Czym jest wiara? Wiara jest zawsze ślepa.
Człowiek, który wie, nie potrzebuje wiary.
Nie proszę was, abyście wierzyli we mnie.
Jezus i Kryszna proszą: „Uwierz we mnie”.
Jesteście całkowitymi ignorantami. W cokolwiek uwierzycie w swej ignorancji, cokolwiek stanie się waszą wiarą, jest tylko produktem ubocznym niewiedzy, strachu, społeczeństwa, szacunku.
Wiara nie jest cnotą, nie stanowi wielkiego wkładu do ewolucji człowieka. Wiara jest największą przeszkodą, stojącą na drodze człowieka poszukującego prawdy. Zanim wyruszysz na jej poszukiwanie, już wręcza ci się brudną wiarę z drugiej ręki i mówi ci się, że to wystarczy.
Nie musisz poszukiwać, Jezus zrobił to za ciebie, Budda zrobił to za ciebie. Ale to Budda wypił wodę, a moje pragnienie nie zostało ugaszone. Jezus wypił wino, a ja się nie upiłem. Jak Jezus może wam pomóc, jeśli tylko wierzycie w niego?
Wiara oznacza po prostu ukrytą ignorancję i jest bardzo tania. Prawda wymaga wielkiej energii, wielkiej pilności i całkowitego poświęcenia się jej poszukiwaniu.
Prawda jest w tobie, wiara przychodzi z zewnątrz. Nic, co przychodzi z zewnątrz, nie pomoże ci. Nie możesz tego czegoś przyjąć w siebie. Prawda już żyje w tobie, nie potrzebujesz żadnej wiary. To wiara utrzymuje ludzi w niewiedzy. Nie przyczynia się do ewolucji, ale do inwolucji. Inwolucja oznacza cofanie się wstecz, a nie pójście do przodu.
Wierzy się zawsze w coś innego – w Jezusa, w Boga, w niebo, w piekło. To zawsze jest na zewnątrz ciebie, a prawda jest w tobie. Mając wiarę, poruszasz się na zewnątrz, coraz dalej od prawdy.
Jestem absolutnie przeciwny wierze, przeciwny wszelkim systemom wierzeń, ponieważ przeszkadzają one ludzkości odkryć osobisty stan Buddy, osobistą boskość. Żaden kapłan nie chce, abyś odkrył, że jesteś boski. Każdy kapłan każdej religii chce, abyś odszedł od siebie, tak daleko, żeby mógł cię eksploatować.
W chwili, w której dowiesz się, że jesteś częścią tej egzystencji – nie tylko częścią, ale całą egzystencją – że w swoim własnym przekonaniu jesteś Buddą, żaden kapłan nie będzie cię wykorzystywał. Wiara jest potrzebna tylko do tego, żeby cię wykorzystywać.
Religie uczą wiary, ponieważ nie są w stanie pomóc ci w znalezieniu prawdy. Same nie wiedzą, czym jest prawda.
Naczelny wódz świata chce, aby jego armie miały wiarę. Wiarę w co? Każda chrześcijańska armia bierze z sobą, nawet na pole bitwy, małą Biblię. Kiedyś to działało – w całej historii – był to po prostu zbieg okoliczności, choć chrześcijańscy misjonarze mówią o tym raz za razem. Podczas I wojny światowej pewien żołnierz trzymał w kieszeni małą Biblię. Kula uderzyła w Biblię na sercu i zatrzymała się. Powiedzieli; „To cud boski!”. Chociaż zdarzyło się to tylko jednemu człowiekowi, odtąd wszyscy żołnierze noszą małą Biblię w kieszeni. To nie działa.
[…]
Uczę was zaufania, nie wiary, nie wierzeń, ponieważ wierzyć można w coś innego, a zaufanie to coś, co jest w nas. Chciałbym, abyście zaufali sobie. Tutaj przywiodła was egzystencja, ciągle jesteście z nią związani; w przeciwnym wypadku umarlibyście. Miejcie wiarę w siebie i z głęboką ufnością poszukujcie swoich korzeni. Nie znajdziecie ich w kimś innym, w żadnych pismach, w żadnym pasterzu, mesjaszu czy proroku. Absolutnie nie.
Wiara to największa przeszkoda dla poszukujących prawdy.
Osho : „Chrześcijaństwo”
trueneutral said:
W każdym doświadczeniu jest jakiś sens, choć często bywa ukryty.
To, co dziś wydaje się przekleństwem, jutro może okazać się błogosławieństwem i na odwrót. Coś co zdaje się szczęściem, jutro może być zupełnie inne.
