Tagi
Poczuj życie – każda komórką swego ciała
20 Środa Lip 2011
Posted Refleksje nad życiem, Zen, Świadomość
in20 Środa Lip 2011
Posted Refleksje nad życiem, Zen, Świadomość
inTagi
14 Poniedziałek Gru 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
dojrzałość, ego, kreacja, kształtowanie, minister, moc, obserwator, odpowiedzialność, ofiara, pozytywne myślenie, przebudzenie, przełamanie schematów, Rozwój, sisson, transformacja, tu i teraz, twórca, tworzenie, uważność, uzdrowienie, wewnętrzna moc, wolność, wzorce, zmiana, Świadomość
Kiedy mówimy o tworzeniu własnego życia, ludzie odnoszą się do tego negatywnie, ponieważ nie podoba im się pomysł, że oni sami stworzyli swoje cierpienie. Niektórzy woleliby raczej umrzeć zniszczeni chorobą, niż przebaczyć komuś, kto – jak są przekonani -wyrządził im kiedyś krzywdę.
Jeżeli tak dobrze nam się udaje tworzenie rzeczywistości negatywnej, cieszmy się, ponieważ tak samo możemy tworzyć doświadczenia pozytywne. Osoba naprawdę skoncentrowana na tym, czego chce, zawsze to dostanie.
Przypatrz się alkoholikom. Nie pracują, nigdy nie mają pieniędzy, a zawsze udaje im się zdobyć alkohol. Skutecznie tworzą to, czego potrzebują.
W zależności od wartości, które wyznajemy, koncepcja, że sami tworzymy swoje życie, w przeciwieństwie do teorii mówiącej, że życie nam się przydarza, będzie dla niektórych osób bezsensowną ideą, a dla innych tylko pewną koncepcją filozoficzną.
Natomiast dla osób świadomych życie nie jest czymś, co dzieje się poza nimi.
Człowiek świadomy wie, że nie jest tylko obserwatorem, lecz twórcą.
Czasem nasze prawdziwe Ja wybiera dla nas tak zwane negatywne doświadczenia, abyśmy mogli się z nich uczyć i dzięki nim wzrastać. Dlatego też nie bądźmy dla siebie zbyt surowi za tworzenie w swoim życiu pozornie ograniczających nas doświadczeń. Jeżeli się pojawią, potraktujmy je jako lekcję – niech posłużą nam do rozwoju
W książce Wewnętrzne przebudzenie dosyć obszernie mówiliśmy o odpowiedzialności osobistej, jej związku z chwilą obecną oraz ważnej roli, jaką odgrywa w procesie poszerzania świadomości.
Musimy być tu jednak świadomi pewnej pułapki.
Wiele osób mówi tak:
„Żyjmy chwilą obecną i nie martwmy się o jutro. Bawmy się, a jutro niech zatroszczy się samo o siebie”.
Gdybyśmy naprawdę żyli w chwili obecnej, byłaby to wspaniała postawa.
Zbyt często jednak jest to tylko sposób na uniknięcie odpowiedzialności za działania podjęte w chwili obecnej, co będzie wpływało na przyszłość.
Na przykład, bardzo wygodnie jest zapomnieć zapłacić rachunki, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci życiem. Oznacza to jednak brak odpowiedzialności za to, co się z nami dzieje tu i teraz, a jeżeli nie czujemy się osobiście odpowiedzialni za dane doświadczenie, z pewnością nie żyjemy w chwili obecnej.
Pełnia chwili obecnej faktycznie rozciąga się i zawiera w sobie przeszłość i przyszłość. To wspaniałe TERAZ, nie kontrolowane przez uwarunkowania z przeszłości, ani oczekiwania czy lęki dotyczące przyszłości przyciąga i zawiera wszystko.
Oznacza to, że jeżeli kierujemy uwagę na TERAZ i działamy w chwili obecnej, świadomi jesteśmy wpływu naszej bieżącej czynności na każde TERAZ, które nastąpi w przyszłości.
To jest właśnie odpowiedzialność osobista. Taka odpowiedzialność jest na tyle szeroka, że obejmuje i świadomie tworzy naszą przyszłość i teraźniejszość. W niej zawiera się nasza moc i ostateczna wolność. Wolność świadomego tworzenia swojej rzeczywistości.
Sami tworzymy każdy aspekt swojego życia. Jest to chyba najbardziej wyzwalająca koncepcja na świecie. Jednak wielu ludzi boi się tej wolności, jakby miała wyrządzić im krzywdę.
W przeszłości, kiedy rodziła się jakaś nowa, wyzwalająca idea, zawsze pojawiała się opozycja. Tak było na początku chrześcijaństwa, tak było z feminizmem w naszych czasach. Każda z tych idei wzbudzała lęk, była atakowana i postrzegana jako groźna dla moralnych standardów danego okresu.
Lazaris, w książce The Sacred Journey pisze:
Krytycy koncepcji świadomego tworzenia rzeczywistości często występują z pytaniem: „Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?” Krytycy obruszają się, że byłoby to zachowanie pozbawione wrażliwości. Byłoby to zachowanie okrutne.
Tylko naiwny zwolennik metafizyki, w swoim zapale do jej obrony, dalby się wciągnąć w obronę tego hipotetycznego zachowania, które rzeczywiście byłoby pozbawione wrażliwości i okrutne. My proponujemy, aby prawdziwy metafizyk nie mówił osobie głodującej czy ofierze gwałtu nic o tworzeniu rzeczywistości – przynajmniej na początku. Najpierw trzeba uleczyć rany, a dopiero potem można mówić o metafizyce.
Wszyscy doświadczyliśmy cierpienia.
Jednym z zadań naszych ministrów (<-kliknij by dowiedzieć się co to znaczy ), naszego ego, jest zadbanie, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło.
Świadomość, że sami stworzyliśmy to cierpienie lub pozwoliliśmy na jego zaistnienie, daje nam ogromne poczucie wolności.
Ofiary przekonane są, iż istnieje niewielka szansa, aby zapobiec ponownemu cierpieniu.
Jak sugeruje Lazaris, jeżeli ktoś doświadczył cierpienia, najpierw powinien uleczyć rany fizyczne, mentalne i emocjonalne, a potem świadomie uznać to, co stało się w przeszłości i co dzieje się teraz. Następnie powinien przebaczyć innym i sobie – i dopiero wtedy zacząć tworzyć nowe życie.
Podstawowa zasada tworzenia własnej rzeczywistości może być zawarta w następujących słowach:
Osoba, która odczuwa skutek, jest tą samą osobą, która stworzyła przyczynę.
Niektórzy ludzie, kiedy po raz pierwszy dowiadują się o tworzeniu swojej rzeczywistości, są tym bardzo podekscytowani.
Jednak po jakimś czasie idea ta staje się jeszcze jedną teorią filozoficzną, która nie ma zastosowania w „rzeczywistym świecie”.
Być może będą o niej mówić, ale nie będą nią żyć. Dlaczego?
Wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojej mocy, ponieważ nie potrafi albo nie chce.
Korzyści z pozostawania ofiarą (zawsze jest ktoś, kto się mną zaopiekuje; ktoś, na kogo mogę zrzucić winę; kogo mogę kontrolować; nad kim mogę dominować) jawią się jako zbyt duże, aby z nich zrezygnować.
Osoby takie przestają żyć świadomie,zapominają o procesie samoobserwacji i o tym, że sami tworzą swoje życie.
Walka o więcej miłości, szczęścia i wolności w zewnętrznym świecie bierze się z przekonania, że nie wystarczy tych wartości dla wszystkich i że można je zdobyć tylko z zewnętrznych źródeł.
Na poziomie świadomym niedostatek ten odczuwamy jako brak uwagi, troski, czasu, pieniędzy, bezpieczeństwa i świadomości, że mamy moc tworzenia tego, czego pragniemy.
POŁĄCZMY SIĘ Z NASZYM WEWNĘTRZNYM ŹRÓDŁEM!
Pozostając w cyklu ofiary, tworzymy rzeczywistość w sposób nieświadomy.
W cyklu wolności tworzymy rzeczywistość świadomie.
Oprócz energii do życia, jaką czerpiemy z pożywienia, ciepła i kontaktu z innymi ludźmi, istnieje jeszcze jedno źródło energii. Można je opisać jako zbiorową świadomość wszystkich istot żywych i nieożywionych. Nazywamy ją również prawdziwym Ja. Jest to ta część nas samych, która łączy się z wszystkim, co jest. Tracimy to połączenie, kiedy:
• nie żyjemy w chwili obecnej, ponieważ jedno z pięciu przywiązań (porównanie, osądzanie, opór, utożsamianie się, analizowanie) odciąga nas od niej;
• uważamy, że celem naszego życia jest przetrwanie;
• ważniejsze od nas samych stają się różne rzeczy, wydarzenia czy związki z innymi ludźmi;
• wierzymy, że to, co wywołuje w nas lęk, jest prawdziwe.
Prawdziwe zrozumienie, że sami tworzymy swoją rzeczywistość, wymaga zrobienia trzech kroków:
Krok pierwszy: zaobserwowanie, że rzeczywiście tworzymy swoje życie.
Krok drugi: wzięcie odpowiedzialności za to, co tworzymy.
Krok trzeci gotowość do wykorzystania swojej mocy, aby świadomie stworzyć bardziej pozytywną rzeczywistość.
KROK PIERWSZY: UMIEJĘTNOŚĆ ZAOBSERWOWANIA, ŻE SAMI TWORZYMY SWOJE ŻYCIE
Krok pierwszy realizujemy przez regularną praktykę samoobserwacji. Jeżeli nie opanowałeś tego kroku i nie praktykujesz samoobserwacji regularnie, przerwij czytanie w tym momencie i przeczytaj raz jeszcze Wewnętrzne przebudzenie. Pominąłeś bardzo ważny krok. Cała książka Wewnętrzne przebudzenie poświęcona jest praktyce kroku pierwszego.
KROK DRUGI: WZIĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO, CO TWORZYMY
Kiedy przyjrzymy się tradycyjnym metodom rozwoju wewnętrznego, wydaje się, że niektóre z nich koncentrują się na obowiązkach i odpowiedzialności względem autorytetów zewnętrznych. Wypełnianie zewnętrznych reguł kojarzy się z posłuszeństwem w relacji dziecko i kochający lub karcący rodzic.
Taka postawa w życiu może prowadzić do, z jednej strony, zmagania się i poświęcenia, a z drugiej, do buntu. Poczucie obowiązku niesie ze sobą również poczucie winy i kary w przypadku nieposłuszeństwa czy niedopełnienia prawa.
Dlatego właśnie kara i nagroda pochodzące z zewnętrznego źródła stają się równoznaczne z obowiązkiem i odpowiedzialnością i bardzo łatwo na nich skupić całą swoją uwagę. Pozbawiamy się wtedy swojej wewnętrznej mocy.
Kiedy sięgniemy pamięcią wstecz do dzieciństwa, do sytuacji, w których coś „przeskrobaliśmy”, prawdopodobnie przypomnimy sobie, jak rodzice pytali: „Kto jest odpowiedzialny za to, co się stało?”.
Słowo „odpowiedzialność” kojarzyło się z winą.
Z reguły słowo to nigdy nie było używane w kontekście pochwały.
Nic więc dziwnego, że czujemy awersję – jeżeli nie fizyczną, to na pewno emocjonalną – do wszystkiego, co kojarzy się nam z odpowiedzialnością.
Cóż więcej mogłoby nam przynieść wzięcie odpowiedzialności niż tylko wspomnienia strachu, kary i rozżalenia?
Prawdziwa odpowiedzialność to umiejętność odpowiadania na swoje myśli, uczucia i sytuacje w chwili obecnej.
Wyobraź sobie, że idziesz drogą i mija cię człowiek, który mówi ci „dzień dobry”. Zamiast odpowiedzieć tymi samymi słowami na głos, odpowiadasz w myśli. Człowiek kręci głową, niedowierzając, że możesz być tak nieuprzejmy.
Twoja odpowiedź była niewłaściwa, ponieważ człowiek ten nie mógł jej usłyszeć. Właściwą odpowiedzią byłoby wypowiedzenie powitania na głos.
Ta prosta historia jest analogią do naszych często niewłaściwych odpowiedzi na to, co się nam przydarza. Zamiast dawać odpowiedź pochodzącą z chwili obecnej, reagujemy odczuciami z przeszłości. Jeżeli reagujemy na jakąś sytuację rozdrażnieniem emocjonalnym, oznacza to, że staramy się rozwiązać problem z dorosłego życia z pozycji zranionego dziecka.
Co powstrzymuje nas od wypowiedzenia „dzień dobry” w powyższej analogii? Z pewnością wiele rzeczy, a między innymi przyczyny na poziomie:
• mentalnym (przekonanie, że nie rozmawia się z obcymi),
• emocjonalnym (lęk przed ludźmi),
• fizycznym (niedosłyszenie).
Tak więc nasza umiejętność odpowiedzi na uczucie czy sytuację określa stopień naszej odpowiedzialności i świadomości w danym momencie.
Świadomość i prawdziwa odpowiedzialność są synonimami, jeżeli więc jesteśmy odpowiedzialni, będziemy też właściwie odpowiadać na sytuacje. Natomiast nieodpowiedzialność wynikająca z nieświadomości oznaczać będzie mechaniczne reakcje zamiast prawdziwych odpowiedzi i stawanie się ofiarą przeszłości.
Przyjęcie roli ofiary oznacza utknięcie w stereotypowych wzorcach zachowania, sabotujących nasze próby znalezienia miłości i szczęścia w chwili obecnej.
Kiedy pomimo użalania się nad sobą czy grania w typowe dla ofiary gry i tak jesteśmy ignorowani i odrzucani, popadamy w rozgoryczenie lub depresję, a potem wybieramy jedno z uzależnionych, ucieczkowych zachowań.
Stajemy się osobami mniej odpowiedzialnymi i czujemy, że nic na to nie można poradzić.
W takim momencie niektórzy mówią, że nie panują nad tym, co się dzieje, nic od nich nie zależy i nie potrafią stworzyć własnego życia.
Poczucie takie jest dla nich wystarczającym dowodem ich bezsilności i bycia ofiarą bezlitosnego świata.
Potrzebują więc lekarzy – którzy by ich uleczyli, przywódców – aby wskazali im drogę, partnerów – którzy by ich kochali, oraz guru i zbawicieli – aby ich wybawili.
W ten sposób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jeszcze bardziej pozbawiają się mocy i utwierdzają w roli ofiary
-Tymczasem nic ani nikt nie może nam odebrać mocy bez naszego pozwolenia.
My sami ją oddajemy w momencie kiedy opuszczamy bezpieczeństwo i pełnię chwili obecnej.
Kiedy ludzie pozbawiają się mocy, żyjąc na zasadzie uwarunkowanych reakcji, biorą na siebie fałszywą odpowiedzialność i obowiązek wobec uwarunkowań z przeszłości. Tłumią natomiast w sobie prawdziwą odpowiedzialność bycia twórczą istotą ludzką, uczestniczącą w naturalnym procesie ewolucji ludzkiej świadomości. Nie ma to oczywiście wielkiego wpływu na całokształt zmian we wszechświecie, jednak brak naszego świadomego udziału w tym procesie, opóźnia naszą drogę do poszerzenia świadomości i ponownego połączenia z naszym prawdziwym Ja.
Cierpienie i rola ofiary mogą być przydatnymi narzędziami w procesie budzenia się, ale kiedy ono nastąpi, nie mają już żadnej wartości.
MANIPULACJA NEW AGĘ
Niektóre osoby, które pierwszy raz zetknęły się z koncepcją tworzenia swojej rzeczywistości, wykorzystują ją do manipulowania innymi.
Mogą na przykład usprawiedliwiać swoje złe postępowanie wobec drugiej osoby w następujący sposób:
„Skoro ty tworzysz swoją rzeczywistość, mogę wyrządzić ci jakąś krzywdę, a ty nie możesz być na mnie zły, ponieważ sam stworzyłeś tę sytuację. Oznacza to, że nie muszę się przejmować twoimi skargami, iż moje zachowanie cię rani. Nie muszę zmieniać zachowania, ponieważ nie jest ono częścią mojej rzeczywistości”.
Takie podejście jest unikaniem odpowiedzialności za współżycie i współtworzenie rzeczywistości z Innymi ludźmi. Zamiast uczyć odpowiedzialności osobistej i nie przywiązywania się, uczy obojętności i zimnego przyglądania się z boku.
To prawda, że każdy tworzy swoją rzeczywistość, ale w rzeczywistości tej istnieją inni, tak jak my Istniejemy w życiu innych. W każdym momencie życia współtworzymy z innymi. Kiedy uświadomimy to sobie, możemy zrezygnować z fałszywych zobowiązań z przeszłości i stać się – już teraz – naprawdę odpowiedzialnymi wobec siebie i innych.
Nie musimy daleko szukać, aby znaleźć ludzi, którzy boją się wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ludzie tacy patrzą na świat jak na coś obcego i groźnego i nawet na sekundę nie przyjdzie im do głowy, że sami go stworzyli, łącznie ze swoim cierpieniem. Tworzą swoje piekło na ziemi, kierując się strachem i ukrytymi wzorcami myślenia, odczuwania i zachowania.
Zanim przejdziemy do kroku trzeciego, podsumujmy krok drugi następującą afirmacją:
Jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za świadome tworzenie każdego aspektu mojego życia.
KROK TRZECI: GOTOWOŚĆ DO WYKORZYSTANIA SWOJEJ MOCY. ABY ŚWIADOMIE TWORZYĆ PO-ZYTYWNĄ RZECZYWISTOŚĆ
To istotne zagadnienie jest tematem kolejnych części tej książki. Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę, zacznie się w nas proces transformacji strachu w miłość.
