Osho „Budda drzemie w Zorbie” –
Istnieją dwa typy sannyasinów. (uczniów)
Jedni odrzucają życie, pogrążają się w umyśle, przybierają postawę przeciw życiu i uciekają od świata w Himalaje. I ten typ sannyasinów stanowi większość, gdyż odrzucenie życia jest proste.
Jaka może być w tym trudność?
Jeśli chcesz uciec – możesz uciec!
Możesz porzucić żonę, dom, dzieci, pracę, i naprawdę będziesz czuł się odciążony, gdyż twoja żona stała się ciężarem, codzienna praca, zarabianie pieniędzy… masz już tego dość!
I będziesz czuł się odciążony.
A co będziesz robił w Himalajach?
Cała energia stanie się umysłem, będziesz powtarzał: „Ram, Ram, Ram…”, będziesz czytał Upaniszady i Wedy, będziesz zgłębiał wielkie prawdy, będziesz rozmyślał o tym skąd świat przychodzi, dokąd świat zmierza, kto stworzył świat i dlaczego, co jest dobrem a co złem… będziesz tak kontemplował, myślał, kontemplował… Wspaniałe rzeczy!
Twoja cała życiowa energia uwolniona od innych rzeczy, teraz pogrąży się w umyśle: staniesz się umysłem.
A ludzie będą darzyć cię szacunkiem, gdyż odrzuciłeś życie i jesteś wielkim człowiekiem! Tylko głupcy rozpoznają w tobie wielkiego człowieka, tylko oni potrafią to rozpoznać, gdyż jesteś największym z nich i będą czołgać się u twych stóp, gdyż uczyniłeś wielki cud!
Ale co się stało?
Odrzuciłeś życie by być umysłem.
Odrzuciłeś całe ciało, by być głową, a to przecież głowa była problemem!
Zachowałeś, zatem swoją chorobę i odrzuciłeś wszystko. Teraz umysł będzie rósł jak rak. Będzie powtarzał mantry, imiona boga, będzie robił wiele rzeczy, które w końcu staną się rytuałem, powtarzaniem. Umysł jest jak zepsuta płyta, jego istotą jest powtarzanie. A życie jest zawsze nowe, jego naturą jest nowość. Jak zatem umysł i życie mogą się spotkać?
Mistrzowie Zen należą do drugiej kategorii sannyasinów (uczniów, poszukujących, przypis autorki bloga), którzy odrzucili umysł i żyją życiem.
Mogą żyć życiem głowy rodziny, mogą mieć żonę i dzieci, mogą uprawiać ziemię, zajmować się gospodarstwem, kopać ziemię, ważyć len w spiżarni.
Hindus nie potrafi zrozumieć, dlaczego Oświecony człowiek ma ważyć len – to przecież taka prozaiczna czynność.
Lecz Mistrz Zen odrzuca umysł i żyje życiem w całej jego totalności. Staje się prostą egzystencją.
Zatem pamiętaj, jeśli odrzucasz życie i żyjesz umysłem, wtedy jesteś nieprawdziwym sannyasinem, jesteś pseudo-sannyasinem.
A być pseudo jest zawsze łatwiejsze od bycia prawdziwym.
Żyć z żoną i jednocześnie być szczęśliwym jest naprawdę trudno. Pracować w sklepie, biurze, fabryce i jednocześnie być szczęśliwym – to jest prawdziwa trudność.
Cóż trudnego w tym, że porzucasz wszystko, siadasz pod drzewem i jesteś szczęśliwy?
Przecież każdy byłby w tym momencie szczęśliwy: nie ma nic do zrobienia i można być niezależnym.
Ale gdy wszystko jest na twojej głowie, wtedy pojawia się przywiązanie.
Stąd, gdy robisz wszystko i jednocześnie nie przywiązujesz się; gdy żyjesz w środku tłumu, w środku świata i jednocześnie samotnie, wtedy pojawia się coś naprawdę prawdziwego.
Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że nie czujesz gniewu będąc samotny. Gniew jest reakcją, musi się ku komuś skierować. Ale gdy ktoś żyje wśród innych, właśnie wtedy nie być rozgniewanym jest sztuką.
Gdy nie posiadasz pieniędzy, domu; nie posiadasz niczego i nie jesteś przywiązany – co to za trudność? Ale sztuką jest nie przywiązywać się, gdy posiadasz wszystko: wtedy osiągasz coś głębokiego.
