Tagi
akceptacja, balans, harmonia, natura, przebudzenie, rezygnacja, sisson, staranie się, uzdrowienie, walka, wolność, zrozumienie
Zauważyłeś pewnie, że ludzie ciągle o coś zabiegają – wciąż usiłują coś zmienić, wszystko ułożyć na właściwym miejscu, udoskonalić swoje życie, wyleczyć się z chorób, rozwiązać problemy, poprawić stosunki z innymi, zmienić innych ludzi, osiągnąć sukces itd. Prawie wszyscy otrzymaliśmy w dzieciństwie następującą informację: „Jeśli ci się coś nie udaje, musisz bardziej się starać”. Ale czy zauważyłeś, że im bardziej się staramy, tym większy czujemy opór i tym trudniej nam się żyje?
Być może jest tak dlatego, że próbujemy zmienić zewnętrzny świat, zanim go zrozumiemy. Gdybyśmy rozumieli go lepiej, zmienialibyśmy raczej swój punkt widzenia. Staranie się o to, by zmienić świat tak, aby nam odpowiadał, przypomina malowanie domu z zewnątrz i oczekiwanie, że zmieni się gościnny pokój.
Takie słowa, jak „staranie się” lub „usiłowanie”, są częścią naszego problemu. Obserwując ludzi, widzę, że są tak zajęci „staraniem się” o sukces i powodzenie, iż nie mają czasu się nimi cieszyć. Ciągle „usiłują” zmienić siebie, uwolnić się od nie chcianych zachowań i w rezultacie nic się nie zmienia. Wszędzie można dostrzec, jak ludzie „starają” się zmienić swoje ciało, wyglądać ładniej lub zdrowiej, „starają” się ulepszyć swoje życie i nic się nie wydarza. Wiesz, dlaczego? Ponieważ stosują rozwiązania niezgodne ze swoją Prawdziwą Naturą. To tylko wzmacnia problem, od którego tak bardzo chcą się uwolnić.
Po głębszym zastanowieniu zapewne zrozumielibyśmy, że to brak akceptacji siebie i naszej rzeczywistości zaprzęga nas do tego nieświadomego, rozpędzonego kieratu.
Ktoś chce się pozbyć nadwagi – decyduje się na dietę i ustala program odchudzający. Po pewnym czasie, straciwszy kilka kilogramów, porzuca dietę i ćwiczenia i wraca do poprzedniej wagi. Dlaczego? Ta osoba nie zajęła się emocjonalną treścią swojej świadomości, czyli nie zaczęła od poznania przyczyn swej nadwagi.
Wiele systemów uzdrawiania stara się wyleczyć chorobę, lecz nie zajmuje się emocjami, stanowiącymi jej podłoże. Dlatego usunięty rak często powraca po kilku latach. Nie zajęto się uczuciami i myślami o życiu. Leczenie bardzo się wyspecjalizowało – medycyna jest dla ciała, psychologia dla umysłu, a religia dla ducha. Każda z nich stara się naprawić sytuację postrzeganą jako niepożądaną.
Staranie się jest bardzo nienaturalne. Natura w ogóle się nie stara. Nie ma w niej żadnego wysiłku. Życie dzieje się samo, zgodnie z uniwersalnym prawem. Jest jak oddychanie. Natura tak to urządziła, byśmy mogli swobodnie oddychać, nigdy nie przerywając naturalnego przepływu siły życiowej – powietrza (Chi). To my stworzyliśmy swoje problemy, zakłócając rytm kosmicznego oddychania przez ustanowienie nienaturalnych podziałów między Bogiem, naturą a ludzkością. Dezintegracja i brak równowagi doprowadziły do stworzenia nienaturalnych granic między intelektem, emocjami, ciałem i duchem, a granice te są podtrzymywane przez intelektualne osądzanie, negatywne emocje i nieświadome kontrolowanie fizycznego oddechu. Teraz s t a r a m y s i ę rozwiązać swoje problemy, znowu używając wysiłku, który przecież był przyczyną całej tej dysharmonii.
