Energetyczna łączność. W głębi kontinuum.

Yanomami_Woman_&_Child
Dziś o czymś, co rzadko gościło na tym blogu.
O interesującej koncepcji kontinuum …w wychowaniu dzieci.

W telegraficznym skrócie:
Człowiek wg antropologów jest tzw. biernym noszeniakiem. Nasi przodkowie nosili swoje dzieci w bezustannym kontakcie fizycznym – skóra do skóry. Ich dzieci rozładowywały swoje napięcie i emocje – w kontakcie z dorosłym, który przyjmował je na siebie, pracując fizycznie i ruszając się przez cały dzień. Skutkiem czego, dzieci były rozluźnione, spokojniejsze, sprawiały mniej problemów. Jean Liedloff spędziła sporo czasu badajac zwyczaje Indian w Ameryce Południowej i zaobserwowała w jaki sposób wychowują swoje dzieci.
Opisała to w kontrowersyjnej książce poświęconej kontinuum energetycznego kontaktu pomiędzy dziećmi a dorośłymi.
Czy kontinuum jest wciąż możliwe we współczesnym świecie?
Czy „chustowanie” jest próbą jego dopasowania do nowoczesnej rzeczywistości?

Zapraszam do zapoznania się ze wstępem do tej nietypowej książki.

Koncepcja kontinuum

W 1975 roku, na trzy miesiące przed opublikowaniem tej książki, któryś z przyjaciół poprosił mnie, żebym pożyczyła jej korektorską kopię małżeństwu, które spodziewało się pierwszego dziecka.
Oboje wnikliwie ją przeczytali. Poznałam Milicent, kiedy przyszła na lunch z trzymiesięcznym wówczas Sethem. Powiedziała mi, że ona, jaki jej mąż Mark, lekarz z zawodu, czują słuszność postulatów zawartych w mojej książce.
Bardzo jej zależało, żeby także inni rodzice przeczytali ją.
Jednocześnie niepokoiła się, że pomysł noszenia dziecka przez całe miesiące przy sobie, może wydawać się zbyt trudny do zaakceptowania.
– „Zorientowałam się, na czym to polega – powiedziała – ale byłam pewna, że nie dam rady wlec wszędzie ze sobą, w dzień i w nocy, takiego ciężaru. Toż to bite 6 kilo! Obawiam się, że rodzice odrzucą twoją propozycję. Może poprzestań na zaleceniu, które słyszałam kiedyś z twoich ust w radiowym wywiadzie: „Gdy zrobisz zakupy, włóż je do dziecięcego wózka, a dziecko weź na ręce…Większość ludzi pewnie zrobi to z ochotą, a jak już dojdą do domu, będą chcieli dalej trzymać dziecko na rękach. Ja nigdy nie kładłam Setha, po prostu nie chciałam wypuszczać go z rąk”.
– O to właśnie chodzi – odparłam – to bowiem działa tylko wtedy, kiedy dziecko już jest, a ty żywisz do niego prawdziwe uczucie. Nie działa, gdy ktoś ci powie, że powinnaś tak postępować. Nie będziesz przecież miała ochoty poświęcać się aż do tego stopnia i służyć jakiemuś abstrakcyjnemu dziecku, zanim nie pokochasz swojego.
– Problem kąpieli rozwiązałam w sposób następujący:
Biorę Setha ze sobą do wanny. Jeśli Mark wraca o tej porze do domu, nie może się oprzeć i też do nas wskakuje. Tak samo jak ja, uwielbia spać z Sethem. Ponieważ razem z kole-żanką prowadzimy małą prywatną drukarnię, nie musiałam porzucić pracy. Pracuje na stojąco i przyzwyczaiłam się już, że trzymam dziecko w nosidełku na plecach albo na biodrze. Kiedy chce jeść, przerzucam je do przodu. Jeżeli nocą się kręci, czuję, że jest głodne. Nie budząc się wtykani mu machinalnie pierś do buzi. Znalazłam sposób, żeby wykonywać prace domowe i w ogrodzie, mając Setha cały czas przy sobie. Odkładam go tylko przy ścieleniu łóżek, turlam go wtedy po prześcieradłach i kocach. Uwielbia to. Kiedy trzeba przynieść węgiel z piwnicy, czekam na Marka. Rozstajemy się z Sethem jedynie wtedy, gdy jeżdżę konno. Sprawia mi wielką trudność, aby dać go komuś z przyjaciół do potrzymania. Potem, gdy tylko skończę jeździć, bardzo pragnę wziąć go na ręce. Nigdy nie chcę się z nim rozstawać!”Podczas lunchu Setli był zrelaksowany i spokojny, jak dzieci z plemienia Yequana, o których piszę w tej książce. Nie sprawiał żadnych kłopotów. 

Łatwo można zrozumieć, dlaczego w kulturze zachodniej dzieci nie są mile widziane w biurach, sklepach, miejscach pracy czy nawet na przyjęciach. Przeważnie krzyczą i kopią, i wymachują rączkami, usztywniając ciało; potrzeba wtedy obu rąk i znacznego skupienia uwagi, żeby utrzymać je w ryzach. Można odnieść ważenie, że przepełnia je nierozładowana energia. Rzecz jednak w tym, iż pozbawione są kontaktu z polem energetycznym drugiej osoby, które w sposób naturalny tę energię rozładowuje.
Kiedy sie je podnosi, są nadal sztywne i spięte,próbują ulżyć sobie, wyginając kończyny albo domagając się huśtania na kolanach lub podrzucania w powietrze.

Milicent była zdziwiona różnicą między ciałem Setha, a napięciem mięśni ciała innych dzieci. Jej dziecko było miękkie, inne zaś sztywne, jakby połknęły kij.Musimy zdać sobie sprawę, że jeśli będziemy postępować z dziećmi tak, jak to się działo przez setki tysięcy lat, znajdą się wokół nas stworzenia spokojne, miękkie, nienarzucające się.

Dopiero wtedy pracujące matki, które nie chcą przez cały dzień nudzić się i izolować od towarzystwa dorosłych, zostaną uwolnione z więzów okrutnego rozdarcia. Dzieci zabierane do pracy znajdą się tam, gdzie być powinny – przy swoich matkach, one zaś w miejscu dla nich najwłaściwszym, w otoczeniu rówieśników, zajmując się nie tylko doglądaniem dzieci, lecz także innymi czynnościami stosownymi dla inteligentnych, dorosłych osób.

Pracodawcy nie kupią jednak tego pomysłu, zanim nie poprawi się reputacja dzieci.Magazyn „Ms.” podjął kiedyś heroiczne starania na rzecz przynoszenia dzie-ci do biura. Nie wymagałoby to aż takiego heroizmu, gdyby dzieci pozostawały w fizycznym kontakcie z dorosłymi, nie zaś izolowane w wózkach koło biurek.Nie każdy potrafi wprowadzić w życie koncepcję kontinuum tak wcześnie i z tak dobrym rezultatem, jak Milicent i Mark, którzy już więcej dzieci wychowali identycznie jak Setha.

Przypadek czteroletniego Trevora
Jedna z matek, Anthea, po przeczytaniu książki napisała do mnie, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż powinna była słuchać własnego instynktu, zamiast zdawać się na specjalistów od wychowywania dzieci. Ma czteroletniego synka Trevora, z którym robiła „wszystko nie tak, jak trzeba”. Następne dziecko jest w drodze. Będzie wychowywane zgodnie z zasadą kontinuum, ale co zrobić z Trevorem?Trudno przez cały czas nosić na rękach czterolatka, żeby nadrobić stracony okres przebywania w ramionach matki. Równie ważne jest przecież, żeby stosownie do swego wieku mógł się bawić, poznawać świat i uczyć się.
Poradziłam więc Anthei i jej mężowi Brianowi, żeby Trevor spał z nimi w jednym łóżku. W dzień niech zostawią sprawy ich własnemu biegowi, niech tylko zachęcają małego do siadania im na kolanach i niech utrzymują z nim fizyczny kontakt przy każdej nadarzającej się sposobności.
Poprosiłam ich także o prowadzenie dziennika. Było to wkrótce po ukazaniu się książki, pomyślałam więc, że ich doświadczenie może się okazać przydatne dla innych.Anthea prowadziła szczegółowe zapiski.

Przez kilka pierwszych nocy żadne z nich nie wyspało się jak należy. Trevor kręcił się i pojękiwał. Palce trafiały do nosów, łokcie do uszu. O niesamowitych porach potrafił prosić o szklankę wody. Kiedyś ułożył się w poprzek i zepchnął Antlieę i Briana na skraj łóżka. Przez wiele poranków Brian zjawiał się w biurze poirytowany, z czerwonymi oczami. Ale An-thea i Brian wytrwali, w przeciwieństwie do innych rodziców, którzy po trzech – czterech próbnych nocach mówiąc mi: „to nie ma sensu, nie mogliśmy spać” – poddawali się.

Po trzech miesiącach Anthea odnotowała, że kłopoty się skończyły. Wszyscy troje smacznie spali przez całą noc. Poprawił się w sposób zauważalny nie tylko związek rodziców z Trevorem, ale i więź łącząca ich oboje. A pod koniec raportu Anthea napisała (wspominając zresztą po raz pierwszy, że w ogóle istniały tego rodzaju problemy): „Trevor przestał być agresywny w przedszkolu”.Kilka miesięcy później Trevor z własnej woli wrócił do swojego łóżeczka. Poznał w pełni doświadczenie spania z rodzicami. Nowonarodzona siostrzyczka też spała z tatą i mamą, a Trevor wiedział, że zostanie mile powitany w ich łóżku zawsze, kiedy tego zapragnie.

Fragment: Jean Liedloff  „W głębi kontinuum”

Historia pewnego mnicha (fragment) – „Uczeń nekromanty”, E.Raj.

wycinek zenforets
Moja dobra znajoma napisała książkę („Uczeń Nekromanty”, E.Raj), jaka mile zaskoczyła mnie kilkoma całkiem duchowymi fragmentami, które mogą się spodobać tym fanom gatunku mroczne fantasy, którzy równocześnie lubią trochę głębiej pomyśleć nad przesłaniem i sensem życia – oraz oczekują od rozrwkowej książki jednak nieco więcej niż tylko… rąbanki 😉
Mnie się podobało, bo serio – wciągało, choć czytałam na egzemplarzu próbnym. Trudno było się oderwać. Prawie 1000 stron dobrej zabawy.  Bohaterowie niejednoznaczni, trudni. To nie Harry Potter 😉
A że mroczne? Tak, no i w czym problem? Kto  boi się spoglądać w ciemnosć, kto od niej ze strachem ucieka – nigdy nie zrozumie… czym jest światło 😉
Szczególnie to w naszych duszach…

Fragment:

„Gdy wiele lat temu doznał swojego prywatnego objawienia, sam był zagubionym, pozbawionym perspektyw człowiekiem, którego świat zawalił się w dniu, gdy utracił swoją ziemską pozycję i tytuły. Opuścił Hezryn w niesławie, szukając dla siebie nowej, lepszej drogi; prawdziwe schronienie znalazł jednak dopiero w klasztorze Trzech Księżyców. Wiele lat medytacji, wglądu w swoje pokrzywione ego, wglądu w naturę tego, co stanowiło żywą tkankę tego świata, zmieniło jego podejście do życia na bardzo wielu płaszczyznach. Udało mu się dostrzec imponderabilia, które umykały innym, choć nigdy nie uczynił z tego powodu do dumy. Swoją przemianę traktował jak naturalną ścieżkę każdego człowieka, który zamiast zadawać pytania, zaczyna słuchać odpowiedzi udzielanych przez samo życie, i który zamiast patrzeć we wskazanym kierunku, po prostu pozwala, aby jego oczy były otwarte. Nieważne, co zobaczy i jak bardzo miałoby to wstrząsnąć jego poprzednim poglądem – nurt tego, co właściwe, objął jego życie i niósł go ze sobą w niezbadaną przyszłość. Obowiązki nauczycielskie także były jednym z jego wyzwań. Odwrócił się zatem w stronę klasy i wykonał krótki gest dłonią.
– Nasza ścieżka, Marcosie, jeśli tylko zechcesz, podpowie ci, jak ominąć ich moc. Jak się uwolnić od krępujących umysł wyobrażeń. Zobaczyć rzeczywistość w jej niepokojącej, ale wyzwalającej nagości. – Uśmiechnął się lekko, sam zdziwiony, w jak podniosłą formę ułożyły się jego słowa.
Westchnął i dodał: – Jednak na żadnym etapie nie powinieneś traktować jej jako cudownego środka na osobiste wyzwolenie. Taki środek po prostu nie istnieje, a jeśli ktoś ci kiedyś obiecał, że odnajdziesz go w tym klasztorze, to skłamał. Ważne, abyś na tyle rozwinął swoją świadomość rozróżniającą, by podejmować decyzje niezależnie od boskich nakazów… a także… a może przede wszystkim – niezależnie od nas. – Uśmiechnął się, refleksyjnie wznosząc wzrok na rząd rozwieszonych na ścianach mandali.

Recenzje Ucznia nekromanty

Recenzja Uczeń nekromanty BookHunter
https://www.bookhunter.pl/recenzja/3461/uczen-nekromanty-tom-i-plaga

Recenzja Uczeń nekromanty MójKajecik
http://mojkajecik.pl/index.php/2019/04/23/e-raj-uczen-nekromanty-recenzja/

Recenzja Uczeń nekromanty Mechaniczna Kulturacja (zawiera spoilery)
https://kulturacja.pl/2019/05/uczen-nekromanty-tom-i-plaga-e-raj-recenzja/

Recenzja Uczeń nekromanty Śnieżnooka
https://przez-zamrozone-okulary.blogspot.com/2019/04/recenzja-e-raj-uczen-romanty.html

Można zamówić tutaj: https://www.ceneo.pl/74720090

Strona www.uczennekromanty.pl oraz blog: www.uczennekromanty.pl/blog

Pożegnanie potężniejsze niż powitanie. Historia utraconego pierścionka i kobiety chorej na raka.

Tagi

, ,

woman-591576_1280

Gdy spotykałem się z ludźmi jako doradca lub nauczyciel  duchowy, odwiedzałem dwa razy w tygodniu pewną kobietę, której ciało było zniszczone chorobą nowotworową . Miała około czterdziestu lat, była nauczycielką i usłyszała od lekarzy diagnozę, że pozostało jej zaledwie kilka miesięcy życia.
Niekiedy podczas tych wizyt padało między nami parę słów, lecz przeważnie siedzieliśmy w milczeniu i wtedy to doświadczała pierwszych przebłysków nieruchomej ciszy w swoim wnętrzu, o której istnieniu – w swym życiu wypełnionym obowiązkami nauczycielskimi – w ogóle nie miała pojęcia. Jednak pewnego dnia, gdy do niej przyjechałem, zastałem ją w stanie ogromnego stresu i złości .
– Co się stało? – spytałem.
Okazało się, że zniknął pierścionek, który miał dla niej ogromną wartość nie tylko pieniężną, ale i sentymentalną.
Stwierdziła, iż jest pewna, że ukradła go kobieta, która przychodziła codziennie na kilka godzin, aby się nią opiekować.
Powiedziała, że nie rozumie, jak ludzie mogą być tak nieczuli i bezduszni, aby zrobić jej coś takiego . Zapytała mnie, czy powinna doprowadzić do konfrontacji z tą osobą, czy też
lepiej od razu zadzwonić na policję . Odparłem, że nie mogę jej radzić, co ma zrobić, ale poprosiłem, by zastanowiła się, jak ważny jest ten pierścionek lub jakakolwiek inna rzecz na tym etapie jej życia .

– Nic nie rozumiesz-odrzekła-to był pierścionek mojej matki. Nosiłam go codziennie, dopóki nie zachorowałam i ręce mi nie spuchły. Dla mnie to coś więcej niż pierścionek.
Jak mogę się nie denerwować? Natychmiastowość jej reakcji, złość oraz defensywność
w głosie wskazywały, że nie była jeszcze gotowa, aby wejrzeć w siebie, oddzielić swoją reakcję od samego wydarzenia i obserwować jedno i drugie. Jej gniew i chęć obrony
świadczyły, że nadal przemawia przez nią ego .

– Chcę ci zadać kilka pytań – powiedziałem – ale zamiast odpowiadać na nie od razu, sprawdź, czy możesz znaleźć odpowiedzi w swoim wnętrzu .Po każdym pytaniu zrobię krótką przerwę . Gdy nadejdzie odpowiedź, niekoniecznie musi być ona w formie słów .

Odparła, że jest gotowa .
– Czy zdajesz sobie sprawę – zapytałem – że w pewnej chwili, może już niedługo, będziesz musiała pożegnać się z tym pierścionkiem? Ile jeszcze potrzebujesz czasu, zanim poczujesz się gotowa, by o nim zapomnieć? Czy ta strata umniejszyła to, kim jesteś?
Po tych moich pytaniach przez kilka minut panowała cisza .
Gdy kobieta wreszcie się odezwała, na jej twarzy widniał uśmiech i wydawała się spokojna .

– To ostatnie pytanie uświadomiło mi ważną rzecz . Najpierw zwróciłam się o odpowiedź do swojego umysłu, a on stwierdził : „Tak, oczywiście, zostałaś umniejszona” . Potem
zapytałam siebie znowu : „Czy to, kim jestem, doznało uszczerbku?” . Tym razem starałam się raczej wyczuwać odpowiedź, niż myśleć o niej . I nagle poczułam to swoje JA
JESTEM. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło . Gdybym czuła owo JA JESTEM tak silnie, wówczas to, kim jestem, wcale nie zostałoby umniejszone. Nadal to czuję – coś spokojnego, lecz bardzo żywego .
– To właśnie radość Istnienia – odparłem . – Możesz je czuć tylko wówczas, gdy wyjdziesz ze swojej głowy. Istnienie trzeba odczuwać . Nie można o nim myśleć . Ego go nie zna,
ponieważ samo składa się z myślenia . Pierścionek tak naprawdę był w twojej głowie jako myśl, którą pomyliłaś z poczuciem JA JESTEM. Pomyślałaś, że JA JESTEM lub jego
część to pierścionek . Wszystko, czego szuka ego i do czego się przywiązuje, to substytuty Istnienia, których się nie czuje . Możesz rzeczy cenić i może ci na nich zależeć, lecz
gdy tylko się do nich przywiążesz, będziesz wiedzieć, że to ego. I w rzeczywistości nigdy nie przywiązujesz się do przedmiotu, ale do zawartej w nim myśli „ja”, „mnie” lub „moje” .Dopiero gdy całkowicie zaakceptujesz stratę, wzniesiesz się ponad ego i wyłoni się wówczas to, kim jesteś, owo JA JESTEM, którym jest sama świadomość .

– Zrozumiałam teraz – odparła – to, co powiedział Jezus i co nigdy wcześniej nie miało dla mnie sensu : „Temu, kto chce [ . . .] wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz” .
– Właśnie – przytaknąłem . – To wcale nie znaczy, że nie powinno się nigdy zamykać swych drzwi . Chodzi o to, że czasem żegnanie się z pewnymi rzeczami jest aktem o wiele
większej siły niż ich obrona lub zatrzymywanie .

W ostatnich tygodniach życia, gdy jej ciało stawało się coraz słabsze, była coraz bardziej promienna, tak jakby przebijało przez nią jakieś światło . Rozdała dużo swych rzeczy,
kilka przekazała kobiecie, którą posądziła o kradzież pierścionka, a z każdą oddawaną rzeczą radość jej się pogłębiała.
Gdy zadzwoniła do mnie jej matka z informacją o zgonie córki, wspomniała między innymi, że po jej śmierci znalazła ten pierścionek w apteczce w łazience . Czy oddała
go tamta kobieta, czy też leżał on tam przez cały czas? Nigdy się nie dowiemy . Jedno jest pewne : życie da ci takie doświadczenia, jakie najbrdziej pomogą w rozwoju twojej
świadomości. Skąd wiadomo, że potrzebujesz określonego doświadczenia? Stąd, że jest to doświadczenie, które w tej chwili przeżywasz .

Czy zatem jest coś złego w tym, że ktoś jest dumny ze swego stanu posiadania albo odczuwa żal, że inni mają więcej? Nie, wcale nie . Duma, potrzeba wyróżniania się, wyraźne wzmacnianie swego poczucia ja owym „mam więcej niż” oraz umniejszanie go przez „mniej niż” nie jest ani złe, ani dobre – to po prostu ego . Ego nie jest złe, jest tylko nieświadome.
Gdy obserwujesz ego w samym sobie, zaczynasz się wznosić ponad nie . Nie traktuj go zbyt poważnie . Gdy dostrzeżesz u siebie egotyczne zachowania, uśmiechnij
się. Czasem nawet możesz wybuchnąć głośnym śmiechem .

Jak ludzkość dawała się tak długo na to nabierać? Przede wszystkim wiedz, że ego nie ma charakteru osobistego. Ono to nie ty.
Jeśli uważasz ego za swój problem osobisty, to znaczy, że jest ono jeszcze silniejsze.

E.Tolle „Nowa Ziemia”, fragment.

Brak bliskości w dzieciństwie = nieuwolniona energia w dorosłości.

Tagi

, , , , , , ,

Dotyk jest kluczowy do zdrowego rozwoju

Brak bliskości i dobrego dotyku w dzieciństwie może wywołać problemy z naszą energią, w wieku dorosłym.

U niemowlęcia mającego ciągły kontakt z ciałem opiekunki jego pole energetyczne stanowi jedność z jej polem, zaś nadmiar energii obojga może rozładowywać się poprzez jej wyłączną aktywność.
Niemowlę może być dzięki temu rozluźnione, wolne od kumulującego się napięcia, bo nadmiar jego energii przepływa na opiekunkę.
Istnieje zauważalny kontrast między zachowaniem niemowląt Yequana w objęciach opiekunki, a naszymi niemowlętami, które większość czasu spędzają w fizycznej izolacji od matki.
Dzieci Yequana są łagodne i niewymagające, nie stawiają oporu, jeśli trzymać je lub nieść w wygodnej pozycji.
Nasze niemowlęta wierzgają nogami, gwałtownie machają rękami, wyginają sztywny kręgosłup w napięty łuk. Wiercą się i prężą w łóżeczkach, i wózkach, i trudno je utrzymać, kiedy zachowują się podobnie w naszych objęciach.
Starają się uwolnić rosnące napięcie spowodowane tym, że nabrały więcej energii, niż potrafią w sposób nieskrępowany zatrzymać lub rozładować. Podniecone zainteresowaniem wobec jakiejś osoby wydają przeraźliwe wrzaski i skręcają się. Choć wyrażają w ten sposób zadowolenie, bodziec wyzwala gwałtowną reakcję mięśni, zużywając ukrytą energię.

Niemowlę biernie schowane w zaciszu swego kontinuum, kiedy zaspokojone zostają jego oczekiwania stałego kontaktu fizycznego, nie dąży do rozładowania energii, pozostawiając to aktywnemu dorosłemu lub dziecku, które je trzyma. Sytuacja ulega radykalnej zmianie w momencie, gdy niemowlę kończy fazę życia w objęciach opiekunki i zaczyna pełzać. Samo wtedy musi zużyć energię, przynajmniej w ciągu dnia, gdy jest z dala od matki. Następuje ogromny wzrost jego aktywności. W krótkim czasie pełzanie staje się efektywne, dziecko wędruje z imponującą prędkością, która ulega przyśpieszeniu, gdy zaczyna raczkować. Jeśli nic go nie ogranicza, pełza energicznie i uparcie po całym terenie, zu- żywając nadmiar energii w poznawaniu świata, w jakim przyszło mu żyć.

Gdy dziecko zaczyna chodzić, biegać i bawić się, czyni to w takim tempie, jakie dorosłemu wydawać się musi szalone. Usiłujący nadążyć za nim, szybko by się zmęczył. Rówieśnicy i starsze dzieci są dla niego bardziej stosownym towarzystwem. Pragnie je naśladować i czyni to najlepiej, jak potrafi, zgodnie że stale rosnącymi zdolnościami. Nikt poza nim samym nie ogranicza tej niesamowitej aktywności. Gdy się zmęczy, wraca odpocząć do matki, a gdy jest starsze – na swoje posłanie. Jednakże dziecko nie jest w stanie rozładować energii i trwać w dobrym samopoczuciu, jeśli z jakiegoś powodu – co tak często zdarza się w cywilizowanym sowiecie – jego działania są ograniczane, czy to przez niewystarczająco dużo czasu poświęcanego na zabawę na podwórku, czy ograniczoną przestrzeń domową, lub gdy jest uwięzione w kojcu, uprzęży, dziecinnym łóżeczku czy w specjalnym krzesełku.

Jak brak bliskości w dzieciństwie wpływa na naszą seksualność?

duchowy seks

W wieku dorosłym nadmiar nieuwolnionej energii jest podobnie koncentrowany przez wstępną grę seksualną, a uwalniany w orgazmie. Tym samym stosunek seksualny służy dwóm różnym celom – reprodukcji oraz zachowaniu przyjemnego poziomu energii. Wśród ludzi, których deprywacja bliskości skazała na życie w stanie napięcia pomiędzy różnymi aspektami ich osobowości, orgazm uwalnia jedynie powierzchowną część energii więzionej w ich permanentnie napiętych mięśniach.

Owo niepełne uwolnienie jej nadmiaru stwarza chroniczny stan niezadowolenia, przejawiający się złym humorem, nadmiernym zainteresowaniem seksualnym, niezdolnością do koncentracji, nerwowością lub rozpustą. Sprawę pogarsza jeszcze i to, że u dorosłych pozbawionych doświadczeń niemowlęctwa potrzeba fizycznej ekspresji seksu jest zmieszana z potrzebą nieseksualnego kontaktu, jaka pozostała im po tym okresie. Zazwyczaj ta druga nie jest w naszym społeczeństwie uznawana, a każde pragnienie kontaktu interpretowane jest jako seksualne. Zatem seksualne tabu obejmuje wszelkie dodające otuchy nieseksualne formy fizycznego zbliżenia. Nawet dzieci i dorośli plemienia Yequana, którym dana była w niemowlęctwie cała niezbędna gama zbliżeń, nadal je lubią, siadają blisko siebie, leżą w tym samym hamaku, a nawet wyręczają partnerów w niektórych czynnościach związanych z toaletą. My o wiele bardziej niż oni posiadamy potrzebę przełamania obecnego tabu i uznania ludzkiej potrzeby wsparcia i kontaktu. Niezaspokojona i infantylna niezmiernie zwiększa wymagania, jakie mamy wobec siebie, nie żyjąc zgodnie z naturą dzieciństwa i wieku dojrzałego. Trwa tak długo, dopóki istnieje szansa jej zaspokojenia, o ile chcemy ją zaspokoić.

Na bazie: J.Liedloff „W głębi kontinuum”

Jim Rohn o naszym potencjale. Cytaty.

-Nie pragnij, aby to co robisz było łatwiejsze. Pragnij, abyś to Ty był lepszy.

-Nie możesz zmienić swojego przeznaczenia w jedną noc. Ale możesz zmienić kierunek w którym podążasz.

-Nie płacą ci za godzinę. Płaca ci za wartość którą wnosisz w tą godzinę.

-Jeśli czegoś pragniesz, i pragniesz tego wystarczająco mocno, wtedy znajdziesz także sposób by to zdobyć.

-Sukces oznacza robienie zwykłych rzeczy – niezwykle dobrze.

-Niech inni żyją miernym życiem, ale nie ty. Niech inni kłócą się o drobnostki, ale…nie ty. Niech inni użalają się nad rzeczami nieistotnymi, ale nie ty. Niech inni składają swoją przyszłość w cudze ręce… Ale nie ty.

-Jeśli pracujesz nad realizacją swoich celów – Twoje cele będą pracować na ciebie. Jeśli pracujesz nad swoim planem, Twój plan zapracuje na Ciebie.
Każda rzecz którą budujemy – w finale buduje nas samych.

-Dyscyplina stanowi pomost pomiędzy celem a jego osiągnięciem.

-Dobry przywódca pomaga tym, którzy sobie słabo radzą – poprawić się, a tym którzy radzą sobie dobrze, aby radzili sobie jeszcze lepiej.

-Nie czytaj rzeczy, które nic nie wnoszą. Mogą cię ubawić ale nigdy na nich nie wzrośniesz.

-Sukcesu się nie osiąga przez gonienie za nim. On przychodzi sam, przyciągnięty przez moc człowieka, którym się stajesz.

-Twoje życie nie poprawi się przez przypadek. Poprawia się, jeśli zaczniesz je faktycznie zmieniać.

-Motywacja jest twoim punktem startowym. Ale to dobre nawyki poprowadzą cię dalej.

-Szczęście nie jest czymś co możesz osiągnąć jutro. Szczęście projektujesz sobie w Teraz.

-Porażka to błąd w osądzie… Powtarzany dzień za dniem.

-Książka, której nigdy nie przeczytasz – nie może ci pomóc.

-Mury, które wokół siebie wznosimy, zatrzymują napływ smutku, ale tak samo zatrzymują napływ radości.

-Wszyscy cierpimy z jednego z dwóch powodów: Bólu, jakim jest jest dyscyplina w osiąganiu celów. Lub bólu, jakim jest żal ze czegoś nam się nie udało dokonać.

-Najważniejszą przyczyną wyznaczania sobie celów jest to że ich realizacja zmieni także ciebie. A to w jaki sposób Ty się zmieniasz, będzie nawet ważniejsze niż sama realizacja celu. Najważniejsze w życiu nie jest to co zdobędziesz – ale to w jaki sposób zdobywanie tego – zmieniło i zbudowało ciebie.

Źródła: http://www.thinkexist.com/, http://www.brainyquote.com/

Medytacja i joga – ocalą ci życie na Mount Evereście?

Lincoln Hall, australijski wspinacz i pisarz -był już kiedyś zmuszony zawrócić w pół drogi na szczyt najwyższej góry świata, z powodu objawów choroby wysokościowej. Jednak, wiele lat potem, mając blisko pół wieku, zdecydował się powrócić na Mt Everest i rzucić mu wyzwanie raz jeszcze.
Historia jego wspinaczki potoczyła się dość dramatycznie – jej streszczenie możecie poczytać tutaj :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lincoln_Hall
O wydarzeniach na górze nakręcono także film dokumentalny „Left for dead: Miracle on Everest”(National Geographic).
W trakcie filmu dowiadujemy się, że Hall od wielu lat medytował i praktykował jogiczne oddychanie.
W chwili gdy pozostawiony samotnie niedaleko szczytu, leżał w śniegu, jego spowolniony wychłodzeniem oddech pogrążył umysł w nieprzytomności – mózg nie dostawał po prostu wystarczającej ilości tlenu.
Jednak – stał się cud, następnego dnia o poranku, przebudził się… Inna ekspedycja zmierzająca na szczyt, znalazła go siedzącego i przytomnego, na zboczu góry. Jak to się stało, że przetrzymał noc bez śpiwora i maski tlenowej? Znajdując się na wysokości 8600 m? W tak zwanej „strefie śmierci” w której żaden człowiek nie powinien wytrzymać dłużej niż dobę?
Lincoln Hall, jak sam twierdzi, odpowiedź znalazł w inspiracjach buddyjskich. ..
Polecam Wam ten film, to intrygująca relacja o granicach ludzkich możliwości i prawdziwie cudownym i niewytłumaczalnym zdarzeniu.

Zdrowa psychika = zdrowe ciało?

Tagi

, , , , , , , , , , , ,

choroba
Opuszczamy, jednoznacznie i rozmyślnie, obszar „medycyny naukowej”.
Nie rościmy sobie pretensji do „naukowości”, gdyż punkt, z którego wychodzimy, jest zupełnie inny. Z rozmysłem wychodzimy poza ramy nauki, gdyż ta ogranicza się przecież do szczebla funkcjonalnego, tym samym jednocześnie uniemożliwiając zamanifestowanie się znaczenia i sensu choroby.

Postępując w ten sposób, nie wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom zagorzałych racjonalistów i materialistów; zwracamy się do ludzi gotowych podążać krętymi i bynajmniej nie zawsze logicznymi ścieżkami ludzkiej świadomości.

Dobrą pomocą w takiej podróży przez ludzką duszę są: obrazowe myślenie, fantazja, umiejętność kojarzenia, ironia i słyszenie podtekstów językowych. Nasza droga będzie wymagać – i to w znacznej mierze – umiejętności radzenia sobie z paradoksami i dwuznacznościami bez natychmiastowego wymuszania jednoznaczności poprzez niszczenie jej biegunów.

Ciało nigdy nie jest chore lub zdrowe, gdyż wyrażają się w nim jedynie informacje pochodzące ze świadomości.

Ciało samo z siebie niczego nie czyni, o czym każdy może się przekonać, obserwując zwłoki.
Ciało żywego człowieka zawdzięcza swe funkcje właśnie owym dwóm instancjom niematerialnym, które zazwyczaj nazywamy świadomością i życiem (duszą).
Świadomość przedstawia przy tym informację, która objawia się w ciele i podlega transpozycji do sfery widzialnej.
Świadomość ma się do ciała tak jak program radiowy do odbiornika.

To, co nieustannie dzieje się w ciele istoty żywej, jest wyrazem odpowiedniej informacji ewentualnie zagęszczenia odpowiedniego obrazu (obraz to po grecku eidolon, odpowiada mu zatem również pojęcie „idei”).
Gdy jakaś funkcja wymyka się spod kontroli, w mniejszym lub większym stopniu zaczyna zagrażać harmonii całości, wtedy mówimy o chorobie.

Choroba oznacza więc odejście od harmonii czy też zakwestionowanie zrównoważonego dotychczas porządku (później przekonamy się, że, widziana pod innym kątem, choroba jest właściwie ustanowieniem równowagi).
Zakłócenie harmonii dokonuje się jednak w świadomości na płaszczyźnie informacji i objawia się jedynie w ciele.

Ciało jest zatem sferą objawiania się i urzeczywistniania świadomości, a tym samym także wszystkich procesów i zmian, które dokonują się w świadomości.

Tak jak cały świat materialny jest jedynie sceną, na której przyjmuje kształt gra archetypów, stając się w ten sposób alegorią, tak i materialne ciało jest sceną, na której obrazy świadomości pragną uzyskać swój wyraz.

Dlatego gdy świadomość człowieka popada w stan nierównowagi, staje się to widoczne i odczuwalne w jego ciele jako symptom. Stąd wprowadzającym w błąd jest twierdzenie, że ciało jest chore – chory może być jedynie człowiek – natomiast owo bycie chorym objawia się w ciele jako symptom. (Gdy wystawia się tragedię, przecież nie scena jest tragiczna, lecz utwór!)

Symptomów jest wiele – ale wszystkie są wyrazem jednego i tego samego zdarzenia, które nazywamy chorobą, a które zawsze dokonuje się w świadomości człowieka.
Tak jak ciało nie może żyć bez świadomości, tak też bez świadomości nie może „chorować”.

W tym miejscu zapewne zrozumiałe stanie się zastrzeżenie, że nie akceptujemy przyjętego dziś powszechnie podziału na choroby somatyczne, psychosomatyczne, psychiczne i umysłowe. Tego rodzaju koncepcja raczej utrudnia niż ułatwia możliwość rozumienia istoty rzeczy.

Nasz sposób widzenia sprawy odpowiada do pewnego stopnia modelowi psychosomatycznemu, z tą wszakże różnicą, że odnosimy go do wszystkich symptomów, nie czyniąc żadnych wyjątków.

Rozróżnienie „somatyczny” /”psychiczny” można w najlepszym razie odnieść do płaszczyzny, na której symptom się manifestuje – ale jest ono bezużyteczne, gdy idzie o lokalizację choroby.

Starożytne pojęcie chorób ducha jest zupełnie mylące, gdyż duch nigdy nie może zachorować – w tym wypadku chodzi wyłącznie o symptomy, które manifestują się na płaszczyźnie psychicznej, a więc w świadomości człowieka.

Wraz z pojęciowym rozróżnieniem między chorobą (płaszczyzna świadomości) a symptomem . (płaszczyzna cielesna) nasz sposób widzenia choroby nieuchronnie ulegnie przemieszczeniu.

Działamy zatem jak krytyk, który próbuje poprawić złą sztukę teatralną nie poprzez analizę i zmianę kulis, rekwizytów i aktorów, lecz od razu zabiera się do samego tekstu.

Konsekwencją pojawienia się symptomu w ciele człowieka jest (w mniejszym lub większym stopniu) zwrócenie nań uwagi i przerwanie w ten sposób, niekiedy gwałtownie, dotychczasowej jednostajności życia.

Symptom jest sygnałem, który ściąga na siebie uwagę, zainteresowanie i energię, a tym samym powoduje zakwestionowanie normalnego, równomiernego toku życia.

Symptom wymusza na nas uwagę – czy chcemy tego, czy też nie.

To pochodzące z zewnątrz zakłócenie odczuwamy jako pewnego rodzaju dyskomfort i dlatego mamy zazwyczaj tylko jedno pragnienie: spowodować, by czynnik zakłócający zniknął. Człowiek nie lubi, gdy mu coś zakłóca normalny tok życia – dlatego podejmuje walkę z symptomem. Walka absorbuje, jest zajęciem przykuwającym uwagę – w ten sposób symptom powoduje sytuację, w której musimy się nim zająć.

Od czasów Hipokratesa medycyna szkolna próbuje wmawiać chorym, że symptom jest wydarzeniem mniej lub bardziej przypadkowym, którego przyczyn należy szukać w procesach funkcjonalnych.

By je zbadać, dokłada się znacznych starań. Medycyna szkolna starannie unika nadawania symptomowi znaczenia, odsyłając tym samym zarówno sam symptom, jak i całą chorobę w obszar pozbawionej znaczenia błahości.

Ale tym sposobem sygnał traci swą właściwą funkcję – symptomy zostają pozbawione znaczenia sygnalnego.

Cokolwiek w naszym organizmie manifestuje się jako symptom, jest ujawnieniem niewidzialnego procesu i przez swą funkcję sygnalną ma przerwać nasz dotychczasowy sposób po-stępowania, wskazać na fakt, że coś jest nie w porządku, i skłonić nas do zastanowienia się nad przyczyną.

Tu też nie byłoby rzeczą rozsądną wyładowanie złości na symptomie, a chęć jego wyeliminowania przez uniemożliwienie mu manifestowania się byłaby wręcz absurdalna.

Symptomu nie wolno zablokować, trzeba natomiast spowodować sytuację, w której okaże się zbędny.
Ale i tutaj trzeba odwrócić wzrok od symptomu i spojrzeć głębiej, jeśli mamy się nauczyć rozumienia znaczenia symptomu.

Wszakże na niezdolności do dokonania tego kroku polega problem medycyny szkolnej – jest za bardzo zafascynowana symptomami. Dlatego właśnie stawia na jednej płaszczyźnie symptom i chorobę, tzn. nie potrafi rozdzielić treści i formy.

Dlatego też z tak wielkim nakładem sił i środków technicznych medycyna szkolna zabiera się do leczenia narządów i części ciała – nigdy zaś człowieka, który jest chory.

Dążyy do tego, by kiedyś tam, w przyszłości, móc uniemożliwić pojawianie się jakichkolwiek symptomów, bez zastanowienia się, czy taka koncepcja może być w ogóle zrealizowana i czy ma sens.

To zdumiewające, w jak niewielkim stopniu rzeczywistość jest w stanie otrzeźwić rozgorączkowane głowy ludzi goniących za takim celem.
A przecież od czasów pojawienia się tak zwanej współczesnej medycyny naukowej liczba chorych nie zmniejszyła się nawet o ułamek procenta.

Jest, jak dawniej, tak dziś, tyle samo chorych – jedynie symptomy uległy zmianom.

Ten otrzeźwiający fakt próbuje się maskować różnymi statystykami, które odwołują się do określonych grup symptomów.

Tak na przykład z dumą obwieszcza się zwycięstwo nad chorobami zakaźnymi, zapominając jednocześnie wspomnieć, jakie inne choroby w tym okresie zyskały na znaczeniu i częstotliwości.

Patrzenie staje się uczciwe dopiero z chwilą, gdy zamiast symptomów widzi się „chorobę jako taką” – a liczba tych przypadków jak dotąd nie zmalała i z pewnością także w przyszłości nie zmaleje.

Podsumujmy raz jeszcze: choroba jest stanem wskazującym, że człowiek w swej świadomości przestał być w porządku czy też w harmonii.
Ta utrata wewnętrznej równowagi objawia się w ciele jako symptom.

Symptom jest zatem sygnałem i nośnikiem informacji, gdyż poprzez fakt swego pojawienia się przerywa dotychczasowy tok życia i zmusza nas do zwrócenia nań uwagi.

Symptom sygnalizuje nam, że jako świadoma istota, jesteśmy chorzy, tzn. wypadliśmy ze stanu równowagi naszych wewnętrznych sił duchowych.
Symptom mówi nam, że czegoś nam brakuje.
„Co panu dolega?” (po niemiecku gra słów: Was fehlt Ihnen = [dosł.] czego panu brakuje?) pytano dawniej chorego – ten zawsze odpowiadał: „Mam bóle”.

Choremu zawsze czegoś brakuje i jest to jakiś brak w świadomości – gdyby mu nie brakowało, byłby przecież zdrowy, tzn. cały i doskonały.
Jeśli wszakże czegoś mu do zdrowia brakuje, wtedy jest nie-cały, czyli chory.

Gdy człowiekowi udaje się pojąć ową różnicę między chorobą a symptomem, wtedy za jednym zamachem zmienia się jego zasadnicza postawa wobec choroby i sposób podejścia do niej.
Przestaje on traktować symptom jako swego głównego wroga, którego zwalczanie i zniszczenie jest celem najwyższym; odkrywa w nim partnera, który może mu pomóc odnaleźć to, czego mu brakuje, a tym samym przezwyciężyć rzeczywistą chorobę.

Tym razem symptom staje się nauczycielem, który pomoże nam zatroszczyć się o własny rozwój i własną świadomość, który potrafi też okazać się wielce surowy i twardy, jeśli będziemy lekce sobie ważyć to nasze najwyższe przykazanie.

Choroba zna tylko jeden cel: pozwolić nam wyzdrowieć.

Symptom może nam powiedzieć, czego nam na tej drodze jeszcze brak – wszakże pod warunkiem, że potrafimy zrozumieć mowę symptomów.

Ponowne nauczenie się języka symptomów jest zadaniem tej książki.

Mówimy ponowne nauczenie się, gdyż język ten istnieje z dawien dawna i dlatego nie trzeba go odkrywać, a jedynie ponownie odnaleźć.
Cały nasz język jest psychosomatyczny, a to znaczy, że zna on związki między ciałem a duszą.

Nauczmy się na nowo wsłuchiwać w tę dwuznaczeniowość naszego języka, a wtedy bardzo szybko usłyszymy i zrozumiemy, o czym mówią nasze symptomy.

Jeśli odważymy się wsłuchać w to, co mają nam do powiedzenia, i zaczniemy się z nimi komunikować, staną się naszym nieprzekupnym nauczycielem na drodze do prawdziwego uzdrowienia. Mówiąc, czego nam właściwie brak, zapoznając ze sprawami, które jeszcze musimy zintegrować w naszej świadomości, dają nam szansę uczynienia zbędnymi symptomów jako takich – właśnie poprzez proces uczenia się i przyswajania przez świadomość.

Tutaj tkwi różnica między zwalczaniem a transmutowaniem choroby.
Wyleczenie rodzi się wyłącznie z transmutowanej choroby, a nigdy z przezwyciężonego symptomu, gdyż wyleczenie zakłada, jeśli spojrzymy na to z samego tylko językowego punktu widzenia, że człowiek jest zdrowszy, a to znaczy w większym stopniu pełny, kompletny.

Wyleczenie polega na dołączeniu do niej elementu brakującego, jest zatem niemożliwe bez rozszerzenia świadomości.

Choroba i zdrowie są parą pojęć, które odnoszą się tylko do świadomości i nie mają zastosowania do ciała – ciało nie może być ani chore, ani zdrowe.

Mogą się w nim jedynie odzwierciedlać odpowiadające tym pojęciom stany świadomości.

Thorwald Dethlefsen – Przez chorobę do samopoznania

Powiązane posty

Biografia staje się biologią. Jak być zdrowym? Krótki poradnik.

Efekt placebo. Szokująca historia pewnego pacjenta.

Ulecz swoje ciało !

Stres i napięcie = początek choroby

Filozofia zdrowia

Kryzys fizyczny…paradoksalnie uzdrawia?

Masaż leczy duszę

Przyczynowość w medycynie. Całkowita zmiana paradygmatu?

Czy jesteś tolerancyjny?

Tagi

, , , , , , , , , , , ,

Wszystko, co drażni nas w innych  może prowadzić do zrozumienia siebie.” Carl Jung

Tolerancja to zewnętrzny wymiar akceptacji – musisz nauczyć się przyj­mować wszystkie cechy innych i pozwolić im być i znajdować wyraz dla własnego człowieczeństwa. Żeby żyć w zgodzie z in­nymi, musisz nauczyć się tolerancji. Tolerancja ucisza ukrytego w twoim umyśle wewnętrznego krytyka, dzięki temu możesz kierować się zasadą „żyj i pozwól żyć innym”.

Pewnego dnia, a miałam wtedy szesnaście lat, szłam 57 Ulicą w Nowym Jorku. Wówczas po raz pierwszy w życiu uświadomi­łam sobie nagle, ze jakiś głos w głowie przemawia do mnie. Przypominało to nieustanny komentarz na temat każdego, kto znalazł się w moim polu widzenia. Głos bez ustanku przekazywał swoje wrażenia, najczęściej niepochlebne Zdałam sobie sprawę, ze potrafię odnieść się krytycznie do każdej mijanej osoby. Na­stępnie przyszła mi do głowy myśl „Czy to nie zdumiewające? Jestem chyba jedyną doskonałą osobą na świecie, bo wszyscy mają jakieś negatywne cechy”.

Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jak śmiesznie to brzmi, przyszło mi do głowy, ze być może moje oceny przechodniów są odzwierciedleniem mnie samej i nie mają nic wspólnego z obiektywną rzeczywistością. Zaczęłam rozumieć, że to, jak ich po­strzegam, mówi więcej o mnie niż o nich. Uświadomiłam sobie również, że prawdopodobnie oceniałam wszystkich tak surowo by samej poczuć się lepiej. Postrzegając ich jako zbyt otyłych, niskich czy dziwacznie ubranych, uważałam siebie przez porów­nanie za szczuplejszą, wyższą i modniej ubraną. Moja nietolerancja we własnym pojęciu gwarantowała mi poczucie wyższości.

W głębi duszy wiedziałam, ze krytyka innych pomaga pokrywać własne niedostatki i rekompensuje poczucie braku bez­pieczeństwa. Postanowiłam przeanalizować każdą ocenę usłyszaną w głowie i potraktować ją jako zwierciadło odbijające ukrytą część własnej natury. Odkryłam, ze potrafię zaakceptować tylko nielicznych ludzi. Ponieważ rzadko nawiązywałam kontakty z ludźmi odmiennymi od siebie, doprowadziłam do własnego wyobcowania. Od tamtego dnia traktowałam każdą ocenę jako szansę poszerzenia wiedzy o sobie.

Dokonanie tej przemiany oznaczało, ze muszę przestać oceniać świat. Rezygnacja z pełnego nietolerancji przekonania o własnej racji sprawiła, ze nie mogę już automatycznie uznawać siebie za lepszą od innych, a w rezultacie musiałam przyjrzeć się uważniej własnym wadom.

Ostatnio byłam na służbowym obiedzie z mężczyzną, który miał złe maniery przy stole. W pierwszym odruchu chciałam uznać go za nieprzyzwoitego, a jego maniery za odrażające. Kiedy zauważy­łam, że go oceniam, przerwałam i zapytałam siebie, co czuję. Odkryłam, że było mi wstyd, iż ludzie widzą mnie z kimś, kto żuje z otwartymi ustami i głośno wyciera nos w serwetę. Zdumiało mnie to, jak wielką wagę przywiązuję do tego, jak postrzegają mnie goście w restauracji. Musiałam świadomie zmienić perspektywę – nie postrzegać sytuacji jako związanej z tym mężczyzną, tylko ze mną i moim zawstydzeniem. To pozwoliło mi potrakto­wać zachowanie tego człowieka jak zwierciadło, w którym mogłam dostrzec własny brak poczucia bezpieczeństwa związany z tym, ze jestem widziana z kimś tak dalece odbiegającym od normy.

Ostatecznym celem dokonania takiej zmiany perspektywy w postrzeganiu i nauczeniu się tolerancji jest powiedzenie sobie „No i co z tego, ze ktoś jest taki to a taki” i odzyskanie dzięki temu władzy. Gdyby mężczyzna, z którym jadłam obiad, nadal budził mój wstręt, miałby nade mną władzę. Pozwoliłabym, żeby jego zachowanie wyznaczało moje uczucia. Uświadamiając sobie, że moja ocena jego osoby odnosiła się pod każdym względem do mnie, zneutralizowałam wpływ, jaki miały na mnie jego ma­niery, i odzyskałam władzę.
Kiedy kogoś nie tolerujesz, zapytaj siebie „Jakie uczucie, którego nie chcę doznać, kryje się pod tą oceną?” Może to być przykrość, zażenowanie, brak poczucia bezpieczeństwa, lęk lub jakieś inne negatywne uczucie, które ta osoba w tobie budzi. Skup się na doświadczeniu tego uczucia, aby nietolerancja zniknęła i abyś mógł przyjąć zarówno własne emocje i działania, jak i zachowanie ocenianej osoby.

Pamiętaj, że twoja negatywna ocena drugiego człowieka nie chroni cię przed powielaniem jego niedociągnięć.
Fakt, że uznałam mężczyznę
z którym jadłam obiad, za nieprzyzwoitego, nie chronił mnie przed zachowywaniem się lub wyglądaniem jak on, podobnie okazanie mu tolerancji nie sprawi, że zacznę nagle przeżuwać jedzenie z otwartymi ustami.
Bez względu na surowość ocen i nieprzejedna
nie nietolerancji, nie chronią one przed niczym … poza miłością.

Cherie Carter-Scott – Jesli zycie jest gra oto jej reguly

Bądź swoim mistrzem, odpowiedzi są w Tobie.

Tagi

, , , , ,



ODPOWIEDZI DRZEMIĄ W TOBIE
Wystarczy tylko patrzeć, słuchać i ufać.
Wszystkie odpowiedzi, jakich szukasz, są w twoim zasięgu – wystarczy tylko patrzeć do wewnątrz, słuchać i ufać sobie. Żadne źródło zewnętrzne me zawiera odpowiedzi na twoje najskrytsze pytania – ty sam jesteś najmądrzejszym nauczycielem. W głębi duszy wiesz wszystko, co należy wiedzieć.

Wszyscy mamy „duchowe DNA”, to znaczy mądrość wewnętrzną, która przekazuje komunikaty na temat drogi życiowej.
Te komunikaty to sygnały lub wskazówki z wewnętrznego źródła intuicji, które prowadzą do autentycznego życia. Komunikaty przypominają oświetlone kamienie na drodze, które wskazują jakie działania powinieneś podjąć, zęby kontynuować proces rozwoju. Błyskają i rozbrzmiewają w najskrytszym umyśle, wskazując kierunek i dając zalecenia oraz udzielając wszelkich niezbędnych odpowiedzi.

Te skuteczne rady są zawsze dostępne. Przybierają różnorodne formy.
Czasem mają postać „cichego głosu” w głowie, innym razem — intuicyjnego przeczucia.
Niekiedy przynosi je list lub telefon albo odnajdujesz je wydrukowane na wieczku pudełka z herbatą. Mogą brzmieć jak szept – czego przykładem jest przesłanie Kevina Costnera w filmie Field of Dreams „Jeśli stworzysz to, nadejdą” – lub jak odległy głos dzwonów.
Oto wskazówka, że coś jest naprawdę komunikatem – jeśli nie mija, choć starasz się je ignorować. Pojawia się wielokrotnie, dopóki nie wysłuchasz tego i nie uszanujesz.

Nawet jeśli nie jesteś otwarty na prawdziwe komunikaty, znajdą one dostęp do ciebie, bez względu na to, gdzie się skryjesz Jeśli zamkniesz drzwi, wejdą oknem Jeśli zabijesz okna, dostaną się przez komin. Tak jak w znanym powiedzeniu Trwa to, czemu stawiasz opór. Prawda odnajdzie cię, bez względu na to, gdzie się schronisz. Ignorowanie głosu wewnętrznego lub zamykanie się na prawdę wewnętrzną każe im się przejawiać w inny, bardziej negatywny sposób, taki jak depresja, uzależnienie od substancji czy zwykłe niezadowolenie Im szybciej otworzysz się na prawdę, tym szybciej i dalej posuniesz się na swojej drodze. Życie przebiega płynniej, kiedy zwracamy uwagę na swoje komunikaty wewnętrzne.
Przed wielu laty, kiedy mieszkałam w Bostonie, poszłam na obiad z kilkoma członkami mojego zespołu. Nasza trójka przybyła wcześniej i czekała na pozostałą czwórkę, a ponieważ była zimna noc grudniowa i padał śnieg, weszliśmy do środka. Mocno się spóźniali, a ponieważ należeli do odpowiedzialnych osób, bardzo mnie nurtowało, gdzie się podziewają.
Minęła prawie godzina, a ich wciąż nie było. Zastanawiałam się, co się z nimi stało. Nagle usłyszałam cichy głos w głowie, brzęczący jak natrętna mucha „Idź na róg”. Ponieważ byłam w siódmym miesiącu ciąży, a na dworze panował mróz, nie chciało mi się wychodzić i iść na róg. Zlekceważyłam komunikat i kontynuowałam rozmowę.
Ale tak jak wszystkie prawdziwe komunikaty, i ten me chciał zniknąć na mój rozkaz. Nadal usłyszałam głos „Idź na róg”. W końcu, zniecierpliwiona, wstałam, okryłam płaszczem wydatny brzuch i przeprosiłam na chwilę towarzystwo, by – tak, odgadliście – pójść na róg. Wyglądałam i czułam się śmiesznie.
W minutę po moim zjawieniu się na rogu pozostali członkowie zespołu podjechali samochodem. Byli zdumieni, ze mnie widzą, bo błądzili prawie godzinę. Kiedy spytali mnie, dlaczego stałam na tym rogu właśnie wtedy, kiedy przejeżdżali, uśmiechnęłam się, zaczęłam przewracać oczami i odparłam „Nie pytajcie.” Tego wieczoru przyrzekłam sobie zawsze zwracać uwagę na komunikaty, choćby najbardziej śmieszne. Wiedziałam, ze dają mi dostęp do zgromadzonej we mnie całościowej wiedzy.

Nie ma znaczenia, czy komunikaty pojawiają się w postaci śmiesznie brzmiących nakazów, takich jak opisany powyżej, czy w bardziej bezpośrednich formach. Powtarzający się komunikat zęby pójść z psem do parku, jest nie mniej ważny niż komunikat zęby zrezygnować z pracy w dużej firmie i otworzyć własny interes. Prawdopodobnie pierwszy komunikat to wyraz tego, ze czujesz, iż musisz dla zdrowia spędzać więcej czasu na powietrzu co jest równie ważne jak to, gdzie zarabiasz na utrzymanie.
Wszystkie komunikaty, bez względu na to, czy wydają ci się głupie, skutecznie wskazują drogę do prawdy i ofiarowują bez pośredni dostęp do wiedzy wewnętrznej.

Jeśli słuchasz uważnie, odnajdziesz częstotliwość fal, na której przekazywana jest cenna wiadomość. Sprostanie wyzwaniu Dziewiątej Reguły polega na dostrojeniu się i uszanowaniu komunikatów oraz odpowiedzi uzyskiwanych ze źródła duchowego. Ponieważ w głowie panuje nieustanny zgiełk, często trudno usłyszeć komunikaty zawierające prawdziwe odpowiedzi. Kiedy już do ciebie dotrą, mogą ci się czasami wydać dziwaczne, jeśli nie masz kontaktu ze swoimi prawdziwymi uczuciami.
Trzydziestopięcioletnia ceniona antykwariuszka handlująca dziełami sztuki może zignorować odpowiedź na pytanie, dlaczego czuje wyobcowanie i niespełnienie, jeśli głos wewnętrzny każe jej zrealizować marzenie całego życia o wstąpieniu do akademii medycznej i zostaniu psychiatrą. Komunikaty, które nie pasują do twojego obrazu rzeczywistości, łatwo odrzucić, ale trudno zignorować.

Nastrajając się na odbiór komunikatów, dowiadujesz się, czego naprawdę potrzebujesz. Kiedy postanawiasz szanować te odpowiedzi, żyjesz w zgodzie z autentyczną wiedzą wewnętrzną i uczuciami, odżegnując się od „syndromu szalbierza”. Być może ta antykwariuszka byłaby szczęśliwsza, gdyby rozpoczęła nowe życie i została lekarką. Pewność mogą mieć tylko ona i jej głos wewnętrzny. Żeby nastroić się i uszanować wiedzę wewnętrzną musisz nauczyć się lekcji wsłuchiwania się, ufności i natchnienia. Te lekcje pozwolą ci osiągnąć taki stan, który zapewni dostęp do wszelkich odpowiedzi na temat tego, jak osiągnąć życiową satysfakcję.

Cherie Carter-Scott – Jesli życie jest gra oto jej reguły

Wewnetrznie podzieleni

Tagi

, , , , , , , , ,

Fragment: Andy James – Vipassana Świadome Ja

„Z wieczności nieistnienia spokojnie przyglqdamy się tajemniczym początkom Wszechświata.
Z wieczności istnienia jasno postrzegamy widoczne różnice.
Obie te rzeczy w źródle są tym samym, różnią się dopiero w postaci…
Kiedy caly świat pojmie piękno piękna, wówczas powstaje brzydota.
Kiedy wszyscy poznają dobroć dobra, wówczas powstaje zlo.
Tak oto istnienie wskazuje na nieistnienie; Z latwego rodzi się trudne.”

– TAO TE CHING

Rozum jest bronią obosieczną. Z jednej strony pozwala nam cieszyć się swą indywidualnością, wyjątkowością i możliwością sprawowania władzy. Dzięki niemu umie­my analizować i rozkładać rzecz na elementy, a więc do­głębnie ją poznać i sterować nią. To on jest źródłem olbrzy­miej władzy nowoczesnego społeczeństwa manipulującego swym środowiskiem.
Z drugiej jednak strony, intelekt sprawia, że jesteśmy odseparowani, podzieleni, słabi i pełni lęków, śmiertelni. Odcina jednostkę od reszty wszechświata (od wszystkiego, co nie stanowi „ja”), który jest podstawą jej istnienia. Jest przyczyną nieporozumień, konfliktów i wojen.

Podziały i fragmentacje zachodzą również w naszym wnętrzu, oddzielając od siebie poszczególne części naszej Jaźni. Stąd też jedna część nas może być „dobra”, podczas gdy druga jest „zła”; jedna może być „głęboka”, druga – „powierzchowna”; jedna może być „prawdziwa”, druga – „fałszywa”. Bardzo często cząstki te prowadzą między sobą spór. A ponieważ mamy niewielki wgląd w istotę naszych konfliktów, rzadko umiemy je rozwiązać; tkwimy uwięzieni w pułapce. Nie potrafimy doświadczyć prawdzi­wej zmiany.
Prawdę mówiąc, za tymi wszystkimi elementami, które postrzegamy, zawsze ukrywa się jakaś całość. My jednak jej nie widzimy, zauważamy jedynie różnice i podziały. Musimy więc odzyskać wzrok; musimy wejrzeć w Jednię naszej głębszej jaźni.

Yin-yang to symbol wszechświata, godzący ze sobą pozornie skrajne przeciwieństwa oraz dwubiegunowość z jednością. Obrazuje on wszelkie możliwe pary przeciwsta­wień: kobiecy-męski, niebo-ziemia, dobry-zły, czarny­-biały, wewnętrzny-zewnętrzny, rozum-serce itd. Te prze­ciwległe bieguny są jednak od siebie uzależnione. Nie bu­dują wobec siebie stałej opozycji, tak jak np. Dobro i Zło w ujęciu chrześcijańskim. Yin zawiera element yang i od­wrotnie. Skrajne yin przechodzi w yang, a skrajne yang powraca do yin.

Yin i yang zawsze dążą do zachowania równowagi.
Koło z kolei symbolizuje Tao, Absolut, Źródło, z które­go wypływa yin i yang. Tao poprzedza yin i yang, a jedno­cześnie ogarnia ich nie kończące się wzajemne oddziały­wanie. Było i ciągle pozostaje ich źródłem.
Dopóki „ja” uważa się za byt samodzielny i niezależny (innymi słowy – tylko za yin, tylko za yang), pozostaje odcięte od swej natury i źródła – Tao, pierwotnej Jedni. Znajduje się w ciągłym stanie braku harmonii i równowagi, prowadząc beznadziejną, i z góry skazaną na przegraną, bitwę obronną z zalewającą je falą wszechświata, który uznało za oddzielną kategorię – „nie ja”.

