Tagi
bezpieczeństwo, iluzja, kontrola, negatywizm, ofiara, przebudzenie, reakcje, sisson, szczęście, Świadomość
Potrzeba bezpieczeństwa jest utożsamianiem się z lękiem przed swą bezsilnością i słabością.
Musimy mieć, przychodzącą z zewnątrz, pewność, że zawsze będziemy mieli jakieś posiadłości, pieniądze, dom, sukces, partnera życiowego lub kogoś, kto się nami zaopiekuje, zapewni nam udane życie, rozwiąże nasze problemy i uczyni nas szczęśliwymi.
Ale bezpieczeństwo oparte na rzeczach zewnętrznych jest mitem i pułapką.
Sytuacje i ludzie zmieniają się. Możemy stracić całe nasze mienie i pieniądze, a nasi bliscy mogą umrzeć lub odejść.
Potrzeba bezpieczeństwa jest wyuczoną, uwarunkowaną pozostałością z dzieciństwa. Wynika z lęku i braku zaufania do siebie, co z kolei rodzi się z braku wiedzy, że jedynym prawdziwym bezpieczeństwem jest bezpieczeństwo wewnętrzne, czyli nasze Prawdziwe Ja.
Jeśli nigdy naprawdę nie doświadczymy tej wewnętrznej prawdziwej części siebie, zawsze będziemy pokładać zaufanie w rzeczach i ludziach, którzy są na zewnątrz nas. To w końcu doprowadzi nas do rozczarowania i braku poczucia szczęścia.
Poleganie na rzeczach zewnętrznych łatwo przekształca się w zależność i nałogi, ponieważ, wierząc, że potrzebujemy ich do swego szczęścia, oddajemy im panowanie nad sobą. Skupiamy się na świecie zewnętrznym, podczas gdy nasz świat wewnętrzny spychamy do podświadomości. Raj zostaje utracony, wewnętrzne przebudzenie – zatrzymane.
Utożsamiając swe szczęście i powodzenie z tym, co się dzieje w świecie zewnętrznym, usiłujemy tam wprowadzić zmiany na wypadek, gdybyśmy stali się nagle nieszczęśliwi. Przypomina to malowanie domu z zewnątrz w nadziei, iż dzięki temu wnętrze będzie wyglądało lepiej.
Wewnętrzne bezpieczeństwo i szczęście odnajdujemy tam, gdzie one naprawdę są – w sobie. Zmiana zawodu, partnera, przyjaciół, kochanka, miejsca zamieszkania, otoczenia itp. nie ma najmniejszego znaczenia dla naszego stanu wewnętrznego.
Jeśli czujemy się źle, żadna przeprowadzka ani inna zewnętrzna zmiana nic nie zmieni w naszych uczuciach. Może na krótko, ale dawna tęsknota i pustka szybko powrócą, gdyż zabieramy siebie wszędzie, dokądkolwiek idziemy.
Pokładanie zaufania w rzeczach zewnętrznych, szczególnie w ludziach, prawie automatycznie wprowadza nas w stan emocjonalnej zależności i czyni nas ofiarami.
PIĘĆ ELEMENTÓW CYKLU OFIARY
1. Postrzeżenie niepożądanej sytuacji.
2. Uświadomienie sobie sytuacji i porównywanie jej z wcześniejszą sytuacją.
3. Osądzanie, zaklasyfikowanie jej jako złej i wytworzenie określonych uczuć wobec niej.
4. Stawianie oporu, walka, kreowanie napięcia w ciele, kontrolowanie oddechu i stłumienie uczuć.
5. Nieświadome utożsamianie siebie z rolą ofiary i szukanie ucieczki.
Miłość i radość są naszymi naturalnymi uczuciami, natomiast czucie się ofiarą wymaga wysiłku – musimy pamiętać o kłamstwach, który sobie powiedzieliśmy, o podziale na „dobre i złe”, o winie, poczuciu własnej ważności i użalaniu się nad sobą; musimy pamiętać iluzje z przeszłości i udawać, jeśli nie wierzyć, że są prawdziwe; musimy żyć doświadczaniem tego świata, który sami świadomie lub nieświadomie wykreowaliśmy, ale udajemy, że przychodzi do nas z zewnątrz.
Czucie się ofiarą – to oddawanie się iluzjom, bólowi i cierpieniu.
Zdumiewa mnie niechęć ludzi do zbadania, dlaczego ich życie jest nieudane. Wydają tysiące dolarów i spędzają mnóstwo czasu na seminariach i warsztatach, próbując się udoskonalić, ale nie poświęcają ani chwili na zrozumienie, co się dzieje teraz, w danym momencie. Gdyby naprawdę poobserwowali siebie bez przywiązania, uzyskaliby prawdziwe poznanie i wolność.
Mając świadomość, możemy zacząć przełamywać ten cykl.
Przełamujemy go, uświadamiając sobie, że życie jest procesem przebudzenia.
Jeśli zrozumiemy, że to prawda, możemy wykorzystać cykl ofiary do przebudzenia się. Jeżeli zrozumiemy to, co tu jest napisane, zdobędziemy narzędzie do „zintegrowania” każdej negatywności i cierpienia, które pojawi się na naszej drodze.
– Nie zdążyliśmy na autobus!
Jakaż to wspaniała okazja do obserwowania swych osądów związanych z tym wydarzeniem.
– Krytykują nas i oto mamy kolejną wspaniałą szansę, by zaobserwować, jak ciężko pracują nasi ministrowie, by wzbudzić w nas nieprzyjemne uczucia.
– Przyjaciel nie przyszedł na umówione spotkanie i czekamy na niego w deszczu całą godzinę. Jaka wspaniała okazja do przebudzenia się i otworzenia na proces życia.
Celebrujmy wszystko! 🙂
JAK UWOLNIĆ SIĘ OD NEGATYWNYCH UCZUĆ
1. Uświadom sobie negatywne uczucie (reakcję).
2. Zauważ, że to uczucie jest w tobie, a nie w zewnętrznych sytuacjach.
3. Zdaj sobie sprawę, że uczucie jest tylko reakcją i nie ma nic wspólnego z twoim Esenscjalnym Ja.
Ciągle pojawiają się nowe, dokuczliwe dla nas sytuacje i gdy tylko poczujemy się nieszczęśliwi, możemy przestać obserwować siebie. Zatrzymajmy się na chwilę i dobrze przyjrzyjmy swoim emocjom. Nie możemy zintegrować uczucia, którego jesteśmy nieświadomi.
Po drugie, trzeba zrozumieć, że żadna zewnętrzna sytuacja ani stan nie ma takiej mocy, by uczynić nas nieszczęśliwymi.
Żadna krytyka, osoba, odtrącenie, traumatyczne wydarzenie nie ma takiej siły oddziaływania. Różne sytuacje mogą stanowić dla nas wyzwanie, ale gdy reagujemy na nie, nasza reakcja jest odpowiedzią na to, co sami mówimy sobie o danej sytuacji.
Po trzecie, trzeba zrozumieć, że każda reakcja jest dzieckiem lęku i nie ma nic wspólnego z naszym Prawdziwym Ja. Nieśmiertelne, podstawowe, rzeczywiste Prawdziwe Ja jest poza iluzją i jest zawsze wolne. Nie doświadczamy tej wolności, bo mamy nawyk utożsamiania siebie ze swymi negatywnymi reakcjami.
Te informacje są ważniejsze, niż sobie wyobrażamy. Ludzie szukają ich przez całe życie i nie znajdują. Nie znajdują, ponieważ myślą, że szczęście jest na zewnątrz nich…
C. Sisson, „Wewnętrzne Przebudzenie”
Powiązane
jareed napisał:
‚A więc nie tylko rzeczywistość wewnętrzna jest ważna, a więc rzeczywistości zewnętrznej nie powinno się ignorować, a więc na pewne sytuacje zewnętrzne reagować trzeba, a reakcja powinna być pewnego rodzaju i konkretnie taka, aby komuś nie robić krzywdy… ale czy wtedy to nie będzie działanie z poziomu ego/rozwój ego? (bo przecież dobro i zło istnieją jedynie na poziomie ego, a ponad ego nie ma dobra i zła, a wszystko po prostu „jest”, więc co „złego” byśmy komuś nie zrobili… to i tak będzie qlll, czy nie tak?)’
Nigdzie nie napisałem że należy ignorować rzeczywistość zewnętrzną.
Podkreślałem jedynie, że nie trzeba się tak obsesyjnie przywiązywać do wszystkiego co się w niej dzieje. Jak ktoś mnie zjeb*** to mogę się albo załamać albo zrewanżować, albo to zignorować.Każda reakcja świadczy chyba bardziej o mnie, prawda? Nie o tym drugim. Ja tak to widzę. Dojrzały człowiek reaguje inaczej niż dziecko. Dlatego rzeczywistość zewnętrzna jest ważna ale w kontekście tego jak ja na nią reaguję. Jakie wskazówki do rozwoju mogę z niej wyciągnąć. Ile mogę się z niej nauczyć, to jest przepływ informacji w dwie strony.
jareed pisze2:
Ty z jednej strony przecież zawsze masz prawo nie wiedzieć i to wcale Cię nie umniejsza
Cieszę się, bo moja niewiedza jest niczym Chmura Niewiedzy 😀
(wtajemniczeni wiedzą co to jest :D)
jared pisze 3:
‚Ad 5. Ok. każda nazwa jest oceną ego, ale też z takiego poziomu wydaje się nie robić różnicy krzywdzenie jednej osoby przez drugą… wydaje się to nie mieć znaczenia… a jeśli tak to czym się kierować?
qrde…Brakuje mi tu jakiegoś jednego elementu… :/’
Odpowiem ci dwojako.
Z jednego poziomu – nie ma to znaczenia. No bo jakie? Filozofia zen miejscami mówi podobnie, wszystko jest bez znaczenia, jest i tak iluzją, etc.
Popatrz na rzeczywistość, ileż dzieje się katastrof, całe gwiazdy są pożerane przez czarne dziury, może giną całe cywilizacje, a nic z tego nie wynika, nic się nie dzieje, panuje jedna wielka kosmiczna obojętność. Może tylko ona jest rzeczywista?
Z drugiego poziomu – ściśle ludzkiego, bardzo docenianego przez cywilizację zachodu razem z jej hołdem jednostki, i kulturę chrześcijańską razem z jej hołdem miłosierdzia i altruizmu – to obojętność na cudze nieszczęście jest ZŁA. Nieludzka. Nasz stosunek do innych stanowi o naszym człowieczeństwie, nasza moralność je konstytuuje, nieprawdaż?
Myślę, że ten punkt widzenia nie jest pozbawiony znaczenia, ponieważ nie bez powodu jesteśmy istotami w ciele ludzkim, a zatem musimy grać tymi pionkami jakie nam postawiono na szachownicy. Odwracanie się od naszego człowieczeństwa jest głupotą, to jak odmawianie oddychania azotem i domaganie się oddychania argonem, co jest możliwe, ale czy konieczne?
Jedyna moja uwaga to taka, że nie powinniśmy zatracić się w tym dbaniu by innym nie stała się krzywda – aby stało się fanatyczne, aby nie przysłoniło innych ważnych rzeczy, czasem spojrzenia na szerszy obrazek.
Niektórym ludziom najbardziej w zmianie pomogły właśnie drastyczne wydarzenia, które zmusiły ich do refleksji, a więc czy można cierpienie i krzywdę zawsze nazwać 100% ‚złą’? Tak spoglądając na nią, z dystansu?
Dlatego też będę się upierał, że nie ma prostej/jednej interpretacji problemu.
🙂
Świnki Trzy
„Dzisiejsza notka pochodzi właśnie z książki Colina Sissona “Wewnętrzne przebudzenie”.„
Zgadza się, a mogę wiedzieć dlaczego to Trzy Świnki – podkreśliłyście?
Ad. 5.
„Bycie tu i teraz oznacza, że w naszym mikrokosmosie nie jesteśmy sprawcami cierpienia ulegając złudzeniom ego, lecz kierujemy się wyższym Ja, czyli bezwarunkową miłością.”
Aha, to już chyba rozumiem – czyli na poziomie ponad ego chodzi o kierowanie się bezwarunkową miłością…
Więc pytanie – czym jest bezwarunkowa miłość?
Albo inaczej – pytając z poziomu ego(ślepego/niezakochanego): czym nie jest bezwarunkowa miłość ? (oczywiście tylko w kontekście cierpienia i wyrządzania krzywdy drugiej osobie)
Odnośnie tej opowieści: nie znałem jej, ale jest fajna, podoba mi się, dzieki 🙂
J23
„To jest do zrozumienia:) ale przez doswiadczanie:)”
Myślę, że wiem o co Ci chodzi…
Mam na ścianie biurka przed kompem 2 karteczki z mottami życiowymi.
Na każdej są po dwie mądrości.
Na jednej karteczce jedna z mądrości jest taka: „Każda wiedza przychodzi po działaniu”. (kiedyś tak mi się napisało, ale teraz zastanawiam się czy to nie jest generalizacją :-?)
Napisałeś że można kierować się „niedziałaniem”.
Czy mógłbyś napisać czym dokładnie jest według Ciebie niedziałanie?
„szkoda czasu na “negatywne” dzialania:)”
A czym są/kiedy według Ciebie występują negatywne działania?
IndianaJ
„Nigdzie nie napisałem że należy ignorować rzeczywistość zewnętrzną.”
Oczywiście.
Tamto to był mój wniosek… po prostu głośno myślałem (pisałem).
„Każda reakcja świadczy chyba bardziej o mnie, prawda?”
No tak, ale poza ego po prostu wszystko „jest” więc jakie ma znaczenie to, kim kto jest?
„Z jednego poziomu – nie ma to znaczenia. No bo jakie?”
Rozumiem, że tu chodzi o poziom ponad ego, ale w takim wypadku to już Trzy Świnki napisały, że na tym poziomie jest kierowanie się „miłością bezwarunkową”… więc w tym miejscu może nie będę kontynuował, żeby nie robić bigosu…
„Popatrz na rzeczywistość, ileż dzieje się katastrof, całe gwiazdy są pożerane przez czarne dziury, może giną całe cywilizacje, a nic z tego nie wynika, nic się nie dzieje, panuje jedna wielka kosmiczna obojętność.”
Czy nic z tego nie wynika i czy coś się nie dzieje – to już tego nie wiemy na 100%.
„Myślę, że ten punkt widzenia nie jest pozbawiony znaczenia, ponieważ nie bez powodu jesteśmy istotami w ciele ludzkim”
Oki, wiec jaki jest tego powód?
„Odwracanie się od naszego człowieczeństwa jest głupotą”
Z tego co przeczytałem, zrozumiałem, że wyjście ponad ego nie może wykluczać tego, co jest na poziomie ego, ale przecież człowieczeństwo nie ma znaczenia kiedy jesteśmy ponad ego… czy tak?
„Niektórym ludziom najbardziej w zmianie pomogły właśnie drastyczne wydarzenia, które zmusiły ich do refleksji, a więc czy można cierpienie i krzywdę zawsze nazwać 100% ‘złą’?”
W takim razie co nam pozwala decydować o tym, kiedy cierpienie i krzywda jest dobra dla ludzi, a więc również kiedy możemy dopuścić ewentualność cierpienia?
Jareed, pytasz Świnki Trzy o to czym jest miłość bezwarunkowa, może ten artykuł coś rozjaśni ?
piszesz dalej:
‚No tak, ale poza ego po prostu wszystko „jest” więc jakie ma znaczenie to, kim kto jest? ‚
Ma o tyle, że to tak jak gra w szachy, musisz widzieć kolory pionków żeby ustawianie ich miało jakiś sens, więc są inni ludzie, żebyś mógł poprzez nich, dostawać odbicie tego co wysłałeś. Np wysłałeś ze swego wnętrza gniew, to spotyka cię w zamian cały szereg gniewnych konfrontacji, napotykasz gniewnych ludzi, etc. Rzeczywistość jest jak powierzchnia lustra.
Dlatego napisałem, że reakcje na innych, świadczą bardziej o tym jaki ja jestem.
Oczywiście powyższe rozumowanie zakłada istnienie jakiegoś Wyższego Sensu w bycie, jako takim. Dla mnie takowy sens istnieje, nie wierzę w przypadki, więc stąd i moje rozumowanie 🙂
jareed pisze: ‚Oki, wiec jaki jest tego powód?’
Przyznam, że nikt mi nigdy nie zadawał tak głębokich pytań i pisze to bez sarkazmu, po prostu takie pytania sięgają naprawdę głęboko. Pytasz mnie jaki jest powód tego, że w ogóle istniejmy jako ludzie , że świadomość się przejawia w ciele ludzkim? 🙂 Przeceniasz grubo moje możliwości udzielania mądrych odpowiedzi 😀
To ma coś pewnie wspólnego z tym że Świadomość która jest w nas Obecna, przejawia się na wielu poziomach i na wiele sposobów, pewnie doświadcza sama siebie poprzez swoje stworzenie, nie wiem jak to ująć…Zapytaj mądrzejszych 🙂
jareed pisze znów:
‚W takim razie co nam pozwala decydować o tym, kiedy cierpienie i krzywda jest dobra dla ludzi, a więc również kiedy możemy dopuścić ewentualność cierpienia?’
Pewnie serce, albo intuicja, tylko taka głębsza, polegająca na zrozumieniu szerokiego obrazka, widzisz czyjeś życie i czujesz, że np nie powinieneś komuś pomagać w czymś. Ta osoba może to odebrać jako coś wymierzonego przeciwko niej, jako zadawanie jej bólu, ale ty np wymuszasz w ten sposób na niej nauczenie się czegoś.
Kiedyś czytałem taki cytat z LaoTse, że prawdziwy mistrz nie daje ludziom ryb, ale uczy ich łowić.
Może muszą się namęczyć, stać kilka godzin w wodzie po kolana nieruchomo, marznąć, komary, etc, ale to ma sens w długiej perspektywie, bo ta osoba zdobywa pewną cenną umiejętność na przyszłość.
Czasem dawanie tylko dobrych i miłych rzeczy, to jest wyręczanie i rozleniwianie ludzi, może wyrządzić im krzywdę o wiele poważniejszą niż męczenie się na poszczególnych etapach życia i nauki.
Mój przyjaciel z podstawówki nie poszedł do liceum ani na studia, był zdolny, ale lubił się zrywać ze szkoły. Czasem też się zrywałem, ale moi rodzice mnie postawili do pionu bardzo szybko. Teraz on utrzymuje się przy życiu sprzedając na placu targowym, razem ze swoją matką i bratem, ja się męczyłem, bo choć jestem z małej miejscowości, wyjechałem na studia, kosztowało mnie to kupę trudności i przełamywania pewnych oporów, kompleksów, nieśmiałości, co nie było przyjemne, lecz dziś mam się lepiej niż mój kolega. I mam całkiem dobre perspektywy na przyszłość. Oczywiście ten przykład należy zrozumieć metaforycznie, bo z pewnością mój znajomy ma wciąż szanse, ale chodziło mi o ogólną wymowę.
Uważam, że trudności hartują, czasem możemy nie rozumieć tego, gdy coś się bieżąco dzieje, wściekamy się, złościmy, wołamy o pomstę do nieba, że nas np okradziono albo pobito, ale kto wie, może mądry człowiek potrafi sie uczyć nawet na takich sytuacjach i popychać swój poziom świadomości do góry?
Kto wie 🙂 Nie upieram się, ale też nie wykluczam tego 😉
@Jareed
Nie wszystko da się pojąć rozumowo, rozebrać na czynniki pierwsze i przeanalizować (to jest właśnie domena ego). Pewne rzeczy trzeba doświadczyć, inaczej się nie da…
Co najwyżej niezbędna jest wiara iż jest to możliwe.
🙂
Pozdrawiam
„Przed podjęciem decyzji, czy zostać jego uczniem, odwiedzający
Mistrza człowiek chciał uzyskać pewne zapewnienie.
– Czy możesz mi ukazać cel ludzkiego życia?
– Nie.
– A przynajmniej jego sens?
– Nie.
– Czy możesz mi określić naturę śmierci i życia pozagrobowego?
– Nie.
Człowiek odwiedzający oddalił się pełen pogardy.
Uczniowie byli zaskoczeni, że ich Mistrz wypadł tak kiepsko.
A on, pocieszając ich, powiedział:
– Na co się przyda poznanie natury i sensu życia, jeśli nigdy go
nie zakosztowałeś?
Wole, żebyście zjedli ciastko, niż długo i uczenie rozprawiali o
nim.”
Pora odłożyć książkę kucharską, dać sobie spokój z jej przeglądaniem, analizowaniem, porównywaniem, szukaniem najlepszej potrawy itd.
… i coś wreszcie zjeść. 🙂
Jak najbardziej, co nie znaczy, że częścią tego życia nie ma być filozofowanie 🙂
Jak ktoś lubi? Czemu nie! 🙂 Ważne by zachować w tym wszystkim świadomość siebie.
..Jestem glodny jak Wy :)… Trzy:):):)pyzdra:)
odrzuciłem boga, rodzine, polityke, filozofie, śmierc i życie, odrzuciłem świat i ego.
Narazie tyko myślami, odrzuciłem wszystko… wniosek? jeśli NIC nie jest ważne, nic nie trzyma cię przy życiu – zgiń, zdechni, zamorduj się… bo co tu robic? skoro odrzuciłeś wszystko…
a teraz wstaw zamiast „odrzuciłem” – akcepatacja
Osho zwykł mawiać : Akceptacja to transcendencja 😉
Jeśli się rozumie co miał na myśli, to całkiem ciekawe wnioski z tego płyną.
Tak daleko jak nie zgadzam się ze znaczną częścią całej magicznej otoczki pewnych filozofii, to jednak robię to z powodu, że bardzo często jest to wykorzystywane to podbudowania swojego ego lub do nabicia kasy. Jeśli ktoś rozwija się duchowo i nie zachowuje się grubiańsko ani nie zbija na tym kasy lub nie udaje mesjasza to jest to dobra kmina.
Czemu miałby nie zbijać na tym kasy :)?
Co jest niestosownego w byciu duchowym i bogatym ? Dla mnie to nierozerwalne połączenie. I co to w ogóle znaczy „niestosowny” 🙂 Wg czyjego punktu widzenia :)?
Przecież właśnie o to chodzi, że ktoś kto jest prawdziwie uduchowiony i przebudzony to uwolnił sie od wzorców ograniczenia, ubóstwa, braku, choroby, etc. – zatem doświadcza pełni i bogactwa w życiu.
Mnie przekonują porady tylko od „udaczników” życiowych(ci wiedzą co mówią, sprawdzili swoje własne teorie) a nie biednych nieudaczników, którzy głoszą duchowe poglądy a bida im zagląda w oczy.
moon
Wiec ja jestem idealny do porad dla Ciebie moon. 🙂
Ja lacze ww sobie to czego pozadasz ale teraz juz ide spac.
Zauważ, że bogaci nie są bogaci tylko dzięki swojej wiedzy, tak samo jak człowiek nie ginie tylko dzięki swoim umiejętnościom – akurat przejeżdżał pijany tirowiec i koniec.
Bardziej mi chodzi, żeby ludzie zamiast wierzyć w duperele uwierzyli w siebie. Efekt? Ten sam, tylko, że bez marnowania kasy, ryzyka wpadnięcia w sektę i bez wiary w mannę z nieba tylko w siebie, w swoje umiejętności. Gloryfikacja ego? Tylko jeśli ktoś się potknie.
Nie zrozumiałem twojej wypowiedzi Generał Lee.
Tyle co zrozumiałem, to na tyle odpowiadam:
Podobnie jak indianaJ, nie wierzę w przypadki 🙂
Jeśli moja duszyczka ma potrzebę zakończyć swoje życie drastycznie, by się czegoś na tym nauczyć, to sobie pewnie przyciągnę sobie tirowca, jeśli nie, to nie 🙂 Dla mnie sprawa prosta 🙂
W całym tym bezsensie życia, skryty jest jednak jakiś subtelny sens.
Generale, zgadzam sie z Toba w tym wystapieniu przeciwko Unii duchowiakow. 😉
Oczywiscie mozna dostrzegac jakis ukryty sens, wierzyc w duszyczki ktore reinkarnuja sie w celu nauki, jednak jesli nie chce sie ulec przy tym swemu wlasnemu ego nalezy do swoich wlasnych objawien, przeczuc i wierzen podchodzic z pewnym dystansem.
Fajnie jest miec paradygmat ktory wyjasnia sens zycia jednak z drugiej strony warto miec swiadomosc ze jest to paradygmat. Ktory moze ulec zmianie i jesli sie rozwijasz, bardzo prawdopodobne, ze zmianie ulegnie. Mapa nie jest terenem. Cos sobie myslimy o rzeczywistosci, mozliwe, ze ja sobie sami tworzymy, jednak nawet kolyszac sie na pelnych wodach irracjonalizmu warto miec odrobine samosceptycyzmu – na tyle, zeby miec dystans do wlasnych pogladow. Albo miec poglady zroznicowane. Bo na wiekszosc najciekawszych pytan odpowiedz rozpoczyna sie od: „to zalezy”. Tak po prostu jest zdrowiej.
IndianaJ
Dziękuje za linka, chociaż ja bardziej pytałem o miłość bezwarunkową nie tyle ogólnie co raczej w pewnym kontekście.
„Np. wysłałeś ze swego wnętrza gniew, to spotyka cię w zamian cały szereg gniewnych konfrontacji,”
No dobrze, a czy mnisi Tybetańscy (czyli teoretycznie sama „czysta miłość” do świata) represjonowali innych, że w efekcie dostali feedbackiem takie represje? Myślę, że nie do końca, a nawet skłonny jestem powiedzieć, że prawdopodobnie unikali gniewnych konfrontacji.
No dobra, załóżmy, że nie wiemy jak to do końca było z tybetańskimi mnichami, ale chodzi mi o to, że represje zazwyczaj pojawiają się tam, gdzie jest niedobór mocy.
Choroby atakują ludzi ze zmniejszoną odpornością, a nie tych najbardziej odpornych.
Drapieżniki polują na najsłabszą ofiarę.
Mocniejsze państwa napadają na te słabsze.
Dzieci w piaskownicy dokuczają tym, które nie potrafią się obronić.
Itd. itd. itd.
Zmierzam do tego, że po prostu nie rozumiem jak pogodzić to, że odczuwa się miłość bezwarunkową, z tym, że np. „wywaliłem złodziejowi w kły, bo chciał mi zabrać telewizor”?
No bo z tego co tu wyczytałem – miłość bezwarunkowa to akceptacja wszystkiego jak leci… a czy to, że złodziejowi nie pozwoliłem zabrać mojej telewizorni i się sprzeciwiłem – jest równoznaczne z tym, że nie zaakceptowałem niecnych złodziejskich zakusów obrabowania mnie i po prostu go pogoniłem? A jeśli tak, to gdzie tu miłość bezwarunkowa? Trzy Ś. pewnie powiedziałyby, że to zdarzenie się po prostu wydarzyło, tak jak z tym wilkiem i sarną – ok. ale czy to w obu przypadkach nie miało jakiegoś głębszego wydźwięku?
Czy to wydarzenie/takie wydarzenia nie wpływają w żaden sposób na naszego ducha?
Czy przypadkiem nie dokonuje się tu jakiś ruch?
Czy przez to nie rośniemy?
Ty pewnie Indiana znowu powiesz, że „tak – to hartuje ducha” i racja, ale w takim razie gdzie jest element spójny dla „miłości bezwarunkowej” i „hartowania ducha”?
Dlaczego o to pytam… bo np. jakby takiego pokornego, pasywnego, miłego chłopca co:
„nigdy nie smuci się za bardzo, ani nigdy nie popada w przesadną euforię. Uśmiecha się. Cieszy spokojnym wschodem słońca. Ciepłem popołudnia, i deszczem jesieni. Po prostu rozumie. I żyje dalej”
…zamknęli – np. choćby przez pomyłkę – w celi z trzema dużymi, wytatuowanymi od stóp do głów Murzynami z wielkimi „trzecimi nogami” – to ciekawe czy dalej by się nie smucił za bardzo….
Rozumiesz o co mi chodzi… że takie gadanie, że ktoś się w każdych warunkach nie smuci za bardzo to bull-shiet, a co za tym idzie: że bezwarunkowa akceptacja wszystkiego, zawsze i wszędzie, to również bull-shiet.
Tak więc jeśli nie będzie tego świadomego elementu, który łączy miłość bezwarunkową, ze wzrostem siły ducha – to tylko sobie możemy tu u Zen pisać takie frazesy jak „pokój”, „miłość”, „akceptacja”… ale tak naprawdę wszyscy wiemy, że większość tego, co dzisiaj jest w świecie słuszne – jest zdobyte siłą, rywalizacją i odwagą normalnych przyzwoitych ludzi, a co za tym idzie – chwała należy się ludziom których twarz jest umazana błotem, potem i krwią, którzy dzielnie walczą… którzy wiedzą co to wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, którzy ścierają się w słusznych sprawach, którzy w swych najlepszych chwilach poznali tryumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywali, to przynajmniej przegrywali z odwagą, nie chcąc, aby ich miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki.
…
Podsumowując, myślę, że sama miłość bezwarunkowa jest jak nieskończony pierwiastek żeński.. a co za tym idzie, ludzie którzy chcieliby się kierować tylko bezwarunkową miłością, będą duchowo kastrowani.. a najbardziej żałosne w tym wszystkim będzie to, że sami siebie będą kastrować…
Świnki Trzy
„Pewne rzeczy trzeba doświadczyć, inaczej się nie da…”
No dobrze, a jakby się dało, to jakby to było można opisać?
Co do historii o mistrzu…
Sądzę, że można by w odpowiedzi na tą historię przytoczyć taki cytat:
„słowo które nie jest wypowiedziane
jest słowem którego nie można powtórzyć
nie można się go nauczyć ani imitować
póki więc nie otworzą się usta
nie otworzą się rzeki
nie otworzą się rany
nie otworzą się umysły
nie otworzy się raj”
Jeszcze apropo sytuacji z opowieści nasuwa mi się tutaj pewne pytanie – skoro:
– mistrz znał odpowiedzi na te pytania i odpowiadał tak, żeby nic nie powiedzieć oraz
– jego uczniowie wiedzieli, że mistrz zna odpowiedzi ale mówi tak, że nic nie chce powiedzieć oraz
– odwiedzający wiedział, że mistrz zna odpowiedzi i nic nie chce powiedzieć oraz
– odwiedzający wiedział, że uczniowie wiedzą, że mistrz zna odpowiedzi, ale nic nie chce powiedzieć oraz
– wszyscy wiedzieli, że odwiedzający jest początkujący i przyszedł po to, żeby się uczuć….
to jaką – do cholery 😀 – wewnętrzną postawę powinien przyjąć odwiedzający mistrza człowiek w przypadku takiej prowokacji? … (bo mówiąc sarkastycznie: odwiedzający zapewne nie miał żadnych ciśnień w obliczu kilku(nastu?) uczniów oraz silnego autorytetu jakim był mistrz… )
„Pora odłożyć książkę kucharską, dać sobie spokój z jej przeglądaniem, analizowaniem, porównywaniem, szukaniem najlepszej potrawy itd.
… i coś wreszcie zjeść. ”
Obawiam się, że ta rada, choć szczera, to jednak może nie sprawdzić się w przypadku osób, które już kiedyś tak jadły byle co, na łapu-capu… i później doświadczyły „niestrawności” 😛 – lub inaczaj: doświadczyły wiedzy, że lepiej jest nie chwytać się byle czego, a zamiast tego, po troszeczku smakując – wybierać dobre i smaczne potrawy :-]
Nasz umysl i Ego to mieszanka bardzo silnej naturalnej sugesti 🙂 Niedzialanie to wlasciwie nie uleganie ; sugesti; mysli, rzeczywistosci,oraz wszelkim objawom umyslu.Osobista moc jest niezbedna do realizacji jakiejkolwiek ,to nic innego jak zaoszczedzona energia i odpowiednio pokierowana.Nasz umysl i ego to nasi najwieksi wrogowie .:)
jareed napisał:
‚No dobrze, a czy mnisi Tybetańscy (czyli teoretycznie sama „czysta miłość” do świata) represjonowali innych, że w efekcie dostali feedbackiem takie represje? Myślę, że nie do końca, a nawet skłonny jestem powiedzieć, że prawdopodobnie unikali gniewnych konfrontacji.’
Bardzo się cieszę że napisałeś to co napisałeś, bo dalo mi to pretekst do wyrażenia pewnych myśli jakie zrodziły się we mnie po odczytaniu ostatnio artykułu na tym blogu (‚Czy napiecie jest pozyteczne…’).
Był tam następujący fragment związany z tym, że ludzie którzy na siłę sie relaksują, wcale nie likwidując swoich napięć tylko :
Całe wschodnie podejście do medytacji jest bardzo mocno nasycone religijną postawą, a nie ma w sobie pewnych cennych aspektów jakie dostarcza współczesna psychologia.
Psychologia zwrócona jest na zbawienie ego, a nie POzbawienie się go, zatem pracuje z tym co jest i na powierzchni i tym co jest pod spodem.
Mnisi medytują, ale czy naprawdę pozbywają się wszystkich swoich problemów i napięć? Po prostu przestają o nich myśleć. W jakiś sposób medytacja może stać się wypieraniem. Oczywiście – nie u wszystkich, bo są formy medytacji, jak np medytacja wykorzeniania, która pomaga w transformacji szkodliwych wzorców, ale nie każda szkoła medytacyjna podchodzi do problemu w ten sposób. Zwłaszcza szkoła klasztorna, gdzie wysyłani są mali chłopcy, którzy dopiero dojrzewają i nie jestem pewien czy wpychanie rozbuchanej energii młodości w siedzenie po 10 h dziennie i medytowanie to jest dobra droga? Mówcie co chcecie, dla mnie to nienaturalne.
Ostatnio czytałem na którymś portalu artykuł „Mnich zgwałcił turystkę” czy jakoś tak, o 17 letnim mnichu buddyjskim który napadł na ponad trzydziestoletnią kobietę.
Wtedy właśnie te wszystkie myśli przyszły mi go głowy.
Medytacja medytacją, ale życie powinno być życiem.
Czy to może zatem być prawda, że to całe napięcie, energia napięcia i wyparcia wydostaje się z tych ludzi i powraca do nich w postaci przemocy wobec nich ? (Tybet)?
Moje dywagania wydają się grubymi nićmi szyte, ale czuję że gdzieś tu może być jakiś trop.
jareed, co do całej tej filozofii związanej z tym że to nasze wzorce przyciągają nam wszystko, poczynając od złodzieja telewizora, przez 3 murzynów, to wiesz…
…ja zawsze miałem problem z przyjęciem tego, że jestem 100% odpowiedzialny za mój świat. Moje ego opierało się przeciwko przyjęciu tego jak wściekły ogier.
Podsuwałem sobie przed oczy wiele drastycznych obrazów i zadawałem pytanie :’No jasne! I oni niby to sobie sami przyciągnęli?!’
To wydawało mi się zbyt okrutne i w pewien sposób wciąż wydaje mi się jakieś takie mechaniczne, takie fizyczne niemal prawo, nieludzkie, neutralne moralnie.
Nie ma odgórnego wybaczenia i odkupienia a zbawienie jest samozbawieniem?
To nie są łatwe teorie, dla kogoś, kto tak jak ja , wychował się w mocno katolickim domu, ale powiem ci, że jak już przebrnąłem przez pierwsze opory, to jakoś tak nawet zaczęło mi się to wszystko układać w głowie.
W dalszym ciągu oczywiście nie mam pewności czy tak jest, ale wiele na to wskazuje 🙂
jareed napisał :
‚to jaką – do cholery 😀 – wewnętrzną postawę powinien przyjąć odwiedzający mistrza człowiek w przypadku takiej prowokacji? ‚
Uśmiechnąć sie i w olśniewającym błysku chwili..zrozumieć :)?
*Wewnętrzne bezpieczeństwo i szczęście odnajdujemy tam, gdzie one naprawdę są – w sobie. Zmiana zawodu, partnera, przyjaciół, kochanka, miejsca zamieszkania, otoczenia itp. nie ma najmniejszego znaczenia dla naszego stanu wewnętrznego.
Jeśli czujemy się źle, żadna przeprowadzka ani inna zewnętrzna zmiana nic nie zmieni w naszych uczuciach. Może na krótko, ale dawna tęsknota i pustka szybko powrócą, gdyż zabieramy siebie wszędzie, dokądkolwiek idziemy.*
to niedokonca jest prawda, choc tez tak myslalam. To troche temat polaczony z „Czym sa iluzje?”, niektore przeswiadczenia (typu musze miec to bede szczesliwa, bezpieczna) sa tak silne, ze jedynie poddanie sie im (swiadome) moze nam unaocznic, ze byla to tylko iluzja. W takim wypadku przeprowadzka do innego miasta jest czyms co pozwoli nam pozbyc sie iluzji i stwierdzic, ze to nic nie zmienilo. Druga rzecz to taka, ze bez przesady, ale jak zyje sie z mezem, ktory nas bije, o wiele latwiej bedzie nabrac dystansu do neigo zmienic siebie, jeslig o choc na chwile opuscimy.
Bardzo zasadne uwagi, doota.
Racja, nie wszystko należy brać literalnie.
Tak, wielu ludzi sądzi że w tak pojmowanym rozwoju chodzi o cielęce akceptowanie drastycznych sytuacji w jakich jesteśmy, znoszenie ich na siłę.
Tymczasem tak naprawdę chodzi o działanie
(pamiętacie zapewne niedawną dyskusję o tym czym jest prawdziwa akceptacja i że nie wyklucza ona działania?), ale o działanie, które wolne jest od resentymentów – odchodząc od męża/przemocy nie powinniśmy „zabierać go/jej” ze sobą = w sercu.
Zatem uzdrowienie polega na uzdrowieniu wewnątrz – swojego bólu i żalu, zrozumienia całej tej sytuacji w szerszym aspekcie, na pewno nie na siedzeniu i męczeniu się, bo to tylko pogłębi problem i doda mu dodatkową warstwę – „wzorzec ofiary”, właśnie 😉
Myślę, że to o czym pisze Sisson – odnosi się do sytuacji, gdy odejdziesz od bijącego męża, ale …gniew i złość na sytuację dalej w tobie będą, zżerając cię i trując od środka. Niewiele to odejście przyniesie ci szczęścia w takiej sytuacji, a uzyskana wolność będzie tylko iluzją.
Gandhi powiedział kiedyś metaforę, że kwas może bardziej uszkodzić naczynie w którym się znajduje niż to co zostanie wylany. Tak samo jest z gniewem i żalem, im dłużej go w sobie nosimy, tym bardziej nim przesiąkamy, tym bardziej się zatruwamy.
Zatem odejście(wyzwolenie) od takiej sytuacji musi odbyć się na dwóch poziomach, nie tylko fizycznym = ale emocjonalnym i mentalnym, w formie uzdrowienia, wybaczenia i zrozumienia.
ok, to ja zapytam troche dziecinnie on tego nie zaznaczyl:> ale sa sytuacje, gdzie zewnetrze i tylko zewnetrze powinno sie zmienic. Wiem,z e ten przyklad moze jest glupi, ale ..NP. mamy dom, obok nas mieszka sasiad, ktory jakis czas temu przeszedl an emeryture, od jakiegos czasu stukal i naprawial u siebie samochod, ale to nie bylo jakos uciazliwe. Teraz na emeryturze ma duzo czasu i odnalazl swoja pasje naprawianie starych motorow. I dzien w dzien piluje, i robi to duzy halas, jak sie wyjdzie na balkon, czy otworzy okno to juz nie dowytrzymania. Czy ja w takiej chwili powinnam sie przestawic psychicznie i nie czuc negatywnych emocji? i starac sie wytrzymac. Jedno, to, ze przeciez na podstawie tych negatywnych emocji chyba sie by zareagowalo, no bo jak ich nie ma i nic mi nie przeszkadza, to po co sasiadowi psuc pasje. Po drugie, to chodzi juz o fizyczna wytrzymalosc decybeli.:>
*”dlaczego on tego nie zaznaczyl”
dorota
Po drugie, to chodzi juz o fizyczna wytrzymalosc decybeli.:>
Zgadzam sie z Toba musisz zdecydowanie zmienic miejsce zamieszkania. 🙂
„Jeśli czujemy się źle, żadna przeprowadzka ani inna zewnętrzna zmiana nic nie zmieni w naszych uczuciach”
Tez sie zgadzam ze to nie do konca prawda. Iluzje daja duzo przyjemnoci.
Na przyklad buddysci maja swoje „Reality Check” : Na parzyklad: „starzejac sie robimy sie bardziej brzydcy”
Po co mi ogladanie sie rano w lustrze i mowienie sobie: „znowu zbrzydlem”
Tworzenie iluzji to sens calego mojego zycia. Gdybym ich nie mial to musialbym popelnic samobojstwo.
na twoim miejscu podszedlbym do tego bez ceregieli i wyrzutow sumienia -podejsc-nie-podejsc- , tylko poszedlbym z nim na przyklad na piwo (jak ktos pije, ja -rzadko) i pogadal szczerze, powiedzial o co chodzi,
jak by nie zareagowal, zglosilbym gdzie trzeba
na pewno nie przezywalbym meczarni i wewnetrznego konfliktu co robic, bo to zbyt prosty problem, czasem trzeba dzialac, jesli halas np przeszkadza malemu dziecku w spaniu,
tylko mozna to zrobic bez wewnetrznego szarpania sie, chyba, nie? 🙂
Wiem, że dla was zabrzmię totalnie out-of-reality, ale w moim przypadku nawet na takie sytuacje działała wewn. akceptacja 🙂
Trudno uwierzyć ? A jednak 😉
Obok okien mojego mieszkania, jest ciąg balkonów. W jednym z mieszkań rezydował pan, który palił papierosy na balkonie. Dym był idealnie zaciągany do mojej sypialni 🙂 Budząc sie rano (to było jakiś czas temu) znajdowałam się w pokoju pełnym dymu 🙂
Najpierw reagowałam złością i rozdrażnieniem. Potem frustracją i bezsilnością.
A potem pomyślałam : To świetna lekcja by uzdrowić cały mój żal i złość na mojego ojca, który palił całe moje dzieciństwo i dym papierosowy był zaciągany do pokoju mojego i siostry.
Pamiętałam świetnie jak reagowałam na ten zapach i jak byłam osaczona w poczuciu bezsilności.
Znów, w moim własnym mieszkaniu, dotknęłam zatem tamtej dawnej emocji. – właśnie dzięki palącemu sąsiadowi. Poczułam ją znów, zobaczyłam że nosiłam w sobie nieuzdrowioną 0d lat. Poczucie bycia trutą, zamulaną i bezsilną wróciło, bym mogła go objąć i zrozumieć na nowym poziomie.
Brzmi może bajkowo, ale zaakceptowałam to że obecnie mam takie warunki, bo widocznie są mi potrzebne by nauczyć się czegoś o sobie. Gdy czułam rano dym, przyjmowałam to ze spokojem i po prostu pozwalałam temu być, bo wiedziałam, że ma on wyciągnąć ze mnie pewne emocje, abym się im przyglądała – i to właśnie robiłam. Obserwowałam siebie. Rozumiałam siebie. Akceptowałam każdą przepływającą emocję i wychodziłam poza nią.
Jakieś dwa miesiące potem – człowiek ten się wyprowadził 😉 Aktualnie mieszka tam pani ze spokojnym pieskiem 😉
Nie posunę się do tego by polecać komuś znoszenie hałasu, ale…po prostu chciałam to opisać byście zobaczyli, że czasem można rozwiązywać sprawy na więcej niż jednym poziomie 🙂
Na tym (zapewne) wam bliższym i bardziej akceptowalnym – można spróbować zrobić to co radzi vamas. 🙂