Tagi
bednarz, Medytacja, relaksacja, Rozwój, spokój, techniki medytacji, techniki relaksacji, Świadomość
Wyprawa do celu odległego
o tysiące kilometrów zaczyna się
zawsze od pierwszego kroku.
powiedzenie chińskie
Po przyjęciu wygodnej pozycji, zamknij oczy i mentalnie otwórz się na świat duchowy.
Nie jesteś sam na tym świecie. Jesteś powiązany niewidzialną siecią ze wszystkimi istotami fizycznymi i duchowymi. Twój rozwój duchowy jest nierozłączny z ich rozwojem i dlatego też jesteś im potrzebny, a oni potrzebni są tobie. Wobec tego zadedykuj swą medytację oraz swój rozwój wszystkim istotom.
Przed przystąpieniem do samej medytacji wskazane jest rozluźnienie całego organizmu oraz uspokojenie umysłu. Chodzi o pozbycie się balastu, który mógłby przeszkadzać w trakcie praktyki. Nie ma nic bardziej rozpraszającego jak ciągła świadomość bolących pleców, niewygodnej pozycji, biegających myśli. Stąd też w pierwszej kolejności musimy pozbyć się problemu ciała fizycznego. Najlepiej zrobić to jedną z wielu metod relaksacyjno-koncentrujących, znanych z literatury bądź własnych doświadczeń.
Początki będą zapewne dla wielu trudne, ale poprzez powtarzanie tych technik uzyska się coraz lepsze efekty, aż w końcu akt uzyskania relaksu stanie się jedną chwilą.
Po przyjęciu wygodnej pozycji zamknij oczy, otwórz się mentalnie na świat duchowy i rozluźnij ciało wybraną przez siebie techniką. Poniżej przedstawiam kilka sposobów wprowadzenia ciała w stan relaksu. Są one, moim zdaniem, bardzo skuteczne i dość szybkie.
1. Relaks – napinaj i rozluźniaj po kolei wszystkie mięśnie, aż uzyskasz stan całkowitego bezwładu. Wyobrażaj sobie ogromny ciężar swego ciała i ogarniające go ciepło (szczegółowo opisano to w rozdziale: Medytacja z relaksem).
2. Oddechy proste – przez kilka minut (u każdego będzie to inny czas) wdychaj powoli powietrze nosem i w takim samym tempie wydychaj go ustami. Pomocne tu będzie liczenie np. do 10. Przez cały czas koncentruj się na oddechu. Podczas wdechu zaciskaj pięści i naprężaj wszystkie mięśnie. Przy wydechu natychmiast zwalniaj naprężenie i wypuszczaj z siebie powietrze z jednoczesnym huh (nie jest to słowo, lecz dźwięk przydecho-wy). Nie rób bezdechu ani nie zatrzymuj powietrza pomiędzy wdechem i wydechem. Przechodź płynnie od wdechu do wydechu i na odwrót. Z czasem wystarczy kilka takich oddechów, a ciało stanie się zrelaksowane.
3. Hiperwentylacja – wykonaj serię szybkich wdechów i wydechów, bez przerw między nimi. Możesz to wykonywać maksymalnie przez 5 minut. Z każdym wydechem wyobrażaj sobie, że ciało jest coraz bardziej rozluźnione. Metoda jest praktyczna przy medytacji na siedząco.
4. Dwadzieścia połączonych oddechów – praktyczny sposób przy medytacji na siedząco. Rób wdechy i wydechy w trybie ciągłym, tzn. bez zatrzymań między nimi (podobnie jak w hiperwentylacji) . Całość obejmuje cztery cykle. W jednym cyklu zrób “plucami” 4 średnie oddechy (4 wdechy i 4 wydechy), a jako piąty – oddech bardzo głęboki. Po 4 cyklach powinieneś być rozluźniony i gotowy do medytacji.
5. Koncentracja w Centmm-Hara – koncentruj się w dolnej części brzucha, około 3 cm poniżej pępka (filozoficzną stronę Centrum-Hara znaleźć można w rozdziale: Medytacja z Centrum-Hara). Gdy koncentracja będzie pełna, ciało rozluźni swoje mięśnie. Jednocześnie pojawi się nowy, nisko osadzony, punkt ciężkości, który pozwoli ci utrzymać stabilną pozycję siedzącą podczas medytacji.
6. Refugium – przenieś się myślami do miejsca, w którym czujesz się bardzo bezpieczny i swobodny. Może ono być rzeczywiste lub fikcyjne (szczegóły w rozdziale: Medytacja z tematem, ćwiczenie 6). Metoda ta uspokaja przede wszystkim umysł i rozbiegane myśli.
