Tagi
doświadczenia, pamięć, pogranicze śmierci, przebudzenie, przeżycia z pogranicza śmierci, ritchie, transformacja, wspomnienia, Świadomość, śmierć, śmierć kliniczna
Fragment :Jean Ritchie – Doświadczenia z pogranicza śmierci
Doświadczenie z pogranicza śmierci zaczyna się od tego, że człowiek uświadamia sobie, iż nie żyje, choć nie wszyscy z którymi przeprowadzano rozmowy zdawali sobie z tego jasno sprawę. O pewnych zagadnieniach po prostu „wiedzieli”, nie będąc świadomi, skąd się ta ich wiedza bierze.
Jak mówią, była to bardziej kwestia odczuwania niż myślenia. Tak po prostu było i w tych kategoriach postrzegali wtedy świat. Na ogół orientowali się, że nie żyją, jednak to ich nie niepokoiło.
Potem czuli się tak, jakby wychodzili ze swojego ciała i unosili się w powietrzu. Oczywiście, jak zawsze, istnieją pewne rozbieżności co do dokładnego przebiegu przeżycia, ale w przeważającej większości nasi rozmówcy twierdzili, że czuli się tak, jakby opuszczali swoje ciała i szybowali w górę.
Byli spokojni, opanowani i szczęśliwi.
Wszystkie ich ziemskie zmartwienia i kłopoty przeminęły. Zniknął też cały ból (trzeba pamiętać, że wielu spośród nich zaznało niemałych cierpień związanych z chorobami i urazami, które doprowadziły ich na granicę śmierci), a na jego miejsce pojawiło dobre samopoczucie. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ludzie niepełnosprawni przestawali odczuwać swoje kalectwo. Nawet niewidomi „widzieli” tak jak inni.
Niektórzy – stanowią oni zdecydowaną mniejszość – czuli, że otrzymują drugie ciało, o takich samych rozmiarach i kształtach jak to, które właśnie opuścili. Ale wielu z nich nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, jak wyglądają.
Wszyscy są jednak przekonani, że ich prawdziwe ,Ja” opuściło ziemską powłokę. Trudno im dokładnie wyrazić czy opisać ten stan.
Jedna z osób przedstawiła to tak: „Ciało, które znajdowało się na dole, było jakby powłoką i raczej przypominało noszony przeze mnie niegdyś stary płaszcz. Za to moje prawdziwe ja, esencja mojej istoty, moja dusza, mój duch, moja osobowość – jakkolwiek byś to nazwał – znajdowało się pod sufitem”.
Potem ludzie ci odkrywali, że mogą spojrzeć w dół ze swego punktu obserwacyjnego ulokowanego w górze (zazwyczaj znajduje się on równo pośrodku, ale czasem z boku lub w rogu pokoju). Odnoszą wrażenie, jakby lewitowali tuż pod sufitem.
I oglądają samych siebie. Na tym etapie spostrzegają rzeczy, o których w żaden inny sposób by się nie dowiedzieli, gdyby tylko leżeli nieprzytomni na łóżku. Widzą własne ciało, widzą, jak lekarze i pielęgniarki pochylają się nad nimi lub, jeśli ulegli przedtem wypadkowi, jak strażacy i sanitariusze próbują ich wydostać z rozbitego samochodu.
Zwykle potrafią nawet powtórzyć, o czym rozmawiali ci, którzy ratowali im życie.
Czasem pacjenci mogą nawet zaglądać do innych sal. Klasyczny już opis takiego przypadku pochodzi z 1963 roku, kiedy nie zajmowano się jeszcze naukowo śmiercią kliniczną. Relacja pochodzi od kobiety, która znalazła się w szpitalu z powodu ostrego zapalenia otrzewnej. Oddział szpitalny przypominał kształtem literę „L” i dlatego pacjentka ta nie mogła ze swojego łóżka widzieć tego, co działo się za rogiem.
