem swojego ciała bolesnego, inni zaś mogą odczuwać jego obecność tylko w pewnych okolicznościach – na przykład w związkach osobistych albo w sytuacjach kojarzących się z niegdysiejszą stratą lub porzuceniem, z fizycznym bądź emocjonalnym zranieniem itp.

Ciało bolesne może dać znać o sobie pod wpływem jakiegokolwiek bodźca, zwłaszcza gdy uruchamia on echa dawnej bolesnej prawidłowości. Kiedy gotowe jest zbudzić się ze snu, wystarczy myśl czy też niewinna uwaga kogoś z najbliższego otoczenia, żeby je uruchomić.
Niektóre ciała bolesne są nieznośne, ale stosunkowo mało szkodliwe – trochę jak rozkapryszone dziecko.
Zdarzają się też jednak złośliwe, niszczycielskie potwory, istne „demony”. Część z nich posługuje się przemocą fizyczną, ale znacznie liczniejsze uciekają się do przemocy w sferze emocjonalnej. Jedne napastować będą ludzi z twojego bliższego lub dalszego otoczenia, podczas gdy inne zaatakują ciebie – swojego „żywiciela”.

Myśli i uczucia, które budzi w tobie własne życie, przybierają wtedy głęboko negatywny, autodestrukcyjny odcień.

Często bywa to przyczyną schorzeń i nieszczęśliwych wypadków. Niektóre ciała bolesne doprowadzają swoich żywicieli do samobójstwa.
Czasem wydaje ci się, że kogoś dobrze znasz, i nagle stajesz oko w oko z tym obcym tworem – nagromadzonym w Tobie bólem, gniewem i tożsamością ofiary.
Za pierwszym razem czeka cię spory szok.
Ważniejsze jest jednak obserwowanie własnego ciała bolesnego aniżeli cudzych.
Zauważaj w sobie wszelkie przejawy niezadowolenia: irytację, zniecierpliwienie, zasępienie, chęć czynienia krzywdy, gniew, przygnębienie, pragnienie, żeby w twoim związku osobistym pojawiła się nuta dramatu.
Mogą one znaczyć, że ciało bolesne próbuje zbudzić się z uśpienia.
Jeśli rzeczywiście się zbudzi, natychmiast je na tym przyłap.
Ciało bolesne walczy o przetrwanie – tak jak każdy „byt”.
Przetrwać zaś zdoła tylko pod warunkiem, że skłoni cię, abyś bezwiednie z nim się utożsamił.
Może wtedy wychynąć z ukrycia, przejąć władzę, „stać się tobą” i za twoim pośrednictwem żyć. Potrzebuje ciebie jako narzędzia zdobywania „pokarmu”.
Będzie się żywiło każdym doznaniem, które wibruje pokrewną mu energią – wszystkim, co rodzi nowy ból pod jakąkolwiek postacią: gniewu, skłonności niszczycielskich, nienawiści, rozpaczy, dramatycznych emocji, przemocy, a nawet choroby.

Gdy więc ciało bolesne tobą zawładnie, stworzy ci sytuację, która odbije ku niemu energię, nastrojoną na jego własną częstotliwość, żeby mogło się nią karmić.
Ból może się żywić tylko bólem.
Nie może się żywić radością.
Po prostu jej nie trawi. Z chwilą gdy ciało bolesne przejmie władzę nad tobą, twój apetyt na ból wzrośnie.
Staniesz się ofiarą lub oprawcą.
Zechcesz zadawać cierpienie albo cierpieć – jedno drugiego zresztą nie wyklucza: tak naprawdę niewielka to różnica. Oczywiście nie jesteś tego świadom i będziesz twierdził z zapałem, że wcale bólu nie pragniesz. Ale jeśli uważniej się przyjrzysz, zobaczysz, że twoje myślenie i zachowanie podporządkowane jest temu, aby ból nie ustawał – zarówno twój własny, jak i cudzy. Gdybyś był tego świadom, cały ten schemat by się rozsypał, bo trzeba być obłąkanym, żeby pragnąć bólu, a nikt nie jest obłąkany świadomie.

Ciało bolesne – mroczny cień ego – boi się blasku świadomości.
„Boi się” ujawnienia.
Warunkiem przetrwania ciała bolesnego jest twoje bezwiedne utożsamienie z nim i nieświadomy lęk przed konfrontacją z bólem, który w tobie żyje.
Ale jeśli nie spojrzysz temu bólowi prosto w oczy, jeśli nie opromienisz go blaskiem świadomości, będziesz musiał raz po raz na nowo go przeżywać.
Ciało bolesne może ci się wydawać niebezpiecznym potworem, na którego nie masz odwagi spojrzeć, ale zapewniam cię: to tylko zwiewne widmo, nie oprze się zatem potędze twojej przytomności. Wedle niektórych nauk duchowych wszelki ból to w gruncie rzeczy – tylko złudzenie.
Owszem, prawda.
Ale czy przekonałeś się o tym na własnej skórze? Sama wiara nie wystarczy, żeby stało się to dla ciebie prawdą.
Chcesz do końca życia cierpieć ból i twierdzić, że jest złudny?
Czy to cię od niego uwalnia?
Szukamy tu sposobu, żeby ta prawda stała się dla ciebie faktem – autentycznym doświadczeniem.
A zatem ciało bolesne nie chce, żebyś je miał pod bezpośrednią obserwacją i widział takim, jakie jest.
Kiedy zaczynasz je obserwować, kiedy czujesz w sobie pole jego energii i ogarniasz je uwagą, pryska łącząca cię z nim więź utożsamienia. Pojawia się wyższy wymiar świadomości: przytomna obecność. Jesteś teraz świadkiem, obserwatorem poczynań ciała bolesnego.
Znaczy to, że nie może ono już cię wykorzystywać, podszywając się pod ciebie, ani regenerować się, czerpiąc z ciebie soki. Odnalazłeś najgłębsze źródło siły wewnętrznej. Dotarłeś do potęgi teraźniejszości.

Jutro wieczorem – ciąg dalszy artykułu – historia kobiety która padła ofiarą przemocy.

E. Tolle „Potęga teraźniejszości”

Powiązane posty

• Ciemna noc duszy

• Opetanie i formy myślowe wg Huny

• Memy i wirusy umysłu

• Zostań mistrzem swoich emocji?

• Uciszenie silnych emocji – wg Huny

•Sztuka bycia opanowanym – Emocje pod kontrolą.

• Reakcje i mowa ciała = lustro emocji.

• Jak rósł mózg człowieka: Ewolucja emocji.

• Gniew, poczucie winy, lęk i samotność – czym naprawdę są?

• Czym jest gniew i jak sobie z nim radzić. W związku i w życiu.


Pytania i odpowiedzi – Katie Byron

26 Niedziela Paźdź 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Świadomość

≈ 5 Komentarzy

Tagi

byron, cierpienie, katie byron, metoda pracy, mini book, mini książeczka, myślenie, myśli, odwrócenie problemu, praca, uzdrowienie, wolność, Świadomość


Poniższy fragment pochodzi z mini książeczki Katie Byron, opowiadającej o technice Pracy ze sobą, polegającej w skrócie na tym, że myśli nie są szkodliwe i nie niosą ze sobą cierpienia, do momentu gdy nie zaczniemy w nie wierzyć. Więcej o technice ‚odwracania myśli” – znajdziesz tutaj

————————————————
P:Ciężko mi jest pisać o innych, czy mogę pisać o sobie?

O:Jeśli naprawdę chcesz poznać siebie, sugeruję żebyś spróbowała pisać o innych. Skieruj na początku uwagę na zewnątrz i odkryjesz, że wszystko na zewnątrz  jest i tak –  bezpośrednim odzwierciedleniem twojego myślenia.
To wszystko co widzisz dokoła, te oceny których dokonujesz – odbijają ciebie. Większość z nas przez lata kierowało swoją krytykę i oceny na siebie  i jak do tej pory niczego to nie rozwiązało. Ocenianie kogoś innego, dokonanie wglądu i odwrócenie tego jest szybką ścieżką do zrozumienia i samorealizacji.

P: Jak możesz mówić że rzeczywistość jest dobra? Co z wojną, biedą, gwałtami, przemocą i wykorzystywaniem dzieci? Wybaczasz im?

O: W jaki sposób mogłabym im wybaczać? Po prostu zauważam, że jeśli wierzę, że nie powinny istnieć, a oni wciąż istnieją – to z tego powodu cierpię. Źródłem cierpienia jest mój nieustający opór wobec tego co Jest.
A zatem – czy mogę zakończyć wojnę w sobie? Czy mogę przestać gwałcić siebie i innych swoimi obraźliwymi, negatywnymi myślami, pretensjami,  działaniami? Jeśli nie, to tak naprawdę sama kontynuuję w sobie dokładnie tą samą rzecz, którą chcę zakończyć w zewnętrznym świecie…
Trzeba zacząć od zakończenia swojego własnego cierpienia, swojej własnej wojny. To jest praca na całe życie.

P: Więc według tego, co mówisz powinnam zaakceptować rzeczywistość taką jaką jest, a nie walczyć z nią. Czy tak?

O: Metoda (Praca)  nie mówi, że ktoś powinien – lub nie powinien czegoś robić. My po prostu pytamy: ”Jaki jest efekt noszenia w sobie pretensji do rzeczywistości? Jak to skutkuje, jak się z tym czujemy ?
Metoda bada przyczynę i efekty naszego przywiązania do bolesnych myśli i w tym badaniu – znajdujemy naszą wolność.

P: Kochanie tego, co jest – brzmi jak byśmy mieli nie chcieć niczego więcej w życiu. Czyż bardziej interesujące nie wydaje się pragnienie różnych rzeczy?

O: Moje doświadczenie jest takie, że pragnę czegoś przez cały czas : Ale to czego pragnę, okazuje się być tym co…już mam.
Odkrycie tego jest nie tylko interesujące ale wręcz ekstatyczne! Gdy chcę tego, co już mam, myśl i akcja nie są od siebie oddzielone, działają jako jedność, bez konfliktu.
Gdy tylko zauważysz, że czegoś ci brakuje, w dowolnym momencie – zaraz zapisz swoją myśl i dokonaj wglądu.
Odkryłam, że życie jest zawsze wystarczające i nie wymaga uciekania w przyszłość.
Wszystko, czego pragnę jest zawsze dostarczane i nie muszę podejmować jakichś strasznych wysiłków.
Nie ma nic bardziej ekscytującego niż akceptowanie i kochanie tego, co już jest.

P: Co jeśli nie mam problemów w relacjach z ludźmi, czy mogę pracować w ten sposób nad innymi rzeczami, jak na przykład moje ciało?
P: Przykład: ”Moje ciało powinno być zdrowe i silne” zamienia się na ”Moje myślenie powinno być silne i zdrowe.”

O: Czy to nie jest to, czego tak naprawdę chcesz – zrównoważony, zdrowy umysł? Czy chore ciało było kiedykolwiek problemem, czy to raczej twoje myślenie o ciele jest problemem? Zbadaj to. Niech twój doktor zajmie się twoim ciałem, gdy ty zajmiesz się twoim myśleniem.  Wolność nie wymaga zdrowego ciała. Uwolnij swój umysł. Wraz z prawdziwie wolnym umysłem, przyjdzie także zdrowie ciała.

P: Jak mogę wybaczyć komuś, kto mnie zranił bardzo mocno?

O: Oceń swojego wroga, zapisz to sobie, zadaj cztery pytania i postaw je wszystkie na głowie.
1. Czy to prawda?
2. Czy mogę absolutnie wiedzieć, że to prawda?
3. Jak się czuję, reaguję, gdy myślę tę myśl?
4. Kim byś był bez tej myśli?

Zauważ sam dla siebie, że przebaczenie oznacza odkrycie, że to, co myślisz że się stało… nie stało się. Dopóki nie widzisz, że nie ma niczego do przebaczenia – nie przebaczyłeś.
Nikt nigdy nikogo nie zranił. Nikt nigdy nie zrobił czegoś strasznego. Nie ma niczego strasznego, za wyjątkiem twoich autorytarnych myśli na temat tego, co się wydarzyło.
Więc gdy tylko cierpisz: dokonaj wglądu, przyjrzyj się swoim myślom i uwolnij się od nich.
Bądź dzieckiem. Zacznij od umysłu, który nic nie wie. Weź swoją ignorancję i zamień w podróż aż do wolności.

P: Czy wgląd jest procesem myślenia? Jeśli nie, to czym on jest?

O: Wgląd wydaje się być procesem myślenia, ale w rzeczywistości jest to sposób na nie-myślenie. Myśli tracą swoją siłę nad nami, gdy zdamy sobie sprawę, że one po prostu przepływają przez umysł. Nie są one realną częścią nas. Poprzez Pracę zamiast uciekać, czy represjonować nasze myśli, uczymy się jak spotykać je z otwartymi ramionami, rozumieć i w ten sposób zwracać sobie wolność.

Kate-izmy.
(tlumaczenie dowolne)

Personalities don’t love — they want something.
Osobowości nie kochają. One czegoś pragną.

If I had a prayer, it would be this: “God spare me from the desire for love, approval, or appreciation.
Amen.”

Jeśli miałabym modlitwę, brzmiałaby: „Boże uwolnij mnie od pragnienia miłości, akceptacji czy uznania. Amen.”

Don’t pretend yourself beyond your own evolution. I am the perpetrator of my suffering — but only all of it.
Nie stwarzajmy pozorów, że nie mamy wpływu na swój rozwój. Ja, w całości – odpowiadam za to czy czuję cierpienie.

An unquestioned mind is the world of suffering.
Umysł który nie potrafi kwestionować tego w co wierzy, sam tworzy świat w którym cierpi.

Anything you want to ask a teacher, ask yourself. If you really want to know the truth, the answer will
meet your question.

O cokolwiek chcesz zapytać nauczyciela, zapytaj siebie. Jeśli naprawdę chcesz znać prawdę, odpowiedź napotka twoje pytanie.

It’s not your job to like me — that’s my job.
To nie twoje zadanie,by mnie lubić. To moje zdanie.

The worst thing that has ever happened is an uninvestigated thought.
Najgorszą rzeczą jaka może się przytrafić, jest bezrefleksyjna myśl.

Sanity doesn’t suffer, ever.
Zdrowy rozsadek nie cierpi.

The teacher you need is the person you’re living with. Are you listening?
Nauczyciel, którego potrzebujesz to osoba, z którą żyjesz. Czy słuchasz jej uważnie?

Reality is always kinder than the story we tell about it.
Rzeczywistość jest zawsze lepsza, niż nasze na jej temat wyobrażenia.

Confusion is the only suffering.
Zagubienie – to jedyne cierpienie.

There are no physical problems — only mental ones.
Nie ma fizycznych problemów – tylko psychiczne.


Mini ksiażeczka Katie Byron

Powiązane posty :

• Mój interes, Twój interes, boski interes?

Historia Buddy

27 Sobota Wrz 2008

Posted by ME in Medytacja, Rozwój

≈ 3 Komentarze

Tagi

budda, Budda Siakjamuni, buddyzm, cierpienie, cztery szlachetne prawdy, droga do oświecenie, Jakimi rzeczy są, karma, koło prawa, krag życia i śmierci, krąg cierpienia, lama, Lama Ole Nydahl, mistrz, nauczanie, nauka, nauka buddy, odkupienie, oświecenie, prawda, przebudzenie, Siddhartha Gautama, uczniowie, wolność, wyzwolenie, Świadomość, ścieżka

Budda urodził się 2580 temu w królewskiej rodzinie. Przekazy mówią, że był wysoki, silny i miał niebieskie oczy. Ziemie jego rodziców leżały na południowym obrzeżu dzisiejszego Nepalu, wokół ówczesnego miasta Kapilawastu.
Budda nie był zdecydowanie owocem dziewiczego poczęcia, lecz ostatnią w ogóle szansą swej matki na posiadanie jeszcze dziecka. Wkrótce po tym, gdy się urodził, trzech joginów przepowiedziało jego rodzicom:
„Chłopiec jest kimś szczególnym. Jeśłi nie zetknie się z cierpieniem świata, jako silny władca zdobędzie wszystkie sąsiednie królestwa i spełni wasze pragnienia. Jeśli jednak dostrzeże niedolę przenikającą każdy uwarunkowany stan, zrezygnuje ze wszystkiego i podzieli się ze światem swoim oświeconym wglądem.”
Jednakże rodzice pragnęli następcy tronu, a nie poety czy myśliciela, postanowili więc bardzo uważać.

Otoczyli dorastającego księcia wszystkim, co cieszy młodego, silnego mężczyznę: pięciuset pięknymi kobietami, możliwościami uprawiania sportu i przeżywania silnych wrażeń, a także najlepszymi warunkami do kształcenia umysłu. Wystarczyło tylko, że wskazał rzecz, której zapragnął, aby ją otrzymać.
Jego świadomość wolna była od wszystkiego, co przeszkadzające, toteż żadne trudności nie mogły również wyłonić się od wewnątrz, i w ten sposób przeżył on beztrosko dwadzieścia dziewięć lat do czasu, kiedy cały jego świat stanął nagle na głowie.

ROZCZAROWANIE I POSZUKIWANIA
Przez całe lata usuwano z dróg, którymi miał przejeżdżać przyszły Budda, wszelkie oznaki cierpienia. Dlatego też spotkał się on z nim tak późno, a wówczas doświadczenie to uderzyło w niego z całą swoją siłą.
W czasie kolejnych trzech dni zobaczył: chorego, starca i zmarłego.
Wgląd, że cierpienia te są częścią każdego życia, bardzo go poruszył.
Wróciwszy do pałacu, spędził w nim ciężką noc: o czymkolwiek pomyślał, nie mógł odnaleźć niczego, na czym rzeczywiście mógłby się oprzeć.
Sława, radości i bogactwa przychodziły i odchodziły. Zarówno wewnątrz, jak też na zewnątrz wszystko przemijało.
Nic nie było rzeczywiste i nie istniało naprawdę.

Następnego dnia rano Budda spotkał jogina pogrążonego w głębokiej medytacji.
Kiedy go zobaczył, zrozumiał, że odnalazł on prawdziwe schronienie.
Człowiek ten poznał coś ponadczasowego.
Nie doświadczał tylko myśli i uczuć wewnątrz, warunków i światów na zewnątrz. Stan, w którym się ów jogin znajdował, dał Buddzie posmak otwartej przestrzeni, która umożliwia pełne przejawianie się, tej krystalicznej przejrzystości, sprawiającej, że rzeczy wydają się istnieć w harmonii i nieograniczonej miłości, spajającej wszystko.
To było więc to!
W jednej chwili książę zrozumiał, że nieuwarunkowana prawda, której szukał, nie była niczym innym jak samym umysłem.
W jego czasach nie istniała jeszcze szybka ścieżka mahamudry lub cziak czien.
Budda mógł ją odkryć dopiero po osiągnięciu oświecenia.
Nie znano jeszcze metody pozwalającej wykorzystać na drodze jako zwierciadło dla umysłu wszystko – mycie zębów, kochanie się, spanie, jedzenie.
Tak więc, ponieważ nie istniała możliwość pracowania z każdą życiową sytuacją, mógł wybrać tylko drogę wyrzeczenia.
Musiał ograniczyć ilość wrażeń docierających do jego umysłu. Odrzucając dotychczasowy sposób życia, zniknął w lasach porastających wzgórza północnych Indii. Teraz chodziło o rozpoznanie prawdziwej natury umysłu.

Następne sześć lat spędził, koncentrując się na osiągnięciu tego celu – nie była to łatwa droga ale, wykorzystywał w pełni wszystkie środki, które mogły mu w tym pomóc.

Kiedy na przykład w pewnym momencie przyjął za swój skrajny pogląd, że ciało jest czymś złym i… zagłodził się prawie na śmierć.
Osłabienie wrażeń zmysłowych miało spotęgować jasność jego umysłu.
Zamiast tego odkrył jednak, że będąc tak bardzo osłabiony nie jest w stanie przynieść pożytku ani sobie, ani innym.
Zaczął więc jeść i znowu wzmocnił swoje ciało.

Uczył się u najznakomitszych nauczycieli swoich czasów – kwitły wówczas wszystkie znane nam dzisiaj kierunki filozoficzne – szybko jednak przerastał każdego z nich.
To także nie doprowadziło go do celu.
Wiedzieli oni, co prawda, dużo o tym, co wydarza się w umyśle, jednak niczego o ponadczasowej naturze tego, kto wszystkich owych zjawisk doświadcza.

Docierając do końca ich ścieżek, nie znajdował niczego, czemu mógłby w pełni zaufać.

W porównaniu z dzisiejszymi czasami wydaje się, iż otoczenie Buddy było bardziej pruderyjne, jednak jeśli chodzi o przejrzystość poglądów, wielu jego słuchaczy było bardziej świadomych niż współcześni. Kierunki takie jak materializm, nihilizm, idealizm, transcendentalizm i egzystencjalizm były już reprezentowane i na dodatek ludzie oczekiwali, że realnie wpłyną na ich codzienne życie.
Ten ostatni punkt, to że światopogląd powinien przeniknąć w życie aż do najdrobniejszego szczegółu, jest w dużym stopniu obcy zachodniej kulturze.

W czasach Buddy chciano czegoś więcej. Oczekiwano, że filozofia życia wykroczy poza poziom osobistych pragnień i oczekiwań, że będzie czymś trwałym, zawierającym wyraźną, praktyczną drogę. Nauki musiały mieć podstawę, posiadać możliwe do zastosowania środki i osiągalny cel.
Z twierdzeniami obchodzono się bardzo ostrożnie, ponieważ ktoś, kto reprezentował pogląd, który inny mówca potrafił obalić, stawał się jego uczniem – wymagała tego duchowa szczerość owych czasów.

OŚWIECENIE I POCZĄTEK NAUCZANIA
Po sześciu latach spędzonych na przyjemnej jeszcze wówczas nizinie północnych Indii, Budda udał się do miejsca nazywającego się dzisiaj Bodhgaja – obecnie jest to wioska pełna zagranicznych świątyń i hinduskich żebraków.
Bodhgaja leży w odległości dwóch trzecich drogi pomiędzy New Delhi a Kalkutą, w beznadziejnie dzisiaj przeludnionym stanie Bihar.
Kiedy tylko Budda tam dotarł, w jego umyśle odezwały się obietnice, które złożył w czasie wielu poprzednich żywotów.
Usiadł pod pewnym drzewem i powziął mocne postanowienie, że będzie w tym miejscu medytował tak długo, aż uzyska zdolność pomagania wszystkim istotom.
Po sześciu dniach i nocach osiągnął siódmego dnia pełne oświecenie – był to zarówno dzień jego trzydziestych piątych urodzin, jak również późniejszej śmierci. Tego ranka rozpoczynającego dzień pełni – w maju, rozpuściły się ostatnie zasłony w jego umyśle i zniknął najdrobniejszy nawet ślad podziału pomiędzy przestrzenią i wibracją w nim i wokół niego.

To, co męskie i żeńskie, stało się jednością, zgodnie z naukami doznał zjednoczenia męskiej i żeńskiej formy buddy.
W ten sposób stał się świadomą przestrzenią, nieograniczoną przez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Poznał wszystko i stał się wszystkim.

Jeszcze przez następne trzy tygodnie Budda siedział pod drzewem, by przyzwyczaić swoje ciało do potężnej energii oświecenia.
Przbywającym ludziom udzielił pierwszych nauk dopiero po siedmiu tygodniach od chwili osiągnięcia oświecenia, w miejscu zwanym Sarnath.
Leży ono w odległości jedenastu kilometrów od Benares, miasta tak świętego dla hinduistów. To tu palą oni ciała swoich zmarłych, a to, co zostanie po kremacji, wrzucają do Gangesu. Do udanej pielgrzymki należy prócz tego kąpiel w rzece i napicie się z niej wody.

Pewnego dnia przyszło do niego pięciu ludzi, których dzisiaj nazwalibyśmy być może egoistami. Byli „święci” w błędny sposób: niezdrowi i pełni mocy – przypominali raczej zmarłych za życia.
Byli podobni do pozbawionych humoru petentów.
Ich głównym celem było uwolnienie siebie samych od cierpienia. Prowadząc bardzo ascetyczny tryb życia, Budda robił na nich dawniej głębokie wrażenie. Kiedy jednak znów wzmocnił swoje ciało, uznali to za przejaw powrotu do światowego życia i opuścili go.

Teraz nagle zobaczyli, jak siedząc przed nimi, promieniuje niezwykłą mocą, jednak siła, którą w sobie wyzwolił, zupełnie im się nie spodobała. Próbowali jej nie dostrzegać, lecz w obliczu jego urzeczywistnienia nie mieli wyboru.
Musieli zapytać: „Skąd bierze się moc, która bije od ciebie, jak do tego doszedłeś?”
W odpowiedzi Budda otworzył przed nimi Cztery Szlachetne Prawdy, które w różnych szkołach wyrażane są nieco odmiennie.
Brzmią one mniej więcej tak: „Uwarunkowane życie jest cierpieniem, istnieje przyczyna tego cierpienia, jego koniec oraz droga, która do tego końca prowadzi”.

