Tagi
cisza, ego, piękno, postrzeganie, przestrzeń, tolle, wolność, wyciszenie, Świadomość
Prawdopodobnie przestrzeń pomiędzy myślami pojawia się już w twoim życiu, a ty możesz o tym nawet nie wiedzieć. Świadomość zahipnotyzowana przez doświadczenia i przyzwyczajona do identyfikacji z formą to tak zwana świadomość obiektu.
Przejawia się ona w tym, że uważasz, iż niemożliwe jest zdanie sobie sprawy
z istnienia przestrzeni. W krańcowej postaci oznacza to, że nie potrafisz być świadomy siebie, ponieważ zawsze jesteś świadomy czegoś innego. Jesteś bezustannie rozproszony i zwodzony przez formę. I nawet jeśli wydajesz się być świadomy siebie, uczyniłeś z siebie obiekt – myślową formę. Tak więc w istocie to czego jesteś świadomy jest myślą, a nie tobą.
Kiedy słyszysz o wewnętrznej przestrzeni możesz zacząć jej szukać, a ponieważ szukasz jej tak, jakbyś szukał obiektu, albo doświadczenia, nie możesz jej znaleźć. Oto dylemat wszystkich, którzy poszukują duchowego spełnienia i oświecenia. Jezus powiedział: „Królestwo Boże nie przychodzi z dostrzegalnymi znakami; ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo; Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was”.
Jeżeli nie spędzasz większości swego życia w niezadowoleniu, zmartwieniu, strachu, depresji i rozpaczy, albo dręczony przez inne negatywne uczucia; jeżeli jesteś w stanie cieszyć się prostymi rzeczami, jak wsłuchiwanie się w dzwonienie deszczu czy szum wiatru; jeśli widzisz piękno chmur przesuwających się po niebie, albo jeśli potrafisz być czasami sam, bez poczucia samotności czy potrzeby umysłowego stymulatora rozrywki; jeśli zdarza ci się traktować całkowicie obcą osobę ze szczerą uprzejmością płynącą prosto z serca, bez oczekiwania na wzajemność z jej strony – oznacza to, że w nieprzerwanym strumieniu myślenia, którym jest ludzki umysł, przestrzeń już otwierała się, choćby tylko na krótko.
Kiedy to się działo miał miejsce swoistego rodzaju dobrostan, żywy pokój – nawet jeśli z początku bardzo delikatny i subtelny. Generalnie jego intensywność może oscylować od ledwo dostrzegalnego w tle poczucia zadowolenia, do tego stanu, który starożytni, hinduscy mędrcy określali mianem – ananda: błogosławieństwo Bytu. Ponieważ uwarunkowano cię do zwracania uwagi tylko na formę, jesteś prawdopodobnie tego nieświadomy, lub tylko w niewielkim stopniu.
Istnieje wspólny element w zdolności dostrzegania piękna, doceniania prostych rzeczy, cieszenia się swoim własnym towarzystwem, lub odnoszenia się do innych ludzi z miłującą dobrocią. Tym wspólnym elementem jest swoistego rodzaju zadowolenie, pokój czy wewnętrzne ożywienie, będące niewidocznym tłem, bez którego te doświadczenia nie byłyby możliwe.
Za każdym razem kiedy w twym życiu wydarza się piękno, miłująca dobroć, czy docenianie piękna drobnych rzeczy, szukaj tła dla tych doświadczeń wewnątrz siebie. Ale nie szukaj tego jakbyś szukał czegoś .
Nie możesz tego zdobyć i powiedzieć – „Ha, mam to!” Nie możesz objąć tego umysłem czy zdefiniować w jakikolwiek sposób. To jest jak niebo bez chmur, nie ma formy.
