Dziś chciałabym polecić wszystkim film „The Secret”.
Opowiada on o tajemnicy sukcesu, szczęścia i obfitości w naszym życiu, o tym jak niewiarygodnie łatwo można osiągnąć to o czym się marzy, lub zobaczyć to co się już ma, ale się wciąż nie dostrzega.
Główne wątki filmu to wyjaśnienie Prawa Przyciągania oraz idei, że nasze myśli tworzą rzeczywistość.
Zachęcam do zapoznania się z trailerem oraz ze stroną.
http://www.thesecret.tv/
vamas said:
Eliszka
„Jestem zdumiona, nie tyle treścią co miejscem, w którym te wypowiedzi zostały umieszczone. Vamas, takie spojrzenie na misję Jezusa jest dla mnie szokiem, przyznaję.”
dobrze, szok robi czasem zdrowo dla zakrzeplej wiary rodem z dzieciecych paciorkow, odmawianych pod okiem babuni
odswiezenie punktu widzenia bywa przydatne, popatrzenie w nowy sposob na stare obrazki
tymczaem ja jestem zadowolony, prawie jak Stylion , mogac sadzic kaktusy na waszych chmurach samozadowolenia 🙂
jak kazdy, lubie czasem prowokowac 😉 a nie ma dla mnie wielu tabu
bumel
brak szacunku? zartujesz, zdefiniuj mi slowo szacunek nie uzywajac odniesien do przewrazliwonego ego, a gwarantuje ci ze okaze sie iz niczego poza nim nie naruszylem
true
co za comeback, pech ze w sam srodek malego zamieszania
vamas said:
terra, ciebie witam w osobnym komentarzu 🙂
Eliszka said:
Vamas ależ sadź sobie te kaktusy gdzie tylko chcesz.
Jesteś szybki w wystawianiu laurek na temat czyjejś wiary.
Moja wiara nie ma niewiele wspólnego, jak ty to nazwałeś… ‚ rodem z dziecięcych paciorków, odmawianych pod okiem babuni’
he he jestem babcią, choć nijak nie przypominam owej babuni co to nakłania wnuki do klepania paciorków
Nie jesteś w stanie mnie zaszokować żadnym sformułowaniem.
Powiedziałam, że twój punkt widzenia dla mnie jest nie do przyjęcia. Tyle.
Wiesz, rzecz w tym, że ja cały czas odświeżam swój’ punkt widzenia’, choć różni się od Twojego diametralnie i zasadniczo. Nic mi jednak do tego czym ty się fascynujesz.
Przyznaję, że niektóre twoje wypowiedzi były interesujące i pewnie dalej tak będzie. W zasadniczej kwestii, naszej duchowości i jej podstaw idę świadomie inną drogą.
Bogdan said:
Wiecie cos wydaje mi sie ze wszyscy zapomnieli juz co bylo tematem tej dyskusji ale rozumiem ze sa osoby ktore tak naprawde chca na sile pokazac co jest w zyciu najwazniejsze a patrzac na the secret tam tego nie widze wiec zastanowmy sie czy trzeba az takich dyskusji bo ja poruszylem temat wiary ??
Mam propozycje idzcie do lazienki pod prysznic a napewno po nim zrozumiecie ze swiat i tak sie nie zmieni nawet jakbyscie tego jak najbardziej tego chcieli jedynie sami to mozemy cos zrobic ze swoja osobowoscia i swoimi marzeniami ktore zaden bank oraz magig nam nie da…
Pozdrawiam bo niestety musze isc predzej spac bo jutro jest praca a wy spijcie nawet do 12.00 i cieszcie sie zyciem , moze slonce sie ukaze kto wie wizualizujcie przeciez wiele od nas zalezy czyz nie tak…. ??
vamas said:
eliszka, ja tylko przedstawilem swoja opinie o jezusie, nie byla ona skierowana jako odpowiedz pod twoja wypowiedzia, bo nie bralas udzialu w tej dyskusji wcale!
