Tagi
dom, dżungla, hippis, las, mapy świadomości, mistrz, ogród, osho, oświecenie, poszukiwanie, uczeń, Świadomość
Ewolucję dusz można podzielić na cztery etapy.
I chciałbym, byś zgłębił te cztery etapy, gdyż będziesz gdzieś w tych czterech etapach: na którymś z tych etapów albo w drodze z jednego etapu do innego…
Pierwszy etap nazywam dżunglą, drugi nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem.
DŻUNGLA
Dżungla jest stanem głębokiego snu – człowiek nie poszukuje świadomie .
Większość żyje w tym stanie.
Człowiek szuka w ciemności po omacku, ale niezupełnie jest świadomy celu, ani nawet nie jest świadomy tego, że błądzi po omacku – jest to bardzo przypadkowe. Czasem natknie się na jakieś okno i może zyskać pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Ponieważ nie jest to świadome szukanie, tych wizji nie można utrzymać. Czasem w snach coś ci się wyjaśnia. Czasem w miłości otwierają się i zamykają jakieś drzwi, ale ty nie wiesz jak się otworzyły i jak się znów zamknęły.
Czasem patrzysz na wspaniały zachód słońca, obejmuje cię coś ogromnie pięknego, wnika w ciebie inny świat, a przynajmniej cię dotyka – a potem odchodzi. I nie możesz zaufać nawet temu, że tak było, nie możesz nawet uwierzyć, że to się stało… ponieważ nie poszukujesz świadomie.
Pierwszy stan przypomina dżunglę: głęboką, ciemną, gęstą, prymitywną, pierwotną.ie.c słowa tekstu zarejestruj czas. ——————————————Czytaj Dalej :
Żadna ścieżka nie istnieje, nawet ślady stóp, i człowiek nie zmierza donikąd, stale potykając się wędruje od jednego ciemnego zakątka do innego ciemnego zakątka. Większość ludzi żyje w dżungli, w nieświadomym stanie umysłu. Ludzie śpią głębokim snem, czasem są lunatykami, czasem są somnambulikami.
Tak nauczają Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir – większość ludzi nie żyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wyglądasz tak, jakbyś był uważny – nie jesteś uważny. Żyjesz w gęstej mgle, w chmurach. Twoje życie jest mechaniczne. Owszem, różne rzeczy się dzieją, ale dzieją się tak, jak dzieje się to mechanizmom: naciskasz guzik i zapala się światło, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna funkcjonować, tak, po prostu. Ktoś naciska ten guzik w tobie i przychodzi złość, ktoś naciska inny guzik w tobie i jesteś bardzo szczęśliwy, ktoś inny naciska jakiś inny guzik i otacza cię jakiś inny nastrój, i nie ma nawet jednej chwili przerwy między naciśnięciem guzika i pojawieniem się tego nastroju. Jest to mechaniczne. Nie jesteś panem, jesteś niewolnikiem.
I takie jest twoje życie: twoje najgłębsze centrum śpi głębokim snem, a twoja świadomość jest otumaniona. Twoje ciało jest rydwanem, a byle zachcianka, byle pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cię przez jakiś czas, zabiera cię dokądś, zostawia cię tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne pragnienie… I tak wędrujesz zakosami, potykasz się o jakiś kamień, wpadasz na jakieś drzewo. W ciemności ranisz siebie, przysparzasz sobie bólu. Całe twoje życie to nic innego jak tylko głęboki koszmar.
Nie myślisz, nie medytujesz nad swym życiem, jakie powinno być, czym powinno być, dokąd powinno prowadzić.
A każde pragnienie, gdy opanuje cię, staje się twym panem.
Gdy jesteś w złości, złość staje się twoim panem, całkowicie nad tobą zapanowuje.
I nie jest tak, że jesteś w złości: stajesz się złością, i w tej złości robisz coś, czego będziesz żałował.
I w tym tkwi ironia – inne „ja” będzie żałowało tego, co zrobiło tamto „ja”, inne pragnienie, inny stan, inny nastrój.
Teraz będziesz cierpiał, i pójdziesz, i będziesz chciał prosić o wybaczenie. Jest to ktoś inny, nie jest to ta sama osoba. Gdzie są te zaczerwienione oczy, ta twarz pełna przemocy, ta gotowość zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minęło.
