Tagi
ciało bolesne, diabeł, ego, historyjka, nie-myślenie, obecność, proces myślowy, przypowieść, uwaga, uważność, Świadomość
W dawnych czasach, pewien ubogi i dosyć skąpy Chińczyk policzył oszczędności swojego życia (które trzymał ukryte w podłodze) i okazało się, że uzbierało się tego 30 sztuk złota. Udał się więc na targowisko, by po wielu latach po raz pierwszy kupić sobie coś ciekawego.
Po przyjrzeniu się różnym rozmaitościom, nie znalazł nic co by go zainteresowało. Już miał wrócić niepocieszony do domu, kiedy nagle jego uwagę przykuł… diabeł. Diabeł był czarny jak smoła, miał lekko skośne oczy, ogon, rogi, czerwone ślepia i było od niego lekko czuć siarką. Siedział spokojnie w klatce i przyglądał się przechodniom.
Nasz bohater spytał się po co komu taki diabeł. Sprzedawca wyjaśnił mu, że taki diabeł, to bardzo pożyteczne zwierzę – potrafi napalić w piecu, narąbać drzewo, pomalować płot, gotować, sprzątać i wiele innych rzeczy. Prawdziwa złota rączka. Przy tym je tyle co zwykły człowiek i tak jak człowiek czasami potrzebuje odpocząć i zdrzemnąć się. Jego utrzymanie nie jest więc kosztowne.
Kupiec obejrzał dokładnie diabła i spytał o cenę. Okazało się, że kosztuje on 30 sztuk złota i sprzedawca nie zamierza spuścić z ceny. Po długim namyśle Chińczyk zdecydował się jednak wydać wszystkie oszczędności swojego życia i kupił diabła.
Kiedy już odchodził, sprzedawca zwrócił mu uwagę, na pewien istotny szczegół. Otóż okazało się, że diabeł owszem, pracuje intensywnie, ale tylko wtedy jeśli zawsze powie mu się co ma robić. Musi mieć zawsze wyznaczony plan dnia. Pobudka o godzinie tej i tej, rąbanie drzewa na opał do godziny …, śniadanie o godzinie …, 15 minut przerwy na wypoczynek itd. I tak codziennie. Nie wolno o tym zapomnieć! – przestrzegł sprzedawca. Diabeł pozostawiony sam sobie, zajmie się swoimi diabelskimi sprawami, co nigdy nie kończy się dobrze.
Zdziwiony Chińczyk zapamiętał uwagę, wziął diabła ze sobą i udali się do domu. I rzeczywiście – sprzedawca nie kłamał – diabeł zawsze robił to co polecił mu wykonać jego gospodarz.
Wstawał bez ociągania się o 6 rano, rąbał drwa, zamiatał obejście, jadł śniadanie, odpoczywał… Właściciel był z niego bardzo zadowolony.
Jednak pewnego dnia wieśniak musiał wyjechać. Znane są dwie wersje wyjaśniające przyczyny jego wyjazdu:
Pierwsza (dla dzieci) mówi o tym, że pojechał on odwiedzić swoją chorą matkę.
Druga (dla dorosłych) opowiada o jego wizycie u przyjaciół i imprezie, która trochę się przedłużyła…
W każdym razie w obu przypadkach, chłop po prostu zapomniał o tym, że musi przydzielić diabłu zadania.
Zaniepokojony wracał do domu i już z daleka zobaczył, że coś jest nie w porządku. Znad miejsca, gdzie mieściła się jego wioska, unosiły się opary dymu.
Wkrótce poczuł swąd spalenizny, a kiedy podszedł bliżej jego oczom ukazał się wstrząsający widok. Wieś była doszczętnie spalona, a na zgliszczach siedział diabeł i piekł w ogniu ciało dziecka…
* Dlaczego taka ładna historia, ma tak straszne zakończenie?
* Kim jest diabeł?
* Kim jest wieśniak?
* Kim Ty jesteś?
* Co to wszystko oznacza dla Twojego życia?
Odpowiedz – teraz!
źródło : http://mahajana.net/teksty/przypowiesc_o_zoltym_diable.html
——————————————————————————
A jak wy zinterpretowalibyście tą historię :)?
Zobacz także
majk79 said:
„Tak, wiem że Ego _chce_ móc mieć głos i chce mieć znaczenie, chce masę rożnych rzeczy, tylko czy te rzeczy zawsze przynoszą ci prawdziwe szczęście i spełnienie.”
