K¯osh¯o Uchiyama
Po smierci mojego nauczyciela Roshiego Sawakiego w roku 1965 zaczałem prowadzic
nastepujace sesshin: comiesieczną praktyke odosobnienia trwajacą piec dni, w której srodkowym
dniem jest zawsze pierwsza niedziela miesiaca.
Plan dnia tych sesshin obejmuje nastepujace na przemian okresy zazen(medytacja siedząca) i kinhin
(zazen podczas chodzenia), trwajace od czwartej rano do dziewiatej wieczór.W ciagu dnia
sa trzy posiłki, a po kazdym z nich od razu odbywa sie kinhin, po czym jest trzydziestominutowa
przerwa, kiedy wszyscy zajmuja sie własnymi sprawami.
Te sesshin odznaczaja sie dwiema szczególnymi cechami. Po pierwsze, nie ma tam absolutnie
zadnych rozmów. Nie ma powitan, zycia towarzyskiego ani spiewania sutr. Nie
uzywamy tez kyosaku, drewnianego kija słuzacego do budzenia siedzacych.
Zazwyczaj prowadzacy swiatynie zen w tradycji Soto nie siedzi twarza do sciany,
ja jednak zawsze siedze twarza do sciany wraz z innymi, nie obserwujac pozostałych ludzi
siedzacych w zazen.
To sa główne cechy wyrózniajace sesshin w Antaiji. Do tych zasad dodaje sie tylko
jedno zalecenie – aby przykładac sie do swojej praktyki, nie zwazajac na kogokolwiek
innego. Ten sposób prowadzenia sesshin stanowi wynik doswiadczen nabytych podczas
wielu innych sesshin. Kontynuuje to od roku 1965, uwazam bowiem, ze w ten sposób
najscislej wprowadzane sa w zycie słowa Roshiego Sawakiego: „Zazen to jazn czyniaca
siebie sama z siebie”.
Tych piec dni spedzonych w absolutnym milczeniu ma pomóc kazdemu stac sie swoja
jaznia, która jest tylko jaznia, bez angazowania sie w zycie towarzyskie czy zwracania
uwagi na innych. Co wiecej, to niezakłócone, trwajace przez piec dni milczenie czyni
z sesshin jeden nieprzerwany okres zazen. Nie uzywamy kyosaku, kija słuzacego budzeniu
tych, którzy mogli przysnac, własnie dlatego, aby kazdy mógł stac sie swoja jaznia, bedaca
tylko jaznia.
Poniewaz odkładamy wszystko na bok i siadamy twarza do sciany, bedac
podczas zazen tylko soba, czasem odczuwamy okropna nude. Stad, kiedy robiony jest obchód
z kyosaku, staje sie ono zabawka i ludzie zaczynaja sie nim zabawiac. Ktos na przykład
siedzi spokojnie i słyszy, jak ktos inny obchodzi sale z kyosaku. Zaczyna wtedy myslec
o tym, jak doskonała jest jego postawa i ze nie ma powodu, aby byc uderzonym. Moze
tez pojawic sie mysl o tym, jak dłuza sie popołudniowe godziny siedzenia i jak mozna by
doprowadzic do tego, zeby zostac uderzonym tylko po to, aby czas jakos szybciej zleciał.
Wydaje mi sie, ze całe zycie spedzamy na bawieniu sie zabawkami.
To sie zaczyna tuz po urodzeniu.
Pierwsza zabawka jest smoczek butelki z mlekiem. Gdy troche podrosniemy,
sa to lalki i pluszowe misie. Potem zestawy modelarskie, aparaty fotograficzne
i samochody. W wieku dorastania zaczynamy interesowac sie płcia przeciwna, potem sa
studia i badania naukowe, rywalizacja i sporty, a takze ozywiona działalnosc w biznesie
i dazenie do zdobycia sławy. To wszystko jest tylko bawieniem sie zabawkami! Az do samej
smierci wymieniamy jedna zabawke na inna, spedzajac całe zycie na tego rodzaju
zabawie.
Uprawianie zazen oznacza aktualizowanie rzeczywistosci zycia. Zazen to jazn bedaca
tylko jaznia, bez zadnego bawienia sie zabawkami. Zazen przypomina chwile tuz przed
smiercia, kiedy wszystkie zabawki zostaja nam odebrane. Nawet wtedy jednak rozgladamy
sie za czyms do zabawy, chocby tylko na chwile. Własnie dlatego z niepokojem mysle
o tym, ze kiedy robiony jest obchód z kyosaku, natychmiast staje sie ono zabawka i zazen
przestaje byc jaznia bedaca tylko jaznia. Dlatego własnie go nie uzywamy.
