Tagi
dojrzałość, ego, kreacja, kształtowanie, minister, moc, obserwator, odpowiedzialność, ofiara, pozytywne myślenie, przebudzenie, przełamanie schematów, Rozwój, sisson, transformacja, tu i teraz, twórca, tworzenie, uważność, uzdrowienie, wewnętrzna moc, wolność, wzorce, zmiana, Świadomość
Kiedy mówimy o tworzeniu własnego życia, ludzie odnoszą się do tego negatywnie, ponieważ nie podoba im się pomysł, że oni sami stworzyli swoje cierpienie. Niektórzy woleliby raczej umrzeć zniszczeni chorobą, niż przebaczyć komuś, kto – jak są przekonani -wyrządził im kiedyś krzywdę.
Jeżeli tak dobrze nam się udaje tworzenie rzeczywistości negatywnej, cieszmy się, ponieważ tak samo możemy tworzyć doświadczenia pozytywne. Osoba naprawdę skoncentrowana na tym, czego chce, zawsze to dostanie.
Przypatrz się alkoholikom. Nie pracują, nigdy nie mają pieniędzy, a zawsze udaje im się zdobyć alkohol. Skutecznie tworzą to, czego potrzebują.
W zależności od wartości, które wyznajemy, koncepcja, że sami tworzymy swoje życie, w przeciwieństwie do teorii mówiącej, że życie nam się przydarza, będzie dla niektórych osób bezsensowną ideą, a dla innych tylko pewną koncepcją filozoficzną.
Natomiast dla osób świadomych życie nie jest czymś, co dzieje się poza nimi.
Człowiek świadomy wie, że nie jest tylko obserwatorem, lecz twórcą.
Czasem nasze prawdziwe Ja wybiera dla nas tak zwane negatywne doświadczenia, abyśmy mogli się z nich uczyć i dzięki nim wzrastać. Dlatego też nie bądźmy dla siebie zbyt surowi za tworzenie w swoim życiu pozornie ograniczających nas doświadczeń. Jeżeli się pojawią, potraktujmy je jako lekcję – niech posłużą nam do rozwoju
Odpowiedzialność osobista
W książce Wewnętrzne przebudzenie dosyć obszernie mówiliśmy o odpowiedzialności osobistej, jej związku z chwilą obecną oraz ważnej roli, jaką odgrywa w procesie poszerzania świadomości.
Musimy być tu jednak świadomi pewnej pułapki.
Wiele osób mówi tak:
„Żyjmy chwilą obecną i nie martwmy się o jutro. Bawmy się, a jutro niech zatroszczy się samo o siebie”.
Gdybyśmy naprawdę żyli w chwili obecnej, byłaby to wspaniała postawa.
Zbyt często jednak jest to tylko sposób na uniknięcie odpowiedzialności za działania podjęte w chwili obecnej, co będzie wpływało na przyszłość.
Na przykład, bardzo wygodnie jest zapomnieć zapłacić rachunki, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci życiem. Oznacza to jednak brak odpowiedzialności za to, co się z nami dzieje tu i teraz, a jeżeli nie czujemy się osobiście odpowiedzialni za dane doświadczenie, z pewnością nie żyjemy w chwili obecnej.
Pełnia chwili obecnej faktycznie rozciąga się i zawiera w sobie przeszłość i przyszłość. To wspaniałe TERAZ, nie kontrolowane przez uwarunkowania z przeszłości, ani oczekiwania czy lęki dotyczące przyszłości przyciąga i zawiera wszystko.
Oznacza to, że jeżeli kierujemy uwagę na TERAZ i działamy w chwili obecnej, świadomi jesteśmy wpływu naszej bieżącej czynności na każde TERAZ, które nastąpi w przyszłości.
To jest właśnie odpowiedzialność osobista. Taka odpowiedzialność jest na tyle szeroka, że obejmuje i świadomie tworzy naszą przyszłość i teraźniejszość. W niej zawiera się nasza moc i ostateczna wolność. Wolność świadomego tworzenia swojej rzeczywistości.
LĘK PRZED WOLNOŚCIĄ
Sami tworzymy każdy aspekt swojego życia. Jest to chyba najbardziej wyzwalająca koncepcja na świecie. Jednak wielu ludzi boi się tej wolności, jakby miała wyrządzić im krzywdę.
W przeszłości, kiedy rodziła się jakaś nowa, wyzwalająca idea, zawsze pojawiała się opozycja. Tak było na początku chrześcijaństwa, tak było z feminizmem w naszych czasach. Każda z tych idei wzbudzała lęk, była atakowana i postrzegana jako groźna dla moralnych standardów danego okresu.
Lazaris, w książce The Sacred Journey pisze:
Krytycy koncepcji świadomego tworzenia rzeczywistości często występują z pytaniem: „Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?” Krytycy obruszają się, że byłoby to zachowanie pozbawione wrażliwości. Byłoby to zachowanie okrutne.
Tylko naiwny zwolennik metafizyki, w swoim zapale do jej obrony, dalby się wciągnąć w obronę tego hipotetycznego zachowania, które rzeczywiście byłoby pozbawione wrażliwości i okrutne. My proponujemy, aby prawdziwy metafizyk nie mówił osobie głodującej czy ofierze gwałtu nic o tworzeniu rzeczywistości – przynajmniej na początku. Najpierw trzeba uleczyć rany, a dopiero potem można mówić o metafizyce.
Wszyscy doświadczyliśmy cierpienia.
Jednym z zadań naszych ministrów (<-kliknij by dowiedzieć się co to znaczy ), naszego ego, jest zadbanie, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło.
Świadomość, że sami stworzyliśmy to cierpienie lub pozwoliliśmy na jego zaistnienie, daje nam ogromne poczucie wolności.
Ofiary przekonane są, iż istnieje niewielka szansa, aby zapobiec ponownemu cierpieniu.
Jak sugeruje Lazaris, jeżeli ktoś doświadczył cierpienia, najpierw powinien uleczyć rany fizyczne, mentalne i emocjonalne, a potem świadomie uznać to, co stało się w przeszłości i co dzieje się teraz. Następnie powinien przebaczyć innym i sobie – i dopiero wtedy zacząć tworzyć nowe życie.
Podstawowa zasada tworzenia własnej rzeczywistości może być zawarta w następujących słowach:
Osoba, która odczuwa skutek, jest tą samą osobą, która stworzyła przyczynę.
Niektórzy ludzie, kiedy po raz pierwszy dowiadują się o tworzeniu swojej rzeczywistości, są tym bardzo podekscytowani.
Jednak po jakimś czasie idea ta staje się jeszcze jedną teorią filozoficzną, która nie ma zastosowania w „rzeczywistym świecie”.