Oto przestrzeń, cicha nieporuszoność , słodycz istnienia – coś nieskończenie większego niż słowa mogłyby oddać. Jeżeli jesteś w stanie poczuć to bezpośrednio w sobie, to się pogłębia. Tak więc jeśli doceniasz coś prostego – dźwięk, widok, dotyk – kiedy widzisz piękno, kiedy czujesz miłującą dobroć do innej osoby, zauważ wewnętrzną przestrzenność, która jest źródłem i tłem dla tych doświadczeń.
Wielu poetów i mędrców przez wieki obserwowało, że prawdziwe szczęście – ja nazywam je radością Istnienia – można odnaleźć w prostych, pozornie nic nie znaczących rzeczach. Większość ludzi przeocza to. W swym nieustannym poszukiwaniu czegoś znaczącego w życiu nie potrafią docenić tych małych rzeczy i spraw, które w istocie wcale nie są bez wartości. Nietzsche, w rzadkich chwilach głębokiej ciszy napisał –
„Do szczęścia, jak niewiele potrzeba do szczęścia! … najbardziej subtelna, delikatna, najmniej ważna rzecz, szelest jaszczurki, oddech, spojrzenie oczu – to co małe, tworzy największe szczęście. Trwaj w ciszy”.
Dlaczego ‘najmniejsza rzecz’ tworzy ‘największe szczęście’? Ponieważ prawdziwe szczęście nie zależy od rzeczy czy zdarzeń – choć takie może być pierwsze wrażenie. Mała rzecz czy zdarzenie są tak subtelne, nie narzucające się, że zajmują tylko małą część twojej świadomości. Reszta to wewnętrzna przestrzeń, świadomość sama w sobie, nieograniczona przez formę. Wewnętrzna świadomość przestrzeni i to kim jesteś w swej esencji są jednym i tym samym. Innymi słowy – forma ‘małych rzeczy’ pozostawia miejsce dla wewnętrznej przestrzeni. A to właśnie z wewnętrznej przestrzeni emanuje sama nie uwarunkowana świadomość, prawdziwe szczęście, radość istnienia.
Jednakże aby zauważać ‘małe rzeczy’ musisz wyciszyć się od wewnątrz. Konieczny jest wysoki stopień uważności i czujności. Trwaj w cichym nieporuszeniu. Słuchaj. Patrz. Bądź obecny.
A oto inny sposób odnalezienia wewnętrznej przestrzeni – stań się świadomym bycia świadomym.
Mów albo myśl: JESTEM i niczego do tego nie dodawaj. Bądź świadomy tego milczącego bezruchu, który podąża za stwierdzeniem JESTEM. Poczuj swoją obecność – nagą, nie okrytą niczym istotę. Jest ona czysta i nieskażona przez takie określenia jak – młody czy stary, dobry czy zły, biedny czy bogaty, albo inne atrybuty. Jest to przestrzenne łono każdej kreacji, każdej formy.
E. Tolle „Nowa Ziemia”
Powiązane posty
Wojciech said:
Na początku wydawało mi się, że autorem jest Osho. Ale Osho ma bardziej bezpośredni styl 🙂
Wojciech 🙂
trueneutral said:
Fajny tekścik. Czyta ktoś z Was Pratchetta? Jest tam postać starego mnicha, nazwanego Sprzątaczem. Gość jest uosobieniem oświecenia. Ma bardzo dobre sentencje. Polecam poczytać jedną – dwie książki z jego udziałem. (w sumie polecam Pratchetta w ogóle…)
A teraz nieco nie na temat. Mam do Was pytanie. Zdarza się Wam łapać deprechę? Co wtedy robicie? (tylko proszę bez żadnych oświeconych mądrości w stylu – „idę na spotkanie ze swoją jaźnią” , „zagłębiam się w niezmierzone odmęty swojego umysłu” . Bądźmy ludźmi, pytam o proste, codzienne metody, bez udziwnień filozoficzno-mistycznych)
joy said:
długi spacer (może być forsowny), jogging, joga, medytacja (choćby relaksująca), sprzątanie (zacznij od garażu 😉 ), inne długo trwające, ale nieskomplikowane umysłowo czynności fizyczne – to wszystko ma na celu uspokojenie umysłu połączone z oderwaniem od źródła niepokoju, deprechy – ze swojej strony dodam: działa zawsze
