Tagi
choroba, ciało, cierpienie, Dethlefsen, samopoznanie, symptom, symptomy, transformacja, transmutacja, uzdrowienie, zdrowie, zrozumienie, Świadomość
Opuszczamy, jednoznacznie i rozmyślnie, obszar „medycyny naukowej”.
Nie rościmy sobie pretensji do „naukowości”, gdyż punkt, z którego wychodzimy, jest zupełnie inny. Z rozmysłem wychodzimy poza ramy nauki, gdyż ta ogranicza się przecież do szczebla funkcjonalnego, tym samym jednocześnie uniemożliwiając zamanifestowanie się znaczenia i sensu choroby.
Postępując w ten sposób, nie wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom zagorzałych racjonalistów i materialistów; zwracamy się do ludzi gotowych podążać krętymi i bynajmniej nie zawsze logicznymi ścieżkami ludzkiej świadomości.
Dobrą pomocą w takiej podróży przez ludzką duszę są: obrazowe myślenie, fantazja, umiejętność kojarzenia, ironia i słyszenie podtekstów językowych. Nasza droga będzie wymagać – i to w znacznej mierze – umiejętności radzenia sobie z paradoksami i dwuznacznościami bez natychmiastowego wymuszania jednoznaczności poprzez niszczenie jej biegunów.
Ciało nigdy nie jest chore lub zdrowe, gdyż wyrażają się w nim jedynie informacje pochodzące ze świadomości.
Ciało samo z siebie niczego nie czyni, o czym każdy może się przekonać, obserwując zwłoki.
Ciało żywego człowieka zawdzięcza swe funkcje właśnie owym dwóm instancjom niematerialnym, które zazwyczaj nazywamy świadomością i życiem (duszą).
Świadomość przedstawia przy tym informację, która objawia się w ciele i podlega transpozycji do sfery widzialnej.
Świadomość ma się do ciała tak jak program radiowy do odbiornika.
To, co nieustannie dzieje się w ciele istoty żywej, jest wyrazem odpowiedniej informacji ewentualnie zagęszczenia odpowiedniego obrazu (obraz to po grecku eidolon, odpowiada mu zatem również pojęcie „idei”).
Gdy jakaś funkcja wymyka się spod kontroli, w mniejszym lub większym stopniu zaczyna zagrażać harmonii całości, wtedy mówimy o chorobie.
Choroba oznacza więc odejście od harmonii czy też zakwestionowanie zrównoważonego dotychczas porządku (później przekonamy się, że, widziana pod innym kątem, choroba jest właściwie ustanowieniem równowagi).
Zakłócenie harmonii dokonuje się jednak w świadomości na płaszczyźnie informacji i objawia się jedynie w ciele.
Ciało jest zatem sferą objawiania się i urzeczywistniania świadomości, a tym samym także wszystkich procesów i zmian, które dokonują się w świadomości.
Tak jak cały świat materialny jest jedynie sceną, na której przyjmuje kształt gra archetypów, stając się w ten sposób alegorią, tak i materialne ciało jest sceną, na której obrazy świadomości pragną uzyskać swój wyraz.
Dlatego gdy świadomość człowieka popada w stan nierównowagi, staje się to widoczne i odczuwalne w jego ciele jako symptom. Stąd wprowadzającym w błąd jest twierdzenie, że ciało jest chore – chory może być jedynie człowiek – natomiast owo bycie chorym objawia się w ciele jako symptom. (Gdy wystawia się tragedię, przecież nie scena jest tragiczna, lecz utwór!)
Symptomów jest wiele – ale wszystkie są wyrazem jednego i tego samego zdarzenia, które nazywamy chorobą, a które zawsze dokonuje się w świadomości człowieka.
Tak jak ciało nie może żyć bez świadomości, tak też bez świadomości nie może „chorować”.
W tym miejscu zapewne zrozumiałe stanie się zastrzeżenie, że nie akceptujemy przyjętego dziś powszechnie podziału na choroby somatyczne, psychosomatyczne, psychiczne i umysłowe. Tego rodzaju koncepcja raczej utrudnia niż ułatwia możliwość rozumienia istoty rzeczy.
