Tagi
bliskość, DDA, dorosłe dziecko alkoholika, emocje, partnerstwo, relacja, uczuciowość, więzi, Woititz, wrażliwość, związek, Świadomość
Bardzo możliwe, że jako małe dziecko nie odczuwałes wiezi typowych dla wiekszosci dzieci z tak zwanych normalnych domów, szczególnie jesli to matka była alkoholiczka. Nie mogłes liczyc na stałe zaspokajanie przez rodziców twoich potrzeb. Nie mogłes liczyc, że cie przytula i ukochaja, aby odpedzic twoje leki i wyleczyc rany. Nie miałes pewnosci, że niezależnie od tego, czy bedziesz miał racje, czy nie, matka wesprze cie w trudnych chwilach.
To wpływa na twoje obecne zwiazki i na to, jak mocno sie angażujesz.
Trzydziestotrzyletnia Chris L., której matka jest alkoholiczka, brała udział, w zajeciach na temat mechanizmów relacji w grupie. Wspomina, że nie pasowała do koleżanek z klasy, ponieważ one starały sie zerwac wiezi ze swoimi rodzicami, a ona przez całe życie usiłowała takie wiezi zbudowac.
Istotne jest zrozumienie różnic i poznanie wzajemnych zależnosci we wczesnej fazie zwiazku. Osoby, których potrzeby w znacznym stopniu zostały zaspokojone w domu rodzinnym (niektóre aż do przesady!), moga pozwolic, by zwiazek rozwijał sie powoli. Ich zaangażowanie może postepowac stopniowo wraz ze wzrostem zaufania.
Jesli wiaża sie z kims osoby pochodzace z domów pozbawionych wiezi rodzinnych, od razu głeboko angażuja sie emocjonalnie.
Wykorzystuja okazje do zbudowania wiezi i zanim zorientuja sie, co sie dzieje, tkwia w zwiazku po uszy.
W pierwszym okresie znajomosci intensywnosc uczuc jest ogromna. Narasta wzajemne fizyczne zainteresowanie, a obie strony sa niezmiernie zaangażowane i bardzo czujne. Rozumiesz taką intensywnosc uczuc, bo przypomina ci to emocje przeżywane podczas kryzysów.
W tym czasie obie strony bardzo chca byc razem. Stale o sobie myslicie, czesto do siebie telefonujecie, pragniecie byc razem. To czas wielkich uczuc.
Na poczatku jest raczej wiecej „zaangażowania” niż „zwiazku”. To czas spełnienia sie marzen. Nie możesz utrzymac takiej intensywnosci uczuc, choc to takie wspaniałe.
To tylko dynamiczny poczatek i nie na tym polega zdrowy zwiazek.
Poczatkowo pochlebia i odpowiada nowemu partnerowi taka bliskosc. Czesto druga osoba znajduje przyjemnosc w zaspokajaniu pragnien obiektu swoich uczuc i poczuciu bycia niezbednym. Jednak po pewnym czasie zaczyna dusic sie w zwiazku i czuc sie wykorzystywana.
Twój partner (jesli ma zdrowe odruchy) nie bedzie już chciał poswiecac sie wyłacznie waszemu zwiazkowi. W życiu sa także inne ważne sprawy.
Pryska atmosfera idealnej miłosci i wszystko zaczyna wygladac inaczej.
Kiedy życie wraca do normy, intensywnosc uczuc spada, telefony nie dzwonia bez przerwy, ty czujesz sie zawiedziony i odrzucony. Obawiasz sie, że twojemu partnerowi już na tobie nie zależy, bo nie chce każdej chwili spedzac z toba. Z twojego punktu widzenia to porzucenie. Powtarza sie znany ci scenariusz: pijany – trzezwy rodzic. Teraz jeszcze mocniej odczuwasz pustke.
Naciskanie na partnera zmusi go do przyjecia postawy „Kocham cie, odejdz”, nawet jesli nadal zależy mu na tobie. Jesli bedziesz postepowac zgodnie ze swoim scenariuszem, doprowadzisz do sytuacji, której najbardziej sie obawiasz – zostaniesz odrzucony i opuszczony. Bedziesz bardzo nieszczesliwy, bo wszystko czego pragnałes to zwiazek oparty na miłosci.
