Tagi
Poczuj życie – każda komórką swego ciała
20 Środa Lip 2011
Posted Refleksje nad życiem, Zen, Świadomość
in20 Środa Lip 2011
Posted Refleksje nad życiem, Zen, Świadomość
inTagi
23 Środa Czer 2010
Posted Refleksje nad życiem, zdrowie
inTagi
choroba, ciało, cierpienie, Dethlefsen, samopoznanie, symptom, symptomy, transformacja, transmutacja, uzdrowienie, zdrowie, zrozumienie, Świadomość
Opuszczamy, jednoznacznie i rozmyślnie, obszar „medycyny naukowej”.
Nie rościmy sobie pretensji do „naukowości”, gdyż punkt, z którego wychodzimy, jest zupełnie inny. Z rozmysłem wychodzimy poza ramy nauki, gdyż ta ogranicza się przecież do szczebla funkcjonalnego, tym samym jednocześnie uniemożliwiając zamanifestowanie się znaczenia i sensu choroby.
Postępując w ten sposób, nie wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom zagorzałych racjonalistów i materialistów; zwracamy się do ludzi gotowych podążać krętymi i bynajmniej nie zawsze logicznymi ścieżkami ludzkiej świadomości.
Dobrą pomocą w takiej podróży przez ludzką duszę są: obrazowe myślenie, fantazja, umiejętność kojarzenia, ironia i słyszenie podtekstów językowych. Nasza droga będzie wymagać – i to w znacznej mierze – umiejętności radzenia sobie z paradoksami i dwuznacznościami bez natychmiastowego wymuszania jednoznaczności poprzez niszczenie jej biegunów.
Ciało nigdy nie jest chore lub zdrowe, gdyż wyrażają się w nim jedynie informacje pochodzące ze świadomości.
Ciało samo z siebie niczego nie czyni, o czym każdy może się przekonać, obserwując zwłoki.
Ciało żywego człowieka zawdzięcza swe funkcje właśnie owym dwóm instancjom niematerialnym, które zazwyczaj nazywamy świadomością i życiem (duszą).
Świadomość przedstawia przy tym informację, która objawia się w ciele i podlega transpozycji do sfery widzialnej.
Świadomość ma się do ciała tak jak program radiowy do odbiornika.
To, co nieustannie dzieje się w ciele istoty żywej, jest wyrazem odpowiedniej informacji ewentualnie zagęszczenia odpowiedniego obrazu (obraz to po grecku eidolon, odpowiada mu zatem również pojęcie „idei”).
Gdy jakaś funkcja wymyka się spod kontroli, w mniejszym lub większym stopniu zaczyna zagrażać harmonii całości, wtedy mówimy o chorobie.
Choroba oznacza więc odejście od harmonii czy też zakwestionowanie zrównoważonego dotychczas porządku (później przekonamy się, że, widziana pod innym kątem, choroba jest właściwie ustanowieniem równowagi).
Zakłócenie harmonii dokonuje się jednak w świadomości na płaszczyźnie informacji i objawia się jedynie w ciele.
Ciało jest zatem sferą objawiania się i urzeczywistniania świadomości, a tym samym także wszystkich procesów i zmian, które dokonują się w świadomości.
Tak jak cały świat materialny jest jedynie sceną, na której przyjmuje kształt gra archetypów, stając się w ten sposób alegorią, tak i materialne ciało jest sceną, na której obrazy świadomości pragną uzyskać swój wyraz.
Dlatego gdy świadomość człowieka popada w stan nierównowagi, staje się to widoczne i odczuwalne w jego ciele jako symptom. Stąd wprowadzającym w błąd jest twierdzenie, że ciało jest chore – chory może być jedynie człowiek – natomiast owo bycie chorym objawia się w ciele jako symptom. (Gdy wystawia się tragedię, przecież nie scena jest tragiczna, lecz utwór!)
Symptomów jest wiele – ale wszystkie są wyrazem jednego i tego samego zdarzenia, które nazywamy chorobą, a które zawsze dokonuje się w świadomości człowieka.
Tak jak ciało nie może żyć bez świadomości, tak też bez świadomości nie może „chorować”.
W tym miejscu zapewne zrozumiałe stanie się zastrzeżenie, że nie akceptujemy przyjętego dziś powszechnie podziału na choroby somatyczne, psychosomatyczne, psychiczne i umysłowe. Tego rodzaju koncepcja raczej utrudnia niż ułatwia możliwość rozumienia istoty rzeczy.
Nasz sposób widzenia sprawy odpowiada do pewnego stopnia modelowi psychosomatycznemu, z tą wszakże różnicą, że odnosimy go do wszystkich symptomów, nie czyniąc żadnych wyjątków.
Rozróżnienie „somatyczny” /”psychiczny” można w najlepszym razie odnieść do płaszczyzny, na której symptom się manifestuje – ale jest ono bezużyteczne, gdy idzie o lokalizację choroby.
Starożytne pojęcie chorób ducha jest zupełnie mylące, gdyż duch nigdy nie może zachorować – w tym wypadku chodzi wyłącznie o symptomy, które manifestują się na płaszczyźnie psychicznej, a więc w świadomości człowieka.
Wraz z pojęciowym rozróżnieniem między chorobą (płaszczyzna świadomości) a symptomem . (płaszczyzna cielesna) nasz sposób widzenia choroby nieuchronnie ulegnie przemieszczeniu.
Działamy zatem jak krytyk, który próbuje poprawić złą sztukę teatralną nie poprzez analizę i zmianę kulis, rekwizytów i aktorów, lecz od razu zabiera się do samego tekstu.
Konsekwencją pojawienia się symptomu w ciele człowieka jest (w mniejszym lub większym stopniu) zwrócenie nań uwagi i przerwanie w ten sposób, niekiedy gwałtownie, dotychczasowej jednostajności życia.
Symptom jest sygnałem, który ściąga na siebie uwagę, zainteresowanie i energię, a tym samym powoduje zakwestionowanie normalnego, równomiernego toku życia.
Symptom wymusza na nas uwagę – czy chcemy tego, czy też nie.
To pochodzące z zewnątrz zakłócenie odczuwamy jako pewnego rodzaju dyskomfort i dlatego mamy zazwyczaj tylko jedno pragnienie: spowodować, by czynnik zakłócający zniknął. Człowiek nie lubi, gdy mu coś zakłóca normalny tok życia – dlatego podejmuje walkę z symptomem. Walka absorbuje, jest zajęciem przykuwającym uwagę – w ten sposób symptom powoduje sytuację, w której musimy się nim zająć.
Od czasów Hipokratesa medycyna szkolna próbuje wmawiać chorym, że symptom jest wydarzeniem mniej lub bardziej przypadkowym, którego przyczyn należy szukać w procesach funkcjonalnych.
By je zbadać, dokłada się znacznych starań. Medycyna szkolna starannie unika nadawania symptomowi znaczenia, odsyłając tym samym zarówno sam symptom, jak i całą chorobę w obszar pozbawionej znaczenia błahości.
Ale tym sposobem sygnał traci swą właściwą funkcję – symptomy zostają pozbawione znaczenia sygnalnego.
Cokolwiek w naszym organizmie manifestuje się jako symptom, jest ujawnieniem niewidzialnego procesu i przez swą funkcję sygnalną ma przerwać nasz dotychczasowy sposób po-stępowania, wskazać na fakt, że coś jest nie w porządku, i skłonić nas do zastanowienia się nad przyczyną.
Tu też nie byłoby rzeczą rozsądną wyładowanie złości na symptomie, a chęć jego wyeliminowania przez uniemożliwienie mu manifestowania się byłaby wręcz absurdalna.
Symptomu nie wolno zablokować, trzeba natomiast spowodować sytuację, w której okaże się zbędny.
Ale i tutaj trzeba odwrócić wzrok od symptomu i spojrzeć głębiej, jeśli mamy się nauczyć rozumienia znaczenia symptomu.
Wszakże na niezdolności do dokonania tego kroku polega problem medycyny szkolnej – jest za bardzo zafascynowana symptomami. Dlatego właśnie stawia na jednej płaszczyźnie symptom i chorobę, tzn. nie potrafi rozdzielić treści i formy.
Dlatego też z tak wielkim nakładem sił i środków technicznych medycyna szkolna zabiera się do leczenia narządów i części ciała – nigdy zaś człowieka, który jest chory.
Dążyy do tego, by kiedyś tam, w przyszłości, móc uniemożliwić pojawianie się jakichkolwiek symptomów, bez zastanowienia się, czy taka koncepcja może być w ogóle zrealizowana i czy ma sens.
To zdumiewające, w jak niewielkim stopniu rzeczywistość jest w stanie otrzeźwić rozgorączkowane głowy ludzi goniących za takim celem.
A przecież od czasów pojawienia się tak zwanej współczesnej medycyny naukowej liczba chorych nie zmniejszyła się nawet o ułamek procenta.
Jest, jak dawniej, tak dziś, tyle samo chorych – jedynie symptomy uległy zmianom.
Ten otrzeźwiający fakt próbuje się maskować różnymi statystykami, które odwołują się do określonych grup symptomów.
Tak na przykład z dumą obwieszcza się zwycięstwo nad chorobami zakaźnymi, zapominając jednocześnie wspomnieć, jakie inne choroby w tym okresie zyskały na znaczeniu i częstotliwości.
Patrzenie staje się uczciwe dopiero z chwilą, gdy zamiast symptomów widzi się „chorobę jako taką” – a liczba tych przypadków jak dotąd nie zmalała i z pewnością także w przyszłości nie zmaleje.
Podsumujmy raz jeszcze: choroba jest stanem wskazującym, że człowiek w swej świadomości przestał być w porządku czy też w harmonii.
Ta utrata wewnętrznej równowagi objawia się w ciele jako symptom.
Symptom jest zatem sygnałem i nośnikiem informacji, gdyż poprzez fakt swego pojawienia się przerywa dotychczasowy tok życia i zmusza nas do zwrócenia nań uwagi.
Symptom sygnalizuje nam, że jako świadoma istota, jesteśmy chorzy, tzn. wypadliśmy ze stanu równowagi naszych wewnętrznych sił duchowych.
Symptom mówi nam, że czegoś nam brakuje.
„Co panu dolega?” (po niemiecku gra słów: Was fehlt Ihnen = [dosł.] czego panu brakuje?) pytano dawniej chorego – ten zawsze odpowiadał: „Mam bóle”.
Choremu zawsze czegoś brakuje i jest to jakiś brak w świadomości – gdyby mu nie brakowało, byłby przecież zdrowy, tzn. cały i doskonały.
Jeśli wszakże czegoś mu do zdrowia brakuje, wtedy jest nie-cały, czyli chory.
Gdy człowiekowi udaje się pojąć ową różnicę między chorobą a symptomem, wtedy za jednym zamachem zmienia się jego zasadnicza postawa wobec choroby i sposób podejścia do niej.
Przestaje on traktować symptom jako swego głównego wroga, którego zwalczanie i zniszczenie jest celem najwyższym; odkrywa w nim partnera, który może mu pomóc odnaleźć to, czego mu brakuje, a tym samym przezwyciężyć rzeczywistą chorobę.
Tym razem symptom staje się nauczycielem, który pomoże nam zatroszczyć się o własny rozwój i własną świadomość, który potrafi też okazać się wielce surowy i twardy, jeśli będziemy lekce sobie ważyć to nasze najwyższe przykazanie.
Choroba zna tylko jeden cel: pozwolić nam wyzdrowieć.
Symptom może nam powiedzieć, czego nam na tej drodze jeszcze brak – wszakże pod warunkiem, że potrafimy zrozumieć mowę symptomów.
Ponowne nauczenie się języka symptomów jest zadaniem tej książki.
Mówimy ponowne nauczenie się, gdyż język ten istnieje z dawien dawna i dlatego nie trzeba go odkrywać, a jedynie ponownie odnaleźć.
Cały nasz język jest psychosomatyczny, a to znaczy, że zna on związki między ciałem a duszą.
Nauczmy się na nowo wsłuchiwać w tę dwuznaczeniowość naszego języka, a wtedy bardzo szybko usłyszymy i zrozumiemy, o czym mówią nasze symptomy.
Jeśli odważymy się wsłuchać w to, co mają nam do powiedzenia, i zaczniemy się z nimi komunikować, staną się naszym nieprzekupnym nauczycielem na drodze do prawdziwego uzdrowienia. Mówiąc, czego nam właściwie brak, zapoznając ze sprawami, które jeszcze musimy zintegrować w naszej świadomości, dają nam szansę uczynienia zbędnymi symptomów jako takich – właśnie poprzez proces uczenia się i przyswajania przez świadomość.
Tutaj tkwi różnica między zwalczaniem a transmutowaniem choroby.
Wyleczenie rodzi się wyłącznie z transmutowanej choroby, a nigdy z przezwyciężonego symptomu, gdyż wyleczenie zakłada, jeśli spojrzymy na to z samego tylko językowego punktu widzenia, że człowiek jest zdrowszy, a to znaczy w większym stopniu pełny, kompletny.
Wyleczenie polega na dołączeniu do niej elementu brakującego, jest zatem niemożliwe bez rozszerzenia świadomości.
Choroba i zdrowie są parą pojęć, które odnoszą się tylko do świadomości i nie mają zastosowania do ciała – ciało nie może być ani chore, ani zdrowe.
Mogą się w nim jedynie odzwierciedlać odpowiadające tym pojęciom stany świadomości.
Thorwald Dethlefsen – Przez chorobę do samopoznania
Powiązane posty
• Biografia staje się biologią. Jak być zdrowym? Krótki poradnik.
• Efekt placebo. Szokująca historia pewnego pacjenta.
• Stres i napięcie = początek choroby
12 Sobota Czer 2010
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
andy james, jang, jin, jin i jang, Medytacja, Rozwój, tao, vipassana, zmiana, Świadomość
Fragment: Andy James – Vipassana Świadome Ja
„Z wieczności nieistnienia spokojnie przyglqdamy się tajemniczym początkom Wszechświata.
Z wieczności istnienia jasno postrzegamy widoczne różnice.
Obie te rzeczy w źródle są tym samym, różnią się dopiero w postaci…
Kiedy caly świat pojmie piękno piękna, wówczas powstaje brzydota.
Kiedy wszyscy poznają dobroć dobra, wówczas powstaje zlo.
Tak oto istnienie wskazuje na nieistnienie; Z latwego rodzi się trudne.”
– TAO TE CHING
Rozum jest bronią obosieczną. Z jednej strony pozwala nam cieszyć się swą indywidualnością, wyjątkowością i możliwością sprawowania władzy. Dzięki niemu umiemy analizować i rozkładać rzecz na elementy, a więc dogłębnie ją poznać i sterować nią. To on jest źródłem olbrzymiej władzy nowoczesnego społeczeństwa manipulującego swym środowiskiem.
Z drugiej jednak strony, intelekt sprawia, że jesteśmy odseparowani, podzieleni, słabi i pełni lęków, śmiertelni. Odcina jednostkę od reszty wszechświata (od wszystkiego, co nie stanowi „ja”), który jest podstawą jej istnienia. Jest przyczyną nieporozumień, konfliktów i wojen.
Podziały i fragmentacje zachodzą również w naszym wnętrzu, oddzielając od siebie poszczególne części naszej Jaźni. Stąd też jedna część nas może być „dobra”, podczas gdy druga jest „zła”; jedna może być „głęboka”, druga – „powierzchowna”; jedna może być „prawdziwa”, druga – „fałszywa”. Bardzo często cząstki te prowadzą między sobą spór. A ponieważ mamy niewielki wgląd w istotę naszych konfliktów, rzadko umiemy je rozwiązać; tkwimy uwięzieni w pułapce. Nie potrafimy doświadczyć prawdziwej zmiany.
Prawdę mówiąc, za tymi wszystkimi elementami, które postrzegamy, zawsze ukrywa się jakaś całość. My jednak jej nie widzimy, zauważamy jedynie różnice i podziały. Musimy więc odzyskać wzrok; musimy wejrzeć w Jednię naszej głębszej jaźni.
Yin-yang to symbol wszechświata, godzący ze sobą pozornie skrajne przeciwieństwa oraz dwubiegunowość z jednością. Obrazuje on wszelkie możliwe pary przeciwstawień: kobiecy-męski, niebo-ziemia, dobry-zły, czarny-biały, wewnętrzny-zewnętrzny, rozum-serce itd. Te przeciwległe bieguny są jednak od siebie uzależnione. Nie budują wobec siebie stałej opozycji, tak jak np. Dobro i Zło w ujęciu chrześcijańskim. Yin zawiera element yang i odwrotnie. Skrajne yin przechodzi w yang, a skrajne yang powraca do yin.
Yin i yang zawsze dążą do zachowania równowagi.
Koło z kolei symbolizuje Tao, Absolut, Źródło, z którego wypływa yin i yang. Tao poprzedza yin i yang, a jednocześnie ogarnia ich nie kończące się wzajemne oddziaływanie. Było i ciągle pozostaje ich źródłem.
Dopóki „ja” uważa się za byt samodzielny i niezależny (innymi słowy – tylko za yin, tylko za yang), pozostaje odcięte od swej natury i źródła – Tao, pierwotnej Jedni. Znajduje się w ciągłym stanie braku harmonii i równowagi, prowadząc beznadziejną, i z góry skazaną na przegraną, bitwę obronną z zalewającą je falą wszechświata, który uznało za oddzielną kategorię – „nie ja”.
Nie ma takich środków psychologicznych, finansowych czy jakichkolwiek innych, które mogłyby zagwarantować pełne bezpieczeństwo naszemu ego. Nie istnieje nic, czego „ja” mogłoby się naprawdę uchwycić; nie pomogą mu inni ludzie, dobra materialne, poglądy ani nawet religia.
Ta niepotrzebna walka wyczerpuje wielu z nas już na długo przed śmiercią. Żyjemy automatycznie i bez entuzjazmu, nie okazując życiu większego zainteresowania.
Prawdziwa zmiana oznacza reagowanie na ciągłe oddziaływanie wzajemne yin i yang, na ruchy Tao, czyli wszechświata. Nasze „ja” robi jednak wszystko, by do tej zmiany nie dopuścić. Jest ono w znacznym stopniu uwarunkowane i ma własne, ustalone poglądy na to, kim jest i jak powinno wyglądać jego życie. Pragnie poczucia stałości i substancjalności, nie dopuszczając do siebie myśli, że faktycznie jest nietrwałe i zmienne, jak wszystko inne na świecie.
Wiele stresów, niepokojów, a nawet wojen, powodowanych jest nieumiejętnością i niechęcią uznania przez nas faktu, że życie cały czas się zmienia. O tym właśnie mówił Budda głosząc, że wszelkie cierpienie ma źródło w przywiązaniu. Jeśli niczym nie jesteśmy związani, nawet śmierć nie jest nam straszna. Staje się ona wówczas kolejnym doświadczeniem, kolejnym momentem, kolejnym wyzwaniem, kolejnym ruchem Tao.
Muszę tu zaznaczyć, że „brak przywiązania” w tym sensie nie oznacza braku troski czy działania, lecz wyzwolenie od lgnięcia. Można żyć pełnią życia bez ciągłego i pełnego nadziei oczekiwania nadejścia lepszych czasów.
Odwiecznym problemem, przed którym wszyscy stoimy, jest pytanie: jak pozbyć się podziału wpływającego na nasze postępowanie („ja” i zasada „najpierw ja”), kiedy władza pozostaje w rękach „ja” (które właśnie czyta tę książkę). „Ja” jest tyranem, który nie odda władzy z własnej woli.
Boi się utracić kontrolę, przyznać się do błędu; obawia się, że zostanie pochłonięte, zmiecione, że umrze. Ów strach, wynikający z nieznajomości swej własnej prawdziwej natury (Jaźni, Tao, Źródła, Absolutu), jest niezwykle głęboki i więzi nas w pułapce naszego cierpienia; powstrzymuje nas od dokonania zmiany na głębszych poziomach siebie.
„Ja” nie może się zmienić.
Jedyne, co może zrobić, to pozbyć się chęci ciągłego sprawowania władzy i pozwolić się zmienić, pozwolić uczynić się całością. Może to zabrzmi groźnie i zniechęcająco, prawdą jest jednak, że żaden fragment (twojego „ja”) nie może stać się całością przez zwykłe przesunięcie granic lub dobudowanie kolejnych fragmentów.
Mówiąc: „Moje obecne położenie jest takie a takie, ale muszę osiągnąć to”, stwarzasz większy dystans, budujesz kolejny fragment. Próbować kochać to nie to samo co kochać; próbować być prostym, to nie to samo co być prostym; a próbować być całością, to nie to samo co być całością. Wszyscy robimy jakieś „postępy”, lecz zazwyczaj ciągle czegoś nam jeszcze brakuje, ciągle coś trzeba doszlifowywać, poprawiać. Zamiast uznawać ten fakt za wynikający z natury ludzkiej, powinniśmy raczej dowiedzieć się, w jaki sposób powstaje w nas to poczucie niedoskonałości i jak wpływa na nasze życie.
To, że kiedyś ujrzymy naszą Jednię tak wyraźnie, jak teraz widzimy naszą odrębność, jest naszym przeznaczeniem. Wyrażenia „powszechne braterstwo” i „ziemska rodzina” staną się czymś więcej niż tylko szlachetnymi mrzonkami, które dziś odrzucamy, twardo krocząc drogą zmierzającą do zupełnego rozbicia: ja kontra ty, moja rodzina kontra twoja, mój naród kontra twój.
Wcześniej czy później ludzka świadomość osiągnie kolejny etap rozwoju. Pozostaje tylko pytanie: jak bardzo źle muszą się sprawy potoczyć, by zmusić nas do zrobienia tego, co i tak zrobić musimy.
Andy James – Vipassana Świadome Ja
Powiązane posty:
• Nauka akceptacji dobrego i złego
28 Piątek Maj 2010
Posted ciekawostka
in≈ Możliwość komentowania Zmiany na blogu została wyłączona
Tagi
Witam was wszystkich serdecznie 🙂
Jak zauważyliście blog uległ zmianie..a raczej jego oprawa wizualna. Mam nadzieję że będziecie poruszać się po nim równie swobodnie jak poprzednio.
Na stronie głównej znajdziecie teraz nie tylko kompletny katalog postów (w prawej kolumnie) ale także listę 45 najnowszych postów.
Blok Waszym Zdaniem znalazł dla siebie miejsce w lewej kolumnie strony głównej.
Ponieważ zaglądam na blog nieco rzadziej, postanowiłam powrócić do starego trybu moderowania komentarzy, mam nadzieję że nikt się specjalnie nie zmartwi koniecznością pewnego oczekiwania na pojawienie się komentarza 🙂
Pozdrawiam i życzę miłego czytania –
Zenforest
27 Czwartek Maj 2010
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
cisza, mantra, Medytacja, osho, przerwa, słowa, umysł, werbalizacja, Zen, Świadomość
Umysł – taki, jaki jest – nie jest medytacyjny. Zanim nastąpi medytacja, umysł musi się zmienić w całej swej istocie.
Czym jest, więc umysł, który masz teraz? Jak funkcjonuje?
Umysł zawsze werbalizuje. Możesz znać słowa, język, strukturę koncepcyjną myślenia, ale to nie jest myślenie. Wręcz przeciwnie – jest to ucieczka od myślenia. Widzisz kwiat i werbalizujesz to, widzisz człowieka idącego ulicą i werbalizujesz to. Umysł potrafi zamienić każde egzystencjalne zdarzenie w słowa. I słowa stają się barierą, więzieniem. Przeszkodą dla umysłu medytacyjnego jest właśnie to nieustanne zamienianie zdarzeń w słowa i zamienianie egzystencji w słowa.
Pierwszym wymogiem dla umysłu medytacyjnego jest, więc bycie świadomym tego nieustannego werbalizowania i zdolność do zatrzymania tego procesu. Patrz na zdarzenia – nie werbalizuj ich. Bądź świadom ich obecności, ale nie zamieniaj ich w słowa. Niech zdarzenia będą poza słowami; niech ludzie będą poza słowami; niech sytuacje będą poza słowami. Nie jest to niemożliwe… jest to naturalne. Sztuczne jest to, co mamy, lecz tak do tego przywykliśmy, tak bardzo stało się to automatyczne, że już nie zauważamy jak nieustannie zamieniamy doznania w słowa.
Jest wschód słońca. Nie zdajesz sobie sprawy z przestrzeni pomiędzy widzeniem go a werbalizowaniem. Widzisz słońce, czujesz je… i natychmiast to werbalizujesz. Przestrzeń między widzeniem i werbalizowaniem zostaje zagubiona. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że wschód słońca nie jest słowem. Jest to pewien fakt, pewna obecność. Umysł automatycznie zamienia doznanie w słowa, a te wchodzą między ciebie a to doznanie.
Medytacja oznacza życie bez stów, ponad słowami. Czasem zdarza się to spontanicznie. Gdy jesteś zakochany, odczuwana jest obecność, nie słowa. Gdy dwoje zakochanych staje się sobie bliskimi, zawsze nastaje milczenie. Nie w tym rzecz, że nie ma nic do wyrażania. Wręcz przeciwnie, jest tego tyle, że aż się przelewa. Ale nie ma słów, nie może być… Słowa przyjdą dopiero po odejściu miłości.
Jeśli dwoje zakochanych nie potrafi milczeć, jest to sygnał, że ich miłość umarła. Słowami zapełniają to, co po niej zostało. Gdy miłość żyje, nie ma słów, ponieważ samo istnienie miłości jest tak napełniające, tak przenikające, że pokonana zostaje bariera języka i słów. I zwykle zostaje ona pokonana tylko w miłości.
Medytacja jest kulminacją miłości, nie tylko do jednej osoby, lecz do egzystencji w całej jej totalności. Medytacja to żywa relacja z totalnością egzystencji, która jest wszędzie wokoło. Jeśli umiesz być w miłości w każdej sytuacji, jesteś w medytacji.
Medytacja nie jest sztuczką umysłu, nie jest metodą na uciszenie umysłu – wymaga głębokiego zrozumienia jego mechanizmu. Gdy zrozumiesz ten mechaniczny nawyk werbalizowania, zamieniania egzystencji w słowa, powstaje pewna przestrzeń. Powstaje sama z siebie. Przychodzi w ślad za zrozumieniem, jak cień. Ważne jest nie tyle zdobycie umiejętności bycia w medytacji, lecz poznanie dlaczego w niej nie jesteś. Sam proces medytacji jest „negatywny”, bo nie jest dodawaniem ci czegoś nowego – jest negowaniem tego, co już zostało dodane.
Ludzie nie mogą istnieć bez słów, potrzebują ich. Egzystencja ich nie potrzebuje. Nie mówię, byś istniał bez słów. Musisz ich używać, ale musisz nauczyć się włączać i wyłączać ten mechanizm werbalizowania. Gdy jesteś w społeczeństwie, słowa są potrzebne, a gdy jesteś sam na sam z egzystencją, musisz umieć je wyłączyć.
Jeśli nie potrafisz ich wyłączyć – trwają, a ty nie potrafisz ich zatrzymać – stajesz się niewolnikiem. Umysł musi być narzędziem, nie panem. Gdy umysł jest panem, jest nie-medytacja. Medytacja jest wtedy, gdy to ty jesteś panem i twoja świadomość jest panem. Medytacja oznacza, więc zapanowanie nad mechanizmem umysłu.
Umysł i jego funkcjonowanie w słowach to nie wszystko. Ty jesteś czymś więcej i egzystencja jest czymś więcej. Świadomość jest ponad językiem, egzystencja jest ponad językiem. Gdy świadomość i egzystencja są jednym, jest komunia. Ta, komunia jest medytacją.
Słowa trzeba porzucić. Nie mówię, że masz je tłumić czy wyeliminować. Mówię, że słowa nie mogą być nawykiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdy spacerujesz – poruszasz nogami; jeśli jednak twoje nogi poruszają się, gdy siedzisz – to szaleństwo. Musisz nauczyć się je wyłączyć. Tak samo nie powinno być w tobie słów, wtedy, gdy nie rozmawiasz. Słowa służą porozumiewaniu się, gdy więc nic nikomu nie przekazujesz, nie powinno ich być.
Jeśli zdołasz tego dokonać, będziesz wzrastać w medytacji. Medytacja to proces wzrastania – nie technika. Technika zawsze jest martwa, może, więc być do ciebie dodana, a proces zawsze jest żywy – wzrasta, rozwija się.
Słowa są potrzebne, ale nie wolno trwać w nich cały czas. Muszą być chwile bez werbalizowania, kiedy po prostu jesteś. Nie chodzi o wegetowanie. Jest świadomość i jest ona ostrzejsza, żywsza – to słowa ją stępiają. Słowa muszą być powtarzane, wywołują, więc znużenie. Im ważniejszy jest dla ciebie język, tym bardziej będziesz znużony.
Egzystencja nigdy się nie powtarza. Każda róża jest inna, zupełnie inna… Nigdy takiej jeszcze nie było i nigdy takiej już nie będzie. Ale gdy nazywamy ją „różą,” samo to słowo już jest powtórzeniem. Ono zawsze istniało i zawsze będzie istnieć. Starym słowem zabiłeś to, co takie nowe.
Egzystencja zawsze jest młoda, a słowa zawsze są stare. Słowami uciekasz od egzystencji, uciekasz od życia, bo słowa są martwe. Im bardziej pogrążasz się w słowach, tym bardziej cię one umartwiają. Człowiek wyuczony jest zupełnie martwy, ponieważ cały jest tylko słowami.
Sartre nazwał swoją autobiografię „Słowa”. Żyjemy w słowach. A raczej nie żyjemy. Na końcu pozostaje tylko stos nagromadzonych słów i nic więcej. Słowa są jak zdjęcia. Widzisz coś, co jest żywe i robisz temu zdjęcie. Zdjęcie jest martwe. Potem robisz album z martwych zdjęć. Człowiek, który nie żył w medytacji, jest jak martwy album. Są w nim tylko słowne obrazy, wspomnienia. Nic nie zostało przeżyte – wszystko zamienił w słowa.
Medytacja oznacza życie totalnie, a żyć totalnie można tylko wtedy, gdy jesteś w ciszy. Ale bycie w ciszy nie oznacza nieświadomości. W ciszy możesz być nieświadomy, ale to nie jest żywa cisza. Umysł znów przegapił…
Mantrami możesz sam siebie zahipnotyzować. Powtarzając jakieś słowo możesz stworzyć w umyśle tyle znużenia, że zaśnie. Zapadasz w sen, w nieświadomość. Jeśli stale będziesz nucił „Ram Ram Ram” – umysł zaśnie. Wtedy nie będzie bariery słów, ale ty będziesz nieświadomy.
Medytacja oznacza brak słów, gdy ty jesteś świadomy. W innej sytuacji nie ma połączenia z egzystencją, ze wszystkim, co istnieje. Żadna mantra ani śpiewanie nie pomogą. Autohipnoza to nie medytacja, wręcz przeciwnie – bycie w stanie autohipnozy to regresja. Nie jest wyjściem ponad słowa, ale upadkiem poniżej słów.
Porzuć, więc wszystkie mantry, wszystkie takie techniki. Pozwól istnieć chwilom, w których nie ma słów. Nie możesz pozbyć się słów za pomocą mantry, gdyż ten proces sam w sobie używa słów. Nie można wyeliminować słów za pomocą słów -jest to niemożliwe.
Co więc można zrobić? Tak naprawdę nic nie możesz zrobić – prócz zrozumienia. Cokolwiek uczynisz, będzie to tylko skutkiem tego, czym jesteś. Trwasz w chaosie, nie jesteś w medytacji, twój umysł nie jest w ciszy, więc cokolwiek z ciebie wyjdzie, stworzy jeszcze więcej zamieszania. Jedyne, co możesz uczynić, to zacząć być świadomym funkcjonowania umysłu. Tylko tyle – po prostu bądź uważny. Uważność nie ma nic wspólnego ze słowami. To akt egzystencjalny, nie mentalny.
Najważniejsze jest, więc bycie uważnym. Bądź uważny procesów mentalnych, funkcjonowania umysłu. Gdy jesteś świadomy funkcjonowania umysłu, już nim nie jesteś. Sama uważność oznacza, że jesteś poza – z dala, świadek. A im bardziej jesteś uważny, tym łatwiej dostrzegasz przestrzenie między doznaniem a słowami. Te przestrzenie istnieją, ale ty jesteś tak nieświadomy, że ich nie zauważasz.
Między dwoma słowami zawsze jest przestrzeń, nawet, jeśli niemal niezauważalna. Gdyby tak nie było, dwa słowa nie mogłyby być dwoma słowami – stałyby się jednym. W muzyce między dwoma nutami zawsze jest przestrzeń, cisza. Dwa słowa czy nuty nie mogą być oddzielne od siebie, jeśli nie ma między nimi przerwy. Zawsze jest miedzy nimi cisza, ale trzeba być naprawdę uważnym, by to odczuć.
Im jesteś uważniejszy, tym wolniejszy jest umysł. Zawsze jest to ze sobą powiązane. Im mniej świadomości, tym szybszy umysł; im bardziej jesteś świadomy, tym proces umysłu jest wolniejszy. Jesteś bardziej świadomy, umysł zwalnia, przestrzenie między myślami poszerzają się…. możesz je zauważyć.
Przypomina to film. Gdy projektor pracuje w zwolnionym tempie, widać przerwy. Podnoszę rękę i widać, że zdjęcie składa się z setek kadrów. Każdy jest odrębnym zdjęciem. Gdy te setki pojedynczych zdjęć wyświetlane są tak szybko, że nie widzisz przerw, widzisz unoszenie ręki jako jeden proces. W zwolnionym tempie te przerwy możesz zauważyć.
Umysł jest jak film. Są w nim przerwy. Im jesteś uważniejszy umysłu, tym łatwiej je zauważasz.
To samo dzieje się z umysłem. Gdy widzisz słowa, nie możesz dostrzec przerw, gdy widzisz przerwy, nie możesz zobaczyć słów. Po każdym słowie następuje przerwa i po każdej przerwie następuje słowo, ale nie możesz widzieć równocześnie jednego i drugiego. Jeżeli skupiasz uwagę na przerwach, słowa znikną, a ty zapadniesz się w medytacji.
Świadomość skupiona tylko na słowach jest nie-medytacyjna, świadomość skupiona tylko na przerwach jest medytacyjna. Zawsze, gdy stajesz się świadomy przerw, słowa znikają. Gdy będziesz obserwował uważnie, nie znajdziesz słów – znajdziesz tylko przerwę.
Umysł nie może przez dłuższy czas pozostawać w skupieniu. Musi się zmieniać – albo zaśnie. Są tylko te dwie możliwości. Jeśli będziesz koncentrował się na jednej rzeczy, umysł zaśnie. Nie może trwać w bezruchu, gdyż umysł jest żywym procesem. Jeśli pozwolisz mu na znużenie – zaśnie, by uciec od zastoju twojego skupienia. Wtedy może żyć dalej, w snach.
Taką medytację podaje Maharishi Mahesh Yogi. Daje ona tyle spokoju i odświeżenia, może poprawić zdrowie fizyczne i równowagę psychiczną, ale nie jest właściwą medytacją.
Te same efekty można uzyskać w autohipnozie.
Hinduskie słowo „mantra” oznacza sugestię, nic więcej. Błędem jest przyjęcie, że mantra to medytacja – tak nie jest. Jeśli uznasz ją za medytację, nigdy nie będziesz szukać autentycznej medytacji. I to jest największa szkoda, jaką czynią takie praktyki i ludzie, którzy je propagują. Jest to jedynie psychologiczne narkotyzowanie się.
Nie używaj, więc żadnej mantry do wypchnięcia słów. Po prostu stań się świadomy słów, a umysł automatycznie zacznie skupiać się na przerwach.
Jeśli utożsamisz się ze słowami, będziesz skakał ze słowa na słowo i przegapisz przerwę. To inne słowo jest czymś nowym, na czym można się skupić. Umysł stale się zmienia, skupienie się zmienia. Jeśli jednak nie utożsamisz się ze słowami, pozostaniesz tylko świadkiem – z daleka obserwującym korowód słów. Wtedy zmieni się całe skupienie i staniesz się świadomy przerwy. To samo dzieje się, gdy obserwujesz ludzi idących ulicą. Jedna osoba przeszła, druga jeszcze nie nadeszła. Jest przerwa, ulica jest pusta. Jeśli będziesz obserwował, poznasz tę przerwę.
Gdy poznasz tę przerwę, jesteś w niej – wskoczyłeś w nią. To otchłań, daje taki spokój, taką świadomość… Bycie w tej przerwie to medytacja… przemiana. Teraz słowa nie są potrzebne, zostawisz je. Świadomie je zostawisz. Jesteś świadomy ciszy, nieskończonej. Jesteś jej częścią, jesteś z nią jednością. Nie jesteś świadomy tej otchłani jako czegoś innego, jesteś świadomy otchłani jako siebie. Wiesz i jesteś tym wiedzeniem. Obserwujesz tę przerwę; obserwujący jest tym, co obserwowane.
Jeśli chodzi o słowa i myśli, jesteś świadkiem, kimś oddzielnym, i słowa są odrębne. Gdy nie ma słów, jesteś przerwą, świadomy swego istnienia. Między tobą a przerwą, między świadomością a egzystencją, nie ma bariery. Jesteś w sytuacji egzystencjalnej. I to jest medytacja: bycie jednością z egzystencją, bycie w niej totalnie i nadal bycie świadomym. Jest to zaprzeczenie, paradoks. Oto poznałeś sytuację, w której jesteś jej świadomy, a równocześnie w niej jesteś.
Zwykle, gdy jesteś czegoś świadomy, to coś staje się oddzielne od ciebie. Jeśli z czymś się utożsamiamy, przestaje to być czymś odrębnym i innym – ale wówczas nie jesteśmy świadomi. Tak dzieje się w złości i w seksie. Jednością stajemy się tylko wtedy, gdy jesteśmy nieświadomi.
Osho, „Medytacja, podstawy praktyki”
Zobacz też
• Czy wszyscy jesteśmy szaleni?
• Przestrzeń w Tobie
• Jedyna rzecz, nad którą całkowicie panujesz
• Narodziny świadomości
• 48 minut absolutnej świadomości
• Czym są Iluzje?
27 Wtorek Kwi 2010
Posted buddyzm, Medytacja, Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
cisza, harmonia, kontemplacja, Medytacja, medytacja wglądu, obserwacja, refleksja, spokój, vipassana, wnętrze, wyciszenie, Świadomość
Celem medytacji wglądu nie jest wykreowanie systemu wierzeń, ale raczej wskazanie, jak jasno wejrzeć w naturę umysłu. W ten sposób medytujący zyskuje zrozumienie z pierwszej ręki tego, jakimi rzeczy są, bez opierania się na opiniach lub teoriach – zyskuje bezpośrednie doświadczenie, które ma swoją własną żywotność.
To także rodzi poczucie głębokiego spokoju wynikające z własnej wiedzy będącej poza jakąkolwiek wątpliwością.
Termin „medytacja wglądu” (samatha vipassana) odnosi się do praktyki umysłu, która rozwija spokój (samatha) przez trwałą uwagę oraz wgląd (vipassana) przez refleksję.
To „obserwowanie” jest kontemplacją, osobistym i bezpośrednim widzeniem, które może być jedynie zasugerowane przez jakąś technikę.
Siedzenie – czas i miejsce
Skupienie umysłu na ciele może być łatwo dokonane podczas siedzenia. Wybierz czas i miejsce, które zapewnią ci spokój i wolność od zakłóceń.
Cichy pokój, w którym nie ma zbyt wiele rzeczy rozpraszających uwagę, jest idealny; jasny i przestronny daje rozjaśniający i oczyszczający efekt, a zagracony i ciemny wręcz przeciwnie. Wybór czasu też jest ważny, zwłaszcza że dzień większości ludzi jest wypełniony rutynowymi zajęciami. Niespecjalnie wydajnie jest medytować, gdy musisz jeszcze coś zrobić lub gdy goni cię czas. Lepiej jest zarezerwować sobie okres – powiedzmy wczesnym rankiem lub wieczorem po pracy – gdy rzeczywiście możesz poświęcić pełną uwagę praktyce. Zacznij od około piętnastu minut. Praktykuj szczerze w granicach czasu i dostępnej energii i unikaj popadania w rutynę. Praktyka medytacji wsparta przez prawdziwą chęć badania i osiągnięcia wewnętrznego pokoju będzie z czasem rozwijać się naturalnie.
Świadomość ciała
Rozwijanie spokoju jest wspomagane przez stabilność i przez zdecydowany, ale łagodny wysiłek. Jeśli nie czujesz się wygodnie, nie ma w tobie pokoju; jeśli nie masz poczucia czujności, masz tendencję do marzenia. Jedną z najbardziej efektywnych pozycji do kultywowania właściwego połączenia ciszy i energii jest siedzenie.
Użyj pozycji, w której będziesz utrzymywać plecy prosto, bez napięcia.
Proste krzesło bez oparcia może ci być pomocne lub możesz użyć jednej z pozycji lotosu. One na początku wyglądają niewygodnie, ale z czasem mogą dostarczyć unikalnej równowagi łagodności i stanowczości, która zadowala umysł, nie męcząc ciała.
Jeśli podbródek jest bardzo lekko pochylony, jest to pomocne, ale nie pozwól, by głowa opadła do przodu, co powoduje senność. Ręce połóż na łonie, dłońmi otwartymi do góry, jedną ułożoną na drugiej ze stykającymi się kciukami. Poświęć trochę czasu, aby uzyskać właściwą równowagę.
Teraz skup swoją uwagę i zacznij przesuwać ją powoli wzdłuż ciała. Dostrzegaj doznania. Rozluźnij wszelkie napięcia, szczególnie w twarzy, karku i rękach. Pozwól, by powieki były zamknięte lub lekko opuszczone.
Badaj swoje uczucia. Jesteś napięty? Wówczas rozluźnij trochę swoją uwagę. Po tym umysł prawdopodobnie się uspokoi i może znajdziesz jakieś przepływające myśli – refleksje, marzenia, wspomnienia lub wątpliwości, czy medytujesz właściwie.
Zamiast podążać za nimi lub walczyć z tymi myślami, przyłóż więcej uwagi do ciała, które jest użyteczną przystanią dla rozbieganego umysłu.
Kultywuj ducha dociekania w swoim medytacyjnym nastawieniu. Poświęć temu trochę czasu. Przesuwaj swoją uwagę, na przykład od czubka głowy w dół przez całe ciało. Zauważaj różne doznania – takie jak ciepło, pulsowanie, zdrętwienie i wrażliwość – w stykaniu się palców, wilgotności dłoni i pulsie w nadgarstku. Nawet obszary, które mogą nie mieć szczególnych doznań, takie jak przedramiona lub płatki uszu, mogą być ogarnięte w ten uważny sposób.
Zauważ jak nawet brak doznania jest czymś, czego umysł może być świadomy. To stale utrzymywane badanie jest nazywane uważnością (sati) i jest jednym z podstawowych narzędzi medytacji wglądu.
Świadomość oddychania (anapanasati)
Zamiast „zwiedzania ciała” lub po pewnym okresie tej praktyki, uważność może być rozwijana przez skupienie świadomości na oddechu.
Najpierw idź za doznaniem swojego zwykłego oddechu, tak jak wpływa przez nozdrza i napełnia piersi i brzuch. Wówczas spróbuj utrzymywać swoją uwagę na jednym punkcie, albo na przeponie, albo na – bardziej subtelnym miejscu – nozdrzach. Oddech ma właściwości uspokajające, stabilizujące i rozluźniające, jeśli go nie forsujesz; jest to wspomagane przez wyprostowaną pozycję. Twój umysł może błądzić, ale wracaj cierpliwie do oddechu.
Nie jest konieczne rozwijanie koncentracji na jednym punkcie z wyłączeniem wszystkiego oprócz oddechu. Zamiast wpadania w trans, celem jest tutaj umożliwienie sobie dostrzegania działań umysłu i znalezienia w tym rytmu pokojowej klarowności. Cały proces – skupianie uwagi, dostrzeganie oddechu, dostrzeganie błądzenia umysłu i przywracanie uwagi – rozwija świadomość, cierpliwość i wewnętrzne zrozumienie.
Tak więc nie rezygnuj przez pozorne „niepowodzenia” – po prostu zaczynaj od nowa.
Kontynuowanie tej praktyki pozwoli umysłowi ostatecznie się uspokoić.
Jeśli stajesz się bardzo niespokojny lub poruszony, po prostu się rozluźnij. Praktykuj, będąc w pokoju z samym sobą, słuchając – bez konieczności wierzenia – głosów umysłu.
Jeśli czujesz się senny, przyłóż więcej dbałości i uwagi do ciała i pozycji. Oczyszczanie uwagi lub gonienie za ciszą w takich przypadkach tylko pogorszy sprawę.
Wważne jest kultywowanie cierpliwości i postanowienia zaczynania od nowa. Dostosuj oddech równoważąc swój stan umysłu – mocny, gdy jesteś senny lub owładnięty obsesyjną myślą; głęboki, ale łagodny, gdy jesteś niespokojny i niecierpliwy. Zrób wdech i wydech, „pozwól odejść” wszelkim niepokojom, zmartwieniom, ciszy, błogości, wspomnieniom lub opiniom na swój temat. „Wewnętrzny dialog” może zatrzymać się momentalnie lub zanikać. Wtedy zacznij od nowa. W ten sposób nieustannie odświeżasz umysł i pozwalasz mu odnaleźć swój własny rytm.
Układając się do snu pod koniec dnia, poświęć kilka minut na medytację, gdy leżysz na boku. Utrzymuj ciało całkiem prosto i zegnij jedno ramię w górę, tak by ręka stanowiła podparcie dla głowy. Rozciągnij się przez całe ciało, rozluźniając napięcia; skup swoją uwagę na oddechu, świadomie porzucając wspomnienia mijającego dnia i oczekiwania wobec jutra. W ciągu kilku minut, z czystym umysłem, będziesz zdolny do dobrego odpoczynku.
Życzliwość i wyrozumiałość dla siebie (swoich sukcesów i porażek)
Kultywowanie dobrego życzenia (metta) pozwala inaczej spojrzeć na praktykę wglądu. Medytacja naturalnie uczy cierpliwości i tolerancji albo przynajmniej pokazuje znaczenie tych jakości. Możesz łatwo rozwijać bardziej przyjacielskie i dbałe nastawienie do samego siebie i do innych ludzi. W medytacji możesz kultywować dobre nastawienie bardzo realistycznie.
Skup uwagę na oddechu, którego będziesz teraz używał jako środka do rozszerzania życzliwości i dobroci. Zacznij od siebie, od swojego ciała. Wyobraź sobie oddech jako światło lub zobacz swoją świadomość jako ciepły promień i stopniowo ogarnij nim swoje ciało. Lekko skup swoją uwagę na środku klatki piersiowej wokół rejonu serca. Gdy wdychasz, kieruj cierpliwą życzliwość ku sobie, być może wraz z myślą: „obym miał się dobrze”. Gdy wydychasz, pozwól nastrojowi tej myśli lub wyobrażeniu światła rozszerzać się na zewnątrz, od serca przez ciało i umysł na zewnątrz: „oby inni mieli się dobrze„.
Jeśli doświadczasz negatywnych stanów umysłu, wdychaj jakości tolerancji i przebaczenia. Wyobrażanie sobie oddechu jako mającego kojące działanie może być pomocne. Wydychając, pozwól odejść stresowi, zmartwieniu i negatywności i rozszerzaj poczucie uwolnienia przez ciało, przez umysł, na zewnątrz; jak wcześniej.
Ta praktyka może zajmować całość lub część okresu medytacji – musisz sam ocenić, jak będzie stosownie. Uspokajający efekt medytacji z życzliwym nastawieniem jest dobry na początku siedzenia, ale bez wątpienia będą też okazje do stosowania tego podejścia przez dłuższy okres, aby bardziej zagłębić się w serce.
Zawsze zaczynaj z tym, czego jesteś świadomy, nawet jeśli wydaje się to trywialne lub mylące. Pozwól umysłowi spocząć cicho na tym – czy jest to znudzenie, czy bolące kolano lub frustracja brakiem szczególnie miłego uczucia. Pozwól temu być, praktykuj, będąc z tym w pokoju. Rozpoznawaj i łagodnie odsuwaj jakiekolwiek tendencje do lenistwa, wątpliwości lub poczucia winy.
Spokój może rozwinąć się w odżywczą dla ciebie dobroć, jeśli najpierw zaakceptujesz w pełni obecność tego, czego nie lubisz. Utrzymuj uwagę stabilną i otwórz serce na to, cokolwiek doświadczasz. Nie oznacza to aprobaty negatywnych stanów, ale tworzy przestrzeń, w której mogą one przychodzić i odchodzić.
Generowanie dobrego życzenia w odniesieniu do świata poza sobą samym następuje według tego samego schematu. Prostym sposobem rozszerzania dobroci jest praca etapami. Zacznij od siebie, łącząc uczucie kochającej akceptacji z ruchem oddechu. „Obym miał się dobrze.” Wtedy pomyśl o ludziach, których kochasz i szanujesz, i życz im dobrze, jednemu po drugim. Przejdź do znajomych, a także do tych, w stosunku do których czujesz obojętność. „Oby mieli się dobrze.” W końcu wspomnij tych ludzi, których się boisz lub nie lubisz, i kontynuuj dobre życzenie.
Ta medytacja może się rozszerzać w ruchu współczucia, aby objąć wszystkich ludzi na świecie w wielu okolicznościach. I pamiętaj, że nie musisz czuć, że kochasz wszystkich, aby im życzyć dobrze.
Dobroć i współczucie powstają z tego samego źródła dobrego życzenia i otwierają umysł poza czysto osobistą perspektywę. Jeśli nie próbujesz zawsze czynić rzeczy takimi, jakimi chcesz, żeby były; jeśli jesteś bardziej tolerancyjny i wrażliwy wobec siebie i innych, takich, jakimi są; współczucie powstaje samo. Współczucie jest naturalną wrażliwością serca.
Nie-wybierająca świadomość
Medytacja może także być praktykowana bez medytacyjnego obiektu, w stanie czystej kontemplacji lub „niewybierającej świadomości”.
Po uciszeniu umysłu przez jedną z metod opisanych powyżej świadomie odłóż na bok medytacyjny obiekt. Obserwuj przepływ umysłowych obrazów i doznań, tak jak się pojawiają, bez angażowania się w krytykę lub pochwałę. Zauważaj jakąkolwiek awersję lub fascynację, kontempluj jakąkolwiek niepewność, szczęście, niepokój lub ciszę, tak jak się pojawiają. Możesz wracać do medytacyjnego obiektu (takiego jak oddech), ilekroć poczucie klarowności się zmniejsza lub gdy zaczynasz czuć się przytłoczony marzeniami. Gdy poczucie stabilności wraca, możesz ponownie odrzucić obiekt medytacji.
Ta praktyka „nagiej uwagi” jest odpowiednia dla kontemplacji umysłowego procesu. Poprzez obserwację poszczególnych „składników” umysłu możemy skierować naszą uwagę na naturę jego zawartości. Odnośnie zawartości umysłu buddyjskie nauczanie wskazuje szczególnie na trzy proste, podstawowe charakterystyki.
Pierwszą jest zmienność (anicca) – nieustanne powstawanie i kończenie się wszystkich przepływających zjawisk, ciągły ruch zawartości umysłu. Treść umysłu może być przyjemna lub nieprzyjemna, ale nigdy nie znajduje się w spoczynku.
Jest tam też stałe, często subtelne poczucie niezadowolenia (dukkha).
Nieprzyjemne doznania łatwo wywołują to poczucie, ale nawet piękne doświadczenie kreuje to szarpnięcie w sercu, gdy się kończy. Tak więc nawet w najlepszych chwilach wciąż jest w doświadczeniu umysłu ta nieprzekonywająca jakość, uczucie braku satysfakcji.
Gdy to stałe przychodzenie i odchodzenie doświadczeń i nastrojów zostanie poznane, jasne się staje też, że – odkąd nie ma w nich niczego trwałego – żadne z nich nie należy rzeczywiście do ciebie. A gdy treść umysłu jest uciszona – ujawniając jasną przestrzeń umysłu – żadna czysto osobista jakość nie może być znaleziona! To może być trudne do zrozumienia, ale w rzeczywistości nie ma żadnego „mnie” lub „moje” – to charakterystyka „nie-ja” lub bezosobowości (anatta).
Śledź w pełni i dostrzegaj, jak te jakości odnoszą się do wszystkich zjawisk, fizycznych i umysłowych. Bez względu na to, czy twoje doświadczenia są radosne, czy ledwie znośne, ta kontemplacja będzie prowadzić do spokojnego i zrównoważonego spojrzenia na twoje życie.
Kontemplowanie praktyki
Te wszystkie ćwiczenia medytacyjne służą ustanowieniu świadomości, jakimi rzeczy są. Przez skierowanie umysłu w pełni na doświadczenie będziesz dostrzegać jaśniej stan samego umysłu – na przykład, czy jesteś leniwy, czy nadgorliwy w swojej praktyce. Szczerze to oceniając, ewidentne staje się, że jakość medytacyjnej praktyki zależy nie od używanego ćwiczenia, ale od tego, co w nie wkładasz. Obserwując w ten sposób, zyskasz głębszy wgląd w swoją osobowość i przyzwyczajenia.
Jest kilka użytecznych punktów, o których warto pamiętać, ilekroć medytujesz.
-Uważaj, czy zaczynasz na nowo za każdym razem – lub nawet lepiej z każdym oddechem lub krokiem. Jeśli nie praktykujesz z otwartym umysłem, możesz odkryć, że próbujesz odtwarzać przeszły wgląd lub niechętnie uczysz się na swoich błędach.
-Czy masz właściwą równowagę energetyczną, dzięki której robisz wszystko, co możesz, bez przemęczania się?
-Czy utrzymujesz kontakt z tym, co aktualnie wydarza się w twoim umyśle, czy używasz techniki w tępy, mechaniczny sposób? Co do koncentracji, to dobrze jest kontrolować, czy odkładasz na bok sprawy, które nie są natychmiastowe, czy pozwalasz sobie na wikłanie się w myśli i nastroje. Albo czy próbujesz tłumić uczucia bez uznania ich i rozważenia mądrze?
Właściwa koncentracja jednoczy serce i umysł. Takie rozważanie pomaga ci rozwijać zręczne podejście. I oczywiście, refleksja pokaże ci więcej niż tylko to, jak medytować: da ci czystość zrozumienia samego siebie.
Pamiętaj, że zanim rozwiniesz zręczność i pewność w medytacji, lepiej jest używać medytacyjnego obiektu, jak oddech, jako punktu skupienia świadomości i antidotum dla przytłaczającej natury umysłowego rozproszenia. Nawet gdy twoje doświadczenie w praktyce jest długie, to zawsze jest pomocne wracanie do świadomości oddechu lub ciała. Rozwijanie tej zręczności zaczynania od początku prowadzi do stabilności i pewności. Przez zrównoważoną praktykę lepiej rozumiesz naturę umysłu i ciała i widzisz, jak żyć z większą wolnością i harmonią. To jest cel i owoc medytacji wglądu.
Świadome życie
Dzięki praktyce medytacji wglądu będziesz jaśniej widzieć swoje nastawienia i wiedzieć, które są pomocne, a które stwarzają problemy. Otwarte nastawienie może czynić nawet nieprzyjemne doświadczenia pełnymi wglądu – na przykład zrozumienie sposobu, w jaki umysł reaguje na ból lub chorobę. Gdy podchodzisz w ten sposób do takich doświadczeń, możesz rozwijać tolerancję na ból i łagodzić go w wielkim stopniu.
Z drugiej strony, niecierpliwe nastawienie będzie miało odmienne skutki: zmartwienie, jeśli ktoś zakłóci twoją medytację; rozczarowanie, jeśli twoja praktyka nie będzie przynosić wystarczająco szybkiego postępu; wpadanie w nieprzyjemne nastroje z nieistotnych powodów. Medytacja uczy nas, że spokój umysłu – lub jego brak – zasadniczo zależy od tego, czy kontemplujemy zjawiska życiowe w duchu refleksji i otwartości umysłu.
Przez obserwowanie swoich intencji i nastawień w ciszy medytacji będziesz mógł badać relację pomiędzy pożądaniem i niezadowoleniem.
Zobacz przyczyny niezadowolenia: pragnienie tego, czego nie masz; odrzucanie tego, czego nie lubisz; niemożność otrzymania tego, czego chcesz.
Szczególnie przytłaczające jest to, gdy sam jesteś przedmiotem niezadowolenia i pożądania. Nikomu nie jest łatwo zachować spokój wobec osobistej słabości, szczególnie gdy jest tak duży nacisk społeczny na dobre samopoczucie, ciągły postęp i powodzenie. Takie oczekiwania naprawdę czynią trudną akceptację samego siebie takim, jakim się jest.
Wraz z praktyką medytacji wglądu odkrywasz przestrzeń, w której dystansujesz się nieco do tego, czym myślisz, że jesteś, i do tego, co myślisz, że masz. Kontemplując te postrzeżenia, staje się jasne, że nie ma takiej rzeczy jak „ja” lub „moje”; są po prostu doświadczenia, które przychodzą i przepływają przez umysł. Zatem jeśli na przykład obserwujesz irytujące nastawienie, to zamiast stawać się przytłoczonym przez nie, nie wzmacniasz go i ono zwykle umiera. Może wrócić znowu, ale tym razem jest słabsze i wiesz, co z nim robić. Przez
kultywowanie spokojnej uwagi zawartość umysłu uspokaja się i może nawet całkiem ucichnąć, pozostawiając umysł czysty i świeży. Taka jest ciągła ścieżka wglądu.
Umiejętność spokojnego skupienia świadomości w granicach zmiennego biegu codziennego życia jest oznaką dojrzałej praktyki, ponieważ wgląd pogłębia się niezmiernie, gdy może objąć całość doświadczenia. Próbuj używać perspektywy wglądu bez względu na to, co robisz – rutynowe prace domowe, prowadzenie samochodu, picie herbaty.
Zbierz swoją świadomość, daj jej spocząć stabilnie na tym, co robisz, i obudź zmysł badania natury umysłu podczas działania. Skierowanie praktyki na fizyczne doznania, stany umysłu, doznania wzrokowe, słuchowe i węchowe może rozwinąć ciągłą kontemplację, która zmienia codzienne czynności w podstawę dla wglądu.
Stając się coraz bardziej świadomym, umysł zaczyna reagować umiejętnie w każdej chwili i życie staje się bardziej harmonijne. To jest sposób, w jaki medytacja wykonuje „pracę społeczną” – przez wniesienie świadomości do twojego życia, przynosi pokój światu. Gdy możesz spokojnie wytrzymywać z wielką rozmaitością uczuć, które powstają w świadomości, możesz żyć bardziej otwarcie ze światem i z sobą, takim jakim jesteś.
Fragmenty z:
Introduction to Insight Meditation Amaravati Buddhist Centre, 1998
Tłumaczenie: anatta.pl
Zobacz też
13 Wtorek Kwi 2010
Posted buddyzm, Medytacja, Refleksje nad życiem
inTagi
akceptacja, Medytacja, motywacja, pema, Pema Cziedryn, przyjaciel, wyrozumiałość, zgoda, łagodność, Świadomość, życzliwość
Szukanie prawdy w swoim sercu jest bez wątpienia nie tylko sprawą uczciwości, lecz także współczucia i szacunku wobec tego, co widzimy.
W moim biurze wisi obraz przedstawiający Bodhidharmę, mistrza _zen_, jako grubego, nieprzystępnego mężczyznę o krzaczastych brwiach, sprawiającego wrażenie, jakby cierpiał na niestrawność. Japoński napis wykaligrafowany na obrazie głosi: „Patrząc bezpośrednio w serce, odnajdziesz Buddę”. Nieważne, czy akurat jemy, śpimy, medytujemy, słuchamy czy rozmawiamy – jesteśmy na świecie po to, by poznawać siebie samych. A to poznawanie, jak zostało powiedziane, może zastąpić studiowanie książek.
Cała mądrość pozwalająca poznać przyczyny cierpienia i cała mądrość pozwalająca odkryć, jak radosny, rozległy i nieskomplikowany jest nasz umysł, zrozumienie, co jest neurozą, a co mądrością nieuwarunkowanej prawdy – wszystko to zawarte jest w naszym własnym doświadczeniu. […]
W każdej sytuacji możemy odkryć prawdę, przyglądając się sobie samym, temu, co w nas ukryte, temu, co mroczne, niskie, przerażające, okropne i gniewne, a także temu, co wspaniałe, radosne, inspirujące i przepełnione spokojem.
Jesteśmy tego świadomi.
Do tego właśnie gorąco się nas zachęca, a droga do tego doświadczenia wiedzie przez medytację.
Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z buddyzmem, przeżyłam ogromną ulgę, że istnieją nie tylko nauki, ale i metody, dzięki którym mogę te nauki zgłębiać i sprawdzać. Już pierwszego dnia powiedziano mi, że tak jak Bodhidharma, sama muszę odkryć prawdę.
Jednak gdy siądzie się do medytacji i uczciwie wejrzy w swój umysł, można dojść do wniosku, że jego aktywność to coś chorobliwego i przygnębiającego.
Tracimy wtedy poczucie humoru i praktykujemy z ponurą zawziętością, usiłując zgłębić do końca niezbyt atrakcyjną istotę naszego umysłu. Po jakimś czasie takiej praktyki, medytujący zaczynają odczuwać tak wielką rozpacz i poczucie winy, że załamują się i pytają: „I gdzież w tym wszystkim jest radość?”
Zatem na równi z czystym widzeniem, ważny jest także inny element praktyki – życzliwość.
To prawda, że bez jasności i uczciwości krążymy wciąż w tym samym zaklętym kręgu, nie posuwając się naprzód.
Jednak sama pozbawiona życzliwości uczciwość czyni z nas tylko ponurych, sfrustrowanych cierpiętników, skrzywionych jak po zjedzeniu cytryny.
Jesteśmy tak pochłonięci ciągłą autoanalizą, że tracimy wszelkie poczucie wdzięczności i zadowolenia z życia.
Rozdrażnienie sobą, swoim życiem i nawykami innych staje się przytłaczające.
Dlatego też tak często podkreśla się znaczenie życzliwości.
Nazywa się ją czasem sercem, przebudzeniem serca, łagodnością czy przyjaznym nastawieniem. Zasadniczo jednak pojęcie „życzliwość” opisuje coś bardzo ważnego, co równoważy wszystkie elementy życia i łączy nas z nieuwarunkowaną radością. Trafnie ujął to wietnamski mistrz Thich Nhat Hanh, mówiąc: „Nie wystarczy cierpieć„.
Oczywiście, dyscyplina jest ważna. Gdy zasiadamy do medytacji, przypomina się nam, by stosować się do otrzymanych instrukcji, lecz dlaczego w ramach tej dyscypliny traktujemy się tak surowo? Czy medytujemy, bo „powinniśmy”?
Sposób, w jaki traktujemy wszystko, co pojawia się podczas medytacji, wpływa też na to, jak traktujemy rzeczywistość. Stajemy przed wyzwaniem: jak obok czystego wglądu rozwinąć także współczucie, jak zamiast popadać w coraz większe przygnębienie i poczucie winy, nauczyć się pogody ducha.
Nie podejmując tego wyzwania, będziemy tylko bezwzględnie krytykować siebie i innych. Nic nigdy nie będzie wystarczająco dobre, nic nigdy nie spełni naszych oczekiwań. Uczciwość pozbawiona życzliwości, poczucia humoru i otwartości serca może być po prostu małoduszna. Szukanie prawdy w swoim sercu jest bez wątpienia nie tylko sprawą uczciwości, lecz także współczucia i szacunku wobec tego, co widzimy.
Jest to istotne, bo gdy patrząc w swoje serce, odkrywamy to, co pomieszane i co jasne, co przykre i co miłe, nie odkrywamy jedynie samych siebie.
Odkrywamy wszechświat.
Kiedy rozpoznamy w sobie naturę buddy, zrozumiemy, że wszystko i wszyscy mają naturę buddy, że wszystko jest przebudzone i wszyscy są przebudzeni. Wszystko i wszyscy stanowią doskonałą całość, są równie cenni i dobrzy – tacy, jacy są. Gdy swoje myśli i uczucia traktujemy z poczuciem humoru i otwartością, w taki sam sposób postrzegamy wszechświat. Nie pracujemy tylko nad własnym wyzwoleniem, ale także po to, by pomóc społeczności, w której żyjemy – naszej rodzinie, krajowi, całemu kontynentowi, światu, galaktyce…
Wtedy, naturalnie i spontanicznie zachodzi interesująca przemiana. Uświadamiamy sobie, że ile w nas odwagi, gotowości, by patrzeć bezpośrednio w serce, i dobroci wobec siebie samych, tyle też w nas zaufania, które pozwala zapomnieć o sobie i otworzyć się na świat.
Najczęściej wolimy nie otwierać swego serca czy umysłu na innych, gdyż wprawiają nas oni w pomieszanie, któremu nie jesteśmy w stanie sprostać. Brakuje nam do tego siły psychicznej i odwagi. Lecz jeśli jasno i życzliwie spoglądamy na siebie, przestajemy obawiać się patrzenia innym prosto w oczy.
Wówczas doświadczenie otwierania się na świat zaczyna przynosić pożytek jednocześnie nam samym i innym. Im bardziej stajemy się otwarci na innych, tym łatwiej odkrywamy w sobie miejsca, w których jesteśmy zamknięci, zablokowani, wystraszeni czy nieżyczliwi. Uświadomienie sobie tego, choć pomocne, jest też bolesne. Często się zdarza, że jedyną znaną nam reakcją jest obrócenie tej wiedzy przeciwko sobie. Zadręczamy się wtedy, myśląc: „Nie jestem życzliwy, nie jestem uczciwy, nie jestem odważny – i tak nie mam szans”.
Lecz gdy zastosujemy nauki o łagodności i nieosądzaniu do wszystkiego, co w danym momencie widzimy, to żenujące nas dotąd odbicie nas samych napotkane w lustrze stanie się naszym przyjacielem. Zyskamy motywację, by jeszcze bardziej złagodnieć i rozpogodzić się wewnętrznie, bo wiemy już, że jest to jedyna droga pozwalająca na kontynuowanie pracy nad sobą z pożytkiem dla wszystkich istot.
I to właśnie jest początek dorastania. Dopóki nie zechcemy być wobec siebie uczciwi i dobrzy, pozostaniemy dziećmi. Lecz gdy tylko spróbujemy zaakceptować siebie samych, ciążące nam od zawsze poczucie ważności naszego „ja” znacznie zelżeje, ustępując miejsca naszej ciekawości tego, co jest poza nim.
Fragmenty z : Pema Cziedryn „Kiedy życie nas przerasta”
Zobacz też:
• Nigdy nie jest za późno – cytaty z Pemy Cziedryn
• Co oznacza buddyjskie “Przyjęcie Schronienia” ?
06 Wtorek Kwi 2010
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
bieg, odpowiedzi, pytania, roboty, ryś kulik, sens, spokój, teraz, zabieganie, Świadomość, życie
Mówiąc metaforycznie „głębokie pytania” są dzwonkiem, który budzi cię z uśpienia.
Zabiegani, zagonieni, zapatrzeni w siebie, przeżywamy swoje życie jakby mimochodem.
Zwykle bezwiednie robimy rzeczy, które robią inni, myślimy myśli, które są udziałem większości, poddajemy się manipulacjom nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Trochę to wygląda tak, jakbyśmy byli społecznymi automatami, które inni programują i które w związku z tym realizują jakieś nie-własne cele. A potem jeszcze wmawia się nam, że właśnie to jesteśmy my.
(Znacie tę reklamę: „bądź sobą – wybierz pepsi”)
Tak, ludzie w naszym obszarze kulturowym mają bardzo silne poczucie wolności i niezależności, ale gdy głębiej się temu przyjrzeć, to okaże się, że niemal wszyscy realizujemy jakiś absurdalny program życiowy, w którym trzeba zaharowywać się, po to, by mieć dużo pieniędzy, po to, by kupować przedmioty, bez których spokojnie moglibyśmy się obejść.
W stanie „nie wiem” widzę
rzeczy takimi, jakimi są – bez
nakładania na nie własnych
wyobrażeń, projekcji i zachcianek.
Ostatecznie znikają wszelkie
bariery, które wcześniej
oddzielały mnie od świata
Do tego dochodzi jeszcze wiele innych działań i wyborów, które realizujemy jakby z rozpędu nie zastanawiając się nad ich sensownością, naszymi rzeczywistymi motywami, czy konsekwencjami w jakiejś dłuższej perspektywie czasowej. Jesteśmy bardzo krótkowzroczni i zapatrzeni w nasz doraźny i bardzo wąsko pojmowany interes.
To wszystko pcha nasz świat na krawędź przepaści, ponieważ widzimy, że ta rozkręcona machina rozwoju za wszelką cenę pochłania kolejne gatunki, dzikie miejsca, ale również też nasze poczucie spokoju i spełnienia.
Zamiast żyć w równowadze i harmonii jesteśmy coraz bardziej zabiegani, zmęczeni i depresyjni, a równolegle Ziemia staje się coraz bardziej zdegradowanym miejscem.
Jak się obudzić z tego letargu? Jak przerwać to błędne koło?
Ratunkiem dla nas i dla świata mogą być głębokie pytania, które zadajemy sobie, by odnaleźć się na powrót w tym, co jest naprawdę ważne. Ale zadawanie sobie tych pytań wymaga określonych warunków i pewnej dyscypliny.
Przede wszystkim, żeby zadać sobie głębokie pytanie najpierw trzeba się zatrzymać.
Stop!
Teraz jest ten moment.
Nie ma żadnej przeszłości i przyszłości. TERAZ. Żadnego pośpiechu, żadnego celu…
Dalej, trzeba odnaleźć w sobie odwagę, aby poddać w wątpliwość to, co jest. Nic nie jest oczywiste, nic nie jest dane z góry. Tutaj otwiera się przestrzeń, w której pojawiają się najbardziej podstawowe, pytające intuicje: kim jestem, czym jest życie, co ma znaczenie, o co chodzi w tym wszystkim?
Od razu też pojawia się pokusa, aby dać pierwszą lepszą odpowiedź. Albo wymyślić jakąś odpowiedź odwołując się do własnego intelektu, wiedzy czy doświadczenia. Ale wtedy na powrót zapadamy w sen. W głębokich pytaniach nie chodzi o myślenie czy intelektualizowanie, ponieważ stan „wiem” jest zachęceniem do ponownego uruchomienia automatycznego programu.
Zadawanie głębokich pytań, jeżeli ma nas od tego uchronić, musi zawierać zgodę na dyskomfort związany z brakiem gotowej odpowiedzi. Bo w głębokich pytaniach tak naprawdę nie chodzi o odpowiedzi, a o „stan pytający”. Ten stan, który możemy nazwać przenikliwością i uważnością przeszywa na wskroś każdą prawdę i dociera do samego jądra egzystencji. Bez myślenia, bez odpowiedzi, mamy okazję, żeby prawdziwie zjednoczyć się z pytaniem.
Być całym sobą pytaniem, chodzić z nim, oddychać nim, patrzeć nim, słuchać nim. Dać się pochłonąć. I w tym stanie, w pełni doświadczyć własnego „nie wiem”. To prawdziwie święty stan, ponieważ leczy nas z chronicznej arogancji, której podstawą jest przekonanie o własnej nieomylności. W stanie „nie wiem” widzę rzeczy takimi, jakimi są – bez nakładania na nie własnych wyobrażeń, projekcji i zachcianek.
Ostatecznie więc znikają wtedy wszelkie bariery, które wcześniej oddzielały mnie od świata.
Z tego stanu następnie spontanicznie rodzą się podstawowe oczywistości: że oddycham, że stoję na ziemi, że czuję. Jak bardzo daleko odeszliśmy od tych prostych poruszeń serca, od cudowności zwykłych spraw, które potrafią codziennie zachwycać tych, którzy nie dali złapać się w pułapkę pośpiechu, czy podszeptów medialnej karuzeli. Będąc blisko tego, co przy-ziemne, odkrywając to, co jest najważniejsze i podstawowe sprawiamy, że nasze życie ponownie wchodzi na właściwe tory. I jakkolwiek to, co proste, zwykłe i przyziemne wydaje się być nudne i mało atrakcyjne w porównaniu z tym szalonym i kolorowym cywilizacyjnym zawrotem głowy, to właśnie tam otwiera się prawdziwa głębia pełnego doświadczania chwili teraźniejszej – bez żadnych specjalnych zabiegów – ot tak po prostu. Tak oto wygląda praktyka zadawania sobie głębokich pytań.
Właśnie tutaj, właśnie teraz mogę doświadczyć prostoty i siły życia i następnie zacząć robić to, czego nie mogę nie robić.
Fragment z „Odkrywanie natury” Ryś Kulik
Zobacz też
• Nigdy nie jest za późno – cytaty z Pemy Cziedryn
27 Sobota Mar 2010
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
komunikacja, list, markowska, myśli, nadświadomość, obrazy, podświadomość, rozmowa, uczucia, Świadomość
Przez obrazy i uczucia. Podświadomość jest jak dziecko. Czytać nie umie, za to doskonale rozumie, co myślisz i czujesz. Ważniejsze są dla niej uczucia niż słowa. Jej królestwem są emocje.
Jeśli napiszesz do podświadomości list, nie dotrą do niej słowa, tylko emocje, jakie wytworzą się podczas pisania. I tak na przykład afirmacje pisemne, czyli przepisywanie tej samej frazy, sprzyja zmęczeniu umysłu. W ten sposób osłabiamy czujność naszego wewnętrznego kontrolera, który z reguły przeszkadza w swobodnej „rozmowie” z podświadomością. Optymalny efekt tej komunikacji osiagniemy, kiedy umysł jest znudzony i rozluźniony a wyobraźnia podsuwa ci przyjemne obrazy.
Im częściej będziesz wprowadzała się w stan radosnego oczekiwania na korzystną zmianę w życiu, im częściej będziesz się czuła jak osoba, która ma wszystko, jest szczęśliwa – tym szybciej przyciągniesz do życia ów stan. Jeśli czujemy się kochani, wówczas działamy jak antena, która nadaje program pod tytułem „Miłość”. Wibracja ta działa jak lep na muchy, przyciągając zdarzenia, które zawierają w sobie energię miłości. Im częściej odczuwasz w sobie stan obfitości, tym bardziej świat będzie cię wspierał w tym, aby obfitość była twoim coraz większym udziałem.
Kluczem do tych pomyślnych okoliczności jest nadświadomość. To ona „koordynuje” zdarzenia w świecie zewnętrznym. Wydaje się nam, że na to co nam się przydarza, nie mamy wpływu. Tymczasem to tylko nasz umysł nie potrafi się z dogadać z otaczającą nas rzeczywistością. A podświadomość – wręcz przeciwnie – jest doskonałym kanałem komunikacji. Doskonałym i zupełnie zaniedbanym.
Podstawowy błąd, jaki popełniają adepci sztuki komunikacji z wyższą instancją to myślenie zadaniowe. Wydaje nam się, że wystarczy zrobić cokolwiek w kierunku przekazania nadświadomości naszych pragnień i będzie dobrze. Czasem, oczywiście, dzieją się cuda, ale częściej wymaga to systematycznej pracy. Więc jeśli wyobrażasz sobie, że wystarczy przez pół godziny dziennie czuć się jak bogacz, wizualizować sobie bogactwo, sumiennie przepisywać afirmacje, lub nawet śpiewać je i będzie dobrze – muszę cię rozczarować. Bo jeśli przez pozostały czas twoje myśli zajęte są myśleniem o trudnościach życia, niedostatku, ciągłym braku, to z czystej matematyki wynika, że twoje emocje dalej są po stronie biedy. Na szczęście matematyka to nie wszystko. Moc twoich pozytywnych myśli jest wielokroć silniejsza niż tych negatywnych. Tylko dajmy im prawo zaistnieć w naszym życiu. Nasze myśli jeżdżą po autostradzie nawykowego małostkowego myślenia. Żeby to zmienić, trzeba stworzyć zupełnie nowe ścieżki neuronowe, a potem jeszcze je użytkować i to często. Na początku przypomina to karczowanie lasu. Z biegiem czasu coraz łatwiej jest myśleć o rzeczach przyjemnych. A wydawałoby się, że nie ma nic prostszego jak marzyć o niebieskich migdałach. Tymczasem okazuje się, że łatwe to było, kiedy mieliśmy lat kilka lub kilkanaście. Teraz to ciężka praca!