Cóz jednak robic, gdy podczas sesshin w Antaiji poczujemy sennosc? Jesli celem kija kyosaku
jest usuniecie sennosci, to gdy nie jest uzywany, trudno powstrzymac sie od zasypiania.
Nie ma jednak powodu do zmartwien – nie ma absolutnie nikogo, kto przesypiałby całe
siedemdziesiat godzin pieciodniowego sesshin! Nieuchronnie w którejs chwili człowiek sie
budzi. Skoro jest to wasza własna praktyka, po prostu praktykujecie zazen z pełnym zaangazowaniem.
Zazen nie jest czyms, do czego powinno sie ludzi zmuszac. Jest to praktyka,
która wykonuje sie samemu, jako jazn bedaca tylko jaznia.
Moga byc takie chwile, w których jestescie rozbudzeni, ale strasznie znudzeni. Aby
wiec czas sie nie dłuzył, mozecie zaczac o czyms myslec, w ten sposób zabawiajac sie tym.
„Jazn, która jest tylko jaznia”: po japonsku wyrazenie to brzmi jiko giri no jiko. Nawet w jezyku japonskim nie jest to zwyczajne wyrazenie i najlepiej mozna je zrozumiec, uwaznie przygladajac sie przykładom odawanym przez Roshiego Uchiyame na objasnienie tego absolutnego aspektu jazni. Jest to prawdziwa jazn, która jest tylko soba, naga i nie chwieje sie, ulegajac wpływowi innych, lecz jest osadzona w sobie. Roshi cytuje słowa Roshiego Sawakiego o tym, jak niemozliwe jest podzielenie z kims innym nawet puszczenia wiatrów. To wyrazenie, posługujac sie dosadnym jezykiem, moze najlepiej wyjasnia znaczenie „jazni, która jest tylko jaznia”.
Mimo iz jest to wasza własna praktyka i bezsensowne jest w taki sposób marnotrawic czas,
tym niemniej ludzie czasem tak własnie robia. Jesli jednak jestescie zdrowi na umysle,
nie bedziecie w stanie tego ciagnac w nieskonczonosc – na sesshin, gdzie panuje ciagłe
milczenie i sa długie, nieprzerwane godziny zazen, mielibyscie wrazenie, ze wariujecie.
Zdrowy umysł nie jest w stanie borykac sie z jedna złudna mysla przez długi czas.
W koncu sami zdacie sobie sprawe, ze najwygodniej jest puszczac złudzenia i dazyc
do solidnej postawy zazen.
Innymi słowy, te sesshin polegaja po prostu na siedzeniu jako jazn bedaca
tylko jaznia bez zadnych zewnetrznych ograniczen. Dlatego doprowadzaja nas do miejsca,
w którym nie mamy juz innego wyjscia – musimy stac sie ta jaznia bedaca tylko jaznia,
nie wikłajac sie juz w złudne mysli.
Jak juz o tym wspomniałem, ja tez siedze zwrócony twarza do sciany, a nie do innych.
Robie tak, aby uniknac sytuacji obserwowania i bycia obserwowanym. Gdybym siedział
z zamiarem obserwowania wszystkich innych, to robiłbym tylko to i straciłbym z oczu
własne zazen. Poza tym gdyby wszyscy byli swiadomi, ze sa obserwowani podczas zazen,
stałoby sie to zazen uprawianym w ramach dychotomii „ja” i „inni”, nie bedac juz zazen,
które jest naprawde ta jaznia, która jest tylko jaznia. Musze po prostu kontynuowac
własna praktyke zazen, podczas gdy inni musza uprawiac własne zazen jako jazn bedaca
tylko jaznia.
Poniewaz nie sa udzielane zadne instrukcje odnosnie samego zazen, to aby praktyka
podczas takiego sesshin przebiegała poprawnie, trzeba juz wczesniej rozumiec, jakie
powinno byc nasze nastawienie psychiczne. Dlatego napisałem ksiazki traktujace o tym,
czym jest zazen, przedstawiajac to w jak najdrobniejszych szczegółach. Mam nadzieje,
ze ludzie wybierajacy sie na sesshin ksiazki te przeczytaja i zrozumieja. Jesli nadal maja
jakies pytania, to moga mnie swobodnie odwiedzac i zadawac pytania poza okresami
sesshin.
Osoba, która postanawia uprawiac zazen po przeczytaniu moich ksiazek, cechuje sie
zdecydowanie innym nastawieniem od kogos, kto przychodzi i siedzi w zazen bez zadnych
pytan. Wielu ludziom chodzi o zrozumienie intelektualne, to znaczy ich umysły sa przepełnione
rozbudowanymi teoriami. Po to wiec, aby ci skłonni do dyskusji ludzie mogli
zrozumiec poprzez własne doswiadczenie, ze zazen to nie teoria – ze jest to cos, co sie
faktycznie robi – chce, aby od razu zanurzali sie w całkowicie milczaca praktyke zazen,
opisana w poprzednim rozdziale.