Ponownie uznasz, że wybrałes niewłasciwa osobe. Prawda jest prawdopodobnie taka, że wiażac sie z kims, żadasz niemożliwego. Ważne, bys jasno zdał sobie sprawe ze swoich oczekiwan, abys mógł uniknac podobnych sytuacji.
Z drugiej strony, możesz powiedziec, że już ci nie zależy, i zerwac rozwijajacy sie zwiazek. Może to oznaczac, że jestes uzależniony od intensywnosci uczuc i oszukujesz sie, utożsamiajac zwiazek z ogromna namietnoscia.
Można również sadzic, że boisz sie zainicjowac nowa znajomosc i pozwolic, by ktos bliżej cie poznał. Prawdopodobnie prawda tkwi posrodku.
MIT:
„Bycie wrażliwym ma zawsze złe skutki”.
PRAWDA:
Rzeczywiscie, bycie osoba wrażliwa pociaga za soba i dobre, i złe skutki.
Jest to jednak jedyna droga do intymnosci.
Wrażliwość
Wczesnie zrozumiałes, że tylko ty sam odpowiadasz za swoje szczescie, a inni ludzie moga cie rozzłoscic tylko wtedy, gdy im na to pozwolisz. Nauczyłes sie kontrolowac swoje uczucia.
Podstawowa i najważniejsza umiejetnoscia w rodzinie alkoholika była dla ciebie zdolnosc emocjonalnego przetrwania.
Teraz jednak musisz sie otworzyc na innych, jesli chcesz byc w zdrowym, intymnym zwiazku.
Zdaje mi sie, że sama idea wrażliwosci jest bardziej przera żajaca niż bycie wrażliwym. Dało sie to wyczuc w rozmowie, która odbyła sie pewnej poniedziałkowej nocy na jednym z grupowych spotkan DDA.
Rozpoczał ja Jimmy, mówiac, jak mocno przez cały tydzien przeżywał to, że ujawnił swoje uczucia podczas poprzedniego spotkania grupy. „Wyszedłem – mówił – czujac, jak bardzo jestem podatny na zranienia, i to uczucie towarzyszyło mi przez cały tydzien. Starałem sie przez cały czas byc sam i bałem sie towarzystwa innych ludzi, gdyż czułem, jak łatwo mnie dotknac”.
Inni członkowie grupy rozumieli, o co mu chodzi, i zgadzali sie z nim.
„Hej, chwileczke! – powiedziałam – Co dla was znaczy byc podatnym na zranienia? Co macie na mysli, mówiac, że boicie sie byc wrażliwymi?”
Każda z obecnych tam osób, jedna po drugiej, okreslała, że „pozwolenie sobie na wrażliwosc” oznacza utrate kontroli nad własnym życiem. Czuli, że wówczas ktos inny mógłby zapanowac nad ich życiem i wyrzadzic im krzywde. Nie mogli sobie na to pozwolic. Wrażliwosc to utrata własnego „ja”, spustoszenie i bezsilnosc wobec tego, co nastapi.
„Kiedy byłam dzieckiem – wyznała Malone – bałam sie, że mnie zabiją, jesli choc na chwile sie odsłonie”. Dla niej pozwolenie sobie na wrażliwosc znaczyło narażenie sie na smierc.
Inni, chociaż nie mieli aż tak drastycznych skojarzen, również obawiali sie czegos strasznego. Wiazało sie to z możliwoscia skrzywdzenia, porzucenia.
„To bardzo ważny problem i musimy sie nim zajac – powiedziałam. -Jesli zamierzamy zbudowac zdrowe zwiazki, mu simy ujawnic przed partnerami swoje uczucia. Nie ma na to innego sposobu. Za bardzo boicie sie wrażliwosci i wszystkich konsekwencji podjecia ryzyka – natychmiast wiec oswiadcza cie, że własciwie nie chcecie lub nie możecie miec zdrowego zwiazku.
Czy nigdy nie zastanawialiscie sie nad tym, że wiele z odrzuconych przez was uczuc mogłoby wzbogacic wasze życie?
Nie pomysleliscie, że uczucie miłosci ma wiele aspektów, a czesci z nich nigdy nie doswiadczyliscie? Dlaczego nie cieszycie sie chwila obecna? Dlaczego nie pozwalacie sobie na pewne uczucia? Czy nie mysleliscie o tym, że istnieje cała gama uczuc, które zanegowaliscie, bo strach przed zranieniem przejał kontrole nad waszym życiem?”
