Tagi
akceptacja, bliskość, DDA, ddtr, dzieci, dziecko alkoholika, niepewność, odrzucenie, rodzice, Woititz
(DDA – termin odnosi się nie tylko do dzieci alkoholików ale i do wnuków i prawnuków takich osób,
DDTR – Dorosłe dzieci toksycznych rodziców)
———————————————————————————————-
Przy różnych okazjach mogliście usłyszeć :
„To jest nierealne. To nie dzieje sie naprawdę”.
Słyszycie takie stwierdzenie, kiedy wszystko dobrze sie układa i wasz związek wydaje sie czyms tak cudownym, udanym i wyjątkowym, że trudno wam w to uwierzyć. Niemożność uwierzenia jest czym innym niż niemożność postrzegania danej sytuacji jako realnej. Mówiąc, że nie możemy w coś uwierzyć, wyrażamy podniecenie i poczucie niezwykłości: „Mam szczęście, że udało mi sie znaleźć osobę, z która tak wiele mogę przeżyć!”. Prawdopodobnie to właśnie macie na myśli, mówiąc: „Czy to dzieje sie naprawdę? Ale ze mnie szczęściarz”.
Kiedy dzieci alkoholików(DDA) mówią: „To niemożliwe”, ma to inne znaczenie.
Dorastanie było dla wielu z nich bardzo traumatyczne i rzeczywistość własnego dzieciństwa jest jedyna, jaka znają. Kiedy życie dobrze im sie układa, okoliczności staja sie dla nich na tyle obce, że maja poczucie nierealności.
Powoduje to niepokój.
Kiedy szalejecie ze szczęścia i sadzicie, że z waszym partnerem dzieje sie to samo, on lub ona może właśnie robić coś, aby sabotować związek. Ni stąd, ni zowąd dziecko alkoholika wywołuje sprzeczkę lub nie odbiera waszych telefonów.
Takie zachowanie nie ma dla was sensu i czujecie sie odepchnięci. Kiedy wszystko układa sie tak cudownie, że aż wydaje sie to nieprawdopodobne, dziecko alkoholika w celu urealnienia sytuacji próbuje to zniszczyć.
Znajomość tego mechanizmu może uczynić was bardziej odpornymi. Możecie uznać, że nieprzyjemne zachowanie nie ma nic wspólnego z wami, lecz jest związane z wyuczonymi przez dzieci alkoholików reakcjami. Możecie powiedzieć:
„Nic złego nie zrobiłem. Wszystko jest dobrze. Po prostu spróbuj sie rozluźnić i nie spiesz sie”. Jeżeli twój partner ucieknie, jest szansa, że powróci. Zapewne będziecie musieli zrobić coś, by siebie chronić, ale zrozumcie, że to odtrącenie jest tylko chwilowe. Wasze zrozumienie zapobiegnie dalszemu komplikowaniu sie sytuacji.
Kiedy dzieci alkoholików zdają sobie sprawę, co zrobiły, czuja sie winne i sa pełne skruchy. Dochodzą do wniosku, że nie możecie ich dłużej kochać, bo sa okropnymi ludźmi.
Gdyby tak nie było, potrafiłyby cieszyć sie, że jest tak dobrze, zamiast stać na przeszkodzie własnemu szczęściu.
Jeśli z tym sobie poradzicie, reszta pójdzie jak z płatka.
„Przekonasz sie, jaki jestem zły”.
Dzieci alkoholików nauczyły sie ukrywać swój gniew.
Z ich dziecięcych doświadczeń wynika, że jeśli będą okazywały gniew, tak jak robiły to inne dzieci, przysporzą tylko więcej trudności.
W rezultacie wiele z nich jest pełnych nierozładowanej złości.
Istnieje realna obawa, że złość odczuwana wobec partnera i ta z dzieciństwa wsącza sie w związek.
Dzieci alkoholików boja sie, że okażą wam gniew w niewłaściwy sposób.
Obawiaja sie także, iż odstraszy was siła ich gniewu.
To może, ale nie musi byc prawda. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób reagujecie na złość i jak bardzo obchodzi was to, jak inni sie do was odnoszą.