Będąc świadomi, że sami możemy zdecydować, jakich doświadczeń pragniemy, mamy wybór pomiędzy wyjściem z cyklu ofiary lub pozostaniem ofiarą.
Wybór jest oznaką wolności, a wolność polega na świadomym tworzeniu takich doświadczeń, jakich chcemy. Jeżeli wybieramy rolę ofiary, wiedząc równocześnie, że sami wszystko tworzymy, prawdopodobnie robimy to po to, aby manipulować innymi ofiarami, wciągającymi nas w swoją grę, która sama w sobie jest karą dla jej twórcy.
Przez większą część mojego życia czułem się ofiarą, aż do momentu, kiedy odkryłem moc wdzięczności. Spróbuj poczuć się ofiarą i równocześnie odczuwaj wdzięczność za cokolwiek w swoim życiu. Odkryjesz, że jest to niemożliwe.
Wdzięczność zdaje się wynosić nas ponad mentalność ofiary.
Pięknie napisała Peg Huxtable w swojej wspaniałej książce Words ofWisdom:
Małe dziecko spytało:
– Po co jesteśmy tutaj na ziemi, mamusiu?
– Aby pomagać innym – odpowiedziała mama.
– A po co są inni? – brzmiało następne pytanie.
Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni we wszechświecie i mamy na siebie nawzajem wpływ.
Ci, którzy skupiają się na walce o przetrwanie (rola ofiary), a nie na miłości, są częścią problemu, nie rozwiązania.
*
Za każdym razem, kiedy decydujemy się wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia i swoje życie, podnosimy wibrację życia i popychamy ewolucję do przodu.
Za każdym razem, kiedy wybieramy szczęście w chwili obecnej, nie tłumiąc uczuć, ale naprawdę dokonując świadomego wyboru, cały kosmos śpiewa z radości.
Jednak, czy ludzie naprawdę chcą nauczyć się odpowiadać (a nie reagować – przy p. tłum.}, żyć pełnią chwili obecnej i w rezultacie otrzymać szczęście i wolność? Richard Bach tak pisze w swojej niezwykłej książce Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mesjaszem.
A mistrz rzekł do nich:
– Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?
– Oczywiście, mistrzu! – krzyknął tłum. – Gdyby Bóg go o to prosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!
– Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?
– To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, Jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg – powiedzieli.
– A gdyby Bóg – zapytał ich mistrz – powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA DNI SWOICH BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?
A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego….
Richard Bach, Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mes/aszem, przei. Jerzy Jamiewicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996,s.19-21.
Fragmenty z : Colin Sisson – Podróż w głab siebie
Zobacz też
08 Wtorek Wrz 2009
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
niedziałanie, nirvana, nirwana, przeszłość, przyszłość, pustka, sen, teraźniejszość, tu i teraz, umysł, wolność, Świadomość
Nie działać? Nie mieć celów? Nie mieć punktów zaczepienia? Nie mieć o co walczyć? To najbardziej przerażająca myśl dla ludzkiego ego, ponieważ jawi się mu jako śmierć. Czy rzeczywiście?
————-————-————-————-————-——-
By otworzyć się na chwilę obecną, musimy zapomnieć o przeszłości i przyszłości. Musimy zapomnieć o doświadczeniu, wiedzy, poglądach i przekonaniach; o planach, dążeniach i celach. Haczyk tkwi w tym, że tak naprawdę, nie ma nic, co moglibyśmy robić, gdyż wszelkie działanie jest pomostem pomiędzy przeszłością a przyszłością.
Cały czas „robimy” coś, by „stać się” czymś innym. Nie jesteśmy zadowoleni z tego, co sobą przedstawiamy. Działanie i stawanie się daje nam większe poczucie ciągłości i stałości. Jednak jako że faktycznie nie jesteśmy stali (z czym zgadzają się i mistycy, i naukowcy) próbujemy osiągnąć coś, co jest niemożliwe. Nigdy nie możemy poczuć się bezpieczni, w takim sensie, w jakim dziś to bezpieczeństwo rozumiemy, ponieważ wszystko ulega ciągłym zmianom. Nie istnieje nic, czego można by się uchwycić.
Jeśli zastanowisz się, jak wygląda twój zwykły dzień, zauważysz, że prawie cały czas coś robisz lub, co również jest formą działania, o czymś myślisz. Głowę masz przepełnioną myślami o wszystkim, co „masz do zrobienia” – o obowiązkach zawodowych, opiece nad dzieckiem, zorganizowaniu wolnego czasu, pracach domowych itd. Nawet wyciszające zajęcia, jak czytanie czy spacer, również są formami działania, które zapełnia każdą lukę w twym życiu zasłaniając czającą się pustkę.
Otwarcie się na chwilę obecną jest bardzo trudne, ponieważ nie może mu przyświecać żaden cel. Cel to „wyznaczona rzecz do osiągnięcia, pożądany przedmiot”. Nie możemy otworzyć się na nowe, jeśli mamy w głowie jakiś zamierzony efekt, nawet jeśli jest on czymś najzupełniej „słusznym”, jak spokój czy jasność spojrzenia. Wszystko to, co nasz umysł jest w stanie zrodzić, może również zostać przezeń zniszczone. Nie może on zrodzić ani zniszczyć jedynie nowego i nieuwarunkowanego.
Jeśli nic nie możesz zrobić, by rozwiązać ten dylemat, to nic nie rób. Stan niepodejmowania żadnego działania jest jednak niezwykle rzadki. Polega on bowiem na bezwarunkowym i całkowitym braku kontrolowania i manipulowania; na akceptacji siebie i świata takiego, jaki w danej chwili jest, czy nam się on podoba czy nie. Innymi słowy, jest gotowością do zaakceptowania rzeczywistości. Jest trwaniem raczej niż stawaniem się.
Tylko kiedy prawdziwie się temu oddasz, prawdziwie otrzymasz. Z tej ciszy i pustki wyłonić się może ogromna siła transformacyjna. Kiedy umysł jest uciszony, żaden lęk, konflikt ani fragmentacja nie wyczerpuje twej energii, nie blokuje percepcji, nie wiąźe cię ze schematami przeszłości. Dzięki temu zyskujesz moźliwość okazania mądrości i twórczości.
Stajesz się w końcu wolny od przeszłości i zdolny do totalnej reakcji w każdym nowym momencie życia. Jeśli tego dokonasz, nic więcej nie pozostaje do zrobienia. Nie ma w tobie wątpliwości, poczucia winy, szeregu niedokończonych spraw do załatwienia. Nie martwiąc się o przyszłość, robisz dokładnie to, co jest dla twej przyszłości najlepsze – podejmujesz odpowiednie totalne działanie w teraźniejszości.
Życie każdą trwającą chwilą jest proste, spontaniczne i harmonijne. Jeśli robisz to, co naprawdę musisz zrobić, jest to z pewnością najlepsza rzecz dla ciebie i twego wszechświata. Twoje działanie jest pełne i, jako takie, pozbawione konfliktów.
Stajesz się otwarty na groźną i tajemniczą wspaniałość życia.
„Andy James – Świadome Ja”
————-————-————-————-————-——-
„Jeśli nie dostrzegasz TERAZ, wtedy popełniasz samobójstwo. Podporządkowujesz życie jakiemuś ideałowi? Wtedy twoje życie staje się martwą, powierzchowną rutyną. Bądź – i zapomnij o stawaniu się. Stawanie się to koszmarny sen.„
Osho
Post z serii: Przypomnienie
Powiązane posty
30 Czwartek Lip 2009
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Zen
inTagi
dojrzałość, emocje, Medytacja, młodość, Pema Cziedryn, Rozwój, starość, tu i teraz, uważność, wolność, wzrastanie, Świadomość, życie
Podróż duchowa wymaga wyjścia poza nadzieję i lęk, wymaga wkroczenia na niebezpieczne, nieznane terytorium i nieustannego podążania naprzód. Być może jest to najważniejszy aspekt rozwoju duchowego, bo zazwyczaj, dochodząc do granic swoich możliwości, czujemy się zagrożeni.
*
Zawsze jest coś, czego jeszcze możemy się nauczyć. Nie tak jak zadowoleni z siebie starcy, którzy się już poddali i nie podejmują żadnych wyzwań. W najmniej spodziewanym momencie wciąż możemy spotkać rozjuszonego psa!
*
Łagodniejemy dzięki czystej sile emocji – energii gniewu, energii rozczarowania czy energii lęku. To tłumienie ją wyostrza i zatruwa. Tymczasem jeśli nie zostanie ona ukierunkowana, może przeniknąć nasze serce i otworzyć nas. Wówczas odkrywamy stan wolny od ego. W tym momencie rozpadają się nawykowe schematy naszych zachowań. Osiągnięcie granic wytrzymałości jest jak odnalezienie drzwi do zdrowego umysłu
*
Można by się spodziewać, że świadomość własnych skłonności powinna sprawić, że znikną. Tak jednak się nie dzieje. Przez długi czas musimy zadowolić się jedynie świadomością ich istnienia. Ale jeśli jest ona wystarczająco głęboka, z czasem skłonności te same zaczną się wyczerpywać…
*
Aby pozostać w równowadze między uleganiem i odrzucaniem, musimy przyjmować bez wartościowania wszystkie pojawiające się myśli, pozwalając im po prostu przemijać i wciąż powracając do otwartości chwili obecnej.
*
Myśli się pojawiają, a my, zamiast je tłumić lub obsesyjnie do nich lgnąć, akceptujemy ich obecność bez oceniania i pozwalamy im odejść. W ten sposób powracamy do bycia tu i teraz.
*
W zrozumieniu naszej życiowej niewygody chodzi najpierw o to, by się do niej zbliżyć i ujrzeć ją wyraźnie, zamiast próbować się przed nią gorączkowo ochronić.
*
Jeśli naszym doświadczeniem jest przeświadczenie, że otwierają się przed nami jakieś perspektywy albo że jesteśmy ich zupełnie pozbawieni, to doświadczenie to takie właśnie będzie. Jeśli raz uda nam się zbliżyć do tego, co nas przeraża, a innym razem zupełnie nie jesteśmy w stanie tego zrobić, to właśnie to staje się naszym doświadczeniem.
*
Wystarczy obserwować, co się dzieje – to najlepsza nauka. Być w tym, co się wydarza, i nie oddzielać się od tego. Przebudzenie można odnaleźć w przyjemności i w bólu, w zagubieniu i w mądrości.
*
Słuchałam kiedyś mistrzów _zen_, którzy mówili o medytacji jako o gotowości do nieustannego umierania. Odnalazłam to tutaj: z każdym uchodzącym z nas i rozpływającym się wydechem pojawia się szansa, aby umarło to, co właśnie przeminęło. Odprężenie zamiast paniki.
*
Rinpocze proponuje, abyśmy podczas medytacji oznaczali swoje myśli etykietką „myślenie”. Medytowaliśmy zatem z uwagą skoncentrowaną na wydechu i nim się orientowaliśmy, już porywał nas świat naszych planów, zmartwień i fantazji. Świat złożony z myśli.
W momencie, gdy uświadamialiśmy sobie swoje rozproszenie, naszym zadaniem było powiedzieć sobie: „myślę!” i spokojnie powrócić do wydechu.
Oglądałam kiedyś pokaz tańca, który przedstawiał opisany powyżej proces.
Tancerz wszedł na scenę i usiadł w pozycji medytacyjnej. W ciągu kilku sekund ogarnęły go myśli pełne namiętności. Przechodził przez kolejne etapy, coraz bardziej poddając się emocjom, aż nieznaczne z początku przebłyski namiętności przybrały formę rozbuchanej erotycznej fantazji. Nagle rozległ się głos dzwoneczka i spokojny głos powiedział: „myślę!’ Tancerz usiadł zrelaksowany na powrót w pozycji medytacyjnej. Po chwili przedstawił taniec furii, którego początek wyrażał nieznaczne rozdrażnienie, koniec zaś był prawdziwą eksplozją. Potem był jeszcze taniec samotności, a po nim taniec ospałości. Za każdym razem w apogeum dzwonił dzwoneczek, a głos mówił: „myślę!” Chwile relaksacji stopniowo przedłużały się i miało się wrażenie, że siedzący tancerz trwa w stanie głębokiego, bezgranicznego spokoju.
*
Medytacja w żadnym wypadku nie ma służyć tłumieniu czegokolwiek ani też zachęcaniu do lgnięcia do czegokolwiek.
Allen Ginsberg używał określenia „zaskoczyć umysł”. Oto siadamy na poduszce i nagle pojawia się jakaś nieprzyjemna niespodzianka. W porządku, akceptujemy ją. Tego momentu nie wolno odrzucić! Należy z życzliwą uważnością rozpoznać go jako „myślenie” i pozwolić mu odejść. Po chwili pojawia się, dla odmiany, bardzo przyjemna myśl. W porządku, ją też akceptujemy. Także do takich chwil nie należy lgnąć, lecz ze współczuciem rozpoznać je jako „myślenie” i pozwolić im przeminąć.
*
Podczas tego typu praktyki, odkrywa się, że liczba niespodzianek może być nieskończona. Milarepa, najsłynniejszy tybetański jogin, stworzył przepiękne pieśni o tym, jak medytować. W jednej z nich mówi, że umysł tworzy więcej projekcji, niż jest drobinek kurzu w promieniu słońca. Medytując, możemy przestać walczyć z naszymi myślami i uświadomić sobie fakt, że uczciwość i humor są o wiele bardziej inspirujące i pomocne niż jakaś totalna duchowa wojna o coś lub przeciw czemuś.
*
Tak czy inaczej, ważne jest, by zamiast usiłować pozbyć się myśli, ujrzeć ich prawdziwą naturę. Myśli wodzą nas za nos, kiedy im ulegamy, ale ich istota jest niezmiennie podobna do snu. Są jak iluzja, nie ma w nich nic trwałego. Myśli są po prostu nietrwałym, przemijającym zjawiskiem.
*
W podejściu maitri, w odróżnieniu od innych metod radzenia sobie z kłopotami, nie chodzi o szukanie rozwiązania problemu. Nie usiłujemy za wszelką cenę usunąć cierpienia ani na silę stać się kimś lepszym. Porzucamy całkowicie kontrolę, pozwalając myślom i pojęciom rozpuścić się.
*
Powiedziano, że niemożliwe jest osiągnięcie oświecenia*, odczuwanie radości i zadowolenia, jeśli nie pozna się samego siebie i nawykowych schematów swoich zachowań.
*
Bolesna prawda jest taka, że kiedy odrzucamy coś lub kogoś, to zarazem praktykujemy odrzucenie. Kiedy zachowujemy się szorstko – praktykujemy szorstkość. Im częściej angażujemy się w tego rodzaju uczucia, tym stają się one w nas silniejsze. Jakie to smutne – stopniowo możemy zamienić się w ekspertów od zadawania bólu sobie i innym.
*
Nigdy nie jest za późno, by przyjrzeć się swojemu umysłowi. Zawsze możemy usiąść i pozwolić, by powstała przestrzeń dla wszystkiego, co się w nim pojawia.
Zbiór cytatów z książki: Pema Cziedryn – Kiedy Zycie nas przerasta.
Powiązane
• Przekraczanie granic a bariera lęku
23 Poniedziałek Mar 2009
Posted Refleksje nad życiem
inTagi
48 minut, mahavira, mahawira, nirvana, obserwacja, obserwator, osho, oświecenie, przebudzenie, tu i teraz, uwaga, uważność, Świadomość
Jeśli położysz przed sobą zegarek i będziesz patrzeć na sekundnik, zaskoczy cię to, że nie będziesz umiał obserwować zegarka nawet przez minutę.
Może ci się uda przez piętnaście sekund, może dwadzieścia, a po trzydziestu sekundach zapomnisz, że miałeś patrzeć na tę wskazówkę.
Zajmie cię jakaś myśl, a potem znowu przypomni ci się, że próbowałeś obserwować sekundnik. Skupienie swej uwagi nawet na minutę jest dość trudne, więc nie sądźcie, że od razu wam się uda.
Kiedy usiłujesz być świadomy wszystkich drobiazgów, jakie przynosi życie, powinieneś wiedzieć, że po wielokroć czegoś zapomnisz. Twoja uwaga odbiegnie daleko, a kiedy sobie zdasz z tego sprawę, poczujesz się winny. To rodzaj pułapki.
Jeżeli zaczniesz czuć się winnym, to nie uda ci się powrócić do ćwiczenia swojej uważności. Nie ma powodu by odczuwać winę. To naturalne. Nie musisz odczuwać skruchy, to naturalne i przydarza się każdemu, kto szuka. Tak się zwykle dzieje; nie daj się wpędzić w błędne koło poczucia winy, że nie potrafisz utrzymać uwagi nawet przez kilka chwil, że wciąż zapominasz.
Mistrz Dżainów Mahawira był pierwszym człowiekiem w historii, który stwierdził, że jeśli człowiek jest uważny i potrafi się na czymś skupić nieprzerwanie przez czterdzieści osiem minut, to dostąpi oświecenia; nikt mu w tym nie przeszkodzi.
Jedyne czterdzieści osiem minut… a przecież nawet przez czterdzieści osiem sekund jest trudno!
Dociera do nas tyle bodźców.
Żadnej winy, żadnej skruchy – w chwili, kiedy przypomnisz sobie, że przestałeś robić to, co robiłeś, po prostu wróć do przerwanej czynności. Nie płacz nad rozlanym mlekiem. To byłoby głupie.