P.D. Uspieński, uczeń Gurdżijewa, napisał powieść pod tytułem „Dziwne życie Iwana Osokina”. Iwan jest człowiekiem bardzo niezadowolonym ze swego życia. Udaje się na konsultacje do maga. Prosi go o cofnięcie czasu i szansę życia na nowo. Jest pewien, że za drugim razem będzie żył inaczej. Mag ostrzega go, że to nie przyniesie spodziewanych rezultatów, że znowu powtórzy te same błędy. Iwan protestuje, a więc mag cofa zegar o dwanaście lat. Mimo najlepszych intencji Iwan znowu kreuje te same katastrofy i nieszczęścia, co przedtem. Po latach pełen niedowierzania Iwan powraca do maga i pyta, dlaczego był tak bezsilny i nie potrafił zmienić żadnej z powtarzających się w nowym życiu sytuacji. Mag wyjaśnił, że aby zmieniły się sytuacje, sam Iwan musi się zmienić. Nie chodzi o to, aby stał się inny bądź starał się zmienić sytuacje, lecz o to, by pozwolił życiu i swojej osobowości być takimi, jakie są. Gdyby zaakceptował siebie i swoje życie, wszystko zmieniłoby się samoistnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Brak akceptacji swego życia sprawił, że Iwan powtórzył wszystko to, co było przedtem.
COLIN P. SISSON
„WEWNĘTRZNE PRZEBUDZENIE”
zenforest said:
Wiesz, jestem przede wszystkim pragmatyczką i sceptyczką. 🙂
Gdyby mi nie działało, odrzuciłabym je bez wahania. Nie przyjmuję takich rzeczy na wiarę, zawsze je testuję. Nigdy nie odrzucam z miejsca, tylko dlatego że nie pasują do moich poprzednich doświadczeń czy poglądów, ale uczciwie testuję. Jeśli coś mi działa, to z tego korzystam. Siódma zasada Huny = PONO 😉
Nie wiem czy istnieje coś takiego, co da się opisać i nazwać „PP”. Jak zwał, tak zwał. Szczerze nie wiem i nie upieram się przy tym.
-ale widać że w-jakiś dziwny sposób udaje mi się wywoływać pewne efekty, =dodam że w bardzo spójny i przewidywalny sposób.
Jeśli tak jest, to czemu mam nie jeździć tym lamborghini które niejako stoi mi pod domem? 🙂 Nie pójdę przecież na autobus, bo to byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem 😀 (Oczywiście, to tylko metafora, proszę nie brnąć w nią zbyt głęboko 🙂 )
Pragmatyzm przede wszystkim 🙂 A jeśli komuś to nie pasuje, to jego problem a nie mój, może korzystać z autobusów ! Komunikacja miejska jest free i jest wykorzystywana na co dzień przez tłumy, miliony 🙂 Ja wolę lamborghini 😀
majk79 said:
„Nawet mi ostatnio ludzie na blogu zarzucają umieszczanie artykułów które sobie wzajemnie przeczą ale…”
– co jest nie tak ze sprzecznościami? Kiedyś jak czytałem klasyki Zen czy taoizmu, to nieraz uderzało mnie jak sprzeczność goni sprzeczność. Taki balansujący punkt widzenia… Cóż, teraz widzę to nieco inaczej… 🙂
Podobno jest prawda zadana i jest prawda sytuacyjna. Tej pierwszej uczą w kościołach, tej drugiej – uczy życie 🙂
jp75 said:
I wcale nie jest tak, że staram się tych przekonań pozbywać, wręcz przeciwnie, umysł chciałby mieć wszystko wyjaśnione i „pod kontrolą” tyle że nic z tego nie wychodzi, każda nowa wiedza zamiast zwiększać zasób pogladów raczej obala tylko te już istniejące.
zenforest said:
majk79,
-absolutnie -nic a nic nie ma w nich złego 🙂
Jednak są ludzie którzy oczekują litych, skonkretyzowanych poglądów i nie czują się pewnie gdy grunt pod nogami jest chwiejny 🙂 I mają do tego prawo, bo biorą też na siebie konsekwencje takiego podejścia ! 🙂 To często bywa świadomy wybór.