Zdarza sie, że pewne sytuacje w związku przywołują wczesne doświadczenia. Ważne jest dla was i dla waszych partnerów, abyście sie dobrze znali. Dzieki temu, jesli zdarzy sie cos, czego z początku nie rozumiecie, zdacie sobie sprawę, że wytłumaczenia trzeba szukać w dzieciństwie. Kiedy dziecko alkoholika reaguje złością nieadekwatna do sytuacji, prawdopodobnie nasilenie gniewu nie ma z nia nic wspólnego.
Sarah poprosiła Tommy’ego, by przeniósł na tył podwórza kilka gałezi, które spadły z drzew przed domem. Były za cieżkie, by sama mogła je zebrać, ale dla Tommy’ego nie było to trudne. Odpowiedział, że z przyjemnością to dla niej zrobi. Kiedy Sarah wróciła z pracy i zobaczyła, że tego nie uczynił, wpadła w furie. Tommy był zdumiony, że aż tak ja to rozzłościło, ale powiedział: „Przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałem, ale zrobie to”. Jest oczywiste, że reakcja Sarah była przesadna,
skoro była gotowa zerwać związek z tak błahego powodu. Incydent ten nabiera znaczenia, gdy spojrzymy na zachowanie
Sarah pod katem jej dzieciństwa w rodzinie alkoholika.
Po pierwsze, musiała sie przełamać, by poprosić o przysługę.
Bardzo trudno jej było powiedzieć: „Potrzebuje twojej pomocy”. Nauczyła sie nie prosić o pomoc, bo nigdy jej prośby nie były spełniane. Jednakże, ponieważ pracuje nad związkiem i jest on dla niej ważny, podjęła świadomą decyzje, aby poprosić.
Poza tym Sarah nadmiernie przejmuje sie tym, co pomyślą sasiedzi, gdy zobaczą bałagan na jej podwórku. To, że tak liczy sie ze zdaniem innych na jej temat, świadczy, że nie jest pewna własnej opinii o sobie. Gdy Tommy zapomniał o jej prośbie, poczuła, że jest dla niego zupełnie nieważna. Jej rozumowanie przebiegało w ten sposób: „Gdyby rzeczywiście mu na mnie zależało, nie mógłby zapomnieć. Wiedziałby, że nigdy nie poprosiłabym o cos, co nie jest dla mnie ważne.
Gdyby nie zapomniał o posprzątaniu gałęzi, wiedziałabym, że mu na mnie zależy. Fakt, że zapomniał, świadczy o tym, że tylko udaje, iż jestem dla niego ważna.”
Oczywiście jej złosc na Tommy’ego wydaje sie niewspółmierna do sytuacji, która mogła ja zdenerwować, ale nie aż do tego stopnia.
Tommy okazał sie niewrażliwy na jej potrzeby, ponieważ tak niedbale potraktował jej prośbę. Jego ociąganie sie było właściwe dla jego przeszłości.
Aby związek pozostał zdrowy, para musi wnikliwie przeanalizować ten incydent. Ona musi zrozumieć, że nie każde jej życzenie będzie automatycznie spełniane, nawet jeśli tak trudno jej prosić.
Musi również zrozumieć, że ociąganie sie Tommy’ego nie odzwierciedla jego uczuć do niej.
Jeżeli jego zachowanie sie nie zmieni, a ona nie będzie mogła tego znieść, byc może będzie musiała poddać ocenie ich związek.
Jednakże w tej konkretnej sytuacji jej reakcja wydaje sie zbyt ostra.
Tommy będzie musiał zrozumieć, że jesli zgadza sie cos zrobić, powinien to zrobić na warunkach osoby, która go o to poprosiła. Skoro mówi ukochanej: „Tak, zrobię to dla ciebie”, wiedząc, że to dla niej pilne, nie będzie w porządku, jesli nie spełni prośby jak najszybciej. Jesli nie jest pewien, czy będzie mógł wykonać prośbę natychmiast, powinien powiedzieć: „Zrobie to dla ciebie, ale nie mogę obiecać, że od razu to zrobię”.
Porozumiewanie sie i rozmawianie maja ogromne znaczenie dla dzieci alkoholików. To jedyny sposób dla nich i związanych z nimi osób na budowanie zdrowego związku.
J.Woititz – Lęk przed bliskoscią
rainboweyed said:
… mało jest treści/książek o DDA, skierowanych do osób z nimi będących, a nie do samych DDA.