Na tym etapie, etapie dżungli, ludzi bardziej interesują odpowiedzi niż pytanie. Natychmiast zadowalają się jakąkolwiek głupią odpowiedzią, jaka została im udzielona. W istocie rzeczy nigdy nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjęli odpowiedź. Tak ktoś staje się hindusem, ktoś inny mahometaninem, a ktoś inny chrześcijaninem, zanim zadałeś pytanie, odpowiedź została ci udzielona, a ty kurczowo trzymasz się tej odpowiedzi.
Taki właśnie jest typ człowieka, którego nazywasz „prostym” – ociosany, tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszłość: nigdy nie spogląda w przyszłość, i nigdy nie spogląda w teraźniejszość… Ten typ człowieka wierzy w księdza, w biskupa, w papieża, w shankaracharyę. Ten człowiek nigdy nie idzie poszukiwać gdzie indziej.
Trzyma się kurczowo tego księdza, tej religii, tego kościoła, w którym przypadkowo się narodził. Zostaje tam, żyje w nim, umiera w nim… A prawdziwe życie jest niebezpieczne: na to nie może sobie pozwolić.
Życie jest przygodą w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma się starego.
Życie jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykować swoją wiedzą. Wraca pocztą zwrotną bez otwarcia koperty.
Przychodzi, żyje, umiera, a w rzeczywistości nigdy nie przychodzi, i nigdy nie żyje i nigdy nie umiera.
Cała jego egzystencja to głęboki sen. Jeszcze nie domaga się bycia człowiekiem.
Ten typ człowieka nazywasz „głupkowatym”. Zawsze wygląda tak, jakby był świętszy od ciebie, bardzo moralistyczny. Myśli, że jest bardzo moralny, ale nie zna żadnych podstaw moralności. I kurczowo trzyma się norm społecznych, nigdy nie wykracza poza nie.
Przestrzega zasad… Ten typ człowieka jest też uparty: nigdy się nie zmienia, nie jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest antyrewolucyjny
I ten typ człowieka może być fanatykiem i faszystą; w każdej chwili gotowy jest stać się pełnym przemocy.
A cała ta jego przemoc pojawia się, gdyż nie jest przekonany co do samego siebie, nie jest pewien własnej religii. Jego religia nie jest jego doznaniem – jak może być jej pewny? Kiedy z nim dyskutujesz, natychmiast w dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ człowieka jest bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby był bardzo racjonalny. Jego racjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum.
Pamiętaj i obserwuj – gdzieś w głębi duszy musisz mieć tę dżunglę.
Niektórzy mają ją bardziej, inni mają ją mniej, ale różnica dotyczy ilości, stopnia. Ta dżungla tkwi w każdym człowieku. Jest to twoja nieświadomość, ciemna noc wewnątrz ciebie. A z tej ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, impulsów, obsesji, szaleństw, i zapanowują one nad twą świadomością. Stań się obserwującym, stań się uważnym.
Na przykład – pojawia się złość. Pojawia się z nieświadomości, ten dym unosi się z nieświadomości. Potem obejmuje twą świadomość i to cię otumania. Potem możesz zrobić coś, czego przy zdrowych zmysłach nigdy byś nie zrobił. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie ani jednego słowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiądź w ciszy, obserwuj jak ta złość powstaje, a znajdziesz klucz.
Obserwując powstawanie złości, zobaczysz – stopniowo złość wygaśnie. Nie może trwać wiecznie, ma pewną ilość energii, pewną potencjalność. Gdy wyczerpie się ona, złość odchodzi; a gdy odchodzi i wewnętrznie znów się uspokoisz, stwierdzisz pewną zmianę, zmianę jakości swego istnienia. Stałeś się bardziej uważny. Energia, która miała stać się złością i która miała być zmarnowana i która miała być niszcząca, została wykorzystana przez twą świadomość. A teraz świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej samej energii.
Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar.
LAS
Z dżungli musisz się wydostać.
Drugim stanem jest las.
Przypomina on dżunglę, z jedną małą różnicą – w lesie jest kilka ścieżek, szlaków, nie autostrad, ale ścieżek do pieszych wędrówek.
W dżungli nie ma nawet jednej ścieżki. Dżungla jest bardzo prymitywna, w dżungli człowiek jeszcze się nie pojawił, jest ona niemal zwierzęca.
W lesie pojawiają się ludzie. Jest kilka ścieżek, możesz odnaleźć drogę.