Przed czasem i wysiłkiem „ja”
Wczesniej mówiłem o przebiegu sesshin w Antaiji i o tym, jak uswiadamiamy sobie rózne
rzeczy, faktycznie biorac udział w tych sesshin – nie teoretycznie, lecz poprzez osobiste
doswiadczenie. Spójrzmy nastepnie na kilka z tych rzeczy, które sobie uswiadamiamy.
Pierwsza rzecz, która chcac nie chcac czujemy, siedzac na tych sesshin, to niesamowite
rozciagniecie sie czasu. Jest to dokładnie tak, jak w tych dwóch powiedzeniach zen:
„Dzien jest długi jak wiecznosc” i „Dzien wydaje sie tak długi, jak w dziecinstwie”. Jakze czesto
na co dzien w zyciu opowiadamy dowcip znajomemu lub tez ogladamy troche telewizji
i ani sie obejrzymy, a juz mija połowa dnia albo nawet cały dzien. Kiedy jednak przez cały
dzien siedzimy w zazen, czas po prostu nie upływa tak łatwo. Bola nas nogi i doskwiera
nam straszna nuda. Własnie dlatego nie ma nic innego do zrobienia, jak przezywac czas
jako rzeczywistosc zycia, z chwili na chwile.
Podczas sesshin wszystkie nasze poczynania sa regulowane dzwonkiem. Dwa uderzenia
to sygnał na kinhin – wszyscy wstajemy z zazen i zaczynamy chodzic. Podczas kinhin
pojawia sie mysl o tym, jak juz mamy dosc zazen, a nastepnie zniecheceni zdajemy sobie
sprawe, ze jest zaledwie ranek drugiego dnia i nie upłyneła jeszcze nawet połowa sesshin.
Pewien jestem, ze podczas sesshin kazdy miewał tego rodzaju mysli.
Jak wiec mozna przetrwac reszte pobytu na sesshin?
Dochodzac do tego punktu, musimy po prostu przekroczyc czas.
Jesli nie zapomnimy o tym, co nazywamy czasem, udział w kolejnych godzinach
sesshin bedzie niemozliwy.
Kiedy przekraczamy czas, zapominamy o nim, to faktycznie spotykamy sie ze swieza
rzeczywistoscia zycia. Japonskie słowo na okreslenie czasu to toki. Wydaje mi sie, ze słowo
to zawiera w sobie głeboki sens. Toki pochodzi od słowa toshi, oznaczajacego predkosc
lub szybkosc. Innymi słowy, czas istnieje z powodu tego porównywania płynacej predkosci.
Kiedy przestajemy porównywac i po prostu jestesmy ta jaznia bedaca tylko jaznia, to
jestesmy w stanie przekroczyc te predkosc, czyli czas.
Ci, którzy kontynuuja praktyke na sesshin, przestaja pamietac o czasie. Po prostu
słyszac trzy uderzenia w dzwonek, zaczynamy zazen, a po dwóch uderzeniach zaczyna sie
kinhin. Kolejne trzy uderzenia sygnalizuja, ze czas siedziec, a potem znów dwa uderzenia
i wracamy do kinhin. Po prostu kontynuujemy sesshin takie, jakim jest3, stosujac sie do
sygnałów dzwonka. Nikt nie mysli o tym, czy trwa to długo, czy krótko. W koncu okazuje
sie, ze bez myslenia o tym piec dni mineło i sesshin ma sie ku koncowi. Dopiero wtedy
zauwazamy, ze siedzac w zazen, zupełnie zapomnielismy o czasie, choc obawiam sie, ze
takie sformułowanie moze doprowadzic do powaznego nieporozumienia.
Czas jest ludzkim wytworem. Minuta i godzina to ludzkie jednostki miary, które zostały ustanowione w celu „mierzenia” tego „płynacego pedu”, któremu przyklejamy etykietke „czas”. To, ze mineło tylko piec minut lub ze wydaje sie, iz upłyneła godzina, wynika z faktu, iz uzylismy pewnej wzglednej etykiety „czasu” i nadalismy tej ustalonej normie pewna wartosc, na przykład taka, ze czas to pieniadz. Jesli jednak zrezygnujemy z tej normy porównawczej, to zaden trwały byt, zwany czasem, nie istnieje.
Moze własciwiej byłoby powiedziec, ze gdy po prostu przykładamy sie do zazen
przez tych piec dni, mijaja one same z siebie.