Pamiętaj, że wszystko, co jest prawdziwe, piękne i dobre: miłość, życie, medytacja, ekstaza, szczęście – wszystko to istnieje w świecie, ale jednocześnie poza nim.
Żyjąc z ludźmi, a jednak samotnie. Robiąc wszystko, nie będąc aktywnym. Żyjąc zwykłym życiem, ale i nie identyfikując się z nim. Pracując tak jak inni, a jednak pozostając z boku. Będąc w świecie i poza nim. To paradoks.
Jeśli go zrozumiesz, wtedy osiągniesz szczyt. Łatwo jest żyć w świecie będąc przywiązanym, tak samo łatwo jest żyć poza światem będąc niezależnym. Znacznie trudniej jest połączyć te zjawiska.
Szczyt jest dostępny tylko wtedy, gdy życie jest złożone. Tylko w złożoności pojawia się najwyższe.
Jeśli chcesz być prosty, możesz wybrać jedną z wymienionych możliwości, ale wtedy utracisz złożoność. Jeżeli nie potrafisz być prosty w złożoności, będziesz egzystował jak zwierzę, lub jak ktoś w Himalajach – ktoś, kto wyrzeka się życia, nie musi chodzić do sklepu, nie posiada żony ani dzieci… W Himalajach nie jesteś przywiązany, ale jesteś tylko jedną muzyczną nutą. Jeśli żyjesz w świecie i jesteś przywiązany, wtedy też jesteś pojedynczą nutą. Ale jeśli żyjesz w świecie i JEDNOCZEŚNIE poza nim – nosząc Himalaje we własnym sercu – wtedy stajesz się harmonią, akordem. Akord powstaje z połączenia odmiennych dźwięków, syntezy przeciwieństw; jest mostem łączącym dwa przeciwległe brzegi.
Żyłem wśród wielu ludzi, którzy wyrzekli się życia.
Obserwując ich Zauważyłem, że stają się podobni do zwierząt. Nie dostrzegłem w nich żadnej doskonałości, przeciwnie: oni się cofają. Oczywiście ich życie ma mniej napięć, tak jak życie zwierząt. Ale w rzeczywistości oni tylko wegetują. Jeśli ich spotkasz, zobaczysz, jacy są prości, nie istnieje w nich złożoność. Ale zabierz ich do świata – odkryjesz w nich złożoność większą od twojej, gdyż różne sytuacje sprawią im ogromne trudności, i wtedy wyjdzie na jaw wszystko to, co było przez nich tłumione.
[…]
Religijni prorocy, mesjasze i zbawiciele zdominowali cię duchowo, co jest bardziej niebezpieczne niż dominacja polityków, gdyż obejmuje twoje życie nie tylko z, zewnątrz, ale i od wewnątrz. Dominacja ta stała się twoją moralnością, stała się twoim sumieniem, stała się twoim duchowym istnieniem. Przez religie stajesz się nienaturalny, perwersyjny i neurotyczny, gdyż zaprzeczasz swojej prawdziwej naturze i instynktom.
Religie mówią ci, co jest dobre, a co złe i musisz się z tym zgadzać, gdyż w przeciwnym razie zaczynasz czuć się winny, a poczucie winy jest jedną z największych duchowych chorób. To metoda, aby cię zniszczyć, wykorzystać, upokorzyć i pozbawić szacunku dla samego siebie. Gdy zaczynasz myśleć: „Tak, jestem winny, jestem grzesznikiem”, wtedy ich robota jest gotowa – potrzebny jest ktoś, kto cię zbawi.
Jesteś doskonały.
Jeśli ktoś mówi, że musisz stać się doskonały, strzeż się go – to twój wróg.
Nie pozwól mu zatruć twojego życia. Nie pozwól mu ciebie zniszczyć. Nie próbuj być doskonały, gdyż wpadniesz wtedy w martwy schemat
przygotowań, przygotowań, przygotowań.
I zniszczysz TEN moment dla innego momentu, który nigdy nie nadejdzie.
I zniszczysz TO życie dla jakiegoś innego, które w ogóle nie istnieje.
I zniszczysz TEN świat dla jakiegoś innego świata, dla jakiegoś raju, dla jakiejś nirwany.