Las przypomina śnienie. Dżungla była jak sen, las przypomina śnienie. Przypomina podświadomość: krainę brzasku, ani nocy, ani dnia, ot, pośrodku. Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne.
Coś można zobaczyć, odrobinę możesz się poruszyć, masz pewną dozę świadomości. Jest to kraina błyszczących oczu, hippisów, tak zwanego religijnego szukającego, uzależnionego od narkotyków, próbującego znaleźć jakąkolwiek drogę, jakikolwiek sposób, skróty pozwalające jakoś wydostać się z tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna się poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej się zaczyna. Lepsze to niż dżungla.
Hippis jest lepszy od człowieka tępego, lepszy od człowieka prostego: przynajmniej szuka. Może czasem iść w niewłaściwym kierunku.
Poszukując medytacji staje się uzależniony od narkotyków, gdyż narkotyki mogą dać coś podobnego, pewne zbliżone doznanie; a on przynajmniej poszukuje, przynajmniej wędruje. Może popełnia błędy, ale przynajmniej wędruje. Człowiek w dżungli w ogóle nie wędruje – nie popełnia błędów, ale i nie wędruje.
A pozostawanie w miejscu jest największym błędem jaki można popełnić. Wędruj! W życiu są próby i błędy, człowiek musi uczyć się na błędach. Wiele ścieżek otwiera się w drugim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i człowieka ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dżungla jest bardzo spokojna, wszystko jest jasne. Choć jest ciemno, wiara jest jasna – ktoś jest hindusem, ktoś jest mahometaninem, ktoś jest chrześcijaninem, i wszystko jest jasne…
Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie są w zamieszaniu.
Ludzie są martwi, ale nie zmieszani. Wraz z życiem pojawia się zamieszanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy się rodzą.
W drugim typie pojawiają się poeci, malarze, artyści, muzycy, tancerze. To rewolucjoniści.
Pierwszy typ jest ortodoksyjny, drugi jest rewolucyjny.
Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny.
Pierwszy jest ukierunkowany na przeszłość, drugi jest ukierunkowany na przyszłość.
Dla pierwszego złoty wiek już minął, dla drugiego dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie. Przypomina Głupca z kart tarota – patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skały, z jedną nogą zawieszoną nad przepaścią. Ale jest tak szczęśliwy, nie patrzy w dół, patrzy w niebo, na odległe gwiazdy. Jest pełny marzeń. Jest bliski śmierci, ale jest pełny marzeń. To niebezpieczne. A jeśli zapytasz mnie co wybrać, powiem: wybierz to drugie, bądź głupcem, nigdy nie bądź punditem. Lepiej być głupcem i ryzykować niż nigdy nie ryzykować i pozostać zaspokojonym fikcyjną, zapożyczoną wiedzą.
To drugie to głupiec. Dla drugiego etapu mam specjalną nazwę – nazywam to „Kraina Kalifornii”. Tak, jest to Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie istnieje wielki supermarket, supermarket duchowy – wszelkiej maści techniki i wszelkiej maści przewodniki i mapy.
W takiej chwili człowiek zaczyna patrzeć. Nie jest zaspokojony kościołem, w którym się urodził, zaczyna wędrować i próbuje obcych ścieżek, nieznanych ścieżek. To jest chwila, gdy człowiek staje się studentem i szuka nauczyciela. Poszukiwanie nie weszło jeszcze zbyt głęboko, ale zaczęło się. Nasienie wykiełkowało. Droga do przebycia jest wciąż daleka. Trzeba odbyć długą drogę, ale teraz jest pewna możliwość.
Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt żywy, niebezpiecznie żywy.
Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedł w drugie ekstremum.
W drugim też nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w trzecim etapie. Pierwszy kurczowo trzyma się martwych liter, a drugi kurczowo trzyma się nicości, nigdzie nie ma miejsca, stale idzie, jest wędrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa, drugi to wędrowiec. Drugi przypomina toczący się kamień: nie obrasta mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wędruje od jednego nauczyciela do innego, od jednej książki do innej.
Hippis potrafi płakać, potrafi śmiać się. Jest ekscentryczny, szalony, ale to lepsze niż pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojnę, drugi zaczyna ufać pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochać ludzi… piękne. Pierwszy wierzy w małżeństwo, drugi wierzy w miłość. Pierwszy żyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie będzie jutro.
Ale jest to dobre – wszystko zaczęło się poruszać.