Fragment : Lama Ole Nydahl – Jakimi rzeczy są

Powiązane posty

• Być Zorbą czy…Buddą?

• Oświecenie – wielki mit.

• Poznawaj siebie – podejście Zen

• Asztawakra Gita, czyli poznanie absolutu

• Życie w harmonii

• Mądrość

• Los, karma, wolna wola?

• Karma jako siła. Ujęcie buddyjskie i przykłady.

• Uczeń i mistrz: Czy taka relacja wciąż ma sens?

• Wodospad i chwasty – czyli odrobina filozofii Zen

Ile cierpienia potrzeba – aby zrozumieć?

12 Piątek Wrz 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, zdrowie, Świadomość

≈ 27 Komentarzy

Tagi

choroba, cierpienie, medycyna, medycyna niekonwencjonalna, rozwiązanie problemu, uzdrowienie, zdrowie, zmiana myślenia, Świadomość


Przez lata praktyki lekarskiej starałam się wytłumaczyć pacjentom mechanizmy kreowania choroby i możliwości, jakie potencjalnie tkwią w każdym z nas w kwestii zapobiegania rozwojowi patologii. Liczne seminaria i zajęcia warsztatowe prowadzone przez moją firmę ukierunkowane były i są na bardzo szeroko pojętą profilaktykę antychorobową.
Obserwując ludzkie postawy nie sposób nie dojść do przekonania, że cierpienie jest jednym z najskuteczniejszych „narzędzi” wymuszających zainteresowanie własną osobą. Nierzadko prowadzi do powolnego procesu kształtowania nowej, bardziej troskliwej dla siebie samego osobowości lub wręcz do burzliwego rozwoju własnego.

Niestety mechanizm ten jest wielką rzadkością u ludzi, którzy wzrastali w „morzu cierpienia” – np. chorób, głodu itp.
W moim artykule o bezradności wyuczonej opisuję doświadczenia Seligmana (psy biorące udział w traumatycznych eksperymentach, nie szukały możliwości opuszczenia pomieszczenia, gdzie doznawały bólu pod wpływem rażenia prądem).
Przewlekle chorzy ludzie zachowują się podobnie.
Rzadko, kiedy są otwarci na wiedzę o własnych możliwościach walki z chorobą, a wręcz wybiórczo rozpoczynają konsekwentną pracę ze sobą w oparciu o holistyczne podejście do uzdrawiania. Oczekują raczej na ulgę, którą przyniosą inni lub cud szybkiego samoistnego rozwiązania ich problemu.

Nie chcą rozumieć, że choroba jest szansą na zmianę postawy życiowej i może prowadzić do uzdrowienia wielu aspektów ich życia.
Myślę, że podstawowym problemem jest tutaj brak wiedzy dotyczącej podstawowych mechanizmów funkcjonowania człowieka, która dla najwyższego dobra ogółu powinna być szeroko propagowana przez posiadających na ten temat wiedzę ludzi i otwarte na dobro człowieka media.
Ile cierpienia potrzeba, byśmy zrozumieli, że nasze życiowe doświadczenie, również te pełne bólu, kreujemy sami i otworzyli się na wiedzę o możliwościach zmiany ciągu przyczyn i skutków ?
Na to pytanie odpowiedzmy sobie sami.

Autorka artykułu : Teresa Maria Zalewska
Centrum OBK „Vega”

Powiązane posty:

• Biografia staje się biologią

• Autentyczna zmiana myślenia

• Przestań się okłamywać

• Poznawaj siebie – podejście Zen

• Ulecz swoje ciało !

• Stres i napięcie = początek choroby !

• Filozofia zdrowia

• Jesteś tym co zjesz

Prawa wszechświata – inspirujące cytaty

06 Sobota Wrz 2008

Posted by ME in Medytacja, Refleksje nad życiem, Świadomość

≈ Dodaj komentarz

Tagi

balans, budda, buddyzm, cierpienie, czerwoni khmerzy, droga środka, dualizm, Ghosanada, harmonia, kambodża, krok po kroku, maha, Maha Ghosanada, mnich, nirwana, oświecenie, prawa wszechświata, równowaga, sprzeczności, wojna, wolność, wszechświat, złoty środek, Świadomość

Cykl
„Prawem wszechświata jest fakt, ze odwet, nienawiść i zemsta są jedynie kontynuacja cyklu, nie zaś jego końcem.”

Oczywistość
„Możemy zauważyć piękno wazonu z kwiatami na stole, lecz kwiaty nigdy nie opowiadają nam o swym pięknie. Nigdy nie usłyszymy, jak chwalą się słodkim zapachem.
Podobnie jest z człowiekiem, który osiągnął nirwanę. Nie musi wtedy nic mówić. Możemy wyczuć jego piękno, jego słodycz, wystarczy być obok.”

Droga środka – równowaga między mądrością a współczuciem.
„Pewnego razu stary rolnik znalazł na swym polu umierającą kobrę. Widząc cierpienie kobry, rolnik pełen byl współczucia. Podniósł węża i zaniósł do domu. Nakarmił go tam ciepłym mlekiem, owinął w miękki koc i, pełen miłości, położył obok siebie w łóżku i zasnął. Następnego ranka – nie żył.

Dlaczego został zabity? Ponieważ wykazał jedynie współczucie a nie mądrość. Jeśli dotkniesz kobry, ugryzie cię. Jeżeli znajdziesz sposób, aby pomoc kobrze nie podnosząc jej, znalazłeś równowagę miedzy współczuciem a mądrością. ”

Tajemnica
Czy uwolnienie od cierpienia zabiera dużo czasu?
Nie, oświecenie zawsze zdarza się tu i teraz, ale zrozumienie tego zając może wiele żywotów ludzkich.

Droga środka
Znajduje się ona ponad wszelką dwoistością i przeciwieństwem. Czasem nazywamy ja równowagą. Równowaga harmonizuje wszelkie skrajności. Równowaga jest jak dobrze nastrojona struna instrumentu, nie za mocno i nie za lekko. Wibruje idealnie i wybrzmiewa cudowna muzyka.

Wolność od walki
Równowaga oznacza nieobecność walki, Pewnego razu wielki słoń wskoczył do kałuży z błotem aby się ochłodzić. Oczywiście utknął w niej. Im bardziej usiłował się z niej wydostać, tym, głębiej się zapadał!
Walka jest bezużyteczna.
Pogarsza jedynie stan rzeczy. Nie walcz z cierpieniem. Znajdź swoja własną drogę.

Budda ponad skrajnościami
Zanim Budda rozpoczął swa duchowa podroż, doznawał zmysłowych rozkoszy rożnego rodzaju, nie odnalazł jednak trwałego szczęścia. Pościł potem przez wiele tygodni, aż zbladł i schudł, odnalazł jednak tylko ból. Praktyki te uzmysłowiły Buddzie, że zarówno rozpusta jak i umartwianie się – to skrajności, a skrajności nigdy nie prowadza do szczęścia.

Pokój nadchodzi dopiero wtedy, gdy przestajemy walczyć z przeciwieństwami. Droga środka nie ma początku ani końca, nie musimy zatem iść daleko – aby znaleźć na niej pokój.

Pytanie o oświecenie
Pewien mądry pasterz unitarianski zapytał mnie:
– Gdzie jest nirwana? Czy ludzie mogą wciąż jeszcze osiągnąć nirwanę?.
Odpowiedziałem:
-Nirwana jest tu i teraz.
Nirwana jest wszędzie. Nie znajduje się w jakimś określonym miejscu. Może zostać odnaleziona w chwili obecnej. Nirwana to nieobecność cierpienia. Jest pusta, wolna od koncepcji. Nic nie może objąć nirwany. Nirwana znajduje sie poza przyczyna i skutkiem. Nirwana to największe szczęście. To pokój absolutny. Pokój na świecie zależy od warunków, ale pokój nirwany jest niezmienny.

Karma a nirwana
Nirwana to nieobecność karmy, owoców naszych działań. Karma może podążać za nami przez wiele wcieleń. Kiedy umieramy, karma jest jak płomień przechodzący z jednej świecy na druga. W stanie nirwany nie istnieje przywiązanie, oczekiwanie ani żądza. Każda chwila jest świeża, nowa i niewinna. Cala karma zostaje zmazana, jak taśma magnetofonowa.

Cytaty pochodzą z : Maha Ghosanada – Krok po kroku

Maha Ghosanada – charyzmatyczny mnich, mistrz medytacji i dyplomata, uczestnik misji ONZ – pochodzący z objętego wojną kraju – Kambodży.  Jako jeden z nielicznych mnichów buddyjskich, przeżył krwawy reżim Pol Pota.
Znany był z wyjątkowego umysłu, biegle władał piętnastoma językami – był duchowym przywódcą ludzi ocalałych spod władzy Czerwonych Khmerów. Propagował na świecie ideę pokoju i pojednania.  Zmarł w 2007 roku.
Jego hasłem przewodnim stało się :
„Nienawiść nigdy nie poloży kresu nienawiści,
uleczy ją miłość jedynie.
Oto starożytne i odwieczne prawo. „

Powiązane posty :

• Koniec cierpienia – inspirujące cytaty z Thich Nhat Hanh

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle

• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle

• Cierpienie może być najcenniejszą lekcją – historia Dana

Przyczynowość w medycynie. Całkowita zmiana paradygmatu?

03 Środa Wrz 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, zdrowie, Świadomość

≈ 4 Komentarze

Tagi

ból, choroba, choroby psychosomatyczne, chory, cierpienie, Dethlefsen, przyczynowość, przyczyny chorób, psychosomatyka, uzdrowienie, wolność, wyzwolenie, zdrowie, Świadomość, życie


Problem przyczynowości ma dla wyjaśnienia chorób wielkie znaczenie, gdyż zarówno medycyna szkolna, jak i naturalna, psychologia i socjologia wspólnie rywalizują w dziele badania prawdziwych i rzeczywistych przyczyn symptomów chorobowych i uzdrawiania świata poprzez ich usunięcie.

Jedni szukają przyczyn w zarazkach i zatrutym środowisku, inni w traumatycznych wydarzeniach z wczesnego dzieciństwa i w metodach wychowawczych lub w warunkach panujących w miejscu pracy.
Od zawartości ołowiu w powietrzu po czynniki społeczne wszystko i każdy może być posądzony o spowodowanie choroby.

My natomiast uważamy, że poszukiwanie przyczyn chorobowych jest ślepym zaułkiem medycyny i psychologii.

Co prawda przyczynę znajdzie się zawsze, o ile się jej szuka, ale wiara w model przyczynowościowy przeszkadza dostrzec, że odnalezione przyczyny – są rezultatem własnych oczekiwań.

W rzeczywistości wszystkie te przyczyny są jedynie czynami wśród innych czynów.
Koncepcja przyczynowościowa da się utrzymać tylko połowicznie, gdyż pytanie o przyczyny można przerwać w dowolnym momencie.
I tak przyczynę jakiejś infekcji można odkryć w określonych zarazkach, ale natychmiast nasuwa się pytanie, dlaczego w tym konkretnym przypadku ten właśnie zarazek doprowadził do infekcji?
->
Powód być może da się odnaleźć w zmniejszonej odporności organizmu, co z kolei wysunie na p1an pierwszy pytanie o przyczynę takiego braku odporności.
->
Tę zabawę można ciągnąć w nieskończoność, bo nawet gdy w dziele poszukiwania dotrze się do Wielkiego Wybuchu, to otwartą okaże się kwestia jego przyczyny…

Dlatego w praktyce preferuje się zatrzymanie w dowolnym miejscu i przyjęcie postawy, jakby to tutaj zaczynał się cały świat.
Sięga się po nic nie mówiące pojęcia zbiorowe, takie jak „lotus minoris resistentiae” lub „obciążenie dziedziczne”, „słabość organizmu” lub tym podobne bogate znaczeniowo pojęcia.

To jakiej jednak podstawie przyznajemy sobie prawo prezentowania dowolnego ogniwa w łańcuchu jako „przyczyny”?
Przecież to zwykła nieuczciwość, gdy ktoś mówi o przyczynie lub terapii przyczynowościowej, gdyż – jak widzieliśmy – model przyczynowościowy w ogóle nie pozwala na znalezienie przyczyny.

Nieco bliżej można by dotrzeć do sedna, posługując się biegunową koncepcją przyczynowości. Z tej perspektywy patrząc, zauważymy, że choroba jest uwarunkowana dwukierunkowo, od strony przeszłości i przyszłości.
W tym modelu celowość chciałaby mieć określony obraz symptomów, a wyzwalająca je przyczynowość (efficiens) stawiałaby do dyspozycji materialne i cielesne środki pomocnicze dla zrealizowania tego obrazu.

Przy takim podejściu stałby się widoczny ów drugi aspekt choroby, całkowicie znikający z po1a widzenia przy tradycyjnym jednostronnym sposobie patrzenia: zamiar choroby, a tym samym sensowność wydarzenia. Zdanie nie jest uwarunkowane jedynie papierem, atramentem, maszyną drukarską, znakami pisma itd., lecz także i przede wszystkim celowym zamiarem przekazania informacji.

Przecież nie może być rzeczą aż tak trudną rozumienie, że poprzez zredukowanie do procesów materialnych, ewentualnie warunków, przeszłości zatraca się to, co istotowe i istotne. Wszelka manifestacja posiada formę i treść, składa się z części i ma postać, która jest czymś więcej niż sumą części. Wszelka manifestacja jest określona przeszłością i przyszłością.
Choroba nie jest wyjątkiem.
Za symptomem kryje się zamiar, treść, która wykorzystuje istniejące możliwości, by móc się formalnie urzeczywistnić.
Dlatego choroba jest w stanie uruchomić jako przyczynę wszelkie możliwe przyczyny.

W tym punkcie ponosi fiasko metoda działania medycyny.
Sądzi ona, że pozbawiając chorobę przyczyny, może ją uniemożliwić, i nie bierze pod uwagę, że choroba jest tak elastyczna, że poszuka sobie i znajdzie nowe przyczyny, by dalej się realizować.

Ten związek jest bardzo prosty: jeśli ktoś ma na przykład zamiar budować sobie dom, trudno mu będzie w tym przeszkodzić, zabierając na przykład przeznaczone na ten cel kamienie – w takiej sytuacji zbuduje sobie dom z drewna. Wprawdzie radykalnym rozwiązaniem mogłoby się okazać odebranie mu wszelkiego możliwego budulca, ale wobec choroby mogłoby się to wiązać z poważnymi kłopotami.

Jeśli chciałoby się mieć pewność, że choroba nie znajdzie sobie żadnych przyczyn, trzeba by było odebrać pacjentowi ciało w ogóle.

Spieszymy też od razu wyjaśnić, że bynajmniej nie chcemy kwestionować zbadanych i opisanych przez medycynę materialnych procesów jej przebiegu, jednakże jak najostrzej przeciwstawiamy się twierdzeniu, jakoby same te procesy były przyczynami choroby.

Jak już była o tym mowa, choroba ma zamiar i cel, co dotąd opisaliśmy w najogólniejszej i najbardziej absolutnej formie jako uzdrowienie: w sensie stawania się jednością. Jej celem jest ponowna integracja tego co zostało w nas z jakiegoś powodu rozdzielone.

Jeśli z kolei rozłożymy chorobę na wiele symptomatycznych form wyrazu tego stawania się, form, z których wszystkie są krokami na drodze do celu, wtedy każdy symptom możemy przepytać o jego zamiary i uzyskać informacje, co pozwoli nam rozpoznać, który krok w konkretnej sytuacji jest konieczny.
To pytanie może i musi być postawione wobec każdego symptomu i nie może być lekceważąco odsunięte na bok przez wskazanie na funkcjonalną przyczynowość.

Uważamy każdy symptom za nadający się do interpretacji i nie akceptujemy żadnych wyjątków.
Druga różnica polega na rezygnacji z ukierunkowanego na przeszłość modelu przyczynowościowego klasycznej psychosomatyki.

Czy przyczynę jakiegoś zakłócenia widzi się w bakteriach, czy w złej matce, jest dla tej koncepcji sprawą drugorzędną.

Model psychosomatyczny nie wyzwolił się z zasadniczego błędu jednobiegunowej koncepcji przyczynowościowej.

Nas nie interesują przyczyny z przeszłości, gdyż, jak widzieliśmy, jest ich dowolnie wiele, a wszystkie są jednakowo ważne i jednakowo nieważne. Nasz sposób widzenia tych spraw można by opisać albo jako „celową przyczynowość”, albo, jeszcze lepiej, jako bezczasową koncepcję analogii.

Człowiek posiada niezależne od czasu istnienie jako takie, które wszakże z biegiem lat musi być przez niego zrealizowane i uświadomione. Ten jego wewnętrzny wzorzec nazywa się „jaźnią”.

Droga życiowa człowieka jest drogą do tej jaźni, będącej symbolem zupełności. Człowiek potrzebuje „czasu”, by znaleźć tę zupełność – choć ona istnieje od samego początku.

I właśnie na tym polega ułuda czasu – człowiek potrzebuje czasu, by odnaleźć to, co jest w nim od zawsze.
Tę drogę nazywamy „ewolucją”.
Ewolucja jest świadomym odtwarzaniem zawsze (tzn. bezczasowo) istniejącego wzorca.
Na tej drodze do samopoznania stale występują trudności i pomyłki, lub też – formułując całą rzecz inaczej – można nie widzieć lub nie chcieć widzieć określonych części owego wzorca.

Takie nie uświadomione aspekty nazwaliśmy cieniem.
W symptomie choroby cień demonstruje swoją obecność i realizuje się.
By móc zrozumieć znaczenie jakiegoś symptomu, niepotrzebne są bynajmniej pojęcia czasu lub przeszłości. Szukanie przyczyn w przeszłości odwraca uwagę od właściwej informacji, gdyż wtedy przez rzutowanie winy człowiek bierze własną odpowiedzialność za przyczynę.

Jeśli odpytujemy jakiś symptom pod kątem jego znaczenia, wtedy w odpowiedzi uwidacznia się część obszaru naszego własnego wzorca. Jeśli zaczniemy szukać w przeszłości, odnajdziemy oczywiście także i tam najróżniejsze formy wyrazu tego wzorca.

Nie powinniśmy jednak na tej podstawie konstruować od razu łańcucha przyczynowo-skutkowego – są to raczej równoległe, czasowo adekwatne formy wyrazu tego samego obszaru problemowego.
Dziecko do realizacji swych problemów wykorzystuje rodziców, rodzeństwo i nauczycieli, dorosły – swoich partnerów, dzieci, kolegów z pracy.

Zewnętrzne warunki nie czynią człowieka chorym, ale człowiek wykorzystuje wszystkie możliwości, by stanąć w służbie swojej choroby.
To dopiero chory czyni z działań przyczyny.

Chory jest sprawcą i ofiarą zarazem, cierpi zawsze tylko na swą własną nieświadomość.
To stwierdzenie nie jest sądem wartościującym, gdyż tylko „oświecony” nie ma już cienia – ma jednak ustrzec człowieka przed złudzeniem, że jest on ofiarą jakichś tam warunków, gdyż w ten sposób sam pozbawia się możliwości przemiany.

Ani bakterie, ani ziemskie promieniowanie nie powodują choroby; to człowiek używa ich jako środków pomocniczych dla urzeczywistnienia swej choroby.
(To samo zdanie zabrzmi o wiele bardziej przekonująco w odniesieniu do innej dziedziny: ani kolory, ani płótno nie czynią obrazu – to człowiek używa ich jako środków pomocniczych dla urzeczywistnienia obrazu.)

Po wszystkim, co tu powiedziano, łatwiej zrozumiemy pierwszą ważną regułę postępowania interpretacyjnego w odniesieniu do obrazów choroby w części drugiej.
– I reguła: Interpretując symptomy, odrzuć pozornie przyczynowe związki na płaszczyźnie funkcjonalnej. One się zawsze dadzą odnaleźć i ich istnieniu nikt nie przeczy.
Ale ten fakt nie czyni interpretacji symptomów zbędną.
Interpretujemy jedynie symptom w jego jakościowych i subiektywnych przejawach.
Jakie fizjologiczne, morfologiczne, chemiczne, neurologiczne czy jeszcze inne łańcuchy przyczynowe zostały użyte dla urzeczywistnienia tego symptomu; jest dla oceny jego znaczenia nieistotne. By rozpoznać treści, ważne jest jedynie, że coś istnieje i jak istnieje – a nie: dlaczego istnieje.

Dethlefsen, Poprzez chorobę do samopoznania

Tylko ofiary pytają wciąż: „dlaczego?!”. Spokoju należy szukać
w akceptacji faktu, iż w każdym zdarzeniu kryje się „boska doskonałość”(lekcja dla nas).
C. Tipping


Powiązane posty:

• Stres i napięcie = początek choroby !

• Filozofia zdrowia

• Tajemnica Twego ciała

• Akupunktura a medycyna współczesna

• KAŻDĄ wadę wzroku da się wyleczyć! Metoda H. Bates’a

• Propozycja Tao dla kobiet. Zdrowie i płodność.

• Kryzys fizyczny…paradoksalnie uzdrawia?

• Masaż leczy duszę

• Źródła niemocy

• Twoje przekonania kontra Twoje zdrowie.

Energia bolesnych emocji

05 Wtorek Sier 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 1 komentarz

Tagi

ból, bolesne uczucia, cierpienie, emocje, energia, integracja, jeshua, Jezus, oddychanie, rebirthing, sisson, tłumienie, uczucia, wypieranie


Negatywne osądzanie uczuć oznacza, że zużywamy część energii na ich stłumienie.
Uczucia po prostu są.
Nie mogą być „złe”.
Przyczyną negatywnych emocji jest nasz opór wobec faktów, wobec prawdy i nieumiejętność przytomnego skupienia się na chwili obecnej(a zamiast tego np. uciekanie od bieżących faktów w pocieszające lub nierealne fantazjowanie).  W pełni przytomnie doświadczając każdą chwilę – uczymy się poddawać emocji, cieszyć się nią i pozwolić jej po prostu być – by dzięki temu ją zintegrować.

„Ból” to słowo wynalezione przez zdezorientowanych ludzi, którzy postrzegają energię emocji jako złą, raniącą i nieprzyjemną.
Ból nie istnieje, jest tylko w umyśle.
Istnieje energia, która niekiedy może stać się bardzo silna. Jedyna różnica między energią a bólem polega na tym, że jedni potrafią cieszyć się swoją energią, a inni, którzy odczuwają ból, cierpią.

Odczuwanie energii jest ważne, ponieważ gdy czujemy silną energię gdzieś w ciele, jest to znak, że coś wymaga naszej uwagi, jakiś narząd jest w stanie nierównowagi lub w stresie albo zaczyna chorować.
Jeśli zatniemy się w palec, odczuwana energia mówi nam, że musimy powstrzymać krwawienie i zrobić opatrunek.
Nie sugerujemy tutaj tłumienia bólu, lecz zmianę punktu widzenia.
Zamiast odczuwać energię jako ból, odczuwajmy tylko energię.
Inaczej ją postrzegajmy.
Musimy przełamać swoje uwarunkowanie, które mówi nam i prawdopodobnie mówiło od chwili naszego pierwszego oddechu, że pewna energia jest bolesna lub nieprzyjemna. Słowo „ból” jest częścią naszego uwarunkowania, dopóki więc mamy je w swoim słowniku, będziemy zawsze cierpieć z bólu.
Skoro jesteśmy uwarunkowani przekonaniem, że jakaś energia jest bólem, będziemy cierpieć, ilekroć ją poczujemy.
Zatem przesuwając punkt ciężkości z bólu na energię, zaczynamy przezwyciężać ból i cieszyć się energią.
Kiedy Jeshua wisiał na krzyżu, niewątpliwie bardzo mocno odczuwał tę energię, prawdopodobnie  w swojej wysoko rozwiniętej świadomości  znacznie mocniej, niż my byśmy ją odczuwali, ale nie cierpiał z jej powodu. Jeshua, będąc człowiekiem samourzeczywistnionym, który doświadczał ekstatycznej świadomości, mógł spojrzeć w oczy swoich prześladowców z całkowitym współczuciem, ponieważ rozumiał, na jakim są etapie rozwoju i dlaczego go torturują. Potrafił kochać własną energię, a także energię ludzi, którzy znajdowali się przy nim.
Bo nie było w nim lęku, jedynie miłość; jego umysł nie był rozdarty między dobro a zło. Jeshua nie osądzał.