„Pewnego ranka poczułam, że unoszę się i szybuję wysoko w górę, a kiedy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że patrzę na innych pacjentów z pewnej wysokości. Zobaczyłam siebie ułożoną na poduszkach -byłam bardzo blada i chora. Przyglądałam się pielęgniarce i siostrze zakonnej, które spieszyły do mnie z tlenem. Potem już wszystko zmieniło się w jakąś pustkę.
Obraz kolejny przyszedł dopiero po pewnym czasie. Pamiętam, że kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam pochyloną nade mną siostrę. Powiedziałam jej, co się stało. Z początku myślała, że majaczę. Ale ja mówiłam wyraźnie: «Na łóżku siedzi tęga kobieta z obandażowaną głową i robi coś na drutach z niebieskiej wełny. Ma bardzo czerwoną twarz». To siostrą po prostu wstrząsnęło, ponieważ wspomniana kobieta przeszła operację sutka i wyglądała tak, jak ją opisałam. Nie mogła wstawać z łóżka, tak samo zresztą jak i ja. Dopiero kiedy opowiedziałam siostrze o dalszych szczegółach, na przykład o godzinie na zegarze ściennym, który zresztą się zepsuł, udało mi się ją przekonać, że naprawdę zdarzyło się coś dziwnego”.
Następnym etapem doświadczenia z pogranicza śmierci jest tunel.
Ta część podróży odbywanej ku śmierci jest najlepiej znana, ale tak samo jak i poprzednio nie każdy jej doświadcza. Niektórzy opisują ciemność, w której nie ma żadnego tunelu. Inni opisują sytuacje, które w symboliczny sposób nawiązują do tunelu: drogi przez spadziste górskie przełęcze, długie korytarze itd. Zazwyczaj moi rozmówcy uważali, że przeszli tym tunelem, ale częściej szybowali w nim z dużą prędkością.
Potem pacjenci spostrzegają światło.
Znajduje się ono na końcu tunelu i każdy, kto je widział, ma trudności z jego opisaniem. Najczęściej mówią, że było ono ,jasne i delikatne” albo „delikatne, lecz mocne”, ale za każdym razem „piękniejsze od czegokolwiek, co do tej pory widziałem”. Niektórzy sądzą, że światło to miało w sobie barwy tęczy, które też są opisane jako niewiarygodnie piękne.
Na końcu tunelu pacjenci wchodzą w krąg światła. Może znajdować się tam bariera, przed którą jedni się zatrzymują, a drudzy przekraczają. Część rozmówców mówi, że po wyjściu z tunelu doszła do bariery, drzwi lub też bramy. Relacje o tym, co znajduje się za tunelem, bardzo się różnią, ale jedno podstawowe określenie pozostaje wspólne dla wszystkich opisów: tam jest pięknie. Przymiotnika tego nader chętnie i często używają moi rozmówcy -twierdzą, że tego, co widzieli, nie daje się najczęściej opisać zwykłymi słowami, a „piękny” to jedyne określenie, które choć trochę pomaga im przekazać swe odczucia.
Po wyjściu z korytarza niektórzy widzą jedynie „piękny” krajobraz, inni spotykają ludzi. Wielu z nich już w tunelu natknęło się na zmarłych przyjaciół i krewnych. Nieliczni zostali zaprowadzeni do tunelu przez któregoś ze swoich bliskich. Jednak prawdziwe spotkania i rozmowy ze zmarłymi odbywają się dopiero po wyjściu z tunelu. Sposób i charakter rozmowy bywają bardzo różne. Niektórzy ucinają sobie normalne, codzienne pogawędki, podczas gdy inni po prostu „dowiadują się” o tym, o czym w normalnych warunkach by nie rozmawiali -tu jednak nie pada żadne słowo.
Czasami moim rozmówcom prezentowano jakby „przegląd” uczynków z całej ich egzystencji.
