Tagi
ameryka, doświadczenie, intelekt, japonia, klasztory, koan, mistrz, mnich, odosobnienie, poznanie, roshi, zazen, Zen, Świadomość, światynia
Roshi Keido Fukushima mistrz zen klasztoru Tofukuji, jednej z „Pieciu Wielkich Swiatyn” Kioto, w wieku 56 lat jest jednym z najmłodszych ludzi w Japonii na takim stanowisku.
Czy istnieja jakies szczególne przeszkody, aby Amerykanie mogli zrozumiec zen?
Amerykanie sa z natury bardziej intelektualni, a do studiowania koanów trzeba podchodzic z ostroznoscia i rozwaga. Niektórzy ludzie w Ameryce, nawet bez ukonczenia pełnego treningu, pisza ksiazki o studiowaniu koanów, które zawieraja nie tylko pytania, ale i odpowiedzi! Jednakze studiowanie koanów nie jest rozwiazywaniem zagadek. Ksiazki z odpowiedziami sa naprawde jedynie przeszkoda dla tych, którzy chca studiowac. […]
Czy jest równiez problemem to, ze obcokrajowcy zbyt duzo czytaja na temat zen?
Bez wzgledu na to, jak wiele czytasz, jest to dobre!
Ale jesli podchodzisz do zen jako do „intelektualnego badania”, to stanie to na przeszkodzie twojego treningu, poniewaz wszystko bedzie jedynie w twojej głowie.
Jednak rzeczy, które przeczytałes moga byc uzyte pózniej przy wyjasnianiu zen innym ludziom.
Jakie jest najwieksze wyzwanie dla ucznia zen bez wzgledu na to, czy jest Japonczykiem czy Amerykaninem?
Główna przeszkoda w zgłebianiu zen wydaje sie podchodzenie do niego z poziomu umysłu. Nie powinno sie mówic o koanie, ale stac sie koanem. Zamiast rozumiec koan, raczej doswiadczyc go.
Jednak nawet dla japonskich mnichów jest to problem. W doswiadczeniu satori przekracza sie dualizm. A wiec w ideale, powinienes przekroczyc dualizm, pomimo ze nadal zyjesz w swiecie, który jest bardzo dualistyczny. Na poczatku trening podkresla przekroczenie dualizmu. Jednak nasz własny intelekt pochodzi z dualistycznej podstawy. A wiec trzeba zapomniec o swoim intelekcie. Buddyzm zen nie potepia, czy tez nie patrzy z góry na intelekt jako taki. Dlatego jest tak wiele pism w tradycji zen. Jednak rozumienie zen poprzez intelekt jest błedem. To jest powód, dla którego przez pierwsze trzy lata mojego treningu mój mistrz Rosi Shibayama ciagle powtarzał: „Badz idiota! Badz głupcem!”. To była bardzo dobra rada.
Współczesnie coraz wiecej ludzi na Zachodzie kojarzy sobie Japonie głównie z jej technologicznym i ekonomicznym aspektem. Oczywiscie kraj ten zmienia sie w rekordowym tempie. Czy uwazasz, ze zen równiez musi sie zmienic, aby dotrzymac kroku tym ogólnym przemianom?
Sam zen — doswiadczenie zen — nie potrzebuje sie zmieniac. Zen musi zmienic sposób wyrazu, aby byc zrozumiałym dla współczesnych ludzi. Tak działo sie w całej jego historii. Religia próbuje uczyc ludzi, tu i teraz, jak powinni zyc. Na przykład ludziom w dzisiejszych czasach na pytanie, co sie dzieje po smierci, trzeba odpowiedziec jasno i szczegółowo. Powiedzmy sto lat temu ludzie nie uwazaliby buddyzmu za religie, jezeli próbowałby on wyjasniac rzeczy w ten sposób. Do chwili smierci trzeba zyc najpełniej, jak to mozliwe. Sprawa, która chce podkreslic zen to ja takim, jakim jestem tu i teraz i zen naucza jak zyc w tu i teraz. Jednakze w starodawnych czasach buddyzm uczył, ze jesli zrobiło sie złe rzeczy, idzie sie do piekła, a jesli dobre, to do Czystej Krainy lub do podobnego miejsca. Ale jesli bedziemy dzisiaj próbowac wyjasniac rzeczy w tych kategoriach, współczesni ludzie nie uwierza w to.
Zapytaja sie: „Pokaz mi, gdzie jest to piekło!”.
Trzeba im wtedy wyjasnic, ze pójscie do raju czy do piekła, to nie cos, co wydarzy sie po smierci, lecz jest to cos, co ma miejsce w tej własnie chwili. Albo teraz zyjesz w raju, albo na sposób piekielny.