Nie ma takich środków psychologicznych, finansowych czy jakichkolwiek innych, które mogłyby zagwarantować pełne bezpieczeństwo naszemu ego. Nie istnieje nic, czego „ja” mogłoby się naprawdę uchwycić; nie pomogą mu inni ludzie, dobra materialne, poglądy ani nawet religia.
Ta niepotrzebna walka wyczerpuje wielu z nas już na długo przed śmiercią. Żyjemy automatycznie i bez entuzjazmu, nie okazując życiu większego zainteresowania.
Prawdziwa zmiana oznacza reagowanie na ciągłe od­działywanie wzajemne yin i yang, na ruchy Tao, czyli wszechświata. Nasze „ja” robi jednak wszystko, by do tej zmiany nie dopuścić. Jest ono w znacznym stopniu uwa­runkowane i ma własne, ustalone poglądy na to, kim jest i jak powinno wyglądać jego życie. Pragnie poczucia sta­łości i substancjalności, nie dopuszczając do siebie myśli, że faktycznie jest nietrwałe i zmienne, jak wszystko inne na świecie.

Wiele stresów, niepokojów, a nawet wojen, powodowa­nych jest nieumiejętnością i niechęcią uznania przez nas faktu, że życie cały czas się zmienia. O tym właśnie mówił Budda głosząc, że wszelkie cierpienie ma źródło w przywią­zaniu. Jeśli niczym nie jesteśmy związani, nawet śmierć nie jest nam straszna. Staje się ona wówczas kolejnym doświa­dczeniem, kolejnym momentem, kolejnym wyzwaniem, ko­lejnym ruchem Tao.

Muszę tu zaznaczyć, że „brak przy­wiązania” w tym sensie nie oznacza braku troski czy działania, lecz wyzwolenie od lgnięcia. Można żyć pełnią życia bez ciągłego i pełnego nadziei oczekiwania nadejścia lepszych czasów.
Odwiecznym problemem, przed którym wszyscy stoimy, jest pytanie: jak pozbyć się podziału wpływającego na nasze postępowanie („ja” i zasada „najpierw ja”), kiedy władza pozostaje w rękach „ja” (które właśnie czyta tę książkę). „Ja” jest tyranem, który nie odda władzy z włas­nej woli.
Boi się utracić kontrolę, przyznać się do błędu; obawia się, że zostanie pochłonięte, zmiecione, że umrze. Ów strach, wynikający z nieznajomości swej własnej prawdziwej natury (Jaźni, Tao, Źródła, Absolutu), jest niezwy­kle głęboki i więzi nas w pułapce naszego cierpienia; po­wstrzymuje nas od dokonania zmiany na głębszych po­ziomach siebie.
„Ja” nie może się zmienić.

Jedyne, co może zrobić, to pozbyć się chęci ciągłego sprawowania władzy i pozwolić się zmienić, pozwolić uczynić się całością. Może to zabrzmi groźnie i zniechęcająco, prawdą jest jednak, że żaden fragment (twojego „ja”) nie może stać się całością przez zwykłe przesunięcie granic lub dobudowanie kolejnych fragmentów.
Mówiąc: „Moje obecne położenie jest takie a takie, ale muszę osiągnąć to”, stwarzasz większy dystans, budujesz kolejny fragment. Próbować kochać to nie to samo co kochać; próbować być prostym, to nie to samo co być prostym; a próbować być całością, to nie to samo co być całością. Wszyscy robimy jakieś „postępy”, lecz zazwyczaj ciągle czegoś nam jeszcze brakuje, ciągle coś trzeba doszli­fowywać, poprawiać. Zamiast uznawać ten fakt za wynika­jący z natury ludzkiej, powinniśmy raczej dowiedzieć się, w jaki sposób powstaje w nas to poczucie niedoskonałości i jak wpływa na nasze życie.

To, że kiedyś ujrzymy naszą Jednię tak wyraźnie, jak teraz widzimy naszą odrębność, jest naszym przeznacze­niem. Wyrażenia „powszechne braterstwo” i „ziemska rodzina” staną się czymś więcej niż tylko szlachetnymi mrzonkami, które dziś odrzucamy, twardo krocząc dro­gą zmierzającą do zupełnego rozbicia: ja kontra ty, moja rodzina kontra twoja, mój naród kontra twój.
Wcześniej czy później ludzka świadomość osiągnie kolej­ny etap rozwoju. Pozostaje tylko pytanie: jak bardzo źle muszą się sprawy potoczyć, by zmusić nas do zrobienia tego, co i tak zrobić musimy.

Andy James – Vipassana Świadome Ja

Powiązane posty:

Wojna w Tobie trwa

Nauka akceptacji dobrego i złego

Droga wojownika

Ćpun adrenaliny kontra “dobry człowiek”

Koniec walki oznacza zwycięstwo

Asztawakra Gita czyli Poznanie Absolutu

Tagi

, , , , , , , , ,

Spowodowany żarliwym pragnieniem poznania prawdy, król Dżanaka poszukiwał w swoim rozległym państwie w pełni urzeczywistnionego mistrza, który mógłby poprowadzić go ku samorealizacji. Wśród wielu światowej sławy panditów nie mógł znaleźć właściwej osoby. Jednak czyste serce Dżanaki i żarliwość jego szlachetnego pragnienia sprawiły, że prawdziwy nauczyciel sam odszukał króla.

Pewnego dnia na dworze królewskim pojawił się młodzieniec o bardzo zdeformowanym ciele. Zdarzyło się to podczas zgromadzenia zwołanego przez króla w celu przedyskutowania najwyższej mądrości duchowej. Chłopiec musiał być bardzo biedny, ponieważ miał na sobie jedynie prostą, płócienną szatę. Nikt nic o nim nie wiedział, ani też nie znano powodu, dla którego przybył na dwór. Kaleki chłopiec przez wiele dni czekał przed bramą pałacu nalegając, by wpuszczono go do środka i pozwolono wziąć udział w obradach. Pewien starszy bramin, poruszony do głębi cierpliwością i zdecydowaniem chłopca, którego widywał codziennie przed bramą, wspomniał o nim królowi. Ten nakazał posłać po młodzieńca. Jego imię brzmiało Asztawakra, co znaczy: ” ten, którego ciało wygięte jest w ośmiu miejscach „.

Kiedy zgromadzeni pandici dostrzegli kalekiego chłopca wchodzącego na salę obrad, wybuchnęli śmiechem. Jedynie król Dżanaka wpatrywał się w niego w milczeniu. Widział bowiem jak głęboki spokój otacza Asztawakrę, spostrzegł też natychmiast niespotykaną godność i pewność, z jaką chłopiec wkroczył przed tak szacowne zgromadzenie. Jednak przede wszystkim do głębi poruszyły go odpowiedzi, jakich Asztawakra udzielił na wszystkie postawione mu pytania natury duchowej. Król Dżanaka pojął, że ma przed sobą w pełni przebudzonego mędrca – wielką duszę jaśniejącą mądrością poznania. W takiej oto niespodziewanej formie pojawił się przed nim upragniony, prawdziwy nauczyciel. Dżanaka zrozumiał, że Asztawakra może przekazać mu mistyczną mądrość i wiedzę o tym, jak uwolnić się z więzów iluzji i zatrzymać szalone koło narodzin i śmierci.

Z wielką pokorą Dżanaka poprosił Asztawakrę o wskazanie mu drogi ku wyzwoleniu. Mistrz stwierdził, że królewski pałac nie jest odpowiednim miejscem na przekazanie świętych nauk. Poprosił, by król zdjął z siebie kosztowne szaty oraz klejnoty, wdział prosty strój i udał się z nim do lasu. Wkrótce obydwaj opuścili stolicę. Niedługo potem weszli w chłodny cień drzew. Tam, na małej polance, Dżanaka padł chłopcu do stóp i z całkowitym oddaniem rzekł:
czas. ——————————————Czytaj Dalej : Czytaj dalej

To jest Twoje życie

Tagi

, , , , ,

Wszystko i wszyscy są obecni w Twoim życiu z Twojego własnego wyboru.
Zawsze masz wybór, nawet wtedy kiedy wydaje Ci sie, ze go nie masz.

Nie kontroluj rezultatów, jakie chcesz uzyskać, tylko wybory, jakich dokonujesz po drodze. A kiedy nie wiesz, co wybrać — wybierz poczucie humoru!
Ty i tylko Ty jesteś w tej komfortowej, władczej pozycji, z której możesz dokonywać świadomych wyborów w swoim życiu. Twoje wybory zawsze są dla Ciebie dobre, bo Ty dobrze wiesz, co jest dla Ciebie najlepsze.

Na każdym etapie życia wyznaczanie celu i kierunku swoich poczynań jest bez wątpienia dokonywaniem wyboru, przynoszącego największe zyski.
Potencjalnie największe możliwości wyboru mamy w sferze osobistej. Możesz wybierać, z kim spędzasz czas. Masz wybór w zakresie tego, jak odnosisz sie do innych ludzi, a zwłaszcza jakie postawy wobec nich prezentujesz.
Na to, jaki jest świat, wpływu nie masz, ale możesz wpłynąć na to, jaki jest ten świat dla Ciebie i jak na ten świat zareagujesz.

Mów życiu TAK

Mówienie TAK oznacza podjecie konstruktywnych działań, mówienie NIE oznacza kapitulacje.
Wiele lat temu brytyjska trenerka Diana Roberts powiedziała do mnie takie zdanie: „Buntownik nigdy nie wygrywa” (rebel never wins).
Wtedy uświadomiłam sobie, jak czesto mówiłam „nie”.
czas. ——————————————Czytaj Dalej : Czytaj dalej

W niewoli gniewu

Tagi

, , , , , ,

„Widzę moje wzorce myślowe i decyduję się dokonać w nich zmian”.

W tym momencie wiele osób z przerażeniem załamuje ręce, wi­dząc, jaki bałagan panuje w ich życiu, i poddaje się. Inni złoszczą się na siebie czy na życie i też rezygnują.

Mówiąc o rezygnacji mam na myśli konkluzję: „To beznadziejne i niemożliwe, aby dokonać jakichkolwiek zmian, więc po co próbo­wać”. A następnie mówisz sobie: „A więc niech będzie tak, jak jest. Przynajmniej wiem, jak dawać sobie radę z tym bólem. Nie lubię go, ale go znam i mam nadzieję, że nie będzie już gorzej”.

Według mnie zwyczaj wpadania w złość przypomina upór ucznia, który siedzi w oślej ławce. Nie wydaje się wam to znajome? Coś się wydarzyło i jesteście wściekli. Znowu coś was spotyka i ponownie jesteście źli. Jeszcze coś się wam przytrafia i znowu wpadacie w złość. Ale wasze reakcje nigdy nie wykraczają poza uczucie wściekłości.

Co dobrego z tego wynika? Ciągłe wpadanie w złość jest głupią reakcją i stratą czasu. To także odmowa widzenia świata w nowy i inny sposób.

Większą korzyść przyniesie ci postawienie sobie pytania, w jaki sposób tworzysz tak wiele sytuacji, w których wpadasz w złość? Jakie twoje przekonania powodują wszystkie te frustracje? Co takiego jest w twoim sposobie bycia, co takiego wysyłasz, co wzbu­dza u innych potrzebę irytowania cię? Dlaczego uważasz, że życie musi polegać na wpadaniu w złość?

Cokolwiek z siebie dajemy, wraca do nas. Im więcej wysyłasz gniewu, tym więcej tworzysz sytuacji, w których jesteś zły, zupełnie tak jak ten uparty uczeń z oślej ławki, który niczego nie chce się nauczyć.

Czy ten akapit wzbudza w was uczucie złości? To dobrze! A więc to był celny strzał! Może właśnie to chcielibyście w sobie zmienić.

Podejmijmy decyzję, że „chcemy się zmienić”

Jeśli rzeczywiście chcecie wiedzieć, jak bardzo jesteście uparci, zastanówcie się, czy chcecie się zmienić. Wszyscy chcemy, aby nasze życie się zmieniło, aby stało się lepsze i łatwiejsze, ale tak, żebyśmy pozostali tacy sami, nie musieli się zmienić. Wolelibyśmy raczej, aby świat wokół nas się zmienił. Ale aby to nastąpiło, musimy sami zmienić się wewnętrznie. Musimy zmienić nasz sposób myślenia, mówienia, wyrażania samych siebie. Tylko wtedy dokonają się zmia­ny na zewnątrz nas.

To jest następny etap. Mamy już jasność, jakie są nasze problemy i jakie jest ich pochodzenie. Teraz nadszedł czas, abyśmy chcieli się zmienić.

Ja sama zawsze miałam tendencję do uporu. Nawet teraz czasami, gdy decyduję się coś zmienić w swoim życiu, ten upór wychodzi ze mnie. Bardzo silnie opieram się zmianie swoich myśli. Przez pewien czas usiłuję usprawiedliwiać się, złościć lub wycofać.

Tak, to w dalszym ciągu tkwi we mnie, po tylu latach pracy nad sobą. To jedna z moich życiowych lekcji. Jednakże, ilekroć się to teraz wydarza, zdaję sobie sprawę, że dotykam najważniejszego punktu w procesie zmiany. Za każdym razem, gdy decyduję się zmienić coś w swoim życiu, aby uwolnić się od czegoś jeszcze, schodzę coraz głębiej w siebie, żeby tego dokonać.
Każda stara warstwa musi zostać usunięta, by można ją było
zastąpić nowym myśleniem. Czasem jest to łatwe, czasem zaś wyma­ga ogromnego wysiłku.

Im bardziej nieustępliwie trzymam się jakiegoś starego przekona­nia, gdy mówię, że chcę się zmienić, tym lepiej wiem, jak bardzo zależy mi na uwolnieniu się od niego. Tylko ucząc się sama, mogę pouczać innych.

Jestem przekonana, że wielu dobrych nauczycieli nie pochodzi ze szczęśliwych domów, gdzie wszystko jest łatwe. Wywodzą się z domów wypełnionych bólem i cierpieniem i ciężko pracowali nad „warstwami” swej podświadomości, by osiągnąć taki stan, który pozwala im teraz pomagać innym w uwolnieniu się od problemów.

Większość dobrych nauczycieli nadal pracuje nad sobą, nad usu­waniem swoich coraz głębszych ograniczeń. To staje się ich zadaniem na całe życie.

Mój sposób pracy nad uwalnianiem się od starych przekonań, który praktykuję do dziś, różni się od dawnego głównie tym, że teraz nie muszę się złościć na samą siebie, gdy mam to zrobić. Od dawna nie myślę o sobie, że jestem złym człowiekiem, ponieważ znalazłam jeszcze coś, co muszę w sobie zmienić.

Sprzątanie domu

Praca nad moim umysłem, jaką teraz wykonuję, przypomina sprzą­tanie domu. Przechadzam się po pokojach mojego umysłu i poddaję ocenie swoje myśli i przekonania. Niektóre podobają mi się, więc pucuję je i czyszczę, czyniąc je bardziej użytecznymi. Inne wymagają wymiany lub naprawy, doglądam ich więc, jak umiem. Jeszcze inne przypominają wczorajsze gazety i stare tygodniki lub ubrania od dawna nie nadające się do noszenia. Oddaję je lub wyrzucam do śmieci i zapominam o nich na zawsze.

Nie trzeba złościć się na siebie lub uważać się za złą osobę tylko dlatego, że dom wymaga sprzątania.

Ćwiczenie: Pragnę się zmienić

Posłużmy się afirmacją: „Pragnę się zmienić”. Powtarzaj ją często. „Pragnę się zmienić. Pragnę się zmienić”. Wypowiada­jąc to zdanie możesz dotykać gardła. Gardło jest ośrodkiem energii w ciele, ośrodkiem, w którym dokonują się zmiany. Przez dotykanie swojego gardła potwierdzasz fakt dokonywa­nia się zmian.

Bądźcie przychylni zmianom, gdy pojawi się ich konieczność w waszym życiu. Bądźcie świadomi, iż w tej sferze życia, gdzie powstaje sygnał NIE CHCĘ ZMIANY, ujawnia się właśnie ten obszar, w którym zmiana jest najbardziej POTRZEBNA. „Prag­nę się zmienić”.

Kosmiczna Inteligencja zawsze reaguje na nasze myśli i sło­wa. Gdy zaczniemy wypowiadać te afirmacje, bieg spraw zde­cydowanie zacznie się zmieniać.

Louise L. Hay – Mozesz uzdrowić swoje życie

Zobacz też

“Wziąć odpowiedzialność za własne życie” – zalety i pułapki.
Dystans. Sztuka życia.
Czy warto być czasem… samolubem?
Osądzasz? Znaczy że nie rozumiesz.

Zmiany na blogu

Tagi

, , , , ,

Witam was wszystkich serdecznie 🙂
Jak zauważyliście blog uległ zmianie..a raczej jego oprawa wizualna. Mam nadzieję że będziecie poruszać się po nim równie swobodnie jak poprzednio.

Na stronie głównej znajdziecie teraz nie tylko kompletny katalog postów (w prawej kolumnie) ale także listę 45 najnowszych postów.

Blok Waszym Zdaniem znalazł dla siebie miejsce w lewej kolumnie strony głównej.

Ponieważ zaglądam na blog nieco rzadziej, postanowiłam powrócić do starego trybu moderowania komentarzy, mam nadzieję że nikt się specjalnie nie zmartwi koniecznością pewnego oczekiwania na pojawienie się komentarza 🙂

Pozdrawiam i życzę miłego czytania –
Zenforest

Bełkoczący umysł

Tagi

, , , , , , , , ,

Umysł – taki, jaki jest – nie jest medytacyjny. Zanim nastąpi medytacja, umysł musi się zmienić w całej swej istocie.

Czym jest, więc umysł, który masz teraz? Jak funkcjonuje?

Umysł zawsze werbalizuje. Możesz znać słowa, język, strukturę koncepcyjną myślenia, ale to nie jest myślenie. Wręcz przeciwnie – jest to ucieczka od myślenia. Widzisz kwiat i werbalizujesz to, widzisz człowieka idącego ulicą i werbalizujesz to. Umysł potrafi zamienić każde egzystencjalne zdarzenie w słowa. I słowa stają się barierą, więzieniem. Przeszkodą dla umysłu medytacyjnego jest właśnie to nieus­tanne zamienianie zdarzeń w słowa i zamienianie egzystencji w słowa.

Pierwszym wymogiem dla umysłu medytacyjnego jest, więc bycie świadomym tego nieustannego werbalizowania i zdolność do zatrzymania tego procesu. Patrz na zdarzenia – nie werbalizuj ich. Bądź świadom ich obecności, ale nie zamieniaj ich w słowa. Niech zdarzenia będą poza słowami; niech ludzie będą poza słowami; niech sytuacje będą poza słowami. Nie jest to niemożliwe… jest to naturalne. Sztuczne jest to, co mamy, lecz tak do tego przywykliśmy, tak bardzo stało się to automatyczne, że już nie zauważamy jak nieustannie zamieniamy doznania w słowa.

Jest wschód słońca. Nie zdajesz sobie sprawy z przestrzeni pomiędzy widzeniem go a werbalizowaniem. Widzisz słońce, czujesz je… i natychmiast to werbalizujesz. Przestrzeń między widzeniem i werbalizowaniem zostaje zagubiona. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że wschód słońca nie jest słowem. Jest to pewien fakt, pewna obecność. Umysł automatycznie zamienia doznanie w słowa, a te wchodzą między ciebie a to doznanie.

Medytacja oznacza życie bez stów, ponad słowami. Czasem zdarza się to spon­tanicznie. Gdy jesteś zakochany, odczuwana jest obecność, nie słowa. Gdy dwoje zakochanych staje się sobie bliskimi, zawsze nastaje milczenie. Nie w tym rzecz, że nie ma nic do wyrażania. Wręcz przeciwnie, jest tego tyle, że aż się przelewa. Ale nie ma słów, nie może być… Słowa przyjdą dopiero po odejściu miłości.

Jeśli dwoje zakochanych nie potrafi milczeć, jest to sygnał, że ich miłość umarła. Słowami zapełniają to, co po niej zostało. Gdy miłość żyje, nie ma słów, ponieważ samo istnienie miłości jest tak napełniające, tak przenikające, że pokonana zostaje bariera języka i słów. I zwykle zostaje ona pokonana tylko w miłości.

Medytacja jest kulminacją miłości, nie tylko do jednej osoby, lecz do egzystencji w całej jej totalności. Medytacja to żywa relacja z totalnością egzystencji, która jest wszędzie wokoło. Jeśli umiesz być w miłości w każdej sytuacji, jesteś w medytacji.

Medytacja nie jest sztuczką umysłu, nie jest metodą na uciszenie umysłu – wy­maga głębokiego zrozumienia jego mechanizmu. Gdy zrozumiesz ten mechaniczny nawyk werbalizowania, zamieniania egzystencji w słowa, powstaje pewna przestrzeń. Powstaje sama z siebie. Przychodzi w ślad za zrozumieniem, jak cień. Ważne jest nie tyle zdobycie umiejętności bycia w medytacji, lecz poznanie dla­czego w niej nie jesteś. Sam proces medytacji jest „negatywny”, bo nie jest dodawa­niem ci czegoś nowego – jest negowaniem tego, co już zostało dodane.

Ludzie nie mogą istnieć bez słów, potrzebują ich. Egzystencja ich nie potrzebu­je. Nie mówię, byś istniał bez słów. Musisz ich używać, ale musisz nauczyć się włą­czać i wyłączać ten mechanizm werbalizowania. Gdy jesteś w społeczeństwie, słowa są potrzebne, a gdy jesteś sam na sam z egzystencją, musisz umieć je wyłączyć.

Jeśli nie potrafisz ich wyłączyć – trwają, a ty nie potrafisz ich zatrzymać – stajesz się niewolnikiem. Umysł musi być narzędziem, nie panem. Gdy umysł jest panem, jest nie-medytacja. Medytacja jest wtedy, gdy to ty jesteś panem i twoja świadomość jest panem. Medytacja oznacza, więc zapanowanie nad mechanizmem umysłu.

Umysł i jego funkcjonowanie w słowach to nie wszystko. Ty jesteś czymś więcej i egzystencja jest czymś więcej. Świadomość jest ponad językiem, egzystencja jest ponad językiem. Gdy świadomość i egzystencja są jednym, jest komunia. Ta, komu­nia jest medytacją.

Słowa trzeba porzucić. Nie mówię, że masz je tłumić czy wyeliminować. Mówię, że słowa nie mogą być nawykiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdy spaceru­jesz – poruszasz nogami; jeśli jednak twoje nogi poruszają się, gdy siedzisz – to sza­leństwo. Musisz nauczyć się je wyłączyć. Tak samo nie powinno być w tobie słów, wtedy, gdy nie rozmawiasz. Słowa służą porozumiewaniu się, gdy więc nic nikomu nie przekazujesz, nie powinno ich być.

Jeśli zdołasz tego dokonać, będziesz wzrastać w medytacji. Medytacja to proces wzrastania – nie technika. Technika zawsze jest martwa, może, więc być do ciebie dodana, a proces zawsze jest żywy – wzrasta, rozwija się.

Słowa są potrzebne, ale nie wolno trwać w nich cały czas. Muszą być chwile bez werbalizowania, kiedy po prostu jesteś. Nie chodzi o wegetowanie. Jest świado­mość i jest ona ostrzejsza, żywsza – to słowa ją stępiają. Słowa muszą być powtarza­ne, wywołują, więc znużenie. Im ważniejszy jest dla ciebie język, tym bardziej bę­dziesz znużony.

Egzystencja nigdy się nie powtarza. Każda róża jest inna, zupełnie inna… Ni­gdy takiej jeszcze nie było i nigdy takiej już nie będzie. Ale gdy nazywamy ją „różą,” samo to słowo już jest powtórzeniem. Ono zawsze istniało i zawsze będzie istnieć. Starym słowem zabiłeś to, co takie nowe.

Egzystencja zawsze jest młoda, a słowa zawsze są stare. Słowami uciekasz od eg­zystencji, uciekasz od życia, bo słowa są martwe. Im bardziej pogrążasz się w sło­wach, tym bardziej cię one umartwiają. Człowiek wyuczony jest zupełnie martwy, ponieważ cały jest tylko słowami.

Sartre nazwał swoją autobiografię „Słowa”. Żyjemy w słowach. A raczej nie żyjemy. Na końcu pozostaje tylko stos nagromadzonych słów i nic więcej. Słowa są jak zdjęcia. Widzisz coś, co jest żywe i robisz temu zdjęcie. Zdjęcie jest martwe. Potem robisz album z martwych zdjęć. Człowiek, który nie żył w medytacji, jest jak martwy album. Są w nim tylko słowne obrazy, wspomnienia. Nic nie zostało przeży­te – wszystko zamienił w słowa.

Medytacja oznacza życie totalnie, a żyć totalnie można tylko wtedy, gdy jesteś w ciszy. Ale bycie w ciszy nie oznacza nieświadomości. W ciszy możesz być nieświa­domy, ale to nie jest żywa cisza. Umysł znów przegapił…

Mantrami możesz sam siebie zahipnotyzować. Powtarzając jakieś słowo możesz stworzyć w umyśle tyle znużenia, że zaśnie. Zapadasz w sen, w nieświadomość. Jeśli stale będziesz nucił „Ram Ram Ram” – umysł zaśnie. Wtedy nie będzie bariery słów, ale ty będziesz nieświadomy.

Medytacja oznacza brak słów, gdy ty jesteś świadomy. W innej sytuacji nie ma połączenia z egzystencją, ze wszystkim, co istnieje. Żadna mantra ani śpiewanie nie pomogą. Autohipnoza to nie medytacja, wręcz przeciwnie – bycie w stanie autohipnozy to regresja. Nie jest wyjściem ponad słowa, ale upadkiem poniżej słów.

Porzuć, więc wszystkie mantry, wszystkie takie techniki. Pozwól istnieć chwilom, w których nie ma słów. Nie możesz pozbyć się słów za pomocą mantry, gdyż ten proces sam w sobie używa słów. Nie można wyeliminować słów za pomocą słów -jest to niemożliwe.

Co więc można zrobić? Tak naprawdę nic nie możesz zrobić – prócz zrozu­mienia. Cokolwiek uczynisz, będzie to tylko skutkiem tego, czym jesteś. Trwasz w chaosie, nie jesteś w medytacji, twój umysł nie jest w ciszy, więc cokolwiek z ciebie wyjdzie, stworzy jeszcze więcej zamieszania. Jedyne, co możesz uczynić, to zacząć być świadomym funkcjonowania umysłu. Tylko tyle – po prostu bądź uważny. Uważność nie ma nic wspólnego ze słowami. To akt egzystencjalny, nie mentalny.

Najważniejsze jest, więc bycie uważnym. Bądź uważny procesów mentalnych, funkcjonowania umysłu. Gdy jesteś świadomy funkcjonowania umysłu, już nim nie jesteś. Sama uważność oznacza, że jesteś poza – z dala, świadek. A im bardziej jesteś uważny, tym łatwiej dostrzegasz przestrzenie między doznaniem a słowami. Te przestrzenie istnieją, ale ty jesteś tak nieświadomy, że ich nie zauważasz.

Między dwoma słowami zawsze jest przestrzeń, nawet, jeśli niemal niezauważal­na. Gdyby tak nie było, dwa słowa nie mogłyby być dwoma słowami – stałyby się jednym. W muzyce między dwoma nutami zawsze jest przestrzeń, cisza. Dwa słowa czy nuty nie mogą być oddzielne od siebie, jeśli nie ma między nimi przerwy. Zawsze jest miedzy nimi cisza, ale trzeba być naprawdę uważnym, by to odczuć.

Im jesteś uważniejszy, tym wolniejszy jest umysł. Zawsze jest to ze sobą powiąza­ne. Im mniej świadomości, tym szybszy umysł; im bardziej jesteś świadomy, tym proces umysłu jest wolniejszy. Jesteś bardziej świadomy, umysł zwalnia, przestrzenie między myślami poszerzają się…. możesz je zauważyć.

Przypomina to film. Gdy projektor pracuje w zwolnionym tempie, widać przer­wy. Podnoszę rękę i widać, że zdjęcie składa się z setek kadrów. Każdy jest odręb­nym zdjęciem. Gdy te setki pojedynczych zdjęć wyświetlane są tak szybko, że nie widzisz przerw, widzisz unoszenie ręki jako jeden proces. W zwolnionym tempie te przerwy możesz zauważyć.

Umysł jest jak film. Są w nim przerwy. Im jesteś uważniejszy umysłu, tym łatwiej je zauważasz.

To samo dzieje się z umysłem. Gdy widzisz słowa, nie możesz dostrzec przerw, gdy widzisz przerwy, nie możesz zobaczyć słów. Po każdym słowie następuje przer­wa i po każdej przerwie następuje słowo, ale nie możesz widzieć równocześnie jed­nego i drugiego. Jeżeli skupiasz uwagę na przerwach, słowa znikną, a ty zapadniesz się w medytacji.

Świadomość skupiona tylko na słowach jest nie-medytacyjna, świadomość sku­piona tylko na przerwach jest medytacyjna. Zawsze, gdy stajesz się świadomy przerw, słowa znikają. Gdy będziesz obserwował uważnie, nie znajdziesz słów – znajdziesz tylko przerwę.

Umysł nie może przez dłuższy czas pozosta­wać w skupieniu. Musi się zmieniać – albo zaśnie. Są tylko te dwie możliwości. Jeśli będziesz koncentrował się na jednej rzeczy, umysł zaśnie. Nie może trwać w bezru­chu, gdyż umysł jest żywym procesem. Jeśli pozwolisz mu na znużenie – zaśnie, by uciec od zastoju twojego skupienia. Wtedy może żyć dalej, w snach.

Taką medytację podaje Maharishi Mahesh Yogi. Daje ona tyle spokoju i od­świeżenia, może poprawić zdrowie fizyczne i równowagę psychiczną, ale nie jest właściwą medytacją.
Te same efekty można uzyskać w autohipnozie.
Hinduskie sło­wo „mantra” oznacza sugestię, nic więcej. Błędem jest przyjęcie, że mantra to me­dytacja – tak nie jest. Jeśli uznasz ją za medytację, nigdy nie będziesz szukać auten­tycznej medytacji. I to jest największa szkoda, jaką czynią takie praktyki i ludzie, którzy je propagują. Jest to jedynie psychologiczne narkotyzowanie się.

Nie używaj, więc żadnej mantry do wypchnięcia słów. Po prostu stań się świado­my słów, a umysł automatycznie zacznie skupiać się na przerwach.

Jeśli utożsamisz się ze słowami, będziesz skakał ze słowa na słowo i przega­pisz przerwę. To inne słowo jest czymś nowym, na czym można się skupić. Umysł stale się zmienia, skupienie się zmienia. Jeśli jednak nie utożsamisz się ze słowami, pozostaniesz tylko świadkiem – z daleka obserwującym korowód słów. Wtedy zmie­ni się całe skupienie i staniesz się świadomy przerwy. To samo dzieje się, gdy obser­wujesz ludzi idących ulicą. Jedna osoba przeszła, druga jeszcze nie nadeszła. Jest przerwa, ulica jest pusta. Jeśli będziesz obserwował, poznasz tę przerwę.

Gdy poznasz tę przerwę, jesteś w niej – wskoczyłeś w nią. To otchłań, daje taki spokój, taką świadomość… Bycie w tej przerwie to medytacja… przemiana. Teraz słowa nie są potrzebne, zostawisz je. Świadomie je zostawisz. Jesteś świadomy ci­szy, nieskończonej. Jesteś jej częścią, jesteś z nią jednością. Nie jesteś świadomy tej otchłani jako czegoś innego, jesteś świadomy otchłani jako siebie. Wiesz i jesteś tym wiedzeniem. Obserwujesz tę przerwę; obserwujący jest tym, co obserwowane.

Jeśli chodzi o słowa i myśli, jesteś świadkiem, kimś oddzielnym, i słowa są odrębne. Gdy nie ma słów, jesteś przerwą, świadomy swego istnienia. Między tobą a przerwą, między świadomością a egzystencją, nie ma bariery. Jesteś w sytuacji egzystencjalnej. I to jest medytacja: bycie jednością z egzystencją, bycie w niej total­nie i nadal bycie świadomym. Jest to zaprzeczenie, paradoks. Oto poznałeś sytu­ację, w której jesteś jej świadomy, a równocześnie w niej jesteś.

Zwykle, gdy jesteś czegoś świadomy, to coś staje się oddzielne od ciebie. Jeśli z czymś się utożsamiamy, przestaje to być czymś odrębnym i innym – ale wówczas nie jesteśmy świadomi. Tak dzieje się w złości i w seksie. Jednością stajemy się tylko wtedy, gdy jesteśmy nieświadomi.

Osho, „Medytacja, podstawy praktyki”

Zobacz też

Czy wszyscy jesteśmy szaleni?
Przestrzeń w Tobie
Jedyna rzecz, nad którą całkowicie panujesz
Narodziny świadomości
48 minut absolutnej świadomości
Czym są Iluzje?

Wprowadzenie do medytacji wglądu

Tagi

, , , , , , , , , , ,


Celem medytacji wglądu nie jest wykreowanie systemu wierzeń, ale raczej wskazanie, jak jasno wejrzeć w naturę umysłu. W ten sposób medytujący zyskuje zrozumienie z pierwszej ręki tego, jakimi rzeczy są, bez opierania się na opiniach lub teoriach – zyskuje bezpośrednie doświadczenie, które ma swoją własną żywotność.
To także rodzi poczucie głębokiego spokoju wynikające z własnej wiedzy będącej poza jakąkolwiek wątpliwością.

Termin „medytacja wglądu” (samatha vipassana) odnosi się do praktyki umysłu, która rozwija spokój (samatha) przez trwałą uwagę oraz wgląd (vipassana) przez refleksję.

To „obserwowanie” jest kontemplacją, osobistym i bezpośrednim widzeniem, które może być jedynie zasugerowane przez jakąś technikę.

Część 1 UTRZYMYWANIE UWAGI

Siedzenie – czas i miejsce
Skupienie umysłu na ciele może być łatwo dokonane podczas siedzenia. Wybierz czas i miejsce, które zapewnią ci spokój i wolność od zakłóceń.
Cichy pokój, w którym nie ma zbyt wiele rzeczy rozpraszających uwagę, jest idealny; jasny i przestronny daje rozjaśniający i oczyszczający efekt, a zagracony i ciemny wręcz przeciwnie. Wybór czasu też jest ważny, zwłaszcza że dzień większości ludzi jest wypełniony rutynowymi zajęciami. Niespecjalnie wydajnie jest medytować, gdy musisz jeszcze coś zrobić lub gdy goni cię czas. Lepiej jest zarezerwować sobie okres – powiedzmy wczesnym rankiem lub wieczorem po pracy – gdy rzeczywiście możesz poświęcić pełną uwagę praktyce. Zacznij od około piętnastu minut. Praktykuj szczerze w granicach czasu i dostępnej energii i unikaj popadania w rutynę. Praktyka medytacji wsparta przez prawdziwą chęć badania i osiągnięcia wewnętrznego pokoju będzie z czasem rozwijać się naturalnie.

Świadomość ciała
Rozwijanie spokoju jest wspomagane przez stabilność i przez zdecydowany, ale łagodny wysiłek. Jeśli nie czujesz się wygodnie, nie ma w tobie pokoju; jeśli nie masz poczucia czujności, masz tendencję do marzenia. Jedną z najbardziej efektywnych pozycji do kultywowania właściwego połączenia ciszy i energii jest siedzenie.
Użyj pozycji, w której będziesz utrzymywać plecy prosto, bez napięcia.
Proste krzesło bez oparcia może ci być pomocne lub możesz użyć jednej z pozycji lotosu. One na początku wyglądają niewygodnie, ale z czasem mogą dostarczyć unikalnej równowagi łagodności i stanowczości, która zadowala umysł, nie męcząc ciała.
Jeśli podbródek jest bardzo lekko pochylony, jest to pomocne, ale nie pozwól, by głowa opadła do przodu, co powoduje senność. Ręce połóż na łonie, dłońmi otwartymi do góry, jedną ułożoną na drugiej ze stykającymi się kciukami. Poświęć trochę czasu, aby uzyskać właściwą równowagę.

Teraz skup swoją uwagę i zacznij przesuwać ją powoli wzdłuż ciała. Dostrzegaj doznania. Rozluźnij wszelkie napięcia, szczególnie w twarzy, karku i rękach. Pozwól, by powieki były zamknięte lub lekko opuszczone.
Badaj swoje uczucia. Jesteś napięty? Wówczas rozluźnij trochę swoją uwagę. Po tym umysł prawdopodobnie się uspokoi i może znajdziesz jakieś przepływające myśli – refleksje, marzenia, wspomnienia lub wątpliwości, czy medytujesz właściwie.
Zamiast podążać za nimi lub walczyć z tymi myślami, przyłóż więcej uwagi do ciała, które jest użyteczną przystanią dla rozbieganego umysłu.

Kultywuj ducha dociekania w swoim medytacyjnym nastawieniu. Poświęć temu trochę czasu. Przesuwaj swoją uwagę, na przykład od czubka głowy w dół przez całe ciało. Zauważaj różne doznania – takie jak ciepło, pulsowanie, zdrętwienie i wrażliwość – w stykaniu się palców, wilgotności dłoni i pulsie w nadgarstku. Nawet obszary, które mogą nie mieć szczególnych doznań, takie jak przedramiona lub płatki uszu, mogą być ogarnięte w ten uważny sposób.
Zauważ jak nawet brak doznania jest czymś, czego umysł może być świadomy. To stale utrzymywane badanie jest nazywane uważnością (sati) i jest jednym z podstawowych narzędzi medytacji wglądu.

Świadomość oddychania (anapanasati)
Zamiast „zwiedzania ciała” lub po pewnym okresie tej praktyki, uważność może być rozwijana przez skupienie świadomości na oddechu.
Najpierw idź za doznaniem swojego zwykłego oddechu, tak jak wpływa przez nozdrza i napełnia piersi i brzuch. Wówczas spróbuj utrzymywać swoją uwagę na jednym punkcie, albo na przeponie, albo na – bardziej subtelnym miejscu – nozdrzach. Oddech ma właściwości uspokajające, stabilizujące i rozluźniające, jeśli go nie forsujesz; jest to wspomagane przez wyprostowaną pozycję. Twój umysł może błądzić, ale wracaj cierpliwie do oddechu.
Nie jest konieczne rozwijanie koncentracji na jednym punkcie z wyłączeniem wszystkiego oprócz oddechu. Zamiast wpadania w trans, celem jest tutaj umożliwienie sobie dostrzegania działań umysłu i znalezienia w tym rytmu pokojowej klarowności. Cały proces – skupianie uwagi, dostrzeganie oddechu, dostrzeganie błądzenia umysłu i przywracanie uwagi – rozwija świadomość, cierpliwość i wewnętrzne zrozumienie.
Tak więc nie rezygnuj przez pozorne „niepowodzenia” – po prostu zaczynaj od nowa.
Kontynuowanie tej praktyki pozwoli umysłowi ostatecznie się uspokoić.

Jeśli stajesz się bardzo niespokojny lub poruszony, po prostu się rozluźnij. Praktykuj, będąc w pokoju z samym sobą, słuchając – bez konieczności wierzenia – głosów umysłu.
Jeśli czujesz się senny, przyłóż więcej dbałości i uwagi do ciała i pozycji. Oczyszczanie uwagi lub gonienie za ciszą w takich przypadkach tylko pogorszy sprawę.

Wważne jest kultywowanie cierpliwości i postanowienia zaczynania od nowa. Dostosuj oddech równoważąc swój stan umysłu – mocny, gdy jesteś senny lub owładnięty obsesyjną myślą; głęboki, ale łagodny, gdy jesteś niespokojny i niecierpliwy. Zrób wdech i wydech, „pozwól odejść” wszelkim niepokojom, zmartwieniom, ciszy, błogości, wspomnieniom lub opiniom na swój temat. „Wewnętrzny dialog” może zatrzymać się momentalnie lub zanikać. Wtedy zacznij od nowa. W ten sposób nieustannie odświeżasz umysł i pozwalasz mu odnaleźć swój własny rytm.

Układając się do snu pod koniec dnia, poświęć kilka minut na medytację, gdy leżysz na boku. Utrzymuj ciało całkiem prosto i zegnij jedno ramię w górę, tak by ręka stanowiła podparcie dla głowy. Rozciągnij się przez całe ciało, rozluźniając napięcia; skup swoją uwagę na oddechu, świadomie porzucając wspomnienia mijającego dnia i oczekiwania wobec jutra. W ciągu kilku minut, z czystym umysłem, będziesz zdolny do dobrego odpoczynku.

Życzliwość i wyrozumiałość dla siebie (swoich sukcesów i porażek)
Kultywowanie dobrego życzenia (metta) pozwala inaczej spojrzeć na praktykę wglądu. Medytacja naturalnie uczy cierpliwości i tolerancji albo przynajmniej pokazuje znaczenie tych jakości. Możesz łatwo rozwijać bardziej przyjacielskie i dbałe nastawienie do samego siebie i do innych ludzi. W medytacji możesz kultywować dobre nastawienie bardzo realistycznie.
Skup uwagę na oddechu, którego będziesz teraz używał jako środka do rozszerzania życzliwości i dobroci. Zacznij od siebie, od swojego ciała. Wyobraź sobie oddech jako światło lub zobacz swoją świadomość jako ciepły promień i stopniowo ogarnij nim swoje ciało. Lekko skup swoją uwagę na środku klatki piersiowej wokół rejonu serca. Gdy wdychasz, kieruj cierpliwą życzliwość ku sobie, być może wraz z myślą: „obym miał się dobrze”. Gdy wydychasz, pozwól nastrojowi tej myśli lub wyobrażeniu światła rozszerzać się na zewnątrz, od serca przez ciało i umysł na zewnątrz: „oby inni mieli się dobrze„.

Jeśli doświadczasz negatywnych stanów umysłu, wdychaj jakości tolerancji i przebaczenia. Wyobrażanie sobie oddechu jako mającego kojące działanie może być pomocne. Wydychając, pozwól odejść stresowi, zmartwieniu i negatywności i rozszerzaj poczucie uwolnienia przez ciało, przez umysł, na zewnątrz; jak wcześniej.
Ta praktyka może zajmować całość lub część okresu medytacji – musisz sam ocenić, jak będzie stosownie. Uspokajający efekt medytacji z życzliwym nastawieniem jest dobry na początku siedzenia, ale bez wątpienia będą też okazje do stosowania tego podejścia przez dłuższy okres, aby bardziej zagłębić się w serce.

Zawsze zaczynaj z tym, czego jesteś świadomy, nawet jeśli wydaje się to trywialne lub mylące. Pozwól umysłowi spocząć cicho na tym – czy jest to znudzenie, czy bolące kolano lub frustracja brakiem szczególnie miłego uczucia. Pozwól temu być, praktykuj, będąc z tym w pokoju. Rozpoznawaj i łagodnie odsuwaj jakiekolwiek tendencje do lenistwa, wątpliwości lub poczucia winy.

Spokój może rozwinąć się w odżywczą dla ciebie dobroć, jeśli najpierw zaakceptujesz w pełni obecność tego, czego nie lubisz. Utrzymuj uwagę stabilną i otwórz serce na to, cokolwiek doświadczasz. Nie oznacza to aprobaty negatywnych stanów, ale tworzy przestrzeń, w której mogą one przychodzić i odchodzić.

Generowanie dobrego życzenia w odniesieniu do świata poza sobą samym następuje według tego samego schematu. Prostym sposobem rozszerzania dobroci jest praca etapami. Zacznij od siebie, łącząc uczucie kochającej akceptacji z ruchem oddechu. „Obym miał się dobrze.” Wtedy pomyśl o ludziach, których kochasz i szanujesz, i życz im dobrze, jednemu po drugim. Przejdź do znajomych, a także do tych, w stosunku do których czujesz obojętność. „Oby mieli się dobrze.” W końcu wspomnij tych ludzi, których się boisz lub nie lubisz, i kontynuuj dobre życzenie.

Ta medytacja może się rozszerzać w ruchu współczucia, aby objąć wszystkich ludzi na świecie w wielu okolicznościach. I pamiętaj, że nie musisz czuć, że kochasz wszystkich, aby im życzyć dobrze.
Dobroć i współczucie powstają z tego samego źródła dobrego życzenia i otwierają umysł poza czysto osobistą perspektywę. Jeśli nie próbujesz zawsze czynić rzeczy takimi, jakimi chcesz, żeby były; jeśli jesteś bardziej tolerancyjny i wrażliwy wobec siebie i innych, takich, jakimi są; współczucie powstaje samo. Współczucie jest naturalną wrażliwością serca.

Część 2 REFLEKSJA

Nie-wybierająca świadomość
Medytacja może także być praktykowana bez medytacyjnego obiektu, w stanie czystej kontemplacji lub „niewybierającej świadomości”.
Po uciszeniu umysłu przez jedną z metod opisanych powyżej świadomie odłóż na bok medytacyjny obiekt. Obserwuj przepływ umysłowych obrazów i doznań, tak jak się pojawiają, bez angażowania się w krytykę lub pochwałę. Zauważaj jakąkolwiek awersję lub fascynację, kontempluj jakąkolwiek niepewność, szczęście, niepokój lub ciszę, tak jak się pojawiają. Możesz wracać do medytacyjnego obiektu (takiego jak oddech), ilekroć poczucie klarowności się zmniejsza lub gdy zaczynasz czuć się przytłoczony marzeniami. Gdy poczucie stabilności wraca, możesz ponownie odrzucić obiekt medytacji.

Ta praktyka „nagiej uwagi” jest odpowiednia dla kontemplacji umysłowego procesu. Poprzez obserwację poszczególnych „składników” umysłu możemy skierować naszą uwagę na naturę jego zawartości. Odnośnie zawartości umysłu buddyjskie nauczanie wskazuje szczególnie na trzy proste, podstawowe charakterystyki.
Pierwszą jest zmienność (anicca) – nieustanne powstawanie i kończenie się wszystkich przepływających zjawisk, ciągły ruch zawartości umysłu. Treść umysłu może być przyjemna lub nieprzyjemna, ale nigdy nie znajduje się w spoczynku.
Jest tam też stałe, często subtelne poczucie niezadowolenia (dukkha).
Nieprzyjemne doznania łatwo wywołują to poczucie, ale nawet piękne doświadczenie kreuje to szarpnięcie w sercu, gdy się kończy. Tak więc nawet w najlepszych chwilach wciąż jest w doświadczeniu umysłu ta nieprzekonywająca jakość, uczucie braku satysfakcji.
Gdy to stałe przychodzenie i odchodzenie doświadczeń i nastrojów zostanie poznane, jasne się staje też, że – odkąd nie ma w nich niczego trwałego – żadne z nich nie należy rzeczywiście do ciebie. A gdy treść umysłu jest uciszona – ujawniając jasną przestrzeń umysłu – żadna czysto osobista jakość nie może być znaleziona! To może być trudne do zrozumienia, ale w rzeczywistości nie ma żadnego „mnie” lub „moje” – to charakterystyka „nie-ja” lub bezosobowości (anatta).

Śledź w pełni i dostrzegaj, jak te jakości odnoszą się do wszystkich zjawisk, fizycznych i umysłowych. Bez względu na to, czy twoje doświadczenia są radosne, czy ledwie znośne, ta kontemplacja będzie prowadzić do spokojnego i zrównoważonego spojrzenia na twoje życie.

Kontemplowanie praktyki
Te wszystkie ćwiczenia medytacyjne służą ustanowieniu świadomości, jakimi rzeczy są. Przez skierowanie umysłu w pełni na doświadczenie będziesz dostrzegać jaśniej stan samego umysłu – na przykład, czy jesteś leniwy, czy nadgorliwy w swojej praktyce. Szczerze to oceniając, ewidentne staje się, że jakość medytacyjnej praktyki zależy nie od używanego ćwiczenia, ale od tego, co w nie wkładasz. Obserwując w ten sposób, zyskasz głębszy wgląd w swoją osobowość i przyzwyczajenia.

Jest kilka użytecznych punktów, o których warto pamiętać, ilekroć medytujesz.
-Uważaj, czy zaczynasz na nowo za każdym razem – lub nawet lepiej z każdym oddechem lub krokiem. Jeśli nie praktykujesz z otwartym umysłem, możesz odkryć, że próbujesz odtwarzać przeszły wgląd lub niechętnie uczysz się na swoich błędach.
-Czy masz właściwą równowagę energetyczną, dzięki której robisz wszystko, co możesz, bez przemęczania się?
-Czy utrzymujesz kontakt z tym, co aktualnie wydarza się w twoim umyśle, czy używasz techniki w tępy, mechaniczny sposób? Co do koncentracji, to dobrze jest kontrolować, czy odkładasz na bok sprawy, które nie są natychmiastowe, czy pozwalasz sobie na wikłanie się w myśli i nastroje. Albo czy próbujesz tłumić uczucia bez uznania ich i rozważenia mądrze?

Właściwa koncentracja jednoczy serce i umysł. Takie rozważanie pomaga ci rozwijać zręczne podejście. I oczywiście, refleksja pokaże ci więcej niż tylko to, jak medytować: da ci czystość zrozumienia samego siebie.

Pamiętaj, że zanim rozwiniesz zręczność i pewność w medytacji, lepiej jest używać medytacyjnego obiektu, jak oddech, jako punktu skupienia świadomości i antidotum dla przytłaczającej natury umysłowego rozproszenia. Nawet gdy twoje doświadczenie w praktyce jest długie, to zawsze jest pomocne wracanie do świadomości oddechu lub ciała. Rozwijanie tej zręczności zaczynania od początku prowadzi do stabilności i pewności. Przez zrównoważoną praktykę lepiej rozumiesz naturę umysłu i ciała i widzisz, jak żyć z większą wolnością i harmonią. To jest cel i owoc medytacji wglądu.

Świadome życie
Dzięki praktyce medytacji wglądu będziesz jaśniej widzieć swoje nastawienia i wiedzieć, które są pomocne, a które stwarzają problemy. Otwarte nastawienie może czynić nawet nieprzyjemne doświadczenia pełnymi wglądu – na przykład zrozumienie sposobu, w jaki umysł reaguje na ból lub chorobę. Gdy podchodzisz w ten sposób do takich doświadczeń, możesz rozwijać tolerancję na ból i łagodzić go w wielkim stopniu.
Z drugiej strony, niecierpliwe nastawienie będzie miało odmienne skutki: zmartwienie, jeśli ktoś zakłóci twoją medytację; rozczarowanie, jeśli twoja praktyka nie będzie przynosić wystarczająco szybkiego postępu; wpadanie w nieprzyjemne nastroje z nieistotnych powodów. Medytacja uczy nas, że spokój umysłu – lub jego brak – zasadniczo zależy od tego, czy kontemplujemy zjawiska życiowe w duchu refleksji i otwartości umysłu.

Przez obserwowanie swoich intencji i nastawień w ciszy medytacji będziesz mógł badać relację pomiędzy pożądaniem i niezadowoleniem.
Zobacz przyczyny niezadowolenia: pragnienie tego, czego nie masz; odrzucanie tego, czego nie lubisz; niemożność otrzymania tego, czego chcesz.
Szczególnie przytłaczające jest to, gdy sam jesteś przedmiotem niezadowolenia i pożądania. Nikomu nie jest łatwo zachować spokój wobec osobistej słabości, szczególnie gdy jest tak duży nacisk społeczny na dobre samopoczucie, ciągły postęp i powodzenie. Takie oczekiwania naprawdę czynią trudną akceptację samego siebie takim, jakim się jest.

Wraz z praktyką medytacji wglądu odkrywasz przestrzeń, w której dystansujesz się nieco do tego, czym myślisz, że jesteś, i do tego, co myślisz, że masz. Kontemplując te postrzeżenia, staje się jasne, że nie ma takiej rzeczy jak „ja” lub „moje”; są po prostu doświadczenia, które przychodzą i przepływają przez umysł. Zatem jeśli na przykład obserwujesz irytujące nastawienie, to zamiast stawać się przytłoczonym przez nie, nie wzmacniasz go i ono zwykle umiera. Może wrócić znowu, ale tym razem jest słabsze i wiesz, co z nim robić. Przez
kultywowanie spokojnej uwagi zawartość umysłu uspokaja się i może nawet całkiem ucichnąć, pozostawiając umysł czysty i świeży. Taka jest ciągła ścieżka wglądu.

Umiejętność spokojnego skupienia świadomości w granicach zmiennego biegu codziennego życia jest oznaką dojrzałej praktyki, ponieważ wgląd pogłębia się niezmiernie, gdy może objąć całość doświadczenia. Próbuj używać perspektywy wglądu bez względu na to, co robisz – rutynowe prace domowe, prowadzenie samochodu, picie herbaty.
Zbierz swoją świadomość, daj jej spocząć stabilnie na tym, co robisz, i obudź zmysł badania natury umysłu podczas działania. Skierowanie praktyki na fizyczne doznania, stany umysłu, doznania wzrokowe, słuchowe i węchowe może rozwinąć ciągłą kontemplację, która zmienia codzienne czynności w podstawę dla wglądu.

Stając się coraz bardziej świadomym, umysł zaczyna reagować umiejętnie w każdej chwili i życie staje się bardziej harmonijne. To jest sposób, w jaki medytacja wykonuje „pracę społeczną” – przez wniesienie świadomości do twojego życia, przynosi pokój światu. Gdy możesz spokojnie wytrzymywać z wielką rozmaitością uczuć, które powstają w świadomości, możesz żyć bardziej otwarcie ze światem i z sobą, takim jakim jesteś.

Fragmenty z:
Introduction to Insight Meditation Amaravati Buddhist Centre, 1998
Tłumaczenie: anatta.pl

Zobacz też

Medytacja chodząca

Medytacja a palenie papierosów

Ból a medytacja

Medytacja z czakramami

Myśleć czy medytować…

Życzliwość – na ścieżce samopoznania.

Tagi

, , , , , , , , , ,


Szukanie prawdy w swoim sercu jest bez wątpienia nie tylko sprawą uczciwości, lecz także współczucia i szacunku wobec tego, co widzimy.

W moim biurze wisi obraz przedstawiający Bodhidharmę, mistrza _zen_, jako grubego, nieprzystępnego mężczyznę o krzaczastych brwiach, sprawiającego wrażenie, jakby cierpiał na niestrawność. Japoński napis wykaligrafowany na obrazie głosi: „Patrząc bezpośrednio w serce, odnajdziesz Buddę”.  Nieważne, czy akurat jemy, śpimy, medytujemy, słuchamy czy rozmawiamy – jesteśmy na świecie po to, by poznawać siebie samych. A to poznawanie, jak zostało powiedziane, może zastąpić studiowanie książek.

Cała mądrość pozwalająca poznać przyczyny cierpienia i cała mądrość pozwalająca odkryć, jak radosny, rozległy i nieskomplikowany jest nasz umysł, zrozumienie, co jest neurozą, a co mądrością nieuwarunkowanej prawdy – wszystko to zawarte jest w naszym własnym doświadczeniu. […]

W każdej sytuacji możemy odkryć prawdę, przyglądając się sobie samym, temu, co w nas ukryte, temu, co mroczne, niskie, przerażające, okropne i gniewne, a także temu, co wspaniałe, radosne, inspirujące i przepełnione spokojem.
Jesteśmy tego świadomi.
Do tego właśnie gorąco się nas zachęca, a droga do tego doświadczenia wiedzie przez medytację.
Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z buddyzmem, przeżyłam ogromną ulgę, że istnieją nie tylko nauki, ale i metody, dzięki którym mogę te nauki zgłębiać i sprawdzać. Już pierwszego dnia powiedziano mi, że tak jak Bodhidharma, sama muszę odkryć prawdę.

Jednak gdy siądzie się do medytacji i uczciwie wejrzy w swój umysł, można dojść do wniosku, że jego aktywność to coś chorobliwego i przygnębiającego.
Tracimy wtedy poczucie humoru i praktykujemy z ponurą zawziętością, usiłując zgłębić do końca niezbyt atrakcyjną istotę naszego umysłu. Po jakimś czasie takiej praktyki, medytujący zaczynają odczuwać tak wielką rozpacz i poczucie winy, że załamują się i pytają: „I gdzież w tym wszystkim jest radość?”

Zatem na równi z czystym widzeniem, ważny jest także inny element praktyki – życzliwość.
To prawda, że bez jasności i uczciwości krążymy wciąż w tym samym zaklętym kręgu, nie posuwając się naprzód.
Jednak sama pozbawiona życzliwości uczciwość czyni z nas tylko ponurych, sfrustrowanych cierpiętników, skrzywionych jak po zjedzeniu cytryny.
Jesteśmy tak pochłonięci ciągłą autoanalizą, że tracimy wszelkie poczucie wdzięczności i zadowolenia z życia
.
Rozdrażnienie sobą, swoim życiem i nawykami innych staje się przytłaczające.

Dlatego też tak często podkreśla się znaczenie życzliwości.
Nazywa się ją czasem sercem, przebudzeniem serca, łagodnością czy przyjaznym nastawieniem. Zasadniczo jednak pojęcie „życzliwość” opisuje coś bardzo ważnego, co równoważy wszystkie elementy życia i łączy nas z nieuwarunkowaną radością. Trafnie ujął to wietnamski mistrz Thich Nhat Hanh, mówiąc: „Nie wystarczy cierpieć„.

Oczywiście, dyscyplina jest ważna. Gdy zasiadamy do medytacji, przypomina się nam, by stosować się do otrzymanych instrukcji, lecz dlaczego w ramach tej dyscypliny traktujemy się tak surowo? Czy medytujemy, bo „powinniśmy”?

Sposób, w jaki traktujemy wszystko, co pojawia się podczas medytacji, wpływa też na to, jak traktujemy rzeczywistość. Stajemy przed wyzwaniem: jak obok czystego wglądu rozwinąć także współczucie, jak zamiast popadać w coraz większe przygnębienie i poczucie winy, nauczyć się pogody ducha.
Nie podejmując tego wyzwania, będziemy tylko bezwzględnie krytykować siebie i innych. Nic nigdy nie będzie wystarczająco dobre, nic nigdy nie spełni naszych oczekiwań. Uczciwość pozbawiona życzliwości, poczucia humoru i otwartości serca może być po prostu małoduszna. Szukanie prawdy w swoim sercu jest bez wątpienia nie tylko sprawą uczciwości, lecz także współczucia i szacunku wobec tego, co widzimy.

Musimy się nauczyć, jak być dobrym dla siebie samego, jak szanować siebie samego.

Jest to istotne, bo gdy patrząc w swoje serce, odkrywamy to, co pomieszane i co jasne, co przykre i co miłe, nie odkrywamy jedynie samych siebie.
Odkrywamy wszechświat.
Kiedy rozpoznamy w sobie naturę buddy, zrozumiemy, że wszystko i wszyscy mają naturę buddy, że wszystko jest przebudzone i wszyscy są przebudzeni. Wszystko i wszyscy stanowią doskonałą całość, są równie cenni i dobrzy – tacy, jacy są. Gdy swoje myśli i uczucia traktujemy z poczuciem humoru i otwartością, w taki sam sposób postrzegamy wszechświat. Nie pracujemy tylko nad własnym wyzwoleniem, ale także po to, by pomóc społeczności, w której żyjemy – naszej rodzinie, krajowi, całemu kontynentowi, światu, galaktyce…
Wtedy, naturalnie i spontanicznie zachodzi interesująca przemiana. Uświadamiamy sobie, że ile w nas odwagi, gotowości, by patrzeć bezpośrednio w serce, i dobroci wobec siebie samych, tyle też w nas zaufania, które pozwala zapomnieć o sobie i otworzyć się na świat.