Być może będą o niej mówić, ale nie będą nią żyć. Dlaczego?
Wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojej mocy, ponieważ nie potrafi albo nie chce.
Korzyści z pozostawania ofiarą (zawsze jest ktoś, kto się mną zaopiekuje; ktoś, na kogo mogę zrzucić winę; kogo mogę kontrolować; nad kim mogę dominować) jawią się jako zbyt duże, aby z nich zrezygnować.
Osoby takie przestają żyć świadomie,zapominają o procesie samoobserwacji i o tym, że sami tworzą swoje życie.
WALKA O WIĘCEJ
Walka o więcej miłości, szczęścia i wolności w zewnętrznym świecie bierze się z przekonania, że nie wystarczy tych wartości dla wszystkich i że można je zdobyć tylko z zewnętrznych źródeł.
Na poziomie świadomym niedostatek ten odczuwamy jako brak uwagi, troski, czasu, pieniędzy, bezpieczeństwa i świadomości, że mamy moc tworzenia tego, czego pragniemy.
POŁĄCZMY SIĘ Z NASZYM WEWNĘTRZNYM ŹRÓDŁEM!
Pozostając w cyklu ofiary, tworzymy rzeczywistość w sposób nieświadomy.
W cyklu wolności tworzymy rzeczywistość świadomie.
Oprócz energii do życia, jaką czerpiemy z pożywienia, ciepła i kontaktu z innymi ludźmi, istnieje jeszcze jedno źródło energii. Można je opisać jako zbiorową świadomość wszystkich istot żywych i nieożywionych. Nazywamy ją również prawdziwym Ja. Jest to ta część nas samych, która łączy się z wszystkim, co jest. Tracimy to połączenie, kiedy:
• nie żyjemy w chwili obecnej, ponieważ jedno z pięciu przywiązań (porównanie, osądzanie, opór, utożsamianie się, analizowanie) odciąga nas od niej;
• uważamy, że celem naszego życia jest przetrwanie;
• ważniejsze od nas samych stają się różne rzeczy, wydarzenia czy związki z innymi ludźmi;
• wierzymy, że to, co wywołuje w nas lęk, jest prawdziwe.
Prawdziwe zrozumienie, że sami tworzymy swoją rzeczywistość, wymaga zrobienia trzech kroków:
Krok pierwszy: zaobserwowanie, że rzeczywiście tworzymy swoje życie.
Krok drugi: wzięcie odpowiedzialności za to, co tworzymy.
Krok trzeci gotowość do wykorzystania swojej mocy, aby świadomie stworzyć bardziej pozytywną rzeczywistość.
KROK PIERWSZY: UMIEJĘTNOŚĆ ZAOBSERWOWANIA, ŻE SAMI TWORZYMY SWOJE ŻYCIE
Krok pierwszy realizujemy przez regularną praktykę samoobserwacji. Jeżeli nie opanowałeś tego kroku i nie praktykujesz samoobserwacji regularnie, przerwij czytanie w tym momencie i przeczytaj raz jeszcze Wewnętrzne przebudzenie. Pominąłeś bardzo ważny krok. Cała książka Wewnętrzne przebudzenie poświęcona jest praktyce kroku pierwszego.
KROK DRUGI: WZIĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO, CO TWORZYMY
Kiedy przyjrzymy się tradycyjnym metodom rozwoju wewnętrznego, wydaje się, że niektóre z nich koncentrują się na obowiązkach i odpowiedzialności względem autorytetów zewnętrznych. Wypełnianie zewnętrznych reguł kojarzy się z posłuszeństwem w relacji dziecko i kochający lub karcący rodzic.
Taka postawa w życiu może prowadzić do, z jednej strony, zmagania się i poświęcenia, a z drugiej, do buntu. Poczucie obowiązku niesie ze sobą również poczucie winy i kary w przypadku nieposłuszeństwa czy niedopełnienia prawa.
Dlatego właśnie kara i nagroda pochodzące z zewnętrznego źródła stają się równoznaczne z obowiązkiem i odpowiedzialnością i bardzo łatwo na nich skupić całą swoją uwagę. Pozbawiamy się wtedy swojej wewnętrznej mocy.
Kiedy sięgniemy pamięcią wstecz do dzieciństwa, do sytuacji, w których coś „przeskrobaliśmy”, prawdopodobnie przypomnimy sobie, jak rodzice pytali: „Kto jest odpowiedzialny za to, co się stało?”.
Słowo „odpowiedzialność” kojarzyło się z winą.
Z reguły słowo to nigdy nie było używane w kontekście pochwały.
Nic więc dziwnego, że czujemy awersję – jeżeli nie fizyczną, to na pewno emocjonalną – do wszystkiego, co kojarzy się nam z odpowiedzialnością.
Cóż więcej mogłoby nam przynieść wzięcie odpowiedzialności niż tylko wspomnienia strachu, kary i rozżalenia?
Prawdziwa odpowiedzialność to umiejętność odpowiadania na swoje myśli, uczucia i sytuacje w chwili obecnej.
Wyobraź sobie, że idziesz drogą i mija cię człowiek, który mówi ci „dzień dobry”. Zamiast odpowiedzieć tymi samymi słowami na głos, odpowiadasz w myśli. Człowiek kręci głową, niedowierzając, że możesz być tak nieuprzejmy.
Twoja odpowiedź była niewłaściwa, ponieważ człowiek ten nie mógł jej usłyszeć. Właściwą odpowiedzią byłoby wypowiedzenie powitania na głos.
Ta prosta historia jest analogią do naszych często niewłaściwych odpowiedzi na to, co się nam przydarza. Zamiast dawać odpowiedź pochodzącą z chwili obecnej, reagujemy odczuciami z przeszłości. Jeżeli reagujemy na jakąś sytuację rozdrażnieniem emocjonalnym, oznacza to, że staramy się rozwiązać problem z dorosłego życia z pozycji zranionego dziecka.
Co powstrzymuje nas od wypowiedzenia „dzień dobry” w powyższej analogii? Z pewnością wiele rzeczy, a między innymi przyczyny na poziomie:
• mentalnym (przekonanie, że nie rozmawia się z obcymi),
• emocjonalnym (lęk przed ludźmi),
• fizycznym (niedosłyszenie).
Tak więc nasza umiejętność odpowiedzi na uczucie czy sytuację określa stopień naszej odpowiedzialności i świadomości w danym momencie.
Świadomość i prawdziwa odpowiedzialność są synonimami, jeżeli więc jesteśmy odpowiedzialni, będziemy też właściwie odpowiadać na sytuacje. Natomiast nieodpowiedzialność wynikająca z nieświadomości oznaczać będzie mechaniczne reakcje zamiast prawdziwych odpowiedzi i stawanie się ofiarą przeszłości.
