Tagi
DDA, ego, kontrola, miłość, partnerstwo, relacje, Ruiz Don Miguel, szacunek, zasady, zrozumienie, związek
1. Szczęście nigdy nie przychodzi z zewnątrz.
Kiedy szczęście pochodzi z twego wnętrza jest rezultatem twojej miłości, ty sam jesteś za nie odpowiedzialny.
Nigdy nie zdołamy przerzucić na kogoś odpowiedzialności za własne szczęście.
Jeśli swoje szczęście złożysz w dłoniach drugiej osoby, ona wcześniej czy później je potłucze. Jeśli dasz jej swoje szczęście, może je odrzucić. Natomiast kiedy szczęście pochodzi z twego wnętrza i jest rezultatem twojej miłości, ty sam jesteś za nie odpowiedzialny. Nigdy nie zdołamy przerzucić na kogoś odpowiedzialności za własne szczęście, tymczasem pierwsze, co robimy podczas ślubu w kościele, to wymiana obrączek. Kładziemy gwiazdę na cudzej dłoni, spodziewając się, że partner nas uszczęśliwi. Nie ma znaczenia, jak bardzo kogoś kochasz i tak nigdy nie będziesz taki, jakim chciałby cię widzieć twój partner. To błąd, który większość z nas popełnia na początku każdego związku. Budujemy poczucie szczęścia w oparciu o partnera, a szczęście nie na tym polega. Składamy obietnice, których nie możemy dotrzymać i z góry skazujemy się na niepowodzenie.
2. Szanujmy odmienność partnera
Każdy człowiek ma swój własny sen o życiu, który całkowicie różni się od snów innych ludzi. Śnimy zgodnie z naszymi przekonaniami i modyfikujemy owe sny zgodnie z tym, jak się osądzamy, wyrokujemy i ponosimy karę. Dlatego dwoje ludzi nigdy nie śni o tym samym. Pozostając w związku, udajemy, że jesteśmy tacy sami, że myślimy to samo, czujemy to samo, śnimy o tym samym, ale to nigdy nie stanie się prawdą. Zawsze jest dwoje śniących dwa odrębne sny. Każdy śni na własny sposób. Dlatego musimy akceptować różnice, jakie istnieją pomiędzy dwojgiem ludzi, musimy szanować cudze sny. Możemy wchodzić w tysiące związków równocześnie, ale każdy związek dotyczy dwojga ludzi i nigdy więcej niż dwojga. Nawiązuję nić porozumienia z każdym z moich przyjaciół, z każdym z osobna, i nić ta łączy tylko nas dwoje.
3. Miłość nie zawiera w sobie przymusu.
Lęk jest przepełniony przymusem. Na ścieżce lęku wszystko, cokolwiek by to było, robimy, bo musimy. Spodziewamy się, że inni zachowają się w określony sposób, także dlatego że muszą. Mamy pewne obowiązki, a ponieważ to przymus, opieramy się. Im więcej oporu, tym więcej cierpienia. Wcześniej czy później próbujemy wywinąć się od obowiązków. Z drugiej strony miłość nie budzi sprzeciwu. Cokolwiek robimy, chcemy to robić. I znajdujemy w tym przyjemność. To jest jak gra. Bawi nas.
4. Miłość nie ma żadnych oczekiwań.
Strach jest pełen oczekiwań. Robimy coś ze strachu, bo przypuszczamy, że musimy. I spodziewamy się, że inni będą postępować tak samo. Dlatego strach rani, a miłość nie. Spodziewamy się czegoś i jeśli to nie następuje, czujemy się zranieni – to niesprawiedliwe. Obwiniamy innych za niespełnienie naszych oczekiwań. Kiedy kochamy, nie spodziewamy się niczego. Kochamy, bo chcemy. Jeśli inni kochają lub nie, to dlatego, że chcą lub nie chcą kochać. Nie bierzemy tego do siebie. Kiedy nie oczekujemy, że coś się zdarzy, i to rzeczywiście się nie zdarza, nie ma to znaczenia. Nie czujemy się zranieni, bo wszystko jest w porządku. Dlatego prawie nic nie jest w stanie nas zranić, kiedy się zakochamy. Nie oczekujemy, że nasz kochanek coś zrobi i nie odczuwamy przymusu.