jeśli powyższe nie pomogło, to kilkudniowy pobyt w ciepłym kraju, ale koniecznie dzienna (!) podróż samolotem (przelot ponad chmurami dostarcza kontaktu ze słońcem 🙂 ,
lub wizyta w operze – na mnie działa niezwykle kojąco i nastrajająco klimat takich miejsc i obcowanie z innymi wibracjami,
a jeśli i to nie wypali, cóż, butelka dobrego wina i najlepsze towarzystwo 😉
Conchita said:
true: pytam siebie na co naprawdę mam ochotę i oczywiście robię to (nawet jeśli to jest niezdrowe i sprzeczne z moim normalnym trybem życia). Ogólnie stwierdzam brak energii, więc wszystko co dodaje energii poprzez jadło nasze powszednie czy ruch, do rzeczy wzbudzających emocje, nakręcających do działania, generalnie tworzę bo mam duszyczkę artystyczną:)
Conchita said:
zmysłowa kąpiel w olejkach zapachowych, samotny taniec przy świecach i kadzidełku i malowanie/rysowanie…
Qrcze, nie było zbyt mystycznie:)?
Conchita said:
już się nakręciłam hihihihi – deprecha jesienna nie ma szans:)
thot636 said:
Z własnego doswiadczenia wiem ze w takich momentach nie powinno sie medytowac, nie zalecaja tez tego inni mistrzowie 😉
raczej w druga strone medytuj jak sie czujesz „ok” 🙂
Co do metod odpedzania deprechy, ostatnio udalo mi sie odkryc metode mentalna, ciezko mi bedzie ubrac w slowie by byla dostatecznie zrouzmialna ale sprobuje ;-).
Generalnie masz jakies swoje cele w zyciu, przyszle i przeszle, cos Ci sie udalo zrealizowac z tych marzen, ja sie wlasnie w tym momencie na tym staram skupic, skupic sie w terazniejszosci na tym pozytywie, ktory juz osiagneles. Mi np udalo sie
skupic na tym ze jestes wlasnie w Hotelu we francji, ze kiedys chcialem tu wyjechac a teraz mi sie udalo na tak dlugi okres .. moze glupio to brzmi ale u mnie sie to pojawiło spontanicznie i odrazu „odpedzilo” ciemne chmury z nad glowy.
Udawalo mi sie pokonac ja tez przez „wieksze pierdoly” np. wlaczylem odpowiednia piosenka, i ta piosenka nastrajała mnie tak ze odrazu stawałem sie kims innym.
Chodzi tu o zatopieniu sie w chwiliO czym jest powyzszy text) i przeltumaczeniu podswiadomosci by nie bombardowal nas zlym samopoczuciem.
Mozna to wytlumaczyc tez na zasadzie kontrreakcji , zwykle zle samopoczucie ma poczatek ( przynajmniej u mnie) gdy sie „zejdzie” w jednym czasie pare nie kozystnych dla mnie sytacji, na ktore moja podswiadomosc reaguje wlasnie w ten
okreslony alergiczny sposob wysylajac do swiadomosci uczucie „doła” – – Trzeba przedziwdziałac czyli wysłac do podswiadomosc bazdzce o zabarwieniu odwrotnym, wszytsko jest brane w sposob subiektywny – wiec dla jednych to moze byc dluga kapiel w wannie ze swiecami i kieliszkiem wina, dla innych ulubione piosenki…
Jezeli to nie pomoze, mozna statac sie sposob typowo logoczny stawiac sobie kontrargumenty typu : zyjemy tu poto by doswiadczac, kazde doswiadczenie dobre czy zle ma nas uczyc a my mamy wyciagac wnioski, pobawic sie w buddyjskie
swiadomosc swiadka .. czyli nei identyfikowac sie ze swoim dołem, ew tlumaczenie sobie ze kaze nasze cierpienie jest rezultatem przywiazania. Jezli polaczymy to w spacer po takim miejcu gdzie mozna spokojnie pochodzic i pomyslec nad
tym…doł przechodzi jak reka odjał 😉
pozdr,
Krzysiek
zenforest said:
A ja robię coś jeszcze innego.