To na pewno zabierze sporo czasu, ale w końcu zdasz sobie sprawę, że stajesz się coraz bardziej uważny. Może przez minutę, może przez dwie. l sprawi ci to tak wielką radość… ale nie popadaj w dumę, nie myśl, że masz za sobą jakiś etap. To stałoby się barierą. Kiedy ktoś się zgubi i uda mu się postawić maleńki kroczek w dobrym kierunku, to cieszy się, jakby już był w domu.
Kontynuuj wolno, cierpliwie. Nie ma żadnego pośpiechu – do twojej dyspozycji jest cała wieczność. Nie próbuj osiągnąć tego szybciej; brak cierpliwości nie pomoże.
Świadomość nie jest jak wiosenny kwiat – kwitnie przez sześć tygodni i znika. Świadomość jest jak libański cedr, który rośnie przez setki lat, ale trwa przez tysiąclecia wznosząc się dziesiątki metrów ku niebu.
Świadomość rośnie powoli, ale rośnie i dlatego trzeba wykazać się cierpliwością. Wraz z jej wzrostem zaczniesz odczuwać wiele rzeczy, których nigdy nie czułeś.
Przykładowo, zauważysz że w twoim ciele istnieje wiele napięć, których wcześniej nigdy nie dostrzegałeś, bo były dość delikatne.
Teraz, kiedy rozwija się twoja świadomość, zaczynasz odczuwać nawet te leciutkie napięcia. Czując napięcie w ciele – rozluźnij to miejsce. Jeśli twoje całe ciało jest odprężone, świadomość będzie rozwijać się szybciej, bo napięcia tworzą przeszkody.
Nie mam zamiaru radzić ci, żebyś porzucił swoje wady, stał się dobrym człowiekiem, poprawił swój charakter – jestem od tego bardzo daleki.
Twój charakter nie interesuje mnie ani trochę. Interesuje mnie twoja świadomość.
Im bardziej rozwija się twoja świadomość, tym wyraźniej zaczynasz dostrzegać, że śnisz nie tylko w nocy; nawet w ciągu dnia w twojej głowie snują się senne marzenia.
Są tuż pod powierzchnią twojego czuwania – przymknij oczy, a w każdej chwili będziesz mógł dostrzec jakiś sen przesuwający się jak obłok na niebie.
Jednak to, że twój stan czuwania nie jest jeszcze pełnią przebudzenia dostrzeżesz dopiero wtedy, gdy osiągniesz już pewien poziom świadomości. Zauważysz przepływające sny na jawie. Kiedy siadasz w fotelu, by chwilę odpocząć, marzenia senne natychmiast przejmują kontrolę. Zaczynasz myśleć, że zostaniesz prezydentem
kraju, albo że robisz jakieś wspaniałe rzeczy; wszystko jedno co. Jednocześnie wiesz, że wszystko o czym myślisz w tej właśnie chwili, jest nonsensem. Wiesz, że nie jesteś żadnym prezydentem, ale to marzenie senne ma w sobie coś takiego, że nawet wbrew tobie, wraca.
Świadomość odsłoni przed tobą wszystkie warstwy snu na jawie, i zaczną one znikać, tak jak znika ciemność, gdy wnosisz do pokoju zapaloną lampę.
Cokolwiek robisz – spacerujesz, siedzisz, jesz lub nawet jeśli nic nie robisz, a po prostu oddychasz, odpoczywasz, relaksujesz się na trawie – nigdy nie zapominaj, że jesteś Obserwatorem.
Osho, Świadomość – klucz do życia w równowadze
Powiązane posty
• Pierwszy krok do nirwany. Cytaty.
13 Piątek Mar 2009
Posted Medytacja, Zen, Świadomość
inTagi
budda, freud, jung, Medytacja, nadświadomość, obserwacja, osho, podświadomość, przebudzeni, przebudzenie, roboty, sen, tu i teraz, uważność, uśpieni, wyzwolenie, Świadomość
Przebudzenie, to droga do życia.
Głupiec śpi, tak jakby już dawno nie żył,
ale mistrz jest przebudzony i żyje wiecznie.
Obserwuje. Pojmuje.
Jakże jest szczęśliwy!
Gdyż widzi, że przebudzenie jest życiem.
Jakże jest szczęśliwy podążając ścieżką przebudzenia.
Z niezwykłą cierpliwością medytuje,
szuka wolności i szczęścia.
– Dhammapada, Gautama Budda
Żyjemy nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół nas. Tak, staliśmy się skuteczni w tym, co robimy. Jesteśmy tak efektywni, że nie potrzebujemy już być świadomi tego, co robimy. Wszystko stało się mechaniczne i automatyczne. Działamy jak roboty. Nie jesteśmy jeszcze ludźmi; jesteśmy maszynami.
George Gurdżijew powtarzał, że sposób w jaki człowiek egzystuje czyni z niego maszynę. Obraził tym wielu ludzi, bo przecież nikt nie lubi być nazywany maszyną. Maszyny lubią kiedy nazywa się je bogami; wtedy są zadowolone i dumne.
Gurdżijew zwykł nazywać ludzi maszynami i miał rację. Jeśli zaczniesz obserwować siebie, zauważysz jak mechanicznie się zachowujesz.
Rosyjski psycholog Pawłów i amerykański psycholog Skinner mają w dziewięćdziesięciu dziewięciu i dziewięciu dziesiątych procenta rację co do człowieka: wierzą oni, że człowiek jest niczym innym jak tylko piękną maszyną. Nie ma w nim duszy.
Uważam, że mają niemal stuprocentową rację; mylą się jedynie odrobinę. Ta odrobina to buddowie, ludzie przebudzeni. Ale można to im obu wybaczyć, ponieważ Pawłów nigdy nie spotkał żadnego buddy – spotykał tylko miliony robotów.
Skinner badał ludzi i szczury, i nie znalazł między nimi różnicy. Szczury to proste istoty, to wszystko; człowiek jest nieco bardziej skomplikowany.
Człowiek jest bardzo precyzyjną, a szczur bardzo prostą maszyną. Łatwiej jest badać szczury; właśnie dlatego psychologowie ciągle to robią. Badają szczury i wyciągają wnioski na temat człowieka – a ich konkluzje są prawie słuszne. Zwróćcie uwagę, że mówię „prawie„, bowiem ta jedna dziesiąta procenta obejmuje najistotniejsze zjawiska. Budda, Jezus, Mahomet – tych kilku przebudzonych ludzi to prawdziwi ludzie. Ale gdzie B. F. Skinner miałby znaleźć buddę? Z pewnością nie w Ameryce…
Pewien człowiek zapytał rabina:
– Dlaczego Jezus nie zdecydował, że urodzi się w dwu-dziestym wieku w Ameryce?
Rabin wzruszył ramionami i odpowiedział:
– W Ameryce? To byłoby niemożliwe. Po pierwsze, gdzie znajdziesz tu dziewicę? Po drugie, gdzie znajdziesz trzech mędrców?
Gdzie B. F. Skinner miałby znaleźć buddę? A nawet gdyby go znalazł, to jego tendencyjne nastawienie, uprzedzenia, nie pozwoliłyby mu go dostrzec. Obserwowałby swoje szczury. Nie rozumiałby niczego, czego szczury nie potrafią zrobić. A szczury nie medytują, nie stają się oświecone. Dla niego człowiek to tylko wyższa forma szczura.
Nadal uważam, że w odniesieniu do większości ludzi ma on rację; jego wnioski nie są fałszywe i buddowie zgodziliby się z nim w kwestii tak zwanej normalnej ludzkości. Normalna ludzkość jest pogrążona we śnie. Nawet zwierzęta nie śpią tak mocno.
Czy widziałeś jelenia w lesie – jaki jest skupiony, jak uważnie chodzi?
Czy widziałeś ptaka siedzącego na drzewie – jak mądrze obserwuje wszystko, co się dzieje dokoła? Idziesz w jego stronę – dopuszcza cię tylko na pewną odległość. Gdy przekroczysz niewidzialną granicę choć na jeden krok, odleci. Ma on pewien rodzaj świadomości swojego terytorium. Jeśli ktoś na nie wkroczy, staje się zagrożeniem.
Jeśli rozejrzysz się wokół, będziesz zdziwiony: człowiek wydaje się być najbardziej uśpionym zwierzęciem na ziemi.
Człowiek jest istotą upadłą. Takie właśnie jest znaczenie chrześcijańskiej przypowieści o upadku Adama, o jego wygnaniu. Dlaczego Adam i Ewa zostali wypędzeni z raju? Zostali wygnani, ponieważ zjedli owoc wiedzy. Ponieważ stali się umysłami i stracili swoją świadomość. Stając się umysłem, tracisz świadomość – rozum to uśpienie, rozum to hałas, rozum to mechaniczność. Jeśli staniesz się umysłem, stracisz świadomość.
Dlatego cała praca jaką trzeba wykonać, to pozostawienie umysłu i ponowne stanie się świadomością. Musisz pozbyć się wszystkiego, co zebrałeś w sobie jako wiedzę. To ona cię usypia; dlatego im większą wiedzę ma człowiek, tym bardziej jest pogrążony we śnie.
Ja również to zaobserwowałem. Nieskażeni cywilizacją mieszkańcy wioski są dużo bardziej uważni niż profesorowie uniwersytetów, czy mędrcy w świątyniach. Mędrcy hinduscy są jak papugi, pracownicy akademiccy na uniwersytetach są wypchani łajnem świętych krów, przepełnieni nic nieznaczącym szumem; umysły bez jakiejkolwiek świadomości.
Ludzie, którzy pracują otoczeni naturą – farmerzy, ogrodnicy, drwale – są dużo bardziej
świadomi niż ci, którzy funkcjonują na uniwersytetach jako dziekani, wicekanclerze, kanclerze.
Kiedy pracujesz z naturą, dostrzegasz jak uważna jest natura.
Drzewa są uważne; ich czujność jest zupełnie inna, ale są one bardzo uważne.
Są nawet naukowe dowody na ich uważność. Jeśli drwal przychodzi z siekierą w ręku i chce ściąć drzewa, to wszystkie, które go widzą, zaczynają drżeć. Są na to naukowe dowody; to nie jest żadna poetycka metafora, mówię o nauce. Teraz istnieją przyrządy pozwala-jące sprawdzić, kiedy drzewo jest zadowolone lub nie, kiedy się boi lub nie, kiedy jest smutne lub radosne. Gdy przychodzi drwal, wszystkie drzewa, które go wi-dzą, zaczynają drżeć. Zdają sobie sprawę, że zbliża się śmierć. A drwal jeszcze żadnego nie ściął, po prostu się zbliża…
[Przypis autorki bloga: O „drżeniu” drzew nie słyszałam, natomiast słyszałam o tym, że po ścięciu jednego drzewa, w promieniu około 100m wszystkie drzewa zaczynają produkować więcej żywicy, tak jakby szykując się do tego że też zostaną uderzone siekierą]
l jeszcze coś dziwnego, dużo bardziej dziwnego – jeśli drwal jedynie przechodzi, bez zamiaru ścięcia drzewa, wtedy żadne drzewo nie odczuwa strachu. A to ten sam drwal i ta sama siekiera. Wydaje się, że to intencja ścięcia wpływa na drzewa. Oznacza to, że jego zamiar został zrozumiany, odkodowany przez drzewa.
l jeszcze jedna rzecz została naukowo zaobserwowana: jeśli pójdziesz do lasu i zabijesz zwierzę, to nie tylko świat zwierząt będzie tym poruszony, ale także drzewa. Jeśli zabijesz jelenia, wszystkie jelenie znajdujące się w pobliżu poczują drgania wywołane przez mordercę, staną się smutne, rozdygotane. Nagle zaczną się bać, bez żadnego konkretnego powodu. Mogły nie widzieć śmierci jelenia, ale w jakiś delikatny sposób wywarła ona wpływ – odczuły to intuicyjnie.
Nie tylko jelenie to odczuwają – odczuwają także drzewa, papugi, tygrysy, orły, trawa i liście.
Pojawił się morderca, doszło do zniszczenia, zaistniała śmierć – wszystko wokół zostało tym poruszone. Wydaje się, że człowiek jest najbardziej ze wszystkich istot pogrążony we śnie…
Nad sutrami Buddy trzeba głęboko medytować, trzeba je wchłonąć, podążać za nimi.
On mówi:
Przebudzenie to droga do życia.
Żyjesz tylko w takim stopniu, w jakim jesteś świadomy.
Świadomość odróżnia śmierć od życia. Nie dlatego jesteś żywy, że oddychasz, nie dlatego jesteś żywy, że bije twoje serce. Fizycznie możesz być podtrzymywany przy życiu, bez żadnej świadomości. Twoje serce będzie bić, a ty będziesz oddychać. Można cię podłączyć do mechanizmów i pozostaniesz żywy przez wiele lat – żywy w sensie oddychania, bicia serca, krążenia krwi.
W szpitalach krajów rozwiniętych wegetuje wielu ludzi, ponieważ najnowsza technologia umożliwia przesunięcie terminu śmierci – można być podtrzymywanym przy życiu przez całe lata. Jeśli to nazywasz życiem, to możesz się utrzymywać przy życiu. Ale to nie jest życie.
Wegetować to nie to samo co żyć.
Buddowie mają inną definicję.
Ich definicja zawiera w sobie świadomość. Nie mówią, że żyjesz ponieważ możesz oddychać, że żyjesz ponieważ twoja krew krąży.
Ich zdaniem żyjesz kiedy jesteś świadomy. Więc poza przebudzonymi jednostkami, nikt tak naprawdę nie żyje. Jesteś trupem – chodzącym, rozmawiającym, wykonującym pewne rzeczy – jesteś robotem.
Budda mówi, że przebudzenie jest drogą do życia.
Stań się bardziej świadomy a poczujesz w sobie więcej życia. A życie jest Bogiem – nie ma innego Boga. Dlatego Budda mówi o życiu jako o świadomości. Życie jest celem samym w sobie, a świadomość metodą, sposobem aby ten cel osiągnąć. Głupiec śpi…
A wszyscy śpią, więc wszyscy są głupcami.
Nie czuj się urażony.
Fakty muszą być podawane takimi, jakie są. Funkcjonujesz jak we śnie; dlatego ciągle się potykasz, dlatego robisz rzeczy, których wcale nie chcesz robić.
Robisz rzeczy, których zdecydowałeś nigdy nie robić. Robisz rzeczy, o których wiesz, że nie są słuszne i nie robisz tego, co wiesz, że jest dobre.
Nie potępiaj się, ponieważ to zwykła strata czasu.
Nigdy nie żałuj tego co było w przeszłości!
Żyj w chwili obecnej.
Jak to możliwe?
Dlaczego nie możesz iść prosto? Dlaczego błądzisz po bezdrożach? Dlaczego schodzisz na manowce?
Poobserwuj swoje życie – wszystko co robisz jest pogmatwane, niepewne. Brak ci przejrzystości, brak spostrzegawczości. Nie jesteś uważny.
Nie widzisz i nie słyszysz – masz uszy aby słuchać, ale nie ma w tobie nikogo, kto rozumiałby to, co do ciebie dociera.
Masz oczy aby patrzeć, ale nikogo w tobie nie ma.
Tak więc twoje uszy słyszą a oczy widzą, ale niczego nie rozumiesz. Na każdym kroku potykasz się, na każdym kroku robisz coś nie tak.
l wciąż wydaje ci się, że jesteś świadomy.
Odrzuć to wyobrażenie.
Będzie to duży skok, duży krok, ponieważ gdy odrzucisz przekonanie: „Jestem świadomy”, zaczniesz szukać dróg i sposobów, aby się takim stać.
Toteż niech wreszcie dotrze do ciebie to, że śpisz, jesteś całkowicie pogrążony we śnie.
Współczesna psychologia odkryta parę rzeczy, które mają ogromne znaczenie; mimo iż zostały one odkryte drogą umysłu, stanowią dobry początek. Jeśli odkryto je rozumem, to prędzej czy później, zacznie się ich również doświadczać w egzystencji.
Freud jest wspaniałym pionierem; daleko mu do bycia buddą, ale i tak odegrał wielką rolę, ponieważ jako pierwszy doprowadził do zaakceptowania przez większą część ludzkości tezy, że w człowieku ukryta jest również nieświadoma część. Świadomy umysł stanowi jedynie jedną dziesiątą; część nieświadoma jest od niego dziewięć razy większa,
Uczeń Freuda, Jung, poszedł jeszcze dalej, nieco głębiej i odkrył zbiorową nieświadomość. Zbiorowa nieświadomość znajduje się za nieświadomością jednostkową. Teraz potrzeba kogoś, kto odkryłby jeszcze jedną rzecz, która również istnieje i mam nadzieję, że prędzej czy później badania psychologiczne przyczynią się do jej odkrycia.
Jest nią kosmiczna nieświadomość. Nauczali o niej buddowie.
Im stajesz się uważniejszy, tym bardziej maleje w tobie pośpiech. Stajesz się pełen wdzięku. Gdy obserwujesz, twój trajkoczący umysł rozmawia mniej, ponieważ energia, która bya wykorzystywana do trajkotania zmieniła się i stała uwaga – ale to ta sama energia!
Możemy więc mówić o umyśle świadomym – bardzo kruchej i niewielkiej części nas. Za świadomością znajduje się umysł podświadomy – tajemniczy, możesz usłyszeć jego szepty ale nie możesz go poznać. On zawsze tam jest, tuż za świadomością. Pociąga za jej sznureczki. Trzecim umysłem jest nieświadomość umysłowa, która ujawnia się tylko we śnie lub kiedy bierzesz narkotyki. Dalej, zbiorowa nieświadomość jednostkowa. Doświadczasz jej tylko wtedy, gdy zagłębisz się w swój nieświadomy umysł; wtedy odkrywasz zbiorową nieświadomość. A jeśli pójdziesz jeszcze dalej, jeszcze głębiej, dotrzesz do kosmicznej nieświadomości.