– Zen ale to nie jest przecież kwestia zachcianek! 😦
trueneutral said:
Czy przywalenie komuś jest złe? Czy trzeba pomagać innym? A jeśli najlepszą pomocą w danej chwili jest przywalenie komuś, to co? Co to w ogóle jest zło? Tak zwane złe uczynki często wychodzą na dobre i vice versa. Jak przewidzisz, czy to co zrobisz jest dobre czy złe? A pomaganie innym jest zawsze dobre? Zawsze? Choć odbiera się w ten sposób moc zarówno sobie jak i innym ludziom? Czy pomaganie innym nie wynika także z egoistycznych pobudek? Bo jak postąpi się dobrze, to człowiek jest wtedy ok i cały świat powinien uważać, że jest ok? Czynienie dobra wprawia ludzi w świetny humor. I to może nie jest egoistyczne? Podobnie z tym złym postępowaniem. Nie ma to jak widzieć kogoś, kto tak postępuje i myśleć sobie – o jaki jestem wspaniały, bo tak nie robię. A ten tam to dopiero grzesznik. Czyn jest dobry lub zły, go ktoś go tak osądzi. A wyrządzać krzywdę innym ludziom można wtedy, gdy jest się pod kontrolą strachu, lęku, a nie miłości i akceptacji. Człowiek przepełniony miłością i zrozumieniem nie popełni „złego” uczynku. Można to zastąpić słowem „świadomy” człowiek.
Jest jeszcze wiele artykułów na ten temat na blogu. Czasem warto przejrzeć to, co jest na stronie.
zenforest said:
Pinia
Tak, myślę że Tolle także czasem ocenia i wartościuje.
Jednak… nie widzę w nim zaciekłości gdy mówi o ego, zatem nawet jeśli wskazuje na jakieś problemy, nie sądzę by podchodził do problemu emocjonalnie i z niechęcią.
Ocenianie może być narzędziem kształtowania preferencji i udzielania informacji, dlatego na pewno nie określę go nigdy jednoznacznie jako ‚złego’ bo sama bym sobie przeczyła, prawda :)?
Tak jak ego, to część naszego oprzyrządowania i o ile używamy je jak narzędzia a nie jak uświęconej i niezmiennej części naszego życia, to może być użyteczne 🙂
majk79
Jeśli czujesz niepokój i lęk przed zmiana poglądów do jakich ego jest przywiązane to trudno powiedzieć że ten lęk pochodzi z tego spokojnego centrum w nas, ze świadomości obserwatora, z tej „stillness” 🙂
————————-
Majk79
ja generalnie dobrze rozumiem te obawy jakie wypisałeś.
Czytając coś takiego człowiek (czy też ego) może mieć odczucie, że traci grunt po nogami, bo to co znało i wierzyło całe życie jako Pewniki 100%, niezachwiane aksjomaty , nagle są pokazane jako relatywne zjawiska.
To może budzić sprzeciw .
Popatrz na to zatem od innej strony.
Jeśli przywiązałeś się do pakietu poglądów, możesz teraz nauczyć się być do nich nieprzywiązany 🙂 Jeśli dostrzeżesz coś sensownego w tym co tu zostało napisane przeze mnie czy innych, to nie musi się stać twoim nowym „szkieletem poglądów”! To byłoby przecież jak zamiana siekierki na kijek, nawet jeśli któreś z tych podejść pomogłyby ci w życiu skuteczniej niż poprzednie. Przesiadanie się z samochodu na samochód nie jest realną zmianą środka lokomocji.
Dlatego co mogę ci doradzić na koniec 🙂
Sam, w sobie, przemyśl temat. Zobacz za i przeciw. Może spróbuj pomedytować? Medytacja to takie miejsce w nas w którym widzimy wszystko jaśniej, spokojniej, szerzej. Może znajdziesz swoje własne odpowiedzi, które będą jeszcze lepsze(skuteczniejsze…) niż te które ja ci zaproponowałam ?
Kto wie!
A ja znajdziesz, podziel się koniecznie !
Ja jestem zawsze gotowa zmienić samochód…na skrzydła 🙂
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za inspirującą dyskusję 🙂
majk79 said:
True, zdaję sobie sprawę z rzeczy, o których mówisz, ale przecież nie o to mi chodzi..