zatem to ze sie odezwalas i skomentowalas jest twoim wyborem
skomentowalas negatywie, widac czulas taki przymus, by wyrazic negatywna reakcje na moje poglady i oki
zastanow sie czy czegos nie tknalem w tobie drazliwego moja wypowiedzia i co masz do uzdrowienia aby nie poskakiwac za kazdym razem jak ktos cos powie o jezusie
bo wielu ludzi moze cos o nim jeszcze zlego powiedziec
chcesz podskakiwac za kazdym razem?
popracuj nad ta reakcja
majk79 said:
Można mieć wzorce zbawiania, można też mieć wzorce nawracania. Jeśli chodzi o mnie, to wolę jednak te pierwsze, zwłaszcza w wykonaniu niewątpliwie oświeconych nauczycieli, takich jak Budda, a wiele pięknych nauk można też odnaleźć w słowach Jezusa.
W blogowej debacie tak łatwo zapomnieć, że po drugiej stronie monitora są ludzie z krwi i kości, dla których pewne rzeczy są ważne i których poglądy warto uszanować. Łatwo się do tego dystansować kiedy wiedza zamiast światłem staje się orężem w dyskusji, a zamiast w czyjąś twarz patrzysz na awatar.
lavera said:
Indram
Dzięki za słowa wsparcia.
U mnie sprawa jest taka ze powód łysienia jest wiadomy i są to androgeny, których jest za dużo i tyle.Moze Twoja znajoma ma łysienie plackowate,gdzie włosy mogą nawet po kilkunastu latach odrosnąć,ale nigdy nie wiadomo kiedy to nastąpi.Przy androgenowym ponoć nigdy nie odrastają bo zanikają całkiem mieszki włosowe.
Ale nie o tym chce pisać.
Otóż ja wierze w to ze coś jest we mnie co musiało to spowodować,stres,nerwica, jakieś blokady, nie wiem,właśnie w tym blogu próbuje znaleźć odpowiedz poprzez artykuły i wasze wypowiedzi.Jesteście naprawdę pomocni.
A odnośnie samoakceptacji to jest to sprawa ciężka.Utrata włosów dla niektórych kobiet była gorsza niż amputacja piersi,obejrzałam kilka programów o raku piersi.
Jest to sprawa bagatelna a wręcz fanaberia dla osób których to wogle nie dotyczy,bo z takimi osobami przebywam i słucham co o tym sadza: CIESZ SIE ZE NIE MASZ RAKA.
Aha czyli problemem jest tylko rak ,tak?Każda inna choroba, cokolwiek by to było i cokolwiek by nie powodowało stanu depresyjnego człowieka,ale jak to nie rak ,to sobie odpuść.
Wiec słyszeć takie komentarze,dla mnie nie jest to łatwe,bo wsparcia brak.
Dlatego muszę sama walczyć, szukać ,próbować wszystkiego.
Żeby wyzdrowieć i zaakceptować siebie.Na pewno nad wieloma rzeczami musze pracować bo psyche mam raczej słabą,ale będę walczyć 🙂
Eliszka said:
Ja pasuję.
Nie odpowiada mi poziom tej dyskusji Vamas.
Nie dotknąłeś niczego drażliwego we mnie, co miałabym do uzdrowienia.
To twoje wygórowane mniemanie o sile swojej argumentacji.
Nigdy nie podskakiwałam/ jak to ująłeś/, ‚jak ktoś coś powiedział o Jezusie’.
Vamas, popracuj nad swoimi reakcjami. To bardzo mądra rada.
trueneutral said:
Vamas,
a tak się przyczaiłem, żeby wskoczyć w środek kłótni. Co prawda nie widzę powodu do jakiejś wielkiej bójki, ale jak widać również i moje ego stało się już dosyć cwane i pod pozorem „duchowych” przemyśleń sieje swoją „lepszością” . Miałem nawet już napisać, żebyście się ogarnęli, ale złapałem się na tym, że to kolejny raz ma być narzucanie swojego poglądu na życie innym.