Może poruszać się w niewłaściwym kierunku, to prawda, ale może też poruszać się we właściwym kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny będzie właściwy kierunek. Jedna rzecz już się stała, teraz potrzebny będzie kierunek.
Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i ubezpieczenie na życie. Pierwszy jest bardzo chciwy władzy, pieniędzy. Drugi nie wierzy w zabezpieczenie – bardziej ufa życiu niż ubezpieczeniu na życie. Wierzy w miłość bardziej niż w zabezpieczenie jakie można mieć z konta bankowego. Nie jest opętany pieniędzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralności jak pierwszy typ, zaczyna mieć moralność nowego rodzaju, moralność rewolucyjną, moralność osobistą. Moralność pierwszego typu jest społeczna, moralność drugiego typu jest osobista. Moralność pierwszego typu polega na uwarunkowaniach, moralność drugiego typu polega na sumieniu. Rozgląda się wokoło i cokolwiek ma ochotę zrobić, robi to. Robi to, co uznaje, jest indywidualnością… Pierwszy typ jest zbiorowością. Nieświadomość jest zbiorowa, podświadomość jest indywidualna… Pierwszy typ jest dogmatyczny, teologiczny – drugi jest filozoficzny.
OGRÓD
A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia – człowiek jest przebudzony.
Pierwszym jest sen, drugi to śnienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi nazywają pierwszy sushupti, drugi – swabhana, trzeci – jagrati. Teraz jest on świadomy, uważny, dzień się przebudził. Książki, przewodnicy, nauczyciele stali się nieistotni – znalazł Mistrza.
Pierwszy wierzy w księdza. Drugi nie wie dokąd iść, nie ma kompasu, pogubił wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie.
Możesz wyszkolić psa i nazwać go Guru Maharaji i on pójdzie.
Zrób tylko propagandę i zobaczysz, że ten pies znajdzie swoich zwolenników.
Ale trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest studentem.
Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stać się uczniem. Nie przejmuje się tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje się tą aurą, którą Mistrz stwarza wokół siebie. Nie interesują go jego doktryny, jego filozofia – interesuje go jego istnienie.
Gdy stajesz się zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz odczuwać obecność, dopiero wtedy możesz stać się uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych odpowiedzi, teraz pytanie „Kim jestem?” stało się istotne.
Drugi jest gotów uczyć się, pierwszy nie jest gotów uczyć się, trzeci jest gotów oduczyć się. Powtórzę – pierwszy nie jest gotów uczyć się.
Drugi jest gotów uczyć się skądkolwiek i uczy się zbyt wielu rzeczy, sprzecznych, głupich, dobrych, złych – i popada w zamęt.
Trzeci jest gotowy oduczyć się. Nie poszukuje wiedzy. Powiada: „Poszukuję kogoś, kto dotarł. I nie będę słuchał tego czy to, co on mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie prawdziwe. Chcę być w intymnej relacji.”
Jeden z Mistrzów zen powiadał: „Gdy dotarłem do mojego Mistrza, przez trzy lata siedziałem u jego boku, a on nawet na mnie nie spojrzał. Potem, po trzech latach – spojrzał na mnie i była to wielka radość. Potem znów minęły trzy lata i któregoś dnia uśmiechnął się do mnie, i było to błogosławieństwem. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia położył dłoń na mej głowie, i było to ogromne, było to niewiarygodne. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia objął mnie, i ja zniknąłem, i on znikł… i była jedność.”
Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najbliższy, znalezienie najbliższych drzwi, za którymi Bóg jest dostępny. Ktoś dotarł… A jak się o tym przekonasz? Musisz odczuć, myślenie tu nie pomoże.
Myślenie zaprowadzi cię na manowce; musisz odczuć, musisz być cierpliwy, musisz być w jego obecności, musisz smakować, musisz stać się odurzony jego obecnością.
I powoli, powoli wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie, wszystko stanie się jasne.
Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i będzie to objawienie. Jeśli jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie jest, musisz ruszyć w drogę. W obu przypadkach dojdziesz do pewnego końca. Czasem może tak się zdarzyć, że poczujesz, że to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w drogę, bo Mistrz może pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie dla siebie.
Na tym etapie, ogrodu, otwiera się totalnie inna perspektywa.
Jest to punkt, w którym ważne staje się pytanie „Kim jestem?” a ty nie domagasz się odpowiedzi.