Nasz sposób widzenia sprawy odpowiada do pewnego stopnia modelowi psychosomatycznemu, z tą wszakże różnicą, że odnosimy go do wszystkich symptomów, nie czyniąc żadnych wyjątków.
Rozróżnienie „somatyczny” /”psychiczny” można w najlepszym razie odnieść do płaszczyzny, na której symptom się manifestuje – ale jest ono bezużyteczne, gdy idzie o lokalizację choroby.
Starożytne pojęcie chorób ducha jest zupełnie mylące, gdyż duch nigdy nie może zachorować – w tym wypadku chodzi wyłącznie o symptomy, które manifestują się na płaszczyźnie psychicznej, a więc w świadomości człowieka.
Wraz z pojęciowym rozróżnieniem między chorobą (płaszczyzna świadomości) a symptomem . (płaszczyzna cielesna) nasz sposób widzenia choroby nieuchronnie ulegnie przemieszczeniu.
Działamy zatem jak krytyk, który próbuje poprawić złą sztukę teatralną nie poprzez analizę i zmianę kulis, rekwizytów i aktorów, lecz od razu zabiera się do samego tekstu.
Konsekwencją pojawienia się symptomu w ciele człowieka jest (w mniejszym lub większym stopniu) zwrócenie nań uwagi i przerwanie w ten sposób, niekiedy gwałtownie, dotychczasowej jednostajności życia.
Symptom jest sygnałem, który ściąga na siebie uwagę, zainteresowanie i energię, a tym samym powoduje zakwestionowanie normalnego, równomiernego toku życia.
Symptom wymusza na nas uwagę – czy chcemy tego, czy też nie.
To pochodzące z zewnątrz zakłócenie odczuwamy jako pewnego rodzaju dyskomfort i dlatego mamy zazwyczaj tylko jedno pragnienie: spowodować, by czynnik zakłócający zniknął. Człowiek nie lubi, gdy mu coś zakłóca normalny tok życia – dlatego podejmuje walkę z symptomem. Walka absorbuje, jest zajęciem przykuwającym uwagę – w ten sposób symptom powoduje sytuację, w której musimy się nim zająć.
Od czasów Hipokratesa medycyna szkolna próbuje wmawiać chorym, że symptom jest wydarzeniem mniej lub bardziej przypadkowym, którego przyczyn należy szukać w procesach funkcjonalnych.
By je zbadać, dokłada się znacznych starań. Medycyna szkolna starannie unika nadawania symptomowi znaczenia, odsyłając tym samym zarówno sam symptom, jak i całą chorobę w obszar pozbawionej znaczenia błahości.
Ale tym sposobem sygnał traci swą właściwą funkcję – symptomy zostają pozbawione znaczenia sygnalnego.
Cokolwiek w naszym organizmie manifestuje się jako symptom, jest ujawnieniem niewidzialnego procesu i przez swą funkcję sygnalną ma przerwać nasz dotychczasowy sposób po-stępowania, wskazać na fakt, że coś jest nie w porządku, i skłonić nas do zastanowienia się nad przyczyną.
Tu też nie byłoby rzeczą rozsądną wyładowanie złości na symptomie, a chęć jego wyeliminowania przez uniemożliwienie mu manifestowania się byłaby wręcz absurdalna.
Symptomu nie wolno zablokować, trzeba natomiast spowodować sytuację, w której okaże się zbędny.
Ale i tutaj trzeba odwrócić wzrok od symptomu i spojrzeć głębiej, jeśli mamy się nauczyć rozumienia znaczenia symptomu.
Wszakże na niezdolności do dokonania tego kroku polega problem medycyny szkolnej – jest za bardzo zafascynowana symptomami. Dlatego właśnie stawia na jednej płaszczyźnie symptom i chorobę, tzn. nie potrafi rozdzielić treści i formy.