Najczęściej wolimy nie otwierać swego serca czy umysłu na innych, gdyż wprawiają nas oni w pomieszanie, któremu nie jesteśmy w stanie sprostać. Brakuje nam do tego siły psychicznej i odwagi. Lecz jeśli jasno i życzliwie spoglądamy na siebie, przestajemy obawiać się patrzenia innym prosto w oczy.
Wówczas doświadczenie otwierania się na świat zaczyna przynosić pożytek jednocześnie nam samym i innym. Im bardziej stajemy się otwarci na innych, tym łatwiej odkrywamy w sobie miejsca, w których jesteśmy zamknięci, zablokowani, wystraszeni czy nieżyczliwi. Uświadomienie sobie tego, choć pomocne, jest też bolesne. Często się zdarza, że jedyną znaną nam reakcją jest obrócenie tej wiedzy przeciwko sobie. Zadręczamy się wtedy, myśląc: „Nie jestem życzliwy, nie jestem uczciwy, nie jestem odważny – i tak nie mam szans”.
Lecz gdy zastosujemy nauki o łagodności i nieosądzaniu do wszystkiego, co w danym momencie widzimy, to żenujące nas dotąd odbicie nas samych napotkane w lustrze stanie się naszym przyjacielem. Zyskamy motywację, by jeszcze bardziej złagodnieć i rozpogodzić się wewnętrznie, bo wiemy już, że jest to jedyna droga pozwalająca na kontynuowanie pracy nad sobą z pożytkiem dla wszystkich istot.
I to właśnie jest początek dorastania. Dopóki nie zechcemy być wobec siebie uczciwi i dobrzy, pozostaniemy dziećmi. Lecz gdy tylko spróbujemy zaakceptować siebie samych, ciążące nam od zawsze poczucie ważności naszego „ja” znacznie zelżeje, ustępując miejsca naszej ciekawości tego, co jest poza nim.

Fragmenty z : Pema Cziedryn „Kiedy życie nas przerasta”

Zobacz też:

• Nigdy nie jest za późno – cytaty z Pemy Cziedryn

Co oznacza buddyjskie “Przyjęcie Schronienia” ?

• Demony, które niosą Przebudzenie

Wyjdź Demonowi naprzeciw !

Czy zadawanie „głebokich pytań” ma jeszcze sens?

Tagi

, , , , , , , , , ,

Mówiąc metaforycznie „głębokie pytania” są dzwonkiem, który budzi cię z uśpienia.
Zabiegani, zagonieni, zapatrzeni w siebie, przeżywamy swoje życie jakby mimochodem.
Zwykle bezwiednie robimy rzeczy, które robią inni, myślimy myśli, które są udziałem większości, poddajemy się manipulacjom nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Trochę to wygląda tak, jakbyśmy byli społecznymi automatami, które inni programują i które w związku z tym realizują jakieś nie-własne cele. A potem jeszcze wmawia się nam, że właśnie to jesteśmy my.
(Znacie tę reklamę: „bądź sobą – wybierz pepsi”)
Tak, ludzie w naszym obszarze kulturowym mają bardzo silne poczucie wolności i niezależności, ale gdy głębiej się temu przyjrzeć, to okaże się, że niemal wszyscy realizujemy jakiś absurdalny program życiowy, w którym trzeba zaharowywać się, po to, by mieć dużo pieniędzy, po to, by kupować przedmioty, bez których spokojnie moglibyśmy się obejść.

W stanie „nie wiem” widzę
rzeczy takimi, jakimi są – bez
nakładania na nie własnych
wyobrażeń, projekcji i zachcianek.
Ostatecznie znikają wszelkie
bariery, które wcześniej
oddzielały mnie od świata

Do tego dochodzi jeszcze wiele innych działań i wyborów, które realizujemy jakby z rozpędu nie zastanawiając się nad ich sensownością, naszymi rzeczywistymi motywami, czy konsekwencjami w jakiejś dłuższej perspektywie czasowej. Jesteśmy bardzo krótkowzroczni i zapatrzeni w nasz doraźny i bardzo wąsko pojmowany interes.
To wszystko pcha nasz świat na krawędź przepaści, ponieważ widzimy, że ta rozkręcona machina rozwoju za wszelką cenę pochłania kolejne gatunki, dzikie miejsca, ale również też nasze poczucie spokoju i spełnienia.
Zamiast żyć w równowadze i harmonii jesteśmy coraz bardziej zabiegani, zmęczeni i depresyjni, a równolegle Ziemia staje się coraz bardziej zdegradowanym miejscem.
Jak się obudzić z tego letargu? Jak przerwać to błędne koło?

Ratunkiem dla nas i dla świata mogą być głębokie pytania, które zadajemy sobie, by odnaleźć się na powrót w tym, co jest naprawdę ważne. Ale zadawanie sobie tych pytań wymaga określonych warunków i pewnej dyscypliny.
Przede wszystkim, żeby zadać sobie głębokie pytanie najpierw trzeba się zatrzymać.
Stop!
Teraz jest ten moment.
Nie ma żadnej przeszłości i przyszłości. TERAZ. Żadnego pośpiechu, żadnego celu…
Dalej, trzeba odnaleźć w sobie odwagę, aby poddać w wątpliwość to, co jest. Nic nie jest oczywiste, nic nie jest dane z góry. Tutaj otwiera się przestrzeń, w której pojawiają się najbardziej podstawowe, pytające intuicje: kim jestem, czym jest życie, co ma znaczenie, o co chodzi w tym wszystkim?
Od razu też pojawia się pokusa, aby dać pierwszą lepszą odpowiedź. Albo wymyślić jakąś odpowiedź odwołując się do własnego intelektu, wiedzy czy doświadczenia. Ale wtedy na powrót zapadamy w sen. W głębokich pytaniach nie chodzi o myślenie czy intelektualizowanie, ponieważ stan „wiem” jest zachęceniem do ponownego uruchomienia automatycznego programu.
Zadawanie głębokich pytań, jeżeli ma nas od tego uchronić, musi zawierać zgodę na dyskomfort związany z brakiem gotowej odpowiedzi. Bo w głębokich pytaniach tak naprawdę nie chodzi o odpowiedzi, a o „stan pytający”. Ten stan, który możemy nazwać przenikliwością i uważnością przeszywa na wskroś każdą prawdę i dociera do samego jądra egzystencji. Bez myślenia, bez odpowiedzi, mamy okazję, żeby prawdziwie zjednoczyć się z pytaniem.
Być całym sobą pytaniem, chodzić z nim, oddychać nim, patrzeć nim, słuchać nim. Dać się pochłonąć. I w tym stanie, w pełni doświadczyć własnego „nie wiem”. To prawdziwie święty stan, ponieważ leczy nas z chronicznej arogancji, której podstawą jest przekonanie o własnej nieomylności. W stanie „nie wiem” widzę rzeczy takimi, jakimi są – bez nakładania na nie własnych wyobrażeń, projekcji i zachcianek.
Ostatecznie więc znikają wtedy wszelkie bariery, które wcześniej oddzielały mnie od świata.

Z tego stanu następnie spontanicznie rodzą się podstawowe oczywistości: że oddycham, że stoję na ziemi, że czuję. Jak bardzo daleko odeszliśmy od tych prostych poruszeń serca, od cudowności zwykłych spraw, które potrafią codziennie zachwycać tych, którzy nie dali złapać się w pułapkę pośpiechu, czy podszeptów medialnej karuzeli. Będąc blisko tego, co przy-ziemne, odkrywając to, co jest najważniejsze i podstawowe sprawiamy, że nasze życie ponownie wchodzi na właściwe tory. I jakkolwiek to, co proste, zwykłe i przyziemne wydaje się być nudne i mało atrakcyjne w porównaniu z tym szalonym i kolorowym cywilizacyjnym zawrotem głowy, to właśnie tam otwiera się prawdziwa głębia pełnego doświadczania chwili teraźniejszej – bez żadnych specjalnych zabiegów – ot tak po prostu. Tak oto wygląda praktyka zadawania sobie głębokich pytań.
Właśnie tutaj, właśnie teraz mogę doświadczyć prostoty i siły życia i następnie zacząć robić to, czego nie mogę nie robić.

Fragment z  „Odkrywanie natury” Ryś Kulik

Zobacz też

Życie – cytaty z Osho

• Nigdy nie jest za późno – cytaty z Pemy Cziedryn

Życie w harmonii

Bądź swoim mistrzem – odpowiedzi są w Tobie

Kim jestem? Początek życia

Wewnętrzny ogród

Jak rozmawiać z podświadomością?

Tagi

, , , , , , , , ,


Przez obrazy i uczucia. Podświadomość jest jak dziecko. Czytać nie umie, za to doskonale rozumie, co myślisz i czujesz. Ważniejsze są dla niej uczucia niż słowa. Jej królestwem są emocje.

Jeśli napiszesz do podświadomości list, nie dotrą do niej słowa, tylko emocje, jakie wytworzą się podczas pisania. I tak na przykład afirmacje pisemne, czyli przepisywanie tej samej frazy, sprzyja zmęczeniu umysłu. W ten sposób osłabiamy czujność naszego wewnętrznego kontrolera, który z reguły przeszkadza w swobodnej „rozmowie” z podświadomością. Optymalny efekt tej komunikacji osiagniemy, kiedy umysł jest znudzony i rozluźniony a wyobraźnia podsuwa ci przyjemne obrazy.
Im częściej będziesz wprowadzała się w stan radosnego oczekiwania na korzystną zmianę w życiu, im częściej będziesz się czuła jak osoba, która ma wszystko, jest szczęśliwa – tym szybciej przyciągniesz do życia ów stan. Jeśli czujemy się kochani, wówczas działamy jak antena, która nadaje program pod tytułem „Miłość”. Wibracja ta działa jak lep na muchy, przyciągając zdarzenia, które zawierają w sobie energię miłości. Im częściej odczuwasz w sobie stan obfitości, tym bardziej świat będzie cię wspierał w tym, aby obfitość była twoim coraz większym udziałem.

Kluczem do tych pomyślnych okoliczności jest nadświadomość. To ona „koordynuje” zdarzenia w świecie zewnętrznym. Wydaje się nam, że na to co nam się przydarza, nie mamy wpływu. Tymczasem to tylko nasz umysł nie potrafi się z dogadać z otaczającą nas rzeczywistością. A podświadomość – wręcz przeciwnie – jest doskonałym kanałem komunikacji. Doskonałym i zupełnie zaniedbanym.

Podstawowy błąd, jaki popełniają adepci sztuki komunikacji z wyższą instancją to myślenie zadaniowe. Wydaje nam się, że wystarczy zrobić cokolwiek w kierunku przekazania nadświadomości naszych pragnień i będzie dobrze. Czasem, oczywiście, dzieją się cuda, ale częściej wymaga to systematycznej pracy. Więc jeśli wyobrażasz sobie, że wystarczy przez pół godziny dziennie czuć się jak bogacz, wizualizować sobie bogactwo, sumiennie przepisywać afirmacje, lub nawet śpiewać je i będzie dobrze – muszę cię rozczarować. Bo jeśli przez pozostały czas twoje myśli zajęte są myśleniem o trudnościach życia, niedostatku, ciągłym braku, to z czystej matematyki wynika, że twoje emocje dalej są po stronie biedy. Na szczęście matematyka to nie wszystko. Moc twoich pozytywnych myśli jest wielokroć silniejsza niż tych negatywnych. Tylko dajmy im prawo zaistnieć w naszym życiu. Nasze myśli jeżdżą po autostradzie nawykowego małostkowego myślenia. Żeby to zmienić, trzeba stworzyć zupełnie nowe ścieżki neuronowe, a potem jeszcze je użytkować i to często. Na początku przypomina to karczowanie lasu. Z biegiem czasu coraz łatwiej jest myśleć o rzeczach przyjemnych. A wydawałoby się, że nie ma nic prostszego jak marzyć o niebieskich migdałach. Tymczasem okazuje się, że łatwe to było, kiedy mieliśmy lat kilka lub kilkanaście. Teraz to ciężka praca!

Kiedy chcesz zmienić swoje życie, relacje, dobrostan i chcesz to zrobić w duecie z podświadomością, musisz zaangażować swoje uczucia a wyłączyć umysł, racjonalne myślenie, wewnętrznego krytyka i osobistego sabotażystę.

Najprostszym i najszerzej dostępnym sposobem na to jest oddychanie. Świadome oddychanie. Jest sporo technik, wybieraj intuicyjnie. Medytacja jest równie dobra, acz wymaga praktyki. Stan wyciszenia umysłu, czyli stan alpha możesz osiągnąć drogą głębokiej relaksacji. Jedynym zagrożeniem dla tej metody jest mimowolne przeniesienie się do krainy Morfeusza. Na szczęście tam też można pracować, i to równie konstruktywnie.

Praca z nieświadomością składa się z trzech etapów:

* znalezienie przekonania, które blokuje cię przed osiągnięciem pożądanego stanu,
* transformacja niepotrzebnego wzorca,
* zaszczepienie nowego przekonania.

Cudownym podsumowaniem całego procesu, klamrą spinającą wszystkie elementy jest wdzięczność. Wdzięczność to potężne narzędzie, dające nam jeszcze więcej tego, co dostaliśmy i za co jesteśmy wdzięczni. Jeśli płacimy rachunek w sklepie, restauracji, czy innym miejscu dziękujmy za to, co właśnie otrzymaliśmy, błogosławmy osoby, od których to otrzymujemy i ślijmy wszem i wobec dobrą energię. Ona zawsze wraca zwielokrotniona.

Ostatnim elementem jest działanie. Praca z podświadomością i nadświadomością to rewolucyjne metody osiągania pożądanych zmian w życiu, jednak pewne przekształcenia wymagają oprócz pracy z energią także pracy z materią. Czyli trzeba wypełnić przysłowiowy kupon totolotka, albo wyjść z domu i wpaść do kałuży, z której uratuje nas mężczyzna naszego życia, albo wysłać cv po to, aby dać swojemu przyszłemu pracodawcy szansę na zatrudnienie nas. Zrobić coś, postarać się bardziej, zadziałać, a nie czekać na zbawienie. Najpierw trzeba wprawić w ruch machinę wszechświata. Czasem, aby ją ruszyć z posad, trzeba nam będzie czasu i wytężonego wysiłku. A czasem wystarczy ją dotknąć palcem. Nigdy nie wiesz, ile pracy cię czeka. To jest ryzyko, które bierzesz na siebie. Pamiętaj, zawsze się możesz poddać i życie będzie takie jak dotychczas. Na wypadek, gdybyś postanowiła zaryzykować, mam dla ciebie…

ĆWICZENIE

Mój perfekcyjny dzień nowego życia

*

Najpierw zastanów się do czego dążysz, czym jest dla ciebie sukces. Dla ciebie osobiście, nie twoich rodziców, męża, dzieci, tylko dla ciebie, jaką jesteś, kiedy nikt cię nie obserwuje. Co przyniesie ci największą satysfakcję, zadowolenie z siebie, dumę?

*

Kiedy już to ze sobą uzgodnisz, napisz krótkie wypracowanie na temat: Mój perfekcyjny dzień nowego życia. Wyobraź sobie, że spełniło się twoje życzenie i budzisz się w swoim nowym życiu. Opisz ten dzień w szczegółach. Od momentu obudzenia się (jak wygląda sypialnia, która jest godzina, czy spieszysz się do pracy, czy możesz leniuchować, kto leży obok ciebie, jaki jest widok za oknem, ile masz lat…) W wypracowaniu z detalami przedstaw cały dzień, do momentu, kiedy idziesz spać. Uwzględnij wszystkie możliwe szczegóły, oraz odpowiedz sobie na kilka pytań: Jak się wtedy będziesz czuła? Jak będziesz mówiła? Czy zmieni się twój styl mówienia, sposób wyrażania, szybkość wypowiadania? Jak będzie wyglądała twoja twarz? Twoja postawa? Jakim będziesz człowiekiem? Jaka będziesz dla najbliższych, jaka będziesz dla przyjaciół, dla osób obcych? Wczuj się w ten moment. Obudziłaś się… Po czym poznasz, że już osiągnęłaś swój cel, że to jest dzień twojego nowego życia? Czym się różni od dziś.

*

Kiedy zakończysz to ćwiczenie, możesz dokonać wizualizacji swojego życia tworząc osobistą Mapę Marzeń. Praca ta polega na jakieś formie wizualnego oddania swojego szczęśliwego życia. Można rysować, malować, można też powycinać z kolorowych magazynów zdjęcia, które zobrazują różne dziedziny naszej przyszłości: nasze relacje, pracę, związki, dzieci, dom, jak będą nas postrzegali inni, jak będziemy spędzali czas wolny, kim się staniemy. Możemy też stworzyć film opisujący nasze życie, to lepsze życie. Ramy felietonu są zbyt wąskie, ale jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak wyglądają takie filmowe afirmacje, zwane z angielska „vision statement” lub „mind movies” to zapraszam na stronę http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/Vision_statement.html Jest tam też instrukcja jak wykonać własny film. W gruncie rzeczy jest to banalnie proste. A uwierzcie mi, wasza podświadomość zakocha się w tym.

Na jakiekolwiek działanie się zdecydujesz, będzie dobrze, bo zaczniesz się komunikować ze swoim wewnętrznym Ja. I mam nadzieję, że będzie to początek pięknej przyjaźni.

Autor: Beti MARKOWSKA – trenerka rozwoju osobistego. Prowadzi warsztaty i sesje indywidualne. Założycielka Centrum Rozwoju Osobistego „Solaris” (http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/ )
W swojej pracy wykorzystuje techniki Huny, NLP, channelingu, wizualizacji, pracy z ciałem.

Zobacz także:

Wizualizacja. Materializacja marzeń. Sekret.

Uzdrowicielska potęga wizualizacji

• Jak zachęcić podświadomość do współpracy

Podświadomość, Świadomość i Nadświadomość. Wg Huny.

Praca z podświadomością = esencja prawdziwej zmiany.

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , ,

Podświadomość jest źródłem mocy lub bezsilności.
Energią zmieniającą się w falę niosącą z nurtem życia, lub niszczycielski huragan zmieniający w zgliszcza wszystko, co tylko pojawi się na drodze życia. Jej potęga czeka na wykorzystanie, a dzięki niej możesz dowolnie kierować swoim losem. Wszystko, czego doświadczasz jest wynikiem Twoich podświadomych wyborów, a o Twoim powodzeniu lub niedoli decydujesz sam, ulegając podświadomym sugestiom, projekcjom i przekonaniom. Trzymasz w ręku wiedzę umożliwiającą Ci przeprowadzenie dowolnej zmiany w sobie, a konsekwencją tego zawsze i nieuchronnie jest zmiana okoliczności.

TECHNIKI PRACY Z PODŚWIADOMOŚCIĄ

Za chwilę poznasz podstawowe techniki terapeutyczne wykorzystywane w pracy z podświadomością. Umożliwiają one dotarcie do głębokich przekonań, odkrycie ich i zrozumienie, a także sporządzenie szczegółowego obrazu podświadomych programów dotyczącego niemal każdej sfery życia.

Po co rozpoznawać ograniczające przekonania?
Ponieważ daje to możliwość uwolnienia się z mocy destrukcyjnych wzorców, jakie wciąż i wciąż odtwarzamy automatycznie i nieświadomie w życiu. Dysponując tą wiedzą zyskujesz narzędzie umożliwiające Ci poznanie swoich najważniejszych, fundamentalnych schematów myślowych, poznanie źródła swoich blokad, zahamowań, oraz zmianę i zastąpienie ich nowymi, korzystnymi myślami prowadzącymi do zdrowia, komfortu i zadowolenia.
Proponuję Ci, byś na początku pracy z podświadomością testował kolejne metody, eksperymentował, sprawdzał je i dopasowywał do swoich potrzeb w pracy z konkretnym, nurtującym Cię zagadnieniem.

Nie musisz wykorzystywać ich jednocześnie.
Niektóre z nich możesz wykorzystać raz lub dwa, a inne regularnie. Wybierz te, które przemawiają do Ciebie, inspirują do działania i umożliwiają najłatwiejszą, najbardziej efektywną pracę.

Możesz szukać rozwiązań na wiele sposobów. Odkrywając ograniczające przekonania równie dobre może być poszukiwanie znaków, technika lustra jak i arkusz przekonań, czy technika niedokończonych zdań w odniesieniu do jednego, zawężonego zagadnienia. Twoim celem niech będzie rozwój osobisty, a przedstawione metody są warsztatem, który dostarcza Ci niezbędnych narzędzi, byś w jak najprostszy sposób osiągnął efekty dające solidną podstawę trwałej, satysfakcjonującej i korzystnej zmiany.

Techniki pracy z podświadomością wzmacniają programowanie umysłu nieświadomego.

METODY PRZEPYTYWANIA PODŚWIADOMOŚCI

Przepytywanie podświadomości to główny sposób umożliwiający dotarcie, odkrycie ograniczających przekonań i podświadomych programów i aktywizację bazy informacji ukrytej w pamięci podświadomości.

Pomaga zrozumieć źródło powtarzających się zdarzeń, problemów w życiu, uświadomić je sobie, oraz wyeliminować. Zrozumienie tego, co przekazuje nam podświadomość w ukrytych komunikatach może odbywać się na zasadzie olśnienia, poprzez obrazy, przypadki, znaki odczytywane w rzeczywistości, ale także poprzez wyszukiwanie najczęściej pojawiających się podobieństw, czy powtarzających się zdarzeń.

Najważniejszą kwestią jest chęć uzyskania i odczytania odpowiedzi, które bywają niejasne, ukryte, stłumione bądź symboliczne. Odpowiedzi pojawiające się podczas pracy z przepytywaniem podświadomości, przeważnie tkwią w nas od lat, po prostu nigdy nie dopuszczamy ich świadomie do głosu, ignorujemy, odrzucamy.

Uświadomienie sobie programów, przekonań, oraz własnych „dlaczego”, to wielki krok na przód, rozpoczynający wspaniałą mentalną przemianę. Już wkrótce poznasz najpopularniejsze techniki stosowane w przepytywaniu podświadomości. Są to:

* niedokończone zdania,

* technika lustra,

* poszukiwanie znaków,

* pytanie przed snem,

* wizualizacja postaci podświadomego Ja.

Każda z tych metod daje dobre rezultaty, niezależnie od tego, czy jest stosowana samodzielnie, czy w zestawieniu z metodą pomocniczą.

Wykorzystując je, warto sporządzać notatki lub wydruki i wracać do nich co jakich czas, analizując zmiany, jakie zaszły w odpowiedziach. Wraz z praktykowaniem afirmacji i innych technik, programy zaczną się stopniowo zmieniać. Uświadomione przekonania stracą negatywny wydźwięk, lub przestaną przeszkadzać w drodze do celu. Pojawią się nowe wyzwania i możliwości.

TECHNIKA 1.

NIEDOKOŃCZONE ZDANIA

Cel

Metoda niedokończonych zdań jest sposobem na:

* uświadomienie motywów działań, decyzji, wyborów,
* dotarcie do ukrytych dla umysłu świadomego zasobów informacji,

* odkrycia przekonań, na tyle silnych, że rządzą naszym życiem.

Technika niedokończonych zdań ma na celu wydobycie i zapisanie odpowiedzi podsuwanych przez umysł nieświadomy, tkwiących w nim, ignorowanych świadomie. To podstawowa metoda terapeutyczna, umożliwiająca odszukanie ograniczających przekonań.

Stosowanie

Polega na zapisywaniu jednego trzonu niekompletnego zdania i dopisywaniu do niego różnych, coraz to nowych zakończeń. Znajdź za każdym razem co najmniej sześć wersji odpowiedzi. Dziennie wystarczy, że wykonasz dwie dziesięciominutowe sesje –np. pierwszą do południa i drugą wieczorem.

Kiedy wykonujesz ćwiczenie, nie analizuj odpowiedzi. Pisz to, co przychodzi Ci na myśl, bez zastanowienia. Być może będzie zdarzać się, że zakończenia się powtórzą, jednak pojawią się również nowe. Pamiętaj, że nie ma właściwych lub niewłaściwych odpowiedzi. Wszystkie zakończenia są cenne, ważne, istotne.

Pracując w ten sposób możesz korzystać z notatnika, komputera czy dyktafonu. Powtarzasz zdanie za każdym razem dodając inne zakończenie, w ten sposób aktywizując dostęp do podświadomych zasobów informacji. „Stały”, świadomy pakiet odpowiedzi jest ograniczony. Kiedy brakuje logicznych, sprawdzonych rozwiązań, wtedy wkracza do akcji umysł nieświadomy.

Bilans

Po tygodniu pracy nadchodzi czas na podsumowanie i analizę. Zbierz wszystkie notatki z całego tygodnia. Przeczytaj wynotowane zakończenia i wynotuj swoje wnioski.

Niektóre odpowiedzi wydadzą się oczywiste. Część z nich będzie logiczna, pochodząca z Twojego świadomego systemu przekonań, ale znajdziesz również zaskakujące, trafne, dotykające sedna problemu.

Kiedy sporządzisz swój tygodniowy bilans przekonań – gratuluję. Masz przed oczami listę, wypadkową tego, w co wierzysz, dokładne potwierdzenie Twojego prywatnego kodeksu norm, którymi kierujesz się w życiu.

Zastanów się, jakie konsekwencje powodują w Twoim życiu? Czy wszystkie z nich wzmacniają Cię i tworzą dokładnie taki obraz życia, jaki chcesz mieć?

Jeśli wśród nich są też i takie, które odbierają Ci radość życia, są powodem negatywnych uczuć, braku pewności – pozbądź się ich. Każde przekonanie możesz zmienić poprzez zastąpienie go świadomie wybranym, w procesie programowania podświadomości (neuronalnego).

Rozpoznaj blokady

Zwróć uwagę podczas pierwszych prób wykonywania tego ćwiczenia na to, co się wydarzy w Twoim otoczeniu.

Przeszkody, z jakimi możesz się zmierzyć podczas stosowania techniki niedokończonych zdań:

* Nie pozwalasz sobie na spontaniczność, analizujesz, opierasz się przed swobodnym zapisywaniem myśli.

* Brak Ci systematyczności. Wykonywanie ćwiczenia nieregularnie i z przerwami nie przyniesie pożądanego rezultatu. Umysł przystosowuje się do cyklu rytuałów dziennych.

* Poddajesz się swoim oporom. To naturalne, ponieważ podświadomość niechętnie udostępnia swoją bazę danych. Po prostu jesteś nauczony myśleć w określony sposób i zawsze, kiedy usiłujesz przestawić się na inne tory, na początku napotkasz trudności.

* Podczas pisania możesz czuć się wyjątkowo zmęczony, rozdrażniony, znudzony, a wszystko to minie, kiedy tylko odłożysz arkusz i zaniechasz pisania. Podświadomość dąży do zachowania homeostazy – równowagi, dbając, by zniwelować jakiekolwiek odstępstwa od normy.

Pamiętaj, że to tylko mechanizmy obronne nieświadomego umysłu, który dba, byś poruszał się raz wytyczonymi ścieżkami myślowymi. Opisz swoje doświadczenia i przeszkody, jakie napotykasz w czasie stosowania niedokończonych zdań. Potraktuj je jako wskazówkę, specyficzny wyznacznik dla siebie i nie pozwól sobie zaniechać działań.

ĆWICZENIE 1.

Sprawdzenie podświadomego przyzwolenia.Polega ono na ustaleniu stopnia otwarcia, gotowości na przyjęcie manifestacji swojego pragnienia, celu.

Marząc o czymś, afirmując, wizualizując, podświadomie możemy nie dopuszczać do siebie realizacji i spełnienia. Zastanów się, czego bardzo pragniesz, co chcesz osiągnąć. Zapisz cel, życiowy priorytet, którego jeszcze nie zrealizowałeś.

MÓJ CEL, KTÓRY PRAGNĘ OSIĄGNĄĆ:

……………………………………………………………………………………………………………

……………………………………………………………………………………………………………

Zadaj sobie kolejno pytania:

* Czy zasługuję na to?

* Czy czuję się tego godny?

* Czy czuję, że to jest w porządku wobec mnie i innych ludzi?

* Czy będę czuł się bezpiecznie po zrealizowaniu celu?

* Co odczuwam na myśl o tym, że może mi się udać?

* Czy mój cel jest możliwy do wykonania i realny?

* Czy akceptuję to?

ĆWICZENIE 2.

Wypisz trzy sukcesy z ostatnich trzech miesięcy, trzy ważne marzenia, trzy niezrealizowane do tej pory, ważne cele. Zastanów się, i odpowiedz:

* Co pomaga Ci osiągnąć sukces? Jakie Twoje cechy, umiejętności, predyspozycje, wspierają Cię umożliwiając realizację?

* Co Cię blokuje w realizacji marzeń? Jakie Twoje cechy przeszkadzają Ci otrzymywać to, czego pragniesz?

* Jakie czynniki w świecie zewnętrznym blokują Cię, według Ciebie, najbardziej?

* Co jest przyczyną Twoich zahamowań w działaniu? Czego się obawiasz najbardziej?

ĆWICZENIE 3.

Jeśli świadomie nie potrafisz znaleźć źródła swoich blokad, porażek, posłuż się techniką niedokończonych zdań. Wypisz swój niezrealizowany cel lub to, co uważasz za osobistą porażkę.

TO BYŁO DLA MNIE WAŻNE:

……………………………………………………………………………………….

……………………………………………………………………………………….

Nie udało mi się bo ………………………………………………………

Nie udało mi się bo ………………………………………………………

Nie udało mi się, bo ……………………………………………………….

I wypisz sześć powodów, które według Ciebie przyczyniły się do niepowodzenia w realizacji.

Technikę niedokończonych zdań można zastosować do odszukiwania ograniczających przekonań w poszczególnych sferach życia. Arkusz, oraz opis metody znajdziesz w „Sposoby na podświadomość” na http://www.strefaumyslu.pl

Nie opisuję jej tutaj ze względu na to, że jest ona zbyt rozbudowana.

WYPARTE WZORCE

Często u podłoża życiowych problemów leżą głęboko ukryte wzorce, których nie można odkryć poprzez świadomą analizę i logiczne poszukiwanie przyczyn.

Są to programy stworzone w dzieciństwie, lub zakorzenione w podświadomości poprzez długotrwałe zmaganie się z sytuacjami, które wzbudzają w nas trudne emocje takie jak lęk, złość, strach, przerażenie, poczucie zagrożenia, bezsilność, lub też ciężkie emocje, np. poczucie winy i wstydu wzmacniane i stłumione poprzez mechanizm wyparcia ze świadomości.

Za każdym razem, kiedy nie radzimy sobie z traumatyczną sytuacją, niezależnie od tego, w jakim momencie życia zaistniała, mamy do czynienia z uruchamianiem mechanizmów obronnych i podświadomą projekcją na świat zewnętrzny.

Wszyscy mamy tendencję do odcinania się od wspomnień wywołujących w nas emocje, z którymi nie umiemy sobie poradzić. Spychamy je w mroki umysłu, zapominamy, wymazujemy z pamięci, zaprzeczamy ich istnieniu, racjonalizujemy bądź negujemy. Jest to zjawisko jak najbardziej naturalne, jednak istotą naszego Ja jest proces zmiany mający na celu umożliwiać nam wewnętrzny wzrost, pokonywanie barier, przeszkód, ograniczeń i podążanie ścieżką własnego rozwoju.
W rzeczywistości nie tyle pokonywanie trudności i borykanie się z problemami jest dla nas męczące i uciążliwe, ale zaprzeczanie istnieniu problemów, negowanie, wypieranie ich ze świadomości, wewnętrzna walka, którą toczymy w lęku przed postrzeganiem tego, z czym nie chcemy się mierzyć. Dzięki naturalnemu prawu rozwoju i zmiany życie umożliwia nam wciąż nowe szanse na dostrzeżenie naszych wewnętrznych problemów i zapanowanie nad nimi. To co jawi się jako problem, zmartwienie, co wzbudza w nas niechęć, jest kolejną okazją do przyjrzenia się sobie i oczyszczenia z tego, co zbędne, zrzucenia mentalnych kajdan i odrodzenia.

TECHNIKA 3.

UTAJONE KORZYŚCI

Wbrew pozorom, każda sytuacja, w której uczestniczymy przynosi nam jakieś podświadome korzyści i to właśnie one sprawiają, że tak uporczywie trzymamy się starych nawyków.

Ponieważ nawet jeśli szukamy odpowiedzi zadając sobie pytanie – dlaczego akurat mnie się to przytrafia? Dlaczego nie mam pieniędzy, dlaczego nie mogę znaleźć idealnego partnera, dlaczego spotykam ludzi, którzy mnie wykorzystują, ranią, zdradzają, dlaczego jestem chora, cierpię niewygodę itp.

Każdy z nas ma swoje „dlaczego”, które powtarza jak mantrę.

Prawdopodobnie wszyscy codziennie otrzymujemy odpowiedzi na swoje dlaczego, ale znikomy procent z nas potrafi je odczytać. Istnieje jeszcze jeden aspekt tego zagadnienia. Pytanie – dlaczego – często prowadzi nas do nikąd. Może w takim razie należy zadać sobie pytanie – jaki mam pożytek z tego, że mi się to przytrafia? Np. jeśli uskarżam się na zły stan zdrowia, powiedzmy – problemy z nadwagą czy jest sens zadawać sobie pytanie – dlaczego jestem otyła?( Dlaczego nie mogę być szczupła? Dlaczego nie mogę wyglądać tak jak inne dziewczyny? ) prawdopodobnie otrzymam bardzo logiczną odpowiedź – bo za dużo jem, bo jem niezdrowo, bo za mało ćwiczę, bo mam budowę ciała po ojcu/ mamie/ babci/, bo nie lubię siebie itp.

Jednak jeśli zależy nam na odszukaniu prawdziwej przyczyny problemu, pytanie powinno brzmieć – jaką mam korzyść z tego, że jestem otyła? (Jaki mam pożytek z tego, że nie mam pieniędzy? Jaki mam pożytek z tego, że jestem samotny?) Oczywiście większość z nas może się oburzyć – jaki można mieć pożytek z choroby, biedy, innych problemów?

Musisz wiedzieć, że w życiu wbrew pozorom nie ma nic, co byłoby nieprzydatne i przypadkowe. Sprawy zbędne odchodzą od nas same, opuszczają nas (chyba, że bardzo się upieramy i zatrzymujemy je nie mogąc się z nimi rozstać), tworząc miejsce na nowe, lepsze, ponieważ taka jest natura naszego życia, zaś nas otacza dokładnie to co ma nam umożliwiać nasz rozwój, zmianę, pokonywanie własnych ograniczeń i oczyszczanie się.

Jeśli coś zdarza się w Twoim życiu nadzwyczaj często – przyjrzyj się temu, ponieważ jest to lekcja, której jeszcze nie przerobiłeś.

ĆWICZENIE 5.

Arkusz podświadomych korzyści

Poniżej znajdziesz przykładowy arkusz niedokończonych pytań, z którego możesz skorzystać wykonując to ćwiczenie.

Ja (Twoje imię)………………………..….mam korzyść z:

(wpisujemy sytuację) …………………………………………………………………

ponieważ………………………………………………………………………………………..

(Cały arkusz znajdziesz wksiążce „Sposoby na podświadomość”)

TECHNIKA 5.

PYTANIE PRZED SNEM

Pytanie przed snem to technika stosowana w wielu propozycjach pracy z umysłem. (W metodzie samokontroli umysłu Silvy podobną do niej jest technika szklanki wody.)

W rzeczywistości polega na zaktywizowaniu podświadomości i wykorzystaniu ukrytych w niej zasobów informacji w naturalnym dla człowieka momencie wyciszenia umysłu – tuż przed snem.

Ponieważ podświadomość jest najbardziej aktywna podczas snu i w fazie zasypiania, kiedy umysł przechodzi ze stanu Beta w stan Alfa, możemy wtedy skutecznie z nią pracować.

Jeśli zadajesz pytanie przed snem poświęć też po przebudzeniu chwilę czasu na zapisanie tego co zapamiętałeś. Potraktuj to, jakbyś pytał o radę przyjaciela. Jeśli dyskutujesz o czymś z drugą osobą słuchasz tego, co ma do powiedzenia. Większość z nas jest nauczona słuchać innych i kompletnie ignorować siebie. Jeśli zechcesz zadać pytanie przed snem, ale zignorujesz informacje, które otrzymasz od podświadomości, ta technika nie przyniesie rezultatów.

Zadając pytanie przed snem możemy spodziewać się odpowiedzi w czasie snu lub po przebudzeniu. Jeśli odpowiedź nie nadejdzie od razu, nie przejmuj się. Być może otrzymałeś odpowiedź, ale nie umiesz jej odczytać.

Można powtarzać pytanie przed snem przez tydzień (oczywiście tylko wtedy kiedy odpowiedź nie nadchodzi) zapisując zapamiętane sny, po tym czasie przeanalizować je pod względem dominujących motywów, przedmiotów, sytuacji, zdarzeń, znaczeń, odczuć i postaci.

Nie warto szukać odpowiedzi w sennikach, ponieważ senniki bazują na indywidualnych interpretacjach uzależnionych od wychowania, norm społecznych, przekazów, kultury, narodowości, wieku, pochodzenia, wierzeń, historii rodzinnych, przeżyć, odczuć, wiedzy i własnych predyspozycji.

To co dla kogoś jest symbolem nieszczęścia dla innego może oznaczać dostatek, jeszcze inny zinterpretuje to samo jako zwiastun zmiany. Wystarczy przejrzeć senniki porównując poszczególne interpretacje dotyczące np. pieniędzy i zwierząt – znajdziesz tam wszystkie możliwe tłumaczenia. Inaczej będzie interpretować pojawiającego się we śnie dużego psa osoba, która została pogryziona przez psa, a inaczej miłośnik psów, inny też będzie kontekst takiego snu, inne odczucia.

Nie zaglądaj więc do senników, nie bazuj na interpretacjach innych ludzi. Wystarczy, że będziesz chciał zrozumieć odpowiedź, poznać własne znaczenia swoich snów – odpowiedź na pewno przyjdzie.

Możesz wykonać to ćwiczenie posługując się arkuszem podzielonym na dwie kolumny – w pierwszej zapisujesz sen i to co najbardziej zapadło ci w pamięci. W drugiej kolumnie dopisujesz skojarzenia i myśli dotyczące snu, które pojawią się w ciągu dnia. Nie bój się swoich odpowiedzi, nie ignoruj tego, co przyjdzie Ci na myśl. Podobnie jak przy technice niedokończonych zdań – nie analizuj nieustannie każdego słowa, które zapiszesz. Wyłącz swojego wewnętrznego krytyka, pozwalając sobie uwolnić umysł.

Interpretację snów można zastosować także w celu głębszego poznania osobowości. Już nie w konkretnym poszukiwaniu odpowiedzi, ale potraktować to jako niesamowitą podróż w głąb swojej niezbadanej natury. Ważne jest zapisywanie snów, ponieważ ludzka pamięć jest zawodna. Nie jesteśmy w stanie zapamiętać każdego przeżytego snu, ale każdy niesie w sobie ważną symbolikę.

Często podświadomość we śnie przetwarza to, co przeżywamy w życiu codziennym – wyolbrzymiając sprawy, z którymi się zmagamy po to, by nam pomóc i ukazać je w innym niż postrzeganym świadomie, aspekcie.

Wielu ludzi skarży się na problemy z zasypianiem lub zapamiętywaniem snów, często spotykam też ludzi, którzy twierdzą, że nic im się nie śni. Co w takim przypadku? Każdy rodzaj problemów dotyczących snu i zasypiania jest odbiciem naszego stanu umysłu, niezależnie czy jest to przemęczenie, czy natłok myśli nie pozwalający wyciszyć się, napięcie, stres. Może to być lęk przed konfrontacją z własnym wnętrzem jeśli ktoś ma tendencję do spychania w niepamięć emocji, z którymi nie potrafi sobie poradzić na poziomie świadomym.

Prawdą jest, że co noc przebywamy w różnych fazach snu, w tym tzw. fazie marzeń sennych, a więc śnimy. Jeśli ktoś twierdzi, że nic mu się nie śni, po prostu blokuje dostęp świadomego umysłu do wspomnienia snu.

Praca ze snem w takim wypadku będzie przebiegać stopniowo, a pierwszym krokiem w kierunku świadomego śnienia jest wola zapamiętania marzeń sennych, pokonanie lęku przed kontaktem z podświadomością. Wola zmiany, dokonania czegoś niesie w sobie ogromny ładunek energetyczny. Jeśli czegoś pragniemy możemy zdziałać cuda. Jeśli zechcesz zapamiętać swoje sny, Twój umysł dostosuje się do Twoje prośby i zaczniesz budzić się ze wspomnieniem snu. Warto dziękować swojej podświadomości zaraz po przebudzeniu za każdą zmianę, olśnienie, których doświadczasz.

ĆWICZENIE 7.

Wypełnij arkusz zaraz po przebudzeniu.

Moje pytanie do podświadomości

…………………………………………………………………………………………………………………………..

Zapis snu

………………………………………………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………………………………………………

……………………………………………………………………………………………………………………………..

……………………………………………………………………………………………………………………………..

Symbole we śnie

Miejsce we śnie

Kolory snu

Ludzie w moim śnie

Emocje

Klimat snu

Moje spostrzeżenia

Odpowiedź dla mnie

…..

Fragment ten pochodzi z e-booka „Sposoby na podświadomość”, autorstwa Pauli Świątek
(doradca osobowości, doradca zawodowy, praktyk NLP w biznesie)
więcej na ten temat:  www.strefaumyslu.pl

Zobacz także

Podświadomość – kluczem do bogactwa

• Jak zachęcić podświadomość do współpracy

Podświadomość, Świadomość i Nadświadomość. Wg Huny.

NLP – jak jesteś zaprogramowany?

10 zasad NLP

Rób jak uważasz, czyli buddyzm na luzie

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , ,

Namkhai Norbu Rinpocze

Ja, Namkhai Norbu, nie udaję sztucznej religijnej praktyki
Ani ślepo nie przestrzegam reguł związanych z medytacyjnym
procesem tworzenia i rozpuszczania.

Jeżeli to iluzoryczne ciało, o którym się mówi, że jest trudne do uzyskania,
będzie trwać przez dłuższy czas, postaram się przynosić pożytek innym istotom we wszelki możliwy sposób,
jeżeli nie – przejdę w inny wymiar.
Ty, który wierzysz w wieczność wszystkich rzeczy, rób jak uważasz!

Co się tyczy świadomości, o której się mówi, że jest stwórcą wszystkich rzeczy,
Jeżeli obecny jest stan pierwotnej wiedzy (rigpa),
Pozostawiam go w spokoju, takim jaki jest, bez żadnego poprawiania,
Jeżeli nie – po prostu utrzymuję obecność i przytomność.
Ty, który wciąż zmuszasz się do czegoś, rób jak uważasz!

Co się tyczy okazywania czci tak zwanemu lamie,
Jeżeli jest to właściwe, czynię z tego podstawę swego oddania,
Jeżeli nie – przystosowuję się do istniejących warunków.
Ty, który szukasz sławy, rób jak uważasz!

Co się tyczy tak zwanych reinkarnacji (tulku),
Jeżeli przynoszą pożytek, wykorzystuję je dla szlachetnych czynów,
Jeżeli nie – żyję w naturalny i zwyczajny sposób.
Ty, który pragniesz wysokiej pozycji w hierarchii, rób jak uważasz!

Co się tyczy wykonywania rytuałów z tak zwanymi świętymi przedmiotami,
Jeżeli potrzeba, podejmuję się tego ze względu na kontynuacje nauk,
Jeżeli nie – utrzymuję ciało, mowę i umysł w naturalnym stanie.
Ty, który lubisz tak wiele przygotowań do praktyki, rób jak uważasz!

Co się tyczy tak zwanych ośrodków dharmy,
Jeżeli są pożyteczne, dbam o ich rozwój, aby podtrzymywały nauki,
Jeżeli nie – staram się zmniejszyć przywiązanie i awersję.
Ty, który jesteś gorącym zwolennikiem ośrodków dharmy, rób jak uważasz!

Co się tyczy bogactwa i mocy pochodzących z tak zwanej dobrej karmy,
Jeżeli je mam, używam ich jako podstawy szlachetnych działañ,
Jeżeli nie – jestem równie zadowolony i szczęśliwy.
Ty, który poświęcasz się gromadzeniu rzeczy, rób jak uważasz!

Co się tyczy małżonki, tak zwanego owocu przeszłej karmy,
Jeżeli ma dobrą motywację, udzielam jej nauk, na tyle, na ile potrafię,
Jeżeli nie – robię wszystko, żeby uczynić ją szczęśliwą.
Ty, który zaprzątasz sobie głowę przywiązaniem i awersją, rób jak uważasz!

Co się tyczy uczniów, czyli istot mających uzyskać nauki,
Jeśli utrzymują zobowiązania, wprowadzam ich do istotnych punktów praktyki,
Jeśli nie posiadają tej zdolności, zachęcam ich w każdy możliwy sposób, żeby ćwiczyli swój umysł.
Ty, który łakniesz wielkości, rób jak uważasz!

Co się tyczy przyjaciół i krewnych, tak zwanych bliskich osób,
Jeśli mają odpowiednią motywację, wprowadzam ich na ścieżkę relatywnej korzyści  i absolutnego szczęścia,
Jeśli ich umysły nie mają takich skłonności, nie przejmuję się tym i jestem
równie szczęśliwy.
Ty, który tkwisz w pułapce przywiązania, rób jak uważasz!

Wszystko co istnieje, chociaż pozornie pojawia się jako dobre lub złe,
W ten sposób nie może być rozróżniane w wymiarze wiedzy Pierwotnej Podstawy,
Pozostaję więc w naturalnym stanie, pozbawionym wysiłku.
Ty, który tkwisz w sidłach akceptowania i odrzucania, rób jak uważasz!

Niewysłowiony sposób istnienia opisany w Pradżnia Paramicie
Połączyłem z doświadczeniem bezpośredniego zrozumienia.
I nie mam aspiracji do ścieżki intelektualnych studiów.
Ty, który uważasz się za wielkiego uczonego, rób jak uważasz!

Cokolwiek się pokazuje w naturalnym stanie,
W przestrzeni nie podlegającej ograniczeniom miary ani kierunku,
Cieszę się tym jak ozdobą.
Nie czynię żadnego wysiłku, żeby coś stwarzać albo odrzucać.
Ty, który uznajesz preferencje, rób jak uważasz!

Co się tyczy naturalnego stanu, niesplamionego myślą,
Bez żadnego wysiłku utrzymuje jego żywą obecność.
Po co analizować go ograniczonym rozumem?
Ty, który palisz się do logiki, rób jak uważasz.

W przestrzeni Pierwotnej Czystości (ka-dag), w stanie spokoju,
Bezpośrednio doznaję wszystkich medytacyjnych doświadczeñ,
manifestacji energii i wizji
I nie odczuwając żadnej potrzeby sztucznej praktyki religijnej, jestem szczęśliwy.

Ty, który oddajesz się umysłowym spekulacjom, rób jak uważasz!

W czystym bezmiarze przestrzeni, wolnej od wszelkich uwarunkowañ
Promieniuje pięciobarwne światło samodoskonałej energii dang.
Pierwotna Mądrość […] każdej czującej istoty jest  w spontaniczny sposób doskonała.
Ty, który potrzebujesz konceptualnych potwierdzeń, rób jak uważasz!

W niewymagającym korekty stanie przestrzeni naturalnej dharmaty,
W stanie wiedzy bez rozproszenia, przejrzystym i żywym,
Żyję radośnie poza ograniczeniami intelektualnych pojęć.
Ty, który poddajesz się ograniczeniom, rób jak uważasz!

Naturalny od samego początku, nie dający się opisać stan
Jest przestrzenią przekraczającą wszelkie pojęcia bytu i nie-bytu.
Spośród wszystkich rodzajów istnienia samsary i nirwany, nie ma takiego, który nie byłby doskonały.
Ty, który tkwisz pogrążony w sprzecznych myślach, rób jak uważasz!

Dzięki tej unikalnej wiedzy, w stanie rozpoznania Pierwotnej Podstawy,
Rozumiejąc, że wszystkie zjawiska i to co je ożywia są energią […]
Jestem daleki od dokonywania czegokolwiek mozolnym wysiłkiem.
Ty, który wszystko usiłujesz osiągnąć poprzez wysiłek, rób jak uważasz.

Dla mnie, praktykującego dzogczen, cokolwiek powstaje wyzwala się samo z siebie,
A wąska ścieżka oczekiwań i lęku związana z wysiłkiem, nie istnieje.
Jestem szczęśliwy przyjmując całkowicie wolny sposób bycia.
Ty, który trzymasz się reguł, rób jak uważasz!

Dla mnie, jogina uniwersalnej wiedzy, wolnego od iluzji,
Pierwotna czystość (ka-dag) i samodoskonałość (lhyn-drub) nie są dwoma.
W tym stanie cokolwiek się robi, jest całkowitym spełnieniem samodoskonałości.
Ty, który podążasz stopniową ścieżką, rób jak uważasz!

Ty, który jesteś skuty łańcuchami oczekiwań i lęku,
Spokojnie porzuć ten bezsensowny ból,
Więcej obserwuj siebie,
A może dla ciebie również pojawi się Wielka Doskonałość.

Namkhai Norbu Rinpocze, fragmenty: „Rób jak uważasz”


Zobacz także

• Rozpadnij się na kawałki

Gdzie jesteś, kiedy cię nie ma?

“Stać się nicością” – o co chodzi w tej koncepcji?

Kalu Rinpocze: Dotykając natury umysłu. Medytacja

Wyprawa do serca ciszy. Medytacja

• Czy jesteś uważny?

Tantryczna Psychologia Seksualności

Tagi

, , , , , , , , , , , , ,

Linia Ningmapa buddyzmu tybetańskiego skupia się bezpośrednio na odwiecznej grze, spotkaniu mężczyzny i kobiety, którego szczytowym punktem jest zjednoczenie seksualne.
Ngakpa Chogyam zajmuje się tutaj psychologicznymi podstawami, względnie wewnętrzną postawą i naszym nastawieniem do siebie samych oraz osób drugiej płci, umożliwiającym harmonijne współżycie mężczyzny i kobiety.

Kiedy przejawiamy się w ludzkiej postaci, doświadczamy realności formy w sferze płci.
Rodzimy się jako mężczyźni lub kobiety. W naszym cielesnym układzie odniesienia – jako mężczyzna lub kobieta – doświadczamy owego rozdarcia, jakie jest stałą konsekwencją dualistycznego postrzegania świata.

By czuć się pełnym, musimy doświadczyć oddzielności i odróżniać się od siebie, ponieważ tylko wówczas potrafimy na nowo zjednoczyć się z tym, co – jak sądzimy – utraciliśmy.

Z perspektywy tantrycznej pełnię możemy opisać jako naprzemienną grę zewnętrznych i wewnętrznych treści. […] Kiedy patrzymy z tej perspektywy, najwieksza różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami tkwi w odwrotnym zorientowaniu przejawianych zewnętrznych i wewnętrznych aspektów bytu.
U kobiet zewnętrznie przejawiają się różne aspekty mądrości, a wewnętrznie aspekty współczucia. U mężczyzn natomiast – zewnętrznie współczucie, zaś wewnętrznie aspekty mądrości.

Pało i Khandro

Jeśli kobiety i mężczyźni urzeczywistnili te aspekty, tańczą ze sobą jak pało i khandro, ich energie promieniście nawzajem się odzwierciedlają.

Bez tego urzeczywistnienia kobiety i mężczyźni zataczają się i stale potykają, gdyż ich uwaga odwrócona jest od tego, co naprawdę jest.
W tego rodzaju poplątanym tańcu mężczyzna zwykle chce prowadzić, kobieta zaś być prowadzona, jednakże czasem mężczyzna traci pewność co do kierunku, w którym ma prowadzić i zaczyna się złościć, że w ogóle musi prowadzić.
Może być również i tak, że kobieta czuje się zdominowana i nagle nie chce już być prowadzona. W każdym razie ani jedno, ani drugie, nie jest wolne.

Khandro oznacza również nieskrępowaną grę umysłu mądrości w bezgranicznej przestrzeni.
Jakość tej nieskrępowanej gry jest aktywnością mądrości, która spontanicznie wyłania się z nieuwarunkowanego stanu, naszego nie mającego początku oświecenia. Z perspektywy tantrycznej wszystkie kobiety są na poziomie tajemnym khandro, zaś wszyscy mężczyźni są na tajemnym poziomie pało.

Słowo pało znaczy bohater lub wojownik i określa stosowne zachowanie, które nie potrzebuje pozornego bezpieczeństwa, iluzji trwałej podstawy. Wojownik jest nieustraszony i to nie dlatego, że śmierć uznał za obiektywne zdarzenie w dalekiej przyszłości i w związku z tym zdolny jest spoglądać ku niej bez wielkiego napięcia, tylko dlatego, że doświadcza śmierci w każdym momencie. Wojownik przeżywa narodziny i śmierć każdego momentu w pełnej intensywności, co daje mu zdolność życia w pełni, w rzeczywistości.

Aspekt khandro u kobiet realizuje się jako zewnętrzna przestrzeń mądrości, w której gra ich wewnętrzne współczucie. Widziany na poziomie względnym wygląda tak, że zewnętrzna mądrość i wrażliwość odzwierciedlają się zarówno w jawnej, jak i subtelniejszej formie, w jakiej przejawiają się kobiety.
Reprezentują ją: intuicja, zmienność, elastyczność, zdolność dostosowywania się, wielostronność, otwartość w sposobach reagowania, empatia, zdolność ‚stapiania się’ – poprzez dozwalanie, poprzez umiejętność stwarzania przestrzeni, w której zdarzenia stają się możliwe, przez rezonans, wrażliwość, odbiorczość, harmonię, poprzez harmonijne współbrzmienie, współodczuwanie, delikatność, łagodność, szeroki kąt widzenia, wielowymiarowość postrzegania oraz bezforemne rozumienie promieniowania i otwartości.

Jeśli jednak związek z wewnętrznym współczuciem lub wewnętrzną mocą zaburzony jest przez dualistyczne postrzeganie, zewnętrzna mądrość i wrażliwość tracą siłę orientacji i kobieta staje się podatna na manipulację.
Aspekt pało u mężczyzn realizuje się jako zewnętrzne współczucie, względnie jako moc i odzwierciedla się w jawnej oraz subtelnej formie, w jakiej przejawiają się mężczyźni.
Reprezentują ją siła, intelekt, obiektywność, produktywność, kompetencja, potencjał, wytrwałość, ostrość, dokładność, precyzja, sympatia, stałość, metodyczność, systematyczność, pęd i popęd, umiejętności, pomysłowość, wynalazczość, zwinność, kreatywność, zdolność redukcji spraw do tego co najważniejsze, umiejętność różnicowania, ostrość postrzegania, celowe działanie oraz racjonalizm.

Jeśli jednak ów żywotny związek z wewnętrzną mądrością lub mocą jest zaburzony przez przywiązanie do dualistycznego postrzegania, to owa wewnętrzna mądrość czy moc twardnieją w agresję, nietolerancję i skłonność do manipulowania innymi.

Jeśli mężczyzna nie jest prawdziwym wojownikiem, niebiańska tancerka jawi mu się jako ktoś przerażający, ponieważ przez swą podstawową, wręcz pierwotną przestrzenność, niebezpiecznie chwieje samymi podstawami jego poczucia bezpieczeństwa.

Jeśli zaś kobieta nie rozpoznała jeszcze swego potencjału niebiańskiej tancerki, postrzega pało jako kogoś przytłaczająco groźnego, zahipnotyzowana jego niewyczerpaną efektywnością.

Moc i Wrażliwość

Tezę, którą słyszy się czasami w buddyźmie opartym na sutrach, jakoby kobiety mogły osiągnąć oświecenie dopiero wtedy, kiedy odrodzą się jako mężczyźni, można rozpatrywać na dwa różne sposoby.

Płytko rozumiane owo twierdzenie jest odzwierciedleniem męskiej iluzji, wynikającej z neurotycznej potrzeby osłaniania się przed zagrożeniem, jakim jest przestrzenność.

Mężczyźni boją się pierwotności, czegoś co leży poza racjonalizmem.
Rozumiane głębiej stwierdzenie, że kobiety, aby osiągnąć oświecenie, muszą odrodzić się jako mężczyźni, jest rzeczywiście prawdziwe – ale prawdziwe jest również stwierdzenie odwrotne, że mężczyźni muszą odrodzić się jako kobiety!

Tym, co musi zostać ‚odrodzone’ czy odkryte, jest ukryty męski aspekt w kobiecie i ukryty żeński aspekt w mężczyźnie.

Aby móc w pełni zaistnieć, zarówno mężczyzni jak i kobiety muszą na nowo odkryć nie mające początku powiązanie ze swymi wewnętrznymi jakościami. W tej perspektywie nauki sutr każą postrzegać mężczyzn i kobiety jako żródło wzajemnego warunkowania się; widziani z perspektywy tantrycznej są oni natomiast źródłem wzajemnej inspiracji, dlatego tantra określa związki jako wsparcie dla praktyki, nie zaś jako przeszkodę.

Aby jednak iść ścieżką tantry, musi się najpierw doświadczyć pustki. To jest podstawa oraz zasadnicza kwalifikacja. Kiedy kobiety i mężczyźni odzwierciedlają swe prawdziwe, wewnętrzne i zewnętrzne jakości, prowokują się wzajemnie do rozluźnienia swych przyzwyczajeń, które rozdzielają i wytaczają granice. Jeśli owe przyzwyczajenia zostały już rozluźnione, kobiety i mężczyźni mogą zrealizować pełnię siebie, jeśli jednak oddzieleni od swych jakości wewnętrznych nie czynią nic poza odzwierciedlaniem swoich jakości zewnętrznych, wtedy prowokowane są zaledwie zależnościowe oraz dominacyjne schematy zachowań, przy czym kobieta staje się obiektem seksualnym, zaś mężczyzna mierzony jest tylko miarą osiągniętego przezeń sukcesu.

Mężczyźni muszą pozostać w kontakcie ze swą empatycznością, zaś kobiety ze swą mocą.
Bez owego kontaktu zapominamy, czym jesteśmy i tracimy świadomość ciągłości swej esencjonalnej natury.

W tym stanie dualizmu nasze energie ulegają wypaczeniu, my zaś potykamy się we mgle zapomnienia, tak dobrze znanej nam od dawna.

Jesteśmy pomieszani i tracimy równowagę, tak że nasze aspekty zewnętrzne działają same przeciw sobie i wzajemnie sobie zagrażają.
Osoba, która mogłaby nam pomóc wyzwolić się, mężczyzna czy kobieta, staje się zwykłym więzieniem, zaplątanym w różne zależności. Jeśli mężczyzna utraci kontakt ze swym wewnętrznym aspektem empatyczności, wypacza się jego zewnętrzny aspekt.

Zewnętrzny aspekt jego istnienia, oddzielony od swej wewnętrznej khandro (swej tajemnej mądrości), nie manifestuje się już – tak jak powinien – jako spontanicznie aktywne współczucie, tylko jako pycha.

Owo zarozumiałe poczucie własnej pewności siebie może wyrażać się w różnych formach, począwszy od wywierania nacisku na innych, aż po gwałtowność i brutalność, w zależności od stopnia odizolowania się od wewnętrznej khandro.

Na poziomie duchowym mężczyzna taki stać się może czymś w rodzaju kosmicznego goryla. Jak mi się zdaje, wszyscy poznaliśmy takie typy. Kosmiczny goryl to ktoś, kto wykształcił duchowe muskuły, ktoś kto nauczył się paru tricków i kto wie, jak się zaprezentować, by dostać banany. Dzięki konsekwentnemu, linearnemu zachowaniu osiągnął pewną moc. To typ guru, który twierdzi, że jest nauczycielem świata. Z jednej strony odbieram to jako dość śmieszne, ale równocześnie jako bardzo smutne. Był kiedyś taki bokser, który lubił mawiać o sobie, że jest największym – i rzeczywiście był nim…jakiś czas. Ten rodzaj retoryki sam w sobie nie może wyrządzić wielkich szkód, jednakże na duchowej scenie staje się szybko duchowym faszyzmem.

Poważanie dla Odmiennej Płci

Jedno z najważniejszych ślubowań ngakpy brzmi: nigdy nie traktować kobiet pogardliwie. Dla ngakpów kobiety są źródłem mądrości, zaś ich praktyka polega na tym, żeby świat zjawisk postrzegać jako żeński – jako przejawioną mądrość, jako taniec khandro.

Jeśli świat postrzegamy jako skrzący się i świetlisty taniec khandro, uaktywniona zostaje nasza wewnętrzna khandro – wówczas elementy odprężają się, zbliżając się do swego naturalnego stanu, a tkanka dualności zaczyna się rozpuszczać.

Odpowiadające mu ślubowanie ngakmy /ngakma, to żeński odpowiednik ngakpy/ każe widzieć cały świat zjawisk jako męski – jako manifestację metody, jako potężny i bardzo bezpośredni taniec pało. W ten sposób uaktywniony zostaje wewnętrzny pało, elementy odprężają się, zbliżając się do swego własnego stanu, a tkanka dualności stopniowo się rozpuszcza.

Mężczyźni i kobiety, którzy potrafią wejść w ten rodzaj realności, są w stanie wchodzić w związki nie w wyniku jakiegoś neurotycznego pragnienia, tylko z takiego wewnętrznego nastawienia, jakie opiera się na zasadniczym poważaniu wewnętrznych i zewnętrznych jakości partnera odmiennej płci.