Poddaję się jej na maxa.
Pozwalam sobie doświadczyć przygnębienia, smutku, czy osłabienia.
Poznaję siebie – w smutku.
Poznaję siebie w osłabieniu, przyglądam się wtedy sobie. Wsłuchuję w siebie.
Z ciekawością, obserwuję swoje zachowanie, starając się, bez osądzania – zrozumieć.
Im dłużej się przyglądam, zachowując świadomość w moim smutku – to…nagle okazuje się ze on znika.
I nagle okazuje się, że żadnej „depresji” nie ma. Jestem za to wciąż ja, świadomość.
Kiedyś , parę lat temu miewałam takie prawdziwe, wielodniowe(czasem nawet tygodniowe) depresje. Świadomość miałam zawężoną i identyfikowałam się z moim cierpieniem.
Teraz przyznam – nieczęsto doświadczam już takich stanów, a jeśli się zdarzy to trwa to krótko, zwykle do momentu gdy zrozumiem skąd ona się wzięła, gdy dam jej…po prostu być, bez walki z nią, uciekania od niej, etc.
Aby dobrze poznać krajobraz, najlepiej się zatrzymać pośrodku i spokojnie mu przyglądać.
Stany obniżonej energii są nam potrzebne. Wielu ludzi radzi od razu jak ją sobie podnieść…
….Ale ja uważam że jest czas na wszystko w życiu, także takie momenty mają swoją wartość.
To chwile refleksji, zmiany struktury energetycznej, przewartościowania poglądów, rozbicia…iluzji!!
To momenty przełomu albo momenty gdy zbieramy – w głębi – siły do odbicia się od dna.
To czasem też momenty pożegnania z tym co stare i przygotowania gruntu pod nowe.
Ja mówię :”Poznaj swoją depresję”.
Zanim zaczniesz się jej pozbywać 🙂
Ta wiedza przyniesie ci radość i wolność wewnętrzną.
Depresja też może być nauczycielem, jak wszystko…od czego szczerze chcemy się uczyć.
😀
Pozdrawiam
Zenforest
trueneutral said:
Podobają mi się prawdę mówiąc wszystkie metody, sam stosuję większość z nich. 🙂
Przyznam też szczerze, że po przeczytaniu komentarzy i tych metod już mi nieco lepiej się zrobiło.
Conchita, metoda nie była zbyt mistyczna, a nawet jeśli, to spodobała mi się.
Joy. Wiesz, ja w zasadzie nie należę do ludzi, którzy dużo sprzątają. Jednak zauważyłem, że gdy robi się porządki (przynajmniej ja…) to w pewien sposób wpływa to na myślenie, ono też jakby się „porządkuje” .
Thot636. Tak, zatapianie się w teraźniejszości jest również metodą, którą często stosuję, szczególnie często, gdy zaczynam biegać myślami do przeszłości lub przyszłości (w sensie – złe wspomnienia/obawa przed przyszłością) . Przynosi to bardzo dobry efekt.
Zenforest. Co mogę powiedzieć? Po pierwsze miał być bez mistycznych łamigłówek, ale jakoś w Twoim wykonaniu brzmi to przyjemnie. (z resztą podobnie jak w pozostałych postach) . Po drugie opisaną przez Ciebie metodę stosuję chyba najczęściej. W pewnym sensie nawet lubię, jak mnie czasem dołek złapie, bo dzięki temu mogę dostrzec swoje braki, popracować nad tym, pozbyć się zbędnych „iluzji” .
