Tagi
Bóg, miłość, partnerstwo, przyjaźń z bogiem, rozmowy z Bogiem, szczęście, walsch, wolność, zazdrość, związki, Świadomość
fragment książki Przyjaźń z Bogiem (kontynuacji Rozmów z Bogiem) N. D. Walscha
Wyzbądź się przekonania, że twoje szczęście zależy od czynników wobec ciebie zewnętrznych, a wyzbędziesz się zazdrości. Pozbądź się myśli, że w miłości chodzi o to, co otrzymujesz w zamian za to, co dajesz, a pozbędziesz się zazdrości. Rozstań się z roszczeniami co do czasu, sił lub miłości drugiej osoby, a rozstaniesz się z zazdrością.
Tak, ale jak to zrobić?
Nadaj swojemu życiu nowy sens. Zrozum, że jego cel nie ma nic wspólnego z tym, co możesz z niego wynieść, ale mnóstwo wspólnego z tym, co możesz do niego wnieść. To samo dotyczy związków.
Celem życia jest stwarzanie siebie na nowo, w następnym najwspanialszym wydaniu najszczytniejszej wizji siebie, jaka kiedykolwiek ci się zamarzyła. Ogłaszanie i ucieleśnianie, wyrażanie i spełnianie, doświadczanie i poznawanie swej prawdziwej istoty.
Nie wymaga to udziału innych ludzi – ani tej drugiej szczególnej osoby. Dlatego można kochać innych nie żądając od nich niczego.
Myśl, że można być zazdrosnym o czas, jaku twoi ukochani spędzają grając w golfa, w biurze czy też w ramionach innej osoby, możliwa jest tylko wtedy, jeśli wyobrażasz sobie, że twoje szczęście doznaje uszczerbku, kiedy jest szczęśliwy ten, kogo kochasz.
Chwileczkę. Czy to znaczy, że nie powinniśmy odczuwać zazdrości nawet wtedy, gdy nasz partner spędza czas w ramionach innej osoby? Chcesz powiedzieć, że niewierność jest w porządku?
Nie ma czegoś takiego jak w porządku i nie w porządku. To są wyznaczniki, które sami ustalacie. „Tworzycie je – i zmieniacie – na miarę swojego rozwoju.
Odzywają się głosy, że na tym właśnie po lega problem dzisiejszego społeczeństwa: że jesteśmy nieodpowiedzialni pod względem duchowym i społecznym. Zmieniamy swoje wartości pod wpływem chwili, dostosowujemy je do swoich celów.
Oczywiście. W ten sposób życie toczy się naprzód. Gdybyście tego nie robili, życie nie mogłoby posuwać się do przodu. Nie dokonałby się żaden postęp. Czy naprawdę chcecie bez końca obstawać przy dawnych wartościach?
Niektórzy chcą.
Chcą wieszać kobiety na placu, jako domniemane wiedźmy, co miało miejsce zaledwie kilka pokoleń wstecz? Chcą, aby kościół wysyłał żołnierzy na krucjaty by wycinać w pień tych, którzy nie wyznają jedynej Prawdziwej Wiary?
Posługujesz się historycznymi przykładami zachowań, które wynikały ze źle pojętych wartości, a nie z dawnych wartości. Wyrośliśmy już z tego.
Czyżby? A przyglądałeś się ostatnio światu? Ale to zupełnie inna historia. Trzymajmy się tematu.
Zmienianie uznawanych wartości świadczy o dojrzewaniu społeczeństwa.
Przechodzicie jako społeczeństwo do kolejnego, wyższego etapu.
Zmieniacie swoje wartości, albowiem zbieracie nieustannie nowe informacje, otwieracie się na nowe doświadczenia, rozważacie nowe koncepcje, odkrywacie nowe spojrzenia na rzeczywistość i dzięki temu wciąż na nowo siebie definiujecie.
To oznaka rozwoju, a nie odpowiedzialności.