Kiedy uświadomimy sobie naturę własnych wewnętrznych jakości, będziemy w stanie, we wspaniały sposób się uzupełniać. W wyniku tego, zamiast wpychać się nawzajem w coraz sztywniejsze wzorce zachowań, będziemy potrafili skutecznie przeciwdziałać uwarunkowaniom partnera czy partnerki.

Ngakpa Chogyam
Tantryczna Psychologia Seksualności

Zobacz także

Zintegruj w sobie męskość i kobiecość

• Zbiorowe wzorce cierpienia u kobiet

Chłopcy i dziewczynki. Dwa światy?

Chcesz zmienić innych? Zacznij od siebie

Czy wszyscy jesteśmy szaleni?

Stan Świadka

Tagi

, , , , , , , , ,

W tym stanie czas nie istnieje, chociaż czas przez niego płynie. Obłoki płyną po niebie, myśli płyną przez umysł, fale płyną po oceanie, a ja jestem tym wszystkim. Nie patrzę na to, gdyż nie ma żadnego centrum, wokół którego organizowana jest percepcja. Wszystko zwyczajnie powstaje z chwili na chwilę, a ja jestem tym wszystkim. Nie widzę nieba, jestem niebem, które widzi siebie. Nie czuję oceanu, jestem oceanem, który czuje siebie. Nie słyszę ptaków, jestem ptakami, które słyszą siebie. Nie ma niczego na zewnątrz mnie, nie ma niczego wewnątrz mnie, bo nie ma mnie – jest po prostu to wszystko i zawsze tak było. Nic mnie nie popycha, nic mnie nie ciągnie, bo nie ma mnie -jest po prostu to wszystko i zawsze tak było.
Wczoraj wieczorem tańczyłem i teraz boli mnie kostka, jest więc ból, ale ten ból mnie nie dotyka, bo nie ma mnie. Po prostu jest ból, który pojawia się tak jak wszystko inne – ptaki, fale, obłoki, myśli. Nie jestem żadnym z nich, jestem nimi wszystkimi, to wszystko jest tym samym Jednym Smakiem. Nie jest to trans ani osłabienie świadomości, lecz raczej jej intensyfikacja – nie podświadomość, lecz nadświadomość, nie podracjonalne, lecz nadracjonalne.
Jest krystalicznie czysta świadomość wszystkiego, co się pojawia chwila za chwilą, ale nie ma nikogo, komu by się to zdarzało. Nie jest to doświadczenie wyjścia z ciała, patrzę w dół z jakiegoś miejsca w górze; w ogóle nie patrzę; nie jestem ponad ani poniżej czegokolwiek – jestem wszystkim. Po prostu jest to wszystko, a ja jestem tym. Jeden Smak jest przede wszystkim całkowitą prostotą.
Mistycznym doświadczeniom z poziomu subtelnego i przyczynowego często towarzyszy poczucie majestatyczności, złowieszczej grozy, owładnięcia przez nadprzyrodzoną siłę, światła, błogości i błogosławieństwa, wdzięczności, szczęścia wyciskającego łzy. Nie jest tak w przypadku Jednego Smaku, który jest nadzwyczajnie zwyczajny i całkowicie prosty: właśnie to.

Przez trzy godziny stoję zanurzony po szyję w wodzie. Jak wiele z tego spędzam jako ego, jako Świadek lub jako Jeden Smak – tego nie wiem.
Jednemu Smakowi zawsze towarzyszy poczucie, że nigdy go nie opuściłeś, niezależnie od tego, w jakie wpadasz pomieszanie, i dlatego nigdy naprawdę nie masz poczucia, że w niego wchodzisz lub go opuszczasz. Po prostu tak jest, zawsze i wiecznie, nawet teraz i aż do końca świata.
Ale w tym konkretnym Teraz jest czas na wczesny obiad i na nieprzyjemną konieczność ruszenia tego konkretnego ciała-umysłu z jednego miejsca w inne. Poza tym, jestem pewien, że Marci da sobie przekłuć coś innego i nikt – ego, dusza ani Bóg – nie chce tego przegapić…:)

Fragment z pamiętnika: Ken Wilber – Jeden Smak

Zobacz też:

Narodziny świadomości

48 minut absolutnej świadomości

Wybieraj swój świat świadomie

Przestrzeń w Tobie

Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.

Medytacja środka ciszy

Tagi

, , , , , , , , , , ,


W naturze ludzkiej świadomości istnieje potrzeba rozdzielenia, wyszczególnienia, zdefiniowania granicy rzeczy, aby dojść do jej zrozumienia. W imię nauki dokonujemy sekcji żaby w nadziei, że dowiemy się jak ona funkcjonuje, ignorując zupełnie fakt, że zabiliśmy ją w tym procesie i egzaminujemy martwą rzecz. Błędem, w który wpadamy, jest to, że nie reintegrujemy naszego rodzącego się rozumienia z organiczną całością, z której ją wyjęliśmy.
Zamiast przeniesienia żaby do naszego laboratorium mamy także możliwość przeniesienia naszego laboratorium do żaby i obserwowania naszego obiektu w jego naturalnym środowisku bez naruszania jego życia.

Naszym naturalnym środowiskiem jest nieskończony wszechświat, w którym my, ludzie, żyjemy w szerokim spektrum wibracji. Jednego końca tego kontinuum doświadczamy poprzez nasze najbardziej wysublimowane myśli, a drugiego – poprzez fizyczną rzeczywistość naszych ciał. Rzeczywistość pomiędzy tymi dwoma biegunami, która personalizuje i wiąże nasze myśli do naszego fizycznego ciała, jest naszą emocjonalną płaszczyzną doświadczeń.
Te poziomy ludzkiej wibracji zostały zdefiniowane jako „duch” (ciało mentalne, sfera myśli), „dusza” (ciało astralne, sfera emocji) i „fizyczność” (ciało fizyczne, sfera odczuć). Jednakże trzeba sobie zdawać sprawę, że te podziały są umowne, stworzone przez ludzi, gdyż nie istnieje miejsce, w którym jeden stopień wibracji jest oddzielony od drugiego.

Nasze doświadczanie na poziomie fizycznym jest samotnością. Jako oddzielne istoty żyjemy we wszechświecie wypełnionym innymi oddzielnymi istotami. A jednak za tymi poziomami wibracji jest To, co jest wibrowane lub wibruje – Jedna Jaźń, której wszyscy jesteśmy ekspresją. Jest to podstawowa struktura, która przywołuje nas w naszej fizycznej samotności i przypomina nam o fundamentalnej prawdzie, że wszyscy jesteśmy w pewien sposób powiązani.

Cała ludzka egzystencja jest tańcem pomiędzy doświadczaniem odrębności a pierwotną potrzebą połączenia. Jednym z wielkich paradoksów wszechświata jest to, że to właśnie fakt naszego fizycznego istnienia oślepia nas na poziom, w którym jesteśmy zjednoczeni.
Fizyczny świat tak bardzo ściąga naszą świadomą uwagę, że rzadko jesteśmy świadomi tego, co leży poza nim; a właśnie tylko poprzez przerzucenie swojej uwagi dalej, jedynie poprzez odsunięcie jej od świata fizycznego i zwrócenie jej do wewnątrz, możemy doświadczać głębszych poziomów jaźni i zetknąć się z naszą pierwotną Jednością.
Zatem główną barierą dla świadomego doświadczania naszej wspólnej wewnętrznej jaźni jest to, że nasze cielesne zmysły pochłaniają większość naszej uwagi. Jest to naturalna konsekwencja fizycznego istnienia i nie można tego osądzać w kategoriach złego czy dobrego. Tak po prostu jest. Zmysły można uważać albo za cudowny dar od łaskawego wszechświata, którego jedynym celem jest dać nam zdolności konieczne do fizycznego życia, albo za przejaw zła, z którym skazani jesteśmy cierpieć i walczyć. Technika
medytacji CMS oparta jest na tym pierwszym podejściu i kładzie nacisk na pozbawioną osądzania kontrolę nad zmysłami.

Każdy z nas posiada wrodzoną zdolność do odrzucania zmysłów. Kiedy czytasz te słowa, to czy twoje zmysły słuchu, węchu, zapachu i dotyku nie zostały przygaszone, podczas gdy twoja uwaga skupiła się na widzeniu, odczuciach emocjonalnych i racjonalnym rozważaniu tych słów? To tylko jeden przykład tego, jak podświadomie wybieramy jeden czy dwa bodźce zmysłowe spośród reszty. Aktywnym składnikiem jest tutaj uwaga, czy raczej uwaga świadomości, i właśnie ona jest kluczem, który medytacja środka ciszy (CSM – Center of Stillness Meditation) wykorzystuje w swym ćwiczeniu odrzucania zmysłów. Opierając się na tym, co nieświadomie robimy miliony razy na dzień, CSM sprowadza to do poziomu świadomej zdolności.

Osiągnięcie zdolności odrzucania zmysłów w dowolnym momencie wymaga wysiłku i wytrwałości; zwłaszcza chcąc uzyskać w tym jakąś płynność. Lecz nawet pierwsza, krótka chwila separacji od zmysłów, na nowo zaznajamia nas ze środkiem ciszy, tej Pierwotnej Ciszy, którą wszyscy znamy instynktownie. Kiedy już doświadczy się tego spokoju, kwestia wysiłku staje się nieważna w świetle ekscytujących możliwości dostrzeganych w tym stanie.

Dalsze wzmacnianie kontroli nad zmysłami przychodzi po tym szybko, a wewnętrzne światy otwierają się.
Pierwszą rzeczywistością, jaka się otwiera, jest osobowość. W CSM jest to wizualizowane jako sieć świetlnych włókien, które każdy z nas przędzie w strumieniu czasoprzestrzeni. To jest poziom, na którym umieszczamy swoją jaźń w kontekście tego, gdzie i kiedy jesteśmy, i wiążemy się z fizyczną ekspresją.
Osobowość jest naszym wytworem – takim, który zazwyczaj tworzymy nieświadomie i posiadamy nad nim niewielką władzę.

Tak samo jak moc odrzucania zmysłów, posiadamy również wrodzoną zdolność kształtowania naszej osobowości. Wróć pamięcią do dzieciństwa, kiedy „presja” ze strony rówieśników kierowała cię na to, kim chciałeś być (przynajmniej w jakimś stopniu); był to czas przymierzania różnych masek i wybierania tych, które były „bezpieczne” czy też, miejmy nadzieję, „odpowiednie” dla ciebie. Gdy doroślałeś, to czy nie zamieniałeś niektórych masek nowymi? Każdy z nas ma doświadczenia zmieniania „złych nawyków” lub denerwujących natręctw, by lepiej wpasować się w swoje życie. Mięśnie, których używamy w naszym podświadomym, wybiórczym odrzucaniu zmysłów, są tymi samymi, których używamy w nieświadomym kształtowaniu naszej osobowości. CSM używa tych mięśni na osobowości i uczysz się świadomie ją kształtować, tkając ją na nowo w czystszą ekspresję tego, kim jesteś i kim chcesz być.

Doświadczenia z osobowością niezmiennie prowadzą do świadomości, że istnieje jaźń, która doświadcza – rdzeń, który jest sprawcą, rzemieślnikiem. Jest to następny poziom do odkrycia, poziom indywidualnej jaźni, jaźni-która-działa. Najczęściej doświadczamy tego aspektu jaźni poprzez bardzo silne odczucia czy intuicję, że pewien kierunek jest tym, którym musimy podążać.

Prawdopodobnie najbardziej dramatycznym wydarzeniom twojego życia towarzyszyła wiedza o tym, kim w swym rdzeniu jesteś.
Jest to Indywidualność, która dokonuje projekcji i kształtuje sieć osobowości i w konsekwencji ukazuje się fizycznie w ciele. Innymi słowy, osobowość i ciało fizyczne są wehikułami Indywidualnej jaźni.

W CSM poziom Indywidualnej jaźni jest wizualizowany jako Słońce, dookoła którego, jako system słoneczny, orbitują aspekty osobowości i ciało fizyczne. To Słońce istnieje w nieskończonym wszechświecie, wypełnionym innymi Indywidualnymi jaźniami, innymi systemami słonecznymi, innymi gwiazdami zapełniającymi nocne niebo. Z perspektywy Indywidualnej jaźni, patrzy się „w dół” na osobowość i ciało, dzierżąc je, jako magiczne narzędzia, w czystej ekspresji celu Indywidualności. Tak jak ze zmysłami i osobowością, CSM bierze ten nieświadomy, naturalny proces i zamienia go w świadomie zintegrowaną zdolność. Uczy działać z mocą, bezpośrednio we wszechświecie, jako równie ważna Indywidualność.

Kiedy Indywidualna jaźń dojrzeje i nauczy się wyrażać siebie pełniej, moc jej podstawowego celu umacnia się. Zaczyna się krystalizować wiedza i, co dużo ważniejsze, doświadczenie, że wszystko jest ze sobą połączone i pochodzi z jednego Źródła. Powoli osoba jest prowadzona do Wielkiej Transformacji, która przychodzi z otwarciem nowego poziomu jaźni – poziomu Wyższej jaźni.
Wyższa jaźń jest pierwszym poziomem, na którym prawdziwie doświadczamy wspólnego połączenia.
Wyższa jaźń istnieje poza czasoprzestrzennym znaczeniem (jest ona podstawą dla czasoprzestrzeni), ukazując niezliczone Indywidualności (i w konsekwencji, osobowości i fizyczne ciała) wewnątrz swojego strumienia. Skoro słowa są konstrukcjami czasoprzestrzennymi, niemożliwe jest przejrzyste opisanie takiej rzeczywistości – jedynie poezja i mistycyzm mogą podjąć się jej wyrażenia – więc moje słowa należy traktować jako symbole przepełnione znaczeniem.
Po tym wstępie mogę opisać to jako łono, z którego wynurzamy się jako Indywidualne skupienia uwagi świadomości. Jednak istnieje kilka (nieskończona liczba?) Wyższych jaźni, wrzucających swoje potomstwo do rzeki istnienia; więc nie jest to ostateczne zjednoczenie, które nas wzywa. Takie złączenie przychodzi jedynie ze świadomością jaźni Jedności, której to jaźni wszyscy jesteśmy równymi ośrodkami ekspresji. To dopiero jest ostateczna Jedność ze Wszystkim….[…]

Fragment z „Medytacja środka ciszy”, F. Bardon

Zobacz także

Czym jest medytacja?

Ćwiczenia uwalniające energię

Medytacja chodząca

Medytacja a palenie papierosów

Ból a medytacja

Medytacja z czakramami

Myśleć czy medytować…

Moc tworzenia i moc niszczenia – Twoje poglądy.

Tagi

, , , , , , , , , , , ,

„To umysł czyni szczęśliwych bądź zdesperowanych, bogatych lub biednych. ” – Edmund Spenser

„Małe zmiany – tworzą wielką różnicę” A. Robbins

Co za siła decyduje o tym, na jakie działania decydujemy się w życiu, jakie wyznaczamy sobie cele?
Nasze przekonania o tym, co możliwe, a co nie, o naszych możliwościach, o tym, kim jesteśmy.

Na Haiti przekonanie o śmiertelnej mocy czarownika, który „wskazuje kością”, może spowodować śmierć. Jednak zabójcą jest nie czarownik, ale poczucie pewności, przekonanie o jego mocy.

Czy w twoim życiu kierujesz się negatywnymi oczekiwaniami?
Jak wpływają one na ciebie i twoje działania?
Jakie przekonania pozytywnie ukształtowały ciebie i twoje życie?
Jakie nowe, pozytywne oczekiwania możesz wypracować dla siebie i innych?

Przez setki lat było wiadomo, że żaden człowiek nie jest w stanie przebiec dystansu jednej mili w czasie poniżej czterech minut. Było to fizyczną niemożliwością.
A jednak Roger Bannister złamał to przekonanie, kiedy przebiegł dystans jednej mili w trzy minuty i pięćdziesiąt dziewięć sekund. Jak tego dokonał?
Ciągle oczami duszy oglądał swój triumf i wyobraził go sobie tak intensywnie, że pewność zwycięstwa wydała systemowi nerwowemu kategoryczny rozkaz i osiągnął on rezultat zgodny z wyobrażeniami. Kilku innych biegaczy powtórzyło ten wyczyn uwierzywszy, że również i oni mogą tego dokonać.

Jaką barierę musisz pokonać? Co uznajesz dziś za niemożliwe, choć wiesz, że gdybyś tylko mógł tego dokonać, zmieniłbyś życie nie tylko własne, ale również ludzi wokół ciebie?

Jakże często ludzie winią okoliczności za to, jak potoczyło się ich życie. Tymczasem nasze życie kształtują nie okoliczności, lecz znaczenie, jakie im nadajemy. W Wietnamie zestrzelono, uwięziono i torturowano dwóch lotników. Jeden z nich popełnił samobójstwo. Drugi wytworzył w sobie wiarę w siebie, ludzkość i Stwórcę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Dziś człowiek ten, kapitan Gerald Coffee, dzieli się z nami swoim doświadczeniem, by przypominać o sile ducha ludzkiego, która pozwala pokonać każde cierpienie, każdą przeszkodę, każdy problem.
Czy ty sam albo ktoś z twoich bliskich pozwalacie, by przeszłe doświadczenia ograniczały wasze szczęście? Co jeszcze mogą znaczyć te wydarzenia? Czy uczyniły cię mocniejszym? Mądrzejszym? Dały możliwość udzielania rady innym, którzy stają wobec podobnych problemów?

Dlaczego ludzie robią to, co robią? Wszystko jest kwestią ich przekonań. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, skoro ktoś uwierzy, że wyzdrowieje, jeśli wywierci sobie w głowie kilka dziur, zrobi to natychmiast, bez względu na to, czy przekonanie to jest umotywowane, czy też nie.
Skoro ktoś uwierzy, że jego szczęście zależy od pomagania innym, będzie działał z równie wielką siłą. Właśnie przekonania decydują czy naszym życiem mają kierować bieda i smutek, czy radość dawana sobie i innym. Przekonania odróżniają Mozarta od Mansona i one właśnie powodują, że gdy jedni stają się bohaterami, inni kończą tylko na rozważaniach, jak dobrze byłoby stać się bohaterem.
Jakie przekonania kierują działaniami ludzi wokół ciebie? Jakie przekonania dzielisz z kolegami? Z dziećmi? Z rodzicami? Które z twoich przekonań są odmienne?

Ilekroć coś ci się przytrafia, twój umysł zadaje dwa pytania: Czy oznacza to przykrość, czy przyjemność? Co muszę teraz zrobić, aby uniknąć przykrości i/lub zyskać przyjemność? Odpowiedzi na te pytania oparte są na generalizacjach – przekonaniach, które wytworzyłeś w sobie o tym, co powoduje ból, a co prowadzi do przyjemności.
Takie „skróty” pozwalają nam funkcjonować, mogą też jednak poważnie ograniczać nasze życie. Niektórzy ludzie działają na zasadzie generalizacji, że są niekompetentni, ponieważ w przeszłości kilka razy nie wykorzystali pojawiającej się okazji. Niestety generalizacje mogą stać się samospełniającymi się przepowiedniami.
Zastanów się nad ograniczającymi cię przekonaniami, które wyrobiłeś w sobie na własny temat lub na temat kogoś innego. Czy rzeczywiście oparte są one na faktach? Czy istnieją jakieś wyjątki? Czy możliwe, by twoje uogólnienie było zbyt ogólne?

Żadna z rzeczy w naszym życiu nie ma innego znaczenia poza tym, które przypiszemy jej sami.

Jednym z cudów człowieczeństwa jest możliwość wypełnienia każdych okoliczności treścią budującą albo destrukcyjną.

Część z nas, pamiętając przeszłe cierpienia, postanowiła, że właśnie ze względu na nie nigdy więcej nie będzie walczyć o siebie, albo nigdy nikogo nie pokocha.
Inni dokonali transformacji, którą osiągamy poprzez przekonania wzmacniające.
Ludzie ci postanowili: „Ponieważ w przeszłości byłem traktowany nieuczciwie, będę bardziej wrażliwy na potrzeby innych”, albo: „Ponieważ straciłem dziecko, będę ze wszystkich sił starał się uczynić ten świat bezpieczniejszym.” Bez względu na otaczającą nas rzeczywistość zawsze możemy tworzyć znaczenia, które nas umacniają.
Zrewolucjonizuj swoje życie, nadając jednemu z przeszłych doświadczeń nowe znaczenie.

Przekonania mogą budować, ale mogą też i niszczyć. Ponieważ mają one tak wielki wpływ na nasze życie, musimy dokładnie zrozumieć trzy związane z nimi problemy:
1. Większość z nas nie decyduje świadomie o tym, w co wierzy.
2. Nasze przekonania są często oparte o błędną interpretację przeszłych wydarzeń.
3. Raz przyjęte przekonania zwykle traktujemy jako świętość zapominając, że są one tylko jedną z wielu możliwości.
Czy żywisz jakieś przekonania, które traktujesz jako prawdę? Czy potrafisz wskazać przeciwne im przekonania, które mogą być równie prawdziwe? Jak zmieniłoby się twoje życie, gdybyś przyjął przeciwny punkt widzenia?

Przekonanie nie jest niczym innym jak tylko poczuciem pewności co do znaczenia określonych rzeczy.
Jeśli na przykład żywisz przekonanie, że jesteś inteligentny, jest ono czymś więcej niż tylko myślą;, jesteś pewien swojej inteligencji. Skąd bierze się to poczucie pewności? Wyobraź sobie blat stołu. Bez nóg nie ma żadnego podparcia. Aby stać się przekonaniem, również i myśl musi zyskać podparcie.
Nogami są w tym wypadku odniesienia wspierające. I tak, jeśli wierzysz, że jesteś inteligentny, masz najprawdopodobniej doświadczenia (odniesienia) wynikające z dobrych stopni w szkole, często udzielanych ci pochwał i tak dalej. Trzeba jednak pamiętać, że źródłem pewności nie jest wyłącznie przeszłość. Podobnie jak Roger Bannister możemy do tworzenia odniesień używać wyobraźni i nabrać pewności co do posunięć, których jeszcze nie próbowaliśmy.

Każdą myśl możemy zmienić w przekonanie, jeśli tylko zgromadzimy dość odniesień, które będą ją wspierały. Które z poniższych stwierdzeń jest według ciebie prawdziwe?
1. Ludzie są w większości uczciwi i dobrzy.
2. Ludzie są nieuczciwi i dbają wyłącznie o siebie samych.
Czy gdybyś chciał, nie znalazłbyś dość przeszłych doświadczeń (odniesień), by wesprzeć stwierdzenie, że ludzie są wredni? Jeśli jednak skupisz się na innych doświadczeniach z przeszłości, równie łatwo znajdziesz odniesienia wspierające przekonanie, że ludzie są dobrzy.
Które z tych przekonań jest więc prawdziwe? Otóż prawdziwe jest to przekonanie, które uznasz za własne.

To prawda, że niezachwiane poczucie pewności może pomóc w osiągnięciu wielkich celów. Może jednak również cię oślepić, nie dopuszczając w ten sposób do ciebie informacji, która mogłaby na zawsze odmienić twoje życie.
Czy kiedykolwiek spotkałeś kogoś, kto dla zachowania poczucia pewności nie przyjmował nowych wiadomości? Gdybyś miał spojrzeć na własne przekonania oczami kogoś innego, co byś zobaczył?

Przekonania są motorem wszystkich naszych zachowań. Niektóre z nich wpływają jedynie na jakiś określony aspekt życia, inne natomiast są silniejsze. Na przykład przekonanie: „Jan jest nieuczciwy”, wpłynie tylko na nasze kontakty z Janem, natomiast wpływ przekonania:
,, Wszyscy ludzie są nieuczciwi”, rozciągnie się daleko poza kontakty z jedną osobą. Przekonania ogólne oparte są zwykle na jakiejś generalizacji poczynionej wiele lat wcześniej w ekstremalnych warunkach. Możliwe jest nawet, że zapomnimy o samej generalizacji, jednak podświadomie pozwalamy jej kierować procesem podejmowania decyzji. Przekonania te mogą mieć nieograniczony wpływ na nasze życie, jednak nie musi to być wpływ negatywny.
Zmień jedno przekonanie ogólne, a zmienisz na lepsze każdy aspekt swojego życia.

Czy jedne przekonania mogą być silniejsze od innych? Oczywiście tak. Rozróżniamy trzy stopnie pewności: opinia, przekonanie i przeświadczenie. Opinie możemy zmieniać łatwo, ponieważ sformowane są one na zasadzie przejściowego postrzegania rzeczywistości.

Przekonania są o wiele mocniejsze, ponieważ budowane są albo na licznych doświadczeniach, albo doświadczeniach związanych z dużym poziomem emocjonalnym. Możliwe jest w ich przypadku zachwianie pewności poprzez zadawanie nowych pytań.
Przeświadczenie podparte jest tak wielkim natężeniem emocjonalnym, że żywiąca je osoba nie tylko odczuwa pewność co do jego przedmiotu, ale też gotowa jest wdać się w irracjonalne dyskusje, ilekroć przeświadczenie jest podważane, i pozostaje ślepa na wszelkie argumenty w tym względzie.
Przeświadczenia mogą nas umacniać z niewiarygodną wręcz siłą. Mogą też jednak z taką samą siłą nas niszczyć.
Które z twoich przekonań są opiniami? Co do których odczuwasz większą pewność? Czy którekolwiek z nich osiągają poziom przeświadczenia?

Jaki jest cel przekonania?
Kieruje ono nami przy podejmowaniu decyzji, jak unikać cierpienia i zyskiwać przyjemność. Ze względu na przekonania nie musimy ciągle zaczynać od nowa przy podejmowaniu tych decyzji. Czasem w chwilach największego strachu, bólu lub natężenia emocji szukamy ulgi w formie przekonania.
Czy znasz kogoś, kto cierpienie spowodowane związkiem miłosnym zmienił w przekonanie, że nigdy już miłości nie znajdzie?
Niektórzy ludzie kierujący się przekonaniami będą odrzucać wszelkie argumenty przeciwne ich przekonaniom. W skrajnych wypadkach będą raczej cierpieć największy ból, samotność, depresję, a nawet śmierć.
Czy kierujesz się przekonaniami? Które umacniają cię, a które odbierają ci siły?

Ze względu na pasję, którą nas inspirują, przeświadczenia popychają nas do działania. Ktoś, kto troszczy się o los zwierząt i ich prawa, kieruje się przekonaniem. Ktoś, kto wydaje pieniądze, by uświadamiać społeczeństwo w takich kwestiach, jak doświadczenia laboratoryjne na zwierzętach czy konsekwencje zdrowotne diety mięsnej kieruje się przeświadczeniem.
Czy są w twoim życiu obszary, w których przeświadczenie dodałoby ci sił, by pokonać wszelkie przeciwności i bariery? Czy na przykład potrafisz sobie wyobrazić, w jaki sposób przeświadczenie o konieczności zachowania szczupłej sylwetki zmusiłoby cię do prowadzenia zdrowego stylu życia? Czy rozumiesz już, jak przeświadczenie: „Zawsze potrafię odmienić wydarzenia wokół mnie”, pomogłoby ci przetrwać najgorsze nawet chwile?

Zastanów się, jak zmieniłoby się twoje życie, gdybyś miał więcej poczucia pewności dla wsparcia umacniających cię przekonań. Wykorzystaj następujące ćwiczenie:
1. Wybierz przekonanie, które chcesz podnieść do poziomu przeświadczenia.
2. Dodaj do tego przekonania nowe, mocniejsze odniesienia. Jeśli na przykład postanowiłeś, że nie będziesz jadł mięsa, porozmawiaj z ludźmi, którzy obrali już wegetariański styl życia, i przekonaj się, jak wpłynął na nich ten wybór.
3. Znajdź lub wyreżyseruj wydarzenie, które dostarczy ci silnych emocji. Jeśli na przykład postanowiłeś rzucić palenie, odwiedź oddział intensywnej terapii w najbliższym szpitalu i zobacz, jak wyglądają pacjenci chorzy na rozedmę płuc.
4. Zacznij działać na zasadzie swoich przekonań, nawet jeśli masz postawić najdrobniejszy krok.

Siła przekonań znajduje dramatyczną ilustrację w przypadkach osób cierpiących na złożone zaburzenia osobowości. W wyniku siły przekonań, pewności, iż stali się oni kimś innym, umysł zmienia im fizjologię w sposób równie widoczny, co zadziwiający. Zmienia im się kolor oczu, znikają i pojawiają się znaki na ciele, a nawet zanikają i pojawiają się takie choroby, jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze. Wszystko to w zależności od przekonania pacjenta o tym, którą osobowość prezentuje w danym momencie.
Jakie podobne transformacje, choć na mniejszą skalę, miały miejsce w twoim życiu na skutek zmiany przekonania?

Jaki jest sekret sukcesu?
Często zakładamy, że to geniusz. Jednak ja wierzę mocno, że geniusz to umiejętność wykorzystania potencjału własnego umysłu po prostu dzięki wprowadzeniu się w stan absolutnej pewności. Kariera późniejszego miliardera Billa Gatesa zaczęła się, kiedy jako student w Harvardzie obiecał, że dostarczy oprogramowanie, którego jeszcze nie napisał, do komputera, którego nigdy nie widział na oczy!
Dzięki poczuciu pewności (które zresztą nie znajdowało żadnych podstaw) potrafił dotrzeć do wszelkich źródeł niezbędnych mu do napisania programu i zbudowania fortuny. Nie ma wątpliwości, że bez względu na dziedzinę, mamy większe szanse osiągnięcia sukcesu, jeśli nie tylko postanowimy go osiągnąć, ale jesteśmy zupełnie pewni, że potrafimy tego dokonać.
Jak często ćwiczysz to umacniające odczucie?

Einstein ujął to chyba najlepiej: „Wyobraźnia jest o wiele silniejsza od wiedzy.”
Znajdujemy wciąż nowe dowody na fakt, że nasz umysł nie potrafi odróżnić obrazu podsuniętego mu przez wyobraźnię od obrazu wynikającego z rzeczywiście doświadczanych wydarzeń. Kiedy to zrozumiesz, odmienisz swoje życie na zawsze. Wielu z nas boi się podjąć jakąś próbę tylko dlatego, że nigdy wcześniej nie próbowali tego robić.
A przecież podstawą sukcesu wielkich przywódców jest fakt, że mimo wcześniejszych doświadczeń i bez względu na nie potrafią oni wciąż od nowa wyobrażać sobie osiągnięcie pożądanych rezultatów. W ten sposób wykuwają w sobie poczucie pewności, które pozwala im sięgnąć po prawdziwe potencjały własne.
Czy masz cel, który, choć ekscytujący, wymaga zrobienia czegoś, czego nie robiłeś nigdy wcześniej? Czy nie powinieneś zacząć wyobrażać sobie, jak odnosisz ten sukces?

Większość z tych, którzy podkreślają ciągle konieczność realistycznego podchodzenia do rzeczywistości, żyje w strachu. Często ze względu na przeszłe rozczarowania i przekonanie o własnych niepowodzeniach boją się oni kolejnej porażki. Ograniczające przekonania, które wypracowali w sobie, by się chronić, powodują ich wahanie, strach przed ryzykiem. Boją się dać z siebie wszystko i w konsekwencji osiągają połowiczne rezultaty. Wielcy przywódcy rzadko bywają „realistyczni” według utartych standardów.
Są jednak dokładni i inteligentni i odnoszą sukces. Mahatma Gandhi wierzył, że może zyskać autonomię dla Indii poprzez pokojowy opór wobec Wielkiej Brytanii. A przecież nikt wcześniej tego nie robił. Z pewnością nie był „realistyczny”, ale bez wątpienia udowodnił swoją skuteczność.
Które z tak zwanych realistycznych przekonań powinieneś odrzucić? Jakimi ekscytującymi, zupełnie nowymi i całkiem nierealistycznymi, ale przecież możliwymi oczekiwaniami mógłbyś je zastąpić?

Jeśli już masz się pomylić, często lepiej jest, byś przecenił własne możliwości. Dlaczego? Może od tego zależeć będzie twój sukces. Jedną z różnic między pesymistami i optymistami jest ta, że po opanowaniu nowej umiejętności pesymiści zwykle oceniają swoje wyniki dokładnie, a optymiści postrzegają swoje działanie lepszym, niż jest ono w rzeczywistości. W rezultacie pesymiści poddają się, ponieważ nie widzą żadnych racjonalnych powodów do kontynuowania danego przedsięwzięcia. Pozytywna percepcja optymistów daje im wsparcie emocjonalne, skłania do wytrwałości i w końcu do mistrzowskiego opanowania danej umiejętności. W taki właśnie sposób pozornie nierealistyczne oceny stają się odzwierciedleniem rzeczywistej umiejętności.
Pamiętaj! Przeszłość nierówna jest przyszłości! Jaki pierwszy krok mógłbyś postawić na drodze do realizacji marzeń, które kiedyś uznawałeś za nierealne?

Sposób radzenia sobie z przeciwnościami kształtuje nasze życie bardziej niż cokolwiek innego. Ludzie sukcesu zwykle postrzegają problemy jako przejściowe, podczas gdy ci odnoszący porażki nawet w najmniejszym niepowodzeniu dopatrują się problemów na wieki. Przyjęcie tej drugiej postawy jest pierwszym krokiem na drodze do stanu, który dr Martin Seligman nazywa stanem wyuczonej bezradności. Stan ten charakteryzuje się następującymi przekonaniami:
1. Problem jest permanentny (a nie przejściowy).
2. Problem ma olbrzymi zasięg (a nie tylko zasięg dotyczący jednej sprawy).
3. Problem jest osobisty i dowodzi, że to ja jestem zły (raczej niż: problem jest kolejną lekcją, z której mogę wyciągać wnioski na przyszłość).
Przez kilka kolejnych dni skoncentrujemy się na sposobach przeciwdziałania ogłupiającym nas przekonaniom. Na dziś zapamiętaj: „Również i to minie.” W ten sposób przeciwstawisz się pierwszemu z wyliczonych przekonań. Jeśli będziesz szukał na pewno znajdziesz jakiś sposób.

Umiejętność utrzymywania dystansu wobec problemów i postrzegania ich w odpowiedniej perspektywie pozwala ludziom sukcesu uniknąć pułapki „olbrzymiego zasięgu”. Zamiast twierdzić: „Ponieważ się przejadam, całe moje życie leży w gruzach”, powiedzą oni pewnie: „Mam problemy z dietą”, i skupią się na tym, jak zmienić własne zachowanie. Ludzie, którzy postrzegają własne problemy jako olbrzymie i wszechobecne, dochodzą do wniosku, że skoro nie udało im się w przeszłości czegoś dokonać, nigdy nic im się nie uda.
A taka generalizacja pozostawia im tylko całkowitą bezradność. Aby pokonać fałszywe przekonanie, że problem dotyczy wszystkich dziedzin życia, musisz natychmiast zaradzić choćby jego drobnej części. I może to naprawdę być część najdrobniejsza, ale zacznij od razu!

Optymiści postrzegają niepowodzenia jako okazję do nauczenia się czegoś, jako wyzwanie do zmiany własnego postępowania. Pesymiści traktują niepowodzenia jako problem osobisty, interpretując je jako dowód na jakąś głęboko zakorzenioną wadę charakteru.
Ponieważ własną osobowość wiążą tak ściśle z problemem, czują się tym problemem przygnieceni. Jak w końcu mieliby zmienić całe swoje życie za jednym posunięciem? Za wszelką cenę unikaj przekonania, że problem jest „osobisty”.
Zacznij wykorzystywać problemy i niepowodzenia jako nauczkę, która pozwoli ci w przyszłości mniej błądzić na drodze do celu, i bądź wdzięczny za otrzymanie tej nauczki.

Wszystkie zmiany osobowościowe zaczynają się od zmiany przekonań.
Jak pozbyć się ograniczających przekonań? Najskuteczniejszym sposobem jest ich destabilizacja. Musisz zachwiać własną pewność co do przekonania, które chcesz zastąpić innym. Pamiętaj, że umysł próbuje zawsze zaoszczędzić ci cierpienia. Pomyśl więc o negatywnych konsekwencjach spowodowanych przez to przekonanie. Zadaj sobie trzy pytania:
1. Co głupiego albo śmiesznego jest w tym przekonaniu?
2. Jaką cenę zapłaciłem już za to przekonanie? Jak ograniczało mnie ono w przeszłości?
3. Ile mogę za nie zapłacić w przyszłości, jeśli teraz go nie zmienię? Udzielenie odpowiedzi na tego typu pytania pomoże ci skojarzyć uczucie przykrości ze starym, niechcianym przekonaniem, w ten sposób dając możliwość zastąpienia go nowym.

Aby być szczęśliwym, człowiek musi mieć poczucie, że nieustannie się rozwija.
Aby osiągnąć sukces w dzisiejszym świecie biznesu, przedsiębiorstwa muszą się ciągle ulepszać. Oczywiście musimy przyjąć zasadę ciągłego ulepszania jako konieczność na co dzień raczej niż cel, który osiągamy tylko od czasu do czasu. W Japonii mają na to nawet nazwę: kaizen, co znaczy koncentrowanie się na ciągłym ulepszaniu jakości produktów i usług. Proponuję, abyśmy poświęcili się procesowi Ciągłego Doskonalenia Siebie i Innych, czyli CDS I M.
Jeśli wypracujemy w sobie nawyk koncentracji na ulepszaniu tego, co już jest dobre, jakże odmieni to nasze rodziny, miejsca pracy i społeczność, w której żyjemy. Jak możesz natychmiast wprowadzić w życie filozofię CDSIM?

Jedyne prawdziwe bezpieczeństwo możemy osiągnąć w życiu tylko dzięki codziennemu ulepszaniu samych siebie. Nie martwię się o jakość mojego życia, ponieważ codziennie pracuję nad jej polepszeniem.

Jednym z sekretów sukcesu legendarnego trenera NBA Pata Rileya było jego oddanie zasadzie stopniowego, ale nieustannego ulepszania. W 1986 roku stanął on wobec nie lada wyzwania: jego drużyna była przekonana, że grała najlepiej, jak tylko potrafiła, jednak nie było to dość, by zdobyć tytuł mistrza ligi.
Aby zainspirować swoich zawodników, Pat przekonał ich, że jeśli uda im się poprawić jakość gry w pięciu najważniejszych obszarach zaledwie o jeden procent, wystarczy, by tytuł mistrza wrócił do nich. Mistrzostwo tego planu polegało na jego prostocie. Każdy z zawodników miał poprawić jakość gry zaledwie o pięć procent, jednak pięć pomnożone przez dwanaście dało grę drużyny lepszą o sześćdziesiąt procent! To był ich najlepszy sezon. Co mógłbyś osiągnąć za pomocą drobnych, ale nieprzerwanych ulepszeń?
Jakie przekonania kierują na co dzień twoimi myślami, decyzjami i działaniami? Wykonaj poniższe ćwiczenie, aby się przekonać, jak bardzo wpływają na ciebie przekonania.
l. Na górze jednej kartki papieru napisz „Przekonania dodające sil”, a na górze drugiej „Przekonania obezwładniające”.
2. W ciągu dziesięciu minut wypisz na tych dwóch kartkach wszystkie swoje przekonania. Zapisuj wszystko, co przyjdzie ci na myśl.
3. Zastanów się zarówno nad przekonaniami ogólnymi, jak i tymi bardziej szczegółowymi. Koniecznie weź pod uwagę przekonania typu „jeśli – to”, na przykład: „Jeśli konsekwentnie będę dawał z siebie wszystko, uda mi się”, albo: „Jeśli w pełni okażę moje uczucia, odstraszę od siebie partnera.”

Jednym z najskuteczniejszych sposobów ulepszania życia jest po prostu identyfikacja i wzmocnienie przekonań, które popchną cię w kierunku twoich marzeń.
1. Zastanów się nad listą przekonań, którą sporządziłeś . Zaznacz trzy, które dodają ci najwięcej sił.
2. W jaki sposób umacniają cię te przekonania? W jaki sposób wzmacniają twój charakter i jak ulepszają twoje życie? O ile większy byłby ich pozytywny wpływ, gdyby były mocniejsze?
3. Zmień jedno lub wszystkie trzy przekonania w przeświadczenie.
Wytwórz w sobie niezachwianą pewność, która skieruje twoje zachowanie w pożądaną stronę. Już teraz zacznij działać na zasadzie twoich przeświadczeń!

Najwyższy czas pozbyć się przekonań, które ci nie służą!
1. Wybierz ze sporządzonej listy przekonań dwa najbardziej cię obezwładniające.
2. Podważ pewność kryjącą się za nimi zadając pytania: Co absurdalnego i śmiesznego zawiera to przekonanie? Czy osoba, od której przejąłem to przekonanie, naprawdę zasługiwała na to, by się na niej wzorować? Ile będzie mnie kosztowało podtrzymywanie tego przekonania? Emocjonalnie? Finansowo? W kontaktach z innymi? Ile będzie musiała zapłacić moja rodzina i moi bliscy, jeśli nadal będę żywił to przekonanie?
3. Wyobraź sobie z wszelkimi szczegółami negatywne konsekwencje tych przekonań. Postanów raz na zawsze, że nie chcesz płacić za nie takiej ceny.
4. Zapisz dwa nowe przekonania, którymi chcesz zastąpić stare.
5. Wzmocnij swoje nowe przekonania, wyobrażając sobie żywo wielkie korzyści, jakie ci przyniosą.

Siła, z jaką oczekiwania innych i własne potrafią wpływać na nasze działanie, jest bardzo dobrze udokumentowana. Zjawisko to zyskało nazwę efektu Pigmaliona. W jednym z przeprowadzonych eksperymentów nauczycielom w jakieś szkole powiedziano, że pewni uczniowie są wybitnie uzdolnieni i aby się rozwijać, muszą otrzymywać specjalne zadania. Nauczyciele dostosowali się do tego i właśnie wskazani uczniowie osiągnęli najlepsze wyniki w nauce.
Jednak nauczyciele nie wiedzieli, że w chwili rozpoczęcia eksperymentu wskazani uczniowie wcale nie byli bardziej inteligentni od innych w grupie.
Wręcz odwrotnie, niektórych z nich uznano wcześniej za uczniów słabych. Co ich odmieniło? Otóż odmieniło ich nowo nabyte przekonanie o własnych możliwościach (wytworzone dzięki „fałszywemu” przekonaniu nauczycieli!)

Czy rozumiesz już siłę i znaczenie twoich przekonań o sobie samym i innych? Czego mógłbyś dokonać, gdybyś tylko miał dość wiary, by sięgnąć po drzemiące w tobie możliwości?

Anthony Robbins – Olbrzymie Kroki
Z serii: Przypomnienie

Zobacz też

Pomyśl o kimś kogo pragniesz. Pomyśl o kimś kogo nienawidzisz.

Czy osądzasz negatywnie swoje uczucia?

Ciemna noc duszy

Ciemna strona emocji?

Zostań mistrzem swoich emocji?

Otwarty umysł: Wolność od negatywnych emocji.

Rezonans morficzny i zbiorowa nieświadomość

Tagi

, , , , , , , , ,

Rupert Sheldrake

Rupert Shaldrake jest biologiem teoretycznym. Jego książka “A New Science of Life: The Hypotesis of Formative Causation” ( Nowa nauka o życiu: hipoteza formatywnej przyczynowości) nadal wywołuje gwałtowne kontrowersje.
Poniżej prezentujemy drugi z serii artykułów Sheldreka, w których akcentuje on Jungowskie pojęcie nieświadomości zbiorowej oraz psychologii archetypów. Pierwszy artykuł Sheldrake zakończył następującymi słowami: Moje podejście jest bardzo zbliżone do Jungowskiego pojęcia nieświadomości zbiorowej. Zasadnicza różnica polega na tym, że Jung zastosował swoją koncepcję przede wszystkim do doświadczenia ludzkiego i do ludzkiej zbiorowej pamięci. Ja natomiast uważam, że podobna zasada przejawia się w całym wszechświecie, a nie tylko w obrębie ludzkich istot. Jeżeli w biologii dokonuje się zmiana paradygmatu i jeśli hipoteza o istnieniu morficznego rezonansu jest prawidłowa, to Jurgowska koncepcja zbiorowej nieświadomości może stać się wiodącą teorią. Pole morfogenetyczne oraz zbiorowa nieświadomość mogą całkowicie zmienić kontekst współczesnej psychologii.

Społeczeństwo jako superorganizm

W drugiej części eseju chcę podjąć rozważania wokół społecznych oraz kulturowych aspektów pola morficznego i morficznego rezonansu. Odpowiednim porównaniem może być ul pszczół czy kopiec termitów. Każdy z nich stanowi coś na kształt ogromnego organizmu. Poszczególne owady są niczym komórki superorganizmu. Zarówno ul, jak też kopiec, choć są złożone z setek tysięcy pojedynczych owadów, funkcjonują jak jednolity organizm.

Stawiam hipotezę, iż społeczeństwa posiadają społeczne i kulturowe pole morficzne, które obejmuje i organizuje wszystko, co znajduje się w jego obszarze. Choć społeczeństwo składa się z setek tysięcy ludzkich istot, może ono funkcjonować i reagować jako jednolita całość poprzez różne aspekty pola morficznego. W celu lepszego zobrazowania tego procesu warto pamiętać, iż pola ze względu na swą prawdziwą naturę, znajdują się zarówno wewnątrz, jak też na zewnątrz odpowiadających im obiektów. Pole magnetyczne znajduje się zarówno wewnątrz magnesu, jak też na zewnątrz. Podobnie pole grawitacji znajduje się zarówno we wnętrzu ziemi oraz wokół niej. W ten sposób teorie pola sytuują nasze rozważania poza tradycyjnym, sztywnym podziałem na “wewnątrz” i “na zewnątrz”.

W biologii behawioralnej do końca lat 60-tych (XX wieku) dominowała koncepcja superorganizmu, odnosząca się do społeczności zwierzęcych. Następnie, jak zauważa w swojej książce “The Insect Societies” ( Społeczności owadów; 1971) Edward O. Wilson, nastąpiła ogólna zmiana paradygmatu. Pojawił się mechanistyczny redukcjonizm, który opisywał społeczności zwierzęca w terminach prostych interakcji pomiędzy genetycznie zaprogramowanymi jednostkami. Koncepcja superorganizmu nie została jednak zapomniana i powracała ponownie do badaczy, zajmujących się społecznościami zwierząt.

W obszarze koncepcji organizmu znajduje się pewien problem. Jeżeli ktoś powiada, iż społeczność zwierząt jest rodzajem organizmu, to jakiego rodzaju jest to organizm? Co organizuje zachowania zwierząt w obrębie tego organizmu?

Uważam, że to pole morficzne obejmuje wszystkie zwierzęta. Jest to pole, które rozciąga się wokół zwierząt, które znajduj a się w jego obszarze. To pole koordynuje ruchy zwierząt, podobnie jak morficzne pole ludzkiego ciała koordynuje aktywność oraz ruchy komórek, tkanek oraz organów. Ta koncepcja lepiej opisuje charakterystyczne zjawiska w społecznościach zwierząt niż idea, iż pomiędzy zwierzętami występuje interakcja ( jako pojedynczymi jednostkami).

Marais oraz białe mrówki

Ta koncepcja wyjaśnia, na przykład, w jaki sposób termity budują w swoim kopcu kolumny. Składają się one z dwóch przylegających łuków. Początkowo oba łuki są od siebie oddzielone, a następnie są przez termity budowane w ten sposób, że spotykają się ze sobą dokładnie po środku. Termity są ślepe, a wewnątrz kopca panuje ciemność, dlatego nie mogą one tego uczynić przy pomocy wzroku. Edward O. Wilson uważa, że nie jest prawdopodobne, by termity czyniły to przy pomocy słuchu czy innych metod akustycznych, ponieważ w kopcu rozlegają się dźwięki, powodowane przez ruch owadów. Wilson, reprezentujący najbardziej twardą szkołę myśli redukcjonistycznej, rozważa najbardziej prawdopodobną hipotezę, iż termity czynią to przy pomocy węchu. Jednak nawet ten naukowiec wypowiada uwagę, iż ta hipoteza jest naciągana. Jeżeli przyjmiemy, że konstrukcja kolumny przebiega w obszarze pola morficznego, które obejmuje cały kopiec termitów, to istnieje specyficzny kształt przyszłego łuku (kolumny). Ruchy termitów są organizowane przez to pole i w ten sposób możemy zrozumieć, jak dochodzi do połączenia kolumn. Ta hipoteza daje podstawy do badań eksperymentalnych.

W 1920 roku biolog z Republiki Południowej Afryki, Eugenie Marais, napisał książkę “The Soul of The White Ant”(Dusza białej mrówki). Opisał w niej eksperyment, który polegał na uszkodzeniu kopca termitów. Wbił on, mianowicie, głęboko grubą stalową płytę w środek kopca termitów. Termity naprawiły kopiec po obu stronach stalowej płyty, budując ponownie łuki i kolumny. Ich ruchy były skoordynowane, choć owady pracowały po obu stronach stalowej przegrody. Termity zbudowały łuki po obu stronach w ten sposób, że niechybnie zetknęłyby się one ze sobą, gdyby nie obecność stalowej przeszkody. Wydaje się to wskazywać na fakt pewnego rodzaju skoordynowanego wpływu, który nie został przerwany przez stalową płytę. Oczywiście nie było możliwe, by termity kierowały się w swych działaniach zapachem, jak to sugerował Wilson, ponieważ nawet te owady nie są w stanie odczuwać subtelnych zapachów poprzez stalową płytę.

Niestety nikt nie powtórzył tego eksperymentu, choć nie byłoby trudno o powtórzenie go w kraju, gdzie termity występują pospolicie. Jeżeli wynik uzyskany przez Maraisa zostałby potwierdzony w kolejnych badaniach, mogłoby to stanowić dowód na rzecz tezy o istnieniu pola, które koordynuje działania jednostek.

Wayne Potts oraz falowe manewry ptaków w locie

Jako następny, podobny przykład, rozważmy zachowanie się stada ryb. Kiedy drapieżnik dostanie się w środek stada, ryby błyskawicznie rozstępują się na boki. Po środku pozostaje wolna droga. Ryby poruszają się bardzo szybko w odpowiedzi na niespodziewany bodziec, a jednak zupełnie nie zderzają się ze sobą. Podobnie dzieje się w przypadku stada ptaków. Całe stado może zawrócić w jednej chwili, a przy tym żaden ptak nie wpada na swego sąsiada.

Współczesne badania, przeprowadzone przez amerykańskiego naukowca Wayne Potts, nad poruszaniem się stada ptaków w rejonie wydm, przyniosły bardzo ciekawe rezultaty. Potas dokładnie sfilmował manewry stada w locie, tak że potem mógł zwolnić cały proces, oglądając lot ptaków klatka po klatce. Po dokładnym zbadaniu stwierdził on, że szybkość rozchodzenia się tego, co nazwał “falą manewrową”, jest ogromna. Wynosi ona około 20 milisekund od ptaka do ptaka. Jest to o wiele szybciej, niż minimalny czas potrzebny ptakowi na zareagowanie na pojedynczy bodziec. W badaniach laboratoryjnych Potts odkrył, iż czas reakcji ptaka na bodziec wzrokowy wynosi od 80 do 100 milisekund. Tak więc jako jednostka ptak reaguje od 4 do 5 razy wolniej niż to się dzieje w przypadku stada. Manewr zwrotu stada w locie może rozpocząć się w dowolnym miejscu grupy ptaków: z przodu, z tyłu lub z boku. Zwrot rozpoczyna się zwykle od pojedynczego ptaka lub małej grupy ptaków, a następnie rozprzestrzenia się znacznie szybciej, niż to można wyjaśnić poprzez reakcję wzrokową ptaków czy inną odpowiedź na bodziec.

Zachowanie zbiorowe w grupach ludzi

Myślenie o poruszaniu się stada ptaków w terminach koordynacji poprzez pole morficzne i wyjaśnianie w podobny sposób zjawiska “fali manewrowej” czyni wspomniane procesy o wiele bardziej zrozumiałymi, niż w przypadku, kiedy stosujemy pojęcia fizjologii sensorycznej. Podane powyżej przykłady ilustrują obszar, w których obecnie dokonuje się badań empirycznych. Te obszary wskazują na istnienie zbiorowego umysłu czy też zbiorowego pola, które koordynuje zachowanie się zwierząt. Często spotkać można sugestię, iż podobne zjawiska mogą mieć miejsce również w grupach społecznych, a szczególnie przejawiać się w zachowaniach tłumu. Psychologowie społeczni przeprowadzili szereg badań nad, tak zwanym “zachowaniem zbiorowym”. Obejmowały one zachowania tłumu, futbolowych chuliganów (pseudokibice), rozruchy i zamieszki, linczowanie, jak też gwałtownie rozprzestrzeniające się społeczne zjawiska, jak moda, plotki, ‘szaleństwa” oraz dowcipy. Wszystkie wspomniane zjawiska mogą pasować do wyjaśnień w obrębie pola morficznego.

W wywiadach członkowie zwycięskich drużyn sportowych zwykle porównują swoje zespoły do złożonego organizmu. Każda osoba pasuje tam do całości i doskonale orientuje się, gdzie w danej chwili znajdują się inni członkowie zespołu. Drużyna zachowuje się bardziej jak jeden organizm, niż jak połączenie oddzielnych jednostek. Poprzez wspólny trening drużyna tworzy elementy wzajemnej współpracy; często używa się określeń typu “szósty zmysł” oraz empatia na określenie wspólnie podzielanych odczuć.

Jeżeli przyjmiemy, że społeczeństwa oraz społeczne grupy są koordynowane przez morficzne pola, zauważamy, iż same grupy mogą powstawać oraz rozpadać się. Natomiast ich pola morficzne przejawiają tendencję do przedłużonego trwania. Pozostajemy w tych polach przez czas dłuższy: w polu rodziny, narodu czy w polu różnorodnych grup lokalnych, do których należymy. Przez większość czasu znajdujemy się w obszarze wzorców zachowań, tworzonych przez organizacje. Ponieważ te wzorce są ciągle obecne, przestajemy być ich świadomi. Są one czymś tak dla nas zwyczajnym, jak powietrze którym oddychamy. Jeżeli jednak przez chwilę pozostajemy pod wodą, wówczas stajemy się mocno świadomi wagi i znaczenia powietrza. Podobnie ludzie umieszczeni w miejscach odosobnień, szybko stają się świadomi doniosłości interakcji społecznych.

Wielu antropologów wypowiada się na temat ‘czegoś “ nieuchwytnego, co utrzymuje razem członków społeczeństwa. Francuski socjolog Emile Durkheim mówił o tym, jako o “conscience collective”( w języku francuskim słowo conscience oznacza zarówno sumienie, jak też świadomość). Durkheim uważał, iż jedną z głównych funkcji “conscience collective” pozostaje utrzymywanie spójności grup społecznych. Ta energia jest podoba do zbiorowego pola. Wiele funkcji zbiorowej świadomości wiąże się ze stabilizowaniem i utrzymywaniem samego zbiorowego pola.

Umysł grupy według McDouglalla i cień

W roku 1930 William McDougall, autor książki “The Group Mind”, wypowiedział zdanie, iż istnieje umysł grupy. Obejmuje on wszystkich członków społeczeństwa. Zawiera też swoje własne myśli, własne tradycje oraz własną pamięć. Jeżeli rozumiemy taki zbiorowy umysł jako przejaw społecznego pola morficznego, wówczas wypada uznać, iż posiada on własną pamięć, ponieważ wszystkie pola morficzne posiadają takową pamięć na zasadzie morficznego rezonansu.

Problem, który pojawia się w związku z pojęciami zbliżonymi do przytoczonego (umysł zbiorowy, grupowy) polega na tym, że trudno jest zdefiniować czy zmierzyć wymieniony termin. Ze względu na pozytywistyczną orientację, jaka panowała w socjologii w owym okresie( a także teraz), wprowadzone przez McDougalla pojęcie zbiorowego umysłu nie zostało dalej rozwijane. Traumatyczne wydarzenia społeczne zatrzymały analizy teoretyczne, poświęcone siłom zbiorowym. W latach 30-tych W nazistowskich Niemczech ujawniła się ciemna forma zbiorowej świadomości. Ponieważ ta ciemna strona 9związana z cieniem) stała się niezwykle realna, rzeczywista, większość osób obawiała się jakichkolwiek pojęć, sugerujących istnienie zbiorowego umysły czy zbiorowej świadomości. Z pewnością byliśmy świadkami przejawiania się ciemnej (“shadow side” – strony związanej z cieniem) strony świadomości społecznej w ostatnich dziesięcioleciach. Jednak potrzebne jest nam rozpoznanie istnienia także pozytywnej strony zbiorowego pola czy zbiorowej świadomości.

We współczesnych teoriach socjologicznych oraz antropologicznych znajdujemy holistyczne podejście do społeczeństwa. Rzeczywiście, w porównaniu z naukami biologicznymi i fizycznymi, które opierają się głównie na redukcjonistycznych zasadach, wiele teorii antropologicznych i socjologicznych przyjmuje w konsekwentny sposób perspektywę holistyczną. Jung sformułował swą koncepcję zbiorowej nieświadomości w kontekście szerszej intelektualnej perspektywy, którą stworzyli Durkheim ( pojęcie conscience collective) oraz McDougall (zbiorowy umysł).

Czy społeczeństwo jest organizmem?

Koncepcja przyjmująca, iż ludzkie społeczeństwo stanowi coś na kształt organizmu, jest szeroko rozpowszechniona. Stanowi ona przypuszczalnie jedną z najbardziej powszechnych metafor, występujących w myśli Zachodu. Wymieniona koncepcja przejawia się także w naszym języku codziennym, w takich pojęciach, jak ciało polityczne, głowa państwa czy ramię sprawiedliwości. Są to fizyczne metafory, które sugerują istnienie jednolitej, organicznej natury społeczeństwa. Podobne pojęcia pojawiają się w obszarze religii, gdzie chrześcijański Kościół nazywany jest ciałem Chrystusa. Chrystus osobiście porównywał siebie do winorośli, której gałęziami są inni ludzie, co także sprowadza organiczne skojarzenia. Jeszcze w wieku XVII Tomasz Hobbes, przedstawiciel myśli politycznej, porównywał społeczeństwo do Lewiatana, wielkiego monstrum. W tymokreśleniu także przejawiała się organiczna metaforyka. Wielu z nas myśli o społeczeństwie jako o żywym, zbiorowym organizmie. Z drugiej jednak strony myślimy o planecie-Ziemi jako o martwym przedmiocie. Nie zawsze tak bywało.

W języku łacińskim słowo mater- oznacza matkę, natomiast słowo materia– oznacza materię. W związku z tym w językach Indoeuropejskich słowo materia wywodzi się z tego samego źródła, co matka. Nieszczęśliwie składa się, iż począwszy od XVII wieku Matka Natura w świadomości ludzi Zachodu została przekształcona w martwą materię. Matka stała się nieświadoma. Wspomnienie o niej przetrwało jedynie w słowie materia. Zamiast tego zjawiskiem ożywionym stała się gospodarka (ekonomia). Mówimy o wzroście gospodarczym (ekonomicznym), o tym, iżgospodarka (ekonomia) może być “zdrowa” lub ‘chora” . Mówimy o cyklach gospodarczych. Gospodarka posiada wszelkie atrybuty gigantycznego, żywego organizmu, przejawiającego autonomiczne zachowania, których nie potrafią kontrolować nawet politycy, biznesmeni i bankierzy. Gospodarka stała się samoorganizującym się, samosterownym systemem, który pozostaje żywy w obszarze martwego świata. W ten sposób gospodarka osiągnęła żywotność kosztem matki-ziemi. Jest to obecnie jeden z podstawowych problemów.

Koncepcja pola morficznego, które zawiera wbudowaną weń pamięć, pomaga w wyjaśnieniu wielu cech społeczeństwa. Przykładem mogą służyć tradycje, zwyczaje i obyczaje, które tworzą zasady organizacji społecznej. Społeczeństwo jest w stanie utrzymać swój autonomiczny charakter, swe wzory zachowania, strukturę oraz organizację, choć istnieje ciągła wymiana jednostek, związana z cyklem narodzin i śmierci. Jest to proces zbliżony do morfogenetycznego pola ludzkiej istoty, które koordynuje działanie ciała człowieka. Ciało zachowuje swą integralność, pomimo iż poszczególne komórki oraz tkanki pozostają w ciągłej zmianie.