Poświęcając teraźniejszość dla przyszłości wpadasz w sidła śmierci.
Jutro jest piekło. Dziś jest nirwana!
Ale umysł traktuje nirwanę tak, jakby istniała ona w przyszłości.
I wtedy nawet nirwana staje się koszmarnym snem.
Myśl, że musisz być doskonały, czyni cię niedoskonałym teraz.
Powodem tego jest porównywanie się, ciągle porównujesz się do innych. Ktoś jest piękniejszy, ktoś jest silniejszy, ktoś jest bardziej szczery, ktoś jest mądrzejszy.
Zapominasz o jednej rzeczy: ty to ty. I nie możesz być kimś innym. Gdy zaakceptujesz teri fakt, nastąpi przemiana. Zaczniesz żyć. Nie musisz się już szarpać, by być kimś innym. Koniec z porównywaniem się, koniec ze współzawodnictwem.
Poszukiwanie jest chorobą.
Nie rób z tego gry ego… gdyż, kiedy ktoś przychodzi i mówi, że szuka Boga, widzę w jego oczach błysk ego – potępienie świata.
Widzę jego dumę, on przecież nie jest zwykłym człowiekiem, nie należy do przeciętności, jest wyjątkowy, nadzwyczajny. Nie szuka pieniędzy, szuka medytacji. Nie szuka czegoś materialnego, szuka czegoś duchowego.
Łatwo jest zmieniać przedmiot pragnienia, ale nie prowadzi to do przemiany. Pragniesz pieniędzy, władzy, potem zmieniasz przedmiot pragnienia i zaczynasz pragnąć Boga. Ale sam pozostajesz taki sam, gdyż ciągle pragniesz. Zasadnicza zmiana ma dokonać się w twojej podmiotowości, a nie w przedmiocie pragnienia.
Odrzuciłeś świat. Teraz szukasz Boga. Odrzuć proszę, także Boga. Będzie to wyglądało trochę niereligijnie, ale tak nie jest.
Niech życie będzie twoim jedynym bogiem. Żaden inny bóg nie jest potrzebny, gdyż wszyscy inni bogowie są ludzkim wymysłem. Albert Einstein powiedział: „jestem głęboko religijnym niewierzącym.” Istotnie. Religijna osoba nie może być wierząca. Wiara jest jak rękawiczka, otacza cię i nigdy nie dotykasz życia bezpośrednio. Osoba religijna jest naga w tym właśnie znaczeniu: nie jest otoczona pancerzem wiary. Dotyka bezpośrednio życia.
Boga nie ma. Jest życie. Proszę, nie szukaj boga. Nirwany nie ma. Jest życie. Proszę, nie szukaj nirwany. Jeśli zaprzestaniesz szukania nirwany, odnajdziesz ją ukrytą w samym życiu. Jeśli zaprzestaniesz szukania boga, odnajdziesz go w każdej cząsteczce, w każdej chwili życia. Bóg to inna nazwa życia. Nirwana to inna nazwa życia. Ale ty tylko słyszałeś słowo „życie”, nie jest ono dla ciebie przeżytym doświadczeniem.
Lepiej nie przyklejać życiu żadnych etykietek, lepiej nie nadawać mu żadnych struktur i kategorii, lepiej pozostawić je w całej jego otwartości. Będziesz wtedy dużo piękniej doświadczał rzeczy, twoje doświadczanie będzie bardziej kosmiczne, ponieważ rzeczy tak naprawdę nie są podzielone. Egzystencja jest ekstatyczną całością, organiczną jednością. Najmniejsze źdźbło trawy, najmniejszy listek uschniętego drzewa ma taką samą wartość, jak największa gwiazda.
Tak naprawdę, życie jest proste – to radosny taniec. I cała ziemia może wypełnić się radością i tańcem, ale istnieją ludzie, którzy sporo zainwestowali w to, aby nikt się nie śmiał, gdyż życie to grzech i kara. Jak możesz być radosny, gdy ciągle wpajają ci, że życie jest karą; że cierpisz, bo popełniłeś złe uczynki i jest to rodzaj więzienia, do którego wtrącono cię właśnie po to, żebyś cierpiał.
Powiadam ci: życie to nie więzienie, to nie kara.