Prawdą jest, że nie ma we wszechświecie nic, co jest złe, bolesne i nieprzyjemne.
Wszelkie życie istnieje po to, by nas wspierać.
To tylko percepcja naszego umysłu powiada nam, że istnieją rzeczy nieprzyjemne. W określonym układzie odniesień, wszystko może zostać wykreowane jako negatywne. Religijnym, społecznym, etycznym. Nasze zapatrywania, sposób, w jaki postrzegamy własną rzeczywistość, są kontrolowane głównie przez uwarunkowany umysł, fałszywe ja stworzone z programów pochodzących z okresu naszego wychowania, które z czasem przekształciły się w przekonania.

Postrzegając ból albo to, co zwykle uważamy za doświadczenia nieprzyjemne, możemy wybrać cierpienie, gdy tymczasem prawdziwa część nas doświadcza ekstazy.
Lub odwrotnie, możemy wydobyć ekstazę na powierzchnię świadomego umysłu dzięki oddychaniu, skupieniu, dopuszczeniu jej do nas i akceptacji. To jest miłość.
Istnieje tylko szczęśliwość, przejawiająca się w różnorodnych formach energii. Jeśli nasz uwarunkowany umysł wierzy, że pewne doświadczenia są nieprzyjemne, to naszą świadomość kontroluje przeszłość.
Aby wspomóc tłumienie, umysł musi stworzyć system zafałszowań i kłamstw, by podtrzymać pierwotne kłamstwo.
Kłamstwa mówione innym są niczym w porównaniu z tymi, jakie mówimy sobie.
Ale dzięki integracji emocji – możemy zacząć dostrzegać, że doświadczenie było naprawdę przyjemne. Zatem jedynym stłumieniem w ciele jest stłumione szczęście.
Dopuszczanie i akceptacja to po prostu kochanie wszystkiego w naszym doświadczeniu. Wyjściem alternatywnym jest nienawiść i tłumienie uczuć, co prowadzi do bólu i cierpienia.
Nie możemy zmienić tego, co zdarzyło się w przeszłości, nawet pięć sekund temu, ale możemy zmienić swój sposób reagowania na sytuację, jeśli jesteśmy wystarczająco świadomi naszych uwarunkowanych reakcji.
Lubienie jednego, a nielubienie drugiego kończy się dla nas wewnętrznym rozdarciem. Będąc zaś świadomi swoich uczuć, potrafimy je dopuścić, a następnie zintegrować i zaakceptować, to znaczy pokochać każdą ich stronę.
Colin P. Sisson – Sztuka Swiadomego Oddychania

Powiązane posty :

  • Szaman i ból
  • Czy na świecie musi istnieć sprawiedliwość?
  • Miłość…jak głód
  • Codziennie… jest nowy dzień!
  • Negatywizm: jak się nim posługiwać i jak z niego zrezgnować?

Koniec z „dramatami” w Twoim życiu

21 Poniedziałek Lip 2008

Posted by ME in Rozwój, Świadomość

≈ 4 Komentarze

Tagi

chwila obecna, cierpienie, dobro i zło, dramat, ego, konflikt wewnętrzny, opór, problem, programy, teraźniejszość, tolle, tożsamość, tu i teraz, walka, walka ego, wewnętrzna walka, zachwaszczony umysł, zaprogramowany umysł, Świadomość

Większość „złych” rzeczy, które zdarzają się ludziom, jest skutkiem ich nieświadomości.
Same się tworzą, a raczej stwarza je nasze ego.
Czasem określam te „złe rzeczy” mianem dramatu.
Gdy jesteś w pełni świadomy, znika on z twojego życia.

Przypomnę pokrótce, jak ego działa i jak stwarza dramat:

Ego – to umysł niepoddany obserwacji, który  kieruje twoim życiem, kiedy nie jesteś obecny jako baczna świadomość, jako świadek.
Robi to w podobny sposób jakbyś działał na autopilocie.
Jego składowymi są zaprogramowane zachowania które, gdy przestajesz być uważny, przejmują nad tobą kontrolę. Łapiesz się na tym że znów zrobiłeś coś dokładnie tak jak poprzednio i znów masz problem, pojawiają się emocje.

Szef w pracy/ nauczyciel w szkole /rodzic /inna osoba
– znowu cię skrytykował. Jak zareagowałeś?

– Znów skoczyło Ci ciśnienie?
– Znów czułeś się poniżony?
– Znów czułeś chęć ucieczki?
– Znów myślałeś nad tym kilka godzin, odtwarzając te samą sytuację w głowie i wymyślając scenariusze „jak mógłbyś się inaczej zachować”
– Znów poczułeś zniechęcenie?
– Znów uciekłeś w zastępcze myśli, byle tylko nic nie czuć?
– Znów tłumaczyłeś wszystko i racjonalizowałeś?

Jeśli tak – znaczy że autopilot ego zadziałał i włączył się jeden z programów.

Kiedy nie jesteśmy świadomi – coś musi podejmować decyzje w naszym życiu.
Ego spełnia taką rolę.

Ego – uważa się za osobny fragment we wrogim wszechświecie.
Pozbawiony autentycznej więzi wewnętrznej z jakąkolwiek inną istotą, otoczony rojem innych ego, które traktuje jako źródło zagrożenia albo próbuje wykorzystywać do własnych celów.

Podstawowe schematy jego funkcjonowania są obliczone na przezwyciężenie głęboko zakorzenionego w nim lęku przed zniknięciem i wiecznego niedosytu.

Spośród schematów tych można wymienić
-opór przed tym co jest dokoła,
-żądzę władzy i wpływów,
-zachłanność,
-obronę i atak.

Choć niektóre strategie ego są niesłychanie sprytne, nigdy nie może ono za ich pomocą całkiem rozwiązać swoich problemów – z tej prostej przyczyny, że samo stanowi główny problem.

Kiedy jedno ego spotyka się z drugim – w związku osobistym albo w ramach organizacji bądź instytucji — prędzej czy później zaczyna „źle” się dziać: wybucha taki lub inny dramat, przybierając postać konfliktów, problemów, walki o władzę, przepychanek, przemocy emocjonalnej albo fizycznej itd.

Wszystko to z płynie z nieświadomości siebie.

Nieustanny opór ze strony ego, ograniczający i blokujący krążenie energii w ciele, bywa również źródłem wielu chorób.

Kiedy odnawiasz więź z wewnętrznym Ja /budzisz świadomość/ i wyzwalasz się spod dyktatu programów umysłu, przestajesz stwarzać całe to „zło” dokoła siebie, codzienny negatywizm
– przestajesz koncentrować się na nim.

Nie tworzysz już odtąd dramatu ani w nim nie uczestniczysz.
Przestajesz reagować automatycznie. Obserwując świadomie i ze świeżością każde wydarzenie w swoim życiu, zaczynasz naprawdę rozumieć przyczyny dla których te wydarzenia mają miejsce i co w Tobie je przyciągnęło. Zaczynasz dostrzegać lekcje jakie za nimi stoją.

Gdy jedno ego napotyka drugie (lub gdy zbiera się większe ich grono), zaczynają się dramaty.
Ale nawet jeśli żyjesz samotnie, i tak stwarzasz swój własny dramat.
– Ilekroć użalasz się nad sobą, dramatyzujesz.
– Kiedy ogarnia cię poczucie winy albo niepokój, również jest to dramat.
– Kiedy godzisz się na to, żeby teraźniejszość znikła za zasłoną przeszłości lub przyszłości, tworzysz czas psychologiczny – czyli materiał, z którego dramat powstaje.
– Ilekroć nie pozwalasz obecnej chwili po  prostu być, a więc odmawiasz jej należnego szacunku, także tworzysz dramat.

Większość ludzi kocha się w swoim prywatnym dramacie życiowym. Tworzą swoją tożsamość na podstawie dramatów które im się przytrafiły. Kim byliby bez nich?

Rola, którą w nim grają, nadaje im tożsamość.
Ego kieruje ich życiem.
Zainwestowali w ten dramat całe swoje poczucie ,ja”.

Nawet ich pogoń za odpowiedzią, rozwiązaniem lub lekarstwem (zazwyczaj zresztą nieskuteczna) staje się jednym z wątków scenicznych.
I jest z definicji skazana na porażkę.
Bo kiedy nie ma się nic lepszego, to zastępczo – porażka przyciąga wystarczająco dużo współczucia i uwagi innych.

O ile łatwiej zyskać czyjąś ciepłą uwagę, pomoc i współczucie, jeśli cierpimy – niż kiedy jesteśmy spokojni i szczęśliwi. Wtedy nagle ludzie tracą nami zainteresowanie a czasem nawet nas unikają.

Dlatego u wielu ludzi – największy lęk i opór budzi perspektywa końca dramatu.
Oczywiście większość z tego – to zachowania nieświadome.

Dopóki zaprogramowany umysł jest przy władzy – najbardziej boi się własnego przebudzenia i przed nim też najsilniej się wzbrania.

Kiedy żyjesz, całkowicie godząc się na to, co j e s t, wszelkie dramaty, jakie rozgrywały się dotychczas w twoim życiu, dobiegają końca. Gdy przestajesz :
– nałogowo oceniać innych,
– krytykować,
– porządkować świat dzieląc go bezpieczną granicą – na dobry i zły,  czarny – biały etc
– wyodrębniać w świecie część „lubianą i nielubianą”/ chcianą i niechcianą – i budować swoje życie na dążeniu do osiągnięciu jednej skrajności a swoje cierpienie na osiąganiu drugiej.

Wtedy – nawet w zwykły spór nikt już nie zdoła cię wciągnąć, choćby bardzo się starał.
Nie sposób spierać się z kimś, kto jest w pełni świadomy.
Uczestnik sporu musi się utożsamić z własnym umysłem i stanowiskiem myślowym, aby poczuć się zaatakowanym – a także stawiać opór stanowisku rozmówcy i reagować na nie.

Wskutek tego biegunowe przeciwieństwa wzajemnie automatycznie się zasilają.

Taki właśnie jest mechanizm nieświadomości.

Natomiast człowiek w pełni świadomy potrafi, owszem, jasno i stanowczo wyrazić swój pogląd, ale nie wkłada w to energii, która mogłaby wywołać jakąkolwiek reakcję, nie przybiera postawy obronnej ani zaczepnej.

Nie wyniknie więc z tego dramat, ponieważ nikogo nie atakujesz.
Kiedy jesteś w pełni świadomy, nie wdajesz się już w konflikty.
Nie interesuje cię to, bo nie musisz bronić interesów terytorialnych ego:
„Moja racja, moje terytorium, mój pomysł, moja wola”

Dla kogoś, kto sam ze sobą stanowi jednię, jest zintegrowany – konflikt jest wręcz nie do pomyślenia
Dotyczy to nie tylko konfliktów z innymi ludźmi, lecz przede wszystkim konfliktu wewnętrznego, który ustaje, gdy nie ma już zgrzytów między żądaniami i oczekiwaniami twojego zaprogramowanego umysłu a tym, co j e s t, świeżością każdej chwili i pełnym, świadomym przeżywaniem teraźniejszości.

Na bazie : E.Tolle Potęga teraźniejszości

Powiązane artykuły:

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle

• Jak jest oprogramowany Twój mózg?

• Zahipnotyzowana, śpiąca ludzkość

• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle

Przestać żyć we władzy Demona

16 Środa Lip 2008

Posted by ME in Rozwój, Zen, Świadomość

≈ 3 Komentarze

Tagi

Bóg, cierpienie, demon, demony, don miguel, program, ruiz, uzdrowienie, wolność, wyzwolenie, wzorce, zaprogramowany umysł, Świadomość, ścieżka miłości

Urodziliśmy się z prawem do szczęścia, prawem do radości życia.
Nie jesteśmy tu po to, by cierpieć.
Jeśli ktoś pragnie cierpieć, proszę bardzo, jednak nie jest to nasz obowiązek – nie musimy cierpieć.

Dlaczego więc cierpimy?
Ponieważ cały świat cierpi, więc zakładamy, że cierpienie jest normą.

Potem tworzymy sobie cały demoniczny* system przekonań, który utwierdza nas w tej „prawdzie”.

Nasze religie głoszą, że przybyliśmy tu, by cierpieć, że życie jest padołem łez.
Męcz się dzisiaj, wykaż cierpliwość i pokorę, a kiedy umrzesz, zostanie ci to wynagrodzone.
Brzmi ładnie, tyle że to nieprawda.
Wybraliśmy cierpienie, ponieważ nauczono nas cierpieć.
Jeśli nadal będziemy dokonywać takich samych wyborów, nigdy nie przestaniemy cierpieć.

Sen Planety zawiera w sobie historię ludzkości, ewolucję rodzaju ludzkiego, a cierpienie jest rezultatem ewolucji. Człowiek cierpi, bo wie.
Wiemy to, w co wierzymy.
Słyszymy rożne kłamstwa dotyczące tego jak powinno się żyć, a ponieważ nie możemy ich spełnić, cierpimy.

To nieprawda, że kiedy umrzesz, pójdziesz do piekła albo do nieba.
Żyjesz w piekle albo żyjesz w niebie, ale teraz.
Piekło i niebo istnieją wyłącznie na poziomie umysłu.

Raj lub piekło są tu i teraz. Nie musisz czekać, aż umrzesz.
Jeśli weźmiesz odpowiedzialność za swoje życie, za swoje postępowanie, przyszłość będzie w twoich rękach i możesz żyć w raju, dopóki twoje ciało żyje.

Sen, jaki większość ludzi śni na tej planecie, jest oczywiście piekłem.
To nie jest ani słuszne, ani niesłuszne, ani dobre, ani złe, i nikt nie jest temu winien.
Czy możemy obwiniać rodziców?
Nie.
Chcieli jak najlepiej, kiedy jeszcze w dzieciństwie cię wychowywali. Ich rodzice robili to samo: też starali się ze wszystkich sił. Jeśli masz dzieci, też nie wiesz, jak mógłbyś je inaczej wychować. Stać się świadomym nie oznacza, że trzeba kogoś winić albo dręczyć się poczuciem winy za to, co sam zrobiłeś.
Dlaczego mamy się poczuwać do winy za chorobę umysłu, która jest jak epidemia?

Już wiesz, że wszystko, co istnieje, jest doskonałe. Jesteś doskonały taki, jaki jesteś.
To prawda.
Jesteś mistrzem.
Nawet kiedy ćwiczysz gniew i zazdrość, twój gniew i twoja zazdrość są doskonałe.
Nawet jeśli przeżywasz wielki dramat, jest on doskonały, jest piękny.
Czemu by nie? Kto powiedział że nie miałby być doskonałym dramatem?

Kiedy oglądasz film w rodzaju „Przeminęło z wiatrem”, potrafisz płakać nad losem jego bohaterów.
Kto powiedział, że piekło nie jest piękne?
Piekło może być inspirujące.
Jest doskonałe, ponieważ wszystko jest doskonałe.
Nawet jeśli śnisz w swoim życiu sen o piekle, jesteś doskonały taki, jaki jesteś.

To wiedza każe nam wierzyć, że jesteśmy niedoskonali. Wiedza jest tylko opisem snu. Sen nie jest rzeczywisty, więc i wiedza jest nierzeczywista. Skądkolwiek wiedza pochodzi, zawsze jest prawdziwa tylko z jednego punktu widzenia.

Jeśli podniesiesz percepcję i zrozumienie na wyższy poziom, stara wiedza przestaje być prawdziwa.
Patrząc z bliska można postrzegać las jako ciemną, chaotyczną gęstwinę której kresu i celu nie widać, w której szamoczesz się bez nadziei wyjścia.
Patrząc z wyższej perspektywy dostrzegasz czym jest las, jego rozległość, piękno, sensowność, jego skomplikowany ale harmonijnie współistniejący ekosystem. Wszystko staje się jasne i zrozumiałe. Widzisz też ścieżki które pozwalają się po nim bezpiecznie poruszać, nie tracąc przy tym nic z jego piękna.
Podobnie jest z naszym życiem.

Nie potrafimy odnaleźć się w naszej wiedzy i z naszą wiedzą.
Bo czego w końcu szukamy? Tego, jak odnaleźć siebie, jak być ze sobą.
Szukamy dróg – jak żyć swoim własnym życiem, a nie życiem Demona*, sztucznym życiem, na jakie nas zaprogramowano.
To nie wiedza prowadzi nas do nas samych. To mądrość.

Należy rozróżniać wiedzę i mądrość, ponieważ nie są tym samym.
Główny sposób posługiwania się wiedzą polega na porozumiewaniu się z innymi, na pogodzeniu się z tym, co widzimy. Wiedza jest jedynym narzędziem komunikacji, bo ludzie nie potrafią przekazywać informacji z serca do serca. Ważne jest, w jaki sposób korzystamy ze swej wiedzy, bowiem stajemy się niewolnikami wiedzy i tracimy w ten sposób wolność.

Mądrość nie ma nic wspólnego z wiedzą.
Ma natomiast wiele wspólnego z wolnością.
Kiedy jesteś mądry, masz wolność swobodnego używania swego umysłu i prowadzenia własnego życia.
Zdrowy umysł jest wolny od Demona*, jest wolny w taki sposób, jak wolnym jest się przed udomowieniem, przed wpasowaniem w schematy.

Kiedy uzdrowisz swój umysł, kiedy wyzwolisz się ze Snu, stracisz niewinność, ale zyskasz mądrość.
Pod wieloma względami staniesz się znowu dzieckiem, z jedną różnicą: dziecko jest niewinne i dlatego może bezwiednie pogrążyć się w cierpieniu lub nieszczęściu.
Ten, kto wychodzi ze Snu, jest mądry, bo teraz wie. Posiadł też wiedzę o Śnie.

Nie musisz gromadzić wiedzy, aby stać się mądry. Każdy, absolutnie każdy, może być mądry. Kiedy jesteś mądry, życie jest łatwe, ponieważ stałeś się tym, kim naprawdę jesteś.
Trudno być kimś, kim się nie jest, stale przekonywać siebie i innych, że jesteś taki, jaki nie jesteś.

Starania, aby być kimś, kim się nie jest, pochłaniają całą twoją energię.
Bycie sobą nie wymaga żadnego wysiłku.
Kiedy stajesz się mądry, nie musisz już przywdziewać tych wszystkich wizerunków, przyjmować tych wszystkich masek, które stworzyłeś.
Nie musisz udawać, że jesteś jakiś inny.
Przybierać ról i utożsamiać się z nimi.
Odnoszący sukcesy biznesmen, autorytet naukowy, wyrozumiały ojciec i poświęcająca się matka.

Akceptujesz siebie takim, jaki jesteś, a całkowita akceptacja własnej osoby przenosi się także na innych. Nie próbujesz już zmieniać innych ludzi ani narzucać im swego punktu widzenia.
Szanujesz cudze przekonania. Przestajesz nieświadomie prowokować innych. A ludzie rozluźniają się przy tobie i zwracają Ci wolność. Bo wiedzą że nie muszą już z Tobą walczyć.

Akceptujesz swoje ciało i własne człowieczeństwo wraz ze wszystkimi instynktami twego ciała. Nie ma nic nagannego w tym, że się jest zwierzęciem. Tak stworzyła nas natura.
Jesteśmy zwierzętami, a zwierzę zawsze kieruje się instynktem. Jesteśmy ludźmi, a ponieważ staliśmy się inteligentni, nauczyliśmy się tłumić w sobie instynkty, nie słuchamy tego, co płynie z serca.
Dlatego występujemy przeciw naszemu ciału, próbujemy zdusić potrzeby ciała albo ignorować ich istnienie.
To nie jest mądre, ani korzystne.

Kiedy zyskujesz mądrość, zaczynasz szanować swoje ciało, swój umysł i duszę. Kiedy stajesz się mądry, twoim życiem kieruje serce, nie głowa.
Już nie działasz wbrew sobie, wbrew swemu szczęściu, wbrew miłości.
Już nie dźwigasz brzemienia winy i samooskarżeń, już nie sądzisz ani siebie, ani nikogo innego. Od tego momentu wszystkie przekonania, które powodują, że jesteś nieszczęśliwy, które każą ci zmagać się z życiem, a jednocześnie ci je utrudniają, po prostu znikają.

Zwalcz wszystkie pokusy, żeby być tym, kim nie jesteś. Aby na siłę dopasować się do tego czego oczekują inni.
Stań się tym, czym jesteś naprawdę.
Kiedy się poddasz swojej naturze, temu, czym jesteś naprawdę, przestaniesz cierpieć.
Kiedy poddasz się swej prawdziwej istocie, poddasz się Życiu, poddasz się Bogu.
Poddanie kończy walkę, kończy opór i cierpienie.

Mądry zawsze wybiera prostą drogę, a to oznacza bycie sobą, kimkolwiek jesteś.
Cierpienie to sprzeciwianie się samemu sobie, swej wewnętrznej, czystej naturze.
Im bardziej się sprzeciwiasz, tym bardziej cierpisz. To proste.

Wyobraź sobie, że z dnia na dzień budzisz się ze Snu i jesteś zupełnie zdrowy. Nie masz ran ani emocjonalnej trucizny. Wyobraź sobie to poczucie wolności! Wszystko cię uszczęśliwia, nawet tak prosty fakt, że żyjesz.

Dlaczego?
Dlatego że zdrowa istota ludzka nie obwinia się za doznawanie bezwarunkowego szczęścia i nie obawia się wyrażania miłości.
Nie boisz się żyć, nie boisz się kochać. Wyobraź sobie, jakie byłoby twoje życie, jak traktowałbyś bliskich, gdyby twoje emocje nie były już tak poranione!?

Szkoły mistyczne całego świata nazywają to przebudzeniem.
To tak, jakbyś się obudził pewnego dnia bez emocjonalnych okaleczeń.
Kiedy nie masz ran, znikają ograniczenia, zaczynasz widzieć to, co jest, a nie to, co ci mówi twój Demon, twój system przekonań.

Kiedy się obudzisz, przekraczasz granicę i nie ma odwrotu.
Już nigdy nie będziesz patrzył na świat jak dawniej. Nadal śnisz, bo nie możesz tego uniknąć, ponieważ sen jest funkcją umysłu. Różnica polega na tym, że teraz wiesz, iż to tylko sen. Wiedząc o tym, możesz się nim cieszyć albo martwić. To zależy od ciebie.
Przebudzenie jest jak prywatka na tysiąc osób, gdzie wszyscy z wyjątkiem ciebie są pijani. Tylko ty jesteś trzeźwy na tej imprezie.
To jest przebudzenie.
Większość ludzi patrzy na świat poprzez swe emocjonalne rany sączące truciznę.
Są nieświadomi, że żyją we śnie o piekle, tak jak ryba nie ma świadomości, że żyje w wodzie.

Kiedy się przebudzimy i zobaczymy, że jesteśmy jedyną trzeźwą osobą na przyjęciu, gdzie wszyscy są pijani, poczujemy współczucie, ponieważ też byliśmy kiedyś odurzeni. Nie możemy nikogo oceniać ani potępiać, nawet ludzi w piekle, ponieważ sami też tam byliśmy. To naturalny etap rozwoju.
——————————————-

Demon*
De­monem Toltekowie nazywają wszystkie wierzenia i przekonania, które sprawiają, że cierpimy. Ludzki umysł jest cho­ry, ponieważ zagnieździł się w nim Demon, który wysysa zeń energię życiową i okrada z radości. Wierzenia te są tak silne, że po wielu latach, kiedy poznamy nowe koncepcje i chcemy podejmować własne decyzje, okazuje się to niemożliwe, ponieważ nadal sprawują kontrolę nad naszym życiem.

Część II – „Bóg jest Tobą”

Ruiz Don Miguel „Ścieżka miłości”

Powiązane posty :

• Benedyktyn, demony i Zen

• Koniec cierpienia – inspirujące cytaty z Thich Nhat Hanh

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Seks – demon z piekła rodem

• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej

• Czy wiesz dlaczego cierpisz?

Don Kichot – obłąkany głupiec czy………?

04 Środa Czer 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Świadomość

≈ 8 Komentarzy

Tagi

cierpienie, Człowiek z La Manchy, don kichot, dulcynea, giermek, głupiec, hiszpania, iluzja, Impossible Dream, jedyny, nadzieja, obłakany, odwaga, rycerz, sancho pansa, starzec, szaleniec, szaleństwo, wiara, wiatraki, widzący, więzień


This is my quest,
To follow that star —
No matter how hopeless,
No matter how far.


Opowieść o Don Kichocie, którą oglądałem wiele lat temu w wersji musicalowej „Człowiek z La Manchy”, poruszyła mnie głęboko i wywarła wielki wpływ na kierunek mojego życia. Don Kichot rzekomo żyje złudzeniami, bo wierzy, że życie nie jest takie, jak się wydaje, lecz jest nieprawdopodobnie wspaniałe. Każde wydarzenie jest cudowne i inspirujące, każda osoba – wcieleniem cnoty.