Jest nią natura. Zbiorowa nieświadomość to wszystko, co ludzkość przeżyła aż do dzisiejszego dnia; jest częścią ciebie.
Nieświadomość to coś indywidualnego, co stłumiło w tobie społeczeństwo, czego nie pozwolono ci wyrazić. Dlatego przychodzi tylnymi drzwiami w nocy, we śnie.
A świadomy umysł… będę nazywał go tak zwanym świadomym umysłem, ponieważ taka jest prawda.
Jest tak niewielki, jest zaledwie przebłyskiem, ale mimo to jest ważny. W nim znajduje się nasionko. Zawsze jest ono małe, jednak ma w sobie ogromny potencjał. Dzięki niemu otwiera się nowy wymiar.
Tak jak Freud otworzył wymiar poniżej świadomości, tak Sri Aurobindo otworzył wymiar powyżej świadomości. Obaj są jednymi z najważniejszych ludzi naszych czasów. Obaj to intelektualiści, żaden nie jest przebudzony, ale obaj oddali ludzkości ogromną przysługę. Rozumowo uświadomili nam, że nie jesteśmy tak mali jak to się wydaje z zewnątrz, że pod powierzchnią ukryta jest zarówno ogromna głębia jak i niebotyczne góry.
Freud zapuszczał się w głębiny a Sri Aurobindo starał się zdobywać szczyty. Ponad naszym tak zwanym świadomym umysłem znajduje się prawdziwy świadomy umysł; można go odkryć jedynie dzięki medytacji. Gdy do zwykłej świadomości doda się medytację, gdy zwykłą świadomość połączy się z medytacją, to stanie się ona prawdziwie świadomym umysłem.
Ponad prawdziwie świadomym umysłem znajduje się umysł nadświadomy. Medytując widzisz jego przebłyski. Medytacja to błądzenie w ciemności. Owszem otwiera się kilka okien, ale i tak ciągle upadasz. Nadświadomość to samadhi – osiągnąłeś krystaliczną percepcję, osiągnąłeś zintegrowaną świadomość.
Teraz nie możesz spaść poniżej; ona jest już twoja. Pozostanie z tobą nawet we śnie.
Poza nadświadomością znajduje się zbiorowa nadświadomość; w religiach znana jest pod nazwą „Boga”.
A poza zbiorową nadświadomością mamy kosmiczną nadświadomość, która wychodzi nawet ponad bogów. Budda nazywa ją nirwaną, Mahawira mówi na nią Kaivalya, mistycy hinduscy nazywają ją moksha; ty możesz nazywać ją prawdą.
Istnieje więc dziewięć stanów twojej istoty. A ty żyjesz w jakimś małym kącie swojego ja – w maleńkim świadomym umyśle. To tak jakby ktoś miał pałac, całkowicie o nim zapomniał i żył na werandzie myśląc, że to wszystko, co posiada.
Freud i Sri Aurobindo to intelektualni giganci, pionierzy, filozofowie, ale obaj jedynie zgadują. Zamiast uczyć studentów o filozofach takich jak Bertrand Rus-sell, Alfred North Whitehead, Morfin Heidegger, Je-an-Pauł Sartre powinni raczej uczyć ich o Sri Aurobindo, ponieważ jest on najwybitniejszym filozofem swojej epoki. Ale jest on całkowicie lekceważony i ignorowany przez świat akademicki. A powodem jest to, że samo czytanie Sri Aurobindo sprawi, że zrozumiesz, iż jesteś nieświadomy.
On nie jest jeszcze buddą, ale i tak wprawi cię w zakłopotanie. Jeśli ma rację, to co właściwie robisz? Dlaczego nie poznajesz wyżyn swojego ja?
Jedyna rzecz jakiej trzeba się nauczyć to uwaga.
Obserwuj!
-Obserwuj każdą rzecz, którą robisz.
-Obserwuj każdą myśl, jaka przepłynie ci przez głowę.
-Obserwuj każde pragnienie, które przejmuje nad tobą kontrolę.
-Obserwuj nawet najmniejsze gesty – chodzenie, rozmowę, jedzenie, kąpiel.
-Obserwuj wszystko. Niech każda czynność stwarza ci szansę do obserwacji.
Nie jedz mechanicznie, nie opychaj się – bądź uważny. Przeżuwaj dokładnie i z uwagą… a zdziwisz się, jak wiele do tej pory traciłeś, ponieważ każdy kęs da ci ogromną satysfakcję. Jeśli będziesz jadł z uwagą, jedzenie stanie się smaczniejsze. Nawet bardzo zwyczajne potrawy smakują lepiej, kiedy jesteś uważny; a jeśli nie jesz z uwagą, to możesz próbować najsmaczniejszego jedzenia i nie będzie ono miało smaku, ponieważ nie ma nikogo kto obserwuje. Po prostu się napychasz.
Jedz powoli, z uwagą; każdy kęs musi być dokładnie przeżuty, posmakowany.
Wąchaj, dotykaj, czuj bryzę i promienie słońca.
Patrz na księżyc i stań się wyciszonym zbiornikiem świadomości, a księżyc odbije się w tobie jako coś niezwykle pięknego.
Początek książki : Osho, Świadomość – Klucz do życia w równowadze
Powiązane:
• Zahipnotyzowana, śpiąca ludzkość
• Czy można przebudzić innego człowieka? Historia Ethel.
• Historia pewnego przebudzenia
28 Sobota Lu 2009
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Świadomość
inTagi
człowieczeństwo, Jiddu Krishnamurti, Krishnamurti, Medytacja, nawyki, podróż, samoobserwacja, tu i teraz, uwaga, wolność, Świadomość
Jiddu Krishnamurti, Wstęp do książki „Wolność od znanego”, 1969
W ciągu wieków człowiek szukał czegoś poza sobą, poza materialnym dobrobytem czegoś, co nazywamy prawdą, Bogiem czy rzeczywistością w jej stanie pozaczasowym, czegoś, czego nie mogą zakłócić niesprzyjające okoliczności, myśli czy ludzkie zepsucie.
Człowiek zawsze zadawał sobie pytanie: czym jest wszystko wokół? Czy życie ma w ogóle jakiś sens? Widząc nieustanny chaos, brutalność, rewolucje i wojny, nie mające końca rozłamy na tle religijnym, ideologicznym i narodowym, człowiek pyta z poczuciem głębokiego niepokoju: co należy czynić? Czym jest to, co nazywamy życiem? Czy istnieje coś poza nim? I nie znajdując tej bezimiennej rzeczy, która ma tysiące imion i która od wieków stanowi przedmiot ludzkich poszukiwań, żywi wiarę wiarę w zbawiciela lub jakiś ideał. Wiara zaś jest źródłem przemocy.
W tej ciągłej walce, zwanej przez nas życiem, staramy się ułożyć kodeks postępowania zgodny z obyczajami społeczeństwa, w którym się wychowaliśmy, komunistycznego czy innego. Jako hindusi, muzułmanie, chrześcijanie przyjmujemy wzory zachowania zgodne z naszą tradycją. Oglądamy się za kimś, kto by nam powiedział, co wypada, a czego nie wypada robić, która myśl jest słuszna, a która błędna. Skoro reagujemy automatycznie, kierując się takim wzorcem zachowania i myślenia, to stajemy się jakby mechanizmami społecznymi. Na sobie samych możemy to zresztą bardzo łatwo zaobserwować.
Od stuleci karmią nas gotową wiedzą nauczyciele, święci, autorytety i dzieła. Prosimy: „Powiedz nam wszystko o tym, co znajduje się za górami, co znajduje się poza ziemią?”, a otrzymana odpowiedź i opisy zadowalają nas. Oznacza to, że żyjemy słowami, a życie nasze jest jałowe i puste. Żyjemy jakby „z drugiej ręki”; żyjemy tym, co nam ktoś powiedział; żyjemy, kierując się swymi przekonaniami lub będąc pod przymusem sytuacji, jaką tworzy nasze środowisko. Jesteśmy wynikiem wszelkiego rodzaju wpływów i nie ma w nas niczego nowego, niczego oryginalnego, pierwotnego i jasnego.
W ciągu całej historii religii jej przywódcy zapewniali nas, że jeżeli będziemy dopełniać pewnych obrzędów, powtarzać pewne modlitwy lub mantry, stosować pewne rytuały, tłumić pragnienia, kontrolować myśli, wyciszać namiętności, ograniczać swe apetyty i powstrzymywać się od zaspokajania seksualnych pragnień, to dzięki takiemu umartwieniu umysłu i ciała znajdziemy coś poza samym życiem. To właśnie czyniły w ciągu wieków miliony tak zwanych religijnych ludzi, już to żyjąc w odosobnieniu na pustyniach, w górach, w jaskiniach albo wędrując od wsi do wsi z żebraczymi miseczkami, już to grupowo skupiając się w klasztorach i zmuszając swoje umysły do uznania jakiegoś ustalonego wzorca myślenia. Ale umysł udręczony, umysł złamany, umysł, który pragnie uciec od wszelkiego zgiełku, który wyrzekł się zewnętrznego świata i z powodu dyscypliny i konformizmu stał się tępy -jeżeli taki umysł, choćby najdłużej szukał, cokolwiek znajdzie, to znajdzie to tylko na miarę własnego zniekształcenia.
Aby więc odkryć, czy poza tą niespokojną, występną, opartą na współzawodnictwie egzystencją istnieje coś jeszcze moim zdaniem trzeba podejść do sprawy całkiem odmiennie. Tradycyjne podejście zwraca się od obwodu ku środkowi, by stopniowo, poprzez ćwiczenia i wyrzeczenia, w miarę upływu czasu człowiek mógł docierać do owego kwiatu wewnętrznego, owego wewnętrznego piękna i miłości. W rzeczywistości czyni on wszystko, aby stać się ciasnym, małym i tępym. Oczyszczając się po trosze, powoli korzysta z czasu, który będzie przecież jutro czy w następnym życiu, aż w końcu dochodzi do środka. Okazuje się, że nie ma tam nic, ponieważ jego umysł stał się niezdolny, tępy i niewrażliwy. Obserwując ten proces, zastanawiamy się, czy nie istnieje jakieś całkiem odmienne podejście do zagadnienia: czy nie można zacząć od środka?
Świat przyjmuje i stosuje tradycyjne podejście. Pierwotną przyczyną bezładu w nas jest szukanie rzeczywistości przez kogoś nam obiecanej; idziemy mechanicznie za kimś, kto zapewnia nam wygodne życie duchowe. Jest to niezwykle dziwne, że choć większość z nas przeciwstawia się tyranii politycznej czy wszelkiej formie dyktatury, w tym wypadku przyjmujemy cudzy autorytet i poddajemy się tyranii, by zwichnąć swój umysł i wykrzywić swą drogę życia. Jeśli jednak całkowicie odrzucimy (i to aktywnie, a nie tylko rozumowo) wszelkie tak zwane autorytety duchowe, wszelkie obrzędy, rytuały i dogmaty, to stwierdzimy, że znajdujemy się w konflikcie ze społeczeństwem, tracimy szacunek społeczny. Ale zasługująca na szacunek istota ludzka nie może żadną miarą zbliżyć się do rzeczywistości, która jest nieskończona i niezmierzona.
Zaczynacie więc od zaprzeczenia czegoś, co jest absolutnie fałszywe od odrzucenia tradycyjnego podejścia. Jeśli jednak odrzucenie to jest tylko swego rodzaju reakcją, natychmiast stworzycie sobie nowy wzorzec, który znowu zamknie was w pułapce. Jeżeli powiecie sobie w głębi ducha, że odrzucenie tradycyjnego podejścia jest świetnym pomysłem, ale nic więcej w tej sprawie nie zrobicie, to nie będziecie mogli pójść naprzód. Jeśli natomiast odrzucicie tradycyjne podejście, ponieważ dotarło do was, że jest bezsensowne, jeżeli odrzucicie je z pełnym zrozumieniem, ponieważ jesteście wolni i nie boicie się tego zrobić, to tym samym stworzycie w sobie i dookoła was chaos, ale będziecie mogli wydostać się z pułapki, jaką stanowi ludzkie poważanie. Wtedy odkryjecie, że już dłużej nie trzeba szukać. A to jest pierwsza umiejętność, jaką trzeba zdobyć: nie szukać. Bowiem kiedy szukacie, tak naprawdę „oglądacie tylko wystawy sklepowe”.
Na pytanie o to, czy istnieje Bóg, prawda, rzeczywistość jakkolwiek zechcecie nazwać problem, który was dręczy nie udzielą wam odpowiedzi ani księgi, ani kapłani, ani filozofowie czy zbawiciele. Oprócz was samych nikt i nic nie odpowie wam na to pytanie, dlatego też musicie poznać siebie. Niedojrzałość polega jedynie na zupełnej nieznajomości siebie. Zrozumienie samego siebie jest początkiem mądrości.
A czymże jest każdy z was, czym jest indywidualne ja? Sądzę, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy istotą ludzką a indywidualną jednostką. Indywidualna jednostka jest ściśle zlokalizowana, żyje w konkretnym kraju, przynależy do określonej kultury, określonego społeczeństwa i określonej religii. Istota ludzka jako taka nie jest umiejscowiona. Jest wszędzie. Jeżeli indywidualna jednostka działa tylko w ściśle określonym zakątku ogromnego pola życia, to tym samym jej działalność nie jest powiązana w pełni z całością. Toteż należy pamiętać, że mówimy tu o całości, a nie o części, gdyż w tym, co większe, mieści się to, co mniejsze, a nie odwrotnie. Indywidualna jednostka jest drobną, słabo wyposażoną i sfrustrowaną istotą, która zadowala się swymi małymi bogami i małymi tradycjami, natomiast istota ludzka interesuje się powszechnym dobrobytem, powszechną nędzą i powszechnym zamętem w świecie.
My, ludzkie istoty, jesteśmy tacy, jakimi byliśmy przez miliony lat: chciwi, zawistni, agresywni, zazdrośni, niespokojni i zrozpaczeni, czasami z przebłyskami radości czy miłości. Jesteśmy prawdziwą mieszaniną nienawiści, strachu i łagodności; jest w ,nas jednocześnie i przemoc, i pokój. Dokonano zewnętrznego postępu od wozu zaprzężonego w woni do odrzutowca, ale pod względem psychologicznym człowiek nie zmienił się. Strukturę społeczeństwa na całym świecie tworzą ludzie, a zewnętrzna struktura społeczeństwa jest rezultatem wewnętrznej, psychologicznej struktury naszych ludzkich powiązań, gdyż poszczególna jednostka jest wynikiem całego doświadczenia, wiedzy i postępowania człowieka. Każdy z nas jest magazynem całej przeszłości. Jednostka jest człowiekiem, a ten całą ludzkością. Cała historia człowieka jest w nas zapisana.
Zaobserwujcie, co się obecnie dzieje w was i poza wami, w otaczającej was kulturze konkurencji w kulturze, w której ludzie pragną władzy, stanowiska, prestiżu, nazwiska, sukcesu i wszystkiego, co się z tym łączy. Obserwujcie osiągnięcia, z których jesteście tak dumni to całe pole zwane przez was życiem. Występuje w nim konflikt w każdej formie międzyludzkich stosunków, konflikt rodzący nienawiść, antagonizm, brutalność i nie kończące się wojny. To pole, owo życie, jest wszystkim, co znamy, a że nie jesteśmy w stanie zrozumieć wielkiej walki o byt, tym samym boimy się jej i uciekamy przed nią na wszelkie subtelne sposoby. Trwoży nas też nieznane: boimy się śmierci, obawiamy się tego, co czeka nas po dniu jutrzejszym. Boimy się tego, co znamy, i zarazem tego, co nie jest nam znane. Takie jest nasze codzienne życie i nie ma w nim nadziei. Dlatego każda odmiana filozofii, każda koncepcja religijna jest tylko ucieczką od aktualnej rzeczywistości, od tego, co jest.
Wszystkie zewnętrzne formy zmian spowodowanych przez wojny, rewolucje, reformacje, prawa i ideologie zawiodły całkowicie, jeśli wziąć pod uwagę problem zmiany zasadniczej natury człowieka, a tym samym społeczeństwa. Jako istoty ludzkie żyjące w niewiarygodnie potwornym świecie, postawmy sobie pytanie: czy to społeczeństwo oparte na współzawodnictwie, brutalności i strachu może mieć kres? Mam na myśli nie intelektualną koncepcję, nie nadzieję, lecz bezwzględny stan: świeży, odnowiony i niewinny umysł tego społeczeństwa, dzięki któremu można by stworzyć całkiem odmienny świat. Sądzę, że może do tego dojść tylko wtedy, gdy każdy z nas przyjmie do wiadomości zasadniczy fakt: my, jako jednostki, jako ludzkie istoty, jesteśmy całkowicie odpowiedzialni za obecny stan świata, i to niezależnie od tego, w jakiej części świata żyć nam wypadło i do jakiej kultury przynależymy.
Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za każdą wojnę, gdyż sami jesteśmy agresywni, egoistyczni, przepojeni szowinizmem, ideologiami i uprzedzeniami. To wszystko nas dzieli. Stanowimy cząstkę tego potwornego społeczeństwa wraz z jego wojnami, podziałami, szpetotą, brutalnością i zazdrością, ponieważ przyczyniamy się do tego wszystkiego naszym codziennym życiem. Dopiero wtedy zaczniemy działać, gdy zdamy sobie sprawę i to nie rozumowo, ale naprawdę, tak jak rozpoznajemy, że jesteśmy głodni lub że cierpimy z powodu bólu iż jesteśmy odpowiedzialni za cały istniejący chaos, za wszelką nędzę całego świata.