Leslie zwierzyła sie nam, że potrzebowała trzech lat, aby móc wyznac swe uczucia ukochanej osobie. „Nie mam już żadnych sekretów – mówi. – Cegła po cegle rozbierałam swój mur.
Zdarzało mi sie czasem odbudowac kawałek tego muru, ponieważ znów czułam strach albo mój partner nie zachował sie tak, jak tego oczekiwałam. Jednak powoli i stopniowo, wraz z rozwojem naszego zwiazku i wzrostem zaufania, mogłam usuwac kolejne bariery.
Nie znam wielu osób, którym mogłabym tak zaufac, ale wiem na pewno, że bycie wrażliwa w tym zwiazku nie jest dla mnie bolesne. W rezultacie stałam sie silniejsza. Kiedy rzeczywiscie pozwoliłam partnerowi stac sie czescia mojego życia, pomógł mi odzyskac wiare w siebie, o co przedtem musiałam walczyc. Dzieki temu poczułam, że moja sytuacja jest bardziej stabilna i bezpieczna. To nie było łatwe, ale trud sie opłacił!”
Swiadomosc, że sama mysl o byciu wrażliwym jest bardziej przerażajaca niż rzeczywiste przeżycia, jest dla grupy krzepiaca. Przecież nie czytałbys tej ksiażki, gdybys nie był zainteresowany rozwojem własnej osobowosci. Nie bedziemy sie jednak rozwijac, dopóki nie poznamy nowych mysli, uczuc i pogladów. Musimy otworzyc sie na nie, co oznacza pozwolenie sobie na wrażliwosc.
/w artykule może brakować niektórych polskich znaków/
J.Woititz – Lek przed bliskoscia
Powiązane
• Kogo wybierasz na partnera w związku? Lęk przed autentyczną bliskością
• Toksyczny związek, jak go uniknąć?
Tak, znam temat z autopsji 😦 choć u każdego wygląda to inaczej a wyjść z tego wydaje się ponad ludzkie siły. Czasami mam wrażenie że stoję w miejscu nic się nie dzieje nic się nie zmienia wokół mnie we mnie ale to są przelotne tylko chwile gdy dopada mnie wielki dół. Z drugiej strony czuję że to co do tej pory zrobiłem dla siebie daje efekt. Najlepiej jak potrafię pomagam sobie, dążę ścieżką rozwoju i świadomości. Coraz bardziej wzrasta moje zrozumienie choć na razie jestem tu gdzie jestem. Samotność czasami ciąży ale na dzień dzisiejszy pozostaje akceptacja tego.
Cóż tak hartuje się stal.
„Wielu DDA, tym którym udało się przetrwać, bardzo lubi wsłuchać się w zaproponowane przez Cermaka i Rutzkyego porównanie życia dzieci alkoholików do tygla w którym topi się szlachetny metal aż do uzyskania czystego złota. Każdy DDA, który przetrwał, ma w sobie takie właśnie złoto, w formie odporności którą nabył w tyglu rodzinnego piekła.”
„Wpierdol tym skurwysynom by krew im z dupy szczała” oto słowa matki do ojca, matki która jakby dobrze trafiła to by mnie zabiła na szczęście harap ześlizgnął się z mej głowy zostawiając potężnego guza.
Nic dziś to wszystko widzę z innej perspektywy. Wybaczyłem im ale jestem świadom że zostały pewne programy we mnie które w dużym stopniu kierują mym życiem ile i jakie to nawet nie jestem świadom.
Hmm, ten tekst to szczera prawda o DDA. Ja również znam ten temat z autopsji, na pocieszenie dodam, że zrozumienie motywów i schematów zachowania biorących się z dorastania przy boku alkoholika/alkoholików i ich przepracowanie prowadzi do uzdrowienia. W zrozumieniu tkwi rozwiązanie, czy jakoś tak (:
Zen… dziękuje za ten fragment. Niezwykle osobiście go odebrałem, aż nie wypada upubliczniać moich wrażeń. Szczerze mówiąc brakowało mi od jakiegoś czasu tego tematu w Twoim, ze tak się wyrażę, wydaniu. Niestety, sama świadomość mi jakoś nie pomaga, a wręcz smuci… bo co dalej? Hmm… może w kolejnych fragmentach tego inspirującego bloga? 🙂
Ja nie sądzę, żeby dało się to „uzdrowić” . Te schematy zawsze w człowieku pozostaną. Jedyną nadzieją jest to, że gdy się je pozna i je zobaczy, nieco łatwiej z tym żyć, bo człowiek wie, że niektóre sytuacje nie są z jego winy.