Opowieść mówi o więźniu hiszpańskim z XVII wieku, który czeka na proces za głoszenie herezji. Człowiek ten, w obliczu tortur i prawdopodobieństwa śmierci z rąk inkwizycji, postanawia pokazać współwięźniom, że życie ma wielką wartość. Angażuje ich w charakterze aktorów w wymyślony przez siebie musical opowiadający o szalonym bohaterze – Don Kichocie.

Don Kichot, przeczytawszy wiele książek o rycerzach, wyrusza na poszukiwanie chwaty. Przywdziewa starą zardzewiałą zbroję, bierze miecz i lancę i zasiada na starym, kościstym rumaku. Jego przyjaciel, Sancho Pansa, zgadza się zostać jego giermkiem. Tak więc udają się w podróż, aby pokonywać „niegodziwych”, bronić słabych i walczyć o cnotę i chwałę w imię Boga i Ojczyzny.

Na początku wędrówki spotykają złych gigantów, którzy dziwnie przypominają wiatraki. Sprawiedliwy rycerz bohatersko staje do walki. Niestety, wychodzi z niej pokonany, ze złamanym mieczem, lancą i licznymi sińcami.

Pewnego dnia osobliwa para przybywa do malej gospody, ale Don Kichot wierzy, że jest to zamek, a właściciel gospody jest królem. Bardzo to wszystkich rozśmiesza. Wszak rycerzy nie ma już od trzystu lat. Ale poczciwy Don Kichot zostaje dobrodusznie potraktowany przez rozbawionych gospodarzy i dostaje pokój.

Jak przystało na rycerza, Don Kichot musi mieć wybrankę swego serca – damę, której zadedykuje swe bohaterskie czyny. Wpada mu w oko dziewka kuchenna, która jest także miejscową prostytutką. Ale w swym zbłąkanym umyśle nasz dzielny rycerz nie widzi sprzedajnej dziwki, lecz piękną księżniczkę, i usiłuje ją przekonać, bez powodzenia, że jest damą z wielkiego rodu.
Dulcynea prosi, żeby ją zostawił w spokoju, chyba że ma zamiar płacić za jej usługi.
Lecz on opowiada jej o swych „poszukiwaniach”, swym „niemożliwym marzeniu”. Mówi o ludzkiej tragedii, o poddawaniu się cierpieniu, chorobie, złym myślom i czynom.
O tym, że żadna kobieta ani żaden mężczyzna nie ma pojęcia o radości, honorze, odwadze i cnocie, kiedy żyje w nieszczęściu i w biedzie. O człowieku, który po nędznym, pełnym cierpienia życiu, po licznych torturach umiera z ręki wrogów i nie pyta, dlaczego umiera, ale dlaczego żył.
Mówi, żeby nie bać się marzeń i jak najczęściej marzyć o najbardziej niemożliwym. Żeby być przygotowanym do walki przeciwko niezwyciężonym; znosić nieznośny smutek; docierać tam, gdzie nawet najdzielniejsi boją się dotrzeć; prostować to, co nie da się wyprostować; kochać bezwarunkowo; iść naprzód mimo największego wyczerpania; sięgać po najwyższe gwiazdy.
Mówi, że sam będzie szedł dalej, nawet jeśli będzie to beznadziejne, nawet jeśli będzie oznaczało przekroczenie bram piekła w obronie niebiańskiej sprawy. I jeżeli pozostanie wierny swej drodze, to umrze spokojnie, nawet gdy go wyśmieją i wyszydzą, bo będzie miał pewność, że zostawił po sobie odrobinę lepszy świat – świat, który wydawał się nie do zniesienia.

Biedna, oszołomiona dziewka wpada w gniew i domaga się, by Don Kichot zobaczył życie takim, jakie ono jest, i ją taką, jaka jest. Po co pokazywać niebo stworzeniu, które pełza, istocie wykorzystywanej przez mężczyzn i szybko zapominanej.
Jego pełne łagodności szaleństwo nie pomaga jej, wręcz przeciwnie: z ludzi, którzy ją skrzywdzili, on jest najokrutniejszy. Czy nie widzi, jaki ból zadał jej swą szczerością, jak ograbił ją z gniewu, z możliwości odwetu, a zostawił jej tylko rozpacz?
Zniesie gwałt i krzywdę i odpłaci za nią, ale nie może znieść łagodności.


Słowa piosenki : http://www.countrygoldusa.com/impossible.asp

Wykrzyczawszy to, wypada z pokoju, rzucając mu w twarz brudną ścierkę. Zamiast się obrazić, Don Kichot radośnie przyjmuje ów kawałek materiału jako dar pożegnalny, wierząc, że zaakceptowała go jako swego rycerza. Przecież zwyczaj nakazuje, by dama na znak akceptacji wręczyła rycerzowi proporzec, który będzie chronił go w czasie bitwy.
A więc Don Kichot dumnie przywiązuje szmatę do swej złamanej lancy.

Rodzina, zawstydzona jego dziwactwami, układa plan ściągnięcia go do domu. Wynajmuje aktorów, którzy przebierają się za rycerzy i wyzywają go do walki. Don Kichot przyjmuje wyzwanie „złych rycerzy”. Gdy odważnie staje twarzą w twarz ze swym znacznie przewyższającym go liczebnie wrogiem, wszyscy jego przeciwnicy otaczają go kołem i odkrywają swe lustrzane tarcze.
Don Kichot patrzy po kolei w te lustra i po raz pierwszy widzi, jak wygląda w oczach innych – jak stary, stuknięty głupiec, goniący za głupimi marzeniami.
Rozpaczliwie usiłuje ocalić chwałę, honor, odwagę i swój niemożliwy do spełnienia sen, ale widzi zbyt dużo swoich odbić. Nie wytrzymuje tego. Chwieje się, zwala na ziemię i popada w obłęd (być może tak jak my wszyscy).

Po długoletnich poszukiwaniach jego stary przyjaciel, giermek Sancho Pansa, odnajduje go jako bardzo starego, załamanego człowieka na łożu śmierci.
Umierając, Don Kichot otwiera na chwilę oczy, ale nie poznaje Sancho Pansy. Nie poznaje także eleganckiej damy, która stoi u jego łoża.
Dama przypomina mu o jego dawnych dniach wielkości i chwały. Ale on nic nie pamięta. Kobieta mówi mu, że miał rację, wierząc w swoją drogę, że myliła się reszta ludzkości, ślepa na jego przesłanie. Jego miłość przekształciła prostytutkę w pełną godności damę; jego cnota, sprawiedliwość, miłość, odwaga i jego prawda były prawdziwą rzeczywistością, a iluzją było cierpienie. Don Kichot przygląda się jej z pustym wyrazem twarzy; widać, że nadal nie pamięta.
Sen umarłych (nieświadomość) był z nim zbyt długo. Dama okazuje mu swą wielką miłość, cicho nucąc „Niemożliwe marzenie” („The Impossible Dream”). (Jest to tak piękna i inspirująca piosenka, że zawsze płaczę, kiedy ją słyszę). Chce w ten sposób obudzić jego wspomnienia i przypomnieć mu, kim on naprawdę jest.

W zakamarkach pamięci Don Kichota coś zaczyna się poruszać.
W końcu przypomina sobie wielkie dni swojego życia w prawdziwej rzeczywistości. Tuż przed śmiercią siada na chwilę z wysiłkiem i zaczyna śpiewać razem z nią, przywołując na mgnienie oka (i na wieczność całą] swą dawną chwałę.

Don Kichot nauczył mnie, że cała bieda, znój, choroby i rozpacz, które widział wokół, nie są prawdziwą rzeczywistością. To tylko powierzchnia rzeczy, a wiara w to, że są autentyczne, fałszuje rzeczywistość.
Jeżeli, w całym swym cierpieniu, ludzie rozejrzą się wokół i z pełną świadomością poszukają dobra w życiu, znajdą je. Znajdą piękno, miłość, doskonałość i radość. We współczesnym świecie mordercy, gwałciciele i handlarze narkotyków są tak samo ofiarami uśpionego społeczeństwa, jak ich ofiary. Wojna, choroby, głód i wszystko, co zaprzecza ludzkiemu szczęściu, jest tylko wyrazem przekonań opartych na wierze w powierzchowne iluzje zwane nieszczęściem.
Prawda ta jest ukryta przed oczyma większości ludzi, ponieważ ich oczy przykrywa kurz iluzji cierpienia.

Opowieść o Don Kichocie mówi o umiejętności widzenia poza pozorami. Czy to on był obłąkany, czy też był jedynym człowiekiem przy zdrowych zmysłach? Czy był głupcem, czy też inni dali się omamić urojeniom? Jeśli to on miał urojenia, ja wolę takie urojenia niż wszystko inne.

ODWAGA

Po co poświęcać tyle czasu swym negatywnym nastawieniom?
Dopóki jesteśmy ich świadomi, mamy nad nimi kontrolę.
Konstruktywnie używając swej negatywności, uwalniamy się od niej przez samoobserwację.
Wymaga to odwagi. Potrzebujemy odwagi, aby spojrzeć w twarz naszym lękom i urojeniom po to, by zobaczyć, że one nigdy nie istniały; baliśmy się patrzeć, ponieważ wyobrażaliśmy sobie, że są prawdziwe. Obserwowanie ich wyzwala nas.
Ale potrzebujemy odwagi, aby patrzeć. Dlatego taka praca nad sobą nie jest zbyt popularna.

Uśpieni ludzie nie wiedzą, że mają odwagę.
Każdy ją ma.
Ci, którzy zaczynają się budzić, zaczynają także odkrywać swą odwagę.
Jest to skarb, o którym uśpieni mogą tylko marzyć i fantazjować.

C. Sisson Wewnętrzne przebudzenie

Jeśli ten post Ci się spodobał, może zaciekawią Cię także:

• Historia Dana

• List ojca do syna. Wyznanie.

• Najwłaściwszy moment

• Nie zadręczaj się!

Zachwaszczony umysł?

30 Środa Kwi 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 19 Komentarzy

Tagi

allen, cierpienie, negatywne myślenie, pozytywne myślenie, uzdrowienie, wolność, Świadomość

)

Umysł ludzki da się przyrównać do ogrodu, który można uprawiać rozumnie lub pozwolić na jego zdziczenie. Bez względu jednak na to, czy jest on pielęgnowany, czy zaniedbywany, będzie wydawał jakiś plon. Jesli nie zostanie obsiany pożytecznymi roślinami, zarośnie – i wciąż będzie zarastać mnóstwem bezużytecznych chwastów.
Tak jak ogrodnik uprawia swój kawałek gruntu, nie dopuszczając do rozwoju chwastów ale hodując wybrane przez siebie kwiaty i owoce, podobnie można doglądać ogrodu swojego umysłu, plewiąc wszystkie niewłaściwe, niepotrzebne i zanieczyszczone myśli, i jednocześnie troszczyć się, by rozwijały się kwiaty i owoce prawych, pożytecznych i czystych myśli.
Dzięki takiej metodzie prędzej czy później człowiek zda sobie sprawę, że jest panem-ogrodnikiem swojej duszy, zarządcą własnego życia. Odkrywa w sobie także myśli ułomne, coraz dokładniej rozumie też wpływ siły myśli oraz elementów umysłu na kształt charakteru, okoliczności i przeznaczenia.

Myśli i charakter są jednym.
Tak jak charakter może przejawiać się i odkrywać sam siebie tylko poprzez otoczenie i okoliczności, podobnie między zewnętrznymi warunkami życia danej osoby a jej stanem wewnętrznym zachodzi zawsze harmonijny związek.
Nie oznacza to jednak, że położenie, w jakim się znajduje, w pełni odzwierciedla charakter człowieka; jest ono po prostu tak blisko związane z pewnym podstawowym pierwiastkiem myślowym w nim samym, że chwilowo położenie to jest konieczne do jego rozwoju.

Każdy człowiek znajduje się w określonym punkcie swego rozwoju; przywiodły go tutaj myśli, z których zbudował swój charakter, a w porządku jego życia nie ma żadnego przypadku – wszystko stanowi wynik nieomylnego prawa.
Dotyczy to zarówno osób, które odczuwają brak harmonii z otoczeniem, jak i z niego zadowolonych. Jako istota postępowa i ewoluująca, człowiek znajduje się właśnie tam, gdzie powinien być, by dowiedzieć się, że ma możność rozwoju.
Kiedy przyswaja sobie lekcję duchową, którą daje mu każda nowa sytuacja, sytuacja ta ustępuje miejsca następnej.
Człowiek jest poniewierany przez okoliczności dopóty, dopóki uważa siebie za wytwór warunków zewnętrznych. Skoro jednak tylko zrozumie, że sam jest mocą stwórczą i może panować nad uprawą swojej ukrytej ziemi i nasion swego jestestwa, z których wyrastają okoliczności, zasłużenie staje się panem samego siebie.

O tym, że okoliczności wyrastają z myśli, wie każdy, kto przez pewien czas praktykował świadomość i samooczyszczanie, ponieważ mógł zauważyć, że zmiana warunków, w jakich się znajduje, zachodzi dokładnie proporcjonalnie do zmiany stanu jego umysłu.
Sprawdza się to bardzo namacalnie: kiedy człowiek postanawia sobie uświadomić i zrozumieć wady swego charakteru, robi szybkie i zauważalne postępy, gwałtownie przechodzi przy tym przez szereg zmiennych kolei losu.
Dusza przyciąga to, co w skrytości przygarnia i kocha, ale także i to, czego się boi.
Osiąga szczyt swoich dążeń lub upada do poziomu całkowitej bezradności i nieświadomości; okoliczności stanowią zaś środek, za pomocą którego otrzymuje ona to, na co czuje że zasługuje.

Każde nasienie myśli, zasiane w umyśle i w nim zakorzenione, prędzej czy później rozkwita w postaci czynu, a następnie wydaje owoc sposobności i okoliczności.
Korzystne myśli rodzą dobre owoce, niekorzystne – owoce złe.

Zewnętrzny świat okoliczności i zdarzeń przyjmuje kształt wewnętrznego świata myśli; zarówno przyjemne, jak i nieprzyjemne warunki zewnętrzne są czynnikami sprawczymi ostatecznego dobra danej osoby.
Będąc żniwiarzem własnych plonów, człowiek uczy się zarówno cierpienia, jak i rozkoszy.

Idąc za pragnieniami, dążeniami, myślami, którymi pozwala się zdominować, każdy zbiera w końcu ich owoc i wypełnienie w zewnętrznych warunkach swojego życia. Zasada wzrostu i przystosowania obowiązuje wszędzie.
Nikt nie trafia do przytułku ani więzienia przez tyranię losu czy okoliczności, lecz drogą własnych niekoniecznie świadomych, nieprzemyślanych decyzji.
Podobnie, człowiek głęboko świadomy – nie popełnia nagle przestępstwa wyłącznie pod naciskiem jakiejś siły zewnętrznej. Przestępcza myśl od dawna była skrycie rozwijana w sercu , a tylko nadarzająca się okazja ujawnia bez przeszkód swą nagromadzoną siłę w nieświadomym umyśle .

Okoliczności nie tworzą człowieka; ukazują mu obraz jego samego.

Żadna tego typu sytuacja nie istnieje niezależnie.

Człowiek – jako pan i mistrz myśli – tworzy zatem samego siebie, kształtuje też i stwarza swoje środowisko. Już podczas narodzin dusza wyraża siebie – z każdym krokiem swojej wędrówki po Ziemi przyciąga takie kombinacje pojawiających się warunków, jakie odzwierciedlają jej własną mądrość bądź niedojrzałość, siłę lub słabość.

Ludzie nie przyciągają tego, czego pragną, ale przyciągają to, czym są.

Często ich kaprysy, fantazje, ambicje są niweczone.
Jednak najgłębsze myśli i pragnienia karmią się własnym pokarmem- zepsutym lub świeżym. Człowiek sam zakłada sobie kajdany: myśli i czyny są albo strażnikami losu – gdy są destrukcyjne i go więzią – albo aniołami wolności – kiedy są pozytywne i go wyzwalają.
Jego pragnienia spełniają się, a modlitwy zostają wysłuchane, tylko wtedy gdy harmonizują z jego myślami i czynami.

Co więc w świetle tej prawdy znaczy zwrot „walczyć z przeciwieństwami losu”?
Oznacza on, że ktoś ciągle buntuje się przeciwko zewnętrznemu skutkowi , a jednocześnie cały czas rozwija i utrzymuje jego przyczynę w sercu.
Przyczyna ta może przyjąć postać szkodliwego czynu lub nieświadomej słabości. Bez względu jednak na swój charakter, uparcie powstrzymuje ona wysiłki tej osoby i głośno domaga się skutecznego rozwiązania.

Ludzie gorliwie dążą do poprawy warunków, nie chcą jednak poprawić siebie, przez co pozostają spętani.
Ktoś, kto nie wzdraga się wolą zmiany siebie, może zawsze osiągnąć cel, na którym skupi swe serce. Jest to prawdziwe w odniesieniu do spraw zarówno ziemskich, jak i duchowych.

Człowiek może być uczciwy w pewnych sprawach, jednak cierpieć braki. Może być nieuczciwy w pewnych sprawach, a jednak bogacić się.
Ale dość powszechny wniosek , że dany człowiek nie odniósł sukcesu z powodu swej wielkiej uczciwości, a że inny prosperuje dzięki nieuczciwości, jest wynikiem pobieżnego osądu, który przyjmuje, że nieuczciwy człowiek jest niemal całkowicie zepsuty i że uczciwy człowiek jest prawie absolutnie cnotliwy. W świetle głębszej wiedzy i szerszego doświadczenia, takie orzeczenie okazuje się błędne.
Nieuczciwy człowiek może mieć jakieś zachwycające cnoty, których inny nie posiada, a uczciwy człowiek przykre wady, które są nieobecne w innych.
Uczciwy człowiek zbiera skutki swych uczciwych myśli i działań ale też doświadcza cierpień, będących wytworem swych wad. Nieuczciwy człowiek, podobnie, doświadcza własnych cierpień i własnego szczęścia.

Ludzkiej próżności schlebia wiara, że można cierpieć z powodu prawości. Jednak powiedzieć tak można dopiero gdy się pozna i wykorzeni każdą słabą, gorzką i negatywną myśl z własnej duszy. Na drodze do najwyższej doskonałości, już na jej początku, odkrywamy – pracując nad własnym umysłem i życiem – wspaniałe prawo, które jest absolutnie sprawiedliwe;
prawo które nie może obdarzać dobrem za zło ani złem za dobro.

Mając tę wiedzę, człowiek zrozumie – patrząc wstecz na własną ignorancję i ślepotę – że jego życie jest i zawsze było sprawiedliwie uporządkowane oraz – że jego dobre i złe doświadczenia z przeszłości stanowiły sprawiedliwy wytwór rozwijającej się ale jeszcze niedojrzałej jaźni. Korzystne myśli i działania nigdy nie mogą przynieść złych skutków.

Niekorzystne myśli i działania nigdy nie mogą przynieść dobrych skutków.
To tak jak w powiedzeniu [amerykańskim ]: „z kukurydzy wyrośnie tylko kukurydza, a z pokrzyw – tylko pokrzywy”.
Ludzie żyjący bliżej natury rozumieją to prawo w świecie przyrody i przestrzegają je.

Cierpienie jest zawsze efektem zwracania niewłaściwej myśli w określonym kierunku. Wskazuje ono, iż osoba, która mu ulega, nie jest w zgodzie ze sobą, z prawem swojego istnienia.

Jedynym i najwyższym celem cierpienia jest nauka – oczyszczenie i uzdrowienie wszystkiego co niepotrzebne i niekorzystne.
Przestaje ono dotykać osobę, która postępuje zgodnie z tym co właściwe i harmonijne.
Tak jak nie ma sensu dalej przetapiać złota po usunięciu zanieczyszczeń, podobnie też cierpienie nie dotyka już doskonale czystej i oświeconej istoty.

Okoliczności, w których człowieka spotyka cierpienie, wynikają z braku harmonii psychicznej. Kiedy natomiast otrzymuje błogosławieństwo, oznacza jej odzyskanie.
To błogosławione szczęście, a nie dobra materialne, jest miarą prawego myślenia, podobnie miarą myślenia niekorzystnego – nieszczęście, a nie brak wspomnianych dóbr.
Ktoś może czuć się przeklęty, a przy tym bogaty; może być zarazem szczęśliwy i biedny.
Błogosławieństwa i bogactwa idą w parze tylko wtedy, gdy te ostatnie są prawidłowo i mądrze spożytkowane.
Ubogi staje się nieszczęśliwy, uważając swój los za ciężar, którym go niesprawiedliwie obarczono.

Szczęście, zdrowie i bogactwo stanowią wynik harmonijnego zestrojenia i zintegrowania naszego wnętrza i otoczenia.

Zaczynamy być ludźmi dopiero wtedy, gdy przestajemy narzekać i złorzeczyć i rozpoczynamy poszukiwanie ukrytej sprawiedliwości, która kontroluje nasze życie.

Dostrajamy wówczas do niej nasz umysł, przestajemy obwiniać innych za warunki, w jakich się znaleźliśmy, umacniamy się w świadomym życiu; nie buntujemy się już przeciw okolicznościom, a przeciwnie – zaczynamy wykorzystywać je do uczynienia szybszego postępu oraz dostrzeżenia ukrytych w naszym wnętrzu sił i możliwości.

To porządek, a nie zamieszanie, stanowi kluczową zasadę we wszechświecie; to sprawiedliwość, a nie jej brak – jest bazową esencją życia.
Najpierw jedna człowiek musi uporządkować siebie, by dostrzec głeboki porządek wszechświata.
Dokonując tego, odkryje, że gdy zmieni swoje myśli o rzeczach i innych ludziach, rzeczy i ludzie zmienią również nastawienie do niego.
Prawdę tę potwierdzić może każdy, dzięki czemu łatwo ją sprawdzić poprzez systematyczną introspekcję i analizę siebie.
Gdy ktoś radykalnie zmieni swój sposób myślenia, będzie zdumiony gwałtowną zmianą, jaką spowoduje to w jego sytuacji materialnej.

Ludzie wyobrażają sobie, że myśli dają się utrzymać w tajemnicy, co nie jest jednak możliwe.
Powracająca myśl szybko przeradza się w nawyk, ten zaś w okoliczność. Negatywne myśli przeistaczają się w szkodliwe nawyki, a te – w rzeczywiste ubóstwo i chorobę.
Wszelkie negatywne myślenie przechodzi w osłabienie i chaotyczność, które doprowadzaj ą do oszołomienia i szkód.
Myśli lękliwe, wątpiące i niezdecydowane przeistaczają się w słabe, chwiejne, podszyte strachem nawyki, przybierające ostateczną postać porażki, biedy oraz niewolniczej zależności.
Leniwe myśli przeradzają się w słabość, niezdrowe nawyki i ubóstwo.
Myśli nienawistne i potępiające rodzą obwinianie i agresję, przechodzące do aktów przemocy fizycznej i prześladowania.
Wszystkie takie myśli dają wyraz takimż nawykom, a te – okolicznościom nacechowanym cierpieniem.

Z drugiej strony, wszelkiego rodzaju piękne myśli przeradzają się we wdzięk i życzliwość, które przeistaczają się w sytuacje radosne i słoneczne .
Z pozytywnych myśli powstają nawyki umiarkowania i samokontroli, które materializują się w okoliczności tworzące wytchnienie i spokój.
Odważne, pełne wiary w siebie i stanowcze myśli rozwijają się w nawyki dzielności, a te – w powodzenie, dostatek i wolność.
Z energicznych myśli biorą się nawyki wiodące do sukcesu i przedsiębiorczości, które przechodzą w zadowolenie.
Myśli łagodne i pełne przebaczenia prowadzą do nawyków łagodności, a one z kolei – do bezpieczeństwa i trwałości.
Myśli pełne miłości przeradzają się w takie same nawyki oraz okoliczności pewnego i trwałego powodzenia – w rzeczywiste duchowe bogactwo.

Określony tok myśli – pozytywnych lub negatywnych – przy których trwamy, z pewnością wywrze wpływ na nasz charakter i warunki. O ile człowiek nie zawsze może bezpośrednio wybrać okoliczności, w jakich się znajduje, to może wybrać myśli – a zatem pośrednio, lecz nie mniej niezawodnie, kształtować rodzaj tych warunków.

Wszechświat pomaga każdemu zmaterializować myśli, na których najsilniej skupia się uwagę.

Na bazie : Jak człowiek myśli – James Allen

Powiązane posty

• Nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość

• Czy istnieją jakieś ograniczenia –
czy tylko wtedy gdy w nie wierzymy?

• Moc tworzenia i moc niszczenia – nasze przekonania

• Podświadomość – kluczem do bogactwa

• Tajemnica szczęścia, zdrowia i pomyślności – „The Secret”

• Co cię powstrzymuje przed realizacją marzeń?