Cóż jednak istota ludzka może uczynić, co możecie wy albo ja uczynić, by stworzyć całkiem odmienne społeczeństwo? Pytanie jest zasadnicze. Czy w ogóle można cokolwiek zrobić? Co my możemy zrobić? Czy ktoś nam to powie? Ludzie nam to mówili. Tak zwani przywódcy duchowi, którzy rzekomo rozumieją te sprawy lepiej od nas, mówią nam to, starając się wcisnąć nas w nowy schemat i podług niego ukształtować. Niedaleko nas to zaprowadziło.
Przemądrzali i uczeni ludzie również mówili swoje, lecz to nie posunęło nas o wiele dalej. Mówi się nam, że wszelkie ścieżki prowadzą do prawdy ścieżki, którymi dążą hindusi, chrześcijanie czy muzułmanie że wszystkie one wiodą do tej samej bramy. Jeżeli spojrzeć na to trzeźwo, jest to oczywistą niedorzecznością. Do prawdy nie wiodą żadne ścieżki, bo to jest pięknem prawdy, że jest ona żywa.
Ścieżka może prowadzić do rzeczy martwej, gdyż rzecz martwa tkwi w jednym miejscu, jest statyczna. Gdy ujrzycie, że prawda jest czymś żywym, poruszającym się, nie znającym spoczynku, że nie ma ona świątyni, meczetu czy kościoła, że nie może was do niej zaprowadzić żadna religia, żaden nauczycie!, żaden filozof, nikt w ogóle, wtedy też zrozumiecie, że żywym elementem prawdy jest to, czym obecnie jesteście wasz gniew, wasza brutalność, wasza przemoc, rozpacz, cierpienie i smutek. Zrozumienie tego wszystkiego jest prawdą i możecie ją pojąć tylko wtedy, gdy dowiecie się, jak należy na te problemy w waszym życiu patrzeć. Nie można tego ujrzeć przez pryzmat ideologii, słów, uczucia nadziei czy strachu.
Widzicie więc, że nie możecie się na nikim oprzeć. Nie ma przewodnika, nie ma nauczyciela, nie ma autorytetu. Jesteście tylko wy wasz stosunek do innych ludzi i do świata poza tym nie ma nic. Zrozumienie tego albo wywoła w was wielką rozpacz, z której zrodzi się cynizm i rozgoryczenie, albo też spoglądając prosto w twarz rzeczywistości, ujrzycie, że nikt inny, tylko wy jesteście odpowiedzialni za świat, za siebie samych, za to, co myślicie, co czujecie i co robicie. Zniknie wtedy wszelkie litowanie się nad sobą. Zazwyczaj bowiem dobrze się czujemy, mogąc zrzucić winę na innych ludzi, a jest to tylko forma litowania się nad sobą samym.
Czy potrafimy więc, wy i ja, dokonać w sobie bez jakiegokolwiek zewnętrznego wpływu, bez przekonywania, bez strachu przed karą dokonać w samej treści naszej istoty całkowitej rewolucji, przeobrażenia, tak abyśmy już nie byli brutalni, gwałtowni, współzawodniczący, niespokojni, lękliwi, zazdrośni, zawistni, ale byśmy byli wolni od przejawów swej natury zbudowanej przez zepsute społeczeństwo, w którym toczy się nasze codzienne życie?
Trzeba przyjąć na samym początku, że nie próbuję tu sformułować żadnej filozofii ani teologicznej konstrukcji pojęć czy religijnych koncepcji. Wszelkie ideologie wydają mi się idiotyczne. Ważna jest nie filozofia życia, ale obserwacja tego, co się obecnie w naszym codziennym życiu dzieje. Jeżeli będziecie bardzo dokładnie obserwować i badać to, co się dzieje, przekonacie się, że życie opiera się na intelektualnej koncepcji i że intelekt nie stanowi całego pola istnienia; jest tylko jego fragmentem. Fragment zaś, choćby jak najprzemyślniej układany obok innych, choćby obciążony najbardziej starożytną tradycją, pozostaje nadal tylko drobną cząstką bytu, a my mamy do czynienia z całością życia. Widząc, co dzieje się na świecie, zaczynamy pojmować, że nie ma granicy pomiędzy zewnętrznym a wewnętrznym procesem jest tylko jeden jednolity proces. Jest on całkowitym, pełnym ruchem: ruchem wewnętrznym, który wyraża się na zewnątrz, i zewnętrznym, który oddziałuje z kolei na wewnętrzny. Wydaje się, że trzeba tylko umieć na to spojrzeć, jeśli bowiem umiemy patrzeć, to cała sprawa staje się bardzo jasna. Patrzenie zaś nie wymaga ani filozofii, ani nauczy cielą. Nie potrzeba wam nikogo, kto by mówił, jak należy patrzeć.
Po prostu patrzycie.
Czy potraficie widząc ten wizerunek, widząc go nie jako słowa opisu, ale w rzeczywistości przeobrazić siebie łatwo i spontanicznie? To jest moment decydujący. Czy można przeprowadzić pełną rewolucję w psychice człowieka?
Zastanawiam się, jaka jest wasza reakcja na to pytanie. Możecie powiedzieć: „Nie pragnę zmiany”, i większość ludzi jej nie chce, zwłaszcza ci, którzy czują, że są należycie zabezpieczeni pod względem społecznym i ekonomicznym lub trzymają się dogmatów wiary i wystarcza im akceptacja siebie oraz taki stan rzeczy, jaki jest, co najwyżej nieco ulepszony. Ta grupa ludzi nas nie interesuje.
Możecie też odpowiedzieć subtelniej: „To jest zbyt trudne, to nie dla mnie”. W takim wypadku już zablokowaliście siebie, przestaliście dociekać i nie ma sensu iść dalej.
Możecie jeszcze rzec: „Widzę konieczność zasadniczej zmiany wewnętrznej w sobie, lecz jak mam to zrobić? Proszę, wskaż mi drogę, pomóż mi w tym”. Jeżeli tak mówicie, nie jesteście zainteresowani samą zmianą, nie obchodzi was naprawdę zasadnicza rewolucja szukacie tylko metody, systemu dokonywania zmiany.
Jeżeli byłbym tak ograniczony, że podałbym wam jakiś system, zaś wy bylibyście tak ograniczeni, że zaczęlibyście się nim kierować, to kopiowalibyście tylko, naśladowalibyście, przystosowywalibyście się i akceptowalibyście. Kiedy już dokonalibyście tego, natychmiast powstałby konflikt między wami a ustanowionym w was cudzym autorytetem. Czulibyście, że musicie zrobić to lub tamto, ponieważ wam tak ktoś zalecił, a jednak nie potrafilibyście tego robić. Macie bowiem swe osobiste skłonności i możliwości, ulegacie naciskom, które kłócą się z systemem, do którego waszym zdaniem powinniście się stosować. Stąd biorą się sprzeczności. Oto prowadzicie więc podwójne życie, tkwiąc pomiędzy ideologią systemu a codziennością waszego życia. Starając się dostosować do ideologii, tłumicie siebie, a prawdą nie jest ideologia, lecz to, czym jesteście. Jeśli staracie się badać siebie według kogoś innego, to na zawsze pozostaniecie ludźmi „z drugiej ręki”.
Człowiek, który mówi: „Chcę się zmienić, powiedz mi, jak to zrobić?”, pozornie mówi bardzo poważnie, bardzo serio, ale w rzeczywistości tak nie jest. Pragnie on autorytetu, po którym spodziewa się, że ów zrobi w nim porządek. Wymuszony z zewnątrz porządek musi zawsze zrodzić zamęt. Potraficie tę prawdę dostrzec rozumem, ale czy potraficie obecnie zastosować ją tak, aby wasz umysł nie wyobrażał już sobie żadnego autorytetu książki, nauczyciela, żony czy męża, rodziców, przyjaciela czy społeczeństwa? Ponieważ zawsze dotąd działaliśmy w obrębie jakiegoś wzorca czy jakiejś formuły, formuła stała się ideologią i autorytetem. Z chwilą jednak, gdy naprawdę zrozumiecie, że pytanie „W jaki sposób mogę się zmienić?” ustanawia tylko nowy autorytet w miejsce starego, wówczas skończycie z autorytetem na zawsze.
Ustalmy to jeszcze raz jasno. Każdy z nas widzi już, że musi się zmienić zupełnie, aż do sedna swojej istoty. Nie może dłużej zależeć od tradycji, bo ona właśnie doprowadziła do tego kolosalnego rozleniwienia, akceptacji i posłuszeństwa. Żadną miarą nie może oczekiwać od kogokolwiek pomocy w zmienianiu siebie ani od nauczyciela, ani od Boga, ani od religii, ani od żadnego systemu, ani od żadnego zewnętrznego nacisku czy wpływu.
Cóż zatem począć?
Przede wszystkim: czy potraficie odrzucić wszelki autorytet? Jeżeli to potraficie, oznacza to, że już pozbyliście się obawy. Cóż się wtedy dzieje? Gdy odrzucacie coś fałszywego, co nosiliście w sobie od pokoleń, gdy odrzucacie jakiś ciężar, co się wówczas dzieje? Macie wtedy więcej energii, nieprawdaż? Macie większe możliwości, macie więcej siły i energii życiowej, jesteście bardziej przedsiębiorczy. Jeżeli tego nie czujecie, oznacza to, że nie odrzuciliście jeszcze brzemienia, nie pozbyliście się balastu autorytetu.
Gdy go jednak zrzucicie i będziecie mieć w sobie energię, która w ogóle nie zna strachu strachu przed pomyłką, strachu przed zrobieniem czegoś dobrego lub złego to czy sama ta energia nie będzie przeobrażeniem? Potrzeba nam ogromnej ilości energii, a my ją rozpraszamy przez strach. Jednak w chwili gdy jest ona w nas a rodzi się ona z odrzucenia wszelkiej formy strachu sama ta energia powoduje radykalną przemianę wewnętrzną. I nie musicie już nic czynić w związku z tym.
Tak więc pozostawieni jesteście samym sobie i taka jest sytuacja człowieka, który traktuje ten problem poważnie. Gdy już nie oglądacie się na nikogo i od nikogo nie oczekujecie pomocy, wtedy jesteście na tyle wolni, by dokonywać odkryć. Wolność wyzwala też energię; a wolność nie może zrobić nic złego. Wolność jest zupełnie różna od buntu. Gdy w kimś jest wolność, nie ma mowy o czynieniu dobra i zła. Jesteście wolni i z tego centralnego punktu działacie. Od tej chwili nie ma strachu, a umysł, który się nie boi, jest zdolny do wielkiej miłości. A miłość może czynić, co zechce.
Toteż wypada nam teraz uczyć się siebie samych nie opinii mojej czy jakiegoś psychoanalityka lub filozofa, bowiem gdy uczymy się siebie według kogoś innego, uczymy się tylko jego, a nie siebie. Przystępujemy zatem do uczenia się tego, czym aktualnie jesteśmy.
Zrozumiawszy, że chcąc dokonać całkowitej przemiany w strukturze swej psychiki, nie możemy opierać się na żadnym zewnętrznym autorytecie, spotykamy się z nieskończenie większą trudnością odrzucenia swego własnego wewnętrznego autorytetu, autorytetu swych odrębnych, drobnych doświadczeń i nagromadzonych opinii, wiedzy, pojęć i ideałów. Jeśli wczorajsze doświadczenie czegoś was nauczyło, to staje się ono nowym autorytetem ten autorytet dnia wczorajszego jest równie szkodliwy jak autorytet sprzed tysięcy lat. Aby zrozumieć siebie, nie potrzeba wcale ani autorytetu dnia wczorajszego ani autorytetu sprzed tysięcy lat, ponieważ jesteśmy żywymi istotami zawsze w ruchu, nigdy w spoczynku. Gdy patrzymy na siebie podług martwego autorytetu z dnia wczorajszego, nie udaje nam się zrozumieć żywego ruchu ani piękna i wartości tego ruchu.
Aby być wolnym od wszelkiego autorytetu, własnego i cudzego, trzeba umrzeć dla wszystkiego co wczorajsze tak, aby wasz umysł był zawsze świeży, zawsze młody, nieskalany pełen energii i pasji. Tylko w tym stanie człowiek się uczy i obserwuje. Do tego potrzeba wielkiego stopnia czujnej świadomości, świadomości tego, co się w was dzieje, bez poprawiania czegokolwiek i bez osądzania, co być powinno, albowiem w chwili, gdy cokolwiek poprawiacie, ustanawiacie zarazem nowy autorytet, nową cenzurę.
Tak więc przystępujemy razem do badania siebie samych, ale nie w ten sposób, że jedna osoba wyjaśnia, a wy w miarę czytania zgadzacie się lub nie zgadzacie z nią; chodzi o to, by podjąć wspólnie podróż, odkrywczą podróż do najtajniejszych zakątków swego umysłu. By podjąć taką podróż, musimy czuć się lekko; nie możemy dźwigać brzemienia opinii, przesądów i wniosków całego starego wyposażenia, zgromadzonego w ciągu ostatnich dwóch lub wielu tysięcy lat. Zapomnijcie o wszystkim, co wiecie o sobie; zapomnijcie o wszystkim, co kiedykolwiek myśleliście o sobie; startujemy z miejsca, w którym nic o sobie nie wiemy.
W nocy padał silny deszcz, a teraz niebo zaczyna się przejaśniać; mamy nowy, świeży dzień. Przeżyjmy ten świeży dzień tak, jakby to był jedyny dzień. Zacznijmy razem swą podróż, pozostawiwszy poza sobą wszelkie wspomnienie dnia wczorajszego zacznijmy rozumieć siebie po raz pierwszy.
Jiddu Krishnamurti, Wstęp do książki „Wolność od znanego”, 1969
Powiązane posty
06 Piątek Lu 2009
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
być obecnym, cierpiętnictwo, męczennictwo, narzekanie, nowa ziemia, obecność, przebudzenie, tolle, tu i teraz, Świadomość
Osoba z ciężkim, aktywnym ciałem bolesnym roztacza wokół siebie szczególną emanację energetyczną, którą inni postrzegają jako wyjątkowo nieprzyjemną.
Kiedy ludzie spotkają taką osobę będą wręcz chcieli natychmiast się oddalić albo zredukować kontakt do minimum.
-Jedni będą odczuwać wyraźne odrzucenie przez jej pole energetyczne.
– Inni poczują falę agresji, staną się niegrzeczni lub opryskliwi, zaatakują ją werbalnie czy nawet fizycznie.
Oznacza to, że ich własne ciało bolesne rezonuje z ciałem bolesnym tej osoby.
To na co tak mocno reagują jest również w nich samych.
To ich własne ciało bolesne.
Nie jest niespodzianką, że ludzie z ciężkimi i aktywnymi ciałami bolesnymi często znajdują się w konfliktowych sytuacjach.
Czasem specjalnie podświadomie je prowokują, innym razem mogą nawet nic nie robić. Negatywność, którą podświadomie emanują jest wystarczająca, aby przyciągnąć wrogość i wytworzyć konflikt.
Potrzebny jest bardzo wysokiego stopień świadomej Obecności, aby uniknąć reagowania, gdy jest się skonfrontowanym z kimś o aktywnym ciele bolesnym.
Jeśli potrafisz pozostać czujny i przytomny, może nawet dojść do tego, że twoja Obecność ‘wyrwie’ osobę z jej utożsamienia i doświadczy ona cudu nagłego otrzeźwienia.
Chociaż może to być krótkotrwałe proces przebudzenia został zainicjowany.
Jeden z pierwszych takich przypadków, którego byłem świadkiem wydarzył się wiele lat temu.
Dzwonek u moich drzwi zadzwonił około jedenastej wieczorem.
Przez domofon usłyszałem pełen niepokoju głos mojej sąsiadki Ethel.
„Musimy porozmawiać. To bardzo ważne. Proszę wpuść mnie!” Ethel była kobietą w średnim wieku, osobą inteligentną i bardzo dobrze wykształconą. Miała również mocne ego i ciężkie ciało bolesne. Sama uciekła z nazistowskich Niemiec jeszcze w wieku dorastania, zaś wielu jej krewnych zginęło w obozach koncentracyjnych.
Ethel siadła na mojej sofie wyraźnie podekscytowana. Jej ręce drżały. Wyciągnęła jakieś papiery, które przyniosła ze sobą i rozłożyła je na podłodze i łóżku. Natychmiast poczułem dziwne doznania w ciele, tak jakby ktoś przekręcił włącznik prądu na pełną moc.
Jedyne co mogłem zrobić to pozostać otwartym, czujnym i intensywnie obecnym – obecnym w każdej komórce ciała.
Patrzyłem na nią bez osądu.
Słuchałem trwając w cichym bezruchu bez jakiegokolwiek mentalnego, wewnętrznego komentarza.
Strumień słów płynął z jej ust.
„Przysłali mi jeszcze jeden niepokojący list.
Prowadzą chyba jakąś wojnę przeciwko mnie.
Musisz mi pomóc.
Razem będziemy walczyć.
Ich prawnicy nie cofną się przed niczym.
Stracę dom.
Grożą mi eksmisją.”
Jak się okazało odmówiła zapłaty za usługę, ponieważ jej zdaniem nie dokonano koniecznych napraw. Teraz administracja groziła, że poda ją do sądu.
Ethel mówiła tak przez dziesięć minut, a ja siedziałem, patrzyłem i słuchałem.
W pewnym momencie zawiesiła głos i popatrzyła na rozrzucone dokumenty tak, jakby dopiero obudziła się ze snu.