5. Miłość opiera się na szacunku.
Lęk sprawia, że nie szanujemy niczego, nawet siebie. Jeśli się nad tobą rozczulam, to znaczy, że cię nie szanuję, a ty nie możesz dokonywać swoich własnych wyborów. Jeśli wybieram za ciebie, nie szanuję cię w tym momencie. Skoro cię nie szanuję, staram się tobą rządzić i kontrolować cię. W większości przypadków, kiedy mówimy naszym dzieciom, jak mają przeżyć swoje życie, okazujemy im brak szacunku. Litujemy się nad nimi i próbujemy robić za nich to, co powinni zrobić dla siebie sami. Kiedy brakuje mi szacunku do siebie samego, rozczulam się nad sobą, czuję, że nie jestem wystarczająco dobry, aby poradzić sobie w skomplikowanym świecie. Jak rozpoznać, kiedy się nie szanujesz? Kiedy ciągle sobie powtarzasz: „Jestem bardzo nieszczęśliwy, nie jestem wystarczająco silny, wystarczająco inteligentny, wystarczająco piękny, nie poradzę sobie…” Użalanie się nad sobą samym pochodzi z braku szacunku.
Miłość szanuje. Kocham cię, więc
w ciebie wierzę. Wiem, że jesteś
wystarczająco silny, mądry, dobry, żebyś
dokonywał własnych wyborów. Nie
muszę za ciebie decydować.
Sam to potrafisz.
6. Miłość jest bezwzględna.
Nie lituje się nad nikim, choć potrafi współczuć.
Lęk jest pełen litości, lituje się nad każdym. Litujesz się nade mną, kiedy mnie nie szanujesz, kiedy sądzisz, że nie jestem wystarczająco silny, aby sobie poradzić. Z drugiej strony miłość szanuje. Kocham cię, więc w ciebie wierzę. Wiem, że jesteś wystarczająco silny, mądry, dobry, żebyś dokonywał własnych wyborów. Nie muszę za ciebie decydować. Sam to potrafisz. Jeśli upadniesz, podam ci rękę, pomogę ci wstać, mogę powiedzieć: „Wszystko będzie dobrze, idź naprzód!” To jest współczucie, ale to nie jest to samo, co użalanie się. Współczucie wynika z szacunku i miłości. Litość – z braku szacunku i z lęku.
7. Miłość jest absolutnie odpowiedzialna.
Lęk unika odpowiedzialności, co nie znaczy, że nie jest odpowiedzialny. Unikanie odpowiedzialności jest jednym z największych błędów, jakie popełniamy, ponieważ każde działanie ma swoje konsekwencje. Wszystko, co myślimy i robimy, ma jakieś następstwa. Jeśli dokonamy wyboru, uzyskamy wynik lub reakcję. Rezultaty naszych działań odbiją się na naszym życiu w bliższej lub dalszej przyszłości. Dlatego każdy człowiek jest absolutnie odpowiedzialny za swoje uczynki, nawet jeśli tego nie chce. Inni ludzie płacą niekiedy za twoje błędy, ale ty sam zapłacisz za nie na pewno, i to podwójnie. Jeśli inni próbują być odpowiedzialni za ciebie, to tylko pogłębia dramat.
8. Miłość jest zawsze przyjazna, lęk – zawsze wrogi.
Lęk przytłacza nas przymusem, obowiązkami, oczekiwaniami, nie ma w nim szacunku, jest unikanie odpowiedzialności i litość. Jak możemy się czuć dobrze, skoro cierpimy z powodu paraliżującego lęku? Czujemy się ofiarami, jesteśmy źli, smutni, zazdrośni lub opuszczeni.
Złość jest tylko lękiem w przebraniu.
Smutek to też lęk w masce.
I zazdrość również.
Z pomocą tych wszystkich emocji wypływających z lęku i z całym towarzyszącym mu cierpieniem możemy najwyżej udawać, że jesteśmy przyjaźni. Nie jesteśmy przyjacielsko nastawieni do otoczenia, ponieważ nie czujemy się dobrze, nie jesteśmy szczęśliwi. Jeśli jesteś na ścieżce miłości, nie masz obowiązków i oczekiwań. Nie litujesz się ani nad sobą, ani nad partnerem. Jesteś szczęśliwy i uśmiech zawsze gości na twej twarzy. Czujesz się dobrze ze sobą, nie martwisz się o siebie, jesteś szczęśliwy i przyjazny. To powoduje, że jesteś szczodry i szlachetny, i otwiera ci wszystkie drzwi. Miłość jest wspaniałomyślna, a lęk egoistyczny, troszczy się tylko o siebie. Egoizm zamyka wszystkie drzwi.