W gruncie rzeczy jednak jakichkolwiek bysmy uzywali słów, nic tak
naprawde nie bedzie pasowało. Musimy po prostu doswiadczyc sesshin osobiscie.
Tak czy inaczej, faktem jest, ze tego rodzaju doswiadczenie faktycznie pokazuje nam,
czym własciwie jest czas, a takze czym jest to, co przed czasem. Zazwyczaj uwazamy za
oczywiste, ze wszyscy zyjemy w czasie, ale dzieki sesshin jestesmy w stanie doswiadczyc
bezposrednio, ze tak nie jest. Jest raczej tak, ze to zycie jazni tworzy pozór czasu.
Kiedy uprawiamy zazen, krzyzujemy nogi i siedzimy bez ruchu, zachowujac zupełny
spokój. Nalezałoby wiec powiedziec, ze jest to czyms bolesnym w porównaniu ze stylem
zycia polegajacym na folgowaniu sobie, kiedy to mamy zazwyczaj pełna swobode ruchów.
Jesli jednak podczas zazen zaczniemy myslec o tym, jakie to bolesne i jak to wytrzymujemy,
znoszac ten ból, nigdy nie bedziemy w stanie usiedziec spokojnie przez całych
piec dni.
Mozemy byc w stanie posiedziec w zazen przez dwie godziny albo nawet przez
cztery czy piec godzin, polegajac wyłacznie na swojej wytrwałosci i odpornosci na ból,
ale nie ma absolutnie mowy, abysmy bazujac tylko na wytrzymałosci, wysiedzieli cały
dzien, nie mówiac juz o pieciodniowym sesshin. Co wiecej, nigdy nie bylibysmy w stanie
wysiedziec na comiesiecznych sesshin ani wiesc zycia opartego na praktyce zazen w oparciu
o jakies egotyczne wyobrazenie o swojej odpornosci na ból. Nawet gdyby nam sie to
udało, byłoby to pozbawione jakiegokolwiek sensu! Porównywalibysmy wtedy tylko swoja
zdolnosc do poddawania sie dyscyplinie i wytrzymałosc z podobnymi cechami innych.
Innymi słowy, stanowiłoby to tylko wzmocnienie naszej tendencji do porównywania sie
z innymi. Najwazniejsza rzecza podczas sesshin jest to, aby odrzucic nawet wyobrazenia
o tym, jakie to bolesne albo jak dajemy sobie rade, i zanurzyc sie w zazen takim, jakie
jest, jako jazn czyniaca siebie sama z siebie. Tylko gdy bedziemy siedziec bez ruchu,
powierzajac wszystko postawie, czas bedzie płynał samorzutnie. Mówiac inaczej, tylko
kiedy wyrzucimy swoje wyobrazenia o bólu i wytrzymałosci, bedziemy w stanie siedziec
na sesshin bez niepokoju.
To doswiadczenie jest bardzo istotne. Te sesshin sprawiaja, ze faktycznie doswiadczamy,
co to znaczy, ze odpada dno naszych mysli o wytrzymałosci i cierpieniu.
To doswiadczenie ma ogromny wpływ na nasze codzienne zycie. W swoich codziennych
poczynaniach napotykamy wiele problemów i nieszczesc, ale zazwyczaj dzieje sie
tak, ze mierzac sie z danym problemem, zaczynamy sie szamotac. A robiac tak, tylko
pogarszamy swoja sytuacje.
Łatwo jest to dostrzec, gdy chodzi o kogos innego. Kiedy to inni popadna w jakies
niefortunne okolicznosci, jako obserwatorzy czesto mówimy, ze powinni przestac sie
szarpac i po prostu uspokoic sie. Potrafimy powiedziec cos takiego
na chłodno jako „obserwatorzy”, ale kiedy kłopot dotyczy nas samych, nagle tracimy
zdolnosc zachowywania spokoju. Jak mozna sprawic, zeby ta jazn – która nie moze powstrzymac
sie od szamotaniny – zaprzestała zmagan i ustabilizowała sie? Nie ma na to
sposobu, jesli dno naszych mysli o naszym cierpieniu i naszej wytrzymałosci nie odpadnie5.
Udział w sesshin sprawia, ze doswiadczamy własnie tego. Innymi słowy, sesshin
jest praktyka uprawiana przed rozróżnieniem na własna moc i moc zewnetrzna.
K¯osh¯o Uchiyama
Otwieranie dłoni mysli: podejscie do zen
Zobacz też:
indram said:
Zgodnie z obietnica kilka postow.
