Tagi

, , , , , , , , , , , , , ,

niewolnik
Niewolnik namiętności”
Bo jesteś Kimś, kto cierpieniu rzuca w twarz cierpliwość,
Kto znosi ciosy i dary Fortuny z równym spokojem […]
Wskaż mi człowieka, który umie nie być
Potulnym niewolnikiem namiętności –
A wpuszczę go, jak Ciebie, w samo sedno,
w najgłębszą głąb, w wewnętrzne serce serca.

HAMLET do swego przyjaciela HORACJA
(przekł. Stanisław Barańczak)

PANOWANIE NAD SOBĄ – to zdolność przeciwstawiania się burzom emocji, które wywołują ciosy Fortuny, nieuleganie namiętnościom, by nie stać się ich „niewolnikiem” – uważana od czasów Platona za cnotę.
Zdolność tę określano w antycznej Grecji słowem sofrozyne, które filolog klasyczny Page DuBois tłumaczy jako „rozwagę i inteligencję w kierowaniu swym życiem; równowagę i mądrość”.

W Rzymie i w kościele wczesnochrześcijańskim zwano ją temperamentia, czyli umiarkowaniem, powściąganiem nadmiernych emocji.
Celem jest tu równowaga, a nie stłumienie emocji – każde uczucie ma bowiem swą wartość i znaczenie.

Życie bez namiętności byłoby nudne i jałowe, pozbawione całego swego bogactwa.
Ale, jak zauważa Arystoteles, emocje powinny być właściwe, odpowiednie do okoliczności.
Jeśli są zanadto stłumione, to wywołują apatię i nadmierny dystans w stosunku do wszystkiego, jeśli natomiast wymkną się spod kontroli, przybiorą skrajną postać i uporczywie się utrzymują, to stają się patologiczne, jak dzieje się w obezwładniającej nas depresji, porażającym niepokoju, niepohamowanej złości czy pobudzeniu maniakalnym.

I faktycznie, utrzymywanie własnych przykrych emocji w ryzach jest kluczem do emocjonalnego dobrego samopoczucia; emocje w krańcowej postaci, to znaczy zbyt intensywne albo utrzymujące się zbyt długo, doprowadzają do zachwiania równowagi.
Oczywiście, nie chodzi o to, byśmy odczuwali emocje tylko jednego rodzaju; bycie cały czas szczęśliwym kojarzy się jakoś z owymi sztucznie uśmiechniętymi twarzami z bardzo modnych w latach siedemdziesiątych, przypinanych na piersi znaczków i plakietek**.
Dużo można powiedzieć o konstruktywnym wpływie cierpienia na życie twórcze i duchowe; cierpienie może uszlachetnić duszę.

Wzloty i upadki dodają życiu smaku, ale musi między nimi istnieć równowaga.
W rachunku, który przeprowadza serce, dobre samopoczucie określa stosunek emocji pozytywnych do negatywnych.
Tak przynajmniej wynika z badań nastroju, podczas których setki mężczyzn i kobiet nosiło automatyczne brzęczyki przypominające im w przypadkowo wybranych chwilach o tym, by zanotowali, jakie akurat odczuwają emocje.

Nie musimy unikać nieprzyjemnych uczuć, aby być zadowoleni, ale wzburzone uczucia nie powinny rozwijać się niepohamowanie, wypierając wszystkie przyjemne emocje i psując nam całkowicie nastrój.
Osoby, które przeżywają okresy silnej złości czy depresji, mogą mimo to zachować dobry nastrój, jeśli zdarzają się im niwelujące owe przykre uczucia chwile szczęścia czy radości.
Badania te potwierdzają też niezależność inteligencji emocjonalnej od akademickiej, ponieważ wykazały, że między ilorazem inteligencji albo ocenami w szkole, z jednej, a dobrym samopoczuciem czy równowagą emocjonalną, z drugiej strony, istnieje w najlepszym razie niewielki związek.

Tak jak stale dźwięczy nam w głowach cichy szept myśli tłoczących się gdzieś na drugim planie, tak też nieustannie słyszymy szum emocji; zadzwońmy do kogoś o godzinie szóstej rano albo o siódmej po południu, na pewno będzie on w jakimś nastroju.
Oczywiście ta sama osoba może mieć zupełnie odmienny nastrój następnego ranka, ale kiedy uśredni się jej nastroje z kilku tygodni czy miesięcy, to z reguły odzwierciedlają one jej samopoczucie.

Okazuje się, że u większości osób krańcowo intensywne uczucia występują dość rzadko; większość z nas zalicza się do kategorii średniej, w której dominuje codzienna szarość, a od czasu do czasu zdarzają się łagodne wybuchy emocjonalne.