Asia said:
Tak, ciężko jest zrozumieć, że stan gdy jest dobrze nie jest stanem normalnym. I, że jak jest dobrze, to podświadomie się wyczekuje na moment, w którym coś pieprznie i wszystko wróci do normy. A czekanie jest tak wyczerpujące, że lepiej samemu coś zrobić. Pokręcone, ale czasem boleśnie rzeczywiste…
maua said:
jakież wymowne… i – kiedy tak patrzę na siebie sprzed kilku lat – dostrzegam pewne analogie… DDA – identyfikuję się z tą grupą i nie stanowi to już dla mnie problemu. Prawda jest taka, że mimo prac nad sobą wciąż nie wyszłam na prostą (tak jak bym chciała). Chwila nieuwagi i wszystko co z mozołem naprawiałam w sobie może wrócić na poprzednie tory – niestety syndrom DDA bywa głęboko zakorzeniony.
Do DDA – nie poddawajmy się, pracujmy nad sobą.
Do tych, którzy wiążą się z DDA – rozmawiajcie z nimi i szukajcie płaszczyzn porozumienia. To takie trochę zdobywanie/ budowanie zaufania.
Co to ja chciałam powiedzieć?
A tak: dobry artykuł.
zenforest said:
To dobrze, że udało ci się to zaakceptować. 🙂
Dla wielu ludzi to jednak jest problem. Już samo brzmienie skrótu DDA działa na nich jak płachta na byka. Im problem większy, tym chętniej zaprzeczany. I zwykle otoczony kokonem wstydu i poczucia winy.
Tymczasem, jak zawsze podkreślam, DDA jest zespołem wzorców które pojawiają się u ludzi niekoniecznie pochodzących z rodzin alkoholików. To też wzroce DDTR – dorosłe dziecko toksycznych rodziców, osób niestabilnych emocjonalnie, z niskim poczuciem bezpieczeństwa.
Jeśli mamy wrażenie, że problem może nas dotyczyć – warto przestudiować książkę, chociażby właśnie J.Woititz – Lęk przed bliskością , aby dowiedzieć się jak możemy sobie z nim poradzić.
Nova said:
ja tez jestem DDa…+ uzalenienie od narkotykow i alkoholu. Ciezko. Po terapii zdalam sobie sprawe ze to co wynioslam z domu oddalam swoim dzieciom. Jednak caly czas probuje ,,naprawiac” i mam dowody ze udaje mi sie.
zenforest said:
Bardzo ważnym krokiem jest podejście do swej przeszłości i teraźniejszości w nowy, wolny od starych lęków i poczucia winy sposób.
Bardzo pomaga pomyślenie sobie :”Ok, owszem, tak się zachowywałam, taka byłam, teraz jednak patrzę w przyszłość i buduję ją w teraźniejszości, zmieniając moje wzorce. ”
Najgorsze co można zrobić obwiniać się i złościć na siebie. Wybaczenie i zwrócenie sobie wolności, bardzo pomaga…
A nawet – zaryzykowałabym twierdzenie „Danie sobie prawa” do bycia niedoskonałą, bywa nieraz nośnikiem wielkiej ulgi.
Zapomiana said:
…najgorsze jest dla mnie to, ze oni….wszyscy..mnie nie rozumieja! Patrza na mie…nie wiedza co mam w srodku…Ja sama tego nie wiem…Dlaczego kiedy przed kims sie otwieram….Mowie o tym..pozniej tego zaluje? Ostatnio powiedzialam to mojej bliskiej kolezance(pewnie dlatego, ze miala podobna sytuacje w domu)…wiedzialam, ze mnie zrozumie…Ale teraz czuje sie z tym zle…Mimo, ze moze tak nie jest mam wrazenie, ze patrzy na mnie jakbym byla inna…Nigdy nikomu juz o tym nie powiem.Dlaczego to tak nadal boli? Dlaczego boje sie bliskosci? Ludzie mowia: ” znajdz sobie kogos”,”taka dziewczyna i nikogo nie ma” itp. Tylko, ze ja nie potrafie nikomu zaufac…a to tak boli. Niby wszystko jest dobrze…mam znajomych….fajnie z nimi sie spedza czas. Ale nie moge pozbyc sie tego uczucia braku sensu mojego istnienia! Ciaglej niepwnosci…I mysli, kiedy ktos na mnie patrzy: on/ona wie…jestes na straconej pozycji.