Widzieli krótkie fragmenty najważniejszych zdarzeń w ich życiu -stąd zapewne wzięło się powiedzenie: „w mgnieniu oka ujrzał całe swoje dotychczasowe życie”. Czasami „przegląd” ów odbywa się w obecności osoby lub ducha, który zdaje się to wszystko oglądać.
Niektórzy z moich interlokutorów spotkali ludzi, których nie znali.
Czasem osoby te opisywano jako „anioły” albo „duchy”.
Rozmówcy opowiadali, że czekała na nich jakaś najwyższa istota -określali ją jako „istotę świetlistą”, bo zazwyczaj nie miała ona fizycznego kształtu, a tylko poświatę, z której emanowało poczucie siły i dobra. Rozmawiali z tą boską istotą, często bez użycia słów, inni tylko ją widzieli lub odczuwali jej obecność.
W pewnym momencie (może się to zdarzyć kiedykolwiek podczas opisywanych wydarzeń) następuje „odesłanie” człowieka z powrotem do jego ciała. Czasem człowiek, którego moi rozmówcy tam spotykali, odsyłał ich z powrotem, czasem po prostu słyszeli oni głos, który nakazywał im powrót. Często padały wówczas słowa: ,jeszcze nie nadszedł twój czas”. Niektórym kazano powrócić dlatego, że nie załatwili na ziemi swoich spraw.
Wielu z nich sądzi, że sami spowodowali swój powrót poprzez skoncentrowanie myśli na tym, co pozostawili za sobą. Działo się tak zwłaszcza w przypadku rodziców małych dzieci. Jak powiedziała jedna kobieta: „Gdyby zdarzyło się to dzisiaj, chętnie bym tam poszła. Ale wtedy wiedziałam, że dzieci mnie potrzebują”.
Większość moich rozmówców nie zdawała sobie sprawy z tego, że wróciła z tej podróży. Czuli tylko, że znaleźli się z powrotem w swoim ciele. Niektórzy zapamiętali moment powrotu do cielesnej powłoki.
Prawie wszyscy ludzie, którzy przeżyli doświadczenie z pogranicza śmierci, zmienili się pod jego wpływem – przestali przywiązywać wagę do spraw materialnych, stali się bardziej troskliwi dla bliskich, bardziej zainteresowani sprawami duchowymi.
Nikt z nich nie boi się już śmierci.
Tylko niewielka część osób, stanowiąca mniej niż 3 procent, ma nieprzyjemne wspomnienia związane z przejściem przez śmierć kliniczną.
Bezpośrednio po publikacji praca doktora Moody’ ego została uznana przez świat medycyny za kontrowersyjną. Lekarze niejednokrotnie oskarżali go o to, że zebrał opisy halucynacji. Twierdzono, że relacje przekazane w jego książce nie mogą być udowodnione.
To prawda, nie sposób dostarczyć dowodów, jakie mogłaby zaakceptować nauka, ponieważ doświadczenia z pogranicza śmierci nie dają się ulokować w laboratorium i obejrzeć pod mikroskopem.
Jednak z całą pewnością można wyeliminować halucynacje: psychiatrzy zajmujący się pacjentami, których choroby psychiczne wywołują halucynacje, wiedzą, że dwaj pacjenci nigdy nie mają takich samych halucynacji, nie zapamiętują ich oni tak jak ci, którzy przeżyli doświadczenia z pogranicza śmierci. Halucynacje są chaotyczne i nieprzewidywalne.
Wiążą się też zazwyczaj z depresją, rozpaczą lub nienaturalnym podnieceniem, podczas gdy emocjami charakterystycznymi dla ludzi, którzy mają za sobą doświadczenie z pogranicza śmierci, są spokój, opanowanie, pogoda ducha i radość.
Jedną ze zdumiewających cech doświadczenia z pogranicza śmierci jest sposób, w jaki ludziom zapada w pamięć to przeżycie.