Mnie tam taka niepewność nie przeszkadza 😉 Przyprawia życie odrobinę, nie sądzicie? 😉
majk79 said:
„Ptaki mają gniazda, a lisy mają nory, lecz syn człowieczy nie ma miejsca, gdzie by mógł głowę swoją oprzeć” – Biblia! 😉
Czyż życie nie bywa piękne? 🙂
vamas said:
hah, widze ze na tym blogu pelno ludzi z podejsciem godnym zen 😀
majk79 said:
Vamas, przecież Zen to samo życie, nie? 🙂
terraustralis said:
„Niech kazdy sni swoj sen” to nie ja, to chyba Trueneutral. 🙂
Mysle, ze wszyscy gdzies tam gleboko pozostajemy dziecmi. Licza sie najczesciej te proste rzeczy.
Czesto dobrze nam robi jak ktos nas po prostu poglaszcze lub przytuli. Takie proste odruchy. Zabiera duzo czasu aby przekopac sie przez to co pisze np. Leszek Zadlo. Pewnie zajeloby mi sporo czasu aby dokopac sie tam tych prostych rzeczy.
Mysle ze nie ma znaczenia w co kto wierzy tak dlugo jak nie chce zamordowac tego drugiego ktory wierzy w co inne.
Bardzo lubie siostry zakonne w Polsce. Oczywiscie lepiej jak sklamie i powiem ze wierze w to samo co one. Ale co mi tam. Przeciez czapka mi z glowy nie spadnie jak zrobie to male klamstwo. Jak sie chce z kims zaprzyjaznic to trzeba miec wspolna platforme porozumienia. Naibardziej lubie Siostry Urszulanki. mysle, ze jakbym sklamal ze jestem ksiedzem to by lubialy mnie nawet wiecej.
Tylko nie wiem czy toby zabrzmialo wiarygodnie. 🙂
terraustralis said:
Zrob sobie proste badania. Sprawdz czy twoj zoladek nie produkuje za duzo kwasu. Ludzie zdepresjonowani czy smutni produkuja za duzo kwasu solnego. To sie odbija na calym organizmie i jest blednym kolem.
potem juz niby nie jestes zdepresjonowany/a ale nawyk produkcji kwasu pozostaje.
Nagle nie wiesz dlaczego sie zle czujesz choc ladna pogoda i ptaki spiewaja. Jestes po prostu zakwasny/a.
Czlowiek zakwasny to padlina.
Odczuj proste przyjemnosci.
Twoj sasiad ma mniej niz Ty. Odczuj z tego przyjemnosc. Jednak tobie powodzi sie lepiej.
Spojrz w lustro, poklep sie po policzku i powiedz: „rzeczy nie wygladaja tak zle jak ci sie wydawalo moment temu. Jestes piekniejsza/y i bogatsza/y.
Jezeli nie stac Cie na wakacje na Lazurowym Wybrzezu pojedz do Grecji, Chorwacji lub nawet Bulgarii. poczuj sie wyjatkowy/a. Kowalskiego nie bylo stac na Bulgarie ale ciebie tak.Chlapanie sie w cieplej morskiej wodzie i wystawienie sie na slonce czyni cuda. Rosnie optymizm.
Poczuj sie dobrze jak faceci ogladaja sie za Toba.
Pomysl: Jeszcze jestem niezla laska.
Kup sobie ladna koszule/sukienke. To nic ze masz ich juz ze 100 w szafie. Who cares. Drobne rzeczy poprawiaja znacznie nastroj. Musisz zapoczatkowac produkcje endorfin a potem na zasadzie rozpedu bedzie wszystko jak z gorki.
Kiedys moj nauczyciel polonistyki wykladal, ze moda jest pozytywna rzecza. Daltego ja ciagle przebudowuje dom aby byc trendy.
Nowa moda to nowe meble, nowy dywan i nowe reprodukcje/obrazy. Nowa moda to nowe kolory a kolory pobudzaja tez produkcje endorfin.
Tak kolory sa iluzja w postaci rozszczepienia swiatla. Pies ich nie widzi. ALe kto ci kaze byc psem. Badz ssakiem wyzszego rzedu. To jest Twoje miejsce w przyrodzie i doceniaj i eksploatuj to.