Kiedy chcesz zmienić swoje życie, relacje, dobrostan i chcesz to zrobić w duecie z podświadomością, musisz zaangażować swoje uczucia a wyłączyć umysł, racjonalne myślenie, wewnętrznego krytyka i osobistego sabotażystę.
Najprostszym i najszerzej dostępnym sposobem na to jest oddychanie. Świadome oddychanie. Jest sporo technik, wybieraj intuicyjnie. Medytacja jest równie dobra, acz wymaga praktyki. Stan wyciszenia umysłu, czyli stan alpha możesz osiągnąć drogą głębokiej relaksacji. Jedynym zagrożeniem dla tej metody jest mimowolne przeniesienie się do krainy Morfeusza. Na szczęście tam też można pracować, i to równie konstruktywnie.
Praca z nieświadomością składa się z trzech etapów:
* znalezienie przekonania, które blokuje cię przed osiągnięciem pożądanego stanu,
* transformacja niepotrzebnego wzorca,
* zaszczepienie nowego przekonania.
Cudownym podsumowaniem całego procesu, klamrą spinającą wszystkie elementy jest wdzięczność. Wdzięczność to potężne narzędzie, dające nam jeszcze więcej tego, co dostaliśmy i za co jesteśmy wdzięczni. Jeśli płacimy rachunek w sklepie, restauracji, czy innym miejscu dziękujmy za to, co właśnie otrzymaliśmy, błogosławmy osoby, od których to otrzymujemy i ślijmy wszem i wobec dobrą energię. Ona zawsze wraca zwielokrotniona.
Ostatnim elementem jest działanie. Praca z podświadomością i nadświadomością to rewolucyjne metody osiągania pożądanych zmian w życiu, jednak pewne przekształcenia wymagają oprócz pracy z energią także pracy z materią. Czyli trzeba wypełnić przysłowiowy kupon totolotka, albo wyjść z domu i wpaść do kałuży, z której uratuje nas mężczyzna naszego życia, albo wysłać cv po to, aby dać swojemu przyszłemu pracodawcy szansę na zatrudnienie nas. Zrobić coś, postarać się bardziej, zadziałać, a nie czekać na zbawienie. Najpierw trzeba wprawić w ruch machinę wszechświata. Czasem, aby ją ruszyć z posad, trzeba nam będzie czasu i wytężonego wysiłku. A czasem wystarczy ją dotknąć palcem. Nigdy nie wiesz, ile pracy cię czeka. To jest ryzyko, które bierzesz na siebie. Pamiętaj, zawsze się możesz poddać i życie będzie takie jak dotychczas. Na wypadek, gdybyś postanowiła zaryzykować, mam dla ciebie…
ĆWICZENIE
Mój perfekcyjny dzień nowego życia
*
Najpierw zastanów się do czego dążysz, czym jest dla ciebie sukces. Dla ciebie osobiście, nie twoich rodziców, męża, dzieci, tylko dla ciebie, jaką jesteś, kiedy nikt cię nie obserwuje. Co przyniesie ci największą satysfakcję, zadowolenie z siebie, dumę?
*
Kiedy już to ze sobą uzgodnisz, napisz krótkie wypracowanie na temat: Mój perfekcyjny dzień nowego życia. Wyobraź sobie, że spełniło się twoje życzenie i budzisz się w swoim nowym życiu. Opisz ten dzień w szczegółach. Od momentu obudzenia się (jak wygląda sypialnia, która jest godzina, czy spieszysz się do pracy, czy możesz leniuchować, kto leży obok ciebie, jaki jest widok za oknem, ile masz lat…) W wypracowaniu z detalami przedstaw cały dzień, do momentu, kiedy idziesz spać. Uwzględnij wszystkie możliwe szczegóły, oraz odpowiedz sobie na kilka pytań: Jak się wtedy będziesz czuła? Jak będziesz mówiła? Czy zmieni się twój styl mówienia, sposób wyrażania, szybkość wypowiadania? Jak będzie wyglądała twoja twarz? Twoja postawa? Jakim będziesz człowiekiem? Jaka będziesz dla najbliższych, jaka będziesz dla przyjaciół, dla osób obcych? Wczuj się w ten moment. Obudziłaś się… Po czym poznasz, że już osiągnęłaś swój cel, że to jest dzień twojego nowego życia? Czym się różni od dziś.
*
Kiedy zakończysz to ćwiczenie, możesz dokonać wizualizacji swojego życia tworząc osobistą Mapę Marzeń. Praca ta polega na jakieś formie wizualnego oddania swojego szczęśliwego życia. Można rysować, malować, można też powycinać z kolorowych magazynów zdjęcia, które zobrazują różne dziedziny naszej przyszłości: nasze relacje, pracę, związki, dzieci, dom, jak będą nas postrzegali inni, jak będziemy spędzali czas wolny, kim się staniemy. Możemy też stworzyć film opisujący nasze życie, to lepsze życie. Ramy felietonu są zbyt wąskie, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak wyglądają takie filmowe afirmacje, zwane z angielska „vision statement” lub „mind movies” to zapraszam na stronę http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/Vision_statement.html Jest tam też instrukcja jak wykonać własny film. W gruncie rzeczy jest to banalnie proste. A uwierzcie mi, wasza podświadomość zakocha się w tym.
Na jakiekolwiek działanie się zdecydujesz, będzie dobrze, bo zaczniesz się komunikować ze swoim wewnętrznym Ja. I mam nadzieję, że będzie to początek pięknej przyjaźni.
Autor: Beti MARKOWSKA – trenerka rozwoju osobistego. Prowadzi warsztaty i sesje indywidualne. Założycielka Centrum Rozwoju Osobistego „Solaris” (http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/ )
W swojej pracy wykorzystuje techniki Huny, NLP, channelingu, wizualizacji, pracy z ciałem.
Zobacz także:
• Wizualizacja. Materializacja marzeń. Sekret.
• Uzdrowicielska potęga wizualizacji
20 Sobota Mar 2010
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
integracja, moc, nieświadomość, NLP, podświadomość, praca z podświadomością, programowanie umysłu, sny, techniki pracy z podświadomością, transformacja, tłumienie, umysł, wzorce, zmiana, Świadomość, świątek
Podświadomość jest źródłem mocy lub bezsilności.
Energią zmieniającą się w falę niosącą z nurtem życia, lub niszczycielski huragan zmieniający w zgliszcza wszystko, co tylko pojawi się na drodze życia. Jej potęga czeka na wykorzystanie, a dzięki niej możesz dowolnie kierować swoim losem. Wszystko, czego doświadczasz jest wynikiem Twoich podświadomych wyborów, a o Twoim powodzeniu lub niedoli decydujesz sam, ulegając podświadomym sugestiom, projekcjom i przekonaniom. Trzymasz w ręku wiedzę umożliwiającą Ci przeprowadzenie dowolnej zmiany w sobie, a konsekwencją tego zawsze i nieuchronnie jest zmiana okoliczności.
TECHNIKI PRACY Z PODŚWIADOMOŚCIĄ
Za chwilę poznasz podstawowe techniki terapeutyczne wykorzystywane w pracy z podświadomością. Umożliwiają one dotarcie do głębokich przekonań, odkrycie ich i zrozumienie, a także sporządzenie szczegółowego obrazu podświadomych programów dotyczącego niemal każdej sfery życia.
Po co rozpoznawać ograniczające przekonania?
Ponieważ daje to możliwość uwolnienia się z mocy destrukcyjnych wzorców, jakie wciąż i wciąż odtwarzamy automatycznie i nieświadomie w życiu. Dysponując tą wiedzą zyskujesz narzędzie umożliwiające Ci poznanie swoich najważniejszych, fundamentalnych schematów myślowych, poznanie źródła swoich blokad, zahamowań, oraz zmianę i zastąpienie ich nowymi, korzystnymi myślami prowadzącymi do zdrowia, komfortu i zadowolenia.
Proponuję Ci, byś na początku pracy z podświadomością testował kolejne metody, eksperymentował, sprawdzał je i dopasowywał do swoich potrzeb w pracy z konkretnym, nurtującym Cię zagadnieniem.
Nie musisz wykorzystywać ich jednocześnie.
Niektóre z nich możesz wykorzystać raz lub dwa, a inne regularnie. Wybierz te, które przemawiają do Ciebie, inspirują do działania i umożliwiają najłatwiejszą, najbardziej efektywną pracę.
Możesz szukać rozwiązań na wiele sposobów. Odkrywając ograniczające przekonania równie dobre może być poszukiwanie znaków, technika lustra jak i arkusz przekonań, czy technika niedokończonych zdań w odniesieniu do jednego, zawężonego zagadnienia. Twoim celem niech będzie rozwój osobisty, a przedstawione metody są warsztatem, który dostarcza Ci niezbędnych narzędzi, byś w jak najprostszy sposób osiągnął efekty dające solidną podstawę trwałej, satysfakcjonującej i korzystnej zmiany.
Techniki pracy z podświadomością wzmacniają programowanie umysłu nieświadomego.
METODY PRZEPYTYWANIA PODŚWIADOMOŚCI
Przepytywanie podświadomości to główny sposób umożliwiający dotarcie, odkrycie ograniczających przekonań i podświadomych programów i aktywizację bazy informacji ukrytej w pamięci podświadomości.
Pomaga zrozumieć źródło powtarzających się zdarzeń, problemów w życiu, uświadomić je sobie, oraz wyeliminować. Zrozumienie tego, co przekazuje nam podświadomość w ukrytych komunikatach może odbywać się na zasadzie olśnienia, poprzez obrazy, przypadki, znaki odczytywane w rzeczywistości, ale także poprzez wyszukiwanie najczęściej pojawiających się podobieństw, czy powtarzających się zdarzeń.
Najważniejszą kwestią jest chęć uzyskania i odczytania odpowiedzi, które bywają niejasne, ukryte, stłumione bądź symboliczne. Odpowiedzi pojawiające się podczas pracy z przepytywaniem podświadomości, przeważnie tkwią w nas od lat, po prostu nigdy nie dopuszczamy ich świadomie do głosu, ignorujemy, odrzucamy.
Uświadomienie sobie programów, przekonań, oraz własnych „dlaczego”, to wielki krok na przód, rozpoczynający wspaniałą mentalną przemianę. Już wkrótce poznasz najpopularniejsze techniki stosowane w przepytywaniu podświadomości. Są to:
* niedokończone zdania,
* technika lustra,
* poszukiwanie znaków,
* pytanie przed snem,
* wizualizacja postaci podświadomego Ja.
Każda z tych metod daje dobre rezultaty, niezależnie od tego, czy jest stosowana samodzielnie, czy w zestawieniu z metodą pomocniczą.
Wykorzystując je, warto sporządzać notatki lub wydruki i wracać do nich co jakich czas, analizując zmiany, jakie zaszły w odpowiedziach. Wraz z praktykowaniem afirmacji i innych technik, programy zaczną się stopniowo zmieniać. Uświadomione przekonania stracą negatywny wydźwięk, lub przestaną przeszkadzać w drodze do celu. Pojawią się nowe wyzwania i możliwości.
TECHNIKA 1.
NIEDOKOŃCZONE ZDANIA
Cel
Metoda niedokończonych zdań jest sposobem na:
* uświadomienie motywów działań, decyzji, wyborów,
* dotarcie do ukrytych dla umysłu świadomego zasobów informacji,
* odkrycia przekonań, na tyle silnych, że rządzą naszym życiem.
Technika niedokończonych zdań ma na celu wydobycie i zapisanie odpowiedzi podsuwanych przez umysł nieświadomy, tkwiących w nim, ignorowanych świadomie. To podstawowa metoda terapeutyczna, umożliwiająca odszukanie ograniczających przekonań.
Stosowanie
Polega na zapisywaniu jednego trzonu niekompletnego zdania i dopisywaniu do niego różnych, coraz to nowych zakończeń. Znajdź za każdym razem co najmniej sześć wersji odpowiedzi. Dziennie wystarczy, że wykonasz dwie dziesięciominutowe sesje –np. pierwszą do południa i drugą wieczorem.
Kiedy wykonujesz ćwiczenie, nie analizuj odpowiedzi. Pisz to, co przychodzi Ci na myśl, bez zastanowienia. Być może będzie zdarzać się, że zakończenia się powtórzą, jednak pojawią się również nowe. Pamiętaj, że nie ma właściwych lub niewłaściwych odpowiedzi. Wszystkie zakończenia są cenne, ważne, istotne.
Pracując w ten sposób możesz korzystać z notatnika, komputera czy dyktafonu. Powtarzasz zdanie za każdym razem dodając inne zakończenie, w ten sposób aktywizując dostęp do podświadomych zasobów informacji. „Stały”, świadomy pakiet odpowiedzi jest ograniczony. Kiedy brakuje logicznych, sprawdzonych rozwiązań, wtedy wkracza do akcji umysł nieświadomy.
Bilans
Po tygodniu pracy nadchodzi czas na podsumowanie i analizę. Zbierz wszystkie notatki z całego tygodnia. Przeczytaj wynotowane zakończenia i wynotuj swoje wnioski.
Niektóre odpowiedzi wydadzą się oczywiste. Część z nich będzie logiczna, pochodząca z Twojego świadomego systemu przekonań, ale znajdziesz również zaskakujące, trafne, dotykające sedna problemu.
Kiedy sporządzisz swój tygodniowy bilans przekonań – gratuluję. Masz przed oczami listę, wypadkową tego, w co wierzysz, dokładne potwierdzenie Twojego prywatnego kodeksu norm, którymi kierujesz się w życiu.
Zastanów się, jakie konsekwencje powodują w Twoim życiu? Czy wszystkie z nich wzmacniają Cię i tworzą dokładnie taki obraz życia, jaki chcesz mieć?
Jeśli wśród nich są też i takie, które odbierają Ci radość życia, są powodem negatywnych uczuć, braku pewności – pozbądź się ich. Każde przekonanie możesz zmienić poprzez zastąpienie go świadomie wybranym, w procesie programowania podświadomości (neuronalnego).
Rozpoznaj blokady
Zwróć uwagę podczas pierwszych prób wykonywania tego ćwiczenia na to, co się wydarzy w Twoim otoczeniu.
Przeszkody, z jakimi możesz się zmierzyć podczas stosowania techniki niedokończonych zdań:
* Nie pozwalasz sobie na spontaniczność, analizujesz, opierasz się przed swobodnym zapisywaniem myśli.
* Brak Ci systematyczności. Wykonywanie ćwiczenia nieregularnie i z przerwami nie przyniesie pożądanego rezultatu. Umysł przystosowuje się do cyklu rytuałów dziennych.
* Poddajesz się swoim oporom. To naturalne, ponieważ podświadomość niechętnie udostępnia swoją bazę danych. Po prostu jesteś nauczony myśleć w określony sposób i zawsze, kiedy usiłujesz przestawić się na inne tory, na początku napotkasz trudności.
* Podczas pisania możesz czuć się wyjątkowo zmęczony, rozdrażniony, znudzony, a wszystko to minie, kiedy tylko odłożysz arkusz i zaniechasz pisania. Podświadomość dąży do zachowania homeostazy – równowagi, dbając, by zniwelować jakiekolwiek odstępstwa od normy.
Pamiętaj, że to tylko mechanizmy obronne nieświadomego umysłu, który dba, byś poruszał się raz wytyczonymi ścieżkami myślowymi. Opisz swoje doświadczenia i przeszkody, jakie napotykasz w czasie stosowania niedokończonych zdań. Potraktuj je jako wskazówkę, specyficzny wyznacznik dla siebie i nie pozwól sobie zaniechać działań.
ĆWICZENIE 1.
Sprawdzenie podświadomego przyzwolenia.Polega ono na ustaleniu stopnia otwarcia, gotowości na przyjęcie manifestacji swojego pragnienia, celu.
Marząc o czymś, afirmując, wizualizując, podświadomie możemy nie dopuszczać do siebie realizacji i spełnienia. Zastanów się, czego bardzo pragniesz, co chcesz osiągnąć. Zapisz cel, życiowy priorytet, którego jeszcze nie zrealizowałeś.
MÓJ CEL, KTÓRY PRAGNĘ OSIĄGNĄĆ:
……………………………………………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………………………………………
Zadaj sobie kolejno pytania:
* Czy zasługuję na to?
* Czy czuję się tego godny?
* Czy czuję, że to jest w porządku wobec mnie i innych ludzi?
* Czy będę czuł się bezpiecznie po zrealizowaniu celu?
* Co odczuwam na myśl o tym, że może mi się udać?
* Czy mój cel jest możliwy do wykonania i realny?
* Czy akceptuję to?
ĆWICZENIE 2.
Wypisz trzy sukcesy z ostatnich trzech miesięcy, trzy ważne marzenia, trzy niezrealizowane do tej pory, ważne cele. Zastanów się, i odpowiedz:
* Co pomaga Ci osiągnąć sukces? Jakie Twoje cechy, umiejętności, predyspozycje, wspierają Cię umożliwiając realizację?
* Co Cię blokuje w realizacji marzeń? Jakie Twoje cechy przeszkadzają Ci otrzymywać to, czego pragniesz?
* Jakie czynniki w świecie zewnętrznym blokują Cię, według Ciebie, najbardziej?
* Co jest przyczyną Twoich zahamowań w działaniu? Czego się obawiasz najbardziej?
ĆWICZENIE 3.
Jeśli świadomie nie potrafisz znaleźć źródła swoich blokad, porażek, posłuż się techniką niedokończonych zdań. Wypisz swój niezrealizowany cel lub to, co uważasz za osobistą porażkę.
TO BYŁO DLA MNIE WAŻNE:
……………………………………………………………………………………….
……………………………………………………………………………………….
Nie udało mi się bo ………………………………………………………
Nie udało mi się bo ………………………………………………………
Nie udało mi się, bo ……………………………………………………….
I wypisz sześć powodów, które według Ciebie przyczyniły się do niepowodzenia w realizacji.
Technikę niedokończonych zdań można zastosować do odszukiwania ograniczających przekonań w poszczególnych sferach życia. Arkusz, oraz opis metody znajdziesz w „Sposoby na podświadomość” na http://www.strefaumyslu.pl
Nie opisuję jej tutaj ze względu na to, że jest ona zbyt rozbudowana.
Często u podłoża życiowych problemów leżą głęboko ukryte wzorce, których nie można odkryć poprzez świadomą analizę i logiczne poszukiwanie przyczyn.
Są to programy stworzone w dzieciństwie, lub zakorzenione w podświadomości poprzez długotrwałe zmaganie się z sytuacjami, które wzbudzają w nas trudne emocje takie jak lęk, złość, strach, przerażenie, poczucie zagrożenia, bezsilność, lub też ciężkie emocje, np. poczucie winy i wstydu wzmacniane i stłumione poprzez mechanizm wyparcia ze świadomości.
Za każdym razem, kiedy nie radzimy sobie z traumatyczną sytuacją, niezależnie od tego, w jakim momencie życia zaistniała, mamy do czynienia z uruchamianiem mechanizmów obronnych i podświadomą projekcją na świat zewnętrzny.
Wszyscy mamy tendencję do odcinania się od wspomnień wywołujących w nas emocje, z którymi nie umiemy sobie poradzić. Spychamy je w mroki umysłu, zapominamy, wymazujemy z pamięci, zaprzeczamy ich istnieniu, racjonalizujemy bądź negujemy. Jest to zjawisko jak najbardziej naturalne, jednak istotą naszego Ja jest proces zmiany mający na celu umożliwiać nam wewnętrzny wzrost, pokonywanie barier, przeszkód, ograniczeń i podążanie ścieżką własnego rozwoju.
W rzeczywistości nie tyle pokonywanie trudności i borykanie się z problemami jest dla nas męczące i uciążliwe, ale zaprzeczanie istnieniu problemów, negowanie, wypieranie ich ze świadomości, wewnętrzna walka, którą toczymy w lęku przed postrzeganiem tego, z czym nie chcemy się mierzyć. Dzięki naturalnemu prawu rozwoju i zmiany życie umożliwia nam wciąż nowe szanse na dostrzeżenie naszych wewnętrznych problemów i zapanowanie nad nimi. To co jawi się jako problem, zmartwienie, co wzbudza w nas niechęć, jest kolejną okazją do przyjrzenia się sobie i oczyszczenia z tego, co zbędne, zrzucenia mentalnych kajdan i odrodzenia.
TECHNIKA 3.
UTAJONE KORZYŚCI
Wbrew pozorom, każda sytuacja, w której uczestniczymy przynosi nam jakieś podświadome korzyści i to właśnie one sprawiają, że tak uporczywie trzymamy się starych nawyków.
Ponieważ nawet jeśli szukamy odpowiedzi zadając sobie pytanie – dlaczego akurat mnie się to przytrafia? Dlaczego nie mam pieniędzy, dlaczego nie mogę znaleźć idealnego partnera, dlaczego spotykam ludzi, którzy mnie wykorzystują, ranią, zdradzają, dlaczego jestem chora, cierpię niewygodę itp.
Każdy z nas ma swoje „dlaczego”, które powtarza jak mantrę.
Prawdopodobnie wszyscy codziennie otrzymujemy odpowiedzi na swoje dlaczego, ale znikomy procent z nas potrafi je odczytać. Istnieje jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia. Pytanie – dlaczego – często prowadzi nas do nikąd. Może w takim razie należy zadać sobie pytanie – jaki mam pożytek z tego, że mi się to przytrafia? Np. jeśli uskarżam się na zły stan zdrowia, powiedzmy – problemy z nadwagą czy jest sens zadawać sobie pytanie – dlaczego jestem otyła?( Dlaczego nie mogę być szczupła? Dlaczego nie mogę wyglądać tak jak inne dziewczyny? ) prawdopodobnie otrzymam bardzo logiczną odpowiedź – bo za dużo jem, bo jem niezdrowo, bo za mało ćwiczę, bo mam budowę ciała po ojcu/ mamie/ babci/, bo nie lubię siebie itp.
Jednak jeśli zależy nam na odszukaniu prawdziwej przyczyny problemu, pytanie powinno brzmieć – jaką mam korzyść z tego, że jestem otyła? (Jaki mam pożytek z tego, że nie mam pieniędzy? Jaki mam pożytek z tego, że jestem samotny?) Oczywiście większość z nas może się oburzyć – jaki można mieć pożytek z choroby, biedy, innych problemów?
Musisz wiedzieć, że w życiu wbrew pozorom nie ma nic, co byłoby nieprzydatne i przypadkowe. Sprawy zbędne odchodzą od nas same, opuszczają nas (chyba, że bardzo się upieramy i zatrzymujemy je nie mogąc się z nimi rozstać), tworząc miejsce na nowe, lepsze, ponieważ taka jest natura naszego życia, zaś nas otacza dokładnie to co ma nam umożliwiać nasz rozwój, zmianę, pokonywanie własnych ograniczeń i oczyszczanie się.
Jeśli coś zdarza się w Twoim życiu nadzwyczaj często – przyjrzyj się temu, ponieważ jest to lekcja, której jeszcze nie przerobiłeś.
ĆWICZENIE 5.
Arkusz podświadomych korzyści
Poniżej znajdziesz przykładowy arkusz niedokończonych pytań, z którego możesz skorzystać wykonując to ćwiczenie.
Ja (Twoje imię)………………………..….mam korzyść z:
(wpisujemy sytuację) …………………………………………………………………
ponieważ………………………………………………………………………………………..
(Cały arkusz znajdziesz wksiążce „Sposoby na podświadomość”)
TECHNIKA 5.
PYTANIE PRZED SNEM
Pytanie przed snem to technika stosowana w wielu propozycjach pracy z umysłem. (W metodzie samokontroli umysłu Silvy podobną do niej jest technika szklanki wody.)
W rzeczywistości polega na zaktywizowaniu podświadomości i wykorzystaniu ukrytych w niej zasobów informacji w naturalnym dla człowieka momencie wyciszenia umysłu – tuż przed snem.
Ponieważ podświadomość jest najbardziej aktywna podczas snu i w fazie zasypiania, kiedy umysł przechodzi ze stanu Beta w stan Alfa, możemy wtedy skutecznie z nią pracować.
Jeśli zadajesz pytanie przed snem poświęć też po przebudzeniu chwilę czasu na zapisanie tego co zapamiętałeś. Potraktuj to, jakbyś pytał o radę przyjaciela. Jeśli dyskutujesz o czymś z drugą osobą słuchasz tego, co ma do powiedzenia. Większość z nas jest nauczona słuchać innych i kompletnie ignorować siebie. Jeśli zechcesz zadać pytanie przed snem, ale zignorujesz informacje, które otrzymasz od podświadomości, ta technika nie przyniesie rezultatów.
Zadając pytanie przed snem możemy spodziewać się odpowiedzi w czasie snu lub po przebudzeniu. Jeśli odpowiedź nie nadejdzie od razu, nie przejmuj się. Być może otrzymałeś odpowiedź, ale nie umiesz jej odczytać.
Można powtarzać pytanie przed snem przez tydzień (oczywiście tylko wtedy kiedy odpowiedź nie nadchodzi) zapisując zapamiętane sny, po tym czasie przeanalizować je pod względem dominujących motywów, przedmiotów, sytuacji, zdarzeń, znaczeń, odczuć i postaci.
Nie warto szukać odpowiedzi w sennikach, ponieważ senniki bazują na indywidualnych interpretacjach uzależnionych od wychowania, norm społecznych, przekazów, kultury, narodowości, wieku, pochodzenia, wierzeń, historii rodzinnych, przeżyć, odczuć, wiedzy i własnych predyspozycji.
To co dla kogoś jest symbolem nieszczęścia dla innego może oznaczać dostatek, jeszcze inny zinterpretuje to samo jako zwiastun zmiany. Wystarczy przejrzeć senniki porównując poszczególne interpretacje dotyczące np. pieniędzy i zwierząt – znajdziesz tam wszystkie możliwe tłumaczenia. Inaczej będzie interpretować pojawiającego się we śnie dużego psa osoba, która została pogryziona przez psa, a inaczej miłośnik psów, inny też będzie kontekst takiego snu, inne odczucia.
Nie zaglądaj więc do senników, nie bazuj na interpretacjach innych ludzi. Wystarczy, że będziesz chciał zrozumieć odpowiedź, poznać własne znaczenia swoich snów – odpowiedź na pewno przyjdzie.
Możesz wykonać to ćwiczenie posługując się arkuszem podzielonym na dwie kolumny – w pierwszej zapisujesz sen i to co najbardziej zapadło ci w pamięci. W drugiej kolumnie dopisujesz skojarzenia i myśli dotyczące snu, które pojawią się w ciągu dnia. Nie bój się swoich odpowiedzi, nie ignoruj tego, co przyjdzie Ci na myśl. Podobnie jak przy technice niedokończonych zdań – nie analizuj nieustannie każdego słowa, które zapiszesz. Wyłącz swojego wewnętrznego krytyka, pozwalając sobie uwolnić umysł.
Interpretację snów można zastosować także w celu głębszego poznania osobowości. Już nie w konkretnym poszukiwaniu odpowiedzi, ale potraktować to jako niesamowitą podróż w głąb swojej niezbadanej natury. Ważne jest zapisywanie snów, ponieważ ludzka pamięć jest zawodna. Nie jesteśmy w stanie zapamiętać każdego przeżytego snu, ale każdy niesie w sobie ważną symbolikę.
Często podświadomość we śnie przetwarza to, co przeżywamy w życiu codziennym – wyolbrzymiając sprawy, z którymi się zmagamy po to, by nam pomóc i ukazać je w innym niż postrzeganym świadomie, aspekcie.
Wielu ludzi skarży się na problemy z zasypianiem lub zapamiętywaniem snów, często spotykam też ludzi, którzy twierdzą, że nic im się nie śni. Co w takim przypadku? Każdy rodzaj problemów dotyczących snu i zasypiania jest odbiciem naszego stanu umysłu, niezależnie czy jest to przemęczenie, czy natłok myśli nie pozwalający wyciszyć się, napięcie, stres. Może to być lęk przed konfrontacją z własnym wnętrzem jeśli ktoś ma tendencję do spychania w niepamięć emocji, z którymi nie potrafi sobie poradzić na poziomie świadomym.
Prawdą jest, że co noc przebywamy w różnych fazach snu, w tym tzw. fazie marzeń sennych, a więc śnimy. Jeśli ktoś twierdzi, że nic mu się nie śni, po prostu blokuje dostęp świadomego umysłu do wspomnienia snu.
Praca ze snem w takim wypadku będzie przebiegać stopniowo, a pierwszym krokiem w kierunku świadomego śnienia jest wola zapamiętania marzeń sennych, pokonanie lęku przed kontaktem z podświadomością. Wola zmiany, dokonania czegoś niesie w sobie ogromny ładunek energetyczny. Jeśli czegoś pragniemy możemy zdziałać cuda. Jeśli zechcesz zapamiętać swoje sny, Twój umysł dostosuje się do Twoje prośby i zaczniesz budzić się ze wspomnieniem snu. Warto dziękować swojej podświadomości zaraz po przebudzeniu za każdą zmianę, olśnienie, których doświadczasz.
ĆWICZENIE 7.
Wypełnij arkusz zaraz po przebudzeniu.
Moje pytanie do podświadomości
…………………………………………………………………………………………………………………………..
Zapis snu
………………………………………………………………………………………………………………………………
………………………………………………………………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………………………………………………………..
……………………………………………………………………………………………………………………………..
Symbole we śnie
Miejsce we śnie
Kolory snu
Ludzie w moim śnie
Emocje
Klimat snu
Moje spostrzeżenia
Odpowiedź dla mnie
…..
Fragment ten pochodzi z e-booka „Sposoby na podświadomość”, autorstwa Pauli Świątek
(doradca osobowości, doradca zawodowy, praktyk NLP w biznesie)
więcej na ten temat: www.strefaumyslu.pl
Zobacz także
• Podświadomość – kluczem do bogactwa
• Jak zachęcić podświadomość do współpracy
• Podświadomość, Świadomość i Nadświadomość. Wg Huny.
14 Niedziela Mar 2010
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
akceptacja, buddyzm, doskonalość, mądrość, mędrzec, Namkhai Norbu Rinpocze, niedualizm, obserwacja, oświecenie, po prostu być, przestrzeń, rób jak uważasz, uważność, wolność, Świadomość, życie
Namkhai Norbu Rinpocze
Ja, Namkhai Norbu, nie udaję sztucznej religijnej praktyki
Ani ślepo nie przestrzegam reguł związanych z medytacyjnym
procesem tworzenia i rozpuszczania.
Jeżeli to iluzoryczne ciało, o którym się mówi, że jest trudne do uzyskania,
będzie trwać przez dłuższy czas, postaram się przynosić pożytek innym istotom we wszelki możliwy sposób,
jeżeli nie – przejdę w inny wymiar.
Ty, który wierzysz w wieczność wszystkich rzeczy, rób jak uważasz!
Co się tyczy świadomości, o której się mówi, że jest stwórcą wszystkich rzeczy,
Jeżeli obecny jest stan pierwotnej wiedzy (rigpa),
Pozostawiam go w spokoju, takim jaki jest, bez żadnego poprawiania,
Jeżeli nie – po prostu utrzymuję obecność i przytomność.
Ty, który wciąż zmuszasz się do czegoś, rób jak uważasz!
Co się tyczy okazywania czci tak zwanemu lamie,
Jeżeli jest to właściwe, czynię z tego podstawę swego oddania,
Jeżeli nie – przystosowuję się do istniejących warunków.
Ty, który szukasz sławy, rób jak uważasz!
Co się tyczy tak zwanych reinkarnacji (tulku),
Jeżeli przynoszą pożytek, wykorzystuję je dla szlachetnych czynów,
Jeżeli nie – żyję w naturalny i zwyczajny sposób.
Ty, który pragniesz wysokiej pozycji w hierarchii, rób jak uważasz!
Co się tyczy wykonywania rytuałów z tak zwanymi świętymi przedmiotami,
Jeżeli potrzeba, podejmuję się tego ze względu na kontynuacje nauk,
Jeżeli nie – utrzymuję ciało, mowę i umysł w naturalnym stanie.
Ty, który lubisz tak wiele przygotowań do praktyki, rób jak uważasz!
Co się tyczy tak zwanych ośrodków dharmy,
Jeżeli są pożyteczne, dbam o ich rozwój, aby podtrzymywały nauki,
Jeżeli nie – staram się zmniejszyć przywiązanie i awersję.
Ty, który jesteś gorącym zwolennikiem ośrodków dharmy, rób jak uważasz!
Co się tyczy bogactwa i mocy pochodzących z tak zwanej dobrej karmy,
Jeżeli je mam, używam ich jako podstawy szlachetnych działañ,
Jeżeli nie – jestem równie zadowolony i szczęśliwy.
Ty, który poświęcasz się gromadzeniu rzeczy, rób jak uważasz!
Co się tyczy małżonki, tak zwanego owocu przeszłej karmy,
Jeżeli ma dobrą motywację, udzielam jej nauk, na tyle, na ile potrafię,
Jeżeli nie – robię wszystko, żeby uczynić ją szczęśliwą.
Ty, który zaprzątasz sobie głowę przywiązaniem i awersją, rób jak uważasz!
Co się tyczy uczniów, czyli istot mających uzyskać nauki,
Jeśli utrzymują zobowiązania, wprowadzam ich do istotnych punktów praktyki,
Jeśli nie posiadają tej zdolności, zachęcam ich w każdy możliwy sposób, żeby ćwiczyli swój umysł.
Ty, który łakniesz wielkości, rób jak uważasz!
Co się tyczy przyjaciół i krewnych, tak zwanych bliskich osób,
Jeśli mają odpowiednią motywację, wprowadzam ich na ścieżkę relatywnej korzyści i absolutnego szczęścia,
Jeśli ich umysły nie mają takich skłonności, nie przejmuję się tym i jestem
równie szczęśliwy.
Ty, który tkwisz w pułapce przywiązania, rób jak uważasz!
Wszystko co istnieje, chociaż pozornie pojawia się jako dobre lub złe,
W ten sposób nie może być rozróżniane w wymiarze wiedzy Pierwotnej Podstawy,
Pozostaję więc w naturalnym stanie, pozbawionym wysiłku.
Ty, który tkwisz w sidłach akceptowania i odrzucania, rób jak uważasz!
Niewysłowiony sposób istnienia opisany w Pradżnia Paramicie
Połączyłem z doświadczeniem bezpośredniego zrozumienia.
I nie mam aspiracji do ścieżki intelektualnych studiów.
Ty, który uważasz się za wielkiego uczonego, rób jak uważasz!
Cokolwiek się pokazuje w naturalnym stanie,
W przestrzeni nie podlegającej ograniczeniom miary ani kierunku,
Cieszę się tym jak ozdobą.
Nie czynię żadnego wysiłku, żeby coś stwarzać albo odrzucać.
Ty, który uznajesz preferencje, rób jak uważasz!
Co się tyczy naturalnego stanu, niesplamionego myślą,
Bez żadnego wysiłku utrzymuje jego żywą obecność.
Po co analizować go ograniczonym rozumem?
Ty, który palisz się do logiki, rób jak uważasz.
W przestrzeni Pierwotnej Czystości (ka-dag), w stanie spokoju,
Bezpośrednio doznaję wszystkich medytacyjnych doświadczeñ,
manifestacji energii i wizji
I nie odczuwając żadnej potrzeby sztucznej praktyki religijnej, jestem szczęśliwy.
Ty, który oddajesz się umysłowym spekulacjom, rób jak uważasz!
W czystym bezmiarze przestrzeni, wolnej od wszelkich uwarunkowañ
Promieniuje pięciobarwne światło samodoskonałej energii dang.
Pierwotna Mądrość […] każdej czującej istoty jest w spontaniczny sposób doskonała.
Ty, który potrzebujesz konceptualnych potwierdzeń, rób jak uważasz!
W niewymagającym korekty stanie przestrzeni naturalnej dharmaty,
W stanie wiedzy bez rozproszenia, przejrzystym i żywym,
Żyję radośnie poza ograniczeniami intelektualnych pojęć.
Ty, który poddajesz się ograniczeniom, rób jak uważasz!
Naturalny od samego początku, nie dający się opisać stan
Jest przestrzenią przekraczającą wszelkie pojęcia bytu i nie-bytu.
Spośród wszystkich rodzajów istnienia samsary i nirwany, nie ma takiego, który nie byłby doskonały.
Ty, który tkwisz pogrążony w sprzecznych myślach, rób jak uważasz!
Dzięki tej unikalnej wiedzy, w stanie rozpoznania Pierwotnej Podstawy,
Rozumiejąc, że wszystkie zjawiska i to co je ożywia są energią […]
Jestem daleki od dokonywania czegokolwiek mozolnym wysiłkiem.
Ty, który wszystko usiłujesz osiągnąć poprzez wysiłek, rób jak uważasz.
Dla mnie, praktykującego dzogczen, cokolwiek powstaje wyzwala się samo z siebie,
A wąska ścieżka oczekiwań i lęku związana z wysiłkiem, nie istnieje.
Jestem szczęśliwy przyjmując całkowicie wolny sposób bycia.
Ty, który trzymasz się reguł, rób jak uważasz!
Dla mnie, jogina uniwersalnej wiedzy, wolnego od iluzji,
Pierwotna czystość (ka-dag) i samodoskonałość (lhyn-drub) nie są dwoma.
W tym stanie cokolwiek się robi, jest całkowitym spełnieniem samodoskonałości.
Ty, który podążasz stopniową ścieżką, rób jak uważasz!
Ty, który jesteś skuty łańcuchami oczekiwań i lęku,
Spokojnie porzuć ten bezsensowny ból,
Więcej obserwuj siebie,
A może dla ciebie również pojawi się Wielka Doskonałość.
Namkhai Norbu Rinpocze, fragmenty: „Rób jak uważasz”
Zobacz także
• Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
• “Stać się nicością” – o co chodzi w tej koncepcji?
• Kalu Rinpocze: Dotykając natury umysłu. Medytacja
11 Czwartek Mar 2010
Posted Aura, energia, czakramy, buddyzm, Refleksje nad życiem, zdrowie, Świadomość
inTagi
dualizm, integracja, jang, jin, jin i jang, khandro, Ngakpa Chogyam, pało, równowaga, seks, seksualność, sex, tantra, Świadomość
Linia Ningmapa buddyzmu tybetańskiego skupia się bezpośrednio na odwiecznej grze, spotkaniu mężczyzny i kobiety, którego szczytowym punktem jest zjednoczenie seksualne.
Ngakpa Chogyam zajmuje się tutaj psychologicznymi podstawami, względnie wewnętrzną postawą i naszym nastawieniem do siebie samych oraz osób drugiej płci, umożliwiającym harmonijne współżycie mężczyzny i kobiety.
Kiedy przejawiamy się w ludzkiej postaci, doświadczamy realności formy w sferze płci.
Rodzimy się jako mężczyźni lub kobiety. W naszym cielesnym układzie odniesienia – jako mężczyzna lub kobieta – doświadczamy owego rozdarcia, jakie jest stałą konsekwencją dualistycznego postrzegania świata.
By czuć się pełnym, musimy doświadczyć oddzielności i odróżniać się od siebie, ponieważ tylko wówczas potrafimy na nowo zjednoczyć się z tym, co – jak sądzimy – utraciliśmy.
Z perspektywy tantrycznej pełnię możemy opisać jako naprzemienną grę zewnętrznych i wewnętrznych treści. […] Kiedy patrzymy z tej perspektywy, najwieksza różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami tkwi w odwrotnym zorientowaniu przejawianych zewnętrznych i wewnętrznych aspektów bytu.
U kobiet zewnętrznie przejawiają się różne aspekty mądrości, a wewnętrznie aspekty współczucia. U mężczyzn natomiast – zewnętrznie współczucie, zaś wewnętrznie aspekty mądrości.
Pało i Khandro
Jeśli kobiety i mężczyźni urzeczywistnili te aspekty, tańczą ze sobą jak pało i khandro, ich energie promieniście nawzajem się odzwierciedlają.
Bez tego urzeczywistnienia kobiety i mężczyźni zataczają się i stale potykają, gdyż ich uwaga odwrócona jest od tego, co naprawdę jest.
W tego rodzaju poplątanym tańcu mężczyzna zwykle chce prowadzić, kobieta zaś być prowadzona, jednakże czasem mężczyzna traci pewność co do kierunku, w którym ma prowadzić i zaczyna się złościć, że w ogóle musi prowadzić.
Może być również i tak, że kobieta czuje się zdominowana i nagle nie chce już być prowadzona. W każdym razie ani jedno, ani drugie, nie jest wolne.
Khandro oznacza również nieskrępowaną grę umysłu mądrości w bezgranicznej przestrzeni.
Jakość tej nieskrępowanej gry jest aktywnością mądrości, która spontanicznie wyłania się z nieuwarunkowanego stanu, naszego nie mającego początku oświecenia. Z perspektywy tantrycznej wszystkie kobiety są na poziomie tajemnym khandro, zaś wszyscy mężczyźni są na tajemnym poziomie pało.
Słowo pało znaczy bohater lub wojownik i określa stosowne zachowanie, które nie potrzebuje pozornego bezpieczeństwa, iluzji trwałej podstawy. Wojownik jest nieustraszony i to nie dlatego, że śmierć uznał za obiektywne zdarzenie w dalekiej przyszłości i w związku z tym zdolny jest spoglądać ku niej bez wielkiego napięcia, tylko dlatego, że doświadcza śmierci w każdym momencie. Wojownik przeżywa narodziny i śmierć każdego momentu w pełnej intensywności, co daje mu zdolność życia w pełni, w rzeczywistości.
Aspekt khandro u kobiet realizuje się jako zewnętrzna przestrzeń mądrości, w której gra ich wewnętrzne współczucie. Widziany na poziomie względnym wygląda tak, że zewnętrzna mądrość i wrażliwość odzwierciedlają się zarówno w jawnej, jak i subtelniejszej formie, w jakiej przejawiają się kobiety.
Reprezentują ją: intuicja, zmienność, elastyczność, zdolność dostosowywania się, wielostronność, otwartość w sposobach reagowania, empatia, zdolność ‚stapiania się’ – poprzez dozwalanie, poprzez umiejętność stwarzania przestrzeni, w której zdarzenia stają się możliwe, przez rezonans, wrażliwość, odbiorczość, harmonię, poprzez harmonijne współbrzmienie, współodczuwanie, delikatność, łagodność, szeroki kąt widzenia, wielowymiarowość postrzegania oraz bezforemne rozumienie promieniowania i otwartości.
Jeśli jednak związek z wewnętrznym współczuciem lub wewnętrzną mocą zaburzony jest przez dualistyczne postrzeganie, zewnętrzna mądrość i wrażliwość tracą siłę orientacji i kobieta staje się podatna na manipulację.
Aspekt pało u mężczyzn realizuje się jako zewnętrzne współczucie, względnie jako moc i odzwierciedla się w jawnej oraz subtelnej formie, w jakiej przejawiają się mężczyźni.
Reprezentują ją siła, intelekt, obiektywność, produktywność, kompetencja, potencjał, wytrwałość, ostrość, dokładność, precyzja, sympatia, stałość, metodyczność, systematyczność, pęd i popęd, umiejętności, pomysłowość, wynalazczość, zwinność, kreatywność, zdolność redukcji spraw do tego co najważniejsze, umiejętność różnicowania, ostrość postrzegania, celowe działanie oraz racjonalizm.
Jeśli jednak ów żywotny związek z wewnętrzną mądrością lub mocą jest zaburzony przez przywiązanie do dualistycznego postrzegania, to owa wewnętrzna mądrość czy moc twardnieją w agresję, nietolerancję i skłonność do manipulowania innymi.
Jeśli mężczyzna nie jest prawdziwym wojownikiem, niebiańska tancerka jawi mu się jako ktoś przerażający, ponieważ przez swą podstawową, wręcz pierwotną przestrzenność, niebezpiecznie chwieje samymi podstawami jego poczucia bezpieczeństwa.
Jeśli zaś kobieta nie rozpoznała jeszcze swego potencjału niebiańskiej tancerki, postrzega pało jako kogoś przytłaczająco groźnego, zahipnotyzowana jego niewyczerpaną efektywnością.
Moc i Wrażliwość
Tezę, którą słyszy się czasami w buddyźmie opartym na sutrach, jakoby kobiety mogły osiągnąć oświecenie dopiero wtedy, kiedy odrodzą się jako mężczyźni, można rozpatrywać na dwa różne sposoby.
Płytko rozumiane owo twierdzenie jest odzwierciedleniem męskiej iluzji, wynikającej z neurotycznej potrzeby osłaniania się przed zagrożeniem, jakim jest przestrzenność.
Mężczyźni boją się pierwotności, czegoś co leży poza racjonalizmem.
Rozumiane głębiej stwierdzenie, że kobiety, aby osiągnąć oświecenie, muszą odrodzić się jako mężczyźni, jest rzeczywiście prawdziwe – ale prawdziwe jest również stwierdzenie odwrotne, że mężczyźni muszą odrodzić się jako kobiety!
Tym, co musi zostać ‚odrodzone’ czy odkryte, jest ukryty męski aspekt w kobiecie i ukryty żeński aspekt w mężczyźnie.
Aby móc w pełni zaistnieć, zarówno mężczyzni jak i kobiety muszą na nowo odkryć nie mające początku powiązanie ze swymi wewnętrznymi jakościami. W tej perspektywie nauki sutr każą postrzegać mężczyzn i kobiety jako żródło wzajemnego warunkowania się; widziani z perspektywy tantrycznej są oni natomiast źródłem wzajemnej inspiracji, dlatego tantra określa związki jako wsparcie dla praktyki, nie zaś jako przeszkodę.
Aby jednak iść ścieżką tantry, musi się najpierw doświadczyć pustki. To jest podstawa oraz zasadnicza kwalifikacja. Kiedy kobiety i mężczyźni odzwierciedlają swe prawdziwe, wewnętrzne i zewnętrzne jakości, prowokują się wzajemnie do rozluźnienia swych przyzwyczajeń, które rozdzielają i wytaczają granice. Jeśli owe przyzwyczajenia zostały już rozluźnione, kobiety i mężczyźni mogą zrealizować pełnię siebie, jeśli jednak oddzieleni od swych jakości wewnętrznych nie czynią nic poza odzwierciedlaniem swoich jakości zewnętrznych, wtedy prowokowane są zaledwie zależnościowe oraz dominacyjne schematy zachowań, przy czym kobieta staje się obiektem seksualnym, zaś mężczyzna mierzony jest tylko miarą osiągniętego przezeń sukcesu.
Mężczyźni muszą pozostać w kontakcie ze swą empatycznością, zaś kobiety ze swą mocą.
Bez owego kontaktu zapominamy, czym jesteśmy i tracimy świadomość ciągłości swej esencjonalnej natury.
W tym stanie dualizmu nasze energie ulegają wypaczeniu, my zaś potykamy się we mgle zapomnienia, tak dobrze znanej nam od dawna.
Jesteśmy pomieszani i tracimy równowagę, tak że nasze aspekty zewnętrzne działają same przeciw sobie i wzajemnie sobie zagrażają.
Osoba, która mogłaby nam pomóc wyzwolić się, mężczyzna czy kobieta, staje się zwykłym więzieniem, zaplątanym w różne zależności. Jeśli mężczyzna utraci kontakt ze swym wewnętrznym aspektem empatyczności, wypacza się jego zewnętrzny aspekt.
Zewnętrzny aspekt jego istnienia, oddzielony od swej wewnętrznej khandro (swej tajemnej mądrości), nie manifestuje się już – tak jak powinien – jako spontanicznie aktywne współczucie, tylko jako pycha.
Owo zarozumiałe poczucie własnej pewności siebie może wyrażać się w różnych formach, począwszy od wywierania nacisku na innych, aż po gwałtowność i brutalność, w zależności od stopnia odizolowania się od wewnętrznej khandro.
Na poziomie duchowym mężczyzna taki stać się może czymś w rodzaju kosmicznego goryla. Jak mi się zdaje, wszyscy poznaliśmy takie typy. Kosmiczny goryl to ktoś, kto wykształcił duchowe muskuły, ktoś kto nauczył się paru tricków i kto wie, jak się zaprezentować, by dostać banany. Dzięki konsekwentnemu, linearnemu zachowaniu osiągnął pewną moc. To typ guru, który twierdzi, że jest nauczycielem świata. Z jednej strony odbieram to jako dość śmieszne, ale równocześnie jako bardzo smutne. Był kiedyś taki bokser, który lubił mawiać o sobie, że jest największym – i rzeczywiście był nim…jakiś czas. Ten rodzaj retoryki sam w sobie nie może wyrządzić wielkich szkód, jednakże na duchowej scenie staje się szybko duchowym faszyzmem.
Poważanie dla Odmiennej Płci
Jedno z najważniejszych ślubowań ngakpy brzmi: nigdy nie traktować kobiet pogardliwie. Dla ngakpów kobiety są źródłem mądrości, zaś ich praktyka polega na tym, żeby świat zjawisk postrzegać jako żeński – jako przejawioną mądrość, jako taniec khandro.
Jeśli świat postrzegamy jako skrzący się i świetlisty taniec khandro, uaktywniona zostaje nasza wewnętrzna khandro – wówczas elementy odprężają się, zbliżając się do swego naturalnego stanu, a tkanka dualności zaczyna się rozpuszczać.
Odpowiadające mu ślubowanie ngakmy /ngakma, to żeński odpowiednik ngakpy/ każe widzieć cały świat zjawisk jako męski – jako manifestację metody, jako potężny i bardzo bezpośredni taniec pało. W ten sposób uaktywniony zostaje wewnętrzny pało, elementy odprężają się, zbliżając się do swego własnego stanu, a tkanka dualności stopniowo się rozpuszcza.
Mężczyźni i kobiety, którzy potrafią wejść w ten rodzaj realności, są w stanie wchodzić w związki nie w wyniku jakiegoś neurotycznego pragnienia, tylko z takiego wewnętrznego nastawienia, jakie opiera się na zasadniczym poważaniu wewnętrznych i zewnętrznych jakości partnera odmiennej płci.
Kiedy uświadomimy sobie naturę własnych wewnętrznych jakości, będziemy w stanie, we wspaniały sposób się uzupełniać. W wyniku tego, zamiast wpychać się nawzajem w coraz sztywniejsze wzorce zachowań, będziemy potrafili skutecznie przeciwdziałać uwarunkowaniom partnera czy partnerki.
Ngakpa Chogyam
Tantryczna Psychologia Seksualności
Zobacz także
• Zintegruj w sobie męskość i kobiecość
• Zbiorowe wzorce cierpienia u kobiet
• Chłopcy i dziewczynki. Dwa światy?
07 Niedziela Mar 2010
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
integracja, jeden smak, niepodzielone, obserwacja, obserwator, smak, teraz, wilber, Świadomość, świadek
W tym stanie czas nie istnieje, chociaż czas przez niego płynie. Obłoki płyną po niebie, myśli płyną przez umysł, fale płyną po oceanie, a ja jestem tym wszystkim. Nie patrzę na to, gdyż nie ma żadnego centrum, wokół którego organizowana jest percepcja. Wszystko zwyczajnie powstaje z chwili na chwilę, a ja jestem tym wszystkim. Nie widzę nieba, jestem niebem, które widzi siebie. Nie czuję oceanu, jestem oceanem, który czuje siebie. Nie słyszę ptaków, jestem ptakami, które słyszą siebie. Nie ma niczego na zewnątrz mnie, nie ma niczego wewnątrz mnie, bo nie ma mnie – jest po prostu to wszystko i zawsze tak było. Nic mnie nie popycha, nic mnie nie ciągnie, bo nie ma mnie -jest po prostu to wszystko i zawsze tak było.
Wczoraj wieczorem tańczyłem i teraz boli mnie kostka, jest więc ból, ale ten ból mnie nie dotyka, bo nie ma mnie. Po prostu jest ból, który pojawia się tak jak wszystko inne – ptaki, fale, obłoki, myśli. Nie jestem żadnym z nich, jestem nimi wszystkimi, to wszystko jest tym samym Jednym Smakiem. Nie jest to trans ani osłabienie świadomości, lecz raczej jej intensyfikacja – nie podświadomość, lecz nadświadomość, nie podracjonalne, lecz nadracjonalne.
Jest krystalicznie czysta świadomość wszystkiego, co się pojawia chwila za chwilą, ale nie ma nikogo, komu by się to zdarzało. Nie jest to doświadczenie wyjścia z ciała, patrzę w dół z jakiegoś miejsca w górze; w ogóle nie patrzę; nie jestem ponad ani poniżej czegokolwiek – jestem wszystkim. Po prostu jest to wszystko, a ja jestem tym. Jeden Smak jest przede wszystkim całkowitą prostotą.
Mistycznym doświadczeniom z poziomu subtelnego i przyczynowego często towarzyszy poczucie majestatyczności, złowieszczej grozy, owładnięcia przez nadprzyrodzoną siłę, światła, błogości i błogosławieństwa, wdzięczności, szczęścia wyciskającego łzy. Nie jest tak w przypadku Jednego Smaku, który jest nadzwyczajnie zwyczajny i całkowicie prosty: właśnie to.
Przez trzy godziny stoję zanurzony po szyję w wodzie. Jak wiele z tego spędzam jako ego, jako Świadek lub jako Jeden Smak – tego nie wiem.
Jednemu Smakowi zawsze towarzyszy poczucie, że nigdy go nie opuściłeś, niezależnie od tego, w jakie wpadasz pomieszanie, i dlatego nigdy naprawdę nie masz poczucia, że w niego wchodzisz lub go opuszczasz. Po prostu tak jest, zawsze i wiecznie, nawet teraz i aż do końca świata.
Ale w tym konkretnym Teraz jest czas na wczesny obiad i na nieprzyjemną konieczność ruszenia tego konkretnego ciała-umysłu z jednego miejsca w inne. Poza tym, jestem pewien, że Marci da sobie przekłuć coś innego i nikt – ego, dusza ani Bóg – nie chce tego przegapić…:)
Fragment z pamiętnika: Ken Wilber – Jeden Smak
Zobacz też:
• 48 minut absolutnej świadomości
24 Środa Lu 2010
Posted Medytacja, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
cisza, csm, indywidualność, integracja, jaźń, Medytacja, nawyki, osobowość, transformacja, wyższa jaźń, Świadomość, źródło
W naturze ludzkiej świadomości istnieje potrzeba rozdzielenia, wyszczególnienia, zdefiniowania granicy rzeczy, aby dojść do jej zrozumienia. W imię nauki dokonujemy sekcji żaby w nadziei, że dowiemy się jak ona funkcjonuje, ignorując zupełnie fakt, że zabiliśmy ją w tym procesie i egzaminujemy martwą rzecz. Błędem, w który wpadamy, jest to, że nie reintegrujemy naszego rodzącego się rozumienia z organiczną całością, z której ją wyjęliśmy.
Zamiast przeniesienia żaby do naszego laboratorium mamy także możliwość przeniesienia naszego laboratorium do żaby i obserwowania naszego obiektu w jego naturalnym środowisku bez naruszania jego życia.
Naszym naturalnym środowiskiem jest nieskończony wszechświat, w którym my, ludzie, żyjemy w szerokim spektrum wibracji. Jednego końca tego kontinuum doświadczamy poprzez nasze najbardziej wysublimowane myśli, a drugiego – poprzez fizyczną rzeczywistość naszych ciał. Rzeczywistość pomiędzy tymi dwoma biegunami, która personalizuje i wiąże nasze myśli do naszego fizycznego ciała, jest naszą emocjonalną płaszczyzną doświadczeń.
Te poziomy ludzkiej wibracji zostały zdefiniowane jako „duch” (ciało mentalne, sfera myśli), „dusza” (ciało astralne, sfera emocji) i „fizyczność” (ciało fizyczne, sfera odczuć). Jednakże trzeba sobie zdawać sprawę, że te podziały są umowne, stworzone przez ludzi, gdyż nie istnieje miejsce, w którym jeden stopień wibracji jest oddzielony od drugiego.
Nasze doświadczanie na poziomie fizycznym jest samotnością. Jako oddzielne istoty żyjemy we wszechświecie wypełnionym innymi oddzielnymi istotami. A jednak za tymi poziomami wibracji jest To, co jest wibrowane lub wibruje – Jedna Jaźń, której wszyscy jesteśmy ekspresją. Jest to podstawowa struktura, która przywołuje nas w naszej fizycznej samotności i przypomina nam o fundamentalnej prawdzie, że wszyscy jesteśmy w pewien sposób powiązani.
Cała ludzka egzystencja jest tańcem pomiędzy doświadczaniem odrębności a pierwotną potrzebą połączenia. Jednym z wielkich paradoksów wszechświata jest to, że to właśnie fakt naszego fizycznego istnienia oślepia nas na poziom, w którym jesteśmy zjednoczeni.
Fizyczny świat tak bardzo ściąga naszą świadomą uwagę, że rzadko jesteśmy świadomi tego, co leży poza nim; a właśnie tylko poprzez przerzucenie swojej uwagi dalej, jedynie poprzez odsunięcie jej od świata fizycznego i zwrócenie jej do wewnątrz, możemy doświadczać głębszych poziomów jaźni i zetknąć się z naszą pierwotną Jednością.
Zatem główną barierą dla świadomego doświadczania naszej wspólnej wewnętrznej jaźni jest to, że nasze cielesne zmysły pochłaniają większość naszej uwagi. Jest to naturalna konsekwencja fizycznego istnienia i nie można tego osądzać w kategoriach złego czy dobrego. Tak po prostu jest. Zmysły można uważać albo za cudowny dar od łaskawego wszechświata, którego jedynym celem jest dać nam zdolności konieczne do fizycznego życia, albo za przejaw zła, z którym skazani jesteśmy cierpieć i walczyć. Technika
medytacji CMS oparta jest na tym pierwszym podejściu i kładzie nacisk na pozbawioną osądzania kontrolę nad zmysłami.
Każdy z nas posiada wrodzoną zdolność do odrzucania zmysłów. Kiedy czytasz te słowa, to czy twoje zmysły słuchu, węchu, zapachu i dotyku nie zostały przygaszone, podczas gdy twoja uwaga skupiła się na widzeniu, odczuciach emocjonalnych i racjonalnym rozważaniu tych słów? To tylko jeden przykład tego, jak podświadomie wybieramy jeden czy dwa bodźce zmysłowe spośród reszty. Aktywnym składnikiem jest tutaj uwaga, czy raczej uwaga świadomości, i właśnie ona jest kluczem, który medytacja środka ciszy (CSM – Center of Stillness Meditation) wykorzystuje w swym ćwiczeniu odrzucania zmysłów. Opierając się na tym, co nieświadomie robimy miliony razy na dzień, CSM sprowadza to do poziomu świadomej zdolności.
Osiągnięcie zdolności odrzucania zmysłów w dowolnym momencie wymaga wysiłku i wytrwałości; zwłaszcza chcąc uzyskać w tym jakąś płynność. Lecz nawet pierwsza, krótka chwila separacji od zmysłów, na nowo zaznajamia nas ze środkiem ciszy, tej Pierwotnej Ciszy, którą wszyscy znamy instynktownie. Kiedy już doświadczy się tego spokoju, kwestia wysiłku staje się nieważna w świetle ekscytujących możliwości dostrzeganych w tym stanie.
Dalsze wzmacnianie kontroli nad zmysłami przychodzi po tym szybko, a wewnętrzne światy otwierają się.
Pierwszą rzeczywistością, jaka się otwiera, jest osobowość. W CSM jest to wizualizowane jako sieć świetlnych włókien, które każdy z nas przędzie w strumieniu czasoprzestrzeni. To jest poziom, na którym umieszczamy swoją jaźń w kontekście tego, gdzie i kiedy jesteśmy, i wiążemy się z fizyczną ekspresją.
Osobowość jest naszym wytworem – takim, który zazwyczaj tworzymy nieświadomie i posiadamy nad nim niewielką władzę.
Tak samo jak moc odrzucania zmysłów, posiadamy również wrodzoną zdolność kształtowania naszej osobowości. Wróć pamięcią do dzieciństwa, kiedy „presja” ze strony rówieśników kierowała cię na to, kim chciałeś być (przynajmniej w jakimś stopniu); był to czas przymierzania różnych masek i wybierania tych, które były „bezpieczne” czy też, miejmy nadzieję, „odpowiednie” dla ciebie. Gdy doroślałeś, to czy nie zamieniałeś niektórych masek nowymi? Każdy z nas ma doświadczenia zmieniania „złych nawyków” lub denerwujących natręctw, by lepiej wpasować się w swoje życie. Mięśnie, których używamy w naszym podświadomym, wybiórczym odrzucaniu zmysłów, są tymi samymi, których używamy w nieświadomym kształtowaniu naszej osobowości. CSM używa tych mięśni na osobowości i uczysz się świadomie ją kształtować, tkając ją na nowo w czystszą ekspresję tego, kim jesteś i kim chcesz być.
Doświadczenia z osobowością niezmiennie prowadzą do świadomości, że istnieje jaźń, która doświadcza – rdzeń, który jest sprawcą, rzemieślnikiem. Jest to następny poziom do odkrycia, poziom indywidualnej jaźni, jaźni-która-działa. Najczęściej doświadczamy tego aspektu jaźni poprzez bardzo silne odczucia czy intuicję, że pewien kierunek jest tym, którym musimy podążać.
Prawdopodobnie najbardziej dramatycznym wydarzeniom twojego życia towarzyszyła wiedza o tym, kim w swym rdzeniu jesteś.
Jest to Indywidualność, która dokonuje projekcji i kształtuje sieć osobowości i w konsekwencji ukazuje się fizycznie w ciele. Innymi słowy, osobowość i ciało fizyczne są wehikułami Indywidualnej jaźni.
W CSM poziom Indywidualnej jaźni jest wizualizowany jako Słońce, dookoła którego, jako system słoneczny, orbitują aspekty osobowości i ciało fizyczne. To Słońce istnieje w nieskończonym wszechświecie, wypełnionym innymi Indywidualnymi jaźniami, innymi systemami słonecznymi, innymi gwiazdami zapełniającymi nocne niebo. Z perspektywy Indywidualnej jaźni, patrzy się „w dół” na osobowość i ciało, dzierżąc je, jako magiczne narzędzia, w czystej ekspresji celu Indywidualności. Tak jak ze zmysłami i osobowością, CSM bierze ten nieświadomy, naturalny proces i zamienia go w świadomie zintegrowaną zdolność. Uczy działać z mocą, bezpośrednio we wszechświecie, jako równie ważna Indywidualność.
Kiedy Indywidualna jaźń dojrzeje i nauczy się wyrażać siebie pełniej, moc jej podstawowego celu umacnia się. Zaczyna się krystalizować wiedza i, co dużo ważniejsze, doświadczenie, że wszystko jest ze sobą połączone i pochodzi z jednego Źródła. Powoli osoba jest prowadzona do Wielkiej Transformacji, która przychodzi z otwarciem nowego poziomu jaźni – poziomu Wyższej jaźni.
Wyższa jaźń jest pierwszym poziomem, na którym prawdziwie doświadczamy wspólnego połączenia.
Wyższa jaźń istnieje poza czasoprzestrzennym znaczeniem (jest ona podstawą dla czasoprzestrzeni), ukazując niezliczone Indywidualności (i w konsekwencji, osobowości i fizyczne ciała) wewnątrz swojego strumienia. Skoro słowa są konstrukcjami czasoprzestrzennymi, niemożliwe jest przejrzyste opisanie takiej rzeczywistości – jedynie poezja i mistycyzm mogą podjąć się jej wyrażenia – więc moje słowa należy traktować jako symbole przepełnione znaczeniem.
Po tym wstępie mogę opisać to jako łono, z którego wynurzamy się jako Indywidualne skupienia uwagi świadomości. Jednak istnieje kilka (nieskończona liczba?) Wyższych jaźni, wrzucających swoje potomstwo do rzeki istnienia; więc nie jest to ostateczne zjednoczenie, które nas wzywa. Takie złączenie przychodzi jedynie ze świadomością jaźni Jedności, której to jaźni wszyscy jesteśmy równymi ośrodkami ekspresji. To dopiero jest ostateczna Jedność ze Wszystkim….[…]
Fragment z „Medytacja środka ciszy”, F. Bardon
Zobacz także
• Ćwiczenia uwalniające energię
08 Poniedziałek Lu 2010
Posted Aura, energia, czakramy, Rozwój, Świadomość
inTagi
archetypy, eksperyment, jung, nadświadomość, nieświadomość, pole morfogenetyczne, rezonans morficzny, rytuał, sheldrake, Świadomość
Rupert Sheldrake
Rupert Shaldrake jest biologiem teoretycznym. Jego książka “A New Science of Life: The Hypotesis of Formative Causation” ( Nowa nauka o życiu: hipoteza formatywnej przyczynowości) nadal wywołuje gwałtowne kontrowersje.
Poniżej prezentujemy drugi z serii artykułów Sheldreka, w których akcentuje on Jungowskie pojęcie nieświadomości zbiorowej oraz psychologii archetypów. Pierwszy artykuł Sheldrake zakończył następującymi słowami: Moje podejście jest bardzo zbliżone do Jungowskiego pojęcia nieświadomości zbiorowej. Zasadnicza różnica polega na tym, że Jung zastosował swoją koncepcję przede wszystkim do doświadczenia ludzkiego i do ludzkiej zbiorowej pamięci. Ja natomiast uważam, że podobna zasada przejawia się w całym wszechświecie, a nie tylko w obrębie ludzkich istot. Jeżeli w biologii dokonuje się zmiana paradygmatu i jeśli hipoteza o istnieniu morficznego rezonansu jest prawidłowa, to Jurgowska koncepcja zbiorowej nieświadomości może stać się wiodącą teorią. Pole morfogenetyczne oraz zbiorowa nieświadomość mogą całkowicie zmienić kontekst współczesnej psychologii.
Społeczeństwo jako superorganizm
W drugiej części eseju chcę podjąć rozważania wokół społecznych oraz kulturowych aspektów pola morficznego i morficznego rezonansu. Odpowiednim porównaniem może być ul pszczół czy kopiec termitów. Każdy z nich stanowi coś na kształt ogromnego organizmu. Poszczególne owady są niczym komórki superorganizmu. Zarówno ul, jak też kopiec, choć są złożone z setek tysięcy pojedynczych owadów, funkcjonują jak jednolity organizm.
Stawiam hipotezę, iż społeczeństwa posiadają społeczne i kulturowe pole morficzne, które obejmuje i organizuje wszystko, co znajduje się w jego obszarze. Choć społeczeństwo składa się z setek tysięcy ludzkich istot, może ono funkcjonować i reagować jako jednolita całość poprzez różne aspekty pola morficznego. W celu lepszego zobrazowania tego procesu warto pamiętać, iż pola ze względu na swą prawdziwą naturę, znajdują się zarówno wewnątrz, jak też na zewnątrz odpowiadających im obiektów. Pole magnetyczne znajduje się zarówno wewnątrz magnesu, jak też na zewnątrz. Podobnie pole grawitacji znajduje się zarówno we wnętrzu ziemi oraz wokół niej. W ten sposób teorie pola sytuują nasze rozważania poza tradycyjnym, sztywnym podziałem na “wewnątrz” i “na zewnątrz”.
W biologii behawioralnej do końca lat 60-tych (XX wieku) dominowała koncepcja superorganizmu, odnosząca się do społeczności zwierzęcych. Następnie, jak zauważa w swojej książce “The Insect Societies” ( Społeczności owadów; 1971) Edward O. Wilson, nastąpiła ogólna zmiana paradygmatu. Pojawił się mechanistyczny redukcjonizm, który opisywał społeczności zwierzęca w terminach prostych interakcji pomiędzy genetycznie zaprogramowanymi jednostkami. Koncepcja superorganizmu nie została jednak zapomniana i powracała ponownie do badaczy, zajmujących się społecznościami zwierząt.
W obszarze koncepcji organizmu znajduje się pewien problem. Jeżeli ktoś powiada, iż społeczność zwierząt jest rodzajem organizmu, to jakiego rodzaju jest to organizm? Co organizuje zachowania zwierząt w obrębie tego organizmu?
Uważam, że to pole morficzne obejmuje wszystkie zwierzęta. Jest to pole, które rozciąga się wokół zwierząt, które znajduj a się w jego obszarze. To pole koordynuje ruchy zwierząt, podobnie jak morficzne pole ludzkiego ciała koordynuje aktywność oraz ruchy komórek, tkanek oraz organów. Ta koncepcja lepiej opisuje charakterystyczne zjawiska w społecznościach zwierząt niż idea, iż pomiędzy zwierzętami występuje interakcja ( jako pojedynczymi jednostkami).
Marais oraz białe mrówki
Ta koncepcja wyjaśnia, na przykład, w jaki sposób termity budują w swoim kopcu kolumny. Składają się one z dwóch przylegających łuków. Początkowo oba łuki są od siebie oddzielone, a następnie są przez termity budowane w ten sposób, że spotykają się ze sobą dokładnie po środku. Termity są ślepe, a wewnątrz kopca panuje ciemność, dlatego nie mogą one tego uczynić przy pomocy wzroku. Edward O. Wilson uważa, że nie jest prawdopodobne, by termity czyniły to przy pomocy słuchu czy innych metod akustycznych, ponieważ w kopcu rozlegają się dźwięki, powodowane przez ruch owadów. Wilson, reprezentujący najbardziej twardą szkołę myśli redukcjonistycznej, rozważa najbardziej prawdopodobną hipotezę, iż termity czynią to przy pomocy węchu. Jednak nawet ten naukowiec wypowiada uwagę, iż ta hipoteza jest naciągana. Jeżeli przyjmiemy, że konstrukcja kolumny przebiega w obszarze pola morficznego, które obejmuje cały kopiec termitów, to istnieje specyficzny kształt przyszłego łuku (kolumny). Ruchy termitów są organizowane przez to pole i w ten sposób możemy zrozumieć, jak dochodzi do połączenia kolumn. Ta hipoteza daje podstawy do badań eksperymentalnych.
W 1920 roku biolog z Republiki Południowej Afryki, Eugenie Marais, napisał książkę “The Soul of The White Ant”(Dusza białej mrówki). Opisał w niej eksperyment, który polegał na uszkodzeniu kopca termitów. Wbił on, mianowicie, głęboko grubą stalową płytę w środek kopca termitów. Termity naprawiły kopiec po obu stronach stalowej płyty, budując ponownie łuki i kolumny. Ich ruchy były skoordynowane, choć owady pracowały po obu stronach stalowej przegrody. Termity zbudowały łuki po obu stronach w ten sposób, że niechybnie zetknęłyby się one ze sobą, gdyby nie obecność stalowej przeszkody. Wydaje się to wskazywać na fakt pewnego rodzaju skoordynowanego wpływu, który nie został przerwany przez stalową płytę. Oczywiście nie było możliwe, by termity kierowały się w swych działaniach zapachem, jak to sugerował Wilson, ponieważ nawet te owady nie są w stanie odczuwać subtelnych zapachów poprzez stalową płytę.
Niestety nikt nie powtórzył tego eksperymentu, choć nie byłoby trudno o powtórzenie go w kraju, gdzie termity występują pospolicie. Jeżeli wynik uzyskany przez Maraisa zostałby potwierdzony w kolejnych badaniach, mogłoby to stanowić dowód na rzecz tezy o istnieniu pola, które koordynuje działania jednostek.
Wayne Potts oraz falowe manewry ptaków w locie
Jako następny, podobny przykład, rozważmy zachowanie się stada ryb. Kiedy drapieżnik dostanie się w środek stada, ryby błyskawicznie rozstępują się na boki. Po środku pozostaje wolna droga. Ryby poruszają się bardzo szybko w odpowiedzi na niespodziewany bodziec, a jednak zupełnie nie zderzają się ze sobą. Podobnie dzieje się w przypadku stada ptaków. Całe stado może zawrócić w jednej chwili, a przy tym żaden ptak nie wpada na swego sąsiada.
Współczesne badania, przeprowadzone przez amerykańskiego naukowca Wayne Potts, nad poruszaniem się stada ptaków w rejonie wydm, przyniosły bardzo ciekawe rezultaty. Potas dokładnie sfilmował manewry stada w locie, tak że potem mógł zwolnić cały proces, oglądając lot ptaków klatka po klatce. Po dokładnym zbadaniu stwierdził on, że szybkość rozchodzenia się tego, co nazwał “falą manewrową”, jest ogromna. Wynosi ona około 20 milisekund od ptaka do ptaka. Jest to o wiele szybciej, niż minimalny czas potrzebny ptakowi na zareagowanie na pojedynczy bodziec. W badaniach laboratoryjnych Potts odkrył, iż czas reakcji ptaka na bodziec wzrokowy wynosi od 80 do 100 milisekund. Tak więc jako jednostka ptak reaguje od 4 do 5 razy wolniej niż to się dzieje w przypadku stada. Manewr zwrotu stada w locie może rozpocząć się w dowolnym miejscu grupy ptaków: z przodu, z tyłu lub z boku. Zwrot rozpoczyna się zwykle od pojedynczego ptaka lub małej grupy ptaków, a następnie rozprzestrzenia się znacznie szybciej, niż to można wyjaśnić poprzez reakcję wzrokową ptaków czy inną odpowiedź na bodziec.
Zachowanie zbiorowe w grupach ludzi
Myślenie o poruszaniu się stada ptaków w terminach koordynacji poprzez pole morficzne i wyjaśnianie w podobny sposób zjawiska “fali manewrowej” czyni wspomniane procesy o wiele bardziej zrozumiałymi, niż w przypadku, kiedy stosujemy pojęcia fizjologii sensorycznej. Podane powyżej przykłady ilustrują obszar, w których obecnie dokonuje się badań empirycznych. Te obszary wskazują na istnienie zbiorowego umysłu czy też zbiorowego pola, które koordynuje zachowanie się zwierząt. Często spotkać można sugestię, iż podobne zjawiska mogą mieć miejsce również w grupach społecznych, a szczególnie przejawiać się w zachowaniach tłumu. Psychologowie społeczni przeprowadzili szereg badań nad, tak zwanym “zachowaniem zbiorowym”. Obejmowały one zachowania tłumu, futbolowych chuliganów (pseudokibice), rozruchy i zamieszki, linczowanie, jak też gwałtownie rozprzestrzeniające się społeczne zjawiska, jak moda, plotki, ‘szaleństwa” oraz dowcipy. Wszystkie wspomniane zjawiska mogą pasować do wyjaśnień w obrębie pola morficznego.
W wywiadach członkowie zwycięskich drużyn sportowych zwykle porównują swoje zespoły do złożonego organizmu. Każda osoba pasuje tam do całości i doskonale orientuje się, gdzie w danej chwili znajdują się inni członkowie zespołu. Drużyna zachowuje się bardziej jak jeden organizm, niż jak połączenie oddzielnych jednostek. Poprzez wspólny trening drużyna tworzy elementy wzajemnej współpracy; często używa się określeń typu “szósty zmysł” oraz empatia na określenie wspólnie podzielanych odczuć.
Jeżeli przyjmiemy, że społeczeństwa oraz społeczne grupy są koordynowane przez morficzne pola, zauważamy, iż same grupy mogą powstawać oraz rozpadać się. Natomiast ich pola morficzne przejawiają tendencję do przedłużonego trwania. Pozostajemy w tych polach przez czas dłuższy: w polu rodziny, narodu czy w polu różnorodnych grup lokalnych, do których należymy. Przez większość czasu znajdujemy się w obszarze wzorców zachowań, tworzonych przez organizacje. Ponieważ te wzorce są ciągle obecne, przestajemy być ich świadomi. Są one czymś tak dla nas zwyczajnym, jak powietrze którym oddychamy. Jeżeli jednak przez chwilę pozostajemy pod wodą, wówczas stajemy się mocno świadomi wagi i znaczenia powietrza. Podobnie ludzie umieszczeni w miejscach odosobnień, szybko stają się świadomi doniosłości interakcji społecznych.
Wielu antropologów wypowiada się na temat ‘czegoś “ nieuchwytnego, co utrzymuje razem członków społeczeństwa. Francuski socjolog Emile Durkheim mówił o tym, jako o “conscience collective”( w języku francuskim słowo conscience oznacza zarówno sumienie, jak też świadomość). Durkheim uważał, iż jedną z głównych funkcji “conscience collective” pozostaje utrzymywanie spójności grup społecznych. Ta energia jest podoba do zbiorowego pola. Wiele funkcji zbiorowej świadomości wiąże się ze stabilizowaniem i utrzymywaniem samego zbiorowego pola.