Ojciec obiecywal, ze juz tak nie bedzie…ze wszystko bedzie dobrze…a pozniej bylo to samo. czy wiecie jak czuje sie gdy patrza na mnie paniusie z dobrego domu, u boku fajny chlopak, kochajacy, „cieply” dom? Okropnie! Mam wrazenie, ze one wiedza. Tak chcialabym zeby bylo inaczej. Dlaczego nie potrafie cieszyc sie z zycia! Ktos kto tego wszystkiego nie przezyl nie ma pojecia o czym mowie!
Najgorsze jest to, ze do konca zycia zostane DDA!
Anonim said:
Wspanialy artykul …… dzieki niemu duzo zrozumialem i widze swoje bledy wyraznie , mam nadzieje ze mi sie uda nie stracic tego co najcenniejsze …
trueneutral said:
Zapomniana,
zdziwisz się może, ale u nas jest wiele osób z podobnymi problemami.
Byłaś na forum polskiego DDA? Ilu jest tam użytkowników. A to tylko jedno forum.
Nie chcę Ci prawić banałów, nawet prawdziwych, bo sama wiedza nie wystarczy. Powiem tyle, że jako DDA można żyć. I to szczęśliwie. Trzeba tylko małymi kroczkami iść ku temu szczęściu. Jest na to wiele sposobów, każdy zależy od tego, co będzie odpowiednie akurat dla Ciebie. Obecnie jest spora ilość wszelkiego rodzaju grup, blogów itd. o tematyce DDA. Poszperaj po necie, znajdź ludzi, którzy wiedzą o czym piszą, przez net zachowasz anonimowość, więc wygadanie się nie będzie stanowiło problemu. Później przyjdzie czas na kolejny krok.
http://ddda.mojeforum.net/index.php
zapomiana said:
Wiem, ze nie jestem jedyna, ale ten fakt wcale mnie nie pociesza. Chcialabym zyc normalnie…moze i uda mi sie to malymi kroczkami…ale jeszcze nie teraz. Niedlugo skoncze szkole, znajde prace, wyprowadze sie jka najszybciej i wtedy moze sie uda. A teraz? Musze to przetrzymac…Nienawidze go, czasami mam ochote go zabic…Ale pozniej przypominam sobie, ze jestem katoliczka i nawet taka mysl to grzech. Poza tym nie jest tego wart. Musze nauczyc sie z tym zyc. Ja jeszcze moge ulozyc sobie zycie…INACZEJ…On jest skonczonym zerem.
dzieki za odp. 🙂
trueneutral said:
Zapomniana,
jeśli mogę coś polecić – „Wewnętrzne przebudzenie” Colin Sisson. Jak dla mnie jedna z książek, które najbardziej mi pomogły.
Żeby się jeszcze podlizać Zen, to muszę dodać, że poznałem książkę dzięki tej stronie.
zapomiana said:
Mam pytanie. Nie wiem czy bylas/ jestes dda…Ale jesli tak….to czy mozna „wyelminowac” wiekszosc cech jakie posiadam…np. lęk przed bliskoscia, ciągły strach, uczucie niepewności? Czy terapia jest potrzebna. Czy wystarczy, ze się wyprowadze…czy to w ogole cos da?
trueneutral said:
Zapomniana,
jestem facetem. 🙂 Określenie bardziej pasujące do mnie to DDD, w zasadzie to to samo, tylko powód inny. Nad wieloma aspektami nadal pracuję, ale udało mi się zintegrować już całkiem dużo, tak, że teraz można powiedzieć, że jest świetnie. Błędne myślenie jest przyczyną, nieprawidłowa ocena faktów, ale żeby to uchwycić trzeba obrać jakąś metodę. Ja stosowałem kilka równocześnie.
Co do wyprowadzki – na początku będzie lepiej, ale ostatecznie dużo powróci z czasem. Zmiana sytuacji zewnętrznej jest dobra na jakiś czas, ale póki nie zmieni się wnętrza, to zawsze jakiś blok zostanie. Oczywiście taka zmiana (przeprowadzka) jest moim zdaniem dobrym punktem wyjścia, ale nie można na tym poprzestać. Ja zrobiłem podobnie, w pewnym sensie, choć może określenie, że tak wyszło byłoby lepsze. Tak czy inaczej przeprowadzka jest dobra na początek, jako taki pierwszy krok.