Nie rozkladaj wszystkiego na czynniki pierwsze.
po co ci ten klopot na glowe.
Eksploatuj pierwotne doznania. Jezeli ktos umrze i zobaczysz pogrzeb to nie przejmuj sie tym. Pomysl: Ale ja zyje a on zmarl. Byl czas na niego i sie skonczyl. Teraz jest Twoj czas.
Danuta said:
Gdzieś czytałam coś podobnego 🙂 Pewne fragmenty brzmią nieźle, ale niektóre mogą tylko wbudować w nas mocniej niektóre kompleksy 🙂 Po co miałabym się czuć lepiej niż ktokolwiek :)? Nie muszę się z nikim zestawiać by czuć się w porządku!
I jeszcze jedna sprawa, dla przykładu ja nigdy nie doświadczyłam poważnej depresji. Nie rozumiem jak można ją mieć, przecież jest tyle rzeczy dookoła które rozpraszają i cieszą. Po śmierci mojego brata, płakałam ale szybko doszłam do siebie, bo wiedziałam, że brat nie chciałby aby cała rodzina popadła w rozpacz.
Doświadczyłam jednak przełomów duchowych o których tu było trochę wspomniane. Całkiem przyjemnie je wspominam. Czułam jakbym przeskakiwała z jednej rzeczywistości, w drugą. Czytanie tego bloga też pomaga mi w poznawaniu innych sposobów patrzenia na rzeczywistość, i w tym znajduję sporą dawkę przyjemności 🙂
terraustralis said:
Droga Danuto,
Po co mialabys czuc sie lepiej niz inni? Jest w tym troche mojego humoru. Niemniej jednak wiekszosc ludzi porownuje sie do kogos. Smiem twierdzic, ze jest to automatyczne.
Co do tego, ze nie wiesz jak ktos moze popasc w depresji bo jest tyle rzeczy ktore rozparszaja i ciesza.
Ale widzisz oosba w depresji tego nie widzi. Sa rozne formy depresji. Pewne sa czysto patologiczne ze dana osoba zuzywa swe neuroprzekazniki zbyt szybko. Moze to byc dziedziczne bo ta osoba jest tak skonstruowana. Czesto depresje wywoluje jakies wydarzenie stresogenne. Ktos bliski umrze lub ktos nie dostal sie na studia. Wtedy ta osoba nie patrzy ze swieci slonce i rosna kwiaty. Ponawia w sobie depresyjna mysl co minute i depresjA sie utrwala.
Czesto depresje wywoluje wlasnie porownywanie sie do innych ludzi, ze oni mieli szczescie, ze im sie udalo.
Niekiedy psychoterapia pomaga. psycholog zacheca ta osobe aby opowiedziala co ja meczy czy boli. I juz samo to ze dana osoba moze to sobie wyrzucic z serca, ze sie wygada, pomaga jej.
Innym rozwiazaniem jest polykanie proszkow, ktore opozniaja zuzycie wlasnego neuroprzekaznika typu dopamina czy serotonina.
Zdziwilabys sie jak duzy procent na swiecie ma depresje. W krajach biedniejszych nie jest to traktowane jako choroba.
W krajach dynamicznie rozwijajacych sie jak Polska zamiata sie to pod dywan. nie twierdze ze w Polsce nie leczy sie zdepresjowanych. Tylko ze tych zdepresjowanych jest znacznie wiecej niz mowia to oficjalne ststystyki.
Czesto mowi sie: przejdzie mu, to nic powaznego.
Podczas gdy jest to powazne.
Australia jest krajem gdzie chyba jest najwiecej samobojstw ludzi mlodych Z tego powodu.
Po prostu jest silna presja aby sie dorobic, miec duzy dom i dobry samochod. Ludzie ktorzy przegrywaja w wyscigu szczurow poddaja sie i odbieraja sobie zycie.