Mimo to kierowanie swoimi emocjami można porównać do pracy na pełnym etacie, ponieważ znaczna część tego, co robimy, szczególnie w wolnym czasie, jest ciągłym staraniem się o wprawienie się w odpowiedni nastrój.
Wszystko, czym się wtedy zajmujemy, od czytania powieści czy oglądania telewizji poczynając, a na wyborze przyjaciół kończąc, może być sposobem na poprawienie naszego samopoczucia. Sztuka uspokajania się jest podstawową umiejętnością życiową; niektórzy teoretycy psychoanalizy, tacy jak John Bowlby i D.W. Winnicott, widzą w niej jedno z najważniejszych narzędzi psychicznych.

Zgodnie z tą teorią emocjonalnie zdrowe dzieci uczą się uspokajać i uśmierzać swoje emocje, traktując się w taki sam sposób, w jaki traktują je ich opiekunowie, dzięki czemu stają się bardziej odporne na wstrząsy, które wywołuje ich mózg emocjonalny.

Jak się przekonaliśmy, struktura i sposób działania naszego mózgu powoduje, że bardzo często nie mamy żadnej albo tylko bardzo ograniczoną kontrolę nad tym, kiedy i jaka ogarnia nas emocja. Mamy jednak coś do powiedzenia w sprawie tego, jak długo emocja ta będzie się utrzymywać.
Nie chodzi tu o zwykły smutek, zmartwienie czy złość, gdyż nastroje te mijają normalnie po pewnym czasie i trzeba tylko trochę cierpliwości, by je przeczekać.
Kiedy jednak emocje te są bardzo intensywne i utrzymują się nadmiernie długo, to przybierają krańcową, nieprzyjemną, dokuczliwą postać – chronicznego niepokoju, niepohamowanej furii czy depresji. A w ich najostrzejszej formie lekarze polecają leczenie farmakologiczne, psychoterapię albo jedno i drugie.  […]
Problem z osobami cierpiącymi na depresję maniakalną polega na tym, że kiedy znajdą się w fazie manii, są niezwykle pewne siebie i uważają, że nie potrzebują pomocy lekarskiej, mimo iż podejmują katastrofalne w skutkach decyzje. W takich ciężkich zaburzeniach emocjonalnych leczenie psychiatryczne daje możliwość lepszego ułożenia sobie życia. Jednak przy pokonywaniu zwyklejszych przejawów złego nastroju zdani jesteśmy wyłącznie na swe własne siły i środki. Niestety, środki te nie zawsze są skuteczne – w każdym razie do takiego wniosku doszła Diane Tice, psycholog z Case Western Reserve University, która przepytała ponad czterysta osób, mężczyzn i kobiet, z jakich korzystają strategii dla uniknięcia przykrego nastroju i jak skuteczne są te metody.

Nie wszyscy zgadzają się z filozoficznym założeniem, że zły nastrój trzeba zmieniać. Tice stwierdziła, że istnieją „puryści nastrojowi”, stanowiący około 5 procent populacji, którzy utrzymują, że nigdy nie próbują poprawiać sobie nastroju, ponieważ ich zdaniem wszystkie emocje są „naturalne” i powinno się je przeżywać w takiej postaci, w jakiej się pojawiają, choćby były najbardziej przygnębiające.
Wśród badanych byli też tacy, którzy regularnie wprawiali się w zły nastrój z pragmatycznych powodów: lekarze, którzy pielęgnowali u siebie ponury nastrój, gdyż przekazywali pacjentom przykre wiadomości, aktywiści społeczni, którzy podsycali swój gniew na niesprawiedliwość społeczną, aby z nią skuteczniej walczyć, a nawet pewien młody człowiek, który rozmyślnie wprawiał się w złość, aby pomóc młodszemu bratu przeciwstawić się znęcającym się nad nim osiłkom z placu zabaw.

Niektóre osoby, jak choćby inkasenci doprowadzający się celowo do wściekłości, aby stanowczo domagać się uregulowania należności od ociągających się z płaceniem rachunków, wykazywały iście makiaweliczną przebiegłość w manipulowaniu swoim nastrojem.
Ale jeśli pominiemy te rzadkie przypadki celowego podtrzymywania niemiłego nastroju, to prawie wszyscy z badanych skarżyli się, że zdani są na łaskę i niełaskę ogarniających ich uczuć. Ich osiągnięcia w zakresie otrząsania się ze złego nastroju były nieszczególne.