To, jak oceniamy rzeczy zależy od naszych poglądów i doświadczeń. Te z kolei w olbrzymiej mierze pochodzą od naszych „bogów młodości” – rodziców. Z tego też powodu dla jednych samotność to piekło, a dla innych wybawienie. Tak czy inaczej samotność nie jest ani tym, ani tamtym. Rzeczy są tym, czym chcemy je widzieć.
zenforest said:
beneg: „samotność to piekło”
Sartre mówi: „piekło to inni (ludzie)”
Osho mówi: „piekło jest jutro, dziś jest nirwana”
etc… 🙂
….jakież to wszystko względne… 😀 !
Damian
-z tym rozróżnieniem między samotnością a osamotnieniem trafiłeś w sedno.
Cytat:
„Człowiek nie nauczył się jeszcze, jak poznać piękno samotności. Zawsze tęskni za kimś, zawsze pragnie być z kimś – z przyjacielem, z żoną, z mężem, z dzieckiem… z kimś. Stworzył, więc społeczności, kluby, partie, ideologie, kościoły. U podstaw tego tkwi potrzeba, by jakoś zapomnieć o własnej samotności. Będąc powiązanym z tak wieloma tłumami próbujesz zapomnieć o czymś, co pojawia się natychmiast po zapadnięciu ciemności – o tym, że urodziłeś się samotny, że umrzesz samotny, że cokolwiek robisz -jesteś samotny.
Samotność jest czymś esencjonalnie związanym z twoim istnieniem i nie ma sposobu, by tego uniknąć.
Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej… czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzucają z powrotem… a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.
Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów… pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to, co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić.” Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą.
Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym.
Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.
Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami.
Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele -wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.
Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym.
I chwila, gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.”
beneg said:
to co uznajemy za samotnosc np. pustelnika nie jest samotnoscia , o ktora mi chodzi , pustelnik albo cos w pustelniku wie ze cos tam istnieje oprocz niego ,on nawet o tym nie musi myslec ani tego widziec ale cos w nim czuje ze cos jest oprocz niego.
dlaczego prawdziwa samotnosc jest taka straszna? – bo nic w nas nie czuje ze cos oprocz nas jest i zostajemy do tego sami ze soba i poznajemy jacy naprawde jestesmy.to o czym pisze chyba mi ciezko wytlumaczyc ,trzeba by doswiadczyc-wyobrazcie sobie ze budzicie sie pewnego dnia a tu nikogo nie ma na Ziemi , ani zwierzat , ani ludzi …….wyobrazcie sobie co by sie z wami zaczelo dziac….. dzien 1 ,dzien 2 ……tydzien ……miesiac….poczujcie to !!!
trueneutral said:
Samotność, która przypomina nam, kim jesteśmy, moim zdaniem jest bardzo korzystna. Ból pojawia się na początku, ale z czasem pośród tej samotności można odnaleźć życie. Człowiek jest twórcą. Każdy ma wolną wolę, tylko od człowieka zależy, jaką rzeczywistość sobie stworzy. Cierpienie pojawia się, gdy w myśleniu jest błąd. Każda myśl jest zrodzona z innej, idąc po tym sznurku dojdziemy do myśli pierwszej, pierwotnej. Gdy w niej jest błąd, rzutuje on na kolejne myśli wynikające z tej pierwszej. Samotność pozwala dotrzeć do tej pierwotnej myśli, obserwować ją i zmienić bądź zrozumieć.
indram said:
Masz na myśli film „I Am Legend”? 🙂
zenforest said:
„nikogo nie ma na Ziemi , ani zwierzat , ani ludzi …….wyobrazcie sobie co by sie z wami zaczelo dziac”
Myślę, że mogłabym tak żyć. Odnalazłabym w tej przeraźliwej ciszy dokoła, jasne i gładkie zwierciadło które odbiłoby wszystko co we mnie mieszka.
To byłoby bardzo…powerful experience 😉
Albo bym wyszła z tego żywa
– nieskończenie silniejsza. Albo zwariowałabym.
Jedno z dwojga.
Czy wiesz, że robiono doświadczenia (w ZSSR) zamykając ludzi na wiele miesięcy w komorach ciszy, gdzie nie było kontaktu z nikim, nie było żadnych dźwięków.
Ci ludzie zaczynali szaleć, opisywali, że WIDZĄ naocznie demony, niezwykle realnie, mogli z nimi rozmawiać, mieli rozmaite halucynacje, które ich prześladowały, etc… eksperyment musiano zakończyć, inaczej jego podmioty wpadłyby w szaleństwo.