Podczas gdy widzisz nawet zima mlodych ludzi surfujacych na desce i glownym dka nich dopingiem jest dla nich aby zlapac dobra fale. Ja siedze w palcie bo wczesnym ranem potrafi byc 5 stopni. Jak ci ludzie nie marzna dziwi mnie. Ale moze zamienili sie w polfoki i ocean stal sie dla nich sprzyjajacym srowiskiem i tylko patrzec jak za iles pokolen wyrosna im pletwy.
Dla czlowieka, ktory nie ciwerpial nigdy depresji rzeczywiscie jest ciezko zrozumiec jak tyle ludzi na swiecie to ma. Niemniej jest to fakt.
MalyJohn said:
Depresja to złożony temat. Czasem ktoś może mieć jeden incydent w trakcie całego swojego życia, taki naprawdę poważny, wywołany dramatycznymi okolicznościami. Potem to mija i taka osoba wraca do pionu.
Są też osoby, do których ja się zaliczam, mające skłonności do depresji, ale potrafiące różnymi psychologicznymi sposobami – zatrzymać się w momencie gdy zaczyna się zjazd.
Odkąd zacząłem medytować, mam większą świadomość tego jak się czuję w danej chwili. Po prostu zauważam, że coś jest nie tak, zanim umysł pogrąży się całkiem w ciemnych miejscach. Zauważam, że brak mi sił, że dominuje zniechęcenie i ochota by strzelić sobie w głowę. 🙂
Wtedy podejmuję środki zaradcze, a jest ich spora lista – do wyboru. Pracuję nad sobą od długiego już czasu i muszę przyznać – zahamowałem całkiem skutecznie te negatywne tendencje mego umysłu. Przekierowałem tę energię na inne aktywności, wyżywam się np. uprawiając dość mroczną sztukę 🙂 To mój zawór bezpieczeństwa.
Zgodzę się jednak że niełatwo jest walczyć z tą wewnętrzną ciemnością, niektórzy mówią, że depresja ma zawsze podłoże biologiczne, ale jeśli nawet tak jest, to moje doświadczenie wskazuje, że umysł może zatriumfować nad tendencjami ciała.
terraustralis said:
Zgadzam sie z Toba MalyJohn (juz mialem napisac Majk79)
Ja tez tak dzialam jak Ty, przezwyciezam to co mi mowi glowa (nie cialo, chociaz glowa to tez cialo).
Tylko ze poniewaz jestem starszy to nie moge juz wyzwolic z siebie tyle energii w porownaniu do tego jak bylem mlodszy. dzisiaj bylem nad morzem tylko 2 godziny ale to wysatrczylo mi aby wprowadzic sie w lepszy nastroj.
Pomaga tez jakas praca. Jak sie zmecze to tez czuje sie lepiej. Bo praca fizyczna jest dobra na jakiekolwiek stresy. Inne rzeczy to silownia badz pobyt gdzies zagranica. Na Bali godzinny masaz kosztuje tylko 17 PLN. Masaz rozluznia i pobudza krazenie krwi.
Wyzywasz sie uprawiajac mroczna sztuke.
Ubierasz nieboszczykow do pogrzebu?
terraustralis said:
Jeszcze na depresje jest dobry seks. tylko ze osoby w depresji nie czuja takiej potrzeby.
W kazdym razie nie wolno obrabiac trzech bab jednoczesnie jak niektorzy. nie bede wskazywal palcem.
Niektorzy zle sie czuja jak maja jedna nerke. Ale to zaden problem. W Pakistanie i Indiach mozna kupic swieza nerke za 2500 PLN. mysle ze nie jest to cena wygorowana. Te pieniadze przyczyniaja sie do zwiekszenia arealu uprawy maku z czego ma korzysci wielu ludzi.
Eliszka said:
Czytałam całą dyskusję z przyjemnością, choć momentami uśmiechałam się/ ktoś napisał… trudno spotkać starszą osobę zadowoloną z życia, czy nie zrzędzącą… jakoś tak
Na temat zmienności poglądów, nastrojów, nastawienia do życia, upadania i wstawania, sądzę, że niejeden z nas potrafił by napisać wiele, również Danuta, która przyznała, że nie zna stanów depresyjnych i z serca Jej życzę, by nigdy ich nie doznała.