Stylion (a moze Stallion? – tak tylko zartuje sobie, bez urazy) 😉
napisal:
Nie analizuje tutaj Styliona, jednak to co tutaj napisal nasunelo mi mysl o pewnym wzorcu ktory u siebie tez kiedys zauwazylem, wiec mysle ze warto o tym wspomniec (a poza tym biorac pod uwage to co na wstepie napisal…).
Oznajmienie, z pewna doza emocji, ze „dla mnie czlowiek jest zagadka i takim pozostanie do konca” to w gruncie rzeczy wyznanie wiary i postawa na wskros romantycznego mysliciela, ktory z gory zaklada, ze swiata nie da sie poznac. To troche jak bledny rycerz, jak Don Kichot ktory samotnie w morzu zyjacych w zupelnie innej rzeczywistosci ludzi usiluje samotnie zglebic prawdy i tajemnice wszechswiata a jednoczenie – romantycznie – zdaje sobie sprawe z nieskonczonosci tegoz i pozostanje w gorzko-slodkiej autokontemplacji swego ego rozczulonego z jednej strony nieskonczonoscia i zlozonoscia wszechswiata, a z drugiej strony wlasna niezdolnoscia do kompletnego poznania. Blisko stad do przekonan typu: jestem sam, nikt mnie nie rozumie i postaw w stylu nierozumiany meczennik. Jak sadze moze sie to brac z braku okreslenia ile potrzebuje wiedziec, aby z zadowoleniem zyc i funkcjonowac, a zrodlem tego moze byc kompensacja, skoncentrowanie sie na intelektualnych, umyslowych sferach zycia przy pewnym wycofaniu sie czy zaniedbaniu sfer spolecznych czy innych. Wydaje mi sie ze wiek tu tez moze grac pewna role i taka postawe mozna zaobserwowac u wrazliwych mlodziencow jak i bardziej starszych, intelektualnie sprawnych panow. Tak czy owak jest to wyznaczanie sobie granicy, stawianie sobie bariery w postaci przekonania, ze nie da sie zrozumiec swiata – przynajmniej na tyle, ile to niezbedne. W przybieraniu takiej roli Ego znajduje swoja wyjatkowosc, swoja tozsamosci i wyroznienie w tej slodko-gorzkiej autokomplentacji o ktorej napisalem powyzej.
BlueMind said:
indram,
dzięki za tego posta:) dużo roboty mi zaoszczędziłeś
indram said:
Felicita napisala:
To brzmi znacznie lepiej niz „duchowiacy”.
Spolecznosc Zenforest moze byc gdyz w gruncie rzeczy Zenforest jest tribal leader – przywodca plemiennym internetowego oczywiscie plemienia duch.. no, tej spolecznosci wlasnie. Bycie internetowym liderem oznacza organizowanie jakiejs internetowej dzialalnosci, jakiejs stronki www wokol ktorej ludzie o podobnych zainteresowaniach moga sie gromadzic.
Nawiasem mowiac, nie ma co za specjalnie bic przed Zenforest poklonow za to, po pierwsze dlatego, ze robi to ona dla siebie – to jej wlasne zainteresowania i nie ma tutaj zadnego poswiecenia tylko osobista pasja, a po drugie juz tyle razy pochwaly i podziekowania slyszala, zejest to jak mowienie komplementow bardzo atrakcyjnej kobiecie, ze pieknie wyglada – malo orginalne i slyszala to juz setki jesli nie tysiace razy. Co nie znaczy ze nie nalezy podziekowac, jesli sie odczuwa wdziecznosc (mozna tez pokrotce napisac, jaki to mialo wplyw, jakie to wywarlo zmiany w zyciu, itd). Zreszta co innego wyrazenie uznania, a co innego pochlebstwo.
No dobrze, nie wydaje mi sie zeby Zenforest mi nagle zaprzeczyla domagajac sie wiecej uznania.
indram said:
Vamas napisal:
Powaznie, to przyznaje, ze chetnie korzystam z pouczen innych i mam ludzi ktorzy sa dla mnie autorytetami w pewnych dziedzinach zycia, w innych dziedzinach, a zwlaszcza w tych w ktorych uwazam ze osiagnalem poziom mistrzowski sam dla siebie jestem autorytetem.