To nagroda dla tych, którzy na nią zasługują. Twoim prawem jest radość, i będzie grzechem, jeśli z tego prawa nie skorzystasz. Będzie to wbrew egzystencji, jeśli jej nie upiększysz i zostawisz ją taką, jaką zastałeś. Nie rób tego, uczyń egzystencję trochę piękniejszą, trochę szczęśliwszą, trochę bardziej aromatyczną.
Buddowie tańczyli! Widząc niewiarygodne, cudowne wydarzenie, radowali się. Jezus powtarzał ciągle swoim uczniom: Radujcie się! Radujcie się!
Oto całe moje nauczanie. Nie daję ci żadnego celu, żadnego kierunku. Po prostu czynię cię świadomym rzeczywistości życia – czym ono jest. Bądź w harmonii z życiem, bez idei, jakie powinno być i bez żadnych osobistych pragnień.
Pozwól życiu być takim, jakie jest i odpręż się.
Życie to jedyna religia.
Życie to jedyna świątynia.
Życie to jedyna modlitwa
Osho „Budda drzemie w Zorbie”
Artykuł z serii: Przypomnienie
Zobacz także:
Felicita said:
Indram, hehe, ja to czasem ironiczna kobieta jestem..Taki właśnie płaszczyk ochronny zakładam. 😉 Co kto szuka, ten znajduje..Sama poznałam kilka „wartościowych” osób w necie niekoniecznie od razu flirty i swawole z tego wychodziły, aczkolwiek wirtualność miała i ma wpływ na „rodzaj zauroczenia”, posłużę się tutaj zapożyczonym trafnie określeniem. 🙂 Nie neguję takiego sposobu poznawania ludzi.Czemu jeden sposób ma być lepszy od drugiego? Natomiast jeśli chodzi o przekraczanie granic świata wirtualnego i rzeczywistego muszą także nadarzyć się tzw. warunki sprzyjające, a przede wszystkim nieodparta chęć poznawacza. 🙂 Umiejętność budowania satysfakcjonujących relacji społecznych jest istotną funkcją rozwoju człowieka i jednym z czynników decydujących o ogólnym samopoczuciu jednostki. W życiu są potrzebne chwile wyciszania się, smakowania świata, siebie, wsłuchiwania się wgłąb swego jestetstwa oraz także chwile dzielenia się i odkrywania siebie nawzajem z drugim człowiekiem. A co do prawdziwości związków, do tego dodałabym to, że związek miłosny nie może opierać sie jedynie na karmieniu się duchowym, bo wtedy to też jest jedynie „iluzja” związku, „bardziej przyjaźń niż kochanie”.
Felicita said:
Pełny związek rodzi sie właśnie wtedy, gdy mamy okazję poznać obszary własnych słabości,wad, niedociągnięć, ograniczeń (lub tylko ich wyobrażeń).W psychologii zorientowanej na proces wyróżnia się jasne i ciemne mity relacyjne.Obszary oczekiwań,wzorców, z których składa się związek na płaszczyźnie świadomej i nieuświadomionej. Bycie z kimś to taka potrójna sztuka akceptacji: siebie, drugiej strony i związku jako całości.Każdy związek jest niepowtarzalny, inny i ma swoją wewnątrzną dynamikę. Bycie tzw. singlem także nie stoi na przeszkodzie w poczuciu życiowego spełnienia.
Felicita said:
Strofy wiary w umysł – sam tytuł łączy przeciwstawne konotacje.
Wyzwolenie od tego, co krepujące,uwierające codzienną egzystencję, jest w zasięgu otwartych lub zamkniętych oczu.W medytacji lub rozmowie.Nawet w chwili takiej jak ta.Zaczyna się w akcie pogodzenia się z tym co jest lub z tym czego nie ma.