Doświadczanie ‚przełomów duchowych’ buduje i wzmacnia naszą konstrukcje psychiczną, ale nie ma NIC stałego, wszystko jest zmienne, za chwilę możemy doświadczać uczuć i emocji, których nikt nie jest w stanie przewidzieć, nawet w sytuacji niezłego osadzenia w duchowości, znajomości technik medytacyjnych, relaksacyjnych.
Życie pisze scenariusze, których nie da się przewidzieć.
Już rozmowa z drugim człowiekiem, najczęściej bliskim nam, potrafi zachwiać w nas zdobytą stabilność skutecznie i boleśnie i wówczas ta wiedza przydaje się, by wrócić z powrotem do wypracowanych pozycji.. Trudne rozmowy skłaniają jednak do refleksji i są niezłymi lekcjami, bardziej pouczającymi niż niejedna ‚mądra’ książka. Weryfikują te zdobywane mądrości i uczą … pokory.
A świadomość uważności siebie tu i teraz i zachowania radości życia choćby w stopniu dostępnym nam, bez zatruwania się porównaniami, że komuś bogaciej, weselej, łatwiej jest sztuką samą w sobie, ale warto tę sztukę kultywować i stosować. Co wcale nie oznacza rezygnacji z własnych ambicji, dążeń, planów, tylko fajnie by nas wzbogacały duchowo też, nie tylko materialnie, wszak jesteśmy istotami duchowymi.
Całkowita resetacja umysłu… chciałabym, chciałaa
Ot powiedziała co wiedziała, ale uśmiecham się i… świetnie się was czyta
lubię ten blog, jego autorkę i gości
zenforest said:
Bardzo podoba mi się to co napisałaś, Eliszka.
To jest bardzo godne uwagi.
Prześledziłam na podstawie własnej relacji z rodzicami, jak bardzo osoba bliska potrafi wydobyć z człowieka cały stary bagaż reakcji i emocji, przewrócić do góry nogami tak pięknie poukładany świat osoby rozwijającej się.
Bardzo trudno było mi zawsze wyjść poza schematy zachowań jakich nauczyłam się w dzieciństwie, a zanim to zauważyłam, nawet jeszcze trudniej.
Czasem jedna rozmowa z moimi rodzicami – zamieniała mnie w… kulę złości. 🙂
Tak jakby wiedzieli w który klawisz we mnie uderzać aby wywołać starą, negatywną reakcję.
Mijały lata mojej pracy nad sobą, mimo że tak niesamowicie się starałam, medytowałam, naprawdę wiele afirmowałam, etc – nic nie chciało drgnąć w temacie.
Potrafiłam już poradzić sobie z niezwykle przykrymi i bolesnymi sytuacjami w życiu zawodowym (wcześniej nawet w takich nie dawałam sobie rady!), ale grunt domu rodzinnego był wciąż dziewiczy.
No po prostu nic nie pomagało.
Tłumaczyłam to sobie wtedy na wiele sposobów, że to oni nie dają mi przestrzeni do zmiany, że widzą we mnie wciąż zbuntowaną nastolatkę i ten pryzmat prowokuje ich do takich a nie innych zachowań. Usprawiedliwiałam się, etc. Gdy mnie tak widzieli, gdy tak o mnie mówili, to ja tym bardziej się dopasowywałam do tego wizerunku. Tym bardziej działałam zgodnie z tymi schematami. Bo gdy mnie krytykowali, rosło mi ciśnienie i odpowiadałam im tak, że tylko potwierdzałam ich opinię o mnie..:)
Krąg bez wyjścia?
Tak by się mogło wydawać.
To co działo się potem zostało..w pewien sposób wymuszone przeze mnie, w akcje najwyższego wysiłku.
Miałam dosłownie wrażenie (ktoś wcześniej to opisał jako „rozciąganie umysłu”) że coś w mojej głowie trzaska w drobne kawałki. Może faktycznie jakieś neurony się transformowały 😉
Pewnego dnia gdy zmuszona byłam wysłuchać przykrej tyrady ze strony rodziców, otwarłam usta żeby odpowiedzieć w sposób pełen buntu= czyli jak zwykle= i wtedy…. nagle coś się stało.