A tak dodatkowo, to często idę po prostu spać. 🙂 Sen przynosi ulgę i świeże spojrzenie.
Pozdrawiam wszystkich.
joy said:
No miało być prosto, po ludzku, bez metafizycznego udziwniania, a wyszło całkiem ezoterycznie 😉
A co do propozycji Zenforest: to rzeczywiście jest najbardziej dojrzała metoda na radzenie sobie sobie z depresją, ale .. nie wiem czy dla wszystkich.
Aby móc tak z bliska obserwować swoje lęki i nie popaść w jeszcze głębsze tonacje trzeba mieć kontrolę nad procesem. Tak mi się wydaje. Trzeba umieć zdystansować się do lęku, wyjść poza obszar jego rażenia i stanąć obok. Na czas tego ćwiczenia pozostawać w miarę beznamiętnym widzem. Wtedy, z boku, można poprzygladać się lękowi, przypatrzyć jak jest skonstruowany, gdzie uwiera, na co rzuca cień, po prostu go zrozumieć.
Hmm, trochę dla tych, co umieją trzymać emocje na sznurku.. 🙂
Ale metoda gigant 😉
zenforest said:
Zgodzę się, że w pierwszym podejściu nie jest może łatwa. Ale z czasem staje się…dziecinnie prosta, naprawdę – tylko brzmi tak ciężko 🙂
Pamiętam kiedyś takie wydarzenie, gdy znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji, z której miałam (widoczne na 1 rzut oka) tylko dwa wyjścia, obydwa….kiepskie.
Ogarnęło mnie wtedy wielkie przygnębienie, mimo, że świadomie próbowałam sobie oczywiście tłumaczyć to wszystko na spokojnie, przedstawiałam sobie sama całą masę tych różnych duchowych tricków na to jak być „happy no matter what” i różne inne bajery 😉
Nic nie działało, a coś we mnie mówiło wściekłe:
„Ok, wiem to wszystko, wiem co powinnam zrobić, ale ja mam to gdzieś! Mam ochotę położyć się na łóżku i płakać i użalać się nad sobą…”!
Po jakiejś chwili wewnętrznej walki, poddałam się.
Podstanowiłam poddać się przygnębieniu:
„A co mi tam!”
Aczkolwiek specjalnie nie popłakałam wtedy, to pozwoliłam sobie na różne pełne dramatycznego gestu zachowania, które teraz wydają się może zabawne, ale…. celowo były trochę przerysowane, abym naprawde mogła poczuć to co na mnie spłynęło.
Wiedziałam instynktownie, że dopiero jak poczuję zapach, to dowiem się CO tak pachnie. Wiedziałam, że nie zrobię tego zatykając nos.
I tak uprawiałam jak dzień długi np siedzenie z głową opartą czołem o biurko, rzucanie się na łózko i zwijanie w kłębek, snucie po mieszkaniu, przybieranie niewyobrażalnie posępnych min, jadąc w windzie z lustrem, i tego typu różne zabawne scenki 🙂
Po jakimś czasie moje własne zachowanie tak mnie zaczęło bawić, że zobaczyłam sama siebie z całkiem sporego – zdrowego dystansu.
Zobaczyłam jak moje ego magicznie rozdmuchało ten problem, i na dodatek próbowało budować wokół niego jakiś osobisty mały dramat, poczucie osaczenia, i takie tak 😉 Zaakceptowałam to i powiedziałam sobie :„Ego tak po prostu działa, ok, znam jego modus operandi, nie muszę się zatem martwić”
Zanurzenie się w ten smutek, pozwoliło mi go przeżyć, ale ponieważ zrobiłam to świadomie, cały czas siebie obserwując…uzdrowiło mnie zarazem.
Zrozumiałam pewien bazowy problem jaki wtedy mnie prześladował a jakiego nie chciałam dopuścić do świadomości.