Rytuały: duchowe oraz świeckie

W określonym kontekście pamięć społeczna staje się zjawiskiem świadomym i celowo przywracanym w różnych społeczeństwach. Dzieje się to na drodze rytuałów. Rytuały spotyka się na całym świecie, zarówno w kontekście kulturowym, jak też religijnym. W tradycji kultury Zachodu, przykładowo, żydowskie święto Paschy przypomina dramatyczne wydarzenia za czasów niewoli egipskiej. Wtedy to wszyscy pierworodni synowie Egipcjan ponieśli śmierć, prócz dzieci żydowskich, które zostały ochronione krwią ofiarnego baranka, rozsmarowaną na drzwiach wejściowych domów ludności żydowskiej. Podczas chrześcijańskiej Mszy występuje rytuał Komunii Świętej, kiedy to chrześcijanie piją krew i spożywają ciało Jezusa. Stanowi to bezpośrednie nawiązanie do Ostatniej Wieczerzy, kiedy to zostało przekształcone żydowskie święto Paschy, a ofiarnym barankiem stal się sam Chrystus.

W każdym społeczeństwie odnajdziemy setki społecznych i kulturowych rytuałów. W USA celebruje się narodowy Dzień Dziękczynienia, który upamiętnia pierwszy rytualny posiłek, ofiarowany przez przybyszów z Europy, którzy szczęśliwie osiedlili się w Nowej Anglii. Także w życiu codziennym pojawia się szereg pomniejszych rytuałów, jak rytuały powitania czy pożegnania. Powiedzenie “Good bye” na przykład, początkowo oznaczało “God be with you” (Bóg z tobą). Kiedy wypowiadamy słowa: “Good bye” udzielamy zrytualizowanego błogosławieństwa, które zawiera moc pierwotnego przekazu, choć większość ludzi nie jest świadoma oryginalnego znaczenia tej frazy. Podobne rytuały na mniejszą bądź większą skalę przeniknęły nawet do naszego “oświeconego” społeczeństwa.

Co myślą ludzie, kiedy biorą udział w rytuałach? W większości wypadków rytuały odnoszą się do pewnego pierwotnego wydarzenia, które mogło już zostać zapomniane. Przykładowo, Noc Guy Fawkes (Guy Fawkes night) jest świeckim rytuałem, celebrowanym w Anglii. 5 listopada każdego roku nad całą Anglią pojawiają się fajerwerki, które tworzą szczególne kształty. W tym wypadku cała historia wydaje się wiązać z mężczyzną o nazwisku Guy Fawkes, który był jednym z uczestników konspiracyjnych działań w XVII wieku, prowadzonych przez grupę Rzymskich Katolików. Ten mężczyzna usiłował wysadzić w powietrze gmach Parlamentu.

Jednak znacznie głębiej, niż to wyjaśnienie, znajdziemy celtycki rytuał święta zmarłych. W tym okresie, jak wierzono, następuje ‘pęknięcie czasu”, wskutek czego żywi i umarli, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość łączą się ze sobą. Wigilia Święta Zmarłych zwała się Halloween. Wtedy to duchy i dusze pojawiają się na ziemi, a zmarli poruszają się. Podobnie w kalendarzu chrześcijańskim 1 listopada to Dzień Wszystkich Świętych, natomiast 2 listopada to Dzień Zaduszny (All Souls Day). W Dniu Zadusznym prowadzi się modlitwy za dusze osób zmarłychi odbywają się msze żałobne. Tak więc nasze dzisiejsze święta są poprzedzone starszymi rytuałami. Za jednym wzorcem znajdujemy następne. Wiele z tych starożytnych rytuałów pozostaje żywych w dzisiejszym świecie.

Rytuały jako morficzny rezonans z przodkami

Rytuały, ogólnie rzecz biorąc, mają bardzo zachowawczą naturę i powinny być wykonywane we właściwy sposób. Powinny zostać wypełniane tak, jak czyniono to w przeszłości. Jeżeli rytuały wykonywane są przy użyciu mowy, wówczas najważniejsze z nich spełnione zostają za pomocą świętych języków. Przykładowo, rytuały bramińskie w Indiach używają Sanskrytu. Ten język nie jest już używany, stosują go wyłącznie Bramini. Sanskryckie frazy powinny być wypowiadane we właściwy sposób, by rytuał stał się skuteczny.

Podobne praktyki znajdujemy na gruncie chrześcijaństwa. Kościół Koptyjski w Egipcie wywodzi się z okresu w starożytności, kiedy język koptyjski był mową codzienną. Możesz wstąpić do świątyni we współczesnym Kairze, gdzie odbywa się nabożeństwo w martwym już języku starożytnego Egiptu. Przetrwanie starożytnego języka egipskiego w liturgii koptyjskiej stało się jednym z istotnych czynników, który pozwolił na odczytanie języka starożytnego Egiptu. Podobnie, Rosyjska Cerkiew Prawosławna używa języka staro-słowiańskiego. Natomiast Kościół Rzymski posługiwał się łaciną. Znajdziemy setki podobnych przykładów.

Rytualne celebracje muszą być wykonywane z użyciem właściwych ruchów, gestów, słów oraz muzyki. Tak dzieje się w całym świecie. Rytuały są wykonywane tak, jak niezliczoną ilość razy wykonywane były w przeszłości. Kiedy pyta się ludzi, dlaczego to robią, zwykle odpowiadają, że pozwala im to połączyć się z ich poprzednikami czy przodkami. Tak więc rytuały stanowią świadome przywołanie pamięci, która się do pierwotnego aktu. W ten sposób za pośrednictwem morficznego rezonansu dochodzi do połączenia tych, którzy wykonują rytuał w chwili obecnej oraz tych, którzy wykonywali go w przeszłości. Tak się dzieje we wszystkich kulturach, gdzie następuje połączenia obecnego pokolenia z ich przodkami za pomocą morficznego rezonansu.

Mantry jako duchowy przekaz

W świetle przytoczonej koncepcji możemy spojrzeć na różne aspekty religijnych rytuałów, znajdując w nich nowe znaczenia. Przykładowo, zwróćmy uwagę na użycie mantr w tradycji Wschodu. Mantry są świętymi dźwiękami czy słowami, które często nie posiadają jasno sprecyzowanego znaczenia. Najbardziej znaną Mantuą hinduską jest OM. Mantrą chrześcijańską ( a tak naprawdę jest to również mantra żydowska oraz islamska) jest AMEN.

Choć dosłownie rzecz ujmując tłumaczy się ją jako “Niech tak się stanie”, ma ona o wiele głębsze znaczenie jako wyrażenie mantryczne . Kiedy jest śpiewana w oryginalnej postaciAMEN, stanowi niezwykle silną Mantrę. Znajdziemy ją na końcu chrześcijańskich modlitw oraz hymnów, choć większość osób nie jest świadoma, dlaczego właśnie w tym miejscu ona znajduje się.

W tradycji tybetańskiej oraz w tradycji hinduizmu mantra jest przekazywana uczniowi przez guru lub mistrza. Stanowi część inicjacji. Poprzez używanie mantry uczeń jest w stanie połączyć się z całą tradycją swej linii, którą reprezentuje guru. W buddyzmie tybetańskim z recytowaniem mantry często łączy się wizualizację. Adept wizualizuje swego guru ponad głową, a następnie całą linie guru i mistrzów, do Buddy włącznie. Znajdziemy święte obrazy z tradycji tybetańskiej, na których widoczna jest osoba, która siedzi medytując. Z jej głowy wyrasta drzewo, składające się z twarzy i postaci jej nauczycieli(mistrzów linii). Nazywa się to “drzewem linii przekazu” (Drzewo Schronienia).

Pojęcie morficznego rezonansu dostarcza bardziej zrozumiałego wyjaśnienia mocy mantr. Jednocześnie pomaga wyjaśnić pewne zakazy, które wydawałoby się nie mają sensu. We wszystkich religiach występuje zakaz blasfemii (niewłaściwego użycia świętych słów). Przykładowo, jest to Judeo-chrześcijańskie napomnienie, by nie wzywać imienia Pańskiego na daremno. Osoby często są pouczane, by recytować mantry wyłącznie w odpowiednich okolicznościach i nie włączać tych słów w przypadkowe rozmowy. Osobiście słyszałem hinduskiego guru, który ostrzegał, że niewłaściwe użycie mantr osłabia ich moc. Staje się to zrozumiałe w świetle koncepcji morficznego rezonansu. Mantra powtarza w skupieniu łączy adepta ze stanem medytacji oraz z guru i linią przekazu. Kiedy jest używana w niewłaściwym kontekście, łączy osobę z polem przypadkowych rozmów.

Religijne “ścieżki” i artystyczne “szkoły”

Także inne aspekty oraz charakterystyczne cechy religijnych tradycji stają się jasne, gdy spojrzymy na nie z perspektywy pola morficznego. Wielu duchowych nauczycieli porównuje swe nauki do ścieżki. Przykładowo w chrześcijaństwie Jezus powiada: “Ja jestem Drogą”. W buddyzmie występuje Ośmioraka Ścieżka, nauczana przez Buddę. Uważa się, że dzięki religijnej inicjacji osoba wkracza na ścieżkę, którą założyciel danej tradycji- Budda czy Chrystus- kroczył wcześniej. Tą ścieżką posuwało się również w poprzednim okresie wiele innych osób. Te osoby stworzyły pole morficzne. Nie uczynił tego tylko Budda czy Chrystus, lecz wkładw budowanie pola morficznego został wniesiony przez każdego ze zwolenników drogi. W ten sposób ścieżka stała się dostępną i łatwiejszą dla kolejnych pokoleń.

W tradycji chrześcijaństwa ta idea została jasno wyrażona w Apostolskim Credo, w postaci doktryny o “Świętych Obcowaniu”. Ci, którzy podążają ścieżką za Jezusem, otrzymują pomoc nie tylko od niego, lecz także od zgromadzenia Świętych, którzy podążali tą ścieżką wcześniej.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę pojęcie “szkół myślenia” (filozoficznych) czy “szkół artystycznych”, spotkamy się z następnym obszarem tradycji, gdzie grupy ludzi podążają za wspólnym ideałem i wzorcem. Uchwycić można głębszy sens tych zjawisk, jeśli rozważymy istnienie artystycznych i filozoficznych tradycji w terminach organizacji pól morficznych. Przykładowo historycy sztuki piszą o wpływach stylu malarskiego, poczynając od Szkoły Weneckiej po Flamandzką. Ten zagadkowy wpływ może być wyjaśniony, jako dostrajanie się kolejnych szkół do pola morficznego, stworzonego przez szkoły poprzednie. Jeżeli myślimy o malarstwie w terminach pola morficznego i aktualnej struktury, możemy dostrzec w jaki sposób zachodzi proces dalszego budowania określonego stylu, szkoły, kierunku w malarstwie na zasadzie morficznego rezonansu. W danej szkole powstaje kolejny obraz. Ludzie oglądają go. Kiedy w tej szkole powstaje nowy obraz, zmienia to dotychczasowe pole szkoły. Następuje efekt kumulacji. Podobnie jak zwierzę w obrębie danego gatunku korzysta z pola morficznego całości, a jednocześnie wnosi do niego swą część, tak dzieło sztuki stworzone w obrębie określonej szkoły korzysta z morficznego pola danego stylu, a jednocześnie wnosi do niego nowe elementy. W ten sposób następuje ewolucja stylu.

Naukowe “paradygmaty Kuhna” jako pole morficzne

Bardzo podobną analizę możemy przeprowadzić w odniesieniu do historii nauki. Możemy myśleć o różnych ‘szkołach myślenia” i różnych obszarach badań w nauce, iż posiadają własne pola morficzne. Rzeczywiście, mówimy o polu fizyki, o polu biologii, o polu geofizyki, o polu metalurgii itp. W tym kontekście pojęcie “pola” możemy traktować w sposób dosłowny. W obszarze każdego z tych pól możemy wyróżnić podgrupy badaczy. Przykładowo w fizyce: astrofizyków, przedstawicieli teorii kwantowej itp. W obrębie tych podgrup mogą istnieć dalsze podziały. Kandydaci do każdej z tych grup muszą przejść poprzez właściwą inicjację. Muszą odbyć studia i zdać egzaminy. Każda z grup ma swoisty “folklor”, mitologię i ojców-założycieli. Na tym właśnie polegał wgląd Thomasa Kuhna w jego wspaniałej książce “Struktura naukowych rewolucji” (1970). Stwierdził on, iż nauka stanowi społeczną aktywność oraz że naukowcy są inicjowani do grup profesjonalnych poprzez swych bardziej doświadczonych i zaawansowanych kolegów.

Te grupy społeczne mają własne mechanizmy regulacji oraz organizacji, podobnie jak wszelkie inne struktury polowe. Naukowcy bardzo nie lubią, kiedy jacyś outsiderzy wtrącają się do ich spraw. Przykładowo fizycy uważają, że są najlepszymi osobami , powołanymi do tego, by oceniać sprawy na własnym polu. Jeżeli nawet rząd chce użyć fizyki jako nauki dla własnych celów, może to uczynić jedynie przy pomocy fizyków. Rząd musi utworzyć komitety oraz agencje, rozdzielające fundusze, w których będą zasiadać fizycy.

Taki sam wzorzec znajdujemy w innych grupach profesjonalistów: w związkach zawodowych, w Amerykańskim Stowarzyszeniu Medycznym, w grupach inżynierów itp. Kuhn podkreślił, iż w określonym czasie w każdej z tych grup istnieje zgoda co do tego, w jaki sposób wygląda rzeczywistość i w jaki sposób powinny być rozwiązywane problemy. To właśnie nazywa on paradygmatem. Kuhn używa słowa paradygmat w dwóch znaczeniach, jak to wyjaśnia w drugim wydaniu książki. Paradygmat nie jest jedynie pojęciowym sposobem postrzegania rzeczy czy też modelem. Paradygmat stanowi raczej uzgodniony sposób patrzenia na rzeczywistość, który jest podzielany przez daną grupę osób. W każdej grupie działa mechanizm, poprzez który jej członkowie rozpoznają innych jako przynależnych do profesjonalnego zespołu. Odróżniają te osoby od outsiderów, od ludzi, którzy do grupy nie należą. W tym sensie paradygmat posiada odniesienie społeczne. Paradygmat zawiera także model i drogę, na której powinny być rozwiązywane problemy. Paradygmat Newtona zawiera model i sposób, poprzez który mogą być rozwiązywane pytania fizyki. Równanie grawitacyjne stanowi przykład takiego modelu. Podobnie w trakcie nauki, na poszczególnych etapach studiów, a później w fazie pracy doktorskiej, osoby otrzymują coraz trudniejsze problemy do rozwiązania. Jednak zawsze otrzymują instrukcje (przykłady), w jaki sposób te problemy powinny być rozwiązane. Jest to “styl “ rozwiązania, który został zaakceptowany w obszarze paradygmatu.

Zmiana paradygmatu pociąga za sobą zarówno nowy sposób rozwiązywania problemów ( ponieważ następuje zmiana w myśleniu o nich), jak też tworzony jest nowy rodzaj społecznej zgody pomiędzy osobami w danej grupie. Zarówno Kuhn, jak też Gablik podkreślają, iż koncepcja paradygmatu w dyscyplinach naukowych zbliżona jest do koncepcji stylu w sztuce: paradygmaty przejawiają jakość kumulacji, rozwoju oraz ewolucyjnej zmiany, co jest również charakterystyczne dla stylów w tradycji artystycznej. Kuhn poszedł tak daleko, iż oparł swą teorię rozwoju nauki na historii sztuki. Poprzednio nauka była traktowana tak, jakby stanowiła czysto racjonalną aktywność, opartą na kumulującej się strukturze wiedzy. Uważano także, iż wiedza naukowa jest wolna od wszelkich społecznych i zawodowych uwarunkowań, które pojawiają się w obszarze badawczych procedur. Kuhn wykazał, iż tego samego rodzaju wzorce, którymi posługują się historycy sztuki, występują także w obszarze dyscyplin naukowych.

Ujęcie paradygmatów w perspektywie pola morficznego pomaga nam zrozumieć, dlaczego posiadają one tak konserwatywną naturę. Dzieje się tak z tego powodu, iż gdy paradygmaty zostaną raz wprowadzone, są one wspierane przez dużą grupę społeczną. Ta grupa podtrzymuje uzgodnioną rzeczywistość paradygmatu. Pojawia się także bardzo silny rezonans morficzny, dotyczący sposobu działania w danym obszarze. Z tego też powodu raczej rzadkie są zmiany paradygmatu, a tendencja do zmian spotyka się z silnym oporem.

Artykuł w całości pochodzi z  serwisu :
http://a.bongaruda.pl/

Zobacz też

Koniec walki …oznacza zwycięstwo

Tagi

, , , , , , ,

Im bardziej będziesz starał się zmienić, tym gorzej będzie ci to wychodziło. Czy znaczy to, że pochwalam pewną dozę bierności?
Tak, im większy stawiasz opór, tym większą nadajesz moc temu, czemu się opierasz. Takie jest, jak sądzę, znaczenie słów Jezusa:
„Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu drugi.”

To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz.

Brzmi to bardzo po wschodniemu. Jeśli jednak popłyniesz razem z wrogiem, pokonasz go.

Jak walczyć ze złem?

Nie poprzez zmaganie się z nim, ale poprzez zrozumienie. Zło zniknie, jeśli tylko zostanie zrozumiane.

Jak walczyć z ciemnością?

Nie przy pomocy pięści. Nie można przegonić ciemności z pokoju za pomocą szczotki, trzeba włączyć światło.

Im usilniej walczysz z ciemnością, tym bardziej staje się ona dla ciebie realna, tym bardziej wyczerpiesz samego siebie.

Jeśli jednak włączysz światło świadomości, ciemność się rozprasza.

Załóżmy, że ten skrawek papieru jest czekiem na bilion dolarów. „Och, muszę go odrzucić, muszę, zgodnie z Ewangelią muszę się go wyrzec, jeśli pragnę życia wiekuistego.
„Czy zamierzasz zastąpić jedną chciwość inną?
Chciwość dóbr materialnych – chciwością duchową?

Poprzednio miałeś „ego” ziemskie, a teraz zyskałeś „ego” duchowe i pomimo wszystko jest to „ego” – subtelniejsze i takie, z którym znacznie trudniej walczyć. Kiedy czegoś się wyrzekasz, związujesz się z tym.
Jeśli jednak zamiast aktu wyrzeczenia przyjrzysz się temu uważnie i powiesz: „No tak, to nie jest czek na bilion dolarów, ale kawałek papieru”, to nie ma już z czym się zmagać, nie ma czego się wyrzekać.

Artykuł z serii: Przypomnienie

A. de Mello

Zobacz też

Mówić: tak – czy nie?

• Przestań usiłować być dobrym cz I.

• Przestań usiłować być dobrym cz II

Czy jesteś podzielony na “dobrego” i “złego”?

• Poza dobrem i złem

Rozdzierając duszę na pół. Skrajności.

Negatywizm: jak się nim posługiwać i jak z niego zrezgnować?

Tagi

, , , , , , , , , , , , ,

Wszelki opór wewnętrzny odczuwa się jako rodzaj negatywizmu.
Wręcz można powiedzieć, że wszelki negatywizm jest tożsamy z oporem.
W tym kontekście są to nieomal syno­nimy.

Istnieje szeroki wachlarz postaw negatywnych – od irytacji lub zniecierpliwienia aż po wściekłą furię, od sarkazmu, przygnę­bienia czy ponurej urazy aż po samobójczą rozpacz.

Pod wpływem oporu byle drob­nostka potrafi wywołać silną reakcję negatywną: gniew, depre­sję lub głęboki żal.

Nasze ego wierzy, że dzięki negatywizmowi zdoła manipulować rzeczywistością i uzyska to, czego pragnie.
Wierzy, że uda mu się w ten sposób wywołać pożądaną sytuację bądź unicestwić niepożądaną.
Jak słusznie stwierdza autor Lekcji cudów, cierpienie zawsze podszyte jest nieświadomą wiarą, że „kupisz” sobie za nie przedmiot swoich pragnień.

Gdybyś rzekomy „ty” – czyli umysł – nie wierzył, że cierpienie może wywołać sku­tek, o jaki ci chodzi, po cóż byś je stwarzał?

Prawda jest oczywi­ście taka, że negatywizm wcale nie daje pożądanych skutków. Nie tylko nie wywołuje sytuacji, jakiej byśmy sobie życzyli, ale uniemożliwia jej pojawienie się.
Zamiast unicestwić sytuację nie­pożądaną, jedynie ją utrwala.
Cała jego „skuteczność” sprowa­dza się do wzmacniania ego – i z tej właśnie przyczyny ego uwiel­bia wszystko, co negatywne.

Gdy już utożsamiłeś się z czymś negatywnym, nie chcesz wyrzec się tego utożsamienia, a na głęboko nieświadomym po­ziomie wcale nie pragniesz pozytywnej zmiany.
Zagroziłaby ona bowiem twojej tożsamości, zgodnie z którą masz być przy­gnębiony, wściekły i skrzywdzony.

Wszelkie pozytywne wpły­wy, jakie pojawią się w twoim życiu, będziesz więc ignorował, negował lub sabotował.
Jest to częste zjawisko. A zarazem zu­pełny obłęd.

Żadna inna forma ży­cia na kuli ziemskiej nie wie, co to negatywizm: znany jest on wyłącznie ludziom.
Widziałeś kiedyś nieszczęśliwego delfina, żabę, która miała problemy z samooceną, kota, co nie potrafił się zrelaksować, albo ptaka, hołubiącego nienawiść i urazę?
Je­dynie zwierzęta, żyjące w bliskim kontakcie z ludźmi i poprzez nich wchodzące w kontakt z ludzkim umysłem oraz jego obłę­dem, zdradzają czasem coś w rodzaju negatywnych skłonności czy objawów nerwicy.
Przyjrzyj się dowolnemu zwierzęciu lub roślinie i ucz się od tego żywego organizmu, jak w pełni akceptować to, co j e s t -jak poddać się teraźniejszości.
Niech zwierzę lub roślina uczy cię Istnienia.
Niech cię uczy rzetelności – tego, jak być jednią, jak być całym, być sobą, być rzeczywistym.
Niech cię uczy, jak żyć i umierać – i jak z życia i z umierania nie robić problemu.

Ale czy nie bywa i tak, że negatywna emocja zawiera ważny ko­munikat?
Ma przykład jeśli często miewam depresję, może to znaczyć, że z moim życiem coś jest nie w porządku. Sygnał ten może mnie zmusić, żebym przyjrzał się swojej sytuacji życiowej i dokonał w niej zmian.
Muszę więc słuchać, co mówi mi emocja, zamiast bagatelizować ją jako coś negatywnego.

Regularnie powracające emocje negatywne niekiedy rzeczy­wiście mogą być sygnałem, podobnie jak bywa nim choroba.
Ale wszelkie zmiany, jakich dokonasz – w pracy, w związkach osobistych czy w szerzej pojętym otoczeniu – będą miały cha­rakter czysto kosmetyczny, jeśli nie spowoduje ich zmiana two­jego poziomu świadomości.
Ta zaś może nastąpić tylko w jeden sposób: poprzez większą obecność.
Począwszy od pewnego jej poziomu, wiesz bez pomocy negatywnych sygnałów, czego do­maga się twoja sytuacja życiowa. Dopóki jednak miewasz nega­tywne popędy, rób z nich użytek. Niech ci przypominają, że powinieneś być bardziej świadomy.

Jak zapobiec pojawianiu się negatywnych skłonności i jak się ich pozbyć, gdy już się pojawią?

Przestaną się pojawiać, kiedy staniesz się bez reszty obec­ny. Gdy Twoja uwaga skupiona będzie tylko i wyłącznie na bieżącej chwili. Tu i teraz.
Ale nie zniechęcaj się, gdy uwaga będzie ci uciekać w analizowanie wydarzeń i przykrości z przeszłości.
Jak dotąd niewielu ludzi na kuli ziem­skiej potrafi utrzymać stan ciągłej obecności, chociaż niektórzy są tego coraz bliżsi.

Ilekroć zauważysz, że odzywa się w tobie coś negatywnego, potraktuj to nie jak porażkę, lecz jak pożyteczny znak, który mówi ci: „Zbudź się. Wyskocz z umysłu. Bądź obecny”.

W późniejszych latach życia Aldous Huxley ogromnie zain­teresował się naukami duchowymi i napisał powieść, zatytuło­waną Wyspa. Jej bohater w wyniku katastrofy okrętowej ląduje na dalekiej wyspie, pozbawionej wszelkiego kontaktu ze światem.
Istnieje tam jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, któ­rej niezwykłość polega na tym, że jej przedstawiciele są w przeciwieństwie do reszty ludzkości całkowicie poczytalni. Pierwsze, co zauważa rozbitek, to kolorowe papugi, które sie­dzą w koronach drzew i raz po raz skrzeczą: „Uwaga. Tu i teraz. Uwaga. Tu i teraz”. Z dalszego ciągu powieści dowiadujemy się, że wyspiarze nauczyli je tak mówić, ponieważ chcieli mieć sygnał, który by ich nieustannie przywracał do stanu obecności.

Ilekroć więc czujesz, że budzi się w tobie coś negatywnego – pod wpływem zewnętrznego bodźca, twojej własnej myśli albo i bez żadnej uświadomionej przyczyny – potraktuj to jak okrzyk:
„Uwaga. Tu i teraz. Zbudź się”.
Nawet najlżejsza iryta­cja jest znamienna, trzeba ją więc przyjąć do wiadomości i pod­dać oględzinom; w przeciwnym razie będą w tobie narastały pokłady niezaobserwowanych reakcji.

Być może –jak już wcze­śniej sugerowałem – zdołasz najzwyczajniej w świecie porzu­cić negatywną skłonność, gdy poczujesz, że nie chcesz w sobie nosić negatywnej energii, która z nią się wiąże, i że nie jest ci ona do niczego potrzebna.
Ale jeśli już się z nią rozstajesz, zrób to grun­townie.
Jeśli zaś nie zdołasz jej poniechać, pogódź się po prostu z jej istnieniem i –jak już wcześniej mówiłem – skup się na odczuciach, obserwuj je.

Gdy nie udaje ci się poniechać negatywnej reakcji, mo­żesz ją rozpuścić, wyobrażając sobie, że zewnętrzny bodziec, który ją wywołał, przenika przez ciebie jak przez powietrze.

Radzę najpierw ćwiczyć tę umiejętność w drobnych, wręcz bła­hych sprawach. Powiedzmy, że siedzisz sobie spokojnie w domu.
Nagle po drugiej stronie ulicy zaczyna wyć alarm samocho­dowy.
Budzi się irytacja.
Po co ci ona?
Po nic.
Czemu więc ją w sobie wywołałeś?
To nie ty: wywołał ją umysł. Stało się to zu­pełnie automatycznie, bez udziału świadomości.
Czemu umysł wywołał irytację?
Ponieważ tkwi w nieświadomym przeświadczeniu, że jego opór (który ty odczuwasz jako pewien rodzaj negatywizmu bądź cierpienia) w ten czy inny sposób unicestwi niepożądaną sytuację.
Jest to oczywiście złudzenie.
Opór umy­słu – w tym akurat wypadku będzie to irytacja lub gniew – wy­wołuje znacznie większe zamieszanie niż pierwotna przyczyna, którą umysł próbuje rozpuścić.

Wszystko to można potraktować jako praktykę duchową.

Poczuj, że stajesz się przeźroczysty, dematerializujesz się.

Niech hałas lub inny bodziec, budzący w tobie negatywną reakcję, przepłynie przez ciebie na wskroś, nie napotykając twardej zapory.

Jak już mówiłem, na początek wybieraj do tych ćwiczeń sprawy drobne: alarm samochodowy, szczekanie psa, krzyki dzieci, korek uliczny.

Zamiast wznosić w sobie zaporę, w którą raz po raz boleśnie uderza coś, co „nie powinno mieć miejsca”, pozwól, żeby wszystko przez ciebie przepływało.

Ktoś odzywa się do ciebie grubiańsko albo uszczypliwie.
Zamiast reagować nieświadomie i negatywnie – atakiem, obro­ną lub oddaleniem – pozwalasz, żeby usłyszane słowa przepły­nęły przez ciebie
.
Nie stawiaj najmniejszego oporu.

Zachowuj się tak, jakby nie istniał już w tobie nikt, kogo można zranić.

Na tym właśnie polega między innymi zdolność wybaczania i współczucia.
Dzięki niej stajesz się nietykalny.
Jeśli zechcesz, możesz, owszem, powiedzieć roz­mówcy, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia, ale nie ma on już władzy nad twoim stanem ducha.

Tylko ty sam sprawujesz tę władzę – nie kto inny ani nie twój umysł. Dopóki zaś sta­wiasz opór, jego mechanizm zawsze działa tak samo – niezależ­nie od tego, czy bodźcem będzie alarm samochodowy, czyjeś grubiańskie zachowanie, powódź, trzęsienie ziemi lub utrata całego majątku.

Pytanie : Od dawna medytuję, biorę udział w warsztatach, przeczyta­łem wiele książek o tematyce duchowej, staram się żyć, nie stawiając oporu, ale jeśli spytasz, czy odnalazłem prawdziwy i trwały spokój wewnętrzny, to powiem szczerze, że mi się nie udało. Dlaczego? Co jeszcze mogę zrobić, żeby go znaleźć?

Wciąż szukasz na zewnątrz i tak już do tego przywykłeś, że nie potrafisz zaniechać poszukiwań.
Łudzisz się, że do celu po­zwoli ci się zbliżyć kolejny warsztat, kolejna technika.
Moja rada: nie szukaj spokoju.
Nie szukaj żadnego innego stanu niż ten, w którym akurat jesteś, bo wywołasz we własnym wnętrzu kon­flikt i nieświadomy opór.
Wybacz sobie to, że nie jesteś spokoj­ny.  Zaakceptuj to na tą chwilę.
Kiedy całkowicie pogodzisz się ze swoim niepokojem, na­tychmiast przeistoczy się on w spokój. Wszystko, co w pełni zaakceptujesz, doprowadzi cię do celu, do spokoju.
Ten właśnie cud zdarza się, gdy się poddasz.

E. Tolle Potęga teraźniejszości

Artykuł z serii: Przypomnienie

Powiązane posty :

Wojna w Tobie trwa

Nauka akceptacji dobrego i złego

Dzień Uwagi

Wyostrz swoją uwagę

Ciemna noc duszy

Spogladaj głębiej…

Źródło natchnienia jest w Tobie

Bez granic

Obnażenie się do „ja”

Tagi

, , , , , , , , , ,


A. de Mello

A teraz proponuję inne ćwiczenie. Proszę napisać na kawałku papieru krótką charakterystykę siebie. Na przykład: człowiek interesu, ksiądz, człowiek, katolik, Żyd…

Cokolwiek. Niektórzy, jak widzę, piszą takie rzeczy: poszukujący pielgrzym, kompetentny, żywotny, niecierpliwy, skoncentrowany, elastyczny, pojednawczy, kochanek, istota ludzka, nadmiernie ustrukturalizowany. Jest to, mam nadzieję, owoc samoobserwacji. Jak gdybyś patrzył na kogoś innego, nie na siebie. Zauważcie jednak, że macie do czynienia z „ja”, które obserwuje „mnie”. Jest to interesujący fenomen, który od wieków fascynuje filozofów i mistyków, naukowców, psychologów. „Ja” może obserwować „mnie”. Wygląda na to, że zwierzęta nie są w stanie tego dokonać. Wydaje się również, że potrzebna jest do tego określona doza inteligencji. To, co zamierzam wam teraz powiedzieć, nie jest metafizyką, nie jest też filozofią. To czysta obserwacja i zdrowy rozsądek. Wielcy mistycy Wschodu odwołują się tak naprawdę do „ja”, a nie do „mnie”. W istocie niektórzy z tych mistyków uczą, że zaczynać powinniśmy od rzeczy, od świadomości rzeczy, by następnie przechodzić do świadomości myśli (czyli do „mnie”) i dopiero na końcu osiągnąć świadomość tego, który myśli. Rzeczy, myśli, myśliciel. Tak naprawdę szukamy myśliciela. Czy myślący zna samego siebie? Czy mogę wiedzieć, czym jest „ja”? Niektórzy z mistyków odpowiadają: „Czy nóż może ciąć sam siebie? Czy ząb może sam siebie pogryźć? Czy oko widzi samo siebie? Czy ja może poznać siebie?”

Mnie jednak interesuje coś nieskończenie bardziej praktycznego, a mianowicie to, czym „ja” nie jest. Będę teraz posuwał się tak małymi kroczkami, jak tylko to jest możliwe, gdyż konsekwencje mogą być nieobliczalne. Niezwykle wspaniałe albo ponad miarę tragiczne, to zależy od waszego punktu widzenia.

Posłuchajcie. Czy jestem moimi myślami o tym, że myślę? Nie. Myśli przychodzą i odchodzą. Nie jestem moimi myślami. Czy jestem moim ciałem? Wiem, że miliony komórek naszego ciała ulegają w każdej minucie zmianie lub są odnawiane tak, że co siedem lat wszystkie zostają wymienione. Komórki pojawiają się i znikają. Rosną i obumierają. Ale „ja” wydaje się trwać. Czy więc moje ciało to ja? Na pewno nie!

Jestem czymś innym i czymś więcej niż moje ciało. Można by powiedzieć, że ciało jest częścią „ja”, ale jest to podlegająca zmianie część „ja”. Jest w ciągłym ruchu, podlega nieustannej zmianie. Nazywamy je zawsze tak samo, ale ono się zmienia. Podobnie mamy jedną nazwę dla wodospadu Niagara, ale wodospad ten tworzony jest przez wodę, która za każdym razem jest inna. Używamy tej samej nazwy dla ciągle zmieniającej się rzeczywistości.

A moje imię? Czy „ja” jest moim imieniem? Nie ulega wątpliwości, że nie, gdyż mogę zmieniać imię nie zmieniając „ja”. A moja kariera? A moje poglądy? Mówię, że jestem katolikiem, wyznawcą judaizmu – czy to jest istotna część mojego „ja”? Czy jeśli przyjmę inną religię, to „ja” ulegnie zmianie? Czy mam wówczas nowe „ja”, czy też to samo „ja”, tyle że zmienione? Innymi słowy, czy moje imię jest istotną częścią mnie, mojego „ja”? Czy moja religia jest istotną częścią mojego „ja”? Przytoczyłem historyjkę o małej dziewczynce, która pyta małego chłopca, czy jest prezbiterianinem. Ktoś opowiedział mi inną, o Paddy. Paddy idzie ulicą Belfastu i nagle od tylu czuje przystawiony do głowy pistolet. Słyszy:

– Jesteś katolikiem czy protestantem?

Paddy musi szybko myśleć. Odpowiada więc:

– Jestem Żydem.

Na co słyszy głos: – Jestem największym szczęściarzem pośród Arabów w Belfaście.

Etykietki są dla nas niezwykle ważne. „Jestem republikaninem” – mówimy. Ale czy rzeczywiście? Nie myślisz chyba poważnie, że przystępując do jakiejś partii zyskujesz nowe „ja”. Czy nie jest to stare „ja” z nowymi politycznymi przekonaniami? Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, który pytał swego przyjaciela:

– Czy zamierzasz głosować na republikanów?

– Nie, będę głosował na demokratów – pada odpowiedz.

– Mój ojciec był demokratą, mój dziadek był demokratą, mój pradziad też był demokratą.

– Dziwaczne rozumowanie. Gdyby twój ojciec był koniokradem, tak jak i dziadek, a może również pradziadek, to kim byłbyś?

– Ach – odpowiada przyjaciel – wówczas byłbym republikaninem.

Tak wiele życia poświęcamy przywiązywaniu wagi do etykietek, naszych własnych i innych. Słowem, szyldy identyfikujemy z ludzkim „ja”. Często pojawiają się etykietki: „katolik”, „protestant”. Pewien człowiek poszedł kiedyś do księdza i poprosił:

– Ojcze, chciałbym, abyś odprawił mszę za mego psa.

Ksiądz był oburzony. – Mszę za twego psa, co ty sobie wyobrażasz!

– Pokochałem tego psa i chciałbym zamówić mszę w jego intencji.

– Nie odprawiamy tu mszy w intencji psów. Może pan zapytać gdzie indziej, czy nie odprawiono by takiej mszy – odparł ksiądz.

Wychodząc mężczyzna rzucił księdzu:

– Trudno. Ja naprawdę kochałem tego psa. Podczas mszy za niego zamierzałem dać milion dolarów na ofiarę.

Na to ksiądz:

– Niech pan chwilę poczeka. Nie powiedział mi pan przecież, że pański pies był katolikiem.

Jeśli jesteś uwikłany w sieć etykietek, jakie mają one znaczenie względem „ja”? Czy można byłoby powiedzieć, że „ja” nie jest żadną etykietką, z którą jesteśmy związani? Etykietki należą do „mnie”. To, co podlega nieustannej zmianie, to właśnie owo „mnie”. Czy „ja” podlega jakimkolwiek zmianom? To prawda, bez względu na to, jakie etykietki masz na myśli (być może za wyjątkiem „istoty ludzkiej”) stosować je należy do „mnie”. A więc, kiedy wyjdziesz na zewnątrz siebie i obserwujesz „mnie”, przestajesz identyfikować się ze „mną”.

Cierpienie istnieje we „mnie” i zaczyna się wówczas, gdy identyfikujesz, „ja” z „mnie”.

Załóżmy, że obawiasz się czegoś lub czegoś pożądasz, albo też czymś się niepokoisz. Kiedy „ja” nie identyfikuje się z pieniędzmi, nazwiskiem, narodowością, osobami, przyjaciółmi ani z żadną inną cechą, wówczas „ja” nigdy nie jest zagrożone.

Pomyśl o czymś, co było powodem bólu, zmartwienia czy niepokoju. Cóż takiego odkryjesz? Po pierwsze, uchwycisz pożądanie kryjące się za cierpieniem. Stwierdzisz, że jest coś, czego bardzo chcesz i gdyby nie to pragnienie, nie doznawałbyś cierpienia. Czym jest to pożądanie?

Po drugie, stwierdzisz, że nie jest to jedynie proste pożądanie. Jest ono uwikłane w identyfikację. Musiałeś sobie w jakiś sposób powiedzieć: „Istnienie mego, ‚ja’ nieodłącznie związane jest z tym pożądaniem”. Cierpienie wynika z identyfikowania siebie z czymś, co jest na zewnątrz lub wewnątrz psychiki człowieka.

A. de Mello

Zobacz też

Kosmiczny ład i ewolucja

Tagi

, , , , , , , ,

Przyjrzymy się ewolucji w różnych obszarach, od materii poprzez życie, do umysłu.
Te trzy główne obszary nazywasz materią lub kosmosem, życiem lub biosferą i umysłem lub noosferą. Natomiast wszystkie te obszary razem nazywasz „Kosmosem”.

Pitagorejczycy wprowadzili termin „Kosmos” (ład), który zwykle tłumaczony jest jako Wszechświat. Ale pierwotnie Kosmos oznaczał ukształtowaną według określonego wzorca naturę lub proces wszystkich obszarów istnienia, od materii poprzez umysł do Boga. Dzisiaj jednak słowa „kosmos” i „wszechświat” oznaczają zazwyczaj jedynie fizyczny wszechświat.

Chciałbym więc ponownie wprowadzić termin Kosmos.
Jak wspomniałeś, Kosmos zawiera kosmos (sferę fizyczną), bios (lub biosferę), psyche lub rozum (noosferę), i theos (sferę boską lub duchową).
Możemy więc sprzeczać się na przykład, w jakim punkcie materia staje się życiem lub kosmos staje się bios ale jak wskazuje Francisco Varela, autopoiesis (lub samopomnażanie się) występuje tylko w organizmach żywych. Nie spotkamy tego nigdzie w kosmosie, jedynie w bios.
To ważne i głębokie zdarzenie, coś zdumiewająco nowego. Podążam śladem kilku tego rodzaju przekształceń lub zdarzeń w trakcie ewolucji Kosmosu.

A więc w tych rozważaniach nie interesuje nas jedynie Wszechświat, lecz Kosmos.
Tak. Wiele kosmologii ma wyraźnie materialistyczną inklinację: z jakichś względów fizyczny kosmos uważany jest za najbardziej realny wymiar, a wszystko inne wyjaśnia się w odniesieniu do tego materialnego planu. Ale jakież to brutalne podejście!
Roztrzaskuje cały Kosmos o ścianę redukcjonizmu i na twoich oczach wszystkie sfery z wyjątkiem fizycznej powoli wykrwawiają się na śmierć. Czy można tak traktować Kosmos?
Nie. Jak sądzę, pragniemy stworzyć Kosmologię, a nie kosmologię.

Dwadzieścia zasad: wzorce powiązań

Możemy rozpocząć tę Kosmologię od przyjrzenia się charakterystycznym cechom ewolucji w różnych sferach. Wyodrębniłeś dwadzieścia wzorców, które wydają się prawdziwe dla ewolucji w każdym obszarze, od materii poprzez życie do umysłu.
To prawda.
Z tych dwudziestu wzorców wybierzmy przykładowo kilka zasad, by pokazać, o co chodzi. Zasadą numer jeden jest to, że rzeczywistość składa się z całości/części czyli „holonów”.
Rzeczywistość składa się z holonów?

Czy to jest dalekie od prawdy? Czy wprowadza zamęt?
Arthur Koestler ukuł termin holon” na określenie bytu, który sam jest całością i jednocześnie częścią jakiejś innej całości. Jeśli zaczniesz uważnie przyglądać się rzeczom i procesom, wkrótce stanie się dla ciebie oczywiste, że one nie są jedynie całościami, lecz również częściami czegoś innego. Są całościami/częściami, są holonami.
Na przykład cały atom jest częścią całej cząstki. Cała cząstka jest częścią całej komórki. Cała komórka jest częścią całego organizmu itd. Żaden z tych bytów nie jest ani całością ani częścią, lecz całością/częścią, czyli holonem.
Chodzi o to, że zasadniczo wszystko jest takiego czy innego rodzaju holonem. Atomiści i holiści od dwóch tysięcy lat toczą filozoficzny spór o to, co jest ostatecznie rzeczywiste, całość czy część? A odpowiedź brzmi: ani jedno ani drugie. Lub, jeśli wolisz, i jedno i drugie. Wszędzie, w górze i w dole, istnieją tylko całości/części.

Jest taki stary dowcip o Królu, który zapytał Mędrca, jak to się dzieje, że ziemia nie spada. A Mędrzec odpowiedział, „Ziemia spoczywa na lwie”. „A zatem, na czym spoczywa lew?” „Lew spoczywa na słoniu”. „Na czym spoczywa słoń?” „Słoń spoczywa na żółwiu”. „Na czym spoczywa…?” „Możesz się tutaj zatrzymać, Wasza Wysokość. Dalej już są same żółwie”.

Dalej same żółwie, dalej same holony. Niezależnie jak daleko posuwamy się w dół, spotykamy holony spoczywające na holonach, spoczywające na holonach. Nawet subatomowe cząstki znikają w prawdziwej chmurze baniek w bańkach, holonów w holonach, w kwantowej nieskończoności fal możliwości.
Wszędzie w dół, holony.
I wszędzie w górę, jak powiedziałeś. Nigdy nie docieramy do ostatecznej Całości.
Słusznie. Nie ma takiej całości, która nie jest jednocześnie częścią jakiejś innej całości, nieskończenie, bezustannie. Czas płynie, dzisiejsze całości są jutrzejszymi częściami…

Nawet „Całość” Kosmosu jest jedynie częścią całości wyłaniającej się w następnej chwili, bez końca. Nigdy nie mamy tej całości, ponieważ nie ma żadnej całości, zawsze są tylko całości/części.
A więc pierwsza zasada mówi, że rzeczywistość nie składa się ani z rzeczy ani z procesów, ani z całości ani z części, ale z całości/części czyli holonów wszędzie w górę, wszędzie w dół.
Zatem rzeczywistość nie składa się, powiedzmy, z cząstek.
Oczywiście, że nie.
To całkowicie redukcjonistyczny pogląd, ponieważ uprzywilejowuje wszechświat materialny, fizyczny. Wtedy wszystko inne od życia poprzez umysł do ducha musi wywodzić się z subatomowych cząstek, a to się nigdy nie sprawdzi.
Zauważ jednak, że subatomowa cząstka sama jest holonem. Tak samo komórka. I symbol, wyobrażenie, koncepcja. Czymkolwiek wszystkie te byty są, w pierwszym rzędzie są holonem. A więc świat nie składa się z atomów ani z symboli, komórek czy koncepcji. Składa się z holonów.
Skoro Kosmos składa się z holonów, zatem jeśli patrzymy na to, co jest wspólne dla wszystkich holonów, możemy dostrzec, co jest wspólne dla ewolucji we wszystkich obszarach. Holony w kosmosie, w bios, psyche, theos jak one wszystkie się rozwijają, jakie są ich wspólne wzorce.
Co jest wspólne dla wszystkich holonów. W ten sposób doszedłeś do dwudziestu zasad.
Tak.

Odrębność i wspólnota

Zatem pierwsza zasada mówi, że Kosmos składa się z holonów. Wszystkie holony mają pewne wspólne cechy to zasada druga.
Ponieważ każdy holon jest całością/częścią, można rzec, że ma dwie „tendencje” lub dwa „popędy” musi utrzymać zarówno swą całość jak i swą cząstkowość.
Z jednej strony, musi zachować swą całość, tożsamość, autonomię, swą odrębność. Jeśli nie utrzyma i nie zachowa swej odrębności, wówczas po prostu przestanie istnieć.
Zatem jedną z cech holonu, w każdym obszarze, jest odrębność, zdolność do zachowania swej całości wobec naporów z otoczenia, które w innym razie by go unicestwiły. Jest to prawdziwe w odniesieniu do atomów, komórek, organizmów, idei.
Ale holon nie jest tylko całością, która musi zachować swą odrębność, lecz jest również częścią jakiegoś innego systemu, jakiejś innej całości. A więc, poza tym, że musi utrzymać swą odrębność jako całość, jednocześnie musi dostosować się jako część czegoś innego. Jego własne istnienie zależy od zdolności dostosowania się do otoczenia.

Ta zasada obowiązuje na wszystkich poziomach od atomów poprzez molekuły, zwierzęta aż do ludzi.
Zatem każdy holon jest nie tylko odrębny jako całość, musi również dopasować się w swoich powiązaniach jako część innych całości. Jeśli nie zdoła utrzymać zarówno swej odrębności jak i swych powiązań, zostanie po prostu unicestwiony. Przestanie istnieć.

Transcendencja i rozpuszczenie

To jest część zasady numer dwa każdy holon jest zarówno odrębny jak i powiązany. Nazywasz to „horyzontalnymi” właściwościami holonów. Co z właściwościami „wertykalnymi”, które nazywasz „samotranscendencją” i „samorozpuszczaniem?”
Jeśli holon nie zachowa swojej odrębności i swoich powiązań, może się całkowicie rozpaść. Wówczas rozkłada się na subholony: komórki rozkładają się na molekuły, a te rozpadają się na atomy, które pod intensywnym naporem mogą zostać doszczętnie „zmiażdżone”.
W rozkładzie holonu zdumiewa fakt, że rozpada się w odwrotnym kierunku niż powstawał. Ten rozkład jest „samorozpuszczeniem”, lub po prostu rozpadem na subholony, które mogą rozpaść się na swoje subholony itd.
Ale spójrz na odwrotny proces, który jest czymś w najwyższym stopniu niezwykłym: na proces powstawania, wyłaniania się nowych holonów.

Przede wszystkim jak to się dzieje, że bezwładne molekuły schodzą się razem, by uformować żywe komórki?

Absolutnie nikt już nie wierzy w klasyczną, gładką, neodarwinowską teorię naturalnej selekcji. Jasne jest, że ewolucja częściowo działa w zgodzie z darwinowską naturalną selekcją, ale ów proces jedynie selekcjonuje te przemiany, które już się dokonały, za pomocą mechanizmów, których nikt nie rozumie.
Na przykład?
Weźmy klasyczne twierdzenie, że skrzydła po prostu rozwinęły się z przednich nóg. Żeby wytworzyć sprawne skrzydło z nogi, trzeba być może setek mutacji półskrzydło nie wystarczy. Półskrzydło nie jest dobre ani jako noga, ani jako skrzydło nie możesz ani biec, ani fruwać. Nie ma żadnej wartości przystosowawczej. Mówiąc inaczej, z półskrzydłami jesteś obiadem.
Skrzydło będzie funkcjonowało jedynie wówczas, kiedy te setki mutacji wystąpią jednocześnie, w jednym zwierzęciu również te same mutacje muszą wystąpić jednocześnie w innym zwierzęciu przeciwnej płci. Następnie te zwierzęta muszą się jakoś spotkać, zjeść obiad, wypić kilka drinków, sparzyć się i mieć małe z prawdziwymi sprawnymi skrzydłami.

Mówimy o czymś niepojętym. To jest zupełnie, absolutnie, całkowicie niepojęte. Przypadkowe mutacje nie wyjaśniają tego nawet w najmniejszym stopniu. Bądź co bądź zdecydowana większość mutacji jest śmiertelna; jak może dojść do setek nieśmiertelnych mutacji jednocześnie?
Czy choćby czterech lub pięciu? Ale kiedy już dokona się ta niewiarygodna przemiana, wówczas naturalna selekcja rzeczywiście wyselekcjonuje lepsze skrzydła spośród mniej sprawnych skrzydeł ale skrzydła same? Nikt nie ma pojęcia.

Na razie wszyscy zgodzili się nazywać to po prostu „ewolucją kwantową” lub „ewolucją przerywaną” lub „ewolucją nagłą” całkowicie nowe, nagłe i niewiarygodnie skomplikowane holony powstają w ogromnym skoku, jakby na sposób kwantowy bez żadnego śladu jakichkolwiek form pośrednich. Tuziny lub setki jednoczesnych nieśmiertelnych mutacji musi wystąpić w tym samym czasie.

Niezależnie od tego, jak wyjaśnimy sposób zachodzenia tych niezwykłych przemian, niezaprzeczalnym faktem jest, że zachodzą. Dlatego wielu teoretyków, jak np. Erich Jantsch, nazywa ewolucję po prostu „samorealizacją poprzez samotranscendencję”.
Ewolucja jest procesem niezwykłej samotranscendencji: ma absolutnie zdumiewającą zdolność przekraczania tego, co było wcześniej. A więc ewolucja jest częściowo procesem transcendencji, który włącza to, co było wcześniej, a potem dodaje niewiarygodnie nowe składniki.
Pęd do samotranscendencji jest zatem immanentnym elementem Kosmosu.

Wilber Ken – Krótka historia wszystkiego

Powiązane

Holonomiczny wszechświat i… holograficzna świadomość

• Rozmowy z Kenem Wilberem – o kosmicznej świadomości.

• Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.

Nieświadomość zbiorowa – wg Junga

Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.

• Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake

Hipoteza Gai

Alaja – kosmiczna świadomość

Użyteczne cytaty cz II

Tagi

, , , , ,

Część poprzednia cytatów

Ironicznie

Platon:
Dobrzy to Ci, którzy zadowalają się marzeniem o tym, co źli rzeczywiście robią.

Mark Twain:
Niewielu z nas potrafi znieść dobrobyt… innych ludzi, rzecz jasna.

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu.

Francois de La Rochafoucauld:
Uważamy za rozsądnych jedynie tych, którzy są naszego zdania.

Aldous Huxley:
Potrafię współczuć cudzym bólom, ale nie przyjemnościom. Jest coś dziwnie nudnego w szczęściu innych ludzi.

Ambrose Bierce:
Nudziarz to ktoś, kto gada wtedy, kiedy chcielibyśmy, żeby nas słuchano.

George Bernard Shaw:
Jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy, to jej ulec.

Mark Twain:
Wolę iść do piekła niż do nieba, gdyż w tym pierwszym znaleźli się wszyscy ciekawi ludzie.

Anatol France:
Ironia jest ostatnią fazą rozczarowania.

George Bernard Shaw:
Patriotyzm to przekonanie o tym, że jakiś kraj jest lepszy od innych dlatego, że ja się w nim urodziłem.

Ambrose Bierce:
Znawca: specjalista, który wie wszystko o czymś i nie wie nic o czymkolwiek innym.

Ali Ibn Abi Talib:
Bierz od świata to, co ci daje, ale nie domagaj się tego, czego ci dać nie chce. Natomiast prosić możesz zawsze.

Andre Gide:
Wszystko zostało już powiedziane, ponieważ jednak nikt nie słucha, trzeba wciąż zaczynać od nowa.

Andreas Goldscheider:
Wiele psów uważa obrożę za swoją własność.

Bertrand Russell:
Większość ludzi wolała by umrzeć, niż myśleć. I tak zresztą robią.

Blaise Pascal:
Łatwiej daje się człowiek przekonać racjom, do których sam doszedł, niż tym, które nastręczyły się komuś drugiemu.

Elbert Hubbard:
Jeśli chcesz uniknąć krytyki, nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim

Epiktet:
Łzy są pociechą nieszczęśliwych.

Voltare:
To, co jest prawdą w jednej epoce, staje się błędem w innej.

Stanisław Jerzy Lec:
Stosy nie rozświetlają ciemności.

Stanisław Jerzy Lec:
Czasem łatwiej przyznać nagrodę niż rację.

Francois de la Rochefoucald:
Często wybaczamy tym, którzy nas nudzą, lecz nie wybaczamy tym, których my nudzimy.

Oscar Wilde:
To potworne, że za plecami ludzie mówią o nas rzeczy, które są całkowicie i absolutnie prawdziwe.

——————————————————————-

„Mądry” i „głupi”

Georg Christoph Lichtenberg:
Mędrzec wciąż szuka mądrości, głupiec ją znalazł

Erich Maria Remarque:
Urodzić się głupcem to nie wstyd. Wstyd tylko głupcem umierać.

Zhuangzi:
Kto zna swoją głupotę, nie jest wielkim głupcem.

Bertrand Russell:
To smutne, że głupcy są tacy pewni siebie, a ludzie rozsądni tacy pełni wątpliwości.

Anatol France:
Staraj się być mądrzejszy od innych, ale nigdy im tego nie mów

Eliza Orzeszkowa:
Niektórzy swój widnokrąg biorą za koniec świata.

Anatol France:
Tylko głupiec ma odpowiedź na wszystko.

Konfucjusz:
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych.

Epikur:
Bezmyślnych wyzwala ze smutku czas, mądrych logika.

Antoine de Saint-Exupery:
Kto poniża, sam jest niski.

Platon:
Miarą mówcy nie jest ten kto mówi, lecz ten co słucha.

Arthur Schopenhauer:
Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, ale żadne wykształcenie nie zastąpi zdrowego rozsądku.

Cyceron:
Właściwością człowieka mądrego  jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać.

Danny Kaye:
Również głupiec miewa czasami rozsądną myśl, tylko tego nie zauważa.

Francoise Sagan:
Głupota nie zawsze czyni złym, złość zawsze czyni głupim.

Arthur Schopenhauer:
To co ludzie nazywają fatalną nieuchronnością, jest zwykle tylko ich własną głupotą.

——————————————————————-

Miłość

Erich Fromm:
Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać.

Jean de la Fontaine:
Kochajcie – reszta jest niczym.

Antoine de Saint-Exupery:
Doświadczenie nas uczy, że miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

Antoine De Saint-Exupéry:
Miłość zaczyna się tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar.

Antoine de Saint-Exupery:
Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu.

Gabriel Laub:
Kochać ludzkość? – Spróbuj najpierw jednego jedynego człowieka!

——————————————————————-

Osiągaj swój cel

Ben Stein:
Żeby dostać od życia to, czego się pragnie, trzeba najpierw zdecydować, czego się pragnie.

Arystoteles:
Nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa

Epikur:
Źle żyją, którzy ustawicznie żyć zaczynają.

Stefan Wyszyński:
Wiadomo, że nie powstało wiele dobrych rzeczy, dlatego że czekało się na lepsze.

——————————————————————-

Ścieżka szczęścia

Marek Aureliusz:
Budząc się rano, pomyśl jaki to wspaniały skarb żyć, oddychać i móc się radować.

Edgar Allan Poe:
Nie w poznaniu leży szczęście, lecz w dążeniu do niego.

Pitagoras:
Kto zatraca się w cierpieniu nie może być człowiekiem wolnym.

Epiktet:
Prawdziwe szczęście trwa wiecznie i nie może być zniszczone. Wszystko, co nie posiada tych dwu własności, nie jest prawdziwym szczęściem.

Arthur Schopenhauer:
Wszystko co doskonałe, dojrzewa powoli.

Epikur:
Ktoś, kto tego co posiada nie uważa za największe bogactwo, będzie nieszczęśliwy nawet, gdyby posiadł cały świat.

Seneka Starszy:
Trzeba całego życia, aby nauczyć się żyć.

Antoine de Saint-Exupery:
To, co nadaje sens życiu, nadaje także sens śmierci.

Giovani Boccaccio:
Ze świata tego każdy ma tyle, ile sam sobie weźmie

Plutarch:
Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.

Mark Twain:
Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia.

Seneka Młodszy:
Uważam cię za nieszczęśliwego, bo nigdy nie byłeś nieszczęśliwy. Nikt się nie dowie, ani nawet ty sam, co potrafisz. Aby poznać samego siebie, trzeba się wystawiać na próbę. Tylko tak może przekonać się każdy, na co go stać.

——————————————————————-

Przestrogi

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Kto walczy z potworami, ten niechaj baczy, aby sam przy tym nie stał się potworem.

Frank Hubbard:
Nie bierz życia zbyt poważnie, i tak nie wyjdziesz z niego żywy.

Marek Aureliusz:
Spokojnie przyjmować, spokojnie tracić.

Khalil Gibran:
Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi. Są synami i córkami powołanymi do życia przez Życie. Przychodzą przez was, ale nie z was. I choć są z wami, do was nie należą.

——————————————————————-

Filozoficznie

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Powiadam wam; trzeba mieć chaos w sobie, by narodzić tańczącą gwiazdę.

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Gdy długo spoglądamy się w otchłań, otchłań spogląda również w nas.

Św. Augustyn:
Kto wierzy w to, czego nie widzi ujrzy to, w co wierzy.

George Bernard Shaw:
Czymże jest życie, jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw?
– Trzeba tylko umieć je popełniać!
A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej sposobności, bo nie zdarzają się co dzień.

Immanuel Kant:
Człowiek celem samym w sobie.

Khalil Gibran:
Żyjemy tylko po to, aby odkryć piękno. Wszystko inne jest jedynie sztuką oczekiwania.

Rabindranath Tagore:
Cieszymy się, że jesteśmy na tym świecie; jesteśmy z nim związani niezliczonymi nićmi, które rozciągają się od ziemi do gwiazd.

<- Poprzednia część cytatów

Zobacz też

Użyteczne cytaty cz I

Tagi

, , , , , , , , , ,


Dziś zapraszam na dalszy ciąg interesujących cytatów, tym razem różnych autorów 🙂
Podzieliłam je na rozdziały, dla ułatwienia.

Cz I
-Jak żyć właściwie, między ludźmi
-Czego warto się uczyć?
-„Pesymistyczne” refleksje 🙂
-Optymistyczne refleksje
-Żyj konstruktywnie
-Obserwacje
Cz II
-Ironicznie
-Mądry i głupi
-Miłość
-Osiągaj swój cel
-Ścieżka szczęścia
-Przestrogi
-Filozoficznie

——————————————————————-

Jak żyć właściwie, między ludźmi

Oscar Wilde:
Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy.

Anthony de’Mello:
Nie pros świata, aby się zmienił to ty zmień się pierwszy.

Stefan Wyszyński:
Człowiek ujawnia swoją osobowość w sposobie traktowania innych.

Epiktet:
W czasie uczty nie opowiadaj, jak należy jeść, ale jedz, jak należy

Jean-Paul Sartre:
Kto wierzy w obecność dobra w drugim człowieku, rozbudza je w nim.

Stefan Wyszyński:
Człowiek, który nie lubi i nie umie przebaczać, jest największym wrogiem samego siebie.

Św. Augustyn:
Nie powinniśmy kochać ludzi na tyle, aby dla nich kochać ich występki, a nie powinniśmy nienawidzić występków na tyle, aby dla nich nienawidzić ludzi.

——————————————————————-

Czego warto się uczyć?

Św. Augustyn (Augustyn Aureliusz):
Człowiek nie może niczego nauczyć drugiego człowieka, może mu tylko dopomóc w wyszukiwaniu prawdy we własnym sercu, jeżeli ją posiada.

Św. Izydor z Sewilli:
Na początku słuchaj. Zabieraj głos jako ostatni. Ostatnie słowo jest więcej warte niż pierwsze.

S. Butler:
Życie – to sztuka wyciągania wystarczających wniosków z niewystarczających przesłanek.

Agatha Christie:
Więcej wysiłku wymaga udawanie, że się wie, niż dowiedzenie się.