Umysł grupy według McDouglalla i cień
W roku 1930 William McDougall, autor książki “The Group Mind”, wypowiedział zdanie, iż istnieje umysł grupy. Obejmuje on wszystkich członków społeczeństwa. Zawiera też swoje własne myśli, własne tradycje oraz własną pamięć. Jeżeli rozumiemy taki zbiorowy umysł jako przejaw społecznego pola morficznego, wówczas wypada uznać, iż posiada on własną pamięć, ponieważ wszystkie pola morficzne posiadają takową pamięć na zasadzie morficznego rezonansu.
Problem, który pojawia się w związku z pojęciami zbliżonymi do przytoczonego (umysł zbiorowy, grupowy) polega na tym, że trudno jest zdefiniować czy zmierzyć wymieniony termin. Ze względu na pozytywistyczną orientację, jaka panowała w socjologii w owym okresie( a także teraz), wprowadzone przez McDougalla pojęcie zbiorowego umysłu nie zostało dalej rozwijane. Traumatyczne wydarzenia społeczne zatrzymały analizy teoretyczne, poświęcone siłom zbiorowym. W latach 30-tych W nazistowskich Niemczech ujawniła się ciemna forma zbiorowej świadomości. Ponieważ ta ciemna strona 9związana z cieniem) stała się niezwykle realna, rzeczywista, większość osób obawiała się jakichkolwiek pojęć, sugerujących istnienie zbiorowego umysły czy zbiorowej świadomości. Z pewnością byliśmy świadkami przejawiania się ciemnej (“shadow side” – strony związanej z cieniem) strony świadomości społecznej w ostatnich dziesięcioleciach. Jednak potrzebne jest nam rozpoznanie istnienia także pozytywnej strony zbiorowego pola czy zbiorowej świadomości.
We współczesnych teoriach socjologicznych oraz antropologicznych znajdujemy holistyczne podejście do społeczeństwa. Rzeczywiście, w porównaniu z naukami biologicznymi i fizycznymi, które opierają się głównie na redukcjonistycznych zasadach, wiele teorii antropologicznych i socjologicznych przyjmuje w konsekwentny sposób perspektywę holistyczną. Jung sformułował swą koncepcję zbiorowej nieświadomości w kontekście szerszej intelektualnej perspektywy, którą stworzyli Durkheim ( pojęcie conscience collective) oraz McDougall (zbiorowy umysł).
Czy społeczeństwo jest organizmem?
Koncepcja przyjmująca, iż ludzkie społeczeństwo stanowi coś na kształt organizmu, jest szeroko rozpowszechniona. Stanowi ona przypuszczalnie jedną z najbardziej powszechnych metafor, występujących w myśli Zachodu. Wymieniona koncepcja przejawia się także w naszym języku codziennym, w takich pojęciach, jak ciało polityczne, głowa państwa czy ramię sprawiedliwości. Są to fizyczne metafory, które sugerują istnienie jednolitej, organicznej natury społeczeństwa. Podobne pojęcia pojawiają się w obszarze religii, gdzie chrześcijański Kościół nazywany jest ciałem Chrystusa. Chrystus osobiście porównywał siebie do winorośli, której gałęziami są inni ludzie, co także sprowadza organiczne skojarzenia. Jeszcze w wieku XVII Tomasz Hobbes, przedstawiciel myśli politycznej, porównywał społeczeństwo do Lewiatana, wielkiego monstrum. W tymokreśleniu także przejawiała się organiczna metaforyka. Wielu z nas myśli o społeczeństwie jako o żywym, zbiorowym organizmie. Z drugiej jednak strony myślimy o planecie-Ziemi jako o martwym przedmiocie. Nie zawsze tak bywało.
W języku łacińskim słowo mater- oznacza matkę, natomiast słowo materia– oznacza materię. W związku z tym w językach Indoeuropejskich słowo materia wywodzi się z tego samego źródła, co matka. Nieszczęśliwie składa się, iż począwszy od XVII wieku Matka Natura w świadomości ludzi Zachodu została przekształcona w martwą materię. Matka stała się nieświadoma. Wspomnienie o niej przetrwało jedynie w słowie materia. Zamiast tego zjawiskiem ożywionym stała się gospodarka (ekonomia). Mówimy o wzroście gospodarczym (ekonomicznym), o tym, iżgospodarka (ekonomia) może być “zdrowa” lub ‘chora” . Mówimy o cyklach gospodarczych. Gospodarka posiada wszelkie atrybuty gigantycznego, żywego organizmu, przejawiającego autonomiczne zachowania, których nie potrafią kontrolować nawet politycy, biznesmeni i bankierzy. Gospodarka stała się samoorganizującym się, samosterownym systemem, który pozostaje żywy w obszarze martwego świata. W ten sposób gospodarka osiągnęła żywotność kosztem matki-ziemi. Jest to obecnie jeden z podstawowych problemów.
Koncepcja pola morficznego, które zawiera wbudowaną weń pamięć, pomaga w wyjaśnieniu wielu cech społeczeństwa. Przykładem mogą służyć tradycje, zwyczaje i obyczaje, które tworzą zasady organizacji społecznej. Społeczeństwo jest w stanie utrzymać swój autonomiczny charakter, swe wzory zachowania, strukturę oraz organizację, choć istnieje ciągła wymiana jednostek, związana z cyklem narodzin i śmierci. Jest to proces zbliżony do morfogenetycznego pola ludzkiej istoty, które koordynuje działanie ciała człowieka. Ciało zachowuje swą integralność, pomimo iż poszczególne komórki oraz tkanki pozostają w ciągłej zmianie.
Rytuały: duchowe oraz świeckie
W określonym kontekście pamięć społeczna staje się zjawiskiem świadomym i celowo przywracanym w różnych społeczeństwach. Dzieje się to na drodze rytuałów. Rytuały spotyka się na całym świecie, zarówno w kontekście kulturowym, jak też religijnym. W tradycji kultury Zachodu, przykładowo, żydowskie święto Paschy przypomina dramatyczne wydarzenia za czasów niewoli egipskiej. Wtedy to wszyscy pierworodni synowie Egipcjan ponieśli śmierć, prócz dzieci żydowskich, które zostały ochronione krwią ofiarnego baranka, rozsmarowaną na drzwiach wejściowych domów ludności żydowskiej. Podczas chrześcijańskiej Mszy występuje rytuał Komunii Świętej, kiedy to chrześcijanie piją krew i spożywają ciało Jezusa. Stanowi to bezpośrednie nawiązanie do Ostatniej Wieczerzy, kiedy to zostało przekształcone żydowskie święto Paschy, a ofiarnym barankiem stal się sam Chrystus.
W każdym społeczeństwie odnajdziemy setki społecznych i kulturowych rytuałów. W USA celebruje się narodowy Dzień Dziękczynienia, który upamiętnia pierwszy rytualny posiłek, ofiarowany przez przybyszów z Europy, którzy szczęśliwie osiedlili się w Nowej Anglii. Także w życiu codziennym pojawia się szereg pomniejszych rytuałów, jak rytuały powitania czy pożegnania. Powiedzenie “Good bye” na przykład, początkowo oznaczało “God be with you” (Bóg z tobą). Kiedy wypowiadamy słowa: “Good bye” udzielamy zrytualizowanego błogosławieństwa, które zawiera moc pierwotnego przekazu, choć większość ludzi nie jest świadoma oryginalnego znaczenia tej frazy. Podobne rytuały na mniejszą bądź większą skalę przeniknęły nawet do naszego “oświeconego” społeczeństwa.
Co myślą ludzie, kiedy biorą udział w rytuałach? W większości wypadków rytuały odnoszą się do pewnego pierwotnego wydarzenia, które mogło już zostać zapomniane. Przykładowo, Noc Guy Fawkes (Guy Fawkes night) jest świeckim rytuałem, celebrowanym w Anglii. 5 listopada każdego roku nad całą Anglią pojawiają się fajerwerki, które tworzą szczególne kształty. W tym wypadku cała historia wydaje się wiązać z mężczyzną o nazwisku Guy Fawkes, który był jednym z uczestników konspiracyjnych działań w XVII wieku, prowadzonych przez grupę Rzymskich Katolików. Ten mężczyzna usiłował wysadzić w powietrze gmach Parlamentu.
Jednak znacznie głębiej, niż to wyjaśnienie, znajdziemy celtycki rytuał święta zmarłych. W tym okresie, jak wierzono, następuje ‘pęknięcie czasu”, wskutek czego żywi i umarli, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość łączą się ze sobą. Wigilia Święta Zmarłych zwała się Halloween. Wtedy to duchy i dusze pojawiają się na ziemi, a zmarli poruszają się. Podobnie w kalendarzu chrześcijańskim 1 listopada to Dzień Wszystkich Świętych, natomiast 2 listopada to Dzień Zaduszny (All Souls Day). W Dniu Zadusznym prowadzi się modlitwy za dusze osób zmarłychi odbywają się msze żałobne. Tak więc nasze dzisiejsze święta są poprzedzone starszymi rytuałami. Za jednym wzorcem znajdujemy następne. Wiele z tych starożytnych rytuałów pozostaje żywych w dzisiejszym świecie.
Rytuały jako morficzny rezonans z przodkami
Rytuały, ogólnie rzecz biorąc, mają bardzo zachowawczą naturę i powinny być wykonywane we właściwy sposób. Powinny zostać wypełniane tak, jak czyniono to w przeszłości. Jeżeli rytuały wykonywane są przy użyciu mowy, wówczas najważniejsze z nich spełnione zostają za pomocą świętych języków. Przykładowo, rytuały bramińskie w Indiach używają Sanskrytu. Ten język nie jest już używany, stosują go wyłącznie Bramini. Sanskryckie frazy powinny być wypowiadane we właściwy sposób, by rytuał stał się skuteczny.
Podobne praktyki znajdujemy na gruncie chrześcijaństwa. Kościół Koptyjski w Egipcie wywodzi się z okresu w starożytności, kiedy język koptyjski był mową codzienną. Możesz wstąpić do świątyni we współczesnym Kairze, gdzie odbywa się nabożeństwo w martwym już języku starożytnego Egiptu. Przetrwanie starożytnego języka egipskiego w liturgii koptyjskiej stało się jednym z istotnych czynników, który pozwolił na odczytanie języka starożytnego Egiptu. Podobnie, Rosyjska Cerkiew Prawosławna używa języka staro-słowiańskiego. Natomiast Kościół Rzymski posługiwał się łaciną. Znajdziemy setki podobnych przykładów.
Rytualne celebracje muszą być wykonywane z użyciem właściwych ruchów, gestów, słów oraz muzyki. Tak dzieje się w całym świecie. Rytuały są wykonywane tak, jak niezliczoną ilość razy wykonywane były w przeszłości. Kiedy pyta się ludzi, dlaczego to robią, zwykle odpowiadają, że pozwala im to połączyć się z ich poprzednikami czy przodkami. Tak więc rytuały stanowią świadome przywołanie pamięci, która się do pierwotnego aktu. W ten sposób za pośrednictwem morficznego rezonansu dochodzi do połączenia tych, którzy wykonują rytuał w chwili obecnej oraz tych, którzy wykonywali go w przeszłości. Tak się dzieje we wszystkich kulturach, gdzie następuje połączenia obecnego pokolenia z ich przodkami za pomocą morficznego rezonansu.
Mantry jako duchowy przekaz
W świetle przytoczonej koncepcji możemy spojrzeć na różne aspekty religijnych rytuałów, znajdując w nich nowe znaczenia. Przykładowo, zwróćmy uwagę na użycie mantr w tradycji Wschodu. Mantry są świętymi dźwiękami czy słowami, które często nie posiadają jasno sprecyzowanego znaczenia. Najbardziej znaną Mantuą hinduską jest OM. Mantrą chrześcijańską ( a tak naprawdę jest to również mantra żydowska oraz islamska) jest AMEN.
Choć dosłownie rzecz ujmując tłumaczy się ją jako “Niech tak się stanie”, ma ona o wiele głębsze znaczenie jako wyrażenie mantryczne . Kiedy jest śpiewana w oryginalnej postaciAMEN, stanowi niezwykle silną Mantrę. Znajdziemy ją na końcu chrześcijańskich modlitw oraz hymnów, choć większość osób nie jest świadoma, dlaczego właśnie w tym miejscu ona znajduje się.
W tradycji tybetańskiej oraz w tradycji hinduizmu mantra jest przekazywana uczniowi przez guru lub mistrza. Stanowi część inicjacji. Poprzez używanie mantry uczeń jest w stanie połączyć się z całą tradycją swej linii, którą reprezentuje guru. W buddyzmie tybetańskim z recytowaniem mantry często łączy się wizualizację. Adept wizualizuje swego guru ponad głową, a następnie całą linie guru i mistrzów, do Buddy włącznie. Znajdziemy święte obrazy z tradycji tybetańskiej, na których widoczna jest osoba, która siedzi medytując. Z jej głowy wyrasta drzewo, składające się z twarzy i postaci jej nauczycieli(mistrzów linii). Nazywa się to “drzewem linii przekazu” (Drzewo Schronienia).
Pojęcie morficznego rezonansu dostarcza bardziej zrozumiałego wyjaśnienia mocy mantr. Jednocześnie pomaga wyjaśnić pewne zakazy, które wydawałoby się nie mają sensu. We wszystkich religiach występuje zakaz blasfemii (niewłaściwego użycia świętych słów). Przykładowo, jest to Judeo-chrześcijańskie napomnienie, by nie wzywać imienia Pańskiego na daremno. Osoby często są pouczane, by recytować mantry wyłącznie w odpowiednich okolicznościach i nie włączać tych słów w przypadkowe rozmowy. Osobiście słyszałem hinduskiego guru, który ostrzegał, że niewłaściwe użycie mantr osłabia ich moc. Staje się to zrozumiałe w świetle koncepcji morficznego rezonansu. Mantra powtarza w skupieniu łączy adepta ze stanem medytacji oraz z guru i linią przekazu. Kiedy jest używana w niewłaściwym kontekście, łączy osobę z polem przypadkowych rozmów.
Religijne “ścieżki” i artystyczne “szkoły”
Także inne aspekty oraz charakterystyczne cechy religijnych tradycji stają się jasne, gdy spojrzymy na nie z perspektywy pola morficznego. Wielu duchowych nauczycieli porównuje swe nauki do ścieżki. Przykładowo w chrześcijaństwie Jezus powiada: “Ja jestem Drogą”. W buddyzmie występuje Ośmioraka Ścieżka, nauczana przez Buddę. Uważa się, że dzięki religijnej inicjacji osoba wkracza na ścieżkę, którą założyciel danej tradycji- Budda czy Chrystus- kroczył wcześniej. Tą ścieżką posuwało się również w poprzednim okresie wiele innych osób. Te osoby stworzyły pole morficzne. Nie uczynił tego tylko Budda czy Chrystus, lecz wkładw budowanie pola morficznego został wniesiony przez każdego ze zwolenników drogi. W ten sposób ścieżka stała się dostępną i łatwiejszą dla kolejnych pokoleń.
W tradycji chrześcijaństwa ta idea została jasno wyrażona w Apostolskim Credo, w postaci doktryny o “Świętych Obcowaniu”. Ci, którzy podążają ścieżką za Jezusem, otrzymują pomoc nie tylko od niego, lecz także od zgromadzenia Świętych, którzy podążali tą ścieżką wcześniej.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę pojęcie “szkół myślenia” (filozoficznych) czy “szkół artystycznych”, spotkamy się z następnym obszarem tradycji, gdzie grupy ludzi podążają za wspólnym ideałem i wzorcem. Uchwycić można głębszy sens tych zjawisk, jeśli rozważymy istnienie artystycznych i filozoficznych tradycji w terminach organizacji pól morficznych. Przykładowo historycy sztuki piszą o wpływach stylu malarskiego, poczynając od Szkoły Weneckiej po Flamandzką. Ten zagadkowy wpływ może być wyjaśniony, jako dostrajanie się kolejnych szkół do pola morficznego, stworzonego przez szkoły poprzednie. Jeżeli myślimy o malarstwie w terminach pola morficznego i aktualnej struktury, możemy dostrzec w jaki sposób zachodzi proces dalszego budowania określonego stylu, szkoły, kierunku w malarstwie na zasadzie morficznego rezonansu. W danej szkole powstaje kolejny obraz. Ludzie oglądają go. Kiedy w tej szkole powstaje nowy obraz, zmienia to dotychczasowe pole szkoły. Następuje efekt kumulacji. Podobnie jak zwierzę w obrębie danego gatunku korzysta z pola morficznego całości, a jednocześnie wnosi do niego swą część, tak dzieło sztuki stworzone w obrębie określonej szkoły korzysta z morficznego pola danego stylu, a jednocześnie wnosi do niego nowe elementy. W ten sposób następuje ewolucja stylu.
Naukowe “paradygmaty Kuhna” jako pole morficzne
Bardzo podobną analizę możemy przeprowadzić w odniesieniu do historii nauki. Możemy myśleć o różnych ‘szkołach myślenia” i różnych obszarach badań w nauce, iż posiadają własne pola morficzne. Rzeczywiście, mówimy o polu fizyki, o polu biologii, o polu geofizyki, o polu metalurgii itp. W tym kontekście pojęcie “pola” możemy traktować w sposób dosłowny. W obszarze każdego z tych pól możemy wyróżnić podgrupy badaczy. Przykładowo w fizyce: astrofizyków, przedstawicieli teorii kwantowej itp. W obrębie tych podgrup mogą istnieć dalsze podziały. Kandydaci do każdej z tych grup muszą przejść poprzez właściwą inicjację. Muszą odbyć studia i zdać egzaminy. Każda z grup ma swoisty “folklor”, mitologię i ojców-założycieli. Na tym właśnie polegał wgląd Thomasa Kuhna w jego wspaniałej książce “Struktura naukowych rewolucji” (1970). Stwierdził on, iż nauka stanowi społeczną aktywność oraz że naukowcy są inicjowani do grup profesjonalnych poprzez swych bardziej doświadczonych i zaawansowanych kolegów.
Te grupy społeczne mają własne mechanizmy regulacji oraz organizacji, podobnie jak wszelkie inne struktury polowe. Naukowcy bardzo nie lubią, kiedy jacyś outsiderzy wtrącają się do ich spraw. Przykładowo fizycy uważają, że są najlepszymi osobami , powołanymi do tego, by oceniać sprawy na własnym polu. Jeżeli nawet rząd chce użyć fizyki jako nauki dla własnych celów, może to uczynić jedynie przy pomocy fizyków. Rząd musi utworzyć komitety oraz agencje, rozdzielające fundusze, w których będą zasiadać fizycy.
Taki sam wzorzec znajdujemy w innych grupach profesjonalistów: w związkach zawodowych, w Amerykańskim Stowarzyszeniu Medycznym, w grupach inżynierów itp. Kuhn podkreślił, iż w określonym czasie w każdej z tych grup istnieje zgoda co do tego, w jaki sposób wygląda rzeczywistość i w jaki sposób powinny być rozwiązywane problemy. To właśnie nazywa on paradygmatem. Kuhn używa słowa paradygmat w dwóch znaczeniach, jak to wyjaśnia w drugim wydaniu książki. Paradygmat nie jest jedynie pojęciowym sposobem postrzegania rzeczy czy też modelem. Paradygmat stanowi raczej uzgodniony sposób patrzenia na rzeczywistość, który jest podzielany przez daną grupę osób. W każdej grupie działa mechanizm, poprzez który jej członkowie rozpoznają innych jako przynależnych do profesjonalnego zespołu. Odróżniają te osoby od outsiderów, od ludzi, którzy do grupy nie należą. W tym sensie paradygmat posiada odniesienie społeczne. Paradygmat zawiera także model i drogę, na której powinny być rozwiązywane problemy. Paradygmat Newtona zawiera model i sposób, poprzez który mogą być rozwiązywane pytania fizyki. Równanie grawitacyjne stanowi przykład takiego modelu. Podobnie w trakcie nauki, na poszczególnych etapach studiów, a później w fazie pracy doktorskiej, osoby otrzymują coraz trudniejsze problemy do rozwiązania. Jednak zawsze otrzymują instrukcje (przykłady), w jaki sposób te problemy powinny być rozwiązane. Jest to “styl “ rozwiązania, który został zaakceptowany w obszarze paradygmatu.
Zmiana paradygmatu pociąga za sobą zarówno nowy sposób rozwiązywania problemów ( ponieważ następuje zmiana w myśleniu o nich), jak też tworzony jest nowy rodzaj społecznej zgody pomiędzy osobami w danej grupie. Zarówno Kuhn, jak też Gablik podkreślają, iż koncepcja paradygmatu w dyscyplinach naukowych zbliżona jest do koncepcji stylu w sztuce: paradygmaty przejawiają jakość kumulacji, rozwoju oraz ewolucyjnej zmiany, co jest również charakterystyczne dla stylów w tradycji artystycznej. Kuhn poszedł tak daleko, iż oparł swą teorię rozwoju nauki na historii sztuki. Poprzednio nauka była traktowana tak, jakby stanowiła czysto racjonalną aktywność, opartą na kumulującej się strukturze wiedzy. Uważano także, iż wiedza naukowa jest wolna od wszelkich społecznych i zawodowych uwarunkowań, które pojawiają się w obszarze badawczych procedur. Kuhn wykazał, iż tego samego rodzaju wzorce, którymi posługują się historycy sztuki, występują także w obszarze dyscyplin naukowych.
Ujęcie paradygmatów w perspektywie pola morficznego pomaga nam zrozumieć, dlaczego posiadają one tak konserwatywną naturę. Dzieje się tak z tego powodu, iż gdy paradygmaty zostaną raz wprowadzone, są one wspierane przez dużą grupę społeczną. Ta grupa podtrzymuje uzgodnioną rzeczywistość paradygmatu. Pojawia się także bardzo silny rezonans morficzny, dotyczący sposobu działania w danym obszarze. Z tego też powodu raczej rzadkie są zmiany paradygmatu, a tendencja do zmian spotyka się z silnym oporem.
Artykuł w całości pochodzi z serwisu : http://a.bongaruda.pl/
Zobacz też
03 Środa Lu 2010
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
akceptacja, ego, mello, opór, przeciwności, walka, zrozumienie, Świadomość
Im bardziej będziesz starał się zmienić, tym gorzej będzie ci to wychodziło. Czy znaczy to, że pochwalam pewną dozę bierności?
Tak, im większy stawiasz opór, tym większą nadajesz moc temu, czemu się opierasz. Takie jest, jak sądzę, znaczenie słów Jezusa:
„Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu drugi.”
To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz.
Brzmi to bardzo po wschodniemu. Jeśli jednak popłyniesz razem z wrogiem, pokonasz go.
Jak walczyć ze złem?
Nie poprzez zmaganie się z nim, ale poprzez zrozumienie. Zło zniknie, jeśli tylko zostanie zrozumiane.
Jak walczyć z ciemnością?
Nie przy pomocy pięści. Nie można przegonić ciemności z pokoju za pomocą szczotki, trzeba włączyć światło.
Im usilniej walczysz z ciemnością, tym bardziej staje się ona dla ciebie realna, tym bardziej wyczerpiesz samego siebie.
Jeśli jednak włączysz światło świadomości, ciemność się rozprasza.
Załóżmy, że ten skrawek papieru jest czekiem na bilion dolarów. „Och, muszę go odrzucić, muszę, zgodnie z Ewangelią muszę się go wyrzec, jeśli pragnę życia wiekuistego.
„Czy zamierzasz zastąpić jedną chciwość inną?
Chciwość dóbr materialnych – chciwością duchową?
Poprzednio miałeś „ego” ziemskie, a teraz zyskałeś „ego” duchowe i pomimo wszystko jest to „ego” – subtelniejsze i takie, z którym znacznie trudniej walczyć. Kiedy czegoś się wyrzekasz, związujesz się z tym.
Jeśli jednak zamiast aktu wyrzeczenia przyjrzysz się temu uważnie i powiesz: „No tak, to nie jest czek na bilion dolarów, ale kawałek papieru”, to nie ma już z czym się zmagać, nie ma czego się wyrzekać.
Artykuł z serii: Przypomnienie
A. de Mello
Zobacz też
• Przestań usiłować być dobrym cz I.
• Przestań usiłować być dobrym cz II
27 Środa Sty 2010
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
akceptacja, cierpienie, depresja, Medytacja, negatywizm, negatywne myślenie, pesymizm, potęga teraźniejszości, pozytywne myślenie, przygnębienie, spokój, tolle, wyciszenie, Świadomość
Wszelki opór wewnętrzny odczuwa się jako rodzaj negatywizmu.
Wręcz można powiedzieć, że wszelki negatywizm jest tożsamy z oporem.
W tym kontekście są to nieomal synonimy.
Istnieje szeroki wachlarz postaw negatywnych – od irytacji lub zniecierpliwienia aż po wściekłą furię, od sarkazmu, przygnębienia czy ponurej urazy aż po samobójczą rozpacz.
Pod wpływem oporu byle drobnostka potrafi wywołać silną reakcję negatywną: gniew, depresję lub głęboki żal.
Nasze ego wierzy, że dzięki negatywizmowi zdoła manipulować rzeczywistością i uzyska to, czego pragnie.
Wierzy, że uda mu się w ten sposób wywołać pożądaną sytuację bądź unicestwić niepożądaną.
Jak słusznie stwierdza autor Lekcji cudów, cierpienie zawsze podszyte jest nieświadomą wiarą, że „kupisz” sobie za nie przedmiot swoich pragnień.
Gdybyś rzekomy „ty” – czyli umysł – nie wierzył, że cierpienie może wywołać skutek, o jaki ci chodzi, po cóż byś je stwarzał?
Prawda jest oczywiście taka, że negatywizm wcale nie daje pożądanych skutków. Nie tylko nie wywołuje sytuacji, jakiej byśmy sobie życzyli, ale uniemożliwia jej pojawienie się.
Zamiast unicestwić sytuację niepożądaną, jedynie ją utrwala.
Cała jego „skuteczność” sprowadza się do wzmacniania ego – i z tej właśnie przyczyny ego uwielbia wszystko, co negatywne.
Gdy już utożsamiłeś się z czymś negatywnym, nie chcesz wyrzec się tego utożsamienia, a na głęboko nieświadomym poziomie wcale nie pragniesz pozytywnej zmiany.
Zagroziłaby ona bowiem twojej tożsamości, zgodnie z którą masz być przygnębiony, wściekły i skrzywdzony.
Wszelkie pozytywne wpływy, jakie pojawią się w twoim życiu, będziesz więc ignorował, negował lub sabotował.
Jest to częste zjawisko. A zarazem zupełny obłęd.
Żadna inna forma życia na kuli ziemskiej nie wie, co to negatywizm: znany jest on wyłącznie ludziom.
Widziałeś kiedyś nieszczęśliwego delfina, żabę, która miała problemy z samooceną, kota, co nie potrafił się zrelaksować, albo ptaka, hołubiącego nienawiść i urazę?
Jedynie zwierzęta, żyjące w bliskim kontakcie z ludźmi i poprzez nich wchodzące w kontakt z ludzkim umysłem oraz jego obłędem, zdradzają czasem coś w rodzaju negatywnych skłonności czy objawów nerwicy.
Przyjrzyj się dowolnemu zwierzęciu lub roślinie i ucz się od tego żywego organizmu, jak w pełni akceptować to, co j e s t -jak poddać się teraźniejszości.
Niech zwierzę lub roślina uczy cię Istnienia.
Niech cię uczy rzetelności – tego, jak być jednią, jak być całym, być sobą, być rzeczywistym.
Niech cię uczy, jak żyć i umierać – i jak z życia i z umierania nie robić problemu.
Ale czy nie bywa i tak, że negatywna emocja zawiera ważny komunikat?
Ma przykład jeśli często miewam depresję, może to znaczyć, że z moim życiem coś jest nie w porządku. Sygnał ten może mnie zmusić, żebym przyjrzał się swojej sytuacji życiowej i dokonał w niej zmian.
Muszę więc słuchać, co mówi mi emocja, zamiast bagatelizować ją jako coś negatywnego.
Regularnie powracające emocje negatywne niekiedy rzeczywiście mogą być sygnałem, podobnie jak bywa nim choroba.
Ale wszelkie zmiany, jakich dokonasz – w pracy, w związkach osobistych czy w szerzej pojętym otoczeniu – będą miały charakter czysto kosmetyczny, jeśli nie spowoduje ich zmiana twojego poziomu świadomości.
Ta zaś może nastąpić tylko w jeden sposób: poprzez większą obecność.
Począwszy od pewnego jej poziomu, wiesz bez pomocy negatywnych sygnałów, czego domaga się twoja sytuacja życiowa. Dopóki jednak miewasz negatywne popędy, rób z nich użytek. Niech ci przypominają, że powinieneś być bardziej świadomy.
Przestaną się pojawiać, kiedy staniesz się bez reszty obecny. Gdy Twoja uwaga skupiona będzie tylko i wyłącznie na bieżącej chwili. Tu i teraz.
Ale nie zniechęcaj się, gdy uwaga będzie ci uciekać w analizowanie wydarzeń i przykrości z przeszłości.
Jak dotąd niewielu ludzi na kuli ziemskiej potrafi utrzymać stan ciągłej obecności, chociaż niektórzy są tego coraz bliżsi.
Ilekroć zauważysz, że odzywa się w tobie coś negatywnego, potraktuj to nie jak porażkę, lecz jak pożyteczny znak, który mówi ci: „Zbudź się. Wyskocz z umysłu. Bądź obecny”.
W późniejszych latach życia Aldous Huxley ogromnie zainteresował się naukami duchowymi i napisał powieść, zatytułowaną Wyspa. Jej bohater w wyniku katastrofy okrętowej ląduje na dalekiej wyspie, pozbawionej wszelkiego kontaktu ze światem.
Istnieje tam jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, której niezwykłość polega na tym, że jej przedstawiciele są w przeciwieństwie do reszty ludzkości całkowicie poczytalni. Pierwsze, co zauważa rozbitek, to kolorowe papugi, które siedzą w koronach drzew i raz po raz skrzeczą: „Uwaga. Tu i teraz. Uwaga. Tu i teraz”. Z dalszego ciągu powieści dowiadujemy się, że wyspiarze nauczyli je tak mówić, ponieważ chcieli mieć sygnał, który by ich nieustannie przywracał do stanu obecności.
Ilekroć więc czujesz, że budzi się w tobie coś negatywnego – pod wpływem zewnętrznego bodźca, twojej własnej myśli albo i bez żadnej uświadomionej przyczyny – potraktuj to jak okrzyk:
„Uwaga. Tu i teraz. Zbudź się”.
Nawet najlżejsza irytacja jest znamienna, trzeba ją więc przyjąć do wiadomości i poddać oględzinom; w przeciwnym razie będą w tobie narastały pokłady niezaobserwowanych reakcji.
Być może –jak już wcześniej sugerowałem – zdołasz najzwyczajniej w świecie porzucić negatywną skłonność, gdy poczujesz, że nie chcesz w sobie nosić negatywnej energii, która z nią się wiąże, i że nie jest ci ona do niczego potrzebna.
Ale jeśli już się z nią rozstajesz, zrób to gruntownie.
Jeśli zaś nie zdołasz jej poniechać, pogódź się po prostu z jej istnieniem i –jak już wcześniej mówiłem – skup się na odczuciach, obserwuj je.
Gdy nie udaje ci się poniechać negatywnej reakcji, możesz ją rozpuścić, wyobrażając sobie, że zewnętrzny bodziec, który ją wywołał, przenika przez ciebie jak przez powietrze.
Radzę najpierw ćwiczyć tę umiejętność w drobnych, wręcz błahych sprawach. Powiedzmy, że siedzisz sobie spokojnie w domu.
Nagle po drugiej stronie ulicy zaczyna wyć alarm samochodowy.
Budzi się irytacja.
Po co ci ona?
Po nic.
Czemu więc ją w sobie wywołałeś?
To nie ty: wywołał ją umysł. Stało się to zupełnie automatycznie, bez udziału świadomości.
Czemu umysł wywołał irytację?
Ponieważ tkwi w nieświadomym przeświadczeniu, że jego opór (który ty odczuwasz jako pewien rodzaj negatywizmu bądź cierpienia) w ten czy inny sposób unicestwi niepożądaną sytuację.
Jest to oczywiście złudzenie.
Opór umysłu – w tym akurat wypadku będzie to irytacja lub gniew – wywołuje znacznie większe zamieszanie niż pierwotna przyczyna, którą umysł próbuje rozpuścić.
Wszystko to można potraktować jako praktykę duchową.
Poczuj, że stajesz się przeźroczysty, dematerializujesz się.
Niech hałas lub inny bodziec, budzący w tobie negatywną reakcję, przepłynie przez ciebie na wskroś, nie napotykając twardej zapory.
Jak już mówiłem, na początek wybieraj do tych ćwiczeń sprawy drobne: alarm samochodowy, szczekanie psa, krzyki dzieci, korek uliczny.
Zamiast wznosić w sobie zaporę, w którą raz po raz boleśnie uderza coś, co „nie powinno mieć miejsca”, pozwól, żeby wszystko przez ciebie przepływało.
Ktoś odzywa się do ciebie grubiańsko albo uszczypliwie.
Zamiast reagować nieświadomie i negatywnie – atakiem, obroną lub oddaleniem – pozwalasz, żeby usłyszane słowa przepłynęły przez ciebie.
Nie stawiaj najmniejszego oporu.
Zachowuj się tak, jakby nie istniał już w tobie nikt, kogo można zranić.
Na tym właśnie polega między innymi zdolność wybaczania i współczucia.
Dzięki niej stajesz się nietykalny.
Jeśli zechcesz, możesz, owszem, powiedzieć rozmówcy, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia, ale nie ma on już władzy nad twoim stanem ducha.
Tylko ty sam sprawujesz tę władzę – nie kto inny ani nie twój umysł. Dopóki zaś stawiasz opór, jego mechanizm zawsze działa tak samo – niezależnie od tego, czy bodźcem będzie alarm samochodowy, czyjeś grubiańskie zachowanie, powódź, trzęsienie ziemi lub utrata całego majątku.
Pytanie : Od dawna medytuję, biorę udział w warsztatach, przeczytałem wiele książek o tematyce duchowej, staram się żyć, nie stawiając oporu, ale jeśli spytasz, czy odnalazłem prawdziwy i trwały spokój wewnętrzny, to powiem szczerze, że mi się nie udało. Dlaczego? Co jeszcze mogę zrobić, żeby go znaleźć?
Wciąż szukasz na zewnątrz i tak już do tego przywykłeś, że nie potrafisz zaniechać poszukiwań.
Łudzisz się, że do celu pozwoli ci się zbliżyć kolejny warsztat, kolejna technika.
Moja rada: nie szukaj spokoju.
Nie szukaj żadnego innego stanu niż ten, w którym akurat jesteś, bo wywołasz we własnym wnętrzu konflikt i nieświadomy opór.
Wybacz sobie to, że nie jesteś spokojny. Zaakceptuj to na tą chwilę.
Kiedy całkowicie pogodzisz się ze swoim niepokojem, natychmiast przeistoczy się on w spokój. Wszystko, co w pełni zaakceptujesz, doprowadzi cię do celu, do spokoju.
Ten właśnie cud zdarza się, gdy się poddasz.
E. Tolle Potęga teraźniejszości
Artykuł z serii: Przypomnienie
Powiązane posty :
• Nauka akceptacji dobrego i złego
25 Poniedziałek Sty 2010
Posted Rozwój, Świadomość
inTagi
ego, indywidualność, ja, mój, mello, mnie, moje, osoba, persona, utożsamienie, Świadomość
A teraz proponuję inne ćwiczenie. Proszę napisać na kawałku papieru krótką charakterystykę siebie. Na przykład: człowiek interesu, ksiądz, człowiek, katolik, Żyd…
Cokolwiek. Niektórzy, jak widzę, piszą takie rzeczy: poszukujący pielgrzym, kompetentny, żywotny, niecierpliwy, skoncentrowany, elastyczny, pojednawczy, kochanek, istota ludzka, nadmiernie ustrukturalizowany. Jest to, mam nadzieję, owoc samoobserwacji. Jak gdybyś patrzył na kogoś innego, nie na siebie. Zauważcie jednak, że macie do czynienia z „ja”, które obserwuje „mnie”. Jest to interesujący fenomen, który od wieków fascynuje filozofów i mistyków, naukowców, psychologów. „Ja” może obserwować „mnie”. Wygląda na to, że zwierzęta nie są w stanie tego dokonać. Wydaje się również, że potrzebna jest do tego określona doza inteligencji. To, co zamierzam wam teraz powiedzieć, nie jest metafizyką, nie jest też filozofią. To czysta obserwacja i zdrowy rozsądek. Wielcy mistycy Wschodu odwołują się tak naprawdę do „ja”, a nie do „mnie”. W istocie niektórzy z tych mistyków uczą, że zaczynać powinniśmy od rzeczy, od świadomości rzeczy, by następnie przechodzić do świadomości myśli (czyli do „mnie”) i dopiero na końcu osiągnąć świadomość tego, który myśli. Rzeczy, myśli, myśliciel. Tak naprawdę szukamy myśliciela. Czy myślący zna samego siebie? Czy mogę wiedzieć, czym jest „ja”? Niektórzy z mistyków odpowiadają: „Czy nóż może ciąć sam siebie? Czy ząb może sam siebie pogryźć? Czy oko widzi samo siebie? Czy ja może poznać siebie?”
Mnie jednak interesuje coś nieskończenie bardziej praktycznego, a mianowicie to, czym „ja” nie jest. Będę teraz posuwał się tak małymi kroczkami, jak tylko to jest możliwe, gdyż konsekwencje mogą być nieobliczalne. Niezwykle wspaniałe albo ponad miarę tragiczne, to zależy od waszego punktu widzenia.
Posłuchajcie. Czy jestem moimi myślami o tym, że myślę? Nie. Myśli przychodzą i odchodzą. Nie jestem moimi myślami. Czy jestem moim ciałem? Wiem, że miliony komórek naszego ciała ulegają w każdej minucie zmianie lub są odnawiane tak, że co siedem lat wszystkie zostają wymienione. Komórki pojawiają się i znikają. Rosną i obumierają. Ale „ja” wydaje się trwać. Czy więc moje ciało to ja? Na pewno nie!
Jestem czymś innym i czymś więcej niż moje ciało. Można by powiedzieć, że ciało jest częścią „ja”, ale jest to podlegająca zmianie część „ja”. Jest w ciągłym ruchu, podlega nieustannej zmianie. Nazywamy je zawsze tak samo, ale ono się zmienia. Podobnie mamy jedną nazwę dla wodospadu Niagara, ale wodospad ten tworzony jest przez wodę, która za każdym razem jest inna. Używamy tej samej nazwy dla ciągle zmieniającej się rzeczywistości.
A moje imię? Czy „ja” jest moim imieniem? Nie ulega wątpliwości, że nie, gdyż mogę zmieniać imię nie zmieniając „ja”. A moja kariera? A moje poglądy? Mówię, że jestem katolikiem, wyznawcą judaizmu – czy to jest istotna część mojego „ja”? Czy jeśli przyjmę inną religię, to „ja” ulegnie zmianie? Czy mam wówczas nowe „ja”, czy też to samo „ja”, tyle że zmienione? Innymi słowy, czy moje imię jest istotną częścią mnie, mojego „ja”? Czy moja religia jest istotną częścią mojego „ja”? Przytoczyłem historyjkę o małej dziewczynce, która pyta małego chłopca, czy jest prezbiterianinem. Ktoś opowiedział mi inną, o Paddy. Paddy idzie ulicą Belfastu i nagle od tylu czuje przystawiony do głowy pistolet. Słyszy:
– Jesteś katolikiem czy protestantem?
Paddy musi szybko myśleć. Odpowiada więc:
– Jestem Żydem.
Na co słyszy głos: – Jestem największym szczęściarzem pośród Arabów w Belfaście.
Etykietki są dla nas niezwykle ważne. „Jestem republikaninem” – mówimy. Ale czy rzeczywiście? Nie myślisz chyba poważnie, że przystępując do jakiejś partii zyskujesz nowe „ja”. Czy nie jest to stare „ja” z nowymi politycznymi przekonaniami? Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, który pytał swego przyjaciela:
– Czy zamierzasz głosować na republikanów?
– Nie, będę głosował na demokratów – pada odpowiedz.
– Mój ojciec był demokratą, mój dziadek był demokratą, mój pradziad też był demokratą.
– Dziwaczne rozumowanie. Gdyby twój ojciec był koniokradem, tak jak i dziadek, a może również pradziadek, to kim byłbyś?
– Ach – odpowiada przyjaciel – wówczas byłbym republikaninem.
Tak wiele życia poświęcamy przywiązywaniu wagi do etykietek, naszych własnych i innych. Słowem, szyldy identyfikujemy z ludzkim „ja”. Często pojawiają się etykietki: „katolik”, „protestant”. Pewien człowiek poszedł kiedyś do księdza i poprosił:
– Ojcze, chciałbym, abyś odprawił mszę za mego psa.
Ksiądz był oburzony. – Mszę za twego psa, co ty sobie wyobrażasz!
– Pokochałem tego psa i chciałbym zamówić mszę w jego intencji.
– Nie odprawiamy tu mszy w intencji psów. Może pan zapytać gdzie indziej, czy nie odprawiono by takiej mszy – odparł ksiądz.
Wychodząc mężczyzna rzucił księdzu:
– Trudno. Ja naprawdę kochałem tego psa. Podczas mszy za niego zamierzałem dać milion dolarów na ofiarę.
Na to ksiądz:
– Niech pan chwilę poczeka. Nie powiedział mi pan przecież, że pański pies był katolikiem.
Jeśli jesteś uwikłany w sieć etykietek, jakie mają one znaczenie względem „ja”? Czy można byłoby powiedzieć, że „ja” nie jest żadną etykietką, z którą jesteśmy związani? Etykietki należą do „mnie”. To, co podlega nieustannej zmianie, to właśnie owo „mnie”. Czy „ja” podlega jakimkolwiek zmianom? To prawda, bez względu na to, jakie etykietki masz na myśli (być może za wyjątkiem „istoty ludzkiej”) stosować je należy do „mnie”. A więc, kiedy wyjdziesz na zewnątrz siebie i obserwujesz „mnie”, przestajesz identyfikować się ze „mną”.
Cierpienie istnieje we „mnie” i zaczyna się wówczas, gdy identyfikujesz, „ja” z „mnie”.
Załóżmy, że obawiasz się czegoś lub czegoś pożądasz, albo też czymś się niepokoisz. Kiedy „ja” nie identyfikuje się z pieniędzmi, nazwiskiem, narodowością, osobami, przyjaciółmi ani z żadną inną cechą, wówczas „ja” nigdy nie jest zagrożone.
Pomyśl o czymś, co było powodem bólu, zmartwienia czy niepokoju. Cóż takiego odkryjesz? Po pierwsze, uchwycisz pożądanie kryjące się za cierpieniem. Stwierdzisz, że jest coś, czego bardzo chcesz i gdyby nie to pragnienie, nie doznawałbyś cierpienia. Czym jest to pożądanie?
Po drugie, stwierdzisz, że nie jest to jedynie proste pożądanie. Jest ono uwikłane w identyfikację. Musiałeś sobie w jakiś sposób powiedzieć: „Istnienie mego, ‚ja’ nieodłącznie związane jest z tym pożądaniem”. Cierpienie wynika z identyfikowania siebie z czymś, co jest na zewnątrz lub wewnątrz psychiki człowieka.
A. de Mello
Zobacz też
18 Poniedziałek Sty 2010
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
ewolucja, holon, holony, kosmos, samotranscendencja, transcendencja, wilber, wszechświat, Świadomość
Przyjrzymy się ewolucji w różnych obszarach, od materii poprzez życie, do umysłu.
Te trzy główne obszary nazywasz materią lub kosmosem, życiem lub biosferą i umysłem lub noosferą. Natomiast wszystkie te obszary razem nazywasz „Kosmosem”.
Pitagorejczycy wprowadzili termin „Kosmos” (ład), który zwykle tłumaczony jest jako Wszechświat. Ale pierwotnie Kosmos oznaczał ukształtowaną według określonego wzorca naturę lub proces wszystkich obszarów istnienia, od materii poprzez umysł do Boga. Dzisiaj jednak słowa „kosmos” i „wszechświat” oznaczają zazwyczaj jedynie fizyczny wszechświat.
Chciałbym więc ponownie wprowadzić termin Kosmos.
Jak wspomniałeś, Kosmos zawiera kosmos (sferę fizyczną), bios (lub biosferę), psyche lub rozum (noosferę), i theos (sferę boską lub duchową).
Możemy więc sprzeczać się na przykład, w jakim punkcie materia staje się życiem lub kosmos staje się bios ale jak wskazuje Francisco Varela, autopoiesis (lub samopomnażanie się) występuje tylko w organizmach żywych. Nie spotkamy tego nigdzie w kosmosie, jedynie w bios.
To ważne i głębokie zdarzenie, coś zdumiewająco nowego. Podążam śladem kilku tego rodzaju przekształceń lub zdarzeń w trakcie ewolucji Kosmosu.
A więc w tych rozważaniach nie interesuje nas jedynie Wszechświat, lecz Kosmos.
Tak. Wiele kosmologii ma wyraźnie materialistyczną inklinację: z jakichś względów fizyczny kosmos uważany jest za najbardziej realny wymiar, a wszystko inne wyjaśnia się w odniesieniu do tego materialnego planu. Ale jakież to brutalne podejście!
Roztrzaskuje cały Kosmos o ścianę redukcjonizmu i na twoich oczach wszystkie sfery z wyjątkiem fizycznej powoli wykrwawiają się na śmierć. Czy można tak traktować Kosmos?
Nie. Jak sądzę, pragniemy stworzyć Kosmologię, a nie kosmologię.
Dwadzieścia zasad: wzorce powiązań
Możemy rozpocząć tę Kosmologię od przyjrzenia się charakterystycznym cechom ewolucji w różnych sferach. Wyodrębniłeś dwadzieścia wzorców, które wydają się prawdziwe dla ewolucji w każdym obszarze, od materii poprzez życie do umysłu.
To prawda.
Z tych dwudziestu wzorców wybierzmy przykładowo kilka zasad, by pokazać, o co chodzi. Zasadą numer jeden jest to, że rzeczywistość składa się z całości/części czyli „holonów”.
Rzeczywistość składa się z holonów?
Czy to jest dalekie od prawdy? Czy wprowadza zamęt?
Arthur Koestler ukuł termin „holon” na określenie bytu, który sam jest całością i jednocześnie częścią jakiejś innej całości. Jeśli zaczniesz uważnie przyglądać się rzeczom i procesom, wkrótce stanie się dla ciebie oczywiste, że one nie są jedynie całościami, lecz również częściami czegoś innego. Są całościami/częściami, są holonami.
Na przykład cały atom jest częścią całej cząstki. Cała cząstka jest częścią całej komórki. Cała komórka jest częścią całego organizmu itd. Żaden z tych bytów nie jest ani całością ani częścią, lecz całością/częścią, czyli holonem.
Chodzi o to, że zasadniczo wszystko jest takiego czy innego rodzaju holonem. Atomiści i holiści od dwóch tysięcy lat toczą filozoficzny spór o to, co jest ostatecznie rzeczywiste, całość czy część? A odpowiedź brzmi: ani jedno ani drugie. Lub, jeśli wolisz, i jedno i drugie. Wszędzie, w górze i w dole, istnieją tylko całości/części.
Jest taki stary dowcip o Królu, który zapytał Mędrca, jak to się dzieje, że ziemia nie spada. A Mędrzec odpowiedział, „Ziemia spoczywa na lwie”. „A zatem, na czym spoczywa lew?” „Lew spoczywa na słoniu”. „Na czym spoczywa słoń?” „Słoń spoczywa na żółwiu”. „Na czym spoczywa…?” „Możesz się tutaj zatrzymać, Wasza Wysokość. Dalej już są same żółwie”.
Dalej same żółwie, dalej same holony. Niezależnie jak daleko posuwamy się w dół, spotykamy holony spoczywające na holonach, spoczywające na holonach. Nawet subatomowe cząstki znikają w prawdziwej chmurze baniek w bańkach, holonów w holonach, w kwantowej nieskończoności fal możliwości.
Wszędzie w dół, holony.
I wszędzie w górę, jak powiedziałeś. Nigdy nie docieramy do ostatecznej Całości.
Słusznie. Nie ma takiej całości, która nie jest jednocześnie częścią jakiejś innej całości, nieskończenie, bezustannie. Czas płynie, dzisiejsze całości są jutrzejszymi częściami…
Nawet „Całość” Kosmosu jest jedynie częścią całości wyłaniającej się w następnej chwili, bez końca. Nigdy nie mamy tej całości, ponieważ nie ma żadnej całości, zawsze są tylko całości/części.
A więc pierwsza zasada mówi, że rzeczywistość nie składa się ani z rzeczy ani z procesów, ani z całości ani z części, ale z całości/części czyli holonów wszędzie w górę, wszędzie w dół.
Zatem rzeczywistość nie składa się, powiedzmy, z cząstek.
Oczywiście, że nie.
To całkowicie redukcjonistyczny pogląd, ponieważ uprzywilejowuje wszechświat materialny, fizyczny. Wtedy wszystko inne od życia poprzez umysł do ducha musi wywodzić się z subatomowych cząstek, a to się nigdy nie sprawdzi.
Zauważ jednak, że subatomowa cząstka sama jest holonem. Tak samo komórka. I symbol, wyobrażenie, koncepcja. Czymkolwiek wszystkie te byty są, w pierwszym rzędzie są holonem. A więc świat nie składa się z atomów ani z symboli, komórek czy koncepcji. Składa się z holonów.
Skoro Kosmos składa się z holonów, zatem jeśli patrzymy na to, co jest wspólne dla wszystkich holonów, możemy dostrzec, co jest wspólne dla ewolucji we wszystkich obszarach. Holony w kosmosie, w bios, psyche, theos jak one wszystkie się rozwijają, jakie są ich wspólne wzorce.
Co jest wspólne dla wszystkich holonów. W ten sposób doszedłeś do dwudziestu zasad.
Tak.
Odrębność i wspólnota
Zatem pierwsza zasada mówi, że Kosmos składa się z holonów. Wszystkie holony mają pewne wspólne cechy to zasada druga.
Ponieważ każdy holon jest całością/częścią, można rzec, że ma dwie „tendencje” lub dwa „popędy” musi utrzymać zarówno swą całość jak i swą cząstkowość.
Z jednej strony, musi zachować swą całość, tożsamość, autonomię, swą odrębność. Jeśli nie utrzyma i nie zachowa swej odrębności, wówczas po prostu przestanie istnieć.
Zatem jedną z cech holonu, w każdym obszarze, jest odrębność, zdolność do zachowania swej całości wobec naporów z otoczenia, które w innym razie by go unicestwiły. Jest to prawdziwe w odniesieniu do atomów, komórek, organizmów, idei.
Ale holon nie jest tylko całością, która musi zachować swą odrębność, lecz jest również częścią jakiegoś innego systemu, jakiejś innej całości. A więc, poza tym, że musi utrzymać swą odrębność jako całość, jednocześnie musi dostosować się jako część czegoś innego. Jego własne istnienie zależy od zdolności dostosowania się do otoczenia.
Ta zasada obowiązuje na wszystkich poziomach od atomów poprzez molekuły, zwierzęta aż do ludzi.
Zatem każdy holon jest nie tylko odrębny jako całość, musi również dopasować się w swoich powiązaniach jako część innych całości. Jeśli nie zdoła utrzymać zarówno swej odrębności jak i swych powiązań, zostanie po prostu unicestwiony. Przestanie istnieć.
Transcendencja i rozpuszczenie
To jest część zasady numer dwa każdy holon jest zarówno odrębny jak i powiązany. Nazywasz to „horyzontalnymi” właściwościami holonów. Co z właściwościami „wertykalnymi”, które nazywasz „samotranscendencją” i „samorozpuszczaniem?”
Jeśli holon nie zachowa swojej odrębności i swoich powiązań, może się całkowicie rozpaść. Wówczas rozkłada się na subholony: komórki rozkładają się na molekuły, a te rozpadają się na atomy, które pod intensywnym naporem mogą zostać doszczętnie „zmiażdżone”.
W rozkładzie holonu zdumiewa fakt, że rozpada się w odwrotnym kierunku niż powstawał. Ten rozkład jest „samorozpuszczeniem”, lub po prostu rozpadem na subholony, które mogą rozpaść się na swoje subholony itd.
Ale spójrz na odwrotny proces, który jest czymś w najwyższym stopniu niezwykłym: na proces powstawania, wyłaniania się nowych holonów.
Przede wszystkim jak to się dzieje, że bezwładne molekuły schodzą się razem, by uformować żywe komórki?
Absolutnie nikt już nie wierzy w klasyczną, gładką, neodarwinowską teorię naturalnej selekcji. Jasne jest, że ewolucja częściowo działa w zgodzie z darwinowską naturalną selekcją, ale ów proces jedynie selekcjonuje te przemiany, które już się dokonały, za pomocą mechanizmów, których nikt nie rozumie.
Na przykład?
Weźmy klasyczne twierdzenie, że skrzydła po prostu rozwinęły się z przednich nóg. Żeby wytworzyć sprawne skrzydło z nogi, trzeba być może setek mutacji półskrzydło nie wystarczy. Półskrzydło nie jest dobre ani jako noga, ani jako skrzydło nie możesz ani biec, ani fruwać. Nie ma żadnej wartości przystosowawczej. Mówiąc inaczej, z półskrzydłami jesteś obiadem.
Skrzydło będzie funkcjonowało jedynie wówczas, kiedy te setki mutacji wystąpią jednocześnie, w jednym zwierzęciu również te same mutacje muszą wystąpić jednocześnie w innym zwierzęciu przeciwnej płci. Następnie te zwierzęta muszą się jakoś spotkać, zjeść obiad, wypić kilka drinków, sparzyć się i mieć małe z prawdziwymi sprawnymi skrzydłami.
Mówimy o czymś niepojętym. To jest zupełnie, absolutnie, całkowicie niepojęte. Przypadkowe mutacje nie wyjaśniają tego nawet w najmniejszym stopniu. Bądź co bądź zdecydowana większość mutacji jest śmiertelna; jak może dojść do setek nieśmiertelnych mutacji jednocześnie?
Czy choćby czterech lub pięciu? Ale kiedy już dokona się ta niewiarygodna przemiana, wówczas naturalna selekcja rzeczywiście wyselekcjonuje lepsze skrzydła spośród mniej sprawnych skrzydeł ale skrzydła same? Nikt nie ma pojęcia.
Na razie wszyscy zgodzili się nazywać to po prostu „ewolucją kwantową” lub „ewolucją przerywaną” lub „ewolucją nagłą” całkowicie nowe, nagłe i niewiarygodnie skomplikowane holony powstają w ogromnym skoku, jakby na sposób kwantowy bez żadnego śladu jakichkolwiek form pośrednich. Tuziny lub setki jednoczesnych nieśmiertelnych mutacji musi wystąpić w tym samym czasie.
Niezależnie od tego, jak wyjaśnimy sposób zachodzenia tych niezwykłych przemian, niezaprzeczalnym faktem jest, że zachodzą. Dlatego wielu teoretyków, jak np. Erich Jantsch, nazywa ewolucję po prostu „samorealizacją poprzez samotranscendencję”.
Ewolucja jest procesem niezwykłej samotranscendencji: ma absolutnie zdumiewającą zdolność przekraczania tego, co było wcześniej. A więc ewolucja jest częściowo procesem transcendencji, który włącza to, co było wcześniej, a potem dodaje niewiarygodnie nowe składniki.
Pęd do samotranscendencji jest zatem immanentnym elementem Kosmosu.
Wilber Ken – Krótka historia wszystkiego
Powiązane
• Holonomiczny wszechświat i… holograficzna świadomość
• Rozmowy z Kenem Wilberem – o kosmicznej świadomości.
• Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.
• Nieświadomość zbiorowa – wg Junga
• Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.
15 Piątek Sty 2010
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
cytaty, filozofia, miłość, przestroga, refleksje, Świadomość
Platon:
Dobrzy to Ci, którzy zadowalają się marzeniem o tym, co źli rzeczywiście robią.
Mark Twain:
Niewielu z nas potrafi znieść dobrobyt… innych ludzi, rzecz jasna.
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu.
Francois de La Rochafoucauld:
Uważamy za rozsądnych jedynie tych, którzy są naszego zdania.
Aldous Huxley:
Potrafię współczuć cudzym bólom, ale nie przyjemnościom. Jest coś dziwnie nudnego w szczęściu innych ludzi.
Ambrose Bierce:
Nudziarz to ktoś, kto gada wtedy, kiedy chcielibyśmy, żeby nas słuchano.
George Bernard Shaw:
Jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy, to jej ulec.
Mark Twain:
Wolę iść do piekła niż do nieba, gdyż w tym pierwszym znaleźli się wszyscy ciekawi ludzie.
Anatol France:
Ironia jest ostatnią fazą rozczarowania.
George Bernard Shaw:
Patriotyzm to przekonanie o tym, że jakiś kraj jest lepszy od innych dlatego, że ja się w nim urodziłem.
Ambrose Bierce:
Znawca: specjalista, który wie wszystko o czymś i nie wie nic o czymkolwiek innym.
Ali Ibn Abi Talib:
Bierz od świata to, co ci daje, ale nie domagaj się tego, czego ci dać nie chce. Natomiast prosić możesz zawsze.
Andre Gide:
Wszystko zostało już powiedziane, ponieważ jednak nikt nie słucha, trzeba wciąż zaczynać od nowa.
Andreas Goldscheider:
Wiele psów uważa obrożę za swoją własność.
Bertrand Russell:
Większość ludzi wolała by umrzeć, niż myśleć. I tak zresztą robią.
Blaise Pascal:
Łatwiej daje się człowiek przekonać racjom, do których sam doszedł, niż tym, które nastręczyły się komuś drugiemu.
Elbert Hubbard:
Jeśli chcesz uniknąć krytyki, nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim
Epiktet:
Łzy są pociechą nieszczęśliwych.
Voltare:
To, co jest prawdą w jednej epoce, staje się błędem w innej.
Stanisław Jerzy Lec:
Stosy nie rozświetlają ciemności.
Stanisław Jerzy Lec:
Czasem łatwiej przyznać nagrodę niż rację.
Francois de la Rochefoucald:
Często wybaczamy tym, którzy nas nudzą, lecz nie wybaczamy tym, których my nudzimy.
Oscar Wilde:
To potworne, że za plecami ludzie mówią o nas rzeczy, które są całkowicie i absolutnie prawdziwe.
——————————————————————-
Georg Christoph Lichtenberg:
Mędrzec wciąż szuka mądrości, głupiec ją znalazł
Erich Maria Remarque:
Urodzić się głupcem to nie wstyd. Wstyd tylko głupcem umierać.
Zhuangzi:
Kto zna swoją głupotę, nie jest wielkim głupcem.
Bertrand Russell:
To smutne, że głupcy są tacy pewni siebie, a ludzie rozsądni tacy pełni wątpliwości.
Anatol France:
Staraj się być mądrzejszy od innych, ale nigdy im tego nie mów
Eliza Orzeszkowa:
Niektórzy swój widnokrąg biorą za koniec świata.
Anatol France:
Tylko głupiec ma odpowiedź na wszystko.
Konfucjusz:
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych.
Epikur:
Bezmyślnych wyzwala ze smutku czas, mądrych logika.
Antoine de Saint-Exupery:
Kto poniża, sam jest niski.
Platon:
Miarą mówcy nie jest ten kto mówi, lecz ten co słucha.
Arthur Schopenhauer:
Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, ale żadne wykształcenie nie zastąpi zdrowego rozsądku.
Cyceron:
Właściwością człowieka mądrego jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać.
Danny Kaye:
Również głupiec miewa czasami rozsądną myśl, tylko tego nie zauważa.
Francoise Sagan:
Głupota nie zawsze czyni złym, złość zawsze czyni głupim.
Arthur Schopenhauer:
To co ludzie nazywają fatalną nieuchronnością, jest zwykle tylko ich własną głupotą.
——————————————————————-
Erich Fromm:
Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać.
Jean de la Fontaine:
Kochajcie – reszta jest niczym.
Antoine de Saint-Exupery:
Doświadczenie nas uczy, że miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.
Antoine De Saint-Exupéry:
Miłość zaczyna się tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar.
Antoine de Saint-Exupery:
Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu.
Gabriel Laub:
Kochać ludzkość? – Spróbuj najpierw jednego jedynego człowieka!
——————————————————————-
Ben Stein:
Żeby dostać od życia to, czego się pragnie, trzeba najpierw zdecydować, czego się pragnie.
Arystoteles:
Nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa
Epikur:
Źle żyją, którzy ustawicznie żyć zaczynają.
Stefan Wyszyński:
Wiadomo, że nie powstało wiele dobrych rzeczy, dlatego że czekało się na lepsze.
——————————————————————-
Marek Aureliusz:
Budząc się rano, pomyśl jaki to wspaniały skarb żyć, oddychać i móc się radować.
Edgar Allan Poe:
Nie w poznaniu leży szczęście, lecz w dążeniu do niego.
Pitagoras:
Kto zatraca się w cierpieniu nie może być człowiekiem wolnym.
Epiktet:
Prawdziwe szczęście trwa wiecznie i nie może być zniszczone. Wszystko, co nie posiada tych dwu własności, nie jest prawdziwym szczęściem.
Arthur Schopenhauer:
Wszystko co doskonałe, dojrzewa powoli.
Epikur:
Ktoś, kto tego co posiada nie uważa za największe bogactwo, będzie nieszczęśliwy nawet, gdyby posiadł cały świat.
Seneka Starszy:
Trzeba całego życia, aby nauczyć się żyć.
Antoine de Saint-Exupery:
To, co nadaje sens życiu, nadaje także sens śmierci.
Giovani Boccaccio:
Ze świata tego każdy ma tyle, ile sam sobie weźmie
Plutarch:
Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.
Mark Twain:
Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia.
Seneka Młodszy:
Uważam cię za nieszczęśliwego, bo nigdy nie byłeś nieszczęśliwy. Nikt się nie dowie, ani nawet ty sam, co potrafisz. Aby poznać samego siebie, trzeba się wystawiać na próbę. Tylko tak może przekonać się każdy, na co go stać.
——————————————————————-
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Kto walczy z potworami, ten niechaj baczy, aby sam przy tym nie stał się potworem.
Frank Hubbard:
Nie bierz życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziesz z niego żywy.
Marek Aureliusz:
Spokojnie przyjmować, spokojnie tracić.
Khalil Gibran:
Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi. Są synami i córkami powołanymi do życia przez Życie. Przychodzą przez was, ale nie z was. I choć są z wami, do was nie należą.
——————————————————————-
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Powiadam wam; trzeba mieć chaos w sobie, by narodzić tańczącą gwiazdę.
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Gdy długo spoglądamy się w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Św. Augustyn:
Kto wierzy w to, czego nie widzi ujrzy to, w co wierzy.
George Bernard Shaw:
Czymże jest życie, jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw?
– Trzeba tylko umieć je popełniać!
A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej sposobności, bo nie zdarzają się co dzień.
Immanuel Kant:
Człowiek celem samym w sobie.
Khalil Gibran:
Żyjemy tylko po to, aby odkryć piękno. Wszystko inne jest jedynie sztuką oczekiwania.
Rabindranath Tagore:
Cieszymy się, że jesteśmy na tym świecie; jesteśmy z nim związani niezliczonymi nićmi, które rozciągają się od ziemi do gwiazd.
Zobacz też
14 Czwartek Sty 2010
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
cytat, cytaty, konstruktywnie, metafora, obserwacje, optymistycznie, pesymistycznie, powiedzenie, refleksje, złote myśli, Świadomość
Dziś zapraszam na dalszy ciąg interesujących cytatów, tym razem różnych autorów 🙂
Podzieliłam je na rozdziały, dla ułatwienia.
Cz I
-Jak żyć właściwie, między ludźmi
-Czego warto się uczyć?
-„Pesymistyczne” refleksje 🙂
-Optymistyczne refleksje
-Żyj konstruktywnie
-Obserwacje
Cz II
-Ironicznie
-Mądry i głupi
-Miłość
-Osiągaj swój cel
-Ścieżka szczęścia
-Przestrogi
-Filozoficznie
——————————————————————-
Oscar Wilde:
Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy.
Anthony de’Mello:
Nie pros świata, aby się zmienił to ty zmień się pierwszy.
Stefan Wyszyński:
Człowiek ujawnia swoją osobowość w sposobie traktowania innych.
Epiktet:
W czasie uczty nie opowiadaj, jak należy jeść, ale jedz, jak należy
Jean-Paul Sartre:
Kto wierzy w obecność dobra w drugim człowieku, rozbudza je w nim.
Stefan Wyszyński:
Człowiek, który nie lubi i nie umie przebaczać, jest największym wrogiem samego siebie.
Św. Augustyn:
Nie powinniśmy kochać ludzi na tyle, aby dla nich kochać ich występki, a nie powinniśmy nienawidzić występków na tyle, aby dla nich nienawidzić ludzi.
——————————————————————-
Św. Augustyn (Augustyn Aureliusz):
Człowiek nie może niczego nauczyć drugiego człowieka, może mu tylko dopomóc w wyszukiwaniu prawdy we własnym sercu, jeżeli ją posiada.
Św. Izydor z Sewilli:
Na początku słuchaj. Zabieraj głos jako ostatni. Ostatnie słowo jest więcej warte niż pierwsze.
S. Butler:
Życie – to sztuka wyciągania wystarczających wniosków z niewystarczających przesłanek.
Agatha Christie:
Więcej wysiłku wymaga udawanie, że się wie, niż dowiedzenie się.
Ajschylos:
Pouczać innych jest łatwiej niż siebie.
Anatol France:
Wykształcenie nie oznacza tego ile się uczyłeś, a nawet ile zapamiętałeś. To umiejętność rozróżniania tego co wiesz, a czego nie.
Edward Dahlberg:
Czasem potrzeba wiele czasu, żeby niczego nie zrozumieć
Emil Zegadłowicz:
Kto burzy, musi umieć budować, lecz kto chce budować, musi umieć burzyć.
Ernest Hemingway:
Potrzeba dwóch lat, aby nauczyć się mówić, pięćdziesięciu, aby nauczyć się milczeć
Isaac Newton:
Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean
——————————————————————-
Stanisław Jerzy Lec:
Twarz wroga przeraża mnie wtedy, gdy widzę, jak bardzo jest podobna do mojej.
Oscar Wilde:
Każdy z ludzi urodził się królem, lecz większość umiera na wygnaniu.
Ajschylos:
Zwycięzcą jest się tylko przez jeden dzień.
Albert Camus:
Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.
Aleksander Kumor:
Święte oburzenie nie uczyniło jeszcze nikogo świętym.
Oscar Wilde:
Kiedy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze prośby
Aleksander Kumor:
Od siebie uciekamy zawsze z sobą.
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Przekonania są bardziej niebezpiecznymi wrogami prawdy, niż kłamstwa.
Ali Ibn Abi Talib:
Kto zbyt długo walczy z głupotą, może na zawsze stracić z oczu prawdę.
Denis Diderot:
Jeśli ktoś przed tobą obmawia kogoś, przed innymi obmówi ciebie.
Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Matką rozpusty nie jest radość, lecz brak radości.
Oscar Wilde:
Moralność to postawa, jaką przyjmujemy wobec osób, których nie lubimy.
——————————————————————-
Albert Camus:
Podczas srogiej zimy zrozumiałem, że we mnie jest niezwyciężone lato.
Hans Christian Andersen:
To nic, że urodziłem się na kaczym podwórku. Ważne że wylęgłem się z łabędziego jaja.
Albert Camus:
Wolność to nic więcej, niż szansa na bycie lepszym.
Albert Schweitzer:
Żaden promień słońca nie ginie, lecz zieleń, którą on budzi, potrzebuje czasu, aby wzrosnąć.
Dean Martin:
Geniusz to człowiek rozwiązujący problemy, o których nie wiemy, że je mamy
Epiktet:
Raz zobaczyć jakąś rzecz znaczy więcej, niż sto razy o niej słyszeć.
Erich Maria Remarque:
Życie jest jak piłka. Gdzie by nie istniało, zawsze zachowuje równowagę.
——————————————————————-
Konfucjusz:
Spróbuj zapalić maleńką świeczkę zamiast przeklinać ciemność.
Rabindranath Tagore:
Jeśli zamkniesz drzwi przed wszelkim błędem, prawda pozostanie za drzwiami.
Ali Ibn Abi Talib:
Im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia.
Seneka Młodszy:
Kto nie trzyma się drogi pośredniej, ten nigdy nie idzie bezpieczną ścieżką
Ali Ibn Abi Talib:
Kto w nieszczęściu rozkłada ręce, ten się naraża na niepowodzenie.
Anatol France:
Człowiek, który nie zmierza do jakiegoś celu, nie osiągnie żadnego
D. Opolski:
I klęska może być zwycięstwem – jeśli przyjdzie w porę
Demokryt:
Nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się niezrozumiałe.
George Bernard Shaw:
Jeżeli nie możesz pozbyć się rodzinnego upiora, to naucz go tańczyć.
Horacy:
Korzystaj z tego dnia. Jutro jeszcze dniem nie jest.
Mark Twain:
Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo przestają się bawić.
Aldous Huxley:
Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że mogę jedynie zmieniać samego siebie
Anatol France:
Trzeba sobie wiele wybaczyć, by przyzwyczaić się wiele wybaczać innym
John Steinbeck:
Ostatnim złym nawykiem, jakiego się człowiek wyzbywa, jest udzielanie rad.
John Powell:
Prawdziwy błąd to taki, z którego nie wyciągamy żadnych wniosków
Alfred Aleksander Konar:
Wyrozumiałość jest owocem znajomości własnych błędów.
Antoine de Saint-Exupéry:
Jeżeli nie chcesz mieć swego udziału w klęskach, nie będziesz go miał również w zwycięstwach.
Carl Gustav Jung:
Wiedza nie opiera się wyłącznie na prawdzie, także na błędach
Denis Diderot:
Niekiedy człowiek pokazuje więcej geniuszu w swym błędzie, niż przy odkrywaniu prawdy.
Menander:
Każdy z nas ma swój własny charakter – i ten jest naszym bogiem, sprawcą szczęścia lub nieszczęścia.
Heirich Heine:
Doświadczenie to dobra szkoła, ale czesne jest bardzo wysokie
——————————————————————-
Jonathan Switt:
Jest sztuką – widzenie rzeczy niewidzialnych
Aleksander Kumor:
Z plotek można się dużo dowiedzieć o tych, którzy plotkują.
Seneka Młodszy:
Opornego los wlecze siłą
Khalil Gibran:
Wszyscy jesteśmy więźniami, ale jedni siedzą w celach z oknami, inni w celach bez okien.
Khalil Gibran:
Nauczyciele często są jak szyby: pozwalają widzieć prawdę, ale dzielą od rzeczywistości.
Ralph Waldo Emerson:
Ludzie widzą jedynie to, co spodziewają się zobaczyć
Zobacz też
13 Środa Sty 2010
Posted ciekawostka, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
albert einstein, Bóg, cytaty, einstein, natura, naukowiec, religia, uczony, wszechświat, Świadomość
Dziś zapraszam wszystkich do zapoznania się z cytatami genialnego naukowca, Alberta Einsteina.
Uczony ten znany był z tego, że oprócz fizyki, interesował się także bardziej filozoficznymi zagadnieniami. Sami oceńcie, czy jego wgląd był godny uwagi 🙂
*
Ludzie tacy jak my, wierzący w fizykę, wiedzą, że różnica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest tylko uparcie obecną iluzją.
*
Twierdzę, że kosmiczne przeżycie religijne stanowi najsilniejszą i najszlachetniejszą pobudkę do badań naukowych.
*
Moje poglądy bliskie są poglądom Spinozy: podziw dla piękna oraz wiara w logiczną prostotę porządku i harmonii, które w naszej znikomości możemy pojąć jedynie w sposób bardzo niedoskonały. Uważam, że musimy się pogodzić z tą niedoskonałością naszej wiedzy i poznania oraz traktować wartości i powinności moralne – jako problemy czysto ludzkie.
*
Moje doznania mają naturę religijną w tym sensie, iż jestem świadomy, że umysł ludzki jest zbyt ograniczony, by głębiej wniknąć w harmonię Wszechświata, którą nazywamy „prawami natury”.
*
Najpiękniejszym, co możemy odkryć, jest tajemniczość.
*
Naszym celem musi być wyzwolenie się… poprzez rozszerzenie kręgu współczucia na wszystkie żywe istoty i na cały cudowny świat natury.
*
Przeciwieństwem prawdy płytkiej jest fałsz, przeciwieństwem prawdy głębokiej może być inna głęboka prawda.
*
Chcę wiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesuje mnie to czy inne zjawisko. Chcę znać Jego myśli, reszta to szczegóły.
*
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
*
Uczony jest człowiekiem, który wie o rzeczach nieznanych innym i nie ma pojęcia o tym, co znają wszyscy.
*
Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie, i on to robi.
*
Wszystko powinno się robić tak prosto, jak tylko to jest możliwe – ale nie prościej.
*
Nauka bez religii jest kulawa, religia bez nauki ślepa
*
Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na maczugi.
*
Pan Bóg nie gra w kości!
*
Mając dwadzieścia lat myślałem tylko o kochaniu. Potem kochałem już tylko myśleć.
*
Problemem naszego wieku nie jest bomba atomowa, lecz serce ludzkie.
*
Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe.
*
Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.
*
Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia.
*
Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie jak go wskrzesić.
*
Ważne, żebyśmy nie oduczyli się zadawać pytań.
A. Einstein.
Zobacz także inne cytaty
11 Poniedziałek Sty 2010
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
archetyp, archetypy, cień, dziedzictwo kulturowe, energia, holony, idee, in se, instynkty, jacobi, jung, kultura, memy, nieświadomość, nieświadomość zbiorowa, numinosum, numinotyczność, otto, podświadomość, pole morfogenetyczne, punkty mocy, siła życia, sny, synchroniczność, treści podświadome, wizje, wyparte treści, wzorce, węzły energii, Świadomość, świętość
Nieświadomość, z samej swojej definicji, jest niepoznawalna – Jung tak ją opisuje:
„Świadomość to jakby powierzchnia czy skóra napięta nad rozległym obszarem, którego wielkości nie znamy. Ponieważ nic nie wiemy o nieświadomości, przeto nie możemy określić dziedziny jej władania. Nie sposób mówić o czymś, czego się nie zna. Jeśli mówimy „nieświadomość”, to często nam się wydaje, że wyrażamy coś konkretnego, naprawdę jednak wyrażamy tylko to, że nie wiemy czym jest nieświadome”.
Mimo tak kategorycznego sformułowania, które ma podkreślić wielkie trudności w badaniu nieświadomej części psyche, w koncepcji Junga mamy możliwość poznawania nieświadomości, jednak nie w relacjach bezpośrednich tzn. tak by jej treści w swojej naturalnej postaci pojawiały się w świadomości, lecz jedynie pośrednio.
I tak nieświadomość ukazuje się w postaci tzw. zalewów psychiki świadomej człowieka przez treści nieświadomości.
Występują one w postaci obrazów i symboli pojawiających się w snach, wizjach, czy fantazjach; mogą pojawiać się także jako symptomy lub kompleksy.
Mogą także być przyczyną stanów psychopatologicznych, takich jak histerie, nerwice, schizofrenie etc.
Nie wchodząc w psychologiczne wyjaśnienie mechanizmu tych zjawisk, chciałbym jedynie zasygnalizować, że wszystkie one pojawiają się przy obniżonym „progu świadomości” tzn. wtedy gdy ulegniemy wpływowi silnych emocji, przeżyjemy gwałtowny wstrząs, czy też po prostu śpimy (w stanach chorobowych przyczyny zalewów mogą być oczywiście o wiele bardziej skomplikowane).
Na podstawie wieloletniej obserwacji i prac badawczych Jung stwierdził, że nieświadomość przejawia w formach indywidualnej oraz zbiorowej.
Pierwsza z nich obejmuje treści zapomniane, wyparte, podświadomie dostrzeżone, pomyślane lub odczute czyli składa się z przeżyć wypartych lub stłumionych podczas życia każdego człowieka oraz wszelkich postrzeżeń zmysłowych czy odczuć podświadomych tzn. dziejących się poza świadomą egzystencją.