Zatem kto chce, niech uważa jak sobie chce. Kościół zły, Kościół dobry, bla, bla, bla. Każdy dokonuje takiej decyzji, którą uważa w danym momencie, na podstawie swojej wiedzy, doświadczenia, intuicji i wiary za najlepszą. Ktoś ma wizję „ratowania” innych przed nimi samymi, to niech sobie ratuje. Git jest. Poglądy i tak będą się ścierać. Każda reakcja na wypowiedzi i zachowanie innych to cenna wskazówka. Nawet jeśli ktoś zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy i był chodzącą zajebiozą i oświeceniem wszechświata, to nasza reakcja na niego dużo mówi o nas samych.
Kolejna rzecz, że swoje i tak trzeba powiedzieć. Słońce jak świeci to się nie zastanawia, że dzięki niemu gdzieś tam na Ziemi rosną sobie rośliny, a w innym miejscu tej samej planety mamy pożar czy suszę. Każdy jest jak to Słońce i robi swoje, z tą różnicą, że człowiek nadaje swoim działaniom jakieś znaczenie. Nadaje je też jakieś znaczenie działaniom innych. I dzięki temu rodzi się miłość, rodzi się też nienawiść. Tak to już jest z ludźmi. Wygląda na to, że najlepiej „przyjąć to na klatę” . Ja tam staram się być bardziej jak Słońce, robiąc po prostu swoje i nie nadając temu znaczenia. Jeśli coś nie ma znaczenia to nie wywoła konfliktu. Chyba.
Felicita said:
Bardzo ciekawe komentarze na temat prawa przyciągania:
http://www.sukceslink.pl/artykuly/1-psychologia-sukcesu/639-moc-przyciagania-cz-1.html
http://www.sukceslink.pl/artykuly/1-psychologia-sukcesu/640-moc-przyciagania-cz-2.html
indram said:
No i slusznie Bogdan rzecze aby isc pod prysznic i wyluzowac z podejsciem do tematu. Jest tyle roznych pogladow i przekonan, ktore biora sie z najrozmaitszych ludzkich doswiadczen i sposobow myslenia o swiecie, ze latwiej o awanture niz o konstruktywna dyskusje pomimo najszczerszych checi. Za tym wszystkim kryja sie dosc proste, acz niezwykle silne emocje.
Np. powiem, ze X jest dla mnie taki i taki, a za X mozna wstawic sobie Jezusa, Boga, Budde, albo inna dowolna swietosc i zaleznie od tego co powiem jedni zareaguja pozytywnie a drudzy negatywnie i to pomimo tego, ze tak technicznie rzecz biorac – osmiele sie zaryzykowac twierdzenie – opinie, ktore ludzie miewaja na temat rozmaitych swietosci i prawd zwykle nie sa oparte nie na bezposredniej znajomosci rzeczonych swietych mezow i prawd, a na wychowaniu, czyli na tym w co przed nami wierzyli inni, oraz na tym w co wierzyc chcemy aby sie lepiej czuc.
Tolerancja jest cenna zaleta w dzisiejszym swiecie, jednak niewielu na nia stac gdyz ogol czuje sie zagrozeny lub zirytowany pogladami innymi od swoich wlasnych.
Co do secretu, to uwazam go za calkiem sympatyczny sposob myslenia.
Sprawic swoimi myslami tak, aby swiat nagial sie do naszej woli. Jednak jak to jest w przypadku niemal kazdej wiary obiecujacej jakis rodzaj „zbawienia” – mam wrazenie, ze ich wyznawcy czesto obawiaja sie, ze dany system wiary nie bedzie dzialac, jesli nie beda w nia wierzyc slepo. Oczywiscie kryje sie tu niebezpieczenstwo na ktore wskazal Jezus, ze jesli slepy slepego prowadzi, to obaj w dol wpadna – do czego w duzej mierze sprowadza sie historia ludzkosci.