Co nie znaczy, ze jestem zamkniety na sugestie innych tylko to, ze w pewnych dziedzinach zycia zwykle to ja wiem lepiej. Tu warto pamietac, ze duma jest tylko mechanizmem ego, wiec powiedzmy, he, he, he, ze jestem dumny z tego ze jestem taki skromny. 🙂
Co do tego dostania po uszach to znowu he, he, he… Chyba Vamas nie zdajesz sobie sprawy, co ja tutaj kiedys wyrabialem…
Pewnego razu onegdaj bylem „na fazie” kosmitow i spiskowych teorii. Jakos nie widzialem powodu, aby sie tym nie podzielic. Zenforest sie skrzywila co prawda, ale byla skrepowana przez wlasne reguly pozwalania sie wypowiadac kazdemu kto nie przekracza podstawowych zasad niewulgarnosci itd, jednak inni wyskoczyli na mnie, juz nie pamietam wszystkich szczegolow ani ktory to byl watek ale w niemal trzydniowym boju dyskusyjnym rozgromilem wszystkich oponentow i w ogole wszystkich ktorzy sie nawineli lub probowali ze mna jakis sztuczek czy gierek. Byly, zdaje sie, na mnie nawet jakies skargi, co poniektorzy odniesli emocjonalne urazy. Ja co prawda odczuwalem perwersyjna frajde z odniesienia „zwyciestwa” w goracej dyskusji i w slownych przepychankach. Z tego co pamietam, chyba tylko Trueneutral zachowywal powsciagliwosc godna medrca, a w pewnym punkcie nawet mnie poparl. Tak czy owak czulem sie wowczas jak Wiking pladrujacy irlandzki klasztor.
Nastepnie jednak uswiadomilem sobie ze znowu spycham sie – albo pozwalam sie memu ego spychac sie w rejony intelektualnej aktywnosci – i intelektualnej agresji – w ramach jak mniemam rekompensacji innych sfer zycia w ktorych niedomagam albo w ktorych nie jestem az taki dobry. Dlatego tez sie wycofalem z uczestnictwa w tym blogu i zajalem sie czyms innym. Wlasciwie jedyne inne forum ktore czytam to zwykle pod koniec miesiace forum claymore na animesuki (gdy ma sie ukazac nowy odcinek, nowy rozdzial „Claymore”).
Tak wiec zrezygnowalem juz ze slownych przepychanek – a takze z „nawracania”, jednak jakby przyszlo co do czego i zabralibysmy sie za „trzepanie sie nawzajem po uszach” – to nikt, naprawde nikt nie bylby tutaj szczesliwy, nawet ja; ale ja i tak bylbym szczesliwy koniec koncow.
No ale jak juz wspomnialem – nie mam sobie czego udowadniac pod tym wzgledem i zdaje sobie sprawe powody dla ktorych wczesniej moglem to robic.
indram said:
To wy ‚chodzicie’ ze soba?! 😉
majk79 said:
Powiedziałbym, że nawet coś więcej, ale to akurat nasza prywatna sprawa. 😉 Miłego psychoanalizowania! 🙂
indram said:
Handlarz ludzmi sie znalazl. 🙂
Dokladnie tak, zeby sie zajac soba w innym, i w szerszym wymiarze.
Tu jeszcze wspomne o innej rzeczy ktora u siebie rowniez zaobserwowalem, a mianowicie ze mozemy rozwijac sie osobiscie, personalnie w jakiejs sferze zycia, jednak w pewnym momencie nalezy to ograniczyc. W przeciwnym wypadku stac sie to moze kolejnym nawykie, kolejnym nalogiem, a ewentualne korzysci z tego plyynace beda coraz mnijsze, natomiast moga zaczac rosnac ‚koszty alternatywne’, albo nawet nasz rozwoj w jednaj dziedzinie zycia zostanie zahamowany poprzez klopoty plynace z braku dzialan, z braku rozwoju w innych dziedzinach zycia. To troche tak jak zaczac duzo cwiczyc i chodzic na silownie – rozwijamy miesnie i tak dalej, jednak jak zaniedbamy np. odzywianie czy szeroko pojete zdrowie, to nawet moze sie okazac, ze nasz wysilek wlozony w cwiczenia byl kontrproduktywny co moze skutkowac np jakims urazem.
vamas said:
„Co do tego dostania po uszach to znowu he, he, he… Chyba Vamas nie zdajesz sobie sprawy, co ja tutaj kiedys wyrabialem…”
czasem bywa tak, ze ludzie nie smieja sie z tych co dostali po uszach
ale z dajacego po nich
kazdy sam sobie wystawia swiadectwo przez swoje zachowanie
bywa ze agresywny odwet nie swiadczy o madrosci, tylko o czyms przeciwnym
„Trueneutral zachowywal powsciagliwosc”
godne szacunku zatem, moze warto troche czesciej sie poinspirowac od takich ludzi jak on ?
indram said:
No i jeszcze na koniec jeden ogolny post na temat pierdniec mego umyslu. 🙂
Widzicie, jesli duzo czytamy i myslimy na jakis temat to umysl czuje sie zobligowany do pierdniec w danym temacie.