Treści te czasami można dowolnie przypominać sobie, często jednak są one głęboko ukryte i pozostają – w normalnym stanie świadomości – niedostępne dla naszej pamięci (np. gdy są wynikiem drastycznych przeżyć i są „wyparte”). Są one także, jako „żywy materiał”, zarodkiem późniejszych świadomych treści oraz są niepowtarzalne i charakterystyczne dla danego człowieka.
W przeciwieństwie do nieświadomości indywidualnej, — nieświadomość zbiorowa zawiera elementy charakterystyczne dla całej ludzkości czy wręcz całego życia psychicznego.
Jolande Jacobi, wieloletnia uczennica Junga, w swojej książce o jego psychologii, tak próbuje oddać jej charakter:
„Zbiorowa nieświadomość natomiast składa się z treści stanowiących nawarstwienie typowych – niezależnie od różnic historycznych, etnicznych i innych – właściwości ludzkości od jej czasów pierwotnych reakcji na powszechne ludzkie sytuacje, jak na przykład lęk, niebezpieczeństwo, walka z przemocą, wzajemny stosunek między płciami, rodzicami i dziećmi, postawy wobec nienawiści i miłości, wobec narodzin i śmierci, potęgi jasnych i ciemnych pierwiastków itd.”.
Według Junga nieświadomość zbiorowa jest „we wszystkich ludziach jednym i tym samym”, dzięki temu aspektowi identyczności nieświadomość zbiorowa jest tym, „… co pośredniczy między ludźmi.
W pewnym sensie jest ona „tym jednym, co wszystkich obejmuje” czyli posiada ponadosobistą i ponadczasową naturę.
Reasumując nieświadoma część psychiki zawiera w sobie zarówno biologiczne jak i kulturowe dziedzictwo ludzkości. Jest to ogromny zasób treści psychicznych otrzymywanych przez każdego z ludzi już w momencie urodzenia:
„zbiorowa nieświadomość jest ogromnym duchowym dziedzictwem rozwoju ludzkości, odrodzonym w każdej strukturze indywidualnej”.
Ważne też jest, że według Junga świadoma część psychiki (a więc ta jej część na której przede wszystkim koncentrujemy się w swoim poznaniu naukowym i filozoficznym) jest wtórna wobec nieświadomości zbiorowej, pisze on że jest ona jak mała wysepka na oceanie nieświadomości.
Co więcej wszelka inspiracja czy to w życiu, czy w twórczości pochodzi wyłącznie z „głębin” nieświadomości:
„wszystko, co kiedykolwiek ludzki — duch stworzył, pochodziło z treści, które w ostatecznej analizie istniały jako nieświadome ziarna”.
Jung pisze, że owa część psychiki jest dziedziczona przez ludzi w jakiś niezrozumiały dla nauki sposób. Nie wyjaśnia on tego fenomenu, jedynie – jako empiryk i fenomenolog, jak o sobie pisze – stwierdza fakt istnienia w psychice ludzkiej tych śladów jej prehistorii (część z nich Jung nazwał instynktami).
Termin archetyp zaczerpnął Jung z Corpus Hermeticum oraz z pisma Dionizego Areopagity De divinis nominibus, który pisał o „primitivae formae”; inspiracją dla Junga były też „ideae principalis” termin używany przez św. Augustyna.
Jung tak opisuje archetypy:
„Istnieją ponadto treści jednoznacznie nieznanego pochodzenia, w każdym zaś razie są one takie, że nie można ich zaklasyfikować jako zdobyte osobniczo. Charakteryzuje je wyraźna osobliwość: mają one charakter mitologiczny. Robią wrażenie, że nie należą do jakiejś konkretnej osoby, lecz raczej do ludzkości w ogóle.(…) Ten wzór podstawowy określiłem mianem archetypu, opierając się o sformułowanie św. Augustyna. Archetyp to jakiś typos (odcisk), trwale odgraniczone przyporządkowanie o charakterze archaicznym, które co do formy i treści zawiera motywy mitologiczne”.
Jeszcze inaczej archetypy można określić jako wzorce zachowań posiadające duży ładunek energii psychicznej i przez to wywierające znaczny wpływ na psychikę człowieka.
Archetypy są „dane” człowiekowi niejako a priori, tak więc według Junga człowiek od urodzenia jest psychicznie „pełny”, tzn. cały rozwój psychiki (od dzieciństwa aż do w pełni rozwiniętej psychiki dorosłego) jest dokonywany według wzorców archetypowych, które kształtują tworzącą się psychikę.
To, że mamy świadomość „ja” zawdzięczamy obecnemu w nas a priori archetypowi, który podczas rozwoju psychiki dziecka aktualizuje się właśnie w tej postaci (Jung nazywa też „ja” kompleksem ego i uważa ten archetyp za jeden z najważniejszych dla rozwoju i samopoznania jednostki).
Archetypy stanowią właściwą treść zbiorowej nieświadomości, są przedstawieniem typowych przeżyć poprzednich pokoleń, gromadzonych od czasów najdawniejszych. Bardzo ważne jest to, że są one typowe dla wszystkich kultur i cywilizacji; można je odnaleźć w mitologiach, bajkach, religiach, misteriach czy snach:
„Nawet sny zbudowane są w znacznym stopniu z tworzywa zbiorowego, podobnie jak w mitologii i folklorze różnych ludów pewne motywy powtarzają się w niemal identycznej formie. Motywy te określiłem mianem archetypów; uważam, że są to formy lub obrazy natury zbiorowej, które pojawiają się prawie na całym świecie jako części składowe mitów, a zarazem jako autochtoniczne i indywidualne wytwory pochodzenia nieświadomego”.
Jung twierdzi, że owe formy lub obrazy to po prostu energie i procesy psychiczne wyrażone w symbolicznej postaci.
Archetypy „in se” – charakteryzują nie tylko formy, czy obrazy w jakich pojawiają się w polu świadomości, ale także bardzo duża dynamika w oddziaływaniu na psyche w tym sensie, że wywierają one na nią określony i bardzo silny wpływ.
Jung twierdzi, że owa specyficzna energia jaką posiadają archetypy pochodzi od instynktów, które są „podłożem” ich występowania.
Jak to się dzieje?
Otóż przejawiają siłę biologicznego życia, jego pędu do wzrostu i istnienia. Archetypy wyrastając na tej „glebie” (w sensie współtworzenia obrazów archetypowych) i w niej mają swoje korzenie, właśnie w postaci energii swojego działania:
„Jako że archetypy mają charakter instynktowny, biorą udział w dynamicznej naturze instynktu, dzięki czemu zdobywają specyficzną energię, która powoduje – a niekiedy wymusza – określone sposoby zachowania czy daje impulsy…”.
Natomiast warstwa treściowa archetypów, może być zupełnym przeciwieństwem tych treści które niosą w sobie instynkty, co więcej archetyp może użyć energii instynktu do „walki” z nim.
Dzieje się tak gdy działa archetyp wysoko rozwinięty, „duchowy”, którego cele mogą być sprzeczne z celami instynktownie realizowanymi przez biologiczną stronę natury ludzkiej.
Według Junga przeciwieństwo i biegunowość są koniecznym warunkiem wszelkiej energii psychicznej, energia ta istnieje właśnie dzięki procesom wyrównywania potencjałów między przeciwieństwami.
Jednak w psychice działa „prawo zachowania energii” , które polega na tym, iż ogólna ilość energii systemu jest stała, zmienia się tylko jej dystrybucja.
Także same archetypy zawierają w sobie przeciwieństwa, Jung często pisze o ich „wewnętrznej biegunowości” tzn., że w każdym archetypie istnieją obok siebie pozytywne i negatywne elementy (np. archetyp ojca zawiera aktywność i agresję, dobitność i skuteczność ale i niszczenie i destruktywność).
Archetyp ze względu na energię jaką posiada, ma charakter numinosum tj. zjawiska które polega na czasowym „zniewoleniu” psychiki i wywołaniu w niej określonego wrażenia, wręcz specyficznej przemiany:
„Archetypy to możne i decydujące siły, to właśnie one , a nie nasz indywidualny rozsądek i praktyczny rozum powodują, że wyłaniają się wydarzenia.(…) o losie ludzi bez dwóch zdań decydują archetypy; wszystko rozstrzyga nieświadoma psychologia człowieka, a nie to, co wykluje się w górnych warstwach naszej mózgownicy”, …W pewnych okolicznościach archetypy mają moc nawiedzania i „opętywania” (numinotyczność!).
Jeśli więc pojmuje się je jako daimoniona, odpowiada to doskonale ich naturze”.
Pojęcie numinosum jako pierwszy wprowadził i opisał Rudolf Otto w książce pt. „Świętość”.
Numinalny charakter archetypu – polega na tym, że mając potencjalnie wielokrotnie większy ładunek energii niż indywidualna, świadoma część psyche archetyp powoduje „obniżenie progu świadomości” (lub gdy owo „obniżenie” spowodowane zostanie czynnikami z zewnątrz np. rytuałami, czy ceremoniami religijnymi), co z kolei powoduje, że treści nieświadome „wlewając się” przejmują częściowo kontrolę nad świadomością oraz wnoszą w nią nowe treści psychiczne czy znaczenia:
„…, numinozum włada i kieruje jednostką ludzką, która jest zawsze raczej jego ofiarą niż twórcą. Numinozum – jakakolwiek byłaby tego przyczyna – jest doświadczeniem niezależnym od woli jednostki… Numinozum jest cechą należącą do widzialnego obiektu, albo wpływem niewidzialnej obecności, która powoduje szczególną przemianę świadomości”.
Tak więc według Junga przeżycie numinozum jest konfrontacją z potężną i nieodpartą siłą, której nie można przezwyciężyć, można jedynie się na nią otworzyć.
Inny aspekt numinalno-energetycznego charakteru archetypów polega na tym, że działają one jakby były pewnego rodzaju „węzłami energii” czy też „punktami mocy” na mapie psychiki (ich działanie jest podobne do biegunów magnesu, które wokół siebie wytwarzają porządkujące linie sił oraz przyciągają odpowiadające im ładunki).
Efekt powoduje, że treści pojawiające się w polu nieświadomości są przekształcenie czy też grupowane według charakterystycznego dla nieświadomości porządku, często zupełnie odmiennego od porządku świadomej części psychiki.
Tak więc treści dobrze znane i rozumiane w polu świadomości w „głębinach” naszej nieświadomości ulegają przekształceniom i zmianom często dla nas niezrozumiałym i zaskakującym. Są one „przyciągane” przez poszczególne archetypy, które je jakby na nowo definiują i konfigurują.
Czasami proces ten jest bardzo nam pomocny, gdyż ukazuje różne zdarzenia w innym świetle i wydobywa z nich ukryte treści, które mogą nawet ostrzec świadomość przed fałszywym oglądem rzeczywistości (gdy np. we śnie postać przez nas – na jawie – wyidealizowaną widzimy obdarzoną negatywnymi cechami).
Synchroniczność oznacza, według Junga, zasadę wyjaśniania zjawisk świata zewnętrznego jak i wewnętrznego, „jednoczesne pojawienie się pewnego stanu psychicznego i jednego lub więcej zdarzeń, które zdają się znaczącymi paralelami do chwilowego stanu podmiotowego – i, w pewnych przypadkach, vice versa”.
Pojęcie to oznacza czasową równoczesność dwóch lub więcej zdarzeń nie powiązanych ze sobą przyczynowo; może to być na przykład zbieżność przeżyć wewnętrznych (tj. snów, wizji, przeczuć etc.) ze zdarzeniami zewnętrznymi mającymi miejsce w przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Jung dzieli zjawiska synchroniczności na trzy kategorie:
Zasada synchroniczności, jak podkreśla Jung, nie jest novum w myśli ludzkiej. Wskazuje on na jej poprzedniczki w myśli orientalnej (np. w i Cingu w Chinach), antycznej (nauce o sympatii wszystkich rzeczy), a nawet nowożytnej (np. w koncepcji „harmonii przedustawnej” Leibniza).
Tworząc pojęcie synchroniczności Jung chciał uzupełnić opis rzeczywistości, jak i narzędzia poznawcze człowieka, poprzez dodanie – do uznanej triady poznawczej i pojęciowej: przestrzeni, czasu i przyczynowości – czwartego czynnika właśnie synchroniczności.
Pojawianie się takich zsynchronizowanych zjawisk Jung wyjaśnia aktywnością sfery archetypów, z archetypem jaźni na czele.
To nieświadomość jest źródłem synchroniczności, istnieje w niej aprioryczna wiedza i porządek mikro- i makrokosmiczny niezależny od naszej woli, a archetypy spełniają w nim role porządkującą.
Ten aspekt sfery archetypowej określa Jung „absolutną wiedzą aprioryczną” ponieważ w niej zawierać się muszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (synchronicznością jest przecież według niego przewidywanie zjawisk przyszłych!) oraz musi być ona niezależna od przyczynowości i przestrzeni.
Te cechy posiadają archetypy, przede wszystkim archetyp jaźni, który według Junga porządkuje rzeczy i wydarzenia zarówno w sensie przyczynowym, jak i synchronicznym. Co jest bardzo ważne – zbieżność zewnętrznego zdarzenia z wewnętrznym obrazem, rozumiana jako synchroniczność – sugeruje, oprócz duchowego, materialno-cielesny aspekt rzeczywistości archetypowej.
Niektóre pisma Junga sugerują, iż archetypy generują nie tylko rzeczywistość wewnętrzną (psychiczną), ale także rzeczywistość materialną, co – w rozumieniu idei platońskich – czyniłoby z archetypów czynnik stwórczy świata! ….
Całość artykułu na portalu poświęconemu Jungowi (Polecam!):
http://www.jungpoland.org/index.php?option=com_content&task=view&id=55&Itemid=191&limit=1&limitstart=0
—————————————————————————–
Nieświadomość zbiorowa to strukturalna część ludzkiej psychiki, której istnienie postulował Carl Gustav Jung. Ma ona zawierać podstawowe wzorce reagowania (instynkty) oraz myślenia, przeżywania i zachowania człowieka (archetypy). Można ja przyrównać do morza, po którym płynie statek świadomego „ja” (ego)
Nieświadomość zbiorowa została ukształtowana w toku ewolucji człowieka pod wpływem powtarzających się przez wiele pokoleń doświadczeń. Odziedziczona po przodkach jako nieświadomość instynktowa i archetypowa wyraża się w mitach, sztuce, ceremoniale religijnym, obyczajach, marzeniach sennych, a także w doświadczeniach granicznych (przeżyciach mistycznych, paranormalnych czy stanach chorobowych wywołanych stymulacją nieświadomości). Według Junga nieświadomość zbiorowa podlega podobnej ewolucji w kolejnych epokach istnienia kultury, jak fazy rozwoju jednostki.
Potwierdzeniem istnienia nieświadomości zbiorowej, dla Junga były jego sny z lat 1913 i 1914 przedstawiające powodzie i zlodowacenia w Europie, poprzedzające wybuch pierwszej wojny światowej. Zinterpretował wtedy tę nieświadomość jako źródło snów proroczych Dowodami na jej istnienie miały być również jego stany schizofreniczne i depresyjne do 1918, równoczesne (konwergencja) z masowym szaleństwem i powszechnym obłędem – jak określał wojnę. Jung wskazywał na kundalini jogę, tantrę, lamaizm i jogę taoistyczną jako na ważne źródła dostarczające mu materiałów porównawczych dla interpretacji tej nieświadomości
Argumentem za istnieniem nieświadomości zbiorowej są badania Josepha Campbella, wybitnego mitografa i antropologa XX wieku. Potwierdził on wspólne cechy mitów i przypowieści w różnych, niezwiązanych ze sobą, kulturach świata. Sceptycy twierdzą, że wspólne cechy mitów mogły wynikać z podobnych problemów, z którymi borykali się pierwotni ludzie w różnych kulturach.
Nie znaleziono do tej pory żadnych dowodów neurologicznych na istnienie nieświadomości zbiorowej, ani nie udało się zaprojektować eksperymentu psychologicznego, który by weryfikował jej istnienie.
—————————————————————————–
Archetyp – w psychologii pierwotne wyobrażenie i wzorzec zachowania, obejmujący także sferę myślową i niosący ze sobą znaczny ładunek emocjonalny, którego źródłem są utrwalone w psychice zapisy powtarzających się przez wiele pokoleń doświadczeń.
Jest odbiciem instynktownych reakcji na określone sytuacje. Wraz z wzorcami zachowań popędowych (instynktami) archetypy mają stanowić strukturalne składniki nieświadomości zbiorowej, jej zasadniczą treść.
Pojęcie archetypu i nieświadomości zbiorowej wprowadził twórca psychologii analitycznej C.G. Jung.
Zdaniem Junga nieświadomość zbiorowa zawiera wiele różnorodnych archetypów, np.: archetyp narodzin, odrodzenia śmierci, mocy, jedności, archetyp bohatera, dziecka, Boga, demona, zwierzęcia, archetyp wody (symbol maternalny; uzależnienia), drzewa (symbol osobowości, nieświadomości), ognia (wypalenie, oczyszczenie) etc., lecz liczba ich jest ograniczona.
W literaturze najczęściej opisywane są następujące archetypy:
Struktura każdego archetypu jest bipolarna – posiada on swoją konstruktywną i destruktywną stronę, zawiera całe potencjalne bogactwo dziedziny, której dotyczy. Archetypy przejawiają się w postaci symboli – ich treść zawsze wyraża się metaforycznie, nie dając się w pełni zwerbalizować. Symbole te możemy wychwycić w mitach, snach, wizjach.
Koncepcja nieświadomości zbiorowej nie znalazła potwierdzenia naukowego, choć ma interesującą kontynuację w postaci równie niepotwierdzonej, lecz wykraczającej poza psychologię koncepcji pól morfogenetycznych Sheldrake’a.
Źródło : Encyklopedia zgapedia & wikipedia
http://www.zgapa.pl/zgapedia/Archetyp_%28psychologia%29.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Archetyp_%28psychologia%29
Zobacz też
06 Środa Sty 2010
Posted Aura, energia, czakramy, Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
człowiek, daisyworld, ekologia, ekosystem, gaja, hipoteza gai, homeostaza, lovelock, metafizyka, równowaga, samoregulacja, stokrotki, system, teoria, Świadomość, życie w kosmosie, żyjąca planeta
„Wszystkie organizmy żywe czy tego chcą czy nie, tworzą część ogromnego organizmu o rozmiarach naszej planety. Nieświadomie, ale wszyscy należymy do Gai, tego jedynego organizmu żywego, który nie zmienia się i nigdy nie umiera.” J. Lovelock
Dziś postanowiłam przedstawić wam szczegóły dotyczące hipotezy Gai.
Od zawsze mnie w jakiś sposób ciekawiła, zarówno w swojej oficjalnej, naukowej formie, jaki i w swoich bardziej metafizycznych wydaniach.
Zebrałam szereg cytatów na jej temat, pochodzących z różnych stron i źródeł, a celem uniknięcia posądzeń o tendencyjność zaczynam te cytaty od tekstu pochodzącego z Encyklopedii Wiem (portalwiedzy.onet.pl) 🙂
Zapraszam do czytania 🙂
——————————————————————————
– jest to sformułowana na początku lat siedemdziesiątych przez Jamesa E. Lovelocka teoria głosząca, że ziemskie warunki klimatyczne oraz skład atmosfery i litosfery są stabilizowane i modelowane dzięki działaniu organizmów żywych w sposób najbardziej sprzyjający istnieniu życia.
Biosfera, atmosfera, oceany i gleby tworzą jeden żywy organizm, nazwany przez niego Gają. Gai jest systemem utrzymującym klimat w homeostazie. Samoregulacja klimatu i skład chemiczny środowiska są emergentnymi cechami Gai, która ewoluuje poprzez długie okresy homeostazy przedzielone nagłymi zmianami zarówno w świecie organizmów żywych, jak i w środowisku. Również naturalna selekcja organizmów stanowi element ewolucji Gai. W skrajnym sformułowaniu hipotezy Gai wytworzenie istoty rozumnej na drodze ewolucji również było jedną z prób stabilizacji warunków życia na Ziemi. Jedynie w ten sposób może się ono obronić przed zagrażającymi mu katastrofami kosmicznymi.
Tak skrajnie sformułowana hipoteza Gai nadaje biosferze Ziemi wymiar metafizyczny, staje się ona samoistnym bytem zdolnym do celowego działania. Bardziej umiarkowane (oryginalne) sformułowania podkreślają jedynie decydujący wpływ organizmów żywych na środowisko naturalne, pierwotnie (w prekambrze) przekształcający je tak, by było najbardziej sprzyjające istnieniu życia, później wpływ ten miałby stabilizować warunki klimatyczne na podobnym poziomie, pomimo znacznych zmian w strumieniu energii słonecznej docierającej do Ziemi. Sterującą rolę odgrywa produkcja i pochłanianie gazów (m.in. gazów cieplarnianych), głównie przez fitoplankton, mające cechy ujemnego sprzężeniu zwrotnego w układzie środowisko – organizmy żywe.
Hipoteza Gai jest ceniona za holistyczne ujęcie problemów Ziemi. W swej nazwie hipoteza nawiązuje do greckiej bogini Matki-Ziemi: Gai.
Encyklopedia Wiem
——————————————————————————
autor: Jakub Adamkiewicz
„Dwadzieścia lat temu kiedy zaczynałem pisać te książkę, miałem dość mgliste pęcie czym jest Gaja, i nie zastanawiałem się nad tym zbyt głęboko. Wiedziałem tylko, że Ziemia różni się od Wenus i Marsa zdumiewającą właściwością stałego utrzymywania warunków korzystnych dla zamieszkujących ja żywych istot. Miałem przeczucie, że właściwość ta nie wynika tylko z przypadkowego położenia naszej planety w Układzie Słonecznym, lecz wiąże się w jakiś sposób z obecnością życia na jej powierzchni ”.
Tymi słowami rozpoczyna się trzecie wydanie popularnego dzieła Jamesa Lovelocka, Gaja. Książkę tą, choć początkowo nie spotkała się z nazbyt przychylnymi opiniami niektórych kręgów naukowców, obecnie określa się mianem kultowej. Szczególną popularnością cieszy się wśród ekologów, ponieważ zwraca się tu uwagę na współdziałanie wszystkich ekosystemów naszej planety w wymiarze globalnym. Wydaje się zatem, że układ ten jest bardzo wrażliwy na ludzka interwencję. Jednak w opinii Lovelocka szkodliwa działalność człowieka nie powinna wpłynąć na unicestwienie życia na Ziemi, a co najwyżej jego samego.
Pierwsza publikacja której tematem była hipoteza Gai wydana została w 1979 roku. W owych latach James Lovelock współpracował z NASA w projekcie badań dotyczących Marsa.
Praca ta umożliwiła mu spojrzenie na Ziemię od zewnątrz, dzięki czemu dostrzegł w niej byt przypominający żywy organizm. Takie podejście do naszej planety jest łatwe do zaakceptowania, jeśli zastosuje się przytoczoną przez Lovelocka definicje życia, czyli „otwartego układu zdolnego do zmniejszania swej wewnętrznej entropii kosztem materii lub energii pobieranych z otoczenia, a następnie oddawanych na zewnątrz w formie zdegradowanej ”.
Jako że entropia kojarzy się z nieporządkiem, ową definicję można przedstawić prościej, jako układ dążący do uporządkowania, z którym wiąże się intensywny przepływ energii. W istocie Ziemia wydaje się być takim właśnie układem.
Gaja, zawdzięczająca swe imię greckiej bogini ziemi, nie jest przedstawiana jako świadoma istota, lecz raczej jako globalny byt, który stanowią wszystkie ożywione elementy planety, przekształcający otoczenie dla własnych, życiowych potrzeb, z samej natury swego istnienia. Przychodzi tu na myśl analogia do takich ziemskich mikroorganizmów, jak bakterie, które trudno podejrzewać o świadome działanie.
Na dowód istnienia Gai, Lovelock przytacza wiele zjawisk, zadziwiających z chemicznego punktu widzenia. Przykładem jest skład atmosfery ziemskiej. Występowanie w niej wolnego azotu czy tlenu nie byłoby możliwe, gdyby nie działalność biosfery. Podobnie pH planety miało by znacznie bardziej kwasowy charakter, lecz nasza biosfera wytwarza obecnie do 1000 megaton amoniaku rocznie, akurat tyle by neutralizować silne kwasy produkowane w wyniku naturalnego utleniania związków siarki i azotu. Inny ciekawy przykład wskazujący na istnienie kontroli procesów chemicznych niezbędnych do utrzymania życia na ziemi, jest wytwarzanie chlorku metylu w którym niewątpliwy udział maja morskie organizmy. Chlorek metylu jest substancją zdolną do niszczenia warstwy ozonowej, która w nadmiarze jest równie szkodliwa jak w przypadku jej niedoboru. Proces ten stanowi zatem element naturalnego procesu kontroli grubości warstwy ozonowej Ziemi.
Hipoteza Gai stała się inspiracją dla licznych badań naukowych dotyczących wpływu biosfery na procesy chemiczne i klimat naszej planety. Jednym z ciekawszych projektów naukowych było badanie zależności miedzy wzrostem glonów oceanicznych a klimatem. Rozważania owe prowadziły do wniosku, że działalność tych morskich organizmów ma wpływ na tworzenie się chmur, zwiększających chociażby albedo planety. Hipoteza Gai w przyszłości być może będzie jedną z podstawowych teorii wykładanych w szkołach, dlatego warto się z nią zapoznać. Najlepiej zatem sięgnąć do literatury, zwłaszcza do prac jej twórcy.
——————————————————————————
Gaja jest największą forma życia, automatycznie optymalizującym się systemem; czy nazwać ją superorganizmem, to bardziej kwestia terminologii niż istoty zagadnienia. Zdolność do homeostatycznej regulacji jest nieodłączną cechą planety, na której istnieje życie. Naukowe rozstrzygnięcia stanowić będą jedynie potwierdzenie tej teorii świata.
„Nazwa żyjącej planety, Gaja, nie jest synonimem biosfery, czyli tej części Ziemi, zamieszkanej przez żywe istoty. Nie jest też tym samym, co flora i fauna (biota), które są zbiorem wszystkich indywidualnych żywych organizmów. Flora i fauna + biosfera razem tworzą część, ale nie całość Gai. Tak jak muszla jest częścią ślimaka, tak samo skały, powietrze i oceany są częścią Gai. Gaja trwa w ciągłości z przeszłością sięgającą aż do samych początków życia, a w przyszłości będzie trwać tak długo, jak będzie trwać życie. Gaja, jako żywa istota planetarna, posiada właściwości, które wcale nie są łatwo dostrzegalne jedynie poprzez wiedzę o pojedynczych gatunkach czy populacjach organizmów razem żyjących…” (J. Lovelock, „The Ages of Gaia”)
[…] W tym miejscu nieuchronnie pojawia się pytanie o rolę człowieka.
Jakkolwiek optymistycznie nie spojrzelibyśmy na ostateczne możliwości adaptacyjne Gai, to nie ulega kwestii, że dotychczasowa i obecna działalność człowieka jest przyczyną istotnych zmian w biosferze – wymierania i zmniejszania się populacji wielu gatunków. Spadek różnorodności życia na Ziemi i zanikanie naturalnych ekosystemów przybiera katastrofalny rozmiar.
Równowaga Gai może być zachwiana w przypadku wielkich kataklizmów, np. trzęsień ziemi czy zderzeń z wielkimi meteorytami. Do podobnego załamania może dojść wskutek przerostu ludzkiej populacji.
Do tej pory, w fanerozoiku, miało miejsce pięć „wielkich wymierań”:
1) ordowik – sylur (~435 mln lat);
2) dewon – karbon (~360 mln lat);
3) perm – trias (~250 mln lat) – najbardziej katastrofalne, wyginęło wtedy ponad 90% form życia;
4) trias – kreda (~200 mln lat);
5) kreda – trzeciorzęd (~65 mln lat) – najprawdopodobniej spowodowane impaktem asteroidy, m.in. wyginięcie dinozaurów.
Oprócz powyższych miało miejsce szereg mniej ekstremalnych katastrof, z których ostatnia miała miejsce na przełomie paleocenu i eocenu (~38 mln lat temu).
Świadomość, że Gaja przetrwała niejednokrotnie wielkie globalne kataklizmy, pozwala mieć nadzieję, że i tym razem powróci do stabilności, odbudowując różnorodność życia i homeostazę, jak to już kilkakrotnie miało miejsce w historii Ziemi. Chociaż, jak pisze L. Margulis: „ekspansja jednego gatunku zawsze musi skończyć się katastrofą, ponieważ żaden z nich nie może odżywiać się własnymi odpadami.” Ale to nie Gaja najbardziej ucierpi na naszej destrukcyjnej działalności, tylko my sami – równowaga biologiczna zostanie przywrócona – z nami lub bez nas…Gaja przetrwa – POMIMO obecności tak destruktywnego gatunku, jak Homo sapiens.
——————————————————————————
autor: Remigiusz Okraska
Ponad dwadzieścia lat od oryginalnego wydania, polska edycja słynnej książki Jamesa Lovelocka „Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi” trafiła na księgarskie półki. Swego czasu wywołała ona sporą burzę intelektualną, zarówno w kręgu naukowców-przyrodników, jak i wśród humanistów czy po prostu ludzi zainteresowanych problematyką ochrony ziemskiego ekosystemu. Jako taka, jest częścią swoistego kanonu myśli ekologicznej.
Częścią kontrowersyjną – dodajmy. Swoista „obrazoburczość” tej książki dotyczy nie tylko naruszania dogmatów eksploatatorów Ziemi i ich światopoglądu, ale także tych twierdzeń, które za pewnik przyjęły uważać środowiska obrońców przyrody. Książka Lovelocka stawia na głowie wyobrażenia o Ziemi i roli człowieka. Jeśli ktoś sądził, że głęboka ekologia zadaje głębokie pytania w kwestii problemów ekologicznych, to czytając książkę Lovelocka będzie miał poczucie obcowania z pytaniami jeszcze głębszymi. Dzieje się tak dlatego, iż głęboka ekologia patrzy na świat przede wszystkim z perspektywy człowieka, choć nie jego stawia na piedestale. Natomiast Lovelock przynajmniej częściowo przekracza takie ograniczenia, spoglądając na Ziemię z punktu widzenia… Ziemi.
Jak przyznaje sam autor w zamieszczonej w polskiej edycji przedmowie do trzeciego wydania anglojęzycznego (z 1995 r.), dziś napisałby tę książkę inaczej, nie popełniłby w niej tylu pomyłek i dysponował większą ilością argumentów na poparcie swej tezy. Pozostawił jednak całość prawie bez zmian, dokonując zaledwie korekty poważniejszych błędów zweryfikowanych w międzyczasie przez naukę, aby w ten sposób ukazać czytelnikom, w jaki sposób dochodził do swoich tez i skąd się wziął taki, a nie inny tok rozumowania. Dziś hipoteza Gai różni się nieco od pierwowzoru, jednak jej ogólne aspekty pozostają bez zmian. Dla polskiego czytelnika nie ma to w zasadzie znaczenia – jak w każdej całościowej teorii mniej ważne są tu spory i wątpliwości cząstkowe, bardziej istotny natomiast wymiar ogólny.
Starogrecka bogini Ziemi nosiła imię Gaja. To właśnie je zapożyczył Lovelock na potrzeby nazwania swej hipotezy. Nie przypadkiem – otóż głównym wnioskiem do jakiego doszedł, jest przeświadczenie, iż nie mamy do czynienia z Ziemią jako po prostu zbiorowiskiem przeróżnych organizmów, wytworów, substancji itp., powstałych na przestrzeni wieków i wchodzących przez lata w relacje ze sobą. Mamy natomiast do czynienia z superorganizmem – jedną, złożoną, spójną i harmonijną całością, która jest czymś więcej niż tylko sumą swych poszczególnych części. Gaja to po prostu – ujmując rzecz skrótowo – jedno wielkie ciało, w którym zachodzą wewnętrzne procesy, wzajemnie na siebie oddziałujące, a przede wszystkim służące dobru całości.
Lovelock swoją przygodę z Gają rozpoczął w trakcie uczestnictwa w projekcie NASA poświęconym badaniu ewentualnych przejawów życia na innych planetach. To właśnie porównanie Ziemi z nimi stanowiło impuls do rozważań nad fenomenem naszego ekosystemu (czy raczej: ziemskiej atmosfery) i „przyjaznością” jego warunków dla różnorodnych form życia. Owa niemająca odpowiedników kondycja Ziemi – utrzymująca się przez miliony lat – zapewniająca tak dogodne warunki życiu (nie życiu ludzkiemu, lecz życiu w ogóle), skłoniła naukowca do postawienia tezy, iż nasza planeta cechuje się stałym oddziaływaniem czynników, które sprawiają, że właśnie taka, „żywa” postać Ziemi jest jej stanem naturalnym. Jak pisze: „
Tak narodziła się hipoteza, wedle której cała żywa materia na Ziemi, od wielorybów po wirusy, i od sekwoi po glony, może być traktowana jako jedna żywa istota, manipulująca ziemską atmosferą dla swych własnych korzyści i obdarzona zdolnościami i możliwościami, których nie mają poszczególne części składowe”. A dalej dodaje: „/…/ zdefiniowaliśmy Gaję jako złożoną jednostkę obejmującą całą ziemską biosferę, atmosferę, oceany i gleby; całość to sprzężony, cybernetyczny układ nakierowany na poszukiwanie optymalnego dla życia środowiska fizycznego i chemicznego na naszej planecie”.
Cała książka jest fascynującą opowieścią o tym, jak powstawała Gaja – jak tworzyły się warunki sprzyjające życiu i jak następnie były podtrzymywane. Mimo istotnych zmian w układzie słonecznym, Ziemia stale utrzymywała temperaturę sprzyjającą rozwojowi życia, podobnie było z innymi czynnikami określającymi warunki bytowania ogółu organizmów, np. stężenie tlenu w atmosferze.
Stałe przystosowywanie się ziemskiego superorganizmu do ponadplanetarnych przeobrażeń odbywało się na drodze adaptacji do środowiska, choć w zasadzie można by powiedzieć, iż mieliśmy do czynienia z przekształcaniem środowiska wedle swoich potrzeb. Gaja w swoim własnym interesie nauczyła się „manipulować” otoczeniem tak, aby służyło w jak najlepszy możliwy w danym momencie sposób jej potrzebom. W książce Lovelocka możemy znaleźć dziesiątki przykładów, jak się to odbywało.
Jak wspomniałem, tezy Lovelocka stawiają na głowie wiele popularnych wyobrażeń. Widać to doskonale na przykładzie problemu zanieczyszczeń wytwarzanych przez gatunek ludzki. Z jednej strony, wbrew nonszalancji tych, którzy lekceważą problemy ekologiczne, Lovelock dowodzi, iż stanowi to poważny problem, mogący zagrozić ziemskiej równowadze i prowadzić do zaburzenia „życiogennych” warunków. Z drugiej jednak, wbrew ekologom, dowodzi, iż sama produkcja zanieczyszczeń nie jest czymś „wbrew naturze” – jak to czasami można usłyszeć w tych kręgach – lecz czymś jak najbardziej zgodnym z naturą, bo każdy organizm produkuje zanieczyszczenia, tym więcej, im bardziej jest on złożony. Wedle Lovelocka,
„Przeciwstawiając samych siebie naturze, myślimy zwykle o produktach przemysłowych jako czymś ťnienaturalnymŤ. W istocie są one równie naturalne jak wszystkie inne związki chemiczne na Ziemi, gdyż zostały wytworzone przez nas, a my – z pewnością – jesteśmy żywymi istotami. Pewnie, związki te mogą być trujące, mogą stanowić zagrożenie – na przykład gazy paraliżujące – ale równie groźne są przecież takie ťnaturalneŤ toksyny jak trucizna produkowana przez bakterię Clostridium botulinum”.
Problemem ekologicznym nie jest, wedle autora hipotezy Gai, produkcja zanieczyszczeń – problemem będzie ewentualnie to, że nie zdołamy poradzić sobie z nimi tak, aby nie stanowiły zagrożenia. Taka właśnie jest strategia Gai – zamiast prób „cofania” się do czasów, gdy danego problemu nie było, podejmuje ona wyzwania i – pisze Lovelock – „przystosowuje się do sytuacji i przemienia niszczycielskiego intruza w potężnego przyjaciela”.
Standardowa myśl ekologiczna ma w postaci wywodów Lovelocka znacznie więcej podobnych orzechów do zgryzienia. Wciąż patrzymy na Ziemię z punktu widzenia człowieka i to, co dobre dla nas samych, uważamy za dobre i niezbędne dla Gai. Stąd też ciągle rzutujemy swoje problemy na inne gatunki czy całą planetę, ani na moment nie porzucając antropocentrycznego spojrzenia. Tymczasem, dowodzi Lovelock, to, że człowiek ponosi dotkliwe straty z powodu skutków swej działalności wobec środowiska naturalnego nie oznacza, że zawsze w takim przypadku równie mocno cierpi na tym Gaja. Ma ona bowiem – wbrew naiwnym ludzkim wyobrażeniom – znacznie większą odporność na wszelakie zaburzenia i rozleglejszą zdolność dostosowywania się do zmiennych warunków. Świadczy o tym licząca wiele milionów lat historia ziemskiego życia – tylko tak młoda i krucha istota jak człowiek może odczuwać zagrożenie własnego życia w obliczu tych czy innych przekształceń środowiskowych. To zresztą w dużej mierze problem samego pojmowania życia – człowiek postrzega jako żywe głównie to, co widzi jako dynamiczne i rozwijające się na jego oczach. Jak pisze Lovelock, wbrew ludzkim wyobrażeniom, znacznie większe znaczenie z punktu widzenia żywotności biosfery ma tymczasem to życie, którego nie dostrzegamy – istniejące pod powierzchnią gleby oraz na dnie szelfów kontynentalnych.
Stąd już tylko krok do tak wywrotowego z punktu widzenia standardowej ekologii twierdzenia, że np. problem tzw. „dziury ozonowej” być może w ogóle nie jest problemem z punktu widzenia długofalowej kondycji Gai. Jest, i owszem, problemem człowieka i jego bezpośredniego przyrodniczego otoczenia – na zwiększonej dawce promieniowania UV ludzie ucierpieliby, być może wymarli, ale z punktu widzenia Gai nie miałoby to prawdopodobnie większego znaczenia.
Podobnie rzecz wygląda w przypadku innego straszaka – promieniowania jądrowego, które miałoby rzekomo oznaczać zagładę życia za Ziemi. Nic podobnego – twierdzi Lovelock – gdyż znów ucierpiałby głównie człowiek oraz inne duże zwierzęta i rośliny, ale nie życie jako takie, gdyż mikroorganizmy w zasadzie nie odczułyby tego oddziaływania. W ciągu lat, jakie minęły od powstania pierwszej wersji tej książki Lovelock nieco zmienił zdanie, uznając, iż problematyka dziury ozonowej i globalnego ocieplenia może być istotna z punktu widzenia równowagi i samoregulacji Gai. Pozostał jednak przy swojej opinii na temat promieniowania nuklearnego i dlatego też dał się poznać jako zwolennik elektrowni atomowych, przeciwstawianych użytkowaniu paliw kopalnych, powodujących w procesie ich spalania emisję do atmosfery licznych zanieczyszczeń, z którymi Gaja może mieć problemy m.in. ze względu na ich wysokie stężenie powstałe w krótkim okresie czasu.
Ekologia (jako postawa oraz jako ruch obrońców środowiska) musiałaby w świetle hipotezy Gai wyglądać nieco inaczej niż obecnie. Z punktu widzenia trwania życia na Ziemi najistotniejsze są bowiem nie tyle te czy inne gatunki, lecz utrzymanie przez planetę cybernetycznej zdolności do kontroli składu atmosfery i wierzchnich warstw litosfery. Jeśli ta zdolność zostanie utracona, Ziemi grozi powolne obumieranie, aż stanie się jałową planetą na wzór Marsa czy Wenus.
Nie oznacza to porzucenia ochrony ziemskiej bioróżnorodności, której to postawie autor hipotezy Gai nadaje „planetarny” sens – im więcej form życia, im większe ich zróżnicowanie, tym większą mamy pewność, iż sprawnie funkcjonują systemy regulacyjne planety, a procesy „dbałości” o dobro Gai przebiegają bez zakłóceń. Zaburzenie któregoś z „regulatorów” grozi utratą zdolności do zapewniania życiu odpowiednich warunków, co w efekcie przełoży się na postępującą utratę innych „regulatorów” i tak aż do zaniku życia.
Największymi i najbardziej istotnymi z punktu widzenia kondycji Gai siedliskami takich „regulatorów” są, wedle Lovelocka, oceany.
Oceany – pisze on – to „najważniejszy element globalnej maszyny parowej, która przekształca energię promienistą Słońca w ruch cząsteczek wody i powietrza, a potem rozprowadza tę energię po całej powierzchni planety. Ocean stanowi też rezerwuar rozpuszczonych w wodzie morskiej gazów, które regulują skład atmosfery i umożliwiają rozwój morskiego życia – około połowy całej żywej materii Ziemi”.
Także oceany, podobnie jak cała Gaja, podlegają tendencjom autoregulacyjnym – np. stężenie soli w nich nie uległo większym przemianom na przestrzeni milionów lat, mimo iż rzeki i deszcze stale wypłukują sól z gleby i niosą do mórz i oceanów. Podobnie było z innymi procesami zachodzącymi w ich wodach, choć nie wszystkie potrafimy wytłumaczyć i znaleźć związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy działalnością poszczególnych organizmów.
To właśnie oceany i zasiedlające je organizmy powinny stać się „oczkiem w głowie” człowieka i na ich ochronie musimy skoncentrować wysiłki na rzecz Gai. Nie o całe oceany tu jednak chodzi – ich szczególnie istotnymi częściami są wody przybrzeżne i szelfy kontynentalne, to tam bowiem zgromadziło się największe bogactwo życia, w tym także organizmy, które Lovelock podejrzewa o pełnienie istotnych funkcji regulacyjnych dla całej planety; ma na myśli szczególnie glony morskie, które absorbują i wiążą jedne substancje z otoczenia, a uwalniają do atmosfery inne. Drugim ważnym składnikiem ziemskiego ekosystemu są – tu autor hipotezy Gai formułuje opinie podobne do ogółu ekologów – lasy deszczowe występujące w strefie tropikalnej. Także one zdają się pełnić istotną rolę regulacyjną i z punktu widzenia interesów Gai powinny w możliwie największym stopniu zostać wyłączone z eksploatacji. Jak pisze Lovelock,
„to, co robimy z naszą planetą, może zależeć w dużej mierze od tego, gdzie to robimy”.
Napisałem kilka wersów wyżej: „z punktu widzenia interesów Gai” – taka jest bowiem optyka Lovelocka. Nie znaczy to, że nie rozważa on czy nie docenia roli człowieka. Czyni to jednak nie z punktu widzenia naszego gatunku, lecz mając na uwadze całokształt ziemskiego życia, czyli kondycję Gai. W takiej perspektywie człowiek jawi się jako jeden z wielu elementów większej układanki – jednym razem „zły” (może bowiem swoją działalnością zagrozić ziemskim procesom regulacyjnym i w ten sposób zapoczątkować obumieranie Gai), innym razem z kolei jako „dobry” (gdyż może świadomie przyjąć rolę jednego z wielu elementów Gai i okiełznać własne postępowanie).
Rola naszego gatunku rośnie wraz z tym, jak zwiększa się jego liczebność i aktywność, ponieważ wówczas oddziałujemy na planetarne procesy mocniej niż wtedy, gdy było nas mniej i byliśmy bardziej „bierni”.
Wraz z ludzkim potencjałem wzrasta człowiecza odpowiedzialność za kondycję planety. Odpowiedzialność także za nas samych, gdyż jak pisze Lovelock, „Nie ma zapewne ani przepisów, ani praw, którymi musimy się kierować, żyjąc wraz z Gają. Dla wszystkich naszych działań są tylko konsekwencje”. Co mając na uwadze, zachęcam do lektury książki Lovelocka.
Źródła :
http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=473
Click to access 375-380_korpikiewicz.pdf
http://www.ifj.edu.pl/publ/reports/rep_pop/1.pdf?lang=pl
http://www.eioba.pl/a89056/hipoteza_gai
Zobacz też
• Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake
• Nieświadomość zbiorowa – wg Junga
• Rozmowy z Kenem Wilberem – o kosmicznej świadomości
03 Niedziela Sty 2010
Tagi
akasza, energia, holon, holonomiczny wszechświat, matryce energetyczne, mem, memy, memy umysłu, organizujące sie układy, pamięć gatunkowa, pole energii, pole morficzne, pole morfogenetyczne, przekazywanie energii, rezonans morficzny, samoorganizujące sie układy, sheldrake, splątanie kwantowe, zorganizowana energia, Świadomość
Rupert Sheldrake w swojej książce Nowa nauka życia stawia hipotezę, iż wszystkie systemy są regulowane nie tylko przez znane czynniki energetyczne i materialne, lecz także przez niewidoczne pola organizujące.
Pola te są przyczynowe, ponieważ służą jako schemat form i zachowań.
Pola te nie mają energii w zwykłym sensie tego słowa, ponieważ efekty ich działania wykraczają poza bariery czasowe i przestrzenne, odnoszące się normalnie do energii. Oznacza to, że ich wpływ jest równie silny z daleka, jak z bliskiej odległości.
Zgodnie z tą hipotezą za każdym razem, gdy jeden przedstawiciel danego gatunku uczy się nowego zachowania, przyczynowe pole tego gatunku zostaje zmienione, choćby nawet była to zmiana bardzo drobna.
Jeśli zachowanie powtarza się wystarczająco długo, jego „rezonans morficzny ” wpływa na cały gatunek.
Sheldrake nazywa tę niewidzialną matryce „polem morfogenetycznym”, od morph, „forma” i genesis, „powstający”. Działanie tego pola zawiera w sobie „działanie na odległość” zarówno w czasie, jak i przestrzeni. W odróżnieniu od formy determinowanej przez prawa fizyczne poza czasem, zależy ono od morficznego rezonansu w poprzek czasu.
Oznacza to, że pola morficzne mogą przenosić się w czasie i przestrzeni i że wydarzenia przeszłe mogą wpływać na inne wydarzenia gdziekolwiek indziej. Przykład tego podaje Lyall Watson w swojej książce Fala życia:
biologia świadomości, w której opisuje to, co nazywa się teraz popularnie Zasadą Setnej Małpy. Watson odkrył, że kiedy grupa małp poznaje jakieś nowe zachowanie, nagle małpy na innych wyspach, nie komunikując się między sobą w żaden „normalny” sposób, również wykazują znajomość tego zachowania.
Dawid Bohm twierdzi w artykule opublikowanym przez pismo Revisions, że to samo zjawisko zachodzi w fizyce kwantowej. Mówi on, że eksperyment Einsteina-Podolsky’ego-Rosena wykazał istnienie nielokalnych albo subtelnych połączeń pomiędzy odległymi cząsteczkami. System stanowiłby więc całość i pole formatywne nie mogłoby być przypisane tylko cząsteczce. Mogłoby być przypisane tylko całości. W ten sposób coś przytrafiającego się odległym cząsteczkom wpływałoby również na formatywne pole innych cząsteczek. Bohm twierdzi dalej, że „zasada ponadczasowych praw rządzących światem wydaje się nie do utrzymania, ponieważ sam czas jest częścią konieczności, która się rozwinęła”.
W tym samym artykule Rupert Sheldrake konkluduje: „Tak więc proces kreatywny, dający początek nowym myślom, przez które realizują się nowe całości, podobny jest w tym sensie do kreatywnej rzeczywistości, która daje początek nowym całościom w procesie ewolucyjnym. Proces kreatywny może być widziany jako sukcesywny rozwój bardziej skomplikowanych całości wyższego rzędu, odbywający się poprzez łączenie oddzielnych dotychczas części.”
Ann Brennan „Dłonie pełne światła”
———————————————————————————————————–
T. Witkowski (fragmenty)
Na jakich zasadach pozbawione wzroku termity wiedzą jak zgodnie, całą społecznością budować kunsztowne i świetnie wyposażone gniazda? Jak olbrzymie stada ptaków lub ławice ryb mogą równocześnie zmieniać kierunek, przy czym pojedyncze osobniki nie obijają się o siebie? Jak to się dzieje, że kolejne pokolenia laboratoryjnych szczurów potrafią szybciej niż poprzednicy wydostawać się z pułapek? […]
Zgodnie z koncepcją Sheldrake’a pole morfogenetyczne jest to wypełniające przestrzeń pole o bliżej nie sprecyzowanej naturze fizycznej, które obok czynnika genetycznego, DNA, nadaje określoną formę organizmom żywym. Ma ono tez też silny wpływ na zachowanie organizmów żywych i ich interakcje z innymi organizmami. Z polem morfogenetycznym wiąże się też pojęcie „formatywnej przyczynowości”.
Jest to, wg Sheldrake’a zdolność każdego organizmu do przekazywania pamięci o często powtarzających się zdarzeniach poprzez zapisywanie ich w polu morfogenetycznym, a następnie przekazywanie tej informacji potomkom i innym organizmom żywym poprzez aktywny kontakt z ich polami tego rodzaju. Przekazywanie to odbywa się w oparciu o zjawisko rezonansu morficznego.
Zjawisko to, polega na tym, że jeśli jakaś krytyczna liczba osobników określonego gatunku nauczy się jakiegoś zachowania lub uzyska określone cechy organizmu, to automatycznie – dzięki rezonansowi morficznemu – są one dużo szybciej nabywane przez pozostałych osobników tegoż gatunku. Szybkość przyswajania w takich przypadkach trudno wyjaśnić naturalnymi procesami uczenia się. Co ciekawe, badania potwierdzają, że im większe zagęszczenie osobników danego gatunku, a co za tym idzie pól morfogenetycznych, tym intensywniejszy rezonans morficzny.
Idea rezonansu morficznego oznacza w praktyce, że wszystkie istoty żywe zawdzięczają swoją budowę i zachowanie odziedziczonej pamięci. Dzięki utrwalonym od dawna wzorcom morfogeneza i zachowania o charakterze instynktownym weszły już w nawyk i ulegają tylko nieznacznym zmianom. Powstawanie nowych nawyków można zaobserwować tylko w wypadku nowych wzorców rozwoju i zachowań.
Dla przykładu, sikorki modre w Anglii nauczyły się przed drugą wojną otwierać butelki mleka dziobem i podkradać śmietankę sprzed domów. Po wojnie na wiele lat przestano roznosić w ten sposób mleko. Kiedy jednak ponownie, w 1952 roku pojawiły się przed domami butelki z mlekiem, ptaki nauczyły się tej umiejętności błyskawicznie, mimo że minęło wiele ich pokoleń od wojny. Mało tego, dwa lata później, bo już w 1955 roku wszystkie gatunki sikorek w Europie potrafiły podkradać śmietankę z butelek. Zdaniem etologów niemożliwe jest aby taka umiejętność w tak krótkim czasie rozprzestrzeniła się poprzez naśladownictwo na tak wielkim obszarze geograficznym. Według Sheldrake’a oznacza to, że pamięć o sposobie otwierania butelki przetrwała w polu morfogenetycznym tego gatunku i rozprzestrzeniła się dzięki niemu.
Ciekawe spostrzeżenia poczynili hodowcy bydła ze Stanów Zjednoczonych. Tradycyjnie stawiali oni elektryczne płotki zabezpieczające przed wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą zaoszczędzić dużo pieniędzy, tworząc zamiast prawdziwych płotków ich atrapy – czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo bydło stawało na ich widok jak wryte… Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie, bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi płotkami, unikały tych namalowanych jak ognia.
Ted Friend z Uniwersytetu Stanu Teksas sprawdził to doświadczalnie na kilkuset sztukach bydła i stwierdził, że malowanych atrap unikał taki sam procent zwierząt, które nigdy czegoś takiego nie widziały, jak i tych, które kiedyś miały sposobność natknąć się na prawdziwe, stalowe ogrodzenia. Podobnie reagowały owce i konie. To wskazuje na istnienie rezonansu morficznego, który przeszedł od poprzednich pokoleń, na własnej skórze uczących się unikania płotków.
(http://www.sheldrake.org/Articles&Papers/papers/morphic/cattlegrids.html)
Także laboratoryjne doświadczenia na szczurach dowodzą, że takie zjawisko jest faktem. Najbardziej znanym przykładem jest wyhodowanie kilku pokoleń szczurów, które opanowały sztukę wydostawania się z wodnego labiryntu. W miarę upływu czasu szczury w laboratoriach na całym świecie, bez doświadczeń i ćwiczeń robiły to coraz szybciej.
(Inne eksperymenty
http://www.co-intelligence.org/P-moreonmorphgnicflds.html)
Najprostszym sposobem na bezpośrednie udowodnienie istnienia pól morficznych jest praca ze zbiorowiskami organizmów. Pojedyncze osobniki mogą zostać rozdzielone tak, aby nie miały ze sobą kontaktu za pośrednictwem znanych nam zmysłów. Jeśli mimo to nastąpi przepływ informacji między nimi, stanowi to przesłankę istnienia związków o charakterze pól morficznych. Np. wiadomo, że ślepe termity zaczynają budowę kopca z różnych stron, a jednak spotykają się w środku z nieprawdopodobną dokładnością. Udaje im się to także wtedy, gdy w środku wstawia się szybę nie przepuszczającą zapachów.
Równie tajemnicze jest zjawisko migracji. Jeden z entomologów tropikalnych pisze: ani głodem, ani pragnieniem, ani najazdem naturalnych wrogów nie da się wytłumaczyć, dlaczego chmury szarańczy nagle wzbijają się w niebo i przenoszą na inne miejsce. Jak pisze prof. Remy Chauvin na temat nagłych wędrówek wielkich stad: „Migracje są wyraźnie sprzeczne z instynktem zachowania gatunku i często prowadzą do masowej zagłady zwierząt. Powstaje wrażenie, że zwierzęta ogarnia atak szaleństwa, przy czym jest to szaleństwo zaraźliwe, ponieważ migrujące zwierzęta często pociągają za sobą przedstawicieli innych gatunków.”
Uczeni obserwujący tego rodzaju zjawiska z reguły nie potrafią znaleźć ich wyjaśnienia. Dlaczego stada gazeli afrykańskich potrafią nagle bez najmniejszych powodów opuścić wspaniałe pastwiska i wyruszyć na pustynię, ażeby tam zginąć z głodu? Czy takie „telepatyczne” zachowania są odpowiedzialne także za fenomen „zbiorowego umysłu” niektórych owadów?
Krytycy Sheldrake’a pytają o nośniki jego pola. Ale to pytanie jest ryzykowne, bowiem podważyć może istnienie wielu innych, akceptowanych dzisiaj bez zastrzeżeń pojęć fizycznych. Weźmy pod lupę chociażby pole grawitacyjne. Nikt nie znalazł grawitonów, które byłyby nośnikami pola, a jednak nie poddajemy w wątpliwość istnienia pola grawitacji. Pola grawitacyjne czy elektromagnetyczne, są wykrywalne jedynie poprzez efekty ich oddziaływania i w celu wyjaśnienia efektów stworzono pojęcia pól. O wiele więcej problemów jest z polem kwantowym.
Pole kwantowe otaczające cząstkę oddziałuje na nią w taki sposób, że zachowania na poziomie kwantowym mają niewiele wspólnego z mechaniką i są bardzo subtelne. Fala działa tutaj jako informacja. Zamiast dowolnej kombinacji składowych, spiny dwóch różnych, nie powiązanych ze sobą cząstek zawsze, jak wiemy, ustawiają się w kierunkach do siebie przeciwnych.
Mówiąc bardziej obrazowo: ponieważ każda cząstka musi mieć właściwość przeciwną do drugiej, to jeśli ujrzymy, że jedna jest „czarna”, druga musi być „biała”. Następuje to w tej samej chwili, bez wymiany jakichkolwiek sygnałów. Pomiar polaryzacji jednej z nich natychmiast da nam informację o polaryzacji drugiej, bliźniaczej. Będzie ona identyczna z wyjątkiem przeciwnego znaku.
Nazwano to przedziwne i niewytłumaczalne zjawisko „splątaniem kwantowym”, a Einstein określił je nawet jako „działaniem duchów na odległość”. Jak twierdzi de Broglie’a, to, co nazywamy atomem, jest organizowane przez wyższe lub kwantowe pole informacji. To pole nadaje atomowi jego znaczenie. Pole kwantowe zawiera informacje na temat całego otoczenia i całej przeszłości i ta informacja reguluje obecną aktywność elektronu. Pole organizujące jest wszędzie. W mechanice kwantowej mamy pola informacji w funkcji falowej i być może pola super-kwantowe rządzące samym polem kwantów.
Analogicznie działa pole morfogenetyczne, które organizuje zachowanie jednostek biologicznych. Z jednej strony są one wyposażone w genetyczne programy działania, ale na kształt organizmów, szybkość uczenia się nawyków i umiejętności, komunikowanie się mają wpływ informacje przekazywane przez to pole.
Fragmenty z artykułu „WIEDZA PROSTO Z POLA” T. Witkowski
Jako lektura uzupełniająca – polecam:
James Lovelock „GAJA. Nowe spojrzenie na życie na ziemi”
Zobacz także
• Nieświadomość zbiorowa – wg Junga
• Energia w naszym ciele – Taoistyczny punkt widzenia.
28 Poniedziałek Gru 2009
Posted ciekawostka, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
budda, castaneda, dobro, godlewski, guru, historie, mello, millman, minuta mądrości, mistrz, mistyk, mnich, modliwta żaby, mądrość, przypowiastki, przypowieści, tolle, uczeń, uczniowie, wgląd, zło, Świadomość, śpiew ptaka
Postanowiłam zebrać w jednym artykule – najciekawsze przypowieści które przez ostatnie lata umieszczałam na blogu. Ponieważ były bardzo rozproszone, zapewne trudno było do nich dotrzeć.
Zachęcam was do przeczytania i… oczywiście chwilki namysłu 🙂
Pewnego razu zagroził Buddzie śmiercią bandyta zwany Angulimal.
„Bądź, zatem łaskaw spełnić moje ostatnie życzenie”, powiedział Budda.
„Odetnij tę gałąź z tego drzewa”.
Jedno ciecie mieczem i było zrobione!
„Co teraz?” zapytał bandyta.
„Przyłóż ją z powrotem, tak aby się zrosło”, powiedział Budda.
Bandyta roześmiał się. „Musisz być szalony, jeśli uważasz, że ktokolwiek może to zrobić”.
„Wprost przeciwnie, to ty jesteś szalony, jeśli sądzisz, że jesteś potężny, bo możesz ranić i niszczyć. To jest zadanie dla dzieci. Tylko wielcy wiedzą, jak tworzyć i leczyć.
Pewien pisarz przybył do klasztoru, by napisać książkę o Mistrzu.
– Ludzie mówią, że jesteś geniuszem. Czy to prawda? – zapytał.
– Możesz tak powiedzieć – odpowiedział Mistrz, bez nadmiaru
skromności.
– A co sprawia, że ktoś staje się geniuszem?
– Zdolność rozpoznawania.
– Rozpoznawania czego?
– Motyla w gąsienicy, orła w jaju, i świętego w egoiście.
Były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego był w odwiedzinach u przyjaciela, który wraz z nim dzielił to ciężkie doświadczenie.
„Czy przebaczyłeś nazistom?” zapytał przyjaciela.
„Tak”.
„A ja nie. Ciągle trawi mnie nienawiść do nich”.
„W takim razie”, powiedział łagodnie przyjaciel,
„oni nadal cię więżą…”
Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa,
stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu.
Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami, i
biedny ptak musiał przelecieć aż sto długich mil, zanim, wyczerpany, znalazł
sobie nowe schronienie.
Gdy wreszcie, po długim locie dotarł do gęstego lasu,
znalazł tam niezliczone drzewa, które uginały się od owoców…
– Gdyby uschnięte drzewo ocalało, nic nie skłoniłoby ptaka, by
wyrzekł się bezpieczeństwa i poszybował w przestworza.
Nieszczęścia mogą prowadzić do rozwoju.
Trzeba tylko zrozumieć lekcję jaka sie w nich kryje.
Kiedy jeden z uczniów przyszedł pożegnać się z Mistrzem przed
powrotem do rodziny i interesów, prosił go o coś, co mógłby zabrać
ze sobą.
Mistrz rzekł:
– Stale rozważaj te trzy rzeczy, które ci teraz powiem:
To nie ogień jest gorący, lecz ty tak go odbierasz.
To nie oko widzi, lecz twój umysł.
To nie cyrkiel zakreśla koło, lecz kreślarz.
Pewien podróżny, który spodziewał się po Mistrzu wielkich rzeczy,
bardzo się rozczarował zwyczajnymi słowami, którymi ten zwrócił
się do niego.
– Przybyłem tu w poszukiwaniu Mistrza – zwierzył się jednemu z
uczniów – a znalazłem tylko zwykłego człowieka, niewiele
różniącego się od innych.
Uczeń odpowiedział:
– Mistrz jest szewcem z nieskończoną ilością nagromadzonej skóry.
Przycina ją i szyje na miarę twojej stopy.
Gorliwy uczeń wyraził pragnienie nauczania innych Prawdy i zapytał
Mistrza, co o tym sądzi.
Mistrz odpowiedział:
– Zaczekaj.
Co roku uczeń przychodził z tym samym pytaniem i za każdym razem
Mistrz dawał mu tę samą odpowiedź:
– Zaczekaj.
Pewnego dnia zapytał Mistrza:
– Kiedy będę gotowy do uczenia?
Mistrz odrzekł:
– Kiedy opuści cię nadmierne pragnienie uczenia innych.
– Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie?
– Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie –
odrzekł Mistrz.
– Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna?
– Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego
nie widzisz w sobie.
Mistrz zawsze uczył, że poczucie winy jest złym uczuciem. Trzeba
go unikać jak samego diabła: wszelkiego poczucia winy.
Pewnego dnia jeden z uczniów zapytał:
– Ale czyż nie powinniśmy nienawidzić swoich grzechów?
– Kiedy czujesz się winny, to nienawidzisz nie swoje grzechy, lecz
siebie samego.
Według starodawnej legendy, kiedy Bóg stwarzał świat, zwróciło się do niego czterech aniołów. Pierwszy powiedział: „Jak ty to robisz?”
Drugi:, „Czemu to robisz?”,
Trzeci: „Czy mogę w czymś pomóc?”
Czwarty: „Ile to jest warte?”
Pierwszy był naukowcem; drugi filozofem; trzeci altruistą, a czwarty, pośrednikiem w handlu nieruchomościami.
Piąty anioł przyglądał się w zadziwieniu i bił brawo z bezmiernego zachwytu. Ten był mistykiem.
Kiedy stało się rzeczą jasną, że Mistrz wkrótce umrze, uczniów
ogarnęło przygnębienie.
Uśmiechając się Mistrz powiedział:
– Czyż nie rozumiecie, że to właśnie śmierć nadaje piękno życiu?
– Nie. Wolelibyśmy – wbrew temu co mówisz, byś nigdy nie umarł.
– Wszystko, co naprawdę żyje – musi umrzeć.
Popatrzcie na kwiaty – tylko sztuczne nigdy nie umierają.
Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom, Mistrz
powiedział:
– Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na
własnych nogach?
Uczeń był zaskoczony.
– Przecież to ty uczyłeś nas, by uważać Boga za Ojca!
– Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się
wspierać, lecz tym, kto wyzwala cię z twojej skłonności do
wspierania się na kimkolwiek?
– Nie szukajcie Boga – rzekł Mistrz. – Po prostu patrzcie, a
wszystko się wam objawi.
– Ale jak mamy patrzeć?
– Za każdym razem, kiedy patrzycie na cokolwiek, starajcie się
widzieć tylko to, co jest, i nic innego.
Uczniowie byli wyraźnie zdezorientowani, więc Mistrz wyłożył to
prościej:
– Na przykład, kiedy spoglądacie na księżyc, starajcie się widzieć
jedynie księżyc i nic ponadto.
– A cóż innego oprócz księżyca można widzieć, kiedy się na niego
patrzy?
– Człowiek głodny mógłby zobaczyć krąg sera.
Zakochany – twarz ukochanej osoby…
Uczniowie mieli wiele pytań na temat Boga,
Mistrz im powiedział:
– Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny.
Każde twierdzenie o Nim,
każda odpowiedz na wasze pytanie
będzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni:
– W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?
– A dlaczego śpiewa ptak? – odpowiedział mistrz.
Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania jakieś twierdzenie.
Śpiewa, ponieważ ma śpiew.
Słowa uczniów muszą być zrozumiałe. Słowa mistrza nie muszą
takimi być. Muszą być jedynie słyszane, w taki sposób,
w jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy śpiewu ptaka.
One rozbudzają w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim
rozumieniem.
Zaraza była w drodze do Damaszku i przemknęła obok karawany wodza na pustyni.
„Dokąd pędzisz?” zapytał wódz.
„Do Damaszku. Mam zamiar zabrać tysiąc istnień”.
W drodze powrotnej z Damaszku, Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział: „Zabrałaś pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc”.
„Nie”, rzekła Zaraza. „Ja wzięłam tysiąc. To strach zabrał resztę”.
Gdy guru siedział na brzegu rzeki pogrążony w medytacji, uczeń pochylił się i położył u jego stóp dwie olbrzymie perły na znak szacunku i oddania.
Guru otworzył oczy, podniósł jedną z pereł i trzymał ją tak nieuważnie, że wyślizgnęła mu się z ręki i potoczyła po skarpie do rzeki.
Przerażony uczeń skoczył za nią do rzeki, lecz, mimo, że nurkował wielokrotnie do wieczora, nie miał szczęścia.
W końcu, cały mokry i wyczerpany, wyrwał guru z medytacji; „Widziałeś, gdzie spadła. Pokaż mi to miejsce tak, żebym mógł ją dla ciebie odzyskać”.
Guru podniósł drugą perłę, wrzucił ją do rzeki i powiedział: „Właśnie tam!”.
Młody człowiek przyszedł do pewnego Mistrza i zapytał: „Ile czasu będę najprawdopodobniej potrzebował, żeby osiągnąć oświecenie?”
Rzekł Mistrz: „Dziesięć lat”.
Młody człowiek był zaszokowany. „Tak długo?” zapytał z niedowierzaniem.
Powiedział Mistrz: „Nie, to był błąd. Będziesz potrzebował dwadzieścia lat”
Młody człowiek zapytał:, „Dlaczego podwoiłeś liczbę?”
Powiedział Mistrz:, „Jeśli się nad tym zastanowić, w twoim przypadku prawdopodobnie będzie to trzydzieści”.
Mądrość nie jest stacją, do której się przyjeżdża, lecz sposobem podróżowania.
Kiedy Budda po raz pierwszy rozpoczął swe poszukiwanie duchowe, praktykował wiele umartwień.
Pewnego dnia zdarzyło się, że dwaj muzycy przechodzili obok drzewa, pod którym siedział pogrążony w medytacji.
Jeden mówił do drugiego: „Nie naciągaj za bardzo strun swojej gitary, bo się zerwą. Nie trzymaj ich też zbyt luźno, bo nie dobędziesz z nich muzyki. Trzymaj się drogi środka”.
Słowa te uderzyły Buddę z taką siłą, że zrewolucjonizowały jego całe podejście do duchowości.
Był przekonany, że zostały one powiedziane dla niego.
Od tej chwili zrezygnował ze wszystkich umartwień i zaczął podążać drogą, która był łatwa i lekka, drogą umiarkowania.
Rzeczywiście, jego podejście do oświecenia nazywane jest Drogą Środka.
Cytaty z:
Modlitwa Żaby – A. de Mello
Śpiew Ptaka – A. de Mello
Minuta Mądrości – A. de Mello
—————————————————————————————————————————-
Mistrz ZEN Hakuin żył w pewnym mieście w Japonii.
Był bardzo szanowanym człowiekiem i wielu 22 ludzi przychodziło do niego po duchowe nauki. Kiedyś okazało się że nastoletnia córka jego sąsiadów jest w ciąży.
Bardzo zbulwersowani rodzice chcieli za wszelką cenę ustalić kto jest ojcem dziecka. Nie chcąc wyjawić prawdziwej tożsamości dziewczyna wskazała na Hakuina.
Zagniewani rodzice ruszyli z wymówkami do mistrza. Jednak wszystko co im odpowiedział to
– „Czy aby na pewno tak?”.
Wiadomość o tym skandalu szybko rozniosła się po okolicy, a mistrz utracił swą reputację.
Nikt już nie przychodził by go zobaczyć i porozmawiać. Hakuin pozostawał jednak niewzruszony. Wcale go to nie zmartwiło. Kiedy przyszło na świat dziecko rodzice dziewczyny przynieśli je do Hakuina
– „Jesteś ojcem więc się nim zaopiekuj” – powiedzieli.
Mistrz przyjął maleństwo i troskliwie zaczął się nim opiekować.
Kiedy minął rok targana wyrzutami sumienia młoda sąsiadka wyznała rodzicom że prawdziwym ojcem jej dziecka był młody mężczyzna, pracujący w sklepie u rzeźnika. Ta wiadomość bardzo strapiła małżonków.
Wielce skruszeni udali się do Hakuina i zaczęli go prosić o wybaczenie:
– „Nasza córka wyznała że nie jesteś ojcem jej dziecka. Przyszliśmy je zabrać. Jest nam niezmiernie przykro”.
– „Czy aby na pewno tak?”- to były jedyne słowa Hakuina, który oddał dziecko rodzicom.
Mistrz odpowiada zarówno na fałsz jak i na prawdę, na dobro i zło tymi samymi słowami
– „Czy aby na pewno tak?”.
Pozwala w ten sposób każdej formie jaką przybiera dana chwila na pojawienie się. Pozwala jej być taką jaka jest i nie staje się uczestnikiem ludzkiego dramatu.
Zdarzenia nie mają osobistego charakteru.
On sam nie staje się niczyją ofiarą. Jest tak całkowicie zestrojony z tym co się wydarza, że to co się dzieje nie ma nad nim władzy.
Tylko kiedy opierasz się temu co jest, pozostajesz na łasce tego co się wydarza. A świat będzie decydował o twoim szczęściu i nieszczęśliwości.
W tej historii dziecko znalazło troskliwą opiekę.
‘Złe’ zamieniło się w ‘dobre’ przez moc nieopierania się. Mistrz nie przeciwstawił się też oddaniu dziecka.
Odpowiedział na to czego wymagała obecna chwila.
Wyobraź sobie jak reagowałoby Twoje ego w sytuacjach, które opisała powyższa historia?
E. Tolle “Nowa Ziemia”
—————————————————————————————————————————-
Stary człowiek i jego syn pracowali na małej farmie. Mieli tylko jednego konia, który ciągnął ich pług. Pewnego dnia koń uciekł.
– Jakie to straszne – współczuli sąsiedzi. – Co za nieszczęście.
– Kto to wie, czy to nieszczęście, czy szczęście – odpowiadał farmer.
Tydzień później koń powrócił z gór, przyprowadzając ze sobą do stajni pięć dzikich klaczy.
– Co za niesamowite szczęście! – mówili sąsiedzi.
– Szczęście? Nieszczęście? Kto wie? – odpowiadał starzec. Następnego dnia syn, próbując ujeździć jedną z dzikich klaczy, spadł z niej i złamał nogę.
– Jakie to straszne. Co za nieszczęście! – mówiono.
– Nieszczęście? Szczęście?
Przyszło wojsko i wszystkich młodych mężczyzn zabrano na wojnę.
Syn farmera był nieprzydatny, więc pozostał.
– Szczęście? Nieszczęście?
Dwaj mnisi, jeden stary a drugi bardzo młody, wracali błotnistą leśną ścieżką do swego klasztoru w Japonii. Podeszli do ślicznej kobiety, która stała bezradnie na brzegu mulistego, szybko płynącego strumienia.
Widząc, że jest w potrzebie, starszy mnich wziął ją na ręce i przeniósł przez wodę. Ona uśmiechała się do niego, oplatając ramionami jego szyję, aż on delikatnie postawił ją na drugim brzegu. Kobieta podziękowała, skłoniła się, a mnisi w ciszy podążyli w dalszą drogę.
Kiedy zbliżali się do bram klasztoru, młody mnich nie mógł już dłużej wytrzymać.
– Jak mogłeś brać w ramiona piękną kobietę? – wybuchnął – Takie zachowanie nie przystoi mnichowi!
Stary mnich popatrzył na towarzysza podróży i odparł:
– Ja zostawiłem ją na brzegu. A ty nadal ją niesiesz.
Uwolnij przeszłość, pozwól jej odejść. Bierz życie takim jakim jest, nie potępiaj się ani nie obwiniaj.
Zachowaj umiar we wszystkim, spokój i świadomość w działaniu. Bądź wolny.
Millman Dan – Droga miłującego pokój wojownika
—————————————————————————————————————————-
Trzej mnisi postanowili razem pomedytować.
Usiedli po jednej stronie jeziora, zamknęli oczy i pogrążyli się w medytacji. W pewnej chwili jeden z nich wstał i rzekł do pozostałych:
– “Zapomniałem mojej maty.”
Poczym w cudowny sposób wkroczył na taflę wody i przeszedł na drugi brzeg do swojej chaty. Kiedy wrócił, drugi mnich wstał i powiedział:
– “Zapomniałem wywiesić moją drugą szatę do wyschnięcia” – On także pełen spokoju przemaszerował przez taflę jeziora i wrócił tą samą drogą.
Trzeci mnich obserwował uważnie towarzyszy i postanowił przetestować swoje własne zdolności.
– “Czy wasza wiedza jest większa od mojej? Ja również jestem w stanie to zrobić!”
Powiedział głośno i ruszył w stronę jeziora, aby przez nie przejść. Jednak natychmiast wpadł w głęboką wodę. Z zapałem wspiął się z powrotem i spróbował ponownie tylko po to, aby znów wpaść do wody. Próbował jeszcze raz… i jeszcze… za każdym razem tonąc w wodzie.
Dwaj pozostali przypatrywali się temu w spokoju. Nagle jeden powiedział cicho do drugiego:
-”Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć gdzie są kamienie??”
P. Godlewski “Moment Boskości”
—————————————————————————————————————————-
Pewnego dnia, kiedy byłem z nim [Don Juanem] w mieście, podniosłem ślimaka ze środka chodnika i odłożyłem w bezpieczne miejsce, pomiędzy jakieś pnącza. Byłem przekonany, że pozostawiony samemu sobie, wcześniej czy później zostałby rozdeptany. Uważałem, że przenosząc go w bezpieczne miejsce, uratowałem mu życie.
Don Juan wykazał, że moje przekonanie było bardzo pochopne, bo nie rozpatrzyłem dwóch istotnych faktów. Po pierwsze, ślimak mógł uciekać przed śmiercią od trucizny zawartej w liściach winorośli, po drugie, mógł mieć wystarczająco silną wolę, aby przejść przez chodnik. Wtrącając się, nie uratowałem go, ale sprawiłem, że utracił to, co z takim trudem zyskał.
Oczywiście chciałem odłożyć ślimaka w miejsce, z którego go podniosłem, ale don Juan mi nie pozwolił. Powiedział, że przeznaczeniem ślimaka było to, że jakiś idiota przetnie mu drogę i wyhamuje impet. Jeśli zostawię go tam, gdzie go odłożyłem, być może ślimak zbierze wystarczającą moc, by podążyć tam, dokąd zmierzał.
Pomyślałem, że rozumiem o co mu chodzi. Najwyraźniej jednak zgodziłem się z nim jedynie powierzchownie. Najtrudniejszą dla mnie rzeczą było pozwolić innym – być. “
C. Castaneda
——————————————————————————-
Zobacz także
Ciekawe cytaty o mistrzu – N.D Walsch
Uczeń i mistrz: Czy taka relacja wciąż ma sens?
Wciel się na Niebieskiej Planecie! 🙂
24 Czwartek Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
bunt, kwiat, Medytacja, miłość, osho, oświecenie, psychologia ezoteryki, seks, umysł, wolność, Świadomość
Umysł jest przebiegły. Mówi: “Wiemy czym jest miłość. Nie wiemy tylko czym jest boska miłość.” Ale my nawet nie znamy miłości. Jest to jedna z najbardziej nieznanych kwestii. Zbyt wiele się o niej mówi, nigdy się jej nie przeżywa. Jest to gierka umysłu. Mówimy o tym, czym nie potrafimy żyć.