Przyjęcie roli ofiary oznacza utknięcie w stereotypowych wzorcach zachowania, sabotujących nasze próby znalezienia miłości i szczęścia w chwili obecnej.
Kiedy pomimo użalania się nad sobą czy grania w typowe dla ofiary gry i tak jesteśmy ignorowani i odrzucani, popadamy w rozgoryczenie lub depresję, a potem wybieramy jedno z uzależnionych, ucieczkowych zachowań.
Stajemy się osobami mniej odpowiedzialnymi i czujemy, że nic na to nie można poradzić.
W takim momencie niektórzy mówią, że nie panują nad tym, co się dzieje, nic od nich nie zależy i nie potrafią stworzyć własnego życia.
Poczucie takie jest dla nich wystarczającym dowodem ich bezsilności i bycia ofiarą bezlitosnego świata.
Potrzebują więc lekarzy – którzy by ich uleczyli, przywódców – aby wskazali im drogę, partnerów – którzy by ich kochali, oraz guru i zbawicieli – aby ich wybawili.
W ten sposób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jeszcze bardziej pozbawiają się mocy i utwierdzają w roli ofiary
-Tymczasem nic ani nikt nie może nam odebrać mocy bez naszego pozwolenia.
My sami ją oddajemy w momencie kiedy opuszczamy bezpieczeństwo i pełnię chwili obecnej.
Kiedy ludzie pozbawiają się mocy, żyjąc na zasadzie uwarunkowanych reakcji, biorą na siebie fałszywą odpowiedzialność i obowiązek wobec uwarunkowań z przeszłości. Tłumią natomiast w sobie prawdziwą odpowiedzialność bycia twórczą istotą ludzką, uczestniczącą w naturalnym procesie ewolucji ludzkiej świadomości. Nie ma to oczywiście wielkiego wpływu na całokształt zmian we wszechświecie, jednak brak naszego świadomego udziału w tym procesie, opóźnia naszą drogę do poszerzenia świadomości i ponownego połączenia z naszym prawdziwym Ja.
Cierpienie i rola ofiary mogą być przydatnymi narzędziami w procesie budzenia się, ale kiedy ono nastąpi, nie mają już żadnej wartości.
MANIPULACJA NEW AGĘ
Niektóre osoby, które pierwszy raz zetknęły się z koncepcją tworzenia swojej rzeczywistości, wykorzystują ją do manipulowania innymi.
Mogą na przykład usprawiedliwiać swoje złe postępowanie wobec drugiej osoby w następujący sposób:
„Skoro ty tworzysz swoją rzeczywistość, mogę wyrządzić ci jakąś krzywdę, a ty nie możesz być na mnie zły, ponieważ sam stworzyłeś tę sytuację. Oznacza to, że nie muszę się przejmować twoimi skargami, iż moje zachowanie cię rani. Nie muszę zmieniać zachowania, ponieważ nie jest ono częścią mojej rzeczywistości”.
Takie podejście jest unikaniem odpowiedzialności za współżycie i współtworzenie rzeczywistości z Innymi ludźmi. Zamiast uczyć odpowiedzialności osobistej i nie przywiązywania się, uczy obojętności i zimnego przyglądania się z boku.
To prawda, że każdy tworzy swoją rzeczywistość, ale w rzeczywistości tej istnieją inni, tak jak my Istniejemy w życiu innych. W każdym momencie życia współtworzymy z innymi. Kiedy uświadomimy to sobie, możemy zrezygnować z fałszywych zobowiązań z przeszłości i stać się – już teraz – naprawdę odpowiedzialnymi wobec siebie i innych.
Nie musimy daleko szukać, aby znaleźć ludzi, którzy boją się wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ludzie tacy patrzą na świat jak na coś obcego i groźnego i nawet na sekundę nie przyjdzie im do głowy, że sami go stworzyli, łącznie ze swoim cierpieniem. Tworzą swoje piekło na ziemi, kierując się strachem i ukrytymi wzorcami myślenia, odczuwania i zachowania.
Zanim przejdziemy do kroku trzeciego, podsumujmy krok drugi następującą afirmacją:
Jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za świadome tworzenie każdego aspektu mojego życia.
KROK TRZECI: GOTOWOŚĆ DO WYKORZYSTANIA SWOJEJ MOCY. ABY ŚWIADOMIE TWORZYĆ PO-ZYTYWNĄ RZECZYWISTOŚĆ
To istotne zagadnienie jest tematem kolejnych części tej książki. Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę, zacznie się w nas proces transformacji strachu w miłość.
Będąc świadomi, że sami możemy zdecydować, jakich doświadczeń pragniemy, mamy wybór pomiędzy wyjściem z cyklu ofiary lub pozostaniem ofiarą.
Wybór jest oznaką wolności, a wolność polega na świadomym tworzeniu takich doświadczeń, jakich chcemy. Jeżeli wybieramy rolę ofiary, wiedząc równocześnie, że sami wszystko tworzymy, prawdopodobnie robimy to po to, aby manipulować innymi ofiarami, wciągającymi nas w swoją grę, która sama w sobie jest karą dla jej twórcy.
Przez większą część mojego życia czułem się ofiarą, aż do momentu, kiedy odkryłem moc wdzięczności. Spróbuj poczuć się ofiarą i równocześnie odczuwaj wdzięczność za cokolwiek w swoim życiu. Odkryjesz, że jest to niemożliwe.
Wdzięczność zdaje się wynosić nas ponad mentalność ofiary.
Pięknie napisała Peg Huxtable w swojej wspaniałej książce Words ofWisdom:
Małe dziecko spytało:
– Po co jesteśmy tutaj na ziemi, mamusiu?
– Aby pomagać innym – odpowiedziała mama.
– A po co są inni? – brzmiało następne pytanie.
Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni we wszechświecie i mamy na siebie nawzajem wpływ.
Ci, którzy skupiają się na walce o przetrwanie (rola ofiary), a nie na miłości, są częścią problemu, nie rozwiązania.
*
Za każdym razem, kiedy decydujemy się wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia i swoje życie, podnosimy wibrację życia i popychamy ewolucję do przodu.
Za każdym razem, kiedy wybieramy szczęście w chwili obecnej, nie tłumiąc uczuć, ale naprawdę dokonując świadomego wyboru, cały kosmos śpiewa z radości.
Jednak, czy ludzie naprawdę chcą nauczyć się odpowiadać (a nie reagować – przy p. tłum.}, żyć pełnią chwili obecnej i w rezultacie otrzymać szczęście i wolność? Richard Bach tak pisze w swojej niezwykłej książce Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mesjaszem.