Tu jest wycinek ciekawego artykułu Sama Harrisa odnośnie tzw „zagadnień etycznych”:
I am bolstered in my optimism by the belief that morality is a genuine sphere of human inquiry, not a mere product of culture. Morality, rightly construed, relates to questions of human and animal suffering. This is why we don’t have moral obligations toward inanimate objects (and why we will have such obligations toward conscious computers, if we ever invent them). To ask whether a given action is right or wrong is really to ask whether it will tend to create greater well-being, or greater suffering, for oneself and others. And there seems little doubt that there are right and wrong answers here. This is not to say that there will always be a single right answer to every moral question, but there will be a range of appropriate answers, as well as answers that are clearly wrong. Asking whether or not an action is good or bad may be like asking whether a given substance is „healthy” or „unhealthy” to eat: there are, of course, many foods that are appropriate to eat, but there is also a biologically important (and objective) distinction between food and poison.
I believe that there are right and wrong answers to moral questions in the same way that there are right and wrong answers to questions about biology. This commits me to what philosophers often call „moral realism”—as opposed to anti-realism, pragmatism, relativism, post-modernism, or any other view that places morality entirely in the eye of the beholder. It is often thought that moral realism fails because it requires that moral truths exist independent of minds (it doesn’t). Indeed, this worry partly explains humanity’s enduring attachment to religion: for many people believe that unless we keep our moral intuitions pegged to the gold-standard of God’s law, we cannot say that anyone is ever right or wrong in objective terms.
Consider the phenomenon of „honor-killing”: throughout much of the Muslim world at this moment, women are thought to „dishonor” their families by refusing to enter into an arranged marriage, seeking a divorce, committing adultery—or even by getting raped. Women in these situations are often murdered by their fathers, husbands, or brothers, sometimes with the collaboration of other women. Is honor-killing wrong? I have no doubt that it is. But is it really wrong?
There seems to be no question that we are wired in such a way that love is more conducive to happiness than hate, fear, and shame are. If this is true, honor-killing would be wrong even if a majority of human beings agreed that it was right. It would be wrong because this practice (along with the intentions that give rise to it) reliably diminishes human happiness: it creates immense suffering for women and girls; it conditions men to feel that their personal dignity is predicated upon something that it need not be predicated upon; it deranges the relationships between men and women, making them far less loving and compassionate (and therefore a lesser source of happiness) than they might otherwise be. While these are claims about human subjectivity, they are also, at bottom, objective claims about the real foundations of human happiness.
All of this implies, of course, that morality is a potential branch of scientific inquiry—not merely that science will one day describe our moral judgments at the level of the brain, but that science may one day be able to tell us what is good (that is, it will tell us which psychological intentions and social practices are truly conducive to the deepest happiness).
Because I believe that moral truths transcend the contingencies of culture, I think that human beings will eventually converge in their moral judgments. I am painfully aware, however, that we are living in a world where Muslims riot by the hundreds of thousands over cartoons, where Catholics oppose condom use in villages decimated by AIDS, and where the only „moral” judgment that seems guaranteed to unite the better part of humanity at this moment is that homosexuality is wrong. Which is to say that I am here celebrating our moral progress while being convinced that billions of my neighbors are profoundly confused about good and evil.
Sir said:
dobra to może popiszemy o czyms innym na jakies normalne tematy??niz o tych głupotach???
majk79 said:
„Jeśli czujesz niepokój i lęk przed zmiana poglądów do jakich ego jest przywiązane to trudno powiedzieć że ten lęk pochodzi z tego spokojnego centrum w nas, ze świadomości obserwatora, z tej “stillness”
– a czy ja czuję lęk Zenforest? Nie, czuję przede wszystkim smutek jak czytam, to co piszesz Ty i True.
gosia.bem said:
zapytałabym True co rozumie pod pojęciem „sumienie” i jak to się ma do pojęcia dobra i zła – skoro to tylko twór człowieka…
Ale nie zapytam 🙂 🙂 🙂
majk79 said:
Czyżby kolejny subiektywny twór umysłu, który wypadałoby sobie amputować? Swoją drogą czasem zastanawiam na czym miałaby się zakończyć cała ta duchowa „amputacja”.