9. Miłość jest bezwarunkowa.
Lęk stawia mnóstwo warunków. Na ścieżce lęku będę cię kochać, jeśli pozwolisz mi sobą rządzić, jeśli będziesz dla mnie dobry, jeśli dopasujesz się do wizerunku, jaki ci stworzę. Ja zdecyduję, jaki masz być, a ponieważ nigdy taki nie będziesz, uznam, że to właśnie ty jesteś temu winien.
Nieraz będę się za ciebie wstydzić, bo nie jesteś taki, jak sobie życzę. Jeśli nie wciśniesz się w te ramki, które ci wykreślę, będziesz mi zawadzać, drażnić, stracę do ciebie cierpliwość.
Ja tylko udaję uprzejmość.
10. Na ścieżce miłości nie ma żadnych jeśli, nie ma warunków.
Kocham cię bez powodu, bez uzasadnienia. Kocham cię takim, jaki jesteś. Jeśli nie podoba mi się, jaki jesteś, lepiej związać z kimś innym, kto będzie mi odpowiadał. Nie mamy prawa nikogo zmieniać i nikt nie ma prawa zmieniać nas. Jeśli mamy zamiar się zmienić, to dlatego, że sami tego chcemy, dlatego że nie chcemy cierpieć ani chwili dłużej.
*
Większość ludzi przeżywa całe swoje życie na ścieżce lęku. Pozostają w swoich związkach, ponieważ uważają, że muszą. Zmagają się z bezlikiem oczekiwań, jakie mają względem partnera i siebie. Cały ten dramat, całe cierpienie wynika stąd, że posługujemy się kanałami komunikacyjnymi, które powstały jeszcze przed naszymi narodzinami. Ludzie sądzą i są sądzeni, plotkują na siebie, plotkują z przyjaciółmi i z każdym, kto ma na to ochotę. Sprawiają, że poszczególni członkowie rodziny nienawidzą się nawzajem. Gromadzą emocjonalną toksynę i przelewają ją na swoje dzieci. „Popatrz tylko na swego ojca, na to, co mi zrobił! Nie bądź taki jak ojciec! Wszyscy mężczyźni są tacy! Takie są wszystkie kobiety!” To właśnie robimy ludziom, których powinniśmy kochać najbardziej – naszym dzieciom, przyjaciołom, rodzicom.
Na ścieżce lęku istnieje tak wiele warunków, oczekiwań i obowiązków, że tworzymy mnóstwo reguł, tylko po to, by osłonić się przed emocjonalnym bólem. Tymczasem nie powinno być żadnych reguł. Wszelkie prawidła wpływają i zakłócają jakość odbioru naszych kanałów komunikacyjnych. Jest tak dlatego, że kiedy się boimy – kłamiemy. Jeśli się spodziewasz, że będę taki, jakim chciałbyś mnie widzieć, poczuwam się do obowiązku, żeby spełnić to oczekiwanie. Tymczasem wcale taki nie jestem. Kiedy jestem szczery, kiedy jestem taki, jaki jestem, nie akceptujesz mnie, czujesz się zraniony. Więc następnym razem skłamię, ponieważ boję się odrzucenia. Boję się, że mnie zbesztasz, oskarżysz, uznasz za winnego, ukarzesz. A ty ciągle o tym pamiętasz i wymierzasz mi karę znowu i znowu, i znowu – za ten sam błąd.
Na ścieżce miłości jest sprawiedliwość. Jeśli popełnisz błąd, zapłacisz za niego tylko raz, a jeśli naprawdę siebie kochasz, będziesz się uczyć na błędach. Na ścieżce lęku nie ma sprawiedliwości. Za ten sam błąd płacisz tysiące razy. Tak się rodzi poczucie niesprawiedliwości, które otwiera mnóstwo emocjonalnych ran. I oczywiście potem z góry nastawiasz się na niepowodzenie. Ludzie robią dramat ze wszystkiego, nawet z rzeczy bardzo prostych i mało istotnych. Postrzegamy te dramaty jako normalne związki, ponieważ pary kroczą ścieżką lęku.
Dwie połówki w związku
W każdym związku są dwie połówki. Jedną połówką jesteś ty, a drugą twój syn, twoja córka, twój ojciec, matka, przyjaciel czy partner. Z tych dwóch połówek odpowiadasz tylko za swoją połowę. Nie odpowiadasz za tę drugą. To nieważne, na ile bliska, jak ci się wydaje, jest ci ta osoba, czy jak bardzo ją kochasz. Po prostu nie ma możliwości, abyś mógł odpowiadać za coś, co jest w głowie drugiej osoby. Nigdy nie wiesz do końca, co ona czuje, w co wierzy, z jakich wychodzi założeń. Nie wiesz o niej niczego. Nie potrafimy zrozumieć takiej prostej i w gruncie rzeczy oczywistej prawdy. Ciągle próbujemy przejąć odpowiedzialność za drugą połowę i dlatego związki w piekle są oparte na lęku, nieszczęściu, walce o władzę.