Popatrz jak potężny jest nasz umysł.
Jaką ma moc stwórczą.
Gdy się boi – Tworzy rzeczywistości zastępcze.
Ponieważ chociaż są straszne, ale są JAKIMŚ odniesieniem, czymś wobec czego mają …sens w ogóle istnieć!
Uważają że, lepiej istnieć w obliczu wroga niż nie istnieć w ogóle.
Gdy bowiem nie ma niczego, ego zaczyna się rozpadać na kawałki, jego istnienie nie jest wtedy zasadne. Istotą ego jest podkreślanie i umacnianie swoich granic, swego interesu. Moje. Mój. Nasze. Wasze. Ich.
Ego umacnia się , w obliczu czegoś co istnieje POZA ego. Konsoliduje się.
Gdy brak ścianek w dzbanie, zostaje pusta przestrzeń.
Ego jest jak dzbanek, reszta to pustka.
Czy jesteś swoim ego? Kim naprawdę jesteś?
Ego ludzi zamkniętych w komorach ciszy wolało dokonać aktu niemalże samozniszczenia , niż poddać się tej ciszy. Pustce. Milczeniu.
Nieobecności. Ego nie może znieść pustki.
Na co dzień – zapełnia ją szumem myśli, zapełnia ją napięciem, tworzy problemy gdy ich nie ma.
A gdy jest wszystko dobrze , włącza program zapasowy „nuda” . Zabawmy się. Z jednej, coraz bardziej hardkorowej zabawy, w następną.
Ego nie znosi próżni, podobnie jak Natura nie znosi próżni, a czyż nie jesteśmy jej dzieckiem?
Co stoi POZA tym kokonem jaki ego podstrzymuje dokoła.
Przeraźliwa cisza i obojętność wszechświata?
Gdy brakuje bodźców, człowiek zasypia.
Tak się działo na poczatku pobytu w komorze ciszy. Wyspali się za wszystkie czasy.
Każdy to zna, z życia. Połóż się w ciszy, spróbuj nie myśleć.
Umysł zacznie się bronić, resetować, zacznie zasypiać.
To pierwsza faza.
Jak już nie może spać, zaczyna tworzyć halucynacje, broni się, broni się by nie zostać samemu. Ludzie opisywali, że nie mogli patrzeć w lustra, bo w lustrze stał demon na wprost nich…
A obserwujący eksperyment wciąż widzieli tylko człowieka, zrozpaczonego człowieka.
Wg mnie tylko i wyłącznie ktoś z doświadczeniem medytacyjnym, ktoś kto wiedziałby co robić, mógłby przeżyć w takiej ekstremalnej sytuacji jak komora ciszy.
Natomiast wg mnie, świat pozbawiony ludzi to nie jest ekstremum. Są zwierzęta, szumi wiatr, fale, puszki toczą się po ulicach, etc…
Taką sytuację przeżyłby zapewne nie tylko Will Smith 😉
No, to tyle z mojego nieco demonicznego wykładu o komorze ciszy 😀 Mam nadzieję że się podobało :)?
rascal said:
Co do tego pustelnika, to jeśli jego pustelnikowanie okazało się skuteczne 🙂 i się dowiedział, to z tego co mówią, ci co doświadczyli, to on już nic nie wie, jego już nie ma, zostało tylko to coś, różnie nazywane świadomością, istotą, Bogiem, które w tej chwili prezentuje się jako pustelnik.
A co do tej sytuacji, że nikogo by nie było, taki pobyt na bezludnej wyspie, to wcale bym się nie zdziwił, jeśli osoba w takiej sytuacji, by ześwirowała; ewentualnie drugą opcją jest oświecenie czyli też ześwirowanie 🙂
Ale co do tego, że nikogo nie ma, to coś takiego, to medytacja, nikogo tam nie ma. 🙂
beneg said:
ci ludzie zaczeli widziec demony i swirowac , bo zaczeli poznawac swoja prawdziwa nature………czytaliscie 1984 Orwella, jak sie skonczyl?maltretowany czlowiek zapomina o ideach i pieknych wizjach , on juz nie mysli o swojej boskosci on chce tylko zeby juz nie bolalo.
samotnosc obnaza nasza slabosc
amrita said:
Ja musiałem się w końcu wrzucić w ten wir samotności. Była to najcięższa dotąd moja próba życiowa. Czułem się jak śmieć. Sam jak palec na świecie, ale jednak coś z tej samotności wykiełkowało. Lotos zaczął przebijać się przez błoto. Teraz gdy czasem medytuję i wejdę do swego wnętrza nie jestem już sam. On tam jest… Widzę w mym sercu odbicie Nieskończonego który jest samą słodyczą… Nie jestem w stanie opisać tych przebłysków.
zenforest said:
„Ja musiałem się w końcu wrzucić w ten wir samotności. Była to najcięższa dotąd moja próba życiowa. Czułem się jak śmieć. Sam jak palec na świecie, ale jednak coś z tej samotności wykiełkowało.”
amarita, miałam bardzo podobnie.