Zatracona said:
Zapomniana,
czytając twoją wypowiedź wydawało mi się jakbym czytała o sobie. próbuje nad sobą pracować, nad swoimi negatywnymi cechami, wybuchami złości…. i chociaż zmiany ciężko mi przychodzą to czuje że wkońcu wyjde na prostą, zostawie to wszystko daleko za sobą i będe potrafiała wkońcu komuś zaufać, zakochać sie, stworzyć normalny związek. Życze ci tego samego 🙂
enter said:
to tez i o mnie… wszystko co powyzej przeczytalam. ja znalazlam takiego czlowieka, zaufalam, czulam sie szczesliwa i kochana ale po jakims czasie niestety znowu odezwal sie we mnie ten lek, przerazajacy lek przed odrzuceniem. Objawilo sie to nieuzasadniona zazdroscia. Niestety moj partner tego nie wytrzymal a ja nie potrafilam tego wytlumaczyc, zrodla mojego niepokoju, leku ze znowu ktos mnie zawiedzie. Nie wiedzialam jak bardzo moje dziecinstwo wplynelo na mnie, dopiero teraz szukajac odpowiedzi na pytanie „dlaczego ?” uswiadamiam sobie co moglo byc przyczyna. Szkoda, ze nie wiedzialam tego w tamtym czasie. przyznaje, ze nie zwierzylam sie swojemu partnerowi ze swojego dziecinstwa bo myslalam (jakze naiwnie!) ze mam juz to poza soba i nie ma to wplywu na moje zycie. a pojawilo sie to znowu w najmniej oczekiwanym momencie. cierpie okrutnie bo po pierwsze zranilam najukochnsza mi osobe a po drugie, ze przez to rozpadl sie nasz zwiazek na ktorym tak bardzo mi zalezalo. czuje sie z tym wszystkim fatalnie, z jednej strony poczucie winy, z drugiej poczucie krzywdy i bycia nie zrozumiana. jak moglam oczekiwac od kogos zrozumienia i pomocy kiedy sama nie wiedzialam co sie dzieje…
mam nadzieje, ze kiedy sie „podniose” i wroci choc odrobina radosci zycia
anomin said:
Masakra, ja też to mam chodzę od prawie roku na terapie i teraz zaczynam widzieć
anonim_2 said:
to wszystko to ja.
szukam terapii , czy jesteście w stanie jakąś polecić?
anonim_2 said:
anonim , gdzie chodzisz na terapię?
VunderMan said:
To wszystko to ty? zaczynam się o ciebie martwić
Eliszka said:
Zajrzałam do tego tematu, wyskoczył w komentarzach.
Skąd tak dużo tej spuścizny DDA w naszych życiorysach?
Rodzice moi i mojego męża przeżyli wojnę, która niesie w sobie wszystko, co najgorsze, czasy powojenne też nie należały do łatwych, by zachować kręgosłup moralny, wartości. Stąd, myślę tak wiele pijaństwa, alkoholizmu, na wsiach, szczególnie dot. mężczyzn.
Obowiązujący po wojnie ateistyczny ‚punkt widzenia’ indoktrynacja na szeroką skalę… piszę to, bo staram się po lekturze tego artykułu zrozumieć siebie, partnera i wiele innych nieszczęść w rodzinach, związkach i w następnych pokoleniach.
Problem picia, kultury picia, za wczesnej inicjacji i alkoholowej, seksualnej u dzieci prawie. Jak długo te problemy będą dotyczyły tak wielu, jak długo opary alkoholu będą zatruwały życie, unieszczęśliwiały, przekreślały życie, jak długo będą potrzebne terapie po traumatycznych przeżyciach?
Jak długo przemysł monopolowy będzie widziany jako bardzo intrantna pozycja w budżecie z zaślepieniem krótkowzrocznym/ czy może celowym/ co do prawdziwych kosztów społecznych.
Przyznaję, że nie mam pomysłu. Jest ktoś kto miałby pomysł na jakieś profilaktyczne dziiałania w tym zakresie.