Na przykład w szkole Buddyzmu Jodo albo Czystej Krainy jest wiara, ze Czysta Kraina istnieje na zachodzie. Jednakze jesli bedziemy próbowali wyjasnic dziecku ze szkoły podstawowej, ze Czysta Kraina istnieje na zachodzie, nie bedzie ono w stanie tego zrozumiec. Pozwólcie, ze opowiem historie. Pewnego dnia dziadek próbował swojemu wnukowi wyjasnic te sprawy i powiedział: „Zachód — tam jest Czysta Kraina!”. A dziecko powiedziało, ze jesli pójdzie sie na zachód, to okrazy sie kule ziemska i wróci do miejsca, w którym sie jest!
Jednak uczen zen nie moze pozwolic sobie na odwrócenie sie plecami do swiata.
Nie. Ostateczny cel zen nie lezy w ucieczce od swiata, ale w powrocie do niego. A wiec, kiedy sie to zrozumie, mozna pójsc w góry, aby samotnie praktykowac. Jest to czesc treningu. Jesli jednak nie pójdzie sie do osrodka zen lub w góry, aby stworzyc to podstawowe zrozumienie, jest bardzo trudno ukonczyc trening poza tego rodzaju odosobnieniem. Ale to tylko połowa pracy. A wiec po doswiadczeniu praktyki w klasztorze, kiedy wraca sie do swiata i tam kontynuuje trening, to wtedy tak naprawde, zen staje sie religia. Bez wzgledu, o jakiej religii bysmy nie mówili, w koncu trzeba powrócic do swiata miłosci i współczucia. Buddyzm zen nie jest jedynie sprawa osiagniecia oswiecenia, ale takze sprawa pomagania innym ludziom.
Czy zauwazasz, ze zainteresowanie zenem spada w miare, jak współczesna Japonia sie zmienia?
Zupełnie nie. W rzeczywistosci liczba uczestników naszych comiesiecznych sesji zazen i wykładów bardzo sie zwiekszyła, podobnie, jak i wykładów, które wygłaszam co dwa miesiace w Centrum kulturalnym Asahi Shimbun w Osace. Obecnie jest wiele przedsiebiorstw, które chca, aby ich pracownicy przeszli trening zen, a przynajmniej doswiadczyli go w niewielkim stopniu. Na wiosne nowi pracownicy firm sa wysyłani do swiatyni zen na dwa dni, aby doswiadczyli troche zazen.
Ale czy pobyt w swiatyni przez tak krótki okres moze cos zmienic?
To dobra uwaga.
Nie bedzie sie w stanie osiagnac rozumienia satori w tak krótkim czasie. Jednakze w klasztorze zen jest bardzo prosty, tradycyjny sposób zycia, podczas, gdy w swiecie zewnetrznym, szczególnie we współczesnej Japonii, sposób zycia jest bardzo ekstrawagancki. A wiec, przyjezdzajac do swiatyni zen moga oni nauczyc sie, ze istnieje równiez prosty sposób zycia. Poza tym zycie klasztorne jest bardzo usystematyzowane i oparte na regułach. To, co jest najwazniejsze dla współczesnego człowieka, który jest pograzony w dazeniu dokads, siedzenie w swiatyni nawet jeden wieczór, nawet jedna runde, zmusza go do zatrzymania sie — a to jest raczej duzym wydarzeniem dla wiekszosci ludzi. A wiec, widza oni inny sposób zycia, pewien spokój i cisze, która nie istnieje w zwykłym zyciu. Wiekszosc młodych Japonczyków nie chce chodzic do swiatyni w dzisiejszych czasach, uwazajac, ze swiatynie słuza jedynie do pogrzebów. Ale jest konieczne, aby tam pójsc kiedy jest sie zywym. Swiatynia nie powinna byc kojarzona jedynie ze smiercia, lecz z zyciem.
Co, twoim zdaniem, doswiadczenie klasztornego zen moze zaoferowac, czego nie mozna znalezc w treningach klasztornych, powiedzmy tybetanskim, greckim lub innych?
Mysle, ze bardzo dobre jest porównanie katolickiego klasztoru i klasztoru zen. Trening w klasztorze zen mozna porównac do sprintu na sto metrów podczas, gdy trening w katolickim klasztorze do maratonu. Mnich katolicki wstepuje do klasztoru na całe zycie. Podczas, gdy w klasztorze zen minimum wynosi trzy lata, nie ma natomiast górnego limitu. Nawet, jesli jestes w klasztorze zen przez 10 lat, to jest to jedynie czesc twojego zycia. Jednak pobyt w klasztorze zen jest rodzajem bardzo surowego i skoncentrowanego treningu. Klasztor katolicki posiada bardzo jasny religijny sposób zycia, lecz nie posiada tego rodzaju skoncentrowanego okresu treningu. Dla mnie droga katolickiego mnicha ma swój urok. Nie chodzi tu jednak o to, która religia jest dobra, a która zła. To sa po prostu dwie drogi. Jesli chodzi o ciebie musisz sam wybrac.
