Tagi
akceptacja, ego, mello, opór, przeciwności, walka, zrozumienie, Świadomość
Im bardziej będziesz starał się zmienić, tym gorzej będzie ci to wychodziło. Czy znaczy to, że pochwalam pewną dozę bierności?
Tak, im większy stawiasz opór, tym większą nadajesz moc temu, czemu się opierasz. Takie jest, jak sądzę, znaczenie słów Jezusa:
„Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu drugi.”
To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz.
Brzmi to bardzo po wschodniemu. Jeśli jednak popłyniesz razem z wrogiem, pokonasz go.
Jak walczyć ze złem?
Nie poprzez zmaganie się z nim, ale poprzez zrozumienie. Zło zniknie, jeśli tylko zostanie zrozumiane.
Jak walczyć z ciemnością?
Nie przy pomocy pięści. Nie można przegonić ciemności z pokoju za pomocą szczotki, trzeba włączyć światło.
Im usilniej walczysz z ciemnością, tym bardziej staje się ona dla ciebie realna, tym bardziej wyczerpiesz samego siebie.
Jeśli jednak włączysz światło świadomości, ciemność się rozprasza.
Załóżmy, że ten skrawek papieru jest czekiem na bilion dolarów. „Och, muszę go odrzucić, muszę, zgodnie z Ewangelią muszę się go wyrzec, jeśli pragnę życia wiekuistego.
„Czy zamierzasz zastąpić jedną chciwość inną?
Chciwość dóbr materialnych – chciwością duchową?
Poprzednio miałeś „ego” ziemskie, a teraz zyskałeś „ego” duchowe i pomimo wszystko jest to „ego” – subtelniejsze i takie, z którym znacznie trudniej walczyć. Kiedy czegoś się wyrzekasz, związujesz się z tym.
Jeśli jednak zamiast aktu wyrzeczenia przyjrzysz się temu uważnie i powiesz: „No tak, to nie jest czek na bilion dolarów, ale kawałek papieru”, to nie ma już z czym się zmagać, nie ma czego się wyrzekać.
Artykuł z serii: Przypomnienie
A. de Mello
Zobacz też
• Przestań usiłować być dobrym cz I.
• Przestań usiłować być dobrym cz II
Skaut said:
To bardzo fajny tekst. Jednakze podzielam sporo z Waszych komentarzy. Kij ma dwa konce i mysle, ze ktorykolwiek z nich bedzie oznaczal nierownowage. Tak juz w swiecie ludzi jest, ze czesto na degeneracje reaguje sie tym samym, niby w imie „dobra”. Osobiscie – nadstawianie drugiego policzka nie potraktowalbym zbyt doslownie, bo wtedy byłbym obojetny nie reagujac na cokolwiek. Gdyby Żydzi nie reagowali w ogole na efekt hitleryzmu pewnie nie zostalby dzisiaj ani jeden. Z drugiej strony system „resocjalizacyjny” z gory traktujacy oprawcow jako „zlych” czyni tym samym z nich tylko bardziej „zlych”. System nie dziala, ludzie degeneruja sie bardziej w konsekwencji dochodzi do ich calkowitej eliminacji ze spoleczenstwa wiec dla nich inne sposoby postepowania sa juz niemal niemozliwe. To jest wg mnie efekt niezrozumienia problemu. Rozsadna droga moim zdaniem byloby wiec zapobieganie i eliminowanie szodliwych warunkow z jednoczesna proba zrozumienia i absolutnego poswiecenia sie dla rozwiazania problemu. Tego sie nie robi albo sie udaje, ze sie robi. Zen wspomniała o terii „nic nie dzieje sie bez powodu” oraz rzekomej rozgrywce miedzy duszyczkami (ojciec i dziecko). Oczywiscie, nic nie dzieje sie bez powodu. Nie sadze aby jednak jakikolwiek