Wyjaśnijmy to sobie. Czy jest oznaką rozwoju nieprzejmowanie się tym, że nasz partner rzuca się w cudze ramiona?!
Jest oznaka rozwoju niedopuszczenie do tego, aby odebrało to wam spokój ducha. Zburzyło całe wasze życie. Doprowadziło do samobójstwa albo zabójstwa. Wszystko to niestety zdarzało się z tego powodu. Nawet dziś niektórzy z was uśmiercają innych, a większość uśmierca swoją miłość z tego powodu.
Cóż, zabijania, rzecz jasna, nie pochwalam, ale czy można ocalić swoją miłość, jeśli twój ukochany kocha jednocześnie inną osobę?
To, że kocha inna osobę, nie znaczy, że nie kocha ciebie. Czy musi kochać tylko i wyłącznie ciebie, aby była to prawdziwa miłość? Czy tak to sobie wyobrażacie?
Tak, do ciężkiej cholery! Tak odpowiedziałoby wielu ludzi. Tak, do ciężkiej cholery.
Nic dziwnego, że tak trudno pogodzić się wam z tym, że Bóg kocha wszystkich równo.
Cóż, większość ludzi potrzebuje w jakimś stopniu poczucia bezpieczeństwa. Bez tego, jeśli partner nam tego nie zapewni, miłość obumiera, czy tego chcemy czy nie.
To nie miłość obumiera, lecz potrzeba.
Decydujecie, że nie potrzebujecie już tej osoby. W istocie nie chcecie jej potrzebować, ponieważ jest to dla was zbyt bolesne. Postanawiacie więc: nie potrzebuję, abyś dalej mnie kochała. Idź i kochaj, kogo zapragniesz. Ja się stad wynoszę.
To właśnie się dzieje. Zabijacie potrzebę. Nie uśmiercacie miłości. W gruncie rzeczy są tacy, którzy noszą w sobie te miłość po wsze czasy.
Przyjaciele powiadają, że wciąż płonie w tobie ogień. Bo tak jest! To światło waszej miłości, płomień namiętności, nadal w tobie gorejący, dający blask widoczny dla każdego. Ale to nic złego. Tak powinno być – biorąc pod uwagę to, kim i czym, jak powiadacie, jesteście i co ogłaszacie jako swój wybór.
Czyli ktoś nigdy już się więcej nie zakocha, bo wciąż płonie w nim ogień dawnej miłości?
Dlaczego musi ustać miłość do jednej osoby, abyś mógł pokochać druga? Czy nie można kochać więcej niż jednej osoby naraz?
Na ogół nie. To znaczy, nie w taki sposób.
Chodzi ci o miłość erotyczna?
Nie, romantyczną. Miłość do towarzyszki życia. Ludzie potrzebują towarzysza na całe życie.
Kłopot w tym, że ludzie przeważnie mylą miłość z potrzeba. Myślą, że te dwa słowa i te dwa doświadczenia, są zamienne. A nie są. Kochać kogoś, a potrzebować kogoś, to dwie różne rzeczy.
Można kogoś kochać i jednocześnie go potrzebować, ale nie kocha się dlatego, że się kogoś potrzebuje. Jeśli kochasz kogoś, ponieważ go potrzebujesz, to wcale nie kochasz jego, tylko to, co tobie zapewnia.
Jeśli kochasz drugiego za to, kim jest, bez względu na to, czy daje ci to, czego tobie potrzeba, czy nie, wówczas prawdziwie miłujesz. Kiedy nie potrzeba ci niczego, wtedy dopiero może zaistnieć prawdziwa miłość.
Pamiętaj, miłość nie zna warunków, granic, potrzeb.
Tak kocham was Ja. Lecz wam nie mieści się w głowie odbieranie takiej miłości, ponieważ nie mieści się wam w głowie jej wyrażanie. Stad bierze się cała bieda na tym świecie.