Nie jesteś gotów przyjąć żadnej odpowiedzi z zewnątrz.
A Mistrz nie da ci żadnej odpowiedzi.
Tak naprawdę zniszczy wszystkie twoje odpowiedzi – to właśnie ja tutaj robię…
Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, byś pozostał sam ze swym pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym pytaniem.
Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz zapadać się wewnątrz siebie. To pytanie jak strzała przenika do samego źródła twego istnienia – i tam jest odpowiedź. I ta odpowiedź nie jest werbalna. Nie jest to teoria, którą napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza – wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy człowiek jest dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi człowiek jest filozoficzny. Ten trzeci człowiek jest religijny, egzystencjalny.
DOM
A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwą go turiya – czwarty stan.
W czwartym stanie dotarłeś, dotarłeś do samego rdzenia swego istnienia – dom, oświecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarłeś do miejsca, w którym znika Mistrz i uczeń, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujący i to, co poszukiwane, w którym znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa, dotarłeś do jednego.
To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piękno polega na tym, że ono już tu jest.
Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś tam, gdzie zawsze byłeś.
Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz się.
Zobaczysz, że tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja własna nieświadomość.
Lasu nie było na zewnątrz, było to twoje własne śnienie.
Ogrodu nie było na zewnątrz, była to twoja własna uważność.
A tym domem jest twoje własne istnienie, satchitanand. To ty, twoja najbardziej wewnętrzna natura, swabhava, tao – nazywaj to jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy. Takie są te cztery etapy.
Mapy świadomości, Osho
trueneutral said:
Świetny tekst. Bardzo interesujące zobrazowania „drogi” . Aż strach się zastanawiać, gdzie czlowiek właśnie przebywa. 😀
Conchita said:
Chodzę po tym ogrodzie, a domu jak nie było, tak nie ma…. Aż przypomina się pop-piosenka:
„Kiedyś Cię znajdę…znajdę Cię
W końcu znajdę
Jestem coraz bliżej wiem…”
tritri said:
Myślę że dotarcie do domu nie jest obojętne gdy widzi się po drodze wielu bezdomnych – jesteśmy jednością cierpimy z różnych przyczyn mniej lub bardziej świadomych
Człowiek odradza się z wiekiem a dusza wzrasta gdy zobaczymy że ta część Boskiego obrazu faktycznie istnieje umysł zacznie się formować w jedną całość. Stajemy się tą samą częścią w tej chwili
bez względu na czas i śmierć. Wolni nie muszą mieć znaków a one w rękach nauczyciela. I>I<I
Zind said:
A swoim nauczycielem powinniśmy być my sami. Od pewnego etapu, to jest jak najbardziej możliwe.
trueneutral said:
„A swoim nauczycielem powinniśmy być my sami. Od pewnego etapu, to jest jak najbardziej możliwe.”
Zgadzam się z tym, ale równocześnie sądzę, że powinniśmy każdego człowieka traktować jak nauczyciela. Szczególnie, jeśli kogoś osądzamy, to powinniśmy się temu przyjrzeć z bliska.
Dochodzę nawet do wniosku, że dobrze żyć pośród ludzi. Każdy potrafi być świętym w górach, w jakiejś samotni. Dlaczego? Bo tam nikt człowiekowi głowy nie zawraca, a można sobie żyć spokojnie, na łonie natury, obcując tylko z przyrodą. Tylko co z tego? Dopiero pośród ludzi nasza postawa może zostać sprawdzona, przez nas samych oczywiście.
Światło said:
trueneutral zgadzam się z tobą w pełni.Żyjąc pośród ludzi uczymy się zarówno lekcji cierpienia jak i lekcji szczęścia, a będąc świętym w górach, w samotni nie zrobimy żadnego kroku na przód.Sprawdzając swoją postawę pośród ludzi uczymy się żyć z nimi i nie musimy żyć już w samotni…;]
trueneutral said:
Oczywiście takie „wyprawy” w samotność mają swoje plusy, nawet czasem są wskazane. Jednak dopiero obcowanie z ludźmi pozwala sprawdzić swoją naturę. Tak mi się wydaje. 🙂
east said:
Świetny tekst Osho.