Jeśli walczymy o sprawowanie kontroli, wynika to z braku szacunku. Tak naprawdę wcale nie kochamy. To egoizm, a nie miłość. Chodzi nam tylko o te małe dawki, które sprawiają, że czujemy się dobrze. Kiedy nie mamy szacunku, zaczyna się wojna o władzę, ponieważ każdy chce odpowiadać, czyli decydować za drugiego. Muszę cię kontrolować, ponieważ cię nie szanuję. Muszę odpowiadać za ciebie, bo jeśli coś ci się stanie, zrani to i mnie, a ja nie chcę bólu. Zresztą jeśli zobaczę, że jesteś nieodpowiedzialny, będę cię przez cały czas poszturchiwać, żeby przypomnieć ci o odpowiedzialności. Odpowiedzialności z mojego punktu widzenia. Choć to wcale nie oznacza, że mam rację.
Oto co się dzieje, kiedy przychodzimy ze ścieżki lęku. Ponieważ nie mam dla ciebie szacunku, postępuję tak, jakbyś nie był wystarczająco dobry albo wystarczająco inteligentny, żeby wiedzieć, co jest dla ciebie dobre, a co złe. Wychodzę z założenia, że nie jesteś wystarczająco silny, aby podjąć wyzwanie i zadbać o siebie. Muszę przejąć kontrolę, więc mówię: „Pozwól, że zrobię to za ciebie” albo: „Nie rób tego”. Staram się podporządkować sobie twoją połowę związku i zapanować nad całością. Jeśli przejmę kontrolę nad całym naszym związkiem, co się stanie z twoją rolą? Zniknie.
Tylko z drugą połową możemy dzielić się przeżyciami, cieszyć się, tworzyć razem najpiękniejszy sen.
Tymczasem druga połowa ma zawsze swój własny sen, swoją własną wolę, nigdy nie zawładniemy owym snem, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Mamy więc wybór: możemy działać przeciwko sobie i walczyć o władzę albo stworzyć drużynę. W drużynie zawsze gra się ze sobą, a nie przeciwko sobie.
Jeśli grasz w tenisa, masz partnera i jesteście drużyną. Nigdy nie występujecie przeciwko sobie. Nigdy. Nawet jeżeli różnicie się stylem gry, macie ten sam cel: bawić się razem, razem grać, być kumplami. Jeśli masz partnera, który narzuca ci swój styl gry i mówi: Nie, nie graj w ten sposób, graj tak! Nie, źle to robisz!” – gra przestaje być dla ciebie zabawą. W końcu w ogóle nie chcesz grać z takim partnerem. Zamiast tworzyć drużynę, twój partner chce ci narzucić sposób gry. Brak myślenia zespołowego zawsze powoduje konflikty. Jeśli popatrzysz na swoje partnerstwo, swój romantyczny związek, jak na drużynę, wszystko samo się naprawi. W związku, tak jak w grze, nie chodzi o wygrywanie i przegrywanie. Chodzi o samą grę. Grasz, ponieważ chcesz się bawić.
Uświadomiwszy sobie, że nikt nie
może sprawić, że będziesz szczęśliwy,
ponieważ szczęście jest rezultatem
miłości emanującej z ciebie,
posiądziesz wiedzę o Sztuce Miłości
i staniesz się Mistrzem.
Na ścieżce miłości dajesz więcej, niż bierzesz. I oczywiście kochasz siebie samego na tyle, by nie pozwolić wykorzystywać się egoistom. Nie szukasz odwetu, ale podajesz jasne komunikaty. Możesz powiedzieć: „Nie podoba mi się, że próbujesz mnie wykorzystywać, że mnie nie szanujesz, że jesteś dla mnie niegrzeczny. Nie potrzebuję kogoś, kto mnie będzie obrażał słownie, emocjonalnie, fizycznie. Nie muszę bez przerwy słuchać twoich narzekań. Nie chodzi o to, że jestem lepszy od ciebie, lecz o to, że kocham piękno. Kocham śmiać się. Kocham bawić się. Kocham kochać. To nie znaczy, że jestem egoistyczny, po prostu nie potrzebuję obok siebie kogoś, kto czuje się ofiarą. To nie znaczy, że cię nie kocham, ale nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za twój sen. Jeśli zwiążesz się ze mną, będzie to bardzo trudne dla twojego Demona, ponieważ w ogóle nie będę reagować na twój „balast ran”. To nie jest egoizm, to miłość i szacunek dla nas samych. Egoizm, władczość i lęk zniszczą niemal każdy związek. Szlachetność, wolność i miłość są zaczynem najpiękniejszych związków – niekończącego się romansu…
Ruiz Don Miguel – Ścieżka Miłości. Sztuka budowania związków.