vamas said:
nie zapomnijmy czemu alkohol tak mocno sie trzyma w spolecznestwie, zapewnia ludziom stan nieprzytomnosci, bo przytomnosc jest dla wielu raniaca, musza sie zmierzyc ze swoim nagim obliczem
gdyby do tej przytomnosci dolozyli swiadomosc i przestali myslec w kategoriach strachu przed utrata doslownie wszystkiego(lub strachu przed nie-zdobyciem czegos), nie musieliby uciekac od swojej rzeczywistosci
no i oczywiscie ta stara-dobra-polska-tradycja, ilu to ja znam takich co pije, bo zyje, co pije bo koledzy pija, co pije bo nie umie sie bawic bez tego, co pije bo to ich wyzwala, co pije bo to przykrywa ich pustke coraz grubszym plaszczykiem,
z kazdym kieliszkiem”””’
troche odwagi zycze wszystkiem 😉
WR said:
Witam,
Najpierw chciałbym podziękować mojej żonie, że jeszcze przed ślubem zdecydowała się na terapię. Chodziła na spotkania, o ile dobrze pamiętam, przez dwa lata. Tu także podziękowania dla wszystkich, zapewne w większości psychologów, którzy badają ten temat, opracowują terapie i wcielając je w życie niosą rzeczywistą pomoc ludziom.
Potem ja poszedłem, ale żeby jakiemuś fachowcowi zadać krótkie pytanie: „co przeczytać, gdy internetowi wierzę ograniczenie i żeby nie kupować pierwszej lepszej w księgarni, a żeby pomóc?”. Odpowiedź była dość zaskakująca: „nic nie czytać, traktować jak normalnego człowieka, nie wsadzać pomiędzy siebie przegródki z napisem DDA”. Poskutkowało i cały czas skutkuje, ale sądzę, że odpowiedź była taka dlatego, że Ona była już po terapii. Czasem jednak ta przegródka się pojawia – w myśleniu – ale to raczej tylko w chwilach „ciszy”, gdy potrzebuję wykrzesać z siebie jeszcze więcej cierpliwości, spokoju i wytrwałości.
Pięć lat „chodzenia”, trzy i pół roku po ślubie… i nadal wspaniale. Ale Jej pracy nie da się przecenić.
Pozdrawiam wszystkich i życzę wytrwałości,
Wojtek
Beata said:
Kochani!
Jestem po wielu latach terapii. Moi rodzice byli toksyczni, ale alkohol też się pojawiał. Na progu dorosłości pojawiły się u mnie silne depresje. W tamtych czasach nie było ani tylu lekarstw antydepresyjnych, ani tylu psychoterapeutów. Mój stosunek do psychoterapii też nie był najlepszy. Wyszłam za mąż. Czasowo depresje ustały, ale po kilku latach znów się pjawiły. Pojawiły się także niekontrolowane wybuchy złości. Stwierdziłam, że jednak trzeba coś ze sobą zrobić. Ponieważ wcześniej terapie grupowe mi nie pomagały postanowiłam rozpocząć terapię indywidualną. Wtedy zaszłam też w ciążę. Ale najgorsze miałam dopiero przed sobą. Gdy mój syn miał 2 lata (ja miałam 33) dostałam pierwszego ataku choroby psychicznej. Okazało się że jestem chora na chorabę afektywną dwubiegunową (występujące po sobie okresy manii i depresjii). Wtedy dopiero byłam załamana. Swiadomość bycia chorym psychicznie jest czymś czego nie da się opisać…Głęboka depresja po ataku manii trwała 9 miesięcy
Nie myślcie jednak, że chcę tu pisać jak bardzo jestem nieszczęśliwa. Nie jestem również osobą, która umie cieszyć się tym co ma (dla mnie wcale szklanka nie jest do połowy pełna). Chcę tylko napisać, że nigdy nie należy się poddawać. Zawsze należy walczyć o siebie i swoje zdrowie.
Po prostu postanowiłam dalej chodzić na terapię (i być też pod kontrolą psychiatry). Niestety (a właściwie na szczęście) musiałam zmienić terapeutę (tamten wyjechał do innego miasta). Pani psycholog wyjaśniła mi, że choroba psychiczna to tak na prawdę ucieczka od siebie i świata, w którym sobie nie umiemy poradzić.
Terapia trwała bardzo długo. Jednakże jakie miałam wyjście. Mogłam albo starać się o samą siebie, albo godzić się na pobyty w szpitalu psychiatrycznym. Albo rozmawiać z terapeutką o moich problemach i powoli przekonywać się, że mój mąż mnie kocha pomimo, że zachowuje się bardzo różnie (też miał dziwną mamę),albo ciągle łykać pigułki antydepresyjne a co jakiś czas uspokajające.