Depresja była próbą ego – odwrócenia mojej uwagi…
….Od bardzo ważnej decyzji jaka miałam wtedy podjąć. Bardzo ważnej zmiany jaką miałam dokonać.
Ale ja się bałam. Przeciągałam. Nie czułam się na nią gotowa.
Wytworzyłam więc zasłonę dymną czy też poduchę amortyzacyjną, która pozwoliła mi stopniowo „przestawić się” na nową rzeczywistość jaka miała mnie niebawem spotkać.
I to była pomoc, jaką znalazłam w „depresji”.
Trzecie wyjście z sytuacji wyszło samo, i co dziwne, było od samego początku. Tylko mój strach blokował mnie przed ujrzeniem go.
Pamiętam, że następnego dnia wstałam i przeżyłam cały dzień wesoła, beztroska, dopiero wieczorem przypominając sobie o moim wczorajszym ataku depresji 🙂
Naprawdę…sądzę, że czasem trzeba pozwolić rzeczom po prostu BYĆ.
Bo one są nie bez powodu.
Warto przestać tak wszystko kontrolować, zabezpieczać, pilnować, szarpać się, walczyć, starać na siłę, planować….
Gdy przychodzi chwila osłabienia i depresji… najważniejsze co powinno się robić…….to być _świadomym_.
Wiem jak brzmi banalnie, jak taka gadka szmatka….Taki hokus-pokus, czy panaceum na wszystko….
Ale kurczę…w moim przypadku to działa 🙂
Pozdrawiam
Zenforest
joy said:
Tak, to działa.
I to w taki sposób, że znajdujemy w niej siłę i konstruktywne podpowiedzi.
Świetnie zaprezentowana instrukcja obsługi deprechy, Zenforest 🙂
Zind said:
@Zenforest – czy stosujesz też inne techniki radzenia sobie z depresją, czy głównie to co opisałaś?
zenforest said:
Oczywiście że stosuję także te opisane przez inne osoby, bo są bardzo dobre i skuteczne.
Są sytuacje gdy faktycznie nie ma sensu się wczuwać w przygnębienie, gdy jest chwilowe i gdy jego przyczynę od razu się rozumie. Wtedy stosuję inne techniki. Jest wiele sposobów by poprawić swój poziom energii.
Technika, którą opisałam powyżej, jest podobna do sposobu w jaki zdobywa się Mount Everest. 😉
Wspinacze wchodzą do stacji pośrednich, odpoczywają, znów podchodzą kawałek i cofają się, aklimatyzując do wysokości. Znów wychodzą do góry kawałek, wracają do obozu i znów idą do następnej stacji.
Czasem trzeba się cofnąć… by nabrać rozpędu. 😉
zenforest said:
A dzisiejszy post jest trochę w temacie 😉
Polecam go, bo kilka zdań genialnie podsumowuje popularne wzorce zachowań 😉
Sagittarius83 said:
Witam,
dość długo nie udzielałem się na forum, bo prawdę mówiąc, stało się takie trochę sekciarskie. Nie mowie oczywiście o wszystkich wypowiedziach, ale ogólnie o zjawisku. Same teksty artykułów zaczynają podążać w stronę formy (i merytoryki) właściwych dla pism typu Wrozka, Pani domu etc. Kiedyś ten blog bardzo mi pomógł, przedstawiał inne, silniejsze i bardziej spójne spojrzenie na świat, które naprawdę może być panaceum na rożne społeczne odchyły emocjonalne. Teraz natomiast, pojawiają się artykuły o rozmowach z noworodkami, mistykach, etc. (odnoszę nawet wrażenie o ogromnej feminizacji wybieranych artykułów ;)) Trochę wstecz, opisywane tematy były, najprościej mówiąc, utylitarne i z pewnością przydatne w codziennym życiu. Były nawet w stylu właściwym, w pewien sposób, dla filozofii bliskiej Nietzschemu (filozofia organiczna, witalizm itp.) Teraz wypowiedzi są raczej letnie, rozmyte w mistycznych tendencjach charakterystycznych dla kaznodziei z nowych ruchów religijnych 😉
zenforest said:
Sagittarius –
Witaj ponownie, od czasu pamiętnej dyskusji o zdradzie rzadko bywasz tutaj
Faktycznie wtedy pewnie nie wszyscy się zrozumieliśmy.