wirtualny byt w postaci obloczka zwany dalej dusza czynil tu sobie jakis cel w byciu kretynem, oprawca, psycholem. Zdaje sobie sprawe, ze swiat hinduizmu ma te teorie opanowane do perfekcji – ja nie odnajduje w nich niczego ani chwalebnego ani tymbardziej slusznego – co najwyzej kiepska probe usprawiedliwienia sobie braku odpowiedzialnosci za postepowanie. Jaki cel mialaby sobie niby stawiac jakas tam dusza? Po co? Z nauk buddyzmu wynika mniej wiecej tyle, ze swiadome zycie jest zyciem bez smieci w umysle, to eliminuje wszelki despotyzm. Tutaj dla mnie sprawa jest jasna. Gdzie w tym miejsce na teatrzyk pt. „my dusze teraz zabawimy sie ludzkimi cialami”? Ja w tym widze sporo z pragnien EGO. Raz, zeby sie usprawiedliwic, dwa – patrz to co przed chwila napisałem. Istnienie przyczyny i skutku daje nam mozliwosc wgladu w owa przyczyne i odpowiedniego zareagowania. Ale to chyba wszystko, bo psychiczne wychowanie dziecka co w efekcie daje psychiczny brak rownowagi w jego zyciu, co w efekcie powoduje pociagniecie ego na innych jest przyczyna i skutkiem, ale zadnym usprawiedliwieniem. Nie wiem tez Zen, w jaki sposob tak naprawde chcialas sie odniesc do tego, iz pewne nazwijmy to „przejscia” zaprawiaja osobe w zyciu. Wlasciwie wszystko zaprawia. Tylko czy jest sens nazywac „szkołą zycia” zachowania totalnie destruktywne? Z tego co wiem nie ma czegos takeigo jak szkoła zycia, zycie to zycie i takie pozostaje, to my sobie wymyslamy rozne jego szkoly. Wiem tez z doswiadczenia iz w przypadku maltretowania np dzieci w przyszlosci w 90 procentach nie wychdzi z tego wiele dobrego – traumy, psychozy, brak pewnosci siebie, wszystko co z tym zwiazane. Tym tokiem rozumujac łatwo mozna wpasc w meczenstwo. Mozna by tez rzec, ze co jakis czas powinnismy sobie fundowac wojne swiatowa, zeby sie zahartowac… czy nie brzmi to absurdalnie? Niby tak… ale przypadek maltretowania dziecka przez ojca bedzie tu ty samym, tylko na mniejsza skale, gdzies zawsze ktos maltretuje kogos i wynika z tego kupa cierpienia. Skoro w kwestii wojen jestesmy juz o tyle madrzejsi, zeby sobie tego nie czynic (poza paroma epizodami pt ameryka vs reszta swiata) ma sie to tak samo do skali lokalnej – wiemy juz z czym to sie wieze, znamy geneze dzialania oprawcy, mozemy problem probowac rozwiazac – zamiast tego mozemy stac i ładnie sie temu przygladac. Wyjscie do oprawcy z sercem spowoduje albo to, ze on otworzy tez swoje, albo sprobuje nas wyeliminowac – wtedy nie zawahałbym sie uzyc kija tymczasowo. Raz, zeby chronic siebie, a dwa, zeby chronic innych, i z tego punktu zaczalbym przechodzic do punktu drugiego – czyli jak sytuacje uzdrowic. Zamkniecie go w ciemnej celi, nazwanie okrytnym i publiczna pogarda niewiele tu zmieni, nijak sie to ma do uzdrawiania sytuacji, to jest wlasnie efekt swiatowego ostracyzmu, chociaz za takich ludzi wszyscy jestesmy odpowiedzialni, wszyscy!
pinia said:
joy,
zgadzam sie z Twoim spojrzeniem na problem.
Trueneutral said:
Jakże wspaniałe posty!
Odniosę się tylko do kilku zdań Freedominunity (piękny post, swoją drogą) .