Dopiero pod powierzchnią tego szumu codzienności, w medytacji, poczułam dotknięcie czegoś co jest Wszystkim. Pustką i Pełnią – symultanicznie.
To było trochę jak wtedy gdy jesteś w perfekcyjnej medytacji i zaczynasz słyszeć tę głęboką wibrację, pomruk OM, taki niezwykle niski, pierwotny, przenikający wszystko pra-dzwięk, dźwięk kosmicznej kreacji 😉
amrita said:
Ale masz też takie intuicyjne odczucie czystego świadka który istniał zawsze?? JA JESTEM.
zenforest said:
Mam odczucie milczącej, obserwującej obecności. Takiego… płynącego procesu, „bycia”.
Neutralnej obecności(byt), ale nie w sensie zimnym, lecz takiej…akceptującej, wszechobejmującej, przenikającej, dającej siłę i wewnętrzną ciszę.
Niektórzy nazywają to odczucie Miłością.
Ja po prostu czuję taką… właśnie akceptującą obecność. 🙂
I jedna ważna sprawa.
Ta obecność nie jest poza mną. Ta obecność jest Mną, zarazem jak i wszystkim dokoła. Jestem w niej tak jakbym była oceanem – i była w oceanie zarazem..
amrita said:
Właśnie: poznający, poznanie i poznawany stają się jednym. Zdarza się tobie czasem też coś takiego, że czakra korony się zaktywizuje i wtedy mam takie nieprzyjemne uczucie jakby coś mnie się w głowę wwiercało i wydaje się mnie, że opuszczę swe siało przez tą czakrę.?
zenforest said:
Nie, nigdy nie miałam takiego „wwiercania” …hmmm, nie spotkałam się też jeszcze z takim opisem…
Miałam parę razy silne otwarcie czakramu korony, ale to było bardzo…”przestrzenne” przeżycie, wrażenie ekspansji przestrzeni – zarówno wewnętrznej jak i zewnętrznej. Takie odczucie nieskończoności. Wolności. Łączności z wszechświatem.
Noname said:
1.Wiara niepozwala myslec ??
Ad1.To czemu wiara jest tak inteligentna?
Poszukaj jakiejs nieprawidłowosci w biblii wszystko co tam jest napisane składa się w jedna całość.
Ad1.Musimy odróznić wiarę od wiedzy. Nie ma między nimi sprzeczności. Z około 200 noblistów z dziedzin ścisłych około 90% byli to ludzie głęboko wierzący. Niektórzy z nich głosili następującą tezę: mała wiedza oddala od Boga, duża wiedza do Boga przybliża. Ich ścisłe umysły doskonale wiedziały, że nie są w stanie objąć złożoności dzieła wiary i stworzena.(Chyba nie nie pozwala myśleć a pomaga w myśleniu)
I do tego cos bardzo dziwnego
Ojciec Pio powiedzial kiedys ,że 13 bedzie liczbą Jana Pawła 2
1. Jan Paweł II umarł o godzinie 21.37 – 2+1+3+7= 13.
2. Dzień zamachu na Ojca Świętego był 13-tego (maja 1981 roku).
3. Objawienia Fatimskie były zawsze 13-tego.
4. Wiek papieża 85 lat (co prawda nie skończone, bo Karol Wojtyła urodził się 18 maja 1920 roku i w dniu śmierci miał dokładnie 84 lata i 10 miesięcy, ale rocznikowo już 85) – 8+5= 13 ,84 lata + 10 miesięcy tj, 8 + 4 + 1 + 0 = 13
5. Papież wstępując na tron Watykanu miał 58 lat – 5+8= 13.
6. Także data śmierci 2.04.2005. – 2+0+4+2+0+0+5= 13.
7. JAN PAWEŁ DRUGI – to także daje 13 liter.
8. Papież umarł w 13-tym tygodniu roku.
9. Ostatni wpis do testamentu datowany jest na 17.03.2000. – 1+7+0+3+2+0+0+0= 13.
10. Papież przeżył 31 000 dni, 3 i 1 da się ułożyć w 13, a poza tym, to bardzo dziwne, że przez tak dokładną liczbę dni żył.