Kiedyś doświadczyłem prawdziwego ‚niedźwiedziego mięsa’ w postaci trzech moderczych dób pod żaglami na Bałtyku, a w tym 24 godzinnego ostrego sztormowania w warunkach 11,5 st.B (mam to wpisane w książeczkę żeglarską ). Człowiek staje wówczas na wachcie nagi i malutki wobec potęgi żywiołów. Można się wystraszyć, albo nawet nie być świadomym strachu – można być zachwyconym tą potęgą , można się z nią zespolić i w duszy śpiewać pieśń rozszalałej chwały. Takie stany są nie do opisania. Nie ma wtedy czasu ani możliwości na refleksję. Po prostu się JEST. Samemu ze sobą w żywiole. Dopiero ,kiedy przycumowaliśmy na przystani w Kołobrzegu , kiedy na drugi dzień wyszedłem na miasto czułem do każdego człowieka niewysłowioną … czułość. Płakać mi się chciało ze szczęścia, że ludzie SĄ, że mijają się , że się uśmiechają i ja się uśmiechałem do nich. Byłem pijany ze szczęścia wśród ludzi na lądzie, jakbym ich wszystkich chciał przytulić do siebie. Wynikało to z doświadczenia pierwotnej, surowej, nieokiełznanej siły natury, z jakiegoś wglądu w którym poczułem rzeczywisty rytm planety. Ten sztorm już na zawsze pozostał we mnie. Kiedy mi się on przypomina wtedy jakby bardziej doceniam to, co jest teraz. Nawet ludzie z miejskiej dżungli wydają mi się kochani. Wśród ludzi dobrze mi, chociaż tak na prawdę każdy w tym tłumie jest sam ze swoją nieświadomością.
Wydaje mi się , że każdy z nas istnieje po trosze na każdym z tych czterech etapów. Zmienia się nasz ludzki punkt widzenia oraz sytuacje życiowe i bieżące sprawy,a my wtedy przechodzimy z niedzielnego DOMU do poniedziałkowej DŻUNGLI i na nowo uczymy się uważnej obserwacji. Nieświadomość wciąga nas w swój wir codziennych spraw w których czasami udaje nam się odnaleźć LEŚNĄ dróżkę, a niekiedy za sprawą drugiego człowieka ,albo dobrej książki trafiamy na chwilę do pięknego OGRODU.
zenforest said:
Wspaniały opis, east! 🙂
Doświadczyłam kiedyś czegoś podobnego na górze Krywań. Rozpętała się potworna burza z piorunami, wszyscy inni ludzie uciekli, zbiegli na dół, oprócz nas, my wciąż wspinaliśmy się, a deszcz lał strumieniami.
Gdy byliśmy na szczycie – powietrze się nagle zmieniło, naelektryzowało się, w jednej chwili włosy wszystkich osób uniosły się do góry. Wyglądało to przerażająco, magicznie, demonicznie 🙂 Piorun miał lada chwila uderzyć. „Namierzał” okolicę.
Spoojrzeliśmy na siebie wielkimi oczyma, bo to mogł być to, koniec 😉
I faktycznie, piorun uderzył, ale w pewnej odległości.
Potem regularnie co jakiś czas znowu włosy szły do góry i oślepiające pioruny biły dokoła nas, hałas był niesamowity, przytłaczający. Woda lała się potokami.
Ci z was co byli na Krywaniu pamiętają zapewne miejsca gdzie trzeba się wspinać czymś w rodzaju wyślizganych kamiennych rynien, nie ma łańcuchów.
Teraz tymi rynnami lały się strugi wody, skały były śliskie jak szkło.
Każdy wykonywany ruch – to było igranie ze śmiercią.
Każdy udany ruch…to była kolejna sekunda życia.
Czułam wtedy caluteńkie moje ciało, ciało które wysilało się wtedy na najwyższe granice swoich możliwości. Na żadnej jodze w moim życiu nie robiłam takich pozycji, wygięć i rozkroków, jakie robiłam schodząc z tej góry, czepiając się szczelin i pęknięć. 🙂 Na plecach, przemoczona, zsuwając się stromymi zboczami… zresztą poza szlakiem, bo trudno go było znaleźć w takich warunkach.
Wtedy doznałam tego samego co Ty.
Czułam, że Żyję. Każdy ruch był świadomy, nieskończenie świadomy.
Każdy oddech niewymiernie cenny, spełniający, każda sekunda była przeżyta maksymalnie, każda sekunda była doskonałością! Wszystkie zmysły były wyostrzone do granic możliwości. Istniał tylko bieżący strumień życia a ja byłam z nim zjednoczona. Perfekcja.