Literatura, muzyka, poezja, taniec, wszystko kręci się wokół miłości. Gdyby miłość naprawdę istniała, nie mówilibyśmy o niej aż tyle. Nasze nadmierne gadanie o miłości ukazuje, że miłość nie istnieje. Mówienie o czymś, czego nie ma, jest substytutem. Mówiąc, poprzez język, poprzez symbole, poprzez sztukę, stwarzamy iluzję, że to jest. Kto nigdy nie poznał miłości, może napisać lepszy wiersz niż ten, kto poznał miłość, ponieważ jego próżnia jest głębsza. Musi zostać zapełniona. Coś musi zastąpić miłość.
Lepiej jest najpierw zrozumieć czym jest miłość, bo kiedy pytasz o boską miłość, w domyśle jest, że miłość jest znana. Ale miłość nie jest znana. To, co jest znane jako miłość, to coś innego. Ten fałsz trzeba poznać zanim podjęte zostaną kroki ku rzeczywistemu, prawdziwemu.
To, co znamy jako miłość, to jedynie zadurzenie. Zaczynasz kogoś kochać. Jeśli ten ktoś stanie się całkowicie twój, miłość szybko umrze; ale jeśli będą bariery, jeśli nie będziesz mógł posiadać kogoś, kogo kochasz, ta miłość stanie się intensywna. Im więcej barier, tym bardziej intensywnie będzie odczuwana ta miłość. Jeśli niemożliwe jest zdobycie ukochanej czy ukochanego, miłość staje się wieczna; ale jeśli z łatwością zdobędziesz swego ukochanego, miłość szybko umiera.
Kiedy próbujesz coś dostać i nie możesz tego dostać, nasila się twoje poczucie chęci zdobycia. Im więcej jest przeszkód, tym bardziej twoje ego odczuwa, że konieczne jest zrobienie czegoś. Staje się to problemem dla ego. Im bardziej ci odmawiają, tym bardziej napięty się stajesz – i tym bardziej zadurzony. To napięcie nazywasz miłością. To dlatego kiedy kończy się miodowy miesiąc, miłość już jest stara. Nawet wcześniej. To, co znałeś jako miłość, nie było miłością. Było to jedynie zadurzenie ego, napięcie ego – zmagania, konflikt.
Dawne społeczności ludzkie były bardzo przebiegłe. Opracowały metody umożliwiające trwanie miłości. Jeśli mężczyzna przez dłuższy czas nie może spotykać się ze swoją żoną, powstanie zadurzenie, powstanie napięcie. Wtedy taki mężczyzna może przez całe życie pozostawać z jedną żoną.
Ale teraz na Zachodzie małżeństwo nie może już istnieć. Nie chodzi o to, że umysł Zachodu jest bardziej seksualny. To zadurzenie nie może się kumulować. Seks jest tak łatwo dostępny, że małżeństwo nie może istnieć. Miłość też nie może istnieć wobec takiej wolności. Jeśli społeczeństwo jest całkowicie wolne seksualnie, dopiero wtedy seks może istnieć.
Znudzenie jest drugą stroną zadurzenia. Jeśli kogoś kochasz i nie zdobywasz tej ukochanej osoby, zadurzenie pogłębia się; ale jeśli ją zdobywasz, zaczynasz czuć się znudzony, znużony. Wiele jest dualizmów: zadurzenie-znudzenie, miłość-nienawiść, przyciąganie-odpychanie. W zadurzeniu odczuwasz przyciąganie, miłość, a w znudzeniu odczuwasz odpychanie, nienawiść.
Żadne przyciąganie nie może być naprawdę miłością, bo musi pojawić się odpychanie. W naturze życia jest pojawienie się tej drugiej strony. Jeśli nie chcesz, aby pojawiła się ta druga strona, musisz stworzyć bariery, które sprawią, że zadurzenie nigdy się nie skończy, musisz stworzyć codzienne napięcia. Wtedy zadurzenie trwa. Jest to powód istnienia całego antycznego systemu tworzenia barier dla miłości.
Ale wkrótce nie będzie to możliwe. Wtedy umrze małżeństwo, i umrze miłość. Zejdzie głęboko w tło. Pozostanie tylko seks. Ale seks nie może istnieć sam w sobie, staje się zbyt mechaniczny. Nietzsche stwierdził, że Bóg nie żyje. Tak naprawdę w tym stuleciu martwy będzie seks. Nie mówię, że ludzie będą nieseksualni. Będą seksualni, ale przeminie nadmierny nacisk kładziony na seks. Seks stanie się czymś zwyczajnym, jak wszystko inne, jak oddawanie moczu, jedzenie, czy cokolwiek innego. Nie będzie miał głębszych treści. Musi stać się bezznaczeniowy, tylko dlatego, że stworzono dla niego bariery.
To, co nazywasz miłością, nie jest miłością. Jest to jedynie seks odłożony na później. Co więc jest miłością? Miłość w ogóle nie ma nic wspólnego z seksem. Seks może się w niej pojawić, może się nie pojawić, ale nie jest ona w ogóle związana z seksem. Jest czymś zupełnie innym.
Dla mnie miłość jest skutkiem ubocznym umysłu medytującego. Nie jest związana z seksem, jest związana z dhyana, z medytacją. Im bardziej jesteś w ciszy, tym swobodniej czujesz się z samym sobą, tym bardziej czujesz się spełniony, i tym bardziej pojawiać się będzie pewien nowy wyraz twojego istnienia. Zaczniesz kochać. Nie kogoś konkretnego. Może to nastąpić w odniesieniu do kogoś konkretnego, ale jest to inna kwestia. Zaczniesz kochać. To kochanie staje się twoim sposobem istnienia. Nigdy nie może zamienić się w odpychanie, ponieważ nie jest przyciąganiem.
Musisz wyraźnie pojąć to rozróżnienie. Zwykle, gdy w kimś się zakochujesz, faktycznym uczuciem jest chęć uzyskania miłości od tej osoby. Miłość nie płynie od ciebie do tego człowieka. Raczej jest oczekiwaniem, że miłość przyjdzie od niego do ciebie. To dlatego miłość staje się władcza. Posiadasz kogoś na własność, abyś mógł coś od niego wydobyć. Ale miłość, o której mówię, ani nie jest władcza, ani nie ma żadnych oczekiwań. Po prostu tak się zachowujesz. Stałeś się tak wyciszony, tak kochający, że twoja cisza sięga teraz innych ludzi.
Gdy jesteś w złości, twoja złość zmierza do innych ludzi. Gdy nienawidzisz, twoja nienawiść zmierza do innych ludzi. Gdy jesteś w miłości, czujesz, że twoja miłość zmierza do innych ludzi, ale nie można na tobie polegać. W jednej chwili jest miłość, a w następnej chwili jest nienawiść. Nienawiść nie jest przeciwieństwem miłości, jest jej nieodłączną częścią, jest ciągłością.
Jeśli kogoś kochasz, musisz go nienawidzieć. Może nie masz dość odwagi, aby do tego się przyznać, ale będziesz go nienawidzieć. Kochankowie zawsze są w konflikcie gdy są razem. Kiedy nie są razem, mogą śpiewać sobie pieśni miłości, a kiedy są razem, zawsze walczą ze sobą. Nie mogą żyć w samotności, i nie mogą żyć razem. Kiedy nie ma tej drugiej osoby, powstaje zadurzenie, tych dwoje ludzi znowu czuje do siebie miłość. Ale kiedy ta druga osoba jest obecna, zadurzenie odchodzi i znów pojawia się nienawiść.
Miłość, o której mówię, oznacza, że stałeś się tak wyciszony, że teraz nie ma ani złości, ani przyciągania, ani odpychania. A naprawdę, nie ma teraz miłości i nie ma nienawiści. W ogóle nie jesteś zorientowany na drugiego człowieka. Ta druga osoba zniknęła, jesteś sam ze sobą. W tym uczuciu samotności miłość przychodzi do ciebie jako aromat.
Domaganie się miłości od innego człowieka zawsze jest brzydkie. Uzależnienie od kogoś, żądanie czegoś od kogoś, zawsze tworzy niewolę, cierpienie, konflikt. Człowiek powinien być samowystarczalny. To, co rozumiem przez medytację, jest takim stanem istnienia, w którym człowiek jest samowystarczalny. Stałeś się kręgiem, sam w sobie. Mandala jest dopełniona.
Usiłujesz dopełnić mandali innymi ludźmi: mężczyzna kobietą, kobieta mężczyzną. W pewnych chwilach te linie się spotykają, ale tuż przed spotkaniem zaczynają się rozdzielać. Dopiero kiedy staniesz się pełnym kręgiem – całym, samowystarczalnym – miłość zaczyna w tobie rozkwitać. Wtedy kochasz wszystko, co się znajdzie w pobliżu ciebie. Nie jest to żadne działanie, nie jest to coś, co robisz. Samo twoje istnienie, sama twoja obecność, jest miłością. Miłość przez ciebie przepływa.
Jeśli zapytasz kogoś, kto dostąpił tego stanu: “Czy mnie kochasz?” trudno będzie mu odpowiedzieć. Nie może powiedzieć: “Kocham cię”, ponieważ z jego strony nie jest żadne działanie, nie jest to aktywność. I nie może powiedzieć: “Nie kocham cię”, ponieważ kocha. Tak naprawdę, jest miłością.
Ta miłość przychodzi dopiero z tą wolnością, o której mówię. Wolność jest odczuciem, które masz ty, a miłość jest odczuciem, które inni ludzie mają o tobie. Kiedy medytacja zdarza się wewnątrz, czujesz się zupełnie wolny. Ta wolność jest odczuciem wewnętrznym, inni ludzie nie mogą jej odczuć.
Czasem twoje zachowanie może stwarzać trudności dla innych ludzi, bo nie mogą oni sobie wyobrazić tego, co się w tobie stało. W pewnej mierze będziesz dla nich kłopotem, niewygodą, bo nie można przewidywać twoich działań. Teraz nic o tobie nie będzie wiadome. Co teraz zrobisz? Co powiesz? Nikt nie wie. Wszyscy wokoło odczuwają pewien dyskomfort. Nie mogą czuć się z tobą swobodnie, ponieważ możesz coś zrobić – nie jesteś martwy.
Nie mogą odczuć twojej wolności, ponieważ nie zaznali czegokolwiek, co byłoby temu podobne. Nawet się temu nie przyglądali, nawet tego nie szukali. Są tak bardzo w niewoli, że nawet nie potrafią sobie wyobrazić czym jest wolność. Są uwięzieni w klatkach, nie znają otwartej przestrzeni, dlatego nawet jeśli będziesz im mówił o otwartej przestrzeni, nie można im tego przekazać. Ale mogą odczuć twoją miłość, bo domagają się miłości. Nawet w swoich klatkach, w niewoli, szukają miłości. Stworzyli całą tą niewolę, niewolę z ludźmi, niewolę z przedmiotami, tylko dlatego, że poszukują miłości.
Dlatego zawsze wtedy, gdy ktoś zdarzy się być wolny, odczuwana jest jego miłość. Ale ty odczujesz tę miłość jako współczucie, nie jako miłość, bo nie będzie w niej ekscytacji. Będzie ona bardzo rozcieńczona, bez gorąca, bez ciepła. Nie ma w niej ekscytacji. Ona jest, to wszystko. Ekscytacja przychodzi i odchodzi, nie może być stała, gdyby więc była ekscytacja w miłości Buddy, Budda znów musiałby wejść w nienawiść. Dlatego nie będzie ekscytacji. Nie będzie szczytów, i nie będzie też dolin. Miłość po prostu jest. Poczujesz ją jako karuna, współczucie.
Wolności nie można odczuć z zewnątrz, tylko miłość można odczuć. A i to tylko jako współczucie. Jest to jedno z najtrudniejszych zjawisk w historii ludzkości. Wolność człowieka oświeconego stwarza niewygody, a jego miłość jest współczuciem. To dlatego społeczeństwo zawsze ma podzielone zdania na temat takich ludzi.
Są ludzie, którzy odczuwają tylko niewygodę, jaką Chrystus stwarza. Są to ludzie, którzy są dobrze usytuowani. Nie potrzeba im współczucia. Myślą, że mają miłość, zdrowie, bogactwo, szacunek, wszystko. Pojawia się Chrystus i to, co “mają”, występuje przeciwko niemu, ponieważ on stwarza dla nich niewygody, a to, czego “nie mają”, jest po jego stronie, ponieważ odczuwają jego współczucie. Potrzebują miłości. Nikt ich nie kochał, a ten człowiek ich kocha. Nie odczują niewygody Chrystusa, gdyż niczego nie muszą się bać, nie mają nic do stracenia.
Kiedy Chrystus umiera, każdy odczuwa jego współczucie, bo teraz nie ma niewygody. Nawet ci dobrze sytuowani czują swobodę, będą go wielbić. Ale kiedy żyje, jest buntownikiem. A jest buntownikiem, ponieważ jest wolny.
Nie jest buntownikiem dlatego, że coś jest niewłaściwego w społeczeństwie. Taka buntowniczość jest jedynie polityczna. Jeśli zmienia się społeczeństwo, ten, kto był buntowniczy, staje się ortodoksyjny. Tak stało się w roku 1917. Sami rewolucjoniści stali się jedną z najbardziej antyrewolucyjnych klik w świecie. Gdy ludzie w rodzaju Stalina czy Mao dochodzą do władzy, stają się najbardziej antyrewolucyjnymi przywódcami, jacy są możliwi, bo tak naprawdę nie są buntowniczy. Buntują się tylko przeciw pewnej sytuacji. Gdy ta sytuacja zostanie zburzona, staną się tacy sami jak ci, z którymi walczyli i których chcieli zniszczyć.
Ale Chrystus zawsze jest buntowniczy. Żadna sytuacja nie wygasi jego buntowniczości, bo jego buntowniczość nie jest skierowana przeciw nikomu. Jest dlatego, że jego świadomość jest wolna. Gdziekolwiek poczuje jakąś barierę, poczuje buntowniczość. Ta buntowniczość jest jego duchem. Jeśli więc przybyłby dziś Jezus, chrześcijanie nie czuliby się z nim swobodnie. Są teraz częścią establishmentu, ustabilizowali się. Jeśli Jezus znowu wyjdzie na targowisko, zniszczy wszystko, co mają. Watykan, Kościół, nie są możliwe przy Jezusie. Tylko bez Jezusa są możliwe.
Każdy nauczyciel, który dostąpił oświecenia, jest buntowniczy, ale tradycja, która zajmuje się nim, nigdy nie jest buntownicza. Nie zajmuje się jego buntowniczością, jego wolnością, a tylko jego współczuciem, jego miłością. Ale wtedy traci to moc. Miłość nie może istnieć bez wolności, bez buntowniczości.
Nie możesz być tak kochający jak Budda, dopóki nie będziesz tak wolny jak on. Mnich buddyjski tylko usiłuje być współczujący. To współczucie jest bezsilne, ponieważ nie ma wolności. Wolność jest źródłem. Mahavir jest współczujący, ale mnich jainów w ogóle nie ma współczucia. On jedynie działa bez przemocy i ze współczuciem, tak naprawdę nie jest współczujący. Jest przebiegły. Nawet w swym współczuciu, w swym okazywaniu go, jest przebiegły. Nie ma współczucia, ponieważ nie ma wolności.
Zawsze, gdy w świadomości człowieka zdarza się wolność, od wewnątrz odczuwana jest wolność, a z zewnątrz odczuwana jest miłość. Ta miłość, to współczucie, jest brakiem i miłości i nienawiści. Pełny dualizm jest nieobecny, nie ma ani przyciągania, ani odpychania.
Dlatego przy takim człowieku, który jest wolny i kochający, od ciebie zależy czy przyjmiesz jego miłość czy nie. Nie zależy ode mnie, ile miłości mogę ci dać. Zależy to od tego ile miłości możesz przyjąć. Zwykle miłość zależna jest od osoby, która ją daje. Może dać miłość, może jej nie dać. A miłość, o której mówię, nie zależy od dającego. Jest on całkowicie otwarty i daje w każdej chwili. Nawet kiedy nikogo nie ma, ta miłość płynie.
Przypomina ona kwiat na pustyni. Nikt może nie wiedzieć, że zakwitł i emanuje aromatem, a on nim emanuje. Nikomu go nie daje, jest on po prostu wydzielany. Kwiat zakwitł, stąd jest aromat. To, czy ktoś tam przechodzi, czy nie, nie ma znaczenia. Jeśli ktoś przechodzi i jest wrażliwy, może go przyjąć. Ale jeśli jest zupełnie martwy, niewrażliwy, może nawet nie być świadomy tego, że ten kwiat tam jest.
Kiedy jest miłość, od ciebie zależy czy ją przyjmiesz, czy nie. Tylko, gdy nie ma miłości, ten ktoś może ci ją dać albo może ci jej odmówić. Dla miłości, dla współczucia, nie ma podziału na boskie i nie-boskie. Miłość jest boska. Bóg jest miłością.
Osho, Psychologia ezoteryki
– na prośbę Arcana 😉
Zobacz też
18 Piątek Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
centrum, cnota, dobro, grzech, moralność, nieświadomość, obserwacja, osho, transformacja, uważność, zmiana, zło, Świadomość, świętość
Cześć druga:
Do psychiatry przyszedł człowiek przebrany za Adolfa Hitlera.
Sam pan widzi, doktorze, że nie mam żadnych problemów. Mam najwspanialszą armię świata, więcej pieniędzy niż kiedykolwiek będzie mi trzeba i żyję w luksusie, jakiego nawet pan sobie nie wyobraża.
Po co więc pan do mnie przyszedł ? zapytał doktor.
Z powodu mojej żony odrzekł pacjent. Jej się wydaję, że jest panią Weaver.
Nie śmiej się z niego, bo śmiejesz się sam z siebie.
Mężczyzna wchodzi do krawca i widzi, że pod sufitem, za jedno ramię, wisi jakiś człowiek.
Co on tam robi? pyta krawca. Nie zwracaj na niego uwagi. Jemu się zdaje, że jest
żarówką. To czemu pan nie powie mu, że nie jest?
Co? Miałbym pracować po ciemku?
Z chwilą, kiedy zdajesz sobie sprawę z własnego szaleństwa, przestajesz być szalony.
To jedyny wyznacznik zdrowia psychicznego.
Z chwilą, kiedy zdasz sobie sprawę z własnej niewiedzy, stajesz się mędrcom.
Wyrocznia delficka ogłosiła Sokratesa najmądrzejszym człowiekiem na świecie. Parę osób udało się do niego mówiąc:
„Raduj się. Wyrocznia uznała cię za najmądrzejszego człowieka na świecie!”
Sokrates odparł:
To jakaś bzdura. Ja wiem tylko jedno że nic nie wiem.
On wie, że w gruncie rzeczy jest ignorantem.
Ignoranci nad wyraz często wierzą w swoją mądrość.
Chorzy umysłowo uważają, że są bardzo zdrowi.
W ludzkiej naturze leży przygladanie się temu, co na zewnątrz.
Patrzymy na wszystkich, tylko nie na samych siebie, toteż znamy innych lepiej niż siebie.
O sobie nic nie wiemy.
Nie przyglądamy się funkcjonowaniu naszego własnego umysłu, nie obserwujemy swojego wnętrza.
Potrzebny jest zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i na tym właśnie polega medytacja.
Trzeba zamknąć oczy i obserwować. Na początku będzie tylko ciemność. Wielu ludzi się przestraszy i ucieknie z powrotem na zewnątrz, gdzie jest jaśniej.
Tak, na zewnątrz jest jasno, ale to światło cię nie oświeci, w niczym ci nie pomoże. Potrzebujesz swojego wewnętrznego światła, którego źródło leży w głębi ciebie, które nie zgaśnie nawet po twojej śmierci; potrzebujesz wiecznego światła, i masz je w sobie.
Urodziłeś się z nim, ale wciąż stoisz do niego tyłem, nie patrzysz w nie.
Przez wiele stuleci, przez wiele wcieleń, patrzyłeś jedynie na zewnątrz.
Stało się to nawykiem, stało się od ruchem.
Nawet śpiąc patrzysz jedynie na wyobrażenia senne odbicia tego, co zewnętrzne.
Gdy zamkniesz oczy zaczynasz marzyć lub myśleć; oznacza to, że znów interesujesz się innymi. Stało się to tak sztywnym nawykiem, że nie ma nawet małych przerw. Nie ma żadnego okienka, przez które, zajrzawszy do wewnątrz, mógłbyś dostrzec choćby przebłysk tego, kim jesteś ty.
Na początku jest to zawsze trudne, wymaga mozołu. Niełatwe, ale nie niemożliwe. Jeśli podjąłeś decyzję, naprawdę chcesz rozpocząć podróż do swojego wnętrza, to wcześniej czy później ona nastąpi.
Trzeba trochę pooswajać się z tą ciemnością, przekopać się nieco w głąb.
Wkrótce miniesz ciemność i wkroczysz do krainy światła, i to będzie prawdziwe światło.
Prawdziwsze niż słoneczne czy księżycowe, gdyż one są albo ich nie ma. Zresztą, nawet słońce pewnego dnia zginie. Nie tylko małe lampki gasną nad ranem wyczerpawszy źródło światła, ale przecież nawet słońce każdego dnia, po trochu, się wypala. Kiedyś wygaśnie i nie wyśle już ani jednego promienia.
Chociaż istnieje bardzo długo, nie jest przecież wieczne.
Jedynie światło wewnętrzne jest wieczne. Nie ma początku ani końca.
Nie mam zamiaru radzić ci, żebyś porzucił swoje wady, stał się dobrym człowiekiem, poprawił swój charakter jestem od tego bardzo daleki. Twój charakter nie interesuje mnie ani trochę.
Interesuje mnie twoja świadomość.
Stań się uważniejszy, bardziej świadomy wnikając coraz głębiej w siebie, aż dotrzesz do swojego centrum. Żyjesz na peryferiach, gdzie zawsze pełno wrzawy. Im głębiej wnikasz, tym większa cisza, światło, radość; twoje życie nabiera innego wymiaru. Błędy, wady zaczynają znikać.
Toteż nie przejmuj się nimi zawczasu. Skup się na tym jednym, najważniejszym zjawisku.
Włóż całą swoją energię w to, by stać się bardziej świadomym, bardziej przebudzonym. Jeśli włożysz w to całą energię, zdarzy się na pewno; to nieuniknione. To twoje prawo zagwarantowane już w dniu urodzin.
Moralność zajmuje się zaletami i wadami.
Dobry człowiek, według jej zasad, jest uczciwy, szczery, prawdziwy, godny zaufania.
Człowiek świadomy jest nie tylko dobrym człowiekiem.
Jest kimś więcej.
Dla człowieka „dobrego”, jego dobroć jest wszystkim; dla człowieka świadomego dobroć jest po prostu jednym z „produktów ubocznych” świadomości.
Od kiedy stajesz się świadomy, dobroć podąża za tobą jak cień. Nie musisz czynić żadnych wysiłków, dobroć staje się czymś naturalnym.
Drzewa są zielone, a ty jesteś dobry.
Człowiek świadomy działa zgodnie z chwila, nie z przeszłością, nie z tym, co zapamiętał.
Dobroć „dobrego” człowieka zazwyczaj nie wynika ze świadomości, ale z wielkiego wysiłku, by zwalczyć swoje złe cechy kłamstwo, okradanie, niewierność, nieuczciwość i agresję. Te złe cechy tkwią w nim nadal, ale zostały stłumione i w każdej chwili mogą eksplodować.
„Dobry” człowiek może bardzo szybko zamienić się w złego człowieka, bowiem wszystkie te złe cechy, uśpione, nadal w nim są.
Kiedy zaprzestanie wysiłku, one natychmiast znów się pokażą.
Jego dobre cechy są po prostu wyhodowane, nie wzrosły naturalnie.
Bardzo starał się być uczciwym, uprzejmym, nie kłamać, ale to wszystko było związane z wysiłkiem, było bardzo męczące.
„Dobry” człowiek jest zawsze poważny, bo pilnuje w sobie tych wszystkich złych cech, które stłumił.
Jego powaga bierze się stąd, że chce być szanowany za stłumienie w sobie złych cech, za przejawianą dobroć. Pragnie, aby traktowano go z respektem.
Tak zwani święci, to w większości „dobrzy” ludzie.
Jest tylko jeden sposób, by rzeczywiście stać się dobrym; jest to możliwe dzięki wprowadzeniu więcej świadomości do swego życia.
Nie jest ona czymś, co trzeba hodować; już w tobie jest, musi jedynie zostać obudzona.
W stanie pełnego przebudzenia wszystko co robisz, to rzeczy dobre i nigdy nie uczynisz niczego niewłaściwego.
„Dobrzy” ludzie ciągle dokładają wszelkich starań, by zrobić coś dobrego i by unikać złego; jednak złe wciąż ich kusi. Wciąż muszą wybierać dobre przeciwko złemu.
Na przykład Mahatma Gandhi to „dobry” człowiek. Przez całe swoje życie próbował być po stronie tego, co dobre. Ale nawet mając siedemdziesiąt lat wciąż miał sny erotyczne, co dostarczało mu wielu cierpień.
Mawiał: „Mogę trzymać się z dala od seksu w ciągu dnia, ale jak sobie z nim poradzić w czasie snu? Wszystko, co odrzucam na jawie, przychodzi do mnie w marzeniach sennych”.
Wszystkie te wyparte rzeczy nie odchodzą; siedzą w tobie, stłamszone, czekając na sprzyjające okoliczności. Kiedy się odprężysz, rozluźnisz kontrolę a w czasie snu jest to oczywiście konieczne wszystkie złe cechy pojawiają się w twoich snach. Wychodzą z ukrycia twoje stłumione pragnienia.
„Dobry” człowiek pozostaje w ciągłym konflikcie.
W jego życiu nie ma radości; nie umie śmiać się z całego serca, nie może śpiewać, tańczyć.
Ciągle wszystko ocenia.
Jego umysł przepełniony jest osądzaniem i potępianiem.
A ponieważ sam tak uparcie próbuje być dobrym, innych ocenia także według tych kryteriów.
Nie umie zaakceptować cię takiego jakim jesteś; musisz zgodzić się na jego warunki masz także usiłować być dobrym.
Nie umiejąc akceptować ludzi, potępia ich. Wszyscy święci będą ludzi potępiać, bo ich zdaniem są oni grzesznikami.
To nie są cechy ludzi religijnych.
Prawdziwie religijny człowiek nie ocenia i nie potępia.
Wie, że nie ma rzeczy zawsze i całkowicie dobrych, tak jak nie ma rzeczy zawsze i całkowicie złych.
Jeśli już chciałbyś na to patrzeć w ten sposób, to można powiedzieć że dobra jest świadomość, a zła jest nieświadomość.
To wszystko. Możesz w stanie nieświadomości robić rzeczy, które całemu światu wydają się dobre, ale religijny człowiek będzie wiedział, że takimi nie są. Są tylko grą ego.
Może też się zdarzyć, że zrobisz coś złego i potępi cię cały świat, za wyjątkiem ludzi prawdziwie religijnych. Oni nie potępią cię, bo jako człowiek nieświadomy potrzebujesz współczucia, nie sądu.
Nie potrzebujesz dodatkowego przekleństwa, nie zasłużyłeś na piekło.
Nikt nie zasługuje na piekło.
Zbliżając się do stanu pełnej świadomości nie doznajesz konieczności dokonywania wyborów; po prostu robisz to, co jest właściwe. Robisz to w sposób niewinny, bez wysiłku, tak lekko, jak lekko podąża za tobą twój cień.
Biegniesz – cień biegnie, stoisz – cień stoi, ale nie wiąże się to dla niego z żadnym wysiłkiem.
Nie można uważać, że człowiek świadomy i człowiek dobry, to synonimy. Świadomość powoduje, że człowiek staje się dobry, ale w zupełnie inny sposób, jakby pod innym kątem. Nie dlatego jest dobry, że usiłuje być dobrym; jest dobry, bo jest świadomy.
A w tym stanie wszelkie zło, wszystkie słowa potępienia znikają tak, jak ciemność znika w jasności.
Religie zdecydowały się bazować na moralności.
Stały się zbiorami kodów etycznych na usługach społeczeństwa; tobie, jednostce nie dają żadnych korzyści. Są zbiorem zasad wygodnych dla społeczeństwa.
Oczywiście, jeżeli każdy zacząłby kraść, życie stałoby się nie do wytrzymania, gdyby wszyscy kłamali, nie dałoby się nic zrobić, jeśli wszyscy byliby nieuczciwi, nie można byłoby funkcjonować.
Toteż na pewnym zasadniczym poziomie moralność jest potrzebna społeczeństwu.
Spełnia funkcję użytkową, ale nie niesie w sobie zmian prowadzących do religijności.
Niech cię nie napawa dumą to, że jesteś „dobrym” człowiekiem.
Trzeba byś doszedł do takiego punktu, w którym już nawet samo myślenie o tym co dobre, a co złe, wydaje się niepotrzebne.
Twoja ogromna uważność, twoja wielka świadomość po prostu powoduje, że robisz wszystko, co jest dobre;
bez stłumienia w sobie tego, co złe.
Nazwałbym Mahatmę Gandhiego „dobrym” człowiekiem, ale nie człowiekiem świadomym.
On naprawdę usiłował być dobry. Nie krytykuję jego intencji, ale był on człowiekiem z obsesją czynienia dobra.
Człowiek świadomy nie ma obsesji; jest rozluźniony, cichy, spokojny, serdeczny. Wszystko, co wypływa z tej jego ciszy jest dobre, gdyż żyje on w świadomości, która przecież nie stwarza konieczności dokonywania wyborów.
Nie będziesz ani dobry ani zły. Będziesz po prostu uważny, świadomy, a cokolwiek się zdarzy będzie dobre. Mówiąc innymi słowy w pełni swej świadomości osiągniesz cechy boskie, a dobroć będzie zaledwie jedną z nich.
Religie nakazały ci być dobrym, tak byś mógł któregoś dnia odnaleźć Boga. Ale to przecież niemożliwe nigdy żaden „dobry” człowiek nie poczuł co znaczy boskość.
Nauczam cię czegoś odwrotnego: odkryj boskość, a dobro pojawi się samo i będzie połączone z pięknem, wdziękiem, prostotą i skromnością. Nie będzie oczekiwało żadnej nagrody. Jest nagrodą samą w sobie.
Artykuł z serii: Przypomnienie
Osho, Świadomość – Klucz do życia w równowadze.
Powiązane posty
• Bądź swoim mistrzem – odpowiedzi są w Tobie
• Otwarty umysł: Wolność od negatywnych emocji.
16 Środa Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój
inTagi
dobre nastawienie, magia słow, moc słów, optymizm, powodzenie, poztywne myślenie, pozytywne nastawienie, pozytywne wyrażenia, sukces, słownictwo sukcesu, Świadomość
Kilka lat temu uczestniczyłem w spotkaniu, które otworzyło mi oczy na wielką siłę tkwiącą w słowach. Towarzyszyli mi wtedy dwaj bardzo dobrzy znajomi, a jednocześnie wspólnicy w interesach.
W tracie spotkania odkryliśmy, że jeden z naszych współpracowników usiłuje nas wykorzystać. Zasmuciło mnie to i chyba nawet rozzłościło. Jeden z moich towarzyszy był tak wściekły, że aż poczerwieniał na twarzy. Spytałem go więc, dlaczego pozwala sobie na odczuwanie tak wielkiej złości. „Kiedy jesteś wściekły, stajesz się mocniejszy, masz siłę do działania, możesz sprawić wszystko” – wysapał z furią.
Drugi z moich towarzyszy siedział spokojnie. Powiedział mi, że:
„obudziło to poniekąd jego irytację”.
Spytałem go więc, jak może powstrzymać złość.
„Kiedy się wściekasz, tracisz kontrolę nad sobą i wtedy wygrywa twój przeciwnik”
– usłyszałem w odpowiedzi.
Poniekąd poirytowany….
Pomyślałem wtedy, że to najgłupsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem. Jak człowiek będący tak dobrym biznesmenem mógł mówić coś tak głupiego i patrzeć na nas z twarzą pokerzysty? Jednak w rzeczywistości nie była to twarz pozbawiona wyrazu.
On niemal z przyjemnością mówił o tym, co mnie doprowadziłoby do szału! Jego słownictwo z pewnością wpływało na jego stan i na mój też, ponieważ wyrażenie: „poniekąd obudziło to moją irytację”, w jakiś przedziwny sposób choć trochę mnie odprężyło.
Postanowiłem więc kiedyś je wypróbować. W jakiś czas później podróżowałem w interesach, dotarłem do hotelu i okazało się, że nie mają tam dla mnie pokoju. „Proszę wybaczyć, ale im dłużej tu stoję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że mnie to wszystko poniekąd irytuje” – powiedziałem.
Recepcjonista popatrzył na mnie zaskoczony, niezbyt wiedząc, jak zareagować, i uśmiechnął się wbrew sobie. Nie mogłem nie odpowiedzieć mu uśmiechem.
W ciągu kilku następnych tygodni wielokrotnie próbowałem tego nowego zwrotu. Za każdym razem przekonywałem się, iż był tak głupi, że potrafił przełamywać moją złość i frustrację, a także natychmiast osłabiał targające mną emocje.
Jeśli powiesz sobie, że jesteś „zły”, „rozwścieczony” albo „zdruzgotany”, jakie uczucia to w tobie wywoła?
Jakie będziesz sobie zadawał pytania?
Na czym będziesz się koncentrował?
Czy przypadkiem twoje ciśnienie krwi nie rozwali wtedy słupka rtęci w ciśnieniomierzu?
A jeśli zamiast „zły” będziesz „poirytowany”?
Zamiast być „pokonanym” znajdziesz się „w potrzebie”?
Zamiast się „wściekać” będziesz „rozzłoszczony”?
Jeśli nie będziesz doznawał „odrzucenia”, tylko poczujesz się „źle zrozumiany”?
Czy sądzisz, że zacząłbyś czuć się inaczej? Lepiej w to uwierz! 🙂
Być może brzmi to bezsensownie prosto.
Niemożliwe, byśmy mogli zmienić nasze odczucia, zmieniając tylko język, jakim się posługujemy…?!
A jednak – słowa naprawdę mają moc zmieniania naszych uczuć.
Właśnie dlatego czujemy się wzruszeni, kiedy wiele lat później słuchamy słów Martina Luthera Kinga Juniora mówiącego o wielkim śnie czy Johna F. Kennedy’ego mówiącego o tym, co jeden człowiek może zrobić dla całego narodu.
Słowa zmieniają nasze uczucia, jednak częstokroć nie uświadamiamy sobie ich znaczenia w codziennych rozmowach z innymi i w rozmowach z samym sobą.
Jeszcze rzadziej rozumiemy, w jakim stopniu używane przez nas słowa w każdym momencie wpływają na nasze myśli i uczucia. Jeśli na przykład usłyszysz, że niewłaściwie coś zrozumiałeś, w jakiś sposób na to zareagujesz.
Jeśli jednak ktoś ci powie, że się mylisz lub nie masz racji, z pewnością zareagujesz ostrzej. Natomiast gdy ktoś postawi ci zarzut kłamstwa, twoje myśli i uczucia zmienią się w jednej chwili, choć wszystkich takich słów można użyć z powodzeniem w tej samej sytuacji.
Czuj się wspaniale !
Słowa potrafią też działać na nas odwrotnie. Jeśli chcesz – możesz wzmocnić szczęśliwe odczucia, po prostu zmieniając sposób, w jaki je opisujesz.
Wpraw się w ekstazę zamiast po prostu czuć się dobrze. Bądź czymś całkowicie pochłonięty, zamiast się tym po prostu interesować. Zamiast czuć się świetnie, poczuj się cudownie.
Nie bądź tylko zdecydowany. Bądź nie do powstrzymania!
Możesz wzmocnić szczęśliwe odczucia, po prostu zmieniając sposób, w jaki je opisujesz. Przygotuj się więc do testu słownictwa, jakiego jeszcze nie przechodziłeś!
Spośród słów, używanych przez ciebie dla opisania swojego codziennego życia, wybierz kilka, które sprawiają że czujesz się koszmarnie.
Następnie zastanów się nad słowami, którymi mógłbyś je zastąpić. Jeśli nie przychodzi ci na myśl zastępcze słowo, które ma tylko pozytywny wydźwięk, postaraj się przynajmniej złagodzić wymowę starego. Jeśli chcesz, mogą to być słowa śmieszne i głupie. I baw się przy tym dobrze!
Stare obezwładniające słowo => Nowe wzmacniające słowo
-jestem głupi => próbowałem coś odkryć
-jestem zły => Jestem rozczarowany
-jestem przygnębiony => wyciszam się, zanim zacznę działać
-jestem rozczarowany => czar prysł
-jestem zakłopotany => jestem ostrożny
-coś tu śmierdzi => Coś tu dziwnie pachnie
-niepowodzenie => nauczka
-zagubiłem się => poszukuje czegoś
-przerażający => inny
A teraz przenieś tę zabawę na kolejny etap.
Zastanów się nad słowami, które pozwolą ci zwielokrotnić przyjemne doznania. Zmień swoje dobre słowa na słowa najlepsze!
Stare słowo/zwrot => Nowe wspaniałe słowo/zwrot
interesujące => Zachwycające
jestem rozbudzony => mam mnóstwo energii
nieźle => wspaniale
zrobię to z chęcią => nie mogę się przed tym powstrzymać
miałem szczęście => to prawdziwe błogosławieństwo
dobry => perfekcyjny
jesteś okay => jesteś doskonały
sprawny => tryskający energią
zdolny => błyskotliwy
smaczny => pyszny
To ćwiczenie odmieniło całe moje życie. W jaki sposób?
Umożliwiło mi ono zapanowanie nad moim umysłem, zastępując negatywne myśli, pozytywnymi.
A więc jesteś gotów?
Oto reguły gry:
1. W ciągu najbliższych dziesięciu dni nie dopuszczaj do siebie żadnych smętnych myśli ani odczuć, żadnych obezwładniających pytań, słów ani metafor.
2. Kiedy złapiesz się na tym, że koncentrujesz się na czymkolwiek negatywnym – a z pewnością tak będzie – natychmiast zacznij zadawać sobie pytania, które postawią cie na lepszej pozycji. Zacznij od zadawania sobie pytań w sytuacji problemowej*.
3. Każdego ranka tuż po przebudzeniu zadawaj sobie pytania poranne **. Tuż przed zaśnięciem zadawaj sobie pytania wieczorne***. To w cudowny wręcz sposób pomoże ci poczuć się dobrze.
4. Przez najbliższe dziesięć dni skupiaj się wyłącznie na rozwiązaniach, a nie na problemach.
5. Jeśli złapiesz się na bezproduktywnych myślach, pytaniach lub uczuciach, nie potępiaj się za to!
Po prostu je zmień.
Gdybyś jednak mimo wszystko miał skupiać się na czymś negatywnym przez czas dłuższy niż pięć minut, musisz odczekać do kolejnego ranka i zacząć dziesięciodniowy cykl. Już od dzisiaj zacznij używać wszystkich narzędzi, które przekazuje ci ta książka, abyś w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie dopuszczał do siebie żadnych niszczących myśli ani emocji.
Celem tego ćwiczenia jest dziesięć kolejnych dni bez żadnych negatywnych myśli. Ilekroć zaczniesz koncentrować się na czymkolwiek negatywnym, musisz zacząć całe ćwiczenie od nowa, bez względu na liczbę dni, w ciągu których wcześniej udawało ci się sprostać dziesięciodniowemu wyzwaniu.
Chcę, abyś wiedział, że siła dziesięciodniowego wyzwania jest naprawdę wielka. Jeśli mu sprostasz, w twoim życiu pojawi się cała parada korzyści, które nie ustaną wraz z zakończeniem ćwiczenia.
Oto tylko niektóre z nich:
1. Dostrzeżesz wszystkie nawyki, które cię wstrzymują.
2. Twój umysł zacznie szukać umacniających cię możliwości.
3. Zyskasz nieprawdopodobne wręcz poczucie pewności, kiedy przekonasz się, że możesz odmienić swoje życie.
4. Wytworzysz w sobie nowe oczekiwania, nowe nawyki i nowe standardy, które pomogą ci rozwinąć się i coraz bardziej cieszyć się życiem.
———————————————————————————————————
* Pytania w sytuacji problemowej
1. Co dobrego niesie ten problem?
2. Co należy poprawić?
3. Co jestem skłonny zrobić, aby wszystko zaczęło się dziać po mojej myśli?
4. Czego jestem skłonny nie robić, aby wszystko zaczęło się dziać po mojej myśli?
5. W jaki sposób mogę cieszyć się życiem, robiąc to, co konieczne, aby wszystko zaczęło się dziać
po mojej myśli?
**Pytania poranne
1. Co mnie w życiu uszczęśliwia? Co dokładnie wywołuje teraz moje szczęście? W jaki stan mnie to wprowadza?
2. Co wywołuje moje podniecenie? Co dokładnie mnie teraz ekscytuje? W jaki stan mnie to wprowadza?
3. Z czego jestem w życiu dumny? Co dokładnie powoduje moją dumę? W jaki stan mnie to wprowadza?
4. Za co jestem wdzięczny życiu? Co dokładnie budzi moją wdzięczność? W jaki stan mnie to wprowadza?
5. Co daje mi w życiu przyjemność? Co dokładnie sprawia mi teraz radość i przyjemność? W jaki stan mnie to wprowadza?
6. W co wierzę i czemu się chcę poświęcić? Czemu dokładnie jestem oddany? W jaki stan mnie to wprowadza?
7. Kogo kocham? Kto kocha mnie? Kto budzi moją miłość? W jaki stan mnie to wprowadza?
***Pytania wieczorne
1. Co dzisiaj z siebie dałem? Co dokładnie dałem dzisiaj innym? W jaki sposób?
2. Czego się dzisiaj nauczyłem?
3. Jak dzień dzisiejszy przyczynił się do podniesienia jakości mojego życia? Jak mogę go wykorzystać jako przyszłą inwestycję?
Anthony Robbins – Listy od przyjaciela
Zobacz też:
• Podświadomość – kluczem do bogactwa
• Niepowodzenie to błogosławieństwo w przebraniu
• Niezwykła moc wyobraźni. Sukces a niepowodzenie.
• Historia prawdziwego sukcesu
• Co cię powstrzymuje przed realizacją marzeń?
• Atrakcyjność przyciąga sukces.
•Przepływ pieniędzy, przepływ energii
• Przełamując fale…. I życiowy impas
14 Poniedziałek Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
dojrzałość, ego, kreacja, kształtowanie, minister, moc, obserwator, odpowiedzialność, ofiara, pozytywne myślenie, przebudzenie, przełamanie schematów, Rozwój, sisson, transformacja, tu i teraz, twórca, tworzenie, uważność, uzdrowienie, wewnętrzna moc, wolność, wzorce, zmiana, Świadomość
Kiedy mówimy o tworzeniu własnego życia, ludzie odnoszą się do tego negatywnie, ponieważ nie podoba im się pomysł, że oni sami stworzyli swoje cierpienie. Niektórzy woleliby raczej umrzeć zniszczeni chorobą, niż przebaczyć komuś, kto – jak są przekonani -wyrządził im kiedyś krzywdę.
Jeżeli tak dobrze nam się udaje tworzenie rzeczywistości negatywnej, cieszmy się, ponieważ tak samo możemy tworzyć doświadczenia pozytywne. Osoba naprawdę skoncentrowana na tym, czego chce, zawsze to dostanie.
Przypatrz się alkoholikom. Nie pracują, nigdy nie mają pieniędzy, a zawsze udaje im się zdobyć alkohol. Skutecznie tworzą to, czego potrzebują.
W zależności od wartości, które wyznajemy, koncepcja, że sami tworzymy swoje życie, w przeciwieństwie do teorii mówiącej, że życie nam się przydarza, będzie dla niektórych osób bezsensowną ideą, a dla innych tylko pewną koncepcją filozoficzną.
Natomiast dla osób świadomych życie nie jest czymś, co dzieje się poza nimi.
Człowiek świadomy wie, że nie jest tylko obserwatorem, lecz twórcą.
Czasem nasze prawdziwe Ja wybiera dla nas tak zwane negatywne doświadczenia, abyśmy mogli się z nich uczyć i dzięki nim wzrastać. Dlatego też nie bądźmy dla siebie zbyt surowi za tworzenie w swoim życiu pozornie ograniczających nas doświadczeń. Jeżeli się pojawią, potraktujmy je jako lekcję – niech posłużą nam do rozwoju
W książce Wewnętrzne przebudzenie dosyć obszernie mówiliśmy o odpowiedzialności osobistej, jej związku z chwilą obecną oraz ważnej roli, jaką odgrywa w procesie poszerzania świadomości.
Musimy być tu jednak świadomi pewnej pułapki.
Wiele osób mówi tak:
„Żyjmy chwilą obecną i nie martwmy się o jutro. Bawmy się, a jutro niech zatroszczy się samo o siebie”.
Gdybyśmy naprawdę żyli w chwili obecnej, byłaby to wspaniała postawa.
Zbyt często jednak jest to tylko sposób na uniknięcie odpowiedzialności za działania podjęte w chwili obecnej, co będzie wpływało na przyszłość.
Na przykład, bardzo wygodnie jest zapomnieć zapłacić rachunki, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci życiem. Oznacza to jednak brak odpowiedzialności za to, co się z nami dzieje tu i teraz, a jeżeli nie czujemy się osobiście odpowiedzialni za dane doświadczenie, z pewnością nie żyjemy w chwili obecnej.
Pełnia chwili obecnej faktycznie rozciąga się i zawiera w sobie przeszłość i przyszłość. To wspaniałe TERAZ, nie kontrolowane przez uwarunkowania z przeszłości, ani oczekiwania czy lęki dotyczące przyszłości przyciąga i zawiera wszystko.
Oznacza to, że jeżeli kierujemy uwagę na TERAZ i działamy w chwili obecnej, świadomi jesteśmy wpływu naszej bieżącej czynności na każde TERAZ, które nastąpi w przyszłości.
To jest właśnie odpowiedzialność osobista. Taka odpowiedzialność jest na tyle szeroka, że obejmuje i świadomie tworzy naszą przyszłość i teraźniejszość. W niej zawiera się nasza moc i ostateczna wolność. Wolność świadomego tworzenia swojej rzeczywistości.
Sami tworzymy każdy aspekt swojego życia. Jest to chyba najbardziej wyzwalająca koncepcja na świecie. Jednak wielu ludzi boi się tej wolności, jakby miała wyrządzić im krzywdę.
W przeszłości, kiedy rodziła się jakaś nowa, wyzwalająca idea, zawsze pojawiała się opozycja. Tak było na początku chrześcijaństwa, tak było z feminizmem w naszych czasach. Każda z tych idei wzbudzała lęk, była atakowana i postrzegana jako groźna dla moralnych standardów danego okresu.
Lazaris, w książce The Sacred Journey pisze:
Krytycy koncepcji świadomego tworzenia rzeczywistości często występują z pytaniem: „Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?” Krytycy obruszają się, że byłoby to zachowanie pozbawione wrażliwości. Byłoby to zachowanie okrutne.
Tylko naiwny zwolennik metafizyki, w swoim zapale do jej obrony, dalby się wciągnąć w obronę tego hipotetycznego zachowania, które rzeczywiście byłoby pozbawione wrażliwości i okrutne. My proponujemy, aby prawdziwy metafizyk nie mówił osobie głodującej czy ofierze gwałtu nic o tworzeniu rzeczywistości – przynajmniej na początku. Najpierw trzeba uleczyć rany, a dopiero potem można mówić o metafizyce.
Wszyscy doświadczyliśmy cierpienia.
Jednym z zadań naszych ministrów (<-kliknij by dowiedzieć się co to znaczy ), naszego ego, jest zadbanie, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło.
Świadomość, że sami stworzyliśmy to cierpienie lub pozwoliliśmy na jego zaistnienie, daje nam ogromne poczucie wolności.
Ofiary przekonane są, iż istnieje niewielka szansa, aby zapobiec ponownemu cierpieniu.
Jak sugeruje Lazaris, jeżeli ktoś doświadczył cierpienia, najpierw powinien uleczyć rany fizyczne, mentalne i emocjonalne, a potem świadomie uznać to, co stało się w przeszłości i co dzieje się teraz. Następnie powinien przebaczyć innym i sobie – i dopiero wtedy zacząć tworzyć nowe życie.
Podstawowa zasada tworzenia własnej rzeczywistości może być zawarta w następujących słowach:
Osoba, która odczuwa skutek, jest tą samą osobą, która stworzyła przyczynę.
Niektórzy ludzie, kiedy po raz pierwszy dowiadują się o tworzeniu swojej rzeczywistości, są tym bardzo podekscytowani.
Jednak po jakimś czasie idea ta staje się jeszcze jedną teorią filozoficzną, która nie ma zastosowania w „rzeczywistym świecie”.
Być może będą o niej mówić, ale nie będą nią żyć. Dlaczego?
Wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojej mocy, ponieważ nie potrafi albo nie chce.
Korzyści z pozostawania ofiarą (zawsze jest ktoś, kto się mną zaopiekuje; ktoś, na kogo mogę zrzucić winę; kogo mogę kontrolować; nad kim mogę dominować) jawią się jako zbyt duże, aby z nich zrezygnować.
Osoby takie przestają żyć świadomie,zapominają o procesie samoobserwacji i o tym, że sami tworzą swoje życie.
Walka o więcej miłości, szczęścia i wolności w zewnętrznym świecie bierze się z przekonania, że nie wystarczy tych wartości dla wszystkich i że można je zdobyć tylko z zewnętrznych źródeł.
Na poziomie świadomym niedostatek ten odczuwamy jako brak uwagi, troski, czasu, pieniędzy, bezpieczeństwa i świadomości, że mamy moc tworzenia tego, czego pragniemy.
POŁĄCZMY SIĘ Z NASZYM WEWNĘTRZNYM ŹRÓDŁEM!
Pozostając w cyklu ofiary, tworzymy rzeczywistość w sposób nieświadomy.
W cyklu wolności tworzymy rzeczywistość świadomie.
Oprócz energii do życia, jaką czerpiemy z pożywienia, ciepła i kontaktu z innymi ludźmi, istnieje jeszcze jedno źródło energii. Można je opisać jako zbiorową świadomość wszystkich istot żywych i nieożywionych. Nazywamy ją również prawdziwym Ja. Jest to ta część nas samych, która łączy się z wszystkim, co jest. Tracimy to połączenie, kiedy:
• nie żyjemy w chwili obecnej, ponieważ jedno z pięciu przywiązań (porównanie, osądzanie, opór, utożsamianie się, analizowanie) odciąga nas od niej;
• uważamy, że celem naszego życia jest przetrwanie;
• ważniejsze od nas samych stają się różne rzeczy, wydarzenia czy związki z innymi ludźmi;
• wierzymy, że to, co wywołuje w nas lęk, jest prawdziwe.
Prawdziwe zrozumienie, że sami tworzymy swoją rzeczywistość, wymaga zrobienia trzech kroków:
Krok pierwszy: zaobserwowanie, że rzeczywiście tworzymy swoje życie.
Krok drugi: wzięcie odpowiedzialności za to, co tworzymy.
Krok trzeci gotowość do wykorzystania swojej mocy, aby świadomie stworzyć bardziej pozytywną rzeczywistość.
KROK PIERWSZY: UMIEJĘTNOŚĆ ZAOBSERWOWANIA, ŻE SAMI TWORZYMY SWOJE ŻYCIE
Krok pierwszy realizujemy przez regularną praktykę samoobserwacji. Jeżeli nie opanowałeś tego kroku i nie praktykujesz samoobserwacji regularnie, przerwij czytanie w tym momencie i przeczytaj raz jeszcze Wewnętrzne przebudzenie. Pominąłeś bardzo ważny krok. Cała książka Wewnętrzne przebudzenie poświęcona jest praktyce kroku pierwszego.
KROK DRUGI: WZIĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO, CO TWORZYMY
Kiedy przyjrzymy się tradycyjnym metodom rozwoju wewnętrznego, wydaje się, że niektóre z nich koncentrują się na obowiązkach i odpowiedzialności względem autorytetów zewnętrznych. Wypełnianie zewnętrznych reguł kojarzy się z posłuszeństwem w relacji dziecko i kochający lub karcący rodzic.
Taka postawa w życiu może prowadzić do, z jednej strony, zmagania się i poświęcenia, a z drugiej, do buntu. Poczucie obowiązku niesie ze sobą również poczucie winy i kary w przypadku nieposłuszeństwa czy niedopełnienia prawa.
Dlatego właśnie kara i nagroda pochodzące z zewnętrznego źródła stają się równoznaczne z obowiązkiem i odpowiedzialnością i bardzo łatwo na nich skupić całą swoją uwagę. Pozbawiamy się wtedy swojej wewnętrznej mocy.
Kiedy sięgniemy pamięcią wstecz do dzieciństwa, do sytuacji, w których coś „przeskrobaliśmy”, prawdopodobnie przypomnimy sobie, jak rodzice pytali: „Kto jest odpowiedzialny za to, co się stało?”.
Słowo „odpowiedzialność” kojarzyło się z winą.
Z reguły słowo to nigdy nie było używane w kontekście pochwały.
Nic więc dziwnego, że czujemy awersję – jeżeli nie fizyczną, to na pewno emocjonalną – do wszystkiego, co kojarzy się nam z odpowiedzialnością.
Cóż więcej mogłoby nam przynieść wzięcie odpowiedzialności niż tylko wspomnienia strachu, kary i rozżalenia?
Prawdziwa odpowiedzialność to umiejętność odpowiadania na swoje myśli, uczucia i sytuacje w chwili obecnej.
Wyobraź sobie, że idziesz drogą i mija cię człowiek, który mówi ci „dzień dobry”. Zamiast odpowiedzieć tymi samymi słowami na głos, odpowiadasz w myśli. Człowiek kręci głową, niedowierzając, że możesz być tak nieuprzejmy.
Twoja odpowiedź była niewłaściwa, ponieważ człowiek ten nie mógł jej usłyszeć. Właściwą odpowiedzią byłoby wypowiedzenie powitania na głos.
Ta prosta historia jest analogią do naszych często niewłaściwych odpowiedzi na to, co się nam przydarza. Zamiast dawać odpowiedź pochodzącą z chwili obecnej, reagujemy odczuciami z przeszłości. Jeżeli reagujemy na jakąś sytuację rozdrażnieniem emocjonalnym, oznacza to, że staramy się rozwiązać problem z dorosłego życia z pozycji zranionego dziecka.
Co powstrzymuje nas od wypowiedzenia „dzień dobry” w powyższej analogii? Z pewnością wiele rzeczy, a między innymi przyczyny na poziomie:
• mentalnym (przekonanie, że nie rozmawia się z obcymi),
• emocjonalnym (lęk przed ludźmi),
• fizycznym (niedosłyszenie).
Tak więc nasza umiejętność odpowiedzi na uczucie czy sytuację określa stopień naszej odpowiedzialności i świadomości w danym momencie.
Świadomość i prawdziwa odpowiedzialność są synonimami, jeżeli więc jesteśmy odpowiedzialni, będziemy też właściwie odpowiadać na sytuacje. Natomiast nieodpowiedzialność wynikająca z nieświadomości oznaczać będzie mechaniczne reakcje zamiast prawdziwych odpowiedzi i stawanie się ofiarą przeszłości.
Przyjęcie roli ofiary oznacza utknięcie w stereotypowych wzorcach zachowania, sabotujących nasze próby znalezienia miłości i szczęścia w chwili obecnej.
Kiedy pomimo użalania się nad sobą czy grania w typowe dla ofiary gry i tak jesteśmy ignorowani i odrzucani, popadamy w rozgoryczenie lub depresję, a potem wybieramy jedno z uzależnionych, ucieczkowych zachowań.
Stajemy się osobami mniej odpowiedzialnymi i czujemy, że nic na to nie można poradzić.
W takim momencie niektórzy mówią, że nie panują nad tym, co się dzieje, nic od nich nie zależy i nie potrafią stworzyć własnego życia.
Poczucie takie jest dla nich wystarczającym dowodem ich bezsilności i bycia ofiarą bezlitosnego świata.
Potrzebują więc lekarzy – którzy by ich uleczyli, przywódców – aby wskazali im drogę, partnerów – którzy by ich kochali, oraz guru i zbawicieli – aby ich wybawili.
W ten sposób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jeszcze bardziej pozbawiają się mocy i utwierdzają w roli ofiary
-Tymczasem nic ani nikt nie może nam odebrać mocy bez naszego pozwolenia.
My sami ją oddajemy w momencie kiedy opuszczamy bezpieczeństwo i pełnię chwili obecnej.
Kiedy ludzie pozbawiają się mocy, żyjąc na zasadzie uwarunkowanych reakcji, biorą na siebie fałszywą odpowiedzialność i obowiązek wobec uwarunkowań z przeszłości. Tłumią natomiast w sobie prawdziwą odpowiedzialność bycia twórczą istotą ludzką, uczestniczącą w naturalnym procesie ewolucji ludzkiej świadomości. Nie ma to oczywiście wielkiego wpływu na całokształt zmian we wszechświecie, jednak brak naszego świadomego udziału w tym procesie, opóźnia naszą drogę do poszerzenia świadomości i ponownego połączenia z naszym prawdziwym Ja.
Cierpienie i rola ofiary mogą być przydatnymi narzędziami w procesie budzenia się, ale kiedy ono nastąpi, nie mają już żadnej wartości.
MANIPULACJA NEW AGĘ
Niektóre osoby, które pierwszy raz zetknęły się z koncepcją tworzenia swojej rzeczywistości, wykorzystują ją do manipulowania innymi.
Mogą na przykład usprawiedliwiać swoje złe postępowanie wobec drugiej osoby w następujący sposób:
„Skoro ty tworzysz swoją rzeczywistość, mogę wyrządzić ci jakąś krzywdę, a ty nie możesz być na mnie zły, ponieważ sam stworzyłeś tę sytuację. Oznacza to, że nie muszę się przejmować twoimi skargami, iż moje zachowanie cię rani. Nie muszę zmieniać zachowania, ponieważ nie jest ono częścią mojej rzeczywistości”.
Takie podejście jest unikaniem odpowiedzialności za współżycie i współtworzenie rzeczywistości z Innymi ludźmi. Zamiast uczyć odpowiedzialności osobistej i nie przywiązywania się, uczy obojętności i zimnego przyglądania się z boku.
To prawda, że każdy tworzy swoją rzeczywistość, ale w rzeczywistości tej istnieją inni, tak jak my Istniejemy w życiu innych. W każdym momencie życia współtworzymy z innymi. Kiedy uświadomimy to sobie, możemy zrezygnować z fałszywych zobowiązań z przeszłości i stać się – już teraz – naprawdę odpowiedzialnymi wobec siebie i innych.
Nie musimy daleko szukać, aby znaleźć ludzi, którzy boją się wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ludzie tacy patrzą na świat jak na coś obcego i groźnego i nawet na sekundę nie przyjdzie im do głowy, że sami go stworzyli, łącznie ze swoim cierpieniem. Tworzą swoje piekło na ziemi, kierując się strachem i ukrytymi wzorcami myślenia, odczuwania i zachowania.
Zanim przejdziemy do kroku trzeciego, podsumujmy krok drugi następującą afirmacją:
Jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za świadome tworzenie każdego aspektu mojego życia.
KROK TRZECI: GOTOWOŚĆ DO WYKORZYSTANIA SWOJEJ MOCY. ABY ŚWIADOMIE TWORZYĆ PO-ZYTYWNĄ RZECZYWISTOŚĆ
To istotne zagadnienie jest tematem kolejnych części tej książki. Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę, zacznie się w nas proces transformacji strachu w miłość.
Będąc świadomi, że sami możemy zdecydować, jakich doświadczeń pragniemy, mamy wybór pomiędzy wyjściem z cyklu ofiary lub pozostaniem ofiarą.
Wybór jest oznaką wolności, a wolność polega na świadomym tworzeniu takich doświadczeń, jakich chcemy. Jeżeli wybieramy rolę ofiary, wiedząc równocześnie, że sami wszystko tworzymy, prawdopodobnie robimy to po to, aby manipulować innymi ofiarami, wciągającymi nas w swoją grę, która sama w sobie jest karą dla jej twórcy.
Przez większą część mojego życia czułem się ofiarą, aż do momentu, kiedy odkryłem moc wdzięczności. Spróbuj poczuć się ofiarą i równocześnie odczuwaj wdzięczność za cokolwiek w swoim życiu. Odkryjesz, że jest to niemożliwe.
Wdzięczność zdaje się wynosić nas ponad mentalność ofiary.
Pięknie napisała Peg Huxtable w swojej wspaniałej książce Words ofWisdom:
Małe dziecko spytało:
– Po co jesteśmy tutaj na ziemi, mamusiu?
– Aby pomagać innym – odpowiedziała mama.
– A po co są inni? – brzmiało następne pytanie.
Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni we wszechświecie i mamy na siebie nawzajem wpływ.
Ci, którzy skupiają się na walce o przetrwanie (rola ofiary), a nie na miłości, są częścią problemu, nie rozwiązania.
*
Za każdym razem, kiedy decydujemy się wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia i swoje życie, podnosimy wibrację życia i popychamy ewolucję do przodu.
Za każdym razem, kiedy wybieramy szczęście w chwili obecnej, nie tłumiąc uczuć, ale naprawdę dokonując świadomego wyboru, cały kosmos śpiewa z radości.
Jednak, czy ludzie naprawdę chcą nauczyć się odpowiadać (a nie reagować – przy p. tłum.}, żyć pełnią chwili obecnej i w rezultacie otrzymać szczęście i wolność? Richard Bach tak pisze w swojej niezwykłej książce Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mesjaszem.
A mistrz rzekł do nich:
– Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?
– Oczywiście, mistrzu! – krzyknął tłum. – Gdyby Bóg go o to prosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!
– Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?
– To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, Jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg – powiedzieli.
– A gdyby Bóg – zapytał ich mistrz – powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA DNI SWOICH BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?
A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego….
Richard Bach, Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mes/aszem, przei. Jerzy Jamiewicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996,s.19-21.
Fragmenty z : Colin Sisson – Podróż w głab siebie
Zobacz też
11 Piątek Gru 2009
Posted Rozwój, Świadomość
inTagi
de mello, mello, obserwacja, przebudzenie, uważność, wyzwolenie, zmiana, Świadomość, świat
Chcesz zmienić świat? A może byś zaczął od siebie? Może tak na początek dokonaj zmiany w sobie?
Jak to osiągniesz? Przez obserwację. Poprzez zrozumienie.
Bez żadnej ingerencji i oceny z twej strony.
Ponieważ jeśli oceniasz, to nie możesz zrozumieć.
Jeśli powiesz o kimś, że jest „komunistą”, to w tym momencie skończyło się rozumienie. Przyczepiłeś mu etykietkę.
„Ona jest kapitalistką” – w tym momencie przestałeś rozumieć. Dałeś jej etykietkę, a jeśli etykietka wyraża półtony twej aprobaty lub dezaprobaty, to jeszcze gorzej!
Jak zamierzasz zrozumieć to, co dezaprobujesz albo co aprobujesz w danej materii? Żadnych sądów, żadnych komentarzy, żadnych nastawień.
Po prostu obserwacja, studia, ogląd bez pragnienia zmiany.
Ponieważ jeśli pragniesz zmiany tego, co jest, na to, co powinno być – powinno być według ciebie – przestajesz rozumieć.
Treser stara się zrozumieć psa, aby móc go nauczyć określonych sztuczek. Naukowiec obserwuje mrówki bez z góry określonego celu – poza samą obserwacją – po to, aby się o nich jak najwięcej nauczyć. Nie ma innego celu. Nie zamierza ich trenować, ani niczego od nich uzyskać. Jest nimi zainteresowany, chce o nich dowiedzieć się jak najwięcej. Takie jest jego nastawienie.
W dniu, w którym uda ci się takie nastawienie osiągnąć, doświadczysz cudu.
Zmienisz się – bez wysiłku i we właściwy sposób. Zmiana sama się wydarzy, nie będziesz jej musiał dokonywać.
Ponieważ świadomość życia drzemie w tobie, w głębokich ciemnościach, cokolwiek jest złe, zniknie. A cokolwiek dobre, zostanie wyłonione.
Doświadczysz tego, naprawdę.
To jednak wymaga umysłu zdyscyplinowanego. Mówiąc „dyscyplina” nie mam na myśli wkładu pracy, wysiłku. Mówię o czymś zupełnie innym. Czy kiedykolwiek przyglądałeś się uważnie sportowcom? Całe ich życie wypełnia sport, ale jakże są zdyscyplinowani.
A spójrz na rzekę płynącą ku morzu. Tworzy brzegi, które ją zawierają. Jeśli jest w tobie coś, co podąża we właściwym kierunku, samo kreuje swą własną dyscyplinę. Staje się tak w chwili, w której zakażony zostajesz bakcylem świadomości. I to jest cudowne! Jest to najcudowniejsza rzecz na świecie. Najważniejsza i najcudowniejsza. Nie ma nic tak ważnego na świecie, jak przebudzenie. Nic!
I oczywiście jest to także swego rodzaju „dyscyplina”.
Nie ma nic bardziej wspaniałego niż bycie świadomym.
Czy chciałbyś żyć w ciemnościach? Czy chciałbyś podejmować działania nieświadom, mówić, nie wiedząc, co znaczą twe słowa? Albo czy chciałbyś widzieć rzeczy i nie uświadamiać sobie, na co patrzysz? Jak powiedział wielki mędrzec,
Sokrates: „Życie nieświadome nie jest warte tego, by je przeżyć”.
To oczywista prawda. Większość ludzi nie przeżywa swego życia świadomie. Prowadzą życie mechaniczne, myślą mechanicznie – zazwyczaj cudzymi myślami – mechanicznie przeżywają emocje, mechanicznie działają, mechanicznie reagują. Czy chcesz zobaczyć, jak bardzo upodobniłeś się do maszyny?
-„Ach, jaką masz piękną spódnicę”
– słowa te wydatnie poprawiły twe samopoczucie, prawda?
I to z powodu spódnicy, na miłość boską! Czujesz się z siebie dumna słysząc taki komplement. Ludzie odwiedzają mnie w moim Centrum w Indiach i mówią:
– „Cóż za cudowne miejsce, cóż za wspaniałe drzewa (a te rosną całkiem niezależnie ode mnie). Jaki wspaniały klimat.”
A ja natychmiast czuję się lepiej, aż do chwili, kiedy się na tym przyłapuję.
Czy można wyobrazić sobie coś równie głupiego?
Nie jestem odpowiedzialny za te drzewa i nie wybierałem tego miejsca na Centrum. Nie ode mnie zależy pogoda. To po prostu takie jest. Ale moje „ja” uwikłało się w to, zatem czuję się dumny. Czuję się dumny ze „swej” kultury i ze „swego” narodu. Jak to możliwe, by zgłupieć aż do tego stopnia. Doprawdy. Mówią mi, że moja wielka hinduska kultura stworzyła tak wielkich mistyków. Ale przecież nie ja ich stworzyłem. Nie biorę za nich odpowiedzialności.
Albo mówią mi:
– Ten twój kraj z całą tą nędzą, to okropne. Czuje się zawstydzony. Ale przecież to nie ja stworzyłem tę nędzę. O co tu idzie? Czy kiedykolwiek przestaniesz tak myśleć?
Mówią mi:
– Sądzę, że jesteś bardzo czarującą osobą. I już czuję się świetnie. Zostałem pogłaskany. Dlatego nazywają to: Ja jestem OK. i ty jesteś OK. Noszę się z zamiarem napisania książki, której tytuł brzmiałby: „Ja jestem osłem i ty jesteś osłem”. Otwarte przyznanie się do bycia osłem, to największe wyzwolenie, coś najpiękniejszego na świecie. Jakże jest to cudowne. Kiedy ktoś by mi powiedział: „Nie masz racji”, ja mu odpowiem: „A czego się spodziewałeś po ośle?”
Rozbrojeni. Wszyscy powinni być rozbrojeni. To jest ostateczne wyzwolenie. Ja jestem osłem i ty jesteś osłem. W normalnym życiu dzieje się tak: naciskam guzik i jesteś „na górze”, naciskam guzik i jesteś „na dole”. I taki właśnie jesteś. Ilu znasz ludzi, na których nie działa pochwala i oskarżenie?
To nieludzkie – powiesz.
Ludzkie – to znaczy, że trzeba być trochę mała małpką, aby każdy mógł pociągnąć cię za ogon, a ty robisz to, co robić powinieneś?
Ale czy to jest ludzkie? Jeśli uważasz, że jestem czarujący, znaczy to że właśnie w tym momencie jesteś w dobrym nastroju i nic więcej. Znaczy to też, że pasuję do twojej listy zakupów. Wszyscy nosimy przy sobie taką listę zakupów i trzeba się do tej listy dopasować – wysoki, hmm, ciemny, hmm, przystojny, hmm – zgodnie z naszymi upodobaniami.
„Lubię brzmienie jej głosu. Jestem zakochany” – mówisz.
Nie jesteś zakochany, ty głupi ośle. Ilekroć jesteś zakochany – waham się, czy to powiedzieć – jesteś osłem w sposób szczególny. Usiądź i popatrz, co się z tobą dzieje. Chcesz uciec.
Ktoś kiedyś powiedział: „Dziękuj Bogu za rzeczywistość i możliwość ucieczki od niej”. I to właśnie ma miejsce. Jesteśmy tacy mechaniczni w swym życiu, zmanipulowani jak marionetki, tak bardzo pod kontrolą.
Piszemy książki o tym, jak się kontrolować i jak cudownie być kontrolowanym i jak bardzo potrzebujemy, by nam mówiono: „Jesteś OK.” Czujesz się wtedy wspaniale.
Jak cudownie jest siedzieć w więzieniu. Albo, jak to ktoś kiedyś powiedział, być w swej klatce. Czy lubisz być w więzieniu? Czy lubisz być pod kontrola?
Powiem wam coś. Ilekroć pozwalacie sobie na dobre samopoczucie, kiedy mówią wam, że jesteście OK., tylekroć przygotujcie się na złe samopoczucie – z chwilą gdy powiedzą wam, że nie jesteście dobrzy. Dopóki żyjesz po to, by spełniać cudze oczekiwania, lepiej dobrze zważ, w co się ubierasz, jak się czeszesz i czy masz dobrze wyczyszczone buty. Krótko mówiąc, bacz na to, czy spełniasz każde ich cholerne oczekiwanie. I to ma być ludzkie?
To właśnie odkryjesz, gdy zaczniesz się obserwować.
Będziesz przerażony!
W gruncie rzeczy nie jesteś ani OK., ani nie OK.
Możesz pasować do aktualnych nastrojów albo trendów mody! Czy to znaczy, że stałeś się OK.? Czy to twoje bycie OK. zależy od tego? Czy zależy od tego, co o tobie ludzie myślą?
Ty nie jesteś OK. i ty nie jesteś nie OK., ty jesteś ty.
Mam nadzieję, że przynajmniej dla niektórych z was będzie to duże odkrycie. Jeśli kilku z was dokona tego odkrycia, to… cóż za wspaniała sprawa! Niezwykła!
Wyrzuć ten cały bełkot z byciem OK. i nie OK., wyrzuć wszystkie te osądy i po prostu obserwuj, patrz. Dokonasz wielkich odkryć. Odkrycia te zmienią ciebie. Bez najmniejszego wysiłku, wierz mi.
Przychodzi mi tu na myśl pewien facet, żyjący w Londynie zaraz po wojnie. Siedzi, trzymając na kolanach owiniętą w brązowy papier paczkę. Jest duża i ciężka. Konduktor autobusu podchodzi do niego i pyta:
– Co pan tam trzyma na kolanach?
A człowiek ten odpowiada: To niewypał. Wykopaliśmy go w ogródku i wiozę go na posterunek policji.
Na to konduktor:
– Nie może pan tego trzymać na kolanach. Proszę to położyć pod siedzeniem.
Psychologia i religia, tak jak je generalnie pojmuję, przenoszą bombę z twoich kolan pod siedzenie. Tak naprawdę nie rozwiązują twoich problemów. Zamieniają jedynie jeden problem na drugi. Czy nigdy cię to nie zastanowiło?
Miałeś problem, teraz zamieniłeś go na inny.
Zawsze tak będzie, dopóki nie rozwiążemy problemu zwanego – ty sam.
Wyobraźcie sobie pacjenta, który idzie do lekarza i mówi mu, na co cierpi. Doktor odpowiada:
– Rozumiem pańskie symptomy. Wie pan, co zrobię? Zapiszę lekarstwo dla pana sąsiada.
Pacjent odpowiada:
– Dziękuje, bardzo dziękuje. To bardzo poprawi moje samopoczucie.
Idiotyczne to, prawda? Ale właśnie tak czynimy. Osoba pogrążona we śnie sądzi, że poczuje się lepiej, jeśli zmieni się ktoś inny. Cierpisz, bo śpisz, ale myślisz sobie: “Jakże piękne byłoby życie, gdyby ktoś inny się zmienił. Jakże piękne byłoby życie, gdyby zmienił się mój sąsiad, żona, szef”.
Zawsze chcemy, by dla naszego dobrego samopoczucia zmienił się ktoś inny. Ale czy nigdy nie pomyśleliście, co by się stało, gdyby rzeczywiście twój mąż, twoja żona się zmienili?
Byłbyś równie bezradny jak przedtem, równie nie przebudzony jak dotąd.
Ty jesteś tym, który ma się zmieniać, który musi zażyć lekarstwa.
Twierdzisz: “Czuję się dobrze, bo świat jest w porządku.” Błąd! Świat jest w porządku, ponieważ ja czuję się dobrze. Tak twierdzą wszyscy mistycy.
A.de Mello „Przebudzenie”
Artykuł z serii: Przypomnienie
Powiązane posty
• Poznawaj siebie – podejście Zen
08 Wtorek Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
akceptacja, Bóg, dostatek, iluzje, jedność, niewiedza, osądzanie, potrzeba, poznanie, tworzenie, walsch, wymóg, zrozumienie, Świadomość
Dziś przedstawiam fragment ksiażki N.D. Walscha – „Wspólnota z Bogiem”. Jest ona kontynuacją „Rozmów z Bogiem” w których Walsch prowadzi swój sławny „dialog” z Bogiem. W tej książce zamieszczony jest monolog poświęcony w dużej części iluzjom jakim na co dzień podlegamy. Zachęcam do zapoznania się.
————————————————————————————
„Iluzja nie jest czymś, co znosisz, lecz czymś, co wybierasz. Iluzję można wykorzystać, jeśli się wie, że to iluzja, a można wiedzieć, że to iluzja, jeśli się ją wykorzysta. To okrężny proces, jak samo Życie.”
Dziesięć iluzji
*
Kim jestem? Kim jestem? Kim jestem?
I kim teraz postanawiam być?
To jedyne pytanie, jakie stawiał sobie Bóg.
To jedno ma znaczenie i to jedno twoja dusza stara się rozstrzygnąć przez całe twoje życie, w każdej chwili.Nie dowiedzieć się. Rozstrzygnąć. Albowiem życie nie polega na odkrywaniu, lecz na tworzeniu.
Każdy czyn to akt samookreślenia.
Bóg nieustannie siebie samego stwarza na nowo i doświadcza. Tym samym zajmujesz się tutaj ty. Aby móc doświadczyć, Czym Jesteś W istocie, doświadczasz czegoś innego, czym nie jesteś.
Właściwie nie ma rzeczy, którą byś nie był. Jesteś wszystkim, całością. Bóg to Całość, Bóg to wszystko. Lecz, abyś ty (Bóg) mógł poznać tę cząstkę, którą obecnie wyrażasz, musisz wyobrazić sobie, że jest coś, czym nie jesteś.
To Iluzja Życia.
Dlatego zrób z Iluzji użytek, bądź wdzięczny, że są.
Zrozumienie, że Iluzje są zbiorowym omamem, to pierwszy krok na drodze do wykorzystania ich zgodnie z przeznaczeniem, ale to jeszcze nie wszystko. Trzeba bowiem zdecydować, co oznaczają.
Istoty oświecone zdają sobie sprawę z istnienia Iluzji, nie odrzucają ich (pamiętaj, że przekreślenie ich równałoby się przerwaniu życia, jakie znacie), ale doświadczają ich jako swej przeszłości, niejako teraźniejszości. Podtrzymują w sobie nawzajem pamięć o nich, ale wystrzegają się traktowania ich, jakby stanowiły obecną rzeczywistość.
