Tagi
akceptacja, balans, harmonia, natura, przebudzenie, rezygnacja, sisson, staranie się, uzdrowienie, walka, wolność, zrozumienie
Zauważyłeś pewnie, że ludzie ciągle o coś zabiegają – wciąż usiłują coś zmienić, wszystko ułożyć na właściwym miejscu, udoskonalić swoje życie, wyleczyć się z chorób, rozwiązać problemy, poprawić stosunki z innymi, zmienić innych ludzi, osiągnąć sukces itd. Prawie wszyscy otrzymaliśmy w dzieciństwie następującą informację: „Jeśli ci się coś nie udaje, musisz bardziej się starać”. Ale czy zauważyłeś, że im bardziej się staramy, tym większy czujemy opór i tym trudniej nam się żyje?
Być może jest tak dlatego, że próbujemy zmienić zewnętrzny świat, zanim go zrozumiemy. Gdybyśmy rozumieli go lepiej, zmienialibyśmy raczej swój punkt widzenia. Staranie się o to, by zmienić świat tak, aby nam odpowiadał, przypomina malowanie domu z zewnątrz i oczekiwanie, że zmieni się gościnny pokój.
Takie słowa, jak „staranie się” lub „usiłowanie”, są częścią naszego problemu. Obserwując ludzi, widzę, że są tak zajęci „staraniem się” o sukces i powodzenie, iż nie mają czasu się nimi cieszyć. Ciągle „usiłują” zmienić siebie, uwolnić się od nie chcianych zachowań i w rezultacie nic się nie zmienia. Wszędzie można dostrzec, jak ludzie „starają” się zmienić swoje ciało, wyglądać ładniej lub zdrowiej, „starają” się ulepszyć swoje życie i nic się nie wydarza. Wiesz, dlaczego? Ponieważ stosują rozwiązania niezgodne ze swoją Prawdziwą Naturą. To tylko wzmacnia problem, od którego tak bardzo chcą się uwolnić.
Po głębszym zastanowieniu zapewne zrozumielibyśmy, że to brak akceptacji siebie i naszej rzeczywistości zaprzęga nas do tego nieświadomego, rozpędzonego kieratu.
Ktoś chce się pozbyć nadwagi – decyduje się na dietę i ustala program odchudzający. Po pewnym czasie, straciwszy kilka kilogramów, porzuca dietę i ćwiczenia i wraca do poprzedniej wagi. Dlaczego? Ta osoba nie zajęła się emocjonalną treścią swojej świadomości, czyli nie zaczęła od poznania przyczyn swej nadwagi.
Wiele systemów uzdrawiania stara się wyleczyć chorobę, lecz nie zajmuje się emocjami, stanowiącymi jej podłoże. Dlatego usunięty rak często powraca po kilku latach. Nie zajęto się uczuciami i myślami o życiu. Leczenie bardzo się wyspecjalizowało – medycyna jest dla ciała, psychologia dla umysłu, a religia dla ducha. Każda z nich stara się naprawić sytuację postrzeganą jako niepożądaną.
Staranie się jest bardzo nienaturalne. Natura w ogóle się nie stara. Nie ma w niej żadnego wysiłku. Życie dzieje się samo, zgodnie z uniwersalnym prawem. Jest jak oddychanie. Natura tak to urządziła, byśmy mogli swobodnie oddychać, nigdy nie przerywając naturalnego przepływu siły życiowej – powietrza (Chi). To my stworzyliśmy swoje problemy, zakłócając rytm kosmicznego oddychania przez ustanowienie nienaturalnych podziałów między Bogiem, naturą a ludzkością. Dezintegracja i brak równowagi doprowadziły do stworzenia nienaturalnych granic między intelektem, emocjami, ciałem i duchem, a granice te są podtrzymywane przez intelektualne osądzanie, negatywne emocje i nieświadome kontrolowanie fizycznego oddechu. Teraz s t a r a m y s i ę rozwiązać swoje problemy, znowu używając wysiłku, który przecież był przyczyną całej tej dysharmonii.
P.D. Uspieński, uczeń Gurdżijewa, napisał powieść pod tytułem „Dziwne życie Iwana Osokina”. Iwan jest człowiekiem bardzo niezadowolonym ze swego życia. Udaje się na konsultacje do maga. Prosi go o cofnięcie czasu i szansę życia na nowo. Jest pewien, że za drugim razem będzie żył inaczej. Mag ostrzega go, że to nie przyniesie spodziewanych rezultatów, że znowu powtórzy te same błędy. Iwan protestuje, a więc mag cofa zegar o dwanaście lat. Mimo najlepszych intencji Iwan znowu kreuje te same katastrofy i nieszczęścia, co przedtem. Po latach pełen niedowierzania Iwan powraca do maga i pyta, dlaczego był tak bezsilny i nie potrafił zmienić żadnej z powtarzających się w nowym życiu sytuacji. Mag wyjaśnił, że aby zmieniły się sytuacje, sam Iwan musi się zmienić. Nie chodzi o to, aby stał się inny bądź starał się zmienić sytuacje, lecz o to, by pozwolił życiu i swojej osobowości być takimi, jakie są. Gdyby zaakceptował siebie i swoje życie, wszystko zmieniłoby się samoistnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Brak akceptacji swego życia sprawił, że Iwan powtórzył wszystko to, co było przedtem.