Jaka jest nagroda. Taka, że dzisiaj uważam się za osobę zupełnie normalną. Ostatni raz w szpitalu byłam 11 lat temu. Uważam, że moja przeszłość ma na mnie dużo mniejszy wpływ niż na przeciętnego człowieka. Prawie u wszystkich ludzi umiem dostrzec dziwaczne zachowania spowodowane starymi wzorcami a swoje dziwactwa staram się akceptować.
Mam swoje problemy (np. nie mam pracy), ale mam 14-letniego syna i kochającego męża (oczywiście nie raz i nie dwa się z nim kłócę). Z moją terapeutką mam kontakt tylko wtedy gdy tego potrzebuję, a obecnie nie musiałam się z nią widzieć od półtora roku.
Uważam, że dla DDA iDDtr najważniejsze jest umieć powiedzieć sobie, że się potrzebuje pomocy terapeuty, konsekwentnie jej szukać a potem konsekwentnie pracować nad sobą. Na pewno jesteśmy tego warci.
Pozdrawiam wsystkich
Beata
Aga said:
Witam!
Jestem obecnie na terapii DDA, która trwa już 14 miesięcy i naprawdę działa. Szkoda tylko że tak późno się o niej dowiedziałam. Mam 33 lata a problemy emocjonalne mam od 10 roku życia. Nerwica ujawniła się w wieku 21 lat. Tylko w tedy nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Byłam u neurologa i przepisał mi tabletki uspakajające. One pomagają uspokoić objawy ale nie uzdrowią! Znam osoby które przez całe dorosłe życie funkcjonują tylko dzięki tabletkom uspokajającym. Ja tak nie chciałam. Znalazłam w internecie stronę DDA i już wiedziałam że sama sobie z tym nie poradzę. Szukałam placówek prowadzących takie terapie. Okazało się że w moim mieście nie ma ( to był rok 2005). Dołączono mnie do grupy współuzależnionych. Terapia trwała 1 rok. Dziś wiem że to nie było to. Ale pozwoliło mi zrozumieć wiele spraw. Doczekałam się i w sierpniu 2007 roku poszłam już na terapię dla DDA. Jednej rzeczy nie mogę zrozumieć. Terapii dla uzależnionych jest od groma w moim małym mieście są przynajmniej trzy przychodnie a do teko terapie są darmowe. A dla nas dzieci alkoholików jedna grupa raz na rok bo na więcej nie ma pieniędzy!!! Ja poszłam prywatnie bo dostać się na grupę z poradni graniczy z cudem. Ale nie żałuję, pracuję więc mnie stać. Wszystkim wahającym się co zrobić żeby zacząć normalnie żyć radzę poszukać terapii. Co nie oznacza że po miesiącu wasze życie będzie piękne i wspaniałe. Wiele razy miałam ochotę zrezygnować z terapii bo wydawało mi się że to nic nie daje ( z perspektywy czasu wiem że daje). Jest to bardzo ciężka praca z sobą samym. Która trwa tak naprawdę przez całe życie. Oczywiście nic samo się nie dzieje. Trzeba być gotowym na grzebanie w sobie i dokopywanie się do najgłębszych ran. To pozwala jednak ranom się zabliźnić a emocjom uwolnić.
Życzę wam wszystkiego dobrego w nadchodzącym 2010. Pracy nad sobą i wyzwolenia się z emocjonalnego odrętwienia!!!!
Eliszka said:
Beato, to prawda, że tzw. choroby psychiczne to nic innego, jak ucieczka przed samym sobą i światem.
Dlatego tak ważna jest wiedza o sobie, świadomość w możliwie najszerszym spektrum doświadczania życia. Ustaje ucieczka, a zaczyna się mozolne poznawanie siebie, innych ludzi, przede wszystkim zmiana nastawienia na postawę bardziej neutralną, przyzwalającą również na słabości, niedoskonałości, generalnie nieidealizowanie życia.
Nie wiem co rozumiesz Beato przez normalność, bo ja po swoich przejściach do ogólnie przyjętej normalności społecznej nie pasuję i dobrze mi z tym.
W nadchodzącym roku życzę sobie spokojnej uważnej akceptacji tego czego zmienić nie mogę i siły do sprostania wyzwaniom codziennym, przy zachowaniu ‚nowej’ wrażliwości, uważności, jakości życia.
Mam świadomość, że wypracowany, osobisty, jaśniejszy hologram energetyczny trzeba chronić i umieć cieszyć się nim. I nie zapominać o tym.