11. Gdy przeczytamy rozdział 13, wers 13 Ewangelii św. Jana brzmi: „Mówicie do mnie „Nauczycielu i Panie”, i dobrze mówicie, bo jestem Nim”, czy nie brzmi to jakby znajomo? Są to słowa w stylu Jana Pawła II, które pasują do niego w 100%, nieprawdaż?
12. Czas pontyfikatu Karola Wojtyły to 26 lat i 5 miesięcy – 2+6+5= 13.
13. Papież był 265 papieżem w historii (2+6+5= 13).
14. Kolejnymi przykładami „nie z tej ziemi”, lecz już nie związanymi z liczbą 13 jest to, że godzina śmierci, czyli 21.37= (21+37) = 58 – tyle lat miał Jan Paweł II, kiedy został papieżem Natomiast czytając godzinę od tyłu 73.12= (73+12) = 85, wychodzi nam wiek papieża, w którym nas opuścił.
15. Pontyfikat Ojca Świętego trwał 9665 dni – 9+6+5+5=26, a także 26 lat.
16. 13 w numerologii to liczba karmiczna, tak jak 26 (liczba lat pontyfikatu i wiek Karola Wojtyły, kiedy został księdzem).
13 – liczba karmiczna mówiąca, że odkupienie grzechów z przeszłości możliwe jest tylko dzięki mozolnej pracy, nad sobą nad życiem i światem. Natomiast 26- to także liczba karmiczna, niosąca odkupienie przez cierpienie i ból (a jak wiemy, przez ostatnie dni swojego życia Karol Wojtyła bardzo cierpiał).
Czy stare jak świat przysłowie mówiące o tym, że liczba 13 jest pechowa jest zgodne z prawdą? Może to zbieg okoliczności, a może to Bóg po raz ostatni osobą Jana Pawła II daje nam znaki o czymś, co może nastąpić niedługo? Tego nie wiemy .
Idąc dalej na przykładzie J.P. 2 głeboko wierzył Boga spędzał po kilka godzin dziennie na rozmowie z nim i władał biegle 8 językami (Twoja teza „wiara nie pozwala myśleć”)
To jest wiedza ale żeby coś wiedziec trzeba myśleć
bumel said:
z tymi liczbami to trochę naciągane, do większości faktów da się przypisać jakąś liczbę i tak nimi obracać , że wyjdzie nam to czego oczekujemy…
trueneutral said:
Noname,
nie chcę nikogo tutaj osądzać, ale nie o to chodziło w tym artykule. Ja odebrałem go zupełnie inaczej, a nie jako „najazd” na wierzących. Raczej chodziło o ślepą wiarę, opartą na tym, że ktoś coś powiedział, a człowiek przyjął to bezmyślnie i bezkrytycznie za prawdę, pomimo, że nie zrozumiał o co chodzi. Wiara, o której Ty piszesz, to jest ten rodzaj wiary ugruntowany głębszym zrozumieniem, a nie powtarzaniem papugi.
18.5.1920. 1+8+5+1+9+2+0=26 2+6=8 Dlaczego jedna z najważniejszych liczb w numerologii i zdaje się też w kabale daje u JP2 osiem, skoro jego liczba to 13?
JAN PAWEŁ DRUGI to 13, ale po łacinie i w większości innych języków już nie bardzo. Ale tak, trzeba przecież podkreślić, że JP2 był Polakiem, więc najbardziej liczą się polskie słowa.
I tak dalej.
Jest tak jak napisał Bumel, jak ktoś chce znaleźć liczbę, to ją znajdzie.
I jeszcze jedno, JP2 zrobił wiele dla świata, tak przynajmniej się wydaje. Ale nie chodzi mi w tej chwili o niego, tylko o tą wiarę. Mnie chrześcijaństwo nie przekonuje. Owszem, są godne odnotowania zdarzenia i nauki w Biblii, ale… bardzo dużo motywów występowało już wcześniej. A kto przyjrzy się uważniej ST, to zauważy, że opisane tam ludy dosyć często zmieniały sobie Boga. To nie żart. Nie chcę oczywiście nikogo wyzywać na polemikę, czy warto być czy nie być religijnym i wierzącym katolikiem, bo to nie moja sprawa. Mnie po prostu nie odpowiada, za dużo widzę błędów logicznych, dogmatycznych i filozoficznych, oczywiście, podkreślam, to mój pogląd i nie narzucam go nikomu.
Mojes said:
Jakimi językami władał „biegle”?