Ajschylos:
Pouczać innych jest łatwiej niż siebie.

Anatol France:
Wykształcenie nie oznacza tego ile się uczyłeś, a nawet ile zapamiętałeś. To umiejętność rozróżniania tego co wiesz, a czego nie.

Edward Dahlberg:
Czasem potrzeba wiele czasu, żeby niczego nie zrozumieć

Emil Zegadłowicz:
Kto burzy, musi umieć budować, lecz kto chce budować, musi umieć burzyć.

Ernest Hemingway:
Potrzeba dwóch lat, aby nauczyć się mówić, pięćdziesięciu, aby nauczyć się milczeć

Isaac Newton:
Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean

——————————————————————-

„Pesymistyczne” refleksje 🙂

Stanisław Jerzy Lec:
Twarz wroga przeraża mnie wtedy, gdy widzę, jak bardzo jest podobna do mojej.

Oscar Wilde:
Każdy z ludzi urodził się królem, lecz większość umiera na wygnaniu.

Ajschylos:
Zwycięzcą jest się tylko przez jeden dzień.

Albert Camus:
Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.

Aleksander Kumor:
Święte oburzenie nie uczyniło jeszcze nikogo świętym.

Oscar Wilde:
Kiedy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze prośby

Aleksander Kumor:
Od siebie uciekamy zawsze z sobą.

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Przekonania są bardziej niebezpiecznymi wrogami prawdy, niż kłamstwa.

Ali Ibn Abi Talib:
Kto zbyt długo walczy z głupotą, może na zawsze stracić z oczu prawdę.

Denis Diderot:
Jeśli ktoś przed tobą obmawia kogoś, przed innymi obmówi ciebie.

Friedrich Wilhelm Nietzsche:
Matką rozpusty nie jest radość, lecz brak radości.

Oscar Wilde:
Moralność to postawa, jaką przyjmujemy wobec osób, których nie lubimy.

——————————————————————-

Optymistyczne refleksje

Albert Camus:
Podczas srogiej zimy zrozumiałem, że we mnie jest niezwyciężone lato.

Hans Christian Andersen:
To nic, że urodziłem się na kaczym podwórku. Ważne że wylęgłem się z łabędziego jaja.

Albert Camus:
Wolność to nic więcej, niż szansa na bycie lepszym.

Albert Schweitzer:
Żaden promień słońca nie ginie, lecz zieleń, którą on budzi, potrzebuje czasu, aby wzrosnąć.

Dean Martin:
Geniusz to człowiek rozwiązujący problemy, o których nie wiemy, że je mamy

Epiktet:
Raz zobaczyć jakąś rzecz znaczy więcej, niż sto razy o niej słyszeć.

Erich Maria Remarque:
Życie jest jak piłka. Gdzie by nie istniało, zawsze zachowuje równowagę.

——————————————————————-

Żyj konstruktywnie

Konfucjusz:
Spróbuj zapalić maleńką świeczkę zamiast przeklinać ciemność.

Rabindranath Tagore:
Jeśli zamkniesz drzwi przed wszelkim błędem, prawda pozostanie za drzwiami.

Ali Ibn Abi Talib:
Im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia.

Seneka Młodszy:
Kto nie trzyma się drogi pośredniej, ten nigdy nie idzie bezpieczną ścieżką

Ali Ibn Abi Talib:
Kto w nieszczęściu rozkłada ręce, ten się naraża na niepowodzenie.

Anatol France:
Człowiek, który nie zmierza do jakiegoś celu, nie osiągnie żadnego

D. Opolski:
I klęska może być zwycięstwem – jeśli przyjdzie w porę

Demokryt:
Nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się niezrozumiałe.

George Bernard Shaw:
Jeżeli nie możesz pozbyć się rodzinnego upiora, to naucz go tańczyć.

Horacy:
Korzystaj z tego dnia. Jutro jeszcze dniem nie jest.

Mark Twain:
Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo przestają się bawić.

Aldous Huxley:
Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że mogę jedynie zmieniać samego siebie

Anatol France:
Trzeba sobie wiele wybaczyć, by przyzwyczaić się wiele wybaczać innym

John Steinbeck:
Ostatnim złym nawykiem, jakiego się człowiek wyzbywa, jest udzielanie rad.

John Powell:
Prawdziwy błąd to taki, z którego nie wyciągamy żadnych wniosków

Alfred Aleksander Konar:
Wyrozumiałość jest owocem znajomości własnych błędów.

Antoine de Saint-Exupéry:
Jeżeli nie chcesz mieć swego udziału w klęskach, nie będziesz go miał również w zwycięstwach.

Carl Gustav Jung:
Wiedza nie opiera się wyłącznie na prawdzie, także na błędach

Denis Diderot:
Niekiedy człowiek pokazuje więcej geniuszu w swym błędzie, niż przy odkrywaniu prawdy.

Menander:
Każdy z nas ma swój własny charakter – i ten jest naszym bogiem, sprawcą szczęścia lub nieszczęścia.

Heirich Heine:
Doświadczenie to dobra szkoła, ale czesne jest bardzo wysokie

——————————————————————-

Obserwacje

Jonathan Switt:
Jest sztuką – widzenie rzeczy niewidzialnych

Aleksander Kumor:
Z plotek można się dużo dowiedzieć o tych, którzy plotkują.

Seneka Młodszy:
Opornego los wlecze siłą

Khalil Gibran:
Wszyscy jesteśmy więźniami, ale jedni siedzą w celach z oknami, inni w celach bez okien.

Khalil Gibran:
Nauczyciele często są jak szyby: pozwalają widzieć prawdę, ale dzielą od rzeczywistości.

Ralph Waldo Emerson:
Ludzie widzą jedynie to, co spodziewają się zobaczyć

Ciąg dalszy : tutaj

Zobacz też

Albert Einstein – cytaty.

Tagi

, , , , , , , , ,

Dziś zapraszam wszystkich do zapoznania się z cytatami genialnego naukowca, Alberta Einsteina.
Uczony ten znany był z tego, że oprócz fizyki, interesował się także bardziej filozoficznymi zagadnieniami. Sami oceńcie, czy jego wgląd był godny uwagi 🙂

*
Ludzie tacy jak my, wierzący w fizykę, wiedzą, że różnica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest tylko uparcie obecną iluzją.

*
Twierdzę, że kosmiczne przeżycie religijne stanowi najsilniejszą i najszlachetniejszą pobudkę do badań naukowych.

*
Moje poglądy bliskie są poglądom Spinozy: podziw dla piękna oraz wiara w logiczną prostotę porządku i harmonii, które w naszej znikomości możemy pojąć jedynie w sposób bardzo niedoskonały. Uważam, że musimy się pogodzić z tą niedoskonałością naszej wiedzy i poznania oraz traktować wartości i powinności moralne – jako problemy czysto ludzkie.

*
Moje doznania mają naturę religijną w tym sensie, iż jestem świadomy, że umysł ludzki jest zbyt ograniczony, by głębiej wniknąć w harmonię Wszechświata, którą nazywamy „prawami natury”.

*
Najpiękniejszym, co możemy odkryć, jest tajemniczość.

*
Naszym celem musi być wyzwolenie się… poprzez rozszerzenie kręgu współczucia na wszystkie żywe istoty i na cały cudowny świat natury.

*
Przeciwieństwem prawdy płytkiej jest fałsz, przeciwieństwem prawdy głębokiej może być inna głęboka prawda.

*
Chcę wiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesuje mnie to czy inne zjawisko. Chcę znać Jego myśli, reszta to szczegóły.

*
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.

*
Uczony jest człowiekiem, który wie o rzeczach nieznanych innym i nie ma pojęcia o tym, co znają wszyscy.

*
Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie, i on to robi.

*
Wszystko powinno się robić tak prosto, jak tylko to jest możliwe – ale nie prościej.

*
Nauka bez religii jest kulawa, religia bez nauki ślepa

*
Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na maczugi.

*
Pan Bóg nie gra w kości!

*
Mając dwadzieścia lat myślałem tylko o kochaniu. Potem kochałem już tylko myśleć.

*
Problemem naszego wieku nie jest bomba atomowa, lecz serce ludzkie.

*
Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe.

*
Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.

*
Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia.

*
Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie jak go wskrzesić.

*
Ważne, żebyśmy nie oduczyli się zadawać pytań.

A. Einstein.

Zobacz także inne cytaty

Nieświadomość zbiorowa – wg Junga

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,


Nieświadomość

Nieświadomość, z samej swojej definicji, jest niepoznawalna – Jung tak ją opisuje:

„Świadomość to jakby powierzchnia czy skóra napięta nad rozległym obszarem, którego wielkości nie znamy. Ponieważ nic nie wiemy o nieświadomości, przeto nie możemy określić dziedziny jej władania. Nie sposób mówić o czymś, czego się nie zna. Jeśli mówimy „nieświadomość”, to często nam się wydaje, że wyrażamy coś konkretnego, naprawdę jednak wyrażamy tylko to,  że nie wiemy czym jest nieświadome”.

Mimo tak kategorycznego sformułowania, które ma podkreślić wielkie trudności w badaniu nieświadomej części psyche, w koncepcji Junga mamy możliwość poznawania nieświadomości, jednak nie w relacjach bezpośrednich tzn. tak by jej treści w swojej naturalnej postaci pojawiały się w świadomości, lecz jedynie pośrednio.
I tak nieświadomość ukazuje się w postaci tzw. zalewów psychiki świadomej człowieka przez treści nieświadomości.
Występują one w postaci obrazów i symboli pojawiających się w snach, wizjach, czy fantazjach; mogą pojawiać się także jako symptomy lub kompleksy.
Mogą także być przyczyną stanów psychopatologicznych, takich jak histerie, nerwice, schizofrenie etc.

Nie wchodząc w psychologiczne wyjaśnienie mechanizmu tych zjawisk, chciałbym jedynie zasygnalizować, że wszystkie one pojawiają się przy obniżonym „progu świadomości” tzn. wtedy gdy ulegniemy wpływowi silnych emocji, przeżyjemy gwałtowny wstrząs, czy też po prostu śpimy (w stanach chorobowych przyczyny zalewów mogą być oczywiście o wiele bardziej skomplikowane).

Na podstawie wieloletniej obserwacji i prac badawczych Jung stwierdził, że nieświadomość przejawia w formach indywidualnej oraz zbiorowej.
Pierwsza z nich obejmuje treści zapomniane, wyparte, podświadomie dostrzeżone, pomyślane lub odczute czyli składa się z przeżyć wypartych lub stłumionych podczas życia każdego człowieka oraz wszelkich postrzeżeń zmysłowych czy odczuć podświadomych tzn. dziejących się poza świadomą egzystencją.
Treści te czasami można dowolnie przypominać sobie, często jednak są one głęboko ukryte i pozostają – w normalnym stanie świadomości – niedostępne dla naszej pamięci (np. gdy są wynikiem drastycznych przeżyć i są „wyparte”). Są one także, jako „żywy materiał”, zarodkiem późniejszych świadomych treści oraz są niepowtarzalne i charakterystyczne dla danego człowieka.

W przeciwieństwie do nieświadomości indywidualnej, — nieświadomość zbiorowa zawiera elementy charakterystyczne dla całej ludzkości czy wręcz całego życia psychicznego.
Jolande Jacobi, wieloletnia uczennica Junga, w swojej książce o jego psychologii, tak próbuje oddać jej charakter:

„Zbiorowa nieświadomość natomiast składa się z treści stanowiących nawarstwienie typowych – niezależnie od różnic historycznych, etnicznych i innych – właściwości ludzkości od jej czasów pierwotnych reakcji na powszechne ludzkie sytuacje, jak na przykład lęk, niebezpieczeństwo, walka z przemocą, wzajemny stosunek między płciami, rodzicami i dziećmi, postawy wobec nienawiści i miłości, wobec narodzin i śmierci, potęgi jasnych i ciemnych pierwiastków itd.”.

Według Junga nieświadomość zbiorowa jest „we wszystkich ludziach jednym i tym samym”, dzięki temu aspektowi identyczności nieświadomość zbiorowa jest tym, „… co pośredniczy między ludźmi.
W pewnym sensie jest ona „tym jednym, co wszystkich obejmuje” czyli posiada ponadosobistą i ponadczasową naturę.

Reasumując nieświadoma część psychiki zawiera w sobie zarówno biologiczne jak i kulturowe dziedzictwo ludzkości. Jest to ogromny zasób treści psychicznych otrzymywanych przez każdego z ludzi już w momencie urodzenia:
„zbiorowa nieświadomość jest ogromnym duchowym dziedzictwem rozwoju ludzkości, odrodzonym w każdej strukturze indywidualnej”.

Ważne też jest, że według Junga świadoma część psychiki (a więc ta jej część na której przede wszystkim koncentrujemy się w swoim poznaniu naukowym i filozoficznym) jest wtórna wobec nieświadomości zbiorowej, pisze on że jest ona jak mała wysepka na oceanie nieświadomości.

Co więcej wszelka inspiracja czy to w życiu, czy w twórczości pochodzi wyłącznie z „głębin” nieświadomości:
„wszystko, co kiedykolwiek ludzki — duch stworzył, pochodziło z treści, które w ostatecznej analizie istniały jako nieświadome ziarna”.

Jung pisze, że owa część psychiki jest dziedziczona przez ludzi w jakiś niezrozumiały dla nauki sposób. Nie wyjaśnia on tego fenomenu, jedynie – jako empiryk i fenomenolog, jak o sobie pisze – stwierdza fakt istnienia w psychice ludzkiej tych śladów jej prehistorii (część z nich Jung nazwał instynktami).

Archetyp

Termin archetyp zaczerpnął Jung z Corpus Hermeticum oraz z pisma Dionizego Areopagity De divinis nominibus, który pisał o „primitivae formae”; inspiracją dla Junga były też „ideae principalis” termin używany przez św. Augustyna.
Jung tak opisuje archetypy:

„Istnieją ponadto treści jednoznacznie nieznanego pochodzenia, w każdym zaś razie są one takie, że nie można ich zaklasyfikować jako zdobyte osobniczo. Charakteryzuje je wyraźna osobliwość: mają one charakter mitologiczny. Robią wrażenie, że nie należą do jakiejś konkretnej osoby, lecz raczej do ludzkości w ogóle.(…) Ten wzór podstawowy określiłem mianem archetypu, opierając się o sformułowanie św. Augustyna. Archetyp to jakiś typos (odcisk), trwale odgraniczone przyporządkowanie o charakterze archaicznym, które co do formy i treści zawiera motywy mitologiczne”.

Jeszcze inaczej archetypy można określić jako wzorce zachowań posiadające duży ładunek energii psychicznej i przez to wywierające znaczny wpływ na psychikę człowieka.

Archetypy są „dane” człowiekowi niejako a priori, tak więc według Junga człowiek od urodzenia jest psychicznie „pełny”, tzn. cały rozwój psychiki (od dzieciństwa aż do w pełni rozwiniętej psychiki dorosłego) jest dokonywany według wzorców archetypowych, które kształtują tworzącą się psychikę.

To, że mamy świadomość „ja” zawdzięczamy obecnemu w nas a priori archetypowi, który podczas rozwoju psychiki dziecka aktualizuje się właśnie w tej postaci (Jung nazywa też „ja” kompleksem ego i uważa ten archetyp za jeden z najważniejszych dla rozwoju i samopoznania jednostki).

Archetypy stanowią właściwą treść zbiorowej nieświadomości, są przedstawieniem typowych przeżyć poprzednich pokoleń, gromadzonych od czasów najdawniejszych. Bardzo ważne jest to, że są one typowe dla wszystkich kultur i cywilizacji; można je odnaleźć w mitologiach, bajkach, religiach, misteriach czy snach:

„Nawet sny zbudowane są w znacznym stopniu z tworzywa zbiorowego, podobnie jak w mitologii i folklorze różnych ludów pewne motywy powtarzają się w niemal identycznej formie. Motywy te określiłem mianem archetypów; uważam, że są to formy lub obrazy natury zbiorowej, które pojawiają się prawie na całym świecie jako części składowe mitów, a zarazem jako autochtoniczne i indywidualne wytwory pochodzenia nieświadomego”.

Jung twierdzi, że owe formy lub obrazy to po prostu energie i procesy psychiczne wyrażone w symbolicznej postaci.

Energetyka archetypów

Archetypy  „in se” – charakteryzują nie tylko formy, czy obrazy w jakich pojawiają się w polu świadomości, ale także bardzo duża dynamika w oddziaływaniu na psyche w tym sensie, że wywierają one na nią określony i bardzo silny wpływ.
Jung twierdzi, że owa specyficzna energia jaką posiadają archetypy pochodzi od instynktów, które są „podłożem” ich występowania.
Jak to się dzieje?
Otóż przejawiają siłę biologicznego życia, jego pędu do wzrostu i istnienia. Archetypy wyrastając na tej „glebie” (w sensie współtworzenia obrazów archetypowych) i w niej mają swoje korzenie, właśnie w postaci energii swojego działania:

„Jako że archetypy mają charakter instynktowny, biorą udział w dynamicznej naturze instynktu, dzięki czemu zdobywają specyficzną energię, która powoduje – a niekiedy wymusza – określone sposoby zachowania czy daje impulsy…”.

Natomiast warstwa treściowa archetypów, może być zupełnym przeciwieństwem tych treści które niosą w sobie instynkty, co więcej archetyp może użyć energii instynktu do „walki” z nim.

Dzieje się tak gdy działa archetyp wysoko rozwinięty, „duchowy”, którego cele mogą być sprzeczne z celami instynktownie realizowanymi przez biologiczną stronę natury ludzkiej.
Według Junga przeciwieństwo i biegunowość są koniecznym warunkiem wszelkiej energii psychicznej, energia ta istnieje właśnie dzięki procesom wyrównywania potencjałów między przeciwieństwami.
Jednak w psychice działa „prawo zachowania energii” , które polega na tym, iż ogólna ilość energii systemu jest stała, zmienia się tylko jej dystrybucja.

Także same archetypy zawierają w sobie przeciwieństwa, Jung często pisze o ich „wewnętrznej biegunowości” tzn., że w każdym archetypie istnieją obok siebie pozytywne i negatywne elementy (np. archetyp ojca zawiera aktywność i agresję, dobitność i skuteczność ale i niszczenie i destruktywność).

Archetyp ze względu na energię jaką posiada, ma charakter  numinosum tj. zjawiska które polega na czasowym „zniewoleniu” psychiki i wywołaniu w niej określonego wrażenia, wręcz specyficznej przemiany:

„Archetypy to możne i decydujące siły, to właśnie one , a nie nasz indywidualny rozsądek i praktyczny rozum powodują, że wyłaniają się wydarzenia.(…) o losie ludzi bez dwóch zdań decydują archetypy; wszystko rozstrzyga nieświadoma psychologia człowieka, a nie to, co wykluje się w górnych warstwach naszej mózgownicy”, …W pewnych okolicznościach archetypy mają moc nawiedzania i „opętywania” (numinotyczność!).
Jeśli więc pojmuje się je jako daimoniona, odpowiada to doskonale ich naturze”.

Pojęcie numinosum jako pierwszy wprowadził i opisał Rudolf Otto w książce pt. „Świętość”.

Numinalny charakter archetypu – polega na tym, że mając potencjalnie wielokrotnie większy ładunek energii niż indywidualna, świadoma część psyche archetyp powoduje „obniżenie progu świadomości” (lub gdy owo „obniżenie” spowodowane zostanie czynnikami z zewnątrz np. rytuałami, czy ceremoniami religijnymi), co z kolei powoduje, że treści nieświadome „wlewając się” przejmują częściowo kontrolę nad świadomością oraz wnoszą w nią nowe treści psychiczne czy znaczenia:

„…, numinozum włada i kieruje jednostką ludzką, która jest zawsze raczej jego ofiarą niż twórcą. Numinozum – jakakolwiek byłaby tego przyczyna – jest doświadczeniem niezależnym od woli jednostki… Numinozum jest cechą należącą do widzialnego obiektu, albo wpływem niewidzialnej obecności, która powoduje szczególną przemianę świadomości”.

Tak więc według Junga przeżycie numinozum jest konfrontacją z potężną i nieodpartą siłą, której nie można przezwyciężyć, można jedynie się na nią otworzyć.

Inny aspekt numinalno-energetycznego charakteru archetypów polega na tym, że działają one jakby były pewnego rodzaju „węzłami energii” czy też „punktami mocy” na mapie psychiki (ich działanie jest podobne do biegunów magnesu, które wokół siebie wytwarzają porządkujące linie sił oraz przyciągają odpowiadające im ładunki).

Efekt powoduje, że treści pojawiające się w polu nieświadomości są przekształcenie czy też grupowane według charakterystycznego dla nieświadomości porządku, często zupełnie odmiennego od porządku świadomej części psychiki.
Tak więc treści dobrze znane i rozumiane w polu świadomości w „głębinach” naszej nieświadomości ulegają przekształceniom i zmianom często dla nas niezrozumiałym i zaskakującym. Są one „przyciągane” przez poszczególne archetypy, które je jakby na nowo definiują i konfigurują.

Czasami proces ten jest bardzo nam pomocny, gdyż ukazuje różne zdarzenia w innym świetle i wydobywa z nich ukryte treści, które mogą nawet ostrzec świadomość przed fałszywym oglądem rzeczywistości (gdy np. we śnie postać przez nas – na jawie – wyidealizowaną widzimy obdarzoną negatywnymi cechami).

SYNCHRONICZNOŚĆ

Synchroniczność oznacza, według Junga, zasadę wyjaśniania zjawisk świata zewnętrznego jak i wewnętrznego, „jednoczesne pojawienie się pewnego stanu psychicznego i jednego lub więcej zdarzeń, które zdają się znaczącymi paralelami do chwilowego stanu podmiotowego – i, w pewnych przypadkach, vice versa”.

Pojęcie to oznacza czasową równoczesność dwóch lub więcej zdarzeń nie powiązanych ze sobą przyczynowo; może to być na przykład zbieżność przeżyć wewnętrznych (tj. snów, wizji, przeczuć etc.) ze zdarzeniami zewnętrznymi mającymi miejsce w przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Jung dzieli zjawiska synchroniczności na trzy kategorie:

  • równoczesności stanu psychicznego obserwatora z wydarzeniem zewnętrznym,
  • równoczesność stanu psychicznego obserwatora z wydarzeniem zewnętrznym odległym w przestrzeni,
  • równoczesność stanu psychicznego obserwatora z wydarzeniem zewnętrznym odległym w czasie np. mającym nastąpić dopiero w przyszłości.

Zasada synchroniczności, jak podkreśla Jung, nie jest novum w myśli ludzkiej. Wskazuje on na jej poprzedniczki w myśli orientalnej (np. w i Cingu w Chinach), antycznej (nauce o sympatii wszystkich rzeczy), a nawet nowożytnej (np. w koncepcji „harmonii przedustawnej” Leibniza).

Tworząc pojęcie synchroniczności Jung chciał uzupełnić opis rzeczywistości, jak i narzędzia poznawcze człowieka, poprzez dodanie – do uznanej triady poznawczej i pojęciowej: przestrzeni, czasu i przyczynowości – czwartego czynnika właśnie synchroniczności.

Pojawianie się takich zsynchronizowanych zjawisk Jung wyjaśnia aktywnością sfery archetypów, z archetypem jaźni na czele.
To nieświadomość jest źródłem synchroniczności, istnieje w niej aprioryczna wiedza i porządek mikro- i makrokosmiczny niezależny od naszej woli, a archetypy spełniają w nim role porządkującą.

Ten aspekt sfery archetypowej określa Jung „absolutną wiedzą aprioryczną” ponieważ w niej zawierać się muszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość (synchronicznością jest przecież według niego przewidywanie zjawisk przyszłych!) oraz musi być ona niezależna od przyczynowości i przestrzeni.

Te cechy posiadają archetypy, przede wszystkim archetyp jaźni, który według Junga porządkuje rzeczy i wydarzenia zarówno w sensie przyczynowym, jak i synchronicznym. Co jest bardzo ważne – zbieżność zewnętrznego zdarzenia z wewnętrznym obrazem, rozumiana jako synchroniczność – sugeruje, oprócz duchowego, materialno-cielesny aspekt rzeczywistości archetypowej.
Niektóre pisma Junga sugerują, iż archetypy generują nie tylko rzeczywistość wewnętrzną (psychiczną), ale także rzeczywistość materialną, co – w rozumieniu idei platońskich – czyniłoby z archetypów czynnik stwórczy świata! ….

Całość artykułu na portalu poświęconemu Jungowi (Polecam!):
http://www.jungpoland.org/index.php?option=com_content&task=view&id=55&Itemid=191&limit=1&limitstart=0

—————————————————————————–

Wikipedia o nieświadomości zbiorowej

Nieświadomość zbiorowa to strukturalna część ludzkiej psychiki, której istnienie postulował Carl Gustav Jung. Ma ona zawierać podstawowe wzorce reagowania (instynkty) oraz myślenia, przeżywania i zachowania człowieka (archetypy). Można ja przyrównać do morza, po którym płynie statek świadomego „ja” (ego)

Pochodzenie

Nieświadomość zbiorowa została ukształtowana w toku ewolucji człowieka pod wpływem powtarzających się przez wiele pokoleń doświadczeń. Odziedziczona po przodkach jako nieświadomość instynktowa i archetypowa wyraża się w mitach, sztuce, ceremoniale religijnym, obyczajach, marzeniach sennych, a także w doświadczeniach granicznych (przeżyciach mistycznych, paranormalnych czy stanach chorobowych wywołanych stymulacją nieświadomości). Według Junga nieświadomość zbiorowa podlega podobnej ewolucji w kolejnych epokach istnienia kultury, jak fazy rozwoju jednostki.

Badania Junga

Potwierdzeniem istnienia nieświadomości zbiorowej, dla Junga były jego sny z lat 1913 i 1914 przedstawiające powodzie i zlodowacenia w Europie, poprzedzające wybuch pierwszej wojny światowej. Zinterpretował wtedy tę nieświadomość jako źródło snów proroczych Dowodami na jej istnienie miały być również jego stany schizofreniczne i depresyjne do 1918, równoczesne (konwergencja) z masowym szaleństwem i powszechnym obłędem – jak określał wojnę. Jung wskazywał na kundalini jogę, tantrę, lamaizm i jogę taoistyczną jako na ważne źródła dostarczające mu materiałów porównawczych dla interpretacji tej nieświadomości

Badania Campbella

Argumentem za istnieniem nieświadomości zbiorowej są badania Josepha Campbella, wybitnego mitografa i antropologa XX wieku. Potwierdził on wspólne cechy mitów i przypowieści w różnych, niezwiązanych ze sobą, kulturach świata. Sceptycy twierdzą, że wspólne cechy mitów mogły wynikać z podobnych problemów, z którymi borykali się pierwotni ludzie w różnych kulturach.
Nie znaleziono do tej pory żadnych dowodów neurologicznych na istnienie nieświadomości zbiorowej, ani nie udało się zaprojektować eksperymentu psychologicznego, który by weryfikował jej istnienie.

—————————————————————————–

Encyklopedyczne wyjaśnienie terminu : archetyp

Archetyp – w psychologii pierwotne wyobrażenie i wzorzec zachowania, obejmujący także sferę myślową i niosący ze sobą znaczny ładunek emocjonalny, którego źródłem są utrwalone w psychice zapisy powtarzających się przez wiele pokoleń doświadczeń.
Jest odbiciem instynktownych reakcji na określone sytuacje. Wraz z wzorcami zachowań popędowych (instynktami) archetypy mają stanowić strukturalne składniki nieświadomości zbiorowej, jej zasadniczą treść.
Pojęcie archetypu i nieświadomości zbiorowej wprowadził twórca psychologii analitycznej C.G. Jung.

Zdaniem Junga nieświadomość zbiorowa zawiera wiele różnorodnych archetypów, np.: archetyp narodzin, odrodzenia śmierci, mocy, jedności, archetyp bohatera, dziecka, Boga, demona, zwierzęcia, archetyp wody (symbol maternalny; uzależnienia), drzewa (symbol osobowości, nieświadomości), ognia (wypalenie, oczyszczenie) etc., lecz liczba ich jest ograniczona.
W literaturze najczęściej opisywane są następujące archetypy:

  • Cienia – uosobienie zwierzęcej strony natury człowieka; jest odpowiedzialny za pojawienia się w świadomości człowieka i w jego zachowaniu treści nieakceptowanych społecznie;
  • Animy/Animusa – kobiecy aspekt osobowości mężczyzny/męski aspekt osobowości kobiety; funkcjonują jako zbiorowe wyobrażenie kobiety lub mężczyzny, przyczyniając się (m.in.) do zrozumienia osób płci przeciwnej;
  • Wielkiej Matki – symbol natury, zwłaszcza w jej namacalnym, rzeczowym aspekcie, uosobienie matki, bogini-żywicielki, macierzyństwa, nieśmiertelności, jedności życia i śmierci;
  • Ojca – niebo i słońce, piorun i wiatr, fallus i broń, czarodziej i książę, a także wszystkie męskie zwierzęta i rośliny
  • Starego Mędrca – symbol pierwiastka duchowego, mądrości kultury, uosobienie mędrca, wewnętrznego, duchowego przewodnika;
  • Jaźni – obraz pełni i doskonałości człowieka; archetyp jaźni stanowi cel działań ludzkich, motywuje człowieka do dążenia ku pełni i jedności; często jest wiązany z obrazem mandali (krzyża, czwórcy, koła) i doświadczeniami religijnymi i mistycznymi; postacie takie jak Jezus Chrystus czy Budda stanowiłyby tu przykład rozwiniętych wyobrażeń tego archetypu.
  • Niewinny i Sierota
  • Męczennik i Wojownik
  • Wędrowiec i Mag
  • Trickster

Struktura każdego archetypu jest bipolarna – posiada on swoją konstruktywną i destruktywną stronę, zawiera całe potencjalne bogactwo dziedziny, której dotyczy. Archetypy przejawiają się w postaci symboli – ich treść zawsze wyraża się metaforycznie, nie dając się w pełni zwerbalizować. Symbole te możemy wychwycić w mitach, snach, wizjach.
Koncepcja nieświadomości zbiorowej nie znalazła potwierdzenia naukowego, choć ma interesującą kontynuację w postaci równie niepotwierdzonej, lecz wykraczającej poza psychologię koncepcji pól morfogenetycznych Sheldrake’a.

Źródło : Encyklopedia zgapedia & wikipedia
http://www.zgapa.pl/zgapedia/Archetyp_%28psychologia%29.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Archetyp_%28psychologia%29

Zobacz też

Holograficzny wszechświat

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , , , ,


W 1982 roku miało miejsce znaczące wydarzenie. Na Uniwersytecie w Paryżu zespół, którym kierował fizyk Alain Aspekt dokonał istotnego eksperymentu. Może on okazać się jednym z najważniejszych eksperymentów XX wieku. Nie usłyszymy o tym zdarzeniu przy okazji wieczornych wiadomości dziennika TV.
W rzeczywistości, jeżeli nie zaglądasz do naukowych czasopism, nazwisko Aspekt może być ci zupełnie nieznane. Niektórzy jednak są przekonani, iż jego odkrycie może zmienić oblicze nauki.

Aspekt oraz jego zespół odkryli, iż w pewnych warunkach cząstki subatomowe, takie jak elektrony, są w stanie komunikować się ze sobą w natychmiastowy sposób, niezależnie od dzielącej je odległości. Nie ma to znaczenia, czy znajdują się one od siebie o 10 metrów czy też dzieli je dystans bilionów kilometrów. W jakiś sposób każda cząstka wydaję się zawsze wiedzieć, co robią inne cząstki.
To odkrycie obala długo utrzymujące się twierdzenie Einsteina, iż żadna komunikacja nie może następować z prędkością większą niż szybkość światła. Poruszanie się obiektów z prędkością większą niż szybkość światła jest równoznaczne ze zniesieniem bariery czasu. Ta zagrażająca perspektywa spowodowała, iż pewni fizycy w wyrafinowany sposób próbowali odrzucić odkrycia Aspecta. Inni natomiast badacze zostali zainspirowani do tworzenia nawet bardziej radykalnych wyjaśnień.

Fizyk z Uniwersytetu w Londynie, Dawid Bohm, uważa, iż odkrycia Aspecta wskazują na fakt, iż nie istnieje rzeczywistość obiektywna. Niezależnie od tego, że obiekty wydają się być czymś trwałym, wszechświat jest w swej istocie fantastycznym projektem, gigantycznym i wspaniale skomponowanym hologramem. Po to, by zrozumieć, dlaczego Bohm wypowiada tak zaskakujące stwierdzenie, musimy najpierw zrozumieć pojęcie hologramu. Hologram stanowi trójwymiarową fotografię, wykonaną za pomocą lasera.

Hologramy

Aby uzyskać hologram najpierw fotografowany obiekt jest zanurzany w świetle promieni lasera. Następnie druga wiązka promieni lasera zostaje odbita od pierwszej. W rezultacie dochodzi do interferencji dwóch wiązek i ten obszar zostaje utrwalony na zdjęciu. Kiedy zdjęcie zostaje poddane oglądowi, jawi się ono jako pozbawiony znaczenia wir jasnych i ciemnych linii. Kiedy jednak uzyskane zdjęcie zostaje oświetlone przez jeszcze jedną wiązką promieni lasera, pojawia się trójwymiarowy obraz pierwotnego obiektu.

Trójwymiarowy charakter obrazu nie jest jedyną znaczącą cechą hologramu. Jeżeli hologram róży zostanie podzielony na połowę, a następnie oświetlony przez laser, każda połowa będzie jednak zawierać w sobie całościowy obraz róży. Ponadto, jeżeli te połówki obrazu zostaną znów podzielone, każda część będzie zawierała mniejszą, lecz dokładną wersję pierwotnego obrazu. Odmiennie niż normalne zdjęcia, każda część hologramu zawiera wszystkie informacje dotyczące całości.

Hologram posiada więc naturę „całości zawartej w każdej części”. Dostarcza to zupełnie nowego sposobu rozumienia zasad organizacji oraz porządku. Przez większą część swej historii nauka Zachodu rozwijała się pod wpływem założenia, iż najlepszym sposobem zrozumienia zjawisk fizycznych jest rozłożenie ich na części, a następnie poddanie tych części badaniu. Tą zasadę stosowano do badania stworzeń żywych (np. żaby), jak też materii nieożywionej (np. atomu).
Hologram uczy nas, że pewne rzeczy we wszechświecie nie pasują do tego podejścia. Jeżeli będziemy dzielić na części pewne rzeczy skonstruowane holograficznie, nie otrzymamy bynajmniej poszczególnych składowych. Uzyskamy po prostu mniejsze obrazy tej samej całości.

Ten wgląd doprowadził Bohma do innego sposobu pojmowania odkrycia Aspecta.

Bohm uważa, iż subatomowe cząstki mogą pozostawać ze sobą we wzajemnym kontakcie niezależnie od odległości nie z tego powodu, że wysyłają jakieś tajemnicze sygnały, lecz dlatego, że ich oddzielenie stanowi iluzję. Bohm dowodzi, iż na głębszym poziomie rzeczywistości te cząstki nie są indywidualnymi całościami, lecz stanowią wyraz pewnej fundamentalnego „czegoś” (something).

Model akwarium

Aby umożliwić lepsze zrozumienie swojej koncepcji Bohm posługuje się następującą ilustracją. Wyobraźmy sobie akwarium, w którym pływa ryba. Wyobraźmy sobie jednocześnie, że nie możemy widzieć tego akwarium bezpośrednio, a nasza wiedza o nim pochodzi z ujęcia przez dwie kamery telewizyjne. Jedna kamera ujmuje przód akwarium, druga zaś jego tył.

Kiedy patrzysz na dwa telewizyjne monitory, możesz przyjąć, iż ryba na każdym z ekranów stanowi odrębne całości (widzisz dwie ryby; przyp. tłum.). Poza tym ponieważ każda z kamer ujmuje rybę pod innym kątem, każdy z obrazów jest nieco odmienny. Jeżeli jednak będziesz kontynuował obserwację tych dwóch ryb, będziesz mógł spostrzec, że istnieje pomiędzy nimi jakiś związek. Kiedy pierwsza ryba obraca się, druga również wykonuje nieco odmienny, lecz korespondujący ruch. Kiedy jedna ryba odwraca się do przodu, druga odwraca się do tyłu. Jeżeli nie jesteś świadom całej sytuacji, możesz nawet wyciągnąć wniosek, iż ryby muszą się bezpośrednio ze sobą komunikować. Jednak tak nie jest w rzeczy samej.

To właśnie, powiada Bohm, dokładnie zachodzi pomiędzy subatomowymi cząstkami w eksperymencie Aspecta. Skłania się ku temu, iż połączenie pomiędzy cząstkami, które zachodzi z prędkością większą niż szybkość światła, mówi o tym, że istnieje głębszy poziom rzeczywistości, w który nie jesteśmy wprowadzeni. Jest to wymiar bardziej kompleksowy, istniejący poza znaną nam rzeczywistością, który jest analogiczny do akwarium.
Ponadto Bohm dodaje, iż postrzegamy obiekty takie, jak cząstki elementarne jako odrębne przedmioty, ponieważ widzimy jedynie część rzeczywistości. Takie cząstki nie są odrębnymi elementami, lecz przejawami głębszej, podstawowej całości. Ta całość posiada charakter holograficzny i pozostaje niepodzielna. Ponieważ wszystkie obiekty istniejące w fizycznej rzeczywistości składają się z takich właśnie „eidolonów”, wszechświat stanowi pewną projekcję, hologram.

Kosmos jako super hologram

Wszechświat posiada naturę zbliżoną do fantomu. Prócz tego charakteryzuje się jeszcze jedną, zaskakującą cechą. Jeżeli oddzielność (separacja) cząstek elementarnych jest iluzją, oznacza to, że na głębszym poziomie rzeczywistości wszystkie rzeczy we wszechświecie są ze sobą połączone. Elektrony w atomach węgla w mózgu człowieka są połączone z elementarnymi cząstkami, które tworzą każdego łososia, pływającego w morzu. Są jednocześnie połączone z każdym bijącym sercem oraz z każdą lśniącą na niebie gwiazdą. Wszystko jest połączone ze wszystkim.
Choć natura człowieka może go skłaniać do kategoryzowania i szufladkowania zjawisk oraz tworzenia różnorodnych podziałów, to wszelkie podziały są z konieczności czymś sztucznym.

W ostatecznym wymiarze cała natura jest siecią pozbawioną szwów (seamless web).

W tym holograficznym wszechświecie nawet czas oraz przestrzeń nie mogą być spostrzegane jako trwała podstawa.
We wszechświecie, w którym nic nie pozostaje w rzeczywistości oddzielone od czegoś innego, upadają takie pojęcia jak lokalizacja. Czas oraz przestrzeń trójwymiarowa mogą być spostrzegane jako przejawy (projekcja) głębszego porządku. Przypomina to opisaną sytuację , gdy na telewizyjnych monitorach obserwujemy ruchy ryby.

Na głębszym poziomie rzeczywistość stanowi rodzaj superhologramu, w którym przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość istnieją jednocześnie. Wydaje się to sugerować możliwość, iż pewnego dnia będziemy w stanie, używając właściwych środków, osiągnąć super holograficzny poziom rzeczywistości i wydobyć ponownie dawno zapomniane sceny przeszłości.

Pozostaje kwestią otwartą, co jeszcze zawiera w sobie hologram. Można powiedzieć, iż hologram stanowi matrycę, która daje początek wszelkim zjawiskom we wszechświecie.
Zawiera się w nim źródło wszelkich istniejących cząstek elementarnych, wszelkie konfiguracje materii oraz energii: od płatków śniegu do kwazarów, od niebieskich wielorybów do promieni gamma. Może być on spostrzegany jako magazyn kosmiczny „Wszystkiego co jest”.

Choć Bohm nie mówi, co jeszcze może zawierać super hologram, dopuszcza on możliwość, że zawiera on jeszcze więcej.
Stwierdza on, iż holograficzny poziom rzeczywistości stanowi „prosty stopień”, poza którym leży „nieskończoność dalszego rozwoju”. Bohm nie jest jedynym badaczem, który podaje dowody na to, iż wszechświat jest hologramem. Pracują niezależnie na polu badań nad mózgiem, neurofizjolog z Uniwersytetu Stanford, Karl Pribram, doszedł także do przekonania o holograficznej naturze rzeczywistości.

Mózg jako hologram

Pribram zbliżył się do holograficznego modelu dzięki próbie odpowiedzi na pytanie, jak i gdzie gromadzone są w mózgu zapisy pamięciowe. Badania prowadzone od dziesięcioleci wykazywały, iż zapisy pamięciowe nie posiadają ściśle określonej lokalizacji, są natomiast rozproszone w różnych obszarach mózgu. W szeregu badań eksperymentalnych, prowadzonych w latach 20-tych ubiegłego wieku, Karl Lashley wykazał, iż niezależnie od tego jaka część mózgu szczurów była usuwana, nie pozbawiało to zwierzęta pamięci, w jaki sposób należy wykonywać złożone zadania, których wcześniej nauczyły się.
Jedynym problemem pozostał brak wyjaśnień mechanizmu, który odpowiadałby za szczególną naturę pamięci: istnienie całości w każdej części.

W latach 60-tych Pribram napotkał koncepcję holografii i uświadomił sobie, iż znalazł, poszukiwane przez naukowców badających mózg, wyjaśnienie. Pribram uważa, iż zapisy pamięciowe nie zostają zakodowane w poszczególnych neuronach, lecz są zawarte w całościowych wzorcach impulsów nerwowych, które przebiegają przez cały mózg. Dzieje się to w podobny sposób, jak złożone wiązki promieni lasera przebiegają przez część filmu, zawierającego holograficzny obraz.
Inaczej mówiąc Pribram uważa, iż mózg sam w sobie jest hologramem.

Teoria Pribrama wyjaśnia także, w jaki sposób mózg człowieka może gromadzić tak wiele zapisów pamięciowych na tak małej przestrzeni. Ocenia się, że umysł człowieka ma zdolność do zapamiętania około 10 bilionów bitów informacji w okresie życia. Odkryto także, iż hologramy posiadają zdumiewającą zdolność gromadzenia informacji. Zmieniając kąt, pod którym wiązki promieni z dwóch laserów oddziałują na kawałek fotografii filmowej, można otrzymać wiele różnych obrazów na tej samej powierzchni. Udowodniono, iż tylko jeden centymetr sześcienny filmu może zawierać około 10 bilionów bitów informacji.

Nasza bezgraniczna zdolność do szybkiego przywoływania potrzebnych informacji z ogromnego magazynu pamięci staje się bardziej zrozumiała, jeśli uwzględnimy, iż mózg działa zgodnie z holograficznymi zasadami.
Jeżeli przyjaciel zapyta cię, jakie skojarzenia pojawiają się w twym umyśle, gdy wypowie on słowo „zebra”, nie musisz dokonywać niezgrabnych ruchów, przebijając się poprzez gigantyczny, alfabetyczny magazyn w mózgu.

Zamiast tego w bezpośredni, natychmiastowy sposób pojawiają się takie skojarzenia, jak „pasiasty”, „podobny do konia”, „zwierzę rodem z Afryki”. Rzeczywiście jedną z najbardziej zdumiewających rzeczy, dotyczących procesu myślenia u ludzi jest to, że każda porcja informacji wydaje się natychmiast łączyć z wszystkimi pozostałymi częściami.
Jest to jeszcze jedna charakterystyczna cecha hologramu. Ponieważ każda część hologramu jest skorelowana z każdą inną częścią, mamy do czynienia z naturalnym, najwyższym przykładem systemu wzajemnie skorelowanego.

W świetle holograficznego modelu mózgu, który opracował Pribram, wyjaśnić można nie tylko zagadkę gromadzenia w umyśle informacji. Istotnym pytaniem pozostaje, w jaki sposób mózg jest w stanie przełożyć lawinę informacji, które otrzymuje poprzez narządy zmysłów, na konkretny świat naszej percepcji. Kodowanie i dekodowanie częstotliwości jest dokładnie tym, co hologram czyni w najlepszy sposób.
Hologram funkcjonuje jak rodzaj soczewki.
Jest on urządzeniem, które potrafi przemienić, wydawałoby się, pozbawione sensu częstotliwości w spójny obraz. Pribram uważa, iż mózg zawiera rodzaj soczewek oraz posługuje się zasadami holografii, by przekształcić otrzymywane poprzez narządy zmysłów częstotliwości, w wewnętrzny świat naszej percepcji.

Szereg istotnych dowodów wskazuje na to, iż mózg używa holograficznych zasad, aby wykonywać odpowiednie działania. Teoria Pribrama uzyskała rosnące poparcie wśród neurofizjologów.
Hugo Zucarelli, badacz o pochodzeniu włosko-argentyńskim, poszerzył ostatnio model holograficzny na obszar zjawisk dźwiękowych.
Zucarelli badał zaskakujące zjawisko, które polega na tym, że ludzkie jednostki potrafią zlokalizować źródło dźwięku bez poruszania głową nawet wtedy, gdy są w stanie słyszeć jedynie jednym uchem. Naukowiec odkrył, iż zasada holograficzna może wyjaśnić opisany fakt. Zucarelli rozwinął także technikę holograficznego dźwięku. Jest to sposób dźwiękowego zapisu, która zapewnia odtworzenie akustycznych sytuacji z niesamowitą autentycznością.

Przekonanie Pribrama, iż ludzki mózg tworzy „twardą” rzeczywistość opierając się na przychodzących poprzez kanały zmysłowe częstotliwościach, uzyskało wsparcie w postaci wielu badań eksperymentalnych.

Odkryto, iż każdy z naszych zmysłów jest czuły w obszarze o wiele szerszej częstotliwości, niż dotychczas sądzono. Stwierdzono, na przykład, iż nasz system wizualny jest czuły na częstotliwości dźwiękowe, że nasz zmysł powonienia jest zależny w jakimś stopniu od tego, co nazywamy „częstotliwością osmotyczną”, a nawet komórki naszego ciała są wrażliwe na szeroki zakres częstotliwości. Takie odkrycia potwierdzają, iż jedynie holograficzny charakter ludzkiej świadomości zapewnia możliwość przetwarzania takich częstotliwości w zwykła percepcję.

Synteza poglądów Bohma oraz Pribrama

Najbardziej zdumiewający rezultat przynosi połączenie holograficznego modelu mózgu Pribrama z teorią Bohma.
Jeżeli konkretny charakter świata stanowi jedynie wtórną rzeczywistość, natomiast „tam”(w świecie; przyp. tlum.) znajduje się holograficzna gmatwanina częstotliwości, jeżeli mózg jest także hologramem i dokonuje jedynie selekcji określonych częstotliwości spośród tej gmatwaniny, przy czym zachodzi matematyczna transformacja tych częstotliwości w percepcję sensoryczną, czym wtedy staje się obiektywna rzeczywistość?

Mówiąc wprost, rzeczywistość przestaje istnieć. Religie Wschodu od dawna utrzymywały, iż materialny świat jest Maya, iluzją. Chociaż myślimy, iż jesteśmy fizycznymi istotami, które poruszają się po fizycznym świecie, stanowi to także złudzenie.

W rzeczywistości jesteśmy jedynie „odbiorcami”, unoszącymi się w kalejdoskopowym morzu częstotliwości. To, co z tego morza wydobywamy i przekształcamy w fizyczną rzeczywistość, stanowi jedynie jeden kanał, spośród wielu kanałów istniejących w super hologramie.

Ten uderzający, nowy obraz rzeczywistości, synteza poglądów Bohma oraz Pribrama, nazwany został paradygmatem holograficznym.

Choć wielu naukowców podeszło do tej koncepcji sceptycznie, dla innych wydała się ona ekscytującą. Niewielka, lecz rosnąca grupa badaczy uważa, iż może to być najbardziej precyzyjny model rzeczywistości, do którego dotarła nauka współczesna.
Ponadto niektórzy wierzą, iż ten model może rozwiązać pewne zagadki, których dotąd nauka nie była w stanie wyjaśnić, a nawet uznać zjawiska paranormalne za część natury.

Wielu badaczy, włączając w to Bohma oraz Pribrama zauważa, iż sporo zjawisk parapsychologicznych staje się o wiele bardziej zrozumiałych, gdy zostają ujęte w terminach holograficznego paradygmatu. We wszechświecie, w którym każdy indywidualny mózg stanowi niepodzielną część większego hologramu i gdzie wszystko jest ze sobą całkowicie powiązane, telepatia może być rozumiana jako dotarcie do poziomu holograficznego. (zobacz także : koncepcja pola morfogenetycznego)
Jest oczywiście łatwiej zrozumieć, w jaki sposób informacja biegnie z umysłu jednostki „A” do umysłu, położonej w dużej odległości jednostki „B”.
Ta koncepcja pomaga także zrozumieć szereg nierozwiązanych zagadek w psychologii. Szczególnie Stanislav Grof przeczuwał, iż paradygmat holograficzny tworzy model rozumienia wielu zagadkowych zjawisk, doświadczanych przez ludzi w odmiennych stanach świadomości.
Zobacz artykuł poświęcony holograficznemu rozumieniu świadomości, wg Grofa )

Regresja do świata zwierząt

W latach 50-tych ubiegłego wieku, prowadząc badania nad LSD jako środkiem leczniczym Grof napotkał bardzo ciekawy przypadek. Była to pacjentka, która nagle stała się przekonana, iż przyjęła tożsamość samicy prehistorycznego gada. W toku halucynacji wniosła bogaty, szczegółowy opis odczuć, jakie pojawiły się, gdy przyjęła postać tego zwierzęcia.
Ponadto stwierdziła ona, iż rozróżnia samców tego gatunku po tym, iż mają kolorowe kawałki łusek na głowach. Grof był zaskoczony, iż pacjentka nie miała wcześniejszej wiedzy zoologicznej na ten temat.
W rozmowie zaś z zoologami badacz znalazł potwierdzenie faktu, iż u pewnych gatunków gadów kolorowe obszary na głowie odgrywają ważną rolę, jako wyzwalacze seksualnego podniecenia.

Doświadczenia tej kobiety nie były wyjątkiem. Podczas kolejnych badań Grof napotkał przykłady pacjentów, którzy cofali się w rozwoju ewolucyjnym i identyfikowali z każdym gatunkiem ewolucyjnej drabiny. Ponadto doświadczenia pacjentów zawierały szczegółowe dane zoologiczne, które okazywały się być prawdziwe.

Psychologia transpersonalna

„Regresja” do królestwa zwierząt nie stanowiła jedynego, zagadkowego zjawiska psychologicznego, które napotkał Grof. Miał on także pacjentów, którzy docierali do pewnego rodzaju nieświadomości zbiorowej. Osoby, które posiadały niewielkie wykształcenie lub też były edukacji zupełnie pozbawione, dawały szczegółowy opis zoroastryjskich rytuałów pogrzebowych, jak też przytaczały sceny z hinduskiej mitologii.

W innego typu doświadczeniach osoby dzieliły się sugestywnymi opisami podróży poza ciałem (astralnych), prekognicyjnym wglądem w przyszłość, doświadczeniami regresji do przeszłych inkarnacji.

W późniejszych badaniach Grof napotkał zjawiska tego samego rodzaju, które występowały podczas sesji terapeutycznych, gdzie nie używano środków zmieniających świadomość (narkotyków). Podstawowym elementem tego rodzaju doświadczeń jest przekroczenie świadomości indywidualnej (zwykłych granic ego), jak też ograniczeń czasu i przestrzeni, Grof nazwał te zjawiska „doświadczeniami transpersonalnymi”.
Pod koniec lat 60-tych Grof uczestniczył w tworzeniu dziedziny psychologii zwanej psychologią transpersonalną.

Świeżo założone Stowarzyszenie Psychologii Transpersonalnej szybko gromadziło rosnącą liczbę podobnie myślących badaczy, a psychologia transpersonalna stała się uznaną dziedziną psychologii.
Jednak przez wiele lat ani Grof, ani nikt z jego kolegów, nie był w stanie określić mechanizmu, który mógłby wyjaśnić dziwne zjawiska psychologiczne, których ci badacze byli świadkami. Zmiana nastąpiła dopiero wraz pojawieniem się paradygmatu holograficznego.

Jak niedawno stwierdził Grof, jeśli mózg stanowi część kontinuum, to może on kontaktować się z labiryntem, w którym jest połączony nie tylko z każdym innym umysłem, lecz z każdym atomem, organizmem oraz rejonem ogromnej przestrzeni i czasu. Fakt, iż od czasu do czasu umysł człowieka jest zdolny na krótko wkraczać do tego labiryntu i uzyskiwać transpersonalne doświadczenia, nie wydaje się być czymś dziwnym.

(Zobacz wiecej o tym )

Świadomość kreująca rzeczywistość

Paradygmat holograficzny ma swoje implikacje także dla tak zwanych nauk ścisłych, jak biologia. Psycholog z Virginia Intermont College, Keith Floryd zauważył, iż jeżeli konkretny charakter rzeczywistości stanowi jedynie holograficzną iluzję, nie będzie prawdziwym stwierdzenie, iż mózg stanowi źródło świadomości.
To raczej świadomość stwarza mózg, jak też ciało oraz całe nasze fizyczne otoczenie.

(zobacz także zbliżony buddyjski koncept : świadomość alaja)

Jest to istotny przewrót w sposobie spostrzegania struktur biologicznych. Badacze zauważają, iż zarówno medycyna, jak też rozumienie procesu uzdrawiania, może także być przetransformowane przez holograficzny paradygmat.
Jeżeli przyjmiemy, iż fizyczna struktura ciała stanowi jedynie holograficzną projekcję świadomości, wówczas każdy z nas staje się o wiele bardziej odpowiedzialny za swoje zdrowie (w porównaniu z tym, co mówi medycyna tradycyjna). To, co obecnie uważamy za cudowne uzdrowienia, może być spowodowane zmianami świadomości, które w efekcie przemieniają hologram ciała.

Siła wizualizacji

Podobnie budzące kontrowersję nowe techniki uzdrawiania, jak wizualizacja, mogą działać w tak pozytywny sposób, ponieważ w holograficznym obszarze myśli wyobrażenia są tak samo realne, jak „‚rzeczywistość”.
W obrębie holograficznego paradygmatu mogą być nawet wyjaśnione wizje i doświadczenia, które dotyczą „niecodziennej rzeczywistości”.
Biolog Lyall Watson w swojej książce zatytułowanej „Gifts of Unknown Things”( „Dary Nieznanego”) opisuje swoje spotkanie z szamanką z Indonezji, która w trakcie rytualnego tańca była w stanie spowodować zniknięcia całego zagajnika drzew w powietrzu. Watson opowiada, iż w czasie gdy on oraz inni zadziwieni obserwatorzy wpatrywali się w kobietę, spowodowała ona ponowne pojawienie się drzew, a następnie ich kolejne zniknięcie. Tak działo się kilka razy z rzędu.

Choć w świetle dotychczasowego, naukowego sposobu wyjaśniania zjawisk, takie wydarzenia pozostają zagadką, to jednak można je zrozumieć, jeśli przyjmiemy, iż „twarda rzeczywistość” stanowi jedynie projekcję holograficzną.
Prawdopodobnie zgadzamy się z tym, że coś jest tu lub czegoś tu nie ma, ponieważ nasza percepcja oparta jest o koncepcję rzeczywistości uzgodnionej.

Rzeczywistość uzgodniona zostaje utworzona i potwierdzona na poziomie ludzkiej podświadomości, gdzie wszystkie umysły są ze sobą połączone.

Jeżeli sprawy tak się właśnie mają, oznacza to, iż doświadczenia zbliżone do tych, które były udziałem Watsona, nie zdarzają się na co dzień nie z tego powodu, iż nasze umysły nie zostały na nie zaprogramowane poprzez uzyskanie odpowiednich przekonań. Idzie o to, iż w holograficznym wszechświecie nie istnieją granice i w związku z tym możemy zmieniać materię rzeczywistości. To, co spostrzegamy jako rzeczywistość, stanowi jedynie tło, które czeka na nas.

Możemy na nim namalować każdego rodzaju obraz. Wszystko jest możliwe. Magia jest naszym wrodzonym prawem, nie mniej czy bardziej cudownym niż nasza zdolność do tworzenia rzeczywistości, kiedy śnimy.

Doprawdy, nawet nasze najbardziej zasadnicze przekonania co do rzeczywistości, stają się podejrzane, ponieważ – jak to podkreślił Pribram – nawet zdarzenia przypadkowe mogą być spostrzegane jako wynikające z holograficznych zasad i w ten sposób zdeterminowane. Synchroniczności czy znaczące koincydencje nagle nabierają sensu. Wszystkie zjawiska występujące w rzeczywistości mogą być spostrzegane jako metafory.
Nawet najbardziej przypadkowe wydarzenia mogą wyrażać pewną podstawową symetrię.

Nowa rzeczywistość

To, czy holograficzny paradygmat Bohma i Pribrama zostanie zaakceptowany przez współczesną naukę czy też umrze „śmiercią haniebną”, będziemy mogli wkrótce ujrzeć.

Z pewnością natomiast można powiedzieć, iż wywarł on już wpływ na myślenie wielu naukowców.

Jeżeli nawet okaże się, iż holograficzny model nie dostarcza najlepszego wyjaśnienia natychmiastowej komunikacji, która zachodzi pomiędzy cząstkami elementarnymi, to -jak to ujął Basil Hiley, fizyk z Birbeck College w Londynie – odkrycie Aspecta „wskazuje na to, iż musimy być przygotowani do rozważenia całkowicie nowego spojrzenia na rzeczywistość”.

tłum. Paweł Karpowicz
Źródło: dzogczen.medytacja.net

Zobacz też

Holonomiczny wszechświat i… holograficzna świadomość

Nieświadomość zbiorowa – wg Junga

Kim jestem? Ken Wilber. Niepodzielone.

• Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake

Hipoteza Gai

Alaja – kosmiczna świadomość

Czy istnieją jakieś ograniczenia -czy tylko wtedy gdy w nie wierzymy?

Hipoteza Gai

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , ,

„Wszystkie organizmy żywe czy tego chcą czy nie, tworzą część ogromnego organizmu o rozmiarach naszej planety. Nieświadomie, ale wszyscy należymy do Gai, tego jedynego organizmu żywego, który nie zmienia się i nigdy nie umiera.” J. Lovelock

Dziś postanowiłam przedstawić wam szczegóły dotyczące hipotezy Gai.
Od zawsze mnie w jakiś sposób ciekawiła, zarówno w swojej oficjalnej, naukowej formie, jaki i w swoich bardziej metafizycznych wydaniach.

Zebrałam szereg cytatów na jej temat, pochodzących z różnych stron i źródeł, a celem uniknięcia posądzeń o tendencyjność zaczynam te cytaty od tekstu pochodzącego z Encyklopedii Wiem (portalwiedzy.onet.pl) 🙂

Zapraszam do czytania 🙂
——————————————————————————

Hipoteza Gai

jest to sformułowana na początku lat siedemdziesiątych przez Jamesa E. Lovelocka teoria głosząca, że ziemskie warunki klimatyczne oraz skład atmosfery i litosfery są stabilizowane i modelowane dzięki działaniu organizmów żywych w sposób najbardziej sprzyjający istnieniu życia.

Biosfera, atmosfera, oceany i gleby tworzą jeden żywy organizm, nazwany przez niego Gają. Gai jest systemem utrzymującym klimat w homeostazie. Samoregulacja klimatu i skład chemiczny środowiska są emergentnymi cechami Gai, która ewoluuje poprzez długie okresy homeostazy przedzielone nagłymi zmianami zarówno w świecie organizmów żywych, jak i w środowisku. Również naturalna selekcja organizmów stanowi element ewolucji Gai. W skrajnym sformułowaniu hipotezy Gai wytworzenie istoty rozumnej na drodze ewolucji również było jedną z prób stabilizacji warunków życia na Ziemi. Jedynie w ten sposób może się ono obronić przed zagrażającymi mu katastrofami kosmicznymi.

Tak skrajnie sformułowana hipoteza Gai nadaje biosferze Ziemi wymiar metafizyczny, staje się ona samoistnym bytem zdolnym do celowego działania. Bardziej umiarkowane (oryginalne) sformułowania podkreślają jedynie decydujący wpływ organizmów żywych na środowisko naturalne, pierwotnie (w prekambrze) przekształcający je tak, by było najbardziej sprzyjające istnieniu życia, później wpływ ten miałby stabilizować warunki klimatyczne na podobnym poziomie, pomimo znacznych zmian w strumieniu energii słonecznej docierającej do Ziemi. Sterującą rolę odgrywa produkcja i pochłanianie gazów (m.in. gazów cieplarnianych), głównie przez fitoplankton, mające cechy ujemnego sprzężeniu zwrotnego w układzie środowisko – organizmy żywe.