„czy można pozwolić sobie na gwałcenie czyjegoś prawa do pozostawania ślepcem w imię jego dobra? ”
Świetne pytanie. Mnie się tutaj przypomina De Mello właśnie, gdy napisał w „Przebudzeniu” o tym, jak czasem trudno mu się zdecydować, co ma zrobić, gdy przychodzi do niego ktoś z problemem, ktoś, kto cierpi. Tony, jako psycholog chciałby mu pomóc i usunąć cierpienie, a Tony jako „uduchowiony” stwierdza – niech cierpi. Oczywiście nie dlatego, żeby się pastwić, czy dlatego, że go to nie obchodziło. To właśnie wynikało z miłości – niech cierpi, jeśli to ma otworzyć mu oczy.
A co do znęcania się nad innymi… tu można chyba wskazać na serial „Dexter” . Jak dla mnie odkrywczy, choć to może tylko moje odczucie…
Flądra said:
2, model “wschodni”
Można przyjąć, że to jest wybór “duszy” dziecka i “wybór” duszy ojca, i muszą się czegoś wzajemnie nauczyć na tej niezwykle trudnej lekcji.
Jakkolwiek przyglądanie się temu z akceptacją może brzmieć nieludzko i okrutnie, istnieje pewien typ światopoglądu, który mówi, że wszystko co się dzieje, dzieje się nie bez powodu. Że nasza istota kształtuje się czasem w “ogniu” który przejmuje nas bólem, ale zarazem hartuje.
dopiero teraz to przeczytałam …
dodałabym do tego jeszcze coś myśląc tym torem – skoro dowiedziałam się o tej sytuacji o można powiedzieć, że to jest wybór mojej „duszy”
Więc może to również wybór „duszy” dziecka i „duszy” ojca, że się o tym dowiedziałam ? Może to ich wołanie o pomoc ?
patrząc holistycznie – jeśli komuś dzieje się krzywda, mnie również, czyż nie ?
okrucieństwo nie bierze się z nikąd, bierze się z bólu, pustki, ogólnie z tego co złe.
Innymi słowy ten okrutny człowiek nie stał się taki, dlatego, że był kochany itd. Być może właśnie był tak samo traktowany jak on traktuje swoją rodzinę.
Najpierw trzeba zrozumieć – dopiero później wydawać sądy.
“Agresja łączy się z autoagresją.” Antoni Kępiński
Tak mi się wydaje, że zachowania agresywne są swego rodzaju wołaniem o pomoc.
Nie trzeba być psychologiem, żeby sobie wyobrazić co się stanie z tym dzieckiem (jeśli przeżyje oczywiście), ono tę swoją agresję „odda”. Niekoniecznie ojcu, być może kolegom, być może żonie, być może swoim dzieciom itd. A być może będzie kumulowało ją w sobie popadając w depresje.
Innymi słowy – skoro wszechświat to całość, czy na pewno chcemy tego, żeby zło, nieszczęście się rozprzestrzeniało ?
Czy na pewno w modelu wschodnim chodzi o to, żeby bezczynnie patrzeć na okrucieństwo innych ?
Tzn. ja absolutnie nie mówię o tym, że należy za wszelką cenę się poświęcić, ale najczęściej jest tak, że COŚ można zrobić. Coś więcej niż tylko to zaakceptować. Czasem wystarczy naprawdę bardzo niewiele.
Ktośtam said:
Mnie z kolei w tym wszystkim zastanawia fenomen socjopaty. W skrócie socjopata to człowiek pozbawiony uczuć „wyższych”. Jemu jest bardzo wygodnie na tym świecie, nie przejmuje się absolutnie jakimikolwiek odczuciami innych w stosunku do swoich czynów. Co więcej, te reakcje innych ludzi wydają mu się dziwne i karykaturalne.