Inne posty z tej kategorii tematycznej :
• Czy wrażliwość ma zawsze złe skutki?
• Zasady udanego związku miłości
• Inni ludzie są Twoim zwierciadłem
• Kogo wybierasz na partnera w
związku? Lęk przed autentyczną bliskością
• Toksyczny związek, jak go uniknąć?
Sir said:
True
A co do bycia nieświadomym, to nie masz się o co martwić, bo większość ludzi taka jest, śmiem nawet założyć, że Ty i ja się do nich zaliczamy.
mam nadzieje
vamas said:
wg mnie ocenianie jest przyuczone.
„Ta wredna, klamliwa baba – zawsze mnie oszukuje”
„Jezu, ci politycy to szuje”
„Dorwał się do władzy, to teraz kradnie..”
czy takie zachowanie to odruch?
Dowód że to nie jest odruch=
Najprostszy z możliwych: Można się tego oduczyć 🙂
prawda, ze czlowiek nie jest calkowita tabula rasa po urodzeniu…ale az z tyloma smieciami sie nie rodzi 🙂
Danuta said:
Sir, można jednak zaryzykować ostrożne twierdzenie, że niektórzy są bardziej a niektórzy mniej świadomi 😉
trueneutral said:
Vamas,
dokładnie. Osądy są wyuczone. A przynajmniej olbrzymia ich część. Na przykład – to że odejdzie od nas partner/partnerka nie jest złym przeżyciem. Jest takie dopiero wtedy, gdy tak to ocenimy. A dlaczego większość ludzi tak to ocenia?
Danuta,
no ale Sir chce być całkowicie nieświadomy, co zrodziło jego pytanie jak ma to zrobić?
terraustralis said:
Sir
A propos twojego marzenia aby byc nieswiadpmym. 🙂
Nie wiem czy to juz nie zapozno. To tak samo jak z biblijna Ewa zerwala zakazane jablko i sie uswiadomila. To jest chyba umowny moment poczatku cywilizacji. Przed zerwaniem tego jablka bylismy jak malpy. Siedzielismy na drzewach nadzy i bylo nam z tym dobrze. I to ta Ewa wszystko popsula.:)
terraustralis said:
True
Mi jest bardzo potrzebne osadzanie bo to ratuje mnie w wielu sytuacjach. A przynajmniej ratowalo ale mysle, ze dalej ratuje.
Jak podrozuje to caly czas osadzam i to dosc krytycznie. Na wszelki wypadek nie chodze do zatloczonych restauracji na Bali. Obserwuje bardzo ludzi i przewiduje od ktorego moge miec zagrozenie. Ty jestes Neutral-ny ale jakbym cie spotkal w jakiejs krytycznej sytuacji to trudno byloby mi ocenic Twoje zachowanie bo nie osadzasz (czyli sie czaisz 🙂
Kapac sie w oceanie u siebie tez nie chodze o 5-tej rano bo to czas zerowania rekinow.
One od dolu mysla, ze deska surfingowa to foka.
Odgryzaja ci reke lub noge i stwierdzaja, ze im to nie smakuje. No ale ty sie wykrwawiasz. 🙂
Stylion said:
Tak wiec widzicie ze bez oceniania mozna stracic zycie 🙂
terraustralis said:
Chyba po to jest, Stylion.
Ewolucja przedluzala rozwoj tylko cech, ktore pomagaly i pomagaja przetrwaniu.
Teraz ludzie sila sie na Wyzsza Swiadomosc bo codziennie nie musza sami zabic kury. Ida do supermarketu i maja ludka i skrzydelka ladnie opakowane. 🙂 Albo ida do Kentucky Fried Chicken, czy Mcdonaldsa.
Trzeba wrocic do zabijania jednej kury dziennie. 🙂
terraustralis said:
Przepraszam. Z ta kura to mialo byc dla Sir’a. On chcial sie odswiadomic i stac sie wiejskim chlopakiem. I przy zalozeniu, ze nie wierzy w reinkarnacje bo taka kura moze byc wcieleniem, kogos z rodziny. 🙂
Ale moje przeslanie jest takie: nie udawjcie uswiadomionych jezeli jecie kurczaki. Jezeli je sie mieso kurczakowe to nie mozna byc hipokryta i trzeba byc zdolna/ym do zabicia takiej kury/kurczaka wlasnorecznie.