Na ogół relacje dotyczące doświadczeń z pogranicza śmierci zostały spisane przez tych, którzy je przeżyli dwa lata przed rozpoczęciem przeze mnie przygotowań do tej książki. Kiedy poprosiłam ich, po tak długiej przerwie, by powrócili do szczegółów ze swoich doznań, za każdym razem otrzymywałam odpowiedzi, które były identyczne z zapisanymi wcześniej. A tych ostatnich nie mieli przed sobą w czasie rozmów ze mną. Ich ustne relacje nie były nawet zbliżone do tych złożonych wcześniej, ale dokładnie takie same.
Jeśli poprosilibyśmy kogoś, by ponownie opowiedział wydarzenia ze swego życia po upływie dwóch lat, okazałoby się, że do tych powtórnych relacji wdarło się sporo nieścisłości. Ludzka pamięć potrafi płatać nie lada figle. Nawet wspomnienia ważnych faktów zacierają się, a szczegóły ulegają zniekształceniu. Aby się o tym przekonać, wystarczy poprosić dwoje ludzi, na przykład męża i żonę, by opowiedzieli o tym samym zdarzeniu, dajmy na to o swoim ślubie. Zaraz się okaże, że jedno pamięta akurat to, o czym drugie zapomniało, i na odwrót, mimo iż przecież byli tam obydwoje.
Jeśli chodzi o sny, bardzo niewielu spośród nas pamięta o nich dłużej niż parę minut po obudzeniu. Rzadko kiedy przez całe życie pozostaje wspomnienie snów, które były na tyle barwne, że na to zasłużyły (przy czym koszmary są zazwyczaj bardziej trwałe od snów przyjemnych). Ale ludzie, którzy przeżyli doświadczenie z pogranicza śmierci, pamiętają o nim zawsze.
Fragment :Jean Ritchie – Doświadczenia z pogranicza śmierci
Powiązane posty:
• Historia człowieka który wrócił z martwych
• Czy śmierć jest największym złem?
Conchi said:
Zainspirowana fragmentem na Twojej stronie przeczytałam książkę Danniona Brinkleya i wspomina w niej o tej „superpamięci” – od świetlistych istot dostał 117 przepowiedni, które szczegółowo pamięta i ta pamięć najdrobniejszych szczegółów nie jest w stanie się zatrzeć.
Ogólnie doświadczenia z pogranicza śmierci są bardzo ciekawym zjawiskiem. OBE jest tylko namiastką tego…
zenforest said:
Jedną z moich uubionych książek w tym temacie była zawsze „Życie po śmierci” , Iana Wilsona, wg mnie o wiele lepsza niż np. „Życie po życiu” Moody’ego, o wiele ciekawiej napisana.
bts said:
Hm… a czy nie wydaje się wam, że to wszystko to pewna mistyfikacja a wszelkiego rodzaju doświadczenia powstające podczas śmierci klinicznej to skutek niedotlenienia mózgu (i idącego za tym wydzielenia dużej ilości endorfin)?
zenforest said:
Pytanie – mistyfikacja czyja?
Lekarzy? Ludzi zbierających wywiady?
Czy samych pacjentów, którzy zmówili się by udzielać tak spójnych relacji – z czegoś co jeśli było halucynacją, powinno być o wiele bardziej chaotyczne i zróżnicowane?
Trudno uwierzyć by mózg osoby która umiera w dramatyczny sposób, jedna przez utonięcie , inna od uderzenia pioruna, druga w wypadku samochodowym – produkował tak zgodne wizje.
Nawet ludzie poddani dokładnie tym samym środkom halucynogennym, w tych samych ilościach – mają wszak jakże odmienne wizje.