Hipoteza Gai jest ceniona za holistyczne ujęcie problemów Ziemi. W swej nazwie hipoteza nawiązuje do greckiej bogini Matki-Ziemi: Gai.

Encyklopedia Wiem

——————————————————————————

Hipoteza Gai

autor: Jakub Adamkiewicz

„Dwadzieścia lat temu kiedy zaczynałem pisać te książkę, miałem dość mgliste pęcie czym jest Gaja, i nie zastanawiałem się nad tym zbyt głęboko. Wiedziałem tylko, że Ziemia różni się od Wenus i Marsa zdumiewającą właściwością stałego utrzymywania warunków korzystnych dla zamieszkujących ja żywych istot. Miałem przeczucie, że właściwość ta nie wynika tylko z przypadkowego położenia naszej planety w Układzie Słonecznym, lecz wiąże się w jakiś sposób z obecnością życia na jej powierzchni ”.

Tymi słowami rozpoczyna się trzecie wydanie popularnego dzieła Jamesa Lovelocka, Gaja. Książkę tą, choć początkowo nie spotkała się z nazbyt przychylnymi opiniami niektórych kręgów naukowców, obecnie określa się mianem kultowej. Szczególną popularnością cieszy się wśród ekologów, ponieważ zwraca się tu uwagę na współdziałanie wszystkich ekosystemów naszej planety w wymiarze globalnym. Wydaje się zatem, że układ ten jest bardzo wrażliwy na ludzka interwencję. Jednak w opinii Lovelocka szkodliwa działalność człowieka nie powinna wpłynąć na unicestwienie życia na Ziemi, a co najwyżej jego samego.

Pierwsza publikacja której tematem była hipoteza Gai wydana została w 1979 roku. W owych latach James Lovelock współpracował z NASA w projekcie badań dotyczących Marsa.
Praca ta umożliwiła mu spojrzenie na Ziemię od zewnątrz, dzięki czemu dostrzegł w niej byt przypominający żywy organizm. Takie podejście do naszej planety jest łatwe do zaakceptowania, jeśli zastosuje się przytoczoną przez Lovelocka definicje życia, czyli „otwartego układu zdolnego do zmniejszania swej wewnętrznej entropii kosztem materii lub energii pobieranych z otoczenia, a następnie oddawanych na zewnątrz w formie zdegradowanej ”.
Jako że entropia kojarzy się z nieporządkiem, ową definicję można przedstawić prościej, jako układ dążący do uporządkowania, z którym wiąże się intensywny przepływ energii. W istocie Ziemia wydaje się być takim właśnie układem.
Gaja, zawdzięczająca swe imię greckiej bogini ziemi, nie jest przedstawiana jako świadoma istota, lecz raczej jako globalny byt, który stanowią wszystkie ożywione elementy planety, przekształcający otoczenie dla własnych, życiowych potrzeb, z samej natury swego istnienia. Przychodzi tu na myśl analogia do takich ziemskich mikroorganizmów, jak bakterie, które trudno podejrzewać o świadome działanie.

Na dowód istnienia Gai, Lovelock przytacza wiele zjawisk, zadziwiających z chemicznego punktu widzenia. Przykładem jest skład atmosfery ziemskiej. Występowanie w niej wolnego azotu czy tlenu nie byłoby możliwe, gdyby nie działalność biosfery. Podobnie pH planety miało by znacznie bardziej kwasowy charakter, lecz nasza biosfera wytwarza obecnie do 1000 megaton amoniaku rocznie, akurat tyle by neutralizować silne kwasy produkowane w wyniku naturalnego utleniania związków siarki i azotu. Inny ciekawy przykład wskazujący na istnienie kontroli procesów chemicznych niezbędnych do utrzymania życia na ziemi, jest wytwarzanie chlorku metylu w którym niewątpliwy udział maja morskie organizmy. Chlorek metylu jest substancją zdolną do niszczenia warstwy ozonowej, która w nadmiarze jest równie szkodliwa jak w przypadku jej niedoboru. Proces ten stanowi zatem element naturalnego procesu kontroli grubości warstwy ozonowej Ziemi.

Hipoteza Gai stała się inspiracją dla licznych badań naukowych dotyczących wpływu biosfery na procesy chemiczne i klimat naszej planety. Jednym z ciekawszych projektów naukowych było badanie zależności miedzy wzrostem glonów oceanicznych a klimatem. Rozważania owe prowadziły do wniosku, że działalność tych morskich organizmów ma wpływ na tworzenie się chmur, zwiększających chociażby albedo planety. Hipoteza Gai w przyszłości być może będzie jedną z podstawowych teorii wykładanych w szkołach, dlatego warto się z nią zapoznać. Najlepiej zatem sięgnąć do literatury, zwłaszcza do prac jej twórcy.

——————————————————————————

Czy jest Gaja i jaka jest rola człowieka?

autor :darayavahus

Gaja jest największą forma życia, automatycznie optymalizującym się systemem; czy nazwać ją superorganizmem, to bardziej kwestia terminologii niż istoty zagadnienia. Zdolność do homeostatycznej regulacji jest nieodłączną cechą planety, na której istnieje życie. Naukowe rozstrzygnięcia stanowić będą jedynie potwierdzenie tej teorii świata.

„Nazwa żyjącej planety, Gaja, nie jest synonimem biosfery, czyli tej części Ziemi, zamieszkanej przez żywe istoty. Nie jest też tym samym, co flora i fauna (biota), które są zbiorem wszystkich indywidualnych żywych organizmów. Flora i fauna + biosfera razem tworzą część, ale nie całość Gai. Tak jak muszla jest częścią ślimaka, tak samo skały, powietrze i oceany są częścią Gai. Gaja trwa w ciągłości z przeszłością sięgającą aż do samych początków życia, a w przyszłości będzie trwać tak długo, jak będzie trwać życie. Gaja, jako żywa istota planetarna, posiada właściwości, które wcale nie są łatwo dostrzegalne jedynie poprzez wiedzę o pojedynczych gatunkach czy populacjach organizmów razem żyjących…” (J. Lovelock, „The Ages of Gaia”)

[…] W tym miejscu nieuchronnie pojawia się pytanie o rolę człowieka.
Jakkolwiek optymistycznie nie spojrzelibyśmy na ostateczne możliwości adaptacyjne Gai, to nie ulega kwestii, że dotychczasowa i obecna działalność człowieka jest przyczyną istotnych zmian w biosferze – wymierania i zmniejszania się populacji wielu gatunków. Spadek różnorodności życia na Ziemi i zanikanie naturalnych ekosystemów przybiera katastrofalny rozmiar.

Równowaga Gai może być zachwiana w przypadku wielkich kataklizmów, np. trzęsień ziemi czy zderzeń z wielkimi meteorytami. Do podobnego załamania może dojść wskutek przerostu ludzkiej populacji.

Do tej pory, w fanerozoiku, miało miejsce pięć „wielkich wymierań”:

1)     ordowik – sylur (~435 mln lat);
2)     dewon – karbon (~360 mln lat);
3)      perm – trias (~250 mln lat) – najbardziej katastrofalne, wyginęło wtedy ponad 90% form życia;
4)     trias – kreda (~200 mln lat);
5)      kreda – trzeciorzęd (~65 mln lat) – najprawdopodobniej spowodowane impaktem asteroidy, m.in. wyginięcie dinozaurów.

Oprócz powyższych miało miejsce szereg mniej ekstremalnych katastrof, z których ostatnia miała miejsce na przełomie paleocenu i eocenu (~38 mln lat temu).

Świadomość, że Gaja przetrwała niejednokrotnie wielkie globalne kataklizmy, pozwala mieć nadzieję, że i tym razem powróci do stabilności, odbudowując różnorodność życia i homeostazę, jak to już kilkakrotnie miało miejsce w historii Ziemi.  Chociaż, jak pisze L. Margulis:  „ekspansja jednego gatunku zawsze musi skończyć się katastrofą, ponieważ żaden z nich nie może odżywiać się własnymi odpadami.” Ale to nie Gaja najbardziej ucierpi na naszej destrukcyjnej działalności, tylko my sami – równowaga biologiczna zostanie przywrócona – z nami lub bez nas…Gaja przetrwa – POMIMO obecności tak destruktywnego gatunku, jak Homo sapiens.

——————————————————————————

Ekologia na miarę Gai

autor: Remigiusz Okraska

Ponad dwadzieścia lat od oryginalnego wydania, polska edycja słynnej książki Jamesa Lovelocka „Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi” trafiła na księgarskie półki. Swego czasu wywołała ona sporą burzę intelektualną, zarówno w kręgu naukowców-przyrodników, jak i wśród humanistów czy po prostu ludzi zainteresowanych problematyką ochrony ziemskiego ekosystemu. Jako taka, jest częścią swoistego kanonu myśli ekologicznej.

Częścią kontrowersyjną – dodajmy. Swoista „obrazoburczość” tej książki dotyczy nie tylko naruszania dogmatów eksploatatorów Ziemi i ich światopoglądu, ale także tych twierdzeń, które za pewnik przyjęły uważać środowiska obrońców przyrody. Książka Lovelocka stawia na głowie wyobrażenia o Ziemi i roli człowieka. Jeśli ktoś sądził, że głęboka ekologia zadaje głębokie pytania w kwestii problemów ekologicznych, to czytając książkę Lovelocka będzie miał poczucie obcowania z pytaniami jeszcze głębszymi. Dzieje się tak dlatego, iż głęboka ekologia patrzy na świat przede wszystkim z perspektywy człowieka, choć nie jego stawia na piedestale. Natomiast Lovelock przynajmniej częściowo przekracza takie ograniczenia, spoglądając na Ziemię z punktu widzenia… Ziemi.

Jak przyznaje sam autor w zamieszczonej w polskiej edycji przedmowie do trzeciego wydania anglojęzycznego (z 1995 r.), dziś napisałby tę książkę inaczej, nie popełniłby w niej tylu pomyłek i dysponował większą ilością argumentów na poparcie swej tezy. Pozostawił jednak całość prawie bez zmian, dokonując zaledwie korekty poważniejszych błędów zweryfikowanych w międzyczasie przez naukę, aby w ten sposób ukazać czytelnikom, w jaki sposób dochodził do swoich tez i skąd się wziął taki, a nie inny tok rozumowania. Dziś hipoteza Gai różni się nieco od pierwowzoru, jednak jej ogólne aspekty pozostają bez zmian. Dla polskiego czytelnika nie ma to w zasadzie znaczenia – jak w każdej całościowej teorii mniej ważne są tu spory i wątpliwości cząstkowe, bardziej istotny natomiast wymiar ogólny.

Starogrecka bogini Ziemi nosiła imię Gaja. To właśnie je zapożyczył Lovelock na potrzeby nazwania swej hipotezy. Nie przypadkiem – otóż głównym wnioskiem do jakiego doszedł, jest przeświadczenie, iż nie mamy do czynienia z Ziemią jako po prostu zbiorowiskiem przeróżnych organizmów, wytworów, substancji itp., powstałych na przestrzeni wieków i wchodzących przez lata w relacje ze sobą. Mamy natomiast do czynienia z superorganizmem – jedną, złożoną, spójną i harmonijną całością, która jest czymś więcej niż tylko sumą swych poszczególnych części. Gaja to po prostu – ujmując rzecz skrótowo – jedno wielkie ciało, w którym zachodzą wewnętrzne procesy, wzajemnie na siebie oddziałujące, a przede wszystkim służące dobru całości.

Lovelock swoją przygodę z Gają rozpoczął w trakcie uczestnictwa w projekcie NASA poświęconym badaniu ewentualnych przejawów życia na innych planetach. To właśnie porównanie Ziemi z nimi stanowiło impuls do rozważań nad fenomenem naszego ekosystemu (czy raczej: ziemskiej atmosfery) i „przyjaznością” jego warunków dla różnorodnych form życia. Owa niemająca odpowiedników kondycja Ziemi – utrzymująca się przez miliony lat – zapewniająca tak dogodne warunki życiu (nie życiu ludzkiemu, lecz życiu w ogóle), skłoniła naukowca do postawienia tezy, iż nasza planeta cechuje się stałym oddziaływaniem czynników, które sprawiają, że właśnie taka, „żywa” postać Ziemi jest jej stanem naturalnym. Jak pisze:

Tak narodziła się hipoteza, wedle której cała żywa materia na Ziemi, od wielorybów po wirusy, i od sekwoi po glony, może być traktowana jako jedna żywa istota, manipulująca ziemską atmosferą dla swych własnych korzyści i obdarzona zdolnościami i możliwościami, których nie mają poszczególne części składowe”. A dalej dodaje: „/…/ zdefiniowaliśmy Gaję jako złożoną jednostkę obejmującą całą ziemską biosferę, atmosferę, oceany i gleby; całość to sprzężony, cybernetyczny układ nakierowany na poszukiwanie optymalnego dla życia środowiska fizycznego i chemicznego na naszej planecie”.

Cała książka jest fascynującą opowieścią o tym, jak powstawała Gaja – jak tworzyły się warunki sprzyjające życiu i jak następnie były podtrzymywane. Mimo istotnych zmian w układzie słonecznym, Ziemia stale utrzymywała temperaturę sprzyjającą rozwojowi życia, podobnie było z innymi czynnikami określającymi warunki bytowania ogółu organizmów, np. stężenie tlenu w atmosferze.
Stałe przystosowywanie się ziemskiego superorganizmu do ponadplanetarnych przeobrażeń odbywało się na drodze adaptacji do środowiska, choć w zasadzie można by powiedzieć, iż mieliśmy do czynienia z przekształcaniem środowiska wedle swoich potrzeb. Gaja w swoim własnym interesie nauczyła się „manipulować” otoczeniem tak, aby służyło w jak najlepszy możliwy w danym momencie sposób jej potrzebom. W książce Lovelocka możemy znaleźć dziesiątki przykładów, jak się to odbywało.

Jak wspomniałem, tezy Lovelocka stawiają na głowie wiele popularnych wyobrażeń. Widać to doskonale na przykładzie problemu zanieczyszczeń wytwarzanych przez gatunek ludzki. Z jednej strony, wbrew nonszalancji tych, którzy lekceważą problemy ekologiczne, Lovelock dowodzi, iż stanowi to poważny problem, mogący zagrozić ziemskiej równowadze i prowadzić do zaburzenia „życiogennych” warunków. Z drugiej jednak, wbrew ekologom, dowodzi, iż sama produkcja zanieczyszczeń nie jest czymś „wbrew naturze” – jak to czasami można usłyszeć w tych kręgach – lecz czymś jak najbardziej zgodnym z naturą, bo każdy organizm produkuje zanieczyszczenia, tym więcej, im bardziej jest on złożony. Wedle Lovelocka,

„Przeciwstawiając samych siebie naturze, myślimy zwykle o produktach przemysłowych jako czymś ťnienaturalnymŤ. W istocie są one równie naturalne jak wszystkie inne związki chemiczne na Ziemi, gdyż zostały wytworzone przez nas, a my – z pewnością – jesteśmy żywymi istotami. Pewnie, związki te mogą być trujące, mogą stanowić zagrożenie – na przykład gazy paraliżujące – ale równie groźne są przecież takie ťnaturalneŤ toksyny jak trucizna produkowana przez bakterię Clostridium botulinum”.

Problemem ekologicznym nie jest, wedle autora hipotezy Gai, produkcja zanieczyszczeń – problemem będzie ewentualnie to, że nie zdołamy poradzić sobie z nimi tak, aby nie stanowiły zagrożenia. Taka właśnie jest strategia Gai – zamiast prób „cofania” się do czasów, gdy danego problemu nie było, podejmuje ona wyzwania i – pisze Lovelock – „przystosowuje się do sytuacji i przemienia niszczycielskiego intruza w potężnego przyjaciela”.

Standardowa myśl ekologiczna ma w postaci wywodów Lovelocka znacznie więcej podobnych orzechów do zgryzienia. Wciąż patrzymy na Ziemię z punktu widzenia człowieka i to, co dobre dla nas samych, uważamy za dobre i niezbędne dla Gai. Stąd też ciągle rzutujemy swoje problemy na inne gatunki czy całą planetę, ani na moment nie porzucając antropocentrycznego spojrzenia. Tymczasem, dowodzi Lovelock, to, że człowiek ponosi dotkliwe straty z powodu skutków swej działalności wobec środowiska naturalnego nie oznacza, że zawsze w takim przypadku równie mocno cierpi na tym Gaja. Ma ona bowiem – wbrew naiwnym ludzkim wyobrażeniom – znacznie większą odporność na wszelakie zaburzenia i rozleglejszą zdolność dostosowywania się do zmiennych warunków. Świadczy o tym licząca wiele milionów lat historia ziemskiego życia – tylko tak młoda i krucha istota jak człowiek może odczuwać zagrożenie własnego życia w obliczu tych czy innych przekształceń środowiskowych. To zresztą w dużej mierze problem samego pojmowania życia – człowiek postrzega jako żywe głównie to, co widzi jako dynamiczne i rozwijające się na jego oczach. Jak pisze Lovelock, wbrew ludzkim wyobrażeniom, znacznie większe znaczenie z punktu widzenia żywotności biosfery ma tymczasem to życie, którego nie dostrzegamy – istniejące pod powierzchnią gleby oraz na dnie szelfów kontynentalnych.

Stąd już tylko krok do tak wywrotowego z punktu widzenia standardowej ekologii twierdzenia, że np. problem tzw. „dziury ozonowej” być może w ogóle nie jest problemem z punktu widzenia długofalowej kondycji Gai. Jest, i owszem, problemem człowieka i jego bezpośredniego przyrodniczego otoczenia – na zwiększonej dawce promieniowania UV ludzie ucierpieliby, być może wymarli, ale z punktu widzenia Gai nie miałoby to prawdopodobnie większego znaczenia.

Podobnie rzecz wygląda w przypadku innego straszaka – promieniowania jądrowego, które miałoby rzekomo oznaczać zagładę życia za Ziemi. Nic podobnego – twierdzi Lovelock – gdyż znów ucierpiałby głównie człowiek oraz inne duże zwierzęta i rośliny, ale nie życie jako takie, gdyż mikroorganizmy w zasadzie nie odczułyby tego oddziaływania. W ciągu lat, jakie minęły od powstania pierwszej wersji tej książki Lovelock nieco zmienił zdanie, uznając, iż problematyka dziury ozonowej i globalnego ocieplenia może być istotna z punktu widzenia równowagi i samoregulacji Gai. Pozostał jednak przy swojej opinii na temat promieniowania nuklearnego i dlatego też dał się poznać jako zwolennik elektrowni atomowych, przeciwstawianych użytkowaniu paliw kopalnych, powodujących w procesie ich spalania emisję do atmosfery licznych zanieczyszczeń, z którymi Gaja może mieć problemy m.in. ze względu na ich wysokie stężenie powstałe w krótkim okresie czasu.

Ekologia (jako postawa oraz jako ruch obrońców środowiska) musiałaby w świetle hipotezy Gai wyglądać nieco inaczej niż obecnie. Z punktu widzenia trwania życia na Ziemi najistotniejsze są bowiem nie tyle te czy inne gatunki, lecz utrzymanie przez planetę cybernetycznej zdolności do kontroli składu atmosfery i wierzchnich warstw litosfery. Jeśli ta zdolność zostanie utracona, Ziemi grozi powolne obumieranie, aż stanie się jałową planetą na wzór Marsa czy Wenus.
Nie oznacza to porzucenia ochrony ziemskiej bioróżnorodności, której to postawie autor hipotezy Gai nadaje „planetarny” sens – im więcej form życia, im większe ich zróżnicowanie, tym większą mamy pewność, iż sprawnie funkcjonują systemy regulacyjne planety, a procesy „dbałości” o dobro Gai przebiegają bez zakłóceń. Zaburzenie któregoś z „regulatorów” grozi utratą zdolności do zapewniania życiu odpowiednich warunków, co w efekcie przełoży się na postępującą utratę innych „regulatorów” i tak aż do zaniku życia.

Największymi i najbardziej istotnymi z punktu widzenia kondycji Gai siedliskami takich „regulatorów” są, wedle Lovelocka, oceany.

Oceany – pisze on – to „najważniejszy element globalnej maszyny parowej, która przekształca energię promienistą Słońca w ruch cząsteczek wody i powietrza, a potem rozprowadza tę energię po całej powierzchni planety. Ocean stanowi też rezerwuar rozpuszczonych w wodzie morskiej gazów, które regulują skład atmosfery i umożliwiają rozwój morskiego życia – około połowy całej żywej materii Ziemi”.

Także oceany, podobnie jak cała Gaja, podlegają tendencjom autoregulacyjnym – np. stężenie soli w nich nie uległo większym przemianom na przestrzeni milionów lat, mimo iż rzeki i deszcze stale wypłukują sól z gleby i niosą do mórz i oceanów. Podobnie było z innymi procesami zachodzącymi w ich wodach, choć nie wszystkie potrafimy wytłumaczyć i znaleźć związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy działalnością poszczególnych organizmów.

To właśnie oceany i zasiedlające je organizmy powinny stać się „oczkiem w głowie” człowieka i na ich ochronie musimy skoncentrować wysiłki na rzecz Gai. Nie o całe oceany tu jednak chodzi – ich szczególnie istotnymi częściami są wody przybrzeżne i szelfy kontynentalne, to tam bowiem zgromadziło się największe bogactwo życia, w tym także organizmy, które Lovelock podejrzewa o pełnienie istotnych funkcji regulacyjnych dla całej planety; ma na myśli szczególnie glony morskie, które absorbują i wiążą jedne substancje z otoczenia, a uwalniają do atmosfery inne. Drugim ważnym składnikiem ziemskiego ekosystemu są – tu autor hipotezy Gai formułuje opinie podobne do ogółu ekologów – lasy deszczowe występujące w strefie tropikalnej. Także one zdają się pełnić istotną rolę regulacyjną i z punktu widzenia interesów Gai powinny w możliwie największym stopniu zostać wyłączone z eksploatacji. Jak pisze Lovelock,
„to, co robimy z naszą planetą, może zależeć w dużej mierze od tego, gdzie to robimy”.

Napisałem kilka wersów wyżej: „z punktu widzenia interesów Gai” – taka jest bowiem optyka Lovelocka. Nie znaczy to, że nie rozważa on czy nie docenia roli człowieka. Czyni to jednak nie z punktu widzenia naszego gatunku, lecz mając na uwadze całokształt ziemskiego życia, czyli kondycję Gai. W takiej perspektywie człowiek jawi się jako jeden z wielu elementów większej układanki – jednym razem „zły” (może bowiem swoją działalnością zagrozić ziemskim procesom regulacyjnym i w ten sposób zapoczątkować obumieranie Gai), innym razem z kolei jako „dobry” (gdyż może świadomie przyjąć rolę jednego z wielu elementów Gai i okiełznać własne postępowanie).

Rola naszego gatunku rośnie wraz z tym, jak zwiększa się jego liczebność i aktywność, ponieważ wówczas oddziałujemy na planetarne procesy mocniej niż wtedy, gdy było nas mniej i byliśmy bardziej „bierni”.

Wraz z ludzkim potencjałem wzrasta człowiecza odpowiedzialność za kondycję planety. Odpowiedzialność także za nas samych, gdyż jak pisze Lovelock, „Nie ma zapewne ani przepisów, ani praw, którymi musimy się kierować, żyjąc wraz z Gają. Dla wszystkich naszych działań są tylko konsekwencje”. Co mając na uwadze, zachęcam do lektury książki Lovelocka.

Źródła :

http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=473

Kliknij, aby uzyskać dostęp 375-380_korpikiewicz.pdf

http://www.ifj.edu.pl/publ/reports/rep_pop/1.pdf?lang=pl

Kliknij, aby uzyskać dostęp gaja.pdf

http://www.eioba.pl/a89056/hipoteza_gai

Zobacz też

Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake

Nieświadomość zbiorowa – wg Junga

Holograficzny wszechświat

Świat to energia!

Rozmowy z Kenem Wilberem – o kosmicznej świadomości

Przestrzen ciała, przestrzeń kosmosu

Sen Planety

Pole morfogenetyczne – Rupert Sheldrake

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Rupert Sheldrake w swojej książce Nowa nauka życia stawia hipotezę, iż wszystkie systemy są regulowane nie tylko przez znane czynniki energetyczne i materialne, lecz także przez niewidoczne pola organizujące.
Pola te są przyczynowe, ponieważ służą jako schemat form i zachowań.
Pola te nie mają energii w zwykłym sensie tego słowa, ponieważ efekty ich działania wykraczają poza bariery czasowe i przestrzenne, odnoszące się normalnie do energii. Oznacza to, że ich wpływ jest równie silny z daleka, jak z bliskiej odległości.

Zgodnie z tą hipotezą za każdym razem, gdy jeden przedstawiciel danego gatunku uczy się nowego zachowania, przyczynowe pole tego gatunku zostaje zmienione, choćby nawet była to zmiana bardzo drobna.
Jeśli zachowanie powtarza się wystarczająco długo, jego „rezonans morficzny ” wpływa na cały gatunek.

Sheldrake nazywa tę niewidzialną matryce „polem morfogenetycznym”, od morph, „forma” i genesis, „powstający”. Działanie tego pola zawiera w sobie „działanie na odległość” zarówno w czasie, jak i przestrzeni. W odróżnieniu od formy determinowanej przez prawa fizyczne poza czasem, zależy ono od morficznego rezonansu w poprzek czasu.
Oznacza to, że pola morficzne mogą przenosić się w czasie i przestrzeni i że wydarzenia przeszłe mogą wpływać na inne wydarzenia gdziekolwiek indziej. Przykład tego podaje Lyall Watson w swojej książce Fala życia:
biologia świadomości, w której opisuje to, co nazywa się teraz popularnie Zasadą Setnej Małpy. Watson odkrył, że kiedy grupa małp poznaje jakieś nowe zachowanie, nagle małpy na innych wyspach, nie komunikując się między sobą w żaden „normalny” sposób, również wykazują znajomość tego zachowania.

Dawid Bohm twierdzi w artykule opublikowanym przez pismo Revisions, że to samo zjawisko zachodzi w fizyce kwantowej.  Mówi on, że eksperyment Einsteina-Podolsky’ego-Rosena wykazał istnienie nielokalnych albo subtelnych połączeń pomiędzy odległymi cząsteczkami. System stanowiłby więc całość i pole formatywne nie mogłoby być przypisane tylko cząsteczce. Mogłoby być przypisane tylko całości. W ten sposób coś przytrafiającego się odległym cząsteczkom wpływałoby również na formatywne pole innych cząsteczek. Bohm twierdzi dalej, że „zasada ponadczasowych praw rządzących światem wydaje się nie do utrzymania, ponieważ sam czas jest częścią konieczności, która się rozwinęła”.

W tym samym artykule Rupert Sheldrake konkluduje: „Tak więc proces kreatywny, dający początek nowym myślom, przez które realizują się nowe całości, podobny jest w tym sensie do kreatywnej rzeczywistości, która daje początek nowym całościom w procesie ewolucyjnym. Proces kreatywny może być widziany jako sukcesywny rozwój bardziej skomplikowanych całości wyższego rzędu, odbywający się poprzez łączenie oddzielnych dotychczas części.”

Ann Brennan „Dłonie pełne światła”

———————————————————————————————————–

Informacje w polu morfogenetycznym

T. Witkowski (fragmenty)

Na jakich zasadach pozbawione wzroku termity wiedzą jak zgodnie, całą społecznością budować kunsztowne i świetnie wyposażone gniazda? Jak olbrzymie stada ptaków lub ławice ryb mogą równocześnie zmieniać kierunek, przy czym pojedyncze osobniki nie obijają się o siebie? Jak to się dzieje, że kolejne pokolenia laboratoryjnych szczurów potrafią szybciej niż poprzednicy wydostawać się z pułapek? […]

Zgodnie z koncepcją Sheldrake’a pole morfogenetyczne jest to wypełniające przestrzeń pole o bliżej nie sprecyzowanej naturze fizycznej, które obok czynnika genetycznego, DNA, nadaje określoną formę organizmom żywym. Ma ono tez też silny wpływ na zachowanie organizmów żywych i ich interakcje z innymi organizmami. Z polem morfogenetycznym wiąże się też pojęcie „formatywnej przyczynowości”.
Jest to, wg Sheldrake’a zdolność każdego organizmu do przekazywania pamięci o często powtarzających się zdarzeniach poprzez zapisywanie ich w polu morfogenetycznym, a następnie przekazywanie tej informacji potomkom i innym organizmom żywym poprzez aktywny kontakt z ich polami tego rodzaju. Przekazywanie to odbywa się w oparciu o zjawisko rezonansu morficznego.

Zjawisko to, polega na tym, że jeśli jakaś krytyczna liczba osobników określonego gatunku nauczy się jakiegoś zachowania lub uzyska określone cechy organizmu, to automatycznie – dzięki rezonansowi morficznemu – są one dużo szybciej nabywane przez pozostałych osobników tegoż gatunku. Szybkość przyswajania w takich przypadkach trudno wyjaśnić naturalnymi procesami uczenia się. Co ciekawe, badania potwierdzają, że im większe zagęszczenie osobników danego gatunku, a co za tym idzie pól morfogenetycznych, tym intensywniejszy rezonans morficzny.

Pamięć gatunku

Idea rezonansu morficznego oznacza w praktyce, że wszystkie istoty żywe zawdzięczają swoją budowę i zachowanie odziedziczonej pamięci. Dzięki utrwalonym od dawna wzorcom morfogeneza i zachowania o charakterze instynktownym weszły już w nawyk i ulegają tylko nieznacznym zmianom. Powstawanie nowych nawyków można zaobserwować tylko w wypadku nowych wzorców rozwoju i zachowań.

Dla przykładu, sikorki modre w Anglii nauczyły się przed drugą wojną otwierać butelki mleka dziobem i podkradać śmietankę sprzed domów. Po wojnie na wiele lat przestano roznosić w ten sposób mleko. Kiedy jednak ponownie, w 1952 roku pojawiły się przed domami butelki z mlekiem, ptaki nauczyły się tej umiejętności błyskawicznie, mimo że minęło wiele ich pokoleń od wojny. Mało tego, dwa lata później, bo już w 1955 roku wszystkie gatunki sikorek w Europie potrafiły podkradać śmietankę z butelek. Zdaniem etologów niemożliwe jest aby taka umiejętność w tak krótkim czasie rozprzestrzeniła się poprzez naśladownictwo na tak wielkim obszarze geograficznym. Według Sheldrake’a oznacza to, że pamięć o sposobie otwierania butelki przetrwała w polu morfogenetycznym tego gatunku i rozprzestrzeniła się dzięki niemu.

Ciekawe spostrzeżenia poczynili hodowcy bydła ze Stanów Zjednoczonych. Tradycyjnie stawiali oni elektryczne płotki zabezpieczające przed wejściem bydła w szkodę. Hodowcy z zachodnich stanów odkryli, że mogą zaoszczędzić dużo pieniędzy, tworząc zamiast prawdziwych płotków ich atrapy – czyli malując pasy w poprzek drogi. Fałszywe płotki działały jak prawdziwe, bo bydło stawało na ich widok jak wryte… Czyżby młodsze cielęta nauczyły się od starszych, że lepiej nie próbować konfrontacji z urządzeniem, które może zadać dotkliwy ból? Chyba nie, bo nawet stada, które nigdy przedtem nie miały do czynienia z prawdziwymi płotkami, unikały tych namalowanych jak ognia.

Ted Friend z Uniwersytetu Stanu Teksas sprawdził to doświadczalnie na kilkuset sztukach bydła i stwierdził, że malowanych atrap unikał taki sam procent zwierząt, które nigdy czegoś takiego nie widziały, jak i tych, które kiedyś miały sposobność natknąć się na prawdziwe, stalowe ogrodzenia. Podobnie reagowały owce i konie. To wskazuje na istnienie rezonansu morficznego, który przeszedł od poprzednich pokoleń, na własnej skórze uczących się unikania płotków.
(http://www.sheldrake.org/Articles&Papers/papers/morphic/cattlegrids.html)

Także laboratoryjne doświadczenia na szczurach dowodzą, że takie zjawisko jest faktem. Najbardziej znanym przykładem jest wyhodowanie kilku pokoleń szczurów, które opanowały sztukę wydostawania się z wodnego labiryntu. W miarę upływu czasu szczury w laboratoriach na całym świecie, bez doświadczeń i ćwiczeń robiły to coraz szybciej.

(Inne eksperymenty
http://www.co-intelligence.org/P-moreonmorphgnicflds.html)

Jak płyną informacje?

Najprostszym sposobem na bezpośrednie udowodnienie istnienia pól morficznych jest praca ze zbiorowiskami organizmów. Pojedyncze osobniki mogą zostać rozdzielone tak, aby nie miały ze sobą kontaktu za pośrednictwem znanych nam zmysłów. Jeśli mimo to nastąpi przepływ informacji między nimi, stanowi to przesłankę istnienia związków o charakterze pól morficznych. Np. wiadomo, że ślepe termity zaczynają budowę kopca z różnych stron, a jednak spotykają się w środku z nieprawdopodobną dokładnością. Udaje im się to także wtedy, gdy w środku wstawia się szybę nie przepuszczającą zapachów.
Równie tajemnicze jest zjawisko migracji. Jeden z entomologów tropikalnych pisze: ani głodem, ani pragnieniem, ani najazdem naturalnych wrogów nie da się wytłumaczyć, dlaczego chmury szarańczy nagle wzbijają się w niebo i przenoszą na inne miejsce. Jak pisze prof. Remy Chauvin na temat nagłych wędrówek wielkich stad: „Migracje są wyraźnie sprzeczne z instynktem zachowania gatunku i często prowadzą do masowej zagłady zwierząt. Powstaje wrażenie, że zwierzęta ogarnia atak szaleństwa, przy czym jest to szaleństwo zaraźliwe, ponieważ migrujące zwierzęta często pociągają za sobą przedstawicieli innych gatunków.”
Uczeni obserwujący tego rodzaju zjawiska z reguły nie potrafią znaleźć ich wyjaśnienia. Dlaczego stada gazeli afrykańskich potrafią nagle bez najmniejszych powodów opuścić wspaniałe pastwiska i wyruszyć na pustynię, ażeby tam zginąć z głodu? Czy takie „telepatyczne” zachowania są odpowiedzialne także za fenomen „zbiorowego umysłu” niektórych owadów?

Pola Sheldrake’a a fizyka kwantowa

Krytycy Sheldrake’a pytają o nośniki jego pola. Ale to pytanie jest ryzykowne, bowiem podważyć może istnienie wielu innych, akceptowanych dzisiaj bez zastrzeżeń pojęć fizycznych. Weźmy pod lupę chociażby pole grawitacyjne. Nikt nie znalazł grawitonów, które byłyby nośnikami pola, a jednak nie poddajemy w wątpliwość istnienia pola grawitacji. Pola grawitacyjne czy elektromagnetyczne, są wykrywalne jedynie poprzez efekty ich oddziaływania i w celu wyjaśnienia efektów stworzono pojęcia pól. O wiele więcej problemów jest z polem kwantowym.
Pole kwantowe otaczające cząstkę oddziałuje na nią w taki sposób, że zachowania na poziomie kwantowym mają niewiele wspólnego z mechaniką i są bardzo subtelne. Fala działa tutaj jako informacja. Zamiast dowolnej kombinacji składowych, spiny dwóch różnych, nie powiązanych ze sobą cząstek zawsze, jak wiemy, ustawiają się w kierunkach do siebie przeciwnych.
Mówiąc bardziej obrazowo: ponieważ każda cząstka musi mieć właściwość przeciwną do drugiej, to jeśli ujrzymy, że jedna jest „czarna”, druga musi być „biała”. Następuje to w tej samej chwili, bez wymiany jakichkolwiek sygnałów. Pomiar polaryzacji jednej z nich natychmiast da nam informację o polaryzacji drugiej, bliźniaczej. Będzie ona identyczna z wyjątkiem przeciwnego znaku.
Nazwano to przedziwne i niewytłumaczalne zjawisko „splątaniem kwantowym”, a Einstein określił je nawet jako „działaniem duchów na odległość”. Jak twierdzi de Broglie’a, to, co nazywamy atomem, jest organizowane przez wyższe lub kwantowe pole informacji. To pole nadaje atomowi jego znaczenie. Pole kwantowe zawiera informacje na temat całego otoczenia i całej przeszłości i ta informacja reguluje obecną aktywność elektronu. Pole organizujące jest wszędzie. W mechanice kwantowej mamy pola informacji w funkcji falowej i być może pola super-kwantowe rządzące samym polem kwantów.

Analogicznie działa pole morfogenetyczne, które organizuje zachowanie jednostek biologicznych. Z jednej strony są one wyposażone w genetyczne programy działania, ale na kształt organizmów, szybkość uczenia się nawyków i umiejętności, komunikowanie się mają wpływ informacje przekazywane przez to pole.

Fragmenty z artykułu „WIEDZA PROSTO Z POLA” T. Witkowski

Jako lektura uzupełniająca – polecam:

James Lovelock „GAJA. Nowe spojrzenie na życie na ziemi”

Zobacz także

Memy i wirusy umysłu

Nieświadomość zbiorowa – wg Junga

Holograficzny wszechświat

Hipoteza Gai

Świat to energia!

Czym jest energia “Chi” ?

Energia w naszym ciele – Taoistyczny punkt widzenia.

Energia musi płynąć…!

Rozmowy z Kenem Wilberem – o kosmicznej świadomości

Energia życia. Fakt czy mit?

Najciekawsze przypowieści o mistrzu i nie tylko :)

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Postanowiłam zebrać w jednym artykule – najciekawsze przypowieści które przez ostatnie lata umieszczałam na blogu. Ponieważ były bardzo rozproszone, zapewne trudno było do nich dotrzeć.
Zachęcam was do przeczytania i… oczywiście chwilki namysłu 🙂

Budda i bandyta

Pewnego razu zagroził Buddzie śmiercią bandyta zwany Angulimal.
„Bądź, zatem łaskaw spełnić moje ostatnie życzenie”, powiedział Budda.
„Odetnij tę gałąź z tego drzewa”.
Jedno ciecie mieczem i było zrobione!
„Co teraz?” zapytał bandyta.
„Przyłóż ją z powrotem, tak aby się zrosło”, powiedział Budda.
Bandyta roześmiał się. „Musisz być szalony, jeśli uważasz, że ktokolwiek może to zrobić”.
„Wprost przeciwnie, to ty jesteś szalony, jeśli sądzisz, że jesteś potężny, bo możesz ranić i niszczyć. To jest zadanie dla dzieci. Tylko wielcy wiedzą, jak tworzyć i leczyć.

Wgląd

Pewien pisarz przybył do klasztoru, by napisać książkę o Mistrzu.
– Ludzie mówią, że jesteś geniuszem. Czy to prawda? – zapytał.
– Możesz tak powiedzieć – odpowiedział Mistrz, bez nadmiaru
skromności.
– A co sprawia, że ktoś staje się geniuszem?
– Zdolność rozpoznawania.
– Rozpoznawania czego?
Motyla w gąsienicy, orła w jaju, i świętego w egoiście.

Przebaczyć nazistom?

Były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego był w odwiedzinach u przyjaciela, który wraz z nim dzielił to ciężkie doświadczenie.
„Czy przebaczyłeś nazistom?” zapytał przyjaciela.
„Tak”.
„A ja nie. Ciągle trawi mnie nienawiść do nich”.
„W takim razie”, powiedział łagodnie przyjaciel,
„oni nadal cię więżą…”

Prawdziwy sens tragedii

Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa,
stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu.
Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami, i
biedny ptak musiał przelecieć aż  sto długich mil, zanim, wyczerpany,  znalazł
sobie nowe schronienie.
Gdy wreszcie, po długim locie dotarł do gęstego lasu,
znalazł tam niezliczone drzewa, które uginały się od owoców…

– Gdyby uschnięte drzewo ocalało, nic nie skłoniłoby ptaka, by
wyrzekł się bezpieczeństwa i poszybował w przestworza.

Nieszczęścia mogą prowadzić do rozwoju.
Trzeba tylko zrozumieć lekcję jaka sie w nich kryje.

Punkt widzenia

Kiedy jeden z uczniów przyszedł pożegnać się z Mistrzem przed
powrotem do rodziny i interesów, prosił go o coś, co mógłby zabrać
ze sobą.
Mistrz rzekł:
– Stale rozważaj te trzy rzeczy, które ci teraz powiem:
To nie ogień jest gorący, lecz ty tak go odbierasz.
To nie oko widzi, lecz twój umysł.
To nie cyrkiel zakreśla koło, lecz kreślarz.

Właściwa miara

Pewien podróżny, który spodziewał się po Mistrzu wielkich rzeczy,
bardzo się rozczarował zwyczajnymi słowami, którymi ten zwrócił
się do niego.
– Przybyłem tu w poszukiwaniu Mistrza – zwierzył się jednemu z
uczniów – a znalazłem tylko zwykłego człowieka, niewiele
różniącego się od innych.
Uczeń odpowiedział:
– Mistrz jest szewcem z nieskończoną ilością nagromadzonej skóry.
Przycina ją i szyje na miarę twojej stopy.

Mocne Ego

Gorliwy uczeń wyraził pragnienie nauczania innych Prawdy i zapytał
Mistrza, co o tym sądzi.
Mistrz odpowiedział:
– Zaczekaj.
Co roku uczeń przychodził z tym samym pytaniem i za każdym razem
Mistrz dawał mu tę samą odpowiedź:
– Zaczekaj.
Pewnego dnia zapytał Mistrza:
– Kiedy będę gotowy do uczenia?
Mistrz odrzekł:
Kiedy opuści cię nadmierne pragnienie uczenia innych.

Wewnątrz

– Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie?
– Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie –
odrzekł Mistrz.
– Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna?
Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego
nie widzisz w sobie.

Przemoc

Mistrz zawsze uczył, że poczucie winy jest złym uczuciem. Trzeba
go unikać jak samego diabła: wszelkiego poczucia winy.
Pewnego dnia jeden z uczniów zapytał:
– Ale czyż nie powinniśmy nienawidzić swoich grzechów?
Kiedy czujesz się winny, to nienawidzisz nie swoje grzechy, lecz
siebie samego.

Bijący brawa anioł

Według starodawnej legendy, kiedy Bóg stwarzał świat, zwróciło się do niego czterech aniołów. Pierwszy powiedział: „Jak ty to robisz?”
Drugi:, „Czemu to robisz?”,
Trzeci: „Czy mogę w czymś pomóc?”
Czwarty: „Ile to jest warte?”
Pierwszy był naukowcem; drugi filozofem; trzeci altruistą, a czwarty, pośrednikiem w handlu nieruchomościami.
Piąty anioł przyglądał się w zadziwieniu i bił brawo z bezmiernego zachwytu. Ten był mistykiem.

Przemijanie

Kiedy stało się rzeczą jasną, że Mistrz wkrótce umrze, uczniów
ogarnęło przygnębienie.
Uśmiechając się Mistrz powiedział:
– Czyż nie rozumiecie, że to właśnie śmierć nadaje piękno życiu?
– Nie. Wolelibyśmy – wbrew temu co mówisz, byś nigdy nie umarł.
Wszystko, co naprawdę żyje – musi umrzeć.
Popatrzcie na kwiaty – tylko sztuczne nigdy nie umierają.

Dojrzałość

Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom, Mistrz
powiedział:
– Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na
własnych nogach?
Uczeń był zaskoczony.
– Przecież to ty uczyłeś nas, by uważać Boga za Ojca!
– Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się
wspierać, lecz tym, kto wyzwala cię z twojej skłonności do
wspierania się na kimkolwiek?

Nasze wyobrażenia

– Nie szukajcie Boga – rzekł Mistrz. – Po prostu patrzcie, a
wszystko się wam objawi.
– Ale jak mamy patrzeć?
– Za każdym razem, kiedy patrzycie na cokolwiek, starajcie się
widzieć tylko to, co jest, i nic innego.
Uczniowie byli wyraźnie zdezorientowani, więc Mistrz wyłożył to
prościej:
– Na przykład, kiedy spoglądacie na księżyc, starajcie się widzieć
jedynie księżyc i nic ponadto.
– A cóż innego oprócz księżyca można widzieć, kiedy się na niego
patrzy?
Człowiek głodny mógłby zobaczyć krąg sera.
Zakochany – twarz ukochanej osoby…

Dlaczego śpiewa ptak?

Uczniowie mieli wiele pytań na temat Boga,
Mistrz im powiedział:
– Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny.
Każde twierdzenie o Nim,
każda odpowiedz na wasze pytanie
będzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni:
– W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?
– A dlaczego śpiewa ptak? – odpowiedział mistrz.

Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania jakieś twierdzenie.
Śpiewa, ponieważ ma śpiew.

Słowa uczniów muszą być zrozumiałe. Słowa mistrza nie muszą
takimi być. Muszą być jedynie słyszane, w taki sposób,
w jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy śpiewu ptaka.
One rozbudzają w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim
rozumieniem.

Strach

Zaraza była w drodze do Damaszku i przemknęła obok karawany wodza na pustyni.
„Dokąd pędzisz?” zapytał wódz.
„Do Damaszku. Mam zamiar zabrać tysiąc istnień”.
W drodze powrotnej z Damaszku, Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział: „Zabrałaś pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc”.
„Nie”, rzekła Zaraza. „Ja wzięłam tysiąc. To strach zabrał resztę”.

Guru i perły

Gdy guru siedział na brzegu rzeki pogrążony w medytacji, uczeń pochylił się i położył u jego stóp dwie olbrzymie perły na znak szacunku i oddania.
Guru otworzył oczy, podniósł jedną z pereł i trzymał ją tak nieuważnie, że wyślizgnęła mu się z ręki i potoczyła po skarpie do rzeki.
Przerażony uczeń skoczył za nią do rzeki, lecz, mimo, że nurkował wielokrotnie do wieczora, nie miał szczęścia.
W końcu, cały mokry i wyczerpany, wyrwał guru z medytacji; „Widziałeś, gdzie spadła. Pokaż mi to miejsce tak, żebym mógł ją dla ciebie odzyskać”.
Guru podniósł drugą perłę, wrzucił ją do rzeki i powiedział: „Właśnie tam!”.

Oświecenie

Młody człowiek przyszedł do pewnego Mistrza i zapytał: „Ile czasu będę najprawdopodobniej potrzebował, żeby osiągnąć oświecenie?”
Rzekł Mistrz: „Dziesięć lat”.
Młody człowiek był zaszokowany. „Tak długo?” zapytał z niedowierzaniem.
Powiedział Mistrz: „Nie, to był błąd. Będziesz potrzebował dwadzieścia lat”
Młody człowiek zapytał:, „Dlaczego podwoiłeś liczbę?”
Powiedział Mistrz:, „Jeśli się nad tym zastanowić, w twoim przypadku prawdopodobnie będzie to trzydzieści”.

Mądrość nie jest stacją, do której się przyjeżdża, lecz sposobem podróżowania.

Jak Budda znalazł drogę środka

Kiedy Budda po raz pierwszy rozpoczął swe poszukiwanie duchowe, praktykował wiele umartwień.
Pewnego dnia zdarzyło się, że dwaj muzycy przechodzili obok drzewa, pod którym siedział pogrążony w medytacji.
Jeden mówił do drugiego: „Nie naciągaj za bardzo strun swojej gitary, bo się zerwą. Nie trzymaj ich też zbyt luźno, bo nie dobędziesz z nich muzyki. Trzymaj się drogi środka”.
Słowa te uderzyły Buddę z taką siłą, że zrewolucjonizowały jego całe podejście do duchowości.
Był przekonany, że zostały one powiedziane dla niego.
Od tej chwili zrezygnował ze wszystkich umartwień i zaczął podążać drogą, która był łatwa i lekka, drogą umiarkowania.
Rzeczywiście, jego podejście do oświecenia nazywane jest Drogą Środka.

Cytaty z:
Modlitwa Żaby –  A. de Mello
Śpiew Ptaka – A. de Mello
Minuta Mądrości – A. de Mello

—————————————————————————————————————————-

Mistrz Hakuin i dziewczyna w ciąży

Mistrz ZEN Hakuin żył w pewnym mieście w Japonii.
Był bardzo szanowanym człowiekiem i wielu 22 ludzi przychodziło do niego po duchowe nauki. Kiedyś okazało się że nastoletnia córka jego sąsiadów jest w ciąży.
Bardzo zbulwersowani rodzice chcieli za wszelką cenę ustalić kto jest ojcem dziecka. Nie chcąc wyjawić prawdziwej tożsamości dziewczyna wskazała na Hakuina.
Zagniewani rodzice ruszyli z wymówkami do mistrza. Jednak wszystko co im odpowiedział to
– „Czy aby na pewno tak?”.

Wiadomość o tym skandalu szybko rozniosła się po okolicy, a mistrz utracił swą reputację.
Nikt już nie przychodził by go zobaczyć i porozmawiać. Hakuin pozostawał jednak niewzruszony. Wcale go to nie zmartwiło. Kiedy przyszło na świat dziecko rodzice dziewczyny przynieśli je do Hakuina
– „Jesteś ojcem więc się nim zaopiekuj” – powiedzieli.

Mistrz przyjął maleństwo i troskliwie zaczął się nim opiekować.
Kiedy minął rok targana wyrzutami sumienia młoda sąsiadka wyznała rodzicom że prawdziwym ojcem jej dziecka był młody mężczyzna, pracujący w sklepie u rzeźnika. Ta wiadomość bardzo strapiła małżonków.
Wielce skruszeni udali się do Hakuina i zaczęli go prosić o wybaczenie:
– „Nasza córka wyznała że nie jesteś ojcem jej dziecka. Przyszliśmy je zabrać. Jest nam niezmiernie przykro”.
– „Czy aby na pewno tak?”- to były jedyne słowa Hakuina, który oddał dziecko rodzicom.

Mistrz odpowiada zarówno na fałsz jak i na prawdę, na dobro i zło tymi samymi słowami
– „Czy aby na pewno tak?”.
Pozwala w ten sposób każdej formie jaką przybiera dana chwila na pojawienie się. Pozwala jej być taką jaka jest i nie staje się uczestnikiem ludzkiego dramatu.
Zdarzenia nie mają osobistego charakteru.
On sam nie staje się niczyją ofiarą. Jest tak całkowicie zestrojony z tym co się wydarza, że to co się dzieje nie ma nad nim władzy.
Tylko kiedy opierasz się temu co jest, pozostajesz na łasce tego co się wydarza. A świat będzie decydował o twoim szczęściu i nieszczęśliwości.
W tej historii dziecko znalazło troskliwą opiekę.
‘Złe’ zamieniło się w ‘dobre’ przez moc nieopierania się. Mistrz nie przeciwstawił się też oddaniu dziecka.
Odpowiedział na to czego wymagała obecna chwila.

Wyobraź sobie jak reagowałoby Twoje ego w sytuacjach, które opisała powyższa historia?

E. Tolle “Nowa Ziemia”

—————————————————————————————————————————-

Względność dobrych i złych wypadków

Stary człowiek i jego syn pracowali na małej farmie. Mieli tylko jednego konia, który ciągnął ich pług. Pewnego dnia koń uciekł.

– Jakie to straszne – współczuli sąsiedzi. – Co za nieszczęście.

– Kto to wie, czy to nieszczęście, czy szczęście – odpowiadał farmer.

Tydzień później koń powrócił z gór, przyprowadzając ze sobą do stajni pięć dzikich klaczy.

– Co za niesamowite szczęście! – mówili sąsiedzi.

– Szczęście? Nieszczęście? Kto wie? – odpowiadał starzec. Następnego dnia syn, próbując ujeździć jedną z dzikich klaczy, spadł z niej i złamał nogę.

– Jakie to straszne. Co za nieszczęście! – mówiono.

– Nieszczęście? Szczęście?

Przyszło wojsko i wszystkich młodych mężczyzn zabrano na wojnę.
Syn farmera był nieprzydatny, więc pozostał.

– Szczęście? Nieszczęście?

Zadręczanie się

Dwaj mnisi, jeden stary a drugi bardzo młody, wracali błotnistą leśną ścieżką do swego klasztoru w Japonii. Podeszli do ślicznej kobiety, która stała bezradnie na brzegu mulistego, szybko płynącego strumienia.

Widząc, że jest w potrzebie, starszy mnich wziął ją na ręce i przeniósł przez wodę. Ona uśmiechała się do niego, oplatając ramionami jego szyję, aż on delikatnie postawił ją na drugim brzegu. Kobieta podziękowała, skłoniła się, a mnisi w ciszy podążyli w dalszą drogę.

Kiedy zbliżali się do bram klasztoru, młody mnich nie mógł już dłużej wytrzymać.

– Jak mogłeś brać w ramiona piękną kobietę? – wybuchnął – Takie zachowanie nie przystoi mnichowi!

Stary mnich popatrzył na towarzysza podróży i odparł:

– Ja zostawiłem ją na brzegu. A ty nadal ją niesiesz.

Uwolnij przeszłość, pozwól jej odejść. Bierz życie takim jakim jest, nie potępiaj się ani nie obwiniaj.
Zachowaj umiar we wszystkim, spokój i świadomość w działaniu.
Bądź wolny.

Millman Dan – Droga miłującego pokój wojownika

—————————————————————————————————————————-

Rzeczywistość jest jaka jest…nie szukaj niczego ekstra.

Trzej mnisi postanowili razem pomedytować.

Usiedli po jednej stronie jeziora, zamknęli oczy i pogrążyli się w medytacji. W pewnej chwili jeden z nich wstał i rzekł do pozostałych:

– “Zapomniałem mojej maty.”

Poczym w cudowny sposób wkroczył na taflę wody i przeszedł na drugi brzeg do swojej chaty. Kiedy wrócił, drugi mnich wstał i powiedział:

– “Zapomniałem wywiesić moją drugą szatę do wyschnięcia” – On także pełen spokoju przemaszerował przez taflę jeziora i wrócił tą samą drogą.

Trzeci mnich obserwował uważnie towarzyszy i postanowił przetestować swoje własne zdolności.

– “Czy wasza wiedza jest większa od mojej? Ja również jestem w stanie to zrobić!”

Powiedział głośno i ruszył w stronę jeziora, aby przez nie przejść. Jednak natychmiast wpadł w głęboką wodę. Z zapałem wspiął się z powrotem i spróbował ponownie tylko po to, aby znów wpaść do wody. Próbował jeszcze raz… i jeszcze… za każdym razem tonąc w wodzie.

Dwaj pozostali przypatrywali się temu w spokoju. Nagle jeden powiedział cicho do drugiego:

-”Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć gdzie są kamienie??”

P. Godlewski “Moment Boskości”

—————————————————————————————————————————-

Los ślimaka

Pewnego dnia, kiedy byłem z nim [Don Juanem] w mieście, podniosłem ślimaka ze środka chodnika i odłożyłem w bezpieczne miejsce, pomiędzy jakieś pnącza. Byłem przekonany, że pozostawiony samemu sobie, wcześniej czy później zostałby rozdeptany. Uważałem, że przenosząc go w bezpieczne miejsce, uratowałem mu życie.

Don Juan wykazał, że moje przekonanie było bardzo pochopne, bo nie rozpatrzyłem dwóch istotnych faktów. Po pierwsze, ślimak mógł uciekać przed śmiercią od trucizny zawartej w liściach winorośli, po drugie, mógł mieć wystarczająco silną wolę, aby przejść przez chodnik. Wtrącając się, nie uratowałem go, ale sprawiłem, że utracił to, co z takim trudem zyskał.

Oczywiście chciałem odłożyć ślimaka w miejsce, z którego go podniosłem, ale don Juan mi nie pozwolił. Powiedział, że przeznaczeniem ślimaka było to, że jakiś idiota przetnie mu drogę i wyhamuje impet. Jeśli zostawię go tam, gdzie go odłożyłem, być może ślimak zbierze wystarczającą moc, by podążyć tam, dokąd zmierzał.

Pomyślałem, że rozumiem o co mu chodzi. Najwyraźniej jednak zgodziłem się z nim jedynie powierzchownie. Najtrudniejszą dla mnie rzeczą było pozwolić innym – być.

C. Castaneda
——————————————————————————-

Zobacz także

Ciekawe cytaty o mistrzu – N.D Walsch

Uczeń i mistrz: Czy taka relacja wciąż ma sens?

Wciel się na Niebieskiej Planecie! 🙂

Mądrości leśnego mnicha

Życie to jest….- cytaty sławnych

Cytaty kambodżańskiego mnicha

Miłość, seks i medytacja

Tagi

, , , , , , , , , ,

Umysł jest przebiegły. Mówi: “Wiemy czym jest miłość. Nie wiemy tylko czym jest boska miłość.” Ale my nawet nie znamy miłości. Jest to jedna z najbardziej nieznanych kwestii. Zbyt wiele się o niej mówi, nigdy się jej nie przeżywa. Jest to gierka umysłu. Mówimy o tym, czym nie potrafimy żyć.

Literatura, muzyka, poezja, taniec, wszystko kręci się wokół miłości. Gdyby miłość naprawdę istniała, nie mówilibyśmy o niej aż tyle. Nasze nadmierne gadanie o miłości ukazuje, że miłość nie istnieje. Mówienie o czymś, czego nie ma, jest substytutem. Mówiąc, poprzez język, poprzez symbole, poprzez sztukę, stwarzamy iluzję, że to jest. Kto nigdy nie poznał miłości, może napisać lepszy wiersz niż ten, kto poznał miłość, ponieważ jego próżnia jest głębsza. Musi zostać zapełniona. Coś musi zastąpić miłość.

Lepiej jest najpierw zrozumieć czym jest miłość, bo kiedy pytasz o boską miłość, w domyśle jest, że miłość jest znana. Ale miłość nie jest znana. To, co jest znane jako miłość, to coś innego. Ten fałsz trzeba poznać zanim podjęte zostaną kroki ku rzeczywistemu, prawdziwemu.

To, co znamy jako miłość, to jedynie zadurzenie. Zaczynasz kogoś kochać. Jeśli ten ktoś stanie się całkowicie twój, miłość szybko umrze; ale jeśli będą bariery, jeśli nie będziesz mógł posiadać kogoś, kogo kochasz, ta miłość stanie się intensywna. Im więcej barier, tym bardziej intensywnie będzie odczuwana ta miłość. Jeśli niemożliwe jest zdobycie ukochanej czy ukochanego, miłość staje się wieczna; ale jeśli z łatwością zdobędziesz swego ukochanego, miłość szybko umiera.

Kiedy próbujesz coś dostać i nie możesz tego dostać, nasila się twoje poczucie chęci zdobycia. Im więcej jest przeszkód, tym bardziej twoje ego odczuwa, że konieczne jest zrobienie czegoś. Staje się to problemem dla ego. Im bardziej ci odmawiają, tym bardziej napięty się stajesz – i tym bardziej zadurzony. To napięcie nazywasz miłością. To dlatego kiedy kończy się miodowy miesiąc, miłość już jest stara. Nawet wcześniej. To, co znałeś jako miłość, nie było miłością. Było to jedynie zadurzenie ego, napięcie ego – zmagania, konflikt.

Dawne społeczności ludzkie były bardzo przebiegłe. Opracowały metody umożliwiające trwanie miłości. Jeśli mężczyzna przez dłuższy czas nie może spotykać się ze swoją żoną, powstanie zadurzenie, powstanie napięcie. Wtedy taki mężczyzna może przez całe życie pozostawać z jedną żoną.

Ale teraz na Zachodzie małżeństwo nie może już istnieć. Nie chodzi o to, że umysł Zachodu jest bardziej seksualny. To zadurzenie nie może się kumulować. Seks jest tak łatwo dostępny, że małżeństwo nie może istnieć. Miłość też nie może istnieć wobec takiej wolności. Jeśli społeczeństwo jest całkowicie wolne seksualnie, dopiero wtedy seks może istnieć.

Znudzenie jest drugą stroną zadurzenia. Jeśli kogoś kochasz i nie zdobywasz tej ukochanej osoby, zadurzenie pogłębia się; ale jeśli ją zdobywasz, zaczynasz czuć się znudzony, znużony. Wiele jest dualizmów: zadurzenie-znudzenie, miłość-nienawiść, przyciąganie-odpychanie. W zadurzeniu odczuwasz przyciąganie, miłość, a w znudzeniu odczuwasz odpychanie, nienawiść.

Żadne przyciąganie nie może być naprawdę miłością, bo musi pojawić się odpychanie. W naturze życia jest pojawienie się tej drugiej strony. Jeśli nie chcesz, aby pojawiła się ta druga strona, musisz stworzyć bariery, które sprawią, że zadurzenie nigdy się nie skończy, musisz stworzyć codzienne napięcia. Wtedy zadurzenie trwa. Jest to powód istnienia całego antycznego systemu tworzenia barier dla miłości.