7. Liczenie — zależnie od stopnia zaawansowania wybierz sobie jakąś liczbę (na początek może to być np. 50) i licz od niej do l . Przez cały czas koncentruj się na tym odliczaniu oraz staraj się zwizualizować te liczby. Przy każdym wydechu odczuwaj coraz większy spokój i rozluźnienie. Z czasem wystarczy odliczyć od 5 do l . Metoda jest bardzo skuteczna dla pogłębienia relaksu uzyskanego innymi technikami.
Koncentrując się na poszczególnych, opisanych wyżej czynnościach, zyskuje się nie tylko pełny relaks fizyczny, ale także spokój od natrętnych myśli dnia codziennego. Dzięki temu wejście w medytację staje się płynniejsze i pełniejsze.
Wszystkie opisane powyżej metody prowadzą do tego samego celu. Każdy wybierze dla siebie technikę najodpowiedniejszą (może być własna). Często zdarza się, że niektórzy łączą kilka różnych technik, aby osiągnąć lepszy skutek. Dowolność połączeń zależy jedynie od indywidualności praktykującego.
Przykładem takiej techniki łączonej jest np. metoda wzorowana na technice prezentowanej podczas kursów doskonalenia umysłu. Należy w niej wykonać kolejne kroki:
1. obserwuj przez chwilę płomień świecy i zamknij oczy,
2. widzisz płomień między brwiami,
3. teraz płomień jest w głowie,
4. po chwili płomień jest wewnątrz ciała i wreszcie ogarnia całe ciało,
5. jesteś płomieniem,
6. teraz stoisz na płomieniu,
7. zejdź po schodach biegnących w dół, wokół płomienia,
8. przed tobą są drzwi bez klamki; otwórz je,
9. zejdź po schodach licząc kolejne stopnie od l do 7,
10. wejdź do łódki i popłyń do swojego Refugium,
11. usiądź wygodnie w swoim Refugium i wykorzystaj jego spokój,
12. rozpocznij medytację.
Opisane tutaj sposoby rozpoczynania medytacji pomagają osiągnąć stan alfa-theta. Daje się wówczas zaobserwować zmianę oddychania. Oddech staje się głębszy, serce uderza wolniej.
Integralną i nieodzowną częścią wejścia w medytację jest wypowiedzenie formułki bezpieczeństwa. Można ją wypowiadać zaraz po zamknięciu oczu, można też po relaksie. Wypowiadamy mentalnie tekst o treści zbliżonej do poniższej:
“Jeżeli w trakcie medytacji zadzwoni telefon, dzwonek u drzwi lub w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, natychmiast przerwę medytację; będę przebudzony, bezpieczny, pełen
enerii, zdrowia i spokoju.”
Medytujemy w odosobnieniu i z taką myślą rozpoczynamy medytację. Wiemy, że nikt i nic nie może nam przeszkodzić. Gdyby wiec nagle zdarzyło się coś nieoczekiwanego, a my byli-byśmy głęboko zrelaksowani, być może daleko od ciała, zbyt szybkie przywrócenie nas do rzeczywistości mogłoby spowodować zagrożenie dla naszej psychiki czy nastroju. Dlatego też formułka daje nam ten luksus bezpieczeństwa, że nic nam nie grozi, a ponadto pozwala wyjść z medytacji z tymi samymi afirmacjami jak przy zwykłym zakończeniu.
Bednarz Andrzej – Medytacja teoria i praktyka
Powiązane
• Ćwiczenia uwalniające energię
miruli said:
wiecie co moi DRODZY…wasze komentarze prowadzą do jednego „wora” udowadnianiu swoich racji , co prawdopodobnie jest wynikiem zachwianego poczucia własnej wartości. NIE MAM NA CELU WAS OSąDZAć , ale jeśli każdy z was zrealizuje swoje cele i skupi się na na tym co jest naprawdę dla was ważne, nie będzie wam potrzebne udowadnianie swojej wiedzy „jakiejkolwiek” ! Teoria owszem jest kluczem , wiedzieć to co innego! Powodzenia w zgłębianiu prawdy 🙂
trueneutral said:
Miruli
Jeśli chodzi o mnie, to masz absolutną rację. Uwielbiam udowadniać innym swoją rację. Uwielbiam też, gdy inni próbują udowadniać mi swoją. Jestem tego w pełni świadom i bardzo się cieszę, że tak jest. Nie aspiruję do miana Buddy, Oświeconego, Syna Bożego, Władcy Marionetek czy jak to tam nazwać. Cieszę się, że mam swoje brudne ego, że mogę je obserwować i niejako się nim bawić. 🙂
Nie masz na celu nas osądzać, ale to zrobiłeś. 🙂
Tak czy inaczej cieszę się, że zabrałeś głos, mam też nadzieję, że częściej się wypowiesz. Zachęcam!