Głód wrażeń. Czemu stajemy się otępiali…?

19 Sobota Kwi 2008

Posted by ME in Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ Dodaj komentarz

Tagi

andy, ból, cierpienie, ego, głód, hardcore, horror, james, otępienie, pragnienia, tożsamość, transformacja, wrażenia, wyzwolenie, Świadomość

Czy czasem czujesz że jesteś przygnieciony intensywnością uczuć które tworzy Twoje ego?
: „Nienawidzę”, „Jestem wściekły, zraniony”, „Czuję ból”, „Jestem przestraszony, przerażony”,
„Zasługuję na to”, „Przeżywam depresję, frustrację”, „Mam wielką władzę”.

Jednym z najprostszych a zarazem najsilniej działających lekarstw na tego typu identyfikacje jest ciągłe stawianie sobie pytania: „Kim jestem?”.
Nie zważając na odpowiedzi proponowane przez twój umysł, pytaj dalej: „Kim jestem?” Tym sposobem dotrzeć możesz do samego jądra swej istoty.

Czy jesteś kończynami, tułowiem, narządami, kośćmi, głową, mózgiem, fizycznymi odczuciami, emocjami, uczuciami, myślami?
Czy też jesteś którąś z ról, których w życiu grasz tak wiele; rodzinną, płciową, zawodową, rasową, religijną, intelektualną lub duchową?

Nawet jeśli nigdy nie dojdziesz do ostatecznej intelektualnej odpowiedzi na to pytanie, możesz przynajmniej przekonać się, czym na pewno nie jesteś.

Im bardziej uwalniać się będziesz od identyfikacji z tym, czym nie jesteś, tym bardziej zbliżysz się samoistnie do tego, czym naprawdę jesteś.

„Ja” – nasze ego, czyli indywidualna jaźń – jest wyjątkowo złudne. Z jednej strony, wydaje się substancjalne. Wszyscy uważamy się za istoty materialne, konkretne; społeczeństwo traktuje nas jako jednostki stałe i samodzielne; psycholodzy nawołują do budowania poczucia własnej godności, tak by ego/jaźń mogło uważać się za trwałe i efektywnie funkcjonować w życiu.

Z drugiej jednak strony, poszukując go, nie znajdujemy nic konkretnego i namacalnego. O prawdziwej naturze „ja” wiemy bardzo mało, mimo że przez większość czasu działamy jako „ja”. Dlatego też „ja” jawi się jako olbrzymia ślepa „plama” w naszej świadomości.

Jeśli zrozumiesz naturę swego ego, będzie ono funkcjonować jako wysoce praktyczne narzędzie, niczym nie wypaczone, do niczego nie przywiązane, przez nic nie zniewolone.
To zupełnie co innego niż rozwijanie silnego ego (często zwanego poczuciem własnej godności). Bez względu na to, jak silne i pewne siebie poczuje się w danej chwili ego, żyje ono w świecie iluzji.
Zgodnie ze swą naturą nigdy nie może stać się konkretne i namacalne, dlatego też nigdy nie osiągnie poczucia wystarczającej stałości i bezpieczeństwa.
Byt swój zawdzięcza jedynie procesowi myślenia. Nie może istnieć bez pamięci.

Potrzeba wrażeń

Potrzeba wrażeń dotyczy zarówno fizycznych doznań zmysłowych, jak i „namiętności”, takich jak: zazdrość, zawiść, chciwość, duma, arogancja i zarozumialstwo.
Kiedy swą bezczynność usprawiedliwiamy znudzeniem, zwykle oznacza to, że gonimy za wrażeniami.

Wciąż potrzebujemy czegoś pobudzającego, podniecającego, przyjemnego.

Jeśli akurat nie mamy pod ręką żadnej przyjemności, często zadowalamy się czymś nieprzyjemnym, uznając to za lepsze niż nic…
Tak w terapii, jak i w medytacji, posiadanie jakiegoś traumatycznego problemu, który należy pokonać, często jest absorbujące, a przez to i satysfakcjonujące.
Wszyscy chyba znamy ludzi, którzy czerpią satysfakcję ze zwycięskiej walki.

Zasięg naszej uwagi oraz umiejętność obywania się bez ciągłej stymulacji zdaje się stale zmniejszać.

Aktorzy, piosenkarze i sprawozdawcy starają się wywierać na nas natychmiastowe wrażenie, przykuwać naszą uwagę, utrzymywać w stanie pobudzenia i w paru słowach zamykać różne, często bardzo złożone kwestie.

Ponieważ zdążyliśmy się już przyzwyczaić do takiego sposobu komunikowania się, z coraz większym trudem przychodzi nam słuchanie i tworzenie w sobie miejsca na wrażliwość.

Kiedyś, pod koniec godzinnego wykładu, w którym usiłowałem podsumować zawartość niniejszej książki, jedna z obecnych na sali słuchaczek narzekała, że, chociaż poruszane przeze mnie kwestie były interesujące, nie znalazła wśród nich gotowego rozwiązania tajemnicy integracji ciała i umysłu! Oczekiwała bowiem konkretnych wskazówek i metod, które przyniosłyby natychmiastowe rezultaty.

Choć uważamy się za istoty pojętne i wyczulone na wszystko, co się wokół dzieje, w rzeczywistości stajemy się coraz bardziej tępi i zobojętniali.

By cokolwiek poczuć, potrzebujemy coraz to nowych podniet, coraz silniejszych bodźców.

To dlatego narkomania, przemoc i gwałt są w naszej kulturze zjawiskiem tak częstym. Wielu z nas dla odprężenia… ogląda horrory.

Szukanie podniet w duchowości jest zjawiskiem stosunkowo niegroźnym, lecz w gruncie rzeczy polega na tym samym.
Jeśli nie potrafimy po prostu „być”, cały czas musimy coś „robić” i „stawać się”, by wypełnić pustkę i przykryć swe braki.

Dlatego szukamy czegoś niezwykłego, efektownego, inspirującego, wzniosłego.
Tym samym zakładamy, że duchowość nie mieści się w ramach zwyczajności –
:tu i teraz jest nieosiągalna.

Kiedy moje dzieci tłumaczą się nieraz znudzeniem, mówię im, że nic nie jest nudne samo z siebie.
Uczucie znudzenia wypływa z człowieka; to człowiek czuje się w danej chwili znudzony. Nuda nie ma tutaj nic do rzeczy. Jeśli coś musi być zrobione, zrób to.
Jeśli nie musi – nie rób.

Większość z nas potępia wrogość, nienawiść i gniew.
Nie znosimy tych emocji u innych, potrafimy jednak znaleźć wiele powodów, by je usprawiedliwić, kiedy sami im ulegamy.
– „Mam prawo, bo zostałem skrzywdzony”;
– „Miałem dziś ciężki dzień”;
– „Walczę w słusznej sprawie”;
– „Mój gniew jest słuszny, konstruktywny”.

Obserwuj, jak budzi się w tobie gniew, w jaki sposób się przejawia, jak mija.
Nie identyfikuj się z nim, nie wiąż się, nie próbuj go usprawiedliwiać.
Przekonaj się, że gniew przeszkadza ci tylko w podjęciu efektywnego działania, ponieważ zniekształca postrzegany przez ciebie obraz rzeczywistości oraz powoduje konflikty, wzmacnia ból i poczucie winy.

Jeśli jesteś już rozgniewany, spróbuj się uwolnić od swego gniewu.
Niezdrowo jest gromadzić go w sobie, niezależnie od tego, jak bardzo przekonany jesteś o jego słuszności.
Często to nie sam wybuch gniewu powoduje problemy, ale jego następstwa – poczucie winy, urazy, usprawiedliwienia.

Trzecią przeszkodą jest lenistwo, apatia – założenie, że nie będziesz robił niczego, co nie jest absolutnie konieczne.
Lepiej nie wywoływać wilka z lasu i wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Samopoznanie może obudzić w twej świadomości bolesne wspomnienia, a nawet ból fizyczny.
Ból ten nie jest jednak dziełem tej chwili.
On już wcześniej w tobie istniał, niebezpiecznie tłumiony, podświadomie i destrukcyjnie wpływając na twoje postępowanie.

Jeśli nie uświadomisz sobie skrywanego bólu i wszystkiego innego, co wymaga leczenia, nie możesz podjąć akcji ratunkowej.
Jeśli jesteś całkiem zdrowy, poznając samego siebie nic nie stracisz.
Jeśli natomiast jest z tobą coś nie w porządku, ignorowanie problemu na pewno ci nie pomoże.

Wszystkie poważne problemy na początku są małe.

Niepokój i troska uniemożliwiają rozwój spokojnego i zdolnego do wglądu umysłu.
Zamartwianie się przyszłością nie uczyni jej bezpieczniejszą ani lepszą.
Może nawet działać na jej niekorzyść, gdyż odciąga cię od tego, co powinieneś w danej chwili zrobić. I tutaj znowu pomóc ci może jasne zrozumienie celu.

-> Wyznacz sobie optymalną strategię działania na przyszłość i krok po kroku wprowadzaj ją w życie.

Jeśli nie nadszedł jeszcze czas na zrobienie pierwszego kroku, skieruj uwagę na wyzwania trwającej chwili.

Sceptycyzm stanowi chyba najpoważniejszą przeszkodę.
Dhiravamsa uczył: „W chwili, kiedy zaczniemy widzieć i rozumieć, zwątpienie całkowicie zniknie… Dobrze gdy z początku towarzyszą nam wątpliwości i rezerwa…

Takie wątpliwości zachęcają do obserwowania faktów i dochodzenia do leżącej u ich podstaw prawdy.
Kiedy postrzegamy rzeczywistość zgodnie z własnymi obserwacjami, wątpliwości znikają… Z drugiej jednak strony, sceptycyzm oznacza wrodzoną skłonność przeszkadzającą dochodzeniu prawdy, stanowi rodzaj wątpliwości, która nie chce wiedzieć.
Jeśli to uwarunkowanie jest silne, nic nie można na to poradzić, aż do czasu, kiedy płynność życia przyniesie nieuchronne zmiany i okazja do rozwoju i zmiany – ponownie zapuka do drzwi.”

Zauważyłem, że wielu uczestników mych zajęć poszukuje nie tyle prawdy, co możliwości umocnienia i udoskonalenia tego, w co wcześniej już wierzyło.

Sceptycyzm może pojawić się u rozwijających się ludzi także w wyniku braku (lub niewystarczających) pozytywnych „rezultatów” pracy nad sobą, które by zapewniły ich o słuszności tego co robią.

Sceptycyzm dosięga nawet tych, którzy osiągnęli pewien „sukces”, to znaczy – doszli w życiu do pozytywnych i głębokich zmian. Pracując nad sobą, poznajesz siebie. Nagroda, jaką otrzymujesz, jest coraz większa, lecz wraz z nią rosną również obawy…
Ego czyli „ja” widzi, że kurczy się zasięg jego władzy.
Utraconą kontrolę próbuje odzyskać stosując różne zmyślne wybiegi.
Jeśli jednak prawdziwie poznałeś siebie, nie dasz się nabrać na jego sztuczki.

Przysłowie: „Lepszy diabeł, którego znasz, niż ten, którego nie znasz” ma źródło w najgłębszych pokładach psychiki. Niezależnie od tego, jak bardzo cierpisz, twój ból ma swój wymiar, ma swoje granice. Leży w granicach władzy znanego i dlatego możesz, lub przynajmniej tak ci się wydaje, wypracować sobie nad nim kontrolę.
Kiedy natomiast wkroczysz do królestwa nieznanego, stracisz swą władzę.
Nie znajdziesz tam doświadczeń oznaczonych znanymi ci słupami granicznymi; twoje „ja” poczuje się zagubione, przestraszone tym, że może przestać istnieć. Jest to najlepszy moment na dokonanie duchowego przełomu – na poluzowanie dławiącego uścisku swego „ja”.

W takich momentach radzę robić to, co trzeba robić zawsze, czyli stawiać jeden krok naraz.
Zamiast skupiać się na tym, czego się boisz, przyjrzyj się samym mechanizmom strachu. Poddaj się mu i obserwuj, jak nadchodzi i jak się oddala.
Spójrz na niego jak na to, czym faktycznie jest – przejściowy proces. Wszystko na świecie, bez najmniejszego wyjątku, bez przerwy się zmienia.

Na bazie : A. James, Vipassana, świadome Ja

Czy wiesz dlaczego cierpisz?

02 Sobota Lu 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 4 Komentarze

Tagi

cierpienie, intelekt, metoda, mądrość, plan, Rozwój, uzdrowienie, wolna wola, wszechświat, Świadomość

Samo-korygujący sie Plan

Pozwolenie ludziom doświadczyć skutków ich własnego działania jest niezbędne aby się czegokolwiek nauczyli.

Jakie sa konsekwencje działania – w kontraście z konsekwencjami myślenia?
– Kiedy myślimy, rezultaty naszych przemyśleń pozostają w naszym umyśle i naszej wyobraźni. Nie potrzeba współdziałać z innymi ludźmi żeby myśleć.
– Kiedy działamy, mamy możliwość doświadczania skutków naszych działań. Pojawia sie także wymiana informacji miedzy nami i innymi ludźmi.
Tak wiec, ponieważ jesteśmy inteligentni, możliwość działania – stwarza mechanizm uczenia sie. Poprzez analizę skutków naszych działań możemy odkryć i zrozumieć zależności pomiędzy naszymi działaniami (przyczynami) i ich konsekwencjami (skutkami).

Jakie sa skutki działań, które pomijają Cel Istnienia Wszechświata*?(wyjaśnienie terminu na końcu artykułu)
Zadziwiająco, każda działalność przeciwko Celowi powoduje takie czy inne cierpienia ludzi.
Mogą to być nasze własne cierpienia – lub cierpienia innych. Czym bardziej dane działanie neguje czy ignoruje Cel, tym większe sa cierpienia i ból wywołane tym działaniem.
Z uwagi na to, że jesteśmy inteligentni i niespecjalnie lubimy cierpieć, mamy możliwość sie NAUCZYĆ w jaki sposób uniknąć cierpień. Na czym polega ta lekcja?
Celem tej lekcji jest nauczyć sie żyć w zgodzie i harmonii z Celem Istnienia całego Wszechświata.

A co jeśli nie zechcemy – dopóty dopóki nie zrozumiemy wszyscy?
Cierpimy.
Cierpimy dopóty, dopóki nie zaczniemy rozumieć w jaki sposób uniknąć cierpień.
Cierpimy dopóty, dopóki nie osiągniemy wystarczającego zrozumienia. Cierpimy dopóty, dopóki nie zrozumiemy Celu Istnienia i nie uwzględnimy go w naszym życiu z własnej nieprzymuszonej woli.
Jest to podstawa mechanizmu samo-korekcji we Wszechświecie.

Każdy człowiek musi poczuć wszystkie konsekwencje swojej własnej Wolnej Woli żeby sie nauczyć istnieć.
Nie można uniknąć tych konsekwencji – po prostu dlatego że nasz Intelekt nie przestaje istnieć. Nie można uniknąć Samego Siebie. Nasza Wolna Wola nie jest w niczym zakłócana, ale… mamy sygnały kiedy robimy błędy.

Podsumowując, należy pamiętać i rozumieć ze:
1. Cierpienia i nieszczęścia istnieją
2. Istnieje PRZYCZYNA ich istnienia
3. Można uniknąć cierpień i nieszczęść
4. Istnieją SPOSOBY uniknięcia cierpień i nieszczęść =
dostrzeżenie i zrozumienie Celu Istnienia całego Wszechświata i nas samych – we wszystkim co robimy.

Unikanie Błędów

Czy możemy uniknąć popełniania błędów? Pozwól, że odpowiem na to pytanie pytaniem:
Czy dziecko może nauczyć sie chodzić nigdy nie upadając?
Popełnianie błędów jest niezbędne w procesie uczenia sie.
Nie możemy całkowicie wyeliminować błędów, po prostu dlatego, że w ten sposób eliminujemy mechanizm uczenia sie.
Natomiast powtarzanie znanych błędów może i powinno być unikane.

Chcąc uniknąć doznawania szczególnie przykrych lekcji możemy także pomóc sobie poprzez rozwój zdolności uczenia się na błedach innych ludzi. Możemy rozwinąć zdolność uważnej obserwacji ich działań i wyciągania wniosków, tak by samemu nie przechodzić przez całą lekcję : Możemy uczyć sie na błędach innych ludzi!

W jaki sposób można określić co stanowi błąd?
Generalnie rzecz biorąc, każdy akt niezgodny z Celem Wszechświata jest błędem.
W praktyce: cierpienie czy nieszczęście doświadczane przez nas samych czy też przez innych powinno byc dla nas sygnałem żeby przeanalizować CO jest NASZYM błędem.
Niezmiernie ważne jest dostrzeżenie zależności „przyczyny i efektu” miedzy naszymi działaniami i ich skutkami. […]

Rozważmy następujący przykład. Jest rzeczą dobrze znana, że wielu ludzi utrzymuje i rozwija tak zwana „mentalność ofiary”. Ludzie tacy obwiniają kogokolwiek i cokolwiek za swoje własne cierpienia, nierozwinięte
uczucia i ograniczenia.

Wyobraź sobie, że mówisz takiemu człowiekowi, że „każdy we Wszechświecie ma nieograniczony potencjał”. Całkiem możliwe, że człowiek taki poczuje sie jeszcze bardziej przygnebiony i nawet może sie na ciebie obrazic że sie nad nim znęcasz i zwiększasz jego przygnębienie.
Gdzie jest błąd?
Błędem jest próba objaśnienia zbyt dużo – zbyt szybko.
Czy można oczekiwać, że dziecko pobiegnie zanim sie nauczy chodzić?[…]

Co zatem? Opracowywanie inteligentnego „planu” i podejmowanie tylko w pełni świadomego działania – jest najważniejszym aspektem każdej działalności. Świadomie i uważnie planuj swoje działania. Masz inteligencję i Wolną Wolę.
Nie działaj schematycznie i bezmyślnie. Zrób użytek ze świadomości.

Co możesz zrobić :

– uczciwa samo-analiza Twoich własnych motywów powinna być Twoim priorytetem
– staraj się także dostrzec i zrozumieć – bez osądzania – motywy działań innych ludzi
– dostrzeż, że za fasadą pomagania innym mogą stać bardzo różne motywy
– używaj i rozwijaj swój intelekt i swoją intuicję
– traktuj wierzenia i tradycyjne przekazy z dużą ostrożnością
– jedyną istotną rzeczą we Wszechświecie jest – to co my sami świadomie rozumiemy
– przeanalizuj swoje ego i prawdziwą naturę swoich pragnień
– naucz się dokonywać świadomych wyborów
Największym ograniczeniem do przekroczenia – jesteśmy my sami i nasze skostniałe poglądy.
– Jeśli się uprzesz że tylko pełzanie jest możliwe NIGDY NIE NAUCZYSZ SIE LATAĆ

Jakie błędy popełniliśmy w przeszłości i ile tych błędów popełniliśmy – jest prawie nieistotne.
Jedyną ważną rzeczą, dotyczącą popełnionych błędów, jest to, czego sie z nich w końcu nauczyliśmy.

——————————————————————-
* – Są DWIE podstawowe przyczyny Celu istnienia każdego człowieka – wg. T Chalko:
1. indywidualny, nieograniczony rozwój świadomości
2. otwarcie się na doświadczanie Najwyższych Uczuć /miłość, wybaczanie, akceptacja, prawda, piękno…etc/

Fragmenty na bazie: „Wolna Wola” Tomasz Chalko

Inne posty z tej kategorii tematycznej :

• Wciąż czuję gniew, chcę się zmienić, ale…

• Skąd się biorą wypadki?

• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle

• Czy istnieje dobra samotność?

• Seks – demon z piekła rodem

• Grzeszne ciało?

• Czy warto się kłócić?

• Szczęscie w zasięgu ręki

• Nie istnieją błędy – tylko lekcje

• Zasługujesz na miłość i przyjemność!

• Cierpienie może być najcenniejszą lekcją – historia Dana

• Czy umiesz wybaczać?

• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej

• Kobieta bez winy i wstydu

• Szczęscie jest bliżej niż myślisz

• Czy wiesz dlaczego cierpisz?

• Nieuwarunkowane szczęście

• Kochaj i bądź radosny!

• Strach i ciemność?

• Nie zadręczaj się!

Wojna w Tobie

14 Poniedziałek Sty 2008

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ Dodaj komentarz

Tagi

choroba, cierpienie, Dethlefsen, infekcja, lekcja, nauka, Rozwój, samopoznanie, zdrowie, życie


Fragment :
Dethlefsen T. – Poprzez chorobe do samopoznania

Biegunowość naszej świadomości bezustannie stawia nas, ludzi, w sytuacji konfliktowej, zmuszając do dokony­wania wyboru spośród dwóch możliwości. Stale musimy się na coś decydować, rezygnować z jednej możliwości na rzecz innej. Wciąż więc czegoś nam brak, wciąż czujemy pewien dyskomfort psychiczny. Szczęśliwy ten, kto potrafi zaakcep­tować konfliktowość ludzkiej egzystencji. Większość z nas bowiem skłonna jest wierzyć, że niedostrzeganie konfliktu jest tożsame z jego nieistnieniem. Z podobną naiwnością małe dzieci wierzą, że wystarczy zamknąć oczy, by stać się niewidzialnym. Konflikty jednak istnieją zawsze, niezależ­nie od tego, czy ktoś je dostrzega, czy nie. Kto nie jest gotów uznać tego faktu, przeanalizować konfliktu i starać się znaleźć jakieś rozwiązanie, prędzej czy później odczuje to na własnym ciele. Konflikty przybiorą formę zapalenia. Każda infekcja to zmaterializowany konflikt. Unikanie konfliktu na poziomie duszy (z wszystkimi jego przykrościami i niebez­pieczeństwami) odbija się na poziomie ciała w postaci zapalenia.

Prześledźmy ten proces na trzech wspomnianych już płaszczyznach, którymi są: zapalenie-konflikt-wojna:

1. Impuls: Zarazki wnikają do organizmu. Mogą to być bakterie, wirusy lub trucizny (toksyny). Wnikanie to nie tyle jest zależne od obecności zarazków – jak sądzi wielu laików – ile raczej od gotowości naszego organizmu do ich przyjęcia. W medycynie nazywa się to słabą odpornością. Problem infekcji nie sprowadza się – jak uważają fanatycy sterylności – do obecności zarazków, lecz do umiejętności współżycia z nimi. Stwierdzenie to można odnieść niemal dosłownie do obszaru świadomości. Nie chodzi przecież o to, by człowiek żył w świecie bez problemów i konfliktów, lecz by umiał żyć z konfliktami. Nie trzeba chyba dłużej uzasadniać, że system odpornościowy jest sterowany przez naszą psychikę, skoro nawet naukowcy coraz dogłębniej zajmują się ostatnio tym zagadnieniem (badania nad stre­sem itp.).

Znacznie ciekawsze jednak jest uważne obserwowanie tych zależności na przykładzie samego siebie. Kto nie chce otworzyć własnej świadomości na konflikt, który by go bardzo zdenerwował, musi otworzyć swoje ciało na zarazki. Lokują się one w słabych punktach organizmu, nazywanych po łacinie loci minoris resistentiae, czyli miejscami o osłabio­nej odporności, uważanymi przez medycynę klasyczną za wrodzone albo dziedziczne. Medycyna klasyczna sprowa­dza podatność pewnych organów na zapalenie do wrodzo­nej słabości tych organów, co pozornie uniemożliwia dalszą interpretację zjawiska. Psychosomatyka natomiast wskazu­je nie od dziś, że określonym grupom problemów od­powiadają określone organy, przez co jednak popada ona w sprzeczność z głoszoną przez medycynę klasyczną teorią miejsc o zmniejszonej odporności.

Ową pozorną sprzeczność bez trudu obalimy, jeśli spojrzymy na to zagadnienie z trzeciego punktu widzenia. Ciało jest zmaterializowanym odzwierciedleniem naszej świadomości, podobnie jak dom jest zmaterializowanym odzwierciedleniem idei architekta. Idea i jej kształt material­ny odpowiadają sobie wzajemnie, tak jak fotografia od­powiada negatywowi, nie będąc jednak tym samym. I tak każda część ciała i każdy narząd odpowiadają określonej treści psychicznej, określonemu stanowi emocjonalnemu i określonemu kręgowi problemów (na tych analogiach zasadza się fizjonomika, bioenergetyka, techniki masażu psychicznego i inne).

Człowiek ucieleśnia pewien stan świadomości, będący w danym momencie życia odzwierciedleniem jego dotych­czasowych doświadczeń. Przynosi ze sobą na świat okreś­lony wzorzec problemów, których stopniowe rozwiązy­wanie i pokonywanie będzie kształtowało jego los, gdyż los = charakter + czas. Charakter ani nie jest dziedziczny, ani też kształtowany przez otoczenie, jest on „przynoszony” – jest wyrazem świadomości, którą ucieleśnia.