Ja widzę ten problem podobnie jak Zbigniew. Mnie też zdarzają się bardzo ciężkie doły. Z tym, że zauważyłem, że często sam je na siebie sprowadzam. Może to zabrzmi nieco dziecinnie, ale chyba dobrze obserwować z jaką sytuacją wiążą się te emocje. I gdy już wiemy, co je wywołało, to na ile można trzeba unikać takich sytuacji. Nie jest to może zbytnio rycerskie czy odważne, ale przynajmniej unikając pewnych zachowań i sytuacji można uniknąć trudności. To chyba jakiś plus.
Najtrudniejsza dla mnie jest samotność i brak zrozumienia wśród ludzi którzy mnie otaczają. Kiedyś taka znajoma gdy mówiłem o tym że matka mnie prawie zabiła sobie zażartowała „widocznie byłeś nie grzeczny” sic ! Cóż nic jej nie odpowiedziałem, bo cóż można było odpowiedzieć na to ? Spojrzałem tylko na nią ze współczuciem.
Nawet tzw. terapeuci są różni dlatego odpuściłem terapie DDA i sam sobie jestem uzdrowicielem 🙂
Zdaję sobie sprawę że odpowiadam za wszystko Ja sam jak z duchowej i ziemskiej perspektywy.
Jestem też pewien że można dokonać transformacji tego wszystkiego. Wszak mamy moc boską 🙂
Nie zgodzę się z Twoim defetyzmem, true.
Myślę, że uzdrowienie tego może polegać na —po prostu rezygnacji z pewnych wyuczonych reakcji. Co jest możliwe, gdy nauczysz się je dostrzegać.
Brzmi trudno, ale jest możliwe. Jeśli można zrezygnować z postawy roszczeniowej, z reagowania wzorcami ofiary, z nieodpartego przymusu manipulacji ludźmi, to czyż nie można stać się na tyle świadomym by widzieć także szersze schematy reakcji – nawet te niezwykle rozległe jak DDA?
Postawa *nie da sie tego uleczyć* jest może wygodna, zdejmuje z nas jakąś presję. Pozwala usiąść z gazetą i założyć nogę na nogę. Pozwala także zdjąć takie poczucie z karku, że trzeba by coś z tym zrobić, ale tyyyyle tego jest, że się nam nie chce. Owszem, pozwala.
Ok, może i dobrze sobie czasem odpuścić. To jest w porządku. Zaakceptować swoje wady. Ale to zawsze tylko pierwszy krok do ich zmiany a nie do umacniania się w nich!
W życiu chodzi o równowagę pomiędzy napięciem i rozluźnieniem. (I mówi to nie tylko medycyna chińska, joga czy tai chi). Tylko taki stan jest prawdziwie twórczy.
Przejście na stronę rozluźnienia i ciągłego odpuszczania sobie, pobłażania – oznacza, że w którymś punkcie zatrzymujesz się i oglądasz wstecz. I mówisz: Nie otwieraniu się na nowe. Mówisz Nie: dynamicznemu przepływowi energii, mówisz Nie: swojej wolnej naturze.
Nie jesteś wzorcami DDA. Nie jesteś swoim samochodem. Nie jesteś swoim mieszkaniem. Czym jesteś? Nie wiem. Ale na pewno nie jesteś jakąś zamkniętą definicją. Gdy się w czymś zamykasz, to jakbyś już umarł. Trupiejesz.
Przeniknij wzrokiem poza to co wydaje ci się niemożliwe do przeniknięcia. Uwierz, że możesz a tak się stanie. Gdy nie wiesz że coś jest niemożliwe, działasz tak jakby to było możliwe. I często ci się udaje! Nie ograniczaj się.
Czemu napisałem to co napisałem? Sam widzę w sobie tę stagnację i rozleniwienie. Widzę w sobie rezygnację w mierzeniu się z wieloma sprawami, co do których czuję że uzdrowienie ich przeniosłoby mnie na nowy poziom.
Po napisaniu tego…Zaczynam czuć że może jest i dla mnie szansa na zmianę mojej postawy. Dzięki, Zind. Tego było mi potrzeba 😉
Poczucie mocy i wolności jest zawsze najwyższą nagrodą, za przekroczenie granicy nie do przekroczenia.