Danuta said:
Yyyyy, nie zrozumiałam dokładnego związku między obiektywnym postrzeganiem zagrożenia a tworzeniem krytycznych ocen/osądzaniem innych ludzi na podstawie np. wcześniej wytworzonych uprzedzeń? 🙂
(ok, rekiny żerują, nie idę na plażę, stwierdzenie faktu, bez emocji)
Czym innym jest szacować sytuację pod katem zagrożenia życia a czym innym mówić:
Ty jesteś szowinistą! albo Ty jesteś manipulantem! albo Ty jesteś zgredą, etc.
Czy to naprawdę ratuje życie komukolwiek :)?
Jeśli ocenisz kogoś jako zgredę :)?
Czy to jest potrzebne?
Czemuś konstruktywnemu służy oprócz dania wyrazu swojemu złemu humorowi, chęci dokuczenia, pojechania komuś po ego, pokazania swego wyższego miejsca w stadzie ;)?
Takie ocenianie pokazuje rozkapryszenie i niedojrzałość emocjonalną, plus ciągłe nastawienie umysłu na wyszukiwanie rzeczy negatywnych w rzeczywistości dokoła. To tak jakby wrócić z wczasów i mówić stale o tym że jedzenie było nieurozmaicone, ale nie wspomnieć o pięknej pogodzie i czystym morzu. Ludzie o takich osobowościach są czasem nazywani wampirami energetycznymi 🙂 Nieprzyjemnie trzymać się blisko nich!
terraustralis said:
Wiem o czym mowisz Danuta..nie jestem poglupkiem. 🙂
Danuta, Jak juz oceniasz to oceniasz. Wiem oczym mowisz ale nie mozna rzograniczac jednego oceniania od drugiego. Zjawisko jest jedne. 🙂 Co do rekinow to podalem przyklad ze one tez oceniaja. Mysla, ze surfujacy na desce to foka i sie myla. Mieso ludzkie im nie smakuje. Co najwyzej odgryza noge i wypluja z niesmakiem. Wiec sie pomylily w swej ocenie. 🙂
Jak ocenie kogos za zgreda to w pewnych przypadkach tez mi pomoze. Wiec jest to korzystne.
Wiem ze powinno sie wszystkich kochac niczym Jezus, ale to jest ideal. Nikt nie jest idealem.
A zreszta jak jeste sam idealem a ktos inny nie jest to jest po stronie slabszych. Co ztego ze moja szlachetnosc zatriumfuje jak nie bede zyl. Trzeba byc elastycznym/a.
Co do wyzszego miejsca w stadzie to to sie przydaje. Mozna zalapac lepsza samice.
Wiec postuluje relatywizm i nie skazuje oceniania na zaglade. 🙂
trueneutral said:
Terra,
Danuta zauważyła ważną kwestię. Osądzanie to wydawanie sądów – to znaczy nadanie czemuś wartości dobre/złe. Gdy czemuś nadasz taką wartość to taka rzecz, osoba czy zdarzenie wywoła w Tobie jakąś reakcję, jeśli wystąpi. Zależnie od osądu. Natomiast to, żeby na przykład nie jeść nieświeżego mięsa, to nie jest osąd, tylko rozsądek. Nie musisz uważać, że nieświeże mięso jest złe albo dobre. Wiesz, że jeśli je zjesz, to możesz się rozchorować. Ale to nie czyni tego mięsa złym. Stwierdzając fakt i nie osądzając go jednocześnie jestem w stanie normalnie funkcjonować i przy tym być zadowolony. Albo przynajmniej nie być niezadowolony. To, że człowiek nie osądza nie oznacza, że jest kretynem albo że patrzy na świat przez różowe okulary. Po prostu widzisz fakty, nie nadając im wartości. To wszystko.
vamas said:
„Ale to nie czyni tego mięsa złym”
No…. na pewno nie dla much i bakterii 😉
Kryteria są zwykle tylko w głowie oceniającego, dlatego nie powinny być aż tak wiążące. Bywają przydatne, to prawda. Np. przy formułowaniu preferencji życiowych. Jednak czynienie z nich ostatecznego wyroku to chyba krok za daleko 🙂
Słuszne spostrzeżenie Trueneutral, że oceny tworzą emocje. Emocje które moga być dobre ale mogą być i negatywne, szkodliwe, rodzące napięcie i stres. Dlatego przywiązanie do oceny bywa obarczone czasem sporym wydatkiem energii.
terraustralis said:
True
Musze to przemyslec aby to ocenic. 🙂
Ale jest blisko polnocy co robi mnie sennym aby oceniac.