Ale do rzeczy – zważywszy na to, że jak powiadacie, pragniecie stać się wysoko rozwiniętymi istotami, niewierność, jak to określasz, nie jest w porządku. Z tego względu, że się nie sprawdza.
Nie doprowadzi was tam, dokąd jak mówicie, zmierzacie.
Ponieważ niewierność oznacza nieprawdę, a w głębi duszy pojmujecie, że wysoko rozwinięte istoty żyją i oddychają prawda, czerpią z niej swój byt – zawsze i wszędzie i o każdej porze. Nie tyle mówią prawdę, co są prawda.
Bycie istotą wysoko rozwiniętą oznacza bycie szczerym.
Przede wszystkim, szczerym wobec siebie samego, dalej, szczerym wobec drugiego, a następnie szczerym wobec wszystkich innych. Jeśli nie jesteś uczciwy w stosunku do siebie samego, nie jesteś uczciwy wobec innych. Tak wiec jeśli kochasz kogoś innego niż osoba, która życzy sobie, abyś kochał wyłącznie ją, musisz przedstawić sprawę jasno, szczerze, otwarcie, bezpośrednio i niezwłocznie.
I wtedy będzie to do przyjęcia?
Nikt nie ma obowiązku akceptować niczego.
W związkach pomiędzy wysoko rozwiniętymi istotami każdy po prostu żyje swoja prawdą – i każdy komunikuje swoja prawdę. Jeśli coś się komuś przytrafia, po prostu daje się temu wyraz. Jeśli coś jest dla kogoś nie do przyjęcia, po prostu mówi się o tym. Prawdę komunikuje się wszystkim o wszystkim, przez cały czas. To radosna ceremonia, nie uciążliwy obowiązek.
Prawdę powinno się świętować, nie wyznawać z konieczności. Ale nie można świętować prawdy, której nauczono cię wstydzić się. A nauczono cię wstydzić się tego, kogo, jak, kiedy i dlaczego kochasz. Wpojony ci wstyd za własne pragnienia i pasje, za uwielbianie czegokolwiek, od tańców, przez bita śmietanę, do innych ludzi.
Nade wszystko zaś naliczono cię wstydzić się miłości własnej. Lecz jak możesz pokochać drugiego, jeśli nie wolno ci kochać tego, który ma być tym kochającym? Przed takim właśnie dylematem stajecie, jeśli chodzi o Boga.
Jak możecie kochać Mnie, skoro nie wolno wam kochać swojej własnej istoty? Lecz powiadam wam – po raz kolejny: wszyscy prawdziwi Mistrzowie głosili swoja chwałę i zachęcali innych do tego samego.
Wstępujesz na drogę ku swej chwale z chwila, kiedy wstępujesz na drogę ku swej prawdzie. A drogę te obierasz, kiedy obwieszczasz, że odtąd będziesz mówił prawdę zawsze, każdemu i o wszystkim, że będziesz żył swoja prawdą.
W takim oddaniu prawdzie nie ma miejsca na niewierność.
Lecz oświadczenie komuś, że kocha się innego, nie jest zdrada. Wręcz przeciwnie, to uczciwość.
A uczciwość to najwyższa forma miłości.
fragment książki Przyjaźń z Bogiem (kontynuacji Rozmów z Bogiem) N. D. Walscha
Powiązane
• Dziecinna wizja Boga. Pułapka języka.
Jurgi Filodendryta said:
Święte słowa.
I właśnie dlatego tak cenię, i „nawróciłem się” na filozofie życiowe starożytnych Greków.
Felicita said:
„Twoja wola na nic się tu nie zda. Wydaje się,jakbyś zawsze myślał,że możesz zmusić kwiaty do tego, by rosły. Ludzie muszą nas kochać,ponieważ nas kochają – nie możesz ich do tego skłonić”.