Dlatego też z tak wielkim nakładem sił i środków technicznych medycyna szkolna zabiera się do leczenia narządów i części ciała – nigdy zaś człowieka, który jest chory.
Dążyy do tego, by kiedyś tam, w przyszłości, móc uniemożliwić pojawianie się jakichkolwiek symptomów, bez zastanowienia się, czy taka koncepcja może być w ogóle zrealizowana i czy ma sens.
To zdumiewające, w jak niewielkim stopniu rzeczywistość jest w stanie otrzeźwić rozgorączkowane głowy ludzi goniących za takim celem.
A przecież od czasów pojawienia się tak zwanej współczesnej medycyny naukowej liczba chorych nie zmniejszyła się nawet o ułamek procenta.
Jest, jak dawniej, tak dziś, tyle samo chorych – jedynie symptomy uległy zmianom.
Ten otrzeźwiający fakt próbuje się maskować różnymi statystykami, które odwołują się do określonych grup symptomów.
Tak na przykład z dumą obwieszcza się zwycięstwo nad chorobami zakaźnymi, zapominając jednocześnie wspomnieć, jakie inne choroby w tym okresie zyskały na znaczeniu i częstotliwości.
Patrzenie staje się uczciwe dopiero z chwilą, gdy zamiast symptomów widzi się „chorobę jako taką” – a liczba tych przypadków jak dotąd nie zmalała i z pewnością także w przyszłości nie zmaleje.
Podsumujmy raz jeszcze: choroba jest stanem wskazującym, że człowiek w swej świadomości przestał być w porządku czy też w harmonii.
Ta utrata wewnętrznej równowagi objawia się w ciele jako symptom.
Symptom jest zatem sygnałem i nośnikiem informacji, gdyż poprzez fakt swego pojawienia się przerywa dotychczasowy tok życia i zmusza nas do zwrócenia nań uwagi.
Symptom sygnalizuje nam, że jako świadoma istota, jesteśmy chorzy, tzn. wypadliśmy ze stanu równowagi naszych wewnętrznych sił duchowych.
Symptom mówi nam, że czegoś nam brakuje.
„Co panu dolega?” (po niemiecku gra słów: Was fehlt Ihnen = [dosł.] czego panu brakuje?) pytano dawniej chorego – ten zawsze odpowiadał: „Mam bóle”.
Choremu zawsze czegoś brakuje i jest to jakiś brak w świadomości – gdyby mu nie brakowało, byłby przecież zdrowy, tzn. cały i doskonały.
Jeśli wszakże czegoś mu do zdrowia brakuje, wtedy jest nie-cały, czyli chory.
Gdy człowiekowi udaje się pojąć ową różnicę między chorobą a symptomem, wtedy za jednym zamachem zmienia się jego zasadnicza postawa wobec choroby i sposób podejścia do niej.
Przestaje on traktować symptom jako swego głównego wroga, którego zwalczanie i zniszczenie jest celem najwyższym; odkrywa w nim partnera, który może mu pomóc odnaleźć to, czego mu brakuje, a tym samym przezwyciężyć rzeczywistą chorobę.
Tym razem symptom staje się nauczycielem, który pomoże nam zatroszczyć się o własny rozwój i własną świadomość, który potrafi też okazać się wielce surowy i twardy, jeśli będziemy lekce sobie ważyć to nasze najwyższe przykazanie.
Choroba zna tylko jeden cel: pozwolić nam wyzdrowieć.
Symptom może nam powiedzieć, czego nam na tej drodze jeszcze brak – wszakże pod warunkiem, że potrafimy zrozumieć mowę symptomów.
Ponowne nauczenie się języka symptomów jest zadaniem tej książki.
Mówimy ponowne nauczenie się, gdyż język ten istnieje z dawien dawna i dlatego nie trzeba go odkrywać, a jedynie ponownie odnaleźć.
Cały nasz język jest psychosomatyczny, a to znaczy, że zna on związki między ciałem a duszą.
Nauczmy się na nowo wsłuchiwać w tę dwuznaczeniowość naszego języka, a wtedy bardzo szybko usłyszymy i zrozumiemy, o czym mówią nasze symptomy.