Na przyklad mogla sie zdarzyc ze wychowano cie na religijna osobe, albo przeszedles lub przeszlas jakies nagle religijne przebudzenie – i juz twoj umysl zaczyna pierdziec, – hm wiem ze to brzmi delikatnie mowiac niestosownie w tym kontekscie – na temat, powiedzmy Jezusa itepe.
Ba, umysl moze sie nawet karmic na telewizyjnych telenowelach – emocje sa dostarczone, przezywamy niesamowicie powiklane losy bohaterow i moze czasem sie nie zastanawiamy, gdzie w tym wszystkim jest moje wlasne zycie. Zadowalamy sie namiastka. To nie znaczy ze ogladanie filmow jest be, tylko chodzi o uswiadomienie sobie czy to jest odpowiedni dla nas sposob aby dane potrzeby emocjonalne zaspokajac.
Co do rzeczywistosci i poszukiwania ‚prawdy’ w zyciu warto uswiadomic sobie, ze dzis moze byc ona taka a jutro moze byc inna, poza tym samo zalozenie ze istnieje uniwersalna prawda ktora mozna posiasc jest o tyle niebezpieczne gdyz przekonanie to prowadzi do dogmatyzmu i zludzen. Lepiej moim zdaniem myslec w kategoriach paradygmatow. Im wiecej masz sposobow ogladu swiata tym jestes bardziej wolny. Gdyz przeciez w interakcji z otoczeniem definiujesz samego lub sama siebie. Definiujesz, a wiec okreslasz, stwarzasz. Myslenie jest technologia, a kazda technologia niewlasciwie uzywana moze przyniesc szkody.
indram said:
O, Trueneutrala uwazam za mlodego Medrca i Mistrza Jedi i nie zywie zadnych obaw ze moglby przejsc na ciemna strone mocy. Zdaje sie ze jakis czas temu pod wplywem czegos zdecydowal sie praktykowac Powsciagliwosc i Skromnosc. Mozliwe rowniez, ze przycichl nieco aby uniknac uzaleznienia od tego blogu i zajac sie innymi sprawami. Jesli tak, to byloby tak jak ja. Co do mnie, to nie zdecydowalem sie na przesadna skromnosc gdyz moglbym probowac tlumaczyc tym swoja niesmialosc. Z uwagi na moje cele Skromnosc moglaby mi zle posluzyc w sytuacji kiedy np usilowalem zwiekszyc samoocene albo pewnosc siebie w nowych sytuacjach. Wiem, ze to troche jak podpieranie sie laska albo jak wspieranie sie o kulach ale przejsciowo pomaga. Prawda jest i tak taka, ze w pewnych sytuacjach w zyciu kazdy z nas ma tendencje do myslenia o sobie za duzo, a w innych sytuacjach za malo. Powodem jest warunkowanie spoleczne ktore towarzyszy nam od najmlodszych lat.
Hm, mysle ze juz znacznie przekroczylem miesieczny limit mego pisania, poza tym mam jeszcze pare rzeczy do zrobienia.
indram said:
A, wlasnie jeszcze sobie jedna rzecz przypomnialem.
Otoz to co mysla o mnie inni to nie moja sprawa – to ich sprawa. I odwrotnie, co ja mysle o innych to moj problem, a nie ich.
Masz jakis problem, Vamas 😉
majk79 said:
Indram, zasadniczo się z Tobą zgadzam, ale zauważ fakt, że być może nie każdy w danym momencie chce lub czuje się na siłach aby się tą swoją bądź co bądź prywatną sferą z innymi dzielić.
Uważam, że podstawową kwestią jest stworzenie takiej atmosfery, żeby inni czuli się bezpieczni ze swoimi problemami się otwierać – a to już nie zależy tylko od nich, lecz również od tych, którzy podejmują się tego by ich problemom wyjść na przeciw. Bądź co bądź to są sprawy dla niektórych dosyć intymne i nieraz kłopotliwe i nie dziwię się, że kobiety jednak jakoś lepiej to rozumieją. Nie narzucajmy więc jednostronnie „męskiego” podejścia do tematu, tylko może zadajmy sobie pytanie co by tu można zrobić aby ludzie byli jednak nieco bardziej skłonni do tego aby się na blogu otwierać.
Poza tym – tak jak słusznie zauważyła Danuta: nie wypada od innych oczekiwać więcej niż od samych siebie. Najlepiej samemu służyć przykładem, wtedy myślę że i inni z tym większą ochotą i przekonaniem przyjdą po swoje zbawienie i po radę. Ba, będą walić tłumami. Co to za guru, co ugania się za wiernymi?