Nagle, po raz pierwszy, spoza czerwonej ściany wzburzonych emocji „załapałam” moment uruchomienia się mojej automatycznej reakcji.
Zamknęłam usta i poczułam spokój.
Po prostu przestałam się kłócić. Poczułam wolność.
Moi rodzice stali w bojowych postawach, ale ja już nie walczyłam.
Nagle to przestało mieć znaczenie, cała ta walka by zmienić mój wizerunek w ich oczach, by im coś udowodnić, by im „pokazać”.
Przez następne miesiące udało mi się zrobić więcej niż przez wszystkie pozostałe lata. Zapanowała między nami jakaś cisza, jakiś spokój.
Rodzice próbowali tego co wcześniej, z uporem uderzając w różne moje „gorące” punkty, które wcześniej wywoływały wybuch, ale…To coś w mojej głowie już się przestawiło. Z upływem miesięcy – nawet oni zluzowali.
Za każdym razem udawało mi się zobaczyć całą sytuację jakby z boku i dzięki temu – reagowałam inaczej.
Dlatego wierzę dziś, że jest możliwe dokonanie zmiany nawet bardzo wgryzionych , zautomatyzowanych wzorców zachowań.
Wiem…że trzeba do tego naprawdę dużo sił, samozaparcia i dużo pracy nad utrzymywaniem ciągłego stanu świadomości. Ciągłej czujności.
Z czasem oczywiście ilość wkładanego wysiłku maleje, i nowy sposób reakcji zastępuje stary, ale..zajmuje to naprawdę dużo czasu.
(Przynajmniej mnie zajęło).
MalyJohn said:
Doświadczyłem kiedyś takiego momentu zatrzymania rozpędzonego pociągu automatycznej reakcji. W związku z moją eks.
Kłóciliśmy się jak zawsze i wtedy niespodziewanie coś się stało. Po prostu przestałem. Zobaczyłem w olśnieniu bezsens mojego zachowania. Niezłe doświadczenie 🙂 Wyłamuje coś w umyśle 🙂 Kto wie, może nawet na poziomie fizycznym?
Felicita said:
Miałam kilka miesięcy temu sytuację, która uświadomiła mi bezsens mojej walki o to, żeby cofnąć czas, zawrócić kijem nurt rzeki wydarzeń..W moim odczuciu, ktoś mi bliski, wyrządził straszną krzywdę. Świadomie, z zimną krwią. We mnie nastąpiła reakcja termojądrowa, nagły atak paniki, osuwanie się gruntu pod nogami. Słysząc swój krzyk przypłynęła do mnie myśl – jest tak jak ma być, wszystko jest dobrze..Po prostu czasem trzeba utracić coś, co „kochamy”.. Opuścić stary, bezpieczny światek wyobrażeń i zrobić miejsce na nowe, nieznane..Nastąpiła w moim sercu i duszy cisza, jaką trudno opisać. Tafla jeziora umysłu wyrównała brzegi. Zaakceptowałam w sobie to, co się wydarzyło. Odpuściłam gniew. I poczułam się naprawdę wolna..
MalyJohn said:
Felicita, tak trzymaj 🙂
vamas said:
„The greatest battle lies within” – Spiderman
🙂
Eliszka said:
Boże, skąd my to znamy? ‚ panika, grunt usuwający się spod nóg’
Felicita, tak, po tysiąckroć tak
” … po prostu czasem trzeba utracić coś co’kochamy’… opuścić stary, bezpieczny świat wyobrażeń i zrobić miejsce na nowe, nieznane…
Nastąpiła w moim sercu i duszy cisza, jaka trudno opisać. Tafla umysłu jeziora wyrównała brzegi. Zaakceptowałam w sobie to, co się wydarzyło. Odpuściłam gniew. I poczułam się naprawdę wolna. ”
genialne w swoim twórczym odkryciu i prostocie jednocześnie
Zen, moje doświadczenia dotyczą relacji z dorosłymi już dziećmi, jako, że moja świadomość budzi się dość późno.