Zind said:
trueneutral, czy ty lubisz prowokacje? i burze w szklance wody ? I trolle? 🙂
Tak pytam. Bez związku z powyższym.
🙂
miruli said:
No tak, ego czy nie, szkoda tracić energię na to co jest właściwe , osądzanie czy udowadnianie. Myślę , że każdy powinien iść zgodnie z tym co dyktuje mu impuls w danej chwili . Drogą środka jest usłyszenie samego siebie, kiedy dochodzi do nas pogląd innej osoby na ten sam temat i zaakceptowaniu różnicy, wolność rodzi się w sercu .Tak długo jak stawiamy opór, uczymy się akceptować!!! Zachęcona i wiedziona możliwościami tworzenia własnego ego;-)
zenforest said:
„Drogą środka jest usłyszenie samego siebie, kiedy dochodzi do nas pogląd innej osoby na ten sam temat i zaakceptowaniu różnicy, wolność rodzi się w sercu”
miruli, bardzo pięknie powiedziane.
miruli said:
Dziękuję rusałko ZENFOREST !!! Ja i moje ego 😉
Zind said:
Ego…dobra rzecz = Jeśli widzimy jasno jego granice. Wtedy jest przydatnym narzędziem przez które działamy w materii.
trueneutral said:
Zind
„trueneutral, czy ty lubisz prowokacje? i burze w szklance wody ? I trolle? 🙂
Tak pytam. Bez związku z powyższym.”
Pytasz w wiesz! 🙂 Lubię prowokacje. Naprawdę. Kiedyś nawet napisałeś, że jestem DDA. Widocznie coś w tym jest. 🙂 Co prawda lubię, jak jest pokój i zgoda, ale czasem lubię jak się coś dzieje. W znaczeniu „nieco bałaganu i chaosu” . A prowokatorem jestem od zawsze. Pojawia się czasem impuls – i po prostu muszę. Nie odczuwam przy tym jakiś negatywnych emocji, raczej sprawia mi to przyjemność. Zdarza mi się wkładać kij w mrowisko. Wynika to chyba z ciekawości. Lubię obserwować ludzkie reakcje i zachowania, z resztą zawsze interesuje mnie granica, to znaczy ile ktoś przyjmie na spokojnie, a kiedy wybuchnie. Wiem, że to pokręcone. 🙂 Ale mnie to naprawdę ciekawi.
Może wynika to z faktu, że kiedyś sam byłem często prowokowany przez kolegów z różnych powodów. I nauczyłem się wtedy metod obronnych przed tym, przy czym z tego co zauważyłem, ludzi najbardziej wnerwia spokojna postawa (psychologicznie można to chyba podciągnąć pod bierną agresję? ) . Z tego też powodu czasem pozwalam sobie też wybuchnąć. 🙂
Może macie jakieś pomysły, z czego może wynikać prowokacyjna postawa? Jestem ciekaw opinii, bo może coś przeoczyłem.
zenforest said:
Fakt, że to pewien element wzorca DDA 😉
Nie chcę go demonizować, ale może każdy wyciągnie coś z niego dla siebie?
Zatem po kolei:
— To taki wzorzec znudzenia normalnością, spokojem, brakiem silniejszych emocji – pojawia się więc gonitwa za adrenaliną, wywołaniem zamieszania, choćby subtelnej, ale odczuwalnej sprzeczki etc. A potem wycofanie raczkiem (ja? nieeee!nigdy!), żeby uniknąć konsekwencji.
(Pojawia się uczucie zaspokojenia, nasycenia sytuacją). I czekamy do next time 😉
Kilka cytatów z Woititz:
1. „Kiedy życie(podłóżmy pod to inna, dowolna, spokojna sytuacje) dobrze im się układa, okoliczności staja się dla nich na tyle obce(nudne), że maja poczucie nierealności. Powoduje to niepokój.”
2. „Przeżywałeś w dzieciństwie huśtawkę emocjonalna. I to jest dla ciebie zrozumiałe.