Innym okiem o percepcji zdarzeń:
„Prawda jest przejrzysta, jej się nie zauważa, a kłamstwo jest
nieprzezroczyste, nie przepuszcza światła ani spojrzenia. Istnieje
trzecia możliwość, że prawda i kłamstwo są przemieszane, to zdarza się
najczęściej. Jednym okiem patrzymy przez prawdę i to spojrzenie na
zawsze ginie w bezkresie; drugim okiem patrzymy przez kłamstwo i nic nie widzimy.” Słownik chazarski
vamas said:
angielskie tłumaczenie jest lepsze
„Verses on the Faith Mind”
nie znaczy dokladnie tego samego
raczej poemat o wierzącym umyśle
albo o wierze umysłu
vamas said:
albo umysł wiary
BlueMind said:
Mi się ten nasz polski tytuł zawsze wydawał genialny. Jak to pierwszy raz przeczytałem to było duże „wow”:) W ogóle bardzo podoba mi się sposób w jaki ludzie zen dobierają słowa w swojej twórczości albo podczas wykładów. Z resztą cała ta kultura, ogrody, malarstwo.. lubię to:)
Polecam film „Baraka” Rona Fricke. Niby nie związany w sposób oczywisty z zen ale robi całkiem niezłe lądowanie na ziemi, ..jeśli wiecie co mam na myśli..:)
vamas said:
jest dobry o tyle że oddaje pewną sprzeczność, która znowu..nie zawiera w sobie sprzeczności, chociaż chyba dokładnie nie znaczy tego co oryginał
BlueMind said:
jestem w sumie też ciekaw oryginału. no bo po angielsku to na pewno 3 patriarcha tego nie napisał:)
Felicita said:
Wczoraj przed snem odpłynęłam w medytacji i faktycznie czułam pierwszy raz w życiu wibracje w okolicach głowy.To były nawet dość silne turbulencje.Pierwszy raz miałam takie doświadczenie i było całkiem niezwyczajne. Żadnych nieprzyjemnych lądowań nie było.. 😉
BlueMind said:
widać od razu klasę pilota. w turbulentnych warunkach miękkie lądowanie! 🙂
Felicita said:
Prędzej beginner’s luck 😉
zenforest said:
Mimo wszystko istniejące tłumaczenie choć trochę przekorne, jest całkiem w porządku. Może to dlatego że przywykłam, ale całkiem je lubię 🙂
Felicita, dziel się z nami swoimi doświadczeniami z medytacji. 🙂
Czasem wychodzi wiele ciekawych rzeczy, które mogą początkującym osobom trochę pomóc, a o których ludzie z dłuższą praktyką zwyczajnie zapominają!
Felicita said:
Medytacja dla mnie to wchodzenie w nowe kręgi doznań. Odczuwam coraz większy jej magnetyzm. Umiesz mnie podejść, Zen. 🙂 Zachęta do praktyk + pisanie komentarzy + wymiana doświadczeń. Nic tylko medytować. 🙂 Im więcej chętnych, tym lepiej. 😉
zenforest said:
Felicita, dla mnie wielką radością jest zawsze, ilekroć uda mi się kogoś zachęcić do medytacji. 🙂
Z jednym zastrzeżeniem – dana osoba nie może mieć żadnych leków czy wątpliwości odnośnie tego co odkryje w swoim wnętrzu. Musi mieć pewną odwagę 🙂 Inaczej medytacja może nie zadziałać tak jak powinna, tylko stanie się kolejnym mechanizmem wypierania i tłumienia.(+ źródłem frustracji)
jp75 said:
No własnie, jak można poznać, że się właściwie medytuje i gdzie można się tego nauczyć.Ja już parę razy podchodziłem do tego tematu, ale potem się zniechęcałem, bo nie wiedziałem czy to co robię to jest medytacja, czy może tylko siedzenie bez sensu.
BlueMind said:
BlueMind said:
oj coś mi się nie bardzo udało z tym blockquote:)) bardzo przepraszam:)
BlueMind said:
moja ulubiona technika medytacyjna:)
Felicita said:
Blumind, zachwycające i przepiękne opisy.. 🙂 Udaje mi się być w niemyślach.Dochodzą do mnie wiry energii,czuję je w okolicach różnych części ciała, jak się przesuwają, zmieniają obroty..Moje doświadczenie pustki nie jest puste..Pojawia się poczucie ekstremalnej jasności, pulsowania światła w okolicach oczu, i ogólnego stanu wyższej radości i spokoju, czasem takiego poczucia zatracenia się gdzieś..Każdą sesję odbieram inaczej,nie zastanawiam się narazie czy robię to dobrze czy nie, po prostu oddaję się temu i chłonę..Jednego dnia bolał mnie nadgarstek i podczas medytacji miałam wrażenie, że to miejsce jest zimniejsze od pozostałych,wręcz wiało chłodem. Po medytacjach wyostrzył mi się słuch, nieraz czuję jak moje uszy są nastawione na odbiór każdego nawet najmniejszego dźwięku.. Inny skutek jest taki, że przestałam robić kilka rzeczy jednocześnie, np. czytać książkę i słuchać muzykę w tle. Jeszcze niedawno takie coś tolerowałam, teraz wolę koncentrację zmysłów na jednej czynności. Te doświadczenia są bardzo trudno opisywalne,we mnie zostawiają głębokie ślady.