A mistrz rzekł do nich:
– Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?
– Oczywiście, mistrzu! – krzyknął tłum. – Gdyby Bóg go o to prosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!
– Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?
– To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, Jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg – powiedzieli.
– A gdyby Bóg – zapytał ich mistrz – powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA DNI SWOICH BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?
A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego….
Richard Bach, Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mes/aszem, przei. Jerzy Jamiewicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996,s.19-21.
Fragmenty z : Colin Sisson – Podróż w głab siebie
Zobacz też
Piękny tekst
nie przeczytalam jeszcze do konca, ale wszystkie slowa bardzo mi odpowiadaja
a ja przyznam, że tego nie rozumiem. Szczególnie zdań typu nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę albo szokującego dla mnie wręcz stwierdzenia „Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?”
Weźmy np. wypadki samochodowe. Niezaprzeczalnym faktem jest, że wiele z nich można by uniknąć. Dajmy na to, przy doskonałej uważności, dostosowaniu prędkości jazdy do warunków na drodze, dobrych umiejętnościach (itd itd) jestem w stanie zareagować odpowiednio i uniknąć zderzenia z samochodem, który wymuszając pierwszeństwo stwarza bardzo niebezpieczną sytuację. Ale nie jest to możliwe ZAWSZE. Pomijając fakt, iż ludzką rzeczą jest popełniać błędy (chyba nikt nie jest w stanie kontrolować siebie, swoje otoczenie non stop) to jest mnóstwo sytuacji choćby na drogach, w których ofiara nie ponosi choćby najmniejszej winy. Prosty przykład – samochód osobowy zatrzymuje się na czerwonym świetle, przed nim stoi TIR, kilka sekund później uderza w niego, zupełnie go miażdżąc, kolejny TIR, którego kierowca akurat w tym momencie stracił uważność. I co ? Nie istnieje NIC takiego poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę ?? Winą (jeśli można tu w ogóle mówić o winie) tego zmiażdżonego kierowcy jest to, że wsiadł do samochodu. Podróżowanie samochodem jest niebezpieczne. I tyle.
Zgwałcona kobieta – owszem, być może mogła uniknąć tamtej sytuacji. Najczęściej pewnie tak bywa. Ale nie zawsze. Wystarczy, że trafi na jakiegoś psychopatę, którego „urzeknie” np. jej kolor włosów – a reszty nawet nie będzie widział. Tak przynajmniej mi się wydaje. (a może za dużo kryminałów się naoglądałam? 😉
Nie każde cierpienie jest zawinione. Jest wiele rzeczy, na które mamy wpływ, ale są też takie, które są od nas zupełnie niezależne.
Mam wrażenie, że mówienie o tym, że wszystko zależy od nas to jakaś ułuda. Mnie osobiście jest potrzebna świadomość, że nie na wszystko mam wpływ. Po pierwsze dlatego, że wydaje mi się to bliższe prawdy. Po drugie – totalna uważność, kontrolowanie wszystkiego jest męczące a poza tym i tak niemożliwe.
Jest dosc nudne. Przebrnalem przez tekst ale w pamieci niewiele mi pozostalo. Juz chyba lepsze jest L.Hay Jak uzdrowic swoje zycie.
http://chomikuj.pl/lucia48/Ksi*c4*85*c5*bcki/Mo*c5*bcesz+uzdrowi*c4*87+swoje+*c5*bcycie
Ta książka, łącznie z „Wewnętrznym Przebudzeniem” tworzy wspaniałą całość. Polecam te dwie książki Sissona. Mnie osobiście wiele pomogły, oczywiście po wprowadzeniu w życie zawartych w nich wskazówek.
Flądra
Rozumiem twoją argumentację, sądzę że 98% ludzi myśli podobnie.
Można iść takim sposobem myślenia, ale ma on dość niefajne konsekwencje, jak np: budowanie tożsamości ofiary. Wiąże się z rezygnacją z podejmowania pewnych działań, a zarazem, paradoksalnie odmową akceptacji rzeczywistości taką jaka ona jest (wewnętrzna walka, sprzeciw, napięcie, użalanie, niezrozumienie, bezsilność, pozorne poddanie itp).
Polecam w tym temacie(jest on rozległy):
https://zenforest.wordpress.com/2007/10/26/ego-a-osobowsc-ofiary/
https://zenforest.wordpress.com/2009/05/09/potrzeba-bezpieczenstwa-i-cykl-ofiary/
Co do wypadków(samochodowych) – na wszelkie twoje pytania (jak sądzę 🙂 ) opowiada ten artykuł, który dokładnie o nich traktuje:
https://zenforest.wordpress.com/2008/02/15/skad-biora-sie-wypadki/
fladra, sisson w sumie odpowiada ci w taki sposob:
„W zależności od wartości, które wyznajemy, koncepcja, że sami tworzymy swoje życie, w przeciwieństwie do teorii mówiącej, że życie nam się przydarza, będzie dla niektórych osób bezsensowną ideą, a dla innych tylko pewną koncepcją filozoficzną.”
tak poza tym, mozesz sobie zerknac na film „what the bleep do we know”, tam masz wyjasnione jak f i z y c z n i e tworzymy sobie wydarzenia, za pomoca mysli,
fizyka kwantowa przychodzi nam z pomoca 🙂
Jestem również przeciwniczką zawyżania swej potęgi, należy pamiętać o pokorze i skromności, inaczej życie szybko postawi nas do pionu ^^.
Mamy wpływ na to, na co możemy mieć wpływ, lecz czasami mamy większy wpływ na rzeczywistość niż nam się wydaje, lub zmiana czegoś wymaga więcej pracy i zrozumienia. To zależy też od naszych intencji, zwykle mamy mniej mocy gdy nasze intencje są płytkie. Trzeba tez wziąć poprawkę na to, że jak zwykle wszelkie uwarunkowania czy wpływy są iluzją rządzącą się własnymi, boskimi prawami. Nie można próbować się przeciwstawiać, to tak jak walka z samym sobą, trzeba płynąć wraz z życiem.
Życie to sen śniony przez wszystkich – inni mogą mieć więcej mocy ode mnie w danej sytuacji, czasami jest to wręcz odczuwalne i tym smutniejsze, gdy nie zdają sobie z tego sprawy. To nie jest też powód aby uznać się za kogoś gorszego, ktoś może mieć po prostu inne zadania.