Przypomnij sobie, ile razy doprowadzałeś do kryzysu w swoim związku, aby znów poczuć przypływ energii i sprowadzić wzajemne relacje na bardziej znajomy grunt.”
(Uwaga! To może czasem nie wychodzić w sposób oczywisty 🙂 Jeśli nasz partner też ma wzorce DDA, wtedy nam się wydaje że MY przecież chcemy spokoju, a to ON rozrabia 😉 )
3. „szybko się nudzisz osoba oddana ci przez cały czas.”
I na koniec -To też sposób dziecka na przyciągnięcie uwagi rodziców nadmiernie zajętych sobą/karierą/alkoholem/rodzeństwem.
Osobiście widziałam jak dziecko wiecznie kłócących się, nieobecnych rodziców, celowo przewraca szklankę na stół .
trueneutral said:
Zen, jak się nad tym głębiej zastanowić… to bardzo pasuje! Może poza punktem 3, ale reszta… uuu, muszę się leczyć. 🙂 Nie no, to nie jest zabawne. Przynajmniej nie powinno. Dlaczego więc mnie to bawi? Hm, widzę problem, ale chce mi się z niego tylko śmiać… ciekawe.
filip said:
True, Ja mam bardzo podobnie, u mnie to działa jak mechanizm obronny. Tak jakbym nie chciał żeby ta świadomość za głęboko dotarła, broń boże wytrąciła mnie z mojego korytka rzeczywistości. To pomaga się zdystansować, ale nie jestem pewien, czy w taki całkiem uzdrawiający sposób.
Poza tym nie ze wszystkimi moimi wadami jestem gotów się rozstać 😀
Także w wielu sytuacjach, podczas rozmowy z ludźmi, zaczynam się śmiać albo głupio uśmiechać, co bardzo drażni wielu ludzi, np moją babcię. Ona potrafiła na mnie krzyczeć a ja tylko milczałem i uśmiechałem się, a ona wściekała się jeszcze bardziej. To się chyba nazywa właśnie tak jak ty to określiłeś „bierna agresja”, bo widziałem co to z nią robi, jak bardzo jeszcze bardziej ją nakręca a mimo tego wciąż tak robiłem, z premedytacją. Ktoś by powiedział, patrząc z boku, że ja byłem jej ofiarą, ale to tak do końca nie było.
Bardzo często tak się zachowuję. Właściwie na porządku dziennym.
Moja eks tego nienawidziła, gdy coś się działo, co ją przeraziło albo było niestosowne czy przykre, ja zaczynałem się śmiać, to było silniejsze niż ja, po prostu tak nerwowo chichotałem, nie wiem jak to określić, czy mieliście kiedyś coś takiego…?
Dlatego nazwałem to mechanizmem obronnym, bo pomagał mi nie brać sytuacji na poważnie, mimo, że czasem niestety, zdecydowanie korzystniej byłoby dla mnie gdybym jednak tak ją wziął .. 😦
Pamiętam szczegółowo jedną sytuację. Wracaliśmy grupowo z Czerwonych Wierchów, potwornie zmęczeni, wyprawa na kilkanaście godzin. Moja eks strasznie narzekała, że nogi ja bolą, nikt, włącznie ze mną nie zwracał na to uwagi, nie chciałem się użalać i robić scen, mimo że faktycznie widziałem iż jest na granicy wytrzymałości. W pewnej chwili zjechaliśmy wszyscy kawałek po przyśnieżonym zboczu, robiąc sobie skrót, ale ona nie chciała, i szła szlakiem, wszyscy staliśmy niżej i śmiali z niej, poganiając „Co tak wolno! Ryś cię goni!”, etc. Pamiętam, że pokładałem się ze śmiechu. Jak doszliśmy na dół, ona się nic nie odzywała, dopiero w schronisku zauważyłem w pewnej chwili, że miała na łykach dosłownie siniaki i coś jakby żylaki – popękane naczynia krwionośne. Poczułem się wtedy jak ostatni cham. Jedna duma nie pozwoliła mi jej przeprosić. Udawałem, że nie widzę i tyle. To taki mały przykład fatalnych w skutkach „dystansujących” zachowań Taki kamyczek do ogródka dzięki, któremu teraz nazywam ją eks.
🙂
trueneutral said:
Filip
Doskonale rozumiem, właśnie coś takiego miałem na myśli. Sytuacja, którą opisałeś, to dobry przykład biernej agresji.