Zind, wow, nikt jeszcze nigdy nie napisał komentarza sam dla siebie na tym blogu 😀
Wiesz, nie wypowiem się w temacie konkretnie DDA, ale wypowiem się w temacie stagnacji i rozleniwienia w szerszym kontekście.
Mnie też dotyczą takie stany, czasem wiem, że mam się za coś zabrać ale czuję jakiś…. opór…jakieś zniechęcenie…. podświadomość odmawia rezygnacji z tego czego się mozolnie uczyła przez ostatnie lata i co dobrze zna.
Racjonalizuje. Przekonuje mnie, że nie ma sensu.
Broni się, podsuwając mi różne powody dla których nie powinnam robić tego czy tamtego.
Pamiętam jak zabierałam się kiedyś za pisanie afirmacji w temacie ułożenia relacji z rodziną. Ojej, co się działo….
Ziewałam. Przychodziły mi do głowy różne wymówki. Cały czas miałam coś pilniejszego do załatwienia. Czasem mówiłam sobie, że to jest po prostu niewykonalne, że mi sie zwyczajnie nie chce, że nie ma mowy, no way!!!
I wiesz, co się finalnie stało?
Nigdy naprawdę nie zaczęłam pisać afirmacji związanych z ułożeniem sytuacji z rodziną! …
Ale…ku mojemu zdumieniu przez następny rok, moje relacje poprawiały się powoli ale skutecznie, w miarę jak ja odpuszczałam rodzicom na kolejnych polach, na których do tej pory trzymałam wysoko gardę, na których nie chciałam ustępować, które uważałam za moje niezbywalne włości.
I relacje faktycznie się poprawiły!
Nie poprzez frontalne podejście/frontalny atak!
Ale poprzez tylne drzwi 🙂
Tak udało mi się przechytrzyć moją oporną podświadomość 🙂
Czasem opór też jest jakąś wskazówką.
Wskazówką, że może warto spróbować inaczej, że może szkoda wywarzać na siłę drzwi w domu, do którego łatwiej można wejść oknem?
Ja właśnie jestem w okresie poczucia całkowitego bezsensu. Mówię to z pozycji obserwatora, czy raczej samo-obserwatora. Obserwuję te uczucia, powody, z których wynikają, do czego prowadzą. Staram się nie utożsamiać z tym, ale… to bardzo trudne. Nie wiem czy ma to być takie czy raczej łatwe. Wiem tyle, że mnie jest subiektywnie trudno. I to też obserwuję. To poczucie ciężkości. Niestety nie zmienia to faktu, że w tym momencie w zasadzie wszystko jest w stanie „strącić” mnie jeszcze głębiej w moje bagno. Czuję, że tonę, czuję, że się duszę, nie widzę wyjścia, nie widzę pomocy. Przechodziłem to już, jakoś wtedy dałem radę. Nie wiem jak będzie teraz.
Lubię wyobrażać sobie niebo… ciemne niebo pełne czarnych chmur, które gnają szybko jedna za drugą. Są… a za chwilę ich nie ma. I choć są kolejne czarne chmury, to poprzednie już przepłynęły, znikły gdzieś za horyzontem… i gdzieś jest jakaś nadzieja, oczekiwanie, pragnienie (czy to dobrze???) , na to, że za moment, już za kilka chwil niebo stanie się czyste. A może nawet pojawią się białe chmury… piękne białe „cumuluski” ? Trzeba tylko jeszcze chwilę poczekać, jeszcze chwilę, moment. I tak sobie patrzę i czekam.
Mimo to nie powiem, żeby nie było momentów, w których muszę wysilać swoją wolę, aby dalej po prostu patrzeć i czekać. I to znowu rodzi poczucie beznadziei.
Wybaczcie za chaos wypowiedzi, mam jakiś problem z konkretnym myśleniem.
Ja chciałbym dodać otuchy wszystkim, którzy zmagają się z trudnym pakietem wzorców DDA. Sam jestem DDTR i wiem jak przepotężnie kształtuje charakter atmosfera domu rodzinnego. Nie wiem czy można to do końca uzdrowić, tzn na pewno można, lecz, nie jestem pewien czy to się zwykle ludziom udaje.