Z mojego doświadczenia, najwięcej potęgi wypływa z akceptacji i wdzięczności, a najważniejszą rzeczą jest czynić wysiłek aby dotrzeć do głębokiego zrozumienia siebie i rzeczywistości. Wtedy odczuwanie życia nie będzie się kończyło wraz z położeniem się do snu, ale będziemy czerpać ogromne nauki ze snów, a sny staną się naszym najlepszym przyjacielem, będąc coraz to bardziej dosłowne w swoich przesłaniach.
Ktośtam
Heh… – zawyżanie swojej potęgi to z pewnością zły trop. 🙂
W artykule chodzi o wzięcie odpowiedzialności za to co już sobie wykreowaliśmy w życiu bez obwiniania świata dokoła, pokazywania palcami:
„To on!” „To ona!”, „To oni!” „to bezosobowy przypadek”
To są piękne wymówki, ale oprócz chwilowego lepszego samopoczucia, w dłuższej perspektywie, okazują się działać niszcząco na nasze życie i… osobowość.
Nikt nie mówi tu o walce.:)
Akceptacja tego co sobie posialiśmy, jest pierwszym krokiem w każdej terapii.Tylko z tego poziomu zaczyna się prawdziwa, wewnętrzna zmiana.
Inni mogą być owszem, bardziej świadomi, i bardziej świadomie kreować swoje życie, ale to nie znaczy, że jeśli ja mam czyste intencje wobec samej siebie, to pomimo tego przyciągnę sobie jakieś tragedie.
Jeśli mam dogłębnie przepracowane wszystkie lekcje, to nie ma potrzeby wracać do nich, kreować sobie w życiu dramatów, które już niejako „opanowaliśmy”, nauczyliśmy sobie z nimi radzić.
Nieraz doświadczyłam tego trybu w codziennym życiu.
Gdy odebrałam solidnie jakąś lekcję od życia, przerobiłam, ona nigdy nie wracała. Po prostu przeszłam na kolejny poziom, na którym miałam inne problemy. Tamte zostały w tyle. Tak jak raz nauczymy się chodzić, a potem już nie musimy. To działa tak samo.
Przynajmniej mnie. 🙂
+ Obserwując znanych mi ludzi, których dotykają tragedie, widzę wzorce którymi sobie je przyciągnęli, widzę jak idealnie się to synchronizuje z ich podświadomymi oczekiwaniami, z ich dołującym nastawieniem „życie jest do d….”, „i tak wszystko źle się skończy”.
I dokładnie tak się im dzieje!
W wielu przypadkach sprawy wydają się mniej oczywiste. Znałam osobę bardzo rozwiniętą duchowo, pozornie nastawioną optymistycznie, którą spotkała tragedia.
Jednak w głębszej rozmowie, dowiedziałam się o niej paru spraw, które wyjaśniły dlaczego potrzebowała tej lekcji w swoim życiu. I najważniejsze było, że wyciągnęła z niej mądre wnioski. To było piękne 🙂
To prawda 🙂 I oczywiście ze świadomości 😉
Ja wtrącę coś od siebie. Jest to o prawie przyczyny i skutku, a zarazem jest to podstawa wszelkich nauk empirycznych. Chyba w miarę dobrze pasuje do dyskusji. Zatem wszelkie nauki empiryczne opierają się na trzech założeniach (gdyby się nie opierały, to nauki te straciły by sens) .
1. Zdarzenia występują tylko wtedy, gdy zostało zrobione to, co było konieczne, żeby wystąpiły.
2. Kiedy to, co jest konieczne, by zdarzenia wystąpiły, zostało zrobione, zdarzenia te muszą i dlatego powinny wystąpić. (i odwrotnie.)
3. Kiedy zdarzenia nie występują, obiektywnie uzasadnionym wyjaśnieniem jest – to, co było niezbędne by spowodować, żeby te zdarzenia wystąpiły, nie zostało zrobione.
Jak widać jest to w nieco dziwaczny sposób wyjaśnione prawo przyczyny i skutku. A po co to przytaczam? Otóż te założenia prowadzą do prostego i logicznego wniosku, którym jest…
na podstawie RTZ, Maultsby
Dla mnie tekst mądry i piękny w każdym sformułowaniu, w każdym słowie prawdziwy.
Zwróćcie uwagę, na tę uwagę : WDZIĘCZNOŚĆ – wynosi ponad mentalność ofiary.
To wielka prawda.
Dopiero kiedy wypracowana świadomość, tożsama wg autora, z prawdziwą odpowiedzialnością za swoje uczucia, myśli, emocje pozwoli spojrzeć inaczej na swoje życie, możemy doznawać, rozumieć, przyjmować uczucie wdzięczności.
I wziąć w pełni odpowiedzialność za swoje życie, a nawet pokochać je.
Iluż Mistrzów mówi na ten sam temat ? Być może inaczej układają słowa ale w moim odczuciu mówią o tym samym.
Co do tworzenia podaje link do tez „Rozmów z Bogiem” akurat ona często mi się przypomina 🙂
http://www.rzb.pl/tm1.html
„Wszystko jest zawsze dokładnie tak, jak teraz powinno i musi być, nawet jeżeli ta sytuacja nie jest tym, czego chciałem dla siebie. Ale nie jestem Bogiem; dlatego właśnie nie ma obiektywnego powodu, dla którego powinienem mieć to, co chcę, tylko dlatego, że ja tego chcę lub pragnę.”