COLIN P. SISSON
„WEWNĘTRZNE PRZEBUDZENIE”
Eliszka said:
Vamas, każdy z nas, w moim odczuciu jest samotnikiem duchowym.
Każdy z nas jest sam na sam z Absolutem, Wyższą Jaźnią, Bogiem, Kreacją.
Po swoich doświadczeniach na drodze rozwoju duchowego przedkładam samouzdrawianie ponad wszelkie inne, choćby przez najbardziej uduchowionych uzdrowicieli. Nie odrzucam , nie neguję, wybieram się na warsztaty z Ewą May w sierpniu, z nadzieją na nowe inspiracje i doświadczenia.
Wychodzę jednak z założenia, że pomoc’ z drugiej ręki’, choćby najskuteczniejsza, po powrocie do środowiska, w którym żyjemy, konfrontacji codziennej w związku, rodzinie, w pracy’ ulega … ‚przedawnieniu’.
Trzeba na bieżąco ‚pilnować’ bilansu energetycznego, który warunkuje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Nastawianie się na odbiór uzdrawiającego prądu traktuję jako rodzaj medytacji, wyciszenia, wsłuchiwania w siebie z wiarą w moc i dobre pośrednictwo Bruna.
Dobrze się z tym czuję. Nic nie tracę, mogę tylko zyskać. A bezinteresowność wśród gamy inicjatyw duchowego uzdrawiania dla mnie ma swoją wymowę i cenę samą w sobie, a właściwie jej brak.
MalyJohn said:
Terraustralis
„Wyzywasz sie uprawiajac mroczna sztuke.
Ubierasz nieboszczykow do pogrzebu?”
Hyhy, nie- maluję i rysuję 🙂
W liceum byłem takim gościem który siedzi w kącie ze słuchawkami w uszach, ubrany na czarno i nie rozmawia z innymi, przekonany ze świat jest zbyt głupi by go zaakceptować 😀 Dziś brzmi to zabawnie, ale po rozwodzie rodziców przez wiele lat chodziłem mocno zdołowany. Wyciągnięcie się z takiego stylu bycia i z ciągłego poczucia przygnębienia wymaga ode mnie bezustannej pracy i uważności. Teraz nowe nawyki weszły mi już w krew, jednak wcześniej – nie było lekko.
Danuta
Masz szczęście że nie doświadczyłaś poważnej depresji.
Depresja to był dla mnie trochę taki styl bycia, styl życia. Był też wymówką przed podejmowaniem niektórych wyzwań które przede mną stawały. Czułem się zbyt przytłoczony, słaby. Nie widziałem wyjścia z labiryntu problemów.
Nie widziałem nic poza sobą i swymi problemami. Byłem za bardzo skupiony na sobie. 🙂 Żeby ten potężny nawyk pokonać zajęło mi……… lekką ręką – 10 lat pracy.
trueneutral said:
Szczęśliwe i udane dzieciństwo najczęściej równa się temu, że człowiek jest „depresjoodporny” . Co prawda nie mam na to żadnego potwierdzenia poza swoimi założeniami i pewnymi małymi obserwacjami siebie i ludzi z otoczenia, ale całość wydaje mi się dosyć dobrze oddająca pewne wzorce. Aczkolwiek jak mówię, takie mam wnioski… co o tym sądzicie?
Felicita said:
True, zgadzam się z ogólnym założeniem, że ludzie wychowani w zdrowych, szczęśliwych rodzinach są mnie podatni na głębokie „zawichrowania psychiczne”. Z moich obserwacji wynika, że często tacy ludzie przejmują się inną kategorią spraw niż to czy jestem/byłem kochany w dorosłości/dzieciństwie. Mają naturalne poczucie, że są wartościowi i kochani. Inną drogą, problemem wielkiej rangi może stać się dla „takiej” osoby np. czwórka z plusem a nie piątka z egzaminu albo np. źle zrobiony manicure przez kosmetyczkę ;)Ponadto, moja kumpela psychiatra stwierdziła,że nie ma ludzi „zdrowych” i to już jest temat na inny post..;)
Jarosław Głowienka said:
Mnóstwo myśli o których tworzysz, nakłania mnie do dalszej funkcji.