Felicita said:
Majk79! Masz bujną wyobraźnię. 😉 Ale za to Cię lubię! 🙂
Danuta said:
Uwaga, spróbuję z cytowaniem, mam nadzieje że mi wyjdzie 🙂
Indram
„jednak inni wyskoczyli na mnie, juz nie pamietam wszystkich szczegolow ani ktory to byl watek ale w niemal trzydniowym boju dyskusyjnym rozgromilem wszystkich oponentow i w ogole wszystkich ktorzy sie nawineli lub probowali ze mna jakis sztuczek czy gierek. Byly, zdaje sie, na mnie nawet jakies skargi, co poniektorzy odniesli emocjonalne urazy. Ja co prawda odczuwalem perwersyjna frajde z odniesienia “zwyciestwa” w goracej dyskusji i w slownych przepychankach.”
Ale dlaczego tak sie czules? Co, jak sądzisz, innym w ten sposób powiedziałeś o sobie?
Rozumiem, że piszesz o tym raczej jako o swoim problemie, niż o czymś co chcesz kontynuować, ale jeśli tak to czy pracujesz jakoś nad uzdrowieniem nawykowych reakcji na sytuacje gdy ktoś ciebie skrytykuje czy pouczy?
vamas
„czasem bywa tak, ze ludzie nie smieja sie z tych co dostali po uszach
ale z dajacego po nich”
bardzo prawdziwe!
majk79
„Uważam, że podstawową kwestią jest stworzenie takiej atmosfery, żeby inni czuli się bezpieczni ze swoimi problemami się otwierać – a to już nie zależy tylko od nich”
Zgadzam się z tym co napisał majk.
Podobała mi sie atmosfera ostatnich miesięcy, odkąd pojawiła sie Felicita, zrobiło sie na blogu przyjaźniej i cieplej, ludzie mniej skupiali sie na wzajemnych analizach a więcej na poglądach i artykułach na tym blogu. Nie dajmy sobie tego odebrać, jeśli wzajemnie będziemy na siebie wskakiwać i czepiać się drobiazgów, to ta sympatyczna atmosfera się rozwieje.
Rozumiem, że nie wszystko może być zawsze miłe i fajne bo robi sie sztuczne nieprawdziwe, ale nie widzę też sensu w prowokowaniu się wzajemnym a potem nazywaniem tego inspirowaniem ludzi do rozwoju. Wtedy jest to tylko kolejną grą niedojrzałego ego i próbą ustawienia ludzi po kątach z pomocą siły raczej niż mądrości.
Danuta said:
Cytowanie wyszło inaczej, ale w sumie też ok 🙂
VunderMan said:
indram
| pozwalam sie memu ego spychac sie w rejony intelektualnej aktywnosci – i intelektualnej agresji – w ramach jak mniemam rekompensacji innych sfer zycia w ktorych niedomagam albo w ktorych nie jestem az taki dobry.|
wzruszylem sie
powaznie
majk79 said:
Po prostu uważam, że potrzebna jest pewna równowaga między „nawracaniem” ludzi a ich akceptowaniem – z całym bogactwem inwentarza. Nie tylko dlatego, że dzięki temu blog nie zamienia się w targowisko, tylko po prostu dlatego, że – jak mi się zdaje – to się po prostu czasem lepiej sprawdza.
Zwłaszcza dotyczy to tych ludzi, którzy może i by chcieli się w niego aktywniej włączyć a nie są obeznani z tymi wszystkimi „duchowiackami” zawiłościami. 😉
Możliwość świadomego dzielenia się swoimi rozterkami jest wg mnie cenniejsza niż prowokacyjne wojenki podjazdowe. Był tu gdzieś zresztą na blogu fajny artykuł o krytykowaniu i „obsmarowywaniu” innych, moim zdaniem dość oświecający.
zenforest said:
Ten watek przypomniał mi o tym, że kiedyś stworzyłam stronkę o nazwie Luźne Dyskusje pod którą można się wypowiadać na rozmaite, dowolne tematy, niezwiązane z artykułem. Odświeżyłam ją i jest gotowa do użytku 🙂
Zapraszam wszystkich, którzy chcieliby dopisać coś w temacie Sesshin do przesłania mi maila, a tych którzy naprawdę koniecznie chcą zająć się wzajemnymi analizami 😉 – do działu Luźnych Dyskusji.
(tak aby nie poczuli, że ktoś im odbiera możliwość Powiedzenia Ostatniego, Miażdżącego Słowa 🙂 )
Proszę jednak o pewien umiar 🙂 W tym dziale ma również obowiązywać zasada kulturalnej dyskusji.
https://zenforest.wordpress.com/inspiracje/luzne-dyskusje/