truenuetal,
wstawilbym tutaj slowko:”swiadomie”
„….nawet jeżeli ta sytuacja nie jest tym, czego chciałem SWIADOMIE dla siebie :)”
bo swiadomie to wielu rzeczy nie chcialem w zyciu 🙂
nie chcialem byc np otyly, ale bylem, bo moja podswiadomosc miala pulapki, ktore trzymaly energie w ciele
nie chcialem by mnie zdradzila dziewczyna, ale podswiadomie prowokowalem ja do tego jak cholera
nie chcialem nie zdac egzaminu, ale faktycznie sie obijalem
nie chcialem sie trzy dni temu przewrocic na schodach, ale bylem zbyt zajety rozmowa, zeby pozostac uwaznym i teraz mam stluczona pewna czesc ciala 😉
swiadomie – nigdy nie chcemy by ‚zle’ rzeczy sie dzialy
tylko szaleniec chce takich rzeczy swiadomie 🙂
ale nasza podswiadomosc wie lepiej czego nam trzeba zeby wzrastac i pokonywac kolejne progi, dlatego tworzy nam w zyciu trudne sytuacje
Vamas,
Bardzo ładnie wstawiłeś to słowo. 🙂
Zauważ także, że ten tekst został niejako zaadresowany do „sceptyków” duchowych, ludzi, którzy kierują się naukową terminologią. Dlatego nie ma tutaj specjalnie żadnych „duchowych” określeń, a samo pojęcie świadomości może być różnie interpretowane przez ludzi. Oczywiście tekst jest też dla tych, którzy są bardziej „ezoterykami” . Ja zamieściłem go jednak głównie dla tych, którzy nie lubią terminologii wyjętej z Buddyzmu, Sissona, Tollego i tak dalej. (tak mi się wydaje, że ostatnio pojawiło się na blogu kilka osób, które preferują podejście naukowe)
Ja dochodzę do wniosku, że warto przedstawiać dane poglądy w taki sposób, aby rozmówca rozumiał o co chodzi. (dlatego też warto znać zagadnienie zarówno ze strony „naukowej” , jak i „duchowej” . Oczywiście jedno i drugie jest równoważne, ale mimo chyba każdy ma swoje preferencje) . Na blogu jest bardzo dużo tekstów o podejściu „duchowym” , które z jakiś powodów są odbierane jako mało wiarygodne, czy wręcz bajkowe. Jest to, rzecz jasna, wywołane postawami, które głównie działają w naszym społeczeństwie. (znaczy – nauka to fakty, a jak coś jest „pozanaukowe” to są to bajki, pozbawione sensu)
Z tego też powodu dobrze w naukowy sposób przedstawić problem, aby tacy sceptycy, opierający się niejako na logice i faktach, „przetrawili” zagadnienie na „swoim” gruncie, dzięki czemu nauczą się patrzeć z nieco większą otwartością na inne teksty, te „duchowo” ujęte. Może powstać pytanie, dlaczego to robię? Z prostego powodu – sam to przerabiałem na sobie. Byłem zamknięty li tylko na naukę, a wszystko, co było spoza jej kanonu było po prostu określane przeze mnie jako głupota. Później pojawiło się kilku autorów, którzy właśnie są z takiego pogranicza, ale ich rozumowanie opera się na logice, wnikliwej obserwacji i najzwyklejszym myśleniu. Po ich przerobieniu „dojrzałem” do zrozumienia tego, co niosą „duchowe” teksty.
Dlatego właśnie czasem moje posty są pozbawione wszelkiej „iskry duchowej” , a brzmią raczej jak bełkot psychologa maniaka. 🙂 (dodam, że samozwańczego)
Ja najzwyczajniej chciałbym, aby każdy miał możliwość rozszerzenia swoich horyzontów, aby każdy dojrzał swoje szczęście, które jest w kieszeni. (aka rozszerzanie świadomości) . Dlatego też staram się, w swoim zakresie, przybliżać pewne koncepcje ludziom. Raz wychodzi, a raz nie, ale to już nie zależy ode mnie. Ja nie jestem nastawiony na efekt w tym przypadku.
Zapewne najlepszym podejściem jest harmonizowanie i uzdrawianie siebie samego, co zapewne może jakoś oddziaływać na innych, w sposób dla nich adekwatny. Ponieważ poprzez internet można głównie wyrażać swoje idee i pewne myśli (przynajmniej ja umiem tylko tyle, na ten moment) , z których ktoś może skorzystać z pożytkiem dla siebie, dlatego ja wyrażam to, co w moim przekonaniu może być przydatne. I tu, o ile ktoś z „duchowym” podejściem zrozumie, co autor tekstu miał na myśli, o tyle „sceptyk” z miejsca taki tekst odrzuci. (ja tak robiłem, więc coś w temacie się orientuję) .
Na blogu są oczywiście teksty bardziej przystosowane dla „ludzi nauki” . Zen jest na tyle interdyscyplinarna, że nie ogranicza się do jednego pojęcia świata. Trzeba jednak też przyznać, że większość tekstów ma jednak bardziej „ezoteryczne” korzenie. To oczywiście ma swoje uzasadnienie, blog ma mieć taki właśnie charakter, o to w końcu chodzi. A ponieważ są komentarze, to ja czasem coś skromnego dorzucę, w końcu ktoś może wyczyta coś dla niego pożytecznego.
I na zakończenie – raz jeszcze, Vamas, bardzo mi się spodobało to, w jaki sposób dodałeś jedno słówko do wypowiedzi, które niejako „podniosło” jej sens na wyższy wymiar. 🙂
Colin Sisson ,był na wojnie w Wietnamie. Tam zaczął sobie przypomnienie .
Trueneutral,
Bardzo ciekawe komentarze napisałeś i skądinąd słuszne. 🙂
Jest tu wielu ludzi, na różnych etapach, z różnymi preferowanymi punktami widzenia, zatem przedstawienie sprawy w sposób dla nich strawny (tak jak to zrobiłeś), wydaje się bardzo na miejscu.
Zensculpture,
Sisson był w Wietnamie, powiadasz?
Gdzie to wyczytałeś? Ciekawy watek, chętnie bym się coś więcej o tym dowiedziała. (np. czy dzięki temu doświadczył takiego przełomu jak Tolle w pewnej chwili? itp)
Pozwolę sobie zacytować jedną z książek, zdaje się, że „w temacie”:
”
Poszedłeś na łatwiznę. Łatwo jest żyć, kiedy winę zawsze możesz zwalić na kogoś innego. Zawsze możesz znaleźć jakąś wymówkę. Nie masz pieniędzy ? Pewnie miałeś pecha, albo też „uczciwie nie da się zarobić”. Nie robisz tego co kiedyś sobie planowałeś ? Z pewnością jest jakaś dobra wymówka. Nie jesteś szczęśliwy ? „Jak ja mogę być szczęśliwy, skoro…(tutaj wpisz sobie cokolwiek ci pasuje. Jeśli chodzi o szukanie winnych, masz w tym duże doświadczenie). To naprawdę bardzo proste iść przez życie i nie brać za nie odpowiedzialności. W praktyce wygląda to tak, że bierzesz na siebie jakąś odpowiedzialność, jednak zbyt ogromna to ona nie jest. Sam się w ten sposób ograniczasz. Idziesz drogą którą przez życie zmierza większość z ludzi, co nie świadczy, że jest ona drogą najlepszą.
Jeśli to zmienisz, na początku może być trudno. Od teraz nie będziesz miał wymówek. Nie znajdziesz kogoś, na kogo możesz zwalić swoje niepowodzenia. Sam weźmiesz całą odpowiedzialność i jeśli coś pójdzie dobrze albo źle – cała wina lub cała zasługa jest tylko i wyłącznie po twojej stronie. Do tego cię zachęcam – do wzięcia całej odpowiedzialności – od A do Z.
Żeby to zrozumieć musisz być otwarty, a kiedy już zrozumiesz w czym rzecz, możliwe są dwie twoje reakcje – pozytywna i negatywna.