Ciekawe jak na gruncie wszystkich teorii duchowych wypada socjopata? Kim on jest? Bo podobno tego nie da się wyleczyć. 🙂 Socjopata przy odrobinie dobrej woli może nauczyć się „udawać” jakieś uczucia, ale równie dobrze może mu na tym w ogóle nie zależeć.
zenforest said:
Skaut
W akapicie do którego się tutaj odniosłeś, wymieniam tylko popularne sposoby podejścia do problemu zła/zadawania cierpienia 🙂
Uczciwość wymaga abym je wymieniła, ponieważ jednak nie jestem ich oryginalnym autorem, nie będę ich też szerzej uzasadniała.
Pogląd, który wymieniłam a do którego się odnosisz, nie budzi wszakże mojego zaskoczenia ani nie wywołuje żadnej negatywnej emocji. To po prostu jedno z wielu podejść do tego tematu. Można się w nim dopatrzyć sensu, lub można go odrzucić.
No cóż, akurat mnie moje przejścia zaprawiły choć były one bardzo bolesne i tragiczne.
Nie podejmuję się tutaj przeprowadzać analizy jak to jest z innymi ludźmi, bo wielu znam takich, którym cierpienie realnie pomogło a i takich którym ubrało koronę męczeństwa na czoło, wzmacniając ego. Nie mnie oceniać co dla której istoty jest najwłaściwsze.
Jeśli na potrzeby dyskusji odrzucimy zdecydowanie pogląd, że nasze życie to coś więcej niż tylko jednostkowe wydarzenie, jeśli odrzucimy pogląd że jest ono częścią szerszego obrazka, to… cóż. Pozostaje chyba tylko ze spokojem zaakceptować kolej rzeczy i żyć najlepiej jak umiemy. 🙂
Pozwolę sobie tylko napisać krótkie pytanie do przemyślenia dla wszystkich:
Czy Budda by się przebudził, gdyby nie pojawił się przed nim demon Mara?
Polecam genialny artykuł:
mulli said:
Flądra, taka mała uwaga: prezentowane na tym blogu poglądy nie są przeznaczone dla osób wrażliwych, które czują się nieswojo wobec obojętności. No ale przecież to w naszej kulturze w sumie nic nowego – ta obojętność, nihilizm,, izolacjonizm. Jaki tam model wschodni, powiedziałbym nihilistyczno atomistyczny model zachodni.
pinia said:
Zen napisala:
„Pozostaje chyba tylko ze spokojem zaakceptować kolej rzeczy i żyć najlepiej jak umiemy.”
Tak samo czuje …
😉
mulli said:
Ja bym powiedział tak: ludzie otówrzcie się na innych, nie tylko w szczęściu ale i w cierpieniu. Czasem nie trzeba nic specjalnego robić, wystarczy być z tym który cierpi, okazać współczucie, miłość. Powychodźmy z tych swoich twierdz, również mentalnych, duchowych budowanych tak naprawdę na strachu przed bólem, przed odsłonięciem najwrażliwszej ze swoich czakr.
zensculpture said:
Na Jedno Mnie Stać Na Prawdę / Czekan
zensculpture said:
właściwie ,czy Prawda potrzebuje potwierdzenia? uhaha/ ..dyskusje,dywagacje ,dociekania,konwersacje, sztuczne balony ,zmyslone słowa ,reklam oni , a gdzie słońce wschodzi? wiele poytań ,wiele słów , w hipnotycznym trańsie / nie ma głów/ ino są ,w ułudzie ludzie.,promieniami do domu ,przyłowynami/
zensculpture said:
Flądro , po co ? Flądro po co jak? Flądro gdzie i kiedy czemu tak? Zaczem spotkasz w sobie tak / czy zobaczysz w nic nie tak?/ Ryba to i nie za smaczna kiedy delfin …To co ?
felixcat said:
W bloku mieszka 200 osób .