trueneutral said:
Sumienie. Tak pamiętam ten twór, jak go nazwaliście. W moim przypadku było to poczucie obowiązku połączone z poczuciem winy. Nakazywało mi postępowanie w określony sposób, a gdy tego nie robiłem atakowało mnie poczuciem winy, potępieniem i nienawiścią wobec siebie. Skończyło się tym, że całymi dniami chodziłem spięty, bo bałem się, że zrobię coś źle. A gdy zrobiłem coś takiego, to wpadałem w depresję. Wręcz zapadałem się w sobie, w swoją ciemność. Czasem nawet czułem bicze na swojej skórze. Zwykle też pojawiały się bóle wszelkiego rodzaju – najczęściej bóle brzucha, ale także głowy, oczu, karku, kręgosłupa. Czasami się dusiłem. Ciekawe, że gdy „zwolniłem” sumienie i przestałem oceniać (aż tak krytycznie) , to wszystko odeszło jak ręką odjął. W moim przypadku sumienie się nie sprawdza. Nie chcę go.
Wracając do tego oceniania, dobra, zła. Nie wydaje mi się, żeby dało się całkowicie zaprzestać oceniać. Z resztą nie o to chodzi. Raczej chodzi o to, żeby za oceną nie szła reakcja emocjonalna. Dlatego ja wolę określenie preferencja (tylko dla odróżnienia) , czyli takie postrzeganie czegoś, co nie pociąga za sobą tej destruktywnej żądzy, oczekiwania. Wolę ciszę i spokój niż dźwięk młota pneumatycznego, ale gdy ktoś w okolicy pracuje tym młotem, to nie jestem z tego powodu zły czy zirytowany, zachowuję wewnętrzny spokój. Choć preferuję ciszę, wystąpienie niepreferowanego dźwięku nie wpływa na mój nastrój.
Co do wartości i kodeksów moralnych. Sądzę, że warto jakiś mieć. Z drobnymi uwagami. Po pierwsze niech to będzie NASZ kodeks moralny. My wybieramy co w nim będzie, a co nie. Aby był pozbawiony autorytarnych wpływów (czyli na przykład 10 przykazań tak, ale nie dlatego, że Kościół tak nakazuje, ale dlatego, że my wewnętrznie tak czujemy) . Po drugie ograniczenie tego kodeksu do minimum, najlepiej tak, żeby dało się go zmieścić w jednym – dwóch zdaniach. (na przykład „Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe” albo „Moje czyny wynikają z miłości.” ) . Po trzecie, jak mawiali piraci, niech będzie to tylko wskazówka jak postępować, a nie prawo. Taki drogowskaz. I po czwarte, to starać się przestrzegać, ale w przypadku złamania tego nakazu nie sprowadzać się do miana nędznego robaka, tylko próbować od nowa. Myślę, że kluczowe mogłoby tu być kilka stwierdzeń na przykład „Każdy człowiek popełnia błędy” , „Zwycięstwo to zwykle sto pierwsza przegrana” .
vamas said:
mam wrazenie ze do wszystkiego tego jest klucz, nazywa się on umiar i dystans
jeśli stosujemy ocenianie, nie przywiazujmy kardynalnego i ostatecznego znaczenia dla naszych ocen, traktujmy je luzno jak chwilowe babelki na oceanie rzeczywistosci, ktore przemijaja, zmieniaja sie
wtedy ani sie do nich nie przywiazemy, a zarazem czasem moga nam pomoc w dokonaniu wyboru, sluzac przydatna i uzyteczna informacja
wiesz, jednego dnia ocenisz kolege ze jest szują a drugiego dnia on ci pomoze, czy zatem ocena tego typu ma jakas wartosc? to jest rzecz chwilowa, dlatego nie ma co sie do niej przykuwac kajdankami jak ekolog do scinanego dębu 🙂
majk79, ja odczuwalem pewien smutek kiedy po raz pierwszy uswiadomilem sobie ze nie ma czegos takiego jak szatan czy upadly aniol
bylem przywiazany do konceptu mrocznych, nieco smutnych, upadlych aniolow, w czasie liceum mialem nawet szereg grafik ktore sam narysowalem, przedstawiajacych czarnowlose kobiety i mezczyzn z poranionymi skrzydlami, polamanymi przez upadek, widzialem w nich ucielesnienie mego wlasnego buntu, widzialem niemalze siebie jako takie upadlego aniola, hah..