Stała się spokojna i łagodna.
Całe jej pole energii zmieniło się.
Popatrzyła na mnie i powiedziała: „To wszystko nie jest ważne, prawda? Nic nie jest ważne.”
Siedziała spokojnie jeszcze parę minut, a potem wzięła papiery i wyszła.
Następnego ranka zatrzymała mnie na ulicy i patrząc podejrzliwie spytała:
„Co ze mną zrobiłeś? Ostatnia noc była pierwszą od dawna, kiedy normalnie spałam. Ba, normalnie – spałam jak dziecko.”
Ethel wierzyła, że ‘coś jej zrobiłem’, ale ja nie zrobiłem niczego. W istocie zamiast dociekać co jej zrobiłem, powinna zapytać – czego nie zrobiłem.
Otóż nie zareagowałem, nie potwierdziłem realności jej historii, nie nakarmiłem jej umysłu większą ilością myśli, a ciała bolesnego kolejną dawką emocji.
Pozwoliłem jej doświadczyć tego, czego doświadczała w tamtym momencie, a moc pozwalania leży właśnie w nieingerowaniu i nie działaniu.
Paradoksalnie bycie obecnym jest zawsze nieskończenie potężniejsze niż cokolwiek, co możemy zrobić czy powiedzieć (chociaż bycie obecnym wywołuje też pewne słowa czy czyny)
To co przydarzyło się Ethel nie było jeszcze trwałą zmianą, ale przebłyskiem tego co możliwe, tego co zawsze w niej było.
W ZEN taki przebłysk nazywa się satori.
Jest to moment Obecności, krótkie wyjście poza głos w głowie, poza proces myślowy i jego emocjonalne odzwierciedlenie w ciele. Wyłania się on z wewnętrznej przestrzenności, gdzie wcześniej był nieład myśli i kotłowanina emocji.
Myślący umysł nie jest w stanie zrozumieć Obecności i dlatego zawsze błędnie Ją interpretuje.
Będzie wmawiał:
– że brak ci troski,
– że jesteś zbyt zdystansowany,
– że nie masz współczucia i
– że nie wchodzisz w relacje.
Prawda jest jednak taka, że głębszy kontakt jest możliwy na innym poziomie niż myśli i emocje.
Faktycznie to na płaszczyźnie Obecności dochodzi do prawdziwego spotkania, do prawdziwego połączenia, do prawdziwej relacji.
W cichym bezruchu Obecności możesz odczuć tę bezforemną esencję, która jest w tobie i innych, a która jest jednością.
Rozpoznając jedność w sobie i w innych wiesz, że jest ona prawdziwą miłością, prawdziwą troską i prawdziwym współczuciem.
Eckhart Tolle – Nowa Ziemia
Powiązane posty:
• Uzdrowienie cierpienia z przeszłości
• Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?
02 Wtorek Gru 2008
Posted Świadomość
inTagi
ciało, forma, harmonia, kosmos, przestrzeń, teraz, tolle, tu i teraz, wszechświat, Świadomość
Twoje wewnętrzne ciało nie ma litej struktury ale jest pełne przestrzeni. Nie ma fizycznej formy, ale jest życiem, które tę fizyczną formę ożywia. To inteligencja, która stworzyła i podtrzymuje materialne ciało, koordynując równocześnie miliardy różnorodnych funkcji. Ludzki umysł jest w stanie objąć i zrozumieć tylko maleńką cząstkę tę mądrości. Kiedy stajesz się tego świadomy to co w istocie się dzieje to to, że ta inteligencja staje się świadoma siebie. To nieuchwytne ‘życie’, którego nie odnalazł żaden naukowiec, ponieważ świadomość, która poszukuje jest tym.
Fizycy odkryli, że postrzegalna na pierwszy rzut oka trwałość materii jest iluzją stworzoną przez nasze zmysły. Podobnie jest z naszym ciałem. Postrzegając go jako litą formę nie jesteśmy świadomi, że 99,99% jego powierzchni to pusta przestrzeń. Tak właśnie rozległy jest obszar pomiędzy atomami w porównaniu do ich rozmiaru. Co więcej jest również wiele przestrzeni wewnątrz każdego atomu.
Fizyczne ciało to więc ni mniej ni więcej zupełnie błędny wynik postrzegania tego kim w istocie jesteśmy.
W rzeczywistości jest ono mikrokosmiczną wersją zewnętrznej przestrzeni.
Aby zrozumieć jak rozległa jest przestrzeń między ciałami niebieskimi rozważ następujący fakt – światłu podróżującemu ze stałą prędkością 186 000 mil (300 000 km) potrzeba sekundy aby dotrzeć z ziemi na księżyc. Dotarcie do słońca zajmuje już osiem minut, a podróż do najbliższej gwiazdy poza systemem słonecznym – Proxima Centauri – trwa cztery i pół roku. Oto przykład jak rozległa jest przestrzeń, która nas otacza. Jednak to nie wszystko – odległości pomiędzy galaktykami przekraczają już wszelkie zrozumienie. Czas, jaki potrzebny jest światłu, aby dotrzeć do Drogi Mlecznej z najbliższej galaktyki – Andromedy – potrzebuje 2,4 mln lat. Czy to nie zdumiewające, że w swej istocie każde ludzkie ciało jest wewnątrz tak przestrzenne jak otaczający wszechświat?
Kiedy wnikasz głębiej w ciało odkrywasz, że to co wyglądało jak forma, w istocie jest jej pozbawione. Fizyczność staje się wówczas bramą do wewnętrznej przestrzeni. Pomimo tego, że nie ma ona formy jest intensywnie żywa. Ta ‘pusta przestrzeń’ jest życiem w jego pełni, nie zamanifestowanym Źródłem, z którego rodzi się każde przejawienie. Tradycyjnie to Źródło określa się mianem Boga.
Myśli i słowa należą do świata formy, nie są one w stanie wyrazić tego co tej formy jest pozbawione.
Kiedy więc mówisz: „Mogę poczuć swe wewnętrzne ciało jest to błędne postrzeganie wykreowane przez myśl. To co tak naprawdę się dzieje to to, że świadomość, która przejawia się jako ciało – świadomość, że JA JESTEM – staje się świadoma siebie. Kiedy nie mylę już tego kim jestem z przemijającą fizyczną formą wtedy wymiar pozbawionego granic, wiecznego Boga może wyrazić się przeze ‘mnie’ i ‘mnie’ prowadzić. Uwalnia to od polegania na formie. Jednak czysto intelektualne rozpoznanie lub wiara, że ‘nie jestem formą’ nie pomaga. Najważniejszym pytaniem jest – czy w tej chwili czuje obecność wewnętrznej przestrzeni? Co tak naprawdę oznacza czy rzeczywiście odczuwam swoją własną Obecność, a raczej Obecność, którą JESTEM?
Możemy też zbliżyć się do tej prawdy używając innej wskazówki. Zapytaj siebie: „Czy jestem świadomy nie tylko tego co dzieje się w tej chwili, ale również samego TERAZ, tej żyjącej, pozbawionej czasu wewnętrznej przestrzeni, w której wszystko się wydarza?” Pomimo tego, że to pytanie wydaje się nie mieć nic wspólnego z wewnętrznym ciałem, będziesz zaskoczony, że poprzez bycie świadomym przestrzeni TERAZ poczujesz się bardziej żywy w środku. Poczujesz pulsującą żywotność wewnętrznego ciała, która jest istotną częścią radości Istnienia. Musimy wkroczyć w ciało by wyjść ponad nie i odkryć, że nim nie jesteśmy.
Każdego dnia, tak często jak to możliwe utrzymuj świadomość wewnętrznego ciała po to, by kreować przestrzeń. Kiedy czekasz, kiedy kogoś słuchasz, kiedy przystajesz by popatrzeć w niebo, na kwiat czy swojego partnera czuj w tej samej chwili tę wewnętrzną żywotność. W ten sposób część twojej uwagi czy świadomości pozostaje pozbawiona formy, podczas gdy reszta jest dostępna dla zewnętrznego świata formy. Za każdym razem kiedy ‘zamieszkujesz’ swe ciało w ten sposób służy ono jako kotwica dla pozostawania obecnym w TERAZ. Chroni cię to od zagubienia w myśleniu, emocjach czy zewnętrznych sytuacjach.
Kiedy myślisz, czujesz, postrzegasz i doświadczasz świadomość przeradza się w formę. Reinkarnuje się niejako w myśl, emocję, poczucie percepcji czy doświadczenie. Cykl ponownych narodzin, z którego buddyści mają nadzieję kiedyś się wyrwać wydarza się nieprzerwanie i tylko w tej chwili, poprzez moc TERAZ możesz się z niego wydostać. Przez pełną akceptację przejawienia TERAZ stajesz się wewnętrznie zsynchronizowany z przestrzenią, co stanowi esencję TEJ CHWILI. Przez przyjmowanie tego co jest stajesz się wewnętrznie przestronny, zharmonizowany z przestrzenią a nie z formą. Wnosi to prawdziwą perspektywę i równowagę w twoje życie.
E. Tolle, Nowa Ziemia
Poczytaj także
• Panta rei – energia dokoła nas
• Energia w naszym ciele – Taoistyczny punkt widzenia.
08 Sobota List 2008
Posted Medytacja, Świadomość
inTagi
bycie w tu i teraz, energia, energia podąża za uwagą, huna, obecność, przeszłość, przyszłość, szamanizm, teraz, teraźniejszość, tu, tu i teraz, uwaga, uważność, Świadomość
Zastanawiam się ile chwil ucieka mi przez to tylko, że w danym momencie nie jestem obecna całą sobą w czasie teraźniejszym. Cokolwiek się dzieje, gdziekolwiek jestem, tak trudno mi być w pełni tu i teraz.
Jest to do tego stopnia silne, że budząc się z własnych myśli, czuję się jakbym wróciła z dalekiej podróży i z przerażeniem zastanawiam się – co w tym czasie mnie ominęło w aktualnie dziejącej się rzeczywistości.
To nie jest marzycielstwo, choć chciałabym 🙂 Myślę że jest to brzydki nałóg uciekania od Teraz – gdzie indziej, zawsze gdzie indziej, zazwyczaj w przyszłość, ale niestety nie tylko.
Kolejny raz myślę sobie, że łatwiej i bardziej treściwie żyłoby się, wypracowując do perfekcji umiejętność bycia wszystkimi zmysłami w danej chwili. O ile mniej mielibyśmy niepotrzebnego zamartwiania się.
Bycie ciałem w Tu i Teraz – mamy opanowane do perfekcji, gorzej z resztą części składowych.
Brak nam nad nimi panowania.
Huna (hawajski szamanizm) mówi, że energia podąża za uwagą. I chyba naprawdę tak jest biorąc pod uwagę to, jak daleko można odejść tylko przez zwykle zamyślenie.
Właściwie myśl jest jak podroż, jeśli by umieć ją należycie ukierunkować.
Szkoda, że te podróże myślowe wychodzą mi tylko wtedy, gdy ich nie planuję:) Tak spontanicznie i w najmniej odpowiednich momentach w pracy.
Zadziwiające, że mam jedną taką pracę, w której notorycznie to robię. Dzieje się to do tego stopnia, że orientując się, że jestem już na parterze zupełnie nie pamiętam co działo się pomiędzy kolejnymi piętrami. Za to pamiętam, gdzie w tym czasie byłam, a tam gdzie byłam czas płynął inaczej, szybciej lub go w ogóle nie było.
We wszystkich jednak mądrościach świata mówi się o byciu tu i teraz, całym ciałem i dusza.
By czas przyszły nie zaprzątał zbyt mocno uwagi, bo to właśnie w tej, obecnej, chwili budujemy przyszłość.
Jak się czyta takie słowa to w pierwszym momencie wydają się one absurdalne.
Dopiero po głębszym zastanowieniu, okazuje się, że teraźniejszość i bycie w niej, nie jest wcale takie proste.
Sęk w tym bowiem, że częściej nas w niej nie ma – niż jesteśmy, a kiedy nas w niej nie ma, to coś ucieka nam pomiędzy palcami.
Potem gonimy za kolejną chwilą, przyjemnością, spełnieniem marzeń, a gdy sie spełniają, nie doświadczamy ich w pełni bo… znów nas w nich nie ma:)
To ciągła pogoń za cieniem.
Spróbuj chociaż jedną godzinę być tu i teraz. Być godzinę obecnym ciałem wraz ze wszystkimi zmysłami – węchem, smakiem, wzrokiem, dotykiem, słuchem. Wsłuchać się w siebie, swój oddech, rozglądnąć dokoła, uświadomić sobie że jesteś w konkretnym miejscu, że tu żyjesz, że teraz czujesz.
Może się okazać że ta godzina da ci więcej niż cała wieczność.
Doświadczysz świata jakiego jeszcze nie znałaś, a który był najbliżej ze wszystkich dostępnych ci cudów.
Z serii Duchowe ABC
Magdalena Mirowicz, „Szczęście”, Artelis.pl
Powiązane posty
21 Poniedziałek Lip 2008
Posted Rozwój, Świadomość
inTagi
chwila obecna, cierpienie, dobro i zło, dramat, ego, konflikt wewnętrzny, opór, problem, programy, teraźniejszość, tolle, tożsamość, tu i teraz, walka, walka ego, wewnętrzna walka, zachwaszczony umysł, zaprogramowany umysł, Świadomość
Większość „złych” rzeczy, które zdarzają się ludziom, jest skutkiem ich nieświadomości.
Same się tworzą, a raczej stwarza je nasze ego.
Czasem określam te „złe rzeczy” mianem dramatu.
Gdy jesteś w pełni świadomy, znika on z twojego życia.
Przypomnę pokrótce, jak ego działa i jak stwarza dramat:
Ego – to umysł niepoddany obserwacji, który kieruje twoim życiem, kiedy nie jesteś obecny jako baczna świadomość, jako świadek.
Robi to w podobny sposób jakbyś działał na autopilocie.
Jego składowymi są zaprogramowane zachowania które, gdy przestajesz być uważny, przejmują nad tobą kontrolę. Łapiesz się na tym że znów zrobiłeś coś dokładnie tak jak poprzednio i znów masz problem, pojawiają się emocje.
Szef w pracy/ nauczyciel w szkole /rodzic /inna osoba
– znowu cię skrytykował. Jak zareagowałeś?
– Znów skoczyło Ci ciśnienie?
– Znów czułeś się poniżony?
– Znów czułeś chęć ucieczki?
– Znów myślałeś nad tym kilka godzin, odtwarzając te samą sytuację w głowie i wymyślając scenariusze „jak mógłbyś się inaczej zachować”
– Znów poczułeś zniechęcenie?
– Znów uciekłeś w zastępcze myśli, byle tylko nic nie czuć?
– Znów tłumaczyłeś wszystko i racjonalizowałeś?
Jeśli tak – znaczy że autopilot ego zadziałał i włączył się jeden z programów.
Kiedy nie jesteśmy świadomi – coś musi podejmować decyzje w naszym życiu.
Ego spełnia taką rolę.
Ego – uważa się za osobny fragment we wrogim wszechświecie.
Pozbawiony autentycznej więzi wewnętrznej z jakąkolwiek inną istotą, otoczony rojem innych ego, które traktuje jako źródło zagrożenia albo próbuje wykorzystywać do własnych celów.
Podstawowe schematy jego funkcjonowania są obliczone na przezwyciężenie głęboko zakorzenionego w nim lęku przed zniknięciem i wiecznego niedosytu.
Spośród schematów tych można wymienić
-opór przed tym co jest dokoła,
-żądzę władzy i wpływów,
-zachłanność,
-obronę i atak.
Choć niektóre strategie ego są niesłychanie sprytne, nigdy nie może ono za ich pomocą całkiem rozwiązać swoich problemów – z tej prostej przyczyny, że samo stanowi główny problem.
Kiedy jedno ego spotyka się z drugim – w związku osobistym albo w ramach organizacji bądź instytucji — prędzej czy później zaczyna „źle” się dziać: wybucha taki lub inny dramat, przybierając postać konfliktów, problemów, walki o władzę, przepychanek, przemocy emocjonalnej albo fizycznej itd.
Wszystko to z płynie z nieświadomości siebie.
Nieustanny opór ze strony ego, ograniczający i blokujący krążenie energii w ciele, bywa również źródłem wielu chorób.
Kiedy odnawiasz więź z wewnętrznym Ja /budzisz świadomość/ i wyzwalasz się spod dyktatu programów umysłu, przestajesz stwarzać całe to „zło” dokoła siebie, codzienny negatywizm
– przestajesz koncentrować się na nim.
Nie tworzysz już odtąd dramatu ani w nim nie uczestniczysz.
Przestajesz reagować automatycznie. Obserwując świadomie i ze świeżością każde wydarzenie w swoim życiu, zaczynasz naprawdę rozumieć przyczyny dla których te wydarzenia mają miejsce i co w Tobie je przyciągnęło. Zaczynasz dostrzegać lekcje jakie za nimi stoją.
Gdy jedno ego napotyka drugie (lub gdy zbiera się większe ich grono), zaczynają się dramaty.
Ale nawet jeśli żyjesz samotnie, i tak stwarzasz swój własny dramat.
– Ilekroć użalasz się nad sobą, dramatyzujesz.
– Kiedy ogarnia cię poczucie winy albo niepokój, również jest to dramat.
– Kiedy godzisz się na to, żeby teraźniejszość znikła za zasłoną przeszłości lub przyszłości, tworzysz czas psychologiczny – czyli materiał, z którego dramat powstaje.
– Ilekroć nie pozwalasz obecnej chwili po prostu być, a więc odmawiasz jej należnego szacunku, także tworzysz dramat.