Ów stan świadomości ze specyficznymi układami prob­lemów i zadaniami życiowymi jest tym, co astrologia, na przykład, przedstawia symbolicznie w horoskopie. (Bliżej na ten temat w książce pt. Przeznaczenie twoją szansą.) Skoro jednak ciało jest zmaterializowanym odzwiercied­leniem świadomości, również w ciele znajduje odbicie okreś­lony układ problemów. Oznacza to między innymi, że pewne grupy problemów mają swój cielesny czy też or­ganiczny odpowiednik w podatności na choroby. Z wiedzy tej korzysta na przykład irydodiagnostyka, nie uwzględ­niająca jednak ewentualnej korelacji psychologicznej.

Miejscem o zmniejszonej odporności jest ten narząd, który musi przejąć na siebie proces zdobywania doświad­czeń wtedy, gdy człowiek nie rozpracowuje w swej świadomości problemu psychicznego odpowiadającego danemu narządowi. W dalszym ciągu książki wyjaśnimy stopniowo, jaki organ odpowiada jakiemu problemowi. Kto się z tym zapozna, spojrzy na procesy chorobowe z całkiem innego punktu widzenia niż ci, którzy uparcie trzymają się przyczynowego sposobu myślenia.

Prześledźmy przebieg zapalenia, nie wskazując na razie dokładnie jego lokalizacji. W fazie pierwszej (impuls) zara­zki wnikają do organizmu. W sferze psychicznej odpowiada to sytuacji, gdy stajemy w obliczu jakiegoś problemu. Impuls, z którym dotychczas się nie zetknęliśmy, pokonuje system obronny naszej świadomości i rozdrażnia nas. Wznie­ca napięcie między biegunami, które to napięcie odczuwamy teraz świadomie jako konflikt. Jeśli nasz psychiczny system obronny funkcjonuje bardzo dobrze, impuls nie dosięgnie naszej nadświadomości – jesteśmy uodpornieni na jego wyzwanie, a tym samym na doświadczenie i rozwój.

W tym wypadku również mamy, zgodnie z zasadą biegunowości, dwie możliwości. Jeśli zrezygnujemy z obro­ny w obszarze świadomości, zachowamy odporność or­ganizmu, jeśli zaś nasza świadomość będzie odporna na nowe impulsy, organizm będzie gotów do przyjęcia zaraz­ków. Nie unikniemy zarażenia, możemy jedynie wybrać obszar, w którym ono nastąpi. Przenosząc to rozumowanie na warunki wojenne, powiedzielibyśmy, że pierwszej fazie – impuls – odpowiada wtargnięcie wroga do kraju (naruszenie granic). Tego rodzaju atak kieruje oczywiście całą uwagę polityczną i militarną na wrogich intruzów. Wszyscy wykazują wzmożoną aktywność, całą swoją ener­gię ukierunkowując na ten nowy dla nich problem, mobili­zują wojsko, poszukują sprzymierzeńców – krótko mó­wiąc: koncentrują uwagę na ognisku niepokojów. Takie działania naszego organizmu to:

2. Faza wysięku: Zarazki już się zagnieździły i tworzą ognisko zapalne. Ze wszystkich stron napływa płyn tkan­kowy, odczuwamy obrzmienie tkanki i towarzyszące temu najczęściej napięcie. W przypadku konfliktu psychicznego również wzrasta napięcie. Całą swoją uwagę skupiamy na nowym problemie, nie potrafimy już myśleć o niczym innym, prześladuje on nas dzień i noc, nie jesteśmy w stanie o niczym innym mówić, wszystkie nasze myśli krążą bez­ustannie wokół tej jednej sprawy. W taki oto sposób konflikt pochłania całą naszą energię psychiczną. Żywimy go, roz­dymamy, aż staje się gigantyczny niczym góra, której nie jesteśmy w stanie pokonać. Konflikt zmobilizował i zaan­gażował wszystkie nasze siły psychiczne.

3. Reakcja obronna: Pod wpływem zarazków (=anty­genów) organizm wytwarza specyficzne przeciwciała (w krwi i szpiku kostnym). Limfocyty i granulocyty tworzą wokół zarazków tak zwany wał granulocytowy, a makrofagi zaczynają pożerać zarazki. Toczy się więc wojna w obszarze ciała. Wróg zostaje otoczony i zaatakowany. Jeśli nie uda się rozwiązać konfliktu na płaszczyźnie lokalnej (wojna ograni­czona), następuje powszechna mobilizacja. Cały naród bierze udział w wojnie, poświęcając temu wszystkie swoje siły.:

4. Gorączka: Atak sił obronnych niszczy zarazki, a uwalniające się przy tym trucizny (toksyny) wywołują reakcję w postaci gorączki. Na lokalne zapalenie organizm odpowiada podwyższoną temperaturą ciała. Z każdym stopniem podwaja się wskaźnik przemiany materii, a więc nietrudno zorientować się, w jakiej mierze gorączka nasila procesy obronne organizmu. Dlatego też zwykło się mówić, że gorączka jest zdrowa. Istnieje więc współzależność mię­dzy wysokością temperatury a tempem przebiegu choroby. Dlatego można spokojnie ograniczyć przyjmowanie środ­ków obniżających temperaturę do granicy nie zagrażającej życiu i nie zbijać temperatury gwałtownie za każdym razem, gdy wzrasta.

Jeśli chodzi o sferę psychiczną, konflikt w tej fazie absorbuje nas bez reszty i pochłania całą naszą energię. Analogie między podwyższoną temperaturą naszego ciała a podnieceniem psychicznym są tak wyraźne, że znajdują odzwierciedlenie w naszym języku. Mówimy na przykład o gorączkowym oczekiwaniu, o gorączce poszukiwań, o gorą­czkowaniu się. […] Nie tylko bowiem gorączka jest zdrowa, jeszcze zdrowsza jest konfrontacja z konfliktami. Mimo to panuje powszechna tendencja, by w miarę możliwości dusić w zarodku i gorączkę, i konflikty oraz duma umiejętności tłumienia (gdybyż tylko to tłumie­nie nie sprawiało tyle radości!).

5. Powolne opadanie gorączki (rozwiązanie): Załóżmy, że siły obronne naszego organizmu okazały się skuteczne – odparły obce ciała, częściowo je wchłonęły, i w efekcie następuje rozpad przeciwciał i zarazków, czego skutkiem jest żółta ropa (straty po obu stronach!). Zarazki w zmienio­nej, osłabionej formie opuszczają nasze ciało. Ale i w nim zaszły pewne zmiany, gdyż teraz posiada ono: a) informację o zarazkach, co nazywa się „odpornością nabytą lub swoistą”, b) jego siły obronne przeszły trening, przez co wzmocniły się – jest to „odporność nieswoista”. Przeno­sząc to na sferę militarną, moglibyśmy powiedzieć, że jest to zwycięstwo jednej strony przy stratach poniesionych przez obie. Zwycięzca wychodzi jednak z konfrontacji wzmoc­niony, gdyż dostosował się do przeciwnika, poznał go i w przyszłości może na niego odpowiednio zareagować.

6. Śmierć: Może się jednak zdarzyć, że zwycięstwo odniosą zarazki, co prowadzi do śmierci pacjenta. Fakt, że uznajemy taki wynik za mniej korzystne rozwiązanie, wyni­ka jedynie z naszego subiektywizmu. To tak jak w piłce nożnej – wszystko zależy od tego, z którą drużyną się identyfikujemy. Zwycięstwo to zwycięstwo, niezależnie od tego, która strona je odniesie – w tym wypadku też następuje koniec wojny. Radość i tym razem jest ogromna, tyle, że po stronie „przeciwnika”…

7. Stan chroniczny: Jeśli żadnej ze stron nie uda się rozwiązać konfliktu po swojej myśli, następuje kompromis między zarazkami a siłami obronnymi organizmu. Zarazki pozostają w naszym organizmie, nie odnosząc jednak zwycięstwa, co oznaczałoby śmierć, ale i nie zostają pokona­ne (wyzdrowienie w sensie restitutio ad integrum). Wytwarza się stan chroniczny, którego symptomami jest stale podwyż­szona liczba limfocytów i granulocytów, przeciwciał, lekko podwyższony opad i nieznacznie podwyższona temperatu­ra. Taka sytuacja powoduje, że w naszym ciele tworzy się ognisko wiążące energię potrzebną organizmowi. Pacjent czuje się zmęczony, apatyczny, bierny, niezdolny do działa­nia. Nie jest chory, ale i nie jest całkiem zdrów – jest to sytuacja, kiedy nie toczy się co prawda wojna, ale i nie ma pokoju, panuje kompromis, ale zgniły, jak wszystkie kom­promisy tego świata. Kompromis jest wzniosłym celem tchórzy, ludzi „letnich” (Jezus mówi: „Chciałbym ich wypluć z moich ust. Niech będą gorący albo zimni”), którzy niezmiennie boją się konsekwencji swego działania i wszel­kiej odpowiedzialności. Kompromis jednak nigdy nie stano­wi rozwiązania, gdyż ani nie jest absolutną równowagą między dwoma biegunami, ani też nie przechyla szali na jedną stronę. Kompromis oznacza permanentny zatarg, a co za tym idzie – stagnację. Czyniąc odniesienie do sfery militarnej, możemy porównać to z wojną pozycyjną (por. I wojna światowa), która pochłania energię i materiały, osłabiając lub też paraliżując pozostałe dziedziny życia, jak gospodarka czy kultura.

W sferze psychiki stan chroniczny odpowiada perma­nentnemu konfliktowi. Człowiek tkwi w sytuacji konflik­towej i nie znajduje ani odwagi, ani siły, by podjąć jakąś decyzję. Każda decyzja wymaga ofiar – możemy zrobić tylko jedno albo drugie – a taka perspektywa napawa lękiem. Dlatego wielu ludzi tkwi w samym środku konfliktu, są oni niezdolni dopomóc do zwycięstwa jednemu lub drugiemu biegunowi. Nieustannie roztrząsają problem, jaka decyzja byłaby słuszna, a jaka błędna, nie rozumiejąc, że w abstrakcyjnym sensie nie istnieje pojęcie słuszności i błędu, gdyż aby wreszcie być zdrowym, i tak potrzebujemy obu biegunów, tyle, że nie możemy zrealizować ich równocześ­nie, lecz musimy zacząć od jednego z nich – a więc zdecydujmy się!

Każda decyzja przynosi wyzwolenie. Stan chronicznego konfliktu natomiast wysysa z człowieka energię, co do­prowadza koniec końców do psychicznego zniechęcenia, apatii, rezygnacji. W chwili gdy zdecydujemy się na jedną z możliwości, poczujemy natychmiast przypływ energii. Tak jak nasze ciało z każdej infekcji wychodzi wzmocnione, tak i nasz stan psychiczny poprawia się po każdym konflikcie. Stajemy się bogatsi o nowe informacje, które tak samo jak nabyta odporność ułatwiają nam w przyszłości uporanie się z podobnym problemem.

Każdy konflikt, jaki przeżywamy, uczy nas ponadto lepiej i odważniej konfrontować się z konfliktami w przy­szłości, co odpowiada odporności naszego organizmu. Po­dobnie jak w przypadku naszego ciała, każde rozwiązanie pociąga za sobą ofiary, zwłaszcza po stronie przeciwnej; również decyzje podejmowane w sferze psychicznej wyma­gają ofiar. Nieraz trzeba poświęcić swoje dotychczasowe poglądy, ukochane przyzwyczajenia i zachowania. Ale przecież wszystko, co nowe, z góry niejako zakłada śmierć tego, co stare. Większe ogniska zapalne w organizmie często pozostawiają blizny. W naszej psychice również niekiedy pozostają blizny, które z biegiem lat stają się jakby wspo­mnieniami głębokich przeżyć w naszym życiu.

Kiedyś wszyscy rodzice wiedzieli, że dziecko po przeby­tej chorobie dziecięcej (wszystkie te choroby są chorobami zakaźnymi) uczyniło skok w swym rozwoju albo dojrzewa­niu. Dziecko nie jest już takie samo jak przedtem. Choroba je zmieniła, stało się bardziej dojrzałe. Ale nie tylko choroby wieku dziecięcego powodują, że człowiek staje się bardziej dojrzały. Tak jak ciało z każdej przebytej choroby zakaźnej wychodzi silniejsze, tak i człowiek po każdym przebytym konflikcie staje się dojrzalszy. Bowiem tylko wyzwania, którym musimy stawić czoło, czynią nas silniejszymi i bar­dziej doświadczonymi.


Dethlefsen
T. – „Poprzez chorobe do samopoznania”

Zasługujesz na miłość i przyjemność w życiu!

07 Piątek Gru 2007

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój

≈ 7 Komentarzy

Tagi

afirmacja, afirmacje, cierpienie, orr, przyjemność, rebirthing, Rozwój, seks, wybaczenie, zdrowie, zmiana, związek, związki



Sondra Ray – „Zasługuję na miłość” :

Przez kilka lat byłam pielęgniarką. Zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle ma jakiś sens – roznoszenie pigułek chorym, czasem umierającym, którzy naprawdę potrzebują przede wszystkim kogoś, kto mógłby zapobiec chorobie. Zdawało mi się, że nic tu nie potrafię zdziałać. […] Moje małżeństwo się rozpadło, wstąpiłam do Korpusu Pielęgniarskiego Sił Powietrznych, żeby się jakoś ratować.
Skierowano mnie do kliniki ginekologiczno-położniczej i zostałam pielęgniarką od planowania rodziny. Byłam zachwycona, że nareszcie mogę zajmować się profilaktyką. Pacjentki spotykając w poradni kobietę były tak zadowolone, że zwierzały mi się ze wszystkiego, co leży im na sercu. Mówiły głównie o życiu seksualnym i małżeńskim.
Widziałam, jak bardzo w związku z tym cierpią i jak podupadają na zdrowiu – cierpienie wywoływało rozmaite choroby, których przecież można było uniknąć.
Zaczęłam się systematycznie szkolić, żeby dowiedzieć się, jak można uwalniać ludzi od problemów seksualnych. Zapisałam się na wszystkie dostępne wówczas kursy, chcąc zostać terapeutą-seksuologiem. W tym samym czasie zaczęłam się interesować ruchem na rzecz rozwoju osobistego. Postanowiłam, że dobrym miejscem dla mnie będzie Kalifornia, i już po trzech dniach znalazłam pracę w ośrodku zdrowia w Oakland.
Następne pół roku, spędzone w Kalifornii, to okres gwałtownych zmian w wyniku doświadczeń zdobytych w ruchu rozwoju osobistego. Tu udało mi się rozwiązać pewien swój problem i dzięki temu dokonać odkrycia, które zmieniło całe moje życie.

Znalazłam się w przedziwnej sytuacji. Co miesiąc miałam kraksę, i to taką, że powinnam była albo wynająć sobie kierowcę, albo w ogóle przestać jeździć samochodem. Pewnego dnia zwróciłam się do dwóch kolegów, którzy przeszli EST (szkolenie Wernera Erharda) i powiedziałam im, że już naprawdę nie wiem, co mam robić. Nie potrafiłam zrozumieć, co się ze mną dzieje, jakbym, znajdowała się na równi pochyłej prowadzącej do samozniszczenia i nie mogła się zatrzymać.
„Nie martw się, Sondra – powiedział jeden z nich. – Zabierzemy cię do Leonarda Orra”.
„A kto to jest, ten Leonard Orr? ”
„Po prostu jedź z nami w niedzielę” – odparł drugi.
Miałam do nich zaufanie. Zresztą w tym momencie byłam gotowa spróbować wszystkiego.
W niedzielę pojechaliśmy kilka mil w głąb lasów Doliny Portola. Był tam piękny letni dom i ogród, gdzie na trawniku zebrało  się około czterdziestu osób. Wyciągnęliśmy się na słońcu i Leonard  Orr zaczął mówić. Wiedziałam od razu, że ten człowiek ma w sobie coś niezwykłego. Jego słowa zmieniły mój sposób myślenia! o 180 stopni i pamiętam, jak żałowałam, że nie dowiedziałam się tego wszystkiego 25 lat wcześniej.
Byłam tak poruszona, że poprosiłam go o osobne spotkanie. Kiedy się spotkaliśmy, wyglądał jakby był przekonany, że mogę pozbyć się swoich problemów właściwie od razu. I nie tylko zapoznał mnie z posługiwaniem się afirmacjami, ale też ze swoimi badaniami nad przeżywaniem ponownych narodzin (rebirthing) -dziś jestem w to głęboko zaangażowana. A potem Leonard dał mi do przepisania parę afirmacji. Miałam wątpliwości i postanowiłam sprawdzić tę teorię.
„Naprawdę uważasz, że za pomocą afirmacji mogłabym doprowadzić nawet do tego, żeby mężczyźni do mnie dzwonili? ”
„Oczywiście – odparł. – Spróbuj”.
Powiedział mi, żeby napisać tak: „Ja, Sondra, odbieram teraz mnóstwo telefonów od mężczyzn, gdy jestem w domu”. Wybrałam trudną rzecz, żeby go sprawdzić. Zawsze byłam dosyć nerwowa na punkcie telefonów, co kojarzyło mi się z chorobą ojca, która zaczęła się, kiedy był inżynierem w spółce telefonicznej.

Umarł, gdy byłam małą dziewczynką, więc doszłam do wniosku, że telefony mają coś wspólnego ze śmiercią. Zawsze udawało mi się tak urządzić, żeby dzwoniący do mnie mężczyźni słyszeli „nie ma jej w domu” albo „właśnie wyszła” – zwłaszcza mężczyźni, na których mi zależało.
Przez jakieś cztery dni przepisywałam afirmację, podaną przez Leonarda, mniej więcej 10-15 razy dziennie. Nie mogłam uwierzyć w to, co się zaczęło dziać. Wszystkie moje dawne sympatie dzwoniły do mnie – mężczyźni, którzy nie odzywali się miesiącami, niektórzy latami. Postanowiłam zobaczyć, do czego może dojść, więc dalej przepisywałam tę afirmację jeszcze przez kilka dni. I chociaż brzmi to niewiarygodnie, zaczęły się pomyłki w nocy, telefony od mężczyzn gdzieś z dalekiego świata.
Trochę zakłopotana wróciłam do Leonarda, powiedziałam mu, że najwyraźniej przedawkowałam, i poprosiłam, żeby pomógł mi to zmienić. Dostałam nową afirmację, która brzmiała: „Do mnie, Sondry, dzwonią teraz tylko mężczyźni, od których chcę otrzymać jakiś znak życia”. I to też zadziałało. Byłam pod wrażeniem. Miałam ochotę zacząć przerabiać afirmację, które zaproponował mi na początku. Zaczęłam pisać:
„Ja, Sondra, prowadząc samochód zachowuję przytomność umysłu i czuję się bezpiecznie.”
„Mój impuls życia jest silniejszy niż impuls śmierci. W miarę jak osłabiam swój impuls śmierci i wzmacniam impuls życia, jestem i będę coraz zdrowsza, szczęśliwsza, bardziej przydatna i coraz młodsza.”
Od tego czasu nie miałam ani jednej stłuczki i nawet najmniejszego wypadku.
Zaczęłam stosować afirmacje we wszystkich dziedzinach swego życia. Byłam zadowolona zwłaszcza z tego, jak dobrze działają w bliskich związkach. Najbardziej lubię opowiadać o pewnej prostej afirmacji, która pomogła mi stworzyć mój obecny związek. Po prostu napisałam tak: „Ja, Sondra, chcę, żeby teraz w moim życiu zjawił się taki mężczyzna, jakiego zawsze pragnęłam”.
Spotkałam Marshalla, mego przyjaciela i ukochanego, cztery dni później.
Odtąd wszystkie sprawy w moim życiu zaczęły układać się tak dobrze, że zobaczyłam jasno, iż coraz bardziej zbliżam się do
swego celu. Cieszyłam się doskonałym zdrowiem. Prawie nigdy nie czułam się zmęczona i stale byłam pełna energii. A jeśli zdarzały mi się jakieś drobne dolegliwości, byłam w stanie wyleczyć się sama. Teraz chciałam znaleźć jakiś sposób pokazania innym, co mają robić, żeby poczuć się równie dobrze jak ja.
Tak, z początku wahałam się, czy mogę spróbować stosować afirmacje w pracy z klientami mojej poradni – sądziłam, że muszą to być osoby obeznane z problemami metafizycznymi albo mające jakieś doświadczenie w ruchu rozwoju osobistego.
[…] Ale pewnego dnia tak się złożyło, że miałam trzech nowych klientów pod rząd. Czułam w ciele coraz większe napięcie i ciężar? W końcu przy trzeciej kobiecie po prostu wyciągnęłam kawałek papieru i dałam jej do przepisania zdanie: „Wybaczam mojemu mężowi, że mnie ranił”.
Napisała to kilka razy, a ja faktycznie poczułam, jak ciężar wiszący w powietrzu znika. Ona się rozluźniła i zaczęła uwalniać się od paraliżującej nienawiści, którą przeżywała od tak dawna. Zresztą rzeczywiście chciała wybaczyć mężowi. Od tego dnia zaczęłam stosować afirmacje w pracy ze wszystkimi kobietami, które się do mnie zgłaszały. Wychodziły lżejsze, szczęśliwsze i zadowolone z tego, że mają coś poręcznego na nadchodzący tydzień, zanim znów do mnie przyjdą. Zaczęłam też coraz swobodniej układać afirmacje dla siebie samej.
[…]
Od czasu, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z afirmacjami, przystosowałam pewną technikę do swoich potrzeb.
Na początku używam kolumny reakcji – chcę zobaczyć, jakie reakcje emocjonalne ma dana osoba, i znaleźć bardziej precyzyjne afirmacje, żeby doskonale do niej pasowały.
Niemniej to afirmacje, jako takie, są skuteczne i ważne jest, że naprawdę działają. Liczą się wyniki, a wyniki będą na miarę Twoich oczekiwań, jeżeli zastosujesz afirmacje zgodnie z regułami. Natomiast nie spodziewaj się trwałych efektów, jeśli je tylko przeczytasz albo napiszesz raz czy dwa razy.
Skoro latami ktoś miał negatywną strukturę myślenia, jej zatarcie musi zająć trochę czasu – może około miesiąca.
Przepisywanie afirmacji przez miesiąc na pewno kosztuje taniej niż rok psychoterapii.
To ważne, że dysponujesz narzędziem umożliwiającym zmianę dawnych negatywnych decyzji. O to właśnie chodzi w afirmacjach i o to samo chodzi w tej książce.

Przykład afirmacji podawanej przez autorkę książki,
rozpisanej razem z kolumną reakcji :

„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną”
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną”
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną”…….. Ależ skąd!
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Nie…czuję, że zaraz się rozpłaczę.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Niemożliwe. Jestem zła, bardzo zła.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Należy mi się kara.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” ……..Tatuś mnie zabije…
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Nie, wtedy było bardzo przyjemnie. To niebezpieczne!
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. BZDURA!
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Nie umiem sobie wyobrazić jak.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Kto by mnie chciał?
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną”…….. Nie zasługuję na nic.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Ojej, tak?
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Może gdyby się to nigdy nie zdarzyło…
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Za bardzo siebie nienawidzę.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Gdybym się kiedyś mogła od tego uwolnić.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. No tak, gdyby można mi było przebaczyć.
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną”…….. Czy to możliwe?
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Mogłoby tak być?
„Ja, Susan, zasługuję na przyjemność seksualną” …….. Ja, naprawdę?

Przykładowe pozytywne afirmacje tyczące się związków :
[w kropki wstawić swoje imię]

Ja, ……………….., już nie szukam właściwej osoby. Sama staję się właściwą osobą.
Ja, …………… , jestem odpowiedzialną osobą, szczęśliwą i wolną zarówno z partnerem, jak i bez partnera. Mogę żyć równie dobrze z mężczyzną czy kobietą, jak i bez niego/niej.
Skoro ja, ………………., uczę się lubić siebie, to mogę wchodzić w związki o większym stopniu wzajemności i szczerości.
Ja, …………………, jestem w pełni sobą, stać mnie na związki otwarte i pełne miłości.
Skoro ja,………………….., coraz częściej myślę pozytywnie, to w moim życiu będą pojawiać się osoby myślące pozytywnie, z którymi mogę wchodzić w dobre dla mnie relacje.
Ja,…………….., mam w sobie mnóstwo miłości, która wypływa na zewnątrz bez przeszkód, i dzięki temu potrafię kochać jeszcze bardziej.
Ja, ………………….., już się nie boję stracić ludzi, którzy na¬prawdę liczą się w moim życiu. Ci, których kocham, są stali w uczuciach.
Ja,…………………, teraz czuję się bezpiecznie – jestem pewna swoich związków.
Mogę być z kimś tak długo, jak ja chcę.
Umiem zakończyć związek w sposób satysfakcjonujący i to pozwala mi cieszyć się innymi – nowymi i odświeżającymi -relacjami.
Ja, ……………., tworzę teraz pełne miłości, harmonijne i trwałe związki z mężczyznami.
Ja, ……………., tworzę teraz pełne miłości, harmonijne i trwałe związki z kobietami.
Mój obecny stan świadomości zapewnia mi powodzenie we wszystkich bliskich związkach.
Ja, …………….., już jestem związana z każdym człowiekiem we wszechświecie, nie muszę więc pracować nad kształtowaniem związków.
Ja, …………….. , zyskuję coś wartościowego w każdym związku, ponieważ wykorzystuję go dla rozwoju i zdobywania wiedzy.