Anatomia wściekłości

Załóżmy, że na szosie wyprzedza cię inny samochód i wciska się przed ciebie tak niebezpiecznie blisko, iż musisz przyhamować, aby się z nim nie zderzyć. Jeśli nasuwa ci się automatycznie myśl:
„Ten sukinsyn!”
– to trajektoria twojej wściekłości zależy w dużym stopniu od tego, czy po tej myśli pojawią się inne, pełne oburzenia i chęci zemsty:
„Mógł mnie walnąć! To skurwiel – nie ujdzie mu to na sucho!”
Ściskasz kierownicę tak silnie, że aż bieleją ci kostki palców – jest to namiastka duszenia owego kierowcy za gardło. Twoje ciało mobilizuje się nie do ucieczki, ale do walki – trzęsiesz się, na czole występują ci krople potu, serce wali jak młot, mięśnie twarzy kurczą się w groźnym grymasie. Chcesz zabić tego faceta.
Jeśli w tym momencie zatrąbi kierowca jadący za tobą, bo przecież zwolniłeś, możesz wybuchnąć wściekłością także na niego. Tak wygląda stan wzmożonego napięcia, który prowadzi do nieostrożnej jazdy, a nawet strzelaniny na szosach.

Przeciwstawmy temu stopniowemu narastaniu wściekłości bardziej życzliwą dla kierowcy, który zajechał ci drogę, linię rozumowania: „Może mnie nie zauważył, a może do takiej szaleńczej jazdy zmusza go konieczność, na przykład jak najszybsze dostarczenie chorego do lekarza.”
Przyjęcie takiej możliwości łagodzi gniew, ponieważ wyzwala w nas poczucie litości czy miłosierdzia dla sprawcy zamieszania, a w każdym razie pozwala na spokojniejszą ocenę sytuacji, doprowadzając do swego rodzaju zwarcia w obwodach wywołujących złość i tym samym zapobiegając narastaniu uczucia wściekłości. Problem, jak przypomina nam o tym postulat Arystotelesa, który wymaga, aby nasze emocje były odpowiednie do sytuacji, polega na tym, że najczęściej złość wymyka się nam spod kontroli.
Znakomicie ujął to Benjamin Franklin:
„Nigdy nie złościmy się bez powodu, ale rzadko jest to właściwy powód.”

Są, oczywiście, różne rodzaje złości. Głównym źródłem nagłej iskry wściekłości, która rozpala się w nas, kiedy nieostrożny kierowca stwarza dla nas zagrożenie, może być ciało migdałowate, ale za wyrachowane formy złości, takie jak zimna żądza zemsty albo oburzanie się na niesprawiedliwość, odpowiedzialna jest prawdopodobnie znajdująca się na drugim końcu generującego emocje obwodu kora mózgowa. Takie rodzaje przemyślanej złości biorą się najprawdopodobniej z – jak to ujął Franklin – „właściwych powodów”, a przynajmniej zdają się z nich wynikać.

Ze wszystkich rodzajów nastrojów, jakich pragniemy unikać, najbardziej nieustępliwa jest wściekłość i – jak stwierdziła Tice – najtrudniej nam kontrolować złość. W istocie rzeczy jest ona najbardziej uwodzicielska spośród wszystkich emocji negatywnych.
Obłudny monolog wewnętrzny, który ją podtrzymuje i napędza, napełnia umysł najbardziej przekonywującymi argumentami o potrzebie dania jej upustu. W odróżnieniu od smutku, złość jest uczuciem dodającym nam energii, a nawet animuszu.
Uwodzicielska moc złości, moc, której trudno się oprzeć, wyjaśnia dlaczego tak popularny jest pogląd, iż jest ona uczuciem nie poddającym się kontroli, a w każdym razie uczuciem, którego nie powinniśmy starać się opanować, gdyż stanowi swego rodzaju oczyszczenie, „katharsis”, któremu powinniśmy się poddać dla naszego dobra.
Według poglądu przeciwnego, będącego być może reakcją na poprzedni, złości można zapobiec i zapanować nad nią całkowicie. Jednak uważna analiza wyników badań naukowych przekonuje, że wszystkie powszechne poglądy na temat złości są błędne, mają niewiele wspólnego z prawdą.

Ciąg gniewnych myśli, który podsyca złość, jest także potencjalnie kluczem do jej stłumienia: poddawanie w wątpliwość i nadwątlanie przekonań rozpalających złość jest najlepszym sposobem na jej opanowanie.

Im dłużej myślimy o tym, co wprawiło nas w złość, tym więcej wynajdujemy „właściwych powodów” i usprawiedliwień dla złoszczenia się. Przeżywanie takich myśli wzmaga złość, natomiast spojrzenie na jej powód z innej strony gasi jej płomień. Tice stwierdziła, że przedstawienie obie innego obrazu sytuacji wywołującej złość jest jednym z najskuteczniejszych sposobów jej stłumienia.

„Gniewny człowiek zamyka oczy i otwiera usta”
—————————————————————————————

Goleman Daniel – Inteligencja emocjonalna

Powiązane posty

Czym jest gniew i jak sobie z nim radzić. W związku i w życiu.

Gniew, poczucie winy, lęk i samotność – czym naprawdę są?

Zostań mistrzem swoich emocji?

Uciszenie silnych emocji – wg Huny

Sztuka bycia opanowanym – Emocje pod kontrolą.