Większość ludzi kocha się w swoim prywatnym dramacie życiowym. Tworzą swoją tożsamość na podstawie dramatów które im się przytrafiły. Kim byliby bez nich?
Rola, którą w nim grają, nadaje im tożsamość.
Ego kieruje ich życiem.
Zainwestowali w ten dramat całe swoje poczucie ,ja”.
Nawet ich pogoń za odpowiedzią, rozwiązaniem lub lekarstwem (zazwyczaj zresztą nieskuteczna) staje się jednym z wątków scenicznych.
I jest z definicji skazana na porażkę.
Bo kiedy nie ma się nic lepszego, to zastępczo – porażka przyciąga wystarczająco dużo współczucia i uwagi innych.
O ile łatwiej zyskać czyjąś ciepłą uwagę, pomoc i współczucie, jeśli cierpimy – niż kiedy jesteśmy spokojni i szczęśliwi. Wtedy nagle ludzie tracą nami zainteresowanie a czasem nawet nas unikają.
Dlatego u wielu ludzi – największy lęk i opór budzi perspektywa końca dramatu.
Oczywiście większość z tego – to zachowania nieświadome.
Dopóki zaprogramowany umysł jest przy władzy – najbardziej boi się własnego przebudzenia i przed nim też najsilniej się wzbrania.
Kiedy żyjesz, całkowicie godząc się na to, co j e s t, wszelkie dramaty, jakie rozgrywały się dotychczas w twoim życiu, dobiegają końca. Gdy przestajesz :
– nałogowo oceniać innych,
– krytykować,
– porządkować świat dzieląc go bezpieczną granicą – na dobry i zły, czarny – biały etc
– wyodrębniać w świecie część „lubianą i nielubianą”/ chcianą i niechcianą – i budować swoje życie na dążeniu do osiągnięciu jednej skrajności a swoje cierpienie na osiąganiu drugiej.
Wtedy – nawet w zwykły spór nikt już nie zdoła cię wciągnąć, choćby bardzo się starał.
Nie sposób spierać się z kimś, kto jest w pełni świadomy.
Uczestnik sporu musi się utożsamić z własnym umysłem i stanowiskiem myślowym, aby poczuć się zaatakowanym – a także stawiać opór stanowisku rozmówcy i reagować na nie.
Wskutek tego biegunowe przeciwieństwa wzajemnie automatycznie się zasilają.
Taki właśnie jest mechanizm nieświadomości.
Natomiast człowiek w pełni świadomy potrafi, owszem, jasno i stanowczo wyrazić swój pogląd, ale nie wkłada w to energii, która mogłaby wywołać jakąkolwiek reakcję, nie przybiera postawy obronnej ani zaczepnej.
Nie wyniknie więc z tego dramat, ponieważ nikogo nie atakujesz.
Kiedy jesteś w pełni świadomy, nie wdajesz się już w konflikty.
Nie interesuje cię to, bo nie musisz bronić interesów terytorialnych ego:
„Moja racja, moje terytorium, mój pomysł, moja wola”
Dla kogoś, kto sam ze sobą stanowi jednię, jest zintegrowany – konflikt jest wręcz nie do pomyślenia
Dotyczy to nie tylko konfliktów z innymi ludźmi, lecz przede wszystkim konfliktu wewnętrznego, który ustaje, gdy nie ma już zgrzytów między żądaniami i oczekiwaniami twojego zaprogramowanego umysłu a tym, co j e s t, świeżością każdej chwili i pełnym, świadomym przeżywaniem teraźniejszości.
Na bazie : E.Tolle Potęga teraźniejszości
Powiązane artykuły:
• Bądź wolny! – inspirujące cytaty E. Tolle
• Proste odpowiedzi na trudne pytania. Inspirujące cytaty E. Tolle
• Jak jest oprogramowany Twój mózg?
• Zahipnotyzowana, śpiąca ludzkość
• Doświadczanie problemów a tożsamość – Inspirujące cytaty z E. Tolle
05 Czwartek Czer 2008
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
Bóg, dobro i zło, dusza, kreacja, myślenie, ocenianie, osądzanie, pragnienia, reakcja, rozmowy z Bogiem, tu i teraz, umysł, umysł reaktywny, walsch, wybór, Świadomość, świadome działanie, świadomy wybór
Rozmowy z Bogiem. ND Walsch:
– Jeśli to, czego pragniemy, nam nie służy, nie przyniesie nam żadnego dobra – wówczas nam tego nie dasz, prawda?
Nieprawda. “Dam” wam, cokolwiek przywołacie, niezależnie od tego, czy jest dla was “dobre” czy “złe”. Przyglądałeś się ostatnio swemu życiu?
– Ale mnie uczono, że nie zawsze możemy mieć to, czego pragniemy – że Bóg nam tego nie da, jeśli nie służy to naszemu najwyższemu dobru.
Tak twierdza ci, którzy chcą ci oszczędzić rozczarowania danym rezultatem.
Przede wszystkim, raz jeszcze postawmy jasno sprawę naszych wzajemnych stosunków. Ja nic ci nie “daje” – ty przywołujesz to sam. Cześć pierwsza wyczerpująco wyjaśnia, jak to się dzieje.
Po drugie, nie osądzam tego, co powołujesz do istnienia. Nie uznaje czegokolwiek za “dobre” czy “złe”. (Tobie też przydałoby się, abyś tego zaniechał.)
Jesteś przecież istotą twórczą – uczynioną na obraz i podobieństwo Boga. Możesz mieć, cokolwiek wybierzesz. Ale nie możesz mieć wszystkiego, co chcesz. W gruncie rzeczy nie dostaniesz niczego, jeśli chcesz tego mocno.
– Wiem. Powiedziałeś, że pragnienie czegoś odsuwa od nas tę rzecz.
Tak, a czy pamiętasz dlaczego?
– Ponieważ myśli są stwórcze. Myśl o tym, że czegoś chcemy, jest oświadczeniem wobec wszechświata – stwierdzeniem prawdy – którą wszechświat potem wprowadza do mojej rzeczywistości.
Dokładnie! Trafiłeś w sedno! Nauczyłeś się jednak. Rozumiesz. To świetnie.
Tak właśnie to działa. Z chwila, gdy wypowiesz słowa “Ja chce” (czegokolwiek), wszechświat odpowiada “Zaiste chcesz” i zsyła dokładnie to doświadczenie – doświadczenie “chcenia” tego!
Cokolwiek umieścisz po “Ja”, staje się stwórczym nakazem. Dżinn w butelce – którym jestem Ja – nie może nie wykonać polecenia.
Ja stwarzam to, co ty przywołujesz! Ty przywołujesz to, co myślisz, czujesz i mówisz. Nic prostszego.
– Wyjaśnij mi więc raz jeszcze – dlaczego tyle czasu zabiera mi stworzenie rzeczywistości, którą wybieram?
Składa się na to wiele przyczyn. Nie wierzysz, że to, co wybierasz, się spełni. Nie wiesz, co wybrać. Próbujesz ustalić, co dla ciebie ,,najlepsze”. Chciałbyś gwarancji z góry na to, że twój wybór okaże się “słuszny”. A do tego wciąż zmieniasz zdanie!
-Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Nie powinienem próbować ustalić, co dla mnie najlepsze?
“Najlepsze” to pojecie względne i zależy od setki zmiennych. To niesłychanie utrudnia wybór. Przy podejmowaniu decyzji należy mieć na względzie tylko jedno – Czy to mnie wyraża? Czy daje świadectwo temu, Czym Postanawiam Być?
Całe twoje życie powinno o tym świadczyć. I w gruncie rzeczy, świadczy. Tylko że ty możesz sprawić, aby odbywało się to z przypadku albo ze świadomego wyboru.
Życie z _wyboru jest życiem świadomego działania. Życie z przypadku jest życiem nieświadomej reakcji.
Re-akcja to ni mniej, ni więcej tylko działanie, które podjąłeś już kiedyś w przeszłości. Kiedy reagujesz, to w istocie oceniasz napływające dane, odnajdujesz w swoim banku pamięci identyczne lub zbliżone zdarzenie i postępujesz tak jak wtedy. To dzieło twojego umysłu, a nie duszy.
Dusza kazałaby ci „przeszukać jej pamięć”, abyś zobaczył, jak stworzyć autentyczne doświadczenie
siebie w Chwili Teraźniejszej. Na tym polega “zgłębianie duszy”, o którym zapewne słyszałeś wiele razy, ale trzeba “postradać rozum”, aby tego dokonać.
Trwonisz czas główkując nad tym, co jest dla ciebie “najlepsze”. Powiadam ci: lepiej oszczędzać czas niż trwonić go bez żadnego pożytku.
Odrzucenie rozumu pozwala uniknąć straty czasu.
Decyzje podejmuje się szybko, wybory wprowadza w życie bezzwłocznie, gdyż dusza tworzy wyłącznie w oparciu o obecne doświadczenie, nie przegląda, nie analizuje, nie roztrząsa zdarzeń minionych.
Zapamiętaj to: dusza jest kreatywna, umysł – reaktywny.
N.D.Walsch Rozmowy z Bogiem cz.2
Jeśli ten post Ci się spodobał, może zaciekawią Cię także:
• Osądzasz? Znaczy że nie rozumiesz.
• Czy jesteś podzielony na “dobrego” i “złego”?
• Mądrość
27 Środa Lu 2008
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
in„Należy praktykować Uwagę każdego dnia i o każdej porze. ” –
Łatwiej to powiedzieć niż uczynić….
Dlatego też proponuję wam, byście zarezerwowali sobie jeden dzień w tygodniu i całkowicie poświęcili go praktyce bycia uważnym. Oczywiście, w zasadzie każdy dzień powinien być naszym dniem i każda godzina – naszą godziną, ale faktem jest, że tylko niewielu z nas osiągnęło ten punkt. Często wydaje się nam, że rodzina, praca i społeczeństwo okradają nas z czasu. Nalegam więc, by każdy z nas przeznaczył dla siebie jeden dzień w tygodniu. Na przykład sobotę.
Jeśli będzie to sobota, wtedy sobota musi być całkowicie twoim dniem – dniem, nad którym będziesz całkowicie panował i w którym ty będziesz panem. Sobota stanie się dźwignią, która przybliży ci zwyczaj praktykowania Uwagi. W naszej grupie pracującej na rzecz pokoju i w służbie społecznej każdy ma prawo do takiego dnia, niezależnie od tego, jak pilną pracę właśnie wykonuje – W przeciwnym razie szybko pogubimy się w życiu pełnym zmartwień i aktywności i będziemy coraz mniej efektywni Jakikolwiek dzień wybierzemy, traktujmy go jako dzień Uwagi.
Po ustaleniu dnia Uwagi wymyśl sobie sposób, który będzie przypominał ci w chwili przebudzenia, ze to jest właśnie ten dzień Możesz powiesić na suficie lub na ścianie kartkę z napisem „Uwaga” czy gałązkę sosny – cokolwiek, co przypomni ci, gdy tylko otworzysz rano oczy, ze dzisiejszy dzień jest dniem Uwagi Dzisiaj – to twój dzień Pamiętając o tym, może uśmiechniesz się uśmiechem, który potwierdzi, ze jesteś uważny – uśmiechem, który zasila tę Doskonałą Uwagę.
Leżąc jeszcze w łóżku, zacznij powoli podążać za oddechem – wolnym, długim i świadomym oddechem Potem powoli wstań z łóżka (zamiast – jak zwykle – z niego wyskoczyć), wspierając Uwagę każdym ruchem. Kiedy już wstaniesz, umyj zęby i twarz i przystąp do wszystkich zwykłych porannych czynności, wykonując każdy ruch spokojnie, bez napięcia i uważnie. Podążaj za oddechem, bądź świadomy oddechu i nie dopuszczaj do rozproszenia myśli Każdy ruch powinien być spokojny Odmierzaj kroki spokojnym, długim oddechem i utrzymuj półuśmiech na twarzy.
Poświęć przynajmniej pół godziny na kąpiel. Kąp się powoli, utrzymując Uwagę, tak ażebyś po skończeniu tej czynności poczuł się lekki i odświeżony. Później możesz zabrać się do prac porządkowych, jak zmywanie naczyń, odkurzanie, sprzątanie ze stołu, szorowanie podłogi w kuchni i porządkowanie książek na półce. Cokolwiek będziesz robił, rób to powoli i z łatwością, z pełną Uwagą. Nie czyń niczego, po to by jak najszybciej mieć to za sobą. Staraj się wykonywać każdą pracę w sposób zrelaksowany i całkowicie uważny. Ciesz się tym i czuj się jednym ze swoją pracą. Bez tego dzień Uwagi straci wartość. Jeśli będziesz pracował uważnie, szybko zniknie pojawiające się uczucie, że czynności te są przykre i uciążliwe. Weź przykład z mistrzów zen. Niezależnie od tego, jakiego zadania się podejmują i jakie wykonują ruchy, zawsze czynią to wolno i równo, bez niechęci.
Zaleca się początkującym w praktyce, by utrzymywali przez cały dzień nastrój ciszy. To nie znaczy, że w dniu Uwagi nie powinno się wcale mówić. Można mówić, a nawet śpiewać, lecz jeśli mówisz lub śpiewasz, rób to z całkowitą Uwagą, zważając na to, co mówisz lub śpiewasz, ale ograniczaj mówienie i śpiewanie do minimum. Oczywiście można jednocześnie śpiewać i praktykować Uwagę, dopóki jest się świadomym czynności śpiewania i tego, o czym się śpiewa. Pamiętaj jednak, że gdy siła twej medytacji jest jeszcze słaba, w czasie śpiewu i rozmowy o wiele łatwiej rozproszyć Uwagę.
Ugotuj sobie obiad. Gotuj i zmywaj naczynia utrzymując Uwagę. Zaparz herbatę, usiądź i pij uważnie. Rano, po sprzątnięciu domu i po południu, kiedy skończysz pracę w ogrodzie lub nacieszysz oczy widokiem chmur lub nazrywasz kwiatów. Daj sobie na to dużo czasu. Nie pij herbaty jak ktoś, kto połyka ją podczas krótkiej przerwy w pracy. Pij powoli i z szacunkiem – wolno, równo, bez wybiegania w przyszłość – tak jak Ziemia z wolna obraca się wokół własnej osi. Żyj chwilą obecną. Tylko ta chwila jest życiem. Nie przywiązuj się do przyszłości.
Thich Nhat Hanh – Cud uważności
Uwaga od autorki bloga :
Praktykowanie Uwagi, czy jak chcą inni „Uważności”, wydaje się dziwną i nie do końca celową czynnością. Na dodatek obcą zachodniemu umysłowi. Skutki jej jednak są niesamowite. Życie dokoła nas zwalnia, stajemy się spokojniejsi, odporniejsi na stres, bardziej skoncentrowani i skuteczniejsi w pracy. Gdy nie skupiamy się na dręczących problemach tylko na teraz, udaje nam się szybciej i konstruktywniej znajdować potem rozwiązania tychże problemów „w teraz”. W chwili gdy trzeba zareagować, reagujemy świadomie, z jasnym, klarownym umysłem, który nie będąc wymęczony bezustannym terkotem myśli – działa sprawnie i skutecznie. Ciekawym rezultatem jest też wzmocnienie układu odpornościowego , polepszenie pamięci do szczegółów, wydajności oraz „wielozadaniowość” 🙂 Gorąco polecam 🙂
07 Czwartek Lu 2008
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
działanie, moment, optymizm, pomaganie, pozytywne myślenie, tołstoj, tu i teraz, właściwe działanie
Pewien cesarz pomyślał kiedyś, że gdyby tylko znał odpowiedź na trzy pytania, nie błądziłby w żadnej sprawie: „Jaki czas jest najodpowiedniejszy dla każdego działania? Z jakimi ludźmi współpracować? Co jest najważniejsze do zrobienia?”
Cesarz wydał więc dekret, w którym wyznaczył wielką nagrodę dla tego, kto odpowie na jego pytania. Wielu, dowiedziawszy się o tym, niezwłocznie udało się do pałacu. Każdy miał inną odpowiedź.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie ktoś poradził, by cesarz sporządził dokładny plan czynności z uwzględnieniem godziny, dnia, miesiąca i roku i później co do joty go wypełniał.
Tylko wtedy będzie podejmował każde działanie we właściwym czasie.
Ktoś inny powiedział, ze nie da się wszystkiego zaplanować i ze cesarz powinien odłożyć na bok próżne rozrywki i zważać na wszystko, aby wiedzieć, kiedy co zrobić.
Trzeci śmiałek udowadniał, ze cesarz sam nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć i nie ma takiej znajomości rzeczy, by decydować, jaki czas najlepiej odpowiada każdemu zadaniu Powinien więc powołać Radę Mędrców i działać zgodnie z jej zaleceniami.
Czwarty rzekł, ze pewne sprawy wymagają natychmiastowej decyzji i nie mogą czekać na konsultacje, lecz jeśli cesarz chce wiedzieć z wyprzedzeniem, co się wydarzy, powinien zasięgnąć rady wróżów i jasnowidzów
Odpowiedzi na drugie pytanie tez nie były zgodne.
Jeden twierdził, ze cesarz powinien mieć zaufanie do administratorów, inny – ze powinien polegać na kapłanach i mnichach Byli tez tacy, co zalecali współpracę z medykami i tacy, którzy za godnych zaufania uważali wojowników.
Trzecie pytanie również przyniosło różnorodne odpowiedzi.
Niektórzy twierdzili, ze najważniejszym zajęciem jest nauka, mm obstawali przy religii, a jeszcze mm dawali pierwszeństwo ćwiczeniom wojskowym
Żadna z tych odpowiedzi nie zadowoliła cesarza, toteż nie przyznał nikomu nagrody.