—————–
Zgodzę się, że artykuły są trochę inne.
Wiele najbardziej esencjonalnych umieściłam na początku, bo stanowiły pewne credo bloga.
Ale…Blog musi w jakiś sposób zmieniać się.
Jedni uznają, że na gorsze, inni że na lepsze 🙂
Tym niemniej – dzięki Ci za Twoją opinię, przyglądnę się swoim wyborom w kwestii dziennych artykułów.
Zastanawiająca jest dla mnie uwaga, że blog się „sfeminizował” 🙂 Może rozwiniesz?
Chodzi ci o artykuł o szeptunce?
Pozdrawiam
Zenforest
Sagittarius83 said:
Dokładnie 🙂 tamten artykuł był chyba najbardziej dobitnym przykładem tego, iż tutaj dominuje żeński pierwiastek tematów. Natomiast przyznaje Ci całkowitą rację, że najwięcej różnorodnych tematów było właśnie na samym początku istnienia ZenForest. A opinie – cóż, ile osób, tyle zdań 🙂
Pozdrawiam gorąco
trueneutral said:
Sagittarius83
Dla jasności – ja jestem chłopem. 🙂
zenforest said:
Sagittarius :”najbardziej dobitnym przykładem tego, iż tutaj dominuje żeński pierwiastek tematów”
Generalnie nigdy się nad tym nie zastanawiałam! :O
Ale kto wie? Może masz rację 🙂 ?
Nie przejmuj się tak tym, kobiecość to wszak także wartość pozytywna 🙂
A tu proszę, hihi – jakie piękne męskie zdjęcie umieściłam :
🙂 🙂 🙂
Sagittarius83 said:
True, true 😉 aczkolwiek to Pani/Panna powyżej umieszcza artykuły. Wiesz, każdy robi, że tak powiem, pod siebie 😀
Zenforest – ja tym się nie przejmuję. Bez kobiet świat byłby straszny. Osobiście je uwielbiam. Tak jak Boccaccio w „Dekameronie”. Chociaż on tam w jednym opowiadaniu dokonał w sumie całkiem mądrego odkrycia… Ale zapewne wszyscy to czytali, więc wiedzą o co chodzi 🙂
trueneutral said:
Możesz napisać, o które odkrycie Ci chodzi. 🙂
Sagittarius83 said:
On we wszystkich tych opowiadaniach opiewał kobiety. Twierdził, ze trzeba je wielbić i podziwiać. Ale tylko w jednym, jako puentę postawił, iż czasami kobiecie trzeba wpie…… jak dzikiemu osłu, bo inaczej nie sposób się z nią dogadać 🙂 Niestety prawdziwe i niestety nadal aktualne…
zenforest said:
Sagittarius, specjalnie dla Ciebie zatem, umieszczam dziś bardzo męski artykuł :
Miłego czytania 😀
Zind said:
@Sagittarius83:/tutaj dominuje żeński pierwiastek tematów/
Faktycznie widzę tu kilka artykułów z tytułami sugerującymi treść ciekawą dla kobiet, ale bez przesady, nie tak dużo.
Tematy które tu dominują – to: cierpienie, szczęście, świadomość, czakramy, ezoteryka, emocje, wzorce
– to jednak dość uniwersalne tematy.
Mnie się za to wydaje, że autorka bloga ma lekkie skrzywienie w stronę tematyki:
„cierpienie i jak sobie z nim poradzić”.
Zenforest, mylę się? 🙂