D.H. Lawrence
Ola said:
Właśnie docieram do końca moich „Rozmów z Bogiem” (książki, bo faktyczne rozmowy mam nadzieję nie zakończą się 🙂 ). Niesamowite jest jak trudno człowiekowi pogodzić się najpierw z samym sobą… Gdzieś w środku czujemy że kochamy tego kogoś jedynego, chcemy by był szczęśliwy…cieszymy się że np. spotyka się ze znajomymi, smieje się czy rozwija swoje pasje…jednakże…gdy spotka się z „przyjaciółką” pojawia się strach…główny wróg miłości…strach że ta Ona jest ważniejsza…pomimo iż gdzieś tam cieszymy się że ma „prawdziwą przyjaciółkę” jak sam mówi…
Zaakceptowanie i odkrycie tej prawdziwej miłości do kochoś, a nie potrzeby własnej kogoś, jest niesamowicie trudne do zaakceptowania, do odkrycia…wymaga mozolnej pracy nad sobą…podzielcie się proszę co pomaga Wam w chwilach „kryzysu” ? Gdy zaczynacie wątpić i Wasz wewnętrzny egoizm zaczyna przebijać się na wierzch… pomocy…proszę…
Felicita said:
Ola, mi pomogło czytanie książek, zadawanie coraz więcej pytań i ciągłe poszukiwanie odpowiedzi. Ty jesteś ważna. Ty się czujesz niekomfortowo, a pragniesz wewnętrznego spokoju. Budowanie poczucia własnej wartości, kochania siebie bez żadnych ograniczeń – to droga ku osobistemu szczęściu.Masz wpływ na siebie samą i to Ty potrzebujesz własnej uwagi, troski, zaprzyjaźnienia się z sobą na początek.Jeśli się staniesz obiektem swojej miłości i popatrzysz na siebie jak na najbardziej drogocenną i kruchą istotę na ziemi, zobaczysz nagle rzeczy w nowym świetle. Pojawi się uważność w stosunku do siebie samej- co ta sytuacja ma mi do przekazania, co odkrywa takiego, co mnie uciska.. Odpowiedzi przyjdą i zrobisz z nimi, co będziesz chciała..Nie zawsze trzeba się mocno sparzyć, lepiej być mądrym przed szkodą.. 🙂
Felicita said:
Oddaję głos nauczycielowi buddyjskiemu:
„Pogrążeni w pełnym oczekiwań i obaw świecie emocji, nigdy nie znajdziemy się w tym, co właśnie się wydarza, w następstwie czego nie jesteśmy w stanie dostrzec szczęścia ani nie potrafimy się nim cieszyć. Zamiast tego zajmujemy się tym, co było, tym, co mogłoby się wydarzyć lub oczekujemy tego, co powinno nadejść. Nie mamy zaufania do chwili i również w codziennym życiu nieustannie oczekujemy zabezpieczeń i obietnic, co prowadzi do tego, że nie potrafimy odczuwać radości tu i teraz.Zmuszamy w ten sposób naszych zdezorientowanych partnerów do półprawd i kłamstw, ponieważ nie są oni w stanie przewidzieć przyszłości lub też pragną nas chronić. Utrzymując postawę posiadacza, czujemy się w partnerstwie pozornie bezpieczni, nie zasiewamy jednak żadnych trwałych przyczyn prawdziwego szczęścia i przede wszystkim nie proponujemy żadnego duchowego rozwoju.Zamiast tego nadmierne przywiązanie do partnera wprowadza nas w coraz większe pomieszanie i odwodzi od właściwego celu – wspólnego rozwoju.”
Lama Ole Nydahl
Budda i miłość czyli jak kochać i być szczęśliwym
Felicita said:
Ole dla Oli 😉
trueneutral said:
Zen, kolejny raz „wyrósł” Ci na blogu artykuł o tym, co aktualnie mnie zastanawiało, czy może raczej – nad czym rozmyślałem. Bardzo to mi się podoba – sobie coś myślę i bach! – tekst pojawia się „na dniach” . (rozmyślałem o miłości, zazdrości i zdradzie) 🙂
PS. Bardzo interesujące komentarze, dają do myślenia.