Jedna , tylko jedna osoba z nich jest zachwiana emocjonalnie, ma charakter destrukcyjny, dosłownie może to być osoba maltretująca swoje dziecko lub żonę, agresywna dla sąsiadów….
Pozostałe 199 osób, każda z nich zwraca na niego uwagę bezustannie , bez strachu , pozostając w spokoju , świadomie obserwując negatywne emocje tego człowieka, pozostając niewzruszonymi .
Oczywiście nie dając sobie zrobić przy tym krzywdy …
Wierzę lub mam nadzieję (sam nie wiem ) intuicyjnie odczuwam, że ten człowiek zmienił by się , spojrzałby sam na siebie , jego negatywne emocje straciły by rozpęd …. może nie całkowicie ale w jakimś stopniu .
Dziś na spacerze z psem … mój pies przestraszył się drugiego psa idącego z na przeciwka. Zauważył go z odległości kilku metrów i ominął dwu metrowym łukiem . Tamten pies nawet nie warknął i wcale nie był dużo większy od niego . Wysłał moim zdaniem, agresję, która przepłynęła gdzieś w powietrzu….
Może świadomy spokój też można tak „wysłać” zwracając swoją uwagę … taka walka bez walki …
zensculpture said:
niech tylko na chwile .choć tylko tą dobrą chwile/ zaistnieję w cudzie obecności/ choć tylko na chwilę/
zensculpture said:
od trochu czasu uczę ,obce psy ,szanować koty ,któręde są przy mnie./ A tak następuje tylko ,kiedyo nim myślisz / a tak to nie/
zensculpture said:
czy to nie jest tak ,jak uczuć kogoś smaku śliwki suszonej ,albo smaku przepięknej gruszy suszonej? śmieję się ,chociarz przez łzy/
freedominunity said:
„Zaprawianie”
Do rozważań na temat bolesnych doświadczeń dorzucę tekst piosenki Jacka Kleyffa, która w piękny metaforyczny sposób odnosi się właśnie do tej kwestii (trochę pesymistycznie – a może realistycznie ? – ale daje promyk nadziei):
freedominunity said:
“Zaprawianie” od drugiej strony…
Inaczej podchodząc do tematu, jest pewna metafora, w której życie przyrównuje się do „listonosza”, który najpierw puka i uprzejmie zostawia nam wiadomość: „czas na zmiany”. Jeżeli to zbagatelizujemy, dostaniemy tą samą wiadomość, ale zawiniętą w kamień, który właśnie rozpieprzył okno w naszym salonie. W ostateczności listonosz spali nam dom byśmy w zgliszczach odnaleźli sens słów „czas na zmiany”.
Metafora ta pokazuje, że ilość zmian (traktowanych jako krok w dobrą stronę – rozwój) jest iloczynem ilości doświadczeń i zdolności czerpania z nich informacji zwrotnych. Jeżeli ktoś tej zdolności nie posiada lub posiada w stopniu znikomym to nawet tysiąc kataklizmów nie pomoże mu zrozumieć przyczyn własnych cierpień.
Być może, pomóc może jeden człowiek, który zasieje w nim ziarnko tej magicznej zdolności doświadczania życia…
Na pewno zdanie „ból nie jest sygnałem by zamknąć oczy, ale by otworzyć je szerzej” może się tu przydać.
BlueMind said:
„Czy Budda by się przebudził gdyby nie pojawił się przed nim demon Mara?”
Dobre pytanie:)
Z drugiej strony czy istnieje jakieś uśpienie bez Mary? Do czasu oświecenia Mara był cały czas obecny w Buddzie. Nie był widoczny bo było pełne utożsamienie. Zdaje nam się tylko, że wiemy czego chcemy, że wiemy, że coś jest naszą wolną wolą ale tak na prawdę nie znamy przyczyn tych pragnień (niechęci, lęków …cokolwiek), nie pytamy skąd się biorą. Podejmujemy decyzje i działania ale nie pytamy o ich źródło.