Trochę pesymistycznie brzmi, lecz to dlatego, że uważam iż nie trzeba się stresować gdy nam się coś nie udaje. Samo staranie się i praca nad sobą – są wg mnie ważniejsze niż dotarcie do celu. Droga jest ważniejsza niż cel. Liczą się starania! Przynoszą naprawdę dużo satysfakcji wszystkim, którzy podchodzą do siebie w sposób wyważony. I nie są perfekcjonistami! 🙂
Od kiedy zgłosiłam się na terapię, moje całe życie zaczęło się powolutku zmieniać. Były i pewnie jeszcze będą kryzysowe chwile ale uświadomienie sobie pewnych rzeczy, zrozumienie własnych emocji jak dla mnie ma moc sprawczą – im większa świadomość, tym łatwiej zmieniać swoje myśli, kontrolować reakcje, zmieniać nastawienie przede wszystkim.
Pracuję nad tym jak odbieram świat, ludzi, samą siebie bo zdałam sobie sprawę, że widzę rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Tak nie musi być. Trochę wiary, pracy wewnętrznej, przełamywania wewnętrznych ograniczeń i zmiany nadchodzą.
Dlatego wierzę, że każdemu może się udać. Pozdrawiam (:
Ciekawy artykuł. Wielkie dzięki – dzięki niemu poszerzyłem troszkę swoją wiedzę.
Zind, dziękuję Tobie za szczery tekst. Codziennie zmagam się z wewnętrznym lenistwem, słodką możliwością odpuszczenia sobie pracy nad sobą, uroczą rezygnacją z pogłebiania świadomości mojego wewnętrznego i zewnętrznego świata… Dochodzę do wniosku, że pomimo chwilowych zniechęceń i rozleniwień, nie można rezygnować, rezygnować z siebie…Zen ma rację, że może być i tak, że czasami opierając się jednej drodze znajdujemy inną i dochodzimy do upragnionego rezultatu…Nie jesteśmy gotową, na zawsze określoną definicją…
True…czytając to, co napisałeś przyszło mi na myśl chińskie przyszłowie: „Nie możesz sprawić by ptaki rozpaczy nie latały nad twoją głową, ale nie pozwól, by uwiły sobie na niej gniazdo”…I jeszcze jedno: „Gdy zachodzi słońce, świecą gwiazdy – nie ma absolutnej ciemności na świecie” Pozdrawiam słonecznie:)
„“Nie możesz sprawić by ptaki rozpaczy nie latały nad twoją głową, ale nie pozwól, by uwiły sobie na niej gniazdo””
Świetne 🙂
Hmm, swego czasu byłem z DDA i przyznam, że nie obserwowałem u niej wielu z wspomnianych tu cech (a może nie pamiętam?). Jednak juz u drugiej osoby którą jakiś czas temu poznałem, można powiedzieć, że pasowała idealnie do wspomnianego tu opisu.
Ciekawe co przyczynia się do takich różnic.
„amortyzatory” 🙂
Czyli wydarzenia z życia tej osoby które wpłynęły modyfikująco na jej osobowość, do tego stopnia, że zamortyzowały niektóre negatywne wzorce.
Również znam DDA który nie pasuje w 100% do wymienionych cech.
Pamiętajmy jednak, że to tylko dwie sprawy!
Reszta mniej więcej omówiona jest tu :
https://zenforest.wordpress.com/2007/11/20/kogo-wybierasz-na-partnera-w-zwiazku-lek-przed-autentyczna-bliskoscia/
Zwykle udział cech DDA przypada od 20% do 80%. Podręcznikowych typowych przykładów pewnie nie ma wiele 🙂
1. Jeśli wyjść z założenia, że zachowania (zarówno działania jak i emocje) DDA są wyuczonymi reakcjami, odruchami na życiowe sytuacje spotykające taką osobę, to NA PEWNO w jakimś stopniu można je zmienić. Innymi słowy – „wyzdrowieć” – choć słowo to ma nieco inne znaczenie niż klasycznej medycynie. Tak jak się kiedyś nabyło jakieś nawyki, tak też można je zmieniać, choć jest to nieporównanie trudniejsze.
2. Syndrom DDA nie dotyczy wyłącznie ludzi z rodzin alkoholowych. Z moich obserwacji wynika, że liczne cechy DDA można zauważyć wśród osób, które w dzieciństwie nie dostały odpowiedniej porcji miłości.
tylko wtedy to sie nazywa DDTR