Mysle, ze surowosc zen daje dobre rezultaty. W sposobie treningu zen, w którym nie myslisz o lubieniu i nie lubieniu, jestes w stanie skoncentrowac sie na rozwoju spraw podstawowych.
Fragment wywiadu Pico Iyer’a & Michaela Hofmanna z Roshi Keido Fukushima
Więcej o Zen:
nerkesprzedam said:
zdjecia dodawane przez Zen sa super:)
Shadow said:
Też tak uważam 🙂 Zazwyczaj świetnie pasują do tekstu 🙂
Stylion said:
Terra dzieki za ocene mojej domoroslej tworczosci. Kosztowalo mnie to kilkadziesiat lat. Nie bylo latwo na obiektywizm i dalej nie jest kiedy jestem swiadom swoich emocji. Stwierdzilem, ze nie da sie uciec przed soba nawet nie myslac. Pozbawic sie myslenia jest strata dla otoczenia i tu musze sie zgodzic z Osho tylko w tym jednym, ze uciekanie ze swiata ludzi jest tak naprawde smiercia na zywo. To taki autyzm tylko, ze wyuczony. Nie staram sie oceniac choc to ciezki -olizm. Nauka wbrew utartym nawykom ignorqncji wobec niej wyjasnia bardzo wiele tajemnic dzialania czlowieka. Mysle ze warto tu wsrod swiatlych i madrych ludzi wpuscic troche innego swiatla o nieco innym odcieniu by potrzasnac troche ego 🙂
Terra musze sie przyznac ze troche zazdroszcze Ci ze zyjesz sobie w ciepelku i sam mialbym ochote pobuszowac w przyslowiowym buszu ale wiem, ze to niestety kosztuje i zeby slowo stalo sie cialem moje cialo musialoby sie niezle napracowac by na to zasluzyc. Po za tym uwazam Twoja skromnosc za niepotrzebna jak dla mnie. Jestes cool i juz. Przepraszam ale nie umiem pisac gladkimi slowami. Dzieki raz jeszcze majac cicha nadzieje na jakas ciepla wiez emocjonalna bez podtekstow oczywiscie. A pro pos czy w ogole ktos tu pomyslal ze mozemy sie zaprzyjaznic tak ot po prostu? Czy moze jest to wysilek ponad nasze mozliwosci? A moze jednak konkurencyjnosc naszych pogladow jes tak wielka ze o przyjazni mowy nie ma? 🙂 Oczywiscie to prowokacja… alez jaka wysmakowana. 🙂 Uwielbiam prowokowac sorry mates 🙂
terraustralis said:
Stylion
Dzieki za dowartosciowanie mnie. Wiesz ja tez dlugo pracowalem na to aby zyc tak jak zyje – mam na mysli ciepelko i to ze jakis szef mialby sie wyzywac na mnie.
Wiele osob mowi, ze zle znosze jakiekolwiek niewygody zycia wiec jestem slabo przystosowalny do trudnych warunkow. Niech tak bedzie.
Nie lubie tez zyc w grupie, chociaz czasami dozuje sobie jakies spotkania. Nie mozna sie calkowicie wyobcowywac. Trzeba uwazac aby nie dostac przechylu w ta druga strone. Stosuje metode srodka (zupelnie jak Budda chociaz marny ze mnie buddysta. Cenie sobie slowa glownego mnicha, ze moge wierzyc tylko we wszystko co jest sprawdzalne. Chociaz buddysci smia twierdzic ze wszystko w ich filozofii jest sprawdzalne. Mysle ze to jest tez jakas forma tricku jak w Chrzescijanstwie z niewiernym Tomaszem. Nie wierzyl dopoki sie nie przekonal na 100%. Mysle ze takie historie sa umieszczane z wyrachowaniem.
Co do twoich slow :”Uwielbiam prowokowac” Ja tez. Nie wiesz jak bardzo.
Ja sie nie kryje z niczym. Jak bys mial ochote niekiedy napisac na moj prywatny email :anhel_of_death@yahoo.com.au to mozesz to zawsze zrobic.
Pozdrawiam i zycze milego dnia dzisiaj. A i prowokuj jak najbardziej. Milego prowokowania. 🙂
vamas said:
stylion, czy czasem ta wypowiedz nie miala isc do poprzednio dyskutowanego watku :)?
terraustralis said:
A jeszcze jedno wzgledem artykulu powyzej.
Jest w moim miescie tradycja, ze mnisi buddyjscy spotykaja sie z mnichami katolickimi.