smutek plynie z utraty czegos do czego sie przywiazalismy, jest dowodem na to ze przywiazanie do czegos rodzi wlasnie takie uczucia, i o ile nie lubisz ich doznawac, zatem mozna je umowie nazwac negatywnymi (bo wiesz, niektorzy lubia! w liceum sie lubowalem w klimatach pre-emo… 🙂 bylem tęgi i samotny i w ogole wszystko bylo do d…)
przy czym powtarzam, dla mnie smutek sam w sobie nie jest zly,
nic nie jest ewidentnie i ostatecznie zle, rzeczy moga byc niekorzystne w pewnym ukladzie odniesienia i te same, rownoczesnie, moga byc korzystne w innym
tylko to jak MY odbieramy takie sprawy, jakie maja dla nas konsekwencje, czy nas niszcza i oslabiaja czy nas wzmacniaja, pomagaja, to powinno byc kryterium uzytecznosci…
tak jak rezygnujesz z jedzenia zepsutego jablka, tak mozna zrezygnowac z przywiazywania sie do czegos lub oceniania czego, o ile to nam sabotuje zycie i szkodzi…
nie chcesz, nie musisz, wolnosc tomku w swoim domku
ale przynajmniej wiesz, ze masz teraz alternatywe
o tyle jestes swiadomszy, o tyle jestes do przodu, nie? 🙂
a czy nie o to chodzi w tych dyskusjach na blogu? zeby wiedziec wiecej, uczyc sie, dowiadywac, nawet jesli nie wdrazamy tego potem w zycie?
nie musisz korzystac! ale chyba lepiej wiedziec ze jest wyjscie z sytuacji, niz zyc w przekonaniu ze cos jest patowe i nie ma ratunku, nie :)?
male przestawienie sobie ukladu odniesien wewnatrz glowy i nagle odpada ci tuzin roznych bolączek,
ja to zrobilem i teraz siedze sobie na luzie, i oddycham…uwaznie. i jestem obecny…i jestem swiadom. kazdego klawisza jaki naciskam. i jestem szczesliwy.
nie ma obowiazku moralnego brac na siebie bolu calego zycia i trzymac go przed oczyma jak pochodnie pokoju, bo tylko ona czyni mnie czlowiekiem
nie ma sensu zyc w leku ze jak zapomne o tych udrekach, o calym zlu jakie istnieje na swiecie – jak przestane sie tym zamartwiac – to nagle sie odczlowiecze i wyalienuje ze spolecznosci…!!
to nie tak, przeciez w prawdziwej wolnosci zawiera sie takze poszanowanie swiata!
zatem odrzucenie dreczenia sie nie oznacza automatycznie procesu stawania sie czlowiekiem amoralnym…
moralnosc prawdziwa wyplywa ze swiadomosci a nie z sztucznych nakazow, i przykazan ktore sa moze dobre dla dzieci czy ludzi ktorzy nie potrafia wyprztomniec, ale czy sa dobre dla kogos kto jest w kontakcie ze swoim wnetrzem?
nikt nie musi mu mowic ze trzeba podac reke lezacemu czy wspomoc chorego, a tym bardziej nikt nie musi mi grozic niebem czy pieklem za robienie lub nie-robienie powyzszego…
vamas said:
no prosze napisalem, wyslalem, a tu w sumie true napisal prawie to samo co ja, haha
marek said:
heh, zabawne, faktycznie, wasze komentarze True i vamas – przyszły mi na maila w niewielkim odstępie czasu a zawierają prawie to samo (w ogólnym zarysie)
i nawet taka sama kolejność tematów!
ciekawa sprawa..
vamas said:
true! szybko! musimy cos wymyslic! cos co nas odrozni, nasze komentarze! wyrazniej, ratunku! 🙂
nasze ego sie zacznie denerwowac, nie chce byc wtorne, chce byc unikalne :D!
podkreslmy jakies roznice…
😉
marek said:
tylko nie róbcie nic na siłę 🙂 mi się ta dyskusja podoba wyjątkowo choć sam biorę mały udział, bo mam pilne zajęcia. kulturalna, bez osobistych wycieczek. tak trzymać chłopaki, dziewczęta.
vamas said:
😉
trueneutral said:
Ja nie umiem rysować.