A jak do tego przyrównać niezidentyfikowaną ilość endorfin/innych hormonów które wydzielają się w mniej lub bardziej niedotlenionym mózgu (celowo dodaję „mniej” bo nie zawsze takich wizji doświadczały osoby długotrwale niedotlenione, lecz także te podpięte pod systemu podtrzymywania życia), podanym różnorakiemu natężeniu stresu? Zupełnie inaczej(również hormonalnie) reaguje człowiek umierający powoli a umierający gwałtownie, jednak…relacje pochodziły i od takich i od takich…
Kiedyś , wiele lat temu gdy zetknęłam się pierwszy raz z takim tematem – też zastanawiałam się nad odmiennymi tłumaczeniami, myślę że jak każdy, instynktownie szuka się tłumaczenia z zakresu posiadanej wiedzy.
…Ale… myślę, że czasem nie ma sensu szukać na siłę tylko racjonalnych odpowiedzi …może to i fakt, że są bezpieczne, że pomagają nam poczuć się lepiej, poczuć „in control”, pomagają spać spokojniej, z przekonaniem że świat już jest w większej części poznany i nie ma w nim żadnych fantastycznych zjawisk, które mogłyby rodzić niepokój…
Ale naprawdę nie wiem czy to jest najlepsza droga do kroczenia.
Ani jako droga rozwoju dla nauki ani jako osobiste podejście do życia.
Dlatego tak lubie poniższy cytat :
„There is nothing “paranormal” in the Universe, except our limited understanding of Nature.
TP”
Gdyby wielu naukowców nie podjęło kiedyś ryzyka, nie okazało odwagi w pokonywaniu przestarzałych tez i założeń…Wielu dzisiejszych wynalazków pewnie by nie było. Bez ryzyka – nie ma postępu. Czasem lepiej się pomylić sto razy…Niż wierzyć ślepo że ma się rację….I przez to przestać się otwierać na nowe rozwiązania.
em said:
Komentuję, choć nie przeczytałem tekstu, ale czytałem już coś o OBE.
Do komentarza bts: 🙂
Mistyfikacja.
Mistyka.
Fikcja.
Wiedza, percepcja.
Wiedza i percepcja są chyba w jakimś sensie mistyfikacją, bo nie są „pełnią”.
Takie zagadkowe reflekcje mnie naszły.
Ciekawy blog. Czytałem tu wiele artykułów. Pozdrawiam.
bts said:
zenforest: zasypałaś mnie takim natłokiem pytań, że napewno nie będę na nie w stanie odpowiedzieć 🙂 W sumie to utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że po śmierci coś na nas czeka, ale jeszcze nurtuje mnie jedno pytanie…
Jakie zgodne wizje? Rozwiń wątek, proszę, bo mnie to zainteresowało (aha – nie potraktuj tego jako ironii czy wycieczki osobistej – po prostu chciałbym się więcej dowiedzieć ;)). Z tego co mi wiadomo, to obrazy pojawiające się w mózgu osoby umierającej/w systemie podtrzymywania życia/niedotlenionej przypominają hipnagogi pojawiające się podczas zasypiania… a więc całkiem subiektywne i różnorodne wrażenia…
(a może gdybym rozwinął te myśl… skoro pojawiają się hipnagogi, to może śmierć jest snem, po którym nadejdzie kolejny poranek…)
zenforest said:
Chodziło mi o wspólne elementy, bardzo wyraziste, obecne w relacjach z każdego takiego wypadku, gdy osoba została uznana za zmarłą.
Skąd masz informacje, że te wizje przypominają wizje związane z zasypianiem?
Przyznam, że słyszę to pierwszy raz.
Doprecyzujesz o jakie zasypianie chodziło?
Czy może miałeś OBE na myśli?
Ja gdy zasypiam nigdy nie wznoszę się ponad ciałem ani nie podróżuję tunelem, nie spotykam światła, etc…;)
O jednym podobnym elemencie (wznoszenie ponad ciało) słyszałam tylko a propos OBE, ale reszta elementów nie pasuje.
Moj znajomy jest osobą która doświadcza OBE i relacjonował mi, że widzi wtedy swoje ciało jako zdeformowane, jakby obce, wykrzywione w pofalowanym lustrze. Cały świat dokoła natomiast widzi w normalnych proporcjach.