”
…
Zastanawiałam się trochę nad tym i przyszedł mi do głowy prosty przykład – śmierć babci / rodziców / opiekunów.
Wydaje mi się, że większość ludzi przeżyła/przeżyje coś takiego i dla większości z tych osób, było/będzie to trudne wydarzenie – raniące, niosące ze sobą jakąś dozę cierpienia. I przede wszystkim zdarzenie zupełnie niezawinione – tak jest skonstruowany świat – nikt nie żyje wiecznie.
„nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę”
No ok – jestem „głupia”, bo przywiązuję się do ludzi, bo ich kocham, lubię z nimi przebywać, rozmawiać itd – to „coś we mnie”, co powoduje, że jeśli dana relacja się kończy – czuję się zraniona. Chcę z nimi być, a pragnąć = cierpieć, więc w pewnym sensie sama jestem sobie winna.
Ale z drugiej strony – jestem człowiekiem i tak zostałam skonstruowana, że kocham swoich rodziców. Ta miłość jest bezwarunkowa, pierwotna, zupełnie niezależna ode mnie. Nie mam na to wpływu.
„Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?”
Kilka lat temu umarła moja babcia. Było to dla mnie trudne życiowe wydarzenie. Czy ja sobie stworzyłam tę rzeczywistość ?? Czy śmierć rodzica to tworzenie rzeczywistości ?
Dodam jeszcze, że doświadczyłam czegoś w rodzaju nieświadomego dążenia do autodestrukcji. Nie przeżyłam straty bardzo bliskiej osoby, zbagatelizowałam całe to zdarzenie i żyłam normalnie – w końcu sama tego chciałam, decyzja o rozstaniu należała do mnie, więc wydawało mi się, że nie czuję się zraniona – nie dopuszczałam do siebie takiej ewentualności. I w rezultacie po jakimś czasie totalnie się wysypałam. „Stałam się ofiarą”. Chyba dlatego nie potrafię się zgodzić z przytoczonymi tu tekstami. To ja jestem odpowiedzialna za swoją „wysypkę”, różnego rodzaju problemy, które przy okazji powstały, bo niedostatecznie zajęłam się sobą w chwili straty. Natomiast sama strata nie była przecież moją winą.
Jestem świadoma tego, że życie wiąże się ze zranieniami. Teraz wiem, że trzeba je przeżyć – przeboleć, wypłakać itd – „stać się ofiarą” na tak długo jak to będzie potrzebne. Ale nie ma takiej siły, która by mnie przed tymi zranieniami uchroniła. (no chyba, że lobotomia, ale nie mam nią ochoty ;)) Cierpienie nie raz pojawi się w moim życiu. I akceptuję to. Wiem, że sobie poradzę. Mało tego – cierpienie, jego przeżywanie wiąże się ze zdobywaniem większej świadomości o sobie, świecie itd, można nauczyć się o wiele więcej niż wtedy, kiedy wszystko jest ok, łatwiej się „przebudzić”.
Nie wiem czy napisałam zrozumiale o co mi chodzi ? 😕
Opowiadał o tym ,jak był w Polsce na warsztatach. Opowiadał,też jak widział spowolnione kule w zwolnionej szybkości,i cały absurd ,który wtedy wstwółstworzył. Nawet to ,że w dżungli razem we czterech uniesli dzipa jak uciekali przed ostrzałem.oczywiście do góry ,żeby uciec. w wąskiej ścieżce.
fladra
jesli to twoje prawdziwe zdjecie to klekam do twych stop i zostaje twoim czcicielem 😉 i przyjmuje bez dyskusji wszelkie twoje poglady 😀
jednak zanim mi potwierdzisz ze to twoje, odpowiem ze jedno co mnie zastanowilo w twoim komentarzu to ten element w ktorym operujesz slowem
„wina”.
troche go jest tam za duzo,
„ja nie jestem winna”, „ktos jest winny”.
skad potrzeba by widziec swiat w takim ukladzie odniesien, ze ktos zawsze musi byc winny, ze istnieje potrzeba jakiejs winy, jakiejs kary, jakiegos meczenstwa
„Natomiast sama strata nie była przecież moją winą”
ja bym nigdy nie powiedzial ze cokolwiek jest „czyjas wina” w sensie doslownym, bo to jest jakies chore podejscie do rzeczywistosci, czy wszystko musi byc zawinione i odpokutowane?
rzeczy po prostu sie wydarzaja(owszem, z jakiejs przyczyny, moze i naszej, ale jako mechaniczne skutki a nie mistyczne wyroki), ale to od nas zalezy jak je ocenimy!
ok, nie musisz przyjmowac ze _sama_ sobie je stworzylas,jesli jestes niegotowa na przyjecie tego konceptu (przyznam ze jest on dosc trudny) ale mozesz przestac patrzec na swiat jak na miejsce gdzie sa jacys ‚winni’ i gdzie dziala sila ktora wymierza jakies losowe, okrutne ciosy
koncowka twego komentarza jest calkiem spoczko, slusznie ze akceptujesz na razie rzeke zycia,
ok, umarla babcia, cierpie, no dobrze, zatem cierpie, ale – pozostan w tym swiadkiem!
naucz sie widziec swiadomie swoje emocje, dostrzegac”teraz cierpie”
i dzieki temu pojawi sie przestrzen a w tej przestrzeni pojawi sie zrozumienie
dobrze piszesz, ze ciepienie pomaga nieraz ludziom wzrastac, jesli oczywista nie jest tego zbyt duza dawka, taka ktorej ktos nie zdarza tranfromowac, to cierpienie moze byc mobilizacja i moze przeniesc nas na wyzszy poziom rozumienia
co wydaje mi sie jednak wazne to przekrecenie o drobne 25′ stopni rozumienia samego cierpienia
nie jako kary, nie jako czegos co spada na winnych i co trzeba z trudem przelknac, ale jako czegos co po prostu jest, bez zadnej specjalnej otoczki, bez podnoszenia tego do chalebnego dowodu swego czlowieczenstwa, lecz podejsc do tego w kategoriach pewnego faktu, albo pewnego narzedzia ktore sie nam przydarza i mozemy z tym zrobic rozne rzeczy
co do przywiazania do babci, masz racje, to naturalne, ale jak sama zauwazylas takie niezrozumiane cierpienie (och, nie jestem winna! czemu? czemu musze cierpiec!?) prowadzi do autodestrukcji
dlatego zachecam cie do zrozumienia cierpienia, obserwowania go, akceptacji, podejscia do niego w nowy, odmieniony sposob, wtedy zamiast autodestrukcji moze przyniesc integracje i poglebienie zrozumienia swego miejsca w swiecie i lancuchu zycia-przemijania.
ps. przypominam ze jesli to ty na zdjeciu, to cofam wszystko i przyznaje racje bez dysputy 😛 ! 😉
zensculpture
Bardzo ciekawe co piszesz, szkoda że nie byłam na tych warszatach. 😉 Tak z ciekawości – jaki miałeś odbiór jego osoby?
vamas
Dobrze ujęte 🙂
Flądra
Rzeczywiście zaskakująco podeszłaś do tematu 🙂 Nie sądziłam, że w ogóle można tak to widzieć, ale fajnie że się pojawiają takie komentarze, mogę dzięki temu lepiej zrozumieć ludzką psychikę.