Jeśli odważymy się wsłuchać w to, co mają nam do powiedzenia, i zaczniemy się z nimi komunikować, staną się naszym nieprzekupnym nauczycielem na drodze do prawdziwego uzdrowienia. Mówiąc, czego nam właściwie brak, zapoznając ze sprawami, które jeszcze musimy zintegrować w naszej świadomości, dają nam szansę uczynienia zbędnymi symptomów jako takich – właśnie poprzez proces uczenia się i przyswajania przez świadomość.
Tutaj tkwi różnica między zwalczaniem a transmutowaniem choroby.
Wyleczenie rodzi się wyłącznie z transmutowanej choroby, a nigdy z przezwyciężonego symptomu, gdyż wyleczenie zakłada, jeśli spojrzymy na to z samego tylko językowego punktu widzenia, że człowiek jest zdrowszy, a to znaczy w większym stopniu pełny, kompletny.
Wyleczenie polega na dołączeniu do niej elementu brakującego, jest zatem niemożliwe bez rozszerzenia świadomości.
Choroba i zdrowie są parą pojęć, które odnoszą się tylko do świadomości i nie mają zastosowania do ciała – ciało nie może być ani chore, ani zdrowe.
Mogą się w nim jedynie odzwierciedlać odpowiadające tym pojęciom stany świadomości.
Thorwald Dethlefsen – Przez chorobę do samopoznania
Powiązane posty
• Biografia staje się biologią. Jak być zdrowym? Krótki poradnik.
• Efekt placebo. Szokująca historia pewnego pacjenta.
• Stres i napięcie = początek choroby
Zind said:
@trueneutral
Coś kulawe te twoje tłumaczenia i jak wspomniano, tak samo szukasz bezpiecznych odpowiedzi w nauce i ze strachu przed nieznanym sięgasz do statystyk, racjonalizujesz wszystko, żeby co? nie wzięli cię za przesądnego? niepoważnego?
Taki ostrożny, taki pośrodku. Sceptyk. A to może poczucie wyższości? Ja, ten co nie wierzy w zabobon? Trochę ryzyka, stary! 🙂
Bzdura z tym „odsiewaniem”. Z takim podejściem to nie zauważysz nawet, że odsiewasz coś naprawdę ważnego, bo z góry nakleisz nalepkę, że to niezbadane więc czemu tym się zajmować.
Czemu nie mielibyśmy móc wszystkiego kontrolować?
To zależy tylko od poziomu świadomości, na niskim, mamy nikły wpływ na okoliczności życia, miotają nas nasze uwarunkowania, wpadamy w pułapki własnych wzorców. Wydaje nam się że świat się na nas uwziął. Na wyższym poziomie mamy szerszy ogląd i więcej poddaje sie naszej świadomości, rzeczywistość przejstaje szczerzyć kły i być taka straszna, niezrozumiała, magiczna. Jeszcze wyżej, docieramy do naszej esencji, boskiej mocy w nas, i możemy kreować jak bogowie, ale..tego nie robimy! Wtedy już nasza świadomosć jest na tyle czysta i szeroka, że nie widzimy potrzeby by zmieniać rzeczywistość pod nasze dyktando, totalnie ją akceptujemy. Takie oświecenie.
Wraz ze wzrostem mocy do tego by kontrolować, maleje potrzeba kontroli, o której tyle pisałeś, więc wszystko, tak czy siak jest złotą ścieżką. Umysł nigdy nie staje się groźnym tyranem, bo jego moc jest równoważona jego mądrością.
Post Scriptum: Ciekaw jestem jak zjedziesz Secret. Z twoim nastawieniem :)?
trueneutral said:
W końcu ktoś to napisał. 🙂
Damian said:
Zind:”Czemu nie mielibyśmy móc wszystkiego kontrolować?” – czy to pytanie nie wskazuje na szukanie bezpieczeństwa czy też ostrożności? Wszystko kontrolować a gdyby coś było poza kontrolą?:)
Zind said:
@trueneutral
Prawda :)? Ktoś wreszcie musiał.