Choć te Upadłe Anioły i mnie się podobają. 🙂 Już widzę Twoje rysunki oczami wyobraźni! Są wspaniałe!
vamas said:
moglbys byc nieco rozczarowany, ale niektorzy mowili ze byly niezgorsze…:)
tak naprawde to byl jedyny moj lep na baby, heh, choc tak czy siak mizerne mialem tego efekty bo moj self-hipnotic negative image tak promieniowal ze mnie, ze odstraszal najzacietsze lasencje 😉
zenforest raz napisala ze sie specjalizowala kiedys w uzalaniu nad soba, to chyba nie wie o czym mowi, bo ja bylem w tym Chuckiem Norrisem samoudreczenia i self-hate 😉
majk79 said:
True, rozumiem Twoje objekcje co do tzw. „poczucia winy”. Ale myślę że całkowite wyzbywanie się go to też nie byłby do końca zdrowy odruch – nie u osoby, która nie jest jeszcze naprawdę przebudzona (nie odnoszę tego do Ciebie akurat rzecz jasna). Czasem skrucha, czy umiejętność przyznania się do popełnionego błedu to początek duchowego przełomu, moment zmiękczenia ego. O ile pamiętam sytuacja taka miała m.in. miejsce z Ole Nydahlem.
Vamas – tak, poczułem smutek, tak jak czuję go czasem i z innych powodów. Coś nie tak ze smutkiem?
vamas said:
majk79
absolutnie ! wszystko z nim ok ! napisalem juz poprzednio ze nie oceniam smutku negatywnie 🙂
tyle ze nie podtrzymuje w sobie juz czynnikow ktore moglyby go wywolac bo mam taka akurat preferencje ze wole doznawac albo neutralnych (wiesz, truenuetral…. feelings! 🙂 ) albo milych uczuc
jesli jednak zdarzy mi sie zasmucic to po prostu jestem tego swiadomy, akceptuje to moje uczucie i ide dalej , no big deal
chyba to zdrowe podejscie, nie :)?
Danuta said:
majk79
Czasem skrucha, czy umiejętność przyznania się do popełnionego błedu to początek duchowego przełomu, moment zmiękczenia ego.
To prawda, że czasem takie emocje/zachowania mogą być pomocne. (w pewnych warunkach) Jak ktoś powyżej napisał czy ocenianie czy skrucha czy coś tam innego to pewne Narzędzia.
Nie są raz na zawsze, ale na pewno można je wykorzystać, zwłaszcza dla osób które nie są jeszcze gotowe przebudzić się czy pogłębić swą świadomość
(pogłębić na tyle by dotrzeć do naszego wewnętrznego imperatywu moralnego, prawdziwego źródła równowagi i miłości, które ja zawsze na własny użytek zwałam: instynktownym wyczuciem harmonii 🙂 )
Eliszka said:
dzięki, to prawdziwie inspirująca, intelektualna uczta
czytałam z ogromną przyjemnością
kilka ‚ perełek’ wynotowałam
fajni jesteście:)
trueneutral said:
Majk79,
„Ale myślę że całkowite wyzbywanie się go to też nie byłby do końca zdrowy odruch – nie u osoby, która nie jest jeszcze naprawdę przebudzona (nie odnoszę tego do Ciebie akurat rzecz jasna). ”
Nie jestem przebudzony i zdaję sobie z tego sprawę. Tak więc nie widzę problemu, żeby to się jednak do mnie odnosiło. 🙂
Poczucie winy. Może Cię to zdziwi, ale uważam, że jest potrzebne, przynajmniej w pewnych sprawach. Gdyby nie ono, to nie dostrzegłbym swoich kajdan. Trochę przewrotnie napiszę, ale cieszę się, że tyle przez nie kiedyś wycierpiałem. Bo to pchnęło mnie dalej. Jako, że urodziłem się w kraju, gdzie religia chrześcijańska jest dominująca, to mogę przyznać z pełną świadomością, że mam w sobie wzorce, jak powinien wyglądać prawdziwie dobry człowiek. Oczywiście to wzorce chrześcijańskie. A czasami nadal mam poczucie winy. Z różnych powodów. W tej chwili różnica jest taka, że nie odnoszę tych wzorców, bagażu emocji, i całej reszty do siebie. Po pierwsze akceptuję, że je mam. Po drugie wiem, że jest to ta moja część, która jest jakby „ubraniem” . Obserwuję swoje myśli, emocje, wzorce i wiem, że jest we mnie coś ponad to, taki Prawdziwy Ja, którego nie dotyczą te wszystkie funkcje. Inaczej