Rodząc się na tej planecie, wybraliśmy sobie niejako pewien zestaw wyjściowych warunków które wyznacza nam funkcjonowanie naszych biologicznych „skafandrów”.
Pytanie czy my stworzyliśmy zasadę, że starszy organizm umiera, a jego miejsce zajmuje nowe pokolenie jest tym samym pytaniem czy to my stworzyliśmy podział komórek? Lub czy stworzyliśmy dinozaury. Lub planety, lub gwiazdy. W pewien sposób: tak, w pewien sposób też, one stworzyły nas. To krąg istnienia, to natura tego wszechświata.
Sądzę, że istotą nie jest zadawanie sobie pytania „dlaczego muszę tak cierpieć” ale „dlaczego tak się stało” a finalnie nawet pójście dalej:
– akceptacja pewnego porządku w ramach którego działamy, żyjemy, umieramy, a wraz z nią pojawi się zrozumienie i wewn. spokój.
Zgodzę się z vamasem, że warto przesunąć rozumienie cierpienia z persnalnego pojmowania, jako czegoś złośliwego, co w nas, biednych, uderza niczym jakaś okrutna, niezrozumiana siła…niezasłużone, nieludzkie, wrogie.
Przesunąć w stronę dostrzeżenia skuteczności i sensowności mechanizmu który stoi za istnieniem wszechświata i który nieodmiennie zapewnia nam dokładnie to, czego potrzebujemy by wzrastać i rozwijać się.(nawet jeśli jest to trudne doświadczenie)
Popatrz jak bardzo to pierwsze podejście niszczy nas zamiast budować.
Rodzi jeszcze więcej strachu, jeszcze więcej napięcia, paraliżuje, osłabia, podcina skrzydła, rodzi poczucie bezradności wobec otaczającego świata.
A nawet, jak już zostało wspomniane, może prowadzić do autodestrukcji, bo gdy dokoła siebie widzimy tylko bezsensowną destrukcję, to ona zaczyna manifestować się wewnątrz nas, czasem prowadząc do „życia na krawędzi”.
(na marginesie: czasem by coś zbudować, trzeba najpierw do szczętu zniszczyć poprzednią budowlę, dlatego zdarza się że bycie złamanym przez życie, może okazać się najlepszą rzeczą jaka się może zdarzyć… 😉 )
Na koniec – odradzam także zadawanie sobie pytań, na które… nie chce się przyjąć odpowiedzi 😉
Sama byłam taką osobą, zadawałam sobie w nieskończoność pytanie „dlaczego tak mnie skrzywdzono?” I zabawne, ze wcale nie chodziło mi o to by uzyskać odpowiedź! (a już na pewno nie taką jak powyższe, raczej taką zgodną z moim wyobrażeniem o permanentnej niesprawiedliwości jaka panowała moim zadaniem, we wszechświecie)
Pokręconą przyjemność znajdowałam w samym zadawaniu tego pytania, nakręcaniu się jego męczeńską energią, pławieniu w uczuciu niedoli i bycia „biedną, skrzywdzoną”. Jak nikt inny, znam zatem pułapki, które płyną z takiego myślenia. Wiem jak ono potrafi energetycznie i zdrowotnie wyniszczyć, jak upodli raczej, zamiast uszlachetnić.
Jestem szczerze wdzięczna samej sobie za to, że otwarłam się na rozumienie tego co się stało w szerszej perspektywie. Inaczej dalej tkwiłabym tam gdzie była, nieszczęśliwa, codziennie niszcząc swoje szanse na wzrastanie i dojrzewanie jako świadoma istota.
Akceptuję to, że czasem doznaję bólu i przykrości, bo to naturalna cześć życia. Wiem że mam pewne wzorce w sobie, które jeszcze czasem trzymają moją świadomość na swojej płaszczyźnie, ale to zdarza się coraz rzadziej. Po prostu nie dodaję do tego bólu niczego ekstra. Nie ukwiecam go, nie dopisuję mu martyrologii. Ból to ból, jest jaki jest. Przyjęty, zrozumiany, staje się czymś nad czym nie trzeba się zatrzymywać i do czego nie trzeba się przykuwać. Może być za to doskonałą wskazówką obszarów do przepracowania.:)
I – jak sądzę – to jest jego główny cel ( nie jest wiec bytem samym w sobie, lecz etapem) – wskazuje nam miejsca, które wymagają uwagi i uzdrowienia.
Świat, w którym żyjemy jest niewątpliwie kierowany NIEZMIENNYMI PRAWAMI.
Ustalane przez ludzi ZMIENNE PRAWA bierzemy pod uwagę, albowiem wiemy, że ich niedotrzymywanie wywołałoby następstwa.
Niezmienne PRAWO STWORZENIA nas nie interesuje.
Zaczynamy się jednak skarżyć, gdy nagle spotkają nas trudności i kłopoty.
Dr R.Steinpach uważa, że jeżeli będziemy widzieć przed sobą nie tylko przemijający aspekt teraźniejszości, lecz także cel naszej drogi to odpowiedzi na wiele dręczących nas pytań będą bardziej zrozumiałe, a i odpowiedzialność za własne życie bardziej świadoma.
Vamas,
czy nad tym ‚jak funkcjonuja faceci’ mozna pracowac? 😉
Czy Rozwoj i Swiadomosc obejmuje tez obszar ‚uwarunkowan seksualnych’? 😉
Gdybys byl kobieta wiedzialbys dlaczego pytam…
Pinia, ja nie wiem dlaczego pytasz, szczerze, a chciałbym ! 🙂 Czy uważasz, że vamas ma obszar uwarunkowań seksualnych do popracowania? Czy ty też masz, dlatego łatwiej widzisz problem? 🙂
Oj, mam…dlatego kluja mnie pewne ‚uwarunkowane zachowania’ meskie.
Wiem, ze Vamas zartuje, ale jest w tym pewien odruch…ktory sprowadza kobiete do wartosci przedmiotu: ladny / nieladny