I wiecie, czasem zadaję sobie to pytanie…
Czy naprawdę trzeba tak bardzo zbliżyć się do śmierci, aby zacząć naprawdę żyć???
vamas said:
ja tez mialem near death experience wlasnie dzis rano, gdy wstalem i odkrylem ze na dworze pada snieg a ja zapomnialem zamknac okna w kuchni. 🙂
uczynilo mnie to podwojnie swiadomym przykrych konsekwencji, tyle ze jakas godzine pozniej, juz po dotarciu do pracy. chusteczki higieniczne sa aktualnie moja mantra 😉
Eliszka said:
East, Zen piękne opisy chwil kiedy uświadamiamy sobie wartość życia.
Byłam wczoraj w Szymbarku na Kaszubach. Stoi tam m.in ‚dom do góry nogami’. Jest symbolem świata, w którym żyjemy.
Miałam ze sobą wahadełko, choć bez wahadełka, trzeba być ślepym i głuchym by nie czuć siły energii i jej oddziaływani
Nieporównywanie ekstremalnym doświadczeniem/ bo chwilowym/ było odsłuchanie taśmy w z nagraniem huku zrzucanych bomb, strzałów i wszelkich odgłosów wojny w schronie z czasów wojny oddziału partyzantki kaszubskiej ‚ Gryfa pomorskiego’, w całkowitych ciemnościach.
Muzeum Sybiraka również rzuca na kolana przed ogromem dramatu, jaki ludzie zgotowali ludziom.
Oby jak najwięcej ludzi odnalazło swój dom, oby jak najwięcej ludzi we wspólnej medytacji jednoczyło się na rzecz pokoju, miłości, jedności, dobra.
Te etapy, dżungli, lasu, ogrodu odnajdzie każdy z nas w sobie, a dom jest w nas.
wielkie dzięki Zenforest za następny mądry temat.
Niby człowiek wie, że to tak się odbywa, ale Osho w pięknych słowach ujął te etapy rozwoju duszy.
Fajne jest to, że umieszczasz fragmenty wybrane, bo cała książka zawiera ich wiele.
east said:
zenforest zadajesz pytanie ” Czy naprawdę trzeba tak bardzo zbliżyć się do śmierci, aby zacząć naprawdę żyć???”
Wiesz, ja w swoim przeżyciu nie myślałem w ogóle o śmierci. Nie docierało do mnie to. Wtedy po prostu DZIAŁO SIĘ. Gdzieś w środku mnie, na samym dnie mojego jestestwa odczuwałem fascynację pięknem i … chwałą. Nie było mnie w tym sensie, że moje ego schowało się gdzieś w zakamarki umysłu. A jednocześnie byłem elementem tego, co się działo, byłem świadomy. Nie znam słów, które to mogłyby jakoś bardziej przybliżyć. Więc nie sądzę, że to zbliżenie się do śmierci decyduje o odczuwaniu życia. Prędzej uważam, że to brak obecności ego jest przyczyną silnego odczuwania nurtu życia.
Natomiast to każdy powinien empirycznie sprawdzić. Myślę , że to, co mnie wtedy spotkało, to rodzaj zjednoczenia.
Jak pisze Eckhart Tolle w „Głos Ciszy” ” Możesz być świadomy świadomości, jako tła wszystkich percepcji zmysłowych, tła swoich myśli. Kiedy stajesz się świadomy świadomości, wówczas wyłania się wewnętrzny Spokój.”
Polecam wszystkie mądrości Echarta , cała książka na e-booku http://www.sm.fki.pl/index.php?nr=Glos_ciszy_Eckhart_Tolle
Nawet , jeśli szalał sztorm, panował nieopisany chaos, to wewnątrz mnie wyłoniło się to coś na kształt wewnętrznego Spokoju. Byłem świadom świadomości 😉
Być może lepiej na zadane przez Ciebie zenforest pytanie odpowie Hinduski fizyk kwantowy , dr. Amit Goswami
Myślę, że to jest dobra odpowiedź.
pozdrawiam wszystkich serdecznie
Angela said:
A ja tak sobie chodzę po tym lesie i go podziwiam…a ścieżek w nim niezliczona ilość… dostrzegam jedynie te, które znajdują się w zasięgu wzroku… ale idę szukając tej swojej … i tak przechodzę przez ten portal… podrepczę tu obok was chwilkę… ;)))