@Damian
Kiedy jesteś oświecony nawet nie zakładasz, że chciałbyś cokolwiek kontrolować, więc twoje pytanie nie ma żadnego sensu.
Tak samo można zadać pytanie :
Czy bóg może zniszczyć wszechświat, który stworzył? Czy bóg może zmienić prawa fizyki?
Można zapewne wszystko. Zapewne można wszystko kontrolować, ale po co?
Napisałem już: Wraz z mocą, maleje potrzeba jej używania. Tylko mali ludzie pragną mocy, wielcy nie muszą jej nadużywać
Na pewnym poziomie zrozumienia to staje się jasne jak słońce, że rzeczom należy pozwolić po prostu być!
I Damian teraz ty mi odpowiedz:
Czemu nie pozwolić duszom rozwijać się i kontynuować swoją podróż przez piękno życia? Czemu dać im tylko troszkę możliwości, ale już kreowanie tego w jakich okolicznościach się narodzą to jest poza ich kontrolą?
Nie ważne co robisz, ani jak to robisz, i tak wszystko jest losowe? Rodzisz się byle gdzie i byle jak? Taki masz pogląd?
Damian said:
czy można dzielić świat na wielkich i małych ludzi?:) to coś jak indygo i zwykly szary człowiek, wg mnie niczym sie nie różnią:) Masz racje dusze powinny się rozwijać przez piękno życia , przez swoją podróż. To nie mój pogląd, to moje pytanie:) Jednak zastanawiające że wywołało to taką reakcję. Myślę że nie chodzi tutaj o kontrolę ale o świadome decyzje. Dam przykład, możesz podejmować decyzje w stosunku do kogoś ale nie możesz go kontrolować.
zenforest said:
Trueneutral
„doszli do wniosku, że u większości ludzi proces pozytywnego myślenia został podświadomie wyparty przez wpływ otoczenia”
Czyli jest nadzieja, że da się to odwrócić :)?
Zind
„Coś kulawe te twoje tłumaczenia”
To tylko pogląd, to tylko wtórna ocena 🙂
Ja myślę, że dobrze rozumiem o co chodzi trueneutral, choć mogę się nie zgadzać z niektórymi jego założeniami.
Zind
„Bzdura z tym “odsiewaniem””
Odsiewanie jest niezbędne – gdybyśmy przyjmowali wszystko i badali wszystko, to nie starczyłoby czasu na naprawdę ważne tematy. Niektóre tropy są jednak ślepe.
@Damian
„czy można dzielić świat na wielkich i małych ludzi?:)”
Myślę, że nie o to chodziło Zindowi, tylko pokazanie, że na pewnym etapie faktycznie ludzie zaczynają rozumieć zbędność niektórych zachowań, i te zachowania naturalnie niejako – od nich odpadają.
Na innym etapie, jest wiele zapiekłości, wiele „ja muszę” „ja chcę”, które determinują zachowania.
I chyba coś w tym jest.
———————————
Generalnie podsumowując :
Wszystkie strony ujawniają skrytą potrzebę rozumienia rzeczy, która leży u podstawy ludzkiej natury . Oswajanie nieokiełznanej, niezrozumiałej rzeczywistości poprzez próby jej wytłumaczenia.
Może rzeczywistość jest nie do wytłumaczenia na gruncie czterowymiarowego umysłu :)?
A może jest możliwa ale tylko w wielkim uproszczeniu?
Trueneutral:”Uważasz, że to tragedia, gdy małe dziecko rodzi się chore? ”
Może faktycznie jest tak, że w momencie jak zmienimy naszą moralność, nasze „czarno-białe” widzenie świata, wtedy takie wydarzenie wyda nam się…po prostu częścią wszechświata, równie dla nas obojętną, jak zagłada całej cywilizacji na drugim końcu galaktyki, po uderzeniu wielkiej planetoidy ?