A jak jestjakas rewolucja to musisz ocenic po ktorej jestes stronie. Wiec co z tym ?
Musisz miec jakies poglady polityczne…..
Musisz powiedziec czy jedzenie miesa jest moralnie o.k. czy tez nie. brakuje mi wielu przykladow bo zapadam w sen. 🙂
tatus007 said:
Również rozrózniłbym przydatne ocenianie, które kolega Treuneutral nazwał zdrowym rozsadkiem(ocena niebezpieczeństwa np), od szafowania sądami, dzieki których wygłaszaniu czujemy sie lepsi od tego kogo zgnoilismy i ego rośnie jak balon z ciepłym powietrzem.
To jest bardzo krótkotrwała sprawa- takie poczucie że coś zyskaliśmy gdy kogoś nazwaliśmy zzgredą.
Popatrz, jak oceniasz, separujesz sie od tego co ocenileś, tworzysz linie graniczną. To wy- zgredy i ja, ten co nie ma nic wspolnego z zgredostwem.
Czy jednak… rzeczywiscie?
Jesli kogos skrytkowalem znaczy uderzyl jakas czula nutke we mnie, wywolal jakas emocje.
Dlatego zgodze sie z Terrauastrali ze ocenianie moze byc przydatne jako narzedzie samodiagnostyki!
:Mam pokuse kogos zjechac — oho! Uwaga!
Moze zatem watro podrazyc temat: dlaczego tak mnie zdenerwowal!? I czegos sie o sobie dowiedziec?
terraustralis said:
Mnich buddyjski powiedzial mi jak poznac czy cos jest zle czy dobre lub mniej zle.
Jezeli zabijesz muche to nie ma tragedii, jest spoko.
Ale jak zabijesz kure to juz cie bardziej boli.
Taka kura po ucieciu glowy lata jeszcze po podworku.
A jak zabijesz czlowieka to juz bardzo zle sie czujesz. 🙂
zenforest said:
tatus007
Bardzo ciekawa próba pogodzenia dwóch punktów widzenia:) Masz plusa ode mnie 🙂
terraustralis said:
Mi chodzi ogolnie O SAMO ZJAWISKO OCENIANIA.
JAK JUZ OCENIASZ TO OCENIASZ ABSOLUTNIE WSZYSTKO.
🙂 czy nie jest tak ?
terraustralis said:
Inna sprawa jest, ze oceniajac NIE MUSIMY TEGO zawsze ARTYKULOWAC.
Ale tu jest „kosc niezgody” z True bo on nie chce ani oceniac ani tego artykulowac.
Szanuje jego wybor.
Buona notte. 🙂
vamas said:
terrastralis, ja rozumiem – mówisz o samym mechanizmie, jak odbywa sie ocenianie, czyli patrzysz na cos i myslisz : to sie przyda, to sie nie przyda, to potencjalnie szodliwe, to pomocne, to zagraza to nie zagraza.
Teoretycznie gdy kogos krytykujemy to tez jest w pewien sposob „zmniejszanie zagrozenia” bo np dolujemy osoby ktore moglaby byc dla nas zagrozeniem, oslabiajac ich rozped.
Wiec cos w tym jest.
Tym niemniej, czesc z tych zagrozen jest dosc iluzoryczna i poddawanie sie przekonaniu ze jak nie zjade kolegi przy szefie, tylko pochwale, to on mnie wygryzie predzej czy pozniej – jest chyba..dowodem na to ze ma sie wnetrze wypelnione masa piewrotnych lekow 😉 I potrzeba nam jeszcze dlugiego leczenia kompleksów 🙂
Stylion said:
Osadzanie czy tez ocenianie czegos/kogos, przewidywanie, to cechy wynikajace z naszego obserwowania rzeczywistosci. Jesli ktos mowi ze ocenia plywanie dzis w oceanie bez emocji to to jest nieprawda. Kazda czynnosc wymaga zangazowania ukladu nerwowego czyli chcac nie chcac wytwarzamy emocje. Co innego, ze nie czujemy ich tak jak w momencie zagrozenia kiedy to uklad zaczyna sie przygotowywac do ataku lub ucieczki. Nie chodzi mi tu juz o stopniowanie emocji ale o sam fakt, ze one sa caly czas kiedy jestesmy swiadomi. Potrafimy z nimi zasypiac i budzic sie na czas kiedy tego bardzo potrzebujemy. Do pewnego stopnia mozemy kierowac emocjami ale nierzadko to sie nie udaje poniewaz dzialamy w wiekszosci czasu nieswiadomie. Jesli mamy tzw spokoj to emocje ktorych doswiadczamy sa jakby pod gruba powloka nie robia z naszym oragnizme nic wiecej poza tym co robimy w danej chwili. Obserwacja i emocje w wyniku tejze to czysta fizyka sprzezen zwrotnych. Nasze zachowanie zalezy od naszych zapamietanych obserwacji i wg tego pamietnika postepujemy w nowych sytuacja czesto mylac sie w ocenach, lub tez ignorujemy sygnaly dochodzace z glebi swiadomosci. Kazdy to wie kiedy probuje lamac przepisy drogowe na przyklad. Podziwiam szczera chec dokonywania wyraznych podzialow i stopniowanie zachowan. Zycie i tak weryfikuje wszelkie statystyki.Tym ze mozemy siebie obserwowac roznimy sie od zwierzat ale uparte trzymanie sie kanonow wyznaczanych przez wplywowa grupe, spoleczenstwo, rodzine sprowadza nas znowu do roli stada ktore w poplochu ucieka przed piankowym marynarzykiem wielkosci wiezy Eifla.