Sondra Ray – „Zasługuję na miłość”

Zobacz także powiązany temat : Jak wybaczyć…

Cierpienie może być najcenniejszą lekcją – historia Dana.

19 Poniedziałek List 2007

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ 14 Komentarzy

Tagi

ból, cierpienie, lekcja, mędrzec, nieszczęście, przebudzenie, sokrates, szczęście, wojownik

[…]”Przez trzy dni byłem półprzytomny. Leżałem nafaszerowany środkami znieczulającymi, które ledwo oddzielały mnie od dręczącego, bezlitosnego bólu. Trzeciego dnia pod wieczór obudziłem się w ciemności. Czułem, że ktoś siedzi przy mnie cicho jak duch.

Joy wstała i uklękła przy moim łóżku, gładząc mnie po czole. Odwróciłem się zawstydzony.

– Przyjechałam, gdy tylko usłyszałam co się stało – wyszeptała. Wolałbym, żeby dzieliła ze mną zwycięstwa. Tymczasem zawsze widziała mnie w roli pokonanego. Zagryzłem wargi i poczułem smak łez. Joy delikatnie odwróciła moją twarz do swojej i spojrzała mi w oczy.

– Mam dla ciebie wiadomość od Sokratesa, Danny. Prosił mnie, abym opowiedziała ci tę historię.

Zamknąłem oczy i słuchałem uważnie.

Stary człowiek i jego syn pracowali na małej farmie. Mieli tylko jednego konia, który ciągnął ich pług. Pewnego dnia koń uciekł.

– Jakie to straszne – współczuli sąsiedzi. – Co za nieszczęście.

– Kto to wie, czy to nieszczęście, czy szczęście – odpowiadał farmer.

Tydzień później koń powrócił z gór, przyprowadzając ze sobą do stajni pięć dzikich klaczy.

– Co za niesamowite szczęście! – mówili sąsiedzi.

– Szczęście? Nieszczęście? Kto wie? – odpowiadał starzec. Następnego dnia syn, próbując ujeździć jedną z dzikich klaczy, spadł z niej i złamał nogę.

– Jakie to straszne. Co za nieszczęście! – mówiono.

– Nieszczęście? Szczęście?

Przyszło wojsko i wszystkich młodych mężczyzn zabrano na wojnę. Syn farmera był nieprzydatny, więc pozostał.

– Szczęście? Nieszczęście?

Uśmiechnąłem się smutno, potem zagryzłem ponownie wargi, czując atak bólu.

– Wszystko ma swój cel, Danny – głos Joy koił mój ból. – Jedynie od ciebie zależy, czy wykorzystasz to jak najlepiej.

– Jak można wykorzystać taki wypadek?

– Nie ma wypadków, Danny. Wszystko jest lekcją. Wszystko ma cel, cel, cel – powtarzała, szepcząc mi do ucha.

– Ale moja gimnastyka, treningi – wszystko skończone.

– To jest twój trening. Ból może oczyścić umysł i ciało. Wypala wiele przeszkód. – Zauważyła pytanie w moich oczach i dodała: – Wojownik nie szuka bólu, ale jeśli ból się pojawia, wykorzystuje go. A teraz odpoczywaj, Danny, odpoczywaj. – Wymknęła się za wchodzącą pielęgniarką.” […]

Millman Dan – Droga miłującego pokój wojownika –
– fragment książki autorstwa człowieka któremu wypadek przyniósł piekną odmianę życia i obudził uśpioną mądrość

Przyczyny cierpienia i smutku

09 Wtorek Paźdź 2007

Posted by ME in Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość

≈ Dodaj komentarz

Tagi

akceptacja, cierpienie, ego, wolność

„Asztawakra Gita” – czyli Poznanie Absolutu – hinduskie spojrzenie na cierpienie.
kontra – E.Tolle „Cierpienie i koniec cierpienia” -oraz… opinia o cierpieniu B.A. Brennan


„Asztawakra Gita” :
Mozesz żyć bardzo aktywnie i poszukiwać radosci w rożnych przedmiotach tego swiata. Możesz takze wybrać pasywność, czyli wycofać sie z doczesnego zycia i zaangażować sie w rózne duchowe praktyki. Jednak bez wzgledu na to, jakiego wyboru dokonasz twoje serce zawsze bedzie tesknilo za wolnoscia od wszelkich pragnien i wszelkiego dzialania. Bedzie pragnelo zanurzenia sie w spokoju swej wlasnej natury.

Wszyscy cierpia poniewaz nieustannie podejmuja jakis wymuszony wysilek. Owemu wysilkowi i zwiazanemu z nim napieciu zawsze towarzyszy, a raczej poprzedza je, jakies pragnienie. Z kolei pragnienia – niezaleznie od tego, czy zostana zaspokojone, czy tez nie – sa powodem wszelkiego cierpienia. Czlowiek blogoslawiony moze na zewnatrz wydawac sie aktywny lub pasywny, jednak wewnetrznie pozostaje bierny, poniewaz unicestwil wszelkie pragnienia. Nieporuszenie trwa w sobie, calkowicie wolny od jakichkolwiek dzialan mentalnych badz fizycznych. Taki „mistrz lenistwa”, dla którego nawet intencjonalne zamkniecie lub otworzenie oczu byloby skaza, osiagnal prawdziwe szczescie.

Kiedy umysl uwalnia sie od poczucia obowiazku i przestaje zajmowac sie ocenianiem, „to nalezy zrobic”, ..tego nie wolno robic”, wówczas, w naturalny sposób porzuca pogon za przyjemnosciami zmyslów i doczesnymi dobrami. Staje sie obojetny na wszelkie pragnienia i aspiracje. Nawet dazenie do wyzwolenia i zdobycia zaslug w oczach Boga traci dla niego znaczenie.

Ten, kto pozada przedmiotów zmyslów, przywiazuje sie do nich. Ten, kto brzydzi sie nimi lub wyrzeka sie ich, pragnie osiagnac stan nieprzywiazania. Jednak ten, kto uswiadomil sobie, ze wszystko jest jedna jaznia, nie bedzie ani przywiazany, ani nieprzywiazany, gdyz dla niego nie istnieje idea akceptowania lub odrzucania czegokolwiek.

Dzialanie powodowane pragnieniem rodzi przywiazanie. Powstrzymywanie sie od dzialania rodzi awersje. Jednak medrzec wolny jest od wszelkich par przeciwienstw. Jest tak samo spokojny w dzialaniu jak i w biernosci. Jest skory do zabawy jak niewinne dziecko, wolne od przywiazan czy awersji do czegokolwiek.

Sadzac, ze przyczyna wszelkiego cierpienia i smutku jest ten swiat, pragniesz go porzucic, zeby uniknac bólu. Jednak to nie swiat jest zródlem twego cierpienia, lecz twoje przywiazanie do niego. Gdy calkowicie uwolnisz sie od przywiazan, smutek badz cierpienie nie beda w stanie cie dotknac, i nawet zyjac w tym swiecie nie bedziesz czul sie nieszczesliwy.

Akceptacja cierpienia

E.Tolle „Cierpienie i koniec cierpienia”:


Wzajemne połączenie wszystkiego – Buddyści zawsze o tym wiedzieli, a fizycy teraz potwierdzają. Nic, co się wydarza, nie jest przypadkiem odizolowanym od reszty; tylko się takim wydaje. Im bardziej go osądzamy
i nazywamy, tym bardziej go izolujemy. Całość życia ulega podziałom na skutek naszego myślenia. Jednak ta całość życia doprowadziła do zaistnienia tego wydarzenia. Jest ono częścią sieci wzajemnych
połączeń, kosmosu. To oznacza: cokolwiek jest, nie mogłoby być inne. W większości przypadków nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jaką rolę odgrywa pozornie bezsensowne zdarzenie w całości kosmosu, lecz uznanie jego nieuchronności w ogromie całości(wszystkości), może być początkiem wewnętrznej akceptacji tego, co jest, a tym samym ponowne wpasowanie się w jedność życia. Prawdziwa wolność i koniec cierpienia, to życie w taki sposób, jakby to, co czujesz, lub czego doświadczasz w danym momencie, było twoim absolutnym wyborem. To wewnętrzne dopasowanie się do Teraz jest końcem cierpienia.
Czy cierpienie jest potrzebne? Tak i nie. Gdybyś nie przeszedł przez cierpienia, nie byłoby w tobie, jako istocie
ludzkiej, głębi, nie byłoby pokory, miłosierdzia. Nie czytałbyś teraz tego- Cierpienie rozrywa skorupę ego i przychodzi czas, kiedy już wykonało swoje zadanie. Cierpienie jest potrzebne dopóki nie zrozumiesz, że jest niepotrzebne. Do tego. żeby być nieszczęśliwym potrzebne jest stworzone przez umysł ‘ja’, pojęciowa tożsamość, które potrzebuje czasu – przeszłości i przyszłości. Kiedy usuniesz czas, co pozostaje? Rzeczywistość tej chwili.
To może być uczucie ciężkości, podirytowania, spięcia, złości a nawet wstrętu. To nie jest nieszczęście i wcale nie jest problemem osobistym. Nie ma nic osobistego w ludzkim bólu. To jest po prostu intensywne ciśnienie, lub intensywna energia, które odczuwasz gdzieś w ciele. Kiedy skierujesz na nie swoją uwagę, uczucie nie zamieni się w myśli,
czyli reagujące i nieszczęśliwe „Ja”. Zobacz co się stanie, kiedy pozwolisz uczuciu po prostu być.
Wiele cierpienia i niezadowolenia powstaje, kiedy wierzysz w każdą myśl, która ci przyjdzie do głowy. To nie sytuacje unieszczęśliwiają cię. Mogą wywołać fizyczny ból, ale nie czynią cię nieszczęśliwym.

Twoje interpretacje, historie, które sobie opowiadasz unieszczęśliwiają cię.
„Myśli, które właśnie powstają w mojej głowie, czynią mnie nieszczęśliwym”. Jeśli sobie to uprzytomnisz, przerwiesz
identyfikowanie się z nimi.
Jaki beznadziejny dzień.
Jak on mógł do mnie nie oddzwonić.
Zawiodła mnie.
Małe historyjki, które opowiadamy sobie i innym w formie narzekania. Nieświadomie są tworzone po to, żeby wzmocnić zawsze nienasycone ego, poprzez stawianie siebie w pozycji tego, który ma rację, a drugą stronę jako tego, co racji nie ma. Mając rację stawiamy się w wyimaginowanej pozycji nadrzędnej i tym samym wzmacniamy swoje fałszywe poczucie ,Ja”,
czyli ego. Sytuacja ta tworzy pewien rodzaj wroga: tak, ego potrzebuje wrogów, żeby wyznaczyć swoje granice i nawet pogoda może mu posłużyć w tym celu.
Na skutek nawykowych osądów i spięcia emocjonalnego masz osobisty i reakcyjny stosunek do ludzi i zdarzeń. To są wszystko formy cierpienia, będącego własnym wytworem, z czego nie zdajemy sobie sprawy, ponieważ dla ego są satysfakcjonujące. Ego wzmacnia się poprzez reaktywność i konflikt.
Jak proste byłoby życie bez ty historii.
Pada.
Nie zadzwonił.
Byłem tam. Jej nie było.
Kiedy cierpisz, lub jesteś nieszczęśliwy, bądź w pełni z tym, co jest Teraz. Uczucie nieszczęścia, czy problemy nie są w stanie przetrwać w Teraz.
Cierpienie zaczyna się w chwili, kiedy nazwiesz lub osądzisz sytuację, jako niechcianą lub złą. Masz za złe sytuacji, a ta uraza czyni ją osobistą i uaktywnia reakcyjne „Ja”.
Nazywanie, czy osądzanie jest nawykowe, lecz ten nawyk można przełamać.
Zacznij ćwiczyć „nie nazywanie” od małych rzeczy. Jeżeli spóźnisz się na pociąg, upuścisz i stłuczesz filiżankę, lub poślizgniesz się i wpadniesz w błoto, czy potrafisz się powstrzymać od nazwania tego doświadczenia złym czy bolesnym? Czy potrafisz natychmiast zaakceptować rzeczywistość tej chwili?

Nazywanie czegoś złym wywołuje napięcie emocjonalne. Kiedy pozwolisz temu być, bez nazywania, ogromne pokłady energii zostają wyzwolone.
Napięcie odcina cię od tej energii, czystej energii życiowej.
„Spożyli owoc z drzewa poznania dobra i zła.”
Wyjdź poza granice dobra i zła poprzez zaniechanie nazywania czegokolwiek dobrym, czy złym. Kiedy przekraczasz granice nawykowego nazywania, moc wszechświata przepływa przez ciebie. Kiedy masz nie reakcyjny stosunek do zdarzeń, to, co wcześniej nazwałbyś złym, szybko, jeśli nie natychmiast, odwraca się, dzięki samej mocy życia.
Obserwuj, co się stanie, kiedy nie nazwiesz wydarzenia „złym”,
a zamiast tego wprowadzisz wewnętrzną akceptację, wewnętrzne „tak”, a tym samym pozwolisz być temu, co jest.
Jaka by nie była twoja sytuacja życiowa, jak byś się poczuł, gdybyś ją absolutnie zaakceptował, taką, jaką jest właśnie Teraz?
Jest wiele mniej lub bardziej subtelnych form cierpienia, które są tak „normalne”, że zwykle nie są uznawane za cierpienie i mogą nawet być satysfakcjonujące dla ego – irytacja, niecierpliwość, złość, kwestia sporna z kimś lub czymś, odraza, narzekanie.
Możesz nauczyć się rozpoznawać wszystkie te rodzaje cierpienia w chwili
ich powstawania i wiedzieć: w tym momencie tworzę dla siebie cierpienie.
Jeżeli masz nawyk stwarzania sobie cierpienia, to prawdopodobnie stwarzasz je też innym. Te nieuświadomione wzorce umysłowe mają tendencję zanikać, kiedy stają się świadome, kiedy są rozpoznawane w chwili, kiedy się pojawiają.
Nie możesz być świadomy i jednocześnie stwarzać sobie cierpienie.
To jest ten cud: wszelkie warunki, osoby, czy sytuacje, które jawią się jako „złe”, czy wręcz „fatalne”, kryją w sobie głębsze dobro. To głębsze dobro ujawnia się – tak wewnątrz, jak i na zewnątrz – dzięki wewnętrznej akceptacji tego co jest.
„Nie opieraj się złu” – jest jedną z najdonioślejszych prawd ludzkości.
Dialog:
-Akceptuj to, co jest.
-Naprawdę nią mogę. Poruszyło mnie to i zezłościło.
-To zaakceptuj to, co jest.
-Zaakceptować to, że jestem poruszony i zły? Zaakceptować fakt, że nie
mogą zaakceptować?
-Tak. Wnieś akceptację do swojego braku akceptacji. Wprowadź poddanie
do swojego nie-poddania. I zobacz, co się wówczas stanie.
Chroniczny ból fizyczny jest jednym z najsurowszych nauczycieli, jakich można mieć. „Opór jest daremny” – brzmi jego przesłanie.
Nic nie może być bardziej normalne, niż niechęć do cierpienia.
Jednak, jeżeli potrafisz odrzucić tę niechęć i pozwolisz bólowi być, może zauważysz wówczas subtelne oddzielenie od bólu, niejako przestrzeń pomiędzy tobą i bólem. Wtedy cierpienie jest świadome i zgodne z twoją wolą. Kiedy cierpisz świadomie, ból fizyczny szybko wypala ego, bowiem ego składa się w przeważającej części z oporu. To samo dotyczy skrajnej, fizycznej niepełnosprawności.
[…]
To, co wydawało się przeczyć istnieniu jakiegokolwiek
transcendentalnego wymiaru życia, poprzez poddanie się, staje się bramą do niego.

Trochę inne spojrzenie na cierpienie

B. A. Brennan



Na koniec pragnę streścić pogląd na cierpienie B.A.Brennan, który opisała w książce „Dłonie pełne światła”.
B.Brennan jest fizykiem, uzdrowicielką i przewodnikiem duchowym.
Książka Dłonie pełne światła jest swego rodzaj przewodnikiem po procesie uzdrawiania, pomocnym dla osób które chcą zająć sie uzdrawianiem ludzi chorych i cierpiących.

B. Brennan wierzy że ludzkie ciało i ludzka psychika stanowią holistyczną całość.
Nasze emocje widoczne są w naszej energetycznej aurze, nasze uprzedzenia i gniew objawiają się blokadami na czakramach, reprezentujących różne aspekty naszego życia, od zdrowia, przez seksualność, bogactwo, miłość, spełnienie i mądrość.
Wszystkie elementy naszego życia, nasza przeszłość, zwłaszcza nieuzdrowiona, ból, złość, dramatyczne wspomnienia, pozostają z nami, o ile nie doświadczamy wybaczenia i zrozumienia.
Nosimy je ze sobą w postaci bolesnych miejsc, zaburzeń w naszej aurze, dostrzegalnych dla wielu jasnowidzów. Takie blokady energetyczne Brennan zwie „murem”(dzielącym nasz na „części”), za którym znajduje sie odpowiedź na nasze cierpienia. Klucz do uzdrowienia.
Jeśli takie blokady utrzymują się długo, zaczynają oddziaływać z naszym fizycznym ciałem, stając się źródłem chorób, miejscami bolesnymi, napiętymi.
Stają sie też zródłem poczucia „rozdzielenia” osobowości na siebie „niewinnie skrzywdzonego” oraz – tego drugiego przejawiającego pozornie butną postawę „wszystko jest ok!”.
Silna skoncentrowana energia złości, żalu i niewybaczenia – niszczy jednak powoli naszą własną aurę, a tym samym nasze ciało. Nie możemy wzrastać jako osobowości i rozwijać się, ponieważ tak naprawdę część tego kim jesteśmy – wyparliśmy. Zamknęliśmy się na zrozumienie sensu naszego własnego życia. Potępiliśmy się.
Brennan popiera swoje zdanie opiniami naukowców, którzy zaobserwowali że u ludzi pozytywnie nastawionych do życia, nie chowających urazy, optymistycznych – choroby szybciej ustępują(i rzadziej się pojawiają) niż u ludzi w depresji, pesymistów.
Brennan podaje sposób na połączenie się ze swoimi „wypartymi, bolesnymi miejscami” znajdującymi się za murem wyparcia – zachęcając do zintegrowania się ze swoim bólem, przyjęcia go – po to by zrozumieć skąd pochodzi i uzdrowienia problemu.
Oto przykład medytacji-sesji uzdrawiającej polegającej na cofaniu się w przeszłość, do źródła zranienia(towarzyszy temu dotknięcie miejsca bolącego):
„A więc pytam cię teraz dlaczego stworzyłeś taki ból w ciele? Dlaczego miałbyś tworzyć taką sytuację w swoim życiu? Czego ona ma cię nauczyć? Co ten ból powtarza Ci raz za razem aż zrozumiesz? Dopóki nie nauczysz się tej lekcji, będziesz tworzył ból i cierpienia w swoim życiu. Ponieważ jesteś najlepszym nauczycielem i dobrze zaplanowałeś swoje lekcje, nie przejdziesz do następnej dopóki nie zrozumiesz tej”
„Pozwól swojej Wyższej Jaźni połączyć się z tym miejscem (bolącym). Czyniąc to, znajdź naturę swego strachu. Kiedy już ją wyczujesz, napełnij strach miłością”
„Każda choroba i każde negatywne doświadczenie jest bezpośrednim skutkiem tego że nie kochasz sie w pełni i nie realizujesz tego na czym ci naprawdę zależy”

Te oraz inne formy uzdrawiania, sposoby rozumienia i docierania do źródeł cierpienia psychicznego i fizycznego opisane są w książce B.A.Brennan „Dłonie pełne światła”.

Świadomość

"Dopóki nie uczynisz nieświadomego - świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem."
C.G.Jung


WSZYSTKIE POSTY BLOGA

Świadomość

• Nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość
• „Przeszłość nie ma władzy nade mną”.
• Czy istnieją jakieś ograniczenia -czy tylko wtedy gdy w nie wierzymy?
•Demony, które niosą Przebudzenie
• Czy rozwój duchowy postępuje etapami?
• Na jakim etapie swojego życia jesteś?
• Uwikłani w kulturę, tradycję, patriotyzmy…
• Moc tworzenia i moc niszczenia - nasze przekonania
• Podświadomość - kluczem do bogactwa
•Jak zachęcić podświadomość do współpracy
• Co cię powstrzymuje przed realizacją marzeń?
• Czym jest intuicja?
• Rozwijanie świadomej intuicji
• Poza „za” i „przeciw”. Intuicja.
• Inspirujące cytaty sławnych ludzi
• Zrób coś inaczej niż dotychczas !
• Spogladaj głębiej…
• Źródło natchnienia jest w Tobie
• Bez granic
• Nowy stan świadomości
• Zintegruj w sobie męskość i kobiecość
•Zbiorowe wzorce cierpienia u kobiet
• Chłopcy i dziewczynki. Dwa światy?
• Chcesz zmienić innych? Zacznij od siebie
• Nie możesz zgubić drogi
• Czy wszyscy jesteśmy szaleni?
• Wybieraj swój świat świadomie
• Przestrzeń w Tobie
• Alaja - kosmiczna świadomość
• Holonomiczny wszechświat i… holograficzna świadomość
Holograficzny wszechświat
• Jedyna rzecz, nad którą całkowicie panujesz
• Narodziny świadomości
• 48 minut absolutnej świadomości
• Życie - cytaty z Osho
• Nigdy nie jest za późno – cytaty z Pemy Cziedryn
• Czym są Iluzje?



Prawo Przyciągania sekret-prawo-przyciagania

• Co to jest Prawo Przyciągania?
• Sekret. Moje dywagacje na temat filmu.
• Sekret Zdrowia
• Wizualizacja. Materializacja marzeń. Sekret.
• Uzdrowicielska potęga wizualizacji
• Tajemnica szczęścia, zdrowia i pomyślności - "The Secret"
• Prawo przyciagania…w działaniu!
• Prawo Przyciągania w działaniu: Historia sesji egzaminacyjnej TrueNeutral
•Sekret zrealizowany w życiu – relacja Boogy’ego.
•Bardziej ludzkie oblicze Sekretu – The Opus.
•Fizyka kwantowa a realizacja marzeń – część II
•Fizyka kwantowa a realizacja marzeń – część I

Związki

• Idea zazdrości - Bóg, kobiety i wartości.
• Ofiary i zwycięzcy. Filtry i schematy naszej podświadomości
• Imago - czy naszych partnerów wybieramy…świadomie?
• Związki: Splot miłości i nienawiści - cześć I
• Jak przejść od związków uzależniających do związków dojrzałych - cześć II
• Seks, impotencja i wolność
• Lęk przed zaangażowaniem w związku
• Zasady udanego związku miłości
• Kogo wybierasz na partnera w związku? Lęk przed autentyczną bliskością
• Lęk przed bliskością i wrażliwością. DDA
• Toksyczny związek, jak go uniknąć?
• Idealne partnerstwo
• Poczucie niepewności i gniew - w związku. DDA.
• Nie rezygnuj z wchodzenia w związki !
• Demon zazdrości
• Czy Twoj partner Cię szanuje?
• Jak “odmłodzić” stary związek. Powrót magii.
•Kobiecość kontrolowana
• Miesiączka, orgazm i śmierć: Kobiecy biegun.
•Lęk i kontrola w związku
• Seks - niszczy czy wyzwala?
• Doceń Twój związek…
• Jak pokonać lęk przed zranieniem?
• Dobre i złe strony partnerstwa
• Intymność a uległość
• Czy coś jest ze mną nie tak? Współuzależnieni
• Czym jest miłość ? Cytaty mistrzów
• Rozmowy z Bogiem – o miłości i zazdrości.