W doświadczeniach z pogranicza śmierci, ludzie relacjonują że widzieli swe ciało, ale opisują je innymi słowami – raczej jako „obce” – niemal tak obojętne i pozbawione znaczenia jakby nie należało nigdy do nich.
W mojej prywatnej opinii doświadczenia OBE mają pewne _wspólne_ tło, ale nie sa dokładnie tym samym.
Sadzę, że w doświadczeniach z pogranicza śmierci, nasza energia/dusza/cokolwiek to jest – oddala się od ciała materialnego znacznie bardziej niż w OBE, gdzie wydaje się wciąż być z nim wciąż mocno związana .
Oczywiście to czyste spekulacje, nie doświadczyłam, więc nie upieram się przy niczym 😉
Conchi said:
Doświadczenia poza ciałem (OBE) to część całości, do której należą też doświadczenia z pogranicza śmierci. Świat jest jeden (chociaż wielopoziomowy) – ale zmienia się punkt odniesienia. W NDE (dośw. z pogr. śmierci) odniesieniem jest śmierć więc siłą rzeczy pojawiają się elementy przeglądu życia i przejścia do innego świata (światła), spotkanie z duszami zmarłych. Punktem odniesienia OBE jest życie, więc trafiamy do miejsc, które przyciągają nas, bo ma to jakieś znaczenie dla nas w tym życiu, coś tam wyjaśni, rozwiąże, odwiedzamy innych śniących, spotykamy Przewodników, uczymy się nawigacji, dostajemy informacje o naturze świata ale i o prawach ziemi, miłości, o skutkach możliwych decyzji… Niektórzy odwiedzają jeszcze jakieś inne cywilizacje itp., ale moje OBE są zwykłymi lekcjami życia jako wielowymiarowa istota. Pomagam też przeprowadzać zmarłych, których coś zatrzymało w tej drodze do świata duchowego. I właściwie zupełnie jasne dla mnie stało się, że nie ma podziału na świat fizyczny i jakiś oderwany zupełnie od niego niefizyczny, ale to jedna całość, tyle że wielopoziomowa. My też nie jesteśmy istotami fizycznymi, ale cały czas jesteśmy też i postrzegamy inne poziomy, mimo że wzrok (focus) mamy skoncentrowany na świecie fizycznym.
Po przełąmaniu przekonania, że w ciele fizycznym postrzegamy tylko świat fizyczny czytelniejsze stają się informacje, które dochodzą do nas innymi drogami. Bo one i tak docierają do nas – problemem jest tylko ich uświadomienie sobie…
em said:
bts napisał: „hipnagogi pojawiające się podczas zasypiania… a więc całkiem subiektywne i różnorodne wrażenia…”.
To pewnie chodzi o taką fazę pomiędzy jawą a snem, gdy się jeszcze nie śpi, jest się na wpół świadomym. Wtedy mogą pojawić się różne „wizje”, halucynacje, obrazy, fantazje czy coś takiego, jeśli dobrze pamiętam.
A moją uwagę zwróciło jeszcze to, że ludzie, którzy doświadczyli śmierci klinicznej, przestają bać się śmierci. Tzn. umierania pewnie przestają się bać, bo przecież nie wiedzą co jest dalej.
A może nie boją się tego co dalej – właśnie to dla mnie jest zastanawiające, jeśli to prawda. Brak strachu przed nieznanym.
zenforest said:
em : „A moją uwagę zwróciło jeszcze to, że ludzie, którzy doświadczyli śmierci klinicznej, przestają bać się śmierci.”
Tak zwykle bywa gdy znasz dno jeziora, nie boisz się na niego wypłynąć. Gdy płyniesz nad mroczną tonią pełną zagrożeń – czujesz się zupełnie inaczej.