trueneutral said:
Stylion,
przeczytaj, jeśli chcesz, „Racjonalna terapia zachowania” prof. Maultsby’ego. Oczywiście, jeśli chcesz poznać spojrzenie z innej perspektywy. (nieco innej)
Stylion said:
Czy ta pozycja jest w necie.?
Felicita said:
Nie wiem, czy do końca w życiu da się wyplenić z siebie nawyk wartościowania, oceniania. W końcu zawsze ktoś robi na nas pozytywne lub negatywne wrażenie (odczuwane subiektywnie inaczej dla różnych ludzi). Myślimy sobie, ten facet jest taaaki inteligeeentnty, tamta laaaska ma takie dłuuugie nogi i od razu uśmiech wykwita na twarzy. Jedna książka nas interesuje, inna wręcz nudzi, itd, itd.
Sytuacja sporna jak dla mnie zaczyna się w momencie oceniania głównie negatywnego jakiejś osoby, rzeczy, zjawiska.Wtedy zaczynamy się złościć,dąsać, pocić, reagować histerycznie, strachliwie i cały wachlarz by wymieniac jak to na nas wpływa stresogennie.
Widząc pająka może komuś się automotycznie pojawić odruch wstrętu. O innych robaczkach nie będę wspominać. No i tu właśnie może pomóc brak oceny minusowej zjawiska – gdy sie zanotuje fakt, że to tylko jakieś żyjątko spośrod tylu milionów innych, można odetchnąć z ulgą.Można się już tego czegoś przestać brzydzić i bać.Tą zdolność do naturalnej obserwacji notującej samej fakty chętnie bym wykorzystywała w sytuacjach wcześniej ocenianych przeze mnie negatywnie.
Całkowite wyzbycie sie emocji w życiu, zwłaszcza tych radosnych, przyjemnych, jawi mi się jako utrata czegoś typowo ludzkiego. To tak jakbym widząc „przepiękny zachód slońca” miała sobie jedynie pomysleć -„zachód slońca” piekny i niepiękny..taki jaki ma być..
Ale może.. do tego kiedyś dojdę..
Logika mi podpowida, że albo notujemy same fakty i obserwujemy rzeczy takimi jakie są i już, albo właśnie nadajemy im koloryt emocjonalny..A może inteligencja emocjonalno-racjonalna polega na tym, żeby wiedzieć kiedy to robić, a kiedy nie..
Eliszka said:
Temat ‚ zasady udanego związku’ skupił się w końcowej fazie dyskusji na ocenianiu lub też nie.
Mój ‚problem’ dotyczy nie ogólnikowych bardzo pojęć, sytuacji i postaw. Jest bardzo konkretny i bardzo dotyczący związku/nie cierpię tej nazwy/.
I nie dotyczy oceny, jako takiej, lecz przetrawienia w sobie widoku, wyglądu, zachowania, postawy. Mam dylemat, by patrząc nie widzieć, staram się nie patrzeć, a widzę. Ocena nie może być pozytywna, bo nie może, bo minimum wrażliwości i estetyki nie pozwoli na akceptację.
Ostatnio studiuję ‚ uzdrawianie pola życia’ autorstwa Ewy May, jest dołączona płyta medytacyjna i próbuję całą siłą woli ‚przejść’ siebie i swoją ocenę. Nie widzę perspektyw i możliwości, jak na razie.
Jak sobie z tym poradzić?