Po kilku nocach spędzonych na rozmyślaniach postanowił udać się do pustelnika, który żył w górach i uchodził za oświeconego…
——————————————Czytaj Dalej : Czytaj dalej
16 Niedziela Gru 2007
Posted Medytacja, Refleksje nad życiem, Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
dan millman, kodeks wojownika, moment, peaceful warrior, pokojowy wojownik, siła spokoju, socrates, tu i teraz, wojownik, Świadomość
Peaceful Warrior (USA, 2006)
Dramat , Reżyseria: Victor Salva
Na podstawie powieści „Way of the Peaceful Warrior”: Dan Millman
Życie młodego utalentowanego sportowca Dana Millmana to pasmo sukcesów – jest przystojny, ma pieniądze, a osiągnięciom sportowym towarzyszy równie imponujące powodzenie u kobiet, które zmienia jak rękawiczki. Niestety wypadek brutalnie przerywa jego karierę i wspaniałe plany na przyszłość. Dan załamuje się, zaczynają go męczyć przerażające koszmary senne. Którejś kolejnej nieprzespanej nocy trafia na stację benzynową, gdzie spotyka tajemniczego mechanika Socratesa, który na zawsze odmieni jego życie….
Film jest ekranizacją autobiograficznej powieści Dana Millmana „Droga miłującego pokój wojownika”. [streszczenie pochodzi stąd stąd ]
Trailer:
Na moście:
Nie ma zwykłych chwil…
Ciekawe cytaty z filmu :
(fragmenty kodeksu pokojowego wojownika)
1. There are no ordinary moments.
(nie ma zwykłych chwil)
2. This moment is the only thing that matters.
(tylko ta chwila ma znaczenie)
5. Every action has it’s pleasure and it’s price.
(każda akcja ma swoją przyjemną stronę i swoją cenę)
7. Find the love in what you do.
(Odszukaj miłość w tym co robisz)
8. Everything has a purpose. It’s up to you to find it.
(Wszystko ma swój cel, od ciebie zależy czy go odszukasz)
9. If you don’t get what you want, you suffer; if you get what you don’t want, you suffer; even when you get exactly what you want, you still suffer because you can’t hold on to it forever.
(Gdy nie dostajesz tego czego chcesz, cierpisz, gdy dostajesz to czego nie chcesz, cierpisz, nawet gdy dostajesz dokładnie to czego chcesz, wciąż cierpisz, bo nie możesz zachować tego na zawsze)
10. Some people live their whole lives without ever waking up.
(Niektórzy ludzie przezywają swoje całe życie, nigdy się nie budząc)
11. Knowledge is not the same as wisdom.
(Wiedza nie jest tym samym co mądrość)
13. I call myself a Peaceful Warrior…because the real battles we fight are on the inside.
(Zwę siebie Pełnym Pokoju Wojownikiem/pokojowym/, ponieważ prawdziwe bitwy które staczamy, mają miejsce w nas)
14. Find your answers from inside.
(Poszukaj odpowiedzi w sobie)
17. Throw out everything that is keeping you from this moment.
(Odrzuć wszystko co uniemożliwia ci bycie w pełni, w tym momencie)
18. Where are you? Here. What time is it? Now. What are you? This moment.
(Gdzie jesteś? Tutaj. W jakim czasie?Teraz. Kim jesteś? Tym momentem.)
19. There is never nothing going on.
(Nie ma takich chwil gdy nic się nie dzieje)
21. There is only the journey.
(Jest tylko Podróż /aluzja do stwierdzenia z filmu, że nie cel się liczy ale droga do niego/)
09 Niedziela Gru 2007
Posted Medytacja, Zen, Świadomość
inTagi
emocje, Medytacja, obserwacja, Rozwój, tu i teraz, uczucia, uważność, Świadomość
By zapanować nad naszym umysłem i uspokoić myśli, musimy przyglądać się uważnie naszym uczuciom, wrażeniom zmysłowym i jednoczyć się z nimi.
Żeby opanować umysł, musisz praktykować jego obserwację.
Musisz nauczyć się, jak rozpoznawać pojawiające się uczucia i myśli.
Mistrz zen Thuong Chieu pisał: „Jeśli praktykujący dobrze pozna swój umysł, będzie miał wyniki przy niedużym wysiłku, lecz jeśli nie – to wszystkie jego starania pójdą na marne”. Jeśli chcesz poznać swój umysł, masz tylko jedną drogę: obserwuj i rozpoznawaj wszystko, co w nim powstaje.
Trzeba to robić przez cały czas, w codziennym życiu, a nie tylko w godzinach medytacji.
Różne uczucia i myśli mogą pojawić się podczas medytacji.
Zakłócą ją, jeśli nie będziesz utrzymywał uwagi, skupiając się na oddechu. Oddech jednak nie jest tylko środkiem, który odwodzi cię od bujania w obłokach. Oddech jednoczy ciało z umysłem i otwiera bramy mądrości. Jeśli pojawią się jakieś myśli lub uczucia, to nie należy ich odpędzać; gdy będziesz nadal koncentrował się na oddechu, to odejdą w sposób naturalny.
Jeśli nie chodzi o to, by odganiać myśli, martwić się nimi, bać się ich czy nienawidzić – co mamy z nimi zrobić?
Po prostu przyjąć ich obecność.
Na przykład, kiedy pojawi się uczucie smutku, niezwłocznie rozpoznaj je: „Właśnie pojawiło się we mnie uczucie smutku”.
Jeśli dalej będziesz czuł smutek, bądź go świadom: „Uczucie smutku wciąż jest we mnie”.
Jeśli powstanie myśl: „Jest późno, a mimo to sąsiedzi strasznie hałasują”, rozpoznaj tę myśl.
Jeśli nie ustępuje, dalej zdawaj sobie z niej sprawę.
W ten sam sposób nazywaj różne uczucia i myśli, które będą w tobie powstawały.
Ogromnie ważne jest, by żadne uczucie i żadna myśl nie pozostała nie zauważona i nie nazwana.
Bądź jak strażnik bramy cesarskiej, który zarejestruje każdego, kto przejdzie głównym korytarzem.
Gdy nie ma w tobie żadnego uczucia ani myśli, zarejestruj to.
Praktykując w ten sposób staniesz się w pełni świadomy swych uczuć i myśli w chwili obecnej.
Wkrótce zapanujesz nad umysłem. Na tym etapie można już połączyć technikę utrzymywania uwagi na oddechu z uwagą skupioną na uczuciach i myślach.
Gdy praktykujesz medytację, nie daj się wciągnąć w sidła rozróżniania między „dobrym” a „złym”, gdyż w ten sposób wywołujesz w sobie walkę.
Jeśli pojawi się w tobie jakaś pozytywna myśl, zauważ ją: „Pozytywna myśl pojawiła się we mnie”. I gdy powstanie negatywna myśl, również ją uznaj: „Negatywna myśl pojawiła się we mnie”. Nie zajmuj się nią dłużej, ale też nie próbuj pozbyć się jej, bez względu na to, jak bardzo jej nie lubisz. Wystarczy uznać, że ona jest.
Jeżeli oddalisz się, to musisz wiedzieć, że się oddaliłeś, a jeżeli zostałeś, to bądź świadom, że ciągle tu jesteś.
Na tym poziomie świadomości niczego już nie będziesz musiał się bać.
Fragment wspaniałej książki : Thich Nhat Hanh – „Cud uważności”
08 Sobota Gru 2007
Posted Refleksje nad życiem, Rozwój, Świadomość
inTagi
Bóg, miłość, napięcie, odpuszczenie, stres, szacunek, tu i teraz, wolność, wybaczenie, zdrowie
„Poznanie – to bycie pewnym, że chwila obecna jest najcenniejszym momentem twojego życia.”
Istotną sprawą w obecnym czasie jest zrozumienie, w jaki sposób, na planie ziemskim, w ciele fizycznym, powstaje choroba. Otóż, winowajcą jest “Napięcie”.
Napięcie tworzy się przede wszystkim na skutek braku połączenia z wewnętrznym “ja”, to znaczy, z tą częścią siebie, która jest w stałym kontakcie z wszechmocną i wszechobecną miłością Boga. Ten brak połączenia rozrasta się codziennie w swej szkodliwości kiedy człowiek żyje w sposób linearny i dogmatyczny.
Napięcie tworzą autodestrukcyjne nawyki i systemy wierzeń; jak również uczucia, takie jak zawiść, uraza, nienawiść.
Napięcie w ciele nasila się jeszcze bardziej kiedy dochodzi do tego osądzanie wszystkiego i wszystkich.
Taki stan jest zasadniczo wynikiem postawy nie-kochania siebie lub braku odwagi kochania siebie całym swoim sercem. Tę postawę określamy jako nie-przyzwolenie na samopoznanie.
Zastanów się nad tym.
Napięcie w dużym stopniu nadwyręża Centralny Układ Nerwowy (ang. “Central Nervous System” – w tekście używany będzie skrót CNS) ciała powodując ostatecznie załamanie się wszystkich współzależnych układów twojej struktury atomowej, tej świątyni światła, twojego ciała.
Życiowa energia Boga nie jest w stanie swobodnie poruszać się w ciele, które jest maksymalnie napięte.
Napięcie działa jak hamulec dla życiowego przepływu boskiej energii, która – gdy jej się na to pozwoli – jest w stanie zapewnić doskonałe zdrowie, niezwykłe siły witalne oraz stan łaski.
W twej formie cielesnej, niezbędny jest stan bycia “na luzie”. Przyjmij postawę całkowitego odprężenia w stosunku do wszystkiego co cię otacza. Nie jest trudną rzeczą pozwolić niedoli i napięciu wydostać się z twojego wnętrza, twojego serca. Pozwól, aby różdżka Boga zatroszczyła się o twoje sprawy. Zadaniem CNS nie jest zajmowanie się nieistotnymi szczegółami codziennego szycia – typu: “Może mógłbym…”, “A co z…”, “Być może w przyszłości…”.
Takie stany istnienia wywołują napięcie powodując dezorientację i zniszczenie na płaszczyźnie układu komórkowego.
W miarę, jak wzrasta napięcie w całym ciele, pojawiają się różnego rodzaju choroby, obniża się siła życiowa i kiedyś tak mocna, żywotna podstawa zdrowia i witalności zaczyna się kruszyć, by w końcu doprowadzić do śmierci ciała.
Oto dlaczego tak ważną rzeczą jest teraz pokochać siebie, całkowicie i bez zastrzeżeń, bo taka jest wielka lekcja choroby.
Ćwiczenie – oddychaj głęboko koncentrując się na splocie słonecznym, jednocześnie wyobrażając sobie swój układ nerwowy jako kryształowo czystą, niebieską rzekę przepływającą przez ciebie kaskadami; odkryj w niej odcinki, które są zablokowane przez “rumowisko” napięcia. Przeanalizuj to “rumowisko” – skąd ono pochodzi i kto lub co jest za nie odpowiedzialny; pamiętając o tym, że “nic nie jest warte, aby przejmować się …niczym”.
Wyzwaniem dla ciebie jest rozluźnienie się, “puszczenie” wszystkiego i płynięcie…; rzeka życia jest połączona z rzeką boskości twojego wnętrza.
Zasadniczo, każda silna, zdrowa, pełna witalności dusza, która pozostaje w zgodzie z życiem (we wszystkich jego przejawach) jest w stanie poradzić sobie z każdym rodzajem toksyn, zarazków i wirusów. One nie stanowią żadnego problemu.
Faktyczny problem polega na wzbranianiu się przed zrozumieniem i poznaniem kim naprawdę jesteś. Dla wielu ludzi życie wypełnione nużącą monotonią codzienności jest czymś normalnym; pozwalają więc, aby ich ograniczające myśli przytłaczały ich swoją jednostajnością, wywołując w ten sposób stan złudzenia, w którym trudno jest dostrzec kim się jest naprawdę.
Wznieś się w radości, a dar zdrowia i wolności będzie należał do ciebie.
Zasługujesz na wielką miłość – dawaj ją bez zastrzeżeń.
Ciało fizyczne jest barometrem, niezwykle czułym na każdą myśl i uczucie. Dlatego warto jest być uczciwym wobec samego siebie i właściwie ocenić swój stosunek do życia, do siebie, do Boga.
Napięcie nie jest z natury swej twórcze; hamuje ono regenerację komórek i osłabia reakcje.
Jest ono wytworem człowieka, iluzją wspieraną przez życie oparte na zagmatwanym myśleniu, chaotycznym działaniu i braku odczuwania.
Jeśli przyjrzymy się małym mistrzom, jakimi są małe dzieci, zauważymy, że są one wolne od napięcia; przyjemnie popatrzeć na ich delikatne i giętkie ciała. Zauważ jak każda chwila jest u nich wypełniona zdumieniem, są wszystkim oczarowane, pozwalając w ten sposób na swobodny przepływ siły życiowej. Pozwalają aby ten przepływ boskości poruszał się nieprzerwanie z wnętrza na zewnątrz, niczym niezachwiany strumień miłości. Niczego nie oceniając, przechodzą swobodnie z jednej do kolejnej chwili obecnej.
Kiedy znowu popatrzysz w oczy dziecka wiedz, że patrzysz w oczy Boga. Pozwól dzieciom, aby zaprowadziły cię do świata, do życia bez napięcia, a zrobią to z wielką radością. Dzieci wiedzą… Może dobrze by było gdybyś ich posłuchał, a może byś się do nich przyłączył, kiedy tak figlują i bawią się z życiem.
CNS, boska rzeka w tobie, natychmiast reaguje na myśli, które są pokojowe w swej naturze. Pozwalając nieograniczonym, czystym myślom o Bogu wpływać do twej świadomości, umożliwiasz wewnętrznemu dziecku szybkie wyciszenie się, zrelaksowanie i zestrojenie z rzeką życia, która jest tobą.
W głębi każdego człowieka istnieje ogromna, nieograniczona grota miłości, z której niejako można się napić aby ugasić pragnienie. Aby to uczynić, mistrz wpierw koncentruje się na sobie, wie bowiem, że aby móc służyć światu musi wpierw bezwarunkowo obdarzyć siebie.
Nie zda się na nic stawianie innych przed swoim wewnętrznym “ja”, gdyż poświęcając na rzecz innych potrzebę swego wewnętrznego dziecka, jedynie wywołasz wzrost napięcia w swojej własnej wewnętrznej rzece.
Czy sądzisz, że Bóg powiedziałby “tak”, gdyby jego prawdą było “nie” lub “nie” gdyby prawdą było “tak”?
Vulcan – „Wiedz, że wiesz”
17 Sobota List 2007
Posted Rozwój, Zen, Świadomość
inTagi
Medytacja, Thich, Thich Nhat Hanh, tu i teraz, uważność, Zen, Świadomość
Kiedy idziesz ścieżką, praktykuj Uważność.
Kiedy idziesz ścieżką obrośniętą z dwóch stron kępami zielonych traw, możesz – praktykując Uważność – doświadczać tej ścieżki. Można praktykować poprzez utrzymywanie jednej myśli: „Idę ścieżką”. Czy świeci słońce, czy pada deszcz, czy ścieżka jest sucha, czy mokra, utrzymuj tę jedną myśl, lecz nie powtarzaj ciągłe tego samego jak maszyna. Mechaniczne myślenie jest przeciwne żywej świadomości. Jeśli naprawdę będziemy w stanie pełnej świadomości, kiedy podążamy ścieżką, wtedy każdy nasz krok wyda nam się nieskończonym cudem, a radość otworzy nasze serca jak kwiaty, umożliwiając wejście do świata rzeczywistości. Lubię chodzić samotnie wiejskimi dróżkami wśród ryżowych pól i dziko rosnącej trawy, stawiając stopy z pełną Uważnością i wiedząc, że stąpam po wspaniałej ziemi. W takich chwilach istnienie staje się cudowną i tajemniczą rzeczywistością. Zwykło się uważać za cud chodzenie po powierzchni wody czy unoszenie się w powietrzu, ale myślę, że prawdziwym cudem jest chodzenie po ziemi. Każdego dnia uczestniczymy w cudzie, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy: niebieskie niebo, białe chmury, zielone liście, ciekawskie oczy dziecka – nasze własne oczy. Wszystko jest cudem.
Można by spytać: jak więc praktykować Uważność/Uwagę?
Odpowiedź moja brzmi: Koncentruj się na pracy, bądź czujny i gotowy radzić sobie sprawnie i mądrze z każdą sytuacją, która powstanie. Jest to pełna Uważność. Nie ma powodu, dla którego Uważność miałaby się różnić od koncentrowania się na pracy, bycia czujnym i robienia tego, co najwłaściwsze. Potrzebujemy spokoju serca i samokontroli, jeśli chcemy, żeby nasze wysiłki przynosiły dobre rezultaty. Łatwo zauważyć, że jeśli tracimy samokontrolę i pozwalamy niecierpliwości i złości zakłócić naszą pracę, to odbieramy tej pracy jakąkolwiek wartość.
Uważność jest cudem, dzięki któremu poznajemy siebie i przywracamy się życiu. Wyobraź sobie magika, który rozcina swe ciało na części i umieszcza każdą z nich w innym miejscu – ręce na południu, ramiona na wschodzie, nogi na północy, po czym dzięki cudownej mocy wydaje okrzyk, który ponownie łączy w całość wszystkie rozrzucone części ciała. Uważność jest jak ta magiczna sztuczka – to jest cud, który w okamgnieniu scala nasz rozproszony umysł i przywraca mu jedność, tak że możemy żyć każdą chwilą życia.
Thich Nhat Hanh – Cud uważności