Osobiscie postrzegam szczypte zwatpienia jako cnote a nie jako zagrozenie dla wiary. Z drugiej strony placebo nie dziala jesli sie nie wierzy. 🙂
vamas said:
trueneurtal,
„moje ego stało się już dosyć cwane i pod pozorem “duchowych” przemyśleń sieje swoją “lepszością” ”
powiadasz?
niby cos w tym moze byc, zawsze mi sie wydawalo ze fotel najmadrzejszego na tym blogu ostro, choc przyjacielsko rywalizujesz z zenforest
moze z pominieciem ostatniego incydentu gdy juz bylo mniej rozowo 😉
przeprosiles sie z blogiem? wracasz gdzie cie doceniaja wierni fani :)?
„Nawet jeśli ktoś zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy i był chodzącą zajebiozą i oświeceniem wszechświata, to nasza reakcja na niego dużo mówi o nas samych.”
jakies alzuje? kto zareaguje to bedzie uderz w stol, a nozyce sie odezwa? 🙂
„Miałem nawet już napisać, żebyście się ogarnęli, ale złapałem się na tym, że to kolejny raz ma być narzucanie swojego poglądu na życie innym.”
a to otwarta aluzja wobec Zinda, z nim tez konkurujesz o fotel vice ?
tak smiesznie piszesz, niby niewinnie, niby nic, ale dojezdzasz rowno 🙂
cicha woda brzegi rwie!
vamas said:
Eliszka
„Nie dotknąłeś niczego drażliwego we mnie, co miałabym do uzdrowienia.”
to po co to jeszcze podkreslasz?
Jestem zdumiona, nie tyle treścią co miejscem, w którym te wypowiedzi zostały umieszczone.?
Vamas, takie spojrzenie na misję Jezusa jest dla mnie szokiem, przyznaję.
Niesamowite, jeszcze raz podkreślam, dla mnie, że takie teksty znalazłam na blogu o duchowości i rozwoju.
Vamas, dla mnie Twoje przedstawienie życia i śmierci Jezusa jest obrazoburcze.
Obrazoburcze, ta?
NIE, W OGOLE NIE PODSKOCZYLAS. ani o milimetr.
udajesz teraz nagle wyluzowana, gdy cie przyparto do muru
a niedawno tyle sie pisalo na tym blogu o szczerosci wobec siebie i podawano techniki jak dowiedziec sie co naprawde czujemy pod plaszczykiem pozorow
wszystko na marne, zen po co ty piszesz te artykuly?
jak grochem o sciane
Felicita said:
Eliszka, ja jestem z Tobą. Każdy broni swojego punktu widzenia tak jak umie. Vamas, czy masz satysfakcję z powodu swoich ostatnich docinków i jaka jest intencja Twoich wypowiedzi, bo się trochę gubię?..(znowu się nie orientuję, cholercia).
————
/nick zmieniony na prosbę Felicity/
trueneutral said:
Vamas,
gdybym rywalizował z Zen, to założyłbym swój blog. Gdybym z nią rywalizował, to przypominałoby to atak włócznią na stację kosmiczną. Generalnie mam jakieś pojęcie, ale próba rywalizacji byłaby z mojej strony ignorancją. Gdybym miał opisać swoje odczucia wobec Zen, to najszybciej nazwałbym się jej uczniem, choć jeszcze lepszym określeniem byłoby raczej, że jest źródłem inspiracji. Uznaję tylko swój autorytet, co zapewne mocno stopuje mój rozwój, ale na dany moment moja arogancja nie pozwala mi mieć nauczyciela. 🙂
Z blogiem się nie przeprosiłem, bo się z nim nie pokłóciłem. Miałem sporo na głowie, a dodatkowo musiałem przemyśleć wiele rzeczy które wypłynęły. Powiedzmy, że udałem się do samotni. 🙂 Co do fanów to bym nie przesadzał – raczej są tutaj ludzie, którzy w jakiś sposób się zgadzają z tym co czasem napiszę. To bardziej wspólne poglądy niż uznawanie mojej osoby za idola. Co do Zinda, czy choćby i Ciebie, Vamas, to jest tu podobnie jak z Zen – raczej ja pasowałbym lepiej na ucznia niż odwrotnie.