Dzisiaj mam szczególny dzień. Przed chwilą otrzymałam kolejny zeszyt szkoleniowy kół przyjaciół Bruna Groeninga. Od jakiegoś czasu praktykuję samouzdrawianie, poprzez pobieranie za Jego pośrednictwem boskiego prądu i prowadzenia duchowego, jednak zdarza mi się niesystematyczność i zaniechanie przez zwykłe lenistwo, zwątpienie…
Czytałam relacje ludzi ze wzruszeniem. Po raz któryś z kolei uświadomiłam sobie, że iść drogą duchową można z naturalnością i radością, że miłość bez surowości nie jest miłością, co naprawdę oznacza ‚prowadzenie siebie ‚, czym się wyraża autentyczny i z serca płynący szacunek dla swoich dzieci i danie im niepodważalnego prawa do wolności poglądów, doświadczeń, nawet tych skrajnie odmiennych od moich.
I chcę wierzyć, że nie stracę ich miłości i zainteresowania jeżeli uda mi się realizować plan ‚mądrości serca’, który podpowiada mi takie podejście do ich życia.
vamas said:
„pobieranie za Jego pośrednictwem boskiego prądu i prowadzenia duchowego”
Co to oznacza?
Eliszka said:
http://www.bruno-groening.org
jest dużo materiałów w necie
vamas said:
Cytat:
„Istnieje wyższa siła, która jest fundamentem wszystkiego, co żywe, która może uzdrawiać!
Bruno Groening nazwał ją bożym Heilstromem albo bożą siłą.
On posiadał bardzo dokładną wiedzę intuicyjną, którą udostępnił wszystkim ludziom w formie bardzo prostej nauki.
Koło Przyjaciół Bruno Groeninga jest wolnym ugrupowaniem ludzi, którzy rozpoznali dla siebie wartość nauki Bruno Groeninga. Tę naukę rozpowszechnia się w setkach wspólnot we wszystkich stronach świata. Przez przyjęcie odpowiedniej pozycji ciała i odpowiednie nastawienie ducha człowiek uczy się przyjmowania bożej siły. Odczuwalny w ciele „uzdrawiający prąd” prowadzi do uzdrowienia, nawet z przewlekłych, zwyrodnieniowych i ciężkich chorób organicznych, oraz do uzyskania różnych pomocy.”
________________
Dzięki, już poczytałem o tym. To nie dla mnie, jakoś nie mogłem się nigdy przekonać do takich form duchowości. Jestem chyba samotnikiem duchowym 😉
majk79 said:
To ładna historia, którą opowiedziałaś Forest… Ja miałem podobnie ale z matką. Sytuacje między nami bywały bardzo napięte, właściwie już od dzieciństwa (ojciec opuścił nas gdy miałem 2 latka ale obecnie mam z nim coraz lepszy kontakt), momentami doprowadzały mnie do rozpaczy. Co mnie jednak ratowało to poczucie pewnej takiej emocjonalnej bliskości z matką, bardzo silne i zarazem autentyczne poczucie jej własnego zagubienia i tego jak bardzo momentami PRZYPOMINAŁA TYM MNIE SAMEGO. I – mimo tych wszystkich przykrości które mnie spotykały z jej strony – zacząłęm jej odpuszczać. Mówiłem szczerze co myślę i co mnie boli ale zarazem zauważyłem, że lepiej się czuję jak mówię to spokojnie i bez pretensji. I ku mojej radości pojawiać zaczęła się przy tym pewna nić porozumienia, rodzaj ciepła między nami, tak jakbyśmy w pewnym stopniu przeszli ponad to. Zwyczajnie dorośli 🙂
Bardzo bym chciał, aby do podobnego porozumienia doszło między nią a babcią (jej matką), ale niestety napotykam na jakiś silny, wręcz nieracjonalny opór w niej przed podobnym zbliżeniem. Niby konflikt rozgrywa się o sprawy spadkowe, ale moim zdaniem to coś sięga znacznie głębiej w przeszłość i choć robię co mogę, niestety sytuacja na razie wygląda nieciekawie.