Ale wkrótce nie będzie to możliwe. Wtedy umrze małżeństwo, i umrze miłość. Zejdzie głęboko w tło. Pozostanie tylko seks. Ale seks nie może istnieć sam w sobie, staje się zbyt mechaniczny. Nietzsche stwierdził, że Bóg nie żyje. Tak naprawdę w tym stuleciu martwy będzie seks. Nie mówię, że ludzie będą nieseksualni. Będą seksualni, ale przeminie nadmierny nacisk kładziony na seks. Seks stanie się czymś zwyczajnym, jak wszystko inne, jak oddawanie moczu, jedzenie, czy cokolwiek innego. Nie będzie miał głębszych treści. Musi stać się bezznaczeniowy, tylko dlatego, że stworzono dla niego bariery.

To, co nazywasz miłością, nie jest miłością. Jest to jedynie seks odłożony na później. Co więc jest miłością? Miłość w ogóle nie ma nic wspólnego z seksem. Seks może się w niej pojawić, może się nie pojawić, ale nie jest ona w ogóle związana z seksem. Jest czymś zupełnie innym.

Dla mnie miłość jest skutkiem ubocznym umysłu medytującego. Nie jest związana z seksem, jest związana z dhyana, z medytacją. Im bardziej jesteś w ciszy, tym swobodniej czujesz się z samym sobą, tym bardziej czujesz się spełniony, i tym bardziej pojawiać się będzie pewien nowy wyraz twojego istnienia. Zaczniesz kochać. Nie kogoś konkretnego. Może to nastąpić w odniesieniu do kogoś konkretnego, ale jest to inna kwestia. Zaczniesz kochać. To kochanie staje się twoim sposobem istnienia. Nigdy nie może zamienić się w odpychanie, ponieważ nie jest przyciąganiem.

Musisz wyraźnie pojąć to rozróżnienie. Zwykle, gdy w kimś się zakochujesz, faktycznym uczuciem jest chęć uzyskania miłości od tej osoby. Miłość nie płynie od ciebie do tego człowieka. Raczej jest oczekiwaniem, że miłość przyjdzie od niego do ciebie. To dlatego miłość staje się władcza. Posiadasz kogoś na własność, abyś mógł coś od niego wydobyć. Ale miłość, o której mówię, ani nie jest władcza, ani nie ma żadnych oczekiwań. Po prostu tak się zachowujesz. Stałeś się tak wyciszony, tak kochający, że twoja cisza sięga teraz innych ludzi.

Gdy jesteś w złości, twoja złość zmierza do innych ludzi. Gdy nienawidzisz, twoja nienawiść zmierza do innych ludzi. Gdy jesteś w miłości, czujesz, że twoja miłość zmierza do innych ludzi, ale nie można na tobie polegać. W jednej chwili jest miłość, a w następnej chwili jest nienawiść. Nienawiść nie jest przeciwieństwem miłości, jest jej nieodłączną częścią, jest ciągłością.

Jeśli kogoś kochasz, musisz go nienawidzieć. Może nie masz dość odwagi, aby do tego się przyznać, ale będziesz go nienawidzieć. Kochankowie zawsze są w konflikcie gdy są razem. Kiedy nie są razem, mogą śpiewać sobie pieśni miłości, a kiedy są razem, zawsze walczą ze sobą. Nie mogą żyć w samotności, i nie mogą żyć razem. Kiedy nie ma tej drugiej osoby, powstaje zadurzenie, tych dwoje ludzi znowu czuje do siebie miłość. Ale kiedy ta druga osoba jest obecna, zadurzenie odchodzi i znów pojawia się nienawiść.

Miłość, o której mówię, oznacza, że stałeś się tak wyciszony, że teraz nie ma ani złości, ani przyciągania, ani odpychania. A naprawdę, nie ma teraz miłości i nie ma nienawiści. W ogóle nie jesteś zorientowany na drugiego człowieka. Ta druga osoba zniknęła, jesteś sam ze sobą. W tym uczuciu samotności miłość przychodzi do ciebie jako aromat.

Domaganie się miłości od innego człowieka zawsze jest brzydkie. Uzależnienie od kogoś, żądanie czegoś od kogoś, zawsze tworzy niewolę, cierpienie, konflikt. Człowiek powinien być samowystarczalny. To, co rozumiem przez medytację, jest takim stanem istnienia, w którym człowiek jest samowystarczalny. Stałeś się kręgiem, sam w sobie. Mandala jest dopełniona.

Usiłujesz dopełnić mandali innymi ludźmi: mężczyzna kobietą, kobieta mężczyzną. W pewnych chwilach te linie się spotykają, ale tuż przed spotkaniem zaczynają się rozdzielać. Dopiero kiedy staniesz się pełnym kręgiem – całym, samowystarczalnym – miłość zaczyna w tobie rozkwitać. Wtedy kochasz wszystko, co się znajdzie w pobliżu ciebie. Nie jest to żadne działanie, nie jest to coś, co robisz. Samo twoje istnienie, sama twoja obecność, jest miłością. Miłość przez ciebie przepływa.

Jeśli zapytasz kogoś, kto dostąpił tego stanu: “Czy mnie kochasz?” trudno będzie mu odpowiedzieć. Nie może powiedzieć: “Kocham cię”, ponieważ z jego strony nie jest żadne działanie, nie jest to aktywność. I nie może powiedzieć: “Nie kocham cię”, ponieważ kocha. Tak naprawdę, jest miłością.

Ta miłość przychodzi dopiero z tą wolnością, o której mówię. Wolność jest odczuciem, które masz ty, a miłość jest odczuciem, które inni ludzie mają o tobie. Kiedy medytacja zdarza się wewnątrz, czujesz się zupełnie wolny. Ta wolność jest odczuciem wewnętrznym, inni ludzie nie mogą jej odczuć.

Czasem twoje zachowanie może stwarzać trudności dla innych ludzi, bo nie mogą oni sobie wyobrazić tego, co się w tobie stało. W pewnej mierze będziesz dla nich kłopotem, niewygodą, bo nie można przewidywać twoich działań. Teraz nic o tobie nie będzie wiadome. Co teraz zrobisz? Co powiesz? Nikt nie wie. Wszyscy wokoło odczuwają pewien dyskomfort. Nie mogą czuć się z tobą swobodnie, ponieważ możesz coś zrobić – nie jesteś martwy.

Nie mogą odczuć twojej wolności, ponieważ nie zaznali czegokolwiek, co byłoby temu podobne. Nawet się temu nie przyglądali, nawet tego nie szukali. Są tak bardzo w niewoli, że nawet nie potrafią sobie wyobrazić czym jest wolność. Są uwięzieni w klatkach, nie znają otwartej przestrzeni, dlatego nawet jeśli będziesz im mówił o otwartej przestrzeni, nie można im tego przekazać. Ale mogą odczuć twoją miłość, bo domagają się miłości. Nawet w swoich klatkach, w niewoli, szukają miłości. Stworzyli całą tą niewolę, niewolę z ludźmi, niewolę z przedmiotami, tylko dlatego, że poszukują miłości.

Dlatego zawsze wtedy, gdy ktoś zdarzy się być wolny, odczuwana jest jego miłość. Ale ty odczujesz tę miłość jako współczucie, nie jako miłość, bo nie będzie w niej ekscytacji. Będzie ona bardzo rozcieńczona, bez gorąca, bez ciepła. Nie ma w niej ekscytacji. Ona jest, to wszystko. Ekscytacja przychodzi i odchodzi, nie może być stała, gdyby więc była ekscytacja w miłości Buddy, Budda znów musiałby wejść w nienawiść. Dlatego nie będzie ekscytacji. Nie będzie szczytów, i nie będzie też dolin. Miłość po prostu jest. Poczujesz ją jako karuna, współczucie.

Wolności nie można odczuć z zewnątrz, tylko miłość można odczuć. A i to tylko jako współczucie. Jest to jedno z najtrudniejszych zjawisk w historii ludzkości. Wolność człowieka oświeconego stwarza niewygody, a jego miłość jest współczuciem. To dlatego społeczeństwo zawsze ma podzielone zdania na temat takich ludzi.

Są ludzie, którzy odczuwają tylko niewygodę, jaką Chrystus stwarza. Są to ludzie, którzy są dobrze usytuowani. Nie potrzeba im współczucia. Myślą, że mają miłość, zdrowie, bogactwo, szacunek, wszystko. Pojawia się Chrystus i to, co “mają”, występuje przeciwko niemu, ponieważ on stwarza dla nich niewygody, a to, czego “nie mają”, jest po jego stronie, ponieważ odczuwają jego współczucie. Potrzebują miłości. Nikt ich nie kochał, a ten człowiek ich kocha. Nie odczują niewygody Chrystusa, gdyż niczego nie muszą się bać, nie mają nic do stracenia.

Kiedy Chrystus umiera, każdy odczuwa jego współczucie, bo teraz nie ma niewygody. Nawet ci dobrze sytuowani czują swobodę, będą go wielbić. Ale kiedy żyje, jest buntownikiem. A jest buntownikiem, ponieważ jest wolny.

Nie jest buntownikiem dlatego, że coś jest niewłaściwego w społeczeństwie. Taka buntowniczość jest jedynie polityczna. Jeśli zmienia się społeczeństwo, ten, kto był buntowniczy, staje się ortodoksyjny. Tak stało się w roku 1917. Sami rewolucjoniści stali się jedną z najbardziej antyrewolucyjnych klik w świecie. Gdy ludzie w rodzaju Stalina czy Mao dochodzą do władzy, stają się najbardziej antyrewolucyjnymi przywódcami, jacy są możliwi, bo tak naprawdę nie są buntowniczy. Buntują się tylko przeciw pewnej sytuacji. Gdy ta sytuacja zostanie zburzona, staną się tacy sami jak ci, z którymi walczyli i których chcieli zniszczyć.

Ale Chrystus zawsze jest buntowniczy. Żadna sytuacja nie wygasi jego buntowniczości, bo jego buntowniczość nie jest skierowana przeciw nikomu. Jest dlatego, że jego świadomość jest wolna. Gdziekolwiek poczuje jakąś barierę, poczuje buntowniczość. Ta buntowniczość jest jego duchem. Jeśli więc przybyłby dziś Jezus, chrześcijanie nie czuliby się z nim swobodnie. Są teraz częścią establishmentu, ustabilizowali się. Jeśli Jezus znowu wyjdzie na targowisko, zniszczy wszystko, co mają. Watykan, Kościół, nie są możliwe przy Jezusie. Tylko bez Jezusa są możliwe.

Każdy nauczyciel, który dostąpił oświecenia, jest buntowniczy, ale tradycja, która zajmuje się nim, nigdy nie jest buntownicza. Nie zajmuje się jego buntowniczością, jego wolnością, a tylko jego współczuciem, jego miłością. Ale wtedy traci to moc. Miłość nie może istnieć bez wolności, bez buntowniczości.

Nie możesz być tak kochający jak Budda, dopóki nie będziesz tak wolny jak on. Mnich buddyjski tylko usiłuje być współczujący. To współczucie jest bezsilne, ponieważ nie ma wolności. Wolność jest źródłem. Mahavir jest współczujący, ale mnich jainów w ogóle nie ma współczucia. On jedynie działa bez przemocy i ze współczuciem, tak naprawdę nie jest współczujący. Jest przebiegły. Nawet w swym współczuciu, w swym okazywaniu go, jest przebiegły. Nie ma współczucia, ponieważ nie ma wolności.

Zawsze, gdy w świadomości człowieka zdarza się wolność, od wewnątrz odczuwana jest wolność, a z zewnątrz odczuwana jest miłość. Ta miłość, to współczucie, jest brakiem i miłości i nienawiści. Pełny dualizm jest nieobecny, nie ma ani przyciągania, ani odpychania.

Dlatego przy takim człowieku, który jest wolny i kochający, od ciebie zależy czy przyjmiesz jego miłość czy nie. Nie zależy ode mnie, ile miłości mogę ci dać. Zależy to od tego ile miłości możesz przyjąć. Zwykle miłość zależna jest od osoby, która ją daje. Może dać miłość, może jej nie dać. A miłość, o której mówię, nie zależy od dającego. Jest on całkowicie otwarty i daje w każdej chwili. Nawet kiedy nikogo nie ma, ta miłość płynie.

Przypomina ona kwiat na pustyni. Nikt może nie wiedzieć, że zakwitł i emanuje aromatem, a on nim emanuje. Nikomu go nie daje, jest on po prostu wydzielany. Kwiat zakwitł, stąd jest aromat. To, czy ktoś tam przechodzi, czy nie, nie ma znaczenia. Jeśli ktoś przechodzi i jest wrażliwy, może go przyjąć. Ale jeśli jest zupełnie martwy, niewrażliwy, może nawet nie być świadomy tego, że ten kwiat tam jest.

Kiedy jest miłość, od ciebie zależy czy ją przyjmiesz, czy nie. Tylko, gdy nie ma miłości, ten ktoś może ci ją dać albo może ci jej odmówić. Dla miłości, dla współczucia, nie ma podziału na boskie i nie-boskie. Miłość jest boska. Bóg jest miłością.

Osho, Psychologia ezoteryki
– na prośbę Arcana 😉

Zobacz też

Przestań usiłować być dobrym cz II

Tagi

, , , , , , , , , , , , ,

przestan

Część pierwsza

Cześć druga:

Do psychiatry przyszedł człowiek przebrany za Adolfa Hitlera.
Sam pan widzi, doktorze, że nie mam żadnych problemów. Mam najwspanialszą armię świata, więcej pieniędzy niż kiedykolwiek będzie mi trzeba i żyję w luksusie, jakiego nawet pan sobie nie wyobraża.
Po co więc pan do mnie przyszedł ?  zapytał doktor.
Z powodu mojej żony  odrzekł pacjent.  Jej się wydaję, że jest panią Weaver.

Nie śmiej się z niego, bo śmiejesz się sam z siebie.

Mężczyzna wchodzi do krawca i widzi, że pod sufitem, za jedno ramię, wisi jakiś człowiek.
Co on tam robi?  pyta krawca. Nie zwracaj na niego uwagi. Jemu się zdaje, że jest
żarówką. To czemu pan nie powie mu, że nie jest?
Co? Miałbym pracować po ciemku?

Z chwilą, kiedy zdajesz sobie sprawę z własnego szaleństwa, przestajesz być szalony.
To jedyny wyznacznik zdrowia psychicznego.
Z chwilą, kiedy zdasz sobie sprawę z własnej niewiedzy, stajesz się mędrcom.
Wyrocznia delficka ogłosiła Sokratesa najmądrzejszym człowiekiem na świecie. Parę osób udało się do niego mówiąc:
„Raduj się. Wyrocznia uznała cię za najmądrzejszego człowieka na świecie!”
Sokrates odparł:
To jakaś bzdura. Ja wiem tylko jedno  że nic nie wiem.

On wie, że w gruncie rzeczy jest ignorantem.
Ignoranci nad wyraz często wierzą w swoją mądrość.
Chorzy umysłowo uważają, że są bardzo zdrowi.
W ludzkiej naturze leży przygladanie się temu, co na zewnątrz.
Patrzymy na wszystkich, tylko nie na samych siebie, toteż znamy innych lepiej niż siebie.
O sobie nic nie wiemy.
Nie przyglądamy się funkcjonowaniu naszego własnego umysłu, nie obserwujemy swojego wnętrza.

Potrzebny jest zwrot o sto osiemdziesiąt stopni  i na tym właśnie polega medytacja.
Trzeba zamknąć oczy i obserwować. Na początku będzie tylko ciemność. Wielu ludzi się przestraszy i ucieknie z powrotem na zewnątrz, gdzie jest jaśniej.
Tak, na zewnątrz jest jasno, ale to światło cię nie oświeci, w niczym ci nie pomoże. Potrzebujesz swojego wewnętrznego światła, którego źródło leży w głębi ciebie, które nie zgaśnie nawet po twojej śmierci; potrzebujesz wiecznego światła, i masz je w sobie.
Urodziłeś się z nim, ale wciąż stoisz do niego tyłem, nie patrzysz w nie.
Przez wiele stuleci, przez wiele wcieleń, patrzyłeś jedynie na zewnątrz.
Stało się to nawykiem, stało się od ruchem.

Nawet śpiąc patrzysz jedynie na wyobrażenia senne  odbicia tego, co zewnętrzne.
Gdy zamkniesz oczy zaczynasz marzyć lub myśleć; oznacza to, że znów interesujesz się innymi. Stało się to tak sztywnym nawykiem, że nie ma nawet małych przerw. Nie ma żadnego okienka, przez które, zajrzawszy do wewnątrz, mógłbyś dostrzec choćby przebłysk tego, kim jesteś ty.

Na początku jest to zawsze trudne, wymaga mozołu. Niełatwe, ale nie niemożliwe. Jeśli podjąłeś decyzję, naprawdę chcesz rozpocząć podróż do swojego wnętrza, to wcześniej czy później ona nastąpi.
Trzeba trochę pooswajać się z tą ciemnością, przekopać się nieco w głąb.
Wkrótce miniesz ciemność i wkroczysz do krainy światła, i to będzie prawdziwe światło.
Prawdziwsze niż słoneczne czy księżycowe, gdyż one są albo ich nie ma. Zresztą, nawet słońce pewnego dnia zginie. Nie tylko małe lampki gasną nad ranem wyczerpawszy źródło światła, ale przecież nawet słońce każdego dnia, po trochu, się wypala. Kiedyś wygaśnie i nie wyśle już ani jednego promienia.
Chociaż istnieje bardzo długo, nie jest przecież wieczne.
Jedynie światło wewnętrzne jest wieczne. Nie ma początku ani końca.

Nie mam zamiaru radzić ci, żebyś porzucił swoje wady, stał się dobrym człowiekiem, poprawił swój charakter  jestem od tego bardzo daleki. Twój charakter nie interesuje mnie ani trochę.
Interesuje mnie twoja świadomość.
Stań się uważniejszy, bardziej świadomy wnikając coraz głębiej w siebie, aż dotrzesz do swojego centrum. Żyjesz na peryferiach, gdzie zawsze pełno wrzawy. Im głębiej wnikasz, tym większa cisza, światło, radość; twoje życie nabiera innego wymiaru. Błędy, wady zaczynają znikać.
Toteż nie przejmuj się nimi zawczasu. Skup się na tym jednym, najważniejszym zjawisku.
Włóż całą swoją energię w to, by stać się bardziej świadomym, bardziej przebudzonym. Jeśli włożysz w to całą energię, zdarzy się na pewno; to nieuniknione. To twoje prawo zagwarantowane już w dniu urodzin.

Moralność „dobrego” człowieka

Moralność zajmuje się zaletami i wadami.
Dobry człowiek, według jej zasad, jest uczciwy, szczery, prawdziwy, godny zaufania.
Człowiek świadomy jest nie tylko dobrym człowiekiem.
Jest kimś więcej.

Dla człowieka „dobrego”, jego dobroć jest wszystkim; dla człowieka świadomego dobroć jest po prostu jednym z „produktów ubocznych” świadomości.

Od kiedy stajesz się świadomy, dobroć podąża za tobą jak cień. Nie musisz czynić żadnych wysiłków, dobroć staje się czymś naturalnym.
Drzewa są zielone, a ty jesteś dobry.

Człowiek świadomy działa zgodnie z chwila, nie z przeszłością, nie z tym, co zapamiętał.

Dobroć „dobrego” człowieka zazwyczaj nie wynika ze świadomości, ale z wielkiego wysiłku, by zwalczyć swoje złe cechy  kłamstwo, okradanie, niewierność, nieuczciwość i agresję. Te złe cechy tkwią w nim nadal, ale zostały stłumione i w każdej chwili mogą eksplodować.

„Dobry” człowiek może bardzo szybko zamienić się w złego człowieka, bowiem wszystkie te złe cechy, uśpione, nadal w nim są
.
Kiedy zaprzestanie wysiłku, one natychmiast znów się pokażą.

Jego dobre cechy są po prostu wyhodowane, nie wzrosły naturalnie.
Bardzo starał się być uczciwym, uprzejmym, nie kłamać, ale to wszystko było związane z wysiłkiem, było bardzo męczące.

„Dobry” człowiek jest zawsze poważny, bo pilnuje w sobie tych wszystkich złych cech, które stłumił.
Jego powaga bierze się stąd, że chce być szanowany za stłumienie w sobie złych cech, za przejawianą dobroć. Pragnie, aby traktowano go z respektem.
Tak zwani święci, to w większości „dobrzy” ludzie.

Jest tylko jeden sposób, by rzeczywiście stać się dobrym; jest to możliwe dzięki wprowadzeniu więcej świadomości do swego życia.
Nie jest ona czymś, co trzeba hodować; już w tobie jest, musi jedynie zostać obudzona.
W stanie pełnego przebudzenia  wszystko co robisz, to rzeczy dobre i nigdy nie uczynisz niczego niewłaściwego.

„Dobrzy” ludzie ciągle dokładają wszelkich starań, by zrobić coś dobrego i by unikać złego; jednak złe wciąż ich kusi. Wciąż muszą wybierać dobre przeciwko złemu.
Na przykład Mahatma Gandhi  to „dobry” człowiek. Przez całe swoje życie próbował być po stronie tego, co dobre. Ale nawet mając siedemdziesiąt lat wciąż miał sny erotyczne, co dostarczało mu wielu cierpień.
Mawiał: „Mogę trzymać się z dala od seksu w ciągu dnia, ale jak sobie z nim poradzić w czasie snu? Wszystko, co odrzucam na jawie, przychodzi do mnie w marzeniach sennych”.

Wszystkie te wyparte rzeczy nie odchodzą; siedzą w tobie, stłamszone,  czekając na sprzyjające okoliczności. Kiedy się odprężysz, rozluźnisz kontrolę  a w czasie snu jest to oczywiście konieczne  wszystkie złe cechy pojawiają się w twoich snach. Wychodzą z ukrycia twoje stłumione pragnienia.

„Dobry” człowiek pozostaje w ciągłym konflikcie.
W jego życiu nie ma radości; nie umie śmiać się z całego serca, nie może śpiewać, tańczyć.
Ciągle wszystko ocenia.

Jego umysł przepełniony jest osądzaniem i potępianiem.

A ponieważ sam tak uparcie próbuje być dobrym, innych ocenia także według tych kryteriów.
Nie umie zaakceptować cię takiego jakim jesteś; musisz zgodzić się na jego warunki  masz także usiłować być dobrym.
Nie umiejąc akceptować ludzi, potępia ich. Wszyscy święci będą ludzi potępiać, bo ich zdaniem są oni grzesznikami.

To nie są cechy ludzi religijnych.
Prawdziwie religijny człowiek nie ocenia i nie potępia.
Wie, że nie ma rzeczy zawsze i całkowicie dobrych, tak jak nie ma rzeczy zawsze i całkowicie złych.
Jeśli już chciałbyś na to patrzeć w ten sposób, to można powiedzieć że dobra jest świadomość, a zła jest nieświadomość.
To wszystko. Możesz w stanie nieświadomości robić rzeczy, które całemu światu wydają się dobre, ale religijny człowiek będzie wiedział, że takimi nie są. Są tylko grą ego.
Może też się zdarzyć, że zrobisz coś złego i potępi cię cały świat, za wyjątkiem ludzi prawdziwie religijnych. Oni nie potępią cię, bo jako człowiek nieświadomy potrzebujesz współczucia, nie sądu.
Nie potrzebujesz dodatkowego przekleństwa,  nie zasłużyłeś na piekło.
Nikt nie zasługuje na piekło.

Zbliżając się do stanu pełnej świadomości nie doznajesz konieczności dokonywania wyborów; po prostu robisz to, co jest właściwe. Robisz to w sposób niewinny, bez wysiłku, tak lekko, jak lekko podąża za tobą twój cień.

Biegniesz –  cień biegnie, stoisz – cień stoi, ale nie wiąże się to dla niego z żadnym wysiłkiem.

Nie można uważać, że człowiek świadomy i człowiek dobry, to synonimy. Świadomość powoduje, że człowiek staje się dobry, ale w zupełnie inny sposób, jakby pod innym kątem. Nie dlatego jest dobry, że usiłuje być dobrym; jest dobry, bo jest świadomy.
A w tym stanie wszelkie zło, wszystkie słowa potępienia znikają tak, jak ciemność znika w jasności.

Religie zdecydowały się bazować na moralności.
Stały się zbiorami kodów etycznych na usługach społeczeństwa; tobie, jednostce nie dają żadnych korzyści. Są zbiorem zasad wygodnych dla społeczeństwa.

Oczywiście, jeżeli każdy zacząłby kraść, życie stałoby się nie do wytrzymania, gdyby wszyscy kłamali, nie dałoby się nic zrobić, jeśli wszyscy byliby nieuczciwi, nie można byłoby funkcjonować.
Toteż na pewnym zasadniczym poziomie moralność jest potrzebna społeczeństwu.
Spełnia funkcję użytkową, ale nie niesie w sobie zmian prowadzących do religijności.
Niech cię nie napawa dumą to, że jesteś „dobrym” człowiekiem.
Trzeba byś doszedł do takiego punktu, w którym już nawet samo myślenie o tym co dobre, a co złe, wydaje się niepotrzebne.
Twoja ogromna uważność, twoja wielka świadomość po prostu powoduje, że robisz wszystko, co jest dobre;
bez stłumienia w sobie tego, co złe.

Nazwałbym Mahatmę   Gandhiego „dobrym” człowiekiem, ale nie człowiekiem świadomym.
On naprawdę usiłował być dobry. Nie krytykuję jego intencji, ale był on człowiekiem z obsesją czynienia dobra.

Człowiek świadomy nie ma obsesji; jest rozluźniony, cichy, spokojny, serdeczny. Wszystko, co wypływa z tej jego ciszy jest dobre, gdyż żyje on w świadomości, która przecież nie stwarza konieczności dokonywania wyborów.

Wyjdź ponad zwykłą koncepcję dobrego człowieka-

Nie będziesz ani dobry ani zły. Będziesz po prostu uważny, świadomy, a cokolwiek się zdarzy będzie dobre. Mówiąc innymi słowy  w pełni swej świadomości osiągniesz cechy boskie, a dobroć będzie zaledwie jedną z nich.

Religie nakazały ci być dobrym, tak byś mógł któregoś dnia odnaleźć Boga. Ale to przecież niemożliwe  nigdy żaden „dobry” człowiek nie poczuł co znaczy boskość.
Nauczam cię czegoś odwrotnego: odkryj boskość, a dobro pojawi się samo i będzie połączone z pięknem, wdziękiem, prostotą i skromnością. Nie będzie oczekiwało żadnej nagrody. Jest nagrodą samą w sobie.

Powrót do częsci pierwszej

Artykuł z serii: Przypomnienie

Osho, Świadomość – Klucz do życia w równowadze.

Powiązane posty
Bądź swoim mistrzem – odpowiedzi są w Tobie

Autentyczna zmiana myślenia

Otwarty umysł: Wolność od negatywnych emocji.

Poznawaj siebie – podejście Zen

Wyprawa do serca ciszy. Medytacja

Magia i moc słów

Tagi

, , , , , , , , , ,

Kilka lat temu uczestniczyłem w spotkaniu, które otworzyło mi oczy na wielką siłę tkwiącą w słowach. Towarzyszyli mi wtedy dwaj bardzo dobrzy znajomi, a jednocześnie wspólnicy w interesach.

W tracie spotkania odkryliśmy, że jeden z naszych współpracowników usiłuje nas wykorzystać. Zasmuciło mnie to i chyba nawet rozzłościło. Jeden z moich towarzyszy był tak wściekły, że aż poczerwieniał na twarzy. Spytałem go więc, dlaczego pozwala sobie na odczuwanie tak wielkiej złości. „Kiedy jesteś wściekły, stajesz się mocniejszy, masz siłę do działania, możesz sprawić wszystko” – wysapał z furią.
Drugi z moich towarzyszy siedział spokojnie. Powiedział mi, że:
„obudziło to poniekąd jego irytację”.
Spytałem go więc, jak może powstrzymać złość.
„Kiedy się wściekasz, tracisz kontrolę nad sobą i wtedy wygrywa twój przeciwnik”
– usłyszałem w odpowiedzi.
Poniekąd poirytowany….
Pomyślałem wtedy, że to najgłupsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałem. Jak człowiek będący tak dobrym biznesmenem mógł mówić coś tak głupiego i patrzeć na nas z twarzą pokerzysty? Jednak w rzeczywistości nie była to twarz pozbawiona wyrazu.
On niemal z przyjemnością mówił o tym, co mnie doprowadziłoby do szału! Jego słownictwo z pewnością wpływało na jego stan i na mój też, ponieważ wyrażenie: „poniekąd obudziło to moją irytację”, w jakiś przedziwny sposób choć trochę mnie odprężyło.

Postanowiłem więc kiedyś je wypróbować. W jakiś czas później podróżowałem w interesach, dotarłem do hotelu i okazało się, że nie mają tam dla mnie pokoju. „Proszę wybaczyć, ale im dłużej tu stoję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że mnie to wszystko poniekąd irytuje” – powiedziałem.
Recepcjonista popatrzył na mnie zaskoczony, niezbyt wiedząc, jak zareagować, i uśmiechnął się wbrew sobie. Nie mogłem nie odpowiedzieć mu uśmiechem.

W ciągu kilku następnych tygodni wielokrotnie próbowałem tego nowego zwrotu. Za każdym razem przekonywałem się, iż był tak głupi, że potrafił przełamywać moją złość i frustrację, a także natychmiast osłabiał targające mną emocje.

Jeśli powiesz sobie, że jesteś „zły”, „rozwścieczony” albo „zdruzgotany”, jakie uczucia to w tobie wywoła?

Jakie będziesz sobie zadawał pytania?
Na czym będziesz się koncentrował?
Czy przypadkiem twoje ciśnienie krwi nie rozwali wtedy słupka rtęci w ciśnieniomierzu?

A jeśli zamiast „zły” będziesz „poirytowany”?
Zamiast być „pokonanym” znajdziesz się „w potrzebie”?
Zamiast się „wściekać” będziesz „rozzłoszczony”?
Jeśli nie będziesz doznawał „odrzucenia”, tylko poczujesz się „źle zrozumiany”?

Czy sądzisz, że zacząłbyś czuć się inaczej? Lepiej w to uwierz! 🙂

Być może brzmi to bezsensownie prosto.
Niemożliwe, byśmy mogli zmienić nasze odczucia, zmieniając tylko język, jakim się posługujemy…?!
A jednak – słowa naprawdę mają moc zmieniania naszych uczuć.

Właśnie dlatego czujemy się wzruszeni, kiedy wiele lat później słuchamy słów Martina Luthera Kinga Juniora mówiącego o wielkim śnie czy Johna F. Kennedy’ego mówiącego o tym, co jeden człowiek może zrobić dla całego narodu.

Słowa zmieniają nasze uczucia, jednak częstokroć nie uświadamiamy sobie ich znaczenia w codziennych rozmowach z innymi i w rozmowach z samym sobą.
Jeszcze rzadziej rozumiemy, w jakim stopniu używane przez nas słowa w każdym momencie wpływają na nasze myśli i uczucia. Jeśli na przykład usłyszysz, że niewłaściwie coś zrozumiałeś, w jakiś sposób na to zareagujesz.
Jeśli jednak ktoś ci powie, że się mylisz lub nie masz racji, z pewnością zareagujesz ostrzej. Natomiast gdy ktoś postawi ci zarzut kłamstwa, twoje myśli i uczucia zmienią się w jednej chwili, choć wszystkich takich słów można użyć z powodzeniem w tej samej sytuacji.

Czuj się wspaniale !
Słowa potrafią też działać na nas odwrotnie. Jeśli chcesz – możesz wzmocnić szczęśliwe odczucia, po prostu zmieniając sposób, w jaki je opisujesz.
Wpraw się w ekstazę zamiast po prostu czuć się dobrze. Bądź czymś całkowicie pochłonięty, zamiast się tym po prostu interesować. Zamiast czuć się świetnie, poczuj się cudownie.
Nie bądź tylko zdecydowany. Bądź nie do powstrzymania!

Możesz wzmocnić szczęśliwe odczucia, po prostu zmieniając sposób, w jaki je opisujesz. Przygotuj się więc do testu słownictwa, jakiego jeszcze nie przechodziłeś!
Spośród słów, używanych przez ciebie dla opisania swojego codziennego życia, wybierz kilka, które sprawiają że czujesz się koszmarnie.
Następnie zastanów się nad słowami, którymi mógłbyś je zastąpić. Jeśli nie przychodzi ci na myśl zastępcze słowo, które ma tylko pozytywny wydźwięk, postaraj się przynajmniej złagodzić wymowę starego. Jeśli chcesz, mogą to być słowa śmieszne i głupie. I baw się przy tym dobrze!

Stare obezwładniające słowo => Nowe wzmacniające słowo
-jestem głupi => próbowałem coś odkryć
-jestem zły => Jestem rozczarowany
-jestem przygnębiony => wyciszam się, zanim zacznę działać
-jestem rozczarowany => czar prysł
-jestem zakłopotany => jestem ostrożny
-coś tu śmierdzi => Coś tu dziwnie pachnie
-niepowodzenie => nauczka
-zagubiłem się => poszukuje czegoś
-przerażający => inny

A teraz przenieś tę zabawę na kolejny etap.
Zastanów się nad słowami, które pozwolą ci zwielokrotnić przyjemne doznania. Zmień swoje dobre słowa na słowa najlepsze!
Stare słowo/zwrot => Nowe wspaniałe słowo/zwrot
interesujące => Zachwycające
jestem rozbudzony => mam mnóstwo energii
nieźle => wspaniale
zrobię to z chęcią => nie mogę się przed tym powstrzymać
miałem szczęście => to prawdziwe błogosławieństwo
dobry => perfekcyjny
jesteś okay => jesteś doskonały
sprawny => tryskający energią
zdolny => błyskotliwy
smaczny => pyszny

Dziesięciodniowe wyzwanie

To ćwiczenie odmieniło całe moje życie. W jaki sposób?
Umożliwiło mi ono zapanowanie nad moim umysłem, zastępując negatywne myśli, pozytywnymi.
A więc jesteś gotów?

Oto reguły gry:

1. W ciągu najbliższych dziesięciu dni nie dopuszczaj do siebie żadnych smętnych myśli ani odczuć, żadnych obezwładniających pytań, słów ani metafor.

2. Kiedy złapiesz się na tym, że koncentrujesz się na czymkolwiek negatywnym – a z pewnością tak będzie – natychmiast zacznij zadawać sobie pytania, które postawią cie na lepszej pozycji. Zacznij od zadawania sobie pytań w sytuacji problemowej*.

3. Każdego ranka tuż po przebudzeniu zadawaj sobie pytania poranne **. Tuż przed zaśnięciem zadawaj sobie pytania wieczorne***. To w cudowny wręcz sposób pomoże ci poczuć się dobrze.

4. Przez najbliższe dziesięć dni skupiaj się wyłącznie na rozwiązaniach, a nie na problemach.

5. Jeśli złapiesz się na bezproduktywnych myślach, pytaniach lub uczuciach, nie potępiaj się za to!
Po prostu  je zmień.
Gdybyś jednak mimo wszystko miał skupiać się na czymś negatywnym przez czas dłuższy niż pięć minut, musisz odczekać do kolejnego ranka i zacząć dziesięciodniowy cykl. Już od dzisiaj zacznij używać wszystkich narzędzi, które przekazuje ci ta książka, abyś w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie dopuszczał do siebie żadnych niszczących myśli ani emocji.

Celem tego ćwiczenia jest dziesięć kolejnych dni bez żadnych negatywnych myśli. Ilekroć zaczniesz koncentrować się na czymkolwiek negatywnym, musisz zacząć całe ćwiczenie od nowa, bez względu na liczbę dni, w ciągu których wcześniej udawało ci się sprostać dziesięciodniowemu wyzwaniu.
Chcę, abyś wiedział, że siła dziesięciodniowego wyzwania jest naprawdę wielka. Jeśli mu sprostasz, w twoim życiu pojawi się cała parada korzyści, które nie ustaną wraz z zakończeniem ćwiczenia.

Oto tylko niektóre z nich:

1. Dostrzeżesz wszystkie nawyki, które cię wstrzymują.

2. Twój umysł zacznie szukać umacniających cię możliwości.

3. Zyskasz nieprawdopodobne wręcz poczucie pewności, kiedy przekonasz się, że możesz odmienić swoje życie.

4. Wytworzysz w sobie nowe oczekiwania, nowe nawyki i nowe standardy, które pomogą ci rozwinąć się i coraz bardziej cieszyć się życiem.

———————————————————————————————————

* Pytania w sytuacji problemowej
1. Co dobrego niesie ten problem?
2. Co należy poprawić?
3. Co jestem skłonny zrobić, aby wszystko zaczęło się dziać po mojej myśli?
4. Czego jestem skłonny nie robić, aby wszystko zaczęło się dziać po mojej myśli?
5. W jaki sposób mogę cieszyć się życiem, robiąc to, co konieczne, aby wszystko zaczęło się dziać
po mojej myśli?

**Pytania poranne
1. Co mnie w życiu uszczęśliwia? Co dokładnie wywołuje teraz moje szczęście? W jaki stan mnie to wprowadza?
2. Co wywołuje moje podniecenie? Co dokładnie mnie teraz ekscytuje? W jaki stan mnie to wprowadza?
3. Z czego jestem w życiu dumny? Co dokładnie powoduje moją dumę? W jaki stan mnie to wprowadza?
4. Za co jestem wdzięczny życiu? Co dokładnie budzi moją wdzięczność? W jaki stan mnie to wprowadza?
5. Co daje mi w życiu przyjemność? Co dokładnie sprawia mi teraz radość i przyjemność? W jaki stan mnie to wprowadza?
6. W co wierzę i czemu się chcę poświęcić? Czemu dokładnie jestem oddany? W jaki stan mnie to wprowadza?
7. Kogo kocham? Kto kocha mnie? Kto budzi moją miłość? W jaki stan mnie to wprowadza?

***Pytania wieczorne
1. Co dzisiaj z siebie dałem? Co dokładnie dałem dzisiaj innym? W jaki sposób?
2. Czego się dzisiaj nauczyłem?
3. Jak dzień dzisiejszy przyczynił się do podniesienia jakości mojego życia? Jak mogę go wykorzystać jako przyszłą inwestycję?

Anthony Robbins – Listy od przyjaciela

Zobacz też:

• Przekonaj się że …możesz.

Podświadomość – kluczem do bogactwa

Niepowodzenie to błogosławieństwo w przebraniu

Niezwykła moc wyobraźni. Sukces a niepowodzenie.

Historia prawdziwego sukcesu

Słownictwo sukcesu

Co cię powstrzymuje przed realizacją marzeń?

Atrakcyjność przyciąga sukces.

Porażka jest matką sukcesu

Przepływ pieniędzy, przepływ energii

Przełamując fale…. I życiowy impas :)

Sukces – sprawdź czy masz szansę go osiągnąć.

Jak oduczyć sie sabotować własne marzenia?

„Wziąć odpowiedzialność za własne życie” – zalety i pułapki.

Tagi

, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Kiedy mówimy o tworzeniu własnego życia, ludzie odnoszą się do tego negatywnie, ponieważ nie podoba im się pomysł, że oni sami stworzyli swoje cierpienie. Niektórzy woleliby raczej umrzeć zniszczeni chorobą, niż przebaczyć komuś, kto – jak są przekonani -wyrządził im kiedyś krzywdę.

Jeżeli tak dobrze nam się udaje tworzenie rzeczywi­stości negatywnej, cieszmy się, ponieważ tak samo możemy tworzyć doświadczenia pozytywne. Osoba na­prawdę skoncentrowana na tym, czego chce, zawsze to dostanie.

Przypatrz się alkoholikom. Nie pracują, nigdy nie mają pieniędzy, a zawsze udaje im się zdobyć alkohol. Skutecznie tworzą to, czego potrzebują.

W zależności od wartości, które wyznajemy, koncepcja, że sami tworzymy swoje życie, w przeciwieństwie do teorii mówiącej, że życie nam się przydarza, będzie dla niektórych osób bezsensowną ideą, a dla innych tylko pewną koncepcją filozoficzną.

Natomiast dla osób świadomych życie nie jest czymś, co dzieje się poza nimi.
Człowiek świadomy wie, że nie jest tylko obserwatorem, lecz twórcą.

Czasem nasze prawdziwe Ja wybiera dla nas tak zwane negatywne doświadczenia, abyśmy mogli się z nich uczyć i dzięki nim wzrastać. Dlatego też nie bądźmy dla siebie zbyt surowi za tworzenie w swoim życiu pozornie ograniczających nas doświadczeń. Jeżeli się pojawią, potraktujmy je jako lekcję – niech posłużą nam do rozwoju

Odpowiedzialność osobista

W książce Wewnętrzne przebudzenie dosyć obszernie mówiliśmy o odpowiedzialności osobistej, jej związku z chwilą obecną oraz ważnej roli, jaką odgrywa w procesie poszerzania świadomości.

Musimy być tu jednak świadomi pewnej pułapki.
Wiele osób mówi tak:
„Żyjmy chwilą obecną i nie martwmy się o jutro. Bawmy się, a jutro niech zatroszczy się samo o siebie”.

Gdybyśmy naprawdę żyli w chwili obecnej, byłaby to wspaniała postawa.
Zbyt często jednak jest to tylko sposób na uniknięcie odpowiedzialności za działania podjęte w chwili obecnej, co będzie wpływało na przyszłość.

Na przykład, bardzo wygodnie jest zapomnieć zapłacić rachunki, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci życiem. Oznacza to jednak brak odpowiedzialności za to, co się z nami dzieje tu i teraz, a jeżeli nie czujemy się osobiście odpowiedzialni za dane doświadczenie, z pewnością nie żyjemy w chwili obecnej.

Pełnia chwili obecnej faktycznie rozciąga się i zawiera w sobie przeszłość i przyszłość. To wspaniałe TERAZ, nie kontrolowane przez uwarunkowania z przeszłości, ani oczekiwania czy lęki dotyczące przyszłości przyciąga i zawiera wszystko.
Oznacza to, że jeżeli kierujemy uwagę na TERAZ i działamy w chwili obecnej, świadomi jesteśmy wpływu naszej bieżącej czynności na każde TERAZ, które nastąpi w przyszłości.
To jest właśnie odpowiedzialność osobista. Taka odpowiedzialność jest na tyle szeroka, że obejmuje i świadomie tworzy naszą przyszłość i teraźniejszość. W niej zawiera się nasza moc i ostateczna wolność. Wolność świadomego tworzenia swojej rzeczywistości.

LĘK PRZED WOLNOŚCIĄ

Sami tworzymy każdy aspekt swojego życia. Jest to chyba najbardziej wyzwalająca koncepcja na świecie. Jednak wielu ludzi boi się tej wolności, jakby miała wyrządzić im krzywdę.
W przeszłości, kiedy rodziła się jakaś nowa, wyzwalająca idea, zawsze pojawiała się opozycja. Tak było na początku chrześcijaństwa, tak było z feminizmem w naszych czasach. Każda z tych idei wzbudzała lęk, była atakowana i postrzegana jako groźna dla moralnych standardów danego okresu.
Lazaris, w książce The Sacred Journey pisze:

Krytycy koncepcji świadomego tworzenia rzeczywistości często występują z pytaniem: „Jak powiedzieć osobie głodującej czy ofierze gwałtu, że to ona sama stworzyła swoją rzeczywistość; że ona sama stworzyła sobie głód i gwałt?” Krytycy obruszają się, że byłoby to zachowanie pozbawione wrażliwości. Byłoby to zachowanie okrutne.
Tylko naiwny zwolennik metafizyki, w swoim zapale do jej obrony, dalby się wciągnąć w obronę tego hipotetycznego zachowania, które rzeczywiście byłoby pozbawione wrażliwości i okrutne. My proponujemy, aby prawdziwy metafizyk nie mówił osobie głodującej czy ofierze gwałtu nic o tworzeniu rzeczywistości – przynajmniej na początku. Najpierw trzeba uleczyć rany, a dopiero potem można mówić o metafizyce.

Wszyscy doświadczyliśmy cierpienia.
Jednym z zadań naszych ministrów (<-kliknij by dowiedzieć się co to znaczy ), naszego ego,  jest zadbanie, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło.
Świadomość, że sami stworzyliśmy to cierpienie lub pozwoliliśmy na jego zaistnienie, daje nam ogromne poczucie wolności.
Ofiary przekonane są, iż istnieje niewielka szansa, aby zapobiec ponownemu cierpieniu.
Jak sugeruje Lazaris, jeżeli ktoś doświadczył cierpienia, najpierw powinien uleczyć rany fizyczne, mentalne i emocjonalne, a potem świadomie uznać to, co stało się w przeszłości i co dzieje się teraz. Następnie powinien przebaczyć innym i sobie – i dopiero wtedy zacząć tworzyć nowe życie.

Podstawowa zasada tworzenia własnej rzeczywistości może być zawarta w następujących słowach:
Osoba, która odczuwa skutek, jest tą samą osobą, która stworzyła przyczynę.

Niektórzy ludzie, kiedy po raz pierwszy dowiadują się o tworzeniu swojej rzeczywistości, są tym bardzo podekscytowani.
Jednak po jakimś czasie idea ta staje się jeszcze jedną teorią filozoficzną, która nie ma zastosowania w „rzeczywistym świecie”.

Być może będą o niej mówić, ale nie będą nią żyć. Dlaczego?
Wiele osób nie wykorzystuje w pełni swojej mocy, ponieważ nie potrafi albo nie chce.

Korzyści z pozostawania ofiarą (zawsze jest ktoś, kto się mną zaopiekuje; ktoś, na kogo mogę zrzucić winę; kogo mogę kontrolować; nad kim mogę dominować) jawią się jako zbyt duże, aby z nich zrezygnować.

Osoby takie przestają żyć świadomie,zapominają o procesie samoobserwacji i o tym, że sami tworzą swoje życie.

WALKA O WIĘCEJ

Walka o więcej miłości, szczęścia i wolności w zewnętrznym świecie bierze się z przekonania, że nie wystarczy tych wartości dla wszystkich i że można je zdobyć tylko z zewnętrznych źródeł.
Na poziomie świadomym niedostatek ten odczuwamy jako brak uwagi, troski, czasu, pieniędzy, bezpieczeństwa i świadomości, że mamy moc tworzenia tego, czego pragniemy.

POŁĄCZMY SIĘ Z NASZYM WEWNĘTRZNYM ŹRÓDŁEM!
Pozostając w cyklu ofiary, tworzymy rzeczywistość w sposób nieświadomy.
W cyklu wolności tworzymy rzeczywistość świadomie.

Oprócz energii do życia, jaką czerpiemy z pożywienia, ciepła i kontaktu z innymi ludźmi, istnieje jeszcze jedno źródło energii. Można je opisać jako zbiorową świadomość wszystkich istot żywych i nieożywionych. Nazywamy ją również prawdziwym Ja. Jest to ta część nas samych, która łączy się z wszystkim, co jest. Tracimy to połączenie, kiedy:
• nie żyjemy w chwili obecnej, ponieważ jedno z pięciu przywiązań (porównanie, osądzanie, opór, utożsamianie się, analizowanie) odciąga nas od niej;
• uważamy, że celem naszego życia jest przetrwanie;
• ważniejsze od nas samych stają się różne rzeczy, wydarzenia czy związki z innymi ludźmi;
• wierzymy, że to, co wywołuje w nas lęk, jest prawdziwe.

Prawdziwe zrozumienie, że sami tworzymy swoją rzeczywistość, wymaga zrobienia trzech kroków:

Krok pierwszy: zaobserwowanie, że rzeczywiście tworzymy swoje życie.
Krok drugi: wzięcie odpowiedzialności za to, co tworzymy.
Krok trzeci gotowość do wykorzystania swojej mocy, aby świadomie stworzyć bardziej pozytywną rzeczywistość.

KROK PIERWSZY: UMIEJĘTNOŚĆ ZAOBSERWOWANIA, ŻE SAMI TWORZYMY SWOJE ŻYCIE
Krok pierwszy realizujemy przez regularną praktykę samoobserwacji. Jeżeli nie opanowałeś tego kroku i nie praktykujesz samoobserwacji regularnie, przerwij czytanie w tym momencie i przeczytaj raz jeszcze Wewnętrzne przebudzenie. Pominąłeś bardzo ważny krok. Cała książka Wewnętrzne przebudzenie poświęcona jest praktyce kroku pierwszego.

KROK DRUGI: WZIĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO, CO TWORZYMY
Kiedy przyjrzymy się tradycyjnym metodom rozwoju wewnętrznego, wydaje się, że niektóre z nich koncentrują się na obowiązkach i odpowiedzialności względem autorytetów zewnętrznych. Wypełnianie zewnętrznych reguł kojarzy się z posłuszeństwem w relacji dziecko i kochający lub karcący rodzic.
Taka postawa w życiu może prowadzić do, z jednej strony, zmagania się i poświęcenia, a z drugiej, do buntu. Poczucie obowiązku niesie ze sobą również poczucie winy i kary w przypadku nieposłuszeństwa czy niedopełnienia prawa.
Dlatego właśnie kara i nagroda pochodzące z zewnętrznego źródła stają się równoznaczne z obowiązkiem i odpowiedzialnością i bardzo łatwo na nich skupić całą swoją uwagę. Pozbawiamy się wtedy swojej wewnętrznej mocy.

Kiedy sięgniemy pamięcią wstecz do dzieciństwa, do sytuacji, w których coś „przeskrobaliśmy”, prawdopodobnie przypomnimy sobie, jak rodzice pytali: „Kto jest odpowiedzialny za to, co się stało?”.
Słowo „odpowiedzialność” kojarzyło się z winą.
Z reguły słowo to nigdy nie było używane w kontekście pochwały.
Nic więc dziwnego, że czujemy awersję – jeżeli nie fizyczną, to na pewno emocjonalną – do wszystkiego, co kojarzy się nam z odpowiedzialnością.

Cóż więcej mogłoby nam przynieść wzięcie odpowiedzialności niż tylko wspomnienia strachu, kary i rozżalenia?
Prawdziwa odpowiedzialność to umiejętność odpowiadania na swoje myśli, uczucia i sytuacje w chwili obecnej.
Wyobraź sobie, że idziesz drogą i mija cię człowiek, który mówi ci „dzień dobry”. Zamiast odpowiedzieć tymi samymi słowami na głos, odpowiadasz w myśli. Człowiek kręci głową, niedowierzając, że możesz być tak nieuprzejmy.
Twoja odpowiedź była niewłaściwa, ponieważ człowiek ten nie mógł jej usłyszeć. Właściwą odpowiedzią byłoby wypowiedzenie powitania na głos.

Ta prosta historia jest analogią do naszych często niewłaściwych odpowiedzi na to, co się nam przydarza. Zamiast dawać odpowiedź pochodzącą z chwili obecnej, reagujemy odczuciami z przeszłości. Jeżeli reagujemy na jakąś sytuację rozdrażnieniem emocjonalnym, oznacza to, że staramy się rozwiązać problem z dorosłego życia z pozycji zranionego dziecka.

Co powstrzymuje nas od wypowiedzenia „dzień dobry” w powyższej analogii? Z pewnością wiele rzeczy, a między innymi przyczyny na poziomie:
• mentalnym (przekonanie, że nie rozmawia się z obcymi),
• emocjonalnym (lęk przed ludźmi),
• fizycznym (niedosłyszenie).

Tak więc nasza umiejętność odpowiedzi na uczucie czy sytuację określa stopień naszej odpowiedzialności i świadomości w danym momencie.
Świadomość i prawdziwa odpowiedzialność są synonimami, jeżeli więc jesteśmy odpowiedzialni, będziemy też właściwie odpowiadać na sytuacje. Natomiast nieodpowiedzialność wynikająca z nieświadomości oznaczać będzie mechaniczne reakcje zamiast prawdziwych odpowiedzi i stawanie się ofiarą przeszłości.

Przyjęcie roli ofiary oznacza utknięcie w stereotypowych wzorcach zachowania, sabotujących nasze próby znalezienia miłości i szczęścia w chwili obecnej.

Kiedy pomimo użalania się nad sobą czy grania w typowe dla ofiary gry i tak jesteśmy ignorowani i odrzucani, popadamy w rozgoryczenie lub depresję, a potem wybieramy jedno z uzależnionych, ucieczkowych zachowań.
Stajemy się osobami mniej odpowiedzialnymi i czujemy, że nic na to nie można poradzić.

W takim momencie niektórzy mówią, że nie panują nad tym, co się dzieje, nic od nich nie zależy i nie potrafią stworzyć własnego życia.
Poczucie takie jest dla nich wystarczającym dowodem ich bezsilności i bycia ofiarą bezlitosnego świata.
Potrzebują więc lekarzy – którzy by ich uleczyli, przywódców – aby wskazali im drogę, partnerów – którzy by ich kochali, oraz guru i zbawicieli – aby ich wybawili.
W ten sposób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jeszcze bardziej pozbawiają się mocy i utwierdzają w roli ofiary

-Tymczasem nic ani nikt nie może nam odebrać mocy bez naszego pozwolenia.
My sami ją oddajemy w momencie kiedy opuszczamy bezpieczeństwo i pełnię chwili obecnej.

Kiedy ludzie pozbawiają się mocy, żyjąc na zasadzie uwarunkowanych reakcji, biorą na siebie fałszywą odpowiedzialność i obowiązek wobec uwarunkowań z przeszłości. Tłumią natomiast w sobie prawdziwą odpowiedzialność bycia twórczą istotą ludzką, uczestniczącą w naturalnym procesie ewolucji ludzkiej świadomości. Nie ma to oczywiście wielkiego wpływu na całokształt zmian we wszechświecie, jednak brak naszego świadomego udziału w tym procesie, opóźnia naszą drogę do poszerzenia świadomości i ponownego połączenia z naszym prawdziwym Ja.

Cierpienie i rola ofiary mogą być przydatnymi narzędziami w procesie budzenia się, ale kiedy ono nastąpi, nie mają już żadnej wartości.

MANIPULACJA NEW AGĘ
Niektóre osoby, które pierwszy raz zetknęły się z koncepcją tworzenia swojej rzeczywistości, wykorzystują ją do manipulowania innymi.
Mogą na przykład usprawiedliwiać swoje złe postępowanie wobec drugiej osoby w następujący sposób:
„Skoro ty tworzysz swoją rzeczywistość, mogę wyrządzić ci jakąś krzywdę, a ty nie możesz być na mnie zły, ponieważ sam stworzyłeś tę sytuację. Oznacza to, że nie muszę się przejmować twoimi skargami, iż moje zachowanie cię rani. Nie muszę zmieniać zachowania, ponieważ nie jest ono częścią mojej rzeczywistości”.
Takie podejście jest unikaniem odpowiedzialności za współżycie i współtworzenie rzeczywistości z Innymi ludźmi. Zamiast uczyć odpowiedzialności osobistej i nie przywiązywania się, uczy obojętności i zimnego przyglądania się z boku.

To prawda, że każdy tworzy swoją rzeczywistość, ale w rzeczywistości tej istnieją inni, tak jak my Istniejemy w życiu innych. W każdym momencie życia współtworzymy z innymi. Kiedy uświadomimy to sobie, możemy zrezygnować z fałszywych zobowiązań z przeszłości i stać się – już teraz – naprawdę odpowiedzialnymi wobec siebie i innych.

Nie musimy daleko szukać, aby znaleźć ludzi, którzy boją się wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ludzie tacy patrzą na świat jak na coś obcego i groźnego i nawet na sekundę nie przyjdzie im do głowy, że sami go stworzyli, łącznie ze swoim cierpieniem. Tworzą swoje piekło na ziemi, kierując się strachem i ukrytymi wzorcami myślenia, odczuwania i zachowania.
Zanim przejdziemy do kroku trzeciego, podsumujmy krok drugi następującą afirmacją:
Jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za świadome tworzenie każdego aspektu mojego życia.

KROK TRZECI: GOTOWOŚĆ DO WYKORZYSTANIA SWOJEJ MOCY. ABY ŚWIADOMIE TWORZYĆ PO-ZYTYWNĄ RZECZYWISTOŚĆ
To istotne zagadnienie jest tematem kolejnych części tej książki. Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że nie istnieje nic poza nami, co mogłoby nas zranić lub uczynić z nas ofiarę, zacznie się w nas proces transformacji strachu w miłość.
Będąc świadomi, że sami możemy zdecydować, jakich doświadczeń pragniemy, mamy wybór pomiędzy wyjściem z cyklu ofiary lub pozostaniem ofiarą.

Wybór jest oznaką wolności, a wolność polega na świadomym tworzeniu takich doświadczeń, jakich chcemy. Jeżeli wybieramy rolę ofiary, wiedząc równocześnie, że sami wszystko tworzymy, prawdopodobnie robimy to po to, aby manipulować innymi ofiarami, wciągającymi nas w swoją grę, która sama w sobie jest karą dla jej twórcy.

Przez większą część mojego życia czułem się ofiarą, aż do momentu, kiedy odkryłem moc wdzięczności. Spróbuj poczuć się ofiarą i równocześnie odczuwaj wdzięczność za cokolwiek w swoim życiu. Odkryjesz, że jest to niemożliwe.
Wdzięczność zdaje się wynosić nas ponad mentalność ofiary.
Pięknie napisała Peg Huxtable w swojej wspaniałej książce Words ofWisdom:
Małe dziecko spytało:
– Po co jesteśmy tutaj na ziemi, mamusiu?
– Aby pomagać innym – odpowiedziała mama.
– A po co są inni? – brzmiało następne pytanie.

Wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni we wszechświecie i mamy na siebie nawzajem wpływ.
Ci, którzy skupiają się na walce o przetrwanie (rola ofiary), a nie na miłości, są częścią problemu, nie rozwiązania.

*
Za każdym razem, kiedy decydujemy się wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia i swoje życie, podnosimy wibrację życia i popychamy ewolucję do przodu.
Za każdym razem, kiedy wybieramy szczęście w chwili obecnej, nie tłumiąc uczuć, ale naprawdę dokonując świadomego wyboru, cały kosmos śpiewa z radości.
Jednak, czy ludzie naprawdę chcą nauczyć się odpowiadać (a nie reagować – przy p. tłum.}, żyć pełnią chwili obecnej i w rezultacie otrzymać szczęście i wolność? Richard Bach tak pisze w swojej niezwykłej książce Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mesjaszem.

A mistrz rzekł do nich:
– Gdyby człowiek powiedział Bogu, że chce pomóc cierpiącemu światu, bez względu na cenę, jaką musiałby zapłacić, i gdyby Bóg pouczył go, jak ma to zrobić, czy człowiek ten powinien zrobić, jak mu kazano?
– Oczywiście, mistrzu! – krzyknął tłum. – Gdyby Bóg go o to prosił, radością byłoby dlań znosić nawet piekielne męki!
– Bez względu na to, jakie to męki i jak trudne byłoby to zadanie?
– To honor zawisnąć, chwała do krzyża być przybitym, chwała spłonąć na stosie, Jeśli tego właśnie oczekiwałby Bóg – powiedzieli.
– A gdyby Bóg – zapytał ich mistrz – powiedział wam prosto w oczy: NAKAZUJĘ WAM, BYŚCIE NA TYM ŚWIECIE DO KOŃCA DNI SWOICH BYLI SZCZĘŚLIWI, co byście wtedy zrobili?
A tłum pogrążył się w ciszy; na zboczach gór, w dolinach, gdzie zgromadzili się wszyscy, nie było słychać ni głosu, ni dźwięku żadnego….
Richard Bach, Iluzje, czyli człowiek, który nie chciał być Mes/aszem, przei. Jerzy Jamiewicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996,s.19-21.


Fragmenty z : Colin Sisson – Podróż w głab siebie

Zobacz też

SONDA: Wolelibyśmy aby….

Tagi

, ,

Od pewnego czasu dostaje mailowe skargi, które odnoszą się do tego w jaki sposób obecnie pokazywane są komentarze.
Chodzi mianowicie o to, że gdy ich liczba przekroczy 25 – stronicują się i pojawia się link „starsze komentarze”. Dostaje sporo głosów od ludzi których to drażni i mimo, że gdy wszystkie komentarze są wyświetlone, strona ładuje się znacznie dłużej, woleliby chwilę poczekać. Nie chcą przechodzić przez 10 stron by zobaczyć poprzednie komentarze (bo czasowo wychodzi tak samo, a jest więcej klikania).

Co zatem wolelibyście?

– zwijanie komentarzy w paczki po 25 i przebijanie się przez kolejne podstrony
– czy wszystkie komnetarze pokazane na jednej stronie, ale czas ładowania strony dużo dłuższy…

Głos większości zadecyduje o tym jak będzie. Decyzja jest więc wasza.

Dziękuję za wzięcie udziału w głosowaniu.