Wracasz z pracy i akurat nie masz najlepszego humoru. Impuls – „mam ochotę pooglądać tv „albo „pójść na imprezę i nieźle się zabawić” – bach – decyzja, realizacja! Właśnie napisałeś kolejny fragment swojego życiorysu. Zero pytań, zero kwestionowania. Mara nie ma co wyjeżdżać z armatą i armiami na wróbla skoro jest pełne posłuszeństwo:)) A przecież na początku wcale nie był taki straszny….:) Podesłał kilka uroczych panienek (ja bym wymiękł… tzn już nieraz wymiękłem.. heheh) . Równie dobrze gdyby Budda zaakceptował to jako swoje (siebie) to dzisiaj mógłby mieć wcielenie np jako Hugh Hefner:)
decisions, decisions….
vamas said:
mulli, taka mala uwaga: ten blog jest dla wszystkich,
takze dla tych ktorzy maja roszczeniowe ego i chcieliby wyprasowac kazda faldke niedoskonalosci na powierzchni rzeczywistosci. 🙂
terraustralis said:
Dlaczego nikt nie powie, ze najczesciej zlo jest organiczne ?
Czlowiek jest tak skomplikowana materia, ze az dziw ze w przypadku wiekszosci jakis odlam DNA nie jest wybrakowany.
Przeciez juz od dawna znana jest prawda, ze seryjni mordercy nie sa zdolni do EMPATII.
Sa po prostu wybrakowani od samego poczatku. Moznaby rownie dobrze ich rozgrzeszyc, ze nie dzialali w afekcie. Wina zbrodni jest ich wadliwy mozg.
Ale istnieje jeszcze pojecie Praktycznosci. Przeciez nie wypusci sie ich na wolnosc bo by od nowa mordowali.
Wiec rozwiazaniem jest danie im kary dozywocia. Tylko ze wiadomo, ze oni sie nie zreformuja. Wiec moim zdaniem bardziej humanitarna jest kara smierci. No bo tacy ludzie nie powinni sie nigdy urodzic.
Sir said:
Czesc mam Pytanie do Zen Forest takie ogólne:) w koncu ona jest tu szefem i chciałem sie zapytac odnosnie jej uczuć i świadomosci! Przeczytałas mnóstwo tematów rozwojowych przemyslałas na pewno wiele spraw życiowych!chciałem sie zapytac czy jestes szczesliwą osobą czy znajdujesz radosc życia i czy twoje uczucia zmieniły sie na pozytywniejsze od czasu zanim nie zaczełas praktykować??bo w sumie wydaje mi sie że mało pisze w tych tematach o pomocy innym ludziom bardziej skupiają sie na własnej osobie na własnych uczuciach doznaniach i własnym wnętrzu własnym rozwoju gdzie ledko po częsci może stać sie to egoistyczne a w koncu polega to wszystko na zwalczaniu swojego ego?????? Pozdrawiam Tomek:)
zenforest said:
Wiesz, zawsze wydawało mi się nieco zabawne pytanie : Czy jesteś szczęśliwy, to jest tak jak zapytać: Czy żyjesz? 🙂 Myślę że większość osób które medytują, odpowiedzą pozytywnie na to pytanie i ja również w tym szeregu.
Co do pomagania innym, cóż, skupiając się najpierw na sobie, poprawiłam swoją samoświadomość na tyle, by inne osoby mogły czasem skorzystać z jakiejś mojej działalności, zatem sądzę że tak to właśnie działa..zmiana zaczyna się w nas 🙂
ps. Nigdy nie twierdziłam, że rozwój to zwalczanie ego.:)
To akceptacja ego, która wiedzie do jego wysubtelnienia, w niejako naturalnym procesie.
Sir said:
bardzo fajnie : )
Sir said:
Wydajesz się bardzo wartosciową i ciekawą osobą 🙂