Czy przestaniemy być wtedy ludźmi? Gdy zobojętniejemy? Gdy zaakceptujemy „zło”?
A …..cóż to znaczy…być ludźmi….:/
Pozdrawiam
Zenforest
trueneutral said:
He he, powtórzę się, ale w końcu ktoś to napisał.
trueneutral said:
Obejrzałem sekret…
Nie będę pisał o całym filmie, bo większość jego treści była mi znana w innej formie, dużo nowego to nie wniosło… jednak był jeden rozdział. Pod koniec. Tłumaczący, że wszystko to energia. Podano przykład… to takie proste… takie oczywiste… pewnie sam w końcu bym na to wpadł, ale lepiej późno niż później, prawda?
I teraz, a w zasadzie podczas tych kilku scen. Śmiać mi się chce, że to piszę, bo w sumie i po co, ale doznałem iluminacji, oświecenia, Duch Święty na mnie spłynął, nazwijcie to jak chcecie. Tej prostej informacji mi brakowało… i znalazłem ją. To takie zabawne. Coś tak oczywistego, a wszystko stało się nagle jasne. W tym miejscu użyłbym niecenzuralnego słowa na zakończenie swojego wywodu, ale dziś się powstrzymam i użyję cenzury.
*****!
***** ***!
joy said:
Zind, fajnie idzie Ci wykładanie swojego poglądu na temat możliwości kontrolowania życia, brania za nie całkowitej odpowiedzialności. W dużej mierze podzielam Twój pogląd.
Ale..
„Kiedy jesteś oświecony nawet nie zakładasz, że chciałbyś cokolwiek kontrolować, więc twoje pytanie nie ma żadnego sensu.”
Wow, nieźle brzmi.
Oświeciłeś się? Wiesz jak to jest spoglądając na świat oczyma oświeconego? Lub choćby z tego pułapu, który jest przed oświeceniem (gdziekolwiek on jest)?
Innymi słowy czy to, o czym piszesz jest Twoim osobistym doświadczeniem?
Bo jeśli to tylko kolejna osobnicza „trawestacja” Sekretu, to trochę szkoda..
zenforest said:
Trueneutral, czy to chodziło o podkreślenie że de facto nie ma materii, tylko wszystko jest energią, wszystko istnieje w polu energii? I w konkluzji – nie ma rozdzielenia na to co duchowe i materialne? Czy coś jeszcze innego? 🙂
Ja pamiętam, że najmocniej w Sekrecie zadziałał na mnie fragment o uzdrowieniu. Dzięki temu podjęłam decyzję by coś zrobić z moim własnym zdrowotnym problemem, i uzdrowiłam go, takim sposobem jak był tam opowiedziany. I za to zawsze będę Secretowi wdzięczna 🙂
Pozdrawiam
Zenforest
trueneutral said:
Zenforest.
Tak, gościu wpierw pokazał rękę, a później animacja – tkanki, komórki, atomy, na końcu stwierdzenie, że to wszystko to przecież energia. A ja dopiero wtedy załapałem, choć to oczywiste. To podstawy fizyki czy chemii. A prowadzi to jeszcze bardziej oczywistego wniosku, że wszystko to energia. Natomiast co to znaczy praktycznie? Choćby i to, że wszelkie „dziwaczne” metody mogą rzeczywiście działać.
filip said:
treunetral: a ja ponawiam moje pytanie.
skoro rzeczywistość pozwala nam kreować nasze życie w tak wielkim stopniu jak pokazuje Sekret, to czemu ma robić taki dziwny wyjątek dla jakiejś małej grupy? dlaczego jakaś grupa miałaby być tego prawa pozbawiona? Prawo grawitacji np. działa wszędzie, na każdego, w każdym miejscu.
zenforest said:
Trueneutral
„Choćby i to, że wszelkie “dziwaczne” metody mogą rzeczywiście działać.”
Czy oglądałeś może film „What the bleep do we know”? Moim zdaniem on jest świetnym uzupełnieniem Sekretu, właśnie dla ludzi mocno nakierowanych na naukowe rozumienie świata.