Conchi: „I właściwie zupełnie jasne dla mnie stało się, że nie ma podziału na świat fizyczny i jakiś oderwany zupełnie od niego niefizyczny, ale to jedna całość, tyle że wielopoziomowa”
To dla mnie jasne, jednakże chciałam ustosunkować się do wypowiedzi bts w języku, który jest (powiedzmy) powszechniej akceptowany i przyjmowany – także wśród osób mniej zainteresowanych taką tematyką 🙂
Prywatnie także sadze, że na odpowiednim poziomie świadomości postrzega się świat jako jednię, ale …
Na pewnym poziomie postrzeganie świata jako dychotomicznego może być twórcze, stymulujące i rozwijające.
Sadzę, że po to istnieją przeciwieństwa – nie po to by je negować i traktować jako przeszkody na drodze do harmonii i pełni, ale właśnie jako inspiracja do wzrostu i ewolucji, logiczna część procesu dojrzewania.
Stan jedni jest w pewien sposób stanem stagnacji, akceptacji i pełni, ale jednak pasywnym, spełnionym.
Sprzeczności, walka, rozwój, zmiana, ewolucja to aktywne części wszechświata tak samo ważne jak to… co dopełniają 😉
Czytając powyższe nie należy wpaść w pułapkę dychotomizmu 🙂 ………!
W tym co pasywne jest zawarty ułamek aktywności a w tym co aktywne – pasywności.
Małe Yin i małe Yang 🙂
I to jest właśnie harmonia. 😉
Pozdrawiam serdecznie !
bts said:
zenforest: em wytłumaczył już to za mnie po części, od siebie dodam tylko, że chodziło mi o jakąś ekstremalną formę hipnagogów 🙂 przecież nie umiera się codziennie, to i wrażenia większe… 😉
zenforest said:
bts : Tak ale em odniósł się do czegoś innego(snów), nie pisał o tym aspekcie, że wizje umierających są tak spójne.
Jak sam napisałeś to nie jest codziennie przeżycie i na pewno dość ekstremalne.
Uczucia jakich doznaje umierający mogą być skrajne : Od niesamowitego bólu, przez strach, zaskoczenie, wreszcie….. ulgę.
Skąd z tak zróżnicowanych emocji, może wypływać tak podobna wizja :)?
Halucynacje trudno posądzać przecież o szczególną spójność 🙂 Jeśliby tak było, to np takie zjawisko jak UFO zyskałoby nowe wyjaśnienie.
em said:
zenforest napisała: „Stan jedni jest w pewien sposób stanem stagnacji, akceptacji i pełni, ale jednak pasywnym, spełnionym.
Sprzeczności, walka, rozwój, zmiana, ewolucja to aktywne części wszechświata tak samo ważne jak to… co dopełniają 😉
Czytając powyższe nie należy wpaść w pułapkę dychotomizmu 🙂 ………!
W tym co pasywne jest zawarty ułamek aktywności a w tym co aktywne – pasywności.
Małe Yin i małe Yang 🙂
I to jest właśnie harmonia. 😉 ”
Ale harmonia jest pewnie wtedy, gdy:
Małe Yin + Duże Yin „=” Małe Yang + Duże Yang
Czyli praktycznie coś niemożliwego raczej do zmierzenia. Jedynie można pewnie tę harmonię „poczuć”, „być nią”. Może to jest coś co np. w psychologii (i nie tylko chyba) nazywa się: flow. Stan gdy wszystko się dzieje tak, jak ma się dziać. Płynięcie z prądem… ciekawe z prądem czego.
Tak sobie teraz pomyślałem o kuli, zbudowanej z tych częsci: Małe (Yin, Yang) i Duże (Yin, Yang). Pewnie gdy wszystko w niej „gra” to się toczy w „odpowiednim” kierunku, a gdy coś „nie gra” to się toczy… w jakieś maliny, by właściciel tej kuli (który jest jednocześnie tą kulą) „poczuł nieodpowiedni kierunek”. 🙂
Dobrze, że istnieje coś takiego jak teoria obok praktyki.
zenforest napisała: „Tak zwykle bywa gdy znasz dno jeziora, nie boisz się na niego wypłynąć. Gdy płyniesz nad mroczną tonią pełną zagrożeń – czujesz się zupełnie inaczej.”