Co do dziewczyn mam jednak inaczej, to znaczy za szybko się angażuję i popadam raczej w nadopiekuńczość, co nie jest zbyt dobre. 🙂
filip said:
No widzisz, a mi trudno otworzyć się na bliskość. Ze względu na moje dzieciństwo i większą rolę w nim dziadków niż rodziców, tak sądzę, nie umiem się w pełni zaangażować. To takie bezpieczeństwo dla mnie. Będąc nastolatkiem (czyli całkiem niedawno 🙂 ) chodziłem do psychologa, bo moje wyniki w szkole nie były powalające. Od tego w sumie się zaczęły moje próby poznania siebie. Wtedy też rozmawiałem po raz pierwszy o tym braku umiejętności pełnego angażowania się w relacje, lęku przed byciem znów odrzuconym, itd.
Uh, jak dobrze, że wypowiedzi na takich forach są głównie anonimowe, można wylać trochę obciachowego stuffu 🙂
trueneutral said:
Filip
Może Zen powinna dodać do tytułu bloga coś w stylu „i porady psychologiczne” ? 🙂
Ja się łatwo angażuję, ale to nie znaczy, że łatwo budować bliskość. 🙂 Mnie po prostu szybko zaczyna zależeć i tyle. Z tym, że gdy o tym wiem, to mogę nad tym w pewien sposób panować. Czy mógłbym się tego pozbyć to nie wiem, z resztą nie wiem czy bym chciał, ja się z tym pogodziłem. 🙂 Taką mam urodę. 🙂
indram said:
Oj, nie jestem pewien, czy bliskosc polega na zalezeniu. I co to jest zalezenie? 😉
miruli said:
trueneutral
Jestem przekonana ,że mógłbyś się tego pozbyć, tym bardziej, że masz świadomość co Cię ogranicza!Może jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment na pozbycie się balastu przeszłości. Bądź spokojny „dosłownie”, pogodzić się , czy ja wiem …pozwalasz sobie na samosabotaż , krzywdzisz się nie pozwalając na zmiany, które mogłyby poprowadzić Cię do widzenia rzeczy takimi jakie są naprawdę BOSKIE I PEłNE MIłOśCI. POKOCHAć SIEBIE JEST NAJTRUDNIEJ : – )
Nasze BYCIE nie zależy od innych, sami je kreujemy, i tu nam robi psikusa nasze ego, schematy z dzieciństwa prowadzą nas na zewnątrz mimo tego, że rozwijamy wnętrze! : – )
trueneutral said:
Indram.
Nie, bliskość na tym nie polega. W tym sęk.
Miruli.
Dziękuję.
zenforest said:
true „Przynajmniej nie powinno. Dlaczego więc mnie to bawi? Hm, widzę problem, ale chce mi się z niego tylko śmiać… ciekawe.”
Może nigdy nie dotknęły cię konsekwencje takiego podejścia (jak filipa) 🙂 I może nigdy nie dotkną! 🙂
filip „Wtedy też rozmawiałem po raz pierwszy o tym braku umiejętności pełnego angażowania się w relacje, lęku przed byciem znów odrzuconym, itd.”
Takie rzeczy mogą sabotować związek już na wstępie, myślę że warto od nich zacząć pracę.
miruli said:
Każda kobieta potrzebuje opiekuńczego mężczyzny. Mężczyzna, potrzebuje wolności i troski, jeśli wyniósł z domu wzorzec nadopiekuńczej matki , spowodowany poczuciem winy z powodu braku ojca lub nałogów któregokolwiek z rodziców ma to przełożenie na związki dziecka w dorosłym życiu .Powtarza schematy w których dorastał. Zatajanie prawdy przez rodziców np. kiedy dziecko widzi i czuje ,że coś się dzieje nie tak z matką(rodzicami), próbuje sobie to wytłumaczyć , matka(rodzic) nie czuje obowiązku tłumaczenia dziecku ,że to sprawy dorosłych , aby nie przejmowało odpowiedzialności za to co się dzieje. Udaje ,że wszystko jest ok. lub wpada w irytację kiedy nie pytane próbuje dociec o co chodzi . To wszystko w czym wyrasta dzieje się w jego życiu ! W zagrożeniu życia nie widzi zagrożenia (zatajanie prawdy) wzrost adrenaliny który towarzyszy mu w dzieciństwie skłania, do jeszcze większych wyzwań w sytuacjach zagrożenia. Psychiczne wytwarzanie sztucznych awantur czy prowokacji jest przeniesieniem jego doświadczeń z domu rodzinnego. Nic w tym fajnego !!! Stają się ofiarami reakcji swoich rodziców, potem własnych nie wiedząc jak sobie pomóc , i nie ma tu nikogo winy, rodzice też wynieśli te schematy z własnych domów . Swój świat trzeba zacząć zmieniać od siebie . Kiedy poznasz własne wewnętrzne nie doceniane dziecko i podasz mu pomocną dłoń , ukochasz je , spojrzysz na siebie i innych z większą empatią , poczujesz , że wszyscy mamy tę samą misję do spełnienia pomagać sobie samym ,aby świat miał więcej kolorów niż nam pokazano!