Uwazam to za bardzo dobre podejscie. 🙂
Therru said:
jakieś psikusy się ostatnio dzieja na stronce – komantarze z ubiegłego roku pojawiaja się pod tekstami zamieszczanymi obecnie…jakiś chochlik – miszacz tu chyba grasuje 🙂
Stylion, fajna ta Twoja prowokacja dotycząca czystej przyjaźni. jakże jednak trudno o taką czystość 😉 ale, nadzieja umiera ostatnia 😉
Therru said:
„Mysle, ze surowosc zen daje dobre rezultaty. W sposobie treningu zen, w którym nie myslisz o lubieniu i nie lubieniu, jestes w stanie skoncentrowac sie na rozwoju spraw podstawowych”
Ostatnio rozmawiałam z pewnym mężczyzną – to była dość burzliwa wymiana zdań i pogladów; wtedy tez przyłapałam się na tym, że często czepiam się jakichś słówek z wypowiedzi mojego towarzysza, przez co staram się sprowadzić rozmowę na inny tor, uciec od istoty rozmowy, uciec od ” spraw podstawowych” 🙂 Myślę, że wewnetrzna dyscyplina może pomóc nie tylko nie dzielić na lubię – nie lubię, ale też na mam rację – nie masz racji… 🙂 w gruncie rzeczy wychodzi na jedno… 🙂
Stylion said:
Wszyscy mamy ochote miec kogos z kim moglibysmy pojsc na przyslowiowe ryby 🙂 Gdyby bylo inaczej kazdy mnich bylby sam dla siebie panem swojej idei i nie podzielil by sie tym z nikim.
Faktycznie pomerdaly mi sie postologie 🙂 Ale czy to wazne gdzie umieszczam posty. No jednak wazne wiec przepraszam za ten niewygodny fakt. 🙂
Terra dzieki za kontakt 🙂
Eliszka said:
z tematu powyżej … albo żyjesz tu i teraz w raju/ w moim rozumieniu – w akceptacji, zrozumieniu, wypracowanej w sobie i dla siebie wolności/…. albo w sposób piekielny…
wybór należy do każdego bez wyjątku
Człowiek spełniony, szczęśliwy jest w moim pojęciu uduchowiony, jego myśli, emocje, uczucia są afirmacją życia. Tak to sobie wyobrażam. I nie są mu potrzebne żadne filozofie, religie, aksjomaty. Jest emanacją życia w każdym jego aspekcie.
Nawet niezgoda czy brak akceptacji jest naturalnym procesem istnienia i nie zaburza harmonii w sobie.
Ten pierwiastek dobra, Boga, Kreacji jest wówczas naturalnym drogowskazem.
Śmiem zakładać, że w większości ‚przypadków’ drążenie duchowości wynika z zagubienia, poszukiwań, próby umiejscowienia siebie gdzieś na tej drodze, choćby zbliżonej do prawdy.
VunderMan said:
‚Ten pierwiastek dobra, Boga, Kreacji’
Bóg stworzył także to co nazywamy umownie złym, skoro stworzył wszystko.
vamas said:
„Śmiem zakładać, że w większości ‘przypadków’ drążenie duchowości wynika z zagubienia, poszukiwań, próby umiejscowienia siebie gdzieś na tej drodze, choćby zbliżonej do prawdy. ”
Natomiast NIEdrążenie duchowości bynajmniej nie zawsze wynika z naturalnej dojrzałości i mądrości, która nie wymaga już pracy nad sobą 😉
Czasem ci ludzie są w jeszcze gorszym położeniu. Tyle że oni już nawet nie widzą szansy wyjścia z impasu.
Eliszka said:
Jasne. Dlatego drążę, choć studiując ‚mądre’ księgi mogę szczerze powiedzieć ‚wiem, że nic nie wiem’.
Szkoda tylko, że w moim przypadku, dopiero gdy przeszłam swoją ‚ drogę przez mękę’, którą z własnej woli, przez brak zrozumienia, zagubienie wybrukowałam sobie kamieniami zaczęłam szukać i drążyć.
A świadomość wypracowywana teraz, mam taką nadzieję, pomoże mi patrzeć z większą dozą ‚akceptacji’ i z odpowiednim dystansem na ścieżki życia moje i swoich dzieci.
…również wymazać z pamięci poczucie żalu za zmarnowane w dużym stopniu To, co mogło być lepsze, ciekawsze i świadomość, że ta pełnia życia, której pragnę jest już coraz bardziej ograniczona…
Nawiązując do wpisu Vamasa, pętle impasu, którymi zaciskałam sobie dość skutecznie alternatywne wyjścia z sytuacji rozluźniają się, a nawet potrafię się uśmiechać i lubię siebie.
Wizerunek starszej pani rozgoryczonej, poświęcającej się, smętnej jest mi daleki i obcy.
pozdrawiam młodzież z bloga
vamas said:
eliszka
dlatego wielu mówi ze oprócz studiowania książek najtrudniejsza sztuka jest studiowanie samego zycia…
ps. terraustralis chyba by się obraził za tą młodzież 😉