Co do dojeżdżania, jak to ująłeś – zgadza się. Na tym się znam. Sam mam/miałem w swojej głowie wiele syfu, więc może lepiej go widzę u innych. Wypowiedzi staram się tonować, bo raczej mało kto chciałby widzieć posta w którym co drugie słowo to… „przecinek” . 🙂 A że się czepiam – jak zauważyłeś z tym stołem i nożycami – jestem prowokatorem. Może nie tak wspaniałym jak Zind, ale jednak. Taki właśnie „diabeł” we mnie siedzi. Widocznie tak ma być. Jeśli moje słowa na kogoś nie działają, to najzwyczajniej znaczy, że nie ma z tym problemu. A jeśli się ktoś zaczyna wkurzać, to znaczy, że coś ma do przerobienia.
Generalnie jak większość ludzi lubię być zadowolony i szczęśliwy, zatem chętnie posłucham porad na ten temat. Nie chciałbym też wywoływać burzy za każdym razem, ale z drugiej strony nie mam chyba aż takiego wpływu na innych, co? Nerwy innego, to nie moja rzecz, kolego! 🙂
majk79 said:
Jak widać całe tutaj kolejki chętnych do oświecania innych.. Jak stada łososi ciągnące na tarło w górę rzeki!
A w międzyczasie kolejne rzesze niedoszłych uczniów przychodzą prosząc jaśnie wielmożnych mistrzów o łaskę bycia sprowokowanym! 😀
Szkoda tylko, że poniewczasie tak spi… i jakoś niespecjalnie swą wdzięczność okazują, ha! 😀
Miłych pogawędek!
indram said:
lavera,
ludzie zazwyczaj nie wiedza, co powiedziec i gdy napotykaja kogos kto ma problem ktory ich nie dotyczy, to staraja sie byc pozytywni i mowia tak jak napisalas. No i wychodzi calkiem bezdusznie, nawet jesli biorac sprawe czysto technicznie mozna by powiedziec, ze maja jakas tam racje. (A zwykle nalezy nic nie mowic tylko wysluchac). Swiadomosc, ze inni maja jeszcze gorzej rzadko pomaga, jezeli w ogole.
Gdyz tym, czego oczekujemy jest zrozumienie i akceptacja, ktorych jednak odmawiamy sami sobie. I wydaje mi sie ze jest pewna sprzecznosc w Twoim sposobie myslenia:
„Dlatego muszę sama walczyć, szukać ,próbować wszystkiego. Żeby wyzdrowieć i zaakceptować siebie. Na pewno nad wieloma rzeczami musze pracować bo psyche mam raczej słabą,ale będę walczyć.”
Otoz przyszlo mi na mysl, ze moze tym co Cie powstrzymuje przed samoakceptacja jest Metafora Walki. Czy naprawde trzeba walczyc (samemu) aby sie zaakceptowac? Wydaje mi sie, ze zaakceptowanie wymaga raczej zrozumienia, przyjecia danej sprawy, a nawet formy poddania.