Ale obojętnie, czy doświadczasz ich w swojej teraźniejszości czy jako okruchów przeszłości, ważne jest, aby widzieć jasno, czym są – Iluzjami. Wówczas możesz rozporządzać nimi do woli.
Celem Iluzji jest właśnie dostarczenie kontekstu dla doświadczenia każdego aspektu siebie.
Jako przygotowanie gruntu pod twoje spotkanie ze Stwórcą wskazane jest odsunięcie od siebie Iluzji, włącznie ze złudzeniem odrębności twej własnej i Stwórcy.
To właśnie odbywa się tutaj. Na tym polega zadanie tych wszystkich rozmów z Bogiem. Chodzi ci o to, aby żyć w obrębie iluzji, ale nie w iluzji.
Od pewnego czasu stało się dla ciebie widoczne, że w Iluzjach tkwi usterka. Powinno to było uzmysłowić ludziom, że iluzje to błąd, co do jednej. Lecz ludzie przeczuwali, że nie mogą odrzucić Iluzji, bo dobiegłaby tym samym końca rzecz o doniosłym znaczeniu.
I mieli rację. Ale postąpili niewłaściwie. Zamiast przejrzeć Iluzje jako iluzje właśnie i użyć ich do celu, do jakich były przeznaczona, uznali, że muszą naprawić tkwiącą w nich usterkę.
Rozwiązaniem było nie usunięcie usterki, ale dostrzeżenie jej i przypomnienie sobie tego, co w głębi duszy przeczuwaliście. Dlatego nie mogliście odrzucić iluzji bez jednoczesnego przekreślenia rzeczy o doniosłym znaczeniu.
Racją bytu Iluzji jest zapewnienie umiejscowionego pola odniesienia, w ramach którego możesz stworzyć siebie na nowo w kolejnym najwspanialszym wydaniu swojej najświetniejszej wizji siebie.
Sam wszechświat jest takim polem odniesienia. To zarówno jego definicja jak i cel. Dzięki niemu życie może być wyrażane i doświadczane na płaszczyźnie fizykalnej.
Ty stanowisz umiejscowioną postać tego samego pola odniesienia, jak wszyscy i wszystko dokoła. Innymi słowy, to umiejscowiony Bóg.
Poza obrębem tego pola możesz jedynie poznać siebie jako Wszystko Co Jest. A Wszystko Co Jest nie może siebie takim doświadczyć, skoro nie ma nic innego.
W braku tego, czym nie jesteś, To Czym Jesteś nie może zaistnieć. Nie można tego doświadczyć, poznać.
Tłumaczyłem ci, że nie ma „wolnego” bez szybkiego. Nie ma „dołu” bez góry. Nie ma „tam” bez tutaj.
Pod nieobecności Iluzji jesteś, całkiem dosłownie, ni tu ni tam.
Dlatego też zbiorowym wysiłkiem stworzyliście te znakomite Iluzje. Cały świat, Wszechświat nawet, jako swoje dzieło. Dostarczyło to wam sposobności w postaci pola odniesienia, w ramach którego możecie postanawiać i ogłaszać, stwarzać i wyrażać, doświadczać i realizować To Czym Jesteście W Istocie.
Wszyscy jesteście w to zaangażowani. Bez wyjątku. Każde z indywidualnych upostaciowań Boskości, jakimi jesteście. Staracie się poznać, określić siebie.
Wyrażanie chwały swej prawdziwej istoty w konfrontacji z Iluzją – na tym polega dążenie do mistrzostwa duchowego. Należy jednak przy tej okazji zaznaczyć, że Iluzje potrafią sprawiać wrażenie bardzo realnych.
Zrozumienie, że Iluzje są zbiorowym omamem, to pierwszy krok na drodze do wykorzystania ich zgodnie z przeznaczeniem, ale to jeszcze nie wszystko. Trzeba bowiem zdecydować, co oznaczają.
Na końcu zaś wybiera się ten przejaw Boskości (cząstkę jaźni), której pragnie się doświadczyć w umiejscowionym polu odniesienia („sytuacji” czy „okolicznościach” w waszym nazewnictwie), napotkanym (stworzonym) przez siebie.
Oto w skrócie ów proces:
A. Rozpoznaj Iluzję jako Iluzję.
B. Zdecyduj, co ona oznacza.
C. Stwórz siebie na nowo.
Wykorzystać te Dziesięć Iluzji można na wiele sposobów, tak jak na wiele sposobów można ich doświadczać. Mogą występować w przebraniu obecnej rzeczywistości lub pod postacią wspomnień z przeszłości. Ta ostatnia forma jest używana przez wysoko rozwinięte kultury i istoty.
Istoty oświecone zdają sobie sprawę z istnienia Iluzji, nie odrzucają ich (pamiętaj, że przekreślenie ich równałoby się przerwaniu życia, jakie znacie), ale doświadczają ich jako swej przeszłości, nie jako teraźniejszości. Podtrzymują w sobie nawzajem pamięć o nich, ale wystrzegają się traktowania ich, jakby stanowiły obecną rzeczywistość.
Ale obojętnie, czy doświadczasz ich w swojej teraźniejszości czy jako okruchów przeszłości, ważne jest, aby widzieć jasno, czym są – Iluzjami. Wówczas możesz rozporządzać nimi do woli.
Jeśli masz ochotę doświadczyć określonej cząstki siebie, masz do dyspozycji Iluzje. Każdą z nich można wykorzystać w celu doświadczenia licznych aspektów twojej tożsamości, można też łączyć Iluzje dla doświadczania wielorakich aspektów czy jednego aspektu na wiele sposobów.
Na przykład, Pierwszą i Czwartą Iluzję – Potrzeby i Niedoboru – można ze sobą powiązać, aby objawić niuans swej prawdziwej istoty zwany zaradnością.
Nie można zaznać swojej zaradności, gdy nie ma czemu zaradzić. Z pomocą Iluzji Potrzeby i Niedoboru można najpierw pielęgnować w sobie ideę niedostatku, a następnie temu zaradzić. Powtarzanie tego może przywołać doświadczenie, w którym wykazujesz swoją zaradność, umiejętność sprawiania, że zawsze będziesz miał pod dostatkiem tego, co ci potrzeba. Doświadczenie to zostanie usankcjonowane przez Ostateczną Rzeczywistość.
Weźmy kolejny z niezliczonych przykładów. Drugą i Szóstą Iluzję – Przegranej i Osądu – można połączyć dla uzyskania konkretnego efektu czy doznania. Możesz wyobrazić sobie, że zawiodłeś w czymś, wówczas możesz sam siebie osądzić lub zdać się na osąd innych. Następnie możesz wznieść się ponad swą „porażkę”, zgiąć rękę w geście wyrażającym „Ja wam jeszcze pokażę” i w końcu zatriumfować!
To wyśmienite przeżycie, niemal każdy sprawiał je sobie po wielokroć. Lecz jeśli stracisz z oczu to, że Przegrana i Osąd są Iluzjami, łatwo możesz w nich ugrzęznąć i wtedy przyjmą pozory okrutnej rzeczywistości.
Od „okrutnej rzeczywistości” życia można uwolnić się przez rozpoznanie Iluzji jako omamów właśnie.
Iluzje można dowolnie ze sobą łączyć – Podział z Potrzebą, Potępienie z Wyższością, Niewiedzę z Wyższością, Niedobór i Potępienie z Przegraną, i tak dalej. W pojedynkę czy w zespole, Iluzje stanowią znakomite kontrastowe pola odniesienia, na tle których można doświadczyć swej prawdziwej istoty.
Wielokrotnie słyszałeś już, że w świecie względności nie możesz doświadczyć, Kim Jesteś, inaczej niż w zestawieniu z tym, czym nie jesteś. Celem Iluzji jest właśnie dostarczenie kontekstu dla doświadczenia każdego aspektu siebie, sposobności do wybrania Najszczytniejszego Aspektu, jaki w danej chwili zdołasz sobie wyobrazić.
Rozpatrzmy teraz Iluzje po kolei, wraz z przykładami ich wykorzystania do stwarzania siebie na nowo.
Może posłużyć do doświadczenia tego ogromnego składnika twej prawdziwej tożsamości, który daje się ująć jako: to, co niczego nie potrzebuje.
Niczego ci nie potrzeba do tego, abyś istniał, i niczego ci nie potrzeba do tego, abyś istniał wiecznie. Iluzja Potrzeby stwarza pole odniesienia, w ramach którego możesz tego zaznać. Właśnie kiedy przenikasz Iluzję na wylot, sięgasz Ostatecznej Rzeczywistości. Iluzja dostarcza kontekstu, w obrębie którego można zrozumieć Ostateczną Rzeczywistość.
Ostateczna Rzeczywistość jest taka, że posiadasz już wszystko, czego twoim zdaniem potrzebujesz. Nosisz to w sobie. Jesteś tym. Masz w sobie to, czego potrzebujesz i dlatego dobywasz z siebie wszystko, czego w danej chwili ci potrzeba. Wynika stąd, że w gruncie rzeczy niczego nie potrzebujesz. Jednak aby to zrozumieć, poznać na drodze doświadczenia, musisz przejrzeć Iluzję Potrzeby, rozpoznać ją jako iluzję.
Przejrzeć Iluzję Potrzeby możesz przez zwrócenie uwagi na to, czego twoim zdaniem potrzebujesz w tej chwili – to znaczy, na to, czego twoim zdaniem nie masz, a uważasz, że musisz mieć – i dostrzeżenie, że choć jesteś bez tego, mimo to wciąż jesteś.
Niesie to ze sobą doniosłe następstwa. Skoro jesteś tu i teraz, bez tego, co twoim zdaniem jest ci potrzebne, to dlaczego sądzisz, że tego potrzebujesz? To kluczowe pytanie. Otwiera złote drzwi, drzwi do wszystkiego.
Następnym razem kiedy wyobrazisz sobie, że czegoś potrzebujesz, zapytaj siebie: „Dlaczego uważam, że jest mi to potrzebne?”.
To dociekanie przynosi wolność. To wolność w siedmiu słowach.
Jeśli widzisz jasno, zdasz sobie sprawę, że nie potrzebujesz „tego”, cokolwiek by to było, nigdy nie potrzebowałeś i wszystko to sam wymyśliłeś.
Nawet powietrza, którym oddychasz, nie potrzebujesz. Zauważysz to w chwili śmierci. Powietrza potrzebuje tylko twoje ciało, a ty nie jesteś twoim ciałem.
Ciało to nie ty. To twoje cudowne narzędzie. Lecz nie potrzebujesz swojego obecnego ciała do dalszego tworzenia.
Informacja zabrzmi miło w abstrakcyjnym sensie, ale nie złagodzi w niczym twego strachu przed utratą ciała, rodziny i warunków, w jakich się znajdujesz. Uśmierzyć takie lęki można jedynie przez nabranie, wzorem Mistrzów, dystansu. Mistrzowie ćwiczą nie przywiązywanie się, zanim śmierć pokaże im, że życie w ciele jest złudzeniem. Jednak dla tych, którzy nie osiągnęli tego poziomu, często konieczne jest świadectwo, jakiego dostarcza śmierć.
Kiedy już oddzielisz się od ciała (to znaczy, kiedy „umrzesz”), natychmiast spostrzeżesz, że ten stan w niczym nie przypomina przerażającego doświadczenia, o którym tyle słyszałeś. Zobaczysz, że jest czymś chwalebnym, nieskończenie przerastającym uwięzienie w fizycznej postaci, bez względu na to, jakie związki zbudowała twa ostatnia postać. Nabranie dystansu przyjdzie wówczas łatwo.
Można osiągnąć mistrzostwo duchowe będąc jeszcze w postaci fizycznej, nie trzeba czekać na oddzielenie od niej, aby zaznać chwały Życia i swojej prawdziwej istoty. Można tego dokonać przez oderwanie się od ziemskich spraw jeszcze przed śmiercią. Wystarczy w tym celu posłużyć się Iluzją Potrzeby, przejrzeć ją wylot.
Odbywa się to przez głębsze zrozumienie zarówno życia jak i śmierci, tego, ze śmierć taka, jak sobie ją przedstawiałeś, nie istnieje, a Życie trwa wiecznie. Gdy to pojmiesz, możliwe stanie się oderwanie od wszystkiego, włącznie z samym Życiem – ponieważ wiesz, że skoro życie toczy się naprzód bez końca, możesz znów zbudować związki, jak również na nowo przeżywać te, które jak sądziłeś, straciłeś bezpowrotnie.
Wszelkich ziemskich form przywiązania można doświadczyć w „przyszłym życiu”, nic nie zostanie stracone. Stopniowo wyswobodzisz się ze swoich więzi, gdyż zdasz sobie sprawę z nadzwyczajnych możliwości dalszego rozwoju, jakie stwarza ci nieustające Życie.
Lecz nigdy nie przestaniesz kochać tych, których pokochałeś, w tym czy jakimkolwiek innym życiu, i w pełni zjednoczysz się z nimi swą istotą, ilekroć zapragniesz.
Jeśli zatęsknisz za kimś, kto jeszcze żyje w postaci fizycznej na Ziemi, możesz połączyć się z nim z prędkością myśli.
Jeśli zatęsknisz za kimś, kto odszedł z tego świata, za ukochaną osobą, która zmarła przed tobą, możesz się z nią spotkać po swojej śmierci, jeśli takie będzie twoje życzenie, lub w dowolnej chwili, kiedy zechcesz – z prędkością myśli.
To jedynie przedsmak przyszłych cudów. Więcej szczegółów podam następnym razem, w przekazie dotyczącym właśnie umierania z Bogiem.
Nie można umrzeć bez Boga, ale można sobie to wyobrazić. To piekło zrodzone w waszej wyobraźni, którego groza dała początek wszystkim innym odczuwanym przez ciebie lękom. Lecz ty nie masz się czego bać i nic ci nie potrzeba, gdyż nie tylko nie można umrzeć bez Boga, ale i żyć bez Boga nie sposób.
Ponieważ Ja jestem tobą, a ty Mną, i nic nas nie rozdziela. Nie możesz umrzeć beze Mnie dlatego, że nigdy nie możesz znaleźć się w stanie, który można nazwać „bez Boga”.
Jestem Bogiem, Wszystkim Co Jest. Ponieważ jesteś częścią Całości, jestem tobą. Dotyczy to całego ciebie, w najdrobniejszych szczegółach.
A skoro Wszystko Co Jest, jest zawsze przy tobie, niczego nie potrzebujesz – i taka jest twoja prawdziwa istota. Gdy to zrozumiesz do głębi, odmieni się całkowicie twój sposób bycia. Staniesz się nieustraszony – a jest to stan błogosławiony, gdyż brak lęku sprawia, że nie ma nic strasznego.
I odwrotnie, obecność strachu przyciąga rzeczy, których się boisz. Strach to silne uczucie, a silne uczucie ma stwórczą moc. Dlatego natchnąłem was tą myślą: „Nic nie jest straszne oprócz samego strachu”.
Można żyć bez lęku, gdy się wie, że każdy wynik jest doskonały – włącznie z tym, którego boisz się najbardziej, czyli śmiercią.
Wyjawiam ci to wszystko tutaj i teraz. – Gdy się przyjrzysz bliżej swojemu życiu, zobaczysz, że nigdy nie brakowało ci tego, co potrzebowałeś do przeżycia kolejnej chwili, i w rezultacie, do znalezienia się w swym obecnym położeniu. Świadczy o tym to, że tu jesteś. Widocznie nic więcej nie było ci potrzeba. Mogłeś co prawda chcieć, ale niczego innego nie potrzebowałeś. Wszystkie twoje potrzeby zostały zaspokojone.
To zdumiewające objawienie, lecz zawsze prawdziwe. Wszystko, co świadczy o czymś przeciwnym, to jedynie pozory, podszyte lękiem. Ale: „Nie lękajcie się, gdyż jestem z wami.”
Gdy wiesz, że wszystko w końcu układa się doskonale i nie masz czego się bać, okoliczności, które kiedyś określiłbyś jako groźne, ukazują się nagle w innym świetle. W rzeczy samej, widziane są w świetle, a nie w mroku, i zaczynasz postrzegać zagrożenia jako „przygodę”.
Taka zmiana spojrzenia może nadać twojemu życiu nowy kształt. Będziesz mógł żyć bez lęku i doświadczać chwały, do której zostałeś stworzony. Rozpoznanie Iluzji Potrzeby jako iluzji pozwala ci wykorzystać tę iluzję zgodnie z jej przeznaczeniem -jako narzędzia, z pomocą którego można doświadczyć tej chwały i poznać swoją prawdziwą istotę.
Na przykład, złudzenie, że potrzebujesz swojego ciała, daje ci bodziec do tego, abyś o nie dbał, chronił je i nie nadwerężał go. W ten sposób ciało może posłużyć większej chwale, do jakiej zostało przeznaczone.
Z kolei iluzja, że potrzebujesz związku z drugą osobą, podobnie pobudza cię do tego, abyś dbał o niego, strzegł go i nie nadużywał go. W ten sposób związek z drugą osobą może posłużyć większej chwale, do jakiej został przeznaczony.
To samo dotyczy wszelkich innych rzeczy, które w twoim wyobrażeniu są ci potrzebne. Użyj tego wyobrażenia. Zrób z niego praktyczny użytek. Lecz pamiętaj, że korzyść płynie z niego tylko wtedy, gdy zdaje sobie sprawę z jego iluzyjności. Jak tylko uwierzysz w jego realność, twoja ostrożność (rozsądne zastosowanie Iluzji) przerodzi się w lęk, zaczniesz kurczowo trzymać się rzeczy. Miłość zamieni się w zaborczość, a zaborczość w opętanie. Wpadłeś w pęta przywiązania. Zagubiłeś się w Iluzji.
A zagubienie się w Iluzji Potrzeby oznacza, że naprawdę jesteś zgubiony. Iluzja Potrzeby to największa z iluzji. Jest pierwsza i zarazem najpotężniejsza. Na niej opierają się wszystkie inne. Ty zaś w swej prawdziwej istocie jesteś bez potrzeb, i to twoja prawdziwa istota się gubi.
Często mówi się o kimś, że „próbuje się odnaleźć”. To święta prawda. Wszyscy staracie się odnaleźć swoją tożsamość. Lecz tego nie znajdziesz poza sobą. To, czego szukasz, możesz odnaleźć tylko we własnym wnętrzu. Tylko w głębi siebie znajdziesz odpowiedź na pytanie, „Dlaczego uważam, że potrzebuje tej zewnętrznej osoby, miejsca czy rzeczy?” Tylko tam może wrócić ci pamięć o tym, że niczego nie potrzebujesz. Zrozumiesz wówczas, co znaczy, „Kiedyś byłem zagubiony, ale teraz się odnalazłem „.
Odnalazłeś swoją prawdziwą tożsamość. Użyłeś Pierwszej Iluzji, aby doświadczyć siebie jako Boskiej istoty, która niczego nie potrzebuje, gdyż każda jej potrzeba jest zawsze zaspokajana. Kiedy przebudzisz się do tej prawdy, zaznasz jej więcej w swoim codziennym życiu. I staniesz się dosłownie takim, jakim siebie znasz.
Pamiętaj.
Stajesz się takim, jakim siebie znasz.
Może być wykorzystana do doznania niemożności przegrania pod żadnym względem.
Nic nie stanowi porażki, lecz tylko wnosi swój wkład w proces, jaki przechodzisz w celu osiągnięcia tego, co pragniesz osiągnąć, doświadczenia tego, czego pragniesz doświadczyć.
A doświadczyć pragniesz tego, Kim Naprawdę Jesteś. Lecz doświadczenie tego, Kim Naprawdę Jesteś, jest niemożliwe, jeśli nie ma tego, czym nie jesteś. Wiedz zatem, że gdy doświadczasz tego, czym nie jesteś, to nie jest przegrana, tylko sposób na doświadczenie tego, Kim Jesteś Naprawdę.
Powiedziałem rzecz bardzo ważną, a łatwo jest prześlizgnąć się po takich stwierdzeniach i przeoczyć ich ogromne znaczenie. Dlatego je powtórzę.
Gdy doświadczasz tego, czym nie jesteś, to nie jest przegrana, tylko sposób na doświadczenie tego, Kim Jesteś Naprawdę.
Tak więc, kiedy tak zwana „porażka” nawiedza twoje życie, nie potępiaj jej i nie osądzaj źle. Umacniasz to, przed czym się bronisz. Spojrzyj mu prosto w oczy, a zniknie. To znaczy, rozwieje się jego złudna postać. Zobaczysz, czym jest naprawdę, tak jak zobaczysz, Czym Ty Jesteś Naprawdę.
Gdy z pomocą Iluzji Przegranej dostrzeżesz to, czego dowiedziałeś się (przypomniałeś sobie) o życiu, i zdopingujesz się do zastosowania nabytej wiedzy, Iluzja ta stanie się narzędziem, które pozwoli ci dostrzec, że zawsze odnosisz sukces.
Sposobem na wyplątanie się z Iluzji Przegranej jest po prostu postrzeganie wszystkiego jako czegoś, co składa się na twój sukces. Wszystkie rzeczy przyczyniają się do twej wygranej, prowadzą do twej wygranej, stanowią element procesu, dzięki któremu doświadczasz swej wygranej.
Wielu ludzi intuicyjnie to rozumie, między innymi naukowcy. Kiedy przystępują do ważnego eksperymentu, nie tylko przewidują porażkę, delektują się nią. Prawdziwy badacz wie doskonale, że „nieudany” eksperyment wskazuje drogę do ostatecznego sukcesu. To, że coś „nie układa się po twojej myśli”, nie jest równoznaczne z porażką, tak jak to, że coś „układa się po twojej myśli”, nie jest równoznaczne z powodzeniem. Kiedy długo pożyjesz na tym świecie, wiele razy przekonasz się, że jest wręcz przeciwnie.
Kolejne porażki, jak je określasz, to w rzeczywistości sukcesywne doświadczenia. Jak więc może być przegraną doświadczenie, które nazywasz „sukcesywnym”?
Niemniej, Iluzja Przegranej jest konieczna do tego, aby doznać uniesienia wygranej. Jeśli „wygrywasz” we wszystkim, wówczas nie doświadczysz wygranej w niczym. Będziesz jedynie uważał, że robisz to, co robisz, ale nie poczujesz smaku zwycięstwa ani chwały swojej prawdziwej istoty, ponieważ będzie brakowało pola odniesienia, w którym można by to zauważyć. Jeśli w grze za pierwszym razem podasz piłkę tak, że dojdzie do jej przyłożenia w bramce, na pewno będzie powód do radości. Ale jeśli dojdzie do przyłożenia z każdego twojego podania, radosne podniecenie szybko minie. Przestanie to cokolwiek znaczyć. Będą same podania prowadzące do przyłożenia i stracą one sens, cel.
Życie przebiega w cyklach. Właśnie te cykle nadają sens życiu.
Tak naprawdę, nie ma czegoś takiego jak przegrana. Jest tylko sukces, objawiający swe różnorodne oblicza. Podobnie nie ma czegoś, co nie jest Bogiem. Jest tylko Bóg, objawiający swe różnorodne oblicza.
Czy widzisz zbieżność? Czy widzisz wzorzec?
Ujrzenie tego zmienia wszystko. Kiedy to stanie się dla ciebie jasne, natychmiast przepełni cię wdzięczność i zadziwienie. Wdzięczność za wszystkie „porażki” twego życia, zadziwienie tym, że tak długo musiały czekać na „odkrycie” wszystkie te skarby, jakie ci dano.
Zrozumiesz wreszcie, że naprawdę „posyłam ci same anioły” i „zsyłam na ciebie same cuda”.
W tej chwili wglądu będziesz wiedział, że twój sukces jest nieunikniony.
Pamiętaj o tym zawsze.
Twój sukces jest nieunikniony.
Może posłużyć do doświadczenia jedności ze wszystkim.
Jeśli zjednoczysz się z czymś na dłużej, przestaniesz po pewnym czasie zauważać, że „ty” jesteś. Poczucie „ciebie” jako odrębnego tworu zaniknie.
Często doznają tego osoby, które są ze sobą od dawna. Zaczynają tracić swoją indywidualną tożsamość. To cudowne – w pewnych granicach. Lecz cały urok ulatuje, gdy doświadcza się Jedności bez końca, ponieważ w braku Podziału Jedność staje się niczym. Zamiast doświadczenia ekstazy jest próżnia. Gdy nie ma podziału, nigdy, Jedność to nicość.
Dlatego z Mojego natchnienia napisano: Niech w waszej wspólnocie będą wolne miejsca. Pijcie z pełnego naczynia, ale nie z tego samego naczynia. Kolumny, na których wspiera się budowla, stoją osobno, a struny lutni, choć rozedrgane tą samą muzyką, są oddzielne.
Całe życie to proces doświadczania na przemian Jedności i oddzielenia, Jedności i oddzielenia. To sam rytm Życia. W rzeczy samej, to rytm, który tworzy Życie.
Powiadam ci raz jeszcze: Życie to cykl, jak wszystko, co się na nie składa. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Razem, osobno. Razem, osobno.
Kiedy rzecz jest osobno, zawsze jest razem, gdyż naprawdę nie może się wyodrębnić, jedynie powiększyć. Może wydawać się oddzielna, ale wciąż jest częścią.
Wasz wszechświat był kiedyś niewyobrażalnie zjednoczony, zbity w punkt, w porównaniu z którym kropka na końcu tego zdania wydaje się ogromna. Następnie wybuchł, lecz w istocie się nie podzielił, tylko rozszerzył.
Bóg nie może się rozerwać. Może się wydawać, że jesteśmy oderwani, ale tworzymy jedno wspólne ciało. Ponownie doświadczamy swej przyrodzonej Jedności, gdy pamiętamy.
Kiedy widzisz innych, pozornie odrębnych, przyjrzyj im się dobrze. Wniknij wzrokiem w głąb. Po chwili uchwycisz ich istotę.
I wtedy spotkasz tam siebie, wyczekującego.
Kiedy widzisz rzeczy tego świata, inny przejaw życia, zjawisko przyrody, pozornie odrębne, przyjrzyj im się dobrze. Wniknij wzrokiem w głąb. Po chwili uchwycisz ich istotę.
I wtedy spotkasz tam siebie, wyczekującego.
W tejże chwili zaznasz Jedności z wszystkimi rzeczami. Kiedy wzrasta poczucie Jedności, ginie cierpienie i smutek. Cierpienie jest bowiem reakcją na oddzielenie, a smutek ogłoszeniem jego prawdy. Lecz to prawda tylko pozorna. Prawdziwy podział po prostu nie jest możliwy. To złudzenie. To wspaniałe złudzenie, gdyż pozwala ci doświadczyć ekstazy Jedności, lecz mimo wszystko złudzenie.
Posłuż się Iluzją Podziału niczym narzędziem w ręku rzemieślnika. Wykuj z jego pomocą doświadczenie całkowitego zjednoczenia. Użyj go do stwarzania tego doświadczenia wciąż na nowo.
Kiedy widzisz siebie, gdziekolwiek spojrzysz, patrzysz oczami Boga. A gdy wzrasta poczucie Jedności, znika z twojego życia ból i rozczarowanie.
Pamiętaj o tym zawsze.
Gdy wzrasta poczucie Jedności, znika z twojego życia ból i rozczarowanie.
Może posłużyć do doświadczenia obfitości.
Bóg ma wszystkiego w bród, tak jak ty. W Rajskim Ogrodzie opływałeś w dostatki, ale nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Zaznawałeś wiecznego życia, ale to nie miało znaczenia. Nie robiło na tobie wrażenia, ponieważ niczego innego nie doświadczałeś.
Rajski Ogród to mit, ale opowieść o nim miała za zadanie przekazać wielką prawdę. Kiedy masz wszystko i nie wiesz, że masz wszystko, to nie masz nic.
Co znaczy „mieć wszystko”, można się dowiedzieć, kiedy przez pewien czas ma się mniej. Stąd Iluzja Niedoboru.
Niedobór miał być dla was błogosławieństwem, dzięki któremu mogliście doświadczyć prawdziwej i całkowitej obfitości. Lecz do tego konieczne jest wykroczenie poza Iluzję, rozpoznanie jej jako Iluzji i odsunięcie jej od siebie.
Oto jak odsunąć od siebie Iluzję Niedoboru: Uzupełniaj Niedobór, który dostrzegasz, ilekroć dojrzysz go wokół siebie. Tam bowiem panuje Niedobór: na zewnątrz ciebie. Dlatego gdy dojrzysz go wokół siebie, uzupełnij Niedobór.
Nakarm głodnych, których widzisz. Odziej tych, którzy potrzebują przyodziewku. Daj schronienie tym, którzy potrzebują dachu nad głową. Przekonasz się wtedy, że wszystkiego masz dość.
Choćbyś miał niewiele, zawsze możesz znaleźć kogoś, kto ma jeszcze mniej. Znajdź go i użycz mu swojej obfitości.
Staraj się być nie odbiorcą, lecz źródłem. Co sam pragniesz mieć, spraw, aby otrzymał drugi. Czego sam chciałbyś doświadczyć, spraw, aby zaznał drugi. W ten sposób będziesz pamiętał, że wszystko to cały czas jest w twoim posiadaniu.
Dlatego powiedziano: „Czyń drugiemu tak, jak chciałbyś, aby tobie czyniono.”
Nie pytajcie, co będziecie jedli albo co będziecie pili. Spójrzcie na ptaki niebieskie, że nie sieją nie orzą, ani zbierają do gumien, a są nakarmione. Któż z was troszcząc się może wzbogacić swoje życie choć o jedną rzecz?
I nie pytajcie, czym się przyodziejecie. Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną; nie pracują ani przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całej chwale swojej nie był tak przyodziany, jak jedna z nich. Ale szukajcie najpierw królestwa niebieskiego, a wszystko inne będzie wam dodane.
A jak szukać królestwa niebieskiego? Zapewniając je innym. Będąc królestwem niebieskim, w którym inni mogą znaleźć schronienie i siłę. Przynosząc królestwo niebieskie, i wszelkie jego błogosławieństwa, wszystkim, z którymi się stykasz. Stajesz się tym, co dajesz.
Pamiętaj o tym zawsze.
Stajesz się tym, co dajesz.
Może posłużyć do doświadczenia tego, że nie trzeba niczego robić, aby doświadczyć swojej prawdziwej istoty.
Tylko przez robienie rzeczy, które w swoim wyobrażeniu musisz robić, aby, nadać życiu sens, możesz dojść do stanu, w którym pojmiesz, że to wszystko jest niepotrzebne.
Zapytaj tych, których włosy posypane są siwizną. Zapytaj tych, którzy naginali się do norm, przestrzegali zasad.
Udzielą wam rady w trzech słowach.
„Kichaj na zasady.”
Nie będą się wahać. Ich odpowiedź będzie szybka i jasna.
„Wyjeżdżaj poza linie.” „Nie obawiaj się.”
„Idź za głosem serca.”
„Nie pozwól narzucać sobie, co masz robić.”
A u kresu życia zobaczysz, że to wszystko jest bez znaczenia – liczy się tylko, czym byłeś, gdy to robiłeś.
Byłeś szczęśliwy? Życzliwy? Łaskawy? Czy troszczyłeś się o innych, współczułeś im, liczyłeś się z nimi? Czy byłeś hojny, a przede wszystkim, czy byłeś miłościwy?
Dla twojej duszy ma znaczenie to, czym byłeś, nie to, co robiłeś. A przekonasz się, że twoja dusza to twoja prawdziwa istota.
Niemniej, Iluzja Wymogu, przekonanie, że są rzeczy, które trzeba robić, może być podnietą dla twego umysłu. Jej pożyteczna dopóty, dopóki domyślasz się, że to iluzja i nikt nie musi robić niczego wbrew sobie.
Prawda ta zarówno wyzwala, jak i przeraża. Strach bierze się z myśli, że gdyby ludziom dać zupełnie wolną rękę, nie zostałyby zrobione rzeczy, które naprawdę trzeba zrobić.
Kto wynosiłby śmieci?
Poważnie.
Kto robiłby to, czego nikt nie chce robić?
Oto pytanie, oto lęk. Gdyby ludziom pozostawić zupełną swobodę postępowania, nie byłoby chętnych do robienia rzeczy niezbędnych do tego, aby życie na tej planecie toczyło się naprzód.
Ta obawa jest bezpodstawna. Okazałoby się, że ludzie to cudowne stworzenia. W społeczeństwie bez nakazów, bez reguł, bez wymogów, znalazłoby się mnóstwo chętnych do robienia tego, co jest niezbędne. W gruncie rzeczy, tylko nieliczni nie byliby chętni, ponieważ czuliby się nieswojo jako ci, którzy nie wnoszą swojego wkładu w powszechne dobro.
W tym właśnie zawierałaby się różnica: nie w tym, co się robi, lecz dlaczego się to robi.
Powód działania byłby inny.
Zamiast robić coś z nakazu, ludzie robiliby coś z wyboru, dla wyrażenia tego, Kim Naprawdę Są.
Jest to jedyny prawdziwy powód jakiegokolwiek działania. Odwraca to o sto osiemdziesiąt stopni paradygmat „najpierw działanie, potem bycie”. Według tego ustanowionego przez ludzi wzorca najpierw coś się robi, a następnie jest się czymś. W myśl nowego paradygmatu, najpierw jest się czymś, a potem coś się robi.
Jest się szczęśliwym i postępuje się jak szczęśliwa osoba. Jest się odpowiedzialnym i postępuje się jak odpowiedzialna osoba. Jest się życzliwym i postępuje się jak osoba życzliwa.
Nie postępuje się odpowiedzialnie, aby stać się odpowiedzialnym. Nie odnosi się życzliwie do nikogo, aby stać się życzliwym. To wywołuje tylko urazę („Po tym wszystkim, co zrobiłem!”), ponieważ towarzyszy temu założenie, że wszystko zostanie wynagrodzone.
Taki właśnie przypisaliście cel niebu.
Niebo przedstawiano jako wieczną nagrodę za to wszystko, co zrobiliście za życia – i za powstrzymanie się od zrobienia tego, czego „nie wolno” było wam robić. Uznaliście również, że musi też być jakieś miejsce przeznaczenia dla ludzi, którzy nie czynili dobra albo czynili coś, czego nie powinni. Nazwaliście to miejsce piekłem.
Lecz Ja oświadczam wam: Nie ma takiego miejsca jak piekło. To stan bycia. To doświadczenie oderwania od Boga, wyobrażenie, że jest się odłączonym od samej
swej jaźni i nie można się na powrót z nią połączyć. Piekło to wieczne szukanie siebie.
To, co określiliście jako niebo, jest również stanem bycia. To doświadczenie Jedności, ekstaza ponownego zjednoczenia się ze Wszystkim Co Jest. To poznanie swej prawdziwej istoty.
Nie trzeba spełnić żadnych wymogów, aby dostać się do nieba. Albowiem niebo nie jest miejscem, do którego się dąży, to miejsce, w którym się przebywa, zawsze. Lecz można być w niebie (w Jedności ze Wszystkim), a tego nie wiedzieć. Tak jak większość ludzi.
Można to zmienić, ale nie tym, co się robi. Można to zmienić jedynie tym, czym się jest.
To właśnie rozumie się przez „Nie musicie nic robić”.
Nie trzeba nic robić, tylko być.
A być można tylko Jednym.
Zadziwiające jest to, że gdy stanowisz Jedno ze wszystkim, koniec końców robisz wszystko to, co myślałeś, że „ musisz „, aby zasłużyć na nagrodę, na którą twoim zdaniem trzeba było ciężko zapracować. Z własnej nieprzymuszonej woli czynisz innym tak, jak chciałbyś, aby tobie czynili. I nie czynisz drugiemu, co tobie niemiło. Kiedy stanowisz Jedno, zdajesz sobie sprawę, że nie ma „drugiego”.
Lecz nawet bycie Jednym nie jest „wymagane”. Nie można wymagać od ciebie, abyś był tym, czym już jesteś. Jeśli masz niebieskie oczy, nie można cię zmusić, abyś miał niebieskie oczy. Jeśli masz metr osiemdziesiąt wzrostu, nie można cię zmusić do tego, abyś miał metr osiemdziesiąt wzrostu. A jeśli jesteś Jednym ze wszystkim, nie można wymagać tego od ciebie.
Wymóg nie istnieje.
Kto miałby wymagać? I od kogo? Jest tylko Bóg.
Jam Jest Który Jest i nie ma nic innego.
Użyj Iluzji Wymogu do tego, aby dostrzec, że nie ma nic, czego można by tak naprawdę wymagać. Lecz nie sposób poznać i doświadczyć wolności od Wymogu, jeśli nie ma nic innego niż wolność od Wymogu. Dlatego też usilnie wyobrażacie sobie, że pewne rzeczy są wymagane.
Wychodzi wam to znakomicie. Wymyśliliście Boga, który żąda od was doskonałości, do którego trzeba zwracać się tylko w określony sposób, którego trzeba czcić w ściśle określonym obrządku. Musicie wypowiadać nakazane słowa, robić nakazane rzeczy, dokładnie i bezbłędnie. Musicie żyć na określoną modłę.
Stworzywszy iluzję konieczności spełnienia określonych wymogów dla zyskania Mojej miłości, zaczynacie teraz doświadczać nieopisanej radości na myśl, że to wszystko wcale nie jest konieczne.
Widać to na przykładzie tych, którym trafiają się „nagrody” niezależnie od tego, czy postępowali „jak należy” czy nie. To samo odnosi się do nagród, jakie wyobrażacie sobie w przyszłym życiu. Lecz wasze doświadczenie po śmierci nie jest wyróżnieniem, lecz wynikiem. To naturalny skutek naturalnego procesu zwanego Życiem.
Kiedy stanie się to dla was jasne, pojmiecie wreszcie, co znaczy wolna wola.
W tej samej chwili poznacie też swoją prawdziwą naturę, którą jest wolność. Przestaniecie odtąd mylić miłość z Wymogiem, gdyż prawdziwa miłość nie wymaga niczego.
Pamiętaj o tym zawsze.
Prawdziwa miłość nie wymaga niczego.
Może posłużyć do doświadczenia cudu zrozumienia i akceptacji,
Postanowiłeś stworzyć doświadczenie osądu po to, aby móc radować się Bogiem, który nie osądza, i zrozumieć, że osąd w świecie Bożym nie ma racji bytu. Tylko poznając na własnej skórze jad i gorycz osądu możesz przekonać się, że miłość nigdy by do tego się nie posunęła.
Najbardziej dojmująco odczuwasz to, kiedy osądzają cię inni, nic bowiem nie rani tak jak wyrok na twoją osobę.
Wyrok boli, kiedy jest niesłuszny – lecz jeszcze mocniej boli, kiedy jest uzasadniony. Wyrok wydany na ciebie przez innych dotyka do żywego, godzi w samą duszę. Wystarczy doznać tego raz, aby wiedzieć, że osąd nie ma nic wspólnego z miłością.
W waszym złudnym świecie społeczeństwo nie tylko dopuszcza osąd, ale również go zaleca. Stworzyliście nawet tak zwany „wymiar sprawiedliwości”, w oparciu o pogląd, iż ktoś inny może zadecydować o tym, czy jesteś „winny” czy „niewinny”.
Powiadam ci: Nikt nigdy nie jest winny w oczach Boga, dla Mnie wszyscy są niewinni, zawsze. To dlatego, że Moje oczy ogarniają więcej niż wasze. Moje oczy widzą, dlaczego tak myślicie, dlaczego tak mówicie i dlaczego tak postępujecie. Moje serce was rozumie.
Z Mojego natchnienia napisano te słowa: „Nikt nie postępuje niewłaściwie, zważywszy na model świata, jaki przyjmuje”. To wielka prawda. Z Mojego natchnienia napisano, „Wina i strach to jedynie wrogowie człowieka”. To wielka prawda.
W wysoce rozwiniętych społecznościach ich członkowie nigdy nie są osądzani i uznawani za winnych czegokolwiek. Zauważa się po prostu, że coś zrobili, i unaocznia im się skutek ich czynów. Następnie daje im się swobodny wybór działania, jakie chcieliby w związku z tym podjąć, o ile w ogóle chcieliby podjąć jakieś działanie. Podobnie daje się pozostałym swobodny wybór działania lub powstrzymania się od działania w tej sprawie. Nikt tam nie robi nic względem drugiego. Idea osądu nie przechodzi im przez myśl, ponieważ samo pojęcie kary jest dla nich niezrozumiałe. Dlaczego Jedyna Istota miałaby dążyć do swej własnej krzywdy? Nawet jeśli zrobiła coś szkodliwego, po co miałaby szkodzić sobie ponownie? W jaki sposób ponowne skrzywdzenie siebie naprawia pierwszą szkodę? To tak jakby stłuc sobie palec u nogi, a następnie, w odwecie, kopnąć siebie dwa razy mocniej.
Oczywiście, w społeczeństwie, które nie uznaje swojej Jedności ani Jedności z Bogiem, takie porównanie pozbawione byłoby sensu. W takim społeczeństwie osąd byłby jak najbardziej na miejscu.
Osąd to nie to samo, co ogląd. Ogląd to zwyczajne zauważanie, jak jest. Z kolei, osąd to dojście do wniosku, że coś innego musi się kryć za tym, co widać.
Oglądać to być świadkiem. Osądzać to być sędzią. Wydawać wyrok, często bezlitosny.
Osąd godzi w duszę, poraża iluzją w ocenie twej osoby, pomijając zupełnie głębszą rzeczywistość.
Ja nie osądzę cię nigdy, przenigdy. Nawet jeśli coś zrobisz, poprzestanę na zwykłym przyjęciu do wiadomości tego, jak jest. Niczego nie będę ci przypisywał. Właściwie nie sposób przypisać tobie czegokolwiek, ponieważ nigdy nie przestajesz siebie tworzyć. Jesteś dziełem w trakcie powstawania. Nigdy nie przestaniesz siebie tworzyć.
Nigdy nie jesteś tym, czym byłeś w ostatniej chwili. Ja będę zawsze widział w tobie tego, kim teraz postanawiasz być.
Z Mojego natchnienia wyrażono to w następujący sposób: Nieustannie stwarzasz siebie czerpiąc z pola nieograniczonych możliwości. Nieprzerwanie stwarzasz siebie na nowo w następnym najwyższym wydaniu najszczytniejszej wizji swej osoby. W każdej chwili rodzisz się na nowo. Tak jak wszyscy inni.
Z chwilą kiedy to pojmiesz, ujrzysz bezsens wszelkiego oceniania siebie czy innych. To dlatego, że przedmiot osądu już nie istnieje, kiedy go osądzasz. Zakończył swój byt. Tak jak ty zakończyłeś swój przewód sądowy i wydałeś wyrok.
Rozstaniesz się raz na zawsze z ideą Boga, który osądza, gdyż będziesz wiedział, że miłość nigdy by się do tego nie posunęła. W miarę poszerzania swej świadomości pełniej uzmysłowisz sobie prawdę, że proces tworzenia siebie nie ma końca.
Pamiętaj o tym zawsze.
Proces tworzenia siebie nie ma końca.
Może posłużyć do doświadczenia tego, że zasługuje się wyłącznie na pochwałę.
To może być trudne do strawienia, bo póki co tkwisz głęboko w Iluzji Potępienia.
Gdybyś jednak nieustannie obsypywany był pochwałami, nie mógł być tego doświadczyć. Pochwała nic by dla ciebie nie znaczyła. Nie wiedziałbyś, co to jest.
Urok pochwały ginie, gdy nie ma nic poza tym.
Lecz wy posunęliście tę prawdę do skrajności, tak rozdmuchaliście Iluzję niedoskonałości i Potępienia, że teraz wszelka pochwała wydaje się wam naganna – szczególnie samochwalstwo. Nie wolno wam chwalić własnej osoby, dostrzegać (a tym bardziej głosić) chwały swej prawdziwej istoty. Nie wolno też szafować pochwałami w stosunku do innych. Chwalenie, doszliście do wniosku, nie jest rzeczą dobrą.
Iluzja Potępienia daje również wyraz waszemu przeświadczeniu, że wy, a także Bóg, możecie doznać uszczerbku. Oczywiście, jest to dokładne przeciwieństwo prawdy, ale nie możecie się o tym przekonać, nie możecie tego doświadczyć w braku jakiejkolwiek innej rzeczywistości. Dlatego więc powołaliście do istnienia rzeczywistość alternatywną, w której uszczerbek jest możliwy, a Potępienie jest na to dowodem.
Powtarzam: To iluzja, że wy albo Bóg możecie doznać uszczerbku. Skoro Bóg jest Wszystkim we Wszystkim (a jestem) i skoro Bóg jest Wszechmocny (a jestem) i skoro Bóg jest Najwyższą Istotą (to prawda), to nie sposób Boga zranić lub skrzywdzić. A skoro wy jesteście uczynieni na wzór i podobieństwo Boga (a jesteście), to was również nie sposób zranić lub skrzywdzić.
Potępienie to zabieg, który posłużył wam do stworzenia kontekstu, w którym ta prawda nabrałaby znaczenia. „Uszczerbek” to jedna z pomniejszych iluzji, jakie co dzień wykształcają się z Dziesięciu Iluzji. Pierwsza Iluzja (Bóg
i ty masz potrzeby), sprawia, że kiedy nie otrzymujesz tego, co ci potrzebne, powstaje wrażenie, że ty i Bóg doznajecie straty czy szkody.
Stanowi to doskonałą przesłankę do zemsty. A to już nie błahostka.
Idea piekła podbiła wyobraźnię ludzką z siłą nie mającą sobie równych – pogląd, że istnieje we Wszechświecie miejsce, do którego Bóg wtrąca tych, którzy nie przestrzegali Jego prawa.
Przerażające, makabryczne obrazy tego strasznego miejsca widnieją na murach i sklepienia kościołów na całym świecie. Równie niepokojące przedstawienia zdobią stronice katechizmów i pisemek rozdawanych małych dzieciom – ku ich większej trwodze.
Nie jest zadaniem Boga karać czy dokonywać zemsty.
Mimo to, idea potępiającego Boga nie była bezużyteczna. Dostarczała układu odniesienia, w ramach którego można było doświadczyć wszelkiego rodzaju rzeczy, wielu przejawów bytu.
Strachu, na przykład. Albo przebaczenia. Miłosierdzia również.
Skazaniec dogłębnie pojmuje znaczenie litości. Podobnie osoba, która skazuje – lub ułaskawia.
Przebaczenie jest kolejnym wyrazem miłości, który przyniósł waszej rasie wiele pożytku. Przebaczenie jest udziałem tylko młodych, prymitywnych społeczności (wysoko rozwinięte kultury nie odczuwają potrzeby przebaczania, ponieważ rozumieją, że nie sposób doznać żadnej straty czy uszczerbku), ale ma ogromną wartość w procesie ewolucji – dzięki niemu społeczeństwo dorasta i dojrzewa.
Dzięki przebaczeniu goją się wszelkie psychiczne, uczuciowe, duchowe i czasami nawet fizyczne obrażenia, które jak ci się wydaje, odniosłeś. To wspaniały uzdrowiciel. Można z jego pomocą utorować sobie drogę do zdrowia. Można z jego pomocą utorować sobie drogę do szczęścia.
Nader twórczo posłużyliście się pod tym względem Iluzją Potępienia, stwarzając w swoim życiu i w dziejach ludzkości wiele sytuacji, w których można było okazać przebaczenie. Postrzegaliście w niej przejaw Boskiej miłości, przybliżający was coraz bardziej do miłości i samej Boskości.
Jednym z najsławniejszych tego świadectw jest opowieść o tym, jak Jezus przebaczył zbójcy ukrzyżowanemu wraz z nim, objawiając odwieczną prawdę, iż nikt, kto szuka Boga, nie jest potępiony. Oznacza to, że nikt nigdy nie jest potępiony, albowiem w ostatecznym rozrachunku każdy szuka Boga, nieważne, jak to sam nazwie.
Piekło to doświadczenie oddzielenia od Boga. Lecz sama chęć ponownego zjednoczenia się z Bogiem urzeczywistnia to.
To ważkie stwierdzenie, więc je powtórzę.
Sama chęć ponownego zjednoczenia się z Bogiem urzeczywistnia to.
Przebaczenie nigdy nie jest konieczne, gdyż nie można naprawdę wystąpić przeciw Boskości, jako że Boskość to Wszystko Co Jest. Rozumieją to wysoko rozwinięte społeczności. Kto komu by przebaczał? I za co?
Czy ręka ma przebaczyć palcowi od nóg za to, że się stłukł? Czy ucho ma przebaczyć oku?
Ręka może pocieszyć stłuczony palec. Może go rozetrzeć, poprawić jego stan, uzdrowić. Ale przebaczyć. Może więc przebaczanie to w języku duszy inne określenie na pocieszanie”?
Napisano: Miłość jest wtedy gdy nigdy nie musisz przepraszać.
Gdy zrozumie to również twoje społeczeństwo, przestaniecie potępiać siebie czy drugiego za te chwile, kiedy dusza „stłukła palec”. Przestaniecie wyznawać mściwego, surowego, potępiającego Boga, który skazałby ciebie na wieczne męki za coś, co dla Niego jest czymś daleko błahszym niż stłuczenie palca.
Rozstaniesz się raz na zawsze z ideą Boga, który potępia, gdyż będziesz wiedział, że miłość nigdy by się do tego nie posunęła. Nikogo i niczego nie będziesz osądzał, zgodnie z Moim przykazaniem: Nie osądzaj ani nie potępiaj.
Pamiętaj o tym zawsze.
Nie osądzaj ani nie potępiaj.
Może posłużyć do doświadczenia tego aspektu jaźni, który istnieje bezwarunkowo – i z tegoż powodu potrafi bez warunków kochać.
Jesteś istotą istniejącą bezwarunkowo, lecz nie możesz poznać siebie takiego, ponieważ nie ma warunków, w których nie jesteś bezwarunkowym bytem.
Nie masz więc warunków, całkiem dosłownie, warunków do zrobienia czegokolwiek. Możesz jedynie być. Lecz nie zadowala cię czyste bycie. Z tego powodu stworzyłeś Iluzję Uwarunkowania. W ramach tej Iluzji istnienie jednego przejawu ciebie – jednego przejawu Życia, jednego przejawu Boga – uzależnione jest od innego.
To pochodna Iluzji Podziału, która z kolei wyrasta z Iluzji Potrzeby, Pierwszej Iluzji. W istocie jest tylko Jedna Iluzja, wszystkie inne wywodzą się od niej, jak wielokrotnie nadmieniałem.
Z Iluzji Uwarunkowania bierze się względność, jak ją nazywacie. Gorąco i zimno, na przykład, tak naprawdę nie są przeciwieństwami, lecz tym samym w zmienionych warunkach.
Wszystko jest jednym i tym samym. Jest tylko jedna energia, i tę energię zwiecie Życiem. Można tutaj użyć zamiennie słowa „Bóg”. O konkretnej, indywidualnej wibracji tej energii mówicie jak o stanie. W pewnych stanach pewne rzeczy wydają się prawdą, jak to nazywacie.
Na przykład, dół jest górą a góra dołem – w stanie nieważkości. Wasi kosmonauci nauczyli się, że w przestrzeni kosmicznej pojęcia „góry” i „dołu” tracą rację bytu. Prawda się zmieniła, ponieważ zmieniły się warunki.
Zmienne warunki sprawiają, że prawda też jest zmienna. Prawda to nic więcej niż „jak jest w tej chwili”. Ale to wciąż ulega zmianie. Zatem prawda też wciąż ulega zmianie.
Unaoczniło ci to twoje życie.
Proces Życia polega na przemianie. Jednym słowem, życie to przemiana.
Bóg jest Życiem. Czyli Bóg jest Przemianą.
Jednym słowem, Bóg to Przemiana.
Bóg to proces. Nie byt, lecz proces.
Proces zwany przemianą.
Niektórzy woleliby może słowo „ewolucja”.
Bóg to energia, która ewoluuje… albo To Co Się Staje.
To Co Się Staje nie potrzebuje specjalnych warunków do stawania się. Życie po prostu staje się tym, czym się staje. Aby mocje określić, opisać, wymierzyć i poddać swojej władzy, przypisujecie mu pewne warunki.
Lecz Życie nie ma warunków. Życie po prostu jest tym, czym jest.
JAM JEST KTÓRY JEST.
Po raz pierwszy ta starożytna zagadkowa sentencja nabiera dla ciebie sensu.
Kiedy rozumiesz, że warunki, czy ich pozór, muszą zaistnieć po to, abyś mógł doświadczyć bezwarunkowości (czyli poznać Boga), będziesz błogosławił warunkom, w jakich żyjesz i jakich kiedykolwiek doświadczyłeś. Pozwoliły ci one doznać twojej własnej wielkości, wykraczającej poza wszystkie te warunki, razem wzięte i z osobna. Pokazało ci to twoje życie.
Pomyśl o tym przez chwilę, a zobaczysz, że to prawda. Wyobraź sobie jakieś warunki, w jakich się znalazłeś, a właściwie, wydawało ci się, że się znalazłeś. Czy zdarzyło ci sieje przezwyciężyć, pokonać? W rzeczywistości wcale ich nie pokonałeś. Po prostu przestałeś się utożsamiać z warunkami, w jakich się znalazłeś. Spostrzegłeś, że wyrastasz ponad nie.
„Nie jestem moją pracą, moim upośledzeniem, moim zdrowiem, czyjego brakiem”, powiedziałeś sobie może. „Nie jestem tym. To nie moje prawdziwe ja‚.”
Ludzie, którzy to ogłosili, dokonali niesamowitych rzeczy w życiu, osiągnęli niesamowite wyniki. Wykorzystali Iluzję Uwarunkowania do stworzenia siebie na nowo w kolejnym najwyższym wydaniu najszczytniejszej wizji siebie.
Dlatego są tacy, którzy błogosławią warunki przeklinane przez innych. Albowiem przyjęli je jako wspaniały dar, który pozwala im dostrzec i głosić prawdę ich istoty.
Kiedy błogosławisz warunki swego życia, jednocześnie je odmieniasz. Nadajesz im inne miano, gdyż widzisz w nich coś innego, niż wydają się być, tak jak widzisz w sobie coś innego, niż wydajesz się być.
Na tym etapie zaczynasz świadomie stwarzać, zamiast tylko zauważać, warunki i okoliczności swojego życia, gdyż wiesz, że zawsze byłeś i będziesz tym, który postrzega i interpretuje każdą okoliczność. Co dla jednego jest ubóstwem, ty możesz postrzegać jako obfitość. Co dla jednego jest porażką, ty możesz interpretować jako zwycięstwo (jak wtedy, gdy decydujesz, że każda przegrana to sukces).
W ten sposób będziesz doświadczał siebie jako twórcy wszelkich warunków – czy też raczej „iluzjonisty”, jako że Uwarunkowanie naprawdę nie istnieje.
Przestaniesz wówczas obarczać odpowiedzialnością inne osoby, miejsca czy rzeczy za swoje życiowe doświadczenia. Zmieni się całe twoje doświadczenie: przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Będziesz wiedział, że nigdy nie byłeś ofiarą, i stanie się to dla ciebie podstawą dla dalszego rozwoju. Zrozumiesz w końcu, że ofiar nie ma.
Pamiętaj o tym zawsze.
Ofiar nie ma.
Może posłużyć do doświadczenia równości wszystkich rzeczy, a zatem do fikcyjności pojęć zarówno wyższości, jak i niższości. Nic nie jest wyższe ani niższe od innych. Lecz nie sposób poznać równości wszystkich rzeczy, kiedy wszędzie panuje sama równość.
Jeśli wszystko jest równe, wówczas nic nie jest równe – ponieważ nie sposób doświadczyć czegoś takiego jak równość, o ile istnieje tylko jedna rzecz / w całej rozciągłości jest sobie równa.
Nie sposób, aby rzecz nie była równa sobie. Jeśli rozłożysz coś na części, te części równają się całości. Nie ustępują całości tylko dlatego, że są osobno.
Niemniej iluzja nierówności pozwala każdej cząstce dostrzec siebie jako cząstkę, którą stanowi, a nie całość. Tylko w oderwaniu od całości może ujrzeć swoją „cząstkowość”.
Nie możesz wyobrazić sobie, że jesteś częścią Boga inaczej niż w oddzieleniu od Boga.
Innymi słowy, nie zobaczysz Mnie, dopóki nie odsuniesz się i nie spojrzysz na Mnie. Lecz nie możesz odsunąć się ode Mnie, jeśli myślisz, że jesteś Mną. Musisz więc, aby doświadczyć Mnie, wyobrazić sobie, że Mną nie jesteś.
Jesteś równy Bogu i tej równości pragniesz zaznać. Nie stoisz niżej od Boga czy od całej reszty, lecz nie możesz doświadczyć braku niższości w sytuacji, gdzie nic nie wybija się ponad pozostałe rzeczy. Dlatego też powołałeś do istnienia Iluzję Wyższości, aby poznać swoją równość w stosunku do wszystkiego, czyli swoją wyższość wobec niczego.
Nie da się doświadczyć jedności z Bogiem poza układem odniesienia, w ramach którego możliwy jest brak jedności czy Podział. Musisz pozostawać w obrębie tego układu, czy jak to tutaj nazywamy, w obrębie iluzji, aby poznać prawdę, która istnieje poza iluzją. Musisz być „w tym świecie, lecz nie z tego świata”.
Podobnie twoja równość z Bogiem i ze wszystkim staje się „doświadczalna” dopiero wtedy, gdy i jeśli możesz pojąć nierówność.
Z tego powodu stworzyliście Iluzję Wyższości.
Z idei Wyższości płynie jeszcze jedna korzyść. Przez wyobrażenie sobie własnej wyższości względem warunków i okoliczności życia, umożliwiasz sobie doświadczenie tej strony swojej istoty, która przerasta wszelkie okoliczności i warunki – co podkreślałem już wcześniej.
Masz w sobie coś cudownego, na czym możesz się oprzeć w obliczu negatywnych okoliczności i warunków. Niektórzy zwą to odwagą. W ten sposób Iluzja Wyższości okazuje się przydatna, kiedy żyjesz w obrębie szerszej Iluzji zwanej Życiem na Płaszczyźnie Fizykalnej, albowiem czerpiesz z niej siłę do tego, aby przezwyciężyć niesprzyjające okoliczności.
Kiedy rozpoznasz tę Iluzję jako iluzję właśnie, zrozumiesz, że w żadnej mierze nie jesteś wyższy od Wszystkiego Co Jest, ponieważ w całej rozciągłości jesteś Wszystkim Co Jest. Nie będziesz wówczas przyzywał odwagi; będzie wiedział, że jesteś odwagą. Nie będziesz przyzywał Boga; będziesz wiedział, że jesteś aspektem Boga, który przywołujesz.
Jesteś przyzywającym i przyzywanym. Przemieniającym i przemienianym. Stwórcą i stworzeniem. Początkiem i kresem. Alfą i omegą.
Tym właśnie jesteś, ponieważ tym Jestem Ja. A ty jesteś uczyniony na Mój obraz i podobieństwo.
Jesteś Mną. Ja wyrażam się w tobie, przez ciebie i jako ty. W tobie mam swój byt.
W każdym i we wszystkim.
Dlatego żaden z was nie jest wyższy od drugiego. To niemożliwe. Niemniej powołaliście do istnienia Iluzję Wyższości, aby poznać swoją moc – a także, idąc dalej, moc każdego z was; własną jedność i równość z Bogiem i całą resztą; oraz jedność i równość każdego z Bogiem i z pozostałymi.
Musisz jednak wiedzieć, że Iluzja Wyższości to niebezpieczna rzecz, jeśli nie są ci obojętne ludzkie cierpienie i ból.
Jak już mówiłem, ból i cierpienie zanikają, kiedy doświadczasz swojej Jedności z drugim, a także z Bogiem. To Iluzja Wyższości zaprzecza tej jedności i jeszcze mocniej pogłębia podział.
Wyższość należy do najbardziej zwodniczych idei, jakie kiedykolwiek zaważyły na kształcie ludzkiego doświadczenia. Przysparza świetnego samopoczucia – kiedy czujesz własną wyższość nad innymi. Lecz kiedy to druga osoba rości sobie wyższość nad tobą, czujesz się podle.
Obchodź się ostrożnie z tą iluzją, bo to potężne narzędzie. Trzeba ją pojąć dogłębnie, całkowicie. Może być wspaniałym darem, źródłem siły i odwagi potrzebnej do
tego, aby ujrzeć i doświadczyć siebie jako wyrastającego ponad okoliczności, ponad swoich ciemiężycieli, ponad własne wyobrażenie siebie. Lecz potrafi być zdradliwa.
Nawet religie, których zadaniem podobno jest przybliżanie ludzi do Boga, zbyt często posługują się Wyższością jako swą główną bronią. „Nasza wiara jest lepsza od innych” – takie hasło przyświeca wielu kościołom, co przyczynia się do szerzenia rozdźwięku zamiast zgody wśród dążących do Boga ludzi.
Państwa i narody, rasy i płcie, partie polityczne i ustroje gospodarcze wszystkie szermowały ideą swej domniemanej Wyższości w celu zaskarbienia sobie posłuchu, akceptacji, poparcia, władzy czy po prostu zwolenników. Lecz to, co wskutek tego powstało, nie jest bynajmniej wysokich lotów.
Lecz ogół ludzi jest ślepy lub zachowuje dziwne milczenie. Nie widzi, że postępki dyktowane poczuciem wyższości w rzeczywistości przynoszą opłakane skutki. Albo widzi, tylko przymyka na to oczy, przez co utrwala cykl odwoływania się do Wyższości jako usprawiedliwienia dla czynów, a następnie bolesnego odczuwania „niskich” ich skutków.
Można przerwać ten krąg.
Poznaj się na tej Iluzji. Zrozum wreszcie, że Wszyscy Stanowimy Jedno. Rasa ludzka, całe Życie, to jednolite pole. Jest tylko Jedno. Dlatego nie ma się nad czym wywyższać i przed czym poniżać.
To podstawowa prawda życiowego doświadczenia. Czy tulipan góruje nad różą? Czy góry przytłaczają bardziej niż morze? Który płatek jest najświetniejszy? Czy to możliwe, aby wszystkie były świetne – i wspólnie świętując swą świetność, tworzą niesamowite widowisko? Następnie stapiają się ze sobą, i stapiają się w jedno. Lecz nie przepadają. Nie znikają. Nie przestają istnieć. Po prostu zmieniają postać. I nie tylko raz, kilkakrotnie: z ciała stałego w płynne, z płynnego w lotne, z widocznego w niewidoczne, aby powstać na nowo, powrócić w nowym pokazie olśniewającego piękna i cudu.
To Życie, zasilające Życie. To ty.
Metafora się dopełniła. Urzeczywistniła.
Urzeczywistnisz to w swoim doświadczeniu, kiedy postanowisz, że taka jest prawda i zgodnie z nią będziesz postępował. Dostrzeż piękno i cud tych, z którymi stykasz się w życiu. Każdy z was bowiem jest cudny, a żaden cudniejszy od innych. Pewnego dnia stopicie się w Jedno i poznacie, że wspólnym płyniecie strumieniem.
Taka wiedza odmieniłaby wasze ziemskie doświadczenie. Odmieniłaby waszą politykę, ekonomię, stosunki społeczne, sposób kształcenia młodych. Przyniosłaby wam upragnione niebo – na ziemi.
Kiedy przejrzysz złudny charakter Wyższości, poznasz się zarazem na iluzji niższości. Poczujesz wówczas potęgę i chwałę równości – z innymi ludźmi oraz z Bogiem. Urośnie twoje mniemanie o sobie i w ten sposób spełnione zostanie zadanie Iluzji Wyższości. Albowiem tak jak urasta twoje mniemanie o sobie, tak też urasta twoje doświadczenie.
Pamiętaj o tym zawsze.
Tak jak urasta twoje mniemanie o sobie, tak też urasta twoje doświadczenie.
Zrodziła pogląd, że to wszystko, co tutaj padło, stanowi dla ciebie nowość, i nie możesz tego ogarnąć.
Ta Iluzja pozwala ci dalej żyć w Świecie Względności. Ale nie musi to być życie jak dotąd, naznaczone bólem i cierpieniem, krzywdą wyrządzaną sobie i innym, w oczekiwaniu, ciągłym oczekiwaniu na lepsze czasy -lub na wieczną nagrodę w niebie. Można sprowadzić niebo na ziemię. Można żyć tutaj niczym w raju. Nigdy nie zostałeś z niego zresztą wypędzony. Nie posunąłbym się do czegoś takiego.
Wiesz o tym. W głębi serca już o tym wiesz. Tak jak wiesz o Jedności ludzi i całego życia. Tak jak wiesz o równości wszystkich rzeczy i o tym, że miłość jest bezwarunkowa. Wiesz o tym i o wielu innych rzeczach, i nosisz tę wiedzę głęboko w sobie.
Niewiedza jest iluzją. Robisz z niej mądry użytek, kiedy poznajesz się na iluzji – kiedy wiesz, że to nieprawda, iż nie wiesz. Wiesz… i wiesz, że wiesz.
Tak mówi się o Mistrzach.
Oni wiedzą, że wiedzą. Wykorzystują tę wiedzę do życia w złudnym świecie, w jakim sami siebie umieścili. To sprawia, że wydają się czarodziejami, bez trudu wywołującymi wszelkie iluzje Życia i posługującymi się nimi do swoich celów.
„Niewiedza” to cudowna i pożyteczna iluzja. Pozwala ci ponownie poznać, dowiedzieć się, pamiętać. Na nowo doświadczyć cyklu. Stać się płatkiem śniegu.
Złudzenie niewiedzy pozwala ci dowiedzieć się, że wiesz. Kiedy wiesz wszystko, a nie wiesz, że wiesz, wówczas nic nie możesz wiedzieć.
Wejrzyj głęboko w tę prawdę, a zrozumiesz.
Wyobraź sobie, że czegoś nie wiesz. Czegokolwiek. W tej samej chwili ukaże ci się to, czego jesteś pomny -i nagle stanie się dla ciebie wiadome, co wiesz.
Na tym polega cud pokory. Na tym polega potęga stwierdzenia: „Jest coś, czego nie wiem, a czego poznanie mogłoby wszystko zmienić”. Mogłoby ono w pojedynkę uzdrowić świat.
Wezwanie do pokory to wezwanie do chwały.
Nie ma większego narzędzia dla duchowego rozwoju. Z mojego natchnienia zostało napisane, iż światu potrzeba nieco „teologii pokory”. Nieco mniej pewności, że wszystko się wie, nieco więcej ochoty do dalszych poszukiwań, do przyznania, że może być coś, czego nie wiecie – poznanie czego mogłoby wszystko zmienić.
Powtarzam: niewiedza prowadzi do wiedzy. Wiedzieć wszystko to w efekcie nie wiedzieć nic.
Dlatego tak ważna jest Iluzja Niewiedzy. Tak jak zresztą wszystkie Iluzje. To klucze otwierające ciebie na doświadczenie, Kim Naprawdę Jesteś. Otwierają drzwi prowadzące ze Świata Względności do Świata Absolutu. Do wszystkiego.
Niemniej, jak w przypadku pozostałych Iluzji, kiedy dajesz się porwać Iluzji Niewiedzy, kiedy wypełnia całą twoją rzeczywistość, przestaje ci służyć. Jesteś wtedy niczym magik, który zapomniał o swoich sztuczkach. Dajesz się zwieść własnym czarom. Wówczas musi cię ratować ktoś inny, ktoś, kto przejrzał iluzję, kto cię wyrywa z uśpienia, przypomina ci twoją prawdziwą istotę.
Ta osoba będzie twoim wybawcą, tak ja ty możesz zbawiać innych, przypominając, Kim Są Naprawdę, oddając ich na powrót sobie. „Zbawiać” to inaczej mówiąc „budzić”, przypominać, że jest się członkiem Boskiego ciała.
Czyń to wobec innych. Albowiem jesteś zbawicielem dnia obecnego. Jesteś Moim Umiłowanym, którego sobie upodobałem. Jesteś posłany, aby przywieść innych z powrotem do domu.
Dlatego odsuń od siebie iluzję. Żyj z nią, ale nie pod jej władzą. Zrób to, a będziesz w tym świecie, ale nie z tego świata. Poznasz swoją magię i urośnie twoje mniemanie o sobie, aż pewnego dnia zrozumiesz, że jesteś samą magią.
Pamiętaj o tym zawsze.
Jesteś samą magią.
Kiedy posługujesz się Iluzją Niewiedzy, oświadczasz, że jest jeszcze wiele do nauczenia się (przypomnienia sobie), lecz ta pokora wynosi cię ponad nieoświeconych, sprawia, że coraz więcej pojmujesz, pamiętasz i postrzegasz. Teraz należysz do congnoscenti – do wtajemniczonych.
Pamiętasz, że iluzje służą ci po prostu do stwarzania umiejscowionego pola odniesienia, w ramach którego możesz doświadczyć dowolnego z niezliczonych aspektów twej prawdziwej istoty. Zaczynasz posługiwać się nimi z rozmysłem, niczym malarz pędzlem; wyczarowujesz cudowne obrazy i nadzwyczajne, urzekające chwile, przebłyski, w których ukazuje ci się w doświadczeniu twoja nieobjęta jaźń.
Jeśli pragniesz doświadczyć siebie na przykład jako przebaczenia, możesz zmieszać Iluzje Osądu, Potępienia i Wyższości. Rzutując je przed siebie, napotkasz nagle (przywołasz) ludzi w swoim życiu, którzy dadzą ci sposobność okazania przebaczenia. Możesz nawet dodać Iluzję Przegranej i rzutować ją na własną osobę, aby uczynić doświadczenie jeszcze bardziej dojmującym. Wreszcie, możesz wykorzystać Iluzję Niewiedzy i udać, że nie masz pojęcia, iż to wszystko jest twoim własnym dziełem.
Jeśli zechcesz doświadczyć siebie jako miłosierdzia czy hojności, możesz wymieszać Iluzje Potrzeby i Niedoboru w celu stworzenia pola odniesienia dla wyrażenia tych właśnie aspektów Boskości ukrytych w twoim wnętrzu. I możesz natknąć się na żebraków idąc pewnego dnia ulicą. Dziwne, pomyślisz sobie, nigdy przedtem nie widziałem tu żebraków…
Wzbiera w tobie współczucie dla nich, topnieje serce. Odzywa się hojność i ręka wędruje do kieszeni, sięgasz do portfela i dajesz im trochę pieniędzy.
Albo zadzwoni do ciebie krewny i poprosi o finansowe wsparcie. Możesz przejawić w tej chwili którykolwiek z licznych aspektów twej istoty. Ale tym razem wybierasz życzliwość, troskę i miłość. „Oczywiście”, odpowiadasz, „ile ci potrzeba?”
Ale uważaj, ponieważ jeśli nie zachowasz czujności, nie zrozumiesz, jak to się stało, że ów żebrak czy też krewny do ciebie trafili. Zapomnisz, że sam ich przywołałeś.
Jeśli za bardzo uwikłasz się w Iluzje, przestaniesz pamiętać, że wprowadziłeś do swojego życia każdą osobę, miejsce i zdarzenie. Przestaniesz pamiętać, że są tu po to, aby zapewnić ci doskonałą sposobność do poznania siebie pod różnymi względami.
Zapomnisz Moje naczelne przesłanie: Posyłam ci same anioły.
Możesz przydzielić im rolę czarnych charakterów w swojej historii. Jeśli nie będziesz uważał, będziesz upatrywał w sobie zamiast szczęśliwego wybrańca nieszczęsnej ofiary chwil łaski, jakie ci przypadły, które choć początkowo mogą wydać się niepożądane, to jednak kryją w sobie dar.
Może też się zdarzyć, że postanowisz zostać obdarzony inaczej. Oprócz miłosierdzia zechcesz doświadczyć również władzy. Możesz litować się nad tym samym żebrakiem i co dzień go wspomagać, aż ustali się swoisty rytuał z udziałem was dwóch. Możesz wspierać dalej swego krewnego i posyłać mu co miesiąc czek, aż ustali się swoisty rytuał z udziałem was dwóch.
Jesteś teraz górą. Masz nad nimi władzę, którą dosłownie odebrałeś im, władzę stwarzania na nowo swego życia. Upajasz się poczuciem swojej wielkości i mocy. Obezwładniłeś ich; bez ciebie nagle nie mogą dać sobie rady. Ani żebrak ani krewny, mimo że obaj do tej pory jakoś się obywali bez twojej pomocy. Przez ciebie nie mogą funkcjonować, również związek powstały między wami nie służy obu stronom.
Zamiast podać im linę, aby pomóc im wydostać się z pułapki, wrzuciłeś linę do środka i skoczyłeś w ślad za nią.
Uważaj więc na pobudki, jakimi się kierujesz. Miej na uwadze cele, jakie ci przyświecają. Śledź pilnie, jakiego aspektu swej istoty doświadczasz. Czy jest sposób na to, aby go doświadczać nie obezwładniając przy tym innych? Czy jest sposób na to, aby przypomnieć sobie, Kim Jest Się Naprawdę nie odbierając przy tym pamięci innym?
Przedstawiłem powyżej kilka sposobów wykorzystania Dziesięciu Iluzji, a także niezliczonych pomniejszych. Teraz już widzisz, już rozumiesz, już pamiętasz, jak posługiwać się Iluzjami.
Aby stworzyć pole odniesienia dla doświadczenia wyższych aspektów jaźni, nie jest konieczne przywołanie ich w teraźniejszości. Wysoko rozwinięte istoty przenoszą Iluzje do przeszłości i wykorzystują pamięć o nich do stworzenia tego pola.
Czy używasz ich w postaci wspomnień czy też w postaci fizykalnej w swojej chwili obecnej, posługujesz się nimi codziennie. Lecz jeśli nie robisz tego świadomie, jeśli nie zdajesz sobie sprawy, że je wytwarzasz i po co je wytwarzasz, może ci się wydać, że jesteś pod wpływem swego życia zamiast być jego sprawcą. Może przyjść ci do głowy, że rzeczy zdarzają się tobie, a nie przez ciebie.
Mogłeś tego nie wiedzieć, a poznanie tego może wszystko zmienić.
Wszystko, co dzieje się w twoim życiu, dzieje się za twoją sprawą.
Rozumiesz to doskonale, kiedy wykraczasz poza Iluzje.
Fragmenty : Walsch N. D. – Wspólnota z Bogiem
Zobacz też:
06 Niedziela Gru 2009
Posted buddyzm, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
bezpieczeństwo, budda, buddyzm, cziedryn, dharma, dojrzałość, pema, przyjęcie schronienia, sangha, schronienie, smok, Trungpa rinpocze, wolność, Świadomość
Od dawna napotykałam różne tłumaczenia tego terminu, pisane jednak tak zaangażowanym, religijnym tonem, że stawały się trudne do przyjęcia przez kogoś kto ceni sobie otwarte interpretacje i raczej „dawanie do myślenia” niż udzielanie odpowiedzi. Wreszcie natknęłam się na ten opis Pemy Cziedryn i uznałam, że jest to ciekawe i szczere podejście do tematu. Zapraszam do lektury.
———————————————————————————————————————–
Chcę mówić o przyjęciu schronienia w Trzech Klejnotach – i co to naprawdę znaczy.
Zawsze myślałam, że określenie „przyjąć schronienie” jest bardzo dziwne, ponieważ brzmi teistycznie, dualistycznie i wyraża zależność: „przyjąć schronienie” w czymś.
Pamiętam, jak w niezwykle trudnym okresie swojego życia czytałam „Alicję w krainie czarów” – Alicja została moją bohaterką dlatego, że spadając w tę dziurę – po prostu: spadała. Nie chwytała się krawędzi otworu, nie przeraziła się, nie starała się zatrzymać – tylko po prostu leciała w dół i przyglądała się pod drodze wszystkiemu … Więc kiedy wreszcie spadła, znalazła się w zupełnie nowym miejscu. Nie chroniła się w niczym.
Bardzo pragnęłam być taka jak ona, bo widziałam siebie, jak zbliżając się do tej dziury, krzyczę, bronię się, nie chcę iść nigdzie bez pomocnej ręki, której mogłabym się trzymać.
W każdym ludzkim życiu – niezależnie od tego, czy istnieją obrzędy związane z przechodzeniem do dorosłości, czy nie – jesteś sam kiedy się rodzisz, kiedy przepychasz się przez kanał porodowy i wydostajesz się na zewnątrz – i tak to się zaczyna. I kiedy umierasz, umierasz sam. Nikt nie towarzyszy ci w tej podróży; niezależnie od poglądów na temat śmierci wiadomo, że każdy z nas robi to sam.