Polecam Ci ten film 🙂 Chyba że już go znasz….
trueneutral said:
Filip
Wpierw musiałbym wiedzieć od którego momentu umysł pojawia się po poczęciu. Od razu? Jako zarodek? Jako płód? Kiedy?
A co Ci mogę odpowiedzieć? Moją odpowiedzią na to pytanie jest NIE MAM POJĘCIA. Jednocześnie mogę też spytać, dlaczego mamy zakładać, że należy się wszystkim? Nawet jeśli tak jest, to nie mamy na to dowodu, więc to tylko spekulacja. Tak czy inaczej nie odpowiem na Twoje pytanie, bo nie wiem co miałbym Ci powiedzieć. Wiem tylko tyle, że rodzą się dzieci z wadami genetycznymi. Nie wiem czy z wyboru czy nie. Tak po prostu jest, nie ma co doszukiwać się w tym sprawiedliwości lub niesprawiedliwości.
Zenforest
“What the bleep do we know” . Nie nie oglądałem, ale skoro polecasz, to spróbuję obejrzeć.
Zind said:
@joy
Podając przykład oświeconego przerysowałem, aby łatwiej było sobie wyobrazić o czym mówię.
Miałem na myśli kogoś, kto naprawdę pracuje nad swoją świadomością.
Sam widzę po sobie, że wielu rzeczy które kiedyś robiłem – jakichś manipulacji, jakiegoś obrażania się na wszystkich i wszystko, jakichś złośliwości…już nie robię.
Z czasem coraz więcej zbędnych rzeczy odpada.
Tak samo z tym pragnieniem kontroli.
Nawet jeśli świadomość będzie już tak oczyszczona, że wszystkie ograniczające wyobrażenia odpadną i obnaży się pod spodem, naga, twórcza, boska esencja – to nie znaczy że powie sobie ona wtedy :
/HA! mam was, teraz mogę kontrolować i kierować wszystkim! i będę to robić!/
Szczerze wątpię, myślę że wtedy właśnie zrozumie że nie ma potrzeby kontrolować ani kierować niczego, tylko płynąć z nurtem życia.
Esencją mej wypowiedzi było że owszem, można wszystko kontrolować, power jest nieograniczony.. z tym że pytanie PO co! Howgh!
zenforest said:
Zind,
Gdy to ujmujesz w ten sposób, brzmi nawet ok 😉 Mniej emocji w wypowiedzi=lepiej 🙂
Trueneutral
Możesz pobrać tez napisy do tego filmu, które trochę poprawiałam tutaj 🙂
trueneutral said:
Zenforest
Już obejrzałem, po angielsku, nie mówili aż tak trudnymi słowami. 🙂
Cóż… muszę poczytać o fizyce kwantowej… dokładnie. Masz coś do polecenia?
zenforest said:
Po polsku? Mizernie chyba…
Po angielsku czytałam nieduże fragmenty „Physics of the Soul: The Quantum Book of Living, Dying, Reincarnation and Immortality”
Autor to dr. Amit Goswami, znany właśnie z What the bleep.
Jeśli ktoś coś zna w temacie, to też chętnie się dowiem 🙂
Zind said:
@Zenforest
Emocje są w porządku bo wzmacniają przekaz treści 🙂
Oczywiście, bez przesady.
Sagiitarius83 said:
A ja mam tylko jedno pytanie do takiego sposobu rozumowania choroby – czy skoro choroba to brak równowagi w świadomości, to jak można rozumieć w tym kontekście zespól Downa? Bo o ile mi wiadomo, jest on wynikiem nieprawidłowego dzielenia się komórek. A teoria chorób genetycznych przekazywane przez matkę w ciąży, chyba raczej nie maja tutaj takiego zastosowania 🙂
@Truneutral – szukanie naukowych wyjaśnień we wszystkim nie jest żadną przywarą. O ile dowodów naukowych nie przyjmuje się na ślepo. Bo człowieka inteligentnego cechuje krytyczne podejście do każdego wyjaśnienia