Glebsza mysl za tym jest taka, ze ciagla walka (z problemem, ze soba, z soba postrzeganym jako problem) wywoluje ustawiczne napiecie i stres, ktore to, jak wierzysz, moga byc przyczyna lub jedna z przyczym powodujacych problem. To kwestia zmiany percepcji z punktu widzenia walki na punkt widzenia akceptacji. Stan fizyczny rzeczy (ubytek wlosow) zdawaloby sie nic nie zmienia, a jednak wydaje mi sie ze zmiana jest kolosalna i jesli faktycznie napiecie/problemy w psychice leza u podstaw problemu, to faktycznie, taka transformacja ze stanu walki w stan akceptacje moze miec uzdrowicielskie, a na pewno relaksujace i uzdrawiajace zraniona dusze wlasciwosci.
indram said:
Ha, ha, Zen jako stacja kosmiczna! A to dobre! Jakos sobie to wyobrazilem i nie moge sie powstrzymac! 😀
Felicita said:
Po zastanowieniu się nad całą sytuacją to czuję ,że niepotrzebnie się wmieszałam. Każdy ma prawo do swoich poglądów, ich wygłaszania, a także własnych reakcji na poglądy przeciwstawne. Życzę wszystkim przyjemnej niedzieli.. 🙂
Zind said:
Trueneutral, ja jestem otwartym prowokatorem, a ty działasz w podcieniu 😉 Vamas to dobrze ujął, taka cicha woda 😉
Indram – tu napisałeś coś co dobrze skleja dyskusję:
*Glebsza mysl za tym jest taka, ze ciagla walka (z problemem, ze soba, z soba postrzeganym jako problem) wywoluje ustawiczne napiecie i stres, ktore to, jak wierzysz, moga byc przyczyna lub jedna z przyczym powodujacych problem. To kwestia zmiany percepcji z punktu widzenia walki na punkt widzenia akceptacji.*
I odniosę to do reakcji Eliszki.
Nie ma sensu walczyć z tym, że inni myślą inaczej niż ty. Tak już jest. Jedyna nauka jaką z tej walki możesz wynieść to taka która sprawi, że walka w samej tobie ustanie.
Przypomne świetny cytat majka79:
Tam gdzie jest walka i wysiłek, tam jakaś prawda czeka na uwolnienie
Yeee!
Eliszka said:
Ja nie walczę, nie podskakuję.
Dla mnie przedstawiona misja Jezusa przez Vamasa jest obrazoburcza, zostanę przy tym sformułowaniu.
Przecież mogłeś to uszanować. Ja nie naruszam twoich wyborów, napisałam tylko, że zastanawiałam się, jaka filozofia jest wykładnią Twojej duchowości, bo już przedtem zaznaczyłeś, że Jezusa nie uznajesz jako nauczyciela duchowego.
Jestem absolutnie szczera wobec siebie i swoich przekonań.
Nie mam żadnego powodu aby narzucać swoje poglądy komukolwiek, również żadnego by przyjmować cudze, za własne.
Blog ten, a szczególnie polemiki, są miejscem do wymiany zdań, istotna jest forma, poziom dyskusji, jak wszędzie.
Swoją drogą zdumiewające są emocje, do jakich są zdolni ludzie drążący duchowy wymiar
istnienia.
Duchowość dla mnie, to łagodność.Pisząc, że byłam zszokowana, nie chciałam wyrazić agresji, byłam tylko zdumiona i dałam temu wyraz.
Bardzo wiele na swej drodze prawd z buddyzmu zaadaptowałam, przyjęłam i są mi pomocne w swoim rozwoju.
Vamas, przekażmy sobie znak pokoju, hm?
A swoją drogą uważam, że wiele dróg może prowadzić do prawdy, byle wdrażać ją w życie, a nie tylko bawić się w szermierkę słowną.
indram said:
Gratuluje! Wlasnie przescigneliscie duchowy – i na pewno emocjonalny (przynajmniej od czasu do czasu) – poziom Jezusa. 🙂
Otóz Jezus wcale takim barankiem nie byl. Znaczy, bywa nazywany Barankiem, ale to tylko taka symbolika. Jezus od czasu do czasu bywal dosc agresywny. (lol) Nawet sam powiedzial, ze nie przyszedl aby przyniesc pokoj na ziemie, tylko miecz. 🙂
Werbalnie agresywny – np do faryzeuszy:
– „Groby pobielane” – wyzywal ich – „Siedlisko wszelkih nieczystosci i plugastwa! Potomkowie tych co mordowali prorokow!” Jezus w slowach nie przebieral.