Od narodzin do śmierci jesteśmy sami – to podstawowa idea przyjęcia schronienia. Tak więc przyjęcie schronienia w buddzie, dharmie i sandze nie oznacza znalezienia w nich ukojenia tak jak dziecko może znaleźć ukojenie u mamy i taty.
Jest to raczej podstawowy wyraz twojej woli opuszczenia gniazda niezależnie od tego, czy czujesz się na to gotowy, czy nie, woli przejścia przez obrzęd dojrzewania i stania się dorosłym, bez oglądania się za ręką, której można by się trzymać.
[..]
Tak więc przyjęcie schronienia oznacza, odkrywanie, że naszym sposobem na życie jest odcięcie więzi, przecięcie pępowiny i samodzielne wyruszenie w podróż, której celem jest stanie się pełnym człowiekiem, nie potrzebującym potwierdzenia ze strony innych ludzi.
Przyjęcie schronienia to sposób, w jaki zaczynamy uprawiać otwartość i życzliwość, co pozwala nam być coraz mniej zależnymi od innych.
Można by powiedzieć: „nie powinniśmy już więcej być zależni, powinniśmy być otwarci”, nie o to jednak chodzi. Chodzi o to, żebyś zaczynał od tego miejsca, w którym jesteś, żebyś zaczynał od zobaczenia jakim jesteś dzieckiem – bez krytykowania tego stanu.
Z dużą dozą humoru i wlelkoduszności skierowanych ku samemu sobie zaczynasz zgłębiać wszystkie te miejsca, gdzie chwytasz się kurczowo, nie mogąc puścić i za każdym razem, gdy to robisz, uświadamiasz sobie: „0, to właśnie tutaj! Dzięki uważności[„tonglen”] i wszystkiemu, co robię, moje życie jest procesem zawierania przyjaźni z samym sobą”
Z drugiej strony ta potrzeba chwytania się kurczowego chwytania się czegoś, trzymania kogoś za rękę, ten płacz za mamą pokazuje ci, że wciąż jesteś na krawędzi gniazda.
Zdajesz sobie sprawę, że jeśli możesz pójść tędy, idziesz do przodu, doroślejesz, stajesz się pełniejszą osobą, stajesz się całością.
Czyli innymi słowy mówiąc, jedyną rzeczywistą przeszkodą jest ignorancja.
Kiedy wołasz: – „Mamo!”, kiedy szukasz ręki, której mógłbyś się uchwycić zamiast jasno zobaczyć całą tę sytuację, to nie jesteś w stanie potraktować jej jako nauki, jako pomocnej do uświadomienia sobie, że jest to właśnie to miejsce, gdzie mógłbyś pójść dalej i mógłbyś bardziej zaakceptować i pokochać siebie.
Jeżeli w takiej sytuacji nie umiesz powiedzieć sobie: „przyjrzę się temu, ponieważ tego właśnie potrzebuję, by móc pójść dalej i otwierać się coraz bardziej” to pozostajesz spętany w okowach ignorancji.
Wojownik zawsze na swojej drodze spotyka smoki. Tylko w ten sposób się rozwija.
Oczywiście boi się, szczególnie wtedy, gdy nadchodzi czas walki. Ale z dygocącym, czułym sercem, zdając sobie sprawę, że musi zrobić krok w nieznane – wychodzi naprzeciw smoka.
Wreszcie uświadamiamy sobie, że smok jest jedynie nierozwiązanym problemem z przeszłości i że tym, co wymaga pracy, jest lęk.
Smok jest filmem, ruchomym obrazem, który pojawia się w wielu postaciach:
-jako kochanek który nas zawiódł,
-rodzic, który nie dość kochał,
-jako ktoś, kto nas nadużył.
Nasza zasadnicza praca dotyczy lęku i zahamowań, które wcale nie muszą być przeszkodami.
Jedyną prawdziwą przeszkodę stanowi ignorancja – odmowa zobaczenia naszych ograniczeń i stojących za nimi niedokończonych spraw emocjonalnych.
Jeżeli spotykając na swej drodze smoka wojownik powtarza: „Ha! Znowu smok! Nie ma mowy, żebym mu stawił czoła” i rozkleja się, a potem wycofuje, uciekając z drogi smoka, to życie staje się powtarzającą się historią wstawania rano, wychodzenia z domu, spotykania smoka na swej drodze, mówienia „nie ma mowy!” i rozklejania się. I nigdy nie dowiaduje się co jest na drugim końcu drogi.
Robisz się wtedy coraz bardziej bojaźliwy, przestraszony i coraz bardziej podobny dziecku. Nikt cię już nie niańczy, ale ty wciąż pozostajesz w tej kołysce i nigdy nie przechodzisz obrzędu wyznaczającego wejście w dojrzałość.
Dlatego przyjmujemy więc schronienie w buddzie, przyjmujemy schronienie w sandze. To symboliczne opuszczenie kołyski. Śpiewamy i kłaniamy się do ziemi buddzie, kłaniam się dharmie, kłaniam się sandze, kłaniam się do ziemi z szacunkiem i zawsze tym trojgu.
Jednak nie kłaniamy się po to, by uzyskać bezpieczeństwo.
Zwykło się mówić, że Budda jest przykładem tego, kim my również możemy być. Budda jest przebudzonym. I my również jesteśmy buddą. To jest proste. Jesteśmy buddą. To nie są tylko słowa.
Jesteśmy przebudzonym, to znaczy tym, który nieustannie skacze, który się wciąż otwiera, który nieprzerwanie idzie do przodu. To nie jest łatwe i odbywa się z dużą ilością lęku, niepewności i wątpienia.
To właśnie znaczy być ludzkim, to znaczy być wojownikiem.
Z początku kiedy opuszczasz kołyskę zachowujesz nadal starą zbroję – w pewnym sensie dobrze cię chroni i czujesz się w niej bezpieczny.
Następnie przechodzisz obrzęd, wyznaczający przejście w dorosłość, zdejmujesz zbroję, co do której mogłeś się łudzić, że ci pomaga, ale ona „zabezpieczała” cię tylko przed byciem w pełni żywym i przebudzonym.
Idziesz dalej, spotykasz smoka i za każdym z takich spotkań widzisz, gdzie pozostało ci jeszcze trochę zbroi do zdjęcia. Przyjęcie schronienia w buddzie oznacza, że jesteś gotów żyć w pełni, stale potwierdzając swoje przebudzenie, wciąż na nowo nawiązując z nim łączność, ucząc się za każdym razem, gdy spotykasz smoka, zdejmować coraz więcej swojej zbroi, szczególne tam, gdzie przykrywa ona serce.
To właśnie czynimy: usuwamy zbroję, usuwamy nasze zabezpieczenia, usuwamy wszystko, co przykrywa naszą mądrość, łagodność i przytomność.
Nie staramy się stać kimś innym, niż jesteśmy, raczej odnajdujemy siebie na nowo i odkrywamy, kim naprawdę jesteśmy.
A więc kiedy mówię: „przyjmuję schronienie w Buddzie” to znaczy, że przyjmuję schronienie w odwadze i zdolności do nieustraszonego zdejmowania zbroi, która przesłania moje przebudzenie.
Jestem przebudzony – spędzę życie zdejmując tę zbroję. Nikt inny poza mną nie może tego zrobić, ponieważ nikt inny nie wie, gdzie są te wszystkie małe zatrzaski i zamki, gdzie jest mocniej zaszyta, które miejsca wymagają więcej pracy, by rozsupłać tę szczególną żelazną nić.
Może z przodu jest zamek z kłódkami od góry do dołu?
Za każdym razem, gdy spotykam smoka, otwieram tyle kłódek, ile tylko mogę; w końcu zdołam rozpiąć cały zamek.
Mogłabym ci powiedzieć: „To proste. Kiedy spotkasz smoka otwórz po prostu jedną z kłódek, a zamek się otworzy”
Ale ty się obruszysz: ,,0 czym ona mówi?”
– ponieważ ukryłeś pod pachą dodatkowy żelazny szew.
Spotykając smoka musisz wyjąć te specjalne nożyce, które schowałeś w pudełku ze swoimi wszystkimi cennymi rzeczami i przeciąć kilka tych szwów, tyle, ile się ośmielisz, aż zaczniesz wymiotować ze strachu i powiesz: „na razie dość!”
Staniesz się wtedy dużo bardziej przebudzony i połączony ze swą naturą buddy, z buddą – zrozumiesz, co to znaczy przyjąć schronienie w buddzie. Powiesz następnej osobie:
„To łatwe. Musisz jedynie wyjąć te nożyczki ze swego drogocennego pudełka i zacząć”.
A ludzie będą patrzyli na ciebie ze zdziwieniem: ,,0 czym on mówi?” ponieważ są opancerzeni od stóp do głów.
Jedyny sposób, by zdjąć to wszystko, to zacząć od podeszwy. Wiedzą, że za każdym razem kiedy napotkają smoka muszą rzeczywiście zrzucać z siebie skórę. A więc każdy musi zrobić to sam. Podstawowa instrukcja jest prosta: zacznij zdejmować zbroję. Tylko tyle może ci ktoś inny poradzić. Nikt nie może ci powiedzieć, jak to zrobić, ponieważ tylko ty wiesz, jak się w niej zamknąłeś.
Przyjęcie schronienia w dharmie tradycyjnie oznacza przyjęcie schronienia w naukach Buddy. Budda naucza: puść to, czym się powstrzymujesz i otwórz się na świat; odkryj, że chronienie, odgraniczanie i zabezpieczanie swojego terytorium owocuje niedolą i cierpieniem.
Zamykasz się w ten sposób w ciasnym, przejmująco wilgotnym, zatęchłym i zamkniętym w sobie świecie, który staje się coraz bardziej klaustrofobiczny i przysparza coraz więcej nieszczęść w miarę, gdy się starzejesz. Im jesteś starszy, tym trudniej znaleźć z niego wyjście.
Kiedy miałam około dwunastu lat czytałam w miesięczniku „Life” cykl artykułów o religiach świata. W artykule nt. Konfucjusza napisano mniej więcej tak: – jeżeli przed pięćdziesiątym rokiem życia zajmowałeś się zdejmowaniem swojej zbroi (Konfucjusz wyraził to po swojemu), to ustaliłeś wzór umysłu, który będzie działał przez resztę twojego życia, będziesz po prostu kontynuował zdejmowanie zbroi.
Ale jeśli przed pięćdziesiątką udało ci się uzyskać sprawność w utrzymywaniu swojej zbroi, tych wszystkich zamków i kłódek zatrzaśniętych za wszelką cenę, to nawet jeśli znajdziesz się w centrum trzęsienia ziemi i rozlecisz na kawałeczki – to i tak pozbierasz się do kupy, bo w tym wieku już bardzo trudno się zmienić – i niezależnie od tego, czy to jest prawda, czy nie, śmiertelnie się przestraszyłam.
To się stało pierwszorzędną motywacją mojego życia.
Poczułam determinację, żeby się rozwijać, a nie utknąć. A więc przyjęcie schronienia w dharmie – naukach Buddy dotyczy tego wszystkiego. W szerszym rozumieniu dharma – znaczy również całe twoje życie.
Nauki Buddy dotyczą puszczania i otwierania się; robisz to poprzez sposób, w jaki odnosisz się do ludzi w swoim życiu, do sytuacji, w jakich się znajdujesz, do własnych myśli i uczuć. Celem twojego życia nie jest ani zrobienie dużych pieniędzy, ani doskonałe małżeństwo, ani zbudowanie opactwa Gamp.
Masz określone życie i, jakie by ono nie było, życie to jest narzędziem służącym Twojemu przebudzeniu.
-Jeżeli jesteś matką wychowującą dzieci, to bycie matką i wychowywanie dzieci służy przebudzeniu.
-Jeżeli jesteś aktorką – to jest narzędziem przebudzenia.
-Jeżeli jesteś robotnikiem budowlanym – to jest twoje narzędzie przebudzenia.
-Jeżeli jesteś na emeryturze i stawiasz czoło starości to jest narzędziem przebudzenia.
-Jeżeli wokół siebie masz ogromną rodzinę i marzysz, by mieć trochę więcej wolnego czasu – to jest narzędziem przebudzenia.
Cokolwiek masz – to jest to!
Pokaże ci ona wszystko, czego potrzebujesz, by wiedzieć, gdzie się zaciął twój zamek i jak możesz skoczyć. To właśnie znaczy przyjąć schronienie w dharmie. Chodzi o znalezienie schronienia w sandze, co jest w dużej mierze tym samym.
Przyjęcie schronienia w trzech klejnotach w ogóle nie ma nic wspólnego ze schronieniem w zwykłym tego słowa znaczeniu. To coś takiego jakby znaleźć bezludną wyspę w środku oceanu po katastrofie okrętu, krzyknąć: „Och, ląd!” i osiadłszy na niej patrzeć, jak dzień po dniu pogrąża się w oceanie. Do tego właśnie podobne jest przyjęcie schronienia w Buddzie, Dharmie i Sandze.
Możemy przyjąć schronienie w naukach Buddy, możemy przyjąć schronienie w sandze, w naszej rodzinie, w ludziach zaangażowanych w podążanie za nauką Buddy, z którymi możemy dzielić wsparcie i inspirację.
Gdy zdajemy sobie sprawę z potrzeby zdjęcia swojej zbroi możemy znaleźć schronienie już tylko w swojej własnej przytomności.
Któregoś dnia była tu na tablicy przypięta definicja przyjmowania schronienia, którą dał Trungpa Rinpocze. Zaczynała się od zdecydowanego stwierdzenia: „kiedy wszystko jest nagie, wolne od niejasności, nie ma czego zdobywać ani urzeczywistniać”.
Ale Rinpocze posuwa się dalej, ukonkretnia to:
„codzienna praktyka to po prostu rozwijanie całkowitej akceptacji i otwartości wobec wszystkich sytuacji, uczuć i wszystkich ludzi, całkowita akceptacja i otwartość wobec wszystkich sytuacji, uczuć i osób, doświadczanie wszystkiego całkowicie, bez zastrzeżeń i ograniczeń, tak, że nie można się wycofać, ani skupić na samych sobie”. To właśnie jest to, dlaczego praktykujemy.
„Przyjęcie Schronienia” – Pema Cziedryn
Zobacz też
• Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
• Kalu Rinpocze: Dotykając natury umysłu. Medytacja
• Historia pewnego medytującego
05 Sobota Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem
in„Prawo Przyciągania = opiera się głównie na dwóch prostych zasadach:
1. Jesteś swoimi myślami i wszystko co się dzieje w Twoim życiu jest efektem Twoich myśli. Twoje myśli PRZYCIĄGAJĄ wszystkie zdarzenia jakie Cię spotykają.
2. Podobne przyciąga podobne – jeżeli myślisz o pozytywnych rzeczach to „PRZYCIĄGASZ” do siebie pozytywne wydarzenia, sytuacje i ludzi, natomiast jeżeli myślisz negatywnie to przyciągasz negatywne wydarzenia, sytuacje i ludzi….”
– poczytaj dalszy ciąg o PP – tutaj…
Sekret – film poświęcony Prawu Przyciągania
– umownie oznacza także opisany w filmie mechanizm przyciągania sobie wydarzeń, których pragniemy w naszym życiu.
– poczytaj tutaj o filmie „The Secret”
xx
„Ilekroć popadasz w skrajność, musisz podjąć walkę, stale walczyć, gdyż w tym stanie nie ma mowy o odprężeniu. Tylko będąc pośrodku można się odprężyć.
W stanie skrajności zawsze mamy do czynienia z napięciem, obawą, niepokojem. Tylko ten środek, stan zrównoważenia, pozbawiony jest trosk i obaw, jesteś wówczas spokojny, nic cię nie niepokoi, nie ma bowiem napięcia. Napięcie to stan skrajny.
Krążysz od jednej skrajności do drugiej, dlatego jesteś tak napięty….”
– dalszy ciąg – o skrajnościach i równowadze w życiu
Warto zapamiętać że ścieżka środka nie oznacza być zawsze w środku. To oznacza także być czasem po prawej, czasem po lewej 😉 Wszystko w równowadze.
x
„Świadome życie może być Twoim udziałem.Sam decydujesz, co wybierasz; nienawiść czy przebaczenie, lęk czy miłość, złość czy zrozumienie.Dopóki nie uświadomisz sobie, co naprawdę kieruje Tobą, Twoimi decyzjami, zachowaniami, jesteś bezradny jak dziecko we mgłę, “przypadki” kontrolują Twoje życie….”
„Żyjemy nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół nas. Tak, staliśmy się skuteczni w tym, co robimy. Jesteśmy tak efektywni, że nie potrzebujemy już być świadomi tego, co robimy. Wszystko stało się mechaniczne i automatyczne. Działamy jak roboty. Nie jesteśmy jeszcze ludźmi; jesteśmy maszynami.”
Osho
…dowiedz się więcej o różnicy między człowiekiem świadomym a nieświadomym
I dowiedz sie jak nauczyć się być świadomym!
Chcesz wiedzieć co może dać ci „bycie swiadomym” ?- Stań się świadomością Obserwatora!
xx
„Poznawanie buddyzmu jest poznawaniem ‘ siebie.
Poznawanie siebie jest zapominaniem o sobie”.
Kiedy stajemy się przywiązani do jakiegoś chwilowego wyrazu swojej prawdziwej natury, konieczne jest mówienie o buddyzmie, bo inaczej pomyślicie, że chwilowy jej wyraz jest samą naturą.
Ale ten jej chwilowy wyraz nie jest nią.
A mimo to jednocześnie jest nią!
Przez chwilę jest nią, jest nią przez najmniejszą cząstkę czasu. Ale nie jest tak na zawsze: już w następnej chwili tak nie jest i dlatego tak nie jest. A więc, żeby sobie to uprzytomnić, rzeczą konieczną jest studiowanie buddyzmu. Ale celem zgłębiania buddyzmu jest poznawanie samych siebie i zapominanie o samych sobie. Kiedy zapominamy o sobie, jesteśmy w istocie prawdziwym działaniem wielkiego istnienia, czyli samej rzeczywistości. Kiedy to zrozumiemy nie ma już żadnego problemu na tym świecie i możemy cieszyć się naszym życiem, nie odczuwając żadnych trudności. Uprzytomnienie sobie tego jest celem naszej praktyki”
…dowiedz się więcej o buddyzmie
Poczytaj inspirujące buddyskie cytaty i osądź sam, czy są dla ciebie odpowiednie…
xx
Ależ… pojawiają się tu teksty mistyków chrześcijańskich…:)
„– Jak mistyk reaguje na uznanie go za heretyka przez instytucję religijną?
– Mistycznie natchniony człowiek nie odmawia instytucjom religijnym pomocniczego, porządkującego znaczenia. Z reguły też nie szuka bezpośredniej konfrontacji. Ale — często nawet mimowolnie – kwestionuje pośrednio te instytucje, albowiem mistyczne doświadczenie wyprowadza go w przestrzeli transkonfesyjną, poza często dość ciasną pobożność danego wyznania…” W. Jager
więcej o tym jak duchowość rozumie mistyk chrześcijański…
xx
„Brahma stworzył ludzi, a kiedy skończył, spytał Maję, kiedy zaczną się bawić.
„Zaraz zaczniemy” – odparła i porąbała Brahmę na tysiące maluteńkich kawałeczków. Włożyła po jednej cząstce w każdego człowieka i powiedziała: „Teraz zaczyna się gra! W chowanego. Mam zamiar sprawić, byś zapomniał, kim jesteś, a ty będziesz próbował odnaleźć siebie”. Maja stworzyła Sen, ale nawet dzisiaj Brahma próbuje pamiętać, kim jest. Brahma jest w każdym z nas, a Maja nie pozwala nam przypomnieć sobie, kim jesteśmy.”
więcej o bogu-Tobie – tutaj…
xx
„Zło jest sztucznym produktem naszej biegunowej świadomości, podobnie jak czas i przestrzeń, i służy jako nawóz dla postrzegania dobra, jest matczynym łonem światła. Zło nie jest więc bynajmniej przeciwieństwem dobra. Zło i grzech przynależą do biegunowości, gdyż świat dwoistości nie ma końca, w związku z czym nie ma własnej egzystencji. Prowadzi do rozpaczliwego rozdwojenia, które z kolei służy odwróceniu i jednemu rozumiejącemu spojrzeniu.
Ta sama prawidłowość dotyczy także naszej świadomości.
Świadomymi nazywamy wszystkie te właściwości i aspekty człowieka, które znajdują się w świetle jego świadomości i dlatego są dlań widoczne.
Cień jest obszarem, który nie jest rozjaśniony światłem świadomości, tym samym jest zaciemniony, a to znaczy nieświadomy.
Jednakże również i ciemne aspekty wydają się złe i budzące lęk tylko tak długo, jak długo pozostają w ciemnościach. Już sam ogląd treści cienia wnosi do ciemności światło i wystarcza, by nieświadome uczynić świadomym.
Przyglądać się – oto wielka formuła magiczna na drodze samopoznania.”
buddyski punkt widzenia na akceptację
To z czym walczysz, to co potępiasz – to tylko wzmacniasz!
dowiedz sie więcej o tym koncepcie…
Dowiedz sie także czy ty sam jesteś podzielony na części którą potępiasz i tę którą akceeptujesz
dowiedz się tego tutaj
xx
Intuicja i przeczucia świadczą o zdolności wyczuwania sygnałów płynących z magazynu naszej pamięci emocjonalnej − naszego własnego rezerwuaru mądrości i rozsądku.
Zdolność ta jest sednem samoświadomości, ta zaś istotną umiejętnością podstawową, na której nadbudowują się trzy kompetencje emocjonalne….więcej o tym
xx
Ten blog jest forma biblioteki z różnymi źródłami wiedzy i mądrości. Ludzie którzy tu bywają nie są w żaden oficjalny sposób zrzeszeni. Łączy ich tylko wspólnota poglądów, lub wspólnota celów. Reszta – to interpretacja emocjonalna 😉
xx
„NIE-DWA= Jest to jedna z najstarszych mantr.
Kiedykolwiek czujesz się podzielony, niezintegrowany – kiedykolwiek widzisz, że dwoistość wkrada się do twojego istnienia, powiedz sobie w duchu: “nie dwa”. Ale powiedz to uważnie, nie powtarzaj w sposób mechaniczny.
Kiedykolwiek czujesz przypływ miłości, powiedz: “nie dwa”, w przeciwnym razie nienawiść już czeka, gdyż miłość i nienawiść są jak polówki jabłka. Gdy czujesz nienawiść, powiedz: “nie dwa”.
Kiedy jesteś przywiązany do życia, powiedz: “nie dwa”. Kiedy czujesz lęk przed śmiercią, powiedz: “nie dwa”.
To powiedzenie powinno być twoim zrozumieniem. Powinno być wypełnione inteligencją, przejrzystością, a wtedy poczujesz głębokie wewnętrzne rozluźnienie, poczujesz poszerzenie świadomości.” Osho
Czy chcesz zrozumieć znaczenie zła na świecie…?
Nawet ZABIJANIE nie musi byc złe… 🙂
xx
„Świadomość nie umiera. Umiera tylko ciało materialne, a wraz z nim tożsamość Ego. Wszystkie wyobrażenia o ciele umierają wraz z nim.Świadomość wraca do swego źródła.Nie jest już ograniczona ciałem, jest wolna.”
….Poczytaj o tym ciekawym spojrzeniu na reinkarnację
A co mówią o niej wielcy ludzie?…
xx
Według słownika, aura to niewidzialna emanacja lub pole energetyczne, które otacza wszystko, co żyje. A ponieważ istnieje ono wokół wszystkiego, również skała czy stół kuchenny mają aurę. W rzeczywistości aura, otaczając całe ciało, stanowi również część każdej komórki i odzwierciedla całą życiową energię w jej nawet najmniej uchwytnych przejawach. Można więc ją uznać raczej za przedłużenie ciała niż za coś, co je otacza. Nazwa pochodzi od greckiego słowa aura oznaczającego bryzę. Energia przepływająca przez nią odzwierciedla naszą osobowość, tryb życia, myśli i emocje. Aura wskazuje na stan, w jakim jest nasz umysł, ciało i dusza.
więcej…
jeszcze o ciałach duchowych wg jogi
xx
Energia jest siłą dynamiczną, która krąży w organizmie nieprzerwanym strumieniem.
Niektórzy powiedzą, że całkowicie uzasadnione jest zastąpienie słowa energia słowem życie, ponieważ zasadnicza różnica między tymi dwoma terminami jest tak cienka, że umyka ona każdemu, semantykom także. Tymczasem należy uchwycić dokładny sens każdego z tych terminów, jeżeli chcemy dojść do dokładnego zrozumienia teorii energii w zastosowaniu do organizmu ludzkiego…..więcej
…oraz słowo o dobrych wibracjach
xx
A może lepiej dowiedzieć się czemu robi się dokoła tego tyle szumu? 🙂
dowiedz się…
albo poczytaj jak wykonać pierwszy krok do nirvany
xx
Medytacja to prosta sztuka obserwacji siebie przez skupienie uwagi na przykład na oddechu, naszych trzech funkcjach (intelekt, emocje, ciało) lub jakimś jednostajnym dźwięku, który ma na celu łagodne prowadzenie naszego świadomego umysłu na głębsze poziomy świadomości.
Kiedy koncentrujemy na czymś uwagę lub – w razie dekoncentracji – delikatnie sprowadzamy umysł do punktu skupienia uwagi, wzmacniamy jego zdolność koncentracji i jego łączność z chwilą obecną. Za każdym powrotem budzimy jakąś część swojej nieświadomości.
Ten rodzaj medytacji polega na kierowaniu uwagi z powrotem na punkt skupienia w momencie, kiedy uświadomimy sobie dekoncentrację….
jak zwiększyć inteligencję dzięki medytacji?
jak odświeżyć swoje podejście do medytacji
xx
Powodem, dla którego wizualizacja stanowi tak potężne narzędzie, jest to, że kiedy tworzysz w swoim umyśle obrazy samego siebie pragnącego czegoś, generujesz myśli i uczucia posiadania tego już teraz.
Wizualizacja jest po prostu niezwykle silnie skoncentrowaną myślą w obrazach i powoduje równie silne uczucia. Kiedy wizualizujesz, emitujesz tę potężną częstotliwość do Wszechświata. Prawo przyciągania przechwyci ów sygnał i prześle do Ciebie te obrazy z powrotem, tak jak widziałeś je w swym umyśle.
dowiedz sie więcej
oraz
jak widzi to Secret?
xx
Proponujemy, abyś w tym momencie przestał czytać i zaczął proces samoobserwacji. Czy zagubiłeś się w lekturze? Czy świadomy jesteś swojego ciała i emocji? Wyciągnij ręce do góry, aby przerwać hipnotyczny trans mentalny, w którym być może jesteś. Rozejrzyj się dookoła i wejrzyj w siebie. Zauważ, jak zajęła cię lektura tej stronyi. Powiedz do siebie następujące słowa: „Jestem tutaj i teraz”. To ćwiczenie sprawi, że znajdziesz się w chwili obecnej.
Praktykując samoobserwację być może zauważymy, że doświadczamy niewiele chwil „odzyskiwania przytomności” i bycia obecnym w TERAZ, a przerwy pomiędzy stanami świadomości są dosyć długie. Długość takich chwil niebytu, czyli czasu, kiedy działamy, czujemy i myślimy bez jakiegokolwiek śladu naszej świadomości istnienia, są odzwierciedleniem naszego poziomu świadomości. Im prędzej przyznamy się do tego, że na co dzień żyjemy w stanie psychicznego uśpienia, tym szybciej zaczniemy proces przebudzenia. Uczciwość wobec siebie jest najważniejszym warunkiem wolności….
Kilka godnych uwagi postów na ten temat:
czy twój umysł jest jak ocean?
dowiedz sie jak zauważac ciszę…
xx
Nasze życie to w dużej mierze nieświadome odgrywanie z góry zaprogramowanej roli.
Istniejące w podświadomości filtry i schematy determinują całe nasze życie.
To jak ono wygląda, co się nam w nim przydarza i dokąd zmierza.
Jak możemy pozytywnie wykorzystać te mechanizmy naszego umysłu?
Warto zapamiętać jedną rzecz : Nie jesteśmy ofiarami tych mechanizmów – tylko błędnego ich wykorzystania.
Zmiana ich to odkrycie nowego życia. Nowej jego jakości, smaku, celu i sensu.
Nasze życie to niekończąca się przygoda.
Nasze życie to podróż i to wspaniała podróż. Aby zacząć czerpać z tej przygody radość i wszelkie korzyści – trzeba zrozumieć kilka spraw. Jedna z nich np. – jak naprawdę działa nasz umysł.
Drugą bardzo ważną rzeczą jest uświadomienie sobie, po co idziemy i dokąd.
To w trakcie tej podróży mamy odkryć samych siebie, a nie dopiero u jej celu.
xx
(DDA – termin odnosi się nie tylko do dzieci alkoholików ale i do wnuków i prawnuków takich osób,
DDTR – Dorosłe dzieci toksycznych rodziców)
———————————————————————————————-
Przy różnych okazjach mogliście usłyszeć :
„To jest nierealne. To nie dzieje sie naprawdę”.
Słyszycie takie stwierdzenie, kiedy wszystko dobrze sie układa i wasz związek wydaje sie czyms tak cudownym, udanym i wyjątkowym, że trudno wam w to uwierzyć. Niemożność uwierzenia jest czym innym niż niemożność postrzegania danej sytuacji jako realnej. Mówiąc, że nie możemy w coś uwierzyć, wyrażamy podniecenie i poczucie niezwykłości: „Mam szczęście, że udało mi sie znaleźć osobę, z która tak wiele mogę przeżyć!”. Prawdopodobnie to właśnie macie na myśli, mówiąc: „Czy to dzieje sie naprawdę? Ale ze mnie szczęściarz”.
Kiedy dzieci alkoholików(DDA) mówią: „To niemożliwe”, ma to inne znaczenie.
Dorastanie było dla wielu z nich bardzo traumatyczne i rzeczywistość własnego dzieciństwa jest jedyna, jaka znają. Kiedy życie dobrze im sie układa, okoliczności staja sie dla nich na tyle obce, że maja poczucie nierealności. Powoduje to niepokój…..zobacz wiecej
czy czujesz lęk przed bliskością z innymi?
xx
Max Freedom Long badał pradawny system Huny ponad pięćdziesiąt lat i określił go jako „system psychoreligijny”, ponieważ, jak powiedział: „zawiera on wiele elementów, które zawsze uważane były za część religii. Jednak ja uważam Hunę za wiedzę i naukę w najściślejszym tego słowa znaczeniu”.
„Nauka” oznacza wiedzę. Opiera się ona na usystematyzowanym zasobie wiedzy, z którego można korzystać. Psychologia i „psychizm” nie należą do religii. Religia jest czczeniem, uwielbianiem i kultem Boga oraz bojaźnią przed nim…..poczytaj o niej wiecej 🙂
xx
Nie ma innego sposobu na oczyszczenie ran z trucizny niż przebaczenie.
Musisz przebaczyć tym, którzy cię zranili, nawet jeśli to, co zrobili, jest niewybaczalne. Przebaczysz nie dlatego, że zasługują na przebaczenie, ale dlatego, że nie chcesz cierpieć i ranić siebie ilekroć wspomnisz, jaką krzywdę ci wyrządzili.
Nie ma znaczenia, co ci zrobili, przebaczasz im, ponieważ nie chcesz już czuć się chory. Przebaczenie jest niezbędne dla twojego duchowego uzdrowienia. Przebaczasz, ponieważ współczujesz sobie. Przebaczenie jest aktem miłości samego siebie.
xx
Sztuka rebirthingu to osobisty proces, posługujący się techniką oddechową w celu neutralizacji fizycznych, umysłowych i emocjonalnych bloków i napięć, szczególnie tych, które powstały w trakcie narodzin i doświadczeń pierwszych lat życia.
Korzenie większości ludzkich trudności w zachowaniu tkwią w doświadczeniach wczesnego dzieciństwa. Ożywiając przeszłe traumatyczne doświadczenia, stłumione w głębszej warstwie świadomości i delikatnie je uwalniając, osiągamy stan integracji, który wzmaga naszą zdolność do pełniejszego cieszenia się własnym życiem i życiem z innymi.
TECHNIKA ta zwana jest REBIRTHINGIEM (odradzaniem) z dwóch powodów:
1. Proces daje uczestniczącej w nim osobie odczucie nowego startu w życiu, z większą świadomością celu, głebszą radością i współczuciem.
2. Proces tworzy naturalne poczucie relaksu i radości, rozszerza świadomość.
Obejmuje wspomnienia przeszłych doświadczeń i pomaga uwalniać ich traumę. Mogą mu też towarzyszyć wspomnienia własnych narodzin.
xx
Jeśli nie podejmujesz ryzyka, nie żyjesz wcale.
Jeśli dążysz do bezpieczeństwa, stajesz się spokojnym stawem. Twoja energia przestaje się poruszać. Zaczynasz się bać… ponieważ nie umiesz wyprawić się w nieznane. Po co ryzykować? Znane jest bardziej bezpieczne. Wpadasz w obsesję tego, co znane. Czujesz się nim zmęczony, jesteś znudzony, czujesz się smutny, ale nadal pozostajesz w tym, co znasz, w tym, co zdaje się być wygodne. Nieznane sprawia, że drżysz. Na samą myśl o nim masz zawroty głowy.
Na świecie są tylko dwa typy ludzi: jedni, dążący do wygody, poszukujący śmierci, zmierzający do komfortowego grobu, i drudzy, którzy chcą żyć. Ci ostatni wybierają ryzyko, ponieważ tylko dzięki niemu życie kwitnie.
niebezpieczne życie, to życie wolne…
oraz….przestrzeń istnieje w tobie…poznaj ją!
xx
Uczymy się emocji zgodnie z atmosferą panującą w naszym domu i naszymi indywidualnymi reakcjami. Dlatego brat i siostra wychowani w tym samym domu reagują różnie. Każde z nich inaczej uczy się bronić i przystosowywać do najprzeróżniejszych sytuacji.
Kiedy nasi rodzice nieustannie walczą, kiedy w domu panuje dysharmonia, brak szacunku i kłamstwo, uczymy się emocjonalnych sposobów upodobniania się do nich. Nawet jeśli mówią nam, żeby ich nie naśladować i nie kłamać, emocjonalna energia naszych rodziców, całej naszej rodziny, zmusza nas do odbierania świata w bardzo podobny sposób
dowiedz się jak niszczymy wewnętrzne dziecko, razem z procesem programowania i wychowania…
xx
„Nie uczę cię tłumienia. Uczę cię zrozumienia. Zrozum gniew, obserwuj gniew, bądź świadomy gniewu. Nie rób nic – po prostu pozwól mu znaleźć się na wprost ciebie. Spójrz głęboko i nagle zrozumiesz, że przez obserwację dokonuje się przemiana. Gniew zamienia się we współczucie.”
Osho
…Dowiedz się wszystkiego o stłumieniach i tego jak się z nich wyzwolic…
integracja oddechem, pomocna w uwolnieniu tłumień
całkowicie zmień swoje myślenie!
xx
„Tym terminem opisuję wszystkie treści/emocje/pragnienia – znajdujące się w naszej podświadomości, które zostały wyparte ze świadomości, jako niepożądane czy społecznie niewskazane – jednak ich obecność manifestuje się w naszym życiu poprzez szereg konsekwencji.
Najpopularniejsze z nich to:
– depresje
– poczucie bezsensu w życiu
– poczucie braku energii i woli do działania
– utrzymujące się stany rozdrażnienia i frustracji
– wygaśniecie kreatywności
– szybkie nudzenie się…
dowiedz sie czy masz mrocznego blizniaka!
xx
Znany afrykański pisarz z plemienia Fulbe w Afryce Zachodniej, Amadou Hampate Ba, pisze w książce „Łowcy słów” o tradycji rodzinnej w swojej ojczyźnie:
„W afrykańskiej tradycji dana osoba jest połączona z szeregiem przodków, oni żyją dzięki niej dalej, ona jest tylko ich przedłużeniem. Jeśli chcemy kogoś uszanować, pozdrawiamy go, wymawiając nie tylko jego nazwisko – europejski odpowiednik imienia – lecz nazwę jego klanu: Ba! Ba! lub Diallo! Diallo!, albo Cisse! Cisse!, ponieważ nie nazywamy w nim indywidualności, lecz cały szereg jego antenatów. Wszystko, czym jesteśmy i wszystko, co mamy, jesteśmy winni tylko raz naszemu ojcu, ale podwójnie naszej matce. Mężczyzna – tak mówi się u nas – jest roztargnionym siewcą, podczas gdy matka stanowi jakby boski warsztat, w którym Stwórca wprost, bez pośrednika pracuje, tworzy nowe życie i prowadzi je do dorosłości. Z tego powodu w Afryce matka jest szanowana prawie tak jak bóstwo”….
wiecej o terapii rodzinnej, o ustawieniach…
xx
A jak sądzisz ;)?
Nasze osobiste demony przyjmują różne postaci. Wstyd, zazdrość, uczucie bycia porzuconym, zranionym, wściekłość. Są tym wszystkim, co odczuwamy jako dyskomfort i przed czym nieustannie uciekamy.
Nasza ucieczka przybiera często spektakularne formy – wybuchamy, rzucamy złe słowo, trzaskamy drzwiami, uderzamy kogoś lub ciskamy doniczką.
Unikamy w ten sposób bezpośredniej konfrontacji z tym, co dzieje się w naszym sercu. Jeśli nasze uczucia nie znajdują ujścia w wybuchu, tłumimy je w sobie, na siłę uśmierzamy ból. Można w ten sposób spędzić całe życie, uciekając przed potworami własnego umysłu.
Współcześni ludzie są tak zagonieni, że nie dostrzegają, ile mogliby czerpać z piękna otaczającego ich świata. Przyzwyczajeni do nieustannego pędu z klapkami na oczach, pozbawiają się radości.
Wszystkie demony wskazują drogę do całkowitego przebudzenia i życia wolnego od kurczowego uścisku, życia i zarazem umierania, chwila po chwili, przy każdym wydechu. Kiedy się budzimy, możemy zacząć żyć w pełni, nie szukając gorączkowo przyjemności i nie unikając bólu, nie odtwarzając starego siebie, ilekroć rozpadniemy się na kawałki ….genialny artykul o tym jak demony mogą być twoimi sprzymierzeńcami! – poczytaj koniecznie
jak sie wyzwolić spod władzy demona? zobacz
xx
Przyglądając się uważnie Naturze, z pewnością zauważysz, że nie pozostawia ona miejsca na przypadki i pomyłki. Absolutnie wszystko dzieje się według doskonałego planu, który ludzki umysł jednak nie zawsze jest w stanie ogarnąć.
Twoje życie również nie jest przypadkiem, tylko znakomitą realizacją uniwersalnych zamierzeń.
Cokolwiek się w nim zdarza, jest dla Ciebie, dla Twojego osobistego rozwoju dobre, mimo że nie zawsze jest przyjemne, a czasami boli.
Czy cokolwiek w twoim życiu, co miało znaczenie, było przypadkowe?
Poczytaj ksiażkę w ktorej dowiesz się wszystkiego o prawdziwym znaczeniu przypadków…
xx
…Błędy w rozumieniu nauki o karmie powstają głównie wówczas, gdy pojmuje się ją jako naukę o losie i zakłada, iż przemiana karmy lub przeciwstawienie się jej nie są możliwe.
Jest to pogląd bardzo fałszywy.
Z pewnością, są życiu człowieka rzeczy szczególne, których zmienić nie sposób, jak na przykład: katastrofy – zjawiska karmiczne kolektywnie, czy też śmierć, na którą nie mamy wpływu. Już w momencie przyjścia człowieka na świat, jego śmierć jest pewna, a niewiadomą stanowi jedynie rodzaj śmierci czy moment jej nadejścia. Każdy musi umrzeć, jednak jak będzie umierał, jaką postawę przyjmie w obliczu śmierci, zależy od niego samego i w związku z tym u różnych ludzi wygląda to różnie. Droga do grobu jest nieuniknioną koniecznością, jednak tylko i wyłącznie ode mnie zależy jak będę wędrował….wiecej o karmie
Karma jest jak informacja zapisana w materii tego świata. Wyobraźmy sobie, że zapis karmy jest jak rysunki wykonane patykiem na piasku rozsypanym na tacy. Jeżeli stukniesz w tę tacę z boku, wszystkie te rysunki, żeby nie wiem jak groźne czy potężne, zupełnie znikają. I podobnie mówi się, że wystarczy jeden moment poznania swego umysłu, poznania siebie i to się dzieje. To nie znaczy, że nagle będziesz miał inny nos, inne uszy czy że wrócisz do domu i okaże się, że twoją małżonką jest zupełnie ktoś inny. Nawet nie przestanie cię może strzykać w boku. Chodzi o to, że ty prawdziwy już będziesz poza tym. W tym momencie zaczynasz jasno widzieć, czym to wszystko jest, czym jest przyczyna i skutek…
xx
Jeśli przyjrzysz się, z czego się składasz i w jaki sposób funkcjonujesz, odkryjesz, że wewnątrz twojej głowy znajduje się cały program, cały system wymagań, jaki powinien być świat, jaki powinieneś być ty sam i czego powinieneś pragnąć.
Kto jest odpowiedzialny za ten program?
Nie ty.
Tak naprawdę to nie zadecydowałeś nawet o tak podstawowych sprawach, jak twoje pragnienia, chęci i tak zwane potrzeby; twoje wartości, gusta i postawy.
Twój komputer został załadowany instrukcjami, jak ma działać, przez twoich rodziców, społeczeństwo, twoją kulturę, religię i całe twoje dotychczasowe doświadczenie….
xx
Robopata to wspaniałe słowo.:)
Oznacza ono osobę, która funkcjonuje niewrażliwie i mechanicznie jak robot, i jest człowiekiem tylko z nazwy.
Jego istnienie nie jest ani ludzkie, ani nieludzkie; robopata nie posiada ludzkich właściwości, jest po prostu a-ludzki.
Cechy charakterystyczne robopaty [ w mniejszym lub większym stopniu] posiada każdy z was.
Zanim staniesz się oświecony, cechy te towarzyszyć ci będą jak cień.
Poznaj 11 cech robopaty!
Przekonaj się ile z niego w sobie masz…!
xx
„Rinzai, dawny chiński mistrz zen, mówił o czterech sposobach nauczania. Czasami mówił o samym uczniu, czasami mówił o samej nauce, czasami dawał interpretację ucznia lub nauki i wreszcie – czasami nie dawał swoim uczniom w ogóle żadnych pouczeń.
Wiedział, że uczeń jest uczniem, nawet jeśli nie otrzymał żadnego pouczenia. Ściśle mówiąc, wiedział że nie ma potrzeby uczenia ucznia, ponieważ uczeń sam jest Buddą, chociażby nie był tego świadomy…”..więcej
„Dotarłeś do miejsca, w którym znika Mistrz i uczeń, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujący i to, co poszukiwane, w którym znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa, dotarłeś do jednego.
To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piękno polega na tym, że ono już tu jest.
Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś tam, gdzie zawsze byłeś.
Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz się.
Zobaczysz, że tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja własna nieświadomość…”
-więcej o etapach rozwoju.
xx
Dowiedz się czemu …Bóg i Szatan – musza odejsć abyś ty mógł dojrzeć
Od dawna znamy moc efektu placebo. Placebo to coś, co przypuszczalnie nie ma wpływu na ciało, jak na przykład kostka cukru.
Mówi się pacjentowi, że to poskutkuje, i czasem się okazuje, że placebo odnosi ten sam skutek, może nawet większy niż lekarstwo, które ma rzekomo ten skutek wywołać. Ustalono, że umysł ludzki jest najsilniejszym czynnikiem w sztuce uzdrawiania, czasem nawet w stopniu większym niż lekarstwo.
W miarę jak będziesz się stawać coraz bardziej świadomy znaczenia i wielkości Sekretu, zaczniesz też coraz wyraźniej dostrzegać podstawową prawdę pewnych zjawisk towarzyszących rodzajowi ludzkiemu, nie wyłączając dziedziny zdrowia. Efekt placebo to potężny fenomen. Kiedy pacjenci myślą i szczerze wierzą, że tabletka jest środkiem leczniczym, nawet jeśli jest to tylko sprasowany w pigułkę talk, otrzymają to, w co wierzą, i zostają wyleczeni….
xx
Gdy zintegrujemy wszystkie części naszej osobowości, także te pozornie nieakceptowane, znikają nasze ograniczenia i wszystkie nasze części wspierają naszą żywotność, efektywność i przyjemność. Większość praktyków woli używać słowa i n t e g r a c j a, a nie u w o l n i e n i e, gdyż to ostatnie sugeruje pozbycie się czegoś niewłaściwego i niedoskonałego. A przecież nie ma nic złego i niewłaściwego w nas i w naszym doświadczeniu; przekonanie, że tak jest, było przyczyną wszystkich naszych stłumień.
Wszystko zależy od tego, jak coś postrzegamy. Jeśli postrzegamy to Jako coś złego i niewłaściwego, wówczas najprawdopodobniej zareagujemy odrzuceniem i zwężeniem świadomości. Osądzanie oparte na lęku rozpoczyna proces tłumienia. Kontrolowanie i powstrzymywanie oddechu kończy go na poziomie fizycznym. To ludzkie osądy nadają wartość rzeczom. A rzeczy po prostu s ą!…
Pozytaj o tym jak się zintegrować
xx
Najlepszym wyznacznikiem poziomu świadomości jest to, jak sobie radzisz z życiowymi trudnościami.
Kogoś, kto i tak był już nieświadomy, wpędzają one w tym głębszą nieświadomość, natomiast osobie i bez tego świadomej pomagają świadomość wyostrzyć. Dzięki przeszkodzie możesz się przebudzić, ale możesz też pozwolić, żeby cię jeszcze głębiej uśpiła….
xx
124. Jeśli dłoń jest wolna od ran, można w nią brać nawet truciznę.
Trucizna nie dosięgnie kogoś wolnego od ran. Dla mędrca nie ma rzeczy niewłaściwych.
348. Puść przeszłość, puść przyszłość, puść teraźniejszość i przekrocz na drugi brzeg istnienia. Z umysłem całkowicie wyzwolonym, nie dotrzesz już więcej do narodzin i śmierci.
21. Uważność jest ścieżką ku nieśmiertelności, nieuwaga jest ścieżką ku
śmierci. Uważni nie umierają, nieuważni już są martwi.*
piekne cytaty z Buddy – koniecznie poczytaj 🙂
xx
Bramy do głębszej świadomości otwierają się, kiedy skoncentrujemy się na swojej intencji. Jest taka historia o joginie, który zawahał się tuż przez otworzeniem drzwi.
Zatrzymał się i – z wyciągniętą ręką, prawie dotykając klamki – zaczął siebie obserwować. Uwagę swoją skierował na bardzo silną intencję otworzenia drzwi.
Czynność tę wykonywał tysiące razy wcześniej, ale nigdy uważnie.
Zadał sobie pytanie: „Czym jest ta energia, którą odczuwam, to oczekiwanie, że zaraz przejdę przez drzwi?”.
Stał tam i stał. Minęła godzina, dzień, a on cały czas obserwował swoją intencję. I kiedy tak stał, nagle doznał oświecenia.
Obserwowanie intencji, zanim wykona się czynność, jest bardzo doniosłym procesem. Przed zrobieniem czegokolwiek zaobserwuj intencję, obserwuj ją, obserwuj i dopiero wtedy wykonaj to, co chcesz…
xx
…nauczycielowi na pierwszym etapie drogi grozi jeszcze jedno – ponieważ uczniowie jawią mu się jako głupsi od niego, pojawia się w nim poczucie wyższości.
A w momencie kiedy to uczucie się pojawi, to jest krok do klęski. Dlatego że to nie jest problem ‘lepszy’ czy ‘gorszy’, mądrzejszy czy głupszy.
Od psa się można nauczyć, od kota się uczę, to jest bardzo ważne, że od wszystkiego można się nauczyć, jeżeli ma się odpowiednio otwarty umysł. To nie chodzi o pokorę ani o skromność, ale chodzi o prawdziwą mądrość. Prawdziwa mądrość czyni możliwym, to że odpowiednie odbierasz sygnały zewsząd….ciąg dalszy
– W Indiach w bardzo biednej rodzinie był sobie chłopiec, nad wiek dojrzały. Postanowił szukać nauczyciela. Ponieważ pochodził z chłopskiej biednej rodziny, z niskiej kasty, na bosaka poszedł w kierunku najbliższego klasztoru. Przed klasztorem zobaczył mnicha, który czytał księgę. A jak już czytał, to znaczy byt mądry. Więc on podszedł do niego, ukłonił się i wypowiedział formułę taką, jaką znał, że prosi o nauki.
I ten mnich przeczytał coś, co temu chłopcu otworzyło świadomość.
Pod wpływem tego przeżycia ten chłopiec poszedł do klasztoru, przeszedł test i został przyjęty. Jako już znany nauczyciel buddyzmu pomyślał któregoś dnia:
„Muszę zobaczyć, kto mi tak pomógł”. Poszedł i zobaczył – kogo? – niepiśmiennego mnicha, który nauczył się fragmentu jednej księgi i tak żebrał mówiąc ten fragment, żeby ludzie dawali mu jedzenie. I tak właśnie przemówił do niego Budda….
—————————————————————————–
Wyślij mi go na maila, a postaram się go tutaj dodać.
(Mój mail – w dziale Kontakt)
02 Środa Gru 2009
Posted sondy
inTagi
faq, formatowanie, help, kolory, komentarze, odpowiedzi, pomoc, problemy, pytania, sonda, techniczne, tekst, Świadomość
Istnieje kilka możliwych przyczyn:
a) Na moim blogu włączone jest częściowe moderowanie, poczekaj spokojnie, aż komentarz zostanie przeglądnięty.
b) Jeśli w swoim komentarzu użyłeś słow które posiadam na „czarnej liście” (niektóre wulgaryzmy, słowa sugerujące spam, itp), Twój komentarz mógł trafić do „spamu”. Nie bierz tego osobiście 🙂
c) Jeśli pojawił się jakiś problem z Twoim łączem lub przeglądarką, komentarz mógł nie zostać wysłany.
d) Jeśli powtórzyłeś część swojej wypowiedzi, mechanizm mógł to wykryć i zablokować twój komentarz, poczekaj cierpliwie aż zostanie on przeglądnięty.
x
Ikonki powstają przez zestawienie znaków : ; z nawiasem obróconym w jedną ) lub drugą stronę (
x
Wymaga to odrobiny uważności. Wykonuje się to z pomocą znaczników html które wstawiamy w tekście.
Na poniższym obrazku, po kolei, przedstawione są możliwe sposoby formatowania, analogiczne do tych które większość osób zna ze standardu Microsoft Word :
Zatem aby uzyskać tekst pochylony, ujmujesz swoją wypowiedź w dwa znaczniki, pokazane powyżej. To samo dla tekstu pogrubionego i tekstu cytowanego. Pamiętaj o uważnym zamknięciu znacznika.
x
Spokojnie, są tu nadal. Na blogu po prostu jest włączone stronicowanie komentarzy.
Pod linkiem” starsze komentarze” znajdziesz te które zostały napisane nieco wcześniej.
Prosiłabym o ograniczenie dyskusji poniżej do esencjonalnych, technicznych problemów.
Po zadaniu pytania, które uznam za przydatne dla wszystkich, lub dotyczące większości, komentarz usunę, ale pytanie wraz z odpowiedzią przeniosę do FAQ.
Na inne, luźne dyskusje, zapraszam : tutaj
lub – pod Sondę poświęconą FAQ
Możesz także zapoznac się z:
02 Środa Gru 2009
Posted sondy
inTagi
faq, podpowiedzi, pomoc, sonda, sondy, Świadomość
(FAQ = Frequently asked questions = najczęściej zadawane pytania)
Ten blog posiada ogromną ilosć (ponad 600 artykułow) materiałow na tematy „duchowe” i psychologiczne.
Nowym osobom może być czasem trudno dotrzeć do najważniejszych treści, czy choćby dowiedzieć się czego można się spodziewać po kolejnych artykułach. Kategorie okazują się często niewystarczająco pomocne.
Zapraszam do sondy, która pomoże mi w dokonaniu decyzji.
Inne sondy
30 Poniedziałek List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
dojrzałość, filtry, mechanizmy, postawy życiowe, programy, programy życiowe, schematy, transformacja, uzdrowienie, wolność, wyobrażenia, wzorce, zmiana, Świadomość
Nasze życie to w dużej mierze nieświadome odgrywanie z góry zaprogramowanej roli.
Istniejące w podświadomości filtry i schematy determinują całe nasze życie.
To jak ono wygląda, co się nam w nim przydarza i dokąd zmierza.
Jak możemy pozytywnie wykorzystać te mechanizmy naszego umysłu?
Warto zapamiętać jedną rzecz : Nie jesteśmy ofiarami tych mechanizmów – tylko błędnego ich wykorzystania.
Zmiana ich to odkrycie nowego życia. Nowej jego jakości, smaku, celu i sensu.
Nasze życie to niekończąca się przygoda.
Nasze życie to podróż i to wspaniała podróż. Aby zacząć czerpać z tej przygody radość i wszelkie korzyści – trzeba zrozumieć kilka spraw. Jedna z nich np. – jak naprawdę działa nasz umysł.
Drugą bardzo ważną rzeczą jest uświadomienie sobie, po co idziemy i dokąd.
To w trakcie tej podróży mamy odkryć samych siebie, a nie dopiero u jej celu.
Wzorce
Wzorce zachowań rezydują w podświadomej części naszego umysłu.
Działają „w tle” i zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy z ich działania. One sobie po prostu działają a my się nie zastanawiamy, dlaczego w danej sytuacji zachowujemy się tak a nie inaczej.
Dlaczego przydarzają nam się takie sytuację a nie inne.
Generalnie, nie zastanawiamy się nad naszym życiem. Nie wierzymy że rozważania na temat tego czemu ludzie są dla mnie niemili lub czemu wciąż coś mi się nie udaje – mają sens.
Zakładamy – że tak po prostu jest.
Że taki po prostu jest świat.
Nie zdajemy sobie tylko sprawy – w jak wielkim błędzie jesteśmy.
Jesteśmy podobni do uśpionych lunatyków. Mało, kto zadaje sobie naprawdę wnikliwe pytania. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak się zachowuję a nie inaczej? Dlaczego on tak zrobił? Dlaczego mi to zrobił?
Nie zadajmy sobie podstawowych pytań. Nie sięgamy do źródła danej sytuacji tylko reakcyjnie próbujemy naprawić powstałe już skutki.
Leczymy objawy choroby a nie jej przyczyny.
Ktoś słusznie zauważył „więcej uwagi przywiązujemy do odkrycia znaczenia naszych snów niż do okrycia znaczenia naszego życia”
Dramat. Komuś rozpada się rodzina, płacze i rozpacza nad sobą.
SZUKA WINNYCH gdzieś indziej. Nie próbuje zrozumieć, dlaczego się tak stało.
Nie wierzy że cokolwiek dało się zrobić.
Nie dostrzega, że jego rodzice mieli podobne wzorce.
Nie widzi, że jego partner też takie miał.
Nie widzi, nie stara się zrozumieć. Płacze i rozpacza.
A tym czasem za tym wydarzeniem stoi zespół programów w jego podświadomości.
Programy odziedziczone po bliskich i krewnych.
Program – sam w sobie nie jest „zły”.
To nie program rozbija rodziny. To osoba która pozwala by jej życie przebiegało mechanicznie i nieświadomie. Program woła o zrozumienie i uzdrowienie.
Jeżeli zaczniemy świadomie z nim pracować problem zniknie.
Nie będzie miał mocy działania. Błędne zachowania rodziców, które utrwaliły się w naszej chłonnej podświadomości – zostaną naprawione.
Programy podświadomości tracą swą moc w momencie, gdy się je wyciągnie na światło dzienne, niejako „upubliczni” i rozpocznie pracę nad nimi.
Program podświadomości jest niczym oprogramowanie w komputerze. Wywołuje określone zachowania, realizuje określone zadanie, prowokując lub przyciągając pewne skutki, przypadki i wydarzenia w naszym życiu.
Jeżeli Twoim programem jest autodestrukcja całe Twoje życie będzie się tak układało abyś sam się zniszczył. Jeśli wierzysz że świat jest do niczego, że ty jesteś do niczego, jeśli wierzysz że nic nigdy nie zmienia się na lepsze, to prędzej czy później życie da ci w kość.
Jeżeli Twoim programem jest sukces, Twoje życie będzie się tak układać, że osiągniesz sukces. Jeśli wierzysz w siebie, jeśli akceptujesz siebie i jesli siebie szanujesz, wtedy może się okazać że Twoje życie będzie o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze.
Jeżeli Twoim programem jest bieda i życie w ubóstwie, wszystko w Twoim życiu będzie tak biegło, aby ten program zrealizować. Poczucie niegodności, niezasługiwania, wiara w ograniczoność zasobów, wiara w to że nie wypada mieć więcej niż inni, że zabierasz coś innym, poprzez swój sukces, będzie hamowała twoje poczynania i sabotowała każdą potencjalną szansę na sukces.
Masz program – schemat działania zwycięscy, super sportowca, genialnego matematyka, biznesmena, odkrywcy, miłośnika zwierząt? Twoje życie będzie się tak układać, aby zrealizować dominujący program Twego życia.
Teraz sięgnij do siebie.
Zobacz co się w tobie kryje. Teraz.
– Jaka jest Twoja dominująca postawa życiowa?
Optymista? Pesymista? Gdzieś po środku?
Jaki masz w sobie program?
Nijaki? „Siedzę i czytam i nie ma nic dominującego w moim życiu.”
Jeśli tak jest, to …. w porządku.
Jesteś na pozycji wyjściowej, zbierasz dane, uczysz się. To, co wyżej napisane jest po to, aby Ci uświadomić, że zawsze działamy zgodnie z założonym z góry programem.
Ale nawet w Twoim przypadku można wyciągnąć pewne wnioski – jeżeli zwykle siedzisz i niewiele ze sobą robisz to może być znak, że masz programy samoograniczające i zapewne nie żyjesz swoim życiem tylko życiem swoich przodków – realizując ich programy i postawy życiowe.
Niestety te rzeczy dziedziczy się przede wszystkim od osób które nas wychowały (o rodzinnych konotacjach napiszę wkrótce) i to właśnie do nich trzeba sięgnąć, je trzeba poznać i zanalizować aby odkryć swój ukryty program na życie.
Obserwuj swoją rodzinę. Jakie poglądy ma ojciec, jakie matka? Jak potoczyło się ich życie? Jakie podobieństwa widzisz. Nie daj się zmylić pozornymi rozbieżnościami jak np:
„Moi rodzice nie sa wykształceni, a ja skończyłem studia”
Sądzisz że to zmienia twoją życiową postawę?
Poszukaj głębiej, nie w samych faktach, ale w tym co z nich wniknęło, jak zostały ocenione.
Przypomnij sobie co Twoi rodzice mówili i uczyli cię o życiu:
„Mój ojciec zawsze narzekał że w życiu uczciwością niewiele się osiągnie”
„Moja matka zawsze jest taka ostrożna, mówi że nie warto ryzykować, lepiej poprzestać na mniejszym”
Poszukaj w sobie takich i podobnych programów.
Filtry
Filtry to straż przednia programu, lub schematu działania.
To, jaki masz schemat będzie determinowało, przez jakie filtry postrzegasz świat i rzeczywistość dookoła.
Twój program nieudacznika i ofiary – wygeneruje filtr, przez który będziesz postrzegał rzeczywistość jako straszny i brutalny świat, który na pewno Ci dokopie i sprawi, że tylko UTWIERDZISZ SIĘ W PRZEKONANIU o tym, że naprawdę jesteś taki jak Ci Twój filtr pokazuje.
A potem PROGRAM ZREALIZUJE TWOJE PRZEKONANIE, CO DO OBRAZU ŚWIATA, W KTÓRY WIERZYSZ (nie mylić z Prawdą!). I zaczniesz żyć w fałszywej, wykreowanej przez siebie rzeczywistości.
W tym przypadku – będzie to rzeczywistość nieudacznika i ofiary.
Będziesz bez ustanku widział jak jesteś wykorzystywany, oszukiwany, doszukiwał się tego wszędzie, rozmawiał o tym z innymi, narzekał, płakał, wciąż o tym myślał.
Bez końca dumając nad tym jak inni robią z Ciebie ofiarę – będziesz „szczęśliwy” a nawet w pewnym sensie zadowolony z siebie, bo będziesz miał satysfakcję z tego, że…. masz rację!
Paranoja! Świat będzie Cię utwierdzał w tym, co o sobie myślisz!
„No tak. Znowu miałem rację! Jestem nieudacznikiem”
„Zawsze mi się to przydarza”
To kolejne potwierdzenie i wzmocnienie Twego programu…Samospełniająca się przepowiednia.
Błędne koło robi się coraz ciaśniejsze…
A innych, pozytywnych rzeczy nie będziesz zauważał, bo nie masz do nich dostrojonego umysłu.
Twoje filtry nie wpuszczają takich rzeczy.
Piękna pogoda? Miła rozmowa z koleżanką w pracy? Prezent od dziewczyny? Komplement od chłopaka?
To takie nic nie warte drobiazgi w porównaniu z Twoim Problemem, prawda?
Jeszcze raz, bo to bardzo ważne. Świat urzeczywistnia w Twoim życiu to, co jest dominującym programem w Twojej podświadomości.
TY TEGO CHCESZ. Pomimo, że cierpisz i jest Ci źle – Ty wciąż tego chcesz i cieszysz się, że to masz, bo masz z tego tak małą, prywatną, masochistczną satysfakcję, jaką jest
:„a nie mówiłem?… Miałem rację… Jednak jestem do niczego”.
Taka potrzeba potwierdzenia i szukania satysfakcji świadczy o głębokich kompleksach, to właśnie o tym prawdziwym problemie (a nie wtórnych, wynikających z niego kłopotach) chce Ci powiedzieć dany program i dana sytuacja.
Program pod tytułem „jestem do niczego i na nic dobrego nie zasługuje, życie jest okrutnie i do d…, wszyscy mnie wykorzystują, nikt mnie nie kocha, JA NIE ZASŁUGUJE NA MIŁOŚĆ”
– działa tu genialnie, dostarczając Ci powodów do dalszego utwierdzania się w tym i satysfakcji z tego że tak jest, że masz rację.
Dodatkowo jesteś tak omotany przez negatywne myśli, że nie dajesz sobie szans na nic lepszego!
„Przecież tak jest!!, Przecież taki jestem i taki jest świat!”.
I twój samodestrukcyjny program wykonuje swe zadanie.
Niszcząc Cię woła o uwagę i ratunek dla Ciebie samego.
Przypominasz człowieka na łódce, który sukcesywnie dziurawi dno i równocześnie krzyczy dokoła o pomoc, czekając jej nadejścia ze strony świata zewnętrznego, jednocześnie niszcząc to dzięki czemu mógłby bezpiecznie żeglować.
Zmień to i wykorzystaj jak najszybciej!
Powinieneś zacząć sobie uświadamiać, że MOŻESZ SOBIE POMÓC I NIE JESTEŚ NA NIC SKAZANY!
W KAŻDEJ CHWILI MOŻNA ZACZĄĆ WYBIERAĆ INNE, LEPSZE ŻYCIE!
Dlatego właśnie istotne jest poznanie, jakimi programami się posługujemy w życiu.
Podświadomość działa tymi programami. Są to schematy działania każdego człowieka.
Są One niczym zwrotnica na szynach, jeżeli są źle ustawione to pociąg (Twa podświadomość, głębokie Ja) się wykolei lub pojedzie nie tam gdzie byś sobie tego świadomie życzył.
Twoja podświadomość kreuje przez nie Twój świat. Nie rozróżnia się tu „dobre i złe” wszystko jest realizowane jako życzenie Twego serca, Twojej istoty, a w naszym świecie wolnej woli – życzenie Twego serca ma bezwzględne pierwszeństwo.
Nasze programy zostały nam „wgrane” głownie we wczesnej młodości. Bardzo dużo zostało wgranych już nawet w czasie życia płodowego. Emocje matki, gdy byliśmy w jej brzuchu. Jej strach, niepewność, żal, złość, zranienie, odrzucenie, syndrom ofiary i inne „fajne” rzeczy, które ma zraniony człowiek bardzo łatwo wnikają w psychikę płodu i stają się jego najgłębszymi przekonaniami.
Oczywiście to samo dzieje się z pozytywnymi cechami, gdy mama jest w radosnym nastroju. Emocje obojga rodziców mają wpływ, ale matki ma zdecydowanie największy.
Dzieci tych samych rodziców będą zupełnie inne, bo w czasie ciąży była różna sytuacja rodzinna (oczywiście dochodzi do tego jeszcze indywidualny plan każdej nowo rodzącej się istoty, ale to materiał na inny artykuł).
Te przekonania, schematy jest najtrudniej samodzielnie wytropić a jednocześnie to one są najgłębiej działające i determinujące nasze życie.
Schematy i programy „wgrywane” są przez całe życie, ale do 5 roku życia odbywa się to najintensywniej.
Mniej więcej w tym czasie zmieniają się u dzieci częstotliwości fal mózgowych, na fale beta. Dzieci zaczynają budować, a raczej umacniać swoje konstrukcję obronne.
Zranienia są spychane do podświadomych warstw umysłu, a na powierzchni zaczyna się rozgrywać nieświadomy „teatrzyk”, czyli nasze tak zwane życie.
To, dlatego małe dzieci są zwykle szczere (oczywiście nie wszystkie! :)) i niewinne i tak miło jest nam przebywać w ich towarzystwie. Miło, jeżeli sami mamy podobne cechy.
A jeżeli sami jesteśmy mocno uwikłani w podświadome gry – to dzieci nas irytują, a nawet boimy się ich. Przeraża nas ich bezpośredniość, szczerość i prawdziwość, cechy które dawno już w sobie zniszczyliśmy, ukrywając pod maską, to wszystko co w nas autentyczne i wrażliwe.
Ich bliskość niepokoi, bo niejasno przypomina nam własną utraconą niewinność.
Niezwykle ważna rzeczą dla naszego życia jest rozpoznanie konkretnych programów, które je determinują.
Sama świadomość wystarczy, aby z nimi pracować i wzmacniać je, jeżeli nam one odpowiadają lub je zmieniać, jeżeli są niszczące lub niekorzystne (jak jest w większości).
Większość z nas ma programy samo-destrukcyjne lub nastawione na niszczenie innych, na rywalizację, walkę, strach, obronne.
Nasza cywilizacja, religia i społeczeństwo – zupełnie na opak ustawia nasze cele życiowe.
Nie wiemy, po co żyjemy, jak żyjemy, kim jesteśmy i po co jesteśmy. Przenosimy źródła naszych problemów na świat zewnętrzny i zapominamy o tym co _naprawdę_ żyje w nas.
Odrzucając niekorzystne, ograniczające schematy i programy robimy ogromny krok nie tylko w kierunku poprawy własnego życia, odczucia prawdziwej wolności, ale i w kierunku poprawy życia na Ziemi.
Post z kategorii: Przypomnienie.
—
Na bazie : Krzysztof Kina – Drogowskaz – Light’owa strona startowa.
Duchowy Wymiar Życia
Zobacz też sondę: Jak często zaglądasz na tego bloga? »
Powiązane posty
• Afirmacje, sztuka zmiany życia
• Jak działają afirmacje? Struktura umysłu
• Imago – czy naszych partnerów wybieramy…świadomie?
• Zintegruj w sobie męskość i kobiecość
25 Środa List 2009
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
akceptacja, buddyzm, dławienie, joga, Medytacja, Nisargadatta Maharaj, przemoc, tłumienie, uzdrowienie, wolność, wysiłek, wyzwolenie, zrozumienie, Świadomość
M: Wzywanie lub zmuszanie do cierpienia ma w sobie coś z okrucieństwa i przemocy, a owoc przemocy nie może być słodki. Są w życiu sytuacje przykre, których nie można uniknąć i na które człowiek musi być przygotowany. Zdarzają się też sytuacje ohydne, które człowiek stwarza rozmyślnie lub przez zaniedbanie; na nich trzeba się uczyć sztuki niepowtarzania tych samych błędów.
Ból jest bólem i trzeba go znieść. Nie ma niczego takiego jak przezwyciężanie bólu i nie jest do tego potrzebna zaprawa. Przygotowywanie się na przyszłość, wyrabianie w sobie odpowiednich postaw, jest oznaką lęku.
R: Jeśli pozostanę bierny, nic nie ulegnie zmianie. Jeśli będę aktywny, muszę stosować przemoc. Co można uczynić, aby nie być biernym ani gwałtownym?
M: Istnieje oczywiście droga ani gwałtowna, ani niegwałtowna, a jednak wysoce skuteczna. Niech pan spojrzy na siebie samego, niech pan zobaczy, jaki pan jest i takiego siebie zaakceptuje, a potem zgłębi, czym pan jest. Gwałt i jego przeciwieństwo określają pańską postawę wobec innych. Jaźń w stosunku do siebie samej nie jest gwałtowna ani niegwałtowna, nie jest świadoma siebie samej ani nieświadoma. Jeśli siebie zna, wszystko, co uczyni, będzie właściwe, jeśli siebie nie zna, wszystko, co uczyni, będzie niewłaściwe.
R: Co pan ma na myśli mówiąc: „znam siebie takiego, jakim jestem”?
M: Jestem poza umysłem. Formuła „jestem” nie jest myślą w umyśle. To umysł mi się zdarzył, a nie ja umysłowi. A ponieważ czas i przestrzeń są w umyśle, ja istnieję poza czasem i przestrzenią – wieczny i wszechobecny.
R: Czy pan to mówi poważnie? Czy pan naprawdę uważa, że istnieje wszędzie i we wszystkich czasach?
M: Tak. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak dla pana jest oczywista swoboda poruszania się. Niech pan wyobrazi sobie drzewo pytające małpę: „Czy naprawdę sądzisz, że możesz poruszać się z miejsca na miejsce?” A małpa odpowiada: „Tak właśnie sądzę”.
R: Czy jest pan także wolny od związków przyczynowych? Czy może pan czynić cuda?
M: Sam świat jest cudem. Jestem poza cudami – w pełni normalny. U mnie wszystko zdarza się tak, jak powinno się zdarzać. Nie mieszam się do dzieła stworzenia. Po co mi drobne cuda, gdy największy z cudów dzieje się na moich oczach przez cały czas? Cokolwiek człowiek widzi, widzi swą własną istotę. Niech pan przeniknie głębiej siebie samego i tam szuka. W odkrywaniu siebie nie ma żadnego przymusu. Usuwanie tego, co fałszywe, nie jest gwałtem.
R: Gdy badam siebie samego lub zagłębiam się w sobie z myślą, że będzie to dla mnie korzystne z tego czy innego powodu to i tak uchylam się od tego, czym jestem.
M: Słusznie. Prawdziwe badanie skierowane jest zawsze ku czemuś, a nie od czegoś. Gdy zastanawiamy się, jak coś zdobyć lub jak czegoś uniknąć, nie przeprowadzamy wcale badania. Aby jakąś rzecz poznać, trzeba ją w pełni zaakceptować.
R: Tak. Aby poznać Boga, muszę zaakceptować Boga. Jakie to straszne!
M: Zanim zaakceptuje pan Boga, musi pan zaakceptować siebie samego, a to jest jeszcze straszniejsze. Pierwsze kroki w samoakceptacji nie są bynajmniej przyjemne, bo to, co się spostrzega, nie jest miłym obrazem. Trzeba wielkiej odwagi, aby pójść dalej.
Jedyne, co pomaga, to spokój. Niech pan popatrzy na siebie w zupełnym spokoju i nie próbuje siebie oceniać. Gdy pan spojrzy na osobę, o której pan sądził że jest panem, pamiętając, że nie jest pan tym, co pan widzi, to podstawowe pytanie w procesie samopoznania będzie brzmiało „Nie jestem tym – czym zatem jestem?” Nie ma innych dróg wyzwolenia, wszystkie inne zawodzą. Niech pan śmiało od rzuci wszystko, czym pan nie jest, a wtedy prawdziwe „ja” wyłoni się w pełnej chwały pustce, w bezrzeczowości.
R: Świat przechodzi gwałtowne przemiany. Widać to szczegół nie wyraźnie w Stanach Zjednoczonych, ale i w wielu innych krajach dzieje się to samo. Wzrost zbrodni – z jednej stron) a z drugiej – coraz więcej prawdziwej świętości. Powstają wspólnoty, a niektóre z nich odznaczają się wysokim poziomem integracji i dyscypliny. Wygląda to tak, jakby zło samo się niszczyło za pomocą swych własnych sukcesów, jak ogień pochłaniający swoje paliwo, podczas gdy dobro, jak życie, się utrwala.
M: Jak długo dzieli pan zjawiska na dobre i złe, może pan mieć rację. W rzeczywistości dobro staje się złem, a zło – dobrem, dzięki temu, że się uzupełniają.
R: A miłość?
M: Gdy miłość przeradza się w żądzę, prowadzi do zguby.
R: Czym jest żądza?
M: Pamiętanie – wyobrażanie sobie – antycypacja. Jest ona zmysłowa, jest swego rodzaju nałogiem.
R: Czy wstrzemięźliwość (brahmaczarja) jest również w jodze potrzebna?
M: Życie oparte na przymusie i dławieniu uczuć nie jest zgodne z jogą. Pragnienia winny być swobodne, a umysł wolny od pamięci. Osiąga się to drogą zrozumienia, a nie przez postanowienie, które jest tylko inną formą pamiętania. Umysł rozumiejący jest wolny od pragnień i obaw. Kiedy one się pojawiają, trzeba je zrozumieć, a nie dławić i zmieniać.
R: Jak mogę dojść do zrozumienia?
M: Dzięki medytacji. A medytacja to wzmożenie uwagi. Trzeba być w pełni świadomym swego problemu, przyjrzeć mu się ze wszystkich stron, zaobserwować, jak on wpływa na życie. A potem przestać się nim zajmować. Nic więcej nie może pan zrobić.
R: Czy to uczyni mnie wolnym?
M: Będzie pan wolny od tego, co pan zrozumiał. Na pojawianie się zewnętrznych oznak wolności trzeba będzie jeszcze zaczekać, ale zmiany w panu już zaszły. Niech pan nie spodziewa się doskonałości. Nie ma doskonałości w świecie zjawisk. Detale muszą się dotrzeć. Żaden problem nie jest rozwiązany bez reszty, ale może pan wznieść się na poziom, na którym problemy tracą swe znaczenie.
Nisargadatta Maharaj – Rozmowy z mędrcem
Zobacz też
21 Sobota List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
cytaty, iluzje, las, obserwator, samotność, staw, thoreau, walden, wiatr, wolność, Świadomość, życie
Dziś zapraszam do zapoznania się z kilkoma refleksyjnymi cytatami z Henry’ego Davida Thoreau.
Ten amerykański, dziewiętnastowieczny egzystencjalista spędził kilka lat mieszkając samotnie w własnoręcznie wybudowanym domku, w lesie, nad stawem Walden. Swoje wrażenia zapisał w pełnej zadumy autobiograficznej powieści „Walden”. Niektóre z cytatów pozwolę sobie skomentować 🙂
————————————————————————————————————
„Zamieszkałem w lesie albowiem chciałem żyć świadomie. Stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się czy potrafię przyswoić sobie to, czego życie może mnie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem wcale.”
Choć wielu ludzi mówi, że uciekanie w izolacje od ludzi i świata wskazuje raczej na problem ze światem, niż autentyczne pragnienie pogłębienia swojego życia duchowego, ośmielę się powiedzieć że jeśli kilkuletnie dobrowolne wygnanie do lasu – wyrządziło Thoreau więcej pożytku niż można by sądzić.
Czasem warto zdobyć się na dystans wobec codziennego zabiegania i życia w którym nie umiemy znaleźć właściwej drogi (jak to miało miejsce w przypadku Thoreau). Takie zyskanie perspektywy pozwala umieścić wszystko inne we właściwym kontekście i wrócić w nurt życia z pewnego rodzaj wypracowanym aparatem poznawczym, którego w przeciwnym razie, być może, nie moglibyśmy nigdy przyswoić.