Związek dwojga ludzi to nie spotkanie czy szukanie dwóch połówek, lecz pełnia samych siebie , przy jednoczesnym zachowaniu własnej indywidualnosci! To jeden świat ,w którym każdy ma swój własny i niepowtarzalny kierunek.
Filip sytuacja z twoją „eks” dosłownie ukazała Ci ,że nie tędy droga i zrozumiałeś to przesłanie, tak trzymaj!
Trueneutral będę trzymać kciuki, abyś chciał ujrzeć „światełko w tunelu” Podziwiam was obu za to, że szukacie właściwych rozwiązań. 🙂
joanna said:
filip, podsumowując – popraw mnie jeśli się mylę. Jako dziecko czułeś się odrzucony przez rodziców, może zaniedbany czy niechciany – co musiałeś w środku mocno przeżywać(nawet jeśli nie było to świadome).
Rosnąc wytworzyłeś w sobie wiele mechanizmów kompensujących cierpienie, jak właśnie dystansowanie się =
– ‚jak powiem, że to nie boli, to może nie będzie boleć naprawdę’,
– obracanie sytuacji w żart, aby ją nieco ‚odrealnić’, aby była groteskowa a nie dramatyczna (to pomaga przetrzymać przykre chwile)
– może boisz się okazać czułość, bo jako dziecko odebrano ci to co kochałeś i teraz nie chcesz się zranić drugi raz, uważasz, że lepiej wszystkich odpychać, na wszelki wypadek w myśl ‚jak się nie zaangażuję to też nie zostanę zraniony w razie ponownego odrzucenia’ etc
To są między innymi cechy dziecka DDTR.
Taka osoba też niestety często chce więcej brać niż dawać od siebie. Obserwuj się świadomie, w relacjach z innymi, czy boisz się dawać, gdy nie masz pewności, że dostaniesz coś w zamian? Czy relacje z innymi to dla ciebie emocjonalne ryzyko?
filip said:
joanna, dziękuje za zebranie moich przecudownych cech 😀 ! (Tak, wiem, znowu to robię…)
indram said:
Nie potrzeba jakiegoś wielkiego wysiłku aby medytować. Przypominam sobie, że kiedyś czytałem artykuł który propagował nawyk jednominutowej medytacji w ciągu dnia 🙂 Tak, 1 min medytacji w ciągu dnia – cóż, od czegoś trzeba zacząć (no dobrze, nazwijmy to 1 min relaks) 🙂
Jednak prez jedną minutę można naprawdę osiągnąć dużo; jednak nam się zdaje że na nic nie mamy czasu, a to już przesada. 🙂
zenforest said:
nawet jedna minuta zatrzymania się w biegu, może zmienić perspektywę, brzmi niewiarygodnie, ale sama kiedyś tego doświadczyłam.
indram said:
a tak, wspominałaś kiedyś o tym. Ten pijak, tak? 🙂
Myślę, że to genialny pomysł z tą 1 minutą medytacji. Po prostu zatrzymać się. Można to zrobić praktycznie wszędzie, bez czasochłonnych rytuałów, przygotowań, inwokacji. 🙂 A skoro można na to poświęcić 1 minutę czasu, to dlaczego nie dwie? Dlaczego nie pięć? Ale istotniejszy jest nawyk. Jeśli nagle, porwani jakąś nową ideą nagle przestawiamy radykalnie życie na nowe tory to często ciało czy podświadomość nam protestuje. Ale jeżeli systematycznie, metodą małych systematycznych kroczków przyzwyczaimy je, wypracowujemy w sobie nowy nawyk, to to przetrwa dłużej niż słomiany zapał.
zenforest said:
Nie, drogi Indramie 🙂
Jednominutowa medytacja nie kojarzy mi się z żadnym pijakiem 😉
Jak już – to chodziło ci zapewne o inspirację którą mi kiedyś powiedział pijak 😉
Polecam – artykuł z Wyborczej, o medytacji.
http://wyborcza.pl/1,76842,4134360.html