I w czynach tez nie:
Fizycznie agresywny – w sensie naruszajacy porzadek i spokoj spoleczny oraz rozmyslnie i celowo niszczacy cudzy dobytek tudziez dokonujacy tzw. naruszenia nietykalnosci cielesnej. O tym wykroczeniu bezwstydnie donosi Biblia: „Jezus.. w świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni – do tych, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska.” (Chociaz Jego Tato jak sie zdaje, nic uprzednio nie protestowal chociaz podobno w tym miejscu – w swiatyni bywal – raz nawet dalo sie tam slyszec Jego Glos). 🙂 I jeszcze powywracal im stoly, porozrzucal monety, itd.
Ocena tego zdarzenia zalezy od punktu widzenia – i podobnie jest z dyskusja o podskakiwaniu itp. Vamasa, Eliszki,True i Zinda (Przepraszam, jesli kogos pominalem). 🙂
trueneutral said:
Jak tak tylko rzucę od siebie – oczekiwanie, że duchowość to łagodność jest już sporym ograniczeniem. Znowu pojawia się coś w rodzaju – uduchowiony człek winien być dobry, pomocny, łagodny, miły, spokojny, biedny, ciepły, mądry, cierpliwy, skromny, wyrozumiały i tak dalej. Oczywiście zgadzam się z tym, że warto takim być i że wielu Mistrzów ma pewne z tych cech. Jednak nie zgodzę się z tym, że trzeba takim być, aby doznać oświecenia. Jak się ma wymagania tego typu wobec Nauczyciela, to najzwyczajniej traci się kontakt z Tym Co Jest, z rzeczywistością i człowiek zamyka się w sztywnych ramach.
„Jestem Tutaj, ale chcę być Tam.”
indram said:
W tym ujeciu mozna by rozpatrywac duchowosc jako system kontroli.
Duchowe sciezki zakladaja, ze masz byc lagodny, wyrozumialy, przebaczajacy, i tak dalej.
Podczas gdy, hm… powiedzmy zwierzeca czesc natury ludzkiej jest taka, ze odczuwamy agresje, frustracje, zlosc i tak dalej.
Jednakze ujawnienie tych emocji jest spolecznie karane.
I dlatego tego typu emocje staramy sie wypierac.
Bynajmniej nie zalecam tutaj wybuchania gniewem czy zloszczenia sie.
Chodzi o umiejetnosc przyznania przed samym soba ze sie odczuwa te emocje.
Chodzi o umiejetnosc ich nazwania. Jest to trudne, poniewaz oznaczaloby to skonfrontowanie sie z mysla, ze jestesmy w jakiejs sytuacji ktora nam sie nie podoba, ze sobie nie radzimy, ze nie wiemy co zrobic, i tak dalej.
I tutaj wchodzi duchowosc – zgodze sie ze bardziej rozumiana w sensie religijnym i spolecznym niz w sensie czysto duchowej wewnetrznej transformacji: Musze byc taki i taki (grzeczny, uduchowiony, spokojny, itd) poniewaz… tak chce Bog, Secret, moje przyjete wartosci, duchowy mistrz, etc.
W rezultacie duchowosc staje sie systemem kontroli (albo samokontroli) gdyz jest cos co potrzebujemy kontrolowac a to nie pozwala byc spontanicznym czyli naturalnym. Czy ma to sens?
lavera said:
Indram
„Wydaje mi sie, ze zaakceptowanie wymaga raczej zrozumienia, przyjęcia danej sprawy, a nawet formy poddania”
Właśnie tego tez miedzy innym mi brakuje,i o tym pisze cały czas, zrozumienia i zaakceptowania,ale to i tak nie jest takie proste jak piszesz.Ładnie się o tym czyta u Ciebie i jest to przyjemne I proste, aczkolwiek w praktyce jest ciężko.