Weź jeden krok w tył, abyś mógł wziąść dwa kroki naprzód.
*
„Pragnąłem żyć pełnią życia, i wyssać z niego całą kwintesencję, żyć tak śmiało i po spartańsku aby wykorzenić wszystko co nie jest życiem , aby zbierać bogaty plon i dosięgnąć sedna, aby zapędzić życie w kozi rogi i uprościć je do najskromniejszych potrzeb, a gdy okaże się podłe, cóż, wyssać z niego całą prawdziwą nikczemność i pokazać światu. Gdy zaś okaże się wzniosłe, poznać je z doświadczenia, aby móc z niego zdać uczciwą relację w następnej wędrówce…”
„Zdałem sobie sprawę co ludzie Wschodu rozumieją przez kontemplację […], zamiast śpiewc jak ptaki , w ciszy uśmiechałem się do swojego niezmiennie sprzyjającego losu”
Bardzo podobają mi się rozsiane w całej książce opisy szczególnego zadumania jakie doznawał Thoreau żyjąc samotnie w lesie. Obserwując przyrodę, ciesząc sie spokojem jaki od niej płynął i odnajdując go w sobie. Jego życie, choć proste, okazało się mieć niezwykła głębię.
W powyższym cytacie pobrzmiewa także pewnego rodzaju akceptacja dla mrocznych instynktów jakie w sobie odnajdywał, żyjąc w lesie. Wypływały one na powierzchnię, korzystając z tego, że dokoła niego zapadła cisza i umysł nie mógł już niczego ukrywać pod bezustannym szumem. W ciszy, mógł w pełni doświadczać siebie i rzeczywistości.
Czy tylko w mroku
dane mi będzie ujrzeć twoją duszę?
– “Lost Verses of Krrendar”, CY 9542
*
„Musimy się uczyć budzenia na nowo i przytomnego czuwania nie za pomocą środków mechanicznych lecz poprzez oczekiwanie świtu który nie zapomina o nas, nawet wówczas gdy leżymy pogrążeni w najgłębszym śnie.”
„Żadna metoda ani wykształcony nawyk nie zastąpi konieczności czuwania w pogotowiu.”
Thoreau wydawał się mieć instynktowne rozumienie konceptu Uważności, i Obecności w Tu i Teraz.
Wiele razy podkreśla konieczność życia przebudzonego, świadomego, pełnego zaangażowania. Jego sposób pisania ujawnia niezwykłą spostrzegawczość i żywość spojrzenia. Mimo, że wyrósł w bardzo konserwatywnym środowisku, odbierając klasyczne wykształcenie dżentelmena, potrafił w niektórych sytuacjach wznieść się ponad tradycyjny sposób patrzenia na rzeczywistość.
„W nocy podróżni nie mijali mego domu, […]kiedy to od czasu do czasu ktoś przychodził łowić ryby, oczywiście większych połowów dokonywał w stawie swojej własnej natury, a na haczyk nadziewał przynętę z własnej ciemności…”
Thoreau specjalizował się w „zbliżeniach” ludzkiej natury, którą zdawał się rozumieć lepiej niż wielu jego współczesnych. Pozostając w bliskim kontakcie ze swoją wewnętrzną prawdą, potrafił odkrywać tę prawdę w innych.
„Nigdy nie czułem sie samotny, ani w najmniejszym stopniu zgnębiony, oprócz jednego razu, […]kilka tygodni po sprowadzeniu się do lasu, ogarnęły mnie na godzine watpliwości, czy aby zachować pogodę i zdrowie, nie powinienm koniecznie żyć w bliskim sąsiedztwie człowieka. Nieprzyjemnie poczułem się sam. Zarazem jednak miałem świadomość, że popadanie w taki nastrój to lekkie szaleństwo, i przewidziałem jak się z niego wydobyć.
Padał drobny deszcz a ja zajęty swoimi myślami, nagle zdałem sobie sprawę że wszak w samej Naturze znajduję przemiłe i dobroczynne towarzystwo, w głuchym kapaniu kropel, w każdym dzwięku, i widoku, wokół domu, bezgraniczną, niewytłumaczalną życzliwość, która niespodziewanie zaczęła mnie pokrzepiać[…].
Każda igiełka sosny wzbierała i nabrzmiewała sympatią i okazywała mi przyjaźń…
Tak wyraźnie uświadamiałem sobie że otacza mnie coś pokrewnego, co istnieje nawet w scenach, które przywykliśmy zwać gwałtownymi i strasznymi, uświadomiłem sobie że najbliższe więzy krwi i człowieczeństwa nie łącza mnie tylko z ludźmi i pomyślałem:
Nigdy i nigdzie nie będę się już czuł obco.Czyż mam nie odczuwać porozumienia z ziemią? Czyż sam nie jestem w pewnej cześci ulepiony z roślin i liści?[…] Nie jestem bardziej samotny niż rosnąca na pastwisku dziewanna czy mlecz, liść fasoli czy trzmiel.
Głęboka akceptacja Thoreau w stosunku do tego jak przyszło mu żyć, jawi mi się jako bardzo autentyczna. Czytałam wiele raportów osób, które wybierały życie w odosobnieniu, ale z większości wyzierała walka i wewnętrzny konflikt. Thoreau natomiast wydawał się całkowicie pogodzony ze sobą, z pogodą ducha przyjmując każdy dzień, nie nudząc się przy tym nigdy (co pokazuje że jego umysł (ego) wolny był od wielu mechanizmów obronnych, powszechnych wśród współczesnych ludzi).
Łączność jaką odczuwał z Naturą, jest obecnie doprawdy niezwykle rzadko spotykana 😉
Przeważnie godzimy się na to aby na nasze codzienne sprawy składały się wyłącznie wydarzenia drugorzędne i przemijające. W istocie one tylko rozpraszają naszą uwagę. Najbliższa wszelkiej rzeczy jest siła kształtująca ich istnienie.
Tuz obok nas dokonuje się nieustannie działanie najdonioślejszych praw.
Umiejętność dostrzegania szerszych praw stojących poza drobnymi wydarzeniami z codziennego życia, to jeszcze inna zdolność Thoreau. Jego analizy są ciekawe, choć mocno filozoficzne miejscami, jednak jak dla mnie, okazały się inspirujące.
Mogę być albo drewnem płynącym nurtem strumienia, albo Indrą spoglądającym na to z nieba.
Może mnie poruszyć przedstawienie teatralne, a z drugiej strony mogę pozostać całkowicie nieporuszony rzeczywistym wydarzeniem, które niby o wiele bardziej mnie dotyczy.
Znam siebie tylko jako istotę ludzką, można by rzec, scenę dla myśli i uczuć, i jestem świadom pewnej dwoistości, dzięki której mogę stanąć tak daleko od siebie jak od innej osoby.
Niezależnie od intensywności doznań, wiem że część mojej osoby pozostaje krytyczna , nie jest jakby częścią mnie , lecz obserwatorem , który nie bierze udziału w moich doznaniach, tylko je rejestruje, w takiej samej mierze to ja, w jakiej może to byc ktoś inny.
Gdy dramat życia a może i tragedia, dobiega końca, obserwator odchodzi własną drogą.Dla niego to jedynie rodzaj fikcji, jedynie dzieło imaginacji.
[…]Znam opowieść o człowieku, który choć zbłądził w lesie i umierał pod drzewem z głodu i wyczerpania, nie czuł się aż tak bardzo samotny, dzięki groteskowym wizjom, jakie roztaczała przed nim chora – w osłabionym ciele- wyobraźnia.. Wierzył, że są rzeczywistością.
Jest to bardzo ciekawe ujęcie tematu Obserwatora, przyznam, że rzadko natykałam się na to w literaturze poprzedzającej wiek XX. Jak dla mnie jedno z głębszych i lepszych. Powiedziałabym wręcz Thoreau miał „przemedytowane” spojrzenie na temat 😉
Celowo też zestawiłam ze sobą dwa powyższe fragmenty.
Czasem przypominamy takiego chorego człowieka, który umiera pod drzewem samotny, ale przekonany że otaczają go niezliczone postacie, które tworzy jego wyobraźnia. Karmimy się złudzeniami, przywiązujemy się do złudzeń, żyjemy nimi. Wielu z nas powoli zatraca zdolność odkrycia w sobie nieśmiertelnego, nieporuszonego Obserwatora, który pozostaje wolny od wszelkiej iluzji, choć zarazem postrzega ją w całej okazałości.
I jeszcze tak na marginesie.
Wielu ludzi odnajduje trudność w zrozumieniu czym jest Obserwator. Uważaja go za sztuczny i niezrozumiały koncept. Ja tymczasem celowo oddzielam Świadomość Ego od Świadomości Obserwatora.
A czym one się różnią? Wszak mówi się że to mózg produkuje zjawisko świadomości.
– Świadomość jest terminem stosowanym do tak wielu znaczeń, że stąd konieczne jest rozróżnienie jej aspektów. Mózg produkuje szereg myśli i emocji, z jakimi się wielu ludzi w całości utożsamia. Tymczasem świadomość obseratora to świadomosć kosmiczna. Nieruchoma, wieczna, nieoceniająca, ciągła. Jest wewnątrz nas, jak wrzeciono na które nawinięte są inne struktury. Jest rdzeniem naszej istoty, czasem przykrytym głębokimi warstwami. Przypomina oko cyklonu. Niezmienne, ciche.
Nie może jej nic dotknąć, nie może jej nic zranić, nie można jej zniszczyć ani zabić, zabijając jednego człowieka. Ona, dokładnie taka sama, nieśmiertelna, pozostaje wewnątrz każdego z nas. Dlatego nigdy nie umiera i nigdy się nie rodzi. Jest samą substancją wszechświata. Absolutem.
Może dlatego niektórzy nazywają ją naszą wewnętrzną, boską naturą, która jest esencją naszego istnienia, i zarazem płodnym zaczynem wszystkiego, co tworzymy.
Zatrzymaj się.
Tutaj bezmierna podróż zaczyna się:
W przebłysku chwili
Seefra-1 Chamber Inscription
Vedran
005-AT9
Zaskoczę was, ale nie polecam „Waldena”.
To trudna książka, pisana w XIX wieku, a wiec dla wielu osób, jej język może okazać się niestrawny. Wypełniają ją różnego rodzaju dywagacje na temat warunków pogodowych, budowania domu, fasoli, lodu na stawie Walden, niegospodarnych sąsiadów i wędrowania po ciemku 😉
Thoreau spisał ciąg myśli, które pojawiały się w jego głowie, celowo nie dbając o jakąś spójną kompozycję. Rozdziały zarysowywują schemat jego funkcjonowania w okresie wiosenno-zimowym, metody radzenia sobie z problemami gospodarczymi i filozoficznymi, na które się natknął podczas swojego pobytu nad stawem Walden. Gdzieniegdzie pomiędzy nimi, można trafić na ciekawszą perełkę.
Dla leniwych – przedstawiam te właśnie cytaty, które czytacie powyżej 😉
Kto chce więcej, musi kupić książkę 😉
Jako ciekawostke dodam, że na chwilę przed śmiercią Thoreau zachował swoją pogodę ducha, i głęboką, niemal oświeconą akceptację tego co jest, także nieuchronnej śmierci. Znany jest też z tego, że gdy jego gospodyni spytała czy pogodził się wreszcie z Bogiem, odpowiedział jej : Nie przypominam sobie abym się z nim pokłócił 😉 („I did not know we had ever quarreled.”)
Generalnie, bardzo ciekawy człowiek, prawdziwy jogin zachodu 😉
Zenforest @ copyright
Zobacz także
• Kosmiczna mądrość. Cytaty z Andromedy.
• Inspirujące cytaty sławnych ludzi
17 Wtorek List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
akceptacja, problem, przepracować problem, Rozwój, rozwiązanie problemu, transformacja, uzdrowienie problemu, wolność, zmiana, Świadomość
Wiele osób pytało mnie swego czasu – cóż oznacza to enigmatyczne stwierdzenie?
Postanowiłam zatem w skrócie o tym opowiedzieć 🙂
Po pierwsze wiele spraw które nas męczą, tzw problemów – w istocie trudno nazwać problemami, raczej należałoby o nich powiedzieć „okazje” lub „sposobności do rozwoju” itp. Jednak na potrzeby tych rozważań, będę je chwilowo zwała w taki sposób.
Każdy z nas napotkał w swoim życiu problem który uporczywie się powtarzał, można powiedzieć, prześladował go w wielu sytuacjach.
– Każdy nowy związek okazywał się kończyć w podobny sposób?
– W każdej nowej pracy trafialiśmy na takiego samego szefa?
– W każdej nowo poznanej osobie natrafialiśmy na te same denerwujące cechy?
– Na określona sytuację mieliśmy zawsze te samą reakcje, tę samą odpowiedź?
„No, nie, znowu to zrobiłem, cholera…I po co się odzywałem? Mieszałem do tego? Po co się w ogóle za to zabierałem, wiedziałem przecież jak to się skończy!”
Czemu w naszym życiu powtarzają się określone wzorce , określone sytuacje?
Zdają się nas prześladować, do tego stopnia, że zaczynamy o sobie mówić jako o osobie pechowej i porzucamy nadzieję na zmianę losu, czując się ofiarą niesprawiedliwych okoliczności.
Aby zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy trzeba cofnąć się o krok, albo raczej wejść w głąb danego problemu. Odkładanie go na półkę i złoszczenie się na niego, nie przyniesie przecież rozwiązania.
Przykład:
Joasia nie znosi Kamili. Przychodzi do pracy nastawiona negatywnie, że znów będzie musiała patrzeć na nielubianą koleżankę. Przy kawie, ściszonym głosem, dzieli się swoimi spostrzeżeniami z Jackiem.
„Kamila wszystkich obgaduje, próbuje ustawić wszystko pod siebie!”
Gdy Jacek patrzy na nią powątpiewająco, Joasia zaciska ze złości usta i powtarza podniesionym tonem:
„No mówię ci! Obgaduje wszystkich za ich plecami, urabiając ludzi, nastawiając ich przeciwko siebie…”
prycha i uśmiecha się krzywo – „ Kamila zachowuje się jak typowa stara panna”.
Z czego wynika zdenerwowanie Joasi?
Odpowiedź wydaje się prosta. Obie panie mają podobne cechy i czują się zagrożone w swoim towarzystwie, posługując się tymi samymi sposobami działania.
Tak jak ten co strzela z kuszy bardziej boi się innego kusznika a nie np. nożownika.
Osoby podobne do siebie, z podobnymi wzorcami – bezbłędnie się rozpoznają i taka osoba jest dla nich źródłem niepokoju, rozdrażnienia i lęku.
Jednak zagadnienie „drażni nas w innych to co mamy w sobie” nie jest głównym tematem tego artykułu, lecz to = jak poradzić sobie z takim problemem?
Co może zrobić Joasia aby nie czuć się tak źle w towarzystwie koleżanki.
“Najlepszym wyznacznikiem poziomu świadomości jest to, jak sobie radzisz z życiowymi trudnościami. Kogoś, kto i tak był już nieświadomy, wpędzają one w tym głębszą nieświadomość, natomiast osobie i bez tego świadomej pomagają świadomość wyostrzyć. Dzięki przeszkodzie możesz się przebudzić, ale możesz też pozwolić, żeby cię jeszcze głębiej uśpiła.”
Tolle
Kilka podpowiedzi:
1) Obserwować.
Gdy Kamila wchodzi do pokoju i donośnym głosem zaczyna rozwodzić się nad kiepską robotą jaką wykonuje inna osoba, krytykować i okazywać pogardę – Joasia może to po prostu obserwować.
Odliczyć 1 do 10, i patrzeć.
Wsiąść głęboki oddech i patrzeć…. Świadomie, spokojnie, obserwować.
Bez wstrzymywanego nerwowo oddechu i napięcia, bez „przeczekiwania” = ale z pełnym rozluźnieniem.
2.) Wyciszyć swoje emocje. Czy to wykonalne?
Jest to możliwe jeśli uwolnimy się od przekonania, że inni są dla nas zagrożeniem, dlatego że działają podobnie, albo mają to czego my nie mamy, a chcielibyśmy mieć (i przez to też zagrażają naszemu zakompleksionemu ego).
Joasia boi się, że Kamila będzie podkopywała i obgadywała także ją=
Dlatego chce „usunąć” Kamilę ze swojego towarzystwa i tym samym wyeliminować zagrożenie, a przynajmniej zneutralizować (przez swoje obmowy i wyśmiewanie ) robiąc z Kamilii „godną politowania plotkarę”, na która nikt nie patrzy poważnie, bo „wie przecież jaka ona jest”.
Gdy Joasia przestanie hołdować przekonaniu, że Kamila jej realnie zagraża – wówczas jej emocje samoczynnie opadną. Pomogą w tym głębokie oddechy i spokojne, trzeźwe ocenienie sytuacji, z której zawsze istnieje jakieś wyjście.
(Czasem zdarzy się sytuacja gdy ktoś stanowi dla nas realne, np fizyczne niebezpieczeństwo. Wtedy jednak powinniśmy przede wszystkim skupić się na podjęciu konstruktywnych działań zamiast duszenia w sobie kłębu niezdrowych obaw i emocji. )
“Mniejsza o to, czy twoje myśli i emocje związane z daną sytuacją są uzasadnione, czy nie. Wszystko to nie ma znaczenia. Ważne, że stawiasz opór temu, co j e s t. Z obecnej chwili robisz sobie wroga. “
Tolle
3) Zauważyć moment gdy pojawia się mechaniczna reakcja na sytuację.
Ok, Kamila wychodzi. Czy Joasia natychmiast wygłosi jakąś kąśliwą uwagę o zachowaniu koleżanki…?
Czy włączy mechaniczny system obronny?
Autopilot :)?
…
Cóż, to jest właśnie ten moment gdy możemy zastosować świadomą obserwację.
Czy da się bowiem zatrzymać zakodowaną reakcję? Czy jest w ogóle sens ją zatrzymywać?
Odpowiedź jest dwojaka.
Z jednej strony blokowanie przepływu energii (frustracji) w tym przypadku może nie być najzdrowsze. Zwłaszcza jeśli bezmyślnie sobie powiemy:
„Nie będę się na nią złościć, bo tak nie wypada i koniec”.
Jednak jeśli pozwolimy sobie w tle powiedzieć :
„Tak, właśnie teraz zachowałam się tak i tak.
Bałam się, zatem podjęłam walkę z koleżanką”
Będzie to uczciwe postawienie sprawy.
W taki sposób możemy łagodnie połączyć stary mechanizm z dołożonym nowym elementem : świadomym spostrzeżeniem.
Takie łagodne przejście od jednego sposobu działania do drugiego, jest wg mnie o wiele skuteczniejsze niz np programowanie swego zachowania przez afirmacje czy dekrety afirmacyjne.
4) Świadome spostrzeżenie – kilka słów o nim.
To niezwykły moment. Gdy zaczynamy widzieć sprawy nieco szerzej.
Mniej „bojowo”. Mniej ego-centrycznie.
Gdy przestaje istnieć linia dzieląca rzeczywistość na „mój interes” i „twój interes”, które istniały w odwiecznym konflikcie, w odwiecznej walce. Otwiera się przestrzeń.
Taki moment jest jak oddech, po tym jak przebywało się pod wodą, która cisnęła naszą klatkę piersiową.
Puść wszystko. Wyobraź sobie, że jesteś kamykiem wrzuconym do rzeki. Kamień bez wysiłku przenika wodę, przez nic nie zatrzymywany, przebywszy możliwie najkrótszą drogę, opada na dno. Jesteś jak ten kamyk, który pozwolił sobie na to, by wszystko porzucić i wpaść do wody. W centrum twego istnienia jest oddech. Nie obchodzi cię, ile czasu kamyk będzie potrzebował, by dotrzeć do piaszczystego dna rzeki. Gdy poczujesz się jak kamyk, który osiadł na dnie, to zaczniesz odkrywać całkowity spokój. Już cię nic nie popycha i nie ciągnie.
Thich Nhat Hanh
Osobiście pamiętam taki moment z mojego życia gdy zastąpiłam uwarunkowaną reakcję – świadomym spostrzeżeniem. To było niezwykle wyzwalające. Udało mi się szczerze postawić w sytuacji drugiej osoby i zobaczyć moje prawdziwe motywy. Nie był to łatwy moment, ale niezwykle potrzebny.
W chwili świadomego spostrzeżenia, wiele zranień jakie nosiliśmy w sobie, wiele urazów, zaczyna się rozpuszczać. Zrozumienie tego przynosi ogromną ulgę.
A co zrobić gdy problem jest zastarzały? Gdy obrósł emocjami?
Gdy jest nam taaaaaaaaaaaaaaaaaaaak trudno zmienić nasze wzorce? 🙂
– mój maż nigdy mnie nie broni wobec teściowej, czuję ze nie mam jego wsparcia…
– teściowa wiecznie mnie krytykuje! nie znoszę wyjazdów do niej…
– rodzina śmieje się z moich poglądów
– nikt nie docenia moich osiągnięć życiowych
– partner znowu nie chce mi przyznać racji, a przecież ją mam!
– nie wybaczę mu, jak mógł mnie tak zranić?…
– znowu nie odbiera moich telefonów…
Nigdy nie jest za późno na świadome przerwanie błędnego koła czy dysocjacji myślowej
które tworzą tego typu nawykowe reakcje i płynące z nimi emocje.
Nie jest za późno na zauważenie:
_O co walczy Ego_ w danym momencie.
Gdy czujesz narastające w sobie emocje, żal, gniew, urazę, zazdrość:
Zadaj sobie pytania :
– O co walczy teraz moje ego?
– Co chcę osiągnąć reagując w taki sposób?
– W JAKI sposób chcę zmienić rzeczywistość, tą która obecnie jest, aby dopasować ją mocniej do moich oczekiwań?
– Czemu NIE CHCĘ przestać walczyć?
– Co się stanie jeśli nie będę walczyć?
W każdej pojedynczej sytuacji, która jest dla Ciebie ciężka, którą nazywasz PROBLEMEM, zadaj sobie pytanie o to = O co walczę? Dlaczego walczę? i czy…Musze walczyć…?
Zauważ, że jest to esencja jego działania, rdzeń jego istnienia. Walka o zachowanie bytu / dobrobytu.
Ta naturalna funkcja, która u zwierząt realizowała sie gotowością do podjęcia fizycznej walki lub ucieczki, przeniosła się na płaszczyznę psychiczną, jako jej bardziej (?) cywilizowany odpowiednik.
Ciało genetycznie pamięta reakcje na wszelkie rodzaje zagrożenia a jest to : NAPIĘCIE.
Gdy coś nam się nie podoba, gdy stawia się nas naprzeciw problemu, to trochę jak postawić jednego drapieżnika na wprost drugiego. Organizm szykuje się do zwiększonego wysiłku, podnosi się adrenalina.
W psychicznej walce – niewiele się zmienia.
Napięcie wciąż jest obecne. Gotowość do obrony, do ataku jest obecna.
Tyle, że o ile w przypadku fizycznej konfrontacji – następuje napięcie i rozładowanie, w przypadku problemu mentalnego, gdy nie następuje oczyszczenie atmosfery, rozładowanie
= walka staje się sposobem bycia, stanem umysłu::
„On nigdy mnie nie słucha”
„On nie poświęca mi dość uwagi”
„Ta jędza zatruwa mi życie”
„Nie odpuszczę mu!”
„Muszę mieć ostatnie słowo”
„Trzasnę drzwiami, pokażę jej co myślę o tym…”
„Niech przyzna wreszcie że to jego wina!”
„Powinna mnie przeprosić!”
„Znów ogląda się za babami”
„Niesprawiedliwie mnie potraktowali!”
Ile napięcia, ile walki!
Nasza postawa staje się jednym wielkim… roszczeniem wobec świata.
Stoimy na posterunku naszej sprawy, uzbrojeni w karabiny i kule z argumentów.
Ja kontra inni. Im mocniejsza granica, tym mocniejsze, bardziej opancerzone ego – a ego przecież żeruje i rośnie – właśnie na konflikcie.
Każdy z nas od czasu do czasu przyjmuje tę niezwykle energożerną – roszczeniową postawę.
Jednak niektórzy…uczynili z niej sposób życia.
I co ciekawe, wszyscy uważają takie zachowanie za naturalne i oczywiste 🙂
Wszyscy chcą by rzeczywistość się zmieniła. Dopasowała do nich. Była wygodniejsza.
-Gdy się zmienia, przeskakują na inny problem, jak zepsuta płyta i zaczynają od nowa.
-Gdy się nie zmienia, wściekają się jeszcze mocniej. Domagają jeszcze intensywniej.
“Pojawienie się „problemu” oznacza, że roztrząsasz w myślach daną sytuację, nie mając jednak szczerego zamiaru ani rzeczywistej możliwości podjęcia już teraz jakichkolwiek działań, i że nieświadomie wplatasz ten „problem” w swoje poczucie ,ja”. “
Tolle
Czy da się przepracować całą życiową postawę?
Pytanie: po co mielibyśmy to robić?
Może ktoś chce taki być?
Może dobrze mu z tym. Może uważa że tak należy?
Tak, prawda, jeśli czujesz sie z tym dobrze, to jest twoja sprawa.
Jeśli jednak czujesz, że to nie prowadzi do niczego konstruktywnego, możesz postarać się to zmienić.
“Niektórych ludzi ogarnia gniew, gdy mówię, że problemy są urojeniem. Boją się, że pozbawię ich poczucia tożsamości. A przecież tyle czasu zainwestowali w swoje fałszywe poczucie ,ja”. Przez wiele lat bezwiednie definiowali własną tożsamość, oglądając ją przez pryzmat swoich problemów i cierpień. Kim byliby bez niej?”
Tolle
1. Najpierw – zaakceptuj stan obecny. Ok, na tę chwilę jesteś jaki jesteś.
2. Nie obwiniaj się i nie złość. Po prostuj przyjmij rzeczywistość jaką jest. Nic musi tak być na wieki, nie musisz na zawsze pozostać niewolnikiem danej postawy, nie martw się zatem.
3. Nie nakładaj na siebie presji : „Znów się nie udało, znów to zrobiłem!„. Nie udało się? Ok, uda inny razem. Zachowaj spokój i pogodę ducha. To ważniejsze niż zmuszanie się do czegokolwiek.
4.Gdy uda ci się zmienić swoje zachowanie, gdy uda ci się świadomie spostrzec jakiś wzorzec i zastąpić go – podziękuj sobie! Doceń się! Powiedz sobie : „Doskonała robota, tak trzymać :)” Nie ignoruj tego, bo to ważny moment. Warto go zapamiętać.
5. Bądź cierpliwy. Nie od razu Rzym zbudowano. Próbuj, a kiedyś na pewno ci się uda.
————————————————————————————————————-
Co robić gdy wydaje ci się że „wzniosłeś się” ponad problem, że uzdrowiłeś go, a tymczasem wciąż czujesz jakiś rodzaj napięcia?
Przede wszystkim – bez nerwów. Proces oduczenia się nawykowych reakcji zajmie trochę czasu.
W drodze ewolucji zamieniliśmy walkę na zęby i pazury – na walkę wewnętrzną, na argumenty, na osiągnięcia, na rację, generującą jednak równie wiele napięć.
Ewolucja schowała nasze reakcje pod poduszkę, kultura przykryła gładką, cywilizowaną kołderką pierwotne reakcje walki-ucieczki , ale nie spowodowała ich zniknięcia.
Tu otwiera się zadanie dla nas –
Praca ze swoim wnętrzem, którą można sprowadzić do 3 słów:
Warto pamiętać, że nasze ewolucyjne mechanizmy walki-ucieczki – odpowiadają one także za wiele korzystnych zjawisk w naszym życiu.
Powinien być jednak zachowany balans pomiędzy stanem napięcia a stanem relaksu, tymczasem równowaga ta u wielu ludzi została poważnie zaburzona.
Zwróć sie do swego wnętrzna, wsłuchaj się w swoje ciało.
Obserwuj siebie, w trakcie zwykłej rozmowy z kolegą, koleżanką, rodzicami, pracodawcą.
Co napinasz? Brzuch? Ramiona? Zaciskasz szczęki?
Wprowadź świadome rozluźnienie w te obszary. Wprowadź oddech w spięte miejsca.
Lecz nie rób tego bezrefleksyjnie.
Pytaj siebie!
Pytaj swojej podświadomości: Czego tak NAPRAWDĘ chcę od tej sytuacji? Po co walczę?
To ważne pytania, ponieważ pomagają ci przenieść się z pozycji osoby opanowanej przez emocje, do pozycji obserwatora, który może postrzegać sprawy znacznie obiektywniej.
Zmiana perspektywy, już tylko ona, pomoże ci dokonać „pęknięcia” na wznoszonej od lat budowli „uwarunkowanych reakcji” i stanie się podstawą do uzdrowienia twoich problemów.
Każda zmiana zaczyna się od obserwacji.
I największą niespodzianką jest to, że zwykle odbywa się ona bezwysiłkowo. Samoczynnie. Już w momencie gdy świadomie postrzegamy i akceptujemy rzeczywistość.
W akceptacji zawarta jest transcendencja.
Rozumiejąc nasz problem – wykraczamy poza niego 🙂
Zenforest @ copyright
Zobacz także
• Gniew, poczucie winy, lęk i samotność – czym naprawdę są?
• Uciszenie silnych emocji – wg Huny
• Sztuka bycia opanowanym – Emocje pod kontrolą.
• Jak rósł mózg człowieka: Ewolucja emocji.
• Czym jest gniew i jak sobie z nim radzić. W związku i w życiu.
14 Sobota List 2009
Posted buddyzm, Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
budda, buddyzm, forma, Medytacja, myślenie, praktyka, pustka, satori, sutra, sutra serca, wgląd, wolność, Zen, zrozumienie, Świadomość
Forma nie jest różna od pustki, pustka nie jest różna od formy.
Forma jest pustką, pustka jest formą.
Sutra Serca uczy, iz „forma jest pustką i pustka jest formą.”
Bardzo wielu ludzi nie rozumie co to znaczy, nawet ci którzy dlugo praktykuja medytacje. Istnieje bardzo prosty sposób, aby zrozumiec nauczanie Sutry Serca w naszym codziennym zyciu.
Np. to jest drewniane krzeslo. Jest brazowe. Jest solidne i ciezkie i wszystko wskazuje na to, ze przetrwa dlugi okres czasu. Siedzisz na tym krzesl, a ono utrzymuje twoja wage, mozesz takze cos na nim polozyc. Ale kiedy podpalisz krzeslo i wyjdziesz, to kiedy wrócisz krzesla juz nie bedzie.
Ta rzecz, która wygladala tak mocno, solidnie i realnie, teraz jest tylko kupka popiolu, który wiatr rozwiewa dokola. Ten przyklad pokazuje w jaki sposób to krzeslo jest puste: nie jest trwala i stala rzecza.
Caly czas sie zmienia.
Nie istnieje w niezalezny sposób. Predzej czy pózniej, krzeslo w koncu zamieni sie i stanie sie zupelnie czyms innym. W taki oto sposób to brazowe krzeslo jest calkowita pustka i chociaz zawsze mialo wlasciwosci pustki, ta pustka była też formą; mozesz usiasc na tym krzesle i bedzie cie ono podtrzymywac.
„Forma jest pustką, pustka jest formą.”
Dlaczego jest tak wazne, aby to zrozumiec ?
Przyczyna tego jest taka, ze wielu ludzi jest przywiazanych do nazwy i formy.
To przywiazanie jest powodem niemalze calego cierpienia.
Jezeli chcemy uwolnic ludzi od tego przywiazania, musimy podac im lekarstwo nazwy i formy. Musimy zaczac od pokazania, ze nazwa i forma jest nierzeczywista i nietrwala; zawsze zmienia sie.
Jesli jestes bogaty, musisz zobaczyc, ze pozadanie bogactwa jest puste. Jezeli jestes przywiazany do slawy i pragniesz uznania innych, musisz zobaczyc, ze rzeczy o które walczysz i przez które cierpisz sa puste. Nikt nie mowi ze sa zle, sa po prosu puste.
Wiekszosc ludzi wysoko ceni sobie wlasne cialo, wydaje mnóstwo pieniedzy, aby bylo piekne i mocne. Ale wkrótce pewnego dnia, kiedy umrzesz, twoje cialo zniknie. Nie mozesz zabrac ze soba tego pustego ciala, bez wzgledu na to jak bardzo je sobie cenisz. Nie mozesz zabrac slawy, nie mozesz zabrac pieniedzy, nie mozesz zabrac seksu. Niczego nie mozesz zabrac.
W naszych czasach wielu ludzi bardzo przywiazuje sie do tych rzeczy. Cenia sobie nazwy i wyglad zewnetrzny prawie ponad wszystko, raniac w ten sposób siebie i innych, tylko po to, by siebie chronic. Chca zdobyc pieniadze, dobra reputacje albo korzystne zwiazki.
Walcza desperacko o wysoka pozycje. Ludzi zawsze pociaga najgorszego rodzaju naduzycie i cierpienie, by w konsekwencji dostac i zatrzymac te puste, przemijajace rzeczy. Takze wielu ludzi jest przywiazanych do seksu.
Wszystkie formy sa puste, wiec przekonanie, ze mozesz zdobyc lub zatrzymac cokolwiek jest podstawową iluzją. To nauczanie wskazuje na to.
Najwazniejsze jest, co chcesz osiagnac w swoim zyciu, wlasnie teraz ?
To czego chcesz w tej chwili ksztaltuje twój umysl, determinuje twoje zycie obecne i nastepne, ksztaltuje je.
Postrzegajac, ze wszystkie rzeczy pierwotnie sa puste, mozesz wszystko odpuscic i po prostu zyc, zamiast cierpiec z powodu tych wszystkich, nietrwalych rzeczy. Jesli nie jestes przywiazany do nazwy i formy, jestes calkowicie wolny.
Jest o tym slynna historia.
Dawno temu w Atenach zyl slynny filozof Diogenes. Chociaz byl filozofem najwyzszej klasy w starozytnej Grecji, zyl jak nedzny pies. Zawsze sypial na zewnatrz, nie troszczyl sie o to, czy bedzie mial co jesc kolejnego dnia i zazwyczaj nie nosil zadnego ubrania. To bylo jego nauczanie – naturalny styl zycia.
Któregos ranka, kiedy spal na ulicy, nagle poczul lekki chlód i obudzil sie. Nad nim stal Aleksander Wielki, który w tamtym czasie byl najpotezniejszym czlowiekiem swiata. Podbil wiele krajów i z powodu swojej niezwyklej militarnej mocy i inteligencji, bali sie i podziwiali go wszyscy. Wlasnie tego dnia Aleksander Wielki postanowil odwiedzic Diogenesa i dostac od niego nauczanie.Stal tam wystrojony w królewskie insygnia, jego wielka muskularna postac rzucala cien na wciaz lezacego Diogenesa. Diogenes spojrzal na niego zezujac i powiedzial: „O, Aleksander Wielki ! Jak sie masz ?” Ja mam sie dobrze, ale chce ci pomóc Diogenesie. Podbilem juz caly ten swiat. Posiadam niezliczone palace, zloto i bogactwa. Jezeli chcesz czegos, moge ci to dac. Cokolwiek – ziemie, pieniadze, wysoka pozycje – dam ci wszystko. Tylko powiedz czego chcesz a bedzie twoje. Czego chcesz ?
„O, chcesz mi pomóc ?”
Tak – powiedzial Aleksander Wielki. Chce ci pomóc.
„O, dziekuje.”
„Wiec czego chcesz ?”
„Chce czegos.”
„Tylko powiedz a bedzie twoje.”
„Aleksandrze Wielki prosze nie zaslaniaj mi slonca.”
„Dobrze juz dobrze, przepraszam.” Aleksander przesunal sie na bok.
Diogenes powiedzial: „Dziekuje, dziekuje, to wystarczy.”
To bardzo prosta historia, ale wyjasnia czym jest forma i pustka. To wszystko. Ha, ha, ha. Kiedy zaoferowano mu wszystko czego mozna zapragnac, Diogenes tylko powiedzial: „prosze nie zaslaniaj mi slonca.”
Tylko to! W tym punkcie nie ma pozadan.
Diogenes juz osiagnal cala prawde, osiagnal, ze substancja jest pusta. Wiedzial tez, ze nazwa i forma sa puste, wiec nie byl zainteresowany w posiadaniu bogactw, slawy, kochanki, rodziny czy wysokiej pozycji.
Wszystko jest puste – kto pragnie tych pustych rzeczy?
One nie moga na prawde pomóc mi w zyciu, ale wlasnie teraz, potrzebuje slonecznego swiatla. To wszystko.
Diogenes byl calkowicie wolny, poniewaz calkowicie osiagnal prawde, ze „forma jest pustka, pustka jest forma.” Jezeli osiagniesz ten punkt i nie ma w nim pozadania, które warte jest lgniecia sie do czegokolwiek, wtedy rozumiesz, ze jestes juz kompletny.
Wlasnie teraz niczego ci nie brakuje.
To bardzo wazny punkt.
Wtedy nawet medytacja nie jest juz konieczna.
Siedzenie w odosobnieniu nie jest juz potrzebne.
Mowy Dharmy tez nie sa potrzebne.
Tylko wtedy gdy jestes przywiazany do swojego myslenia, wtedy medytacja jest bardzo potrzebna.
Jezeli nie osiagnales „forma jest pustką, pustka jest formą,” siedzenie dlugich odosobnien jest bardzo wazne w twoim zyciu i musisz duzo, mocno praktykowac.
Kiedy zatrzymasz sie i spojrzysz na to przez chwile, zobaczysz, ze potrzeba praktyki jest takze bardzo glupia.
Ha, ha, ha.
2. Nie pojawianie sie i nie znikanie.
Nie zabarwienia i nie czystosc.
Nie powiekszanie i nie zmniejszanie.
Sutra Serca jest znana z bardzo interesujacego sposobu opisywania nszej prawdziwej natury.
Uzywa slowa „nie” wiele razy.
Kiedy osiagniesz prawdziwa pustke, nie ma tam mowy ani slów.
Kiedy otwierasz usta, to juz jest wielki blad.
Tak wiec slowa i mowa nie moga opisac naszej pierwotnej natury.
Tylko zeby nauczac ludzi wciaz uczepionych zludy slów i mowy, trzeba posluzyc sie lekarstwem mowy i slów.
Sutra Serca rozwaza obydwa te punkty. Opisuje nasza prawdziwa nature przez dokladne objasnienie, czym nasza prawdziwa natura nie jest.
Nie mozna powiedziec co to jest, ale mozna przekazac sens tego, czym nasza natura nie jest.
„To nie jest to, ani to, ani to. To nie jest takie jak tamto, ani takie jak tamto.”
Rozumiesz ? Ha, ha, ha ! To bardzo interesujaca technika.
Sutra Serca mówi jedynie „nie”, poniewaz to jest prawdopodobnie najlepsze, co slowa i mowa moga wyrazic. Te linie Sutry Serca wskazuja prosto na fakt, ze w naszej prawdziwej naturze nigdy nic sie nie pojawia, ani nie znika. Nie ma czegos takiego jak zabarwienie czy czystosc, poniewaz to sa jedynie pojecia stworzone przez myslenie. W pierwotnej naturze nie ma pojawiania sie ani znikania. Nasza pierwotna natura jest calkowicie nieporuszona i pusta. Wszystko zostalo stworzone z uniwersalnej substancji.
W takim razie w jaki sposób moglaby cos pojawiac sie i znikac, byc zabarwione lub czyste ? Poniewaz nasza pierwotna natura jest taka sama, jak natura wszechswiata jak moglaby sie powiekszac i zmniejszac ?
Nieskonczona w czasie i przestrzeni, nie ma w niej zadnych znaczen, niczego co moglibysmy odniesc do rzeczy lub opisac slowami.
3. Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka.
Nie poznanie, nie osiaganie. Nirwana.
Sutra Serca mówi: „Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka.”
Wszystkie Dharmy byly juz puste i wolne od istnienia, nim to zauwazyles. Nazwa i forma juz sa puste. Nie mozesz nawet mówic o Dharmie, a potem twierdzic, ze jest pusta. To jest wielki blad !
Prawdziwe doswiadczenie pustki oznacza, ze nie ma tam ani slów ani mowy, nie ma takze Dharmy.
Kiedy masz zamiar otworzyc usta, aby powiedziec, ze „wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka,” to wtedy nie jest to juz pustka.
Wiec uwazaj.
Chodzi tutaj o to, ze jesli tylko rozumiesz mowe i slowa, takze kierujesz sie tylko intelektualnym rozumieniem, wtedy ta sutra ani zadna inna nie moze ci pomóc w twoim zyciu,
Pewne rzeczywiste doswiadczenie tego o czym jest tutaj mowa jest konieczne.
Tak wiec, kiedy mówimy, ze wszystko jest puste, nie ma poznania ani osiagania.
W tym punkcie pustka jest Absolutem. (Mocne uderzenie w stól.)
Nic nie istnieje, wiec co jest do osiagniecia ?
Te slowa w Sutrze Serca sa tylko piekna mowa, ale nawet najwspanialsza i najbardziej interesujaca mowa, slowa jezeli tylko rozumiesz je pojeciowo, intelektualnie, nie moga pomóc ci w zyciu.
Powtarzam jeszcze raz, naprawde mozesz cos osiagnac. Mozesz osiagnac pewnosc, ze rzeczywiscie nie ma nic do osiagania.
Wszystko jest prawda, dokladnie takie jakie jest.
Jestes juz kompletny.
Ale uwazaj !
Samo rozumienie tych pieknych slów to jedno, ale osiagniecie ich, to calkiem co innego.
Sutra Serca rozpoczyna sie od doswiadczenia pustki w Hinajanie i prowadzi do zrobienia nastepnego kroku. Jesli osiagniesz prawdziwa pustke, tam nie ma mowy ani ust.
Kiedy osiagniesz „bez ust,” osiagniesz Absolut lub nirwane.[…]
W tym punkcie nie ma przeciwstawienst: nie ma przychodzenia czy odchodzenia, nie ma wysokie ani niskie, dobre czy zle, narodziny czy smierc.
W prawdziwym doswiadczeniu pustki postrzegasz, ze nie ma narodzin ani smierci, nie ma przychodzenia ani odchodzenia.
Jak mozesz zatrzymac cos, co nie istnieje ?
Nie ma juz cierpienia, wiec nie ma takze zródla cierpienia, tym bardziej tez unicestwienia cierpienia. Dlatego Sutra Serca mówi, ze „nie ma cierpienia ani zródla cierpienia, takze nie ma konca cierpienia i zadnej sciezki wyprowadzajacej z cierpienia.”
Takze „uderza” w przeciwstawne myslenie, ukazane w Czterech Szlachetnych Prawdach, w których jest powiedziane, ze istnieje cierpienie, zródlo cierpienia, takze sciezka wyprowadzajaca.
Buddyzm Mahajany prowadzi do zrobienia nastepnego kroku, dalej niz nauczanie Hinajany. Jezeli zatrzymasz sie w tym miejscu, w kompletnej pustce, osiagniesz tylko nirwane. Buddyzm Mahajany prowadzi do zrobienia nastepnego kroku…
Powiedzenia mistrza Zen
-Nie karm sie rozpaczliwa nadzieja, ze bedziesz miec zycie bez problemów. Latwe zycie wywoluje osadzajacy i leniwy umysl. Starozytny medrzec powiedzial:
„Zaakceptuj niepokoje i trudnosci tego zycia”.
-Nie oczekuj ze twoja praktyka obejdzie sie bez przeszkód. Bez przeszkód umysl, który szuka oswiecenia, moze sie wypalic. Tak wiec starozytny medrzec powiedzial:
„Osiagnij swobode posród chaosu”.
-Nie oczekuj, ze praktykujac mocno nie doswiadczysz dziwnych rzeczy. Ciezka praktyka, w której unika sie tego co nieznane, oslabia zaangazowanie. Starozytny medrzec powiedzial:
„Wspomóz ciezka praktyke zaprzyjazniajac sie z kazdym demonem”.
– Przyjaznij sie, ale nie oczekuj zadnej korzysci dla siebie. Przyjazn tylko dla siebie zle odbija sie na zaufaniu. Starozytny medrzec powiedzial:
„Utrzymuj trwala przyjazn z czystym sercem”.
-Nie oczekuj, ze inni beda podazac twoim sladem. To, ze zdarzy sie iz inni ida za toba przydaje ci tylko wiecej dumy. Starozytny medrzec powiedzial wiec:
„Uzyj swojej woli, by wnosic pokój miedzy ludzi”.
– Nie oczekuj zadnej nagrody za swoja dobroczynnosc. Oczekiwanie czegokolwiek w zamian prowadzi do knujacego i podstepnego umyslu. Starozytny medrzec rzekl:
„Odrzuc falszywa duchowosc jak pare starych butów”.
– Nie oczekuj zysków wykraczajacych poza wartosc twojej pracy. Zdobywanie nieuczciwych korzysci czyni z ciebie samego glupca. Starozytny medrzec powiedzial:
„Badz bogaty w uczciwosci”.
– Nie staraj sie stwarzac jasnosci umyslu poprzez surowa praktyke. Kazdy umysl zaczyna w koncu palac nienawiscia do surowosci, a jakaz jest jasnosc w umartwianiu sie? Tak wiec starozytny medrzec rzekl:
„Stwórz sobie swobodna droge nie wkraczajac w surowosc praktyki”.
Pozostan w równowadze wobec wszelkich przeciwnosci losu.
Budda osiagnal najwyzsze oswiecenie bez przeszkód. Poszukujacy prawdy sa cwiczeni w pokonywaniu trudnosci. A gdy na swej drodze wystawieni sa na przeszkode, pozostaja spokojni. Wtedy, uwalniajac sie, posiadaja wielki skarb.
Fragmenty:
Maha Pradznia Paramita, Seung Sahn, Kyong – Ho
Tlumaczenie Aleksandra Porter, Krzysztof Korkosz.
„Zen, Prosta droga do Satori”
* Artykuł bez polskich znaków
Zobacz też
11 Środa List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
dojrzałość, mello, obserwacja, pragnienia, przywiązania, przywiązanie, szczęście, uważność, uwolnienie, wolność, wykroczenie, Świadomość
Co można zrobić, by osiągnąć szczęście?
Nie ma nic takiego, co ty albo ktokolwiek inny mógłby zrobić. Dlaczego?
Dla tej prostej racji, że ty już teraz jesteś szczęśliwy. Jak więc możesz osiągnąć coś, co już w tej chwili posiadasz?
Jeśli tak jest, to dlaczego nie doświadczamy tego szczęścia, które już teraz jest naszym udziałem?
Ponieważ twój umysł nieustannie jest dla ciebie źródłem nieszczęścia. Wyrzuć to nieszczęście z twego umysłu, a uczucie szczęścia, które zawsze było w tobie, dojdzie do głosu.
Jak może człowiek pozbyć się nieszczęścia?
Znaleźć jego przyczynę i niewzruszenie się w nią wpatrywać.
Wówczas ono samo zniknie w sposób automatyczny. Jeśli będziesz patrzył uważnie, zrozumiesz, że istnieje tylko jedna jedyna przyczyna nieszczęścia. Nosi ona imię: Przywiązanie.
Co to jest przywiązanie?
Emocjonalny stan kurczowego przywiązania wynikający z przekonania, że bez pewnych rzeczy czy osób nie możesz być szczęśliwy. Ten emocjonalny stan przywiązania składa się z dwóch elementów: jednego pozytywnego i drugiego negatywnego.
Pozytywnym elementem jest błysk przyjemności i podniecenia, wzruszenie, jakiego doświadczasz w chwili osiągnięcia tego, czego pragniesz.
Negatywnym elementem jest poczucie zagrożenia i napięcia, które towarzyszy każdemu przywiązaniu.
Pomyśl o więźniu w obozie koncentracyjnym, który zdobył trochę pożywienia; jedną rękę podnosi do ust, a drugą zasłania pożywienie przed sąsiadem, który mógłby mu je porwać w chwili nieuwagi. Oto masz przed sobą doskonały obraz osoby zniewolonej przywiązaniami.
Tak więc przywiązanie, ze swej natury, czyni cię podatnym na emocjonalne zamieszanie i grozi rozbiciem twego wewnętrznego spokoju.
Jak możesz się spodziewać, by osoba zniewolona przywiązaniami była w stanie wejść do tego oceanu szczęśliwości? Równie dobrze możesz oczekiwać, by wielbłąd przeszedł przez ucho igielne!
Tragedia każdego przywiązania polega na tym, iż jeśli jego przedmiot nie zostanie osiągnięty, to staje się przyczyną nieszczęścia.
Jeśli jednak go osiągniesz, nie stajesz się szczęśliwy — zwykle jest źródłem krótkich przyjemności, po których następuje znudzenie; towarzyszy mu zawsze, co jest oczywiste, lęk, iż można go utracić.
Pewnie zapytasz:
Czy nie mógłbym zatrzymać choć jednego przywiązania?
Ależ oczywiście. Możesz zatrzymać ich tyle, ile tylko chcesz.
Ale ceną zatrzymania każdego z nich będzie utrata szczęścia. Pomyśl tylko: natura przywiązań jest taka, że nawet jeśli w ciągu dnia uda ci się zaspokoić wiele z nich, to jedno, którego nie zaspokoisz, będzie cię dręczyć i uczyni cię nieszczęśliwym.
Zwycięstwo w walce z przywiązaniami jest niemożliwe, bo to z czym walczysz, wzmacniasz.
Jak woda nie może istnieć bez wilgoci, tak przywiązanie nie może istnieć bez jednoczesnego poczucia nieszczęścia.
Jeszcze nie narodził się taki człowiek, który znalazłby receptę, jak można zatrzymać pożądane przedmioty bez walki, obaw, lęków, wcześniej czy później nie ponosząc klęski.
Istnieje tylko jeden sposób uzdrowienia problemu z przywiązaniami — przestać je podtrzymywać.
Przeciwnie do tego, co się powszechnie uważa, rezygnacja z przywiązań jest rzeczą łatwą. Jedyne, co trzeba zrobić, to widzieć, ale naprawdę widzieć następujące prawdy:
– Pierwsza prawda: Trzymasz się fałszywego przekonania, że bez niektórych osób i rzeczy nie możesz być szczęśliwy. Przyjrzyj się z pewnego dystansu swoim przywiązaniem i zobacz fałszywość takiego przekonania. Możesz się spotkać z oporem własnego serca, ale w momencie, w którym to dostrzeżesz, dokona się natychmiastowa uczuciowa zmiana. W tej samej chwili przywiązanie straci swoją siłę.
– Druga prawda: Jeśli ciesząc się różnymi sprawami, odrzucisz jednocześnie przywiązanie do nich, inaczej mówiąc, gdy odrzucisz fałszywe przekonanie, że bez nich nie możesz być szczęśliwy, to zaoszczędzisz sobie wszystkich tych walk i emocjonalnego napięcia, które powstaje zawsze, gdy zapragniesz je ochronić i zachować tylko dla siebie.
Jeśli chcesz zatrzymać wszystkie rzeczy, do których jesteś przywiązany, nie rezygnując choćby z jednej z nich, i cieszyć się nimi coraz bardziej, trzeba by radość, której one są źródłem, była oparta nie na przywiązywaniu się do nich i kurczowym trzymaniu się ich.
Tylko wtedy zachowasz wewnętrzny spokój i w sposób nie zagrożony będziesz się mógł nimi cieszyć.
-Trzecia i ostatnia prawda: Jeśli nauczysz się cenić zapach tysiąca kwiatów, nie przywiążesz się kurczowo do jednego i nie będziesz cierpiał, jeśli go nie dostaniesz.
Jeśli masz tysiąc ulubionych przysmaków, utrata jednego nie zostanie nawet zauważona i nie naruszy twego szczęścia. Doceń bogactwo życia, dostrzeż jego piękno we wszystkim dokoła, a nie będziesz musiał próbować go zatrzymać w jednym obiekcie.
To właśnie twoje przywiązania uniemożliwiają ci szerszy, bardziej zróżnicowany rozwój rozumienia i smakowania rzeczy i ludzi. W świetle tych prawd nie może przeżyć żadne przywiązanie. Jednak to światło musi świecić nieprzerwanie, jeśli chcesz osiągnąć pożądany skutek.
Przywiązania rozwijają się tylko w ciemności iluzji. Człowiek przywiązany do swoich bogactw nie może wejść do królestwa radości nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, iż zdecydował się pozostać ślepy.
Na bazie : A. de Mello, Wezwanie do miłości
Zobacz też:
10 Wtorek List 2009
Posted zdrowie
inTagi
barwniki, dodatki, dodatki spożycze, emulgatory, jedzenie, konserwanty, ożywianie, stabilizatory, wyszukiwarka, zdrowe odżywianie, Świadomość, żywność
Kiedyś była dyskusja na blogu a propos zdrowego jedzenia, a ja parę dni temu znalazłam wyszukiwarkę dodatków spożywczych i kosmetycznych, która pomoże nam przekształcić te wszystkie tajemnicze nazwy: E357, E302, E460 – w to czym naprawdę są i dowiedzieć jaki jest poziom ich szkodliwości 🙂
http://diety.onet.pl/index.php/mid/90/fid/1046/diety/dieta/dodatki_chemiczne/emulgatory
To tak jako ciekawostka, dla zainteresowanych tematem żywienia 😉
Zobacz też
• Dieta dla grup krwi: A, B, AB, 0
• Czy dieta sokowo-warzywna może wyleczyć…raka?
06 Piątek List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
dojrzewanie, drobnostki, emocje, ewolucja, integracja, nauka, Rozwój, spostrzegawczość, uważność, wnioski, wyciszenie, zmiana, Świadomość
Dziś zdecydowałam się napisać trochę bardziej luźny artykuł z wrażeniami z mojego bieżącego życia.
Tak dla odmiany 🙂
————————————————————-
Jednym z moich niewinnych hobby jest obserwowanie przepływu emocji i energii między ludźmi. 🙂
Czasem obserwuję moje własne emocje w rozmowie i emocje, którym daje wyraz druga osoba, tak po prostu, bez oceniania, a czasem… wyciągam z nich dalej idące wnioski, o czym zaraz…:)
Otóż niedawno w moim życiu, miała miejsca pewna ciekawa sytuacja, która, mimo że z pozoru drobna, okazała się mieć uzdrawiający wpływ na szereg moich zachowań w innych, znacznie poważniejszych sprawach.
Jakiś czas temu na zajęcia fitness na które uczęszczam, przyszła nowa instruktorka.
Akurat tak się złożyło, że gdy przyszła na swoje pierwsze zajęcia, ja byłam pierwszą oczekującą na nią uczestniczką, zatem rozmawiałyśmy chwilę – i tak się zapoznałyśmy.
Nasza znajomość trwała przez następne miesiące, bo kilka razy w tygodniu chodziłam na jej zajęcia.
Jej codzienna prezencja to uśmiechnięta buzia, masa energii i ciepłe, życzliwe obejście. Zajęcia jej zawsze były wypełnione na maksa, bo ludzie lgnęli do jej pozytywnej energii.
Zaobserwowałam jednak pewną właściwość, którą przejawiała
– dwa razy w miesiącu miała zwyczaj przychodzić na zajęcia w zupełnie innym nastroju niż zwykle.
Podobnym do chmury gradowej. 🙂
Warczała na ćwiczące, poprawiała bez litości i nie uśmiechała się nawet raz.
Z początku, gdy tak się zachowywała, reagowałam obronnie, wycofaniem.
Widząc, że się nie uśmiecha = ja nie uśmiechałam się także. Tylko wpatrzona w lustro, unikając jej wzroku (niemal jakbym była na nią obrażona!), ćwiczyłam – skupiona na sobie.
Pewnego dnia, w moim życiu osobistym, miała miejsce sytuacja, gdy poczułam się przymuszona przez inną osobę do reagowania zgodnego z jej życzeniami.
Pomyślałam wtedy:
Och, jakie to okropne, że nie mogę zachowywać się tak jak mam ochotę, tylko zgodnie z czyimiś oczekiwaniami, muszę się napinać i grać po kogoś…
I nagle w mojej głowie zapaliła się żaróweczka 😉
-Przecież dokładnie to samo ja „robiłam” instruktorce!
Oczekiwałam, że zawsze będzie miała cudowny nastrój i będzie hojnie obdarzać całą salę swoją pozytywną energią!
Co więcej, gdy tego nie robiła „okazywałam” swoje niezadowolenie, unikając jej wzroku i rewanżując się ponurą miną.
Odkrycie tego było… bardzo przyjemne 🙂
Zawsze gdy zauważę w sobie podobne rzeczy, moja energia odrobinę się integruje i czuję cudowny zalew energii, dosłownie ekstatyczną falę, gdy dotychczas odseparowane, nieświadome części mnie – wynurzają się spod powierzchni, wpływając w światło mojej świadomości.
Staję się wtedy, odrobinę bardziej – całością.
A energia którą wkładałam w to by je tłumić, wraca do mnie…oddając się w moją dyspozycję 🙂
Staję się silniejsza. (Więcej o tym, w artykułach : Mroczny bliźniak oraz Stłumienia)
Dowiadywanie się prawdy o sobie i swoich reakcjach, jest najcudowniejszą nagrodą, jaka istnieje – także energetyczną 🙂 Integracja, choćby mały kawałeczek po kawałeczku, to coś naprawdę wartego naszego zaangażowania.
Zatem – na następnych zajęciach – postanowiłam zmienić swoje podejście.
Czemu miałam poddawać się czyjejś energii, skoro ta energia…. nawet tej osobie nie sprawiała radości?
Nie tylko mnie? 🙂 Po co prowadzić energetyczne wojenki?
Czy nie mogłam być sobą?
Przecież na zajęcia zawsze przychodzę w świetnym nastroju z wielkim zapałem do ćwiczeń, gdyż ćwiczenia to moje drugie niewinne hobby 😉
Może warto zrobić z tego użytek?
Zobaczywszy, że instruktorka wygląda jak chmura gradowa, zachowałam spokój. Nie zasypywałam jej też nachalnymi uśmiechami, ale zachowałam w miarę neutralną twarz, otwartą, nastawioną życzliwie.
W trakcie zajęć, gdy zdarzyło mi się zrobić jakąś pomyłkę w układzie, uśmiechałam się do siebie, do lustra, zachowując wolność energetyczną i emocjonalną, od innych ludzi dokoła.
Pod koniec zajęć wydarzył się mały cud.
Instruktorka podeszła do mnie i mówi:
– Jak przyjemnie było na ciebie patrzeć dziś! Dosłownie promieniujesz pozytywną energią!
Zdębiałam, po czym mówię –
– Wydawało mi się, że dziś szczególnie dużo się myliłam…
A ona –
– Nie szkodzi w 0góle tego nie zauważałam, podoba mi się, że lekko podchodzisz do swoich pomyłek, inni mają zacięte miny, a ty się rozbrajająco uśmiechasz!
Jej własna twarz, gdy to mówiła, rozciągnęła się w szczerym uśmiechu, widziałam że jej nastrój i energia uległy znacznej poprawie…
Można więc poprawić komuś nastrój, bez wywierania na niego presji
– zajmując się tak naprawdę…sobą…:)
Będąc zadowolonym, pozwalając sobie być w dobrym nastroju, nie oczekując, że inni dopasują swój nastrój do naszego, czy wpasują się w nasze wyobrażenia…
Odwieczna prawda drzemie w powiedzeniu : zmień siebie, a zmieni się cały świat 🙂
Ta z pozoru drobna sytuacja, okazała się dla mnie wstępnym treningiem, przydatnym w moim życiu, w znacznie szerszym spojrzeniu.
Zauważcie bowiem, że o ile w takiej jak ta sytuacji, mało emocjonalnie angażującej, od której nic nie zależy – łatwo dokonywać obserwacji i przeprowadzać trzeźwe wnioskowanie,
to już znacznie trudniej działać pod presją – w sytuacji gdy nasz dobrobyt od tego zależy… 🙂
*
W mojej pracy zawodowej znajduję się nieraz w sytuacjach gdy muszę negocjować ze zleceniodawcami. Bywają to trudne rozmowy, bo zleceniodawcy nie są ludźmi pozbawionymi swoich kaprysów, jak zresztą każdy z nas 😉
Czasem niełatwo jest odciąć się energetycznie od ich rozdrażnienia, roszczeniowej postawy, niekonstruktywnej krytyki czy osobistych uprzedzeń. (takimi słowami ich postawę określają moi współpracownicy)
Jakiś czas po mojej sytuacji z instruktorką siedziałam na spotkaniu firmowym. Powietrze było wprost gęste od emocji, które udzielały się także mnie.
Mimo, że starałam się zachować czysty umysł, czasem, gdy miałam jakiś własny interes do przeprowadzenia, pokrywający się z obowiązkami przypisanymi do mego stanowiska, czułam że pojawiały się we mnie emocje, napięcie czy stres. Walka o to na czym mi zależało, i rozdrażnienie na ludzi + okoliczności, które mnie odsuwały od tego celu.
Szczęśliwy przełom w tym wzorcu zachowania pojawił się jakiś tydzień po sytuacji z instruktorką.
Po pewnym spotkaniu, dość emocjonalnym, miałam iść do osoby która(wg mnie 🙂 ) generowała problemy w projekcie i porozmawiać z nią…poważnie… 🙂
Oczywiście mój nastrój był bojowy. „No bo przecież trzeba to powiedzieć! Porządek musi być!:) „
(ciekawa jestem czy komuś się to z czymś kojarzy… ?)
Jednak jakiś drobiazg zmusił mnie do przełożenia wizyty na potem.
W trakcie tej przerwy, gdy emocje nieco opadły, przypomniałam sobie instruktorkę i jej reakcję.
Zatrzymałam się i odetchnęłam.
Pomyślałam:
– Przecież mogę być wolna, nawet jeśli mam coś załatwić 🙂
Wolność istnieje we mnie. Przecież nie muszę iść taka… zła.
Mogę być sobą, tak samo jak na fitnessie.
Mogę iść z pozytywnym, ale nie nachalnym nastawieniem!
I tak też zrobiłam. (Każdy kto ma choć odrobinę medytacyjnej praktyki, wie jak wyciszyć się i cofnąć z poziomu ciała emocjonalnego na poziom czystej świadomości.)
Udałam się na spotkanie. Rozmowa przebiegła spokojnie. Osoba, z którą rozmawiałam denerwowała się wprawdzie na początku, ale ja zachowywałam neutralno-otwartą postawę. Żadnego ostentacyjnego hamowania się. Autentyczny spokój, płynący z głębi. Czułam szczere zadowolenie i poczucie wolności.
Wysłuchałam uważnie, przedstawiłam nasze możliwości, zaproponowałam rozwiązania. Atmosfera znacznie się oczyściła i spotkanie zakończyło się całkiem przyjemnie i konstruktywnie.
Osoba widząc, że nie jestem napięta i nie naskakuję na nią, okazała się znacznie chętniejsza do współpracy i o wiele więcej kompromisów zawarliśmy niż poprzednio.
A przy tym – wyszłam z niego zadowolona i rozluźniona. 🙂
*
Co mogę zatem powiedzieć w posumowaniu :)?
Szczerze polecam Wam wszystkim – obserwowanie waszych zachowań i reakcji na MAŁYCH, niepozornych sprawach.
Nie od razu Rzym zbudowano 🙂
Nie od razu uda się zmienić nasze zachowania w najbardziej drażliwych, dużych sprawach. Czasem to naprawdę trudne zadanie, wymagające niezwykle długiego treningu uważności i wprawy w analizowaniu wzorców.
Jednak to właśnie drobiazgi są dokoła nas! Na nich możemy się uczyć, wprawiać!
Czekają by je zauważyć, leżąc na otwartym terenie.
Prawda która jest w nas – mówi cały czas – w każdym drobnym geście, w krótkiej rozmowie na gg, w smsie wysłanym do znajomych, w uśmiechu do koleżanki z biura, czy z roku…
Nasze wzorce działają za każdym razem.
Naburmuszona instruktorka?
Owszem, można pewnie machnąć ręką i powiedzieć:
A cóż się można z takiej drobnostki nauczyć?!
Co może MI powiedzieć gburowata instruktorka – o mnie samej?
A jednak, może!
Nasze wzorce odtwarzają się z jednakową siłą w drobnych i wielkich sprawach…
Ale w drobnych, nieobciążonych zaciemniającymi emocjami – możemy łatwiej rozpoznać wzór! Łatwiej możesz wprowadzić zmianę, tam gdzie ogarniasz sytuację w jednym rzucie oka.
Gdy nauczysz się zauważać swoje mechaniczne, utrwalone reakcje na problemy codziennego dnia – swoje mechanizmy obronne – wtedy będziesz mógł podnosić poprzeczkę i w coraz trudniejszych, bardziej złożonych, stosować to co wcześniej wypracujesz.
Nie wstydź się zastanowić nad swoją reakcję na rozpychającą łokciami staruszkę w autobusie.
Na nerwową sprzedawczynię. Na olewającą panią na poczcie. Na skrzywioną sprzątaczkę.
To nie jest stracony czas.
Może nauczono cię bagatelizować drobiazgi ? „nie rozdrabniać się”?
Jednak wtedy sam odbierasz sobie narzędzie nauki, rezygnując z prawdziwego poznawania siebie.
Człowiek jest jak hologram, albo fraktal.
Nawet rozebrany na małe kawałki, ujawnia właściwości całości – w jednym tylko detalu…
Warto mieć to na uwadze 🙂
Praktyka uważności dnia codziennego – jest jednym z pożytecznych narzędzi jakie możesz wykorzystać do podnoszenia swojej spostrzegawczości…a tym samym, w perspektywie – jakości swojego życia, i rozwoju osobistego 😉
Gdy sprzątasz swoje mieszkanie, zauważ jak sprzątasz swoje życie.
Gdy się ubierasz, starannie czy niestaranie, zauważ jak to się przekłada na pracę nad sobą…
Gdy uprawiasz sport, zauważ jak jakość ciała, przenosi się na jakość ducha.
Gy rozmawiasz ze znajomymi, zauważ jak rozmawiasz ze sobą.
Gdy gotujesz, zauważ czy dbasz o jakość pożywienia, czy olewasz to jakie energie w siebie bierzesz, zauważ jak to może przekładać się na inne obszary twego życia…
Jest cała masa drobnych spostrzeżeń jakie możesz dokonać, a jakie znajdą odbicie w twoim charakterze, widzianym jako całość. I w twoich dokonaniach życiowych.
I nie traktuj tego jako formy kontroli samego siebie czy kolejnego sposobu na dojechanie sobie za to, że czegoś się nie udało wychwycić. Z kontrolą wiąże się wysiłek, a ty możesz się bawić w poznawanie siebie 🙂 Cieszyć, gdy uda ci się poznać kolejny kawałek układanki, i nie przejmować, gdy coś przegapisz. Bądź w tym na luzie 🙂 !Niech sprawia ci to przyjemność – godną detektywa odkrywającego pasjonujące zagadki 🙂
Na Twej drodze dojrzewania i stawania się zintegrowaną osobą…wykonasz z pewnością milion niepowtarzalnych, choć niewielkich kroków! Obserwuj i poznawaj siebie w każdej minucie Twojego życia !
… przecież każda fascynująca podróż, zaczyna się od małego kroku 🙂
Zenforest @ copyright
Zobacz także
Post scripum
Pewnie wielu z was potrafi sobie radzić na stresujących spotkaniach z klientami, czy podczas egazminów bo mają to przepracowane na wcześniejszych etapach życia i nie skorzysta zbyt wiele z tego konkretnego przykładu. Ameryki nie odkrywam, wiem 🙂
Już Dale Carnegie napisał o tym całą książkę. Jednak…sam model nauki na drobiazgach – może być traktowany uniwersalnie, zwłaszcza gdy połączymy go z praktyką uważności. Czasem mamy tendencję do pomijania takich spraw, przechodzeniu do porządku – nad imponderabiliami.
Dlatego pomyślałam, że poświęcę temu tematowi cały artykuł, który choćby nie miał być specjalnie odkrywczy, może być …przypominający 🙂
05 Czwartek List 2009
Posted Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
dojrzewanie, etapy, ewolucja, integracja, męskość, Rozwój, ryniec, Świadomość, żeńskość
Poniższy artykuł został mi podesłany przez osobę, która była ciekawa mojej opinii na jego temat.
Moje wrażenia są mieszane, bo nie jestem zwolenniczką ujmowania rzeczywistości w sztywne ramy, podziały, schematy i drabinki zależności (tudzież dywagacji historiozoficznych).
Jednak jest w nim coś… co przyciągnęło moją uwagę i czym (chyba?) warto się podzielić z czytelnikami bloga. Zapraszam do zapoznania się z fragmentem tekstu.
Ogólna teoria poziomów świadomości
Teoria łączy ze sobą wyniki badań z psychologii i psychiatrii, nawiązując do teorii dezintegracji pozytywnej prof. Kazimierza Dąbrowskiego oraz hipotezy ewolucji w ramach integracji cech płciowych mojego autorstwa. Całość skonfrontowana jest ze stanem wiedzy z poziomu ezoteryczno-mistycznego różnych religii.
Koncepcja ta zakłada, iż w obrębie ludzkiej świadomości dochodzi do procesów ewolucyjnych. Jest to przejście do nieświadomej ewolucji biologicznej na pierwszym etapie do świadomej ewolucji duchowej na etapach wyższych czyli przejście od determinizmu biologicznego do autodeterminizmu moralnego. Poziomy świadomości oznaczają odległość od zawężonego osobowego ja do świadomości absolutu ( zwanej też świadomością kosmiczną ). Rozwój następuje poprzez kumulacje doświadczeń i nauk zdobywanych na przestrzeni tysięcy wcieleń w procesie reinkarnacji.
Rozwój obejmuje wiele wcieleń (setki, tysiące). Oczywiste jest również, że każdy poziom „przerabia” się przez nie jedno wcielenie. Człowiek rodzi się na określonym poziomie, lecz dochodzi do niego w ciągu życia. Tak jak w ontogenezie (rozwój zarodkowy) jest powtórzona cala filogeneza (ewolucja organizmów), tak w osobniczym procesie rozwoju świadomości powtórzony jest cały jej ewolucyjny przebieg. Nawet człowiek urodzony na ostatnim, siódmym poziomie rozpoczyna rozwój osobniczy w danym życiu od poziomu pierwszego. Trudno sobie przecież wyobrazić oświecone niemowlę. Im człowiek urodził się na wyższym poziomie, tym szybciej do niego dorasta. Jezus i Budda pełne oświecenie osiągnęli już w wieku około 30 lat lub jeszcze wcześniej. Jednak większość ludzi dochodzi do swojego poziomu urodzeniowego drugiego lub trzeciego około dwudziestego roku życia, i na nim pozostaje.
Osobowość człowieka jako odzwierciedlenie cech psychofizycznych jest bardzo silnie związana z pierwiastkiem męskim i żeńskim. Na poziomie fizycznym podział ten regulują hormony: męski – testosteron oraz żeński – estrogen. Na wyższych poziomach wpływających bezpośrednio na psychikę skutkuje to wykształceniem ściśle określonych cech. Męskich jakimi są przede wszystkimi: odwaga, agresja, inicjatywa, bezwzględność oraz żeńskich: lękliwość, opiekuńczość, bierność. Prawa naukowe głoszą, iż wszystkie układy dążą do równowagi. Najnowsze badania udowodniły, iż stan potocznie zwany „zakochaniem” prowadzi do podwyższenia poziomu testosteronu u kobiet, które na poziomie psychicznym stają się odważniejsze oraz obniżenia poziomu tegoż samego hormonu u mężczyzn, co prowadzi do zniwelowania agresji i zwrotu w kierunku szeroko rozumianej duchowości. Następuje więc chwilowe zrównoważenie pomiędzy pierwiastkiem męskim i żeńskim. Na tej podstawie możemy wydzielić trzy podstawowe etapy w rozwoju świadomości prowadzące w stadium końcowym do stanu trwałej równowagi pomiędzy pierwiastkiem męskim i żeńskim nie wymagającym wspomagania hormonalnego w postaci budowania związków damsko-męskich. Innymi słowy rozwój duchowy prowadzi do stanu naturalnego celibatu, w którym jednostka nie odczuwa potrzeby wchodzenie w interakcję z płcią przeciwną, ponieważ pierwiastek męski i żeński został trwale zrównoważony w jej psychice. Zatem rozwój w tym aspekcie osobowości odbywa się na zasadzie przejścia od stanu silnej polaryzacji cech płciowych przez stan przejściowy, a kończąc na etapie równowagi i integracji obu pierwiastków.
Wyróżnione poziomy najczęściej nie pokrywają się dokładnie z charakterem danej osobowości, która obejmuje najczęściej trzy sąsiednie poziomy, z których przewagę uzyskuje ten środkowy (świadomość operacyjna). Na niższych poziomach znajdują się przeważnie emocje. Podobnie w psychologii nigdy nie będziemy mieć do czynienia z czystymi typami np. choleryka czy melancholika.
Człowiek znajdujący się na niższym poziomie nie ma możliwości zrozumienia jednostki znajdującej się na poziomie wyższym, jego horyzonty kończą się na jego świadomości operacyjnej.
Rozwój można przyspieszyć poprzez świadome dążenie do duchowości, jednak może odbyć się to kosztem poważnych zaburzeń psychicznych wywołanych przez konflikt wyższej świadomości z ego. Wejście na każdy następny poziom poprzedzone jest destrukcją poziomu poprzedniego. Największe napięcia występuje przy przejściu z poziomu 3 na 4 i na początku 4, ponieważ wtedy dochodzi do zjawiska paraliżu decyzyjnego, jest to przejście z myślenia kategoriami materialnymi do myślenia kategoriami duchowymi, co częstokroć może skończyć się poważna chorobą psychiczną, zaburzeniami emocjonalnymi lub czasową destrukcją ego. Duże napięcia występują też podobną przy przejściu z 5 na 6 poziom, chociaż trudno mi w tej sprawie wiarygodnie się wypowiedzieć, ponieważ moje doświadczenie kończy się na poziomie czwartym.
Generacje umysłów
Pierwsza generacja – umysł, który pracuje według pierwotnego oprogramowania, silny etap polaryzacji cech płciowych
Etap wyjściowy do którego doprowadziła nas ewolucja biologiczna, akcentujący zwierzęcy motyw walki o przetrwanie oraz charakteryzujący się umysłem całkowicie zależnym od wychowania (tresury), które ma zrekompensować brak wewnętrznych norm moralnych czyli sumienia. Generacja właściwa ludziom na pierwszym i częściowo na drugim etapie rozwoju.
Druga generacja – umysł programowany z zewnątrz, etap łagodnej polaryzacji cech płciowych.
Człowiek o takim umyśle słucha środowiska, które uczy go jak ma myśleć. Nie potrafi syntetyzować danych i wyciągać własnych wniosków. Jest to myślenie całkowicie w kategoriach ego i aktualnego poziomu świadomości społecznej.
Poziom ten jest podatny na indoktrynacje. Tę kategorię umysłu reprezentuje częściowo drugi oraz trzeci poziom świadomości.
Trzecia generacja – umysł samo programujący się, stan przejściowy w procesie integracji cech płciowych
Umysł ten posiada zdolność do syntezy i samodzielnego wyciągania wniosków. Nie poddaje się społecznym trendom myślenia i jest odporny na indoktrynacje.
Potrafi zauważyć powiązania pomiędzy rzeczami, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne.
Etap największych napięć generujących zaburzenia psychiczne i emocjonalne, ale jednocześnie poziom największych jakościowych zmian.
Ta kategoria dotyczy świadomości na poziomach: przełom trzeciego i czwartego, poziom czwarty i piąty.
Czwarta generacja – umysł twórczy.
Całkowicie niezależny od standardów myślowych potrafi powołać do życia nowe idee i posiada moc stwarzania nowej rzeczywistości. Umysł kontrolujący swoje myśli i mający świadomość wszystkich swoich reakcji. Jest to umysł posiadający świadomość kosmiczną i funkcjonujący na inter-kosmicznym poziomie miłości. Jest wobec tego poza ego i poza karmą – całkowicie wolny. Obejmuje poziom szósty i siódmy…
Krzysztof Ryniec
Dla ciekawych – ciąg dalszy, jeśli ktoś lubi odrobinę dywagacji historiozoficznych 😉
Ciąg dalszy : Tutaj
Zobacz też
• Czy rozwój duchowy postępuje etapami?
• Na jakim etapie swojego życia jesteś?
• Chłopcy i dziewczynki. Dwa światy?