Felicita said:
A teraz fragment z tej samej książki dla ciakawskich tematu:
„Jeśli ludzie wkraczają w istniejące juz partnerswto, dzieje się tak najczęściej z powodu bardzo silnej karmy – po prostu byli razem z tymi osobami w którymś z wcześniejszych żywotów. Kiedy teraz dochodzi do spotkania, dzielona dawniej bliskość powoduje wzajemne przyciąganie”.
„Zdarzają się przypadki tak gwałtownego i silnego zakochania, że prawie nie dają one wyboru.W pozostałych sytuacjach dopóki nie usunie sie własnego źródła zakłóceń, zmiana partnera nie pomoże – nasz umysł pozostanie taki sam”.
Skoroświt said:
więcej „wstępu” to tego fragmentu:
dobre przypomnienie 😉
Maria said:
trueneutral, u mnie podobnie. Przyciąganie treści, których potrzeba w tym konkretnym momencie. Wszystko zawsze przychodzi wtedy, kiedy ma przyjść 🙂
zenforest said:
Trueneurtal, Maria, cieszę się zatem, że się wstrzeliłam w wasze potrzeby 😉
Ola said:
W moją również 🙂 dziękuję 🙂
i slicznie dziękuję za odpowiedzi…czytam…rozmyślam…rozmawiam…i przy okazji podjadam słodycze :-p
Ktośtam said:
Hmm, ciekawe ile ktoś jest w stanie kochać kogoś, gdy ten drugi w ogóle nie odwzajemnia uczucia. Bo jedyne czego potrzebuję od mojego partnera to jego miłości do mnie, i nie wyobrażam sobie, abym miała dzielić z nim życie, gdyby on mnie nie kochał.
Gdy nie ma wzajemności, związek nie ma szans na przetrwanie.
Nie lubię, gdy ktoś próbuje mi wmówić, że to jest jakiś „wyższy rozwój”.
Maria said:
To czego potrzebujesz, jest w Tobie. Miłość czysta i bezwarunkowa nie uzależnia swojego istnienia od tego, co zewnętrzne. Jeśli potrzebujesz miłości partnera, to ta potrzeba staje się czymś nadrzędnym, nie miłość sama w sobie. Wydawałoby się, że czymś naturalnym byłoby podziękowanie sobie za czas spędzony razem i rozstanie. Najczęściej jednak ludzie nadal pozostają w takich związkach, czerpiąc z tego pewne korzyści dla siebie. Czy to miłość, czy uzależnienie?
vamas said:
ok, to nikt ci juz nie wmawia 🙂
mozesz zamknac strone i po problemie !
jp75 said:
„Hmm, ciekawe ile ktoś jest w stanie kochać kogoś, gdy ten drugi w ogóle nie odwzajemnia uczucia. Bo jedyne czego potrzebuję od mojego partnera to jego miłości do mnie, …”
Myślę że całe życie i wcale nie porzebujesz jego miłości. Ja np. kocham osobę, którą ostatnio widziałem jakieś 15 lat temu, nigdy nawet z nią nie rozmawiałem i oczywiście ona nie ma o tym pojęcia.
” nie wyobrażam sobie, abym miała dzielić z nim życie, gdyby on mnie nie kochał.”
Tutaj jest trochę racji, nie można nikogo na siłę zatrzymywać. Myślę jednak, że dzielenie życia z kimś a kochanie kogoś to dwie zupełnie różne sprawy, można kogoś kochać nawet z wzajemnością, a mimo to bycie z tą osobą może nie być dobre dla obu stron, bo np. macie zupełnie inne charaktery, poglądy, zainteresowania, sposoby życia. Czasem miłość może się wrażać w tym, że się nie wiąże tej osoby.
trueneutral said:
Ktośtam,
nie ma czegoś takiego jak „wyższy rozwój” . Póki tak się postrzega otoczenie, to zawsze człowiek się umieści w jednej z grup – tych lepszych lub tych gorszych. Jeśli odnosi się to np. do sportu, to nie stwarza żadnych większych oporów. Jeśli natomiast przejdziemy do spraw ducha, rozwoju, myślenia na swój temat i tak dalej, i tam wprowadzimy takie podziały… to sami zamykamy się w klatce.