mówiąc, są we mnie (chyba w każdym?) jakby dwie osoby – Ja Prawdziwe i Ja Egoistyczne. Ja Egoistyczne często przesłania to drugie. Tego pierwszego Ja nie ruszają żadne przykre czy przyjemne sytuacja, bo ono zawsze jest zadowolone, co by się nie działo. Każde doświadczenie przynosi mu radość i spełnienie. Trochę inaczej jest z tym drugim Ja. Ono często jest motorem moich działań (może nawet zawsze?) . Ciągle przemawia do mnie, czegoś chcąc. A to idź sobie herbatę zrób, a to idź coś na stronce napisz, a to film obejrzyj, a to idź się poucz, a co będziesz robił wieczorem? , włącz muzykę, a co tam u kumpli ze studiów? i tak dalej w nieskończoność. (ten monolog jest z właśnie tej jednej sekundy) . Kiedyś nie znałem tego pierwszego Ja, a siebie utożsamiałem z tym drugim. Wtedy byłem podatny na wiele dziwnych rzeczy. To drugie Ja, Ego, jest jednak potrzebne, bo to jakby manifestacja nas na tym planie. Nie da się zaprzeczyć, że wiele ułatwia. Jest to bardzo przydatny doradca i program. Trzeba być nawet za niego wdzięcznym, bo gdy nie mamy kontaktu z Wewnętrznym Sobą, to Ego przejmuje stery i wszystko jakoś leci. Gdy w końcu odkrywamy siebie, to Ego pozwala nam zrozumieć, czym jest nasza Wewnętrzna Istota. (przez prosty fakt negacji – to czym jest Ego, nie jest Prawdziwym Ja) . Czy to lepiej sprowadzić Ego do funkcji podrzędnej (być samoświadomym, aż w końcu oświeconym) ? Nie wiem czy lepiej, ale z pewnością inaczej. Świat zdaje się wtedy bardziej spójny, a pojęcie zła czy dobra traci sens, bo w każdym czynie widzi się przejaw Wszechmocy. Nie wiem, czy można całkowicie pozbyć się oceniania, ale mam nadzieję, że się da.
majk79 said:
Co prawda nie sądzę True aby dało się całkowicie wyzbyć oceniania (to by było równoznaczne z: brakiem jakichkolwiek kontekstualnych uczuć i emocji, brakiem jakichkolwiek dyskusji o ego i Bogu – z praktycznie całkowitym „wyłączeniem umysłu”), ale rozumiem Twoje stanowisko.
Czasem mam wrażenie, że istnieje pewne wbudowane w człowieka napięcie, konflikt między sferą ludzką i duchową.. Że istnieje konflikt między byciem „autentycznym”, czy „byciem sobą” a byciem „duchowym”. Że człowiek w pełni duchowy to w sumie taki człowiek, którego nie ma – nie na tym świecie w każdym bądź razie. Zderzają się ze sobą te wszystkie doktryny i prawdy o moralności, nieocenianiu, ocenianiu, świadomości, itd itp.. Może to już jest w nas wpisane, sam nie wiem.
Rozumiesz o co mi chodzi?
gosia.bem said:
True, wygląda to tak, że kiedyś byłeś niewolnikiem swojego sumienia..
trueneutral said:
Gosia,
nie tylko sumienia. 🙂 Było tego znacznie więcej. Jest tego sporo.
Majk79,
rozumiem. Każdy miewa chyba takie przemyślenia. Sądzę, że to wynika z tego, że nie da się wszystkiego adekwatnie wyrazić słowami. Nie da się sprowadzić wszystkiego do intelektualnego pojęcia. To jak z 4 wymiarem przestrzennym – nie jesteśmy w stanie sobie go wyobrazić, bo nasza percepcja działa w 3 wymiarach przestrzennych. Mimo to da się matematycznie udowodnić, że 4 wymiar przestrzenny istnieje.
Myślę, że nie ma co się też przejmować tym, czy się jest uduchowionym czy nie. Co za różnica? Lepiej najzwyczajniej akceptować siebie. Robić coś, co się lubi, albo polubić to, co się robi. Przyjąć, że każde doświadczenie rozwija i sprawia przyjemność. (przyznam, że to jedna z moich codziennych afirmacji) . Nie czepiać się innych, bo każdy ma swoją Drogę. Cieszyć się z każdej chwili, przecież w końcu i tak się umrze, zatem skoro mamy jakiś swój czas, to jak dla mnie zdrowiej jest się nim cieszyć, niż robić sobie piekiełko. A swoją drogą za 100 lat i tak wszystko będzie bez znaczenia. 🙂