Pływam czasem w pewnym jeziorze. Nie wiem co jest tam na dnie, ale nie boję się w nim pływać (może dlatego, że jako tako pływam albo, że wiele razy tam pływałem) :). Ale w jakimś innym jeziorze, które pierwszy raz na oczy widzę, raczej bym się bał pływać (mimo, że umiem). (żartem to piszę, ale ma to chyba głębszy sens)
Conchi napisała: „My też nie jesteśmy istotami fizycznymi, ale cały czas jesteśmy też i postrzegamy inne poziomy, mimo że wzrok (focus) mamy skoncentrowany na świecie fizycznym.”
Już myśli człowieka wydają się być czymś niematerialnym, innym poziomem rzeczywistości. Nie trzeba aż tak daleko sięgać jak OBE, dusza czy inne takie.
Conchi said:
„Już myśli człowieka wydają się być czymś niematerialnym, innym poziomem rzeczywistości. Nie trzeba aż tak daleko sięgać jak OBE, dusza czy inne takie.”
O tym właśnie piszę. Tu i teraz jesteśmy wielowymiarowymi istotami i można doświadczać. Myśli – emocje, dusza, … Ciała niefizyczne nie tylko w obe są aktywne – tu i teraz cały czas tworzą ukrytą scenerię zdarzeń. Co więcej ludzie cały czas porozumiewają się na tych poziomach. Cały czas to robimy – myślimy: tworzymy myślokształty i oglądamy je ciałem mentalnym :), czujemy – a obok nas są obłoki energii odczuwanych emocji. Często czuć szczególnie przy dużych różnicach potencjałów – wchodzimy w towarzystwo osoby zdołowanej, albo dręczonej niskowibracyjnymi emocjami i odbieramy nieprzyjemne doznania, wrażenia, które przecież są niefizyczne. Znowu w towarzystwie osób o jasnych myślach i pozytywnych uczuciach, człowiek się rozświetla, ma bardzo pozytywne wrażenia. Z drugiej strony, to właśnie te osoby, które tak ciężko promieniują potrzebują właśnie miłości, serdeczności, wsparcia, które zwykle wolimy dawać tym, którzy już mają je i dzielą się nimi. Dobra – moje gadulstwo jest jak rzeka…
A tu ładny artykuł mojego znajomego na ten temat, który bada działanie swoich ciał niefizycznych w naszym życiu tu i teraz: http://cialka.net/zmienne-stany-swiadomosci_96.html/pl/#more-96
zenforest said:
em :
„Ale harmonia jest pewnie wtedy, gdy:
Małe Yin + Duże Yin “=” Małe Yang + Duże Yang
Czyli praktycznie coś niemożliwego raczej do zmierzenia. Jedynie można pewnie tę harmonię “poczuć”, “być nią”.”
Jak najbardziej. Dokładnie o to mi chodziło, gdy pisałam:
„W tym co pasywne jest zawarty ułamek aktywności a w tym co aktywne – pasywności.
Małe Yin i małe Yang 🙂
I to jest właśnie harmonia”
🙂
em said:
Conchi: wszysko co piszesz wyżej wydaje mi się jasne. Przeczytam zaraz artykuł.
zenforest: chyba nie przeczytałem uważnie. Yin i Yang wydają mi się czymś stałym, nieruchomym, stałą strukturą, która jest wprawiana w ruch, Małym Yin i Yang.
Tak jak teoria i praktyka. Teoria wprawiana w ruch odrobiną praktyki i praktyka poruszana szczyptą teorii.
Choć ja się przyznam, że chyba wolę teorię. Ha, ha, ha. 🙂
Pozdrawiam.