*********************************
Jaka harmonia lotu.. 🙂 Ech, aż mnie wparło w fotel z wrażenia. 🙂
trueneutral said:
Przede wszystkim – nie pytaj jak medytować, tylko to rób. Od gadania się tego nie nauczysz. Na początku będziesz się zapewne zastanawiać, czy robisz to dobrze czy źle. A ja powiem – nie da się źle medytować. Są różne poziomy medytacji, ale nigdy tego źle nie zrobisz. Jak ktoś Ci mówi, że robisz to źle, to znaczy, że sam nie wie o czym mówi. Twoje odpowiedzi przyjdą z praktyką, nie potrzebujesz żadnego instruktora, co by Cię pouczał. Gdy pojawią się jakieś myśli, to po prostu je obserwuj. Zapewne na początku będziesz sobie często myślał – „Ale nuda” , „To głupie” , „Co teraz powinienem odczuwać?” , „Nogi mi cierpną” . Te myśli to nic złego. Pojawiają się takie i inne – Ty po prostu ich nie łap. Nie próbuj ich też odganiać, bo to je wzmocni. Jeśli już „złapiesz” jakąś myśl, to nie przejmuj się tym – po prostu ją puść. Na początku będzie z pewnością sporo takich zdarzeń. Właśnie dlatego o medytacji nie ma co gadać, tylko trzeba ją praktykować. Dziecko zanim nauczy się chodzić, musi umieć się podpierać, raczkować i musi też wyrżnąć w glebę kilka razy. Nie ma w tym nic złego, po prostu trzeba ćwiczeń. Z medytacją jest tak samo.
Co do samej metody – ja polecam skupienie się na oddechu albo biciu serca. Ewentualnie jakiś dźwięk – na głos lub w myśli. Można też jakąś prosta mantrę powtarzać np. „OM MANI PADME HUM” . Jeśli chcesz, to słuchaj muzyki relaksacyjnej. Możesz też wyobrażać sobie swojego mentora np. Buddę. Jeśli chodzi o czas – na początek poleciłbym 3 razy dziennie po 10 minut. Rano, po przebudzeniu, przed snem i gdzieś w ciągu dnia. Ale to kwestia indywidualna. To Ty ustalasz sobie zasady. Popróbuj, eksperymentuj. Coś na pewno przypadnie Ci do gustu.
PS. Tak, wróciłem. Tylko napisałem Zen, że na wakacje jadę, i już, artykuł za artykułem. Chyba przestanę się odzywać. 🙂
trueneutral said:
Aha, co do mantry – warto wiedzieć co oznacza. Wszędzie można odszukać znaczenie, więc nie będę przynudzał.
Felicita said:
Blumind, przepiękna muzyka do filmiku.. Truneutral..jak dla mnie możesz „przynudzać”. 😉 Jestem wierną czytelniczką wszystkich komentujących.
zenforest said:
Ja dodam jeszcze do tej listy tak zwaną medytację dnia codziennego, czyli po prostu bezustanną, bezwysiłkową czujność, świadome postrzeganie każdego ruchu, gestu, każdego spojrzenia, wreszcie całego otoczenia, każdej myśli, każdego stanu uczuciowego, każdej intencji. Całkowite bycie w Teraz. Całkowita obecność.
Taki właśnie ciągły proces nieoceniającej obserwacji, jest również formą medytacji 😉
BlueMind said:
Felicita,
Zdaje się, że to soundtrack z „Pasji”. Chyba moment zmartwychwstania
Felicita said:
M.e.r.c.i.Blumind Wracam pamięcią do czasów premiery Pasji u nas i pamiętam, że w kinie byłam na niej z moim ówczesnym chłopakiem,będącym z wyboru – buddystą..Rozstaliśmy się wtedy z powodu różnic światopoglądowych.A tu takie przewrotne dzieje się toczą..Dorastam do tego,czego wcześniej nie rozumiałam.