Pomiędzy ludźmi

• Inni ludzie są Twoim zwierciadłem
“Wziąć odpowiedzialność za własne życie” – zalety i pułapki.
• Czy coś jest ze mną nie tak? Współuzależnieni.
• Dystans. Sztuka życia.
• Czy warto być czasem… samolubem?
• Jak prowadzić dyskusje?
• Osądzasz? Znaczy że nie rozumiesz.
• Polityka, Polacy i…narzekanie.
• Nie zakładaj nic z góry
• Jak nie mieć wrogów?
• Czy warto się kłócić?
• Czy umiesz wybaczać?
• Przebaczenie. Uzdrowienie emocjonalnych ran.
• Ocean współczucia
• Pięć etapów Radykalnego Wybaczania
• Czy jesteś robopatą?
• Czy jesteś otwarty?
• Miłosierny Samarytanin czy wyrafinowany egoista?
• Czy umiesz uwolnić się od opinii innych ludzi?
• Czy umiesz być życzliwy na co dzień?
• Kontrolujesz czy ciebie kontrolują?
• Zbuntowany tekst Anthonego de Mello :)
• Utrata kontroli
• Don Kichot - obłąkany głupiec czy………?
•Jak nauczyć się spokojnie reagować na krytykę
•Krytyka w pracy a inteligencja emocjonalna
• Naprawdę magiczne słówko! :)
• Jeśli już musisz - krytykuj bezboleśnie
• Dziesięć zasad zdrowej komunikacji
• Wartości w życiu. Przydatne czy nie?
• Jak rozwinąć swoje poczucie humoru?
• Jak zostać dobrym słuchaczem
• Czy umiesz naprawdę słuchać ?
• Sztuka negocjacji i kompromisu w związku
•Tajemnica wspierania innych ludzi
• Nie próbuj zadowolić wszystkich
•Mądrość to jest…- cytaty sławnych.
•Lista książek godnych uwagi…
•Jakie seriale lubicie?
•Filmy, które zostawiają coś po sobie…:)

Poza samotność

• Samotność a zależność od innych
• Zagubieni - wizja społeczeństwa wg Osho
• Samotność czy osamotnienie?
• Strach i ciemność?
• Nie zadręczaj się!
• Wybacz sobie i wybacz innym
• Cztery kroki do wolności
• Wolność. Czy to puste słowo?
• Czy istnieje dobra samotność?
• Depresja. Jak sobie z nią radzić?
• Akceptacja naszej…nieakceptacji
• Odpowiedzialność i wolność
• Luźne rozważania o ludzkiej samotności
• Obnażanie sie do “ja”
• Czy można pomóc sobie samemu? :)
• Twoim zadaniem jesteś Ty
• Szczerość wobec siebie i innych – czyli jak przeniknąć przez warstę stłumień i uprzedzeń. (cz III)
• Szczerość wobec siebie i innych – czyli jak przeniknąć przez warstę stłumień i uprzedzeń. (cz II)
• Szczerość wobec siebie i innych – czyli jak przeniknąć przez warstę stłumień i uprzedzeń.(cz I)

Koniec cierpienia


• Koniec cierpienia - inspirujące cytaty z Thich Nhat Hanh
• Skąd się biorą wypadki?
• Odrobina gloryfikacji cierpienia…i jego wartości praktyczne :)
• Koniec z “dramatami” w Twoim życiu
• Miłość to inne słowo na wolność
• Bądź wolny! - inspirujące cytaty E. Tolle
• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle
• Złote myśli Berta Hellingera
• Ustawienia rodzinne Hellingera
• Doświadczanie problemów a tożsamość - Inspirujące cytaty z E. Tolle
• Prawa wszechświata - inspirujące cytaty
• Seks - demon z piekła rodem
• Boska strona seksu
• Boskie ciało?
• Cierpienie może być najcenniejszą lekcją - historia Dana
• Uzdrowienie cierpienia z przeszłości
• Przyczyny cierpienia wg filozofii hinduskiej
• Czy wiesz dlaczego cierpisz?
• Rezygnacja i bezradność w obliczu trudności - jak pokonać pesymizm?
• Tak mocno pragniesz…? Oto przyczyna dlaczego nie otrzymujesz.
• Najpopularniejsza religia świata
• Esencja prawdziwej przemiany. Dramatycznie… czy w procesie?

Szczęście - idea czy rzeczywistość

• Szczęscie jest bliżej niż myślisz
• Radość niebezpiecznego życia
• Czy jesteś…godny szczęścia?
• Jak odmienić jakość życia? Kilka porad.
• Nieuwarunkowane szczęście
• Patrząc oczyma miłości
• Szczęscie w zasięgu ręki
• Zasługujesz na miłość i przyjemność!
• Przyjemność i szczęście bez granic…?
• Kochaj i bądź radosny!
• To jest Twoje życie
• Czy czujesz że zasługujesz?
• Jak napięcie zastąpić radością?
• Przyjemność?
• Nie bój się zmian!
• Jak BARDZO chcesz zmian w Twoim życiu?
• Pierwsze prawo zmian
• Czarne, nieznane drzwi
• Do znudzenia - o optymistach :)

Zdrowie

• Biografia staje się biologią. Jak być zdrowym? Krótki poradnik.
•Choroba ma swój początek w umyśle?
• Efekt placebo. Szokująca historia pewnego pacjenta.
• 10 rzeczy, których wegetarianie wysłuchują na codzień :)
• Cięcie cesarskie. Czy przebieg porodu ma wpływ na późniejsze życie?
•Cesarskie cięcie zmienia DNA dziecka
• Dieta dla grup krwi: A, B, AB, 0
• Zalety diety roślinnej
• Totalna kuracja przeciwrakowa
• Czy dieta sokowo-warzywna może wyleczyć…raka?
•Cała prawda o raku i diecie wegetariańskiej
• Ulecz swoje ciało !
• Śmiech to życie
• Stres i napięcie = początek choroby
• Biofeedback (biologiczne sprzężenie zwrotne)
• Filozofia zdrowia
• Jesteś tym co zjesz
• Jak się zdrowo odżywiać?
• Zasady dobrego odżywiania
• Tajemnica Twego ciała
• Akupunktura a medycyna współczesna
•Medycyna holistyczna
•Szczepienia – faktyczna konieczność czy sposób na zarobek?
• Zapomniane źródło zdrowia, produkty pszczele
• KAŻDĄ wadę wzroku da się wyleczyć! Metoda H. Bates’a
• Propozycja Tao dla kobiet. Zdrowie i płodność.
• Kryzys fizyczny…paradoksalnie uzdrawia?
• Wojna w naszym organizmie.
• Zdrowa psychika = zdrowe ciało?
• Masaż leczy duszę
• Źródła niemocy
• Twoje przekonania kontra Twoje zdrowie.
• Przyczynowość w medycynie. Całkowita zmiana paradygmatu?
• Zdrowy rozsądek w dietach?
• Negatywne odczucia wobec ciała

Oddech

• Czy oddychasz prawidłowo?
• Integracja oddechem, uwolnienie stłumionych emocji
•Stłumienia cz II
•Stłumienia cz I
• Twoja Twarz, ciało, oddech - mówią o Tobie.
• Co to jest REBIRTHING?
• Niezwykła moc oddechu? :)
• Integracja oddechem

Psychologia i duchowość

• Huna i Freud
• Huna i Jung
• Cień - wg Junga
• Twórczy ludzie wg Junga
•Twórczy umysł a wyobrażenia
• Podświadomość, Świadomość i Nadświadomość. Wg Huny.
• Jak poradzić sobie ze stresem?
•Eksperyment: Pozytywne nastawienie - kontra negatywne.
• Pozytywne wyzwanie
• Negatywizm: jak się nim posługiwać i jak z niego zrezgnować?
• Asertywność
• Nałogi - pragnienie ucieczki
• Pozytywne myślenie nie wystarczy!
• Pozytywna weryfikacja - negatywnych wydarzeń
• Inteligencja emocjonalna a praca zawodowa
• NLP - jak jesteś zaprogramowany?
• 10 zasad NLP
• Potęga manipulacji słowem
• Magia i moc słów
• GESTALT - integracja psychiki i ciała
• Czy jesteś tolerancyjny?
• Narodziny Ego
• Ego a osobowość ofiary
• Enneagram - 9 typów osobowości
• Nawyki, wolność i społeczeństwo
• Gry i gracze. Psychologia zachowań międzyludzkich.
• Lody i samochody
• Co to jest hipnoza? Kilka podstawowych informacji
• Samospełniająca się przepowiednia
• Psychologia inspiracji
•Twórz, twórz bezustannie!
• Metoda Simontona

Bóg i duchowość

• Dziecinna wizja Boga. Pułapka języka.
• Krótka historia Boga
• Bóg - to jest...
• Dobro i zło
• Czy Bóg karze za grzechy? Czy ludzie?
• Rozmowy z Bogiem
• Bóg nie żyje? Szatan nie żyje?
• Benedyktyn, demony i Zen
• Fala jest morzem
• Przestać żyć we władzy Demona
• Jesteśmy Bogiem
• Wiara nie pozwala Ci myśleć
• Życie - to jedyna religia
• Bóg jest tancerzem i tańcem
• Bóg jest Tobą
• Przyjaźń z Bogiem
• Czy Bóg spełnia Twoje marzenia?

Umysł a duchowość

• Zachwaszczony umysł?
• Enkulturacja
• Wyzwolenie z chaosu myśli
• Rewolucja w psychice - J. Krishnamurti
• Zaminowane obszary umysłu
• Jak jest oprogramowany Twój mózg?
• Zahipnotyzowana, śpiąca ludzkość
• Ludzie i roboty
• Opetanie i formy myślowe wg Huny
• Memy i wirusy umysłu
• Bełkoczący umysł
• Bezrozumnie?
• Odpowiedź na Psychiczny Atak
• Czy wiesz co jest ci serwowane?
• Zjednoczenie
• Ewolucja. Indywidualna czy zbiorowa?
• Co wpływa na nasze życie?
• Kiedy kłamstwo staje się prawdą
• Ukryta siła metafor
• Kończyny fantomowe - zagadka ludzkiego mózgu.
• Tajemnica ludzkiego snu
• Mistrz snu
•Kilka słów o świadomym śnieniu
• Świadome śnienie jako proces ewolucyjny
• Jak umysł przetwarza dane? Nastroje.

Ciało i Energia

• Aura człowieka - najważniejsze informacje.
• Aura człowieka, przykłady aury… oraz jak ją odróżnić od powidoku?
• Ciało energetyczne człowieka. Przykłady zaburzeń.
• Jak reagujesz gdy zostaniesz obrażony? Ciała duchowe.
• Czakramy, poziomy Twojego życia!
• Jak nauczyć się widzieć aurę?
• Kolory Twojej Aury - jak się zmieniają i co oznaczają
• Geneza blokad na czakramach
• Świat to energia!
• Ciała duchowe według Jogi Kundalini
• Co tak naprawdę wiemy o świecie?
• Tai-chi
• Czym jest energia “Chi” ?
• Integracja oddechem, uwolnienie stłumionych emocji
• Panta rei - energia dokoła nas
• Dobre wibracje
• Seksualność a czakry
• Jasnowidzenie - fakty i mity
• Telepatia i jasnowidzenie
•Telepatia – czy to działa?
• Postrzeganie pozazmysłowe. Głos zwolennika.
• Energia w naszym ciele - Taoistyczny punkt widzenia.
• Energia musi płynąć…!
• Cykle życia i śmierci - Twoje istnienie.
• Oświecenie - wielki mit.
• Energia myśli i myślokształty
• Przestrzen ciała, przestrzeń kosmosu
• Rozmowy z Kenem Wilberem - o kosmicznej świadomości
• Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.
• Sen Planety
• Energia życia. Fakt czy mit?
• Hipoteza Gai
• Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake

Rozwój a Medytacja

• ABC medytacji
Miłość, seks i medytacja
• Czym jest medytacja?
• Ćwiczenia uwalniające energię
• Medytacja chodząca
• Medytacja a palenie papierosów
• Ból a medytacja
• Medytacja z czakramami
• Myśleć czy medytować...
• Czy Twoje życie ucieka?
• Medytacja a egoizm
• Emocje i myśli podczas medytacji
•Medytacja - praktyka czy tajemnica?
• Dzień Uwagi
• Wyostrz swoją uwagę
• Świadomość hara - początek i koniec życia
• “Stać się nicością” - o co chodzi w tej koncepcji?
• Medytacja z koanem
• Medytacja z tematem. Ćwiczenia.
• Zabawne i nietypowe techniki medytacji
• Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
• Naucz się relaksować
• Kalu Rinpocze: Dotykając natury umysłu. Medytacja
• Historia pewnego medytującego
• Wyprawa do serca ciszy. Medytacja
• Nauka medytacji w zakładach karnych
•Rozpadnij się na kawałki
•Czy jesteś uważny?

Osobowość i emocje

• Afirmacje, sztuka zmiany życia
• Jak działają afirmacje? Struktura umysłu
• Afirmacje także mogą szkodzić!
• Pomyśl o kimś kogo pragniesz. Pomyśl o kimś kogo nienawidzisz.
• Czy osądzasz negatywnie swoje uczucia?
• Ciemna noc duszy
• Ciemna strona emocji?
• Zostań mistrzem swoich emocji?
• Otwarty umysł: Wolność od negatywnych emocji.
• Uciszenie silnych emocji - wg Huny
• Napięcie i odprężenie
• Sztuka bycia opanowanym - Emocje pod kontrolą.
• Reakcje i mowa ciała = lustro emocji.
• Jak rósł mózg człowieka: Ewolucja emocji.
• Gniew, poczucie winy, lęk i samotność - czym naprawdę są?
• Przekraczanie granic a bariera lęku
• Czym jest gniew i jak sobie z nim radzić. W związku i w życiu.
• Bądź swoim mistrzem - odpowiedzi są w Tobie
Eckhart Tolle – emanujący spokój i mądrość
• Uśmiechaj się, przełamuj schematy!
• Autentyczna zmiana myślenia
• Przestań się okłamywać
• Poznawaj siebie - podejście Zen
• Kto jest premierem w Twoim rządzie?
• Zaufanie - w realizacji marzeń
• Czy wrażliwość ma zawsze złe skutki?
• Oszukując własne emocje….
• Energia bolesnych emocji
• Nieśmiałość a prostytucja
• Tajemnice nieśmiałości
• Żydzi. Czy problem nieśmiałości ich dotyczy?
• Cuda…i miłość.
• Pytania i odpowiedzi - Katie Byron
• Pożegnanie z chłodem. Budowanie bliskości.
• Uleganie pokusom. Swoim czy cudzym? Portret Doriana Graya.

Walka i akceptacja

• Kung Fu Panda i głebsze przesłanie
• Koniec walki oznacza zwycięstwo
• Mówić: tak - czy nie?
•Przestań usiłować być dobrym cz II
•Przestań usiłować być dobrym cz I.
• Czy jesteś podzielony na "dobrego" i "złego"?
•Poza dobrem i złem
• Rozdzierając duszę na pół. Skrajności.
• Zagadnienie zła - okiem Hindusa
• Zrozumienie “zła”
• Wojna w Tobie trwa
• Nauka akceptacji dobrego i złego
• Droga wojownika
• Ćpun adrenaliny kontra "dobry człowiek"
• Ponad-Ego
• Pościć czy ucztować? Pogląd na życie.
• Wciąż czuję gniew, chcę się zmienić, ale...
• Życie w harmonii
• Życie to jest….- cytaty sławnych
• Umysł kontra ciało
• Zaakceptuj i bądź wolny...
• Wewnetrznie podzieleni
• Mądrość
• Miłość…jak głód
• Czy na świecie musi istnieć sprawiedliwość?
• Kosmiczna mądrość. Cytaty z Andromedy.
• Moce psychiczne: ostatni atak ego na ścieżce oświecenia

Dorosłe dzieci

• Pierwszy krzyk - piewsza samotność?
• ADHD = Dzieci Indygo?
• Niewinny dorosły człowiek
• Źródło depresji: dzieciństwo?
• Dziecko w rodzinie alkoholika
•Przełam wzorce z dzieciństwa
• Pierwotne zranienie. Dotknąć czy nie?
• Czy Twoje narodziny były traumatyczne?
• Zranione czy radosne dzieci?
• Wewnętrzne dziecko
• Kobieta bez winy i wstydu
• Co zrobić, gdy żyjesz z poczuciem winy?
• Toksyczny wstyd
• List ojca do syna. Wyznanie.
• Czego szukasz? Od czego uciekasz?
• Zmień….przeszłość!
• Miejsce wewnętrznej przemiany
• Natura - nasz największy nauczyciel
• Kim jestem? Początek życia
• Wewnętrzny ogród
• Jakie dzieci wychowasz?
• Grzeszne ciało?
• Niewolnik namiętności
• Męska autokastracja. Rys historyczny.
• Nie istnieją błędy - tylko lekcje
• Puść dziecku dobry kawałek ;)
•Zachęć dziecko do czytania
• Puchatek smakuje Tao
•Jak zostać dziecięcą szeptunką

Czakramy

• Czakramy - poziomy Twego życia
• Czakram Podstawy
• Czakram Podbrzusza
• Czakram Splotu Słonecznego
• Czakram Serca
• Czakram Gardła
• Czakram Trzeciego Oka
• Czakram korony
• Geneza blokad na czakramach
• Seksualność a czakry
• Tajemnice kolorów
• Czakramy człowieka: ujęcie ezoteryczne.
• Podróż przez czakry - w wyobraźni
• Symboliczne znaczenie kolorów

Wokół religii i ezoteryki


• Reguła Pięciu Elementów (pięciu żywiołów)
• Co oznacza buddyjskie “Przyjęcie Schronienia” ?
• Jak zinterpretować Tarot przez…Zen? :)
• Wszechobecne wibracje - wg. E&J Hicks’ów
• Ciemna strona chrześcijaństwa
• Numerologia - czy to ma sens?
• Yang i Yin
• Czym jest energia “Chi” ?
• Uczeń i mistrz: Czy taka relacja wciąż ma sens?
• Czy jesteś religijny - czy jesteś kukiełką?
• Przypadki nie istnieją
• Odpowiedzią… są pytania
• Ogrody Zen
• Sesshin bez zabawek – Opowieść o praktyce Zazen
• Wodospad i chwasty - czyli odrobina filozofii Zen
• Feng Shui
• Asztawakra Gita, czyli poznanie absolutu
• Starożytne myśli Seneki - wciąż na czasie?
• Uważaj, co mówisz...
• 4 etapy życia
• TAO• Tao Kubusia Puchatka
• Zen w sztuce łucznictwa
• Kilka słów o medycynie chińskiej
• Być Zorbą czy…Buddą?
• Cztery umowy Tolteków
• Historia Buddy
• Chiromancja - Linie na dłoni.
• Astrologia i chiromancja - po co to wszystko?
• Kurs cudów - zasady.
• Zen grania
• Życie we wszechświecie • Powstawanie negatywnych przywiązań: Archetypy Tybetańskiej Księgi Umarłych
• Religia jest trickiem genów ?
• W stronę wiecznej boginii
• Co to jest hipnoza? Kilka podstawowych informacji
•Rio Abierto – życie jak rzeka
•Bądź głupcem! – wywiad z Roshim Fukushima na temat Zen w Ameryce i Japonii

Śmierć a duchowość

• Historia człowieka który wrócił z martwych
• Życie to lekcja
• Doświadczenia z pogranicza śmierci
• Historia pewnego przebudzenia
• Czemu boimy się śmierci?
• Czy przeraża Cię Pustka?
• Los, karma, wolna wola?
• Prawo przyczyny i skutku
• Reinkarnacja?
• Diagnostyka karmy cz I
• Diagnostyka karmy cz II
• Wielcy ludzie - o reinkarnacji.
• Przebudzenie.
• Czy można zmienić karmę?
• Karma jako siła. Ujęcie buddyjskie i przykłady.
• Czy śmierć jest największym złem?
• Inne spojrzenie na reinkarnację
• Pozwól sobie umrzeć
• Zabijanie nie jest… złe?
• Pesymistyczna wizja cywilizacji?
• Prawo przyczyny, skutku i wiary

Historie i przypowieści "Problem dzisiejszego świata - rzekł Mistrz - polega na tym, że ludzie nie chcą dojrzeć. Jeden z uczniów zapytał:- Kiedy można powiedzieć, że ktoś jest już dojrzały? - W dniu, w którym nie trzeba go w niczym okłamywać."


• Najciekawsze przypowieści o mistrzu i nie tylko :)
• Mądrość jest sposobem podróżowania.
• Trzej mnisi i… ego
•Mądrości leśnego mnicha
•Straszna historia o diable
•Obsesja ucznia Zen
•Wciel się na Niebieskiej Planecie! :)
• Czy można przebudzić innego człowieka? Historia Ethel.
• Minuta mądrości
• W sercu Mędrca
• Miłość i mistrz
• Potwór, strzała i jajko
• Śpiew Ptaka
• Nie zadręczaj się!
• Historia Dana
• Najwłaściwszy moment
• A mistrz mu odpowiedział...
• Początek Wszechświata
• Mistrz Hakuin i dziewczyna w ciąży
• Kobieta, która zgubiła. Kobieta, która odnalazła
• Pierwszy krok do nirwany. Cytaty.

Sukces w życiu

• Podświadomość - kluczem do bogactwa
• Niepowodzenie to błogosławieństwo w przebraniu
• Niezwykła moc wyobraźni. Sukces a niepowodzenie.
• Historia prawdziwego sukcesu
• Słownictwo sukcesu
• Co cię powstrzymuje przed realizacją marzeń?
• Atrakcyjność przyciąga sukces.
• Jak sprawić by inni uwierzyli we własne siły?
• Porażka jest matką sukcesu
• Jak być lepszym kierownikiem?
• EFEKT PIGMALIONA
•Przepływ pieniędzy, przepływ energii
• Gdy pieniądze się pojawią…Tylko bez paniki.
• Przełamując fale…. I życiowy impas :)
• Jak polubić…nielubianą pracę
• Co robić kiedy totalnie NIC nam się nie chce?
•Fałszywi przyjaciele na drodze do sukcesu
•Sztuka osiągania swoich celów… Za obopólną korzyścią :)
• Odzyskać wiarę w siebie
• Mój interes, Twój interes, boski interes?
• Sukces - sprawdź czy masz szansę go osiągnąć.
• Geneza geniusza
•Jak oduczyć sie sabotować własne marzenia?
• Właściwa postawa…co to takiego?
• 10 cech idealnego lidera
• Nauka jak zostać bogatym - Wallace Wattles
•Rozporządzanie energią: nietypowe metody.
•Dawanie ludziom… którzy tego nie potrzebują?
•Przekonaj się że …możesz.

Hunahuna-kahuni 1. IKE - świat jest taki, jaki myślisz, że jest.
2. KALA - nie ma żadnych ograniczeń
3. MAKIA - Energia podąża za uwagą
4. MANAWA - moment mocy jest teraz
5. ALOHA - miłość jest po to, by przynosiła szczęście
6. MANA - cała moc pochodzi z naszego wnętrza
7. PONO - Skuteczność jest miarą prawdy.


• Huna i Freud
• Huna i Jung
• Co to jest Huna?
• Podświadomość, Świadomość i Nadświadomość. Wg Huny.
• Huna i “widmowe ciało”
• Opetanie i formy myślowe wg Huny
• Co posiejesz - to zbierzesz. Sztuka kahuńskiej wizualizacji.
• Uciszenie silnych emocji - wg Huny
• Metoda Ho’oponopono
• Szaman i ból
• Szaman miejski
• Szamanizm a sny
• Czy istnieją jakieś ograniczenia - czy tylko wtedy gdy w nie wierzymy?
• Przyjemność i szczęście bez granic…?
• Potęga modlitwy wg Huny

Autorka:

  • ME

Waszym Zdaniem

Harysz o Jesteśmy Bogiem
kilka słów od siebie… o Historia pewnego mnicha (fragm…
Adrian Kraska o Symboliczne znaczenie kolorów
Krystyna o Negatywizm: jak się nim posług…
Życzenia urodzinowe o Aura człowieka – najważn…
Andżelika o Historia pewnego mnicha (fragm…
Blilkpol o Jak polepszyć wzrok –…
Agni o W stronę wiecznej boginii
Aga o Historia pewnego mnicha (fragm…
ZF o Historia pewnego mnicha (fragm…
ulakupiec o Historia pewnego mnicha (fragm…
Halina Kaminska o Szczerość wobec siebie i innyc…
Jolie o Brak bliskości w dzieciństwie…
Aga.M o Symboliczne znaczenie kolorów
Agnieszka o Brak bliskości w dzieciństwie…

Od 2007 roku

  • 18 517 323 przybyszów !

Kategorie

Aura, energia, czakramy buddyzm ciekawostka Feng shui huna Medytacja Refleksje nad życiem rodzicielstwo Rozwój sondy zdrowie Zen związki Świadomość

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Rozwój i Świadomość
    • Dołącz do 1 539 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Rozwój i Świadomość
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...