Co do miłości, to zapewne nie ma co się kłócić o nią, bo każdy ma swoją definicję.
Ja w chwilach jakichkolwiek kłótni wspominam kiedyś przeczytane powiedzenie – „Racja jest jak dupa. Każdy ma własną.”
BlueMind said:
Mi to w ogole łatwiej przychodzi kochanie kogoś jak nie musze z tą osobą mieszkać :))))
vamas said:
BlueMind, czyli wychodzi ze idealizujesz :)?
BlueMind said:
W ogóle taka chyba cecha człowieka, zawsze pragnie tego co jest poza,a niedocenia tego co jest blisko. Sam się z siebie uśmiałem…
Marzyłem ostatnio przez 2 lata, żeby pojechać na latanie w Alpy do Słowenii. W ogóle latanie/awiacja od dziecka jest moją największą pasją i na samą myśł, że odpalam skrzydło paralotni w górach przechodzą mnie dreszcze po plecach. Gdzieś tam mimo intelektualnego rozeznania zostawiłem sobie ten… nazwijmy to sen. Aż się nie chciało wierzyć, że to kolejna iluzja…
Oczywiście nadszedł wymarzony dzień. Na niebie białe baranki. Ostra termika – jako jedyny załapałem się na noszenia i wykręciłem na jakieś 1500m. Za mną ośnieżone szczyty Alp, pode mną winnice, przede mną widok na adriatyk, nad który zaraz mam lecieć żeby zlądować na plaży.
I naglę uświadomiłem sobie to, o czym już od dawna doskonale wiedziałem: że być w tej chwili a marzyć o niej to zupełnie 2 różne rzeczy… okazało się, że jeśli chodzi o poziom mojego szczęścia to zasadniczo w ogóle się nie zmienił. Poprostu trzymam sterówki, wybieram noszenia, słucham jak wiatrz szumi w linkach, …nic więcej. Jeśli potrafię dostrzegać piękno to zakocham się nawet patrząc na filiżankę herbaty. Jeśli jestem pomieszany i napięty, to nawet realizacja najskrytszych marzeń na niewiele się zda. Dobitnie uświadomiłem sobie, że jeśli szczęście gdziekolwiek jest możliwe to tylko teraz.
Ktośtam said:
Wychodzi na to, że umieszczacie się mimowolnie w kategorii tych najlepszych, Trueneutral. 🙂 Gdybyście zostali zdradzeni przez Waszych partnerów, naprawdę nadal z takim oddaniem wchłanialibyście ten tekst? Zero bólu, zero poczucia krzywdy, zero odczucia bycia oszukanym?
Tworzenie pewnych ram leży w charakterze tego świata, na każdym poziomie. Gdyby tak nie było, byłoby to tylko bezkształtna masa. Jednak dziwi mnie, że próbuje się je niszczyć w tak ważnej kwestii jak miłość i wierność w związku partnerskim, hołubiąc niejako zdradę. Zdrada to chyba największa niesprawiedliwość na świecie.
A co jeśli sam autor dopuścił się zdrady i stara się sam siebie usprawiedliwić? On nie jest jakimś tam nie wiadomo jakim bóstwem, jest człowiekiem z własnym pryzmatem doświadczeń, trzeba brać na to poprawkę.
Ktośtam said:
Aby jeszcze uściślić:
Miłość, wierność, oddanie – to są wartości wręcz archaiczne, sprawdzone, uznane przez ludzi za dobre. Czy jest sens obalać znaczenie wierności?
Cytat:
„Chwileczkę. Czy to znaczy, że nie powinniśmy odczuwać zazdrości nawet wtedy, gdy nasz partner spędza czas w ramionach innej osoby? Chcesz powiedzieć, że niewierność jest w porządku?
Nie ma czegoś takiego jak w porządku i nie w porządku. To są wyznaczniki, które sami ustalacie. “Tworzycie je – i zmieniacie – na miarę swojego rozwoju.”
Takie myślenie może wprowadzić w wielki błąd. W swojej podróży ku „większemu rozwojowi” uznacie, że nie ma nic zdrożnego w zdradzie, i będziecie krzywdzić a nie pomagać.
Felicita said:
A może to dar? Łaska? 🙂
Wiem, co mówię, bo jestem od tego momemntu innym człowiekiem. Zarówno zdradzany i zdradzający borykają się z innymi konsekwencjami natury etycznej.
Wierność nie jest obowiązkiem, lecz wyborem.
jp75 said:
„Jednak dziwi mnie, że próbuje się je niszczyć w tak ważnej kwestii jak miłość i wierność w związku partnerskim, hołubiąc niejako zdradę.”
Tu nie chodzi o hołubienie zdrady, po prostu twój partner nie jest taki jaki chciałabyś żeby był, no i nic dziwnego, bo przecież nie żyje dla twojej przyjemności. Możesz go kochać takiego jaki jest albo nie, to twój wybór. Jeśli się uzależnia swoje szczęście od innych to zawsze jest takie ryzyko cierpienia.
trueneutral said:
Bluemind,
świetny post, czuć aż bijącą z niego pasję. 🙂
Ktośtam,
nie stawiam się niżej ani wyżej, bo nie oceniam. Nie dlatego, że uważam, że to lepsze. Dlatego, bo dzięki temu jestem zadowolony. Mogę powiedzieć tyle, że skoro tak odbierasz pewne tutaj słowa, to znaczy, że w Tobie jest coś, co zmusza Cię do tego, aby czuć się lepiej/gorzej w danej sytuacji.
A co do Twojego pytania o zdradę – ja mam w tej kwestii dużo doświadczenia, bo zostałem zdradzony nie raz czy dwa, ale kilka razy. Gdy oceniłem zdradę jako coś nagannego – wtedy żyłem w nienawiści do eks-partnerki, do siebie, do świata. Gdy natomiast ostatnim razem nie oceniłem tego – miało to niewielki wpływ na mnie. Przyjaźnię się nadal z tą dziewczyną i jej chłopakiem. I muszę powiedzieć, że zdradzenie mnie wyszło jej na dobre, bo świetnie się dogadują, można rzec – pasują do siebie. Mnie też wyszło na dobre, ale tą kwestię pozwolę sobie przemilczeć. Oczywiście teraz podniosą się głosy – nie ruszyło Cię to, stary? To znaczy, że jej nie kochałeś! – a ja skwituję to prosto. Dla mnie miłość to nie jest posiadanie na własność ciała i duszy. To niewola, a nie miłość. Aczkolwiek doskonale rozumiem, co znaczy być zdradzonym – to chyba jedno z najtrudniejszych do przerobienia uczuć. Bardzo trudno zrozumieć, co się kryje za tymi emocjami i skąd się biorą. Bardzo długo zajęło mi dostrzeżenie tej iluzji i tych oczekiwań, które się za nimi kryły. To była z jedna z najmroczniejszych podróży do mojego wnętrza. Na marginesie – czasami wydaje mi się, że obserwacja siebie niesie za sobą duże niebezpieczeństwo. Gdy dojdziemy do pewnych obszarów siebie, tych „złych” , można odszukać rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć. O ile nie ma się czegoś „w zabezpieczeniu” . Ja nie miałem. Hm, czuję, że